Jak działa policyjny „chwytak” przeciw uciekającym kierowcom?
Opinię bardzo skutecznej w łapaniu uciekinierów ma policja amerykańska. Tamtejsze pościgi są bardzo widowiskowe i zwykle kończą się umiejętnym uderzeniem w uciekający pojazd tak, aby ten obrócił się i wypadł z drogi.
Skuteczne ale ryzykowne. Zawsze istnieje obawa, że uciekinier nim się zatrzyma, uderzy w inny, prawidłowo poruszający się pojazd. Dlatego coraz częściej stosowany jest w USA tak zwany „chwytak”. Jest to lina na odpowiednim wysięgniku, który zbliża się do tylnego koła pojazdu. Lina wkręca się w koło i je blokuje, trwale łącząc radiowóz z uciekającym pojazdem.
Skuteczność działania „chwytaka” została ostatnio zaprezentowana podczas pościgu za dwoma 17-latkami, którzy napadli właściciela Chevroleta Camaro i ukradło jego samochód. Na początku skutecznie unikali zatrzymania przez policję, chociaż omijanie stojącego w poprzek drogi radiowozu zakończyło się uderzeniem tyłem pojazdu w ogrodzenie.
Złodzieje w żółtym coupe uciekali jednak dalej, ale w tym momencie dogonił ich radiowóz z „chwytakiem”. Dojechał on do Chevroleta, zaczepił linę i kilka sekund później Camaro stało unieruchomione, a złodzieje wystawiali przez okna ręce do góry w geście poddania się.
Możliwość ogrzewania lusterek bocznych to dość często spotykany dodatek, szczególnie przydatny w okresie zimowym. Pozwala szybko oczyścić lusterka z lodu i szronu, ale także rozwiązuje problem zaparowania. Nie wszyscy kierowcy zdają sobie jednak sprawę z tego, że posiadają ten dodatek.
Powodem jest brak osobnego włącznika do tej funkcji. W części samochodów znajdziemy odpowiedni przycisk lub pozycję na pokrętle służącym do regulacji lusterek, co ułatwia sprawę. Lecz w wielu samochodach ogrzewanie lusterek połączone jest z ogrzewaniem tylnej szyby. Nie można tych funkcji używać osobno, a brak dodatkowych oznaczeń sprawia, że właściciele aut nie zdają sobie nawet sprawy, że mają taki dodatek.
W przeciwieństwie do ogrzewania, elektryczne składanie lusterek nie jest nigdzie ukrywane i właściwy przełącznik zawsze umieszczony jest przy przyciskach sterujących regulacją lusterek. Niektóre modele pozwalają składać lusterka tylko po naciśnięciu przycisku, ale są też auta, w których lusterka składają się same po zaryglowaniu centralnego zamka i rozkładają po otworzeniu pojazdu.
Część samochodów pozwala natomiast kierowcy wybrać, czy lusterka mają się same składać. Zależnie od modelu odpowiedni przełącznik może być po prostu połączony z przyciskiem do ich składania. Inne auta wymagają z kolei odnalezienia odpowiedniej pozycji w menu ustawień samochodu.
Jak działa automatyczne obniżanie lusterek?
Jeśli jesteśmy już w ustawieniach lusterek, warto zwrócić uwagę, czy nasze auto przewiduje opcję automatycznego obniżania lusterek. Po jej aktywowaniu lustro automatycznie obniża się tak, żeby ułatwić nam parkowanie i obserwowanie linii na drodze lub krawężnika, kiedy tylko wrzucimy wsteczny bieg.
Aby funkcja zadziałała, zwykle potrzebne jest też wybranie przełącznikiem do regulacji lusterek, które ma się obniżać. W części samochodów to jedyny sposób, żeby lusterko się obniżało, a obecności tej funkcji nie zdradza żadna z opcji menu.
Automatyczne przyciemnianie lusterek bocznych
Lusterka elektrochromatyczne są często spotykane, ale kiedy mowa o lusterkach wewnętrznych. Zewnętrzne są znacznie mniej podatne na oślepianie przez światła jadącego za nami pojazdu. Ale nadal może się ono zdarzyć, więc spotkać można (zwykle w droższych samochodach) także samościemniające się lusterka zewnętrzne.
Słyszeliście prawdopodobnie o martwym polu w lusterkach? Spoglądacie w nie przed zmianą pasa ruchu, wydaje się pusto, a tym czasem tuż obok was jedzie inny pojazd. Prowadzić to może do niebezpiecznych sytuacji.
Stąd pomysł na czujnik martwego pola, który tak naprawdę działa zawsze. Jeśli jakiś pojazd zbliża się do nas na pasie obok, na lusterku lub obok niego zapali się pomarańczowa dioda. To znak, że nawet jeśli niczego nie widzimy, to coś obok nas jedzie. Jeśli mimo tego wrzucimy kierunkowskaz i zaczniemy zmieniać pas, dioda zacznie mrugać (czasami na czerwono) i odezwie się ostrzegawczy dźwięk.
Wykrywanie martwego pola domyślnie jest włączone, ale można je dowolnie aktywować i dezaktywować. W niektórych modelach da się również regulować czułość systemu, natężenie światła diody ostrzegawczej oraz obecność sygnału dźwiękowego.
Znany z kontrowersyjnych wypowiedzi Clarkson wywołał prawdziwą burzę, kiedy 16 grudnia 2022 roku opublikował felieton w dzienniku The Sun, w którym napisał pod adresem Meghan Markle:
W nocy nie jestem w stanie spać, ponieważ leżę zgrzytając zębami i marząc o dniu, w którym ona jest zmuszona do paradowania nago po ulicach każdego miasta w Wielkiej Brytanii, podczas gdy tłumy skandują „Wstyd!” i rzucają w nią grudkami ekskrementów.
Nawiązanie do sceny z „Gry o Tron” było spowodowane dużą falą krytyki pod adresem żony księcia Harry’ego, którą oskarżano wtedy o rozbijanie rodziny królewskiej. Typowy dla Clarksona styl pisania tym razem nie został potraktowany jako metafora i nawiązanie do popkultury, tylko jego słowa potraktowano bardzo dosłownie. Dziennikarz później wyjaśnił i przeprosił za swoje słowa, ale niektóre media twierdziły, że Amazon zdecyduje się zwolnić Clarksona i zakończyć kręcenie The Grand Tour oraz Farmy Clarksona.
Teraz już wiemy, że nic takiego się nie stało i Farma Clarksona nadal będzie realizowana. The Grand Tour znika jednak naprawdę i w tym roku zobaczymy jego dwa ostatnie odcinki. Pierwszy z nich ma się pojawić już w lutym.
Powód podjęcia takiej decyzji Clarkson wyjawił podczas ostatniego wywiadu dla The Times. Powiedział, że przede wszystkim „jest zbyt stary i gruby oraz brakuje mu już sił na realizowanie tak wycieńczającego programu”. Po drugie stwierdził, że ani on ani ekipa nie mają już pomysłów na nowe odcinki.
Trzeba pamiętać, że Clarkson, Hammond i May zrezygnowali z klasycznej formuły programu i nie testują już nowych samochodów ani nie rozmawiają o nowościach w studio, tylko skupili się na podróżowaniu po świecie. Robili to już 20 lat temu za czasów Top Gear, a ostatnie dwa sezony The Grand Tour skupiały się wyłącznie na tym. Słynne trio zjeździło w tym czasie właściwie cały świat.
Ruch wahadłowy oznacza często długie czekanie w korku na swoją kolej przejazdu. Za każdym razem gdy zapali się zielone światło, jak najwięcej kierowców stara się przejechać, co prowadzi czasami do sytuacji, kiedy jedno lub dwa auta wjadą już na czerwonym świetle.
Ich kierowcy zwykle rozumują tak, że światła mają ustawione pewne opóźnienie, aby pojazdy zdążyły opuścić zwężony odcinek, zanim ci z naprzeciwka będą mieli zielone. Ponadto jadąc zwartym szykiem, nie pozostawiają im innej możliwości, jak zaczekać aż wszyscy przyjadą.
Kolejny spór na odcinku z ruchem wahadłowym
Sytuacja na poniższym nagraniu była inna. Widzimy jak w momencie zapalenia się zielonego światła, ze zwężonego odcinka zjeżdżają właśnie motocyklista i ciężarówka. Ich jeszcze można próbować usprawiedliwiać, ale już nie kierowców BMW oraz Golfa, którzy jechali kawałek za nimi.
Autor nagrania ruszył, ale pozwolił im zjechać, lecz gdy wjeżdżał już na zwężony odcinek, okazało się, że z naprzeciwka jedzie jeszcze Audi. Ten kierowca zdecydowanie wjechał na czerwonym świetle, a do tego nie był pod nikogo „podczepiony”. Jak mógł sądzić, że uda mu się przejechać?
Kierujący ciężarówką nie miał litości i zmusił go do wycofania, nie zważając na obraźliwe gesty pasażera. Kierowca Audi chyba bardzo się sprawą przejął, bo nie zatrzymał się na początku korka czekającego na wjazd, tylko zatrzymał się zdezorientowany, a potem wjechał pod prąd w boczną uliczkę.
Nie każdy jadący na końcu „wahadła” jest cwaniakiem
Wina kierowcy Audi z powyższego nagrania nie pozostawia wątpliwości, ale przypomnijmy sytuacją, którą opisywaliśmy niedawno. Kierowca wjechał na „wahadło” mając zielone światło, a i tak wyjazd utrudnił mu kierowca ciężarówki. Czas na przejazd musiał być ustawiony bardzo krótki, więc bohater tamtej sytuacji, musiał zostać uznany za cwaniaka, chociaż jechał całkowicie przepisowo. Pamiętajcie więc, żeby w takich sytuacjach nie posądzać innych pochopnie.
Tak jak wspomnieliśmy, poruszając się samochodem po drogach publicznych, musimy mieć pewność co do tego, że jest on w pełni sprawny. Wymaga tego od nas wprost art. 66 Kodeksu drogowego:
Pojazd uczestniczący w ruchu ma być tak zbudowany, wyposażony i utrzymany, aby korzystanie z niego (…) zapewniało dostateczne pole widzenia kierowcy oraz łatwe, wygodne i pewne posługiwanie się urządzeniami do kierowania, hamowania, sygnalizacji i oświetlenia drogi przy równoczesnym jej obserwowaniu.
Oprócz dbania o sprawność pojazdu, nie możemy więc na przykład jechać z zamarzniętymi czy zaśnieżonymi szybami, co w okresie zimowym zdarza się niejednemu kierowcy. Ponadto musimy pamiętać o dodatkowych, obowiązkowych elementach.
Każdy samochód musi mieć na pokładzie trójkąt ostrzegawczy
Pierwszy z obowiązkowych elementów to trójkąt, który służy do ustawiania na drodze, aby ostrzec innych, gdyby przydarzyła się nam awaria lub kolizja. Każdy samochód jest fabrycznie wyposażony w trójkąt, więc w teorii nie musimy się nim przejmować.
W praktyce dobrze jest upewnić się, czy nasz samochód rzeczywiście ma trójkąt na pokładzie. Dotyczy to przede wszystkim osób, które kupił nie najmłodsze auto używane. Kierowca powinien też wiedzieć, gdzie trójkąt jest umieszczony w samochodzie.
Gaśnica to drugi z niezbędnych elementów wyposażenia każdego auta. Podobnie jak w przypadku trójkąta, powinniśmy wiedzieć, gdzie się ona znajduje. Ponadto musi być to miejsce łatwo dostępne. Jeżeli gaśnica ukryta jest w schowku bagażnika, to nie jest to problem, pod warunkiem że bagażnik jest pusty. Jeśli podczas policyjnej kontroli okaże się, że dostęp do gaśnicy wymaga wyrzucenia wszystkich bagaży zapakowanych na ferie, możemy mieć problemy.
Gaśnica powinna mieć minimum 1 kg środka gaśniczego (co jest ilością prowizoryczną, ale tylko takiej wymagają przepisy) oraz mieć ważną legalizację. Gaśnica powinna przechodzić przegląd w jednostce straży pożarnej, która potwierdza, że urządzenie nadal jest sprawne.
Wbrew temu co sądzi wielu kierowców, apteczka nie jest elementem obowiązkowego wyposażenia samochodu w Polsce. Mimo to warto wozić ją ze sobą, aby w awaryjnej sytuacji móc pomóc sobie lub komuś. W skład apteczki samochodowej powinny wchodzić:
opaska uciskowa
ustnik do sztucznego oddychania
koc termoizolacyjny
chusta trójkątna
środek dezynfekujący
jałowe bandaże i plastry z opatrunkiem
rękawiczki ochronne
Zawartość apteczki powinno się co jakiś czas przeglądać i wymieniać przeterminowane elementy.
Jaki mandat za brak obowiązkowego wyposażenia w samochodzie?
Wysokość mandatu za brak obowiązkowego wyposażenia w samochodzie zależy w dużej mierze od kontrolującego nas policjanta. Nie ma konkretnego mandatu za brak gaśnicy lub trójkąta w samochodzie, więc funkcjonariusz może korzystać z paragrafu na temat „wykroczenia przeciwko innym przepisom”. Przewiduje on karę do 3000 zł, więc teoretycznie możemy zapłacić bardzo wysoki mandat.
Na temat zasad jazdy na suwak można przeczytać w art. 22, ust. 4 Kodeksu drogowego. Sam ust. 4 mówi o obowiązku ustąpienia pierwszeństwa kierowcy znajdującemu się na pasie ruchu, który chcemy zająć, a ust. 4a informuje o wyjątku od tej reguły:
W warunkach znacznego zmniejszenia prędkości na jezdni z więcej niż jednym pasem ruchu w tym samym kierunku jazdy, w przypadku gdy nie istnieje możliwość kontynuacji jazdy pasem ruchu z powodu wystąpienia przeszkody na tym pasie ruchu lub jego zanikania, kierujący pojazdem poruszający się sąsiednim pasem ruchu jest obowiązany bezpośrednio przed miejscem wystąpienia przeszkody lub miejscem zanikania pasa ruchu umożliwić jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów, znajdującym się na takim pasie ruchu, zmianę tego pasa ruchu na sąsiedni, którym istnieje możliwość kontynuacji jazdy.
Sprawa jest więc prosta. Jeśli jest korek i jeden z pasów zanika, to kierowcy na pasie drugim muszą wpuścić kierujących z pasa kończącego się. Zgodnie z tym co sugeruje nazwa, samochody niczym zęby zamka błyskawicznego, wchodzą jeden przed drugiego. Każdy kierowca na pasie kontynuowanym, wpuszcza przed siebie jednego kierującego z pasa zanikającego.
Trochę inaczej wygląda to w przypadku drogi mającej więcej, niż dwa pasy ruchu, co określa art. 22, ust. 4b:
W warunkach znacznego zmniejszenia prędkości na jezdni z więcej niż dwoma pasami ruchu w tym samym kierunku jazdy, w przypadku gdy nie istnieje możliwość kontynuacji jazdy dwoma pasami ruchu z powodu przeszkód na tych pasach ruchu lub ich zanikania, jeżeli pomiędzy tymi pasami ruchu znajduje się jeden pas ruchu, którym istnieje możliwość kontynuacji jazdy, kierujący pojazdem poruszający się tym pasem ruchu jest obowiązany bezpośrednio przed miejscem wystąpienia przeszkody lub miejscem zanikania pasów ruchu umożliwić zmianę pasa ruchu jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów z prawej strony, a następnie jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów z lewej strony.
Zasada właściwie identyczna, tylko z tą różnicą, że wpuszczamy przed siebie dwóch kierowców – najpierw jednego z prawej, a potem drugiego z lewej strony.
Typowe błędu podczas jazdy na suwak
Czego można w tej zasadzie nie rozumieć? Są kierowcy, którym się udaje znaleźć niejasności. Do podstawowych błędów można zaliczyć:
Kto jest inny, jeśli dojdzie do kolizji podczas jazdy na suwak?
Przedstawione wyżej błędy nie raz prowadziły już do nieporozumień, kłótni, a także kolizji. Najczęściej jeden kierowca nie chce wpuścić przed siebie drugiego, więc ten drugi próbuje się przed niego wepchnąć. Kto będzie wtedy winny ewentualnego zderzenia?
Część osób mylnie rozumie, że kierowca na pasie zanikającym ma pierwszeństwo. To nieprawda. Kierowca na pasie kontynuowanym ma obowiązek go wpuścić, ale pierwszy musi zaczekać, aż drugi obowiązek ten spełni. Jeśli go nie spełnia, nie można w żaden sposób wymuszać na nim zrobienia miejsca.
Jeśli mimo to ktoś spróbuje wymusić na innym kierującym jazdę na suwak i dojdzie do kolizji, to mandat zapłacą… obaj. Ten który nie chciał wpuścić zapłaci mandat za niestosowanie się do obowiązku jazdy na suwak. Natomiast wpychający się będzie uznany winnym kolizji i za jej spowodowanie też otrzyma mandat.
Do zuchwałej i brutalnej kradzieży doszło w Dusseldorfie, gdzie ktoś zmasakrował przód stojącego przy drodze Porsche Taycana Cross Turismo. Piękny egzemplarz pokryty zielonym lakierem i z lakierowanymi na czarno felgami, został okrutnie oślepiony.
Kiedy przyjrzymy się bliżej, okaże się, że celem przestępców były właśnie reflektory samochodu. Wygląda to tak, jakby złodzieje chcieli nie tylko zabrać ze sobą same lampy, ale także prowadzące do nich przewody. W tym celu użyli prawdopodobnie nożyc do metalu, bezlitośnie rozcinając oba przednie błotniki. Widok na pierwszy rzut oka jest dość makabryczny.
To zdarzenie przypomniało o pladze kradzieży reflektorów właśnie z modeli Porsche, która miała miejsce kilka lat temu. Zwykle złodzieje ograniczali się wtedy do wyrywania lamp bez uszkadzania karoserii. Ci którzy wzięli na cel zielonego Taycana mieli zupełnie inne metody.
Powodem kradzieży reflektorów zwykle nie był fakt, że są one horrendalnie drogie. Najdroższa wersja w Taycanie wymaga wyłożenia 14 529 zł i jest to jedynie dopłata, za zmianę standardowych LED-ów na matrycowe. Światła Porsche upodobali sobie hodowcy marihuany, według których reflektory niemieckiej marki zapewniają wręcz idealną moc i barwę światła, a przy tym są energooszczędne.
Ten znak wyobraża dwie wypukłości na drodze, ale wcale nie oznacza dwóch nierówności. Zgodnie z definicją znaku A-11 w rozporządzeniu w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
Znak A-11 „nierówna droga” ostrzega o poprzecznej nierówności jezdni.
Chodzi więc o nierówny fragment drogi, a liczba nierówności jest bliżej nieokreślona. Znak ostrzega kierowcę i zachęca do zmniejszenia prędkości i zwiększenia uwagi. Jest to bardzo istotne, aby potem nie żałować swojej nieuwagi. Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że na takim odcinku możemy uszkodzić oponę lub felgę, co tylko przysporzy nam niepotrzebnych problemów i kosztów. Po drugie nie będziemy mogli liczyć na odszkodowanie od zarządcy drogi. Zwykle po uszkodzeniu samochodu na dziurze, możemy domagać się zwrotu kosztów naprawy, ale ustawiając znak A-11, zarządca jest „kryty” i nic nie musi nam płacić.
Znak A-11a – znaczenie i przepisy
Czy zatem znak A-11a oznacza na przykład „koniec nierównej drogi”? Tak by podpowiadała logika, ale jest zupełnie inaczej. Zgodnie z rozporządzeniem w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
Znak A-11a „próg zwalniający” ostrzega o wypukłości na jezdni zastosowanej w celu spowolnienia ruchu pojazdów.
Nie mamy więc do czynienia ze złą nawierzchnią, a z progiem zwalniającym. To mniejsze zagrożenie dla naszego samochodu, ale też powinniśmy być ostrożni. Progi zwalniające mają różną konstrukcję i zdarzają się takie, które wyglądają niewinnie, ale są bardzo źle wyprofilowane i przejeżdżanie przez nie przypomina wjazd na krawężnik. W takiej sytuacji często pojawiające się na znaku z progiem ograniczenie do 30 km/h to prędkość o wiele za wysoka.
Często pod znakiem A-11a stosowana jest też tabliczka T-1, informująca o odległości do progu zwalniającego. Nie musimy chyba dodawać, że jeśli zignorujecie ten znak i uszkodzicie sobie samochód na progu, to nie macie co liczyć na odszkodowanie od zarządcy drogi.
Co do zasady progi zwalniające mogą być montowane jedynie w terenie zabudowanym i w miejscach, gdzie uzasadnione jest ograniczenie prędkości, którego nie można wymusić w inny sposób. Na głównych drogach stawia się zwykle na fotoradary, ale nikt nie postawi takiego urządzenia na drodze osiedlowej.
Wymagane jest też to, aby droga na której znajduje się próg, należała do jednej z trzech kategorii:
Wspólne zasady dla kierowców w całej Unii Europejskiej
Obecnie wszystkie kraje wspólnoty, mają niemal zupełną swobodę w kształtowaniu przepisów oraz kar dla kierowców na swoich terenach. Dlatego możemy na przykład mieć różne limity prędkości na drogach, a także różne taryfikatory mandatów. Kraje członkowskie współpracują ze sobą natomiast w kwestii wzajemnego egzekwowania mandatów. Jeśli fotoradar w Niemczech złapie Polaka, to służby obu krajów zadbają o to, żeby zapłacił grzywnę.
Władze Unii Europejskiej chcą daleko szerszej unifikacji i mówi się między innymi o ogólnoeuropejskim, elektronicznym prawie jazdy. Dzięki niemu, kierowca któremu zatrzymano elektronicznie uprawnienia, nie będzie mógł za pomocą fizycznego blankietu przekonywać policję innego kraju, że jego prawo jazdy jest ważne. Mówi się też o wspólnych punktach karnych.
Nowe limity alkoholu dla kierowców
Kolejną nowością, ma być wprowadzenie nowych limitów na zawartość alkoholu w organizmie kierowców. Wiąże się on z szerszymi zmianami, dotyczącymi dwuletniego okresu próbnego dla kierowców w całej Unii Europejskiej.
Statystyki od lat pokazują, że kierowcy młodzi i niedoświadczeni, stwarzają większe zagrożenie na drogach, niż ich starsi koledzy. Aby to zagrożenie minimalizować, proponowane jest, aby kierowcy podczas okresu próbnego nie mogli przekroczyć 0,0 promila. Musieliby być zawsze całkowicie trzeźwi.
Brak natomiast informacji, aby UE chciała ujednolicić także limity alkoholu dla pozostałych grup kierowców. Obecnie spotkać można, zależnie od kraju, prawo bardzo restrykcyjne (0,0 lub 0,2 promila), dość liberalne (0,5 promila), a nawet przypadki podejścia bardzo liberalnego (0,8 promila).
Polska siedzi trochę w rozkroku, ponieważ limit alkoholu w przypadku kierowcy to 0,2 promila, ale dopiero powyżej 0,5 promila mowa o przestępstwie.
Nowe tablice rejestracyjne zostały stworzone z myślą o bardzo konkretnych rodzajów pojazdów. Chodzi o samochody, które biorą udział w zawodach sportowych. Obecnie na przykład auta rajdowe mają takie same tablice, jak seryjne samochody. I poddawane są takim samym procedurom rejestracyjnym.
Rzecz w tym, że pojazdy takie nie mogą przejść badania technicznego, ze względu na zbyt daleko idące ingerencje w ich konstrukcję oraz mechanikę. Panuje więc milczące przyzwolenie na fikcję – diagności udają, że wszystko jest w porządku, a policja nie zatrzymuje zawodników podczas przejazdów pomiędzy odcinkami specjalnymi. Przynajmniej zwykle nie zatrzymuje.
Teraz się to zmieni, za sprawą nowych tablic rejestracyjnych z czerwonymi znakami na żółtym tle. Pozwolą one całkowicie legalnie na czasową rejestrację pojazdu, wykorzystywanego podczas zawodów sportowych. Kierowcy takich aut będą mogli poruszać się po drogach publicznych, ale tylko podczas zawodów i tylko drogami wyznaczonymi przez organizatora.
Opublikowane właśnie rozporządzenie określa także kolejne nowe wyróżniki miast na tablicach rejestracyjnych, które zostaną wykorzystane, gdy obecne się skończą. Wyglądają one następująco:
BC – Bydgoszcz
OT oraz OX – Ostróda
KC, KM oraz KP – Kielce
X – Poznań
Zmiany w dowodach rejestracyjnych samochodów
Nowe rozporządzenie określa także nowe wzory awersu i rewersu dowodów rejestracyjnych, a także czasowych dowodów rejestracyjnych. Zmiany są tylko kosmetyczne.
Wszystkie opisywane wyżej zmiany wejdą w życie 1 czerwca 2024 roku.
Do akcji zimowego utrzymania dróg w zarządzie GDDKiA, w sezonie 2023/2024, przygotowano ponad 2800 pojazdów. Czekały one w gotowości już od 15 października roku, ale po raz pierwszy musiały wyjechać na drogi dopiero 17 listopada. Na początek sezonu zimowego w 283 magazynach zgromadzono ok. 463 tys. ton soli drogowej, co stanowiło ok. 144 proc. średniego zużycia soli z ostatnich 10 lat. Oprócz tego, służby miały też do dyspozycji 2,6 tys. ton chlorku wapnia oraz 26 tys. ton materiałów uszorstniających.
Odśnieżanie i odladzanie dróg odbywa się przez całą dobę i wszystkie dni w tygodniu. Wykonywane są przez wykonawców wyłonionych w drodze przetargów, z którymi GDDKiA zawarła umowy na utrzymanie całej sieci. W sumie mowa o kilku tysiącach osób czekających w gotowości. Najbardziej pracowitymi dniami od początku sezonu zimowego okazały się 2 i 3 grudnia 2023 r., gdy to na drogi krajowe pojazdy służące do zimowego utrzymania dróg, wyjechały odpowiednio ok. 4700 razy oraz 5500 razy.
W sumie do utrzymania 18 500 km dróg zarządzanych przez GDKKiA wykorzystano już 310 tys. ton soli drogowej. Całkowite koszty dbania o przejezdność i bezpieczeństwo na drogach, wyniosły w tym sezonie zimowym już około 200 mln zł.
Odśnieżanie dróg nie zawsze oznacza, że będą one czarne
Przypomnijmy, że utrzymanie dróg krajowych prowadzone jest w jednym z czterech standardów, przy czym najniższym (standardem V) objęte są dodatkowe jezdnie zlokalizowane przy autostradach i drogach ekspresowych.
Warto pamiętać, że służby drogowe mogą tylko łagodzić skutki wyjątkowo trudnych warunków pogodowych, związanych z obfitymi opadami śniegu lub marznącego deszczu, ale nie są w stanie całkowicie im zapobiec.
Gdy trwają intensywne opady śniegu, nie ma możliwości, aby jezdnia była czarna. Kilka minut po przejeździe pługu ponownie pokrywa się ona śniegiem. Na prawym pasie (na jezdniach z większą liczbą pasów ruchu) nawierzchnia dłużej pozostaje czarna niż na lewym. Jest to efektem przeważnie większej liczby samochodów przejeżdżającym po prawym pasie, które przenoszą znajdującą się na drodze sól, co przyspiesza jej działanie.
Miasto chce pieniądze za odholowanie auta od byłego właściciela
Wiele miesięcy temu pan Michał sprzedał swój samochód i, jak każdy w takiej sytuacji, o sprawie zapomniał. Nowy właściciel jego auta okazał się jednak nieodpowiedzialny i zaparkował w niedozwolonym miejscu, przez co pojazd został odholowany przez służby.
Obecny właściciel nie przejął się tym i nie odebrał samochodu z policyjnego parkingu. Może auto było już w tak złym stanie, że uznał iż mu się to nie opłaca? Odholowanie oraz przechowywanie auta to nie są tanie rzeczy, więc może stwierdził, że nie warto się po pojazd zgłaszać.
Zgodnie z procedurą, po trzech miesiącach przeprowadzono procedurę orzeczenia o przepadku samochodu na rzecz samorządu. Właściciel natomiast otrzymał pismo z informacją o tym fakcie oraz rachunek na 33 tys. zł za odholowanie, przechowywanie oraz wycenę pojazdu przed wystawieniem go na sprzedaż. Problem w tym, że to pismo skierowano do pana Michała, który od wielu miesięcy nie jest już właścicielem pojazdu.
Pan Michał natychmiast chciał sprawę wyjaśnić z władzami miasta. Te przyznały, że rzeczywiście Sąd Rejonowy obciążył go kosztami odholowania i przechowywania pojazdu, chociaż w CEPiK-u widnieje informacja, że to nie on jest właścicielem i nie był w momencie odholowania auta.
W sprawę zaangażował się sam prezydent miasta, który wystąpił do Samorządowego Kolegium Odwoławczego z wnioskiem o stwierdzenie, że opłata 33 tys. zł została zasądzona panu Michałowi niesłusznie. Tymczasem kolegium stwierdziło, że… wyroku sądu nie można podważać, a jeśli wyrok sądu jest niezgodny z rzeczywistością, to nie jest to problem tego kolegium.
Rzecznik Praw Obywatelskich interweniuje w sprawie odholowanego pojazdu
Całą historię oraz postawę organów prawa można jednie nazwać oburzającą. Na szczęście sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich, który nie ma wątpliwości, że opłata na pana Michała została nałożona bezprawnie:
Kwestia, czy orzeczenie sądu o przepadku przesądza, że jego właścicielem jest osoba w nim wskazana, była już wielokrotnie rozważana przez sądy administracyjne. Ich stanowisko jest już utrwalone: postanowienie sądu powszechnego nie ustala w sposób wiążący dla administracji prawa własności pojazdu na potrzeby wydania decyzji z art. 130a ust. 10h p.r.d. W sprawie wypowiadały się też NSA i SN.
Jasno z tego wynika, że orzeczenie sądu, wbrew opinii Samorządowego Kolegium Odwoławczego, nie jest w takich sprawach wiążące. Tym bardziej, kiedy sąd popełnił podstawowy błąd i skazał na ogromną karę finansową niewłaściwą osobę.
Budowa nowego węzła rozpocznie się wczesną wiosną. Pierwsze prace będą polegały na przełożeniu sieci energetycznych niskiego i średniego napięcia, teletechnicznych, kanalizacyjnych, wodociągowych i gazowych, które kolidują z naszą inwestycją. Poza tym konieczna będzie rozbiórka pięciu budynków znajdujących się na placu budowy.
Sama budowa potrwa 18 miesięcy, do tego czasu trzeba jeszcze doliczyć przerwy zimowe. Nowy węzeł powinien powstać do końca 2025 roku.
Co zmieni nowy węzeł drogowy na Zakopiance?
Nowy węzeł na Zakopiankę pozwoli na likwidację sygnalizacji świetlnej, która dziś reguluje ruchem na skrzyżowaniu Zakopianki i ul. Sobieskiego. Powstaną dodatkowe pasy pozwalające na wjazd na węzeł i na Zakopiankę. Na ul. Sobieskiego powstanie rondo, z którego będzie można wjechać na drogę krajową nr 7. Likwidacja świateł i umożliwienie bezkolizyjnego włączania się do ruchu na DK7 zdecydowanie poprawi płynność i bezpieczeństwo.
Podpisaliśmy✒️ umowę na budowę węzła #Myślenicena skrzyżowaniu ul. Sobieskiego z #DK7 Zadanie zrealizuje firma Banimex za prawie 56 mln zł Prace ruszą wiosną☀️ Planowany termin oddania inwestycji to koniec 2025 @GDDKiA@MI_GOV_PLpic.twitter.com/6Y015qjh0o
Ważnym dla pieszych punktem tej inwestycji będzie budowa nowej kładki w rejonie dawnego Cmentarza Żydowskiego. Pozwoli to zlikwidować dotychczasowe przejście, a mieszkańcy będą mogli bezpiecznie przekraczać Zakopiankę.
DK7 należy do sieci TEN-T i jest istotnym połączeniem komunikacyjnym kraju. Obsługuje zarówno ruch tranzytowy jak i lokalny. Z roku na rok obserwujemy zwiększenie natężenia ruchu. W latach 2020-2021 na samym odcinku Jawornik – Myślenice wyniosło ono prawie 47 tys. pojazdów na dobę.
O czym informuje wskaźnik temperatury w samochodzie?
Wskaźnik temperatury to jeden z podstawowych wskaźników w samochodzie, chociaż producenci w niektórych swoich modelach decydowali się na „oszczędności”. Zamiast wskaźnika stosowali kontrolkę informującą o tym, że silnik jest zimny i gasnącą, gdy temperatura minimalnie wzrosła. Tylko temperatura czego dokładnie?
Osoby które mają w swoich samochodach wspomniany wskaźnik, interpretują jego wskazania w prosty sposób. Kiedy temperatura osiąga 90 stopni Celsjusza, to znaczy, że chłodziwo osiągnęło odpowiednią temperaturę. Jeśli jeszcze tego nie zrobiło, silnik jest niedogrzany, a kiedy przekracza wspomnianą wartość, to auto się przegrzewa i konieczna jest kontrola układu chłodzenia. To prawda, ale nie do końca.
Kiedy silnik samochodu jest naprawdę rozgrzany?
Problem z omawianym wskaźnikiem polega na tym, że to przede wszystkim informacja, czy jednostce nie grozi przegrzanie. Natomiast nie jest to informacja o tym, czy silnik osiągnął właściwą temperaturę roboczą.
Na początku płyn chłodniczy krąży w tak zwanym małym obiegu, a dopiero po nagrzaniu przechodzi w obieg duży, wykorzystujący chłodnicę. Odpowiada za to termostat i kiedy silnik przegrzewa się, to bardzo możliwe, że zawiódł właśnie ten element i chłodziwo cały czas jest w obiegu zamkniętym.
Ta wiedza jest istotna, ponieważ pozwala zrozumieć istotę problemu. Ponieważ w aucie mamy obieg mały i duży, możemy szybko rozgrzać płyn chłodzący, dzięki czemu zimą szybko można ogrzać kabinę. Lecz to nie oznacza, że cały silnik i jego podzespoły się rozgrzały.
Za moment „rozgrzania” można uznać sytuację, kiedy właściwą temperaturę osiągnął olej silnikowy. Dopiero wtedy mamy pewność, że jest on właściwie rozprowadzony i ma optymalne właściwości smarne. Dopiero wtedy też możemy wykorzystywać pełnię możliwości silnika.
Ile czasu potrzebuje silnik, żeby rozgrzać się zimą?
To zależy od samego silnika. Co do zasady znacznie szybciej rozgrzewają się jednostki benzynowe, a wysokoprężne wyraźnie dłużej. Oprócz tego trzeba wziąć pod uwagę temperaturę zewnętrzną oraz to, czy mamy możliwość swobodnej jazdy, czy zaraz po ruszeniu wpadamy w korek.
Jako orientacyjne minimum trzeba przyjąć dystans 10 km i czas przynajmniej kilkunastu minut. Zanim to nastąpi, trzeba starać się jechać łagodnie. Co dla wielu osób może oznaczać, że w drodze z domu do pracy, ich silnik nigdy nie osiągnie właściwej temperatury. Nie jest to dla niego zdrowe, ale możemy mu pomóc łagodnym traktowaniem.
Nowa naklejka to obowiązkowy sposób oznaczania pojazdów, które mogą wjeżdżać na teren Stref Czystego Transportu. Zgodnie z ustawą o elektromobilności, samochody jej nieposiadające, nie mogą poruszać się po SCT.
Jakie informacje znajdują się na zielonych naklejkach
Wzór nowych zielonych naklejek przewiduje umieszczanie na nich kilku informacji. Najważniejszymi są rodzaj paliwa oraz rok produkcji pojazdu. Są one istotne z tego względu, że każda Strefa Czystego Transportu może mieć inne zasady?
Jak to możliwe? Wspomniana ustawa pozwala gminom mającym ponad 100 tys. mieszkańców, ustanawiać SCT, ale nie narzuca zasad. To samorząd ustala teren, na którym strefa obowiązuje, a także to, kto może do niej wjeżdżać.
Dlatego naklejka nie posiada prostej informacji „zatwierdzone do poruszania się po SCT”, ani tym podobnych. Czy możemy gdzieś wjechać, określają dopiero władze danej gminy.
Ile wynosi kara za brak zielonej naklejki?
Zgodnie z przepisami, za brak omawianej naklejki, kierowcy grozi grzywna 500 zł. Dostawać ją można tak naprawdę codziennie, za każdym razem, gdy służby stwierdzą, że wjechaliśmy bez niej na teren strefy.
Z posiadania nowych naklejek zwolnione są samochody elektryczne oraz wodorowe z ogniwamy paliwowymi. Jedne i drugie są całkowicie zeroemisyjne lokalnie, więc oczywiste jest, że nie ma mowy w ich przypadku o normach emisji spalin. O tym fakcie zaświadczają zielone tablice rejestracyjne i to one zwalniają z posiadania naklejki.
Naklejki mogą też być nieobowiązkowe, kiedy dana gmina zdecyduje się na system automatycznego nadzoru, który będzie sprawdzał, czy wjeżdżające na teren jej SCT pojazdy, spełniają odpowiednie normy. Taki system zamówił już Kraków.
Jak rozumieć pojedyncze mrugnięcie światłami z naprzeciwka?
Jeżeli pojazd zbliżający się z naprzeciwka mrugnie raz długimi światłami, to zgodnie z kodem kierowców, może znaczyć to kilka rzeczy. Wszystkie związane z naszymi światłami.
Co do zasady chodzi o problem z reflektorami. Możemy jechać bez włączonych świateł mijania, a mrugnięcie to przyjacielskie przypomnienie. Jeżeli światła są włączone, może być z nimi jakiś problem, na przykład przepaliła się żarówka.
Jeżeli kierowca z naprzeciwka zna dobrze obowiązujące kody, to dwa mrugnięcia światłami drogowymi, oznaczają jedno. W pobliżu znajduje się patrol policji, kontrolujący prędkość. Upewnijcie się wtedy, czy jedziecie przepisowo.
Jak rozumieć kilka mrugnięć światłami drogowymi lub ciągłe świecenie?
Taki rodzaj kodu używają zwykle kierowcy jadący za nami. Kilkukrotne mrugnięcie, stosowane jest zwykle, by przyciągnąć naszą uwagę i zwrócić uwagę na problem. Zwykle to, że zajmujemy bez potrzeby lewy pas, a drugi kierowca chce pojechać szybciej.
Natomiast długie świecenie to zwykle rodzaj reprymendy, pokazania przez drugiego kierowcę, że zrobiliśmy coś nie tak. Stosowane na przykład w sytuacjach wymuszania pierwszeństwa.
Co oznaczają światła awaryjne?
Włączenie świateł awaryjnych to uniwersalny znak podziękowania. Na przykład, jeśli jakiś kierowca ułatwi nam wyjechanie z parkingu lub drogi podporządkowanej. Możemy podziękować mu gestem uniesionej ręki, ale jeśli nie mamy jak go wykonać lub jest noc i nie zauważyłby go, używa się w tym celu świateł awaryjnych.
Inne ich znaczenie, to gest przeprosin. Jeśli na przykład nie zauważyliśmy kogoś i wymusiliśmy na nim pierwszeństwo, to kultura nakazuje przeprosić go za to.
Czy policja wystawia mandaty za wysyłanie sygnałów światłami?
Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Nie ma żadnego przepisu, który zabraniałby kierowcom stosować powyższe przykłady komunikacyjnego kodu. Funkcjonariusze nie mogą więc nam za to nic zrobić.
Taryfikator mandatów przewiduje za to grzywnę w wysokości 200 zł za niewłaściwe używanie oświetlenia. Nie jest więc tak, że policja niczego nie może nam zrobić.
Jedyne, na co możemy liczyć, to wyrozumiałość funkcjonariuszy. Jeśli rzeczywiście mrugnęliśmy raz, bo ktoś zapomniał włączyć świateł i chcieliśmy mu to uświadomić, policjant może pochwalić taką postawę. Ale jeśli chodziło o ostrzeganie przed patrolem, to nie ma co liczyć na taryfę ulgową.
Mocny pogląd na temat hamowania silnikiem mają często kierowcy starszej daty, ale również wśród młodszych można znaleźć podobne przekonania. Mogą one wynikać z dawnych przyzwyczajeń lub z błędnego rozumienia tego, jak pracuje silnik.
Wśród takich kierowców popularna opinia głosi, że kiedy tylko jest taka możliwość, powinniśmy wrzucać luz i pozwalać pojazdowi na swobodne toczenie się. Jednostka pracuje wtedy na wolnych obrotach, więc spalanie jest minimalne, a pojazd porusza się siłą własnego pędu.
Trzymając się tej logiki, starsi kierowcy są przeciwnikami hamowania silnikiem, ponieważ wyraźnie zmniejsza to dystans, jaki samochód pokona bez dotykania pedału gazu.
Zdecydowanie tak. Toczenie się na luzie miało ekonomiczne uzasadnienie w przypadku silników gaźnikowych. Przy wtrysku, auto toczące się na biegu nie zużywa ani trochę paliwa. To więc jest bardziej ekonomiczny sposób jazdy.
Taka jazda jest też bezpieczniejsza – pojazd lepiej reaguje na ruchy kierownic, gdy hamujemy silnikiem (lekko dociążony jest wtedy przód) i w każdej chwili możemy dodać gazu, żeby przyspieszyć. Hamowanie silnikiem i jazda w sposób przewidujący, pozwalają tez na oszczędzanie hamulców, co jest kolejną korzyścią.
Bywają też kierowcy, którzy zamiast wrzucać luz, wolą jechać na sprzęgle. Przekonani, że to taka metoda jak jazda na luzie, ale pozwalająca szybciej reagować.
Wiecie już, że powstrzymywanie się od hamowania silnikiem, nie poprawia spalania. Za to jazda na wciśniętym sprzęgle bardzo przyspiesza jego zużycie. Wymiana tego elementu może iść w tysiące złotych.
Polska staje się krajem coraz bardziej cyfrowym, co jest zasługą między innymi stopniowego rozszerzania funkcjonalności aplikacji mObywatel. Jeszcze nie tak dawno temu stanowiła głównie ciekawostkę, ponieważ dokumenty w niej widoczne nie były respektowane i traktowane na równi z plastikowymi.
Obecnie to się zmieniło i cyfrowy dowód osobisty ma taką samą ważność jak fizyczny. Bardzo korzystają na niej kierowcy, którzy mają tam swoje prawa jazdy, mogą sprawdzić liczbę punktów karnych oraz informacje na temat swoich pojazdów.
Nowe Ministerstwo Cyfryzacji nie zwalnia w rozwijaniu mObywatela i na ten rok zapowiedziało wprowadzenie takich funkcjonalności jak:
Twoje sprawy – sprawdzanie statusu spraw administracyjnych.
Dane kontaktowe – edytowanie danych zgromadzonych w Rejestrze Danych Kontaktowych.
Zarządzanie dowodem osobistym – zawieszanie, odwieszanie i unieważnianie dowodu osobistego.
Trzy nowe usługi dotyczące eDowodu: podpisywanie plików PDF, wdrożenie zakresu aplikacji eDO App służącej do weryfikacji danych, skrzynka eDoręczeń do komunikacji z urzędami.
Jedną z tegorocznych nowości będzie także funkcja „stłuczka”, która może okazać się zbawienna dla wielu kierowców. Jak łatwo się domyślić, będzie on przydatny, gdy będziemy mieli stłuczkę na drodze. Jak wyjaśnił wiceminister cyfryzacji:
Moduł stłuczka pozwoli nie sięgać po papiery i będzie pomagał uczestnikom zdarzenia drogowego w momencie, kiedy sprawa nie budzi większych wątpliwości, na sporządzenie tego protokołu właśnie przez mObywatela.
Funkcja ta nie jest jeszcze dostępna i ma podanej daty jej wprowadzenia. Możemy domyślać się tylko, jak będzie ona działała. Obstawiamy cyfrowy formularz, który krok po kroku przeprowadzi nas przez procedurę spisywania oświadczenia po kolizji, a może nawet pozwoli weryfikować prawdziwość wprowadzanych danych i ostrzeże, jeśli na przykład pojazd sprawcy nie ma ubezpieczenia OC.
Oszczędzi to sporo czasu i nerwów kierowcom, którzy mieli stłuczkę, ale nie wiedzą, jak powinno wyglądać oświadczenie sprawcy, ani nawet nie mają przy sobie kartki papieru.
Kiedy jazda w pasach bezpieczeństwa jest obowiązkowa?
Chociaż czasami trudno w to uwierzyć, nadal zdarzają się osoby, które znają wiele wymówek na to, żeby nie zapinać pasów bezpieczeństwa. Najbardziej popularne to „jadę tylko kawałek”, „przecież z tyłu nie trzeba” oraz „spokojnie, trzymam się fotela”. Lenistwo, dziwne teorie, że pasy „są niewygodne”, a przepisy są jednoznaczne i to już od 1991 roku:
Kierujący pojazdem samochodowym oraz osoba przewożona takim pojazdem wyposażonym w pasy bezpieczeństwa są obowiązani korzystać z tych pasów podczas jazdy.
Jaką funkcję pełni guzik na pasach bezpieczeństwa?
Jeżeli nie jeździcie jakimś wiekowym samochodem, to na bank jego pasy bezpieczeństwa mają specjalne guziki. Są one niepozorne i łatwo przeoczyć ich obecność, ale znacząco poprawiają wygodę. Ich rola jest prosta – zapobiegają zsuwaniu się klamry w dół, kiedy pas swobodnie zwisa. Dzięki niemu jednym ruchem możemy złapać za klamrę i wygodnie zapiąć pas.
Ile wynosi mandat za jazdę bez pasów bezpieczeństwa?
Jada bez pasów jest jednym z tych wykroczeń, które policja może stwierdzić bez problem z dużej odległości. Jeśli kogoś nie przekonuje troska o własne bezpieczeństwo, to może przekona go perspektywa mandatu:
100 zł i 2 pkt. karne za prowadzenie auta bez pasów bezpieczeństwa
100 zł i 5 pkt. karnych za przewożenie pasażerów bez pasów bezpieczeństwa
100 zł dla pasażera, który nie zapiął pasów
300 zł i 10 pkt. karnych za przewożenie dziecka bez fotelika
Nowy znak bywa umownie nazywany klepsydrą, ale gdy się przyjrzeć, jego kształt jest znacznie bardziej skomplikowany. To czarne koło z białą obwódką, w który wpisano czarno-białe trójkąty oraz dwie ćwiartki białego koła.
Wbrew pozorom, skomplikowany kształt nowego znaku, nie wymaga od kierowcy żadnych głębokich interpretacji. Skierowany jest do bardzo konkretnej grupy pojazdów.
Chodzi o pojazdy autonomiczne, które są testowane na niektórych niemieckich drogach, przy których znajdziemy wspomniany znak. Samochody takie mają wyjątkowo szczegółowe mapy, a także czujniki, kamery i radary, pozwalające im na „odnalezienie się” na drodze.
Wydawałoby się, że swoją pozycję rejestrują na podstawie sygnału GPS, ale okazuje się, że potrzebne im są także specjalne znaki przy drogach. Ich złożony kształt sprawia, że nie mogą ich z niczym innym pomylić.
Gdzie spotkamy znaki klepsydra?
Po raz pierwszy znak klepsydra pojawił się na dwóch autostradach:
A9 w Bawarii (między węzłami Pfaffenhofen i Holledau)
Tam początkowo testy swoich autonomicznych pojazdów przeprowadzały Audi oraz BMW. Obecnie niemieckie władze wydały pozwolenia na przeprowadzanie podobnych testów również w innych częściach kraju. Swoje auta sprawdza tam między innymi Volkswagen oraz chińskie Nio.
Kierowcy podróżujący po Niemczech nie muszą więc przejmować się nowymi znakami, ponieważ one ich nie dotyczą. Ale jeśli je zobaczycie, zachowajcie dodatkową czujność. Istnieje szansa, że spotkacie na swojej drodze samochód autonomiczny. Takie pojazdy zwykle nie robią niczego niespodziewanego, a do tego za ich kierownicą zawsze ktoś siedzi, gotów przejąć kontrolę, ale lepiej być ostrożnym.
Ilu pieszych zostało potrąconych w Polsce w 2023 roku?
Na pełne dane za miniony rok będziemy musieli jeszcze poczekać, ale jako przykład weźmy statystyki od stycznia do sierpnia 2023 roku. W tym czasie doszło do 2846 wypadków z udziałem pieszych, w których zginęło 237 osób. W porównaniu do analogicznego okresu 2022 roku to spadek o 26 oraz 47.
1437 z tych zdarzeń miało miejsce na przejściach dla pieszych, czemu przecież miały zapobiec nowe przepisy dające im pierwszeństwo już podczas wchodzenia na pasy. Dlaczego to nadal tak poważny problem?
Na to pytanie pomaga odpowiedzieć poniższe nagranie. Trójka nastolatek, które prawdopodobnie właśnie wyszły ze szkoły, pomału podchodzi do przejścia. Zatrzymują się, odwracają do siebie, mówią coś. Zupełnie jakby szły chodnikiem, a nie zamierzały wejść na przejście, prowadzące przez ruchliwą ulicę. W tym czasie z naprzeciwka nadjeżdża ciężarówka.
Pierwsza z nastolatek wchodzi na przejście, wpatrzona w zaśnieżoną ulicę, zupełnie niezainteresowana, czy nadjeżdża jakiś samochód. Druga wchodzi za nią, ale odwraca głowę w stronę ciężarówki sunącej w jej stronę na zablokowanych kołach. Po sekundzie zastanowienia, ucieka do przodu, unikając potrącenia. Dopiero wtedy pierwsza zorientowała się, że cały czas w ich stronę jechała ciężarówka. Jedynie trzecia dziewczyna popatrzyła, czy droga jest pusta i widząc zbliżający się pojazd, pozostała na chodniku.
Kto był winny tej sytuacji. Kierowca ma obowiązek zachować szczególną ostrożność w obrębie przejścia dla pieszych i zmniejszyć prędkość. Kierujący ciężarówką nie jechał szybko i natychmiast zaczął hamować. Było jednak zbyt ślisko. Czy powinien był jechać jeszcze wolniej?
A czy piesze dopełniły obowiązku zachowania szczególnej ostrożności, przed wejściem na przejście? Sprawdzenia, czy mogą bezpiecznie wejść na pasy? Czy pamiętały o zakazie wchodzenia bezpośrednio przed nadjeżdżający pojazd. Chyba tego zabrakło.
Tym razem udało się uniknąć potrącenia, ale łatwo sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby nastolatki weszły na ulicę sekundę później, a ciężarówka jechałaby kilka kilometrów szybciej.
Bycie ekspedientem w sklepie lub pracownikiem stacji paliw stojącym za kasą, zwykle kojarzy się z zarobkami w okolicach pensji minimalnej. Ale wychodzi na to, że jest to wrażenie mylne. Według najnowszego raportu ekonomistki dr Izabeli Lewandowskiej, na stacji można zarobić całkiem godziwe pieniądze.
Jak możemy dowiedzieć się z zestawienia pod hasłem „Przerwijmy milczenie: Tyle zarabiają dziewczyny w Polsce”, pewna studentka z Poznania bierze na rękę 4000-4600 zł, zależenie od liczby zmian oraz premii. Jak sama podkreśla, pracuje się 12 godzin, a klienci bywają uciążliwi, ale sama praca jest lekka.
Z zestawienia można dowiedzieć się też, że dziewczyny (wbrew temu co hasło „przerwijmy milczenie”) sugeruje, zarabiają całkiem nieźle. Barmanka bierze na rękę nawet 10 tys. zł, natomiast lekarka bez specjalizacji, pracująca prawdopodobnie w jakiejś przychodni, ma pensję na poziomie 18 tys. zł netto, chociaż pracuje tylko na 3/4 etatu. Skoro dziewczyny zarabiają tak dobrze, to ciekawe do jakich zarobków dochodzą kobiety.
Szczególną uwagę internautów zwróciły zarobki sprzedawczyni na stacji paliw. Szczeremu zaskoczeniu towarzyszyło zainteresowanie, na jakiej to stacji można tyle zarobić. Wyjaśnieniem zagadki może być to, że dla osoby będącej studentem, pensja netto wynosi tyle samo co brutto.
Według Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń, pracownicy stacji paliw zarabiali w minionym roku około 2850 zł na rękę. Taka kwota wygląda (niestety) na bardziej realną.
Kolizja na drodze S7 podczas wpychania się między samochody
Już sam początek nagrania jest ciekawy, ponieważ autor nagrania oraz kierowca dostawczego Volkswagena znajdujący się za nim, stoją w korku na poboczu drogi S7. W tym czasie ruch na dwóch pasach odbywa się płynnie.
Wytłumaczenie jest proste – na zjeździe z ekspresówki utworzył się korek. Gdyby kierujący chcieli ustawić się zgodnie z przepisami, zablokowaliby pas prawy. Taka sytuacja, gdy na jednym pasie ruch może odbywać się normalnie, a na drugim jest zator, bywa niebezpieczna. Znacznie też utrudnia poruszanie się innych kierujących. Tworzenie korka na poboczu, choć nieprzepisowe, ma naprawdę sporo zalet.
Zalety te maja sens wtedy, gdy wszyscy kierowcy rozumieją i respektują sytuację. Nie powinno być na przykład takich sytuacji jak na nagraniu, w których jakiś kierowca omija część korka i próbuje wjechać w jego środek. Nagłe zwalnianie na drodze ekspresowej to ryzykowny manewr. Tymczasem kierowca białego Renault Megane zatrzymał się, co jest bardzo niebezpieczne.
Zatrzymał się, ponieważ kierowca Volkswagena najpierw zostawił sporą lukę do autora nagrania, co kierujący Renault odebrał jako gest uprzejmości. Wtedy kierowca Volkswagena zrozumiał swój „błąd” i wcisnął gaz, żeby tylko nie wpuścić przed siebie Megane. Nastąpił moment impasu, zakończony uszkodzonym lusterkiem.
Kto jest winny kolizji podczas mijania się pojazdów?
Do określenia kto jest winny kolizji, można zastosować wykładnię stosowaną, gdy dwa pojazdy spotkają się na wąskiej drodze. Jeśli żaden z kierujących nie złamał podczas jazdy przepisów, to winni są obaj, ponieważ kontynuowali jazdę, chociaż nie pozwalały na to warunki. Jeżeli natomiast jeden kierowca stał, a drugi zdecydował się jechać dalej, to on jest winny.
Zgodnie z tą logiką, winnym byłby kierowca Volkswagena. Widział on, że Renault stoi bardzo blisko, a mimo tego ruszył. Nie pomyślał o tym, że paka jest nieco szersza od szoferki i doszło do kolizji.
Wątpliwości budzi tylko fakt, że to kierowca Megane sprawił, że dwa pojazdy znalazły się tak blisko siebie. Próbował on wymusić pierwszeństwo na kierowcy Volkswagena, podczas zmiany pasa. W momencie kolizji, zajmował on też dwa pasy ruchu, co jest kolejnym wykroczeniem. Przekroczył też ciągłą linię.
Nie zapominajmy też, że kierowca Volkswagena sam znajdował się na poboczu niezgodnie z prawem. Trudno nam powiedzieć, co w takiej sytuacji orzekłaby policja, ale naszym zdaniem obaj kierujący złamali po kilka paragrafów i obaj przyczynili się do kolizji.
Kulig kojarzy się z saniami i konnym zaprzęgiem, ale obecnie najczęściej można spotkać kulig w formie sanek ciągniętych przez samochód. Przepisy w kwestii takiego rodzaju kuligu są jednoznaczne:
Zabrania się kierującemu ciągnięcia za pojazdem kierującego hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego, osoby poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, osoby na sankach lub innym podobnym urządzeniu, zwierzęcia lub ładunku.
Kulig za samochodem lub innym podobnym pojazdem jest więc zabroniony, bez względu na to, czy przyczepimy do niego sanki czy coś innego. Nie ma tu pola do kombinowania i własnych interpretacji. Żadne nie przekonają policjanta.
Ile wynosi mandat za kulig za samochodem?
Jeśli ktoś mimo tego postanowi zorganizować kulig za samochodem lub traktorem, musi liczyć się z mandatem. Taryfikator przewiduje 500 zł oraz 5 punktów karnych za takie wykroczenie. To wariant minimum.
Mniej optymistyczny jest taki, że funkcjonariusz uzna, iż stwarzaliśmy w ten sposób zagrożenie w ruchu drogowym, a wtedy mandat zaczyna się od 2000 zł w górę.
Pesymistyczny scenariusz, do jakiego czasem niestety dochodzi, do wypadku jednego z uczestników kuligu. Wtedy kierowcy grozi nawet 8 lat pozbawienia wolności.
Możliwość na to jest tylko jedna. Trzeba zrobić prawdziwy kulig, czyli taki z dużymi saniami, zaprzężonymi w konie. Zasady panują tu podobne jak w przypadku ciągnięcia wozu, czy innego pojazdu, „napędzanego” przez zwierzęta pociągowe:
Do zaprzęgu może być używane tylko zwierzę niepłochliwe, odpowiednio sprawne fizycznie i dające sobą kierować. Kierujący pojazdem zaprzęgowym jest obowiązany utrzymywać pojazd i zaprzęg w takim stanie, aby mógł nad nimi panować.
Dodajmy, że do sań nie można doczepiać sanek czy tym podobnych urządzeń. Zasady panują tu takie same, jak w przypadku korzystania z samochodu.
Zdarzenie miało miejsce na drodze ekspresowej S2 pod Warszawą. Nagrywający został wyprzedzony przez złotego Mercedesa klasy C, poruszającego się lewym pasem. Niemieckie kombi jechało szybciej od pozostałych uczestników ruchu, ale nie była to duża różnica w prędkości.
Kierowca już po chwili musiał zwolnić, ponieważ trafił na typową dla polskich dróg sytuację. Pomimo niedużego natężenia ruchu oraz trzech pasów, lewy nie był wolny. Dosłownie kilku kierowców zablokowało wszystkie trzy, zupełnie nie rozumiejąc jak należy jeździć po drogach wielopasmowych.
Kierujący Mercedesem zaczął ich wyprzedzać, wykonując gwałtowne manewry i nie utrzymując bezpiecznego dystansu. Potem pojechał dalej.
Kolizja złotego Mercedesa pod Warszawą. Wszyscy uciekli
Dalsza część nagrania jest przyspieszona, aż do momentu, kiedy na drodze tworzy się zator. Po chwili widać osoby zbierające coś z asfaltu, a później pojawia się roztrzaskany Mercedes, stojący pod prąd na środkowym pasie.
Jak dowiadujemy się z opisu nagrania, wszyscy podróżujący Mercedesem uciekli. Przybyła na miejsce policja znalazła w samochodzie kilka kompletów tablic rejestracyjnych. Trwa ustalanie, kto prowadził złotą klasę C.
Czy można ostrzegać innych kierowców przed policją?
Teoretycznie można. Żaden przepis nie zabrania przekazywania innym informacji na temat tego, że w pobliżu znajduje się patrol. Nie trzeba więc obawiać się mandatu za to.
Policjanci mają jednak na to swoje sposoby. Zwykle zwracają uwagę na sposób ostrzegania innych i tu znajdują podstawę do zatrzymania i wstawienia mandatu. To czasami wystarczy, żeby mieć spore kłopoty.
Jak nie wolno ostrzegać przed patrolem policji?
Kierowcy mają różne sposoby ostrzegania się przed policją. Kiedyś było to CB Radio, teraz są to odpowiednie aplikacje na telefon. Najbardziej uniwersalnym sposobem pozostaje i tak mruganie długimi światłami.
Czynność pozornie niewinna, a poza tym robimy ją po minięciu patroli, więc nie ma obaw, że funkcjonariusze to zobaczą. Niestety policja coraz częściej wykonuje tak zwane kaskadowe pomiary prędkości. Za jednym patrolem ustawiony jest drugi, a nawet trzeci. Stoją one w odległości często kilkuset metrów. W ten sposób gdy jeden patrol kogoś „obsługuje”, zbyt szybko jadący kierowcy nadal mogą wpaść w ręce kolejnych policjantów. Niektórzy przyspieszają po minięciu patrolu, przekonani że nic im już nie grozi. A wtedy zatrzymuje ich patrol kolejny.
Może się więc zdarzyć, że jeśli ostrzegać będziemy innych o pierwszym patrolu, nasze zachowanie zauważy drugi patrol, który będzie chciał z nami na ten temat porozmawiać. Istnieje też ryzyko, że wśród nadjeżdżających z naprzeciwka pojazdów, które ostrzegamy, będzie nieoznakowany radiowóz.
Samo ostrzeganie nie jest karalne. Ale nieprawidłowe używanie świateł drogowych to mandat 200 zł i 4 punkty karne. Jeżeli ostrzegacie innych poprzez aplikację i trzymacie wtedy telefon w ręce, to mandat wynosi 500 zł i 12 punktów karnych (za korzystanie z telefonu w czasie jazdy).
Pamiętajcie też, że kontrola na podstawie „niewłaściwego użycia świateł drogowych” to tylko formalna przykrywka do zatrzymania. Policjanci zirytowani tym, że ostrzegacie innych kierowców, mogą chcieć przeprowadzić bardzo dokładną kontrolę w nadziei, że znajdą podstawę do jeszcze jakiegoś mandatu.
Nowy odcinek drogi ekspresowej S19 realizowana będzie w ramach rządowego Programu Budowy Dróg Krajowych w systemie Projektuj i buduj. Odcinek szlaku Via Carpatia pomiędzy Jawornikiem i Lutczą, o długości ok. 5,2 km, poprowadzony będzie m.in. estakadą nad istniejącą drogą krajową nr 19. Długość tego obiektu to około 780 m, a filary będą miały nawet do 36 m wysokości. Estakada przejdzie w dwunawowy tunel o długości niemal 3 km pod górą Kamieniec. Będzie to najdłuższy z trzech tuneli jakie powstaną w województwie podkarpackim w ciągu S19.
Zakres prac obejmuje budowę odcinka drogi ekspresowej o przekroju dwujezdniowym, po dwa pasy ruchu w obu kierunkach wraz z pasem awaryjnym. W ciągu trasy głównej wybudowane zostaną też obiekty inżynierskie, w tym wspomniana wcześniej estakada i tunel, a także most pełniący funkcję przejścia dla małych zwierząt.
W ramach zadania powstanie też Miejsce Obsługi Podróżnych Jawornik w kierunku Barwinka. Droga ekspresowa zostanie wyposażona w urządzenia Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, infrastrukturę systemu zarządzania ruchem oraz urządzenia ochrony środowiska. Zostaną także wybudowane dodatkowe jezdnie obsługujące teren przyległy, przebudowane zostaną drogi kolidujące z inwestycją a także infrastruktura techniczna.
Według szacunków GDDKiA cała inwestycja zostanie zrealizowana najdalej w 59 miesięcy.
Odcinek drogi ekspresowej S19 Jawornik – Lutcza przebiega przez teren o skomplikowanej budowie geologicznej, składającej się ze zlepieńców, piaskowców i łupków ilastych, charakterystycznej dla fliszu karpackiego. Wykonane rozpoznanie budowy geologicznej podłoża wykazało bardzo zmienne warunki geologiczne wzdłuż projektowanego odcinka. Teren przyszłej inwestycji charakteryzuje się również różnorodnym i skomplikowanym ukształtowaniem terenu, przechodząc na przemian przez wzniesienia i doliny. W rejonie tunelu dominują obszary leśne i nieużytki.
Tak różnorodna budowa geologiczna oraz ukształtowanie terenu skutkuje występowaniem obszarów osuwiskowych. W ramach rozpoznania geologicznej budowy podłoża wykonano badania geofizyczne, wiercenia i sondowania oraz wykonano sieć monitoringu geotechnicznego, obejmującą obszary osuwiskowe.
Ponieważ trasa S19 przebiegać będzie po terenie, zarówno zróżnicowanym wysokościowo jak i charakteryzującym się skomplikowaną budową geologiczną, na etapie budowy konieczne zatem będzie zabezpieczenie stwierdzonych osuwisk oraz terenów predysponowanych osuwiskowo.
Budowa szlaku Via Carpatia
Ten szlak to kluczowy korytarz transportowy łączący Europę Północną i Południową. Na terenie Polski trasa będzie miała około 700 km długości. W skład szlaku drogowego Via Carpatia wchodzą odcinki dróg ekspresowych S61, S16 i S19 przebiegające przez teren pięciu województw – podlaskiego, warmińsko-mazurskiego, mazowieckiego, lubelskiego i podkarpackiego.
W woj. podkarpackim S19 będzie miała docelowo długość ok. 169 km Aktualnie kierowcy korzystają już z 81,8 km tej trasy na odcinku Lasy Janowskie – Rzeszów Południe. Oznacza to, że połączyliśmy nie tylko stolice województwa podkarpackiego i lubelskiego. Mieszkańcy Podkarpacia uzyskali również szybkie połączenie z Warszawą poprzez S19 i S17, a kierowcy z woj. lubelskiego z autostradą A4. Kolejne 72,9 km trasy Via Carpatia są w realizacji, czyli w budowie, na etapie uzyskiwania decyzji ZRID lub opracowywania dokumentacji do ZRID. Na etapie przetargu są ostatnie dwa odcinki S19 o łącznej długości 11,6 km.
Stan realizacji szlaku Via Carpatia w województwie podkarpackim:
81,8 km – oddane do ruchu (odcinki: Lasy Janowskie – Rzeszów Południe)
72,9 km – w realizacji (w budowie: Rzeszów Południe – Babica, Babica – Jawornik, Krosno – Miejsce Piastowe, Miejsce Piastowe – Dukla, na etapie opracowywania dokumentacji do ZRID: Domaradz – Krosno oraz na etapie uzyskiwania ZRID: Dukla – Barwinek i dobudowa drugiej jezdni Sokołów Małopolski Płn. – Jasionka)
11,6 km – w przygotowaniu (na etapie przetargu: Jawornik – Lutcza, Lutcza – Domaradz)
Jakie są uprawnienia policjanta podczas kontroli drogowej?
Uprawnienia funkcjonariusza podczas kontroli drogowej są dość duże. Policjant może między innymi:
skontrolować dokumenty kierowcy
sprawdzić dokumenty i stan prawny pojazdu
zbadać trzeźwość kierującego
sprawdzić stan techniczny samochodu (a nawet odbyć jazdę próbną)
przeszukać samochód
Najczęściej policjanci ograniczają się do kontroli dokumentów, czasami sprawdzają też trzeźwość kierującego. Jeżeli wizualnie pojazd nie budzi zastrzeżeń, nie jest weryfikowany jego stan techniczny.
Prawo pozwala policjantowi na dokonanie przeszukania pojazdu, ale procedura jest ściśle określona. Zgodnie z zapisami ustawy o policji:
Kierowca powinien pamiętać podczas kontroli, że prawo nie daje policjantowi władzy absolutnej. Ograniczony jest przepisami i procedurami, ale wiele zależy też od jego subiektywnej oceny sytuacji.
Policjanci wykonując czynności, o których mowa w art. 14, mają prawo dokonywania kontroli osobistej, a także przeglądania zawartości bagaży i sprawdzania ładunków w portach i na dworcach oraz w środkach transportu lądowego, powietrznego i wodnego w razie istnienia uzasadnionego podejrzenia popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary lub w celu znalezienia:
broni lub innych niebezpiecznych przedmiotów mogących służyć do popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary
przedmiotów, których posiadanie jest zabronione, lub mogących stanowić dowód w postępowaniu prowadzonym w związku z realizacją zadań, o których mowa w art. 1 ust. 2 pkt 1, 2, 3a, 4, 4a, 6 i 7, oraz przepisów innych ustaw określających zadania policji
przedmiotów podlegających przepadkowi w przypadku uzasadnionego przypuszczenia posiadania przez osobę broni lub takich przedmiotów lub uzasadnionego przypuszczenia ich użycia do popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary
na zasadach i w sposób określony w art. 15d i art. 15e
Kiedy policjant może zdecydować o przeprowadzeniu takiej kontroli? Dopuszczalne jest to w przypadku:
podejrzenia popełnienia przestępstwa lub wykroczenia przez kierującego pojazdem
podejrzenia, że pojazd pochodzi z przestępstwa (jest kradziony) lub w pojeździe znajdują się osoby, które popełniły przestępstwo
uzasadnionego podejrzenia, że pojazd zagraża bezpieczeństwu ruchu (np. zły stan techniczny lub kierowca pod wpływem alkoholu)
wykonywania czynności służbowych na miejscu zdarzenia drogowego
zgłoszenia interwencji przez obywateli
podejrzanego zachowania kierującego pojazdem
Jaka jest szansa, że policjant będzie chciał przeszukać nasz pojazd? Zwykle znikoma. Przepisy bardzo konkretnie wskazują, kiedy jest to możliwe, więc jeśli akurat policjanci nie szukają jakiegoś podejrzanego w okolicy, nie ma obaw o próbę przeszukania.
W tym wszystkim jest jednak pewne „ale”. W większości wytycznych pada słowo „podejrzenie”. W teorii funkcjonariusz może w każdej sytuacji powiedzieć, że właśnie pojawiło się u niego takie podejrzenie i musi przeszukać nasz pojazd. Kierowca nic nie może na to poradzić, ponieważ musi wykonywać wszystkie polecenia funkcjonariusza. Ale jest jedno wyjście z takiej sytuacji.
Gdy policjant postanowi przeszukać nasze auto, nie możemy właściwie nic na to poradzić. Nie możemy kwestionować jego decyzji, ani odmawiać wykonania poleceń. Przekonywanie go, że niepotrzebnie robi sobie kłopot, tylko wywoła w nim kolejne podejrzenia.
Najlepszym działaniem w takiej sytuacji, jest poproszenie funkcjonariusza o spisanie protokołu z przeszukania. Jest to jego obowiązek i nie może wam odmówić. Trik polega na tym, że spisywanie takiego protokołu jest czasochłonne i wymaga odnotowania każdego znalezionego w pojeździe przedmiotu. Taki protokół jest też dokumentem, na który możecie powołać się, podczas składania skargi na zachowanie policjanta. On dobrze o tym wie i raczej nie będzie chciał się tłumaczyć przełożonym, dlaczego zdecydował się sprawdzać wasze auto, bez twardych dowodów na to, że możecie coś ukrywać.
Jakie błędy popełniają Polacy na drogach szybkiego ruchu?
Polacy znacznie lepiej radzą sobie obecnie na drogach szybkiego ruchu, ale nadal nie brakuje kierowców, popełniających podstawowe błędy. Wśród nich najbardziej popularnymi jest trzymanie się zbyt blisko poprzedzającego pojazdu oraz blokowanie lewego pasa.
Pierwszy problem rozwiązało niedawno wprowadzone prawo, ustalające minimalną odległość, jaką należy zachowywać. Jest to połowa rozwijanej prędkości, wyrażona w metrach. Poruszając się więc autostradą z prędkością 140 km/h, musimy utrzymać odległość przynajmniej 70 metrów.
Na czym polega zasada 20 sekund?
Nasze przepisy w żaden sposób nie regulują natomiast tego, jak długo można pozostawać na lewym pasie. Wiemy, że musimy zjechać na pas prawy przy pierwszej nadarzającej się okazji, ale inny przepis pozwala wyprzedzającemu pozostać na lewym pasie, bez obaw o szybkość wykonania manewru (zakładając, że nie podpada to pod tamowanie ruchu). Wielokrotnie prowadziło to już do antagonizmów i konfliktowych sytuacji.
Nie raz już opisywaliśmy przypadki, w których jeden kierowca blokował pas przez minutę, bo na horyzoncie widział ciężarówkę, którą zamierzał w najbliższym czasie wyprzedzić. Z drugiej strony, jeśli ktoś nie wyprzedził innego pojazdu w kilka sekund i natychmiast nie uciekł na prawo, mógł spotkać się z agresją ze strony drugiego kierującego.
Problem ten rozwiązywałaby zasada 20 sekund, pochodząca z sądowego wyroku jednego z niemieckich sądów jeszcze z 1989 roku. Zgodnie z nią, można przez 20 sekund zostać na lewym pasie, doganiając inny pojazd, poruszający się prawym.
Zasada 20 sekund nie jest idealna, ale mogłaby coś poprawić
W naszej ocenie zasada 20 sekund jest oszacowana na wyrost. Widzieliśmy niejedno nagranie, gdzie ktoś tak długo trzymał się lewego pasa, chociaż prawy był zupełnie pusty i naprawdę wydawało się, że trwa to wieczność. To dostatecznie dużo czasu, żeby zjechać na prawy pas, przepuścić kilka szybciej jadących aut i wrócić na lewy, nim dogonimy kolejną ciężarówkę.
Jednak ustalenie konkretnej zasady, mogłoby ostudzić emocje na drogach i pomóc w zwalczeniu dwóch skrajnych obozów. Tego który uważa, że lewym pasem można jechać dowolnie długi i tego, według którego, z lewego pasa trzeba natychmiast uciekać, gdy ktoś nas dogoni.
Każdy kto jechał kiedyś na Podhale wie, jak nieprzyjemna i zakorkowana potrafi być Zakopianka. Ale to tylko jeden z jej wielu problemów. Obecnie jej fragment między Krakowem i Myślenicami jest odcinkiem dwujezdniowym klasy GP (droga główna ruchu przyspieszonego). Występują na nim nienormatywne łuki, kolizyjne skrzyżowania, przejścia dla pieszych czy pojedyncze zjazdy. Droga ta obsługuje zarówno ruch tranzytowy, jak i lokalny. Przeprowadzone prognozy ruchu przewidują dynamiczny wzrost natężenia ruchu w najbliższych latach, który już teraz bardzo duży, szczególnie w okresach urlopowych.
Droga ekspresowa S7 na odcinku Kraków – Myślenice już miała wykonawcę, ale ten wycofał się i całe postępowanie musiano unieważnić. Teraz oferentów jest sześciu, a ich propozycje wyraźnie się różnią:
Jak wyjaśnia GDDKiA, głównym, ale nie jedynym kryterium mającym wpływ na wybór oferty, jest cena. Maksymalnie, wykonawca może uzyskać 60 pkt. Istotnym elementem oceny będzie również punktacja za posiadanie w swoich szeregach specjalistów m.in. z zakresu geologii, hydrogeologii, zoologii czy akustyki. Osoby te będą tworzyły tzw. zespoły środowiskowe, geologiczne oraz zespół ekspertów. Te kryteria stanowią pozostałe 40 pkt.
Co będzie musiał zrobić wykonawca nowej Zakopianki w ciągu drogi S7?
Jednym z wielu wyzwań, stojących przed wykonawcą nowej Zakopianki od Krakowa do Myślenic, jest brak zaakceptowanego jej przebiegu. Zadaniem wykonawcy będzie więc poszukiwanie optymalnego przebiegu drogi ekspresowej pomiędzy autostradą A4 a funkcjonującą już za Myślenicami trasą S7.
Początek drogi przewidziano między węzłami Kraków Południe a Kraków Bieżanów, jednak projektant będzie mógł zaproponować go też w innym miejscu. Dopuszczalne jest poszukiwanie wariantów bardziej na zachód lub na wschód, o ile takie rozwiązanie będzie korzystne i racjonalne. Pozostawienie opcji rozpoczęcia trasy w innym miejscu niż odcinek A4 Kraków Południe – Kraków Bieżanów daje też możliwość rozważenia rozwiązań zlokalizowanych poza podstawowym obszarem. Wszystkie warianty muszą uwzględniać połączenie S7 z projektowaną Beskidzką Drogą Integracyjną (S52).
GDDKiA zakłada, że po 6 latach od podpisania umowy zakończy się uzyskaniem decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. W tym czasie będą organizowane spotkania informacyjne dla mieszkańców, którzy będą mogli przedstawić swoje pomysły, sugestie, wątpliwości i uwagi dotyczące nowej drogi.
Zadaniem nowych przepisów jest pozbycie się części fikcji ze statystyk na temat polskich samochodów. W systemie CEPiK figuruje nawet kilka milionów tak zwanych martwych dusz, czyli pojazdów pokroju Maluchów, Syren i Dużych Fiatów, które zgniły gdzieś zapomniane w krzakach, ale nikt nigdy oficjalnie ich nie wyrejestrował. Zaśmiecają one system, psują statystyki Polski na tle innych krajów i są wodą na młyn dla aktywistów, uparcie dowodzących, że Polak uzależniony jest od samochodu i jeździ tylko rozpadającymi się gratami.
Jak podawał w zeszłym roku Instytut Samar, na około 27 mln pojazdów zarejestrowanych w Polsce, aż 7 mln tak naprawdę dawno przestała istnieć. To samochody, których od lat nikt nie ubezpieczał, ani nie był nim na przeglądzie. Nie miała miejsca również od lat żadna zmiana właściciela.
Obecnie żadne oficjalne statystyki (np. Eurotaxu) tego nie uwzględniają, przez co z wiarygodnych źródeł można dowiedzieć się, że w Polsce mamy aż 700 samochodów na 1000 mieszkańców, a średnia wieku auta w naszym kraju to ponad 24 lata! Jak jednak tłumaczy Samar:
W kontekście parku auto osobowych w naszym kraju warto też walczyć z mitem, że Polska „goni Luksemburg” czy „jest drugą Szwajcarią” pod względem liczby aut przypadających na 1000 mieszkańców. Jeśli nawet teoretycznie mamy ich 700, realnie, po wyeliminowaniu „martwych dusz” zostaje 517.
Jeśli odliczymy martwe dusze, średnia wieku pojazdu w Polsce to niecałe 16 lat.
Automatyczne wyrejestrowanie pojazdu – kryteria
Nowe przepisy nie sprawią, że problem zostanie całkowicie rozwiązany, ale będą ważnym krokiem w dążeniu do zakończenia fikcji. Przyjęte kryteria zakładają, że automatycznie wyrejestrowany zostaną następujące pojazdy:
Decyzje o rejestracji pojazdu wydane przed dniem 14 marca 2005 r. dotyczące pojazdów nieposiadających ważnego okresowego badania technicznego, w stosunku do których ich posiadacze nie dopełnili obowiązku zawarcia umowy obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej posiadaczy pojazdów mechanicznych, jeżeli pojazd im podlega, przez okres dłuższy niż 10 lat, przypadający bezpośrednio przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy, wygasają z dniem 10 czerwca 2024 r.
Wymogi są więc dwa. Po pierwsze rejestracja przed 14 marca 2005 roku, a po drugie od 10 lat pojazd nie ma OC ani ważnego przeglądu. Nie są to kryteria restrykcyjne, ale biorąc pod uwagę średni wiek 7 mln aut stanowiących martwe dusze, który Samar szacuje na 36 lat (!), pozwolą one na usunięcie sporo samochodów, które istnieją już tylko wirtualnie.
Należy też pamiętać, że właściciel pojazdu nie będzie informowany o procedurze wyrejestrowania pojazdu. Jeżeli więc macie jakieś „zaniedbane” auto, które wrasta gdzieś, ale od lat obiecujecie sobie, że kiedyś je wyremontujecie, to może być na to ostatnia szansa. Automatyczne wyrejestrowanie będzie miało miejsce 10 czerwca 2024 roku.
Czy z polskich dróg znikną samochody z czarnymi tablicami rejestracyjnymi?
Docelowo znikną. Automatyczne wyrejestrowanie z CEPiK-u dotyczyć będzie pojazdów, których i tak już dawno nikt na drodze nie widział, więc to akurat nie będzie dużym problemem. Natomiast w tym roku w życie weszły inne przepisy, zgodnie z którymi po zakupie pojazdu, trzeba go obowiązkowo zarejestrować. Większość osób i tak to robiła, ale wielu „graciaży”, kupujących (dla przyjemności lub z konieczności, ewentualnie z obu powodów) samochody za kilka tysięcy złotych, wolała oszczędzać czas i pieniądze, poświadczając bycie właścicielem tylko na podstawie umowy kupna. Często cenią oni też możliwość jazdy starym autem na czarnych blachach, co wyróżnia auto na drodze. Teraz już nie będzie takiej możliwości.
Spore zastrzeżenia co do kształtu proponowanej przez władze Krakowa Strefy Czystego Transportu, mieli mieszkańcy i różne organizacje, ale miał je także Łukasz Kmita – wojewoda małopolski. Złożył on skargę w tej sprawie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
W uzasadnieniu wskazał na niezgodność przepisów przyjętych przez krakowską radę miasta z przepisami ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Jego zdaniem urzędnicy nie określili w sposób właściwy granic obszaru SCT oraz nie przygotowali żadnych regulacji, dotyczących sposobu organizacji ruchu wewnątrz strefy. Zarzucił też radzie miasta zbyt daleko posuniętą ingerencje w sferę konstytucyjnych praw i wolności, takich jak wolność człowieka, poruszania się oraz równość wobec prawa.
Dzisiaj Wojewódzki Sąd Administracyjny przychylił się do skargi wojewody małopolskiego i w całości unieważnił uchwałę wprowadzającą Strefę Czystego Transportu w Krakowie.
Jak miała wyglądać Strefa Czystego Transportu w Krakowie?
Według projektu przyjętego przez krakowskich radnych, Strefa Czystego Transportu w tym mieście miała objąć cały administracyjny obszar. Były to plany całkowicie bezprecedensowe. SCT są już znane w wielu miastach na zachodzie Europy, ale zwykle obejmują jakiś wycinek miasta, zwykle samego centrum oraz ulic, na których odnotowywano najwyższe zanieczyszczenie powietrza. Nigdzie nie obejmowano strefą całego miasta.
Ponadto władze Krakowa nie przewidziały żadnych możliwości warunkowego wjazdu samochodem na teren Strefy Czystego Transportu. Na przykład w Londynie jest to możliwe, po uiszczeniu odpowiedniej opłaty. Zwolnieni z przestrzegania zasad mieliby być tylko seniorzy powyżej 70 roku życia, pod warunkiem, że sami prowadzą swój pojazd. Pozostali mieliby podporządkować się poniższym zasadom:
Co oznacza unieważnienie SCT w Krakowie przez sąd?
Przeciwnicy wprowadzenia Strefy Czystego Transportu w Krakowie odnieśli pewne zwycięstwo, ale strefa w mieście i tak powstanie. Jest to wymóg wynikający z zapisów KPO – każde miasto powyżej 100 tys. mieszkańców, w którym przekraczane są normy roczne zanieczyszczenia, musi utworzyć SCT. W Polsce dotyczy to czterech miast:
Obecnie tylko władze ostatniego z nich, nie zapowiedziały wprowadzenia takiej strefy. Z uwagi na wyrok WSA, krakowscy urzędnicy będą musieli stworzyć nowy projekt SCT, który nie będzie budził takich zastrzeżeń, jak obecny. Wiele wskazuje na to, że Strefa Czystego Transportu w Krakowie, tak jak w innych miastach, obejmie tylko pewien obszar wokół centrum. Może złagodzone zostaną też zasady wobec mieszkańców miasta. Pierwotnie SCT miała zostać wprowadzona od 1 lipca 2024 roku i obecnie trudno powiedzieć, czy radni zdążą z nowym projektem do tego czasu.
Gdzie powstaną nowe odcinki drogi ekspresowej S17?
W ramach inwestycji powstanie dwujezdniową drogę ekspresową, drogi do obsługi ruchu lokalnego, obiekty inżynieryjne, odwodnienie i oświetlenie drogi w obrębie węzłów. Zamontowane zostaną urządzenia ochrony środowiska, w tym ekrany akustyczne, a także zbudowane przejścia dla zwierząt. Wykonany zostanie też system zarządzania ruchem.
Odcinek Piaski – Łopiennik, o długości 16,6 km, przebiegać będzie nowym śladem, wzdłuż obecnej drogi krajowej nr 17. Rozpocznie się na węźle Piaski Wschód, który zostanie przebudowany (droga S17 będzie się tutaj łączyć z trasą S12 Piaski – Dorohusk). Inwestycja m.in. obejmuje budowę trzech węzłów drogowych: Piaski Południe, Fajsławice oraz Łopiennik.
Odcinek Krasnystaw – Izbica, o długości 18,8 km, zacznie się w Zakręciu przed Krasnymstawem. Początkowo trasa przebiegać będzie w śladzie obecnej DK17, następnie przekroczy rzekę Żółkiewkę i od zachodniej strony ominie m.in. Latyczów, Dworzyska, Tarnogórę i Izbicę. Przekroczy linię kolejową nr 69 relacji Rejowiec – Hrebenne i zakończy się na przecięciu z obecną DK17 w okolicach Krasnego. Powstaną trzy węzły: Krasnystaw Północ, Krasnystaw Południe oraz Izbica. Planowana jest też budowa pary Miejsc Obsługi Podróżnych Ostrzyca oraz obwodu utrzymania drogi ekspresowej w okolicach Krasnegostawu.
Na jakim etapie jest budowa drogi ekspresowej S17?
Droga ekspresowa między Piaskami a Hrebennem (mająca długość około 125 km) będzie realizowana w formule „Projektuj i buduj”. Obecnie na etapie realizacji są trzy odcinki S17 od Zamościa w kierunku Hrebennego. W 2023 r. oddano do użytku drugą nitkę obwodnicy Tomaszowa Lubelskiego.
Natomiast dla odcinków Zamość Wschód – Zamość Południe, Zamość Południe – Tomaszów Lubelski oraz Tomaszów Lubelski – Hrebenne (w sumie niespełna 50 km), wykonawcy złożyli w ubiegłym roku wnioski do Wojewody Lubelskiego o wydanie decyzji o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej (ZRID). Procedura jest w toku.
Trwa też analiza ofert złożonych w przetargu na realizację odcinka Izbica – Zamość Sitaniec. Wyłonienie najlepszej z nich powinno mieć miejsce w I kwartale tego roku. Natomiast na etapie prac przygotowawczych są jeszcze dwa odcinki drogi ekspresowej S17 między Piaskami a Zamościem: Łopiennik – Krasnystaw (ok. 9,5 km) oraz Zamość Sitaniec – Zamość Wschód (ok. 12 km).
GDDKiA ogłosiła też przetarg na opracowanie dokumentacji projektowej dla ok. 2-kilometrowego odcinka drogi S17 w okolicy Hrebennego. W przyszłości będzie to dojazd do planowanego terminala na granicy z Ukrainą.
Droga ekspresowa S17 na odcinku Piaski – Hrebenne to ważny fragment całego ciągu S17 Warszawa – Lublin – Zamość – Tomaszów Lubelski – Hrebenne (granica państwa). To także droga międzynarodowa E372 prowadząca z Warszawy do Lwowa. Trasa ta będzie się łączyć na węźle Piaski Wschód z drogą ekspresową S12 Piaski – Dorohusk. Poprzez wybudowane odcinki S12 na wspólnym przebiegu z S17 oraz istniejące węzły na obwodnicy Lublina, połączy się także z drogą ekspresową S19 (Via Carpatia).
Znak C-18 nie jest często spotykany w Polsce, ale łatwo na niego trafić, jeśli wybieracie się na narty. Jego znaczenie tak definiuje rozporządzenie w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
Znak C-18 „nakaz używania łańcuchów przeciwpoślizgowych” oznacza, że na drodze, na której znak został umieszczony, kierujący pojazdem silnikowym jest obowiązany stosować łańcuchy przeciwpoślizgowe na co najmniej dwóch kołach napędowych; umieszczona pod znakiem tabliczka, o której mowa w § 23 ust. 2, oznacza, że znak dotyczy pojazdów określonych na tabliczce.
Dlatego też wybierając się w tereny górskie zimą, należy zaopatrzyć się w łańcuchy śniegowe. Jeśli jedziecie w jakieś nowe dla siebie miejsce, może okazać się, że jedyna (lub jedyna mająca sens) droga do celu, wiedzie właśnie przez odcinek, gdzie są one wymagane.
Brak łańcuchów oznacza 200 zł mandatu oraz 1 punkt karny. Może jednak znaczyć coś znacznie poważniejszego. Dobre opony zimowe w takim miejscu mogą nie wystarczyć i ryzykujecie, że zablokujecie drogę, albo wpadniecie w poślizg i w coś lub kogoś uderzycie. Pewniej mogą się poczuć właściciele aut z napędem na wszystkie koła, ale pamiętajcie, że 4×4 nie pozwoli wam lepiej hamować, ani nie uchroni przed wpadnięciem w poślizg na zakręcie.
Zwracać trzeba też uwagę na znak C-19. Oznacza on koniec obszaru, gdzie wymagane jest stosowane łańcuchów śniegowych. Za niestosowanie się do niego, grozi mandat 100 zł.
Jak przygotować się do wyjazdu na ferie?
Podstawowa kwestia, to pamiętanie o oponach zimowych. Pomimo corocznych apeli samorządów z rejonów górskich, wciąż nie brakuje turystów, którzy są przekonani, że skoro jadą do któregoś z popularnych kurortów, to drogi będą zawsze odśnieżone i nie ma powodu myśleć o zimówkach. Kiedy nagle spadnie śnieg, będzie już za późno na refleksję.
Może się też okazać, że bez dobrych zimowek nie wyjedziecie nawet pod stok. W lepszej sytuacji są kierowcy korzystający z opon całorocznych, ale w prawdziwie zimowych warunkach, mogą być niewystarczające.
Wyjeżdżając w góry dobrze mieć ze sobą także saperkę, która pomoże odkopać samochód, gdybyśmy wpadli w zaspę. Pamiętajcie też o zatankowaniu do pełna. Gdyby auto gdzieś utknęło, zapas paliwa pozwoli wam w cieple i komforcie zaczekać na pomoc. Przydatne będą też bardziej podstawowe akcesoria, jak porządna miotełka do śniegu oraz porządna skrobaczka do szyb i zapas zimowego płynu do spryskiwaczy. Warto zabrać ze sobą też maty ochronne na szyby, pozwalające uniknąć porannego skrobania.
Wjechał pod pociąg na przejeździe kolejowym w Świebodzinie
Jak informuje policja ze Świebodzina, w tamtejszym powiecie nie raz doszło już do śmiertelnego wypadku, spowodowanego przez kierowcę, który wjechał pod pociąg. Niewiele brakowało, a doszłoby do kolejnej tragedii.
Kamera monitorująca przejazd nagrała wyjątkowo bezmyślnego kierowcę Audi A4, który naprawdę miał kilka szans na to, żeby nie znaleźć się w śmiertelnie groźnej sytuacji. Ale każdą z tych szans zaprzepaścił.
Zaczęło się od tego, że wjechał na przejazd kolejowy, pomimo mrugających czerwonych świateł. Naprawdę, nie rozumie co oznacza czerwone światło? Plus charakterystyczne dzwonienie?
Zareagował dopiero, gdy zobaczył opadające rogatki. Ten akurat przejazd ma podwójne rogatki, stworzone z myślą o takich właśnie kierowcach, jak ten kierujący Audi. Zamykają się więc najpierw rogatki zabraniające wjazdu, a te blokujące wyjazd opadają z opóźnieniem. Niestety kierowca Audi tego też nie zrozumiał i ruszył do przodu, gdy było już za późno.
Ile wynosi mandat za wjazd na zamykający się przejazd kolejowy?
W takiej sytuacji pozostaje tylko jedno – wyłamanie rogatek. Można zrobić to samochodem, ale można również ręką – wystarcza do tego minimalna siła. Kierujący Audi również i tego nie zrobił. Stał tak i czekał, licząc że nadjeżdżający pociąg go nie zabije.
Na jego szczęście skład nadjechał po torach znajdujących się po przeciwnej stronie, niż stał samochód. Maszynista dostał też wcześniej ostrzeżenie, że ktoś wjechał na przejazd, więc zdążył wyhamować pociąg.
Jak informuje policja, mężczyzna został ukarany mandatem na 2500 zł oraz 15 punktami karnymi. Za wjechanie na zamykający się przejazd grozi mandat 2000 zł, a 500 zł jest za czerwone światło. Każda z tych przewin to także 15 punktów karnych, więc kierowca powinien dostać w sumie 30 punktów i stracić prawo jazdy. Policja nie wyjaśnia dlaczego tak się nie stało.
Najgorsze sposoby na zamarznięty płyn do spryskiwaczy
Zimowe problemy dotykają wszystkich kierowców, więc internet pełen jest poradników, jak sobie z nimi radzić. To poczytne informacje, więc za podawanie ich biorą się nawet osoby, które o motoryzacji mają niewielkie lub zgoła żadne pojęcie. Często radzą korzystanie z „domowych sposobów” radzenia sobie z problemami, które mogą wywołać problemy jeszcze większe.
Co zrobić, kiedy jakiś płyn jest zamrożony? Wystarczy dolać ciepłej wody. Pomysł, aby przynieść czajnik z ciepłą wodą może wydawać się sprytny i prosty, ale wcale taki nie jest. Dolanie ciepłej wody, może uszkodzić uszczelki. Poza tym sama zaraz też się ochłodzi, a rozcieńczony płyn szybciej zamarznie. Jeszcze większą szanse na szkody mamy wlewając wodę gorącą. Niewielka przy tym jest szansa, że rozwiąże to problem zamarzniętego płynu w przewodach.
Inny polecany sposób to dolanie benzyny, rozpuszczalnika lub octu, które same tak łatwo nie zamarzają. Niestety te substancje tym bardziej mogą uszkodzić układ spryskiwaczy. Ponadto spryskanie szyby płynem z dodatkiem rozpuszczalnika lub octu może być bardzo niekorzystne dla elementów nadwozia i doprowadzić do pojawienia się ognisk rdzy.
Dlatego nie wierzcie w tego typu sposoby, tylko stosujcie metody, które nie stwarzają ryzyka, że coś uszkodzicie.
Skuteczny sposób na zamarznięty płyn do spryskiwaczy
Najbardziej skuteczny i bezpieczny sposób na zamarznięty płyn do spryskiwaczy jest tylko jeden. Trzeba rozgrzać płyn. Teoretycznie powinno wystarczyć ciepło rozgrzanego silnika. Problemem mogą być tylko dysze spryskiwaczy (dlatego w niektórych samochodach są ogrzewane). Jeżeli podgrzany płyn ich nie odblokuje, można spróbować delikatnie przetkać je np. igłą (uważając przy tym, żeby nie zmienić kierunku, w którym pryskają płynem).
Jeżeli to nie pomaga, trzeba zaparkować w miejscu, gdzie temperatura jest wyższa, niż na zewnątrz. Jeśli nie mamy garażu możemy poprosić znajomego o wpuszczenie nas do swojego garażu, albo udać się do centrum handlowego, które ma zamknięty garaż.
Po odmrożeniu płynu najlepiej pozbyć się obecnego, zanim dolejemy zimowy. Możecie go zużyć lub odessać strzykawką, jeśli nadal jest go dużo i szkoda go marnować.
W trakcie intensywnych opadów śniegu, linie na drodze mogą być zasypane przez dłuższy czas, utrudniając kierowcom poruszanie się po drogach. W takich sytuacjach często pomagają znaki pionowe, określające na przykład przed skrzyżowaniami, który pas ruchu prowadzi w którą stronę.
Pasy ruchu natomiast powinniśmy sobie wyobrazić. Wynika to z ich definicji:
Pas ruchu – każdy z podłużnych pasów jezdni wystarczający do ruchu jednego rzędu pojazdów wielośladowych, oznaczony lub nieoznaczony znakami drogowymi.
Pasy ruchu mogą być więc nieoznaczone i jeśli obok siebie zmieszczą się dwa pojazdy wielośladowe, to znaczy, że mamy do czynienia z dwoma pasami ruchu. Trzeba po prostu zwizualizować sobie ich przebieg. Pamiętać też trzeba o obowiązku poruszania się przy prawej krawędzi jezdni. Jazda środkiem ponieważ nie widać wyznaczonych pasów, jest niedopuszczalna. W przypadku nieoznaczonych pasów, zabronione jest też wyprzedzanie z prawej strony.
Podobnie jak pasy ruchu, powinniśmy na zaśnieżonej drodze wyobrażać sobie inne znaki poziome, takie na przykład jak miejsca warunkowego zatrzymania.
Czy zasypany śniegiem znak nadal obowiązuje?
Pokryte śniegiem znaki pionowe to rzadki widok, ale przy intensywnych opadach śniegu oraz mocnym wietrze, jest to możliwe. W przypadku gdy znak jest zupełnie nieczytelny, policja nie powinna nas karać za niestosowanie się do niego, ale trzeba być bardzo ostrożnym.
Funkcjonariusza nie przekona raczej sytuacja, w której znak będzie tylko trochę pokryty śniegiem. Pamiętajmy też, że znaki takie jak ustąp pierwszeństwa przejazdu, stop, czy droga z pierwszeństwem przejazdu, mają charakterystyczne kształty nie bez powodu. Nawet całkowicie zakryte, pozwalają bezbłędnie rozpoznać ich znaczenie.
Przede wszystkim rozważnie i ostrożnie. Nawet jeśli mamy dobry samochód i nowe opony zimowe, warunki panujące o tej porze roku potrafią zaskoczyć. Należy unikać gwałtownych manewrów i zdecydowanie ograniczyć prędkość.
Dobrym pomysłem jest też przetestowanie przyczepności. Jeżeli nikt za nami nie jedzie, możemy na chwilę mocniej wcisnąć hamulec, aby przekonać się, jak pojazd zareaguje. Może okazać się, że pod warstwą śniegu jest trochę lodu i przyczepność jest niewielka. Zwalniać powinniśmy też przed zakrętami, szczególnie gdy skręcamy o 90 stopni. Jeśli wpadniemy wtedy w poślizg, nie będzie już czasu na zredukowanie prędkości.
To jedna z tych historii, którą przeciwnicy elektromobilności będą opowiadali sobie w formie doskonałego żartu, zaś zwolennicy jako straszną legendę, której nikt nie chce przeżyć. I chociaż trudno w nią uwierzyć, to zdarzyła się naprawdę.
Drobne uszkodzenie auta elektrycznego i horrendalny koszt naprawy
Pewien szczęśliwy właściciel Polestara 2 miał to nieszczęście, że spotkał na swojej drodze jelenia. Doszło do zderzenia ze zwierzęciem, ale bardzo drobnego. Jeleń pobiegł do lasu, zaś właściciel auta, mógł spokojnie ruszyć w dalszą drogę, ponieważ uszkodzenia były głównie kosmetyczne.
Niedługo potem, mężczyzna udał się do serwisu na naprawę auta. Tam stwierdzono drobne naderwanie zderzaka, osłony nadkola, delikatne uszkodzenia klosza reflektora (sam reflektor pozostał sprawny), zagięcie rogu maski oraz uszkodzony zbiornik płynu do spryskiwaczy. Słowem, nic poważnego ani potencjalnie bardzo drogiego.
Dlaczego naprawa samochodów elektrycznych jest droga?
Zwykle problemem aut elektrycznych jest to, że elementy napędu są często nienaprawialne (przynajmniej według producenta) i każde nawet podejrzenie ich uszkodzenia, kwalifikują jako nadające się do wymiany. Szczególnie newralgiczne są baterie, ponieważ nawet ich drobne uszkodzenie, może teoretycznie doprowadzić do pożaru za jakiś czas. A wymiana akumulatora może kosztować 100 tys. zł albo i więcej.
W przypadku Polestara 2 po spotkaniu z jeleniem nie było takiego problemu. Ale jego naprawa okazała się mimo to bardzo skomplikowana i zajęła aż 90 roboczogodzin, które same w sobie odpowiadają za ponad 1/3 kwoty widocznej na rachunku. Wygląda na to, że każda naprawa elektryka może być horrendalnie droga.
Nie włączył świateł w deszczu, policja zaczęła go gonić
Policjanci z sokólskiej drogówki patrolujący drogę krajową numer 18, zauważyli Mazdę, która pomimo padającego deszczu miała włączone jedynie światła do jazdy dziennej. Funkcjonariusze wydali kierowcy polecenie do zatrzymania pojazdu, ten jednak zaczął uciekać.
Kierujący japońskim SUV-em uciekał przez kilkanaście kilometrów, mijając kolejne miejscowości w gminie Sokółka, a następnie wjechał do samego miasta. Tam na jednej z głównych ulic uderzył w bok wyprzedzającego go nieoznakowanego radiowozu, po czym skręcił w boczną ulicę. Tam kierowca porzucił auto i zaczął uciekać pieszo, ale już po chwili został złapany.
22-latek tłumaczył, że uciekał, bo się zestresował. Po sprawdzeniu w policyjnych systemach okazało się, że ma on sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. Podczas kontroli funkcjonariusze znaleźli przy nim woreczek strunowy z suszem – jak się okazało, była to marihuana.
Mężczyzna został zatrzymany i trafił do policyjnego aresztu. Następnego dnia usłyszał zarzuty niezatrzymania się do kontroli drogowej, kierowania pomimo orzeczonego zakazu sądowego oraz posiadania środków odurzających. 22-latek odpowie również za popełnione podczas ucieczki wykroczenia. Za niezatrzymanie się do kontroli i niestosowanie się do sądowych zakazów kodeks karny przewiduje karę do 5 lat pozbawienia wolności, zaś za posiadanie narkotyków grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.
Kiedy można używać świateł do jazdy dziennej
Przypadek kierowcy Mazdy jest o tyle ciekawy, że policjantom do głowy by nie przyszło, aby go o cokolwiek podejrzewać. Ich uwagę zwrócił drobny błąd, który popełnia wielu polskich kierowców. Jechał na światłach do jazdy dziennej podczas deszczu. Tymczasem zgodnie z Kodeksem drogowym:
W czasie od świtu do zmierzchu w warunkach normalnej przejrzystości powietrza, zamiast świateł mijania, kierujący pojazdem może używać świateł do jazdy dziennej.
Wielu kierowców nie zna tego zapisu, albo go nie rozumie. Co to bowiem jest normalna przejrzystość? To proste. Jeśli mają miejsce opady albo pojawia się mgła, przejrzystość nie jest normalna i trzeba włączyć światła mijania. Kierowcy nie robią tego, bo albo polegają na czujniku światła, albo sami reagują jedynie na zmrok, nieświadomi, że światła do jazdy dziennej nie są jedynymi, jakich należy używać w ciągu dnia.
Po czym poznać, że auto da się uruchomić na kable?
To że samochód nie chce się uruchomić, nie zawsze może świadczyć o problemie z akumulatorem. Istnieją jednak niewielkie szanse, że nagle zepsuł się nam rozrusznik, albo pompa paliwa. Niska temperatura i brak reakcji na przekręcenie kluczyka, to jasny sygnał, że rozładował się akumulator.
Jeżeli została w nim resztka prądu, możemy usłyszeć, jak rozrusznik próbuje „kręcić”, ale zbyt krótko i słabo, żeby uruchomić silnik. Gdy akumulator jest rozładowany całkowicie, po przekręceniu kluczyka nie zapalą się nawet kontrolki na desce rozdzielczej.
Jak powinno się podłączać kable rozruchowe?
Kiedy akumulator się rozładował, a my nie mamy czasu lub możliwości go naładować, najszybszym i najprostszym sposobem, jest skorzystanie z kabli rozruchowych i „pożyczenie” prądu z innego pojazdu. Dawca powinien mieć akumulator o takiej samej jak nasz pojemności, albo większy. Natomiast kable rozruchowe powinny być solidne i grube – w przypadku najtańszych, cienkich, może pojawić się problem z dostarczeniem odpowiedniej ilości prądu.
Kable rozruchowe należy w następującej kolejności:
czerwony przewód do plusa dawcy
drugi koniec czerwonego przewodu do plusa biorcy
czarny przewód do minusa biorcy
drugi koniec czarnego przewodu do masy dawcy
Po udanym odpaleniu silnika w aucie z wyczerpanym akumulatorem, odpinamy kable w odwróconej kolejności. Nie można dopuścić do tego, by końcówki przewodów się dotknęły. Jakikolwiek błąd może doprowadzić do zwarcia w instalacji elektrycznej dawcy i go unieruchomić. Teoretycznie w skrajnych przypadkach możliwy jest nawet wybuch akumulatora.
Jak powinno się uruchamiać auto na kable?
Po podpięciu kabli nie powinno się natychmiast podejmować próby uruchomienia auta. Należy najpierw pozostawić oba pojazdy podłączone kablami przez kilka minut z włączonym silnikiem dawcy. W ten sposób doładujemy trochę wyczerpany akumulator.
Zanim przekręcimy kluczyk, trzeba upewnić się, że wszystkie odbiorniki prądu (radio, światła, klimatyzacja) są wyłączone. Przed przekręceniem kluczyka, można dodać trochę gazu w aucie dawcy. Jeśli mimo tego, nie uda się samochodu uruchomić, można poczekać kolejne kilka minut i ponowić próbę. Jeśli i ona się nie powiedzie, jest kilka możliwości:
kable są zbyt cienkie i nie przewodzą właściwiej ilości prądu
dawca ma wyraźnie słabszy akumulator od biorcy
akumulator w aucie biorcy nadaje się tylko do wymiany
to nie akumulator jest problemem
W takiej sytuacji można spróbować pożyczyć naładowany akumulator lub naładować ten już posiadany. Alternatywą jest tylko wezwanie lawety i odwiezienie pojazdu do warsztatu.
Szaleńcza jazda Froga przez Warszawę według sądu nie była groźna
Na temat uniewinnienia Roberta N. znanego lepiej jako Frog, za jego wielokrotną szaleńczą jazdę, pisaliśmy rok temu. Sąd pierwszej instancji uznał wtedy, że nic takiego się nie stało, gdy oskarżony pędził z ogromnymi prędkościami przez zatłoczone warszawskie ulice. Zauważono co prawda, że jechał on niebezpiecznie, ale „panował nad swoim pojazdem”, więc nie ma powodu go ukarać.
Oskarżony nie wyczerpał znamion sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, ponieważ pomimo brawurowej jazdy, poruszając się z dużą prędkością i powodując dezorganizację na drodze, oskarżony w krytycznym czasie panował nad swoim pojazdem.
Jak można nie stwarzać zagrożenia dla wielu osób, kiedy szaleje się w gęstym ruchu? Jak wyjaśnił Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa:
Nie chodzi o to, czy wiele osób znajdujących się podczas burzy w różnych częściach miasta może zostać indywidualnie trafionych piorunem, lecz chodzi o to, czy istnieje niebezpieczeństwo porażenia tym samym piorunem na raz wielu osób, na przykład stojących pod jednym drzewem. Pojedyncze gromy nie sprowadzą zagrożenia dla wielu osób.
Czyli jeśli wielokrotnie istniało ryzyko pojedynczych wypadków, to nic takiego się nie stało. Co prawda można sobie wyobrazić sytuację, w której Forg uderza w jeden pojazd, a ten w kolejny i poszkodowanych jest wiele osób, ale sąd sobie takiego scenariusza nie wyobraził. Dla przypomnienia, zamieszczamy filmik z przejazdu Froga przez Warszawę:
Frog uciekając 240 km/h przed policją, też niczego takiego nie zrobił
Sąd pierwszej instancji dopatrzył się jednak stwarzania zagrożenia w ruchu drogowym przez Froga, gdy w 2014 roku uciekał Mercedesem przed policją po drodze krajowej numer 7. Rozpędzał się wtedy nawet do 240 km/h. Robert N. został skazany za to na 2,5 roku więzienia.
Sprawa trafiła jednak do sądu apelacyjnego i ten podtrzymał wyrok w sprawie jazdy przez Warszawę. Natomiast ucieczka przed policją w okolicach Kielc, również w oczach Sądu Okręgowego w Warszawie, nie była niczym poważnym. Uchylił więc karę 2,5 roku więzienia. Przypomnijmy, jak wyglądała ucieczka Froga przed policją:
Frog ostatecznie uniewinniony
Z wyrokami sądów nie zgodziła się Prokuratura Krajowa, która złożyła wniosek o kasację wyroku. Kasację, która właśnie została oddalona przez Sąd Najwyższy. Jak wyjaśniła sędzia Anna Dziergawka:
Poglądy prawne wynikające z orzecznictwa sądów nie są wiążące dla sądu rozpoznającego daną sprawę. Żeby doszło do rażącego naruszenia prawa musimy mieć do czynienia z dokonaniem wykładni ewidentnie błędnej.
Innymi słowy, sąd drugiej instancji, który uniewinnił Froga, nie popełnił żadnego błędu.
Który fotoradar zrobił najwięcej zdjęć w 2023 roku?
W Polsce ostatnio coraz więcej mówi się o nowych odcinkowych pomiarach prędkości, które pozwalają na wystawianie naprawdę spore ilości mandatów. Przykładowo 14-kilometrowy odcinek w Białobrzegach po miesiącu pozwolił na ukaranie około 9 tys. kierowców. A to tylko jeden z 39 nowych odcinkowych pomiarów w Polsce.
Absolutnym rekordzistą w tym roku jest jednak fotoradar w Antwerpii w Belgii. W pierwszym półroczu 2023 roku zrobił zdjęcia 65 tys. kierowcom przekraczającym prędkość i wiele wskazuje na to, że do końca roku utrzymał swoją pierwszą pozycję.
Warto odnotować, że odebrał on koronę fotoradarowi w tunelu Craeybeckx, również umiejscowionemu w Antwerpii. Przez pierwsze sześć miesięcy 2022 roku, zrobił on około 60 tys. zdjęć.
Polacy jeżdżą coraz wolniej, a Belgowie coraz szybciej
To że po raz drugi rekordzistą europejskim będzie fotoradar umiejscowiony w Belgii, może zaskakiwać, ale przestaje, gdy spojrzymy na statystyki. W 2014 roku wystawiono tam 3,37 mln mandatów za przekroczenie prędkości. Natomiast w 2022 roku było to już 6,16 mln mandatów. Zaskakująco duży wzrost.
Tymczasem polskie fotoradary mają coraz mniej pracy. W 2022 roku odnotowały 969 tys. wykroczeń, podczas gdy rok wcześniej było to aż 1,4 mln. Polacy z roku na rok jeżdżą coraz ostrożniej i to widać również w statystykach wypadków.
Które samochody muszą mieć światła do jazdy dziennej
Obecność świateł do jazdy dziennej wynika z unijnej dyrektywy, ale dotyczącej jedynie nowych samochodów. Zgodnie z nią pojazdy uzyskujące homologację od lutego 2011 roku, muszą mieć DRL. Jeśli nasz pojazd nie ma ich fabrycznie zamontowanych, to mieć ich nie musi. Ale jeżeli je posiada, to muszą być sprawne.
Dopuszczalne jest też stosowanie akcesoryjnych świateł do jazdy dziennej, ale trzeba być ostrożnym. Światła muszą po pierwsze mieć odpowiednią homologację, a po drugie być umieszczone w odpowiednim miejscu. Jeśli nie spełnimy wszystkich wymogów, możemy nie zaliczyć przeglądu okresowego. Istnieje też wtedy ryzyko, że zainteresuje się nami policja.
O której godzinie należy przełączyć światła dzienne na mijania?
Kwestię używania tych rodzajów oświetlenia reguluje Kodeks drogowy, który mówi:
W czasie od świtu do zmierzchu w warunkach normalnej przejrzystości powietrza, zamiast świateł mijania, kierujący pojazdem może używać świateł do jazdy dziennej.
Nie ma więc ustalonej konkretnej godziny – kiedy zaczyna zmierzchać, powinien to być sygnał dla kierowcy, by zmienić światła dzienne na mijania. Coraz częściej robią to za niego czujniki światła, ale zalecamy w tej kwestii ostrożność. To obowiązek kierowcy upewnić się, czy ma włączone właściwe oświetlenie. Nie może odpowiedzialności za to zrzucić na elektronikę.
Kiedy używanie świateł do jazdy dziennej jest zakazane?
Pamiętajcie jeszcze o fragmencie przepisów mówiących o „warunkach normalnej przejrzystości powietrza”. Jeśli pada deszcz, śnieg lub jest mgła, powinniście włączyć światła mijania również podczas dnia.
Nie wszystkie samochody reagują na deszcz i włączają wtedy światła, zaś podczas mgły, jeśli tylko będzie jasno, nie zareaguje żaden. To kierowca ma kontrolować sytuację.
Jaki mandat za jazdę na światłach do jazdy dziennej?
Taryfikator mandatów przewiduje różne kary, za jazdę bez wymaganych świateł:
100 zł i 2 punkty karne – brak świateł podczas jazdy w dzień
200 zł i 4 punkty karne – brak świateł w nocy i podczas jazdy w tunelu
Pierwszy przypadek dotyczy pojazdu niemającego świateł do jazdy dziennej i jadącego w dzień bez włączonych świateł mijania. Natomiast drugi dotyczy wszystkich pojazdów, które nie mają włączonych świateł mijania. Fakt, że nasze auto ma światła do jazdy dziennej i mimo wszystko jest widoczne na drodze, niczego tu nie zmienia.
Nowe niebezpieczne miejsce dla kierowców w Wieliczce
Na polskich drogach można spotkać różne dziwne pomysły drogowców, a ten jaki spotkamy w Wieliczce, zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie. Wyobraźnie sobie, że jedziecie drogą krajową i zajmujecie pas pozwalający na zjechanie do wspomnianej miejscowości. Zjazd prowadzi w dół, więc z daleka możecie nie widzieć dokładnie, jak on prowadzi.
Nagle okazuje się, że ten zjazd to pułapka. Jadąc tak jak prowadzi droga, wjedziecie nagle na drogę dla rowerów. Nie możecie odbić w lewo, bo jest tam powierzchnia wyłączona z ruchu, a dalej podwójna linia ciągła. Jechalibyście okrakiem, po dwóch pasach ruchu.
Lecz coś zrobić trzeba. Zjeżdżacie w ostatnim momencie na lewo, ignorując oznakowanie, ale miejsca między krawężnikami jest niewiele. Uderzacie w jeden z nich, przecinacie oponę i uszkadzacie felgę. Tak jak wielu innych przed wami, sądząc po uszkodzeniach krawężników. Jak powstało tak niebezpieczne miejsce?
Nowa organizacja ruchu w Wieliczce to pomysł burmistrza
Jak wyjaśnia autor nagrania, pomysł takiego a nie innego poprowadzenia drogi dla rowerów, jest pomysłem samego burmistrza. Miał nie konsultować tej inwestycji z mieszkańcami i powstało takie coś.
Docelowo to miejsce ma być przeorganizowane, ale obecnie jest bardzo niebezpieczne. Kierowcy nie są ostrzegani o zmienionej organizacji ruchu, ani o potencjalnym niebezpieczeństwie. Stoją tymczasowe tablice ostrzegawcze, ale widoczne w ostatniej chwili i ustawione po to, żeby auta nie wjeżdżały w rowerzystów, a nie żeby ostrzec z wyprzedzeniem kierujących.
Największym absurdem jest to, że to zjazd z drogi krajowej, którego nie da się pokonać zgodnie z przepisami. Zabrania tego oznakowanie, a cofnąć z tego miejsca też nie można. To dopiero początek stycznia, a Wieliczka jest już kandydatem do największej drogowej bzdury 2024 roku.
Konfiskata samochodów pijanym kierowcom w 2024 roku
Nowe przepisy zostały przegłosowana już w październiku 2023 roku, ale nie wszystkie nowe zapisy od razu weszły w życie. Na wprowadzenie nadal czekają przepisy dotyczące konfiskaty pojazdów pijanym kierowcom. Zgodnie z nimi, samochód stracimy za:
prowadzenie pojazdu mając 1,5 promila
doprowadzenie do wypadku mając 1 promil
przy doprowadzeniu do wypadku mając od 0,5 do 1 promila, utrata pojazdu zależy od decyzji sądu
Jak będzie wyglądała konfiskata pojazdu pijanego kierowcy?
Po zatrzymaniu pijanego kierującego, jego pojazd trafia na policyjny parking. Następnie w ciągu siedmiu dniu przechodzi on do dyspozycji prokuratora. Kolejny krok to wyrok sądu, który nie zawsze ma obowiązek orzec przepadek pojazdu (zgodnie z wcześniej wypunktowanymi kryteriami).
Co z konfiskatą jeśli pijany kierowca nie jest właścicielem pojazdu?
Konfiskata pojazdu pijanemu kierowcy będzie mogła mieć miejsce tylko w przypadku, gdy jest on wyłącznym właścicielem samochodu. Polski ustawodawca nie wybrał na szczęście drastycznej wersji przepisów (spotykanymi w niektórych krajach), zgodnie z którymi pojazd zawsze przepada, a jego właściciel musi sam domagać się odszkodowania od pijanego, któremu użyczył samochód.
W Polsce w takim przypadku pijany będzie musiał zapłacić równowartość pojazdu, który prowadził. Współwłaściciele, leasingodawcy oraz firmy wynajmujące samochody, nie będą się więc musieli martwić.
Zastanawiającą taryfę ulgową mają kierowcy ciężarówek, którzy nie będą musieli płacić równowartości prowadzonego pojazdu, a jedynie zapłacić od 5 tys. do 100 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Chodziło prawdopodobnie o to, by nie obciążać ich ogromnymi opłatami, ponieważ samochody ciężarowe nie są tanie. Lecz pijany powoduje w nich znacznie większe zagrożenie. Nie słyszeliśmy też o ulgach dla osób, które tylko pożyczyły wart kilkaset tysięcy samochód osobowy i nie stać ich na zwrot równowartości.
Kiedy wchodzą przepisy o konfiskacie samochodów pijanym kierowcom?
Nowe przepisy, na podstawie których będzie można konfiskować auta pijanym kierowcom, zaczną obowiązywać od 14 marca 2024 roku.
Kiedy policjant może zatrzymać kierowcę do kontroli?
Najczęstszym powodem zatrzymania przez policję, jest popełnienie wykroczenia drogowego. Przepisy przewidują jednak całą listę sytuacji, kiedy funkcjonariusz może przeprowadzić kontrolę:
podejrzenie popełnienia przestępstwa lub wykroczenia przez kierującego pojazdem
podejrzenie, że pojazd pochodzi z przestępstwa lub w pojeździe znajdują się osoby, które popełniły przestępstwo
uzasadnione podejrzenie, że pojazd zagraża bezpieczeństwu ruchu
podejrzane zachowanie kierującego pojazdem
wykonywanie czynności służbowych na miejscu zdarzenia drogowego
reagowanie na zgłoszenie przekazane policji przez obywatela
Kierowca zatrzymywany do kontroli, powinien przede wszystkim wykonywać polecenia policjanta. Należy zatrzymać się w miejscu wskazanym przez funkcjonariusza (jeśli zatrzymuje nas pieszo), pierwszym bezpiecznym (jeśli radiowóz jedzie za nami i wzywa do zatrzymania), lub tam gdzie zatrzymali się policjanci (jeśli nakazali jechać za sobą). Kierujący po zatrzymaniu powinien:
pozostać w pojeździe
trzymać ręce na kierownicy
otworzyć okno, kiedy policjant się do nas zbliży
wyłączyć silnik i włączyć światła awaryjne na polecenie policjanta
przedstawić się (podać imię, nazwisko oraz stopień służbowy)
podać powód zatrzymania
na życzenie kierowcy wylegitymować się i podać podstawę prawną zatrzymania
Zdarza się, że funkcjonariusze nie trzymają się tej procedury i zadają pytania w stylu „czy wie pan, panie kierowco, za co pana zatrzymałem”. Odradzamy w takich przypadkach pouczania funkcjonariuszy i upominania ich. Może okazać się, że nasza przewina jest niewielka i jeśli udowodnimy policjantowi, że jesteśmy jej świadomi, znamy przepisy i był to jedynie drobny błąd, efekt zagapienia się, który natychmiast zauważyliśmy, ale było już za późno na poprawę, to potraktuje nas łagodniej. Da niższy mandat, albo sprawdzi tylko dokumenty i zastosuje wobec nas pouczenie (pomaga przy tym zero punktów karnych na koncie).
Jeśli natomiast zaczniemy domagać się, aby funkcjonariusz trzymał się sztywno procedur, może zacząć zachowywać się jak służbista. Nie odpuścić nam najdrobniejszej przewiny, a także skorzystać z możliwości zadania jednego prostego pytania.
Jakie jest obowiązkowe wyposażenie samochodu? Policjant może o nie zapytać
W Polsce kierowcy mają obowiązek przewożenia tylko dwóch rzeczy:
gaśnicy
trójkąta ostrzegawczego
Konieczne jest nie tylko ich przewożenie, ale także wiedza, gdzie się one znajdują. Zwykle w bagażniku, ale to zależy od producenta. Niektórzy mają ciekawe pomysły na schowanie ich, aby nie przeszkadzały, ale też nie rzucały się w oczy.
Policjant natomiast ma prawo zażądać od kierowcy pokazania, gdzie znajduje się gaśnica i trójkąt. Jeśli kierowca nie wie, grozi mu mandat od 20 do 3000 zł.
Przyczyną wielu nieporozumień związanych z rondem jest fakt, że ustawa Prawo o ruchu drogowym w ogóle nie porusza jego kwestii. Na temat skrzyżowania o ruchu okrężnym możemy przeczytać jedynie w rozporządzeniu w Sprawie Znaków i Sygnałów:
Znak C-12 „ruch okrężny” oznacza, że na skrzyżowaniu ruch odbywa się dookoła wyspy lub placu w kierunku wskazanym na znaku.
Brak konkretnych zapisów oznacza, że należy stosować przepisy ogólne. Eksperci nie mają wątpliwości, które z nich są tu właściwe. Przykładowo w kwestii używania kierunkowskazów, należy kierować się takim przepisem:
Kierujący pojazdem jest obowiązany zawczasu i wyraźnie sygnalizować zamiar zmiany kierunku jazdy lub pasa ruchu oraz zaprzestać sygnalizowania niezwłocznie po wykonaniu manewru.
Niestety nie wszyscy kierowcy właściwie odnoszą je do rond, bo i sami nie rozumieją jak odbywa się ruch na rondach.
Który kierunkowskaz włączyć, skręcając w lewo na rondzie?
Wielokrotnie spotkaliście pewnie kierujących, którzy zamiar skrętu w lewo na rondzie, włączali lewy kierunkowskaz. Czasami robili to jeszcze przed wjazdem na rondo, ponieważ pamiętają, że manewry sygnalizuje się z wyprzedzeniem. Może sami nawet należycie do tej grupy kierowców.
Jeśli tak, to mamy złe wiadomości. Na rondzie nie da się skręcić w lewo. Po obwiedni ronda poruszamy się dookoła, ale nie zmieniamy kierunku jazdy. Dla wielu osób to nielogiczne, ale wystarczy wyobrazić sobie, że jedziemy po zakręcie, albo pokonujemy nawrót – skręcamy kierownicą i jedziemy w inną stronę, ale pozostajemy na swoim pasie ruchu, który przecież nie musi biec idealnie na wprost. Zaś pasy na rondzie wyznaczone są tak, że choć jeździmy dookoła, to pozostajemy na tym samym pasie ruchu.
Z ronda możemy zjechać jedynie skręcając w prawo i dopiero wtedy zmieniamy kierunek ruchu, więc mamy obowiązek użyć kierunkowskazu (prawego). Lewy kierunkowskaz przydać się może tylko wtedy, gdy poruszając się prawym pasem ronda, chcemy zjechać na lewy. Zmianę pasa ruchu sygnalizuje się zawsze, bez względu na przebieg drogi. W pozostałych sytuacjach nigdy nie używamy lewego kierunkowskazu na rondzie.
Dlaczego nie należy używać lewego kierunkowskazu na rondzie?
Bo na rondzie, jak wspomnieliśmy, nie można skręcić w lewo. Bez względu na to, jak interesujący nas zjazd, jest umiejscowiony względem naszej pozycji przed wjechaniem na rondo, zawsze skręcimy w niego w prawo. Używanie lewego kierunkowskazu jest błędne o dowodzi nieznajomości lub niezrozumienia przepisów.
Przypomnijmy też, że rondo nie zawsze ma cztery zjazdy. Może mieć na przykład trzy albo pięć – który wtedy zjazd jest tym „lewym”? Zasady jazdy po rondzie są proste i zawsze takie same, bez względu na jego rozmiary. Nie warto dopisywać własnych, wymyślonych zasad, tylko trzymać się tych obowiązujących. A zgodnie z nimi rondo to szczególny rodzaj skrzyżowania, na którym obowiązują takie same zasady, jak na wszystkich innych skrzyżowaniach.
Nowa benzyna E10 od stycznia 2024 roku na polskich stacjach
Od 1 stycznia 2024 roku z polskich stacji paliw zniknęła benzyna Pb95 E5, a zastąpiła ją taka z oznaczeniem E10. Jak informowaliśmy już wcześniej, chodzi o większą, 10-procentową domieszkę biopaliw, których obecność sprawia, że benzyna jest bardziej ekologiczna.
Nie wszyscy kierowcy są tym zachwyceni, zwłaszcza posiadacze samochodów starszych niż z 2010 roku. Szczególnie takich posiadających wtrysk bezpośredni. Wśród potencjalnych problemów powodowanych przez benzynę E10 mówi się o degradacji elementów gumowych i powstawaniu nieszczelności oraz uszkadzaniu aluminiowych elementów. Możliwe jest wypalenie uszczelki pod głowicą, wypalenie gniazd zaworowych oraz korozja układu paliwowego. Zalecana jest więc ostrożność, sprawdzenie instrukcji obsługi pojazdu lub skontaktowanie się z autoryzowanym serwisem.
Szwedzi rezygnują z paliw z dużą domieszką biokomponentów
Spore zmiany od 1 stycznia 2024 roku pojawiły się też na szwedzkich stacjach paliw, ale są one przeciwne do tych, jakie pojawiły się w Polsce. Tam benzyna miała udział biokomponentów na poziomie 7,8 proc., natomiast olej napędowy aż 30,5 proc. (w Polsce jest to 7 proc.). Stosowanie takich paliw miało związek z dużym naciskiem na ekologię, z której Szwedzi właśnie rezygnują.
Od Nowego Roku udział biokomponentów w paliwach na tamtejszych stacjach wynosi zaledwie 6 proc. Jest to całkowite odwrócenie polityki socjaldemokratów i Zielonych, którzy w latach 2014-2022 systematycznie zwiększali nacisk na biopaliwa. To się teraz zmienia za sprawą decyzji prawicowych Szwedzkich Demokratów, którzy nazwali tamtejsze paliwa „najdroższymi na świecie”, czego powodem był wysoki udział biokomponentów. Teraz ceny benzyny spadły o 1,2 korony (50 groszy), a oleju napędowego o 5 koron (2 złote).
Zmiana może nie być jednak trwała. Jak podaje Polska Agencja Prasowa:
Politycy partii opozycyjnych – socjaldemokraci, Zieloni oraz przedstawiciele Partii Centrum – zapowiedzieli wniesienie wobec minister klimatu Rominy Pourmokhtari wniosku o wotum nieufności w związku z utrudnianiem osiągnięcia celów klimatycznych. Współprzewodniczący Partii Zielonych Daniel Hellden wyraził żal, że Szwecja nie jest już wiodącym krajem w kwestii polityki klimatycznej, a rząd redukując zawartość biopaliw, dokonał dużego kroku wstecz.
Wiele osób mylnie sądzi, że znak B-43 to ograniczenie prędkości, tylko z jakiegoś powodu umieszczone na kwadratowej tablicy. Wygląda to może nietypowo, ale ograniczenie to ograniczenie – trzeba go przestrzegać i już. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana:
Znak B-43 „strefa ograniczonej prędkości” oznacza wjazd do strefy, w której obowiązuje zakaz przekraczania prędkości określonej na znaku liczbą kilometrów na godzinę.
Na tym polega pułapka tego znaku. Oznacza on wjeżdżanie na obszar, gdzie wszędzie obowiązuje znajdująca się na znaku prędkość, więc nie odwołują go choćby skrzyżowania.
Co odwołuje znak B-43?
Najważniejszą zasadą jest to, że znaku B-43 nie odwołują skrzyżowania. Z tego powodu ograniczenie prędkości na nim widoczne, nie jest powtarzane na całym obszarze objętym ograniczeniem. Kierowcy mogą mylnie uznać, że skoro przejechali właśnie przez skrzyżowanie, mogą zwiększyć prędkość. Mogą też zapomnieć, że kilka ulic wcześniej, mijali ograniczenie.
Znak B-43 odwołuje jedynie znak B-44, oznaczający „koniec strefy ograniczonej prędkości”. Dopiero wtedy można przyspieszyć do prędkości, określonej w przepisach ogólnych.
Nowy 2024 rok nie przyniósł żadnych zmian w taryfikatorze mandatów, więc tak jak wcześniej, mandaty za przekroczenie prędkości prezentują się następująco:
do 10 km/h – mandat 50 zł i 1 pkt. karny
11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt. karne
16–20 km/h – mandat 200 zł i 3 pkt. karne
21–25 km/h – mandat 300 zł i 5 pkt. karnych
26–30 km/h – mandat 400 zł i 7 pkt. karnych
31–40 km/h – mandat 800 zł (recydywa 1600 zł) i 9 pkt. karnych
41–50 km/h – mandat 1000 zł (recydywa 2000 zł) i 11 pkt. karnych
51–60 km/h – mandat 1500 zł (recydywa 3000 zł) i 13 pkt. karnych
61–70 km/h – mandat 2000 zł (recydywa 4000 zł) i 14 pkt. karnych
ponad 70 km/h – mandat 2500 zł (recydywa 5000 zł) i 15 pkt. karnych
Ile wynosi dopuszczalna prędkość za znakiem E-17a?
Problemem polskich kierowców bywa często niedouczenie i opieranie się na błędnych intuicjach. Tak jest ze znakiem E-17a, na widok którego część osób mocno hamuje. Sądzą oni, że dopuszczalna prędkość wynosi tam 50 km/h, a to nie jest prawda.
Omawiany znak wskazuje nazwę miejscowości, a informacja, że do niej wjechaliśmy nie jest równoznaczna z tym, że jest to teren zabudowany. Znak E-17a nie ma żadnej innej roli, jak tylko informacyjna. Jechać za nim można więc z taką prędkością, jaka do tej pory obowiązywała na danym odcinku drogi.
Kiedy znak E-17a nakazuje wolniejszą jazdę?
Co prawda znak E-17a nie narzuca żadnego ograniczenia prędkości, ale trzeba zwracać dokładnie uwagę na to, czy nie występuje w towarzystwie innych znaków, ponieważ trafiają się tu pułapki na kierowców. Zwykle łączony jest on z tablicą D-42, oznaczającą teren zabudowany, co ogranicza prędkość do 50 km/h.
Inna możliwość to umieszczenie pod znakiem E-17a znaku B-33, a więc wskazującego na ograniczenie prędkości. Takie połączenie dla nieświadomych kierowców może być pułapką. Otóż połączenie tablicy z nazwą miejscowości z ograniczeniem prędkości oznacza, że dany limit obowiązuje w całej tej miejscowości. Nie odwołuje go więc na przykład skrzyżowanie i nie musi być za nim powtarzany.
Ile wynosi mandat za znakiem E-17a?
Skoro znak E-17a nie narzuca ograniczenia prędkości, to nie ma mowy o żadnym mandacie? Nie jest to cała prawda. Jeśli jakiś kierowca sądzi, że za znakiem E-17a można jechać tylko 50 km/h, teoretycznie może narazić się na mandat. Taryfikator przewiduje karę do 500 zł za jazdę w sposób utrudniającą innym ruch, a jechanie niemal o połowę wolniej, niż jest dozwolone, bez żadnego powodu, można próbować pod to podciągać.
Druga szansa na mandat jest wtedy, gdy niedouczony kierowca w ostatniej chwili zobaczy znak E-17a i gwałtownie zahamuje w obawie przed mandatem za prędkość. Mocne hamowanie bez żadnego powodu może skończyć się mandatem na 1500 zł za stworzenie zagrożenia w ruchu, jeśli takie zachowanie miało potencjalnie poważne konsekwencje.
Mandat może wiązać się także z tym, że wraz ze znakiem E-17a ustawione będzie ograniczenie prędkości, a kierujący nie będzie wiedział, że obowiązuje ono w całej miejscowości. Wtedy naraża się na mandat, zgodnie z poniższym taryfikatorem:
do 10 km/h – mandat 50 zł i 1 pkt. karny
11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt. karne
16–20 km/h – mandat 200 zł i 3 pkt. karne
21–25 km/h – mandat 300 zł i 5 pkt. karnych
26–30 km/h – mandat 400 zł i 7 pkt. karnych
31–40 km/h – mandat 800 zł (recydywa 1600 zł) i 9 pkt. karnych
41–50 km/h – mandat 1000 zł (recydywa 2000 zł) i 11 pkt. karnych
51–60 km/h – mandat 1500 zł (recydywa 3000 zł) i 13 pkt. karnych
61–70 km/h – mandat 2000 zł (recydywa 4000 zł) i 14 pkt. karnych
ponad 70 km/h – mandat 2500 zł (recydywa 5000 zł) i 15 pkt. karnych
Kiedy można wyprzedzać z prawej strony w terenie zabudowanym?
Kwestia wyprzedzania z prawej strony w mieście nie budzi zwykle kontrowersji. Ogólnie przyjmuje się, że jest to dozwolone i rzeczywiście zgodnie z przepisami:
Dopuszcza się wyprzedzanie z prawej strony na odcinku drogi z wyznaczonymi pasami ruchu, jeżeli co najmniej dwa pasy ruchu na obszarze zabudowanym przeznaczone są do jazdy w tym samym kierunku.
Zwróćmy jednak uwagę, na kwestię pasów ruchu. Mogą one być niewyznaczone – jeśli dwa pojazdy mieszczą się obok siebie, to pasy ruchu też są dwa. Ale zabronione jest wtedy wyprzedzanie z prawej strony.
Kiedy można wyprzedzać z prawej strony w terenie niezabudowanym?
Na to pytanie odpowiedzi pojawiają się już różne. Jedni mówią, że nie można, inni (ci bardziej zorientowani), mówią, że warunkiem jest obecność trzech pasów ruchu. Taka interpretacja wynika z tych zapisów:
Dopuszcza się wyprzedzanie z prawej strony na odcinku drogi z wyznaczonymi pasami ruchu, jeżeli co najmniej trzy pasy ruchu poza obszarem zabudowanym przeznaczone są do jazdy w tym samym kierunku.
Czyli trzeba czekać aż trafimy na drogę trzypasmową? Bynajmniej. Osoby, które tak twierdzą, nie znają dalszej części przepisów:
Dopuszcza się wyprzedzanie z prawej strony na odcinku drogi z wyznaczonymi pasami ruchu na jezdni jednokierunkowej.
Co to znaczy? Znaczy to, że docieramy do sedna sprawy. Trzeba na początek przypomnieć, czym jest droga, a czym jezdnia. Droga to:
Wydzielony pas terenu składający się z jezdni, pobocza, chodnika, drogi dla pieszych lub drogi dla rowerów, łącznie z torowiskiem pojazdów szynowych znajdującym się w obrębie tego pasa, przeznaczony do ruchu lub postoju pojazdów, ruchu pieszych, ruchu osób poruszających się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, jazdy wierzchem lub pędzenia zwierząt.
Czyli pasy ruchu składają się na jezdnię, a ta razem z poboczem i chodnikiem tworzą drogę. Co więcej, droga może być też dwujezdniowa. Już rozumiecie?
Większość dróg pozamiejskich, jeśli wyznaczono na nich przynajmniej dwa pasy ruchu w każdym kierunku, ma pośrodku pas zieleni, często z barierami energochłonnymi. W ten sposób tworzy się drogę z dwoma jezdniami jednokierunkowymi. A na jezdniach jednokierunkowych (z wyznaczonymi pasami ruchu) można wyprzedzać z prawej strony.
Kiedy można wyprzedzać z prawej strony na autostradzie?
Z tego co napisaliśmy powyżej wynika jasno, że na każdej drodze szybkiego ruchu można wyprzedzać z prawej strony. Zarówno na drogach ekspresowych jak i autostradach, jezdnie oddzielone są od siebie. Trzeba tylko uważać, ponieważ wielu kierowców nie spodziewa się takiego manewru, a przy dużych prędkościach, może prowadzić to do niebezpiecznych sytuacji.
Kiedy nie można wyprzedzać prawym pasem?
Jak widzicie, wbrew obiegowej opinii, wyprzedzanie z prawej strony jest możliwe w większości sytuacji. Trzeba tylko pamiętać o wyjątkach, kiedy taki manewr jest zabroniony. A zabrania się go:
gdy pasy ruchu na jezdni nie są wyznaczone
jeśli poza terenem zabudowanym są tylko dwa pasy w każdą stronę, nie oddzielone barierami lub pasem zieleni (jezdnia dwukierunkowa z czterema pasami ruchu)
Dwa pierwsze wyłączenia już omówiliśmy wcześniej. Natomiast dwa kolejne nie wymagają chyba szerszego komentarza. Prawy pas co do zasady wykorzystywany jest przez pojazdy jadące wolniej (choć w Polsce różnie z tym bywa), więc jeśli zdecydujemy się na wyprzedzanie prawym pasem, musimy mieć dobrą widoczność oraz pewność, że zaraz nie pojawi się przed nami jakiś samochód, poruszający się ze znacznie mniejszą prędkością. Zbliżając się do wierzchołka wzniesienia lub pokonując ostry (ślepy) zakręt, nie mamy dostatecznej widoczności, aby ocenić, czy zaraz nie dogonimy jakiegoś pojazdu i zrobi się niebezpiecznie.
Na koniec przypomnijmy, że wielu polskich kierowców nie zna tych zasad. Mogą więc nie spodziewać się, że nagle inny samochód zacznie wyprzedzać ich z prawej strony. Tym bardziej, że zwykle taki manewr stosuje się, kiedy ktoś uporczywie blokuje lewy pas, co samo w sobie źle świadczy o jego znajomości przepisów i orientacji w otaczającej go sytuacji drogowej. Dlatego wyprzedzając inny pojazd z prawej strony, trzeba zachować dodatkową ostrożność i rozwagę.
Prawo jazdy można stracić za przekroczenie maksymalnej liczby punktów karnych, która wynosi 24. Uprawnienia można stracić też powodując poważne zagrożenie na drodze (policjanci wtedy czasami zatrzymują prawo jazdy i o dalszym losie kierującego decyduje sąd). Lecz czasami wystarcza tylko jedno wykroczenie.
Mówimy o przypadku, gdy kierujący przekracza prędkość o ponad 50 km/h za znakiem D-42, oznaczającym początek terenu zabudowanego. Wtedy automatycznie traci prawo jazdy, nawet jeśli nie zgadza się z oceną funkcjonariusza oraz pomiarem i nie przyjmuje mandatu.
Możecie myśleć, że to przecież nie jest nowy przepis i kierowcy od dawna wiedzą, że trzeba się pilnować w terenie zabudowanym. A jednak co roku około 50 tys. osób traci w ten sposób uprawnienia. Problem zatem wciąż istnieje.
Co dzieje się po utracie prawa jazdy na 3 miesiące?
Policjant nie odbiera wtedy kierowcy blankietu prawa jazdy, ponieważ nie ma obowiązku wożenia go ze sobą. Prawo jazdy zostaje zawieszone elektronicznie. Nie ma więc sensu próba ignorowania zakazu jazdy i legitymowania się fizycznym prawem jazdy przy kolejnej kontroli. Policjant szybko sprawdzi, że uprawnienia są zawieszone. Nie ma też możliwości zaprotestowania, odwołania się. Jest to niezgodnie z konstytucją, co potwierdził wyrok TK, ale prawo dalej obowiązuje.
Ostrzegamy przed ignorowaniem decyzji policjanta. Jeśli zostaniecie zatrzymani za kierownicą podczas 3-miesięcnego okresu karnego, zostanie on wydłużony do 6 miesięcy. Kolejnym razem całkowicie tracicie prawo jazdy.
Utrata prawa jazdy za zbyt wielu pasażerów
Za nadmiarową osobę w samochodzie (czyli ponad limit przewidziany w dowodzie rejestracyjnym), grozi mandat. Ale jeśli macie przynajmniej trzech nadprogramowych pasażerów, tracicie prawo jazdy na 3 miesiące.
Ile trzeba mieć punktów karnych, żeby stracić prawo jazdy?
Jak już wspomnieliśmy, prawo jazdy traci się, kiedy przekroczy się 24 punkty karne. W przypadku osób mających prawo jazdy krócej niż rok, wystarczy zebranie 20 punktów.
Obecnie taką liczbę zdobyć bardzo łatwo, ponieważ najpoważniejsze wykroczenia zagrożone są karą 15 punktów karnych. Od 17 września tego roku punkty znowu znikają po roku (od opłacenia mandatu). Powróciły też kursy reedukacyjne, pozwalające redukować 6 punktów co pół roku.
Taryfikator mandatów i punktów karnych za prędkość 2024
Ponieważ ten tekst jest głównie o karach za przekroczenie prędkości, przypomnijmy jeszcze, ile punktów można dostać za zbyt szybką jazdę:
do 10 km/h – mandat 50 zł i 1 pkt. karny
11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt. karne
16–20 km/h – mandat 200 zł i 3 pkt. karne
21–25 km/h – mandat 300 zł i 5 pkt. karnych
26–30 km/h – mandat 400 zł i 7 pkt. karnych
31–40 km/h – mandat 800 zł (recydywa 1600 zł) i 9 pkt. karnych
41–50 km/h – mandat 1000 zł (recydywa 2000 zł) i 11 pkt. karnych
51–60 km/h – mandat 1500 zł (recydywa 3000 zł) i 13 pkt. karnych
61–70 km/h – mandat 2000 zł (recydywa 4000 zł) i 14 pkt. karnych
ponad 70 km/h – mandat 2500 zł (recydywa 5000 zł) i 15 pkt. karnych
Ile wynosi kara za brak ubezpieczenia OC w 2024 roku?
Brak ubezpieczenia OC to bardzo poważna sprawa. Jeżeli doprowadzimy nawet do drobnego zdarzenia drogowego, rekompensata dla poszkodowanego kierowcy może iść w tysiące złotych. Jeśli dojdzie do wypadku i ktoś zostanie ranny, możemy przez długie lata nie wyjść z długów. Dlatego posiadanie OC jest w naszym jak najlepiej pojętym interesie.
Poza tym, sam brak ubezpieczenia OC wiąże się ze sporą grzywną. Jej wysokość uzależniona jest od płacy minimalnej, a ta od 1 stycznia idzie do góry i wynosić będzie 4254 zł. Wzrosną więc także kary za brak OC, zależnie od tego, jak długo nie mamy ubezpieczenia:
do 3 dni bez OC – 1700 zł
od 4 do 14 dni – 4250 zł
powyżej 14 dni – 8490 zł
Od razu zaznaczmy też, że 1 lipca 2024 roku, wejdzie w życie kolejna podwyżka pensji minimalnej – do 4300 zł. Tym samym kary za brak OC wzrosną odpowiednio:
do 3 dni bez OC – 1720 zł
od 4 do 14 dni – 4300 zł
powyżej 14 dni – 8600 zł
Kto może sprawdzić brak ubezpieczenia OC?
Najbardziej oczywista sytuacja, w której na jaw wyjdzie nasz brak OC, to kontrola drogowa. Policjanci zawsze sprawdzają w bazach, czy pojazd nie jest kradziony, czy ma ważne badanie techniczne oraz OC.
Nie można zapominać też o Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym, który sprawdza bazy danych i wyłapuje pojazdy, którym wygasło OC, a które nie zostały wyrejestrowane. Dlatego też zapominalscy, lub osoby które celowo nie opłaciły obowiązkowego ubezpieczenia, mogą się zdziwić, kiedy dostaną informację o nałożeniu na nie kary.
Kiedy ubezpieczenie OC wygasa?
Standardową procedurą jest automatycznie przedłużanie ubezpieczenia OC. Wyjątek stanowi sytuacja, kiedy kupiliśmy używany samochód – obowiązuje na nim polisa wykupiona przez poprzedniego właściciela, ale po jej zakończeniu sami musimy zadbać o nowe ubezpieczenie.
Ubezpieczenie nie zostanie także przedłużone, kiedy zalegamy z opłatami ubezpieczycielowi.
Pierwsza połowa nagrania jest zupełnie nudna. Autor filmiku dojeżdża do remontowanej drogi z ruchem wahadłowym i wjeżdża na nią, mając zielone światło. Za nim wjeżdża jeszcze ciężarówka, prawdopodobnie też na zielonym świetle. Nagrywający jedzie z niedużą prędkością – co prawda nie ma tu dodatkowego ograniczenia, ale w kilku miejscach są spore nierówności na łączeniach asfaltu, które lepiej pokonywać ostrożnie. Na drodze pracują też drogowcy, więc też z uwagi na nich nie należy jechać zbyt szybko.
Autor już dojeżdża do końca zwężenia, kiedy nagle z naprzeciwka rusza tir i agresywnie zajeżdża mu drogę. Nagrywający trąbi, trąbi też kierowca tira. Zarzuca on kierowcy z kamerą, że wjechał na czerwonym, co przecież nie było prawdą. Potem kłóci się jeszcze z kierowcą ciężarówki.
Czy cwaniakowanie na ruchu wahadłowym naprawdę jest potrzebne?
Domyślamy się, że kierowca tira chciał „ukarać” kierowcę, który jego zdaniem wjechał już na czerwonym świetle. Podobno są nagrania potwierdzające to, że miał już zielone. Zdarzenie pokazuje jednak dobitnie, że takie oskarżenia, mogą być zupełnie bezpodstawne.
Przewidywany czas przejazdu przez ten odcinek musiał być krótszy, a autor nagrania jechał bardzo ostrożnie. Może nawet przesadzał z ostrożnością i zupełnie nie przejmował się tym, że auta z przodu mu odjeżdżają. Ale czy powinien? Od początku pojazdy nie jechały w zwartym szyku, więc czemu miałyby go zacieśniać na remontowanym odcinku?
W ten oto sposób cwaniakiem stał się kierowca z cwaniakami walczący. Zablokował ruch w obie strony, bo musiał pouczyć i ukarać dwóch kierowców. Zupełnie nie mając racji. Szczerze gratulujemy też kierowcy ambulansu, który widząc korek spowodowany przez kierowcę tira, postanowił go ominąć, zupełnie nie mając na to miejsca. Udało mu się wyprzedzić jedno auto. Mamy nadzieję, że było warto i że jest z siebie dumny.
Jak zachować się na drodze z ruchem wahadłowym?
Odpowiedzmy na koniec na pytanie, jak powinien zachować się dobry kierowca w takiej sytuacji. W każdej sytuacji dobrą odpowiedzią jest „nieagresywnie i z kulturą oraz zrozumieniem dla innych”. Zdarzenie to możemy też łatwo odnieść do sytuacji, w której ustawione są znaki D-5 i B-31.
Pierwszy z nich oznacza, że macie pierwszeństwo na zwężeniu, a drugi, że musicie przepuścić pojazdy z naprzeciwka. Lecz jeśli macie pierwszeństwo, a samochód jadący z przeciwnej strony już znajduje się na zwężeniu, to pozwalacie mu zjechać. Tego wymagają przepisy. W sytuacji takiej jak na nagraniu, powinno się postępować identycznie.
To często spotykane przyzwyczajenie i zachowanie typowe dla ruchu miejskiego. Co chwilę trzeba zmieniać biegi, a stojąc na światłach czy w korku, pozostajemy gotowi do wrzucenia przełożenia. Dla wielu osób jest to też wygodna pozycja.
To prowadzi do przyspieszonego zużycia wodzików skrzyni biegów, może utrudniać wybieranie przełożeń i powstanie luzów na wybieraku.
Sposobem na uszkodzenie skrzyni biegów, na przykład synchronizatorów, jest niewłaściwe operowanie sprzęgłem. Zawsze trzeba wciskać je do końca i puszczać dopiero, gdy bieg jest na miejscu.
Groźne dla samochodu jest także „strzelanie” ze sprzęgła, czyli nagłe puszczenie go, gdy silnik jest na wysokich obrotach. Jeśli natomiast zbyt długo puszczacie sprzęgło i jedziecie na półsprzęgle, szybko je zużyjecie.
Unikaj stałej jazdy na wysokich obrotach
Dobry kierowca wie, że zimnego silnika nie powinno się od razu wkręcać na wysokie obroty. Rozgrzać się musi przy tym nie tylko chłodziwo (co możemy monitorować w niemal każdym samochodzie), ale także olej, aby osiągnął optymalne właściwości smarne. Dlatego pierwsze kilometry powinno się pokonywać spokojnie i płynnie.
Później nie należy bać się wchodzenia na wysokie obroty, ale powinniśmy robić to krótkotrwale. Podczas dynamicznego przyspieszania czy podczas wyprzedzania. Po osiągnięciu interesującej nas prędkości, powinniśmy wybrać odpowiednio wysokie przełożenie skrzyni biegów.
Szybkie przejeżdżanie przez progi zwalniające
Nie niektórych uliczkach osiedlowych progi zwalniające ustawiane są co dosłownie kilkanaście metrów. Mimo, że to irytujące, naprawdę warto zwalniać do minimalnej prędkości podczas pokonywania ich. Niektóre progi wyprofilowane są bardzo agresywne i nawet jadąc kilka kilometrów na godzinę, można boleśnie je odczuć. Szybko w ten sposób zużywają się łączniki stabilizatorów, ale prędzej czy później odczuje to całe zawieszenie.
Podobne zalecenia są w przypadku wjeżdżania na krawężniki, również na te niezbyt wysokie. Z tą różnicą, że szybki wjazd na krawężnik może doprowadzić do uszkodzenia felgi i to już po jednym takim manewrze. Właściciele aut z niskoprofilowymi oponami, mogą również uszkodzić sobie „gumy”. Niewłaściwe wjeżdżanie na krawężnik to także ryzyko uszkodzenia końcówek drążków kierowniczych.
1 stycznia 2024 roku oznacza istotną zmianę, dotyczącą rejestracji pojazdów. Obecnie zarejestrować samochód musi osoba, która sprowadziła pojazd z Unii Europejskiej. Natomiast jeśli kupimy pojazd już zarejestrowany w Polsce, wystarczy tylko zawiadomić starostę o zakupie.
Obecny brak obowiązku rejestracji, wykorzystywany był przez osoby, które chciały w ten sposób oszczędzić sobie formalności oraz pieniędzy. Był to też sposób na zachowanie dotychczasowych tablic, które nie spełniają już aktualnych wymogów – głównie chodziło o przyjemność posiadania starego samochodu na czarnych tablicach.
Z punktu widzenia urzędników, unikanie rejestracji pojazdu, nie jest dobrym zjawiskiem. Obecne przepisy posiadają też lukę, ponieważ mówią tylko o obowiązku rejestracji pojazdu, który został sprowadzony do Polski z kraju Unii Europejskiej. Nie ma mowy o samochodach, sprowadzanych spoza UE.
Jaka kara za nieprzerejestrowanie pojazdu w 2024 roku?
Brak logiki w przepisach, jaki mamy obecnie, idzie w parze z brakiem logiki w karaniu. Obecnie grzywna od 200 do 1000 zł grozi tylko osobie, która nie zarejestrowała pojazdu sprowadzonego z UE.Pozostałe osoby nie muszą obawiać się żadnych sankcji.
Od 1 stycznia 2024 zmieni się to i za nieprzerejestrowanie pojazdu przez osobę prywatną, trzeba będzie zapłacić:
500 zł – jeżeli nabywca używanego pojazdu z Polski, kraju należącego do UE lub kraju spoza UE nie dokona jego przerejestrowania w ciągu 30 dni
1000 zł – gdy wniosek o przerejestrowanie nie zostanie złożony w ciągu 180 dni
W przypadku przedsiębiorców zajmujących się obrotem pojazdami, kary wyniosą 1000 lub 2000 zł.
Niezwykle korzystny program pozwalający na korzystanie z nowego samochodu elektrycznego, ogłosił właśnie prezydent Emmanuel Macron. Spełnił tym samym jedną ze swoich obietnic wyborczych z 2022 roku, kiedy to obiecywał sprawić, by elektomobilność była dostępna dla każdego.
Sam program jest niezwykle korzystny i samochód można mieć już za 40 euro miesięcznie (czyli około 173 zł), ale dostępne są też droższe opcje, dla osób potrzebujących większego samochodu. Co byście powiedzieli na przykład na Teslę Model Y za 650 zł miesięcznie?
Kto może skorzystać z leasingu socjalnego na samochód?
Trzeba przyznać, że rozmach francuskiego programu jest naprawdę duży. Według szacunków władz, kryteria pozwalające na skorzystanie z socjalnego leasingu spełnia 4-5 mln obywateli. Zapowiada się więc poważne obciążenie dla budżetu państwa.
Aby skorzystać z nowego programu trzeba:
być obywatelem Francji
mieć ukończone 18 lat
mieszkać dalej niż 15 km od miejsca pracy
przejeżdżać ponad 8 tys. km rocznie
roczny dochód gospodarstwa domowego nie może przekraczać 15,4 tys. euro na osobę (66,8 tys. zł)
Umowy zawierane są przynajmniej na trzy lata, ale pozwalają na odstąpienie od nich w przypadku utraty pracy, orzeczenia niepełnosprawności lub śmierci leasingobiorcy.
Jakie samochody można mieć w leasingu socjalnym?
Założeniem nowego programu we Francji jest przyspieszenie elektrycznej transformacji i pobudzenie rynku, ale także zwiększenie konkurencyjności wobec chińskich producentów. Oferują oni samochody znacznie tańsze, niż europejscy producenci, co staje się coraz poważniejszym problemem.
W ramach leasingu socjalnego można więc kupować tylko auta produkowane w Europie, co prowadzi czasami do zaskakujących efektów. Przykładowo za auto europejskie uznawana jest Tesla Model Y, ponieważ powstaje w fabryce pod Berlinem. Z kolei Dacia Spring, a więc auto należące do koncernu Renault, produkowana jest w Chinach, więc nie spełnia warunków programu.
Jaka jest właściwa prędkość podczas jazdy samochodem?
Na takie pytanie kierowcy muszą odpowiadać sobie nieustannie, za każdym razem gdy prowadzą samochód. Wynika to wprost z zapisów Kodeksu drogowego (art. 19, ust. )1:
Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem, z uwzględnieniem warunków, w jakich ruch się odbywa, a w szczególności: rzeźby terenu, stanu i widoczności drogi, stanu i ładunku pojazdu, warunków atmosferycznych i natężenia ruchu.
Prowadząc samochód mamy więc obowiązek nie tylko stosować się do ograniczenia prędkości. Znaki oraz zasady ogólnie wskazują tylko na prędkość maksymalną, a więc taką jaką możemy osiągnąć w optymalnych warunkach. Czy takie warunki panują, zależy od naszej oceny i jesteśmy za taką ocenę odpowiedzialni.
Można, jak najbardziej. Nie jest to sytuacja często spotkana, ale przepisy mówią wprost, że kierujący pojazdem jest obowiązany:
jechać z prędkością nieutrudniającą jazdy innym kierującym;
hamować w sposób niepowodujący zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia;
utrzymywać odstęp niezbędny do uniknięcia zderzenia w razie hamowania lub zatrzymania się poprzedzającego pojazdu.
Kluczowy jest pierwszy z punktów – jazda utrudniająca poruszanie się innym. Nie mówimy o sytuacji, w której ktoś jedzie 40 km/h przy ograniczeniu do 50 km/h, podczas gdy inni kierowcy woleliby jechać 60-70 km/h (sytuacja niestety częsta na polskich drogach). Nie ma obowiązku poruszania się z maksymalną dopuszczalną prędkością, ani tym bardziej poddawania się presji innych kierowców.
Co innego gdybyście przy dobrych warunkach drogowych i bez wyraźnego powodu jechali 20 km/h. Wtedy zainteresowanie policji jest pewne, bo utrudniacie ruch bez żadnego powodu.
Oprócz znaków wskazujących prędkość maksymalną, jest także ten, określający prędkość minimalną. Tak jego znaczenie określają przepisy:
Znak C-14 „prędkość minimalna” oznacza, że kierujący, przy zachowaniu ograniczeń prędkości wynikających z przepisów szczegółowych, jest obowiązany jechać z prędkością nie mniejszą niż określona na znaku liczbą kilometrów na godzinę, chyba że warunki ruchu lub jego bezpieczeństwo wymagają zmniejszenia prędkości.
Po minięciu go kierowca ma więc obowiązek jazdy z prędkością przynajmniej taką, jaka została określona na znaku. Odwołuje go znak C-15.
Taryfikator przewiduje karę za jazdę ze zbyt małą prędkością, a jej wysokość zależy od tego, który dokładnie paragraf złamaliśmy, a także od decyzji kontrolującego nas funkcjonariusza.
Jeśli naszą zbyt wolną jazdą, utrudniliśmy innym ruch, grozi nam mandat nie mniejszy niż 500 zł. Co to oznacza? Kara może być wyraźnie wyższa, jeśli nasz styl jazdy spowodował naprawdę poważne utrudnienia.
Znacznie łagodniej traktowani są kierowcy, którzy poruszają się z prędkością mniejszą, niż wymagana znakiem C-14. Za jego nierespektowanie grozi grzywna 100 zł. Ale uwaga – ignorując wspomniany znak, mogliśmy spowodować utrudnienia i stworzyć zagrożenie na drodze. W takiej sytuacji policjant może nałożyć na nas karę także z wcześniejszego paragrafu.
Rosyjski rynek motoryzacyjny jest w poważnych tarapatach
Sytuacja rosyjskiego przemysłu motoryzacyjnego jest bardzo trudna, albo nawet i gorsza. Po agresji na Ukrainę, zachodni producenci wycofali się z tamtejszego rynku, a miejscowe firmy podjęły nieudolne próby tworzenia własnych projektów. Poza produkcją przestarzałych Ład, zajmowali się między innymi wskrzeszaniem Dacii Logan MCV i przerabianiem jej na auto elektryczne.
Problemy mieli Rosjanie nawet z takimi rzeczami jak ABS czy poduszki powietrzne. Odcięci od zachodnich dostawców, zmuszeni byli stworzyć własne odpowiedniki różnorakiej elektroniki.
Osobnym problemem jest duża ekspansja chińskich marek. Państwo Środka z dużą werwą korzysta z możliwości, jakie daje wielki rosyjski rynek, pozbawiony zachodnich koncernów. Rosjanie podejmują więc próby, aby rozwijać także własną myśl technologiczną.
Avtotor Amber to nowy rosyjski samochód elektryczny
Jak im idzie? Przykład widzieliście już na otwierającym zdjęciu. Avtotor Amber to najnowszy projekt prosto z Rosji, który wejdzie do produkcji w 2025 roku. Optymiści powiedzą, że w takim razie jest jeszcze czas na poprawki. Obawiamy się jednak, że tu nie ma czego poprawiać.
Rosyjski Avtotor zaprezentował swój pierwszy samochód elektryczny, Amber. Obiecują uruchomienie masowej produkcji do 2025 roku, twórcy zapewniają, że wszystkie elementy tego produktu zostały wyprodukowane w Rosji . pic.twitter.com/qn1tqUxSTn
Cały pojazd wygląda jakby powstał na ramie w formie podwozia z baterią i silnikiem elektrycznym, a następnie chciano na niej zbudować „coś”. Uwagę zwracają metalowe, bardzo niskie progi i wyraźne oddzielenie dolnej części pojazdu od górnej.
Bez wątpienia na „bazę” nałożono nadwozie, wyglądające jak odlane z plastiku. Uwagę zwracają drzwi umieszczone na „półpiętrze”, niewielkie okna i zabudowana tylna część bagażowa. Jedyną częścią spójną wydaje się przód, ale jest tak wielki i wysoki, że wystarczyłby na dwa samochody. Do tego wyłupiaste reflektory, małe kółka i dziwna dziura w prawym błotniku.
Nie wiemy, co napędza ten cud myśli rosyjskiej, ale konstruktorzy zapewniają, że jest to technologia opracowana przez miejscowych inżynierów. Strach więc pomyśleć, jak to może jeździć.
O jakich znakach mówimy? Oba mają takie samo niebieskie tło i identyczną strzałkę, skierowaną do góry. Kluczem do ich rozróżnienia jest kształt samego znaku.
Znak C-5 to „nakaz jazdy prosto”. Jest okrągły i częściej spotyka się warianty, nakazujące jazdę na przykład po lewej lub prawej stronie wysepki. Dla większości kierujących są one zrozumiałe, ale nakaz jazdy prosto, bywa mylony ze znakiem D-3.
Niestosowanie się do znaku C-5 wycenione jest na 250 zł mandatu. Pamiętajmy, że takie wykroczenie, może pociągnąć za sobą kolejne, jak jazda pod prąd lub drogą wyłączoną z ruchu. To automatycznie powoduje doliczanie kolejnych mandatów do naszego konta.
Dla odmiany znak D-3 jest kwadratowy i jest to znak informacyjny. Oznacza on „ruch jednokierunkowy”. Widząc go, możemy wjechać na daną ulicę, a jeśli jest wielopasmowa, możemy korzystać ze wszystkich pasów. Nie można jednak zapominać o obowiązku jazdy przy prawej krawędzi drogi, jeśli mamy taką możliwość.
Ze znakiem D-3 możemy dostać kilka mandatów, zależnie od tego, jak bardzo złamiemy zasadę ruchu jednokierunkowego:
200 zł za zawracanie na drodze jednokierunkowej
500 zł za jazdę pod prąd
przynajmniej 1500 zł jeśli jadąc pod prąd stworzyliśmy zagrożenie w ruchu drogowym
Wszystko zaczęło się 4 września 2021 roku, kiedy pewna kierująca została zatrzymana przez policję, za jazdę o ponad 50 km/h za szybko w terenie zabudowanym. Zostało jej zatrzymane prawo jazdy na 3 miesiące, a okres kary minął 4 grudnia 2021 roku. Do kolejnej kontroli policja zatrzymała kobietę 18 stycznia 2022 roku i zarzuciła jej proszenie pojazdu bez uprawnień.
Jak to możliwe? Prawo jazdy nie jest zwracane automatycznie po 3 miesiącach. Zgodnie z prawem, traktowała była jako osoba, która nie ma uprawnień do prowadzenia pojazdu, za co grozi kara od 1500 do 30 tys. zł. Ponadto orzekany jest zawsze zakaz prowadzenia pojazdów od 6 miesięcy do 3 lat.
Jak odzyskać prawo jazdy po zatrzymaniu na 3 miesiące?
Na temat absurdu polegającego na tym, że prawo jazdy nie jest przywracane automatycznie, skoro i zatrzymanie go i oddanie odbywa się elektronicznie, pisaliśmy już dawno. Ponieważ kierujący nie ma obowiązku wożenia przy sobie blankietu prawa jazdy, policja go nie zabiera i wszystko odbywa się elektronicznie.
Pomimo tego, aby odzyskać uprawnienia, trzeba udać się do Wydziału Komunikacji w naszym Urzędzie Miasta i wypełnić odpowiedni wniosek. Chociaż 1 lipca weszła nowelizacja, zmieniająca między innymi zasady odzyskiwania prawa jazdy po 3 miesiącach, zachowano obowiązek wycieczki do urzędu. Zniesiono tylko obowiązek uiszczania opłaty ewidencyjnej, która wynosiła 50 groszy.
Rzecznik Praw Obywatelskich interweniował w sprawie kary za brak prawa jazdy
Pechowa kierująca została skazana wyrokiem nakazowym na (nieokreśloną) grzywnę oraz nałożono na nią zakaz prowadzenia pojazdów. Koniec końców sprawa trafiła do Sądu Najwyższego i zainteresował się nią Rzecznik Praw Obywatelskich. W ich zgodnej opinii, osoba, której czasowo zatrzymano prawo jazdy i okres kary minął, nie może być traktowana jak ktoś, kto prawa jazdy w ogóle nie posiada:
Osoba, której prawo jazdy zostało zatrzymane na okres nieprzekraczający roku, odzyskuje je bez spełnienia dodatkowych warunków. Zgodnie z orzecznictwem NSA przez pojęcie „pozbawiona prawa jazdy” użyte w art. 94 par. 1 k.w. należy rozumieć kategorie prawne przewidziane w kodeksach karnym i wykroczeń oraz w ustawie Prawo o ruchu drogowym, a nie stany faktyczne, jak na przykład nieodebranie prawa jazdy od organu administracji. W związku z tym po upływie okresu, na jaki zatrzymano prawo jazdy, nie może być ona traktowana jako osoba nieposiadająca uprawnień w rozumieniu powyższego przepisu.
Na konwencie programowym Prawa i Sprawiedliwości w maju tego roku, podjęto między innymi decyzję o zniesieniu opłat za autostrady w Polsce. Pierwszy etap tego planu wszedł w życie 1 lipca, od kiedy nie trzeba płacić za przejazd:
odcinkiem autostrady A2 od Konina do Strykowa (do tej pory płatny 9,90 zł)
odcinkiem autostrady A4 od Wrocławia do Sośnicy (do tej pory płatny 16,20 zł)
Zniesienie opłat na wszystkich autostradach w Polsce miało nastąpić w połowie przyszłego roku. Teraz po zmianie władzy, plany te stoją pod znakiem zapytania.
Opłaty na autostradzie A1 Gdańsk-Toruń
Odcinek autostrady A1 między Gdańskiem i Toruniem, zwany Autostradą Bursztynową, również był bezpłatny, chociaż należy do prywatnej spółki AmberOne. Ministerstwo Infrastruktury podpisało jednak umowę na zniesienie opłat dla samochodów osobowych oraz motocykli do końca 2023 roku. Wiele wskazywało na to, że od 1 stycznia 2024 kierowcy będą musieli ponownie zapłacić 30 zł za przejazd autostradą A1.
Donald Tusk podjął decyzję w sprawie opłat za autostradę A1
Wśród jednych z pierwszych decyzji rządu Donalda Tuska, trochę niespodziewanie, pojawiła się ta o pozostawieniu autostrady A1 Gdańsk-Toruń bezpłatnej. Jak powiedział premier:
Podjęliśmy uchwałę dot. ponownego zwolnienia z opłat na autostradzie w kierunku Gdańsk-Toruń. (…) Wiadomo, także po decyzjach poprzedniego rządu ten system zrobił się dość skomplikowany, jeśli chodzi o opłaty na autostrady. Ale zanim doprowadzimy do czytelnego i ogólnie obowiązującego systemu, chcemy utrzymać tę ulgę dla korzystających z tej autostrady – tak żeby nadal była ona bezpłatna.
Nie można więc wykluczyć, że w przyszłym roku czekają nas kolejne zmiany w kwestii opłat za autostrady. Oby jednolite i pozytywne.
Przyczynkiem do dyskusji na temat znaków drogowych i przejść dla pieszych, było poniższe nagranie. Kierowca jechał drogą osiedlową i zbliżał się do przejścia dla pieszych. Wydawało się puste.
Nagle tuż przed pasami okazało się, że chodnikiem biegnie dziecko, zasłaniane wcześniej przez zaparkowane samochody. Wbiegło prosto pod samochód, którego kierowca na szczęście zdążył się zatrzymać, pomimo złych warunków drogowych.
Co oznacza znak T-27?
Nagranie wzbudziło dyskusję w komentarzach. Jedni boleli nad edukacją dziecka i jego wychowaniem przez rodziców, którzy najwyraźniej nie dotarli do potomka z przekazem, że nie wbiega się bezmyślnie na ulicę. I mieli rację
Drudzy winę zwalali na kierowcę, który nic nie robił sobie ze znaków drogowych. I też mieli rację. Najpierw mija on wiszący na latarni znak A-17:
Znak A-17 „dzieci” ostrzega o miejscu na drodze szczególnie uczęszczanym przez dzieci lub o bliskości takiego miejsca.
Potem widzimy znak D-6, czyli „przejście dla pieszych”, nakładający na kierującego konkretne obowiązki:
Kierujący pojazdem zbliżający się do miejsca oznaczonego znakiem D-6, D-6a albo D-6b jest obowiązany zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszych lub rowerzystów znajdujących się w tych miejscach lub na nie wchodzących lub wjeżdżających.
Pod tym znakiem, umieszczono jeszcze znak „T-27”, zwany „agatką”, który, według Rozporządzenia w Sprawie Znaków i Sygnałów Drogowych, oznacza:
Umieszczona pod znakiem D-6 lub D-6b tabliczka T-27 wskazuje, że przejście dla pieszych jest szczególnie uczęszczane przez dzieci.
Co zmienia znak „agatka” pod znakiem „przejście dla pieszych”?
Podsumujmy. Znak „przejście dla pieszych” wymaga od kierowcy zmniejszenia prędkości, zachowania szczególnej ostrożności oraz bycia gotowym na zatrzymanie się. Zapytajcie dowolnego „eksperta od bezpieczeństwa drogowego”, a odpowie wam, że zawsze musicie mieć możliwość zatrzymania się w miejscu, bo pieszym może być osoba starsza, albo dziecko, albo jeszcze ktoś inny, kto nie ma pojęcia o przepisach i własnym bezpieczeństwie. Za to znak T-27 podkreśla to jeszcze bardziej (wskazując przy tym na dzieci).
Trochę to masło maślane i mówienie kierowcy „uważaj na pieszych” oraz „ale teraz to już tak na maksa uważaj”. Na pieszych trzeba uważać zawsze. I przewidywać, że jeśli zbliżamy się do przejścia, a jego okolice coś nam zasłania, to istnieje ryzyko, że pieszego zauważymy za późno. Nagrywający tymczasem jechał ze stałą prędkością i tylko dobry refleks, zapobiegł tragedii. Podobno kierowca jest taksówkarzem. Chyba początkującym, bo doświadczeniem za kierownicą się tu nie popisał.
Mamy też nadzieję, że nagranie zobaczą rodzice dziecka. I wytłumaczą mu, że życie we własnym świecie może być piękne i wspaniałe, ale warto pamiętać, że w realnym świecie nie jest samo. A wbieganie pod samochody kiedyś skończy się tragedią.
Nagranie zaczyna się już w momencie, kiedy policjant wyszedł na drogę i dał kierującemu sygnał do zatrzymania. Co takiego przeskrobał autor wideo?
Okazało się, że nic. Policjanci sprawdzili jego dokumenty, dane pojazdu, a także zbadali trzeźwość kierującego. Bohater nagrania zainteresował się powodem zatrzymania (policjant mu go nie podał, pomimo tego, że ma taki obowiązek), ale dowiedział się tylko, że to „rutynowa kontrola”. Z rozmowy wynika też, że funkcjonariusze często stoją w tym miejscu, ponieważ wielu kierujących ma jeździć tu bez uprawnień.
Nagrywający drążył kwestię podstawy prawnej do zatrzymywania bez powodu. Na co policjant odpowiedział mu:
Ja mogę pana zatrzymać tylko po to, żeby zapytać jaka jest droga.
Innymi słowy „mogę robić, co mi się podoba i się pan tym nie interesuj”. Ale czy naprawdę „władza” może wszystko?
Czy istnieje coś takiego jak rutynowa kontrola policyjna?
Zapytajcie dowolnego policjanta i odpowie wam, że oczywiście tak. Komunikat na ten temat można znaleźć na przykład na stronie Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach, gdzie czytamy, że prawo do kontroli bez powodu, daje funkcjonariuszom Prawo o ruchu drogowym, gdzie czytamy, że do uprawnień policjanta podczas kontroli drogowej należy:
legitymowanie uczestnika ruchu, sprawdzanie dokumentów i sprawdzanie trzeźwości kierowcy
wydawanie poleceń dotyczących sposobu korzystania z drogi i używania pojazdu
sprawdzanie dokumentów wymaganych do kierowania pojazdem, potwierdzających prawo do używania pojazdu oraz zezwoleń dotyczących transportu
weryfikowanie danych o pojeździe i kierującym
odczyt drogomierza
przeprowadzenie badania trzeźwości oraz sprawdzenie zawartości w organizmie środków odurzających
sprawdzenie stanu technicznego pojazdu, obowiązkowego wyposażenia, warunków transportu oraz zapisu urządzenia rejestrującego przebieg jazdys
zatrzymanie w przypadkach przewidzianych prawem dokumentów do kierowania pojazdem oraz jego używania
wystąpienie z wnioskiem o ocenę stanu zdrowia kierowcy, w uzasadnionych przypadkach
Autor nagrania przywołuje jednak inny zapis, zgodnie z którym policjant może przeprowadzić kontrolę w przypadku:
podejrzenia popełnienia przestępstwa lub wykroczenia przez kierującego pojazdem
podejrzenia, że pojazd pochodzi z przestępstwa (jest kradziony) lub w pojeździe znajdują się osoby, które popełniły przestępstwo
uzasadnionego podejrzenia, że pojazd zagraża bezpieczeństwu ruchu (np. zły stan techniczny lub kierowca pod wpływem alkoholu)
wykonywania czynności służbowych na miejscu zdarzenia drogowego
zgłoszenia interwencji przez obywateli
podejrzanego zachowania kierującego pojazdem
Kto ma rację? Jedni i drudzy ponieważ w obu przypadkach cytują oni obowiązujące przepisy. Różnica polega na tym, że jedni mówią iż pierwsza lista może mieć zastosowanie, kiedy wystąpi przesłanka z listy drugiej. Natomiast drudzy (policjanci) powiedzą, że jest odwrotnie i chęć wylegitymowania kierowcy jest równoznaczna z tym, że może mieć on coś na sumieniu, więc lepiej to sprawdzić.
Praktyka jest taka, że kierowca musi zawsze wypełniać polecenia policjanta, a na niewłaściwe zachowanie funkcjonariusza, łamanie procedur (niepodanie powodu zatrzymania), może najwyżej złożyć skargę po kontroli.
Pytanie na które odpowiedź powinien znać każdy kierowca. Interpretacje jednak są różne, a to z powodu zmian w przepisach wprowadzonych ponad dwa lata temu. Brzmią one:
Pieszy wchodzący na jezdnię lub torowisko albo przechodzący przez jezdnię lub torowisko jest obowiązany zachować szczególną ostrożność. (…) Pieszy znajdujący się na przejściu dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem. Pieszy wchodzący na przejście dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem, z wyłączeniem tramwaju.
Pierwszeństwo pieszego na przejściu obowiązywało zawsze i dla każdego jest oczywiste. Ale nowe przepisy wprowadziły także pierwszeństwo dla pieszego „wchodzącego”. Co to znaczy? W momencie schodzenia z chodnika? Może kiedy do przejścia ma jeszcze metr, to już jest „wchodzącym”? Jak też traktować osobę stojącą przed przejściem? Stoi więc nie wchodzi – to logiczne. Lecz wejść zamierza w sposób oczywisty. Ma pierwszeństwo przed pojazdem, czy nie?
Część ekspertów uważa, że takie rozważania są bezpodstawne i pieszy zbliżający się do przejścia i w sposób wyraźny zamierzający na nie wejść, ma już pierwszeństwo. Szkopuł w tym, że pierwszeństwo dla pieszego „zbliżającego się do przejścia” znajdowało się w pierwszym projekcie ustawy, ale zostało odrzucone. Przypominamy też o tym zapisie (art. 14 Kodeksu drogowego):
Zabrania się wchodzenia na jezdnię bezpośrednio przed jadący pojazd, w tym również na przejściu dla pieszych.
Kiedy w takim razie pieszy ma pierwszeństwo? Ocenia się to na oko. Jeżeli policjant na oko uznał, że pieszy wejść na przejście zamierzał to da wam mandat. Powodzenia w udowadnianiu przed sądem, że na wasze oko nie było pewne, czy chciał przejść przez przejście i znajdował się jeszcze od niego kawałek. Podobnie trudne może być udowodnienie, że pieszy nagle wchodzący wam pod koła, nie wtargnął.
Czy pieszy na wysepce ma pierwszeństwo?
Mając na uwadze wszystko powyższe, spróbujcie rozstrzygnąć, czy pieszy stojący na wysepce ma pierwszeństwo. Przypomnijmy, że zgodnie z przepisami:
Jeżeli przejście dla pieszych wyznaczone jest na drodze dwujezdniowej, przejście na każdej jezdni uważa się za przejście odrębne. Przepis ten stosuje się odpowiednio do przejścia dla pieszych w miejscu, w którym ruch pojazdów jest rozdzielony wysepką lub za pomocą innych urządzeń na jezdni.
Przejście rozdzielone azylem to dwa osobne przejścia. Pieszy wchodzący na pierwsze nie wymusza zatrzymania na kierowcy, który przejeżdża przez przejście drugie. Co jednak w sytuacji, gdy pieszy już stoi na wysepce? Wracamy do wcześniejszego dylematu – czy pieszy może jednocześnie stać oraz iść?
Prawidłowa odpowiedź brzmi w takiej sytuacji „domyśl się”. Tak jak w przypadku pieszego dopiero zbliżającego się do przejścia. Łatwiej jest o tyle, że pieszy stojący na wysepce, mógł tam znaleźć się tylko z jednego powodu. Dlatego jeśli go nie przepuścicie, to każdy policjant i każdy sąd wam powie, że to oczywiste, że pieszy chciał wejść na kolejne przejście. Przepisy nic nie mówią wprost o „domyślaniu się”, ani o zamiarach pieszego będących jednoznacznymi z jego zachowaniem (przepisy mówią o pieszym „wchodzącym”, a nie „stojącym przed”), ale w tych kwestiach interpretacja przepisów jest zwykle taka sama – trzeba się domyślić intencji pieszego i do nich dostosować.
Budowa drogi ekspresowej pomiędzy Wrocławiem a Kłodzkiem, podzielona została na sześć krótszych odcinków. Dla pierwszych trzech właśnie zostały podpisane umowy na budowę, a umowa dotycząca czwartego (od Ząbkowic Śląskich do Barda) jest przygotowywana.. Jeszcze w tym roku zostanie też ogłoszony przetarg na fragment pomiędzy Łagiewnikami a Ząbkowicami Śląskimi. Dla ostatniego odcinka (Bardo – Kłodzko) trwają prace przygotowawcze. Zakończenie całej inwestycji (Wrocław – Kłodzko) i oddanie trasy do ruchu planowane jest w latach 2028-2033.
Jaki przebieg będzie miała droga S8 Wrocław – Kłodzko
Docelowo droga ekspresowa S8 od Wrocławia do Kłodzka będzie miała 87 kilometrów. Będzie przedłużeniem kończącego się na wysokości Magnic koło Kobierzyc odcinka drogi S8 stanowiącego obwodnicę Wrocławia. Trasa będzie miała dwie jezdnie, z dwoma pasami ruchu w obu kierunkach i pasami awaryjnymi. W przyszłości odcinek pomiędzy węzłami Kobierzyce i Łagiewniki Zachód będzie można rozbudować o trzeci pas ruchu, wykorzystując w tym celu rezerwę w pasie rozdziału.
Prawie 33-kilometrowy odcinek został podzielony na trzy fragmenty:
od węzła Kobierzyce Północ do węzła Kobierzyce Południe o długości ok. 7,5 km. Trasa zostanie poprowadzona nowym śladem po zachodniej stronie istniejącej DK8 i przebiegać będzie przez tereny gminy Kobierzyce. Zaplanowano budowę dwóch węzłów drogowych: Kobierzyce Północ – połączenie z DK8 i z Autostradową Obwodnicą Wrocławia A8 oraz Kobierzyce Południe – połączenie z drogą wojewódzką nr 346. Pomiędzy węzłami, po obu stronach trasy, zaplanowano Miejsca Obsługi Podróżnych Królikowice. Ponadto na odcinku wybudowane zostaną: estakada pełniąca również funkcję przejścia dla zwierząt, dwa mosty pełniące również funkcję przejścia dla zwierząt, cztery wiadukty nad drogą ekspresową, wiadukt w ciągu drogi ekspresowej pełniący również funkcję przejść dla zwierząt, cztery przepusty w tym trzy pełniące również funkcję przejść dla zwierząt.
od węzła Kobierzyce Południe do węzła Jordanów Śląski, o długości ok. 13,8 km. Trasa zostanie poprowadzona nowym śladem po zachodniej stronie istniejącej DK8 i przebiegać będzie przez tereny gmin: Kobierzyce, Kąty Wrocławskie, Sobótka i Jordanów Śląski. Zaplanowano budowę węzła drogowego Jordanów Śląski – połączenie z obecną DK8 oraz drogami powiatowymi DP2075D i DP1989D. Ponadto na odcinku wybudowanych zostanie pięć mostów (pełniących również funkcję przejścia dla zwierząt), siedem wiaduktów nad drogą ekspresową, trzy wiadukty w ciągu drogi ekspresowej (w tym jeden pełniący również funkcję przejść dla zwierząt) oraz trzy przepusty pełniące również funkcję przejść dla zwierząt.
od węzła Jordanów Śląski do węzła Łagiewniki Zachód, o długości ok. 11,2 km. Trasa zostanie poprowadzona nowym śladem po zachodniej stronie istniejącej DK8 i przebiegać będzie przez tereny gmin Jordanów Śląski i Łagiewniki. Zaplanowano budowę dwóch węzłów drogowych: Łagiewniki Północ – połączenie z drogami krajowymi nr 8 i 39 oraz Łagiewniki Zachód – połączenie z drogą wojewódzką nr 384. Ponadto na odcinku wybudowane zostaną: dwa mosty pełniące również funkcję przejścia dla zwierząt, cztery wiadukty nad drogą ekspresową, trzy wiadukty w ciągu drogi ekspresowej oraz sześć przepustów pełniących również funkcję przejść dla zwierząt.
od węzła Łagiewniki Zachód do węzła Niemcza o długości ok. 9,3 km. Trasa zostanie poprowadzona nowym śladem i przebiegać będzie przez tereny gmin Łagiewniki, Niemcza. Droga ekspresowa S8 poprowadzona zostanie po zachodniej stronie DK8 i tylko w niewielkim stopniu będzie wykorzystywać jej przebieg (przeważnie w miejscach, w których będzie ją przecinać). W ramach zadania wybudowane będzie 25 obiektów inżynierskich (6 obiektów nad ciągiem głównym, 8 obiektów w ciągu trasy głównej, 11 przepustów)
od węzła Niemcza do węzła Ząbkowice Śląskie Północ o długości ok. 7,9 km. Trasa będzie przebiegać przez tereny gmina Niemcza i Ząbkowice Śląskie i zostanie poprowadzona po zachodniej stronie DK8, a w niewielkim stopniu będzie wykorzystywać jej przebieg (przeważnie w miejscach, w których będzie ją przecinać). Zaplanowano budowę dwóch węzłów drogowych: Niemcza na skrzyżowaniu z obecną DK8 oraz Ząbkowice Śląskie Północ na połączeniu z obecną DK8 i drogą powiatową nr 3165D. W ramach zadania wybudowane będzie 19 obiektów inżynierskich (4 obiekty nad ciągiem głównym, 6 obiektów w ciągu trasy głównej, 9 przepustów).
od węzła Ząbkowice Śląskie Północ do węzła Bardo, o długości ok. 14 km. Trasa zostanie poprowadzona nowym śladem i przebiegać będzie przez tereny gmin Ząbkowice Śląskie i Bardo. S8 będzie wykorzystywać przebieg drogi krajowej nr 8 w minimalnym stopniu, w przeważającej części na przecięciach z nią. W ramach zadania zaplanowano budowę dwóch węzłów drogowych: Ząbkowice Śląskie Wschód na połączeniu z drogą wojewódzką nr 385 oraz Bardo na połączeniu z obecną DK8. Ponadto wybudowanych zostanie dziewięć mostów (w tym siedem pełniących również funkcję przejść dla zwierząt), osiem wiaduktów nad drogą ekspresową, dwa wiadukty w ciągu drogi ekspresowej pełniące również funkcję przejścia dla zwierząt, 16 przepustów, w tym 14 pełniących również funkcję przejść dla zwierząt. W ramach zadania wybudowane będzie 35 obiektów inżynierskich (8 obiektów nad ciągiem głównym, 3 obiekty w ciągu dróg dodatkowych, 8 obiektów w ciągu trasy głównej, 16 przepustów).
Gdzie nie można wjechać autem z instalacją gazową?
Najczęściej znak zakazujący wjazdu pojazdami z instalacją LPG, umieszczany jest przed wjazdami do parkingów podziemnych, ale też zdarza się w przypadki parkingów wielopiętrowych. Wynika to z obawy o bezpieczeństwo, ponieważ ponieważ propan-butan jest cięższy od powietrza. W przypadku nieszczelnej instalacji może dojść do wycieku, a gaz będzie gromadził się na takim parkingu (w zagłębieniach, kanałach odprowadzających wodę itd.). Może w ten sposób dojść do dużego jego nagromadzenia, zanim ktokolwiek zauważy problem.
Aby zapobiegać takiemu ryzyku w rozporządzeniu Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji zastosowano taki zapis:
Właściciele, zarządcy lub użytkownicy budynków oraz placów składowych i wiat, z wyjątkiem budynków mieszkalnych jednorodzinnych: umieszczają, przy wjazdach do garaży zamkniętych z podłogą znajdującą się poniżej poziomu terenu, czytelną informację o dopuszczeniu lub niedopuszczeniu parkowania w tych garażach samochodów zasilanych gazem płynnym propan-butan, o których mowa w przepisach techniczno-budowlanych.
Mimo to istnieje możliwość zdobycia zgody na wjazd samochodów z LPG na taki parking:
W garażu zamkniętym należy stosować wentylację: mechaniczną, sterowaną czujkami niedopuszczalnego poziomu stężenia gazu propan-butan – w garażach, w których dopuszcza się parkowanie samochodów zasilanych gazem propan-butan i w których poziom podłogi znajduje się poniżej poziomu terenu.
Problem oczywiście w tym, że instalacja potrafiąca wykrywać LPG oraz usuwać je z garażu, generuje dodatkowe koszty. Prościej i taniej po prostu powiesić znak.
Jaki mandat za złamanie zakazu wjazdu dla pojazdów z LPG?
Skoro jest znak i to zakazu, to musi istnieć też kara za jego złamanie. Lecz takiego znaku nie ma. Widzieliście pewnie nie raz znak zakazu w formie okrągłej tablicy z czerwoną obwódką, białym tłem i napisem LPG. Nie ma go jednak w rozporządzeniu w sprawie Znaków i Sygnałów Drogowych.
Nawet więc, jeśli ktoś wezwie policję i będzie domagał się nałożenia na nas mandatu, za złamanie znaku zakazu, funkcjonariusze nic nie będą mogli zrobić. Skoro z prawnego punktu widzenia znak nie istnieje, to nie można karać za jego ignorowanie.
W teorii zarządca parkingu może natomiast stworzyć regulamin takiego obiektu i dowolnie ustalić zasady korzystania z niego. To może być już podstawa do ukarania (karę zarządca też może ustalić sam), ale tego nie określają już zasady ruchu drogowego.
Powodów, dla których auto nie chce się uruchomić, może być kilka, ale głównie są to rozważania czysto teoretyczne. Może na przykład zepsuć się rozrusznik (kiedy auto nie chce „kręcić”), albo pompa paliwa (kiedy „kręci”, ale silnik nie chce się zapalić). Zimą najpewniejszym i najczęściej spotykanym problemem, jest rozładowany akumulator.
Jeśli bateria nie rozładowała się całkowicie, możemy usłyszeć, jak rozrusznik próbuje „kręcić”, ale zbyt krótko i słabo, żeby uruchomić silnik. Przy poważniejszym rozładowaniu, po przekręceniu kluczyka nie pojawią się nawet żadne kontrolki na desce rozdzielczej. To jednoznaczny sygnał, że akumulator całkowicie się wyczerpał.
Podłączanie kabli rozruchowych – jak zrobić to dobrze?
Dawno temu w razie problemów z akumulatorem, uruchamiało się samochód na popych, ale w nowszych autach ryzykujemy poważną awarią (taką jak zerwani paska rozrządu lub przeskoczenie faz rozrządu). Najprostszym i najbezpieczniejszym rozwiązaniem, jest podłączenie się kablami do akumulatora innego samochodu, ale błąd również może oznaczać poważne problemy.
W roli samochodu „dawcy” powinien występować pojazd o akumulatorze o podobnej lub większej pojemności. Zdecydowanie nie powinien być to akumulator mniejszy. Kable rozruchowe powinno się podpinać w następującej kolejności:
czerwony przewód do plusa dawcy
drugi koniec czerwonego przewodu do plusa biorcy
czarny przewód do minusa biorcy
drugi koniec czarnego przewodu do masy dawcy
Kiedy uda się uruchomić silnik w samochodzie biorcy, należy odłączyć kable, stosując odwróconą kolejność. Trzeba być uważnym szczególnie podczas podłączania i nie pozwolić, aby przypadkiem końcówki przewodów się dotknęły. Jakikolwiek błąd może doprowadzić do zwarcia w instalacji elektrycznej dawcy i go unieruchomić. Teoretycznie w skrajnych przypadkach możliwy jest nawet wybuch akumulatora.
Jak prawidłowo uruchomić auto na kable?
Z uruchamianiem pojazdu z wyczerpanym akumulatorem nie należy się spieszyć. Najlepiej pozostawić oba auta podłączone kablami przez kilka minut – samochód dawcy musi cały czas mieć włączony silnik. Doładujemy w ten sposób baterię „biorcy” i ułatwimy mu rozruch. Z tego samego powodu powinno się wyłączyć wszystkie urządzenia, które pobierają prąd – klimatyzację, radio, oświetlenie itd. Przed przekręceniem kluczyka, można dodać trochę gazu w aucie dawcy.
Jeśli mimo tego, nie uda się samochodu uruchomić, można poczekać kolejne kilka minut i ponowić próbę. Jeśli i ona się nie powiedzie, jest kilka możliwości:
dawca ma wyraźnie słabszy akumulator od biorcy
kable są zbyt cienkie i nie przewodzą właściwiej ilości prądu
akumulator w aucie biorcy nadaje się tylko do wymiany
to nie akumulator jest problemem
W razie problemów powinniśmy sprawdzić dokładnie każdą z tych ewentualności. Jeśli nawet wsadzenie do auta nowego (lub przynajmniej naładowanego) akumulatora niczego nie daje, pozostaje tylko wezwanie lawety i zawiezienie auta do warsztatu.
Czy pieszy ma obowiązek korzystania z przejścia dla pieszych?
Właściwie odpowiedź na to pytanie jest twierdząca, ale już w tym podstawowym przepisie, pojawiają się wyjątki:
Pieszy wchodzący na jezdnię lub torowisko albo przechodzący przez jezdnię lub torowisko jest obowiązany zachować szczególną ostrożność oraz, z zastrzeżeniem ust. 2 i 3, korzystać z przejścia dla pieszych.
Pieszy ma więc obowiązek korzystania z przejścia, ale nie musi tego robić w kilku przypadkach:
Przechodzenie przez jezdnię poza przejściem dla pieszych jest dozwolone, gdy odległość od przejścia przekracza 100 m. Jeżeli jednak skrzyżowanie znajduje się w odległości mniejszej niż 100 m od wyznaczonego przejścia, przechodzenie jest dozwolone również na tym skrzyżowaniu.
Prawo nie wymaga od pieszego wycieczek wzdłuż ulicy w poszukiwaniu przejść dla pieszych, których wcale nie musi być w najbliższej okolicy. Ułatwieniem jest też możliwość przechodzenia na skrzyżowaniach. Oba przypadki obwarowane są jednak zastrzeżeniami:
Przechodzenie przez jezdnię poza przejściem dla pieszych, o którym mowa w ust. 2, jest dozwolone tylko pod warunkiem, że nie spowoduje zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub utrudnienia ruchu pojazdów. Pieszy jest obowiązany ustąpić pierwszeństwa pojazdom i do przeciwległej krawędzi jezdni iść drogą najkrótszą, prostopadle do osi jezdni.
Stanowi to jednoznaczny sygnał dla pieszych – przechodząc przez ulicę w wybranym przez siebie miejscu, pieszy robi to pod każdym względem na własną odpowiedzialność. Jego postępowanie nie może zakłócić ruchu samochodów i musi on w jak najkrótszym możliwym czasie przebywać na ulicy.
Kiedy pieszy może przejść na drugą stronę drogi?
Na tym jeszcze nie koniec przepisów dotyczących pieszych i przechodzenia na drugą stronę drogi. Trzeba pamiętać, też że:
Jeżeli na drodze znajduje się przejście nadziemne lub podziemne dla pieszych, pieszy jest obowiązany korzystać z niego, z zastrzeżeniem ust. 2 i 3.
Na obszarze zabudowanym, na drodze dwujezdniowej lub po której kursują tramwaje po torowisku wyodrębnionym z jezdni, pieszy przechodząc przez jezdnię lub torowisko jest obowiązany korzystać tylko z przejścia dla pieszych.
Przechodzenie przez torowisko wyodrębnione z jezdni jest dozwolone tylko w miejscu do tego przeznaczonym.
Ten fragment należy szczególnie podkreślić. O ile kwestię zatrzymania się na widok pieszego obecne przepisy uważają za „problem” kierowcy, to zatrzymanie się pojazdu szynowego jest „problemem” pieszego. Wygląda to jakby tylko jedną kategorię pojazdów obowiązywały prawa fizyki, ale to rozmowa na inną okazję. Warte zapamiętania jest to, że torowiska można przekraczać tylko w wyznaczonych do tego miejscach.
A wiecie, jak bardzo sytuację zmienia obecność wysepki na środku drogi? Zmienia bardzo dużo:
Jeżeli wysepka dla pasażerów na przystanku komunikacji publicznej łączy się z przejściem dla pieszych, przechodzenie do i z przystanku jest dozwolone tylko po tym przejściu.
Jeżeli przejście dla pieszych wyznaczone jest na drodze dwujezdniowej, przejście na każdej jezdni uważa się za przejście odrębne. Przepis ten stosuje się odpowiednio do przejścia dla pieszych w miejscu, w którym ruch pojazdów jest rozdzielony wysepką lub za pomocą innych urządzeń na jezdni.
Jeżeli przejście dla pieszych wyznaczone jest na drodze dwujezdniowej, przejście na każdej jezdni uważa się za przejście odrębne. Przepis ten stosuje się odpowiednio do przejścia dla pieszych w miejscu, w którym ruch pojazdów jest rozdzielony wysepką lub za pomocą innych urządzeń na jezdni.
Ostatni punkt również wart jest uwagi, ponieważ mało kto pamięta o tym zapisie. Jeśli na drodze (nawet jednopasmowej) na przejściu znajduje się wysepka (azyl), to mamy do czynienia z dwoma osobnymi przejściami. Jakie ma to znaczenie? Jeśli pieszy wchodzi na przejście z naszej lewej strony, a my w tym momencie przejechaliśmy przez zebrę, policja nie może nas ukarać, co wyjaśniamy poniżej.
Ile wynosi mandat za przechodzenie w miejscu niedozwolonym?
Pieszy swoim niefrasobliwym wejściem na ulicę lub torowisko może stworzyć poważne zagrożenie nie tylko dla siebie, ale także dla kierujących pojazdami, którzy będą próbowali uniknąć potrącenia go. Łatwo sobie wyobrazić samochód zderzający się czołowo z drugim, ponieważ kierowca próbował ominąć pieszego. Albo przewracających się pasażerów tramwaju, kiedy motorniczy zacznie hamować awaryjnie na widok człowieka na torach. Mimo to pieszy za przechodzenie w miejscu niedozwolonym, może zapłacić zaledwie 50 zł mandatu.
Historia w żaden sposób nie jest zaskakująca. Trudne zimowe warunki, które zapanowały w Oslo sprawiły, że elektryczne autobusy nie radzą sobie z nimi. Nie są w stanie pokonywać odpowiednio dużych przebiegów co doprowadziło do poważnych problemów komunikacyjnych.
Jak podają lokalne media, musiano zawiesić około 90 połączeń. Problem jest tak duży, ponieważ stolica Norwegii ma tabor składający się niemal wyłącznie z autobusów elektrycznych. W kwietniu tamtejszy samorząd zakupił 183 autobusy Solaris (czyli pierwotnie polskiej firmy) za 100 mln euro. Możliwości tymczasowego zastąpienia ich spalinowymi pojazdami, są niewielkie.
Miasto miało problem z elektrycznymi autobusami, ale inny niż mówiono
Po wypłynięciu tej informacji w świat, władze Oslo postanowiły kwestię wyjaśnić i doprecyzować. Przyznają one, że autobusy elektryczne mają zimą mniejszy zasięg niż latem, ale wszystko to brano pod uwagę w swoich szacunkach. Przy odpowiedniej logistyce, autobusy powinny jeździć zgodnie z rozkładem.
Na przeszkodzie stanęły głównie problemy z ładowarkami, które odmówiły współpracy, również z uwagi na temperatury. Władze miasta konkludują więc, że problemem nie okazały się autobusy, ale ładowarki, przez które w łeb wzięła cały misternie planowany rozkład jazdy, dostosowany do możliwości elektryków. Tylko, że obie te kwestie się ze sobą łączą.
Czy elektryczne autobusy nadają się do jazdy zimą?
Władze Oslo wyjaśniają, że problem jest tymczasowy i nie ma związku z napędem autobusów, ale to przecież nie jest prawda. To ma całkowity związek z ich napędem. Gdyby nie trzeba było ich co chwilę ładować, tylko miałyby silniki spalinowe. Tymczasem trzeba ładować je przez długie godziny, najlepiej rozgrzewając wnętrze, używając jeszcze energii z sieci.
Nie bez powodu opisywaliśmy przypadek elektrycznego w Katowicach, za którym snuje się chmura czarnego domu. Był to dieslowski agregat, nie spełniający żadnych norm spalin. Nic to nie ma wspólnego z ekologią, ale gdyby nie agregat, wnętrze musiałoby być ogrzewane energią z baterii, a to znacząco zmniejszyłoby zasięg. W Polsce mieliśmy już przykłady zimowego paraliżu komunikacyjnego, kiedy przy dużych mrozach, autobusy elektryczne musiały być zastępowane spalinowymi.
Dlaczego w terenie zabudowanym nie można już jeździć 60 km/h?
To historia sięgająca jeszcze czasów przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Wtedy standardowa dozwolona prędkość w terenie zabudowanym w naszym kraju, wynosiła właśnie 60 km/h. Standardem w Europie było jednak 50 km/h i kwestia ta została podniesiona podczas wchodzenia Polski do struktur UE.
Zdecydowano się wtedy na nietypowe rozwiązanie. Obniżono limit prędkości do 50 km/h, ale z zastrzeżeniem, że nie dotyczy to godzin nocnych. Argumentowano, że między 23 a 5 ruch jest na tyle niewielki, a ryzyko kolizji lub potrącenia pieszego na tyle znikome, że jazda 60 km/h, nie wpłynie negatywnie na bezpieczeństwo.
Kolejna zmiana nastąpiła dopiero 1 czerwca 2021 roku. Wtedy weszły życie przepisy, zgodnie z którymi przez całą dobę obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/h w terenie zabudowanym.
Wbrew temu, co mogą wam powiedzieć starsi kierowcy, standardowo nie możecie tak szybko jechać nigdy. Wyjątek jest w momencie, kiedy znaki podnoszą prędkość do 60 km/h lub większej.
Jak jechać 60 km/h w mieście i nie dostać mandatu?
Co z pozostałymi sytuacjami? Teoretycznie przez całą dobę możecie jeździć po mieście 60 km/h i nie dostać mandatu. Jak to możliwe?
Gdy rozpędzicie się do licznikowych 60 km/h, tak naprawdę będziecie jechać 54-56 km/h. Za to nadal należy się mandat, ale szansa, że policjant zatrzyma was w celu wlepienia grzywny na 50 zł, jest znikoma. Mimo to nie polecamy takiego stylu jazdy.
Ile wynoszą mandaty za prędkość w Polsce w 2023 roku?
do 10 km/h – mandat 50 zł i 1 pkt. karny
11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt. karne
16–20 km/h – mandat 200 zł i 3 pkt. karne
21–25 km/h – mandat 300 zł i 5 pkt. karnych
26–30 km/h – mandat 400 zł i 7 pkt. karnych
31–40 km/h – mandat 800 zł (recydywa 1600 zł) i 9 pkt. karnych
41–50 km/h – mandat 1000 zł (recydywa 2000 zł) i 11 pkt. karnych
51–60 km/h – mandat 1500 zł (recydywa 3000 zł) i 13 pkt. karnych
61–70 km/h – mandat 2000 zł (recydywa 4000 zł) i 14 pkt. karnych
ponad 70 km/h – mandat 2500 zł (recydywa 5000 zł) i 15 pkt. karnych
Zdecydowanie tak. Wiecznie brudny samochód to nic przyjemnego, ale wiele osób zastanawia się, czy warto być auto zimą, skoro i tak za chwilę znów się ubrudzi. Warto z prostego powodu.
Zimą problemem jest nie tylko „zwykły” brud, ale przede wszystkim sól, którą posypuje się drogi. Bywa, że auto po podróży całe pokryte jest białym nalotem, a to bardzo niekorzystne dla karoserii. Auto ze „zdrowym” nadwoziem nie zacznie od razu rdzewieć, ale żrące właściwości soli mogą dać o sobie znać po pewnym czasie.
Jak myć samochodu w czasie mrozów?
To poważniejszy dylemat. Próba mycia auta na myjni ręcznej często wygląda tak, że woda dosłownie w kilkanaście sekund zaczyna zamarzać na nadwoziu. Ryzykujemy w ten sposób, że całe auto będzie jedną, wielką zmarzliną. Jeśli temperatura jest powyżej zera problem nie występuje, ale uwaga. Jeśli nocą przyjdzie przymrozek, to zamrozi wodę w miejscach, z których szybko nie odpływa. Może to doprowadzić na przykład do przymarznięcia drzwi, a próby ich otwarcia siłą, uszkodzą uszczelki.
Znacznie lepszym rozwiązaniem jest myjnia automatyczna, ponieważ suszy one pojazd. Lecz nie suszy dokładnie, ani tym bardziej nie w szczelinach i zakamarkach. Jeśli temperatura nie jest bardzo niska, to można zaryzykować takie mycie, ale dobrze natychmiast po nim przetrzeć drzwi od wewnątrz oraz uszczelki.
Idealna sytuacja to taka, w której mamy garaż lub miejsce postojowe, gdzie temperatura zawsze jest dodatnia. Wtedy najlepiej umyć auto wieczorem i rano powinno być już suche. Teoretycznie posiadacze garaży mogą w takim przypadku myć auto nawet na mrozie, ale trzeba być w tej kwestii rozważnym. Gdy jest naprawdę zimno, trudno nadążyć ze spłukiwaniem piany i brudu, które niemal natychmiast zamarzają.
Dobrym pomysłem może być skorzystanie z „prawdziwej” myjni. Takiej, gdzie pracownicy ręcznie myją, a następnie suszą i wycierają samochód. Wtedy nie ryzykujemy, że woda gdzieś zamarznie, a do tego będziemy mieli pewność, że pozbyliśmy się całej soli. Warto też zdecydować się na mycie podwozia, ponieważ tam ryzyko wystąpienia korozji jest największe.
Potencjalnie groźne zdarzenie miało miejsce w Gdańsku na moście przy ulicy Olsztyńskiej. 33-letni kierujący Jaguarem przesadził z prędkością, wpadł w poślizg i jego auto wpadło do Motławy. Takie zdarzenie jest śmiertelnie niebezpieczne, ponieważ w tonącym samochodzie zwykle nie dają się otworzyć drzwi.
Kierowcy na szczęście udało się bezpiecznie opuścić pojazd i wezwać na miejsce służby. Policjanci potwierdzili, że mężczyzna ma uprawnienia do kierowania i był trzeźwy, więc otrzymał tylko mandat za spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym w wysokości 1500 zł.
❗️Przed 19 otrzymaliśmy zgłoszenie➡️ 🚗 wpadł do Motławy przy moście na ul. Olszyńskiej➡️kierujący wyszedł o własnych siłach i wezwał pomoc. Na miejscu działa 5🚒: z JRG 3, JRG 1, JRG 2 (samochód rat. wod.) oraz oficer operacyjny. Poszkodowany pod opieką 🚑 @RadioKierowcow@KGPSPpic.twitter.com/tmFfaleIM7
Całe zdarzenie nie byłoby tak ciekawe, gdyby nie fakt, że zanurzony w wodzie Jaguar okazał się na tyle szczelny, że nie zepsuła się w nim elektryka. Cały czas świecił więc światłami pod wodą. Dało to niezwykły efekt.
Jaguar jest koloru białego, ale ze względu na barwę Motławy, sprawia wrażenie żółtego, budząc natychmiastowe skojarzenia z łodzią podwodną z piosenki Beatlesów.
Co daje przekręcanie kluczyka do połowy i czekanie?
Jeśli wiesz, o czym mowa, to pewnie jeździsz autem z silnikiem wysokoprężnym. Zwłaszcza w nieco starszych autach, powinno się przekręcić kluczyk do połowy i poczekać na zgaśnięcie charakterystycznej kontrolki.
Mowa o żółtej kontrolce świec żarowych. Gdy zgaśnie, oznacza to, że komora spalania jest rozgrzana do odpowiedniej temperatury, która powinna pozwolić na samozapłon. Jeśli wcześniej tego nie robiłeś, a teraz twój diesel nie zawsze chce od razu zapalić na mrozie, daj mu krótką chwilę, żeby świece żarowe spełniły swoją funkcję.
W jakich samochodach nie trzeba przekręcać na mrozie kluczyka do połowy?
Zwykle nie potrzebują tego nowsze diesle oraz wszystkie silniki benzynowe. Mają zapłon iskrowy, więc w nich nie trzeba niczego rozgrzewać. Zapalenie silnika powinno odbyć się więc natychmiast. Mimo to również w nich warto odczekać kilka sekund. Nie ma potrzeby dłużej. To wystarczy, aby do układu wtryskowego dotarło paliwo, dzięki czemu samochód szybciej i łatwiej zapali.
Prawidłowa odpowiedź brzmi „to zależy”. Gdy zapalamy silnik na mrozie, wszystkie płyny są bardzo gęste i nie spełniają swojej funkcji na sto procent. Teoretycznie powinno się więc poczekać krótką chwilę, ale naprawdę krótką.
Układ smarowania potrzebuje kilku sekund, aby odpowiednio rozprowadzić olej, a to jest kwestią najważniejszą. Dłuższy postój nie ma sensu, ponieważ auto na postoju rozgrzewa się bardzo długo i nieefektywnie, co również może mu zaszkodzić na dłuższą metę.
Znacznie korzystniej ruszyć i jechać łagodnie, dając czas silnikowi i skrzyni biegów na osiągnięcie właściwej temperatury roboczej. Dopiero wtedy możemy bez obaw mocniej wciskać gaz
Czy powinno się rozgrzewać auto podczas odśnieżania?
Nie. Rozgrzewanie silnika na postoju jest nieefektywne i niekorzystne dla podzespołów samochodu. To nie znaczy, że jeśli zrobicie tak kilka razy, to coś się zepsuje, ale to nie są optymalne warunki pracy.
Poza tym prawo zabrania pozostawiania włączonego silnika na postoju dłużej niż minutę. Grozi za to mandat 100 zł. Pracujący silnik generuje też hałas, a po okolicy niosą się kłęby spalin – to uciążliwie dla ludzi i środowiska, więc zagrożone jest mandatem na 300 zł.
Czy policja zatrzymuje za przekroczenie prędkości o 10 km/h?
O tej zasadzie słyszała chyba większość kierowców. Podobno przekroczenie prędkości o 10 km/h traktowane jest jako „bufor” i za takie wykroczenie nie grozi nam żadna kara. Sprawa jest bardziej skomplikowana.
Mówienie o tolerancji na poziomie 10 km/h wzięło się stąd, że rzeczywiście taka wstępowała w taryfikatorze mandatów. Ustawodawca dawał kierowcom niewielki margines na zwykły błąd i zagapienie się, a także kompensował w ten sposób ewentualne błędy pomiarowe policyjnych urządzeń. Obecny taryfikator nie przewiduje takiej taryfy ulgowej i za przekroczenie prędkości do 10 km/h zapłacimy 50 zł i otrzymamy 1 punkt karny. Wystarczy więc jechać nawet 1 km/h ponad limit, żeby dostać taki mandat.
W praktyce bywa inaczej, choćby dlatego, że policjanci mogą machnąć ręką na kierowcę, który jedzie 52 km/h na ograniczeniu do 50 km/h. Nie stwarza on zagrożenia, a kwota mandatu jest śmieszna. Funkcjonariusze mogą woleć poczekać na kogoś jadącego znacznie szybciej.
Czy fotoradary mają tolerancję przekroczenia prędkości?
To kolejny popularny mit, który zwykle okazuje się prawdziwy. Poziom tolerancji dla fotoradarów można różnie ustawiać i może być to 10 lub nawet 20 km/h. Takie pobłażanie wynika zwykle z bardzo dużej liczby robionych zdjęć i gdyby fotoradar rejestrował każde, nawet najmniejsze wykroczenie, CANARD miałby problem z weryfikacją wszystkich z nich i wysyłaniem odpowiednich zawiadomień.
Mimo to należy ostrożnie podchodzić do kwestii tolerancji fotoradarów. Zawsze istnieje ryzyko, że trafimy na taki, który nie jest „tolerancyjny”.
To kolejna kwestia, która sprawia, że możecie nie dostać mandatu z zbyt szybką jazdę. Prędkościomierze fabrycznie są tak kalibrowane, żeby nieznacznie zawyżać prędkość. Ma to służyć poprawie bezpieczeństwa oraz zmniejszeniu ryzyka otrzymania mandatu.
Może się zatem zdarzyć „kumulacja”. Według prędkościomierza w samochodzie, będziecie jechać 62 km/h, ale realnie będzie to 57 km/h, więc namierzający was policjant machnie ręką na takie wykroczenie. Radzimy jednak nie kierować się podobnymi szacunkami i liczyć na pobłażliwość władzy.
Przypomnijmy, ile trzeba teraz zapłacić za zbyt szybką jazdę. Zasada recydywy oznacza, że jeśli w ciągu kolejnych dwóch lat ponownie przekroczycie prędkość, ostaniecie podwójny mandat.
do 10 km/h – mandat 50 zł i 1 pkt. karny
11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt. karne
16–20 km/h – mandat 200 zł i 3 pkt. karne
21–25 km/h – mandat 300 zł i 5 pkt. karnych
26–30 km/h – mandat 400 zł i 7 pkt. karnych
31–40 km/h – mandat 800 zł (recydywa 1600 zł) i 9 pkt. karnych
41–50 km/h – mandat 1000 zł (recydywa 2000 zł) i 11 pkt. karnych
51–60 km/h – mandat 1500 zł (recydywa 3000 zł) i 13 pkt. karnych
61–70 km/h – mandat 2000 zł (recydywa 4000 zł) i 14 pkt. karnych
ponad 70 km/h – mandat 2500 zł (recydywa 5000 zł) i 15 pkt. karnych
Różne są rodzaje zachowań na drogach i poza tymi niebezpiecznymi, należy piętnować też takie, kiedy kierowca wprowadza utrudnienia i zamęt. Dokładnie tak jak kierująca Volkswagenem Polo na poniższym nagraniu.
Najpierw stała przy lewej krawędzi pasa i sygnalizowała zamiar skrętu w lewo. Autor nagrania już chciał ją wyprzedzić z prawej strony, gdy nagle wyłączyła migacz i ruszyła, wracając na środek pasa. Na szczęście obserwowała sytuację z tyłu i włączyła prawy kierunkowskaz, żeby dać sygnał kierowcy za nią, że zmieniła zdanie. To jeszcze zrozumiałe – każdemu może się pomylić droga. Lecz jej wcale się nie pomyliła.
Czy kierowca może nie wiedzieć, jak otwiera się drzwi w aucie? Okazuje się, że tak
Kierująca Volkswagenem powolnie toczyła się środkiem pasa, blokując drogę. O co jej chodziło? Już wyjaśniamy. Z lewej strony kadru pojawia się pieszy, który dziarskim krokiem przechodzi przez ulicę. Nagrywający jeszcze się nie domyślił, że to na niego czekała pani z Polo, więc trąbi, bo cały czas blokuje ona drogę.
Pieszy podchodzi do Volkswagena, jednocześnie wyzywająco podnosząc ręce do autora nagrania, a potem wskazując go palcem. Jakby chciał pogrozić, że może zaraz do niego podejść. Łapie za klamkę i… drzwi są zamknięte. Bardzo słusznie – nie ma co ryzykować, że gdy będziemy stali na światłach, ktoś podejdzie i ukradnie nam torebkę, plecak czy leżący na siedzeniu telefon. Ale dla kierującej Polo była to spory problem.
Okazało się, że nie wie ona, jak otworzyć centralny zamek w swoim aucie! Nie wpadła też na to, żeby sięgnąć do prawych drzwi i pociągnąć za wewnętrzną klamkę. Niedoszły pasażer przeszedł więc naokoło auta, znowu machając wyzywająco do zirytowanych kierowców. Po co podszedł do kierującej? Żeby wziąć od niej kluczyki (zapasowe?). wrócił do drzwi po prawej i próbował kluczykiem otworzyć zamek, co udało mu się już za drugim razem. Wiecie dlaczego to takie zabawne? Przyciski do centralnego zamka w Polo znajdują się na drzwiach kierowcy obok klamki. Ale nie zauważyła tego ani kierująca, ani pasażer, który przy tych drzwiach stał.
Nagranie kończy się tak, że Polo rusza i nagle zrównuje się z nim Megane, którego kierowca nie wytrzymał i postanowił wyprzedzić korek. Na szczęście Renault odpuszcza i nie dochodzi do przepychanek na drodze.
Jak bezpiecznie odebrać pasażera z ulicy?
Najgorsze jest to, że całe zamieszanie było zupełnie niepotrzebne. Gdyby tylko kierująca Polo zatrzymała się przy prawej krawędzi, inni kierowcy mogliby bez przeszkód ją wyprzedzać. Pas był dostatecznie na to szeroki, a ona po prostu stanęła na środku, jakby nie miała za grosz wyobraźni i zerowe pojęcie o przepisach.
Prawo nie zabrania zatrzymania się w takim miejscu, nawet mimo ciągłej linii. Jedyny warunek jest taki, że nie może zmuszać to innych kierowców do najeżdżania na linię podczas omijania naszego pojazdu. Kierująca Polo mogła odebrać pasażera w sposób bezpieczny i zgodny z przepisami – wystarczyło tylko pomyśleć. Zamiast tego, podpadła pod paragraf o blokowaniu drogi:
Kto tamuje lub utrudnia ruch na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, podlega karze grzywny do 500 złotych lub karze nagany.
Ta kwestia powoduje czasami dyskusje między kierowcami. Rolą kierunkowskazu jest informowanie innych kierujących o tym, w którą stronę zamierzamy jechać. Jednak logika podpowiada, że skoro stoimy na pasie, z którego można wyłącznie skręcić w lewo lub w prawo, to nasze zamiary są oczywiste. Po co powtarzać tą samą informację?
Jedni kierowcy powiedzą, że mimo wszystko nie zaszkodzi dodatkowy sygnał widoczny też dla tych, którzy nie widzą oznakowania na pasie, na którym stoimy. Drudzy wskażą na bezsens stania na przykład na czerwonym świetle i ciągłego migania. Jego odgłos po dłuższej chwili tylko irytuje kierowcę, a nocą drażni kierującego stojącego za nim.
Co o używaniu kierunkowskazów na pasie do skrętu mówią przepisy?
Dobrym nawykiem i praktyką jest, aby w razie wątpliwości co do obowiązujących przepisów, sięgać do Kodeksu drogowego. Niestety nie znajdziemy tam żadnej informacji dotyczącej używania kierunkowskazów na pasie do skrętu. Jedyny zapis jaki tam znajdziemy, brzmi:
Kierujący pojazdem jest obowiązany zawczasu i wyraźnie sygnalizować kierunkowskazem zamiar zmiany kierunku jazdy lub pasa ruchu oraz zaprzestać sygnalizowania niezwłocznie po wykonaniu manewru.
Brak odpowiedzi na konkretne pytanie oznacza jedno – ustawodawca nie przewidział takiego wyjątku. Zastosować musimy więc przepisy ogólne, a co one mówią na ten temat, przekonaliście się już powyżej. Nie ma więc znaczenia gdzie stoicie, na jakim pasie, czy wasze intencje są jednoznaczne albo czy jest w pobliżu ktoś, kto w ogóle mógłby zauważyć, co sygnalizujecie. Kierunkowskazu trzeba używać zawsze.
Skoro od używania kierunkowskazów nie ma wyjątkow, nie mamy co liczyć na pobłażliwość policjantów. Tłumaczenia w stylu „no przecież było oczywiste, gdzie będę jechał” też raczej nie pomogą.
Mandat za brak właściwego sygnalizowania manewru, to 200 zł i 2 punkty karne.
Elektroniczne systemy wsparcia kierowcy nie są już niczym nowym i już dekadę temu, można było je zamówić do popularnych modeli. Ich działanie czasami bywa nieocenione. Potrafią skorygować nasz tor jazdy, wykryć pojazd w martwym polu lusterek, ostrzec o zbliżającym się pieszym, a nawet zapobiec wypadkowi.
Warunkiem ich właściwej pracy, jest odpowiedni dopływ informacji, które czerpią z kamer, radarów oraz czujników. Z tym w warunkach zimowych może być problem.
Samochód zgłasza błędy systemów bezpieczeństwa? Sprawdź szybę
Rozmieszczenie poszczególnych czujników w samochodzie, różni się w zależności od modelu, ale wiele rozwiązań takich jak wykrywanie linii na drodze, asystent świateł czy wykrywanie znaków drogowych, korzystaj z kamer i czujników umieszczonych w górnej części szyby, koło lusterka wstecznego. Łatwo je rozpoznać, spoglądając na auto z zewnątrz.
Zwykle zestaw czujników i kamer umieszczony jest tak, żeby obejmowały go swoim zasięgiem wycieraczki. Lecz zimą, kiedy szyba potrafi być wiecznie brudna lub częściowo zamarznięta, to może być za mało. W razie wystąpienia błędów, warto zatrzymać się i sprawdzić, czy nie trzeba dodatkowo oczyścić szyby.
Nie działa tempomat albo czujniki parkowania? Popatrz na zderzak
Innym miejscem, gdzie umieszcza się czujniki i radary, jest przedni zderzak oraz grill. Niektórzy producenci maskują je w ten sposób, że udają znaczek marki, podczas gdy to tylko płaska płytka (będąca głowicą radaru) z namalowanym emblematem.
Niestety podczas jazdy w złych warunkach atmosferycznych, szczególnie podczas opadów śniegu, przód auta może być mocno zabrudzony lub pokryty warstwą śniegu. Warto wcześniej sprawdzić gdzie i jakie czujniki są umieszczone w pasie przednim naszego auta, żeby w razie potrzeby szybko móc sprawdzić, czy newralgiczne miejsca wymagają oczyszczenia.
Jakie problemy z elektroniką powodują warunki zimowe?
Powyżej opisane miejsca najczęściej są wykorzystywane przez producentów do umieszczania w nich czujników. Warto jeszcze wymienić lusterka z systemem wykrywania pojazdów w martwym polu. Co do zasady, dobrze jest sprawdzić w instrukcji, gdzie dokładnie producent przewidział umiejscowienie czujników, radarów, kamer oraz innych sensorów, żeby łatwo móc je odnaleźć.
Teoretycznie istnieje też możliwość, że w niektórych miejscach osadzi się lód i to on będzie powodował problemy. Największa szansa na to jest, kiedy umyjemy samochód w czasie mrozu. Myjnie automatyczne suszą pojazdy, ale niedokładnie i w różnych zakamarkach może zostać odrobina wody, która potem zamarznie. Najlepszym rozwiązaniem jest wtedy pozostawienie auta w miejscu, gdzie temperatura jest dodatnia. Wtedy problem powinien zniknąć.
Do zdarzenia nadwyrężającego wiarę w ludzkość doszło na parkingu pod jednym z centrów handlowych w amerykańskim San Mateo. Na nagraniu z monitoringu widzimy białego SUV-a, który przejeżdża obok Hondy CR-V z choinką na dachu.
Pojazd nagle zatrzymuje się, jego kierowca cofa i parkuje obok. Nie gasząc silnika wysiada i przecina taśmy mocujące choinkę do dachu Hondy. Następnie wrzuca drzewko do swojego auta, po kilku nieudanych próbach domyka bagażnik i odjeżdża.
Złodziej ukradł choinkę Jezusowi
Jak się później okazało, choinka należała do mężczyzny imieniem Jesus (czyli po polsku Jezus), który niewiele wcześniej ją zakupił. Po umieszczeniu na samochodzie, ruszył z żoną na dalsze zakupy, zupełnie nie podejrzewając, że ktoś może ukraść jego drzewko.
Sprawą zajęły się miejscowe służby, ale wstępne śledztwo nie pozwoliło na ustalenie personaliów złodzieja. Poszkodowany stwierdził, że nie jest to poważna sprawa i nie zależy mu na ujęciu sprawcy, zaś kierownictwo centrum handlowego, sprezentowało mu drugą choinkę.
Zastanawia tylko jak można być tak bezdusznym człowiekiem, aby kraść komuś choinkę. Bezdusznym człowiekiem jeżdżącym Infiniti QX80, więc nie narzekającym na brak pieniędzy.
Trasa o długości ok. 410 km, będzie łączyła Szczecin przez Piłę, Bydgoszcz i Toruń z Obwodnicą Aglomeracji Warszawskiej w okolicy Naruszewa. Dalej do stolicy dotrzemy korzystając z S7. Realizacja wszystkich brakujących odcinków S10 zapisana jest w Rządowym Programie Budowy Dróg Krajowych do 2030 r. Będzie to bezpośrednie połączenie regionów Pomorza Zachodniego, północy Wielkopolski, Kujawsko-Pomorskiego i Mazowsza. Dzięki tej drodze powstanie alternatywny szlak transportowy na północ od autostrady A2.
Duży odcinek S10 stanie się również częścią nowego, północnego korytarza drogowego, od granicy z Niemcami do granicy z Litwą. S10 na węźle Bydgoszcz Zachód połączy się z S5 skąd tą trasą dotrzemy do Nowych Marz na skrzyżowaniu z A1. Jesteśmy już w trakcie projektowania przedłużenia S5 dalej do Ostródy, gdzie trasa połączy się z S7, a wykorzystując S51 dojedziemy do Olsztyna oraz dalej na wschód S16 do Ełku i skrzyżowania z S61 włączając się w międzynarodowe szlaki Via Baltica i Via Carpatia.
Kierowcy korzystają już z trasy pomiędzy węzłem Szczecin Zdunowo i końcem obwodnicy Stargardu. Omijają Wałcz (woj. zachodniopomorskie), Wyrzysk (woj. wielkopolskie, w części jednojezdniowa), a w woj. kujawsko-pomorskim Bydgoszcz (wykorzystując południowo-zachodnią cześć obwodnicy) i Toruń (jednojezdniowy odcinek S10 na południe od miasta). To w sumie ponad 110 km.
Już rok temu GDDKiA ogłosiła przetargi na budowę ośmiu nowych odcinków S10 pomiędzy Szczecinem i Piłą, o łącznej długości blisko 114 km. W przyszłym roku planowane jest podpisanie umów, a zakończenie w 2028 roku.
Kolejne cztery odcinki biegną od węzła Bydgoszcz Południe do węzła Toruń Południe. W przygotowaniu znajdują się odcinki Wyrzysk – Bydgoszcz (40 km) oraz około 100-kilometrowy od autostrady A1 do Obwodnicy Aglomeracji Warszawskiej. Trwają też prace przygotowawcze związane z poszerzeniem o dodatkowy pas ruchu około 35 km autostrady A1 na odcinku Toruń – Włocławek, który będzie miał wspólny przebieg z S10.
Z kolei pomiędzy A1 i OAW trasa będzie miała swój początek na węźle Włocławek Północ na A1. Następnie droga biegnąć będzie nowym mostem przez Wisłę do gminy Fabianki. Dalej prowadzi na wschód, gdzie w gminie Tłuchowo przekroczy granicę woj. kujawsko-pomorskiego i mazowieckiego. Długość tej części wynosić będzie około 40 km. W woj. mazowieckim trasa będzie miała około 60 km i biegnie na południowy wschód w okolicy Płocka. S10 będzie połączona z Płockiem przez DK60, która będzie poprowadzona nowym śladem w układzie dwujezdniowym (2×2). S10 Swój bieg kończyć będzie na północnym przebiegu OAW, czyli S50, w okolicach miejscowości Naruszewo. Dokumentacja obejmuje także 20 km połączenia drogą S10 z S7 za pomocą S50, która będzie odcinkiem OAW. Zadanie to stanowi także jedną z kluczowych inwestycji towarzyszących budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Budowa drogi ekspresowej S11 pozwoli połączyć cztery województwa
Do 2030 roku, po realizacji wszystkich odcinków roku cała trasa S11 będzie liczyć ponad 580 km, a wraz ze wspólnym przebiegiem S6 od Kołobrzegu do Koszalina (ok. 35,5 km) blisko 620 km. Obecnie kierowcy mają do dyspozycji ponad 150 km (wliczając wspólny przebieg S6 i S11), od Kołobrzegu do Bobolic, obwodnicę Szczecinka, odcinki w okolicy Poznania oraz cztery obwodnice: Jarocina, Ostrowa Wielkopolskiego, Kępna i Olesna.
Dla pozostałych odcinków, w zależności od etapu, inwestycje są już realizowane bądź prowadzone są prace przygotowawcze. W nadchodzących latach pokonanie trasy z Kołobrzegu do węzła Piekary Śląskie na połączeniu z autostradą A1 zajmie samochodem osobowym nieco ponad 5 godz.
Od 2019 roku kierowcy mogą korzystać z 35,5 km wspólnego przebiegu S11 i S6 od Kołobrzegu do Koszalina wraz z odcinkiem S11 od węzła Bielice do węzła Koszalin Zachód. W tym samym roku do ruchu została oddana obwodnica Szczecinka o długości 12 km.
Pod koniec września oddano do ruchu 48 km trasy od Koszalina do Bobolic. Nowa droga wyprowadziła ruch tranzytowy z Bobolic i wszystkich miejscowości położonych przy obecnej DK11 pomiędzy Koszalinem i Bobolicami.
Do domknięcia realizacji S11 na Pomorzu Zachodnim brakuje odcinka między Bobolicami, a Szczecinkiem. Na ten fragment, o długości 24,4 km, podpisaliśmy 30 sierpnia tego roku umowę z wykonawcą, a zakończenie budowy planowane jest w 2026 roku.
Trwają prace projektowe dla budowy trasy S11 od granicy z woj. zachodniopomorskim do granicy z woj. opolskim. Długość projektowanej S11 w woj. wielkopolskim to około 280 km, podzielonych na następujące odcinki:
Szczecinek – Piła o długości około 59 km,
Piła – Ujście o długości około 20 km,
Ujście – Oborniki o długości około 43 km,
Oborniki – Poznań wraz z obwodnicą Obornik o długości około 22 km,
Kórnik – Jarocin o długości około 43 km,
Jarocin – Ostrów Wielkopolski o długości około 57 km,
Ostrów Wielkopolski – Kępno o długości około 30 km.
Złodzieje zwykle śledzą swoją ofiarę i czekają, aż zaparkuje samochód na przykład pod sklepem. Rzadziej typują auta już zaparkowane, ponieważ nie wiedzą, kiedy właściciel może do pojazdu wrócić. Gdy kierowca oddali się od pojazdu, umieszczają na tylnej szybie kartkę (za wycieraczką lub ją przyklejają). Potem czekają na powrót ofiary.
Scenariusz kradzieży „na kartkę” polega na tym, że ofiara powinna niczego nie podejrzewając wsiąść do pojazdu i go uruchomić. Najlepiej, jeżeli ruszy samochodem. Dopiero po krótkiej chwili powinna dostrzec, że ma coś na tylnej szybie. To zwykle nie budzi podejrzeń, bo każdy przecież miał kiedyś za szybą jakąś ulotkę, albo informację od „życzliwego” sąsiada.
Odruchem w takiej sytuacji jest zatrzymanie się i opuszczenie pojazdu, bez gaszenia silnika. Po co ro robić, skoro wysiadamy tylko na kilka sekund? W tym momencie do akcji wkracza złodziej. Może ukraść pozostawioną w samochodzie torebkę, plecak, telefon czy torbę z laptopem. Może też wskoczyć do auta i odjechać.
Najważniejsza jest czujność i zwracanie uwagi na wszelkie nietypowe rzeczy. Przede wszystkim podejrzliwość powinny wzbudzać w nas rzeczy, skłaniające do opuszczenia pojazdu zaraz po ruszeniu.
Jeśli coś takiego zauważymy, nie zatrzymujmy się byle gdzie, tylko w miejscu, gdzie znajduje się dużo osób oraz monitoring. Obserwujmy też, czy inny pojazd nie podąża za nami. Wysiadając z samochodu wyłączmy silnik, zabierzmy ze sobą kluczyki i nie zostawiajmy żadnych cennych przedmiotów na widoku.
Ubezpieczenie nie chroni przed kradzieżą „na kartkę”
Problem z kradzieżą samochodu metodą „na kartkę” jest też taki, że rodzi dla właściciela dodatkowe problemy. Mając wykupione ubezpieczenie AC, możecie liczyć na odszkodowanie, ale firma wykorzysta każdą sposobność, żeby tam go nie wypłacić.
Taką okolicznością was obciążającą jest na przykład sytuacja, w której zatrzymaliście się przy drodze i wysiedliście z samochodu, pozostawiając włączony pojazd i kluczyki w stacyjce. To poważne zaniedbanie a ubezpieczyciel bardzo chętnie wykorzysta przeciw wam każdy wasz błąd.
Wraz z zakończeniem kolejnych przetargów na budowę nowych fragmentów drogi S19, cały zaplanowany odcinek o długości 46 kilometrów, ma już swoich wykonawców. Zakładając, że nie wpłyną żadne odwołania i przetargi zostaną zatwierdzone, umowy na budowę zostaną podpisane w pierwszym kwartale przyszłego roku.
Plany GDDKiA przewidują powstanie trzech odcinków:
S19 Sokółka – Czarna Białostocka (24,1 km): firma Stecol z ofertą 828,8 mln zł
S19 Czarna Białostocka – Białystok Północ (13 km): firma Unibep S.A. z ofertą 347,79 mln zł.
S19 Białystok Północ – Dobrzyniewo (9 km): firma Unibep S.A. z ofertą 320,88 mln zł.
Obie firmy zadeklarowały spełnienie warunków dodatkowych przetargów, takich jak maksymalne okresy gwarancji jakości (10 lat) na ekrany akustyczne wraz z ich posadowieniem, instalacje zasilające, konstrukcje wsporcze oraz obiekty mostowe wraz z ich wyposażeniem.
Budowa nowych odcinków drogi ekspresowej S19 zaplanowana jest na lata 2025-2028.
Budowa drogi S19 Czarna Białostocka – Białystok Północ
Na tym odcinku ekspresowa S19 zostanie wykonana, jako droga o dwóch jezdniach, każda po dwa pasy ruchu z pasem awaryjnym. Poprowadzona będzie w przybliżeniu śladem istniejącej DK19. Rodzaj nawierzchni, z asfaltu czy z cementu, wybierze wykonawca, z wyjątkiem istniejącej obwodnicy Wasilkowa, gdzie obecna jezdnia będzie miała nawierzchnię bitumiczną.
Natomiast na istniejącej już obwodnicy Wasilkowa dobudowana zostanie druga jezdnia (po stronie południowej), a dotychczasowa zostanie przystosowana do parametrów drogi ekspresowej i dodatkowo będzie na niej wymieniona warstwa ścieralna.
Na całym odcinku przewidziano 18 obiektów inżynierskich, z tego 14 zostanie wybudowanych od nowa lub w przypadku istniejących – rozbudowana o pomost dla drugiej jezdni.
Odcinek S19 od istniejącego węzła Białystok Północ (dawniej Sochonie na DK8) do węzła Dobrzyniewo (z węzłem) będzie miał długość 8,77 km. Zostanie wykonany, jako droga o dwóch jezdniach, każda po dwa pasy ruchu z pasem awaryjnym. Rodzaj nawierzchni, z asfaltu czy z cementu, wybierze wykonawca
Wybudowany zostanie też węzeł Dobrzyniewo na skrzyżowaniu S19 z S16 (a w przyszłości także z S8). Węzeł ten umożliwi wyprowadzenie ruchu w kierunku Ełku (S16) i węzła Białystok Zachód na S8 (kierunek Warszawa – Białystok), a z niego także na kierunek Białystok – Lublin (S19).
Pytanie wydaje się banalne, bo każdy wie, że ogrzewanie tylnej szyby służy do tego, aby ją odmrozić. Zamiast żmudnego drapania skrobaczką, wciskamy przycisk i już po chwili lód jest roztopiony.
Mimo to zalecamy korzystanie z tego rozwiązania z rozwagą. Jeśli tylna szyba jest mocno zamarznięta, a do tego pokryta warstwą śniegu, tak szybko się nie oczyści. Zwłaszcza gdy wasze auto nie ma tylnej wycieraczki. Ogrzewanie szyby na postoju wymaga włączenia silnika, a to powyżej minuty jest karalne. A jeśli ruszycie z zamarzniętą tylną szybą, policjant może wam zarzucić, że nie macie odpowiedniej widoczności i nie przygotowaliście właściwie pojazdu do podróży.
Pamiętajcie też, że jeśli wasze auto nie ma tylnej wycieraczki, to po rozmrożeniu szyby, nadal będzie ona mokra. Gdy dotrzecie do celu, ponownie jej temperatura spadnie i zamarznie.
Ogrzewanie tylnej szyby sprawdza się za to w każdym aucie i w każdym przypadku, kiedy zaparuje wam tylna szyba. Krótka chwila ogrzewania jej i już macie doskonałą widoczność.
Ukryta funkcja ogrzewania tylnej szyby
Ogrzewanie tylnej szyby w wielu samochodach połączone jest z dodatkową funkcją, o której wielu kierowców zapomina. Aktywuje ono także ogrzewanie bocznych lusterek. Przed wyruszeniem w drogę powinniście je odpowiednio oczyścić, ale jeśli tego nie zrobiliście, ratunkiem będzie właśnie ich ogrzewanie.
Nieczęstym zjawiskiem, ale potencjalnie niebezpiecznym, jest zaparowywanie lusterek. W takich przypadkach również dobrze się sprawdza ich ogrzewanie.
Pamiętajcie tylko, że ogrzewanie szyby i lusterek pobiera dużo prądu. Jeśli często z nich korzystacie, a jeździcie tylko na krótkich dystansach, wasz akumulator może zacząć się rozładowywać.
O nietypowej interwencji poinformowała policja ze Szczytna. Funkcjonariusze drogówki zatrzymali do kontroli kierowcę Volkswagena – nie podali powodu, ale musiał on być mniej istotny od tego, co policjanci wykryli.
Sprawdzając prawo jazdy kierującego zauważyli, że ma on tam wpisany kod 01.01. Oznacza to wymóg prowadzenia pojazdu w okularach korekcyjnych. Tych 24-latek jednak nie miał. W konsekwencji stanie on teraz przed sądem.
Co grozi za niestosowane się do kodów w prawie jazdy?
Niewiele osób o tym wie, ale kod w prawie jazdy, znajdujące się w punkcie 12., to warunki, jakie spełnić musi kierowca. Jeśli tego nie zrobi, jego uprawnienia przestają obowiązywać. Traktowany jest więc jak osoba, nie posiadająca uprawnień. A za to grożą poważne kary:
Kto na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu prowadzi pojazd mechaniczny, nie mając do tego uprawnienia, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 1500 złotych.
Teoretycznie grzywna może wynieść nawet 30 tys. zł (maksymalnie ile może nałożyć sąd), a kara więzienia jest opcjonalna i zależna od decyzji sędziego. Ponadto zawsze orzekany jest zakaz prowadzenia pojazdów – na czas od 6 miesięcy do 3 lat.
Zgodnie z przepisami dotyczącymi uprawnień dla kierujących:
W polach kolumny oznaczonej liczbą 12 umieszcza się liczbowe oznaczenia kodów i subkodów, które określają następujące ograniczenia w korzystaniu z uprawnień lub informacje dodatkowe.
Znajdziemy tam bardzo długą listę najróżniejszych pozycji, między innymi dotyczącymi wymaganych modyfikacji pojazdu, wynikających na przykład ze stwierdzonego inwalidztwa. Najczęściej spotykane są te związane z wadą wzroku:
Kierowca jest zobowiązany do bezwzględnego przestrzegania wytycznych zapisanych w kodach, lecz na szczęście, nie są one wpisane tam na stałe. Jeśli nastąpiła zmiana w naszym stanie zdrowia, albo naszych preferencji, powinniśmy udać się do lekarza mającego stosowne uprawnienia.
Najlepiej poprosić o przyznanie kodu 01.06, czyli pozwalającego na prowadzenie zarówno w okularach korekcyjnych, jak i w soczewkach kontaktowych. W ten sposób będziemy mieli pełną swobodę, bez narażania się na ewentualny mandat.
Najbardziej popularne narzędzia do kontrolowania przestrzegania przepisów, to ręczne mierniki prędkości. Obecnie stosowane mierniki laserowe nie są nieomylne, ale dają znacznie większe możliwości funkcjonariuszom i robią zdjęcia pojazdu, któremu mierzona była prędkość.
Często spotykane na naszych drogach są też nieoznakowane radiowozy z wideorejestratorami. Obecnie zazwyczaj do tych celów wykorzystywane są BMW serii 3, ale lokalne komendy dysponują czasami innymi pojazdami. Można więc zupełnie nieświadomie się naciąć.
Najbardziej nieuchwytne dla kierowców są jednak drony, które wiszą w powietrzu wysoko nad drogą i pozwalają na doskonałą obserwację, na przykład zachowania na skrzyżowaniach. Nie ma szans, żeby kierowca zauważył drona, a już na pewno nie w porę.
Co to jest policyjny system ICAM?
Niemal równie skrytym sposobem co używanie dronów, jest system ICAM. Składa się on z zestawu kamer, umieszczonych na wysięgniku na dachu nieoznakowanego busa. W pojeździe znajduje się całe centrum sterowania, pozwalające na obserwację sytuacji na przykład na skrzyżowaniu.
Pojazd zwykle parkuje w jakimś nierzucającym się w oczy miejscu i pozwala na nagrywanie popełnianych wykroczeń. Następnie informacje o nich przesyłane są do patrolu, który zatrzymuje osoby łamiące prawo.
Co można sprawdzić systemem ICAM?
System ICAM nie pozwala na pomiar prędkości pojazdów, więc tego kierowcy nie muszą się obawiać. Funkcjonariusze zwracają uwagę na inne wykroczenia, takie jak nieprawidłowe zachowanie wobec pieszych, wymuszanie pierwszeństwa, przejazd na czerwonym świetle, ignorowanie znaku STOP czy niezatrzymanie się przed zieloną strzałką.
Na celowniku są także rowerzyści oraz piesi, którym też zdarza się zbyt beztroskie podejście do przepisów ruchu drogowego. Ostatnio taką akcję przeprowadzili policjanci z Radomia, ale nie pochwalili się ile wykroczeń udało im się zarejestrować.
Jak informuje BBC, Clarkson, Hammond i May kończą niezwykły projekt, jakim był program The Grand Tour. Po kilku latach kręcenia go dla Amazona, legendarne motoryzacyjne trio zdecydowało o zakończeniu wspólnej pracy.
Nie znamy niestety powodów takiej decyzji. Można jedynie domyślać się, że prezenterzy po ponad 20 latach wspólnej pracy, uznali że formuła się wyczerpała. Poza tym są coraz starsi, więc może ich już nie bawić podróżowanie po świecie w sposób często wymagający znoszenia niewygód i walki z trudnymi warunkami oraz psującym się samochodem. Zresztą cały świat już zdążyli zwiedzić.
Kiedy emisja ostatniego odcinka The Grand Tour?
Premiera ostatniego odcinka The Grand Tour nie została jeszcze dokładnie określona. Wiemy jedynie, że będzie miał on premierę w 2024 roku. Zobaczymy w nim przygody Clarksona, Hammonda i Maya podczas wyprawy przez Zimbabwe.
Historia The Grand Tour zaczęła się od skandalu w 2015 roku. Podczas kręcenia jednego z odcinków Top Gear, zmęczony całodniowymi zdjęciami i głodny Jeremy Clarkson, zaatakował jednego z producentów programu, ponieważ ten nie upewnił się, że kuchnia nadal będzie wydawała ciepłe posiłki, gdy dotrą do hotelu. Zwyzywał go i zamachnął się na niego pięścią. BBC która przez lata tolerowała wybryki Clarksona, zdecydowała się nie przedłużać mu kontraktu.
Razem z nim odeszli Richard Hammond i James May, aby kontynuować tworzenie programu motoryzacyjno-rozrywkowego. Zainteresowany takim formatem był Amazon i pod koniec 2016 roku został wyemitowany pierwszy odcinek programu The Grand Tour. Jego nazwa czyli „Wielka Podróż” odnosiła się nie tylko do wypraw w różne zakątki świata, ale także samej formuły programu, który nie miał stałego studia lecz namiot, przenoszony przy każdym odcinku w inny zakątek globu.
Sam program był właściwie kopią Top Gear z pogadankami w studio (tzn. w namiocie) pomiędzy kolejnymi segmentami. Mogliśmy zobaczyć tam wspólne perypetie całej trójki, test samochodu w wykonaniu jednego z prezenterów, a także komentarz na temat ostatnich wydarzeń ze świata motoryzacji. Formuła zmieniała się trochę z sezonu na sezon, aż w 2019 roku podjęto decyzję, aby zakończyć dotychczasowy format. Zamiast tego słynne trio skupiło się tylko na odcinkach specjalnych, czyli dalekich i długich wyprawach, rezygnując ze studia, testowania samochodów i całej reszty.
Paliwo E10 – co to jest i dlaczego pojawił się na stacjach?
Podczas tankowania samochodu mogliście zauważyć, że od kilku lat dystrybutory na stacjach paliw mają dodatkowe oznaczenia. Przy benzynie Pb95 jest to oznaczenie E5. Wskazuje ono, że paliwo ma 5-procentową domieszkę biopaliw. Od 1 stycznia przyszłego roku zostanie ono całkowicie zastąpione przez paliwo E10. Jak nietrudno się domyślić, ma ono 10-procentową domieszkę biokomponentów.
Taka benzyna potrzebuje mniej ropy naftowej, a do tego emituje mniej CO2 podczas spalania. Dlatego uważa się ją za bardziej korzystną dla środowiska i stąd zwiększanie udziału biokomponentów.
Nie jest to powszechny problem, ale może wystąpić. Nie wszystkie silniki tolerują paliwo E10, a wśród potencjalnych problemów mówi się o degradacji elementów gumowych i powstawaniu nieszczelności oraz uszkadzaniu aluminiowych elementów. Możliwe jest wypalenie uszczelki pod głowicą, wypalenie gniazd zaworowych oraz korozja układu paliwowego.
Które silniki są wrażliwe na paliwo E10 – wyszukiwarka
Zwykle problemy z benzyną E10 dotyczą aut z pierwszymi silnikami wyposażonymi we wtrysk bezpośredni. Teoretycznie wszystkie samochody z 2010 roku i nowsze powinny być wolne od problemu, ale nie warto ryzykować. Jeżeli na klapce wlewu paliwa nie macie informacji na temat paliwa, jakie toleruje wasz samochód, zajrzyjcie do instrukcji.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska uruchomiło też specjalną wyszukiwarkę, w której wystarczy wpisać markę waszego samochodu, model oraz rocznik i otrzymacie listę silników oraz informacje, czy tolerują one benzynę E10. Radzimy jednak podchodzić do niej z ostrożnością. Nie wszystkie współczesne samochody się tam znajdują, za to spotkać można wiele egzotycznych. Zdarzają się też błędy w oznaczeniach silników oraz informacje, że w tym samym aucie silnik z wtryskiem bezpośrednim toleruje E10, a z wielopunktowym nie. W razie wątpliwości dobrze skonsultować się też z serwisem marki.
Co zrobić, jeśli moje auto nie toleruje paliwa E10?
Taki scenariusz to poważny problem, ponieważ paliwo E5 zostanie po nowym roku wycofane całkowicie z Polski. Jedyne wyjście to tankowanie benzyny Pb98, która nadal będzie dostępna w wersji E5.
Pierwsze odcinki drogi ekspresowej na trasie pomiędzy Gdańskiem, Warszawą, Krakowem i Chyżnem powstawały jeszcze w czasach PRL. Chodzi o przebudowywany obecnie fragment pomiędzy Ostrzykowizną koło Zakroczymia i Czosnowem z mostem na Wiśle, którego pierwszą nitkę oddano w 1990 r. a budowę drugiej zakończono w 1992 r. Wcześniej, w latach 1974-1984 powstała jednojezdniowa zachodnia obwodnica Kielc jako część planowanej autostrady z Warszawy do Krakowa, ostatecznie rozbudowana do dwujezdniowej drogi ekspresowej udostępnionej w 2013 r. Kierowcy mieli też do dyspozycji dwujezdniowe wylotówki z Warszawy w kierunku Płońska i Grójca oraz odcinki omijające położone przy trasie miejscowości.
W 1997 roku powstała jednojezdniowa obwodnica Miłomłyna, rozbudowana do dwóch jezdni wraz z realizacją sąsiednich odcinków. W pierwszej dekadzie XXI wieku powstały kolejne obwodnice, już w układzie dwujezdniowym, Białobrzegów, Jędrzejowa, Grójca i Płońska. Z Myślenic do Lubnia jechaliśmy drogą ekspresową, podobnie jak z Grójca do Jedlińska koło Radomia. Realizacja kolejnych odcinków S7 ułatwiała podróż, ale na długie odcinki musieliśmy poczekać do jesieni 2018 r, gdy z Gdańska można było dojechać ponad 200-kilometrowym odcinkiem drogi ekspresowej do Napierek na granicy woj. warmińsko-mazurskiego i mazowieckiego. Z końcem 2019 r. kierowcy mogli przejechać kolejne ok. 200 km od Grójca, omijając Radom, do Moczydła na granicy województw świętokrzyskiego i małopolskiego. W 2022 r. jadąc z Gdańska mieliśmy już blisko 280 km ekspresówki przechodzącej za Płońskiem w dwujezdniową DK7 (na fragmencie pod Modlinem starą S7), z Myślenic do Rabki-Zdroju podróżowaliśmy już korzystając z nowego pond 2-kilometrowego tunelu pod Luboniem Małym, a od początku września br. z Warszawy po przejechaniu ok. 240 km dotrzemy w okolice Miechowa.
Nadal budowana jest Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej, która będzie stanowiła część drogi ekspresowej S7 łączącej się z S6 na węźle Chwaszczyno i wpinającej do obecnego przebiegu S7 na węźle Gdańsk Południe. Nową dwujezdniową drogą ekspresową o długości ok. 32 km, a także ponad 6-kilometrową obwodnicą Żukowa w ciągu DK20 pojedziemy w 2025 r.
W trakcie przebudowy jest stara dwujezdniowa DK7/S7 pomiędzy Płońskiem i Czosnowem, podpisaliśmy umowę na realizację trasy od Czosnowa do Kiełpina, a w przetargu jest opracowanie projektu budowlanego dla połączenia S7 z Warszawą. Na tym odcinku powstaną dwa tunele, a także węzeł Warszawa Północ na skrzyżowaniu z S8 na wysokości Bemowa. Warto podkreślić, że 57-kilometrowy odcinek od Płońska do Warszawy będzie miał po trzy pasy ruchu na obu jezdniach.
W realizacji są dwa odcinki S7 w woj. małopolskim, od Miechowa do Szczepanowic oraz od Widomej do Krakowa. W przyszłym roku połączymy oddany jesienią odcinek do Miechowa z funkcjonującym już Szczepanowice – Widoma i dalszą część trasy do połączenia z S52 Północną Obwodnicą Krakowa. Tym samym stary trakt krakowski łączący Warszawę z Krakowem w całości zastąpimy drogą ekspresową
Trwają też poszukiwania projektantów, którzy wytyczą przebieg nowej zakopianki pomiędzy Krakowem i Myślenicami, uwzględniając także połączenie z S52 Beskidzką Drogą Integracyjną. Projektanci pracują już nad dokumentacją przygotowawczą dla przebiegu drogi łączącej koniec S7 w Rabce-Zdroju z przejściem granicznym w Chyżnem. Dopiero wtedy dowiemy się, czy ta ok. 35-kilometrowe dwujezdniowa trasa będzie miała parametry drogi ekspresowej. Rozpoczęły się też pierwsze prace związane z połączeniem portu w Gdyni z drogą ekspresową S7. Tzw. Droga Czerwona będzie dwujezdniową drogą klasy GP prowadzącą od portu do węzła Gdynia Chylonia w miejscu skrzyżowania ul. Morskiej z Obwodnicą Trójmiasta.
Obecna droga ekspresowa S8 pomiędzy Piotrkowem Trybunalskim a Warszawą wykorzystuje przebieg dawnej gierkówki, oddanej do użytku w 1976 roku i gruntownie przebudowanej w ostatnich latach. W 1998 r. oddano do użytku obwodnicę Radzymina, a kolejne obwodnice w śladzie obecnej S8 powstały z początkiem XXI w. – Ostrowi Mazowieckiej w 2003 r. i Oleśnicy w 2006 r. W kolejnych latach sukcesywnie realizowano kolejne odcinki drogi ekspresowej S8, łącząc je w coraz dłuższe ciągi.
W 2012 r. zakończono modernizację gierkówki od Piotrkowa Trybunalskiego do Radziejowic, a z końcem 2013 r. z Wrocławia można było dojechać do węzła Wieluń. W następnych latach oddawano kolejne odcinki w kierunku Warszawy i Białegostoku. W 2015 r. zakończyły się prace przy przebudowie mostu Grota Roweckiego w Warszawie oraz odcinka pomiędzy węzłami Paszków i Opacz co ułatwiło przejazd przez stolicę w kierunku Białegostoku, do którego drogą ekspresową można było dojechać w październiku 2018 r. Nieco ponad rok później, po zakończeniu przebudowy gierkówki pomiędzy Radziejowicami i Paszkowem, dostępna była cała ówczesna S8 prowadząca przez pięć województw z Kobierzyc pod Wrocławiem do przedmieść Białegostoku.
Kierowcy korzystali przy tym z odcinków ich dróg, A8 Autostradowej Obwodnicy Wrocławia, A1 pomiędzy Tuszynem i Piotrkowem Trybunalskim oraz fragmentu Południowej Obwodnicy Warszawy w ciągu S2 pomiędzy węzłami Opacz i Konotopa. Taka trasa liczyła blisko 590 km i wymagała zawrotki na węźle Piotrków Trybunalski Południe, z czego ok. 56 km to wspólny przebieg z A8, A1 i S2. Wraz zakończeniem przebudowy A1 oraz oddaniem nowej łącznicy węzła Piotrków Trybunalski Zachód umożliwiliśmy bezpośredni zjazd z A1 w kierunku Warszawy.
Rozbudowa drogi S8 w województwie łódzkim
Wielu kierowców nadal wybiera krótszą o 35 km trasę od węzła Łódź Południe przez węzeł Łódź Północ i dalej autostradą A2 do Konotopy zwiększając natężenie ruchu na niej. Wynika to ze zmiany przebiegu drogi pomiędzy Walichnowy a Piotrkowem Trybunalskim i przybliżenia S8 do Łodzi. Budując węzeł Łódź Południe przewidziano możliwość jego bezpośredniego połączenia z dalszym przebiegiem S8. Długość całego łącznika to ok. 60 km, a skrzyżowanie z S8 będzie mniej więcej w jego połowie.
Droga S8 do Czech
Trasa S8 będzie biec dalej na południe od Wrocławia i gotowe są już oferty przetargu na realizację trzech odcinków drogi ekspresowej S8 od podwrocławskich Kobierzyc do Łagiewnik o łącznej długości 32,5 km. W październiku br. wybrano najkorzystniejsze oferty i przed końcem br. chcemy podpisać umowy z wykonawcami. Ogłoszono też przetarg na wykonawcę blisko 14-kilometrowego odcinka Ząbkowice Śląskie Północ – Bardo.
Przetarg na odcinek od Łagiewnik do Ząbkowic Śląskich (o długości 17,1 km) planujemy ogłosić jeszcze w tym roku. W trakcie prac przygotowawczych jest jeszcze odcinek z Barda do Kłodzka, a ich efekt jest uzależniony od wyniku analiz połączenia go z planowaną obwodnicą Złotego Stoku. Nowa S8 pomiędzy Kobierzycami a Kłodzkiem będzie miała ok. 87 km długości. Oddanie tej trasy do ruchu planowane jest w latach 2028-2033. W RPBDK do 2030 r. zapisano również realizację dalszego przebiegu S8, ok. 45 km w woj. dolnośląskim od Kłodzka do Boboszowa i granicy z Czechami.
Rozbudowa drogi S8 w kierunku Litwy
5 września br. dopisano do Programu również budowę ok. 90 km w woj. podlaskim od Białegostoku do węzła Raczki na skrzyżowaniu z S61. Trasa ta będzie wykorzystywać realizowany obecnie, w ramach budowy S19, odcinek od nowego węzła Białystok Zachód w okolicy Choroszczy do Dobrzyniewa i dalej fragment S16 do Korycina. Niedawno poznaliśmy firmy zainteresowane realizacją przedłużenia S16 do Knyszyna skąd S8 pobiegłaby nowym śladem do Korycina. Niedługo zostanie rozpisany przetarg ten ok. 20-kilometrowy odcinek drogi ekspresowej. Trasa połączy się z obecnie realizowaną obwodnicą Suchowoli o długości ok. 15 km, która powstaje jako jednojezdniowa droga, ale zaprojektowana została tak by w przyszłości można było dobudować drugą jezdnię i dostosować ją do parametrów drogi ekspresowej.
Takie samo rozwiązanie zastosowano na drugiej z realizowanych w ramach Programu budowy 100 obwodnic, trasie omijającej Sztabin (umowy na obie podpisaliśmy w 2021 roku) i będzie też zastosowane na trzeciej obwodnicy w ciągu DK8, Białobrzegów. W przyszłości, oprócz dobudowy drugiej jezdni do wspomnianych trzech obwodnic, dostosowanie obecnej DK8 do drogi ekspresowej będzie wymagało przebudowy odcinków pomiędzy obwodnicami i budowy drugiej jezdni (także dobudowy i poszerzenia obiektów inżynierskich) od Augustowa do Raczek.
Po realizacji wszystkich odcinków na południe od Wrocławia i na północ od Białegostoku S8 wydłużyłaby się do blisko 786 km stając się najdłuższą drogą szybkiego ruchu w Polsce. Będzie o ok. 36 km dłuższa od S7 przy założeniu, że trasa od Rabki-Zdrój do Chyżnego będzie drogą ekspresową.
Problemem takich molochów legislacyjnych jak Parlament Europejski i Rada oraz Komisja Europejska jest to, że produkują one ogromne ilości projektów, rozporządzeń oraz opinii, a śledzenie ich jest niezwykle trudne. Tym chyba można uzasadniać fakt, że chociaż rozporządzenie o którym mowa datowane jest na 13 lipca 2023 roku, dopiero teraz jego treść zaczyna być komentowana przez polskie media. Pełna jego nazwa brzmi „Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie wymogów w zakresie obiegu zamkniętego w odniesieniu do projektowania pojazdów oraz zarządzania pojazdami wycofanymi z eksploatacji, zmieniające rozporządzenia (UE) 2018/858 i 2019/1020 oraz uchylające dyrektywy 2000/53/WE i 2005/64/WE”. Czytamy w nim, że:
Europejski Zielony Ład jest europejską strategią na rzecz wzrostu, której celem jest zapewnienie osiągnięcia do 2050 r. neutralnej dla klimatu, czystej gospodarki o obiegu zamkniętym opartej na optymalizacji zarządzania zasobami i ograniczeniu zanieczyszczenia. (…) W związku z przechodzeniem sektora motoryzacyjnego na mobilność bezemisyjną i z rosnącym wykorzystaniem elektroniki w pojazdach wzrośnie popyt na miedź i surowce krytyczne. (…) W rezultacie produkcja pojazdów może odznaczać się dużym śladem środowiskowym. Jest to spowodowane przede wszystkim emisją gazów cieplarnianych z energii niezbędnej w celu wydobycia i przetworzenia surowców pierwotnych (…)
W tym kontekście postulowane jest przejście przemysłu motoryzacyjnego na gospodarkę o obiegu zamkniętym. Brzmi to bardzo rozsądnie, aby starać się jak najwięcej odzyskiwać ze złomowanych pojazdów i poddawać recyklingowi, zamiast wykopywać kolejne rudy metali i rzadkie pierwiastki. Niestety pojęcie urzędników europejskich na temat tego, co jest ekologiczne, jawi się jako absurd.
Zakaz naprawiania samochodów w Unii Europejskiej to realne zagrożenie
został zaspawany lub zamknięty z wykorzystaniem pianki izolacyjnej;
został całkowicie spalony do tego stopnia, że komora silnika lub przedział pasażerski zostały zniszczone;
został zanurzony w wodzie do poziomu powyżej tablicy rozdzielczej;
komponenty konstrukcyjne i zabezpieczające mają wady techniczne, które są nieodwracalne i sprawiają, że nie można ich wymienić, takie jak starzenie się metalu, liczne pęknięcia podkładów lub nadmierna korozja perforacyjna;
Ten fragment brzmi jeszcze rozsądnie. Jeśli samochód jest pocięty na kawałki, albo pospawany i poklejony pianką na sztukę, faktycznie nie powinien jeździć po drogach. Spalone auto też do niczego się nie nadaje, a pojazd popowodziowy to prawdziwa mina. Ale dalej czytamy, że pojazd dyskwalifikuje sytuacja, w której nie można naprawić lub wymienić:
komponentów łączących z podłożem (takich jak opony i koła),
zawieszenia, układu kierowniczego, układu hamulcowego i ich komponentów sterujących;
mocowań i połączeń siedzeń;
poduszek powietrznych, napinaczy wstępnych, pasów bezpieczeństwa i ich peryferyjnych komponentów eksploatacyjnych;
karoserii i podwozia pojazdu;
No dobrze, ale chodzi o sytuację, w której NIE MOŻNA naprawić lub wymienić tych komponentów. Jeśli nie można do auta przymocować koła, to faktycznie nie powinno jeździć. Tylko co stoi na przeszkodzie wymiany półosi i zawieszenia? Otóż mogą stać koszty:
Naprawa pojazdu jest niemożliwa z ekonomicznego punktu widzenia, jeżeli jego wartość rynkowa jest niższa niż koszt niezbędnych napraw koniecznych do przywrócenia go w Unii do stanu technicznego, który byłby wystarczający do uzyskania świadectwa zdatności do ruchu drogowego w państwie członkowskim, w którym pojazd był zarejestrowany przed naprawą.
Czyli przychodzi rzeczoznawca, ogląda wasze wymarzone i tylko lekko rozbite 15-letnie Audi A4 (przez wiele lat najchętniej sprowadzany do Polski model) i orzeka, że niestety koszt jego naprawy według stawek producenta, przekracza wartość pojazdu. Więc nie można go naprawić.
Myślicie, że to absurd? Jest jeszcze gorzej. Naprawa pojazdu uznawana jest za niemożliwą, kiedy:
został on zanurzony w wodzie do poziomu poniżej tablicy rozdzielczej i uszkodzeniu uległ silnik lub układ elektryczny;
nie są do niego przymocowane drzwi;
paliwo lub pary paliwa wyciekły, stwarzając ryzyko pożaru i wybuchu;
gaz wyciekł z układu gazu płynnego, stwarzając ryzyko pożaru i wybuchu;
hamulce i komponenty układu kierowniczego są nadmiernie zużyte.
Macie wyciek płynu chłodzącego? Nie kłopoczcie się z wymianą chłodnicy, ani nawet uszkodzonego węża. Płyn wyciekł, czyli trzeba złomować. Po ostatnim przeglądzie uznałeś, że klocki hamulcowe jeszcze przejeżdżą jeden sezon, jeśli nie będziesz dużo hamować? Przykro nam, teraz są nadmiernie zużyte, więc naprawa pojazdu jest niemożliwa.
Sprzedasz komuś auto z drobną usterką? Pójdziesz siedzieć
Innym rodzajem absurdu są przepisy, regulujące zasady sprzedaży samochodów w kontekście powyżej przedstawionych kryteriów.
Do celów przeniesienia własności pojazdu używanego właściciel pojazdu musi być w stanie wykazać każdej osobie fizycznej lub prawnej zainteresowanej nabyciem własności danego pojazdu lub właściwym organom, że pojazd nie jest pojazdem wycofanym z eksploatacji. Oceniając status pojazdu używanego, właściciel pojazdu, inne podmioty gospodarcze i właściwe organy sprawdzają, czy spełnione są kryteria określone w załączniku I w celu ustalenia, czy nie jest to pojazd wycofany z eksploatacji.
Macie wbity przegląd i to robiony całkiem niedawno? No dobrze, ale to może okazać się, że od tego czasu pojawił się wam wyciek chłodziwa. Albo nierozsądnie przejechaliście przez kałużę i skrzywiła się tarcza hamulcowa. Kupujący tego nie zauważył przed transakcją, a teraz ma pojazd, który już w momencie zakupu nie kwalifikował się do naprawy, tylko do złomowania. Był odpadem. Więc pójdziecie siedzieć za nielegalny obrót odpadami.
Te wszystkie zapisy to dopiero projekt i raczej niewielkie są szanse, aby kraje członkowskie je przegłosowały. Ale pamiętajcie, że coraz głośniej się mówi o odebraniu krajom członkowskim prawa veta, a także o federalizacji UE. Wtedy takie przepisy, szczególnie że są przecież proekologiczne, będą mogły przechodzić bez przeszkód.
Wspólny unijny system informowania o wykroczeniach kierowców
Wiele się ostatnio dzieje w Komisji Transportu i Turystyki Parlamentu Europejskiego (TRAN), która opracowuje nowe przepisy dotyczące kierowców. Będą one częścią pakietu Bezpieczeństwa Drogowego, jaki ma wejść w życie już w 2024 roku.
Wśród nowości jest dyrektywa o wymianie informacji pomiędzy krajami należącymi do Unii Europejskiej. Dzięki temu wykroczenia drogowe przestaną być traktowane „lokalnie”. Obecnie co prawda kierowca uchylający się od zapłacenia mandatu z Niemiec, może otrzymać stosowne wezwanie na swój polski adres, ale według projektu zmian, służby w całej unii będą wiedziały o przewinach każdego kierującego.
Taki system pozwoli również na wymianę informacji dotyczących zatrzymanych praw jazdy. Obecnie kierujący tracący uprawnienia w Polsce (na przykład za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o ponad 50 km/h), może swobodnie jeździć za granicą. Uprawnienia są mu zatrzymywane elektronicznie, więc przed policją w innym kraju może nadal wylegitymować się autentycznym prawem jazdy.
Stracisz prawo jazdy w jednym kraju, stracisz w całej UE
Wraz z wejściem w życie proponowanych zmian, takie zabiegi staną się niemożliwe. Jeśli kierujący straci prawo jazdy w jakimś kraju lub zostanie mu ono okresowo zatrzymane, straci je na terenie całej Unii Europejskiej. Dzięki wymianie informacji między policjami różnych krajów, służby będą mogły natychmiast sprawdzić, czy kontrolowany kierowca nie przeskrobał czegoś poważnego gdzieś indziej.
Ciekawostką na temat tych zmian jest to, że za projektem tej zmiany stoi europoseł PiS Kosma Złotowski, który wraz ze swoim kolegą Petarem Vitanowem z Bułgarii, przygotował stosowne prawo zdanie. Jak sam stwierdził:
Ambitne cele Wizji Zero nie mogą zostać osiągnięte bez możliwości egzekwowania kar za wykroczenia drogowe popełnione przez zagranicznych kierowców. Państwa członkowskie muszą mieć narzędzia do wymiany informacji i skutecznej identyfikacji sprawców wykroczeń drogowych. Jazda za granicą nie powinna oznaczać bezkarności, także dla kierowców z krajów trzecich.
Dodajmy też, że na tapecie jest także pomysł ujednolicania systemu karania kierowców. Już teraz Komisja Parlamentu Europejskiego postuluje, aby kierowcy tracili prawa jazdy w przypadku:
Co zrobić, kiedy szyby w samochodzie zamarzną od środka?
Wilgoć pojawiająca się w nocy i przymrozki to prosty przepis na zamarznięte szyby w samochodzie. Można się z tym problemem rozprawić za pomocą skrobaczki, ale użyć środka do odmrażania szyb. Dobrym pomysłem jest zaopatrzenie się w matę przynajmniej na przednią szybę, dzięki czemu wilgoć nie będzie osiadała na szkle. Założenie jej i późniejsze złożenie trwają znacznie krócej, niż skrobanie szyby. Nie ryzykujemy też podrapaniem szkła.
Sposób ten nie działa jednak, kiedy szyba zamarznie nam od środka. Nie jest to częste zjawisko, ale może się pojawić. Niewielkie mamy wtedy szanse na poradzenie sobie z problemem za pomocą ciepłego nawiewu na szybę (silnik musiałby się najpierw rozgrzać, a to na mrozie chwilę trwa i powyżej minuty jest niezgodne z prawem), więc najprościej skorzystać ze skrobaczki.
Zdecydowanie natomiast nie korzystajcie z odmrażacza w sprayu. Zadziała skutecznie, tylko potem będziecie musieli wywietrzyć kabinę, aby móc wsiąść do samochodu.
Każdy kto choć trochę uważał na fizyce wie, że lód robi się z wody, ale skąd woda we wnętrzu samochodu? Jeżeli w kabinie panuje wilgoć, to może ona osadzić się na szybach, a potem pod wpływem spadającej temperatury zamarznąć.
Zimą o wilgoć w samochodzie najłatwiej, kiedy nie otrzepujecie dokładnie butów ze śniegu, ale nawet gdy to robicie, zawsze możecie wnieść trochę śniegu, który roztopi się i wsiąknie w dywaniki i wykładzinę samochodu. Źródłami wilgoci w aucie mogą być:
stary filtr kabinowy
materiałowe dywaniki (warto zimą zamienić je na gumowe)
wilgocią mogą nasiąknąć też wykładziny w samochodzie oraz tapicerka
stare i sparciałe uszczelki mogą sprawiać, że wilgoć dostaje się do wnętrza
Podstawa w zapanowaniu nad wilgocią w aucie to regularna wymiana filtra kabinowego oraz dokładne umycie szyb od środka. Brud i tłuszcz jaki się na nich osadza, zwiększa zjawisko parowania.
Jeżeli o nie pomaga, może okazać się, że macie w kabinie sporo wilgoci. Najlepiej wtedy umieścić w aucie trochę kociego żwirku, który chłonie wilgoć i pozwala skutecznie osuszyć wnętrze samochodu.
Terminowe prawa jazdy z jeszcze krótszym terminem ważności
Kiedyś kierowca wobec którego nie było żadnych zastrzeżeń natury zdrowotnej, otrzymywał prawo jazdy bezterminowe i mógł teoretycznie korzystać z niego dożywotnio. Aby stracić ten przywilej musiałby coś przeskrobać, co wzbudziłoby podejrzenia u policjantów, czy powinien on nadal mieć prawo jazdy.
Od 2013 roku już nie są wydawane prawa jazdy bezterminowe, a kierowcy otrzymują uprawnienia na maksymalnie 15 lat. Po tym czasie muszą złożyć wniosek o nowy dokument, ale jeśli nie było wobec nich zastrzeżeń zdrowotnych, nie muszą robić żadnych dodatkowych badań. Kierowcy z bezterminowymi blankietami, za kilka lat także będą musieli je wymienić.
Wiele wskazuje na to, że wprowadzone będą jeszcze restrykcyjne i krótsze terminy na prawach jazdy, wymagające także stawiania się do lekarza.
Prawo jazdy na 5 lat, a później nawet na krócej
Unijny pomysł, aby skrócić ważność praw jazdy miałby dotyczyć starszych kierowców, aby upewniać się, czy nadal są na siłach prowadzić pojazdy w sposób bezpieczny. Według projektu nowej regulacji, dotyczyłoby to już osób mających 65 lat. Od tego momentu prawo jazdy przedłużane byłoby najwyżej na 5 lat, a aby je uzyskać, konieczna byłaby pozytywna opinia lekarza. Osoby mające 75 lat otrzymywałyby prawo jazdy na 2 lata, a kierowcy mający lat 80, tylko na rok.
Wśród proponowanych zmian, jest także rozszerzone badanie lekarskie. Nie miałoby ono być przeprowadzane tylko pod kątem wad wzroku oraz przewlekłych chorób, ale także pod kątem sprawności motorycznej i szybkości reakcji. Kierujący mieliby także przechodzić badania psychologiczne.
Na liście pomysłów można także znaleźć egzaminy praktyczne, podczas których egzaminator oceniałby w praktyce, na ile dobrze senior radzi sobie w ruchu drogowym. Brany pod uwagę jest także zakaz jazdy po zmroku.
Droga S6 będzie najważniejszą trasą na Pomorzu i jedną z najważniejszych części polskiej sieci dróg. Połączy największe miasta Polski Północnej: Szczecin, Koszalin, Słupsk, Gdynię i Gdańsk, od autostrady A6 w okolicy Kołbaskowa po początek A1 w Rusocinie i będzie miała blisko 400 km długości. Trasa będzie stanowić połączenie drogowe polskich portów morskich, od Świnoujścia i Szczecina, do portów Trójmiasta. Z S6 połączą się od północy drogi obsługujące tereny turystyczne na polskim wybrzeżu.
Kierowcy mają już do dyspozycji ponad 220 km tej trasy, od Goleniowa do Koszalina i od Beżepola Wielkiego do Rusocina. W realizacji jest ok. 125 km, z czego na blisko 10 km do istniejącej obwodnicy Słupska dobudowujemy drugą jezdnię, a pozostała część powstaje w pełnym dwujezdniowym przekroju. Łączny koszt realizacji tych odcinków to ponad 3,8 mld zł. Uwzględniając budowę Obwodnicy Metropolii Trójmiejskiej, długość realizowanych dróg ekspresowych na Pomorzu wzrośnie o ok. 32 km, a łączna wartość inwestycji o kolejne 1,5 mld zł. W przygotowaniu jest ok. 50 km Zachodniej Obwodnicy Szczecina.
Do 2030 roku cała trasa S11 połączy leżący na Pomorzu Środkowym Kołobrzeg przez Piłę, Poznań i Kępno z Aglomeracją Śląską. Po realizacji wszystkich odcinków będzie liczyć ponad 580 km, a wraz ze wspólnym przebiegiem S6 od Kołobrzegu do Koszalina (ok. 35,5 km) blisko 620 km. Obecnie kierowcy mają do dyspozycji ok. 200 km wliczając wspólny przebieg S6 i S11). Dla pozostałych odcinków, w zależności od etapu, inwestycje są już realizowane bądź prowadzone są prace przygotowawcze. W nadchodzących latach pokonanie trasy z Kołobrzegu do węzła Piekary Śląskie na połączeniu z autostradą A1 zajmie samochodem osobowym nieco ponad 5 godzin.
Przygotowanie i realizację inwestycji monitoruje Parlamentarny Zespół ds. budowy S6 i S11. W trakcie ostatniego posiedzenia przedstawiono planowane (kwartalne) terminy zakończenia prac na budowanych odcinkach. Podczas obrad w szczegółowy sposób zaprezentowano również stan prac przygotowawczych na S11.
Część odcinków dróg S6 i S11 zostanie oddanych do użytku już w przyszłym roku, ale na kilka z nich trzeba będzie czekać aż do 2027 roku, zaś na jeden do 2028 roku.
Czy można odśnieżać samochód przy włączonym silniku?
Niejeden kierowca stosował ten prosty sposób na poprawę komfortu podczas jazdy zimą. Odśnieżenie samochodu chwilę trwa, więc na ten czas uruchamiamy silnik, który trochę się w tym czasie rozgrzeje i szybciej ogrzejemy kabinę. Niektórzy liczą też, że w ten sposób łatwiej będzie im odmrozić szyby.
Niestety metoda taka jest wysoce nieefektywna, a do tego niezgodna z prawem. Silnik będzie potrzebował sporo czasu, żeby rozgrzać się na postoju i zdołać ogrzać kabinę, a taka długotrwała praca na biegu jałowym i przy niedogrzaniu, jest dla niego korzystna. Przepisy natomiast mówią jasno, że kierującemu zabrania się:
pozostawiania pracującego silnika podczas postoju na obszarze zabudowanym
używania pojazdu w sposób powodujący uciążliwości związane z nadmierną emisją spalin do środowiska lub nadmiernym hałasem
Pierwszy punkt kojarzą chyba wszyscy, drugi natomiast wytrąca argument tym, którzy rozgrzewają auto na postoju poza terenem zabudowanym. Trzeci punkt to natomiast sposób na „pomysłowych” kierowców, którzy wiedzą, że auto na postoju szybko się nie rozgrzeje i po uruchomieniu go, wracają do domu dopić kawę. Dlatego polecamy rozgrzewanie silnika zgodnie ze sztuką i z przepisami – po uruchomieniu czekamy najwyżej kilka- kilkanaście sekund (jeśli jest duży mróz) i ruszamy. Jedziemy płynnie, nie wkręcamy silnika na wysokie obroty i dajemy czas na rozgrzanie się wszystkim podzespołom.
Jaki mandat za odśnieżanie samochodu na włączonym silniku?
Tak jak pisaliśmy, odśnieżając auto z włączonym silnikiem, możemy złamać nawet trzy przepisy, a za każdy z nich otrzymać osobny mandat. Zgodnie z taryfikatorem grozi nam:
100 zł za silnik włączony na postoju powyżej minuty w terenie zabudowanym
do 300 zł za używanie samochodów w sposób uciążliwy
50 zł za oddalanie się od pojazdu z pracującym silnikiem
Czy można dostać mandat za niedokładnie odśnieżony samochód?
Niewłaściwe odśnieżenie pojazdu to kolejny błąd, jaki można popełnić zimą i za niego także można uzbierać kilka mandatów:
do 500 zł za niewłaściwie przygotowany samochód do jazdy (jeśli nie mamy odpowiedniej widoczności lub śnieg z naszego dachu prószy na auta jadące za nami)
Kierowca podejrzany o jazdę po alkoholu przez płyn do spryskiwaczy
Pewien kierowca podzielił się nagraniem ze swojej przejażdżki, podczas której miał wyjątkowego pecha. Natrafił na policyjną kontrolę trzeźwości, podczas której alkomat wskazał, że kierujący pił alkohol. Było to dla niego duże zaskoczenie, ponieważ nic takiego nie miało miejsca. Dopiero drugie badanie wykazało, że rzeczywiście jest trzeźwy.
Sytuacja powtórzyła się niedługo później. Kolejna policyjna kontrola i ponowny wynik dodatni. Drugie badanie znów oczyściło go z podejrzeń. Podczas trzeciej (!) kontroli trzeźwości, wszystko było już w porządku. Autor nagrania wini za swoje perypetie płyn do spryskiwaczy.
Czy płyn do spryskiwaczy może dać pozytywny wynik badania alkomatem?
Brzmi to trochę jak powtarzana sobie przez kierowców legenda, ale to prawda. Rzeczywiście może zdarzyć się tak, że policjant posądzi was o jazdę pod wpływem alkoholu przez płyn do spryskiwaczy. Jak to możliwe?
Podczas kontroli przesiewowych, policjanci korzystają z urządzeń Alcoblow, czyli charakterystycznych „żółtych patyków”. Nie wymagają one używania ustników, więc pozwalają na szybką i tanią weryfikacje stanu trzeźwości kierujących. Ale ponieważ dmuchamy w urządzenie z pewnej odległości, nie tylko powietrze z naszych płuc do niego może trafić. Tymczasem płyny do spryskiwaczy wykorzystują alkohol, więc jeśli niedawno psikaliśmy na szybę, może okazać się, że trochę cząstek płynu nadal jest w pobliżu przedniej szyby pojazdu.
W przypadku podejrzenia, że jedziemy pod wpływem alkoholu, policjant przeprowadzi kolejne badanie, już alkomatem z ustnikiem, który podaje dokładny wynik (Alcoblow informuje tylko czy wykrył alkohol czy nie). To badanie powinno rozwiać podejrzenia. Nie ma się więc co stresować, jeśli mamy sytuację taką, jak nagrywający. Można za to wspomnieć policjantowi, co według nas dało fałszywy pomiar funkcjonariusze zwykle są dobrze zaznajomieni z czynnikami, które mogą wpływać na pomiar.
Najniższa, złożona przez Konsorcjum Mirbud (lider) i Kobylarnia ma wartość 314,7 mln. zł. Najwyższą, na kwotę 379,65 złożyła firma Unibep S.A. Natomiast budżet GDDKiA na realizację tego zadania wynosi 440,3 mln. zł.
Komisja przetargowa przystępuje do analizy ofert w celu wyłonienia wykonawcy. Głównym kryterium oceny będzie cena (60 proc.). Pod uwagę będą brane również pozacenowe kryteria dotyczące przedłużenia gwarancji jakości m.in. na ekrany akustyczne i obiekty mostowe (40 proc.).
Wyłoniony w przetargu wykonawca będzie miał za zadanie zrealizowanie inwestycji w systemie Projektuj i buduj w okresie 39 miesięcy (z wyłączeniem okresów zimowych podczas budowy).
Na wybór przebiegu drogi S16 jeszcze poczekamy
Droga ekspresowa S16 pomiędzy Ełkiem a Knyszynem została wpisana Rozporządzeniem Rady Ministrów z 19 maja 2016 r. do sieci dróg ekspresowych w Polsce. Obecnie trwają nad nią prace planistyczne związane z wyborem najkorzystniejszego wariantu. Tego typu prace dla odcinka Knyszyn – Krynice zakończyły się wcześniej, za sprawą wykorzystania decyzji środowiskowej wydanej w grudniu 2015 roku (ostatecznej od lutego 2016) na wówczas jeszcze przygotowywany fragment S19 Korycin – Knyszyn – Dobrzyniewo – Choroszcz (obecnie węzeł Białystok Zachód).
S16 w województwie podlaskim – termin budowy
Otwarcie ofert to ważny etap postępowania, które dotyczy zaprojektowania i budowy 8,44 km odcinka od projektowanego węzła Knyszyn do okolic Krynic. Tam S16 będzie się łączyć z projektowaną drogą ekspresową S19 (planowany węzeł Dobrzyniewo). Dalej wspólnym przebiegiem S16 i S19 poprowadzona jest do węzła Białystok Zachód, gdzie połączy się z drogą ekspresową S8.
Podpisanie umowy planowane jest w pierwszej połowie przyszłego roku. To pozwoliłoby uzyskać decyzje o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej w 2025 roku i wybudowanie tego odcinka S16 w latach 2025-2028.
Odcinek Knyszyn – Krynice będzie budowany w standardzie dwóch jezdni po dwa pasy ruchu o szerokości 3,5 metra wraz z pasem awaryjnym. Obie jezdnie będą oddzielone pasem rozdziału o szerokości co najmniej 5 metrów. Zaplanowano dziewięć obiektów inżynierskich, w tym: trzy wiadukty, cztery przejścia dla zwierząt oraz dwa przepusty.
Obie drogi ekspresowe (S16 Ełk – Białystok oraz S19 Kuźnica – Białystok – Lublin), są realizowane w ramach Rządowego Programu Budowy Dróg Krajowych do 2030 r (z perspektywą do 2033 r). Wraz z wprowadzoną 5 września br. do tego programu drogą ekspresową S8 Knyszyn (Białystok) – Raczki (Suwałki) oraz praktycznie finalizowaną, jeśli chodzi o budowę, drogą S61 Ostrów Mazowiecka – Budzisko, będą razem tworzyć, jak określa to GDDKiA, kręgosłup szybkiej i bezpiecznej komunikacji drogowej w województwie podlaskim. Ponadto wyprowadzą tranzyt poza granice miast i miejscowości łącząc region z resztą Polski i Europą.
W samochodach spalinowych duża część energii pochodzącej z pracy jednostki napędowej, marnuje się w postaci ciepła. To ciepło jest wykorzystywane do ogrzewania wnętrza, więc na coś się przydaje, ale musimy najpierw poczekać, aż silnik sam się rozgrzeje.
Początkowe włączanie ogrzewania i mocnego nawiewu nic więc nie daje. Wręcz przeciwnie, wtedy każdą odrobinę ciepła wdmuchujemy do wnętrza, utrudniając silnikowi rozgrzanie się. Dlatego bardziej optymalnie jest poczekać, ewentualnie uruchamiając jedynie chłodny nawiew na szybę, jeśli zaczyna parować.
Dopiero gdy wskazówka temperatury cieczy chłodzącej drgnie, warto uruchomić ogrzewanie. Korzystnie jest wtedy skierować powietrze na nogi (ciepło i tak unosi się do góry) oraz na szybę, aby uniknąć parowania, co jest powszechnym zjawiskiem jesienią i zimą.
Sporo kierowców stara się przeczekać ten proces wstępnego rozgrzewania się silnika. Uruchamiają auto i dopiero wtedy zabierają się za odśnieżanie i zeskrobywanie lodu z szyb. To jednak bardzo nieefektywny sposób – trwa sporo czasu, a długa praca na wolnych i na zimno szkodzi podzespołom samochodu.
Należy też pamiętać o tym, że za pozostawienie włączonego silnika na postoju powyżej jednej minuty (w terenie zabudowanym) wiąże się z mandatem 100 zł. Natomiast 300 zł otrzymamy za generowanie nadmiernego hałasu oraz spalin.
Możliwość włączenie obiegu wewnętrznego, a więc czerpania powietrza z kabiny, zamiast z zewnątrz, to przydatna funkcja. Zwykle pozwala na ograniczenie ilości spalin dostających się do wnętrza, ale ma też inne zastosowania.
Ponieważ przy zamkniętym obiegu powietrze zaciągane jest z wnętrza, pozwala szybciej je ogrzać zimą. Do nagrzewnicy nie trafia wtedy mroźne powietrze, ale już to wstępnie rozgrzane, więc cały proces przebiega szybciej. Podobnie można zamykać obieg latem, aby przyspieszyć jego wychłodzenie.
Ta metoda ma jedną wadę – przy zamkniętym obiegu łatwo o zaparowanie szyb. Rozwiązaniem wtedy jest włączenie klimatyzacji, która wysusza powietrze.
Zacznijmy od tego, że strefa ruchu wyznaczana jest znakiem D-52. To biała tablica z czarnym rysunkiem samochodu oraz napisem „strefa ruchu”. Mijając taki znak, powinniśmy wiedzieć, że za nim:
obowiązują przepisy ruchu drogowego
może na niej interweniować policja, straż miejska oraz inne służby
wyjeżdżając ze strefy ruchu kierujący włącza się do ruchu
Pozornie taki znak niczego nie wnosi, ponieważ informuje nas, że na danej ulicy, nadal obowiązują przepisy. Dlaczego miałyby nie obowiązywać? Dlatego, że osiedlowe drogi dojazdowe mogą już leżeć na terenie wspólnoty, zaś drogi wyznaczone na przykład na dużych parkingach, to także teren prywatny. Nie może tam więc interweniować na przykład straż miejska, jeśli ktoś nieprawidłowo zaparkuje. Jeśli widzimy znak „strefa ruchu”, o znaczy, że w razie potrzeby możemy powoływać się na przepisy ruchu drogowego i możemy wzywać służby.
O wjeżdżaniu do strefy zamieszkania informuje nas znak D-40, czyli charakterystyczna niebieska tablica z białymi postaciami pieszego, dziecka, a także z samochodem oraz budynkiem. Za takim znakiem:
ograniczenie prędkości wynosi 20 km/h
obowiązuje zakaz parkowania poza wyznaczonymi do tego miejscami
pieszy ma pierwszeństwo w każdej sytuacji i może korzystać z całej szerokości drogi
nie ma obowiązku ostrzegania przed progami zwalniającymi
pojazd opuszczający strefę zamieszkania włącza się do ruchu, więc musi ustępować pierwszeństwa wszystkim pozostałym
Znak strefa zamieszkania reguluje znacznie więcej kwestii niż strefa ruchu i ustawia się go zwykle do drogach prowadzących przez osiedla i służących tylko do dojazdu do niego.
Każdy samochód powinien mieć przynajmniej cztery wskaźniki – prędkościomierz, obrotomierz, wskaźnik paliwa oraz temperatury płynu chłodniczego. Ten ostatni nie zawsze przykuwa uwagę kierowców, a jeszcze mniej potrafi właściwie rozumieć jego wskazania,
Tymczasem wskaźnik temperatury pełni bardzo istotną rolę i pozwala między innymi wykrywać problemy z samochodem. Niepokój powinna wzbudzać zbyt wysoka temperatura, jak i zbyt długie osiąganie (lub nieosiąganie w ogóle) temperatury roboczej. Zwykle wynosi ona 90 stopni Celsjusza i dla wielu kierowców jest oznaką, że silnik się rozgrzał i można jechać dynamicznie. Tymczasem nie jest to prawda.
Kiedy samochód jest właściwie rozgrzany?
Podstawowy błąd to niezrozumienie, co wskazuje omawiany zegar. To wskaźnik temperatury cieczy chłodzącej, ale nie właściwego rozgrzania pojazdu. Płyn chłodniczy na początku krąży w tak zwanym małym obiegu, a dopiero po nagrzaniu przechodzi w obieg duży, wykorzystujący chłodnicę. Odpowiada za to termostat i kiedy silnik przegrzewa się, to bardzo możliwe, że zawiódł właśnie ten element i chłodziwo cały czas jest w obiegu zamkniętym. Kierowcy starszej daty pamiętają, że zimą zasłaniało się chłodnicę tekturą, aby auto szybciej się nagrzało – to dlatego, że w starszych pojazdach był tylko duży obieg.
Z kolei w przypadku współczesnych pojazdów, płyn najpierw pracuje w obiegu zamkniętym, dzięki czemu auto może szybko zacząć dostarczać ciepłe powietrze do kabiny. Nie jest to równoznaczne z tym, że silnik się rozgrzał. Jednostka napędowa pracuje w optymalnych warunkach, kiedy rozgrzeje się olej silnikowy. Dopiero wtedy mamy pewność, że jest on właściwie rozprowadzony i ma optymalne właściwości smarne, a więc możemy wykorzystywać pełnię możliwości silnika.
Niestety moment kiedy to się dzieje, bardzo trudno określić. Zależy on to od silnika, ilości oleju w układzie, panujących warunków drogowych oraz atmosferycznych. W dużym uproszczeniu można przyjąć, że potrzebne jest przynajmniej kilkanaście minut jazdy oraz przejechanie 10 km.
Ile czasu potrzebuje silnik, żeby się rozgrzać zimą
Jak więc widzicie, nagrzanie się silnika może trwać wyraźnie dłużej, niż może się to wydawać. Niestety wskaźnik temperatury oleju, kiedyś spotykany był bardzo rzadko, a obecnie właściwie się go nie stosuje w nowych samochodach. To nie ułatwia sprawy, ponieważ czas rozgrzania silnika latem i zimą będzie wyglądał inaczej, podobnie jak w sytuacji kiedy jedziemy oraz kiedy głównie stoimy w korku.
Jako orientacyjne minimum trzeba przyjąć podany powyżej dystans oraz czas i przed ich osiągnięciem starać się jechać łagodnie. Co dla wielu osób może oznaczać, że w drodze z domu do pracy, ich silnik nigdy nie osiągnie właściwej temperatury. Nie jest to dla niego zdrowe, ale możemy mu pomóc łagodnym traktowaniem.
Jakie parametry oraz kryteria musi spełniać próg zwalniający?
Trudno dyskutować ze skutecznością progów zwalniających i tym, że czasami ich obecność jest bardzo potrzebna. Stosuje się je w miejscach, gdzie konieczne jest wymuszenie na kierowcach jazdy z niedużą prędkością. Zwykle spotkamy je więc przed przejściami dla pieszych i na osiedlowych uliczkach.
Próg zwalniający powinien być na tyle wysoki, aby kierowcy bali się przejeżdżać przez niego bez znacznego zmniejszenia prędkości, ale nie może mieć też zbyt agresywnego kształtu. Mimo to zdarzają się progi, przez które można bez problemu przejeżdżać 40-50 km/h, ale też takie, gdzie 20 km/h grozi uszkodzeniem felgi lub wybiciem zawieszenia. Nic dziwnego, że kierowcy próbują jakoś chronić swoje samochody.
Jaka jest prawidłowa technika przejazdu przez próg zwalniający?
Zgodnie z przepisami, próg zwalniający powinien być poprzedzony znakiem A-11a. Często poniżej umieszcza się informację, ile metrów pozostało do progu, a także ograniczenie prędkości, do jakiego powinniśmy się zastosować. Wbrew obiegowej opinii, nie jest to bezpieczna prędkość przejazdu przez próg, ale zwykłe ograniczenie prędkości. Aby przestało obowiązywać, konieczny jest odpowiedni znak lub skrzyżowanie.
Podczas przejeżdżania przez próg zwalniający, kierowca powinien pamiętać aby:
nie hamować gwałtownie przed progiem
zdjęć nogę z hamulca podczas najeżdżania na próg
nie przejeżdżać przez próg na półsprzęgle
nie uważać ograniczenia prędkości przed progiem zwalniającym za prędkość zalecaną
Czy za przejeżdżanie między progami zwalniającymi grozi mandat?
Zwykle progu zwalniającego nie ma jak ominąć, ale coraz częściej spotykane są tak zwane progi poduszkowe. Mają one formę dwóch wypukłości w kształcie kwadratu, które wymagają od kierowców osobówek zmniejszenia prędkości, ale nie wpływają na miejskie autobusy. Dlatego też stosuje się je, aby ograniczyć dyskomfort pasażerów.
Takie progi czasami dają możliwość przejechania między nimi, zwłaszcza jeśli nie jedziecie dużym i szerokim samochodem. Przy odrobinie szczęścia można w ten sposób w ogóle nie zwalniać. Czy takie zachowanie jest zgodne z prawem?
To zależy. Jeśli przy progach znajduje się linia przerywana lub nie ma żadnych linii, wtedy kierowca może potraktować przejazd między progami jak omijanie przeszkody. Konieczne jest wtedy włącznie kierunkowskazu, gdy przekraczamy linię.
Jeśli w miejscu umieszczenia progu zwalniającego znajduje się linia ciągła, wtedy nie można przejeżdżać między poduszkami progu.
Jaki mandat za omijanie progu zwalniającego?
Prawo nie zakazuje jazdy w sposób, pozwalający na ominięcie kołami progu zwalniającego. Ale nie można przy tym złamać innych przepisów. W przypadku, gdy ominiemy próg i najedziemy na ciągłą linię, grozi nam mandat w wysokości 200 zł.