Budowa nowego odcinka Via Carpatia realizowana jest od lipca 2022 roku w systemie „Projektuj i buduj”. Zgodnie z harmonogramem wykonawca zakończył etap prac nad projektem budowlanym, co pozwoliło na złożenie wniosku o wydanie decyzji ZRID. Jej uzyskanie umożliwi rozpoczęcie robót budowlanych na ponad 22-kilometrowym odcinku, a także przeprowadzenie procedury związanej z wypłatą odszkodowań za nieruchomości pod drogę.
Pierwsze prace w terenie planowane są w I kwartale 2024 roku, a nowym odcinkiem powinniśmy pojechać w I połowie 2026 roku. Koszt inwestycji realizowanej w ramach rządowego Programu Budowy Dróg Krajowych to ok. 570,7 mln zł.
Gdzie powstanie nowy odcinek drogi S19 Via Carpatia?
Nowy fragment Via Catpatia powstanie od Międzyrzeca Podlaskiego, do Radzynia Podlaski i liczyć będzie ok. 22,3 km. Na początkowym fragmencie, o długości ok. 3 km, nowa dwujezdniowa trasa przebiegać będzie w śladzie obecnej drogi krajowej nr 19. Następnie poprowadzona zostanie nowym korytarzem i od zachodniej strony ominie Kąkolewnicę.
W ramach inwestycji planowane są dwa węzły drogowe (Kąkolewnica – w okolicach miejscowości Grabowiec oraz Radzyń Podlaski Północ). Ponadto wybudowane zostaną:
cztery mosty,
jedenaście wiaduktów,
przejście dla zwierząt dużych,
sześć przejść dla zwierząt średnich,
dziesięć przepustów z funkcją przejść dla zwierząt małych
Przebieg drogi S19 Via Carpatia w województwie lubelskim
Droga ekspresowa S19 w województwie lubelskim będzie miała docelowo ok. 190 km długości. Kierowcy korzystają już z sześciu odcinków S19 w kierunku Rzeszowa od węzła Lublin Węglin do granicy woj. podkarpackiego oraz z północnej części obwodnicy Lublina. W realizacji jest sześć odcinków tej trasy od granicy woj. lubelskiego i mazowieckiego do węzła Lublin Rudnik o łącznej długości ok. 100 km. Dla czterech z nich do Wojewody Lubelskiego trafiły wnioski o wydanie decyzji ZRID, dla pozostałych trwają prace projektowe:
gr. woj. lubelskiego i mazowieckiego – Międzyrzec Podlaski, podpisana umowa na realizację, złożony wniosek o ZRID,
Międzyrzec Podlaski – Radzyń Podlaski, podpisana umowa na realizację, złożony wniosek o ZRID,
Radzyń Podlaski – Kock, podpisana umowa na realizację, trwają prace projektowe,
obwodnica Kocka i Woli Skromowskiej (dobudowa drugiej jezdni), podpisana umowa na realizację, złożony wniosek o ZRID,
Kock – Lubartów, podpisana umowa na realizację, trwają prace projektowe,
Lubartów – Lublin, podpisana umowa na realizację, złożony wniosek o ZRID.
Kiedyś klimatyzacja uważana była za rozwiązanie dla zamożniejszych osób. Nawet w większych samochodach często wymagała słonej dopłaty i często zwracano uwagę, że jej używanie zauważalnie zwiększa spalanie. Do generowanych przez to wyposażenie kosztów, powinno się doliczyć także koszty okresowych przeglądów.
Według ekspertów, przegląd klimatyzacji powinniśmy wykonywać raz do roku. Najczęściej zaleca się robić to na wiosnę. Po pierwsze dlatego, żeby upewnić się, że wszystko działa poprawnie, przed intensywnym jej używaniem latem.
Po drugie w okresie jesienno-zimowym mogło pojawić się w układzie sporo wilgoci, zanieczyszczenia, grzyby, a nawet liście. Wpływa to na wydajność pracy klimatyzacji, a także na to, czy jej działanie nie będzie miało negatywnych skutków dla naszego zdrowia.
Co powinno się zrobić podczas serwisu klimatyzacji?
Podczas standardowego przeglądu klimatyzacji, powinno się:
wymienić filtr kabinowy
wykonać odgrzybianie
przeprowadzić diagnostykę systemu
skontrolować przepływ czynnika
sprawdzić odpływ wody z parownika
Zwłaszcza dwie pierwsze czynności są istotne, ponieważ zanieczyszczony filtr oraz rozwijające się w układzie grzyby i pleśń, to nie tylko źródło brzydkiego zapachu, ale również potencjalnych chorób układu oddechowego.
Pozostałe czynności mają na celu sprawdzenie, że wszystkie podzespoły klimatyzacji działają prawidłowo. To ważne, ponieważ zaniedbana klimatyzacja może ulec awarii, a koszty jej naprawy bywają spore.
Czy uzupełniać czynnik klimatyzacji przy każdym przeglądzie?
Zwykle nie ma takiej potrzeby. Roczne zużycie czynnika jest zwykle nieduże (40-60 gramów), więc nie ma powodu by go uzupełniać. Jeśli znika on szybciej, to powodem może być nieszczelność układu, co trzeba zdiagnozować i naprawić.
Nie można tego zaniedbywać, ponieważ zbyt mała ilość czynnika sprawia, że klimatyzacja przestaje chłodzić, ale po pewnym czasie doprowadza to do zatarcia się sprężarki, a jej naprawa może pochłonąć kilka tysięcy złotych. Dlatego bardzo ostrożnie należy podchodzić do ogłoszeń sprzedaży samochodów z dopiskiem „klima sprawna, do nabicia”. Jeśli wszystko z nią dobrze, to niech sprzedający sam ją nabije.
Nie jest to na szczęście problem, który zdarza się często, ale gdy już się pojawi, potrafi unieruchomić samochód. Wiele modeli ma klapkę paliwa otwieraną dźwignią lub przyciskiem, a taki mechanizm, jak każdy, może zawieść.
Na szczęście producenci samochodów przewidzieli taką możliwość i w razie problemów trzeba poszukać czerwonej linki. Ukryta jest w bagażniku, po stronie wlewu paliwa. Zazwyczaj znajduje się w jakimś zakamarku lub pod klapką albo zaślepką. Jeśli macie problem z jej odszukaniem, popatrzcie do instrukcji obsługi.
Sposobów na zabezpieczenie wlewu paliwa jest sporo. Kiedyś klapki otwierało się kluczykiem, potem częściej można było spotkać klapki bez zamka, który przeniesiono na korek. Teraz raczej spotyka się klapki połączone z centralnym zamkiem, albo otwierane osobno, za pomocą dźwigni lub przycisku.
Nowsze rozwiązania są bardziej wygodne, ale potencjalnie awaryjne. Linka może zerwać lub naciągnąć się, elektryczny silniczek odmówić współpracy, albo ogólnie cały mechanizm poddać się ze starości i zabrudzenia.
Koszt naprawy klapki wlewu paliwa może wyraźnie różnić się, zależnie od tego, co dokładnie się zepsuło, jaki system zastosowano w naszym samochodzie oraz co to za auto.
W przypadku typowych problemów z klapką i modelu którejś z popularnych marek, naprawa powinna kosztować około 100 zł.
Cała historia zaczęła się w Pasłęku (woj. warmińsko-mazurskie), gdzie patrol policji zauważył motocyklistę. Jak dowiadujemy się z policyjnego komunikatu:
Policyjny patrol zauważył żółty motocykl, którym dość dynamicznie poruszał się mężczyzna. Gdy zauważyli jak wyprzedza inne pojazdy postanowili zatrzymać go do kontroli. On natomiast miał zupełnie inny pomysł.
Czy motocyklista przekroczył prędkość? Nic o tym nie wiemy. Czy wyprzedzał w miejscu niedozwolonym? Policja milczy na ten temat. Jaka była podstawa do zatrzymania motocyklisty? To pozostaje w sferze domysłów.
Rider miał coś jednak na sumieniu, ponieważ zaczął uciekać:
Mężczyzna, aby uniknąć, kontroli przyspieszył, zaczął wyprzedzał inne auta, omijał przejścia dla pieszych przejeżdżając ich lewą stroną. Wielokrotnie wymuszał pierwszeństwo na innych kierujących.
Rekordowy mandat dla motocyklisty to jeszcze nie koniec
Motocykliście udało się zgubić pościg, ale policjanci skierowali się do jego domu:
Zatrzymany przyznał się do tego, że uciekał motocyklem, który zaraz po tym schował w swoim garażu. Był trzeźwy. Powód niezatrzymania się do kontroli był prozaiczny. 27-latek nie posiadał uprawnień do kierowania i chciał w ten sposób uniknąć kary.
Teraz kara będzie o wiele bardziej sroga, niż za jazdę bez prawa jazdy. Policjanci naliczyli mu niesprecyzowaną liczbę mandatów na łączną kwotę 35 650 zł oraz 197 punktów karnych. Jak rozumiemy, każde wykroczenie potraktowali osobno, żeby obejść maksymalną kwotę kumulacji mandatów za zbieg wykroczeń (6000 zł).
To jednak nie koniec kłopotów mężczyzny. Ucieczka przed policją to przestępstwo, zagrożone karą do 5 lat więzienia.
Kody w prawie jazdy można znaleźć w rubryce 12., na odwrocie prawa jazdy. Jeśli nie macie tam niczego wpisanego, to znaczy, że nie nałożono na was żadnych ograniczeń, związanych z posiadanymi uprawnieniami. Jak można dowiedzieć się z załącznika numer 1 do rozporządzenia w sprawie wzorów dokumentów stwierdzających uprawnienia do kierowania pojazdami:
W polach kolumny oznaczonej liczbą 12 umieszcza się liczbowe oznaczenia kodów i subkodów, które określają następujące ograniczenia w korzystaniu z uprawnień lub informacje dodatkowe.
Najczęściej spotykane są kody oznaczające ograniczenia związane z wadą wzroku, na przykład:
01.01 – okulary
01.02 – soczewka(i) kontaktowa(e)
01.05 – przepaska na oko
01.06 – okulary lub soczewki kontaktowe
01.07 – indywidualna korekta lub ochrona wzroku
Lista kodów jest bardzo długa i przewiduje najróżniejsze scenariusze. Kod 78, o którym wspomnieliśmy na początku, odnosi się do możliwości kierowania wyłącznie pojazdami z automatyczną skrzynią biegów.
Czy warto robić prawo jazdy tylko na „automat”?
Możliwość posiadania uprawnień do kierowania tylko samochodami z „automatem”, to nietypowe rozwiązanie, ale rządzący lata temu uznali, że potrzebne jest takie rozróżnienie. Spotykane było ono rzadko i często z takiego prawa jazdy korzystały na przykład osoby o ograniczonej sprawności ruchowej. Jeśli problemem była tylko lewa noga, nic nie stało na przeszkodzie, by ktoś taki posiadał uprawnienia pozwalające mu na prowadzenie pojazdu bez żadnego niefabrycznego przystosowania.
Poza takimi przypadkami, prawo jazdy wyłącznie na „automat” było obiektem drwin. Ktoś ma uprawnienia do prowadzenia pojazdu i posiada szereg niezbędnych do tego umiejętności… ale nie potrafi sam zmienić biegu. Skrzynia automatyczna traktowana była zwykle jako luksus i zbytek, a osoba która koniecznie musi mieć pojazd z „automatem”, uznawana była za niedzielnego kierowcę.
Czasy się jednak zmieniają, a skrzynie automatyczne nie są czymś rzadko spotykanym. Coraz więcej nowych samochodów dostępnych jest wyłącznie z automatami, a nawet wśród aut kompaktowych, jeśli kupujemy mocniejszą wersję, często nie mamy już wyboru przekładni manualnej. Pomału popularność zdobywają też pojazdy elektryczne, a one w ogóle nie mają skrzyni.
Obecnie automat nie jest więc zbytkiem i staje się zwyczajnym elementem wyposażenia nowoczesnego samochodu. Posiadanie prawa jazdy tylko na takie pojazdy, przestaje być ograniczeniem. Dla wielu osób argumentem za zdobyciem takich uprawnień, jest znacznie łatwiejszy egzamin. Kursanci często mają problemy z jednoczesnym obserwowaniem drogi i podejmowaniem decyzji oraz operowaniem sprzęgłem, gazem i skrzynią biegów. Zdając na samochodzie z „automatem”, mogą bardziej skupić się na drodze, odpada stres że auto zgaśnie oraz problemy z ruszaniem na wzniesieniu.
Co grozi za jazdę autem z „manualem” mając prawo jazdy na „automat”
Decydując się na zdobycie prawa jazdy z kodem 78, musicie pamiętać o bardzo istotnej kwestii. Nigdy pod żadnym pozorem nie możecie wsiąść do pojazdu z manualną przekładnią. To że wasze prawo jazdy potwierdza waszą znajomość obsługi reszty samochodu oraz przepisów, niczego nie zmienia.
Wsiadając do samochodu z „manualem”, jeśli macie prawo jazdy tylko na „automat”, traktowane jest jako jazda bez uprawnień. Jakbyście w ogóle nie mieli prawa jazdy. W razie kontroli drogowej, otrzymacie mandat 1500 zł i zakaz dalszej jazdy. Ale to nie wszystko – zgodnie z art. 94 Kodeksu wykroczeń:
§ 1. Kto na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu prowadzi pojazd mechaniczny, nie mając do tego uprawnienia, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 1500 złotych.
§ 3. W razie popełnienia wykroczenia, o którym mowa w § 1, orzeka się zakaz prowadzenia pojazdów.
Każda taka sprawa trafia przed sąd, więc teoretycznie grzywna może wynieść nawet 30 tys. zł. Oprócz tego trzeba się liczyć z zakazem prowadzenia pojazdów na przynajmniej kilka miesięcy.
Kiedy można jechać po drodze szybkiego ruchu lewym pasem?
Ta podstawowa wiedza nadal jest dla niektórych kierowców zagadką. Mamy też wrażenie, że coraz częściej spotkać można osoby, które o przepisach słyszały, ale rozumieją je po swojemu i oburzają się, jeśli ktoś im chce zarzucić niekompetencję.
Przypomnijmy więc, że lewy pas służy do wyprzedzania innych, wolniej poruszających się pojazdów. Manewr ten można wykonać we własnym tempie i nie jest tak, że jeśli jedziecie autostradą, musicie podczas wyprzedzania rozpędzić się do 140 km/h.
Coraz częściej do sieci trafiają niestety nagrania kierowców, którzy słyszeli o tych zasadach i wzbudziły w nich poczucie bezkarności. Zapominają o zakazie tamowania i utrudniania ruchu, a mozolne wyprzedzanie tira tym właśnie jest. Zapominają też o obowiązku ustąpienia miejsca szybciej poruszającym się pojazdom.
Jeśli zakończyłeś wyprzedzanie tira, ale na horyzoncie jest następny to NIE JEST powód, by zostawać na lewym pasie. Masz obowiązek zjechać na prawo i dopiero po dogonieniu kolejnej ciężarówki ponownie wjechać na lewy pas. Przypomnijmy też, że jeśli jedziesz z maksymalną dopuszczalną prędkością to NIE JEST powód, by zostawać na lewym pasie i nie ustępować drogi innym. Żeby cię wyprzedzić kierowca z tyłu będzie musiał przekroczyć prędkość? To nie twoja sprawa, tylko policji. Ty nie masz prawa go hamować.
Czy można jechać cały czas środkowym pasem na drodze szybkiego ruchu?
Coraz częściej można w Polsce spotkać trzypasmowe drogi szybkiego ruchu. Rozkład ruchu wygląda na nich zwykle tak, że prawym pasem jadą najwolniejsze tiry i ciężarówki, te szybsze często trzymają się środkowego, a lewy pas co chwilę zajmują kierujący, tylko trochę szybsi od tamtych na pozostałych dwóch pasach.
W mniemaniu wielu kierowców środkowy pas jest najlepszym wyborem. Nie natykają się co chwilę na ciężarówki, a jeśli ktoś chce jechać szybciej od nich, to przecież ma pas lewy, więc czują się rozgrzeszeni. Każdy kto pojeździł trochę po Polsce dobrze wie, że na trochach trzypasmowych, najmniejszym zainteresowaniem cieszy się pas prawy.
Takie zachowanie to błąd. Przypomnijmy, co mówi art. 16 kodeksu drogowego:
1. Kierującego pojazdem obowiązuje ruch prawostronny.
2. Kierujący pojazdem, korzystając z drogi dwujezdniowej, jest obowiązany jechać po prawej jezdni; do jezdni tych nie wlicza się jezdni przeznaczonej do dojazdu do nieruchomości położonej przy drodze.
3. Kierujący pojazdem, korzystając z jezdni dwukierunkowej co najmniej o czterech pasach ruchu, jest obowiązany zajmować pas ruchu znajdujący się na prawej połowie jezdni.
4. Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać możliwie blisko prawej krawędzi jezdni. Jeżeli pasy ruchu na jezdni są wyznaczone, nie może zajmować więcej niż jednego pasa.
Przepisy są jednoznaczne – zawsze należy korzystać z pasa prawego. Nie można zająć na przykład środkowego i jechać tak dziesiątki kilometrów, bez względu na sytuację drogową. Kierowca ma obowiązek się do niej dostosowywać i odpowiednio dobierać pasy ruchu.
Długotrwała jazda pasem środkowym jest możliwa tylko wtedy, gdy ruch jest na tyle gęsty, że zjazd na prawy nie jest możliwy lub nie ma sensu. Podobnie gdy na autostradzie utworzy się korek, dozwolone jest ustawianie się na wszystkich pasach. Lecz w warunkach płynnego ruchu, trzeba stosować się do zasady ruchu prawostronnego.
Jaki mandat za jazdę środkowym pasem?
Szansa na otrzymanie mandatu za takie zachowanie jest nieduża, ale teoretyczna kara dotkliwa. Można otrzymać za to od 500 do 3000 zł grzywny oraz 6 punktów karnych. Dokładna wysokość kary zależy od indywidualnej oceny naszego zachowania przez policjanta.
Problem blokowania i nadużywania lewego pasa, łączy się z kwestią wyprzedzania innych pojazdów z prawej strony. Często kierowcy tamujący w ten sposób ruch, próbują piętnować innych, którzy poirytowani nieprzepisowym zachowaniem, wyprzedzają ich prawym pasem.
Taki manewr jest dozwolony i to na każdej drodze. Jeśli tylko dwa pasy do jazdy w jednym kierunku oddzielone są od pasów do jazdy w drugą (a tak jest na każdej drodze szybkiego ruchu). Gdyby nie były, to w każdą stronę musiałyby być wyznaczone po trzy pasy ruchu.
Pechowy właściciel BMW M2, o którym mówimy, to Jacek Ratusznik – jeden z najlepszych polskich kulturystów. Wśród jego sukcesów można wymienić dwa tytuły Mr. Olympia, pięć pucharów w IFBB Diamond Cup oraz dwa zwycięstwa w zawodach Arnold Classic. Prywatnie jest on miłośnikiem samochodów, o czym dobrze świadczy wybór auta.
Niestety M2 musiało trafić do mechanika, ponieważ coś pobierało za dużo prądu i konieczna była diagnostyka. Na swoje nieszczęście pan Jacek wybrał pewien warsztat w okolicach Andrychowa.
… a mechanik zabrał M2 na nocną przejażdżkę
Możemy tylko domyślać się zaskoczenia polskiego zawodnika, kiedy dowiedział się, że jego samochód, zamiast stać u mechanika, przebił betonowe ogrodzenie i zatrzymał się na drzewach, na posesji znajdującej się dwie miejscowości od warsztatu.
Tak się bawią ludzie kiedy Jacek „śpi”… (…) Kierowca wraz z pasażerem oddalił się z miejsca zdarzenia … wrócił % Mnóstwo pytań , przepraszam że nie odpisuje ale jest grubo
Sugestii, że kierowca mógł być pijany, nie potwierdziła jeszcze policja. Jak podała Katarzyna Chrobak, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej w rozmowie w z portalem wadowice24.pl:
Wstępnie ustalono, że samochodem poruszał się 43-letni mężczyzna, pracownik serwisu samochodowego. Ustalamy, w jaki sposób ten mężczyzna wszedł w posiadanie tego samochodu. Przesłuchujemy świadków. Na razie nie mogę potwierdzić, czy sprawca był pod wpływem alkoholu. Została mu pobrana krew do badań.
Jak doszło do rozbicia BMW M2 Jacka Ratusznika?
To wyjaśni policja, ale chyba wszyscy się tego domyślamy. Mechanik wieczorem zrelaksował się przy alkoholu razem ze znajomym i pochwalił się, jaka to do niego fura trafiła. BMW M2 Coupe ma pod maską 3-litrowy silnik o mocy 370 KM (Competition 410 KM) i przyspiesza do 100 km/h w 4,5 s. Pojazd budzi emocje, ale wymaga też doświadczenia.
Mechanikowi zabrakło i doświadczenia i rozsądku i zwykłej ludzkiej uczciwości. Panu Jackowi możemy w tej sytuacji życzyć jedynie powodzenia w odzyskiwaniu pieniędzy za naprawę M2. I radzimy, żeby następnym razem skorzystał z usług serwisów BMW. Będzie zdecydowanie drożej, ale tam pojawienie się M2 nie będzie sensacją i nie sprowokuje bardzo złych decyzji.
Każdy chyba się zgodzi, że komunikacja miejska powinna być w pewien sposób uprzywilejowana w ruchu drogowym. Pozwala na przemieszczanie się całych rzesz ludzi – i tych z prawem jazdy i tych bez uprawnień do kierowania. Pomaga zmniejszać korki i usprawnia ruch w mieście. Dlatego też nikogo nie powinny dziwić buspasy, a także uprzywilejowana pozycja autobusu podczas wyjeżdżania z zatoki przystankowej.
Czy autobus ma pierwszeństwo podczas wyjeżdżania z zatoki?
Wielu kierowców automatycznie odpowie, że tak. Niektórzy może widzieli też autobusy ozdobione z tyłu napisem, wzywającym do „ustąpienia pierwszeństwa” autobusowi, podczas opuszczania przystanku.
Sprawdźmy co mówią na ten temat przepisy, a konkretnie art. 18, ust. 1 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
Kierujący pojazdem, zbliżając się do oznaczonego przystanku autobusowego (trolejbusowego) na obszarze zabudowanym, jest obowiązany zmniejszyć prędkość, a w razie potrzeby zatrzymać się, aby umożliwić kierującemu autobusem (trolejbusem) włączenie się do ruchu, jeżeli kierujący takim pojazdem sygnalizuje kierunkowskazem zamiar zmiany pasa ruchu lub wjechania z zatoki na jezdnię.
Jaki z tego wniosek? Jeśli autobus chce wyjechać z zatoki przystankowej, powinniśmy mu ten wyjazd umożliwić. Czy ma pierwszeństwo w takim razie?
Kiedy autobus wyjeżdżający z przystanku nie ma pierwszeństwa?
Z przytoczonego wcześniej przepisu wynika, że obowiązek ustąpienia autobusowi miejsca, nie dotyczy terenu niezabudowanego. Zdradźmy jeszcze brzmienie ustępu drugiego z cytowanego artykułu:
Kierujący autobusem (trolejbusem), o którym mowa w ust. 1, może wjechać na sąsiedni pas ruchu lub na jezdnię dopiero po upewnieniu się, że nie spowoduje to zagrożenia bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Co to oznacza? Okazuje się, że autobus wyjeżdżający z zatoki przystankowej NIGDY nie ma pierwszeństwa. Dochodzi tu do ważnego rozróżnienia, o którym wielu kierowców nie wie lub nie rozumie. Kierujący ma obowiązek umożliwienie włączenie się do ruchu autobusowi, ale to coś innego niż pierwszeństwo. Tak jak jadąc na suwak, kierowcę z pasa zanikającego trzeba wpuścić przed siebie, ale nie ma on pierwszeństwa.
Na czym polega różnica? W przypadku kolizji winny będzie kierowca autobusu. Ma on pełne prawo oczekiwać, że kierujący osobówek umożliwią mu włączenie się do ruchu, bo to ich obowiązek. Lecz w przeciwieństwie do poruszania się drogą z pierwszeństwem, nie może zakładać, że inni kierujący zatrzymają się na jego widok. Dopiero gdy to zrobią, może ruszyć.
Kiedy autobus ma pierwszeństwo przed innymi pojazdami?
Dodajmy jeszcze dla porządku, że kierowca autobusu, w przeciwieństwie do motorniczego kierującego tramwajem, nie może liczyć na żadne przywileje dotyczące pierwszeństwa przejazdu. Pojazd szynowy ma pierwszeństwo na przykład zjeżdżając z ronda, a także w sytuacjach równorzędnych (czyli kiedy ruchu nie regulują na przykład znaki drogowe). Kierowca autobusu nie ma takich przywilejów – nawet wyjeżdżając z przystanku nie ma, wbrew obiegowej opinii, pierwszeństwa.
Przypomnijmy, że projekt zmian w przepisach zakładał całkowity zakaz wyprzedzania innych pojazdów na drogach ekspresowych i autostradach, przez pojazdy ciężarowe kategorii:
N2 – do 12 ton
N3 – powyżej 12 ton
Zakaz dotyczyć ma tylko dróg dwupasmowych – tam gdzie pasów jest więcej, wyprzedzanie przez ciężarówki będzie dozwolone, ale pod warunkiem, że jadą jednym z dwóch pasów, najbliżej prawej krawędzi drogi.
Zmiany w projekcie zakazu wyprzedzania dla ciężarówek
Jak podaje RMF FM prace nad nowymi przepisami nie tylko są już w toku, ale rząd przyspiesza je. Pojawiły się też pierwsze poprawki – ktoś musiał zauważyć, że pierwotny kształt nowelizacji pozostawiał nieco do życzenia.
Według obecnych zapisów, wyprzedzanie przez pojazdy ciężarowe na drogach szybkiego ruchu będzie dozwolone, pod warunkiem, że wyprzedzany pojazd porusza się „ze znacznie niższą prędkością niż dopuszczalna dla ciężarówek”.
Jak rozumieć taki zapis? O ile wolniej kwalifikuje się pod określenie „znacznie”? Dziennikarz RMF FM zapytał o to wiceministra infrastruktury Rafała Webera:
Jestem przekonany, że ani policja nie będzie miała z tym przepisem problemu, ani doświadczeni kierowcy ciężarówek. Gdybyśmy chcieli wpisać konkretną prędkość, to byśmy to zrobili, ale warunki są różne – czasami pojazd ciężki będzie chciał i mógł wyprzedzić zgodnie z prawem pojazd lekki, czyli proces wyprzedzania będzie krótszy niż w przypadku wyprzedzania pojazdu ciężkiego. (…) Ten przepis był konsultowany z policją. Określenie jednolitej prędkości nie byłoby właściwe – jednolita prędkość w sytuacji, kiedy wyprzedzamy pojazd lekki różni się od sytuacji, kiedy wyprzedzamy pojazd ciężki.
Z tej wypowiedzi wynika, że prawo będzie pozwalało na pewną uznaniowość i jeśli kierowca ciężarówki będzie mógł wykonać manewr wyprzedzania sprawnie, to nadal będzie on dozwolony. Rodzi to oczywiste pytania. Na przykład takie – skoro limit prędkości dla ciężarówek to 80 km/h, ale elektroniczny ogranicznik uruchamia się w nich dopiero przy 90 km/h, to czy będzie można wyprzedzić pojazd jadący 70 km/h? 10 km/h poniżej przepisowego limitu to niedużo, ale różnica w prędkości na poziomie 20 km/h pozwala już wyprzedzić całkiem sprawnie.
Nie da się zaprzeczyć, że mimo wszystko ten wyjątek od zakazu jest potrzebny. Podobnie jak drugi, pozwalający na wyprzedzanie i omijanie napotkanych służb drogowych. Oby tylko ta furtka nie zaczęła być nadużywana przez kierowców.
Oglądając nagranie z feralnego miejsca, trudno uwierzyć, że może dochodzić tu do tylu niebezpiecznych zdarzeń. Liczba ofiar złego (ich zdaniem) projektowania, mówi jednak sama za siebie.
Feralne miejsce znajduje się na ulicy Keynsham High Street w Bristolu. W marcu ubiegłego roku wyznaczono tam drogę dla rowerów. Jak możemy domyślać się, oglądając nagranie z tego miejsca, w ramach usprawniania ruchu w mieście, pas ruchu dla samochodów przerobiono na drogę dla rowerów, oddzielając ją szerokim pasem niczego ze szpalerem słupków. W ten sposób kierowcy mogą przemieszczać się tylko w jednym kierunku, ale dla rowerzystów… to także jest droga jednokierunkowa. Nie ma to jak rozsądne wykorzystanie przestrzeni miejskiej.
Później okazało się, że jest jeszcze gorzej i w ciągu roku, rannych w tym miejscu zostało 59 osób. Wszystkie podobno na skutek błędu w projektowaniu.
Co jest groźnego w najbardziej niebezpiecznej drodze dla rowerów?
Jak wynika z artykułu na yahoo!news, problemy miejscowych wynikają z… rozwiązania mającego poprawiać bezpieczeństwo. Przez drogę dla rowerów przechodzi przejście dla pieszych i dla ich bezpieczeństwa oraz wygody, jest to przejście wyniesione.
Szybciej jadący rowerzyści nie zauważają jednak hopy na swojej drodze. Piesi z kolei bywają zdezorientowani, ponieważ z jednej strony krawędź drogi dla rowerów odseparowana jest linią, a z drugiej krawężnikiem, za którym znajduje się uskok. Osoba stojąca przed przejściem ma więc z prawej strony płaską powierzchnię, ale z lewej niespodziewany spadek terenu. Krawężnik w tym miejscu był też pokryty białą farbą, więc zlewał się z płaską linią, wyglądając jak jej kontynuacja. Niektórzy mówią wprost o optycznej iluzji.
Po 46 wypadkach miejscowe władze zdecydowały się pomalować krawężnik na czerwono, żeby zwrócić uwagę na potencjalne niebezpieczeństwo. Kolejne zdarzenia w tym miejscu sugerują, że nie spełniło to do końca swojej roli. Władze miasta powołują się jednak na regulacje dotyczące projektowania infrastruktury drogowej, według których niebezpieczne miejsce ma spełniać wszystkie normy. Tymczasem około 1/3 poszkodowanych pozwała miasto o odszkodowania za skręcone kostki, rozbite kolana i uszkodzone ubrania.
Rządowa stacja paliw znajduje się na terenie COAR, czyli Centrum Obsługi Administracji Rządowej. Umiejscowione jest ono przy ul. Powsińskiej 69/71 w Warszawie. Może to być zaskoczenie nawet dla często przejeżdżających tamtędy Warszawiaków, ponieważ o istnieniu stacji paliw w tym miejscu nie informują żadne znaki, a pylon z cenami jest niewielki i stoi na uboczu, obok podobnych znaków, informujących o innych usługach świadczonych na tym terenie.
Znacznie lepiej wygląda to od drugiej strony, czyli od ulicy Limanowskiego. Tu już ustawiono szereg flag oraz duży baner z napisem „STACJA PALIW”. Znajduje się tu także kolejny pylon z cenami.
Kto może korzystać z rządowej stacji paliw COAR?
Centrum Obsługi Administracji Rządowej służy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów „realizacją zadań publicznych”. Wśród nich jest świadczenie usług transportowych. Jak czy tamy na stronie COAR:
Flota samochodowa, którą dysponuje Centrum Obsługi Administracji Rządowej umożliwia sprawną i profesjonalną obsługę transportową administracji rządowej i jest dedykowana szczególnie wymagającym pasażerom. Kierowcy odbywają cykliczne szkolenia i kursy doskonalące technikę jazdy. Są także uprawnieni do kierowania pojazdami powyżej 3,5 t.
Centrum dysponuje ponad 70 pojazdami (samochody osobowe, ciężarowe, dostawcze, autobus, ciągniki i specjalistyczne) następujących marek – BMW, Skoda, Mercedes, MAN, Volvo, VW – w tym samochody z napędem hybrydowym a także pojazdy marek Nissan i Renault z napędem elektrycznym. W 2021 roku samochody przejechały łącznie 1 425 604 kilometry.
Znajdująca się na terenie COAR stacja paliw, obsługuje wspomnianą flotę i jest niewątpliwie rozwiązaniem bardzo wygodnym. Ale nie tylko dla pracowników centrum. Na jego stronie znajdziemy też taką informację:
Na swoim terenie posiadamy również stację benzynową, która wyróżnia się konkurencyjnymi cenami paliw i jest dostępna dla wszystkich zainteresowanych.
Skorzystać z niej może zatem każdy, ale nie w dowolnym momencie. Stacja znajduje się na zamkniętym terenie za szlabanem i czynna jest tylko od poniedziałku do piątku w godzinach od 7:00 do 17:00.
Celowo przyjeżdżała do dilera i niszczyła samochody
Do zaskakującej serii aktów wandalizmu dochodzi na parkingu należącego do dilera marek Chrysler, Dodge, Jeep oraz RAM w miejscowości Coquitlam (Brytyjska Kolumbia, Kanada). Na nagraniu z kamery monitoringu widać, jak kobieta w średnim wieku przechadza się wśród zaparkowanych samochodów z narzędziem przypominającym szpachelkę. Podchodzi do każdego z pojazdów i jednym ruchem tworzy głęboką rysę na lakierze.
Miejscowa policja prosi o pomoc w ustaleniu tożsamości kobiety. Na nagraniu można dostrzec, że jest to biała kobieta w wieku 40-50 lat z włosami blond.
Jak kobiecie udało się uszkodzić 400 samochodów?
Najdziwniejsze w całej historii jest nie zachowanie wandalki, ale… dilera samochodów. Kobieta przychodziła na parking wielokrotnie w czasie od stycznia do kwietnia tego roku. Chociaż wracała tam raczek często, a jej zachowanie nagrywały kamery monitoringu, diler chyba nie wpadł na to, żeby zatrudnić ochronę (jak w ogóle może jej nie mieć?), która przyłapie sprawczynię tych aktów wandalizmu na gorącym uczynku.
Diler podaje, że uszkodzony zostało w sumie 400 pojazdów! Straty oszacowano na 500 tys. dolarów kanadyjskich, co w przeliczeniu daje koło 1,5 mln zł! Szokująca kwota. Wynika z niej, że lakierowanie jednego elementu (z nagrania wynika, że kobieta rysowała w każdym aucie pojedynczy element karoserii) kosztuje w Kanadzie 3750 zł. Sporo.
Tym bardziej nie rozumiemy jak diler mógł pozwolić sobie na tak duże straty.
Przypomnijmy, że głośna sprawa, w której z drogi wypadł Seat Ibiza, po tym jak zahamował przed nim niebieski Volkswagen Arteon, znalazła już swój finał w sądzie. Wyglądała na trudną, ponieważ pojazd znajduje się w leasingu, a małżeństwo, które ten leasing wzięło, nie przyznawało się, żeby którekolwiek z nich, siedziało za kierownicą. Na nagraniu ze zdarzenia nie widać, kto podróżuje samochodem, a zeznania świadków były sprzeczne (np. co do liczby osób, znajdujących się w Volkswagenie).
Ostatecznie sąd uznał, że samochodem w momencie zdarzenia kierował 37-latek i skazał go na grzywnę w wysokości 15 tys. zł oraz 14-miesięczny zakaz prowadzenia pojazdów. Wyrok jest nieprawomocny.
Według relacji PAP, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie poinformował o postawieniu kierowcy Arteona nowych zarzutów. Poprzednio został oskarżony po prostu o stworzenie zagrożenia w ruchu drogowym.
Teraz prokuratura chce mu postawić zarzut narażenie trzech osób na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. Jest to przestępstwo, za które grozi do trzech lat więzienia.
Kolizja na drodze S7 – Seat Ibiza kontra Volkswagen Arteon
Do zdarzenia o którym mowa, doszło w sierpniu 2022 roku na drodze ekspresowej S7 około 10 km od Olsztynka. Na nagraniu widać, jak auto z kamerą wyprzedza lewym pasem czarne Audi Q5. Niemiecki SUV zjeżdża na pas prawy, a w kadrze pojawia się srebrny Seat Ibiza, na którego zderzaku siedzi niebieski Volkswagen Arteon.
Kierujący tym ostatnim autem wyraźnie chce jechać szybciej i próbuje skłonić kierowcę Ibizy do zjechania mu z drogi. Ten tymczasem, chociaż mógł na moment ukryć się za Audi (prawo pozwala na dokończenie wyprzedzania we własnym tempie, ale nakazuje przepuścić szybciej jadącego kierowcę przy pierwszej okazji), pozostał na lewym pasie. To musiało zdenerwować kierującego Arteonem, który wyprzedził Seata, wjechał przed niego i wcisnął hamulec.
Nie doszło do kontaktu między pojazdami, ale niestety kierowca Ibizy, zamiast tylko wcisnąć hamulec i ryzykować najwyżej uszkodzonym zderzakiem, szarpnął mocno kierownicą. Tylko największy nowicjusz nie wie, jak kończy się taki manewr, zwłaszcza podczas jazdy z dużą prędkością. Samochód został poważnie uszkodzony, ale na szczęście podróżnym nic się nie stało.
Policja dostała wezwanie od samochodu pijanego kierowcy
Jak informuje podlaska policja dyżurny terespolskiego komisariatu otrzymał zgłoszenie o zdarzeniu drogowym, do którego doszło w miejscowości Ortel Królewski Pierwszy. Okazało się, że uszkodzone auto automatycznie zaalarmowało centralę BMW, a ta z kolei skontaktowała się z miejscowymi służbami ratunkowymi.
Gdy na miejscu zdarzenia pojawili się policjanci, zastali uszkodzone BMW serii 3 w rowie melioracyjnym oraz stojącego obok mężczyznę. W rozmowie z funkcjonariuszami twierdził, że to on siedział za kierownicą samochodu w chwili zdarzenia i podróżował sam.
Mundurowi natychmiast wyczuli od niego alkohol, a badanie alkomatem wykazało ponad 3 promile w jego organizmie. Dodatkowo 36-latek, nie posiadał uprawnień do kierowania. Jakby mało się jeszcze pogrążył, to w trakcie wykonywanych czynności nie wykonywał poleceń funkcjonariuszy i próbował kilkukrotnie oddalić się z miejsca zdarzenia.
Co to jest system eCall i jak działa?
System eCall pozwala na automatyczne wezwanie służb ratunkowych, jeśli samochód którym podróżujemy, ulegnie wypadkowi. Pojazd automatycznie łączy się z centralą, a operator próbuje porozmawiać z osobami znajdującymi się w aucie. Ustala co się dokładnie stało i wzywa potrzebną pomoc.
Jeśli nie udaje się nawiązać kontaktu z podróżnymi, operator przekazuje stosowne informacje lokalnym służbom. Pojazd wysyłający do niego zgłoszenie, podaje:
swoją lokalizację
liczbę pasażerów
czy systemy bezpieczeństwa (takie jak poduszki powietrzne) zadziałały
System eCall pomaga ofiarom wypadków, ale to już kolejny raz, o którym informuje policja, kiedy pozwolił on na ujęcie pijanego kierowcy. Rozwiązanie to jest obowiązkowe we wszystkich nowych samochodach.
Kto ma pierwszeństwo podczas zmieniania pasa ruchu?
Do takiej sytuacji może dojść równie dobrze na dużej miejskiej arterii, jak i na autostradzie. Jedziecie pasem lewym i chcecie zjechać na środkowy. W tym samym momencie na pas środkowy chce wjechać kierowca z prawego pasa. Kto ma pierwszeństwo?
Niektórzy kierowcy twierdzą, że kierowca z lewego pasa, bo to pas najszybszy, więc uważają go za w pewnym sensie „uprzywilejowany”. To błędne myślenie. Zgodnie z Kodeksem drogowym:
Kierujący pojazdem, zmieniając zajmowany pas ruchu, jest obowiązany ustąpić pierwszeństwa pojazdowi jadącemu po pasie ruchu, na który zamierza wjechać, z wyjątkiem ust. 4a i 4b, oraz pojazdowi wjeżdżającemu na ten pas ruchu z prawej strony.
Ustępy 4a oraz 4b odnoszą się do tak zwanej jazdy na suwak. W warunkach zwykłego ruchu, pierwszeństwo ma kierujący z prawej. Tak samo jak na skrzyżowaniach równorzędnych, obowiązuje tu zasada prawej ręki.
Kiedy zasada prawej ręki nie działa podczas zmiany pasa ruchu?
Jak wynika z przytoczonego przepisu, zasady zmieniają się, kiedy na drodze znajduje się zator, a jeden z pasów jest zwężany. Wspomniany ustęp 4a mówi:
W warunkach znacznego zmniejszenia prędkości na jezdni z więcej niż jednym pasem ruchu w tym samym kierunku jazdy, w przypadku gdy nie istnieje możliwość kontynuacji jazdy pasem ruchu z powodu wystąpienia przeszkody na tym pasie ruchu lub jego zanikania, kierujący pojazdem poruszający się sąsiednim pasem ruchu jest obowiązany bezpośrednio przed miejscem wystąpienia przeszkody lub miejscem zanikania pasa ruchu umożliwić jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów, znajdującym się na takim pasie ruchu, zmianę tego pasa ruchu na sąsiedni, którym istnieje możliwość kontynuacji jazdy.
W takiej sytuacji to poruszający się kontynuowany pasem, powinien ustąpić kierowcy, który chce przed niego wjechać. Analogicznie wygląda to, gdy zwężane są dwa pasy:
W warunkach znacznego zmniejszenia prędkości na jezdni z więcej niż dwoma pasami ruchu w tym samym kierunku jazdy, w przypadku gdy nie istnieje możliwość kontynuacji jazdy dwoma pasami ruchu z powodu przeszkód na tych pasach ruchu lub ich zanikania, jeżeli pomiędzy tymi pasami ruchu znajduje się jeden pas ruchu, którym istnieje możliwość kontynuacji jazdy, kierujący pojazdem poruszający się tym pasem ruchu jest obowiązany bezpośrednio przed miejscem wystąpienia przeszkody lub miejscem zanikania pasów ruchu umożliwić zmianę pasa ruchu jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów z prawej strony, a następnie jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów z lewej strony.
Dwa samochody na skrzyżowaniu wjeżdżają na ten sam pas – kto ma pierwszeństwo?
W ruchu miejskim spotkać można też sytuację, w której na ten sam pas chcą wjechać samochód skręcający w prawo oraz jadący z naprzeciwka, który skręca w lewo. Kierujący zwykle uznają, że pierwszy kierowca powinien zająć pas prawy, a drugi kierowca lewy.
Jazda w ten sposób upłynnia ruch, ale nie jest wymagana. To kierowca skręcający w prawo może wybrać dowolny interesujący go pas, a kierujący skręcający w lewo, tak jak na drogach jednopasmowych, musi go przepuścić. Nie każdy to wie, więc zalecamy ostrożność podczas podobnych manewrów.
Jak już informowaliśmy wcześniej, podczas konwencji programowej PiS padło wiele obietnic wyborczych. Między innymi zniesienie opłat na państwowych odcinkach autostrad (a przypomnijmy, że według wcześniejszych planów wszystkie miały być płatne) oraz „załatwienie w przyszłym roku” darmowych przejazdów na pozostałych autostradach.
Kolejną decyzją, która partii rządzącej ma zjednać przychylność kierowców (osobówek), jest przegłosowany już zakaz wyprzedzania się ciężarówek na drogach szybkiego ruchu. Okazało się, że w tym samym czasie przyjęto także inne, nowe przepisy.
Przepisy dotyczące nowych tablic rejestracyjnych przeszłaby bez echa, gdyby nie wypowiedź ministra Adamczyka na antenie Polskiego Radia, która potem trafiła do artykułu w serwisie polskieradio24.pl:
Rząd przyjął również przepisy, zgodnie z którymi samochody rajdowe będą mogły poruszać się między odcinkami rajdu po drogach publicznych. Będą wyposażone w specjalne tablice rejestracyjne i prowadzone przez licencjonowanego pilota.
To informacja zaskakująca i bardzo pozytywna, ale prowadzący wywiad dziennikarz chyba nie widział w tym niczego ciekawego, ponieważ nie pociągnął wątku.
Dopuszczenie do ruchu samochodów rajdowych to fikcja
Wyjaśnijmy więc, dlaczego sprawa jest tak istotna, chociaż dotyczy jedynie garstki osób. Podczas rajdu załogi przemieszczają się między kolejnymi odcinkami specjalnymi na kołach, korzystając z otwartych dla ruchu dróg publicznych. Aby to było możliwe, muszą być zarejestrowane tak jak każdy inny pojazd, mieć wykupione ubezpieczenie oraz ważny przegląd techniczny.
Szkopuł polega na tym, że zakres modyfikacji w samochodach rajdowych sprawia, że nie spełniają one żadnych wymogów i nie mogą być dopuszczone do ruchu. Wszyscy muszą więc na to przymykać oko – od diagnostów, po drogówkę. Kiedy nie przymykają, mamy do czynienia z takimi absurdami, jak na Rajdzie Barbórka, gdzie policja czekała na zawodników, zabierała im dowody rejestracyjne i zakazywała dalszej jazdy, udając, że nie wie o trwającej imprezie i powodzie pojawienia się rajdówek na drogach.
Wraz z nowymi przepisami, zakończy się trwająca dekadami prowizorka. To doskonała wiadomość, ponieważ rząd od dawna planuje już wprowadzenie nowych zasad przeprowadzania przeglądów technicznych (między innymi z wymogiem robienia zdjęć pojazdom stawiającym się na przegląd). Samochody rajdowe nie mają szans na zaliczenie podobnych przeglądów, a to postawiłoby pod znakiem zapytania sens organizowania rajdów w Polsce. Ewentualnie, jak sugerują niektórzy znawcy tematyki, wszystkie polskie załogi przeniosłyby się do Czech.
Przypomnijmy, że w ubiegłym tygodniu minister infrastruktury zatwierdził program inwestycji, pozwalający na budowę kolejnego odcinka drogi S8. Ogłoszono w tej sprawie właśnie przetargi na trzy odcinki, umiejscowione pomiędzy węzłami:
Kobierzyce Północ – Kobierzyce Południe o długości ok. 7,5 km,
Kobierzyce Południe – Jordanów Śląski o długości ok. 13,8 km,
Jordanów Śląski – Łagiewniki Zachód o długości ok. 11,2 km.
W sumie daje to 32,5 km drogi S8, która poprowadzi od Kobierzyc do Łagiewnik. To pierwszy fragment trasy szybkiego ruchu o długości 87 km, którą kierowcy będą mogli pojechać aż do Kłodzka. Będzie przedłużeniem kończącego się na wysokości Magnic koło Kobierzyc odcinka. Trasa będzie miała dwie jezdnie, z dwoma pasami ruchu w obu kierunkach i pasami awaryjnymi. W przyszłości odcinek pomiędzy Kobierzycami i Jordanowem Śląskim będzie można rozbudować o trzeci pas ruchu, wykorzystując w tym celu rezerwę w pasie rozdziału.
Przetargi na kolejne odcinki, od Łagiewnik do Barda zostaną ogłoszone jeszcze w tym roku. W trakcie prac przygotowawczych jest jeszcze odcinek z Barda do Kłodzka, dla którego jeszcze nie złożono wniosku o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach.
Poniżej przedstawiamy szczegóły dotyczące przebiegu dalszej rozbudowy drogi S8 relacji Wrocław (Magnice) – Łagiewniki.
Budowa drogi S8 Kobierzyce Północ – Kobierzyce Południe
Trasa (ok. 7,5 km) zostanie poprowadzona nowym śladem po zachodniej stronie istniejącej DK8 i przebiegać będzie przez tereny gminy Kobierzyce. Zaplanowano budowę dwóch węzłów drogowych: Kobierzyce Północ - połączenie z DK8 i z Autostradową Obwodnicą Wrocławia A8 oraz Kobierzyce Południe – połączenie z drogą wojewódzką nr 346. Pomiędzy węzłami, po obu stronach trasy, zaplanowano Miejsca Obsługi Podróżnych Królikowice.
Ponadto na odcinku wybudowane zostaną: estakada pełniąca również funkcję przejścia dla zwierząt, dwa mosty pełniące również funkcję przejścia dla zwierząt, cztery wiadukty nad drogą ekspresową, wiadukt w ciągu drogi ekspresowej pełniący również funkcję przejść dla zwierząt, cztery przepusty w tym trzy pełniące również funkcję przejść dla zwierząt.
Budowa drogi S8 Kobierzyce Południe – Jordanów Śląski
Trasa (ok. 13,8 km) zostanie poprowadzona nowym śladem po zachodniej stronie istniejącej DK8 i przebiegać będzie przez tereny gmin: Kobierzyce, Kąty Wrocławskie, Sobótka i Jordanów Śląski. Zaplanowano budowę węzła drogowego Jordanów Śląski - połączenie z obecną DK8 oraz drogami powiatowymi DP2075D i DP1989D.
Ponadto na odcinku wybudowanych zostanie: pięć mostów pełniących również funkcję przejścia dla zwierząt, siedem wiaduktów nad drogą ekspresową, trzy wiadukty w ciągu drogi ekspresowej (w tym jeden pełniący również funkcję przejść dla zwierząt) oraz trzy przepusty pełniące również funkcję przejść dla zwierząt.
Budowa drogi S8 Jordanów Śląski – Łagiewniki Zachód
Trasa (ok. 11,2 km) zostanie poprowadzona nowym śladem po zachodniej stronie istniejącej DK8 i przebiegać będzie przez tereny gmin Jordanów Śląski i Łagiewniki. Zaplanowano budowę dwóch węzłów drogowych: Łagiewniki Północ - połączenie z drogami krajowymi nr 8 i 39 oraz Łagiewniki Zachód – połączenie z drogą wojewódzką nr 384. Ponadto na odcinku wybudowane zostaną: dwa mosty pełniące również funkcję przejścia dla zwierząt, cztery wiadukty nad drogą ekspresową, trzy wiadukty w ciągu drogi ekspresowej oraz sześć przepustów pełniących również funkcję przejść dla zwierząt.
Budowa drogi S8 Łagiewniki Zachód – Ząbkowice Śląskie Północ
Droga (ok. 17,3 km) zostanie poprowadzona nowym śladem i przebiegać będzie przez tereny gmin Łagiewniki, Niemcza i Ząbkowice Śląskie. Droga ekspresowa S8 poprowadzona zostanie po zachodniej stronie DK8 i tylko w niewielkim stopniu będzie wykorzystywać jej przebieg (przeważnie w miejscach, w których będzie ją przecinać). Zaplanowano budowę dwóch węzłów drogowych: Niemcza na skrzyżowaniu z obecną DK8 oraz Ząbkowice Śląskie Północ na połączeniu z obecną DK8 i drogą powiatową nr 3165D.
Ponadto wybudowanych zostanie: 17 mostów pełniących również funkcję przejść dla zwierząt; osiem wiaduktów nad drogą ekspresową; wiadukt w ciągu drogi ekspresowej (nad koleją); 12 przepustów w tym siedem pełniących również funkcję przejść dla zwierząt.
Budowa drogi S8 Ząbkowice Śląskie Północ – Bardo
Trasa (ok. 14 km) zostanie poprowadzona nowym śladem i przebiegać będzie przez tereny gmin Ząbkowice Śląskie i Bardo. S8 będzie wykorzystywać przebieg drogi krajowej nr 8 w minimalnym stopniu, w przeważającej części na przecięciach z nią. W ramach zadania zaplanowano budowę dwóch węzłów drogowych: Ząbkowice Śląskie Wschód na połączeniu z drogą wojewódzką nr 385 oraz Bardo na połączeniu z obecną DK8.
Ponadto wybudowanych zostanie pięć mostów (w tym cztery pełniące również funkcję przejść dla zwierząt), siedem wiaduktów nad drogą ekspresową, wiadukt nad linią kolejową, dwa wiadukty w ciągu drogi ekspresowej pełniące również funkcję przejścia dla zwierząt, 12 przepustów, w tym 10 pełniących również funkcję przejść dla zwierząt.
Zakończenie całej inwestycji (Wrocław – Kłodzko) i oddanie trasy do ruchu planowane jest w latach 2028-2033. W Rządowym Programie Budowy Dróg Krajowych do 2030 r. zapisano również realizację dalszego przebiegu S8, od Kłodzka do Boboszowa i granicy z Czechami.
Zasada prawej ręki jest jedną z najbardziej podstawowych w Kodeksie drogowym, ale często jej nie stosujemy, ponieważ należy do zasad ogólnych. Dokładny przepis dotyczący zasady prawej ręki, brzmi następująco:
Kierujący pojazdem, zbliżając się do skrzyżowania, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa pojazdowi nadjeżdżającemu z prawej strony.
Rozwijając ten zapis, możemy powiedzieć, że dojeżdżając do skrzyżowania równorzędnego, a więc takiego na którym żaden pojazd, bez względu na kierunek, z którego przyjechał, nie jest podporządkowany wobec pozostałych. Innymi słowy na takim skrzyżowaniu nie ma żadnych znaków określających pierwszeństwo.
W takiej sytuacji trzeba zastosować cytowany przepis, który zwykło się określać „zasadą prawej ręki”.
Kiedy zasada prawej ręki nie działa?
Zwykle pierwszeństwo na skrzyżowaniu określane jest znakami, takimi jak „ustąp pierwszeństwa przejazdu” (A-7) oraz „stop” (B-20). Dla ułatwienia oceny sytuacji kierowcom stosuje się też znak „droga z pierwszeństwem przejazdu” (D-1), który można spotkać razem z tabliczkami T-6, określającymi przebieg drogi z pierwszeństwem.
Ważniejsza od oznakowania jest sygnalizacja świetlna, więc jeśli działa, to ona określa pierwszeństwo. Zasadę pierwszej ręki stosujemy tylko wtedy, gdy nie ma na skrzyżowaniu żadnych znaków.
Dlaczego znaki D-40, D-46 oraz D-52 likwidują zasadę prawej ręki?
Jest jeszcze inna sytuacja, kiedy zasada prawej ręki przestaje nas obowiązywać. To sytuacja, w której spotkamy znaki:
D-40 „strefa zamieszkania”
D-46 „droga wewnętrzna”
D-52 „strefa ruchu”
Wszystkie te znaki mają jedną cechę wspólną – wskazują na drogę, która jest drogą niepubliczną. Pojazdy ją opuszczające włączają się do ruchu, więc muszą ustąpić pierwszeństwa wszystkim innym uczestnikom ruchu.
Miejsca łączenia się drogi publicznej z drogą wewnętrzną, strefą ruchu lub zamieszkania, w ogóle nie są uważane za skrzyżowania, podobnie jak skrzyżowaniem nie jest na przykład wyjazd z parkingu. Skoro nie ma skrzyżowania, to nie ma zastosowania zasada prawej ręki. Na drodze nie muszą znajdować się żadne inne znaki, żeby kierowca włączający się do ruchu był świadom swoich obowiązków.
Najczęściej gdy myślimy „pojazd uprzywilejowany”, mamy przed oczami radiowóz policji, karetkę pogotowia ratunkowego lub wóz strażacki. Te są najczęściej spotykane, ale jest ich znacznie więcej. Zgodnie z Kodeksem drogowym:
Pojazd uprzywilejowany – pojazd wysyłający sygnały świetlne w postaci niebieskich świateł błyskowych i jednocześnie sygnały dźwiękowe o zmiennym tonie, jadący z włączonymi światłami mijania lub drogowymi; określenie to obejmuje również pojazdy jadące w kolumnie, na której początku i na końcu znajdują się pojazdy uprzywilejowane wysyłające dodatkowo sygnały świetlne w postaci czerwonego światła błyskowego.
Najważniejsze informacje, jakie warto zapamiętać, to niebieski kolor światła (więc pojazdy z żółtymi czy pomarańczowymi kogutami nie są uprzywilejowane) oraz konieczność stosowania jednocześnie sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Te drugie nie zawsze są używane przez cały czas przez kierowców pojazdów uprzywilejowanych, które wtedy przestają być uprzywilejowane. Formalnie rzecz biorąc, nie musicie więc wtedy ustępować mu miejsca, ale w praktyce lepiej to zrobić. Widząc, że nie reagujecie na jego obecność, kierowca szybko włączy sygnał dźwiękowy i wtedy nie będziecie mieli wyjścia.
Przepisy w kwestii wyprzedzania pojazdów są jednoznaczne, ale przez to, że mało kto miał w rękach Kodeks drogowy, pojawiają się wokół tego zagadnienia kontrowersje. Tymczasem sprawa jest jasna:
Zabrania się wyprzedzania pojazdu uprzywilejowanego na obszarze zabudowanym.
Wszystko zależy więc od tego, czy poruszamy się w terenie zabudowanym czy nie. Przepis prosty, ale jeśli ktoś go nie zna, intuicyjnie może uważać, że pojazdu uprzywilejowanego nie możemy wyprzedzić nigdy.
Osobna kwestia to pytanie, czy powinno się w ogóle wyprzedzać pojazdy uprzywilejowane. Sytuacja na drodze bywa zmienna i coś, co nas spowolni, nie będzie stanowiło przeszkody dla pojazdu uprzywilejowanego. Wyprzedzając go możemy tylko utrudnić pracę kierowcy, który po chwili może nas dogonić i musieć nas z kolei wyprzedzić.
Sens wyprzedzania pojazdów uprzywilejowanych jest tylko na drogach wielopasmowych, na których pojazd taki nie porusza się z maksymalną dopuszczalną prędkością. Przykładowo wóz strażacki nie pojedzie raczej 140 km/h na autostradzie, więc możemy swobodnie go wyprzedzić.
Czy można wyprzedzić kolumnę pojazdów uprzywilejowanych?
W przypadku kolumn uprzywilejowanych sytuacja jest podobna, jak w przypadku pojedynczego takiego pojazdu. Wyprzedzanie jest dozwolone, ale tylko w terenie niezabudowanym.
Chcąc wyprzedzić kolumnę uprzywilejowaną musimy wziąć jednak pod uwagę jeszcze jedną komplikację – kolumny nie wolno rozdzielać. Nie mamy prawa wjechać pomiędzy pojazdy poruszające się w niej. Chcąc wyprzedzić uprzywilejowaną kolumnę, musimy wyprzedzić ją całą. W praktyce oznacza to, że manewr wykonamy bezpiecznie wyłącznie na drogach wielopasmowych.
Jaki mandat za wyprzedzenie pojazdu uprzywilejowanego?
Bez względu na to, czy wyprzedzimy jeden pojazd czy całą kolumnę, mandat jest taki sam. Za wyprzedzenie pojazdu uprzywilejowanego w sposób niedozwolony, zapłacimy mandat w wysokości 1000 zł. Wykroczenie to objęte jest także zasadą recydywy. Popełniając ponownie takie wykroczenie w ciągu kolejnych dwóch lat, zapłacimy już 2000 zł.
Warszawska policja poinformowała o bardzo nietypowym i bardzo groźnym zdarzeniu. Jak podała śródmiejska komenda:
Śródmiejscy wywiadowcy zatrzymali pijanego obywatela Mołdawii, który w minioną środę z premedytacją potrącił rowerzystę. Pokrzywdzony jechał drogą, 39-letni sprawca zatrzymał się, włączył wsteczny bieg i ruszył w jego kierunku oraz pieszych. Na skutek tego zdarzenia rowerzysta doznał złamania kości piszczelowej prawej nogi oraz złamania stawu skokowego drugiej nogi.
39-latek naraził także na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu inne osoby, które uniknęły obrażeń dzięki temu, że zdążyły odskoczyć przed nadjeżdżającym pojazdem. Sprawca uszkodził także trzy zaparkowane w pobliżu samochody.
Jak w ogóle doszło do tego zdarzenia? Okazuje się, że pijany mężczyzna przypadkiem znalazł leżące w trawie kluczyki do zaparkowanego nieopodal Porsche Taycana Cross Turismo. Wsiadł do samochodu i chciał się nim przejechać.
Dalszy ciąg historii możemy zobaczyć na poniższym nagraniu. Nie wszystko pokrywa się z wersją podaną przez policję.
Policjanci ze Śródmieścia zatrzymali obywatela Mołdawii podejrzanego o kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości, krótkotrwały zabór mienia znacznej wartości i umyślne uszkodzenie ciała rowerzysty. Za te przestępstwa 39-latkowi grozi teraz do 5 lat pozbawienia wolności. pic.twitter.com/eoiSJsKxZG
Najpierw widzimy dwóch rowerzystów stojących i patrzących w stronę znajdującego się za kadrem Porsche. Nagle reagują na to, że pojazd zbliża się w ich stronę. Czy odskakują, by uniknąć potrącenia. Nie – robią najgłupszą rzecz, jaką zrobić można. Próbują własnymi ciałami zatrzymać samochód.
Chyba musieli być bardzo zaskoczeni, że nie wygrali tej walki, a jeden z nich ma połamane nogi. Trudno to nawet jakoś skomentować… na szczęście inni piesi mieli więcej rozsądku i zeszli z drogi jadącego na nich Porsche.
39-letni obywatel Mołdawii miał w momencie zatrzymania niemal 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Został decyzją sądu tymczasowo aresztowany na 3 miesiące. Za popełnione przestępstwa grozi mu teraz 5 lat więzienia.
Czarne skrzynki w samochodach – w jakich modelach je znajdziemy?
Obowiązek stosowania czarnych skrzynek został wprowadzony 6 lipca 2022 roku. Jest to wymóg nałożony przez Unię Europejską i dotyczy wszystkich nowo homologowanych pojazdów. Znajdziemy ją więc tylko w zupełnie nowych modelach lub takich, które niedawno zostały zmodernizowane.
Obecnie „problem” dotyczy więc tylko pewnej części osób, które w ostatnim czasie kupiły nowy samochód. Będzie się to jednak coraz szybciej zmieniać – wszystkie wprowadzane modele na rynek będą już miały zainstalowaną czarną skrzynkę i niedługo pierwsze takie samochody zaczną się też pojawiać na rynku wtórnym.
Jakie informacje zapisuje czarna skrzynka w samochodzie?
Czarna skrzynka przez cały czas monitoruje szereg parametrów związanych z bezpieczeństwem i prowadzeniem samochodu. Są to między innymi:
prędkość z jaką się poruszamy
położenie pedału przyspieszenia
położenie pedału hamulca
działanie ABS-u i ESP
skręt kierownicy (manewry)
przechył auta
ciśnienie w oponach
stopień otwarcia przepustnicy
prędkość wzdłużna i poprzeczna podczas wypadku
zapięcie pasów bezpieczeństwa
prędkość obrotowa silnika
stan poduszek powietrznych
Kto i do czego może wykorzystać zapis z czarnej skrzynki w samochodzie?
Osoby, które obawiają się o swoją prywatność, możemy uspokoić, że pomimo postępującej nowoczesności i coraz częstszego połączenia samochodów z siecią, czarne skrzynki nie są połączone z internetem i nie wysyłają nigdzie rejestrowanych parametrów.
Nie mają także obszernej pamięci, do której może zaglądnąć policjant podczas kontroli, zainteresowany naszym ostatnim stylem jazdy. Trwały zapis następuje tylko w jednym momencie.
Jeśli wykryta zostanie kolizja lub wypadek, czarna skrzynka (zwana fachowo EDR, czyli „Event Data Recorder”) zapisuje dane z 5 sekund przed wypadkiem. Do takich informacji dotrzeć może na przykład biegły sądowy, co pomoże mu w ustaleniu faktycznego przebiegu wypadku. To, przynajmniej obecnie, to jedyna funkcja czarnych skrzynek w samochodach.
Czy przez czarną skrzynkę w samochodzie można dostać mandat?
Odpowiedź na to pytanie brzmi… owszem, można dostać mandat przez czarną skrzynkę w samochodzie. Nie podczas zwykłej kontroli drogowej oczywiście. Ale jeśli dojdzie na przykład do kolizji, w której nie uda się uzgodnić wspólnej wersji co do przebiegu wydarzeń, sprawa trafi do sądu.
Tam biegły sądowy może już odwołać się do zapisu z czarnej skrzynki, która stanowić będzie twardy dowód. Jeśli okaże się, że w momencie zderzenia przekroczyliśmy prędkość, albo wbrew wcześniejszym zeznaniom wcale nie hamowaliśmy, aby uniknąć zderzenia, takie informacje z czarnej skrzynki mogą nas pogrążyć.
Jak poinformowała GDDKiA, etap projektowania jest już zakończony i czas na realizację robót w terenie. Do wybudowania jest 19 km autostrady dwujezdniowej, z dwoma pasami ruchu i rezerwą pod budowę w przyszłości trzeciego pasa ruchu.
Nowy odcinek autostrady A2 będzie poprowadzony od węzła Siedlce Południe (Swoboda) i zakończy się w rejonie miejscowości Malinowiec. Wybudowany zostanie także węzeł Siedlce Wschód (Borki).
Rozbudowa autostrady A2 na wschód od Warszawy
Realizację przedłużenia autostrady od końca obwodnicy Mińska Mazowieckiego w kierunku granicy z Białorusią podzielono na kilka krótszych odcinków. W realizacji jest obecnie 101 km trasy do węzła Biała Podlaska, natomiast odcinek do granicy państwa, jest dopiero projektowany
Budowa autostrady A2 Mińsk Mazowiecki-Siedlce
Na tym docinku, mającym długość 37,5 km, trwają prace w ramach trzech zadań budowlanych:
Kałuszyn-Groszki – budowane są nasypy, rozpoczęto realizacje warstw konstrukcyjnych nawierzchni. W zakresie budowy obiektów inżynierskich betonowane są podpory i ustroje nośne, realizowane najazdy na obiekty. Budowana jest kanalizacja deszczowa, odwodnienie, fundamenty pod ekrany akustyczne. W toku jest budowa zasilania systemu zarządzania ruchem. Zaawansowanie robót ok. 33 proc. Planowany termin zakończenia to jesień 2023 roku.
Groszki-Siedlce Zachód (Gręzów) – budowane są nasypy i realizowane wykopy. W zakresie budowy obiektów betonowane są fundamenty i podpory. Trwa budowa kanalizacji deszczowej, przebudowywane są wodociągi, usuwane kolizje elektroenergetyczne. Zaawansowanie robót ok. 3,5 proc. Planowany termin zakończenia to wakacje 2024 roku.
Siedlce Zachód (Gręzów)-Siedlce Południe (Swoboda) – budowane są nasypy i rozpoczęto realizacje warstw konstrukcyjnych nawierzchni. W zakresie budowy obiektów betonowane są podpory i ustroje nośne, realizowane najazdy na obiekty, zbrojenie, ściany oporowe, układana jest konstrukcji stalowa. Trwa budowa kanalizacji deszczowej. Zaawansowanie robót ok. 46,6 proc. Planowany termin zakończenia to jesień 2023 roku.
Budowa autostrady A2 Siedlce-Biała Podlaska
Fragment autostrady A2 z Siedlec do Białej Podlaskiej ma 63,5 km. Obecnie budowane są nasypy, realizowane wykopy. Na obiektach trwa zbrojenie, betonowanie, montaż murów oporowych, wykonywana jest izolacja. Ponadto trwa budowa kanalizacji deszczowej, zbiorników retencyjnych. Zaawansowanie robót przekroczyło 35 proc.. Zgodnie z zawartymi umowami zakończenie robót zaplanowano do końca 2024 r.
Na odcinek A2 od węzła Biała Podlaska do granicy państwa z Białorusią (Kukuryki), o długości 32 km, GDDKiA podpisała umowę na wykonanie projektu budowlanego i uzyskanie niezbędnych decyzji umożliwiających realizacje robót w terenie we wrześniu 2021 r. W styczniu 2022 r wnioski o zgodę na rozpoczęcie inwestycji wpłynęły do wojewody. Nadal pozostaje kwestia znalezienia finansowania oraz wykonawcy odcinka.
Najpierw rozprawmy się z tym, czy motocyklista w ogóle może korzystać z niewielkich rozmiarów jednośladu, żeby przeciskać się między samochodami. Jest to dozwolone, ale trzeba pamiętać, że:
nie wolno najeżdżać na linię ciągłą
nie można zajmować więcej niż jednego pasa ruchu
zmiana pasa ruchu musi być sygnalizowana
prawo nie określa minimalnej odległości od omijanych pojazdów, ale motocyklista nie może stwarzać zagrożenia
Tyle mówią przepisy, ale praktyka okazuje się zgoła inna i motocykliści często omijają samochody, jeśli tylko są w stanie się między nimi zmieścić. Muszą jednak mieć świadomość ryzyka otrzymania mandatu.
Prawo nie zabrania omijania innego pojazdu przy ciągłej linii, ale nie możemy na taką linię najechać. Problem znika, jeśli linia jest przerywana, ale każde jej przekroczenie, trzeba sygnalizować kierunkowskazem. Jazda środkiem drogi dwupasmowej jest zwykle preferowanym sposobem omijania korka, ale w ten sposób motocykl zajmuje trochę miejsca na obu pasach, a to jest zabronione.
Jaki mandat za omijanie samochodów stojących na światłach lub w korku?
Jeśli wykonujemy ten manewr prawidłowo, to nie musimy obawiać się żadnego mandatu. W praktyce nie jest to takie proste, a policjant-służbista łatwo może znaleźć kilka paragrafów:
Czy motocyklista może omijać samochody na światłach, jeśli przed sygnalizatorem nie ma miejsca?
Podobnie dyskusyjny jest moment, w którym motocyklista ominie już wszystkie pojazdy i będzie chciał zająć pierwszą pozycję. Prawo ogólnie mu tego nie zabrania, ale z takim manewrem też wiążą się pewne pułapki:
zatrzymanie (nawet tylko przednim kołem) na przejściu dla pieszych to mandat od 100 do 300 zł
przejechanie za sygnalizator wyświetlający sygnał czerwony (nie trzeba wjeżdżać na samo skrzyżowanie) oznacza mandat 500 zł
zatrzymanie się koło samochodu na tym samym pasie jest dozwolone, ale nie może to w żaden sposób utrudniać kierowcy ruszenia lub stwarzać zagrożenia kolizją
Zwykle motocykliści nie mają problemów z zatrzymaniem się na pierwszej pozycji pod światłami, a potem ruszeniem, zanim kierowcy samochodów wrzucą pierwszy bieg. Trzeba jednak być świadomym zagrożeń oraz kar, jakie czyhają na nieostrożnych motocyklistów.
Fotoradar zrobił zdjęcie – czy muszę podać, kto prowadził?
Sprawę nagłośnił portal Interia.pl którego dziennikarz rozmawiał z Emilem Rauem (znanym jako „Łowca Fotoradarów”), na temat wyroku sądu, jaki usłyszał. Bohater tej historii jest właścicielem firmy transportowej i dotarło do niego pismo z Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego, odnośnie wykroczenia, jakie popełnił kierowca, prowadzący firmowy samochód. Oprócz informacji o wykroczeniu oraz mandacie, pismo zawierało wezwanie do wskazania osoby, która prowadziła uwieczniony na zdjęciu pojazd.
Jego właściciel może nie podać, kto prowadził samochód w momencie popełnienia wykroczenia, ale wtedy musi liczyć się z grzywną wynoszącą dwukrotność kary za dane wykroczenie. Emil Rau przekazał więc imię i nazwisko kierowcy, ale odmawiał podania jakichkolwiek innych danych. Argumentował to brakiem podstawy prawnej oraz względami RODO.
Jak uniknąć mandatu z fotoradaru? Sposób jest prosty
Ostatecznie sprawa trafiła do sądu. Rau był oskarżony o to, że:
Wbrew obowiązkowi nie wskazał na żądanie uprawnionego organu (Głównego Inspektora Transportu Drogowego) komu powierzył pojazd.
Oskarżony argumentował, że dopełnił obowiązku, jaki nakładają na niego przepisy, a podawanie adresu zamieszkania czy numeru PESEL, wykracza poza te obowiązki. Co może wydać się zaskakujące, sąd przychylił się do jego argumentacji. Jak podaje Interia.pl, sąd w uzasadnieniu stwierdził:
Jak wskazuje wykładnia językowa, pod słowami „komu” i „osoba” kryje się co najwyżej wskazanie imienia i nazwiska danego człowieka. Brak jest natomiast podstawy prawnej dla stanowiska GITD, jakoby poprzez znamię ustawowe „komu” można by rozumieć także inne dane osoby takie jak jej adres, data i miejsce urodzenia itp.
Sąd odniósł się w ten sposób do zapisu ustawy Prawo o ruchu drogowym, które w art. 78, ust. 4 mówi:
Właściciel lub posiadacz pojazdu jest obowiązany wskazać na żądanie uprawnionego organu, komu powierzył pojazd do kierowania lub używania w oznaczonym czasie, chyba że pojazd został użyty wbrew jego woli i wiedzy przez nieznaną osobę, czemu nie mógł zapobiec.
Według sądu w Zielonej Górze, przepisy są w tej kwestii jednoznaczne, więc w konkluzji uzasadnienia czytamy:
Obwiniony w pełni sprostał nałożonemu na niego obowiązkowi ustawowemu, wskazał bowiem osobę, której powierzył pojazd w określonym czasie.
Czy ten sposób na uniknięcie mandatu z fotoradaru zawsze działa?
Trudno powiedzieć. Emil Rau miał później jeszcze jedną, właściwie taką samą sytuację (tym razem wykroczenie jednego za jego kierowców zarejestrowała policja) i sprawa zakończyła się identycznym wyrokiem. Wynika z tego, że na pytanie, kto kierował pojazdem w momencie wykroczenia, można odpowiedzieć „Jan Kowalski” i na tym zakończyć swoje zeznania.
Jak wynika z wyroków sądu, takie działanie „nie nosi znamion wykroczenia”. Pamiętajcie tylko, że w Polsce nie ma precedensów. Możecie stosować taką samą argumentację i wskazywać na identyczną interpretację przepisów, ale sąd nie musi się przychylić do takiego rozumienia prawa.
Ostrzegamy też przed udawaniem, że nie wiecie, kto prowadził, chociaż to wy sami jesteście na zdjęciu. Opisywaliśmy już przypadki, w których pracownicy systemu CANARD sami dochodzili, po zdjęciach w dokumentach właściciela auta, że to on prowadził.
Kiedy rowerzysta ma pierwszeństwo na przejeździe rowerowym?
Rowerzysta nabywa pierwszeństwo na przejeździe rowerowym dopiero wtedy, gdy na ten przejazd wjedzie. Wynika to wprost z przepisów Prawa o ruchu drogowym:
Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejazdu dla rowerzystów, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa kierującemu rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego oraz osobie poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, znajdującym się na przejeździe.
Wbrew fake newsom rozpowszechnianych rok temu w wielu mediach, rowerzyści nigdy nie mieli pierwszeństwa przed wjechaniem na przejazd rowerowy i nie zostało ono im rok temu odebrane. Rowerzysta nie ma więc pierwszeństwa podczas zbliżania się do przejazdu rowerowego i nie może wjeżdżać na ten przejazd w sposób zmuszający kierowców do gwałtownego hamowania.
Czy rowerzysta ma pierwszeństwo przed pojazdem skręcającym w drogę poprzeczną?
Na to pytanie, wbrew temu co sądzi wielu rowerzystów, nie ma jednej odpowiedzi. Wszystko zależy od konkretnej sytuacji.
Wyobraźmy sobie, że samochód porusza się ulicą, a jego kierowca zamierza skręcić w prawo w drogę poprzeczną. Jeśli wzdłuż ulicy poprowadzona jest ścieżka rowerowa, to kierowca skręcając przecina drogę rowerzyście. Musi mu więc ustąpić.
Tak samo wygląda to, jeśli na ulicy wyznaczony jest pas dla rowerów. Tu również kierowca przecina pas ruchu rowerzysty, więc musi zwrócić na niego uwagę i w razie konieczności, ustąpić mu pierwszeństwa.
Rowerzysta nie ma za to pierwszeństwa, kiedy porusza się ulicą, razem z samochodami. Wtedy kierowca nie przecina pasa ruchu rowerzysty, ponieważ obaj poruszają się tym samym. Prawo zabrania natomiast wyprzedzania pojazdu, sygnalizującego zamiar skrętu.
Czy trzeba przepuścić rowerzystę, wyjeżdżając z parkingu?
Wraz z rozbudową infrastruktury dla rowerzystów, coraz częściej zdarza się, że kierowcy wyjeżdżający z parkingu muszą przejechać przez drogę dla rowerów lub pas dla rowerów. Pamiętajmy, że kierowca wyjeżdżający z parkingu jest włączającym się do ruchu – musi więc ustąpić pierwszeństwa wszystkim innym uczestnikom ruchu.
Koniec drogi rowerowej – kto ma wtedy pierwszeństwo?
Odpowiedź na to pytanie powinna być oczywista, ale niestety nie jest. Najlepszym przykładem poniższe nagranie. Rowerzyści poruszali się drogą dla rowerów, ale dojechali do jej końca. Jak należy się wtedy zachować? Według nich należy bez patrzenia wjechać pod samochód.
Najbardziej przerażające jest to, że rowerzyści wdali się w dyskusję z kierowcą, święcie przekonani, że to on ma na nich uważać. Doprawdy nie rozumiemy, co trzeba mieć w głowie, żeby jeździć po ulicy jak po własnym podwórku i mieć pretensje do innych użytkowników drogi, że mówią coś o jakichś przepisach.
Wątpliwości w takiej sytuacji być nie powinno – rowerzysta, gdy skończy się droga dla rowerów, może ją opuścić i wjechać na ulicę, ale tylko pod warunkiem upewnienia się, że może taki manewr wykonać bezpiecznie i ustępując pierwszeństwa wszystkim innym uczestnikom ruchu, którzy już poruszają się ulicą.
„Programowy Ul Prawa i Sprawiedliwości” to oryginalna nazwa dwudniowego konwentu, która miała podkreślić, że rządzący zamierzają uwijać się z pracą niczym pszczoły w ulu. Czy tak będzie, zobaczymy, ale bez wątpienia niczym w ulu zawrzało po ogłoszeniu obietnic wyborczych.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział:
zmiany programu 500 Plus na 800 Plus, czyli zwiększenia wypłacania comiesięcznych świadczeń na każde dziecko z 500 na 800 zł
bezpłatne leki dla osób powyżej 65. roku życia
bezpłatne leki dla osób do 18. roku życia
bezpłatny przejazd autostradami dla samochodów osobowych
Bezpłatne autostrady w Polsce – o co chodzi w wyborczej obietnicy PiS
Deklaracja, że rządzący zamierzają ulżyć portfelom kierowców, była zupełnie niespodziewana. Tymczasem Jarosław Kaczyński powiedział:
Jest kwestia, trochę mniejszej wagi, ale dla bardzo wielu ludzi dolegliwa, dla właścicieli samochodów, którzy jeżdżą po autostradach i drogach szybkiego ruchu. Jeżeli chodzi o opłaty państwowe to, jeśli tylko uda się uchwalić w odpowiednim czasie ustawy, to w najkrótszym możliwie okresie my to zniesiemy.
Zapowiedź ciekawa, ale nie zapominajmy, że obecnie opłaty przez państwo pobierane są tylko na odcinkach:
autostrady A2 Konin-Stryków (103 km)
autostrady A4 Wrocław-Gliwice (162 km)
Jak jednak pisaliśmy w listopadzie 2021 roku, GDDKiA zapowiadała, że wszystkie polskie autostrady będą płatne. Tak wynikało z „obowiązującego prawa”. Jeśli PiS spełni swoje obietnice, nic takiego nie nastąpi.
Zastanawiająca jest też deklaracja, że darmowe mają być także autostrady prywatne. Jak powiedział Kaczyński:
Te sytuacje, gdzie autostrady są prywatne, albo są w jakiejś dzierżawie, takie wypadki też istnieją, tam obiecujemy, że w ciągu kolejnego roku to załatwimy.
Jak PiS zamierza to zrobić? Jak przekona koncesjonariuszy, żeby zrezygnowali z ogromnych zysków, jakie przynoszą im opłaty za autostrady? Tego nie wiemy.
Skąd PiS weźmie pieniądze na darmowe autostrady?
800 Plus oraz darmowe leki to poważne obciążenie państwowego budżetu. Skąd do tego jeszcze pieniądze na autostrady bez opłat? To wyjaśnił na Twitterze minister cyfryzacji Janusz Cieszyński:
Skąd środki na zniesienie opłat za przejazd autostradą? Między innymi z wprowadzenia eToll dzięki czemu oszczędzamy setki milionów złotych na utrzymaniu systemów IT, które sprzedawały 🇵🇱 zagraniczne firmy. #ProgramowyUL
Później podał także wyliczenia, z których wynika, że wpływy z opłat uiszczanych przez kierowców aut osobowych nie są wiele większe, niż koszty działania systemu eToll, które okazały się cztery razy mniejsze, niż w przypadku viaToll:
Koszty ViaToll: 400-500 mln rocznie (dane z raportu NIK) Koszty eToll: 125 mln rocznie (wg. założeń z 2021) Wpływy ze sprzedaży e-biletów autostradowych dla osobówek w 2022 roku: 157 mln złotych PS. Łączne wpływy eToll w 2022 to 2,1 mld, także budowa systemu miała głęboki sens 🙂 https://t.co/esq0kuLkKM
Polscy fani Clarksona i spółki mieli nie lada gratkę, kiedy okazało się, że słynne trio przyjechało do Polski i realizuje kolejny odcinek swojego programu motoryzacyjno-podróżniczego. Odwiedzili oni całkiem sporo miejsc, między innymi:
Gdańsk
Żagań
Świebodzin
Poznań
Kraków
Pustynia Błędowska
Prezenterzy The Grand Tour, poza zwiedzaniem polskich miast, wybrali się także na Tor Poznań. Podczas zabawy na tym obiekcie, samochód rozbił (nie jest to żadnym zaskoczeniem) Richard Hammond. Nic na szczęście mu się nie stało.
O czym będzie nowy odcinek The Grand Tour – Eurocrash (S05 E02)?
Pierwszy odcinek piątej serii The Grand Tour, pod tytułem „A Scandi Flick”, rozgrywał się na terenie Norwegii, Szwecji oraz Finlandii. Prezenterzy przemierzali tamtejsze drogi, nigdy nie zjeżdżając poniżej koła podbiegunowego. Wybrali na tę wyprawę legendy rajdów – Subaru Imprezę STi, Mitsubishi Lancera Evo VIII oraz Audi RS4. Ostatni z modeli budził kontrowersje, ponieważ nigdy nie uczestniczył w rajdach, ale Clarkson ma do niego duży sentyment, zaś swój wybór argumentował dziedzictwem modelu quattro.
Drugi odcinek piątej serii The Grand Tour nosi tytuł „Eurocrash” i rozgrywać się będzie nie tylko w Polsce. Według nieoficjalnych doniesień, prezenterzy odbyli podróż śladami II wojny światowej, a punktem startowym jest Westerplatte. Później mają kontynuować podróż przez Słowację, Węgry oraz Słowenię, pokonując ponad 2200 km.
Tym razem kluczem do wyboru samochodów, była ich dziwność i nietypowość. W odcinku zobaczymy takie modele jak:
Mitsuoka Le-Seyde
Chevrolet SSR
Crosley Convertible
Skoda 1100 OHC
Patak Roadster
Klein Vision AirCar
Trzema pierwszymi jechali (odpowiednio) Clarkson, Hammond i May. Pozostałe pojawią się w odcinku gościnnie.
Data premiery nowego odcinka The Grand Tour – “Eurocrash”
Clarkson, Hammond i May pojawili się w Polsce w czerwcu 2022 roku, a premiera zaplanowana została na 16 czerwca 2023 roku. Cały proces produkcyjny zajął więc rok.
To zdarzenie powinno być przestrogą dla wszystkich. Autor nagrania poruszał się z niewielką prędkością uliczkami osiedlowymi. Nagle zza zaparkowanych samochodów, wybiegło dziecko, a kierowcy nie udało się zatrzymać w porę. Doszło do potrącenia.
Na szczęście w momencie zderzenia, samochód jechał 28 km/h, a dziecko natychmiast wstało. Wyglądało na to, że nic mu się nie stało, co potwierdził lekarz. Co w tej historii niezwykłego?
W sytuacji takiej jak ta, wielu kierowców popełniłoby podstawowy błąd. Po potrąceniu zapytałoby chłopaka, czy nic mu się nie stało, a następnie odjechało. Szczęśliwi, że dziecku nic się nie stało, a oni nie muszą tłumaczyć się policji. To poważny błąd!
Nigdy w takiej sytuacji nie możemy być pewni, że pieszemu nic się nie stało. Potrącony może być w szoku i nie zdawać sobie sprawy z obrażeń, a dziecko, świadome swojej winy i przestraszone, może się nie przyznać, że coś go boli. Jeśli później wróci do domu i rodzic zacznie je pytać, co się stało, kierowca może wpaść w poważne tarapaty.
Dlatego zawsze w takiej sytuacji trzeba wezwać karetkę pogotowia i poczekać na werdykt lekarza. Dopiero wtedy możemy mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Niestety razem z zespołem ratownictwa medycznego przyjedzie pewnie patrol policji, ale na to nic już nie poradzimy. Najlepiej, jeśli mamy nagranie z kamerki, jak autor powyższego nagrania. Jeśli nie, poprośmy świadków o poczekanie na przyjazd funkcjonariuszy.
Co grozi za potrącenie pieszego i ucieczkę?
Jeśli po zderzeniu z pieszym, odjedziemy z miejsca zdarzenia, będzie to traktowane jako ucieczka. Tłumaczenia, że pieszy zapewniał, że nic mu nie jest, niewiele tu pomogą. Znacznie trudniej będzie nam udowodnić, że do zdarzenia doszło nie z naszej winy, a jeśli pieszy został ranny, kłopoty mamy murowane.
W przypadku poważniejszych potrąceń, może nam grozić od 2 do 12 lat więzienia, a ucieczka zwiększa karę o połowę, co oznacza minimum 3 lata. Sąd może być także znacznie surowszy podczas orzekania zakazu prowadzenia pojazdów (od 3 lat do zakazu dożywotniego). Na wyrok możemy oczekiwać w areszcie, ponieważ sąd ma prawo uznać, że skoro raz uciekliśmy, możemy próbować tego ponownie.
Ucieczka z miejsca zdarzenia to także podejrzenie, że mogliśmy być pijani, a także podstawa dla ubezpieczyciela, żeby nie wypłacać za nas żadnego odszkodowania ofierze.
Ile wynosi ograniczenie prędkości na drodze ekspresowej?
Jeśli odpowiedzieliście „120 km/h”, to macie tylko częściowo rację. Rzeczywiście, najczęściej spotykany na polskich drogach ekspresowych limit prędkości to 120 km/h. Ale w pewnych sytuacjach jest on niższy i nie muszą o tym informować żadne znaki.
Mówimy o przypadku dróg ekspresowych jednojezdniowych. Jeśli pasy ruchu do jazdy w przeciwnych kierunkach nie są od siebie oddzielone (np. pasem zieleni lub barierkami), to możemy jechać najwyżej 100 km/h.
Jakie są ograniczenia prędkości w Polsce w 2023 roku?
Opisany wyjątek nie jest jedynym, jaki występuje w polskim prawie. Ograniczenia prędkości w Polsce prezentują się następująco:
teren zabudowany – 50 km/h
teren niezbudowany – 90 km/h
teren niezabudowany, droga dwujezdniowa – 100 km/h
droga ekspresowa jednojezdniowa – 100 km/h
droga ekspresowa dwujezdniowa – 120 km/h
autostrada – 140 km/h
Zwróćmy więc uwagę, że jeśli jedziemy poza miastem drogą dwujezdniową, to nie muszą przy niej stać żadne znaki, żebyśmy wiedzieli, że możemy po niej jechać 100 km/h zamiast 90 km/h.
Przypominamy też, że nie obowiązuje już prawo, pozwalające jeździć w terenie zabudowanym 60 km/h w godzinach od 23 do 5 rano. Teraz 50 km/h trzeba przestrzegać przez całą dobę.
Pilnowanie i znajomość ograniczeń prędkości jest bardzo istotna, nie tylko z punktu widzenia bezpieczeństwa, ale także portfela kierowcy. Obecne mandaty są wysokie, a w przypadku recydywy (drugiego popełnienia tego samego wykroczenia w ciągu dwóch lat), nawet bardzo wysokie.
do 10 km/h – mandat 50 zł i 1 pkt. karny
11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt. karne
16–20 km/h – mandat 200 zł i 3 pkt. karne
21–25 km/h – mandat 300 zł i 5 pkt. karnych
26–30 km/h – mandat 400 zł i 7 pkt. karnych
31–40 km/h – mandat 800 zł (recydywa 1600 zł) i 9 pkt. karnych
41–50 km/h – mandat 1000 zł (recydywa 2000 zł) i 11 pkt. karnych
51–60 km/h – mandat 1500 zł (recydywa 3000 zł) i 13 pkt. karnych
61–70 km/h – mandat 2000 zł (recydywa 4000 zł) i 14 pkt. karnych
ponad 70 km/h – mandat 2500 zł (recydywa 5000 zł) i 15 pkt. karnych
Na nagraniu widzimy nieduże rondo, na którym ruch powinien odbywać się płynnie i bezpiecznie. Ale nie odbywał, za sprawą taksówkarza w Toyocie Prius, który zwolnił niemal do zera, dojeżdżając do skrzyżowania, ale widząc, że nagrywający pozostaje na rondzie, wjechał mu przed maskę.
Wymuszenie było bez dwóch zdań, ale na szczęście nie groźne. Wystarczyłoby, żeby nagrywający zdjął nogę z gazu, lecz on chyba mocniej ją docisnął, jednocześnie trąbiąc na taksówkarza.
Klakson rozumiemy, chociaż to sygnał ostrzegający przed zagrożeniem, mający pomóc zapobiegać kolizjom. Tu był użyty jako forma reprymendy.
Nagrywającemu zaciął się klakson i mało nie oberwał od taksówkarza
Reakcja taksówkarza na klakson była karygodna – wcisnął hamulec. Prowokująco zaczepiając nagrywającego i dając do zrozumienia, że niczego nie zrobił. Autor wideo dał się sprowokować i tym razem klakson mu się zaciął. Trzymał go przez równe 30 sekund. Aż dziwne, że mu się chciało.
Dziwne, że taksówkarzowi chciało się w tym czasie stać, blokować drogę i słuchać klaksonu. Wreszcie wyszedł z auta i rzucił w trąbiącego butelką. Trąbienie nie ustało, ale taksówkarz odjechał.
Ciągu dalszego nie ma na nagraniu, ale tak opisuje go nagrywający:
C^@#@ty po kilku minutach zawrócił i rzucił w moje auto (drugi raz) tym razem szklaną butelką z perfumami. Na szczęście jego umiejętności celownicze są równe storm troopersom z gwiezdnych wojen. Sprawa zgłoszona na policje a całe zajście z rzucania butelką zostało nagrane przez kamery sklepu pod którym zaparkowałem – brak posiadania nagrania z mojej strony, zabezpieczone dla policji.
Niestety jako że jest to obcokrajowiec policja na przesłuchaniu stwierdziła że ciężko będzie go odnaleźć mimo oczywistych dowodów jak pojazd i numer rejestracyjny samochodu zarejestrowanego w PL – tym bardziej uprasza się o uwagę osoby korzystające z aplikacji i chcące zaoszczędzić parę złotych na pełnoprawnej taksówce.
Autor nagrania nie wspomina, czy dostał mandat za nieprawidłowe używanie sygnału dźwiękowego.
Nie raz pewnie zatrzymywaliście się, aby umożliwić innemu kierowcy wyjazd z drogi podporządkowanej. Nie raz pewnie skorzystaliście też z takiej uprzejmości. Dlaczego policji może się to nie podobać?
Po pierwsze trzeba być uprzejmym z głową. Co innego jazda w korku i powstrzymanie się od ruszenia, aby ktoś inny mógł wjechać przed nas, a co innego nagłe zatrzymanie się na drodze, co może zaskoczyć innych i powodować zagrożenie w ruchu drogowym.
Często chęć ustąpienia komuś miejsca, kierowcy sygnalizują mignięciem świateł drogowych, ale przepisy nie przewidują takiego używania świateł. Policja powinna wykazać się w tym względzie zrozumieniem, ale nie musi.
Ostrzeganie kierowców przed policją
Zerowe zrozumienie pojawi się w sytuacji, gdy mrugacie światłami, aby ostrzegać innych kierowców przed policją. Mandat za coś takiego nie jest duży, wynosi 200 zł. Jest jednak ryzyko, że policja postanowi przy okazji dokładnie sprawdzić was oraz wasz samochód, żeby w przyszłości odechciało się podobnego zachowania.
Zajmowanie lewego pasa na światłach
Zgodnie z przepisami, kierowca ma obowiązek jazdy prawym pasem, ale czy można zająć lewy, dojeżdżając do świateł? Gdy ruch jest duży, pojazdy powinny mniej więcej równomiernie rozkładać się na pasach – taki jest sens dróg wielopasmowych. Ale co jeśli droga jest pusta?
Możecie chcieć i tak zająć lewy pas, jeśli z prawego można także skręcać, a sygnalizator ma zieloną strzałkę. W ten sposób możecie ułatwić komuś przejazd, kto nie będzie musiał czekać na zielone światło.
Za takie zachowanie policja nas nie ukaże, ale po przejechaniu skrzyżowania, powinniśmy powrócić na prawy pas. Nieprzestrzeganie nakazu jazdy prawym pasem, to „wykroczenie przeciwko innym przepisom drogowym” i grozi za to od 20 do 3000 zł mandatu.
Przepuszczanie kierowców skręcających w prawo na skrzyżowaniu
Znacznie bardziej ryzykowany jest inny rodzaj uprzejmości. Czasami na skrzyżowaniach na drogach jednopasmowych, kierowcy i tak ustawiają się w dwóch rzędach. Robią miejsce dla tych, którzy skręcają w lewo i chcą skorzystać z zielonej strzałki. Jeśli ulica jest na tyle szeroka, to możemy tak zrobić.
Problem jest wtedy, gdy chcąc być uprzejmymi, najedziemy na podwójną ciągłą linię. Prawo nie przewiduje wyjątków w tej kwestii, więc policjant-służbista może wam wręczyć mandat na 200 zł oraz 5 punktów karnych.
Zajmowanie lewego pasa na autostradzie, żeby ktoś mógł wjechać na prawy
Jeśli widzicie, że ktoś właśnie wjeżdża na pas rozbiegowy na drodze szybkiego ruchu, to w dobrym tonie jest zjechać na lewo, żeby mógł bezproblemowo dołączyć do ruchu. Policjant nie powinien mieć problemu z takim wykorzystaniem lewego pasa.
Jedyne ryzyko w takim przypadku polega na tym, że możecie niechcący zajechać komuś drogę na lewym pasie. Pamiętajcie, że będąc miłymi dla tych na pasie rozbiegowym, nie możecie nagle wyhamowywać kierowców na lewym.
Pieszy nagrał kierowców, bo „robią co chcą”. A policja się śmieje
Nagranie pokazujące zachowanie pieszego jest śmieszne samo w sobie, ale znacznie ciekawsze jest, gdy weźmiemy pod uwagę cały kontekst sytuacji. Niedouczony pieszy zawarł go w długim opisie, który podzielimy na kilka fragmentów.
Zacznijmy od powodu całego zamieszania:
W Nowej Wsi Lęborskiej jest taka ulica ( Nadmorska) data 11.05.2023 godz. 16:13 na której kierowcy zrobili sobie wolną amerykankę. Robią co chcą. A wczoraj postanowiłem ze nagram to. Chodzi o to że na tej drodze jest bardzo dużo dzieci ale kierowcy nie mają wyobraźni. Dzisiaj składam zawiadomienie na komende policji w Leborku.
Autor nie wyjaśnia, na czym polega „wolna amerykanka”. Domyślamy się, że chodzi o to, że kierowcy nie zatrzymują się na widok pieszego na chodniku. Autora to zaskoczyło, ale nie policjanta na komendzie:
Okazuje sie ze funkcjonariusz policji w Lęborku nie przyjmie zawiadomienia oraz powiedział mi że sam by sie nie zatrzymał.
W naszej ocenie, decyzja policjanta był słuszna. Lecz autor nagrania nie dawał za wygraną i kontynuuje swoją tyradę:
Uznał że robiłem filmik terenu a nie że chciałem przejść przez przejście. Zapytałem czy szuka teraz kruczków prawnych. To jest Absurd jakis tej komendy. Gdyby nawet tak myślac po obejrzeniu filmiku. Nie można stwierdzić że coś nagrywałem ponieważ telefon trzymałem w prawej ręce i podniosłem go po przejeździe pojazdu z lewej strony. Kierujacy pojazdem nie patrzy przecież na to co ludzie robią tylko powinien zachować ostrożność na drodze i widząc pieszych się zatrzymać. Jest absurd to że ze dziecko stojąc obok rowerku tez nie zostało przepuszczone… Ponieważ Policja nic nie widzi. Zapytałem funkcjonariusza policji czy trzeba poczekać aż wydarzy sie tragedia, odpowiedział pytaniem Ile pan tu mieszka a ja odpowiedziałem ze 6 miesięcy odpowiedzial ze ja mieszkam całe zycie i wypadku nie było. Trzeba poczekać aż wydarzy sie tragedia na tej drodze. Policja bardzo pomocna. Mozna naprawdę być wkurzonym po takiej wizycie na policji w Leborku.
Absurd tej sytuacji jest wielowymiarowy. Wynika również z tego, że nagrywający chyba uważa, że zarejestrowana przez niego sytuacja, dotyczy jakiegoś szczególnie niebezpiecznego miejsca. Tymczasem to zwyczajne przejście przez wąską ulicę jednopasmową, jakich w Polsce tysiące.
Przeanalizujmy jeszcze samo nagranie. Pierwsze nasze pytanie, to wiek dziecka na rowerze. Jeśli nie ma przynajmniej 7 lat, to nagrywający złamał prawo, pozwalając mu na poruszanie się samodzielne w ruchu drogowym. Potem każe dziecku zsiąść z rowerka, przed przejściem dla pieszych. To kolejny błąd, ponieważ dziecko w wieku od 7 do 10 lat, poruszające się na rowerze, jest traktowane jako pieszy i może jeździć po przejściach.
Dalsza część wideo, to kolejne przejeżdżające samochody, które nie reagują na pieszego stojącego na chodniku i ich nagrywającego. Zaskoczenie poziom zero. Zresztą przypomnijmy, że pieszy nie może korzystać z telefonu na przejściu, więc to już trzecie wykroczenie, jakiego „prawomyślny” pieszy się dopuścił. W sumie powinien się cieszyć, że policjant nie wystawił mu mandatu za to nagranie. To by dopiero była inba.
Komentujący wyśmiewają pieszego i wytykają mu, że stanie na chodniku i nagrywanie samochodów, to nie to samo co wchodzenie na przejście. Przywołują też częste sytuacje, w których piesi stoją w pobliżu przejścia, ale wcale nie zamierzają przez nie przechodzić. Lub idą w jego stronę, ale nie wchodzą na nie. Samochody nie mogą się zatrzymywać na widok każdego pieszego w zasięgu wzroku. Niestety wielu pieszych uważa, że droga publiczna jest jak strefa zamieszkania – pieszy może robić co chce, a kierowcy muszą myśleć za niego.
Zgodnie z przepisami, pierwszeństwo na przejściu dla pieszych ma osoba, która się znajduje na pasach lub na nie wchodzi. Przepisy nic nie mówią na temat pieszych idących chodnikiem, zbliżających się do przejścia lub stojących obok niego i nagrywających kierowców. Stąd jasno wynika, że takie osoby nie mają pierwszeństwa i kierowcy nie muszą się zatrzymywać.
Chciał przepuścić dziewczynkę na pasach, wszyscy go zignorowali
Autor nagrania przepuścił nieprawidłowo poruszającą się dziewczynkę (na zwykłej hulajnodze po drodze dla rowerów) na drogą stronę drogi podporządkowanej. A potem chciał przepuścić ją drugi raz, ponieważ okazało się, że chce ona przekroczyć także dwupasmową drogę, na którą on zamierzał wjechać.
Niestety chociaż wyjechał przodem samochodu na prawy pas, inni kierowcy go ignorowali. Stał, trąbił i klął, ale nic to nie dawało. Wreszcie, kiedy ominął go nawet Maluch, wysiadł, zablokował ruch i dopiero wtedy samochody się zatrzymały.
Co grozi za omijanie pojazdu stojącego przed przejściem dla pieszych?
Za wyprzedzanie innego pojazdu w obrębie przejścia dla pieszych lub omijanie pojazdu przed przejściem stojącego, grozi mandat w wysokości 1500 zł oraz 15 punktów karnych. Jeśli kierujący w ciągu dwóch lat ponownie popełni takie wykroczenie, otrzyma 3000 zł i kolejne 15 punktów, tracąc tym samym prawo jazdy.
To nagranie pokazuje absurd polskiej infrastruktury
Komentujący nie zostawiają suchej nitki na kierowcach, którzy nie zatrzymali się i nie przepuścili dziewczynki. Uważają, że są bezmyślni i niedouczeni, ale zapominają o prawdziwym problemie widocznym na tym nagraniu – polskiej infrastrukturze.
Kierowcy jadą drogą dwupasmową, która zachęca do trochę szybszej jazdy. Widzą samochód, wyjeżdżający z drogi podporządkowanej. Jaki odruch to budzi? Zjechać na lewo, żeby ułatwić mu wjazd na prawy pas. Albo zdjąć nogę z gazu, żeby mógł wjechać przed nas i swobodnie się rozpędzić.
Tymczasem to błąd. Kierowca w Polsce musi domyślić się, że skoro kierowca wyjechał, ale nie do końca, a obok jest przejście, to nie stoi tak, bo ślamazarnie wyjeżdża, zgasł mu samochód, czy stało się coś innego. To dlatego, że za nim stoi pieszy. Co prawda pieszego nie widać, ale trzeba zatrzymać się, poszukać pieszego i wtedy decydować się na dalszą jazdę. Co to ma wspólnego z logiką i płynnością ruchu? Nic. Ma za to wszystko wspólnego z polskim prawem.
Jak bardzo jest to wszystko intuicyjne, możecie zobaczyć na nagraniu. Wszyscy jadą, nikt nie wpadł na to, dlaczego auto z kamerą stoi przodem na drodze. W innych krajach nikt nie liczy na domyślność kierowców, tylko stawia się w takich miejscach sygnalizację świetlną. Przejścia dla pieszych przez dwa lub więcej pasów są tam uznawane za zbyt niebezpieczne. Ale w Polsce uważa się, że infrastruktura nie musi w żaden sposób wykluczać popełnienia błędu przez uczestników ruchu. U nas o bezpieczeństwo mają dbać policjanci latający dronami na przejściami oraz wyższe mandaty.
Największą głupotą natomiast, było umieszczenie przejścia w tym miejscu. W którym pojazdy wyjeżdżające z drogi podporządkowanej, mogą zasłaniać pieszych. Wystarczyło przejście wyznaczyć po lewej stronie. Wtedy kierowcy wjeżdżający na drogę dwupasmową, nie musieliby kombinować tak jak autor nagrania, a kierowcy na dwupasmówce mogliby łatwiej zauważyć pieszych. Ale taka organizacja ruchu wymagałaby, niestety, myślenia.
Dlaczego niemieckie autostrady są lepsze niż polskie?
„Bo są” – ten argument na szczęście powoli zaczyna upadać, wraz z rozbudową sieci autostrad oraz dróg szybkiego ruchu w Polsce. Nadal Niemcy mają ich jednak znacznie więcej, dzięki czemu znacznie wygodniej podróżuje się przez ten kraj.
Niemieckie autostrady są także darmowe, co na przykład w obliczu ciągłych podwyżek na autostradzie A4, budzi niekłamaną zazdrość polskich kierowców. Najbardziej podoba im się jednak słynny brak ograniczeń prędkości. Chociaż z tym brakiem ograniczeń, to nie jest tak do końca, jak głosi legenda.
W Niemczech nie ma odgórnego limitu prędkości na autostradach, ale jest coś takiego jak prędkość zalecana. Wynosi ona 130 km/h i chociaż to tylko sugestia, a nie wymóg, kierowca który doprowadzi do zdarzenia drogowego i będzie jechał więcej, może mieć z tego powodu problemy.
Po drugie wiele odcinków autostrad ma ograniczenia i to zwykle do 120 km/h. W jednych miejscach taki limit obowiązuje zawsze, a w innych zależy od konkretnych godzin lub tego, czy nawierzchnia jest mokra. Popularne w Niemczech są także tablice informacyjne, na których wyświetlane są czasem ograniczenia prędkości, zależnie od sytuacji drogowej.
Nie brakuje co prawda odcinków, gdzie nigdy nie ma żadnych ograniczeń, ale często najszybsi kierowcy ograniczani są wtedy przez gęsty ruch. Jeśli marzycie, że pojedziecie do Niemiec i przejedziecie pół kraju z 200 km/h na tempomacie, to srogo się zawiedziecie.
Niemcy mogą wprowadzić ograniczenie prędkości na wszystkich autostradach
Chociaż niemieckie autostrady są niezwykle bezpiecznymi drogami, co jakiś czas wracają argumenty różnych organizacji, że brak limitu prędkości to poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa. Do tej pory skutecznie były one odrzucane, ponieważ narracji, że „prędkość zabija” przeczą statystyki. W odpowiednich miejscach i warunkach, duża prędkość nie stanowi zagrożenia.
Teraz mamy jednak do czynienia z inną narracją – środowiskową. Szybko jadący pojazd zużywa dużo paliwa i emituje spore ilości spalin. To nie problem dla aut elektrycznych, ale wysokie zużycie energii oznacza, że trzeba je będzie częściej ładować, a przecież skądeś energię na takie ładowanie trzeba wziąć.
Zwróciła na to uwagę ostatnio Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu (ETSC). Ta pozarządowa organizacja apeluje o wprowadzanie zmian w niemieckich przepisach. Niższa emisja spalin i hałasu może być narracją, którą podkreślą środowiska zielonych, mających przecież swoją reprezentację w Bundestagu.
Inne środowiska polityczne mogą przekonać za to wyliczenia ETSC, że ograniczenie prędkości na autostradach może pozwolić na zaoszczędzenie niemal miliarda dolarów rocznie, dzięki ograniczeniu ilości wypadków. Niemcy wydają też ponoć 1,4 mld euro na dostosowywanie autostrad do bezpiecznej jazdy z (prawie) dowolną prędkością. Tu również można dostrzec spore oszczędności, co wydaje się kuszące, szczególnie w obecnej sytuacji politycznej i ekonomicznej.
Jaki limit prędkości na autostradach w Niemczech?
Według ETSC nawet 63 proc., kierowców popiera wprowadzenie ograniczeń prędkości na niemieckich autostradach. Rząd nie musiałby więc obawiać się społecznego niezadowolenia. Według niemieckiej organizacji VDA średnia prędkość na autobahnach to 124,7 km/h, czego też można użyć jako argumentu, że przecież i tak nikt tam nie jeździ szybko.
To trochę dziurawa argumentacja, ponieważ średnia prędkość, uwzględnia wolną jazdę w gęstym ruchu oraz momenty, kiedy tego ruchu nie ma i można jechać szybko. Ale niektórych może przekonać.
Niewykluczone, że kolejna fala argumentów i iluzoryczne przekonanie, że w ten sposób uratujemy planetę, wreszcie przeważy i Niemcy wprowadzą stosowne zmiany na swoich autostradach. Limit prędkości, o jakim, się dyskutuje, to 130 km/h. To oznaczałoby upadek legendy, że bezkarnie poszaleć można właśnie na niemieckich autostradach. Wtedy to Niemcy przyjeżdżaliby do Polski, bo u nas można legalnie jechać 140 km/h.
Kiedy można stracić prawo jazdy? Czasem wystarczy jedno wykroczenie
Czy jeżdżący zbyt szybko kierowcy, nie wiedzą, że łamią przepisy? Nie wiedzą, że mogą zostać za to ukarani? Oczywiście, że wiedzą. Nie przejmują się tym jedna i kalkulując, że szansa na zatrzymanie przez policję jest niewielka. A jeśli przeliczą się w swojej pewności siebie, to przecież zapłacenie jednego mandatu to jeszcze nie koniec świata.
Potem następuje wielkie zaskoczenie, kiedy poza mandatem kierowca dowiaduje się, że musi także pogodzić się z utratą prawa jazdy. Co prawda tylko na 3 miesiące, ale to i tak bardzo dotkliwa kara. Mówimy oczywiście o przypadku przekroczenia prędkości o ponad 50 km/h za znakiem D-42, oznaczającym początek terenu zabudowanego.
Możecie myśleć, że to przecież nie jest nowy przepis i kierowcy od dawna wiedzą, że trzeba się pilnować w terenie zabudowanym. A jednak co roku około 50 tys. osób traci w ten sposób uprawnienia. Problem zatem wciąż istnieje.
Co zrobić po utracie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h?
Zrobić nie można właściwie niczego. Jeśli policjant uzna, że jechaliście i ponad 50 km/h powyżej limitu w terenie zabudowanym, zatrzymuje wam prawo jazdy. Możecie się z tym nie zgadzać i udowadniać mu, że dokonał błędnego pomiaru. Możecie nawet mieć rację, tak jak kierowca w niedawno opisywanej przez nas sprawie, w której sąd oczyścił go z zarzutów dwukrotnego przekroczenia prędkości w terenie zabudowanym. Niczego to nie zmieni.
Nawet bohater tamtej historii, chociaż nie przyjął mandatów, a sąd wydał korzystny dla niego wyrok, automatycznie stracił prawo jazdy. Takie przepisy wydają się niesprawiedliwe i, zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, są również niekonstytucyjne i w ogóle nie powinny obowiązywać. A mimo to, nadal policja je egzekwuje, zaś kierowcy niczego nie mogą z tym zrobić.
Ostrzegamy też przed ignorowaniem decyzji policjanta. Jeśli zostaniecie zatrzymani za kierownicą podczas 3-miesięcnego okresu karnego, zostanie on wydłużony do 6 miesięcy. Kolejnym razem całkowicie tracicie prawo jazdy.
Wieźliście kiedyś więcej pasażerów, niż przewiduje homologacja waszego samochodu? W przypadku kontroli mogliście stracić za to prawo jazdy. Chociaż nie za jedną dodatkową osobę.
Zgodnie z przepisami, dopiero gdy macie przynajmniej trzech nadprogramowych pasażerów, tracicie prawo jazdy na 3 miesiące.
Kiedy stracę prawo jazdy za punkty karne
Przypomnijmy też jak wygląda kwestia utraty prawa jazdy za zbyt dużą liczbę punktów karnych, ponieważ co chwilę coś się w tej sprawie zmienia. Maksymalnie można uzbierać 24 punkty i po przekroczeniu tej wartości jesteśmy kierowani na powtórny egzamin. Jeśli go nie zdamy, trzeba od nowa przejść cały proces ubiegania się o uprawnienia.
Od 17 września 2022 roku maksymalna liczba punktów karnych za jedno wykroczenie to 15, więc wystarczą dwa takie wykroczenia, by pożegnać się z uprawnieniami. Pamiętajcie też, że punkty kasują się teraz po dwóch latach od momentu opłacenia mandatu.
Wiele wskazuje jednak na to, że czeka nas kolejna zmiana w kwestii punktów karnych i będą się one kasowały po roku. Mają powrócić także kursy reedukacyjne, pozwalające na wykasowanie 6 punktów raz na pół roku. Ale stosowne przepisy nie weszły jeszcze w życie.
Ile punktów karnych za przekroczenie prędkości w 2023 roku?
Ponieważ ten tekst jest głównie o karach za przekroczenie prędkości, przypomnijmy jeszcze, ile punktów można dostać za zbyt szybką jazdę:
Policja zatrzymała kierowcę Porsche ze sprytnym gadżetem
Policjanci z Ontario w Kanadzie zauważyli podczas swojego patrolu podejrzane Porsche Panamera. Wydawało się, że czarna limuzyna nie ma tablicy rejestracyjnej. Prawda jednak zaskoczyła funkcjonariuszy.
Kierowca Panamery przyznał się, że zamontował w swoim aucie gadżet rodem z filmów o Jamesie Bondzie. Tablica zamontowana była w specjalnej ramce z elektrycznie sterowaną roletą. Dzięki temu można było podczas jazdy zakryć rejestrację.
The Milton District Response Unit stopped what they thought was a un-plated vehicle tonight. Investigation revealed that the driver had a licence plate concealing device. The driver was charged. The licence plate could be concealed by pressing a button from the driver’s seat! ^cm pic.twitter.com/WHpGvVmXWv
W komunikacie policyjnym nie ma słowa na temat przedniej rejestracji, ale na przykład niektóre stany w USA pozwalają na korzystanie tylko z tylnej tablicy, więc tu mógł być podobny przypadek. Nie wiemy, gdzie Porsche jest zarejestrowane, ponieważ policjanci przezornie ją wypikselowali, chyba w celu ochrony dóbr osobistych samochodu.
Bohater tej historii dostał mandat w wysokości 110 dolarów, za ukrywanie swojej tablicy rejestracyjnej. Ale to nie koniec jego kłopotów, ponieważ policjanci podejrzewają, że używał swojego gadżetu, aby uniknąć wykrycia przez system kontrolujący uiszczenie opłaty za korzystanie z autostrady. Przyznacie, że to wyjątkowe skąpstwo – jeździć Panamerą 4S, ale oszczędzać parę dolarów za jazdę autostradą.
W Polsce zakrywanie tablicy rejestracyjnej taryfikator wycenia na 500 zł. W przypadku wykrycia unikania opłat za jazdę płatnymi odcinkami, trzeba też liczyć się z dodatkowymi karami.
Natomiast jazda w ogóle bez tablic rejestracyjnych, to grzywna w wysokości 1500 zł.
Do tragedii doszło 20 października 2019 roku na przejściu dla pieszych na ulicy Sokratesa w Warszawie. W stronę rodziców z dzieckiem, przechodzących przez ulicę, jechało pomarańczowe BMW. Mężczyzna zdążył odepchnąć żonę i dziecko, ale sam zginął uderzony przez samochód.
Wyrok w tej sprawie zapadł w listopadzie 2021 roku, kiedy Sąd Okręgowy w Warszawie skazał 33-letniego Krystiana O. na 7 lat i 10 miesięcy pozbawienia wolności i 15-letni zakaz prowadzenia pojazdów. Zdarzenie zostało zakwalifikowane jako nieumyślne spowodowanie wypadku, chociaż prokuratura domagała się uznania czynu za zabójstwo.
Później sprawa trafiła do sądu apelacyjnego, który podtrzymał wyrok, ale z tą różnicą, że skrócił karę więzienia o 4 miesiące. Dlaczego tak się stało?
Pieszy przyczynił się do wypadku, bo nie zauważył jaskrawego auta
Na to pytanie dopiero teraz poznaliśmy odpowiedź, za sprawą portalu brd24.pl, który dotarł do uzasadnienia wyroku, ogłoszonego przez sąd apelacyjny. Okazuje się, że kara została złagodzona, ponieważ pieszemu przypisano część winy za zdarzenie. Jak czytamy w uzasadnieniu:
zachowanie szczególnej ostrożności na przejściu dla pieszych oznacza przede wszystkim konieczność obserwowania przez pieszego odcinka drogi, przez który przechodzi i w konsekwencji tego, jak zostało to wskazane w tezie 2 w: M. Ł., Prawo o ruchu drogowym. Komentarz (opublikowano: Lexis Nexis 2012), >>powinien on zwiększyć uwagę i dostosować swoje zachowanie do warunków i sytuacji zmieniających się na drodze w stopniu umożliwiającym odpowiednio szybkie reagowanie. Przed wejściem na jezdnię powinien on dokonać oceny sytuacji, pamiętając jednocześnie o obowiązkach wynikających z art. 14 p.r.d. Pieszy powinien także uwzględnić prędkość, z jaką poruszają się pojazdy znajdujące się na drodze (…)<<
Sąd obniżył karę dla sprawcy głośnego wypadku na ul. Sokratesa w Warszawie. Uznał, że pieszy mógł dostrzec pędzące BMW. Bo było „jaskrawe” i jeden ze świadków stwierdził, że było słychać „ryk silnika”.https://t.co/etaEOnzHwi
jakkolwiek winnym zaistnienia przedmiotowego wypadku był Krystian O., to jednak Adam G., gdyby zachował się w pełni w sposób uwzględniający dyspozycję przepisu art. 13 ust. 1 p.r.d., mógł i powinien go uniknąć. Stąd stanowisko sądu, że w niewielkim stopniu on również przyczynił się do jego zaistnienia
Skąd wiadomo, że pokrzywdzony, nie zachował właściwej ostrożności? Stwierdzono to między innymi na podstawie zeznań świadka zdarzenia:
Ustalenia te w szczególności potwierdzone są zeznaniami W. B. z rozprawy sądowej, gdzie świadek ten m.in. powiedział, że >>Pamiętam ten hałas jaki się pojawił w związku z nadjeżdżaniem samochodu, był głośny, przejmujący, zwróciłem uwagę na ten hałas. Później moja uwaga zaczęła się koncentrować między tymi ludźmi na przejściu a samochodem (…) Przeraziłem się, bo widziałem, że ci ludzie się chyba nie zatrzymują, a ten samochód również nie zdąży się zatrzymać (…) wówczas byłem po przeciwległej stronie przejścia, jeszcze na chodniku (…) 5-7 metrów od przejścia (…) to wejście tej rodziny na ulice było dosyć takie pewne i energiczne. Przeraziła mnie ta pewność wejścia na ulicę w związku z tym hałasem, który nagle się pojawił. Doszedłem do przekonania, że nic dobrego nie może się wydarzyć (…) Wiem, że jak byli na przejściu dla pieszych, już słyszałem ten samochód. Najpierw go usłyszałem (…) Nie zaobserwowałem żadnych ruchów pieszych dotyczących tego, czy oni sprawdzają co się dzieje na pasie obok…<<
Według nieoficjalnych ustaleń brd24.pl, pełnomocnik rodziny poszkodowanego zwróciła się do Prokuratora Generalnego o wniesienie skargi nadzwyczajnej w tej sprawie.
Czy pieszy może być winnym potrącenia przez samochód?
Wbrew pozorom oraz błędnym interpretacjom obecnych przepisów, pieszy może być obwiniony za bycie potrąconym na pasach. Zgodnie z art. 14 Kodeksu drogowego zabrania się:
wchodzenia na jezdnię bezpośrednio przed jadący pojazd, w tym również na przejściu dla pieszych,
wchodzenia na jezdnię spoza pojazdu lub innej przeszkody ograniczającej widoczność drogi;
przechodzenia przez jezdnię w miejscu o ograniczonej widoczności drogi;
zwalniania kroku lub zatrzymywania się bez uzasadnionej potrzeby podczas przechodzenia przez jezdnię lub torowisko;
przebiegania przez jezdnię;
chodzenia po torowisku;
wchodzenia na torowisko, gdy zapory lub półzapory są opuszczone lub opuszczanie ich rozpoczęto;
przechodzenia przez jezdnię w miejscu, w którym urządzenie zabezpieczające lub przeszkoda oddzielają drogę dla pieszych albo chodnik od jezdni, bez względu na to, po której stronie jezdni one się znajdują;
korzystania z telefonu lub innego urządzenia elektronicznego podczas wchodzenia lub przechodzenia przez jezdnię lub torowisko, w tym również podczas wchodzenia lub przechodzenia przez przejście dla pieszych – w sposób, który prowadzi do ograniczenia możliwości obserwacji sytuacji na jezdni, torowisku lub przejściu dla pieszych.
Pieszy łamiący te zasady może stać się winnym lub współwinnym własnego potrącenia.
Dlaczego sąd obniżył wyrok kierowcy BMW z Sokratesa?
Tok rozumowania sądu, chociaż wielu wydaje się być bezduszny, jest całkowicie umocowany w prawie. Poza cytowanymi przez sąd komentarzami do Kodeksu drogowego, przypomnijmy jeszcze jeden jego zapis (art. 3, ust. 1):
Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze są obowiązani zachować ostrożność albo gdy ustawa tego wymaga – szczególną ostrożność, unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny oraz narazić kogokolwiek na szkodę. Przez działanie rozumie się również zaniechanie.
Wykładnia tego przepisu jest prosta. Ustawodawca zaznacza, że każdy uczestnik ruchu, ma obowiązek obserwować sytuację i w razie zagrożenia mu przeciwdziałać (brak reakcji na zagrożenie, to właśnie zaniechanie). Człowiek może popełnić błąd, ale jeśli drugi pozostaje uważny, można uniknąć nieszczęścia. A o to przecież tak naprawdę chodzi.
Argument o pomarańczowym i głośnym BMW może wydać się kuriozalny, ale zgodnie z zeznaniami świadka, naprawdę samochód bardzo zwracał uwagę. Tymczasem według świadka piesi weszli na pasy (inny pojazd zatrzymał się przed przejściem) i nie obserwowali sytuacji na drodze, a to był ich obowiązek.
Czy wyrok sądu można nazwać zrzucaniem winy na ofiary wypadków? Bynajmniej. Obniżenie kary było symboliczne, a zwróciło uwagę na kwestię, która zwykle nie przebija się do mainstreamu, gdy mówi się o głośnych zdarzeniach. Piesi mają swoje prawa (rozszerzone właśnie jako reakcja rządu na wypadek na Sokratesa), ale mają też obowiązki. Przepisy wymagają od nich, żeby chociaż w podstawowym zakresie, zatroszczyli się o własne bezpieczeństwo. To chyba niewiele?
Wyłączona sygnalizacja na przejściu – kto ma pierwszeństwo?
Całe zdarzenie rozegrało się w obrębie skrzyżowania z wyłączoną sygnalizacją świetlną. Takie miejsca same w sobie są niebezpieczne – kilka pasów ruchu, przejście dla pieszych i kierowcy przyzwyczajeni, że w tym miejscu nie muszą się zastanawiać nad pierwszeństwem.
Przy wyłączonej sygnalizacji robi się znacznie trudniej, ale to przecież nic, czego nie ogarnąłby każdy, kto ma prawo jazdy, prawda?
No to pytanie dla was – autor nagrania jechał drogą z pierwszeństwem, więc sprawa jest jasna. Ale czy miał pierwszeństwo przed pieszym? Czy musiał się zatrzymać?
Kiedy pieszy ma pierwszeństwo?
Zgodnie z przepisami, pierwszeństwo ma pieszy, który znajduje się na pasach lub wchodzi na pasy. Ten pieszy stał pośrodku wysepki i patrzył na samochody. Czy chciał przejść? Wydaje się, że tak. Czy wchodził na pasy? Nie. To miał pierwszeństwo czy nie?
Autor nagrania uznał, że owszem i zatrzymał się. Ta sztuka nie udała się jadącemu za nim kierowcy Forda Mondeo, który chcąc uniknąć kolizji, zjechał na prawo i uderzył w słup.
Po trzech paskach na dresie widać, że to jeden z tych, co jeżdżą szybko, ale bezpiecznie.
Nie no dajcie żyć. Jeżeli hamulec działał tylko na lewy tył z łysym kapciem, to i tak te hamowanie z 40kmh na mokrym wyszło super. Robił, co mógł.
Jechał szybciej, żeby był większy pęd powietrza by szpachla się szybciej na błotniku utwardziła. Farba została jeszcze po malowaniu płotu i nie chciał żeby się zmarnowała. Teraz cała naprawa psu w budę bo przód się skończył.
Nie mogę przestać się śmiać
Takie między innymi komentarze można znaleźć pod tym nagraniem, które ma tytuł „Awaria mózgu”.
Według nas to doskonałe pytanie. Kierowca Mondeo? Popatrzmy najpierw na nagrywającego. Porusza się w terenie zabudowanym po mokrej i śliskiej nawierzchni. Zbliża się do skrzyżowania z niedziałającą sygnalizacją świetlną, więc powinien brać pod uwagę, że nagle wyjedzie mu jakiś samochód z podporządkowanej, albo na drogę wyskoczy pieszy. Czy jedzie przepisowo?
Nie, odczyt z GPS podaje 60 km/h, co na liczniku przekłada się pewnie na jakieś 65 km/h. Zbliżając się do skrzyżowania i przejścia powinien zachować szczególną ostrożność i zwolnić. A co robi? Przyspiesza. Wjeżdżając na skrzyżowanie ma już 64 km/h, co daje licznikowo jakieś 70 km/h. Niezły wynik.
Nagle autor nagrania zauważa pieszego i gwałtownie hamuje, zatrzymując się przed pasami. Tego nie przewidział wspomniany już kierowca Mondeo.
To kto tu miał awarię mózgu? Nagrywający, który beztrosko łamie przepisy, ale nagle czuje przypływ praworządności i gwałtownie zatrzymuje się na środku śliskiej drogi? Czy jadący za nim kierowca, który nie widząc żadnego zagrożenia przed sobą i utwierdzony stylem jazdy poprzednika, że on też niczego takiego nie widzi, dał się zaskoczyć?
Policja zatrzymała kierowcę za prędkość, a potem jeszcze raz, gdy odjeżdżał
Jak informuje „Rzeczpospolita”, zaczęło się od zatrzymania pewnego kierowcy przez patrol policji, za przekroczenie dozwolonej prędkości o 20 km/h. Kierujący odmówił przyjęcia mandatu, twierdząc, że jechał przepisowo.
Po zakończonej interwencji zatrzymany odjechał na tyle dynamicznie, że policjanci raz jeszcze zmierzyli mu prędkość. Według radaru jechał on wtedy 107 km/h w terenie zabudowanym. Ponownie został zatrzymany do kontroli i ponownie odmówił przyjęcia mandatu. Policjanci sporządzili więc wniosek o ukaranie go do sądu, ale zatrzymali mu też prawo jazdy na 3 miesiące. Zgodnie z prawem (które zgodnie z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, nie powinno obowiązywać) zatrzymanie uprawnień następuje automatycznie, bez względu na okoliczności i nie można się od niego odwołać.
Pierwszy proces kierowca przegrał, ale odwołał się do drugiej instancji. Sąd nakazał ponowne rozpoznanie sprawy. Wątpliwości budziło przede wszystkim to, że w momencie przeprowadzenia pomiaru, samochód oskarżonego oddalił się o 132 metry, a to zbyt krótki dystans, by mógł osiągnąć 107 km/h. Potwierdzili to biegli.
Mieli oni też zastrzeżenia do samego urządzenia, którym dokonano pomiaru, czyli ręcznego miernika laserowego Ultralyte LTI 20-20 100L. Po pierwsze pomiar musiałby być przeprowadzony podczas celowania w tablicę rejestracyjną – jeśli wiązka nie trafi na pionową powierzchnię, może ześlizgnąć się i nie będzie dało się określić, czego prędkość została zmierzona.
Uwagi były też inne. Jak relacjonował obrońca oskarżonego:
Najlepiej też, aby w trakcie kontroli policjant stał na wprost pojazdu, chociaż wiadomo, że zwykle znajduje się on na krawędzi jezdni. Wówczas jednak pomiar dokonywany jest pod kątem, co może sprawić, że wiązka ześlizgnie się po karoserii, a to wpłynie na jego ostateczny efekt.
Gwoździem do trumny było zwrócenie uwagi, że używany przez policję Ultralyte LTI 20-20 100L nie robi zdjęcia kontrolowanego pojazdu, a wiec nie spełnia wymagań ministra gospodarki w sprawie warunków technicznych urządzeń pomiarowych, wykorzystywanych przez policję. Nie powinien on się więc znaleźć na wyposażeniu policji, a używanie go jest bezprawne. Pomiary nim wykonywane nie mogą zatem stanowić dowodu w sądzie.
Policja nie widzi problemu z nielegalnymi miernikami prędkości
Skoro sąd uznał, że policja bezprawnie korzysta z niedopuszczonych do użytku urządzeń pomiarowych, powinno to chyba dać początek masowym kontrolom policyjnego sprzętu i natychmiastowym zaprzestaniem używania tego, który nie spełnia wymogów. Jednak cytowany przez „Rzeczpospolitą” rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Ciarka, nie widzi problemu:
Urządzenia LTI 20/20 TruCam, zgodnie ze stanowiskiem Głównego Urzędu Miar, zostały sprawdzone w toku prowadzonego postępowania w przedmiocie ewentualnego cofnięcia decyzji zatwierdzającej typ przedmiotowych przyrządów, które zakończyło się decyzją o jego umorzeniu, z uwagi na brak okoliczności kwalifikowanych jako przesłanki do cofnięcia decyzji zatwierdzenia typu. Sprzęt używany przez policję zapewnia prawidłowe wykonywanie pomiarów prędkości podczas kontroli ruchu drogowego, zgodnie z obowiązującymi przepisami.
Policja nielegalnie mierzy prędkość i nic na to nie poradzimy
Pan rzecznik wydaje się nie zauważać jednej rzeczy. Skoro sąd wskazuje, że policyjny miernik, zgodnie z wymogami ministerstwa, musi robić zdjęcia kontrolowanym pojazdom, a dany model urządzenia tego nie robi, to znaczy, że nie spełnia wymogów i nie można z niego korzystać. Jeśli mimo to otrzymał zatwierdzenie Głównego Urzędu Miar, to jest to zatwierdzenie wystawione niezgodnie z prawem. Nietrudno chyba zerknąć do wymagań ministerstwa, a potem na posiadany przez policję miernik i stwierdzić – ma on funkcję robienia zdjęć, czy nie?
Ale żyjemy w Polsce. Nikt nie zainspiruje się wyrokiem krakowskiego sądu, aby sprawdzić, czy policja w całej Polsce używa nielegalnych mierników prędkości. Przez długie lata drogówka korzystała przecież z niesławnych Iskier, które mierzyły trudno powiedzieć co – może prędkość samochodu, może przelatującego ptaka. Obecnie stosowane mierniki laserowe są znacznie precyzyjniejsze, ale również bardzo wrażliwe na jakikolwiek błąd operatora.
Ta wiedza niczego nie zmienia, może najwyżej pomóc pojedynczym kierowcom w sądowej batalii. Ale policja dalej będzie korzystać ze swoich mierników. Tak jak dalej zatrzymuje prawa jazdy na 3 miesiące, chociaż zabronił tego wyrok Trybunału Konstytucyjnego.
Niemałe zaskoczenie musieli przeżyć funkcjonariusze z Nadrenii Północnej-Westfalii, gdy zobaczyli jedno ze zdjęć, jakie zrobił ich fotoradar. Za kierownicą Renault Twingo siedział pies.
Po bliższych oględzinach zdjęcia widać, że pies siedział obok, ale nachylił się w stronę kierowcy. Kąt ustawienia fotoradaru był na tyle duży, że to wystarczyło, by twarz kierowcy została zasłonięta.
Policja bezsilna wobec psa za kierownicą samochodu
Miejscowi policjanci przyznają, że mają teraz poważny problem. Co prawda kierowca nie jechał bardzo szybko, bo przekroczył limit 50 km/h o 11 km/h, ale za takie wykroczenie też należy mu się mandat – 50 euro.
Rzecznik miejscowej policji przekazał jednak „Bildowi”, że ponieważ nie można ustalić, kto siedział za kierownicą, sprawca może uniknąć odpowiedzialności.
Na zdjęciu z fotoradaru nie widać kierowcy. Czy da się uniknąć mandatu?
Nie znamy procedur niemieckiej policji, dotyczących zdjęć z fotoradarów, ale nie wydają się być bardzo restrykcyjne. Co innego w Polsce. Szansa, że pies zasłoni czyjąś twarz są niewielkie, ale zdjęcie twarzy może być niewyraźne, albo kierowca mógł się przypadkiem zasłonić ręką. Niektóre fotoradary robią też zdjęcia pojazdów z tyłu.
Dla polskich służb to nie problem. Wraz ze zdjęciem oraz mandatem, właściciel pojazdu otrzymuje formularz, w którym albo przyznaje się do wykroczenia, albo wskazuje osobę, której w danym momencie powierzył pojazd. Jeśli tego nie zrobi, zapłaci dwukrotność grzywny przewidzianej za wykroczenie, ale nie mniej niż 800 zł. To zwykle rozwiązuje problem kierowców, których nagle dopadła „amnezja”.
Niestety (dla kierowcy) bardzo dużo. Policjant podczas kontroli może między innymi:
skontrolować dokumenty kierowcy
sprawdzić dokumenty i stan prawny pojazdu
zbadać trzeźwość kierującego
sprawdzić stan techniczny samochodu (a nawet odbyć jazdę próbną)
przeszukać samochód
Zwykle policjanci ograniczają się do weryfikacji dokumentów i wypisania mandatu za wykroczenie, będące powodem zatrzymania. Czasami przy okazji sprawdzają też trzeźwość kierującego. Ale nie zawsze tak jest.
Kierowca powinien pamiętać podczas kontroli, że prawo nie daje policjantowi władzy absolutnej. Ograniczony jest przepisami i procedurami, ale wiele zależy też od jego subiektywnej oceny sytuacji.
Tak jest na przykład w przypadku przeszukania samochodu. Odpowiednie regulacje znajdziemy w ustawie o policji:
Policjanci wykonując czynności, o których mowa w art. 14, mają prawo dokonywania kontroli osobistej, a także przeglądania zawartości bagaży i sprawdzania ładunków w portach i na dworcach oraz w środkach transportu lądowego, powietrznego i wodnego w razie istnienia uzasadnionego podejrzenia popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary lub w celu znalezienia:
broni lub innych niebezpiecznych przedmiotów mogących służyć do popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary
przedmiotów, których posiadanie jest zabronione, lub mogących stanowić dowód w postępowaniu prowadzonym w związku z realizacją zadań, o których mowa w art. 1 ust. 2 pkt 1, 2, 3a, 4, 4a, 6 i 7, oraz przepisów innych ustaw określających zadania policji
przedmiotów podlegających przepadkowi w przypadku uzasadnionego przypuszczenia posiadania przez osobę broni lub takich przedmiotów lub uzasadnionego przypuszczenia ich użycia do popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary
na zasadach i w sposób określony w art. 15d i art. 15e
Kiedy policjant może zdecydować o przeprowadzeniu takiej kontroli? Dopuszczalne jest to w przypadku:
podejrzenia popełnienia przestępstwa lub wykroczenia przez kierującego pojazdem
podejrzenia, że pojazd pochodzi z przestępstwa (jest kradziony) lub w pojeździe znajdują się osoby, które popełniły przestępstwo
uzasadnionego podejrzenia, że pojazd zagraża bezpieczeństwu ruchu (np. zły stan techniczny lub kierowca pod wpływem alkoholu)
wykonywania czynności służbowych na miejscu zdarzenia drogowego
zgłoszenia interwencji przez obywateli
podejrzanego zachowania kierującego pojazdem
Policjant musi więc kierować się bardzo konkretnymi wytycznymi. Lecz większość z nich zawiera słowo „podejrzenie”. Funkcjonariusz może zatem w każdej sytuacji powiedzieć, że właśnie pojawiło się u niego takie podejrzenie i musi przeszukać nasz pojazd.
Kierowca nic nie może na to poradzić, ponieważ musi wykonywać wszystkie polecenia funkcjonariusza. Ale jest jedno wyjście z takiej sytuacji.
Jak „przekonać” policjanta do zakończenia kontroli?
Jeśli policjant zdecyduje o przeszukaniu samochodu, jest niewielka szansa, że mu ją wyperswadujecie. Skoro nie chcecie, by ją przeprowadzał, to pewnie macie coś na sumieniu. Ale jest inny, lepszy sposób.
Wystarczy, że poprosicie funkcjonariusza o spisanie protokołu z przeszukania. Jest to jego obowiązek i nie może wam odmówić. Trik polega na tym, że spisywanie takiego protokołu jest czasochłonne i wymaga odnotowania każdego znalezionego w pojeździe przedmiotu. Taki protokół jest też dokumentem, na który możecie powołać się, podczas składania skargi na zachowanie policjanta. On dobrze o tym wie i raczej nie będzie chciał się tłumaczyć przełożonym, dlaczego zdecydował się sprawdzać wasze auto, bez twardych dowodów na to, że możecie coś ukrywać.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad poinformowała o rozpoczęciu nowego remontu na autostradzie A4. Chodzi o fragment od granicy województwa opolskiego do okolic węzła Gliwice Ostropa. Na czas wykonywania tych punktowych remontów kierowcy będą mieli do dyspozycji jeden z dwóch pasów ruchu. Wprowadzone zostanie ograniczenie prędkości do 80 km/h. Przy sprzyjających warunkach pogodowych prace powinny zakończyć się do 12 maja.
GDDKiA informuje także o remoncie całej szerokości jezdni na autostradzie A4
Oprócz remontów punktowych, GDDKiA zapowiada także remont obejmujący odcinek o długości prawie 4,5 km w okolicy węzła Gliwice Ostropa. Zakres prac będzie zróżnicowany. Górna warstwa nawierzchni, ścieralna, wymieniona będzie na całej szerokości jezdni. Warstwa środkowa, wiążąca, na całej długości pasa prawego i lokalnie lewego. Z kolei najniżej położona warstwa, podbudowa, lokalnie na prawym pasie.
Rozpoczęcie robot remontowych powinno nastąpić 15 maja i potrwać do 30 lipca. W ramach tego remontu zostaną wyremontowane dwie łącznice węzła Gliwice Ostropa, zjazdowa i wyjazdowa jezdni w kierunku na Katowice.
Nowa organizacja ruchu na autostradzie A4
Dla przeprowadzenia prac na autostradzie A4 zmieniona zostanie organizacja ruchu na obu jezdniach, na odcinku o długości ponad 6 km. Wprowadzanie nowej organizacji ruchu rozpoczęło się dzisiaj i potrwa aż do 14 maja.
W pierwszej kolejności na jezdni w kierunku Wrocławia, za węzłem Gliwice Bojków, wyłączony zostanie z ruchu lewy pas. Zostanie zamontowana separacja kierunków ruchów, tak aby na czas remontu na jezdni na Wrocław można było poprowadzić ruch dwukierunkowo – dwoma pasami na Wrocław i jednym pasem na Katowice.
Z kolei remont jezdni na Katowice powinien rozpocząć się 15 maja. Pierwszy etap obejmie wymianę nawierzchni na pasie prawym, a kierowcy będą korzystać z lewego. Po jego wykonaniu ruch zostanie przeniesiony na wyremontowany pas, co umożliwi wykonanie remontu na drugim pasie. W czasie remontu kierowcy będą dysponowali dwoma pasami w każdym kierunku. Obowiązywać będzie ograniczenie prędkości. Na większości odcinka do 80 km/h, a w miejscach newralgicznych do 60 km/h.
Na czas remontu łącznic wjazdowych i zjazdowych na Katowice węzła Gliwice Ostropa wprowadzony zostanie objazd poprzez węzły Kleszczów i Gliwice Sośnica.
Znak o którym mówimy to biała, prostokątna tablica z czarnymi oznaczeniami oraz rysunkiem wyobrażającym skierowaną w dół kamerę. Napis na nim głosi „überwachung handyverbot”. Pierwsze słowo oznacza „monitoring”, zaś drugie to typowo niemiecki zbitek, oznaczający „zakaz (używania) telefonów komórkowych”.
Znak taki ostrzega więc przed monitoringiem, wychwytującym kierowców korzystających z telefonów komórkowych podczas jazdy. Zwykle pod takim znakiem znajduje się też dopisek z podaną liczbą kilometrów. To na takim dystansie możemy spodziewać się kontroli.
Jak policja łapie kierowców korzystających z telefonów komórkowych
Sposób prowadzonych kontroli, możecie zobaczyć na poniższym nagraniu. Na kładce znajdującej się nad autostradą, ustawiana jest specjalna kamera, połączona z nieoznakowanym busem. W nim znajduje się centrum monitoringu, pozwalające funkcjonariuszom prowadzić obserwację drogi.
Niemiecka policja korzysta z holenderskiego systemu Monocam, który automatycznie wychwytuje kierujących, którzy trzymają w ręce telefon lub tablet i robi takiemu delikwentowi zdjęcie. Funkcjonariusz musi tylko sprawdzić, czy rzeczywiście sfotografowany kierowca popełnił wykroczenie.
Jaki mandat za korzystanie z telefonu podczas jazdy?
Złapany w ten sposób kierowca, musi przygotować się na mandat w wysokości 100 euro (ok. 456 zł) oraz 1 punkt karny. W Polsce za takie wykroczenie zapłacimy 500 zł, ale dostaniemy aż 12 punktów karnych, czyli połowę limitu. Łatwo w ten sposób stracić prawo jazdy.
W Polsce co prawda nie ma (jeszcze) takie systemu jak wykorzystywany jest przez służby niemieckie, ale nasza policja coraz częściej korzysta z dronów. W ten sposób może wykrywać różne wykroczenia, pozostając niezauważoną. Funkcjonariusze nie muszą też ostrzegać kierowców, że wjeżdżają w strefę monitorowania ich zachowania.
Właściciel Riviana R1T miał przykrą przygodę – inny kierowca wjechał w tył jego samochodu. Na szczęście przy niewielkiej prędkości, więc nikomu nic się nie stało.
Wspomniany model to pickup, więc nawet uszkodzenia nie były duże. Istotne elementy, takie jak światła, w ogóle nie ucierpiały, a do wymiany był właściwie tylko zderzak. Prosta i tania sprawa.
Tak wydawało się tez ubezpieczycielowi sprawcy, który przysłał poszkodowanemu czek na 1600 dolarów (około 6600 zł) na pokrycie szkód. Auto trafiło do wyznaczonego przez producenta serwisu i wtedy dopiero się zaczęło.
Naprawa uszkodzonego zderzaka kosztowała ponad 170 tys. zł
Naprawa Riviana R1T wydawała się czymś prostym, ale serwisowi zajęło to ponad 2,5 miesiąca. Po tym czasie auto wróciło do właściciela, a warsztat wystawił rachunek na 42 tys. dolarów (ok. 174 tys. zł). Skąd tak przerażająca kwota?
Okazało się, że serwis rozebrał pół samochodu, zanim zabrał się za wymianę zderzaka. Takie postępowanie tłumaczone było troską o bezpieczeństwo. Ponieważ Rivian R1T to elektryczny samochód, gdyby uderzenie wywołało jakieś uszkodzenia w instalacji wysokonapięciowej lub w samej baterii, oznaczałoby to ryzyko samozapłonu samochodu. Troska i środki ostrożności były więc zrozumiałe, ale za takie pieniądze?
Czy naprawy elektryków zrujnują właścicieli?
Rivian R1T kosztuje 73 tys. dolarów (ok. 302 tys. zł), a więc wymiana w nim zderzaka (plus oględziny samochodu) kosztowały więcej niż połowa jego wartości. Dla właściciela nie był to problem, bo koszty musiał wziąć na siebie ubezpieczyciel sprawcy.
Ale co gdyby zdarzenie było z winy właściciela Riviana? Wziąłby kredyt na wymianę zderzaka zgodną z zaleceniami producenta? Czy raczej jeździłby uszkodzonym autem, trzymając kciuki, żeby pewnego dnia nie stanął w płomieniach? Trudny wybór, a popularyzacja aut elektrycznych może sprawić, że podobne dylematy będzie miało coraz więcej kierowców.
Kiedy stoicie na światłach lub w korku, może okazać się, że znajdujecie się na pochyłości terenu i albo musicie trzymać nogę na hamulcu, albo zaciągnąć hamulec ręczny. Jeśli macie auto z elektrycznym ręcznym, to drugie rozwiązanie zwykle jest niewygodne, a w samochodach ze skrzynią automatyczną w ogóle niezalecane.
Rozwiązaniem wszystkich tych niedogodności jest funkcja auto hold. Gdy zatrzymacie się i zdejmiecie nogę z pedału hamulca, auto utrzyma ciśnienie w układzie hamulcowym , co pozwoli wam swobodnie czekać na możliwość kontynuowania jazdy. Docenią to szczególnie właściciele samochodów z automatyczną skrzynią biegów, ale przyda się też tym z przekładnią manualną, podczas ruszania pod górę.
Odpowiedzi na to pytanie najlepiej szukać w instrukcji obsługi samochodu, ponieważ producenci stosują różne sposoby aktywowania auto holda. Często odpowiedni przycisk znajdziemy obok przełącznika elektrycznego hamulca ręcznego, ale żeby zadziałał mogą pojawić się dodatkowe wymagania. Przykładowo może trzeba mieć jednocześnie wciśnięty hamulec, albo zapięte pasy.
Aktywacja funkcji auto hold może być także ukryta w ustawieniach samochodu. Jeśli nie widzicie fizycznego przycisku, można poszukać jej na centralnym ekranie, chociaż niektórzy producenci nadal ustawienia pojazdu umieszczają w komputerze pokładowym.
Jest jeszcze trzecia opcja – auto hold może być zawsze dostępny, ale żeby go aktywować, trzeba po zatrzymaniu, mocniej docisnąć hamulec. Jeśli tego nie zrobimy, pojazd zacznie się toczyć, gdy zdejmiemy nogę z hamulca.
Czy mogę mieć elektryczny hamulec ręczny bez auto holda?
Auto hold zaczął pojawiać się w samochodach z elektrycznym hamulcem ręcznym, ale brak tradycyjnego ręcznego nie znaczy, że mamy auto hold. Wszystko zależy od decyzji producenta. Niektóre modele mogły mieć jeden lub drugi rodzaj hamulca ręcznego, a także posiadać lub nie funkcję auto hold. Jeśli nie jesteście pewni jak jest w przypadku waszego auta, sięgnijcie do instrukcji obsługi.
Wyprzedzanie z prawej strony wzbudza wiele wątpliwości i niezadowolonych spojrzeń mijanych z lewej strony kierowców. Czy obrzucając nas pogardliwym wzrokiem mają rację? Czy mamy prawo do przepisowego wyprzedzania aut prawym pasem podczas jazdy w aglomeracji? Dowiedzmy się więc, kiedy można wyprzedzać z prawej strony podczas jazdy w mieście.
Jak prawidłowo wyprzedzać? Co o wyprzedzaniu mówią przepisy?
Zanim przejdziemy do meritum, wyjaśnijmy sobie podstawowe zagadnienia, związane z wyprzedzaniem. Zgodnie z ustawą Prawo o ruchu drogowym wyprzedzaniem jest:
Przejeżdżanie (przechodzenie) obok pojazdu lub uczestnika ruchu poruszającego się w tym samym kierunku.
Oznacza to, że nie musimy zmieniać pasa ruchu na ten do jazdy w przeciwnym kierunku, aby „wyprzedzić”. Tak wygląda wyprzedzanie na drodze jednopasmowej, ale na drodze dwupasmowej każdy kierowca może jechać swoim pasem i ze swoją prędkością, a i tak powiemy, że jeden wyprzedził drugiego.
Kierowca podczas wyprzedzania ma szereg obowiązków, takich jak zachowanie szczególnej ostrożności oraz sprawdzenie czy:
ma odpowiednią widoczność i dostateczne miejsce do wyprzedzania bez utrudnienia komukolwiek ruchu;
kierujący, jadący za nim, nie rozpoczął wyprzedzania;
kierujący, jadący przed nim na tym samym pasie ruchu, nie zasygnalizował zamiaru wyprzedzania innego pojazdu, zmiany kierunku jazdy lub zmiany pasa ruchu
zachowuje bezpieczny odstęp od wyprzedzanego pojazdu lub uczestnika ruchu
Co do zasady, wyprzedzać powinno się lewym pasem, ale przepisy przewidują w tym względzie trochę wyjątków. Jakich?
Wyprzedzanie prawą stroną w terenie zabudowanym – kiedy można?
Kierowcy zwykle nie zastanawiają się nad tym, czy w mieście można wyprzedzać z prawej strony czy też nie. Takie podejście wynika prawdopodobnie z tego, że rzeczywiście zwykle jest to dozwolone. Zgodnie z Kodeksem drogowym:
Dopuszcza się wyprzedzanie z prawej strony na odcinku drogi z wyznaczonymi pasami ruchu, jeżeli co najmniej dwa pasy ruchu na obszarze zabudowanym przeznaczone są do jazdy w tym samym kierunku.
Nie znaczy to, że w każdej sytuacji można wyprzedzać z prawej strony w terenie zabudowanym. Są od tej reguły wyjątki.
Wyprzedzanie pojazdów szynowych
Pojazdy szynowe wyprzedzamy z prawej strony. Istnieją dwa wyjątki kiedy można wyprzedzić tramwaj z lewej strony:
na jezdni jednokierunkowej,
jeżeli położenie torów uniemożliwia wyprzedzanie z prawej strony.
Wyprzedzanie po prawej stronie w terenie zabudowanym – kiedy nie można?
Czy dwa pasy w mieście wystarczają, żeby móc wyprzedzać inne pojazdy z prawej strony? Nie wystarczą – manewr taki jest zabroniony:
na drodze bez wyznaczonych pasów ruchu
przy dojeżdżaniu do wierzchołka wzniesienia
na zakręcie oznaczonym znakiem ostrzegawczym
na skrzyżowaniach, przejściach dla pieszych i innych miejscach, gdzie wyprzedzanie jest zabronione
Wyjaśnienia wymaga szczególnie pierwszy podpunkt. Jeśli jedziemy droga na tyle szeroką, aby zmieściły się tam obok siebie dwa pojazdy dwuśladowe, a nie ma żadnego oznakowania wyznaczającego pasy ruchu, to uznaje się że one tam są. Prawo zna takie pojęcie jak niewyznaczone pasy ruchu, ale w takim przypadku nie wolno wyprzedzać z prawej strony.
Kolejne dwa podpunkty w mieście są rzadko spotykane, zaś ostatni dotyczy sytuacji, w których w ogóle nie wolno wyprzedzać, bez względu na wybrany przez nas pas ruchu.
Decyzja wojewody w sprawie drogi S7 Siedlin-Załuski
Jak informuje GDDKiA, decyzja wojewody umożliwi uruchomienie procedur odszkodowawczych za przejęte nieruchomości pod budowę drogi. To ważna informacja dla właścicieli nieruchomości, którzy musieli rozstać się ze swoim dobytkiem. Szczegóły procedury odszkodowawczej mogą poznać tutaj.
Decyzja wojewody jest także równoznaczna z rozpoczęciem pełnego frontu robót w terenie. Plac budowy ma zostać niezwłocznie przekazany wykonawcy. Czas na to był najwyższy, bo na sąsiednich odcinkach już trwają roboty.
Co trzeba wykonać na nowym odcinku drogi S7?
Etap projektowania S7 Siedlin-Załuski został zakończony, a kolejny to realizacja robót w terenie. W miejscu obecnej dwujezdniowej DK7 powstanie także dwujezdniowa, ale z trzema psami ruchu. Wybudowane zostaną dwa węzły drogowe – Poczernin i Przyborowice, drogi równoległe do obsługi przyległego terenu, urządzenia ochrony środowiska (np. ekrany akustyczne) i bezpieczeństwa ruchu drogowego (np. bariery energochłonne).
Wybudowania nowego fragmentu drogi S7, liczącego 13 kilometrów, podjęła się firma Aldesa Construcciones Polska, a wartość kontraktu to ok. 692,5 mln zł. Zgodnie z podpisaną umową termin zakończenia wszystkich prac to wiosna 2025 r.
Możliwe jednak, że termin ten ulegnie zmianie. Wykonawca złożył roszczenia, w których oczekuje wydłużenia czasu na ukończenie oraz dodatkowych środków finansowych. Zmiana wspomnianego terminu może nastąpić w sytuacji, gdy wykonawca uzasadni, że w czasie realizacji nastąpiły okoliczności, na które nie miał wpływu, a uniemożliwiły one prowadzenie robót.
Policjant zatrzymał do kontroli BMW, drugie BMW prawie go zabiło
Do nieprawdopodobnego zdarzenia doszło na jednej z dróg szybkiego ruchu w Wirginii. Policjant zatrzymał kierującego BMW serii 7 i przeprowadzał kontrolę na pasie awaryjnym. Nagle usłyszał przeraźliwy pisk opon i zobaczył pędzące w jego stronę BMW M3, którego kierowca utracił kontrolę nad pojazdem.
Funkcjonariusz rzucił się do ucieczki, która na nic by się zdała, gdyby nie to, że M3 uderzyło w serię 7. Potem odbiło się od niej i musnęło policjanta, przewracając go, ale nie zrobiło mu poważnej krzywdy. Następnie uderzyło w radiowóz, którego kamera nagrała całe zdarzenie.
Kontrola drogowa prawie zakończyła się tragedią
W zdarzeniu ucierpiał policjant, kierowca BMW serii 7 oraz kierujący i pasażer M3, ale wszyscy oni doznali najwyżej niewielkich obrażeń i żaden z nich nie musiał pozostawać w szpitalu. Ale mogło być zupełnie inaczej.
Oglądając nagranie, natychmiast rzuca się w oczy, że policjant stał przy samej barierze energochłonnej i mógł bez przeszkód przeskoczyć na jej drugą stronę. Zamiast tego zaczął bezmyślnie uciekać, przez co otarł się o śmierć. Wystarczyłby inny kąt uderzenia M3 i funkcjonariusz zostałby zmiażdżony. Szansę na uniknięcie wypadku miał też kierowca serii 7 – gdyby natychmiast ruszył, uniknąłby zdarzenia, wystawiając policjanta na pewną śmierć.
Sporo szczęścia miał też trzeci kierowca BMW – tym razem Z4, który o włos minął się z M3.
Policjanci zwracają uwagę na kąt i wystawiają mandaty
Wyjaśnijmy od razu, że wcale nie zamierzamy tu mówić o jakimś nowym, wprowadzonym potajemnie przepisie, na egzekwowaniu którego policjanci teraz łupią kierowców. Zasada nie jest nowa, ale dopiero od niedawna zaczęło „opłacać się” surowe kontrolowanie jej przestrzegania. Doprowadziło to do coraz częstszych interwencji drogówki.
Mówimy o przejazdach kolejowych, na których umieszczone są rogatki. Każdy rozsądny i myślący kierowca wie, że nie należy wjeżdżać na przejazd, gdy ten właśnie się zamyka. Ale sprawa jest bardziej skomplikowana. Sprawdźmy co ma do powiedzenia na ten temat Kodeks drogowy. Zgodnie z art. 28, ust. 3, pkt. 1:
Kierującemu pojazdem zabrania się objeżdżania opuszczonych zapór lub półzapór oraz wjeżdżania na przejazd, jeżeli opuszczanie ich zostało rozpoczęte lub podnoszenie nie zostało zakończone.
Kluczowe są ostatnie słowa tego zapisu. Ilu kierowców czeka, gdy rogatki zaczęły się już podnosić, do ich całkowitego podniesienia? Wielu rusza, kiedy tylko zdoła pod nimi przejechać, a policja tylko na to czeka. Jeśli zapory nie ustawią się w pionie pod kątem 90 stopni, mandat mamy murowany.
Przepisy są w kwestii przejazdów kolejowych nieubłagane, podobnie jak taryfikator mandatów. Zgodnie z Prawem o ruchu drogowym, kierującemu zabrania się, oprócz już wspomnianego fragmentu o półzaporach:
wjeżdżania za sygnalizator wyświetlający czerwone światło
wjeżdżania na przejazd, jeżeli po drugiej stronie przejazdu nie ma miejsca do kontynuowania jazdy
wyprzedzania pojazdu na przejeździe kolejowym i bezpośrednio przed nim
omijania pojazdu oczekującego na otwarcie ruchu przez przejazd, jeżeli wymagałoby to wjechania na część jezdni przeznaczoną dla przeciwnego kierunku ruchu
Łamanie takich przepisów, jak wjeżdżanie na czerwonym świetle na przejazd kolejowy lub ruszenie zanim zapory się w pełni podniosą, oznacza karę w wysokości 2000 zł oraz 15 punktów karnych. Dużo? Pamiętajcie, że te przewiny objęte są zasadą recydywy, więc taka grzywna to i tak taryfa ulgowa. Drugi taki występek w ciągu kolejnych dwóch lat oznacza 4000 zł mandatu oraz kolejne 15 punktów karnych, co jest równoznaczne z utratą prawa jazdy.
Zero tolerancji dla łamania przepisów na przejazdach kolejowych
Otrzymanie takiej kary staje się coraz bardziej realne. Policjanci coraz częściej obserwują okolice przejazdów kolejowych, a do kontrolowania kierowców wykorzystywane są także drony.
Również PKP obejmuje coraz większą liczbę przejazdów kolejowych monitoringiem i zgłasza policji zarejestrowane wykroczenia. Nie ma się co dziwić, ponieważ nieprzestrzeganie przepisów takim miejscu, to przepis na tragedię. Co Polacy wyprawiają na przejazdach kolejowych, można zobaczyć w poniższej kompilacji nagrań z tych miejsc.
Kupiła nową Skodę Favorit, żeby pojechać nią tylko raz
Po co ci samochód, skoro nie chcesz nim nigdzie jeździć? Na takie pytanie odpowiedź może znać tylko pewna Greczynka, która 30 lat temu, zamówiła nową Skodę Favorit. Zdecydowała się na bazowy egzemplarz LX z silnikiem 1,3 l o mocy 54 KM, ale wyposażonym już w jednopunktowy wtrysk Boscha. Specyfikacja jest uboga i auto nie ma nawet obrotomierza, ale kupująca zażyczyła sobie wyklejenie deski rozdzielczej dekorem, imitującym drewno. Prestiżowo.
Po odbiorze Skody Favorit, właścicielka udała się nią do domu, co musiało być dla niej doświadczeniem, które wystarczyło jej na dekady. Auto z przebiegiem 34 kilometrów zostało zaparkowane w podziemnym garażu na 30 lat.
Nowa 30-letnia Skoda Favorit trafiła na aukcję
Nie wiemy, po co Greczynce był nowy samochód, którym nie zamierzała jeździć, ani go sprzedawać. Wiemy za to, że jesienią ktoś przypadkowo odkrył ten skarb czechosłowackiej myśli technicznej. Po pewnym czasie samochód trafił na aukcję, a kupił go Jiří Mičánek Jr. – kierowca rajdowy.
Favorit kosztowała do 24 tys. euro, co daje jakieś 110 tys. zł (świetny interes dla sprzedającej). Drogo, bo za 66 450 zł można mieć nową Skodę Fabię, która może nie jest wykończona „drewnem”, ale za to ma klimatyzację. Nie jest jednak unikatem.
Nowy właściciel Favorita, chce zachować go w stanie fabrycznej nowości. Jiří Mičánek Jr. planuje eksponować go razem z rajdowym egzemplarzem, który wykupił dawno temu ze szkoły rajdowej swojego ojca.
Zacznijmy od zacytowania samego opisu nagrania (pisownia oryginalna):
Młody kierowca Mini szaleje na ulicach Szczecina. Kierowcy jadą zgodnie z przepisami, ale jemu najwyraźniej bardzo się spieszyło. Jeździł slalomem, poganiał innych kierowców światłami, a gdy trafił na autora nagrania postanowił zabawić się w szeryfa i wyhamować go. Sprawą zainteresował się już Policja a i dane kierowcy są znane. Mamy nadzieje, że pirat pożegna się z prawej jazdy na kilka miesięcy.
Jak było naprawdę? Zobaczmy nagranie.
Widzicie już, co było nie tak? Bo było kilka rzeczy.
Polscy kierowcy nie potrafią jeździć
To jest fakt. Faktem jest również to, że bezmyślna, pozbawiona wyobraźni oraz orientacji w sytuacji drogowej jazda, potrafi mocno zdenerwować niektórych. Nie ma mowy o usprawiedliwianiu niebezpiecznych zachowań, ale nie udawajmy, że próby odnalezienia się w gąszczu bezmyślnych kierowców, to łamanie prawa.
Na nagraniu widzimy trzypasmową drogę. Zgodnie z przepisami należy zająć prawy pas, a wyprzedzać wolniej jadące pojazdy środkowym. Lewy powinien pozostać pusty i dostępny dla najszybciej poruszających się pojazdów, na czas wyprzedzania. Ale nie w Polsce. W Polsce prawy pas jest dla tirów, środkowy dla każdego, kto nie jedzie tirem (prędkość nie ma znaczenia), a lewy dla tych, którzy wyprzedzają, albo niedługo zaczną wyprzedzać.
Co ma zrobić kierowca, który chce jechać szybciej? Kierowca Mini próbuje przeganiać maruderów z lewego pasa, kiedy tylko może wyprzedza ich środkowym pasem, a nawet prawym (!) – jest to dozwolone, ale absurdalne, że trzeba w Polsce wykonywać takie manewry, bo mało kto rozumie, którym pasem należy jechać. I że na drodze wielopasmowej nie można zająć jednego pasa i jechać nim aż do celu.
Na czym polegała przewina kierowcy Mini? Po tym jak autor nagrania blokował mu przejazd (widać wie tyle o przepisach ruchu drogowego, co pozostali kierujący) i zwolnił, gdy kabriolet usiadł mu na zderzaku, jego kierowca wyprzedził nagrywającego, wjechał na lewy pas i zwolnił. Nie przed jego maską, nie do zera. Autor nagrania musiał zmniejszyć prędkość o 20 km/h (!). Cud, że nikomu nic się nie stało.
A teraz sprawą „zainteresował się już Policja”. Mamy nadzieję, że policja zainteresowała się sprawą wszystkich widocznych na nagraniu kierowców. Za niestosowanie się do ruchu prawostronnego oraz utrudnianie ruchu innym jego uczestnikom, taryfikator także przewiduje mandaty.
Ostatni z oddanych odcinków ma ponad 24 km długości i znajduje się między Piotrkowem Trybunalskim oraz Kamieńskiem. To dwie jezdnie o nawierzchni betonowej po trzy pasy ruchu każda. Co prawda kierowcy już pod koniec grudnia ubiegłego roku mogli korzystać z całej szerokości obu jezdni, jednak z ograniczeniem do 100 km/h. Trwały jeszcze prace w otoczeniu trasy głównej. Aktualnie jest to już pełnoprawna autostrada, po której można jechać 140 km/h.
Dodajmy, że na całym, ponad 80-kilometrowym betonowym odcinku od Tuszyna do początku obwodnicy Częstochowy, A1 ma po trzy pasy ruchu. Trwają jeszcze prace przy dobudowie trzeciego pasa ruchu na krótkim, początkowym odcinku obwodnicy Częstochowy, które nie powodują utrudnień w ruchu.
Trwają prace nad dalszym poszerzeniem autostrady A1
Oddanie całej autostrady A1 nie oznacza końca prac na niej. GDDKiA już w styczniu ogłosiła przetarg na opracowanie dokumentacji niezbędnej do poszerzenia autostrady A1 pomiędzy Toruniem a Włocławkiem. Pierwszy przetarg z jesieni ubiegłego roku, zakończył się unieważnieniem postępowania. W drugim udział wzięło dziewięciu wykonawców, a zwycięska oferta opiewa na 2 976 600 zł.
Teraz zadaniem wykonawcy, będzie opracowanie materiałów do wniosku o uzyskanie decyzji środowiskowej dla poszerzenia autostrady A1. Uzyskanie tej decyzji otworzy drogę do realizacji zadania. Docelowo rozbudowa o trzeci pas w obie strony obejmie około 35 km autostrady A1 od węzła Toruń Południe do węzła Włocławek Północ.
Pierwszy odcinek autostrady A1 (Tuszyn – Piotrków Trybunalski) oddano do ruchu w 1989 r., a 30 lat później ruszyła jego przebudowa. Północna część A1, ponad 150 km od Rusocina pod Gdańskiem do Torunia, została wybudowana przez koncesjonariusza w latach 2005-2011. Pięć lat później autostradą można było dojechać ponad 180 km dalej, do Tuszyna. W latach 2007-2014 zrealizowano nieco ponad 90 km A1 umożliwiając przejazd od Pyrzowic do granicy z Czechami w Gorzyczkach. W latach 2015-2019 oddano blisko 60 km autostrady po nowym przebiegu, omijającej Częstochowę i łączącej się z A1 w Pyrzowicach.
W 2018 r GDDKiA podpisała umowy na przebudowę starej A1 od Tuszyna do Piotrkowa Trybunalskiego oraz trzech odcinków DK1 od Kamieńska do początku obwodnicy Częstochowy. W kwietniu 2019 r, zawarto umowę na przebudowę ostatniego fragmentu trasy, od Piotrkowa Trybunalskiego do Kamieńska. To łącznie nieco ponad 80 km trasy.
Teraz kierowcy mają do dyspozycji całą autostradę A1, ponad 560 km od Rusocina do Gorzyczek. Trasę z centrum Gdańska do granicy z Czechami można przejechać pojazdem osobowym, nie przekraczając dopuszczalnej prędkości, w czasie ok. 5 godzin z przerwą na odpoczynek.
Autostrada A1 to część międzynarodowego szlaku transportowego łączącego Morze Bałtyckie i Adriatyk. To także drogowy kręgosłup łączący się z biegnącymi ze wschodu na zachód autostradami A2 i A4, a także drogami ekspresowymi S1, S5, S7 i S8.
Samochody elektryczne będą miały zakaz parkowania na parkingach wielopoziomowych?
Problem nagłośnił brytyjski „The Telegraph”, informując o nowych zaleceniach dotyczących budowy parkingów wielopoziomowych. Najważniejszy ich punkt, to zalecenia dotyczące nośności takich budowli, która musi uwzględniać gwałtowny wzrost masy nowoczesnych pojazdów, szczególnie tych elektrycznych.
Dziennikarze zwrócili uwagę, że podobne zalecenia są bardzo istotne, ale co z parkingami, które były budowane wcześniej? Nie tylko kilka lat temu, ale również dekady temu – w Wielkiej Brytanii nietrudno spotkać takie parkingi, które powstały już w latach 60. i 70. ubiegłego wieku. Budowano je więc przed powstaniem pierwszych związanych z nimi regulacjami, wprowadzonymi dopiero w 1976 roku. Najpopularniejszym wtedy samochodem rodzinnym był Ford Cortina Mk3, ważący niecałą tonę. Obecnie hybrydowy Volkswagen Passat waży ponad 1,7 t, a elektryczny Volkswagen ID.4 od 2 do 2,2 tony, zależnie od wersji.
Duże elektryczne lub hybrydowe SUV-y ważą jeszcze więcej. Na przykład Mercedes GLE 350 de to aż 2,7 t, a Mercedes EQS SUV 580 waży 2,8 t na pusto. Przypomnijmy też obowiązujące już prawo, pozwalające na prawo jazdy kategorii B jeździć elektrycznymi pojazdami o DMC 4,25 t. Wszystko dlatego, że są znacznie cięższe od spalinowych. A stare parkingi nie były projektowane, by utrzymać dwukrotnie, a nawet trzykrotnie większy ciężar nowoczesnych samochodów.
Właściciele aut elektrycznych będą mieli problemy z parkowaniem?
Coraz częściej mówi się o tym, że samochody elektryczne grożą samozapłonem. Wraz z popularyzacją tych pojazdów rośnie liczba takich przypadków i nie zawsze mają one miejsce, podczas ładowania. Rok temu pisaliśmy, że belgijscy strażacy chcą wprowadzenia zakazu parkowania aut elektrycznych w garażach podziemnych, ze względu na ryzyko bardzo groźnego i niemal niemożliwego do ugaszenia pożaru.
Teraz okazuje się, że parkingi mogą nie wytrzymać dużej masy elektrycznych samochodów i się zawalić. Obecnie jest ich na tyle mało, że to nie problem, ale za kilka lat może stać się on naprawdę poważny.
Wycieczki rowerowe to świetny sposób na rekreację, a najlepiej wyskoczyć na przejażdżkę w towarzystwie. Raźniej się wtedy jedzie no i można porozmawiać.
Przez długi czas było to problematyczne, ponieważ rowerzyści nie mogli jeździć obok siebie. Środowiska rowerowe wymogły jednak na rządzących zmianę prawa, tylko chyba nie doczekali dokładnego brzmienia przepisów.
Czy rowerzyści mogą jechać obok siebie?
Znowelizowane kilka lat temu przepisy, a konkretnie art. 33, ust. 3, pkt. 1, stanowią:
Kierującemu rowerem, hulajnogą elektryczną lub motorowerem zabrania się jazdy po jezdni obok innego uczestnika ruchu, z zastrzeżeniem ust. 3a.
Nowelizacją jest właśnie to zastrzeżenie. Dotyczy ono, jak można się domyślić, zezwolenia na jazdę obok siebie rowerzystów, To prawda, ale nie cała.
Kiedy rowerzyście nie mogą jechać obok siebie?
Z ust. 3a możemy dowiedzieć się, że dodatkowe prawa rowerzystów, nie zostały im przyznane bezwarunkowo:
Dopuszcza się wyjątkowo jazdę po jezdni kierującego rowerem obok innego roweru lub motoroweru, jeżeli nie utrudnia to poruszania się innym uczestnikom ruchu albo w inny sposób nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego.
Zwróćmy uwagę na słowo „warunkowo” – nie pozostawia wątpliwości, że nie mówimy tu o regule, tylko wyjątku, który wymaga spełnienia pewnych warunków. Warunkiem jest to, że ten sposób poruszania się, nie może w żaden sposób nawet utrudniać innym poruszania się.
Jeśli więc przez jadących obok siebie rowerzystów, kierowca nie może ich wyprzedzić, albo chociaż musiał zwolnić, to jest to utrudnianie ruchu, czego zakazują przepisy. Niestety wielu rowerzystów nic sobie z tego nie robi, więc albo nie zrozumiało przepisów, albo łamie je celowo. Najbardziej prawdopodobny jest trzeci wariant – usłyszeli jedynie, że zmieniły się przepisy, więc mogą jeździć obok siebie i nic innego ich nie interesowało.
Czy rowerzysta może jechać całą szerokością pasa ruchu?
Częstym argumentem rowerzystów, którym zwraca się w takiej sytuacji uwagę, jest ten o byciu „pełnoprawnymi uczestnikami ruchu drogowego”. Uważają, że jeden pas ruchu, należy do jednego uczestnika i może w jego ramach dowolnie się poruszać. A skoro tak – argumentują – to mogą pas ten dzielić z innym rowerzystą.
Nie jest to prawda. Wystarczy przytoczyć art. 16, ust. 4 Kodeksu drogowego:
Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać możliwie blisko prawej krawędzi jezdni. Jeżeli pasy ruchu na jezdni są wyznaczone, nie może zajmować więcej niż jednego pasa.
Dotyczy to wszystkich kierujących pojazdami, także rowerzystów. Nie mogą zajmować całego pasa, czy to w grupie, czy w pojedynkę.
Zdarzenie miało miejsce na autostradzie w stanie Floryda. 33-letni kierowca przewoził 2,5-tonowe słupy na naczepie, kiedy nagle drogę zajechała mu osobówka.
Z relacji kierowcy wynika, że auto stało na poboczu, nagle ruszyło i wjechało prosto przed niego. Mężczyzna wcisnął mocno hamulec i zderzenia udało mu się uniknąć. Niestety dwa słupy wyrwały się z zabezpieczenia i przebiły na wylot szoferkę.
Policja poszukuje kierowcy osobówki
Kierowca ciężarówki może mówić o cudzie i wygraniu drugiego życia. Żaden z słupów ani go nie zmiażdżył, ani nawet nie ranił. Musiało być to przerażające doświadczenie, a ślady hamowania ciężarówki ciągnąc się na 26 metrów.
Doszło jednak do poważnych strat materialnych, a sprawca zdarzenia uciekł. Poszukuje go teraz policja.
Przypomnijmy brzmienie znowelizowanych przepisów, odnoszących się do pieszych oraz przejść. Zgodnie z art. 26, ust. 1:
Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność, zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu albo na nie wchodzącego i ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na tym przejściu albo wchodzącemu na to przejście.
Wbrew często pojawiającemu się w mediach przekłamaniu, nie ma pierwszeństwa pieszy, który zbliża się do przejścia.
Kiedy pieszy nie ma pierwszeństwa przed samochodem?
Wynika z tego jasno, że pieszy idący chodnikiem, nawet jeśli kieruje się na wprost przejścia i wszystko wskazuje na to, że będzie chciał na nie wejść, nie ma pierwszeństwa. Kierowcy zatrzymujący się przed pasami, ponieważ zauważyli pieszego na chodniku, który prawdopodobnie za chwilę będzie chciał przejść przez drogę, wykazują się zatem… nieuzasadnioną ostrożnością.
Art. 14, ust. 1 również zawiera ważną informację:
Zabrania się wchodzenia na jezdnię bezpośrednio przed jadący pojazd, w tym również na przejściu dla pieszych.
Pieszy nie może więc nie zważać na samochody i wchodzić na pasy bez patrzenia. Według ostatnich policyjnych statystyk, wraz ze zmianą przepisów dotyczących pierwszeństwa pieszych, nie ma już przypadków wtargnięcia przed pojazd, co tylko pokazuje jaka jest równość prawa między pieszymi i kierowcami.
wchodzić na jezdnię spoza pojazdu lub innej przeszkody ograniczającej widoczność drogi;
przechodzić przez jezdnię w miejscu o ograniczonej widoczności drogi;
zwalniać kroku lub zatrzymywać się bez uzasadnionej potrzeby podczas przechodzenia przez jezdnię lub torowisko;
przebiegać przez jezdnię;
chodzić po torowisku;
wchodzić na torowisko, gdy zapory lub półzapory są opuszczone lub opuszczanie ich rozpoczęto;
przechodzić przez jezdnię w miejscu, w którym urządzenie zabezpieczające lub przeszkoda oddzielają drogę dla pieszych albo chodnik od jezdni, bez względu na to, po której stronie jezdni one się znajdują;
korzystać z telefonu lub innego urządzenia elektronicznego podczas wchodzenia lub przechodzenia przez jezdnię lub torowisko, w tym również podczas wchodzenia lub przechodzenia przez przejście dla pieszych – w sposób, który prowadzi do ograniczenia możliwości obserwacji sytuacji na jezdni, -torowisku lub przejściu dla pieszych.
Przejście dla pieszych z wyspą – kiedy pieszy ma pierwszeństwo?
Szczególnym rodzajem przejścia dla pieszych, jest takie przejście, które rozdziela umieszczona na nim wyspa. Ma ona bardzo ważne znaczenie z prawnego punktu widzenia. Zgodnie z art. 13, ust. 8 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
Jeżeli przejście dla pieszych wyznaczone jest na drodze dwujezdniowej, przejście na każdej jezdni uważa się za przejście odrębne. Przepis ten stosuje się odpowiednio do przejścia dla pieszych w miejscu, w którym ruch pojazdów jest rozdzielony wysepką lub za pomocą innych urządzeń na jezdni.
Uzbrojeni w taką wiedzę, odpowiedzcie, kiedy pieszy ma pierwszeństwo na przejściu z wysepką? Takie przejście to tak naprawdę dwa przejścia. Pieszy wchodząc na jedno, nie może jednocześnie wchodzić na drugie. Zgodnie z tym, jeśli po waszej lewej stronie pieszy wchodzi na pasy, nie ma jeszcze pierwszeństwa przed wami i możecie jechać.
Kruczek polega na tym, że mało kto o tym wie, a policjanci często robią specjalne akcje, w ramach których obserwują rejony przejść dla pieszych. Nieświadomy niczego kierowca, może wtedy przyjąć wysoki mandat, przekonany, że „władza” wie lepiej. Zalecamy jednak ostrożność – policjant może uważać, że skoro pieszy wchodzi na jedno przejście, to wiadomo, że musi zaraz wejść na drugie, więc macie mu ustąpić. Nie jest to prawdą, ale statystyki policyjne nie pozostawiają złudzeń, jak policja lubi takie sytuacje interpretować. Mimo to, macie konkretną podstawę prawną do swojej obrony.
Polak uciekał z Niemiec do Czech. Nie wiedział, w co się pakuje
Akcja tego zdarzenia zaczęła się na terenie Niemiec. To tam Polak próbował uciec przed policją skradzionym Mercedesem GLE. Niemieccy funkcjonariusze zorganizowali nawet dwie blokady, ale na nic się one zdały.
Uciekinier chciał przedostać się na teren Czech, przekonany, że tam pościg za nim nie ruszy. Faktycznie Niemcy odpuścili, ale poprosili o pomoc swoich czeskich kolegów. A ci dobrze wiedzieli, co zrobić.
Nasi południowi sąsiedzi również zorganizowali blokadę, ale przy pomocy zarekwirowanego na tę potrzebę tira. 40 ton to bariera nie do przebicia.
Němečtí policisté pronásledovali ujíždějícího řidiče v odcizeném vozidle ve směru k našim hranicím. Ve spolupráci s ústeckými policisty se podařilo řidiče zadržet. Dálnice D8 je od 80 km ve směru na Prahu uzavřena.#policieulkpic.twitter.com/6hKK7pJgBQ
Pomimo tego, Polak próbował się przebić. Wycelował dobrze, bo chciał przecisnąć się między ciągnikiem siodłowym, a metalowymi barierami. Udało mu się, ale auto nie nadawało się już do jazdy.
Kierowca został pojmany przez czeską policję. Badania wykazały, że znajdował się pod wpływem narkotyków. Teraz będzie musiał odpowiedzieć przed niemieckim sądem.
Polska drogówka obecnie dysponuje naprawdę porządnym arsenałem. Polonezy zastąpiły mocne BMW, prymitywne „suszarki” zamieniono na laserowe mierniki z rejestracją obrazu, a w powietrzu coraz częściej można spotkać drony. Coraz bardziej widoczne staje się, że słabym ogniwem jest tu człowiek.
Policjant zawsze może popełnić błąd, albo nie być pewnym jakiegoś rzadko stosowanego przepisu. Wygadany i pewny siebie kierowca, może to wykorzystać i próbować obrócić to na swoją korzyść, aby wymigać się od mandatu.
Aby temu zapobiec, powstała aplikacja TaPo24, będąca bazą wiedzy, w której funkcjonariusze drogówki mogą szybko znaleźć wszelkie interesujące ich informacje. Skrót pochodzi od „Taryfikator Policyjny”, a 24 podkreśla jej dostępność przez całą dobę. 24 to także maksymalna liczba punktów karnych, jaką może zebrać kierowca, ale nie tylko o taryfikatorze można się z aplikacji dowiedzieć.
Aplikacja ta zawiera wszystkie przepisy ruchu drogowego, które można łatwo w niej wyszukiwać, dzięki stosownej wyszukiwarce. Znajdziemy tam także:
listę znaków drogowych
taryfikator mandatów
taryfikator punktów karnych
procedurę kontroli trzeźwości
procedurę kontroli stanu technicznego pojazdu
procedurę zatrzymania dokumentów
Kto stworzył aplikację TaPo24?
Za to niezwykle przydatne narzędzie dla drogówki, odpowiedzialnych jest dwóch policjantów – st. sierż. Jakub Drzymała i sierż. szt. Damian Wieszołek. Jak wyjaśnił swoje motywacje pierwszy z nich w rozmowie z Gazetą Policyjną:
Prywatnie interesuję się elektroniką i programowaniem, postanowiłem zaprojektować narzędzie, które usystematyzuje informacje i będzie dostępne wszędzie tam, gdzie policjant mógłby ich potrzebować.
Drugi odniósł się natomiast do darmowości aplikacji:
Zależy nam, by policjant używający aplikacji nie musiał wyłączać wyskakujących okienek reklamowych, dlatego w aplikacji nie ma reklam. Pracujemy nad TaPo24 i w portalach społecznościowych pro bono.
Z aplikacji TaPo24 może skorzystać każdy
Policyjna aplikacja została stworzona zmyślą o urządzeniach z systemem Android i jest normalnie dostępna w sklepie z aplikacjami. Kierowcy również mogą z niej korzystać, aby dokształcać się z zakresu prawa o ruchu drogowym.
TaPo24 może być też użyte jako broń obosieczna – jeśli mamy wątpliwości, co do zasadności zatrzymania nas przez policję, zawsze możemy sięgnąć do aplikacji. Jeśli mamy rację, łatwo to policjantowi udowodnimy.
Turysta utknął Nissanem Micrą w uliczce na Santorini
Zdjęcie uwięzionej Micry pojawiło się na instagramowym profilu santorini.secrets. Rzeczywiście może stać się to jednym z sekretów wyspy, jak doszło do tego zdarzenia.
Wąskie uliczki, po których jakimś cudem jeżdżą lokalni mieszkańcy, to rzecz zupełnie normalna. Niedoświadczony kierowca, siedzący w wypożyczonym samochodzie, może mieć problem z prawidłową oceną tego, czy przejedzie, czy też nie. Może też przytrzeć prawy bok, którego nie widzi dokładnie.
Ale jak można przytrzeć także lewy bok? Nie widział, że obie strony zaczynają dotykać ściany? Może myślał, że Micra, niczym jakieś zwierzę, przeciśnie się przez zwężenie?
Tego nie wiemy. Auto stoi nierówno i jego prawa strona jest trochę podniesiona. Wnioskujemy, że kierowca chciał się przecisnąć na siłę, a może nawet z lekkiego rozpędu. Wyciągnięcie stamtąd Micry może nie być łatwe, a oba boki pojazdu będą mocno zniszczone.
Sprawca zamieszania podobno porzucił pojazd i oddalił się na piechotę. Miał potem poinformować o zdarzeniu wypożyczalnię, ale nie wiemy jak zareagowali jej właściciele, ani jakim rachunkiem obciążyli upartego kierowcę.
Zgodnie z wyrokiem, jaki zapadł w marcu, Jerzy Stuhr został skazany na grzywnę w wysokości 12 tys. zł oraz 6 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Sąd orzekł też wobec niego zakaz prowadzenia pojazdów na trzy lata.
Jakiej kary dla Jerzego Stuhra domaga się prokuratura?
Jak poinformowała PAP, wpłynęła do niej informacja z biura prasowego Sądu Okręgowego w Krakowie, zgodnie z którą krakowska prokuratura złożyła odwołanie od wspomnianego wyroku i domaga się znacznie surowszej kary dla Stuhra.
Zdaniem prokuratury, powinien zostać on ukarany grzywną w wysokości 45 tys. zł oraz na wpłatę 25 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Utrzymano natomiast trzyletni zakaz prowadzenia pojazdów.
Wysokość poprzedniej kary została uzasadniona przez sędziego „średnim stopniem szkodliwości społecznej czynu” oraz na podstawie dochodów i majątku aktora (ma zarabiać 6000 zł miesięcznie). Brał także pod uwagę wiek oskarżonego. Obrona z kolei chciała 12 tys. zł grzywny oraz 5 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Co zrobił Jerzy Stuhr? Jak wyglądało potrącenie przez pijanego Stuhra motocyklisty?
Zdarzenie o którym mowa, miało miejsce w połowie października 2022 roku. Na jednej z krakowskich ulic, Stuhr potrącił prawidłowo poruszającego się mężczyznę na skuterze. Ten cudem nie upadł i ruszył za sprawcą. Zatrzymał go nieopodal, zsiadł z jednośladu, poinformował Stuhra o zajściu i wezwał go do zaprzestania ucieczki. Aktor wysłuchał poszkodowanego, po czym uciekł ponownie.
Dopiero za kolejnym razem, udało się go zatrzymać, a przybyła na miejsce policja stwierdziła, że Stuhr ma 0,7 promila alkoholu w wydychanym organizmie. Aktor zaprzeczał później, że próbował ucieczki.
Jego wersji zaprzeczyły jednak zeznania poszkodowanego, a przede wszystkim nagranie z kamery, którą mężczyzna miał na kasku.
To jeden z tych dylematów, nad którym kierowcy raczej się nie zastanawiają, do momentu, kiedy znajdą się w takiej sytuacji i trzeba będzie szybko rozstrzygnąć problem. Ważniejszy jest znak STOP czy ustąp pierwszeństwa? Który z kierujących powinien pojechać jako pierwszy?
To prawdopodobnie najważniejszy i najłatwiejszy do rozpoznania znak. Dla porządku przypomnijmy jednak, co mówi na jego temat rozporządzenie na temat znaków i sygnałów drogowych:
Znak A-7 „ustąp pierwszeństwa” ostrzega o skrzyżowaniu z drogą z pierwszeństwem. Znak A-7 znajdujący się w obrębie skrzyżowania dotyczy tylko najbliższej jezdni, przed którą został umieszczony.
Widząc ten znak wiemy, że powinniśmy zwolnić i dokładnie rozejrzeć się, czy nie nadjeżdża inny pojazd, który ma wobec nas pierwszeństwo. Dopiero wtedy możemy kontynuować jazdę.
Znak B-20 „STOP” – co oznacza?
Widzimy znak STOP, więc się zatrzymujemy. To raczej logiczne. Ale na co jeszcze wpływa ten znak?
1. Znak B-20 „stop” oznacza:
– zakaz wjazdu na skrzyżowanie bez zatrzymania się przed drogą z pierwszeństwem;
– obowiązek ustąpienia pierwszeństwa kierującym poruszającym się tą drogą.
2. Zatrzymanie powinno nastąpić w wyznaczonym w tym celu miejscu, a w razie jego braku – w takim miejscu, w którym kierujący może upewnić się, że nie utrudni ruchu na drodze z pierwszeństwem.
3. Znak B-20 umieszczony w obrębie skrzyżowania dotyczy tylko najbliższej jezdni, przed którą został ustawiony
Jasno z tego wynika, że znak STOP wymaga ustąpienia innym pierwszeństwo. Wymusza również na nas zatrzymanie, bez względu na sytuację drogową. Nawet jeśli droga wkoło jest pusta, musimy się zatrzymać.
Pierwszy pojedzie kierowca ze znakiem „ustąp pierwszeństwa” czy „stop”?
Tak jak pisaliśmy wcześniej, znaki i sygnały drogowe, mają swoją hierarchię. Dla przypomnienia, wymieniamy od najważniejszego:
sygnały wydawane przez osobę kierującą ruchem
sygnalizacja świetlna
znaki drogowe
ogólne zasady ruchu drogowego
To jedna z tych zasad, którą trzeba mieć wrytą na pamięć. Kierowcy zwykle instynktownie właściwie dobierają ważniejszy sygnał, ale na drodze nie można kierować się intuicją, tylko przepisami ruchu drogowego.
Na tej liście nie ma, co bardzo ważne, rozróżnienia na znaki drogowe mniej lub bardziej ważne. Oznacza to, że wszystkie należy traktować równorzędnie. Dlatego ani znak „STOP”, ani „ustąp pierwszeństwa” nie jest ważniejszy. Kierowcy którzy mają je przed sobą, traktowani są na równi.
Jak więc rozwiązać dylemat z grafiki, umieszczonej na górze tekstu? To proste. Skoro obaj kierowcy są w sytuacji równorzędnej względem siebie, zastosowanie mają przepisy ogólne. Zgodnie z nimi, należy przepuścić kierowcę po prawej stronie. Pierwsze pojedzie zatem auto żółte, a dopiero po nim czerwone.
Rosnący poziom komplikacji samochodów odczuwają wszyscy, ale szczególnie borykali się z tym zwolennicy diesli. Turbodoładowanie, skomplikowane układy wtryskowe, filtry cząstek stałych – te i inne elementy sprawiały, że silniki wysokoprężne stawały się coraz oszczędniejsze, bardziej dynamiczne oraz czystsze. Lecz również coraz bardziej problematyczne w eksploatacji.
Do czego służy drugi wlew pod klapką wlewu paliwa?
Najnowszym tego przykładem, jest drugi wlew pod klapką paliwa w dieslach. Dla odróżnienia znajduje się na nim niebieski korek z napisem AdBlue. Nie można go pomylić, ale nie można także o nim zapominać. Chociaż nie lejemy tam paliwa, bez niego auto nie pojedzie.
Właściciele francuskich diesli, doskonale wiedzą czym jest FAP, czyli tak zwany mokry filtr cząstek stałych. Znacznie łatwiej się go wypala, ponieważ odbywa się to przy niższej temperaturze, niż w przypadku DPF. Jest to możliwe, dzięki specjalnemu płynowi, który trzeba uzupełniać w serwisie.
Podobnie jest z SCR czyli katalizatorze, odpowiedzialnym za eliminowanie tlenków azotu ze spalin. To kolejne urządzenie, które znacząco wpływa na zmniejszanie zanieczyszczenia powietrza, ale wymaga do działania płynu AdBlue. To roztwór mocznika o stężeniu 32,5 procent, który doprowadza do rozbicia szkodliwe tlenki azotu, na azot oraz parę wodną.
Jeśli macie samochód z SCR, to komputer pokładowy powinien informować was o tym, ile jeszcze możecie przejechać na posiadanej ilości AdBlue. Jego zbiorniki zwykle mają kilkanaście litrów, co zwykle wystarcza na przejechanie do 10 tys. km. Nie trzeba więc uzupełniać go co chwilę.
Jak dolać AdBlue do samochodu?
Płyn AdBlue najprościej uzupełnić na stacji paliw, korzystając z odpowiedniego dystrybutora. Alternatywnie można też kupić ten płyn w butelce, które znajdziemy także w niektórych sklepach.
Ta druga opcja jest polecana kierowcom, którzy mają SCR, ale pod klapką paliwa nie znajdą drugiego wlewu. Pierwsze samochody z tym katalizatorem miały często wlew ukryty gdzieś w bagażniku i w założeniu miał być on dolewany przez serwis. Można to zrobić też samemu, ale wcześniej trzeba koniecznie zajrzeć do instrukcji.
Co się stanie, gdy zabraknie AdBlue?
Silnik nie potrzebuje AdBlue do pracy, ale elektronika pokładowa czuwa nad tym, czy wszystkie systemy oczyszczania spalin działają prawidłowo. Jeśli zabraknie AdBlue, scenariusze są dwa, ale w obu będziecie mieli problem.
Bardziej optymistyczny zakłada przejście silnika na tryb awaryjny, więc będzie można jechać, ale powoli i najlepiej niedaleko. Druga opcja jest taka, że po zatrzymaniu, silnik nie uruchomi się ponownie i konieczne będzie wezwanie lawety.
Chciał kupić auto przez internet, stracił 70 tys. zł
Do Komendy Powiatowej Policji w Ciechanowie, zgłosił się mieszkaniec Warszawy, który padł ofiarą oszusta. Okazuje się, że zainteresował się samochodem, wystawionym na jednym z portali ogłoszeniowych. Podczas rozmowy na komunikatorze, sprzedawca przesłał mu zdjęcia interesującego go pojazdu, dokumentów, a także swojego dowodu osobistego.
43-latek uznał, że wszystko jest w porządku i skontaktował się telefonicznie ze sprzedającym, aby ustalić szczegóły finalizacji zakupu. Te polegały na tym, że kupujący najpierw przelał 70 tys. zł, a potem udał się do warsztatu znajdującego się na terenie Niemiec (!), po odbiór samochodu. Na miejscu oczywiście nie było ani samochodu, ani sprzedającego.
Jak nie dać się oszukać, kupując używany samochód?
Bohaterowi tej historii możemy współczuć, ale za grosz nie możemy go zrozumieć. Kupowanie samochodu używanego, szczególnie droższego, bez dokładnego sprawdzenia go w serwisie, to poważny błąd. Tym bardziej nie potrafimy sobie wyobrazić sytuacji, w której płacimy za auto z góry, chociaż nawet nie widzieliśmy go na oczy i znajduje się ono w innym kraju. Ciekawostka – sprzedaż na podstawie umowy ustnej jest możliwa, ale zdecydowanie niepolecana.
Jak zatem nie dać się oszukać kupując używany samochód? Absolutne minimum, to oględziny pojazdu, a jeśli nie mamy w tym doświadczenia, zabranie znajomego, który ma. Koniecznie trzeba odbyć też jazdę próbną, zwracając uwagę na niepokojące zachowanie pojazdu i dziwne dźwięki oraz sprawdzić działanie wszystkich elementów wyposażenia. Ważne jest także zweryfikowanie dokumentów w tym porównanie numeru VIN pojazdu z tym wbitym w dowodzie.
Dopiero wtedy, gdy wszystko będzie w porządku, możemy przystąpić do spisania umowy. Płacimy za auto na samym końcu – w banku, aby mieć potwierdzenie, że rzeczywiście zapłaciliśmy sprzedającemu ustaloną kwotę.
Straż Graniczna odzyskała Mercedesa za niecały milion złotych
Jak informuje Warmińsko-Mazurski Oddział Straży Granicznej, na przejście graniczne w Gronowie podjechał kampervan. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że przejście jest zamknięte dla ruchu od 15 marca 2020 roku. Na miejscu znajdował się mimo to oddział pograniczników, którzy zainteresowali się przybyszem.
Siedzący za kierownicą Mercedesa Niemiec tłumaczył, że chciał wybrać się turystycznie do Kaliningradu, ale pomylił drogę do czynnego przejścia granicznego w Grzechotkach. Funkcjonariusze postanowili poddać go kontroli.
Okazało się, że kamper był kradziony
Szybko ustalono, że pojazd został zgłoszony jako ukradziony na terenie Niemiec. Dodajmy, że pojazd był to nie byle jaki – kamper zbudowany na Mercedesie Sprinterze został przystosowany do jazdy w trudnym terenie, co wywindowało jego wartość do ponad 900 tys. zł!
Niedoszły turysta trafił więc, zamiast do Rosji, na komendę policji w Braniewie. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że tam przyzna się, że wcale nie chodziło o wycieczkę krajoznawczą. A na zamknięte przejście graniczne bynajmniej nie trafił przypadkiem.
Do zdarzenia doszło w minioną niedzielę, ale sprawa wypłynęła dopiero teraz. Gliwiccy policjanci otrzymali zgłoszenie na temat kobiety, która miała jechać Drogową Trasą Średnicową pod prąd na hulajnodze.
Wysłany na miejsce patrol zablokował jej drogę, ale kobieta porzuciła wtedy hulajnogę i próbował uciec policjantom, wbiegając na kolejne pasy ekspresówki. Funkcjonariusze zmuszeni byli obezwładnić ją, zapobiegając tragedii.
Okazało się, że kobieta na hulajnodze wcale nie chciała zginąć
Policyjna kontrola wykazała, że kobieta wcale nie była pijana. Co jeszcze dziwniejsze, wcale nie chciała zginąć. Jej samobójcza przejażdżka pod prąd drogi ekspresowej miała inne podłoże.
Otóż okazało się, że kobieta spóźniła się na ostatni pociąg do Bytomia. Wpadła więc na pomysł dojechania na miejsce za pomocą wypożyczonej hulajnogi. Sprawa jest teraz przedmiotem policyjnego dochodzenia. Nie podano, co może grozić 45-latce za narażanie własnego życia i powodowanie zagrożenia w ruchu drogowym.
Wszystko zaczęło się niewinnie – Ian Tabor, specjalista od cyberbezpieczeństwa, kupił sobie Toyotę RAV4, która w kwietniu 2022 roku została skradziona. Przykre zdarzenie, ale kradzieże samochodów nie są niczym niezwykłym. Lecz podejrzane było to, że dwa dni wcześniej ktoś uszkodził zderzak w jego aucie i wyrwał reflektor. Niedługo później w identycznych okolicznościach jego sąsiad stracił Toyotę Land Cruiser. Coś było na rzeczy.
Tabor postanowił zbadać sprawę, razem ze swoim znajomym, który zajmuje się projektowaniem i programowaniem magistrali CAN w samochodach. To uniwersalne rozwiązanie pozwala na komunikowanie się ze sobą wszystkich podzespołów auta, bez konieczności osobnego łączenia każdego z każdym. Taka centralizacja upraszcza budowę całej elektroniki sterującej, ale może stanowić także ułatwienie dla osób mających nieuczciwe zamiary.
No fcuking point having a nice car these days, came out early to find the front bumper and arch trim pulled off and even worse the headlight wiring plug had been yanked out, if definitely wasn't an accident, kerb side and massive screwdriver mark. Breaks in the clips etc. C&#ts pic.twitter.com/7JaF6blWq9
Długie śledztwo Tabora dało zaskakujące rezultaty. Okazało się, że jego samochód w momencie kradzieży wyrzucił serię błędów, które zapisały się w aplikacji MyToyota, z którą połączona była RAV4. Dalsze poszukiwania pozwoliły na rozwiązanie zagadki.
Na czarnym rynku można kupić za 5000 dolarów urządzenie, które korzystając z magistrali CAN, wprowadza do komputera samochodu fałszywe informacje. Jest to o tyle perfidne, że nie udaje ono oryginalnego kluczyka, tylko „oszukuje” system auta tak, żeby ten myślał, że wykrył właściwy kluczyk.
Jest to o tyle perfidne, że złodziej nie musi mieć dostępu do oryginalnego kluczyka, ponieważ nie duplikuje on lub nie wzmacnia jego sygnału, tylko wymusza na systemie odpowiednią reakcję. Najłatwiej do sieci CAN wpiąć się przez sterownik reflektora, co tłumaczy pozorny akt wandalizmu. Perfidne jest też to, że samo urządzenie jest niewielkie i mieści się w obudowie głośnika bluetooth. Dzięki temu jest poręczne, a w przypadku wpadki, złodziej może powiedzieć z niewinną miną, że nie ma przy sobie nic podejrzanego. Tylko głośnik.
Nagranie z monitoringu pokazuje podjazd przed domem, na którym stoi czerwone Inifinit Q50. Nagle na podjazd wbiega podejrzany mężczyzna, otwiera drzwi samochodu i próbuje uruchomić silnik. Nie udaje mu się to i próbuje uciec, ale w tym momencie dopada go właściciel samochodu.
Rozpoczyna się szarpanina, a na pomoc złodziejowi przybiega jego kolega. Potem jeszcze jeden, aż dołącza do nich czwarty. Uciekli dopiero, gdy usłyszeli kobiecy głos, krzyczący, że dzwoni na policję. Złodzieje czmychnęli do swojego samochodu i odjechali. W ten sposób udało się uratować Infiniti, a jego właścicielowi, choć trafił do szpitala na badania, nic poważnego mu się nie stało.
Właściciel bohatersko uratował swój samochód? Tak, ale nie
Media obwołały mężczyznę bohaterem, ale popatrzmy raz jeszcze na nagranie. Złodziej wsiadł do samochodu, bo ten był otwarty. Bardzo rozsądnie ze strony właściciela. Przestępca prawdopodobnie sądził, że w środku mogły też zostać kluczyki – dlatego wcisnął hamulec i starter, aby sprawdzić, czy kluczyk znajduje się w zasięgu systemu bezkluczykowego. Silnik się nie uruchomił, więc złodziej próbował uciec.
Obstawiamy, że na tym zakończyłaby się cała sytuacja. Nadbiegł jednak właściciel i zaskoczył złodzieja, ale ten bez problemu powalił większego od siebie mężczyznę. Później zaś kilku przestępców uderzało i kopało właściciela auta, który kurczowo trzymał jednego z nich. Co tym osiągnął? Parę siniaków.
Mężczyzna odważnie zareagował, ale ani nie zapobiegł kradzieży auta (zapobiegł jej brak kluczyka w środku), ani nie miał szans z napastnikami, którzy starali się po prostu uciec. Może mówić o ogromnym szczęściu, że nic poważnego mu nie zrobili.
Czy w Polsce jest obowiązek jazdy na oponach właściwych dla pory roku?
Takiego obowiązku w Polsce nie ma. Prawo nie wymaga, abyśmy jeździli zimą na oponach zimowych. Tym bardziej nie ma wymogu stosowania opon letnich przy wyższych temperaturach. Rozsądny kierowca oczywiście dobiera właściwe gumy do sezonu – przykładowo zimowe opony wiosną i latem robią się zbyt miękkie, nie zapewniają dobrej przyczepności i gorzej radzą sobie podczas opadów deszczu.
Jeśli nie widzicie potrzeby sezonowej zmiany opon, to zainwestujcie w opony całoroczne. To znacznie lepszy pomysł, niż zajeżdżanie latem zimowek.
Za jakie opony ukaże nas policja?
Policjant nie przyczepi się więc, jeśli pozostaniecie przy oponach zimowych. Może natomiast sprawdzić stan opon oraz ich bieżnik. Minimalna jego głębokość wymagana prawem to 1,6 mm, ale raczej się tym nie sugerujcie. Już poniżej 3 mm gumy wyraźnie tracą swoje właściwości i warto zastanowić się nad ich wymianą.
Kierowcy powinni też pamiętać o zakazie stosowania różnych opon na jednej osi. Różna mieszanka gumowa oraz różna rzeźba bieżnika mogą poważne wpłynąć na prowadzenie się pojazdu. Najrozsądniej mieć takie same opony na wszystkich koła.
Policja przyczepi się także, jeśli jesteście miłośnikami tuningu i założyliście zbyt szerokie felgi albo dystanse. Jeśli opona wystaje poza obrys pojazdu, musicie liczyć się z problemami.
Za jazdę na niewłaściwych oponach policjant może wystawić mandat na 500 zł. Zrobi tak na przykład, jeśli będziecie mieli zbyt niski bieżnik. W przypadku gdy opony znajdują się w opłakanym stanie, może sięgnąć po paragraf „wykroczenie przeciwko innym przepisom” i wypisać wam nawet 3000 zł.
W skrajnym przypadku, funkcjonariusz może uznać, że pojazd stanowi zagrożenie na drodze. Jeśli opony są uszkodzone, mają poważne ubytki lub widoczne druty. Może zakazać wtedy dalszej jazdy, odebrać dowód rejestracyjny i nakazać stawienie się w stacji kontroli pojazdów. Zrobi to także wtedy, gdy w ramach tuningu wprowadziliście niezgodne z przepisami modyfikacje.
Jeśli nadjeżdżający z naprzeciwka kierowca mrugnie długimi światłami raz, wiele osób odbierze to jako ostrzeżenie, ale wymagające domyślenia się, co mrugający miał na myśli. Lecz to bardzo konkretna informacja.
Jeśli mrugający zna kod kierowców, pojedyncze mrugnięcie oznacza, że jedziemy bez świateł lub mamy z nimi jakiś problem. W starszych samochodach bez świateł do jazdy dziennej, mogliśmy po prostu zapomnieć włączyć świateł mijania. Ale jeśli są uruchomione, to trzeba się zatrzymać i je sprawdzić – możliwe, że przepaliła się nam żarówka.
Kod sygnałów, jakie dają sobie kierowcy, każe zupełnie inaczej rozumieć podwójne mrugnięcie. To ostrzeżenie przed pobliskim patrolem policji. Widząc go, powinniśmy sprawdzić, czy na pewno jedziemy zgodnie z obowiązującym limitem prędkości.
Czy za ostrzeganie przed policją grozi mandat?
Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Nie ma żadnego przepisu, który zabraniałby kierowcom informować się o patrolach policji. Funkcjonariusze nie mogą więc nam za to nic zrobić.
Taryfikator mandatów przewiduje za to grzywnę w wysokości 200 zł za niewłaściwe używanie oświetlenia. Nie jest więc tak, że policja niczego nie może nam zrobić.
Jedyne, na co możemy liczyć, to wyrozumiałość funkcjonariuszy. Jeśli rzeczywiście mrugnęliśmy raz, bo ktoś zapomniał włączyć świateł i chcieliśmy mu to uświadomić, policjant może pochwalić taką postawę. Ale jeśli chodziło o ostrzeganie przed patrolem, to nie ma co liczyć na taryfę ulgową.
Co oznacza mruganie światłami długimi lub ciągłe nimi świecenie?
Takiego zachowania nie przewiduje kod kierowców, a przynajmniej kierowców uprzejmych. Uporczywe korzystanie ze świateł drogowych, to sposób na karcenie innych kierujących (na przykład za wymuszenie, albo blokowanie lewego pasa) i wymuszanie na nich konkretnego zachowania, na przykład zjechania na prawy pas. Czasami wydaje się, że nie ma wyjścia, ponieważ ktoś inny utrudnia nam jazdę nieprzepisowym zachowaniem, ale starajmy się nie używać długich w ten sposób.
Włączenie świateł awaryjnych to uniwersalny znak podziękowania. Na przykład, jeśli jakiś kierowca ułatwi nam wyjechanie z parkingu lub drogi podporządkowanej. Możemy podziękować mu gestem uniesionej ręki, ale jeśli nie mamy jak go wykonać lub jest noc i nie zauważyłby go, używa się w tym celu świateł awaryjnych.
Inne ich znaczenie, to gest przeprosin. Jeśli na przykład nie zauważyliśmy kogoś i wymusiliśmy na nim pierwszeństwo, to kultura nakazuje przeprosić go za to.
Nagranie z kamery przypadkowego kierowcy, pokazuje sytuację, która dosłownie mrozi krew w żyłach. Widzimy jak kierowca Skody wyprzedza inne pojazdy na łagodnym łuku, a za nim podąża kierujący BMW. Póki co jest bezpiecznie – przerywana linia i dobra widoczność.
Zaraz jednak łuk zaczyna się zacieśniać, a widoczność pogarszać. Wyprzedzanie staje się ryzykowne, co potwierdza znak „zakaz wyprzedzania” oraz podwójna linia ciągła. Obaj kierowcy mogli bez przeszkód zjechać na prawo, ale ani myślą to zrobić.
Jadą dalej i napotykają nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Kierowca BMW błyskawicznie ucieka na prawy pas, a kierujący Skodą panikuje. Hamuje awaryjnie i rzuca go z lewa na prawo, uniemożliwiając nawet próby minięcia się na wąskiej drodze. W tym momencie autora nagrania wyprzedza kolejne BMW, również łamiąc zakaz, ale bezpiecznie zjeżdża na prawo.
Co grozi za wyprzedzanie na zakazie i wyprzedzanie na czołówkę?
Do wypadku na szczęście nie doszło, a policjanci włączyli sygnały uprzywilejowania i ruszyli za piratami drogowymi. Na tym niestety nagranie się kończy. Jak mogli zostać ukarani kierowcy z nagrania?
Wyprzedzanie w niedozwolonym miejscu to 1000 zł mandatu, za to stwarzanie zagrożenia w ruchu drogowym (czyli jazdę na czołówkę) to mandat 2000 zł. Nie wiemy, jak sprawa się zakończyła i czy wszyscy trzej kierujący zostali ukarani. Najsurowiej policjanci powinni potraktować kierowcę Skody, który spowodował bardzo poważne zagrożenie, a kiedy to zauważył, miał poważny problem z prawidłową reakcją.
Nie zdziwiłoby nas, gdyby jemu policjanci zatrzymali prawo jazdy i skierowali wniosek o ukaranie do sądu. Ten może nałożyć wtedy karę do 30 tys. zł oraz orzec zakaz prowadzenia pojazdów na wyznaczony czas.
Każdy chętny na indywidualną tablicę rejestracyjną musi przygotować się na spory wydatek, ale dla wielu kierowców wcale nie zaporowy. Aby otrzymać blachy z wymyślonym przez siebie napisem, trzeba zapłacić 1000 zł. Tablica indywidualna dostępna jest także dla motocyklistów i muszą oni zapłacić 581 zł.
Sprzedano najdroższą tablicę rejestracyjną w historii
W trudniejszej sytuacji są kierowcy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie o wiele trudniej jest się wyróżnić, a ponadto prawo nie przewiduje możliwości stworzenia własnej tablicy rejestracyjnej. Pozostaje więc wybieranie wśród istniejących wzorów, a te osiągają astronomiczne ceny.
Właśnie zresztą został pobity rekord na jednej z aukcji. Za tablicę składającą się z oznaczenia „P 7”, anonimowy kupiec zapłacił 55 mln dirhemów, czyli ponad 63 mln zł.
Wyjątkowe tablice rejestracyjne pojawiły się na Bugatti Divo, a więc modelu bazującym na Chironie. Podobnie jak on ma 1500 KM, ale wyróżnia się niższą masą własną i jeszcze bardziej niezwykłą stylistyką. Powstało tylko 40 sztuk tego auta, każda wyceniona na ponad 23 mln zł.
Trudno uwierzyć, że i tak tablice rejestracyjne na Bugatti Divo są od niego droższe i do tego rzadsze.
Przypomnijmy, że od 1 stycznia 2022 roku obowiązuje w Polsce nowy taryfikator mandatów. Kary dla łamiących przepisy znacząco wzrosły, a maksymalny mandat za jedno wykroczenie to już nie 500, ale 2500 zł. Z kolei maksymalna kara, jaką może wymierzyć sąd to nie 5000 lecz 30 tys. zł.
Druga faza zmian mających na celu zdyscyplinowanie kierowców, nastąpiła 17 września 2022 roku. Wtedy to zaczął obowiązywać nowy taryfikator punktów karnych, a maksymalna liczba punktów za jedno wykroczenie wzrosła z 10 do 15 punktów.
Jednocześnie wprowadzono kolejną rewolucyjną zmianę, zgodnie z którą punkty karne kasują się nie po roku od popełnienia wykroczenia, ale po dwóch latach od opłacenia mandatu. Ponadto zniesiono kursy reedukacyjne, które pozwalały raz na pół roku skasować 6 punktów ze swojego konta.
Rząd PiS wycofuje się z rewolucyjnej zmiany w punktach karnych
Zeszłoroczne zmiany spotkały się z umiarkowanym entuzjazmem kierowców, ale chwalone były za ich spodziewany efekt poprawy bezpieczeństwa na drogach. Rok 2022 był rzeczywiście rekordowo bezpieczny, ale chyba nie było potrzeby aż takiego przykręcania śruby kierowcom.
Tak można wnioskować z informacji, do jakich dotarła Wirtualna Polska. Okazuje się, że do przegłosowanej wczoraj ustawy, dołożono po cichu poprawkę, którą przygotował poseł PiS Jerzy Polaczek (były minister transportu), ale miała być ona przygotowana wcześniej przez Kancelarię Premiera.
Poprawka ta zakłada powrót do zasady, zgodnie z którą punkty karne znikają już po roku od popełnienia wykroczenia. Ponadto wracają kursy pozwalające na redukowanie liczby punktów o 6 co pół roku.
Jak relacjonuje Wirtualna Polska:
Poprawka uzyskała jednogłośne poparcie sejmowej komisji infrastruktury, choć posłowie głosowali w pośpiechu i nie znali szczegółów. Byli przekonani, że popierają techniczne zmiany, które mają gwarantować bezpieczeństwo podczas przejazdów na aplikację. Nowelizacji przepisów dotyczących punktów karnych nie zauważył również szef komisji Paweł Olszewski z Koalicji Obywatelskiej.
Niedawno pisaliśmy o tym, że Krzysztof Rutkowski zapowiedział na swoim Instagramie, że odbiera nowe auto. Zanim jeszcze zdradził o jaki pojazd chodzi, my już wiedzieliśmy, że jest to nowa seria 7.
Na nagraniu można zobaczyć limuzynę BMW już pod domem detektywa. Czarny egzemplarz to wersja spalinowa, ale nie wiemy, czy Rutkowski zdecydował się na jedną z dwóch hybryd plug-in czy na diesla (obstawiamy diesla). Wnętrze auta wykończono jasną skórą, a egzemplarz wygląda na bogato wyposażony.
Znany detektyw zgromadził całkiem niezłą kolekcje samochodów. Na początek pokazuje żółtego Mercedesa-AMG GT S (którego nazywa Mercedesem GTS) – piękne niemieckie coupe, którym, jak sam przyznaje, nie jeździ zbyt często. Mimo to zamierza trzymać go jeszcze przez dłuższy czas, aby „junior” mógł za 8 lat zadać szyku pod szkołą, podczas gdy jego koledzy przyjadą już pewnie elektrykami.
Kolejne auto Rutkowskiego to Mercedes-AMG G 63 – potężna, kanciasta terenówka z 585-konnym V8 pod maską. Obok niego stoi Mercedes GLE Coupe (do którego żona Rutkowskiego ma duży sentyment), a dalej Mercedes GLS (pomimo oznaczenia, raczej nie jest to wersja AMG, ale podobno po tuningu). Ostatnim z samochodów premium jest Audi A8 50 TDI (co detektyw wziął za 5-litrowego diesla, podczas gdy ma on tylko 3 litry), którego Rutkowski używa podczas wakacyjnych wypraw po Europie.
Oprócz tego przed domem detektywa stoją pojazdy, z których korzysta wyłącznie użytkowo. Są to dwa Peugeoty 508, Kia Ceed, policyjny Chevrolet, Hummer H1 oraz opancerzony TUR VI.
Dlaczego Rutkowski ma tablice ZORRO?
Na nagraniu Krzysztof Rutkowski zdradził również, dlaczego jego najlepsze samochody, mają tablice z napisem ZORRO. Jak stwierdził, jest to jego cygańskie imię. Nadała mu je także żona, ponieważ „wie, że jest on praktycznie ciągle walczący”.
Pieszy zajął miejsce parkingowe dla syna, kierowca nie chciał odpuścić
Na nagraniu które trafiło do sieci, widzimy jak kierowca poszukuje wolnego miejsca parkingowego. Wreszcie znajduje jedno, ale stoi na nim pieszy. Okazało się, że „zarezerwował” on miejsce dla swojego syna, który miał zaraz nadjechać.
Kierowca nie przyjmował takiego tłumaczenia i domagał się zwolnienia parkingu. Wywiązała się ostra i momentami wulgarna dyskusja, a żadna ze stron nie chciała ustąpić. W pewnym momencie nadjechał syn pieszego, ale kierowca nie zamierzał umożliwić mu wjechania na miejsce parkingowe.
Nagranie kończy się, kiedy pieszy podchodzi do kierowcy i, jak to ujął autor nagrania, „muska go po twarzy”. Kierujący grozi mu użyciem gazu i film się kończy.
Czy pieszy może zajmować miejsce na parkingu?
Spróbujmy teraz odpowiedzieć na pytanie, który z bohaterów nagrania miał rację. Przepisy niczego nie mówią o „rezerwowaniu” miejsc parkingowych. Nie zakazują tego wprost, ale także nie ma ani słowa o przyzwoleniu na takie działanie.
Można natomiast odwołać się do jednej z pozycji z kodeksu wykroczeń:
Kto tamuje lub utrudnia ruch na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, podlega karze grzywny do 500 złotych lub karze nagany.
Ten zapis zdecydowanie można tu zastosować. Żaden przepis nie daje prawa pieszemu, do dyktowania kierowcom, gdzie mogą jechać lub gdzie mogą parkować. A autor nagrania chciał wjechać na ogólnodostępne miejsce parkingowe.
Można zatem śmiało powiedzieć, że przepisy nie pozwalają pieszym na zajmowanie miejsc parkingowych.
Czy można usunąć pieszego, zajmującego miejsce parkingowe?
Co może więc zrobić kierowca, który przez pieszego nie może zaparkować? Niestety nie może wiele. Jeśli wysiądziecie z auta i odsunięcie go siłą, może oskarżyć was o napaść. Jeszcze gorszym pomysłem jest przepchanie go przy użyciu samochodu. Jeżeli choć dotkniecie pieszego zderzakiem, może oskarżyć was o potrącenie. To, że nie zrobicie mu żadnej krzywdy, niczego nie zmieni.
Jedyne co możecie zrobić, to słowna perswazja, a jeśli ona nie poskutkuje, wezwanie policji, by usunęła z drogi pieszego i go ukarała. Co raczej potrwa długo. Prościej jest, niestety, ustąpić upartemu pieszemu.
Pod potocznym określeniem „linia ciągła” kryje się znak P-2, który zdefiniowany jest w rozporządzeniu w sprawie znaków i sygnałów drogowych w następujący sposób:
Znak P-2 „linia pojedyncza ciągła” oddziela pasy ruchu o tym samym kierunku i oznacza ponadto zakaz przejeżdżania przez tę linię i najeżdżania na nią.
Osobnym znakiem jest linia podwójna, czyli znak P-4. Jej rola jest podobna, ale stosuje się ją w trochę innych sytuacjach:
Znak P-4 „linia podwójna ciągła” rozdziela pasy ruchu o kierunkach przeciwnych i oznacza zakaz przejeżdżania przez tę linię i najeżdżania na nią.
Tyle tylko mówią przepisy na temat ciągłych linii. Resztę trzeba wywieść w drodze odpowiedniej interpretacji.
Podwójna ciągła linia utożsamiana jest z zakazem wyprzedzania innych uczestników ruchu, ale przepisy nic na ten temat nie mówią. Stąd prosty wniosek, że wyprzedzanie na ciągłej linii (lub podwójnej ciągłej) nie jest zabronione.
Haczyk polega na tym, że zwykle niczego to nie zmienia. Pas ruchu musiałby być odpowiednio szeroki na to, by móc wyprzedzić inny pojazd, bez najeżdżania na linię. Najprościej w ten sposób wyprzedzić rowerzystę, ale pamiętajcie o wymaganym przepisami metrowym odstępie od niego. Jeśli nie możecie go zachować, bez najeżdżania na linię, nie możecie wyprzedzić.
Czy grozi mandat za najechanie na ciągłą linię?
O tym, że na ciągłą linię nie można najeżdżać, mówią wprost cytowane przepisy. Najechać na linię możecie na przykład próbując wyprzedzić rowerzystę w sposób bezpieczny.
Niestety za najechanie na ciągłą linię taryfikator mandatów przewiduje karę 200 zł oraz 5 punktów karnych. Policjanci raczej wykazują się zrozumieniem i jeśli na moment wasze koło dotknie linii, raczej nie powinniście się niczego obawiać. Ale jeśli chcecie kogoś wyprzedzić i jedziecie po linii, albo wręcz ją przekraczacie, raczej nie liczcie na taryfę ulgową.
Kiedy można najechać na ciągłą linię
Prawo przewiduje sytuacje, w których najeżdżanie, a nawet przekraczanie ciągłej linii, jest dozwolone. Pierwsza występuje w przypadku znaku P-3:
Znak P-3 „linia jednostronnie przekraczalna” oznacza zakaz przejeżdżania przez tę linię od strony linii ciągłej i najeżdżania na nią, z wyjątkiem powrotu po wyprzedzaniu na położony przy linii przerywanej pas ruchu zajmowany przed wyprzedzaniem.
Kiedy linia po waszej stronie jest przerywana, a ciągła po stronie przeciwnego pasa ruchu, to oznacza, że wam wolno przejeżdżać przez obie te linie. Zarówno rozpoczynając manewr wyprzedzenia, jak i wracając na swój pas.
Drugi przypadek ma miejsce wtedy, gdy inny uczestnik ruchu blokuje drogę (lub pojawiła się inna przeszkoda). Na przykład komuś zepsuł się samochód, a droga nie ma pobocza, na które można by było go zepchnąć. Wtedy, z zachowaniem szczególnej ostrożności, możecie go ominąć, nawet jeśli oznacza to przekroczenie ciągłej linii.
Przepisy nie pozwalają natomiast na wyprzedzanie pojazdów wolnobieżnych na ciągłej linii, nawet jeśli poważnie utrudniają one ruch. Coś o czym przekonali się kierowcy z tego nagrania:
Tę nieprawdopodobną historię opisał portal 40ton.net. Kierowca jednej z pomorskich firm wykonywał transport do Hiszpanii. Podróż w tamtą stronę odbyła się bez większych przygód. W drodze powrotnej mężczyzna zatrzymał się na parkingu Aire De Montelimar Vl przy francuskiej autostradzie A7. Planował tu spędzić przerwę w podróży, której wymagają od niego przepisy.
Kierowca postanowił wykorzystać postój na skorzystanie z prysznica. Po odświeżeniu się wrócił do pojazdu, a po skończonej przerwie ruszył w dalszą drogę. Dopiero trzy dni później okazało się, że ten postój kosztował jego firmę 6500 euro, czyli trochę ponad 30 tys. zł!
Wspomniana kwota zniknęła konkretnie z karty paliwowej, a osoba zarządzająca flotą zorientowała się, że coś jest nie tak, kiedy otrzymała monit o przekroczeniu limitu na karcie. Okazało się, że w ciągu trzech dni ktoś zatankował osiem razy łącznie 3000 litrów oleju napędowego!
Jak do tego doszło? Kierowca podczas postoju na francuskim parkingu zdeponował kluczyki do pojazdu u obsługi stacji – zgodnie z procedurą. Dopiero bliższe oględziny pozwoliły ustalić, że ktoś włamał się lewymi drzwiami do szoferki, zostawiając niewielkie tylko ślady. Pech chciał, że polski kierowca zwykle wsiada drzwiami prawymi, żeby przebrać buty i mieć czysto za kierownicą.
Trwa obecnie poszukiwanie złodziei paliwa. Sprawy nie ułatwia niestety fakt, że PIN do karty przechowywany był razem z kartą, co pozwoliło im na kradzież bez wzbudzania podejrzeń.
Jak jeździć za darmo autostradą? Senior znalazł sposób
Pomysłowy emeryt to pensjonariusz domu spokojnej starości we włoskiej miejscowości Fiuggi. Regularnie korzystał on z tamtejszej autostrady A1, nie płacąc nigdy za przejazd. Jak tego dokonywał?
Zawsze podążał za innym pojazdem, który kierował się na bramki do elektronicznego pobierania płatności. Trzymając się tuż za innym kierowcą, udawało mu się przejechać, zanim szlaban się zamknął.
Media nie wyjaśniają, jak za każdym razem „pomysłowy” staruszek znajdował kogoś, za kim mógłby podążyć. Wiemy jedynie, że zawsze jechał nocą, co dodatkowo zmniejsza szanse, na to, że akurat przed nim będzie jechał odpowiedni pojazd.
Darmowa jazda autostradą nie trwała wiecznie
W końcu amator darmowych przejazdów wpadł. Ktoś zauważył jego manewr, sprawą zajęły się odpowiednie służby, a potem prokuratura. Okazało się, że mężczyzna przez dwa lata oszukiwał system i jeździł za darmo.
Teraz musi zapłacić 4000 euro za swoje przejazdy. Emeryt wziął jednak adwokata i nie chce niczego oddawać. Ciekawa postawa jak na kogoś, kto, jakby na to nie patrzeć, jest zwykłym złodziejem.
Czego nigdy nie mówić przy policjancie podczas kontroli?
Zatrzymanie przez policję zawsze jest powodem do zdenerwowania, ale jedni w takich sytuacjach robią się nieśmiali i przestraszeni, a inni wręcz przeciwnie – przechodzą do ofensywy. W zanadrzu mają między innymi takie teksty, jakie przytaczamy poniżej.
Panie, tu wszyscy tak jeżdżą, czemu się na mnie uwzięliście?
Może faktycznie popełniliście drobne wykroczenie i powszechnie spotykane w tym miejscu. Czy to usprawiedliwienie? Może policjanci stoją tu właśnie dlatego, żeby „wszyscy tu tak nie jeździli”? Bagatelizując sprawę, tylko się pogrążacie.
To ograniczenie prędkości jest tu niepotrzebne – zróbcie coś z tym, a nie uczciwych ludzi gnębicie.
To prawda, że często ograniczenia są w Polsce ustawiane na wyrost. A policja może zgłosić uwagę, że oznakowanie w danym miejscu jest niewłaściwe lub niepotrzebne. Nie zmienia to jednak niczego w waszej sprawie – za złamanie przepisów trzeba płacić.
Ja tyle nie jechałem, macie popsuty radar, albo mi wmawiacie cudzą prędkość.
Lubicie jak ktoś obcy podchodzi do was w pracy i mówi, że jesteście partaczami? Tak właśnie czują się policjanci, którym ktoś wmawia, że nie potrafią mierzyć prędkości. Obecne radary ręczne robią zdjęcie pojazdu mierzonego, więc nie powinno być wątpliwości, że to o was chodzi. Błąd pomiaru może się faktycznie zdarzyć, ale by to stwierdzić, musicie mieć odpowiednią wiedzę i rzeczowo rozmawiać z policjantami, a nie atakować ich, że nie znają się na swojej pracy, albo chcą was oszukać.
Jak śmiecie mnie karać – wypłatę dostajecie z moich podatków i to ja was zatrudniam!
To stwierdzenie jest zarówno prawdziwe, jak i komiczne. Rzeczywiście służby mundurowe utrzymywane są przez państwo czyli z podatków obywateli. A obywatele płacą policjantom, żeby zatrzymywali osoby łamiące przepisy. Czyli w tym przypadku was.
Dobra, pisz pan se ten mandat, nie mam czasu na głupoty!
Taki tekst z pewnością nie poprawi waszej sytuacji. Może natomiast sprawić, że policjanci bardzo dokładnie i skrupulatnie będą wykonywali swoje obowiązki. A wy będziecie musieli czekać i czekać…
Wy nie wiecie kim ja jestem! Jeszcze chwila i wyrzucą was z roboty!
Trudno w to uwierzyć, ale zdarzają się i takie przypadki. Na szczęście w obecnych czasach, nawet faktyczne posiadanie wpływów i znajomości, na niewiele się zdaje.
Panie władzo, a może byśmy się dogadali?
Wiele lat temu, tego typu teksty naprawdę przechodziły i używając odpowiednich określeń, można było w sposób niby to niewinny, ale bardzo czytelny, przekonać policjanta do łapówki. Obecnie taka sugestia spotyka się z ostrą reakcją i tylko jednym ostrzeżeniem. Zignorowanie go kończy się na komendzie i z poważnymi zarzutami.
Jak rozmawiać z policjantem, żeby nie wystawił mandatu?
Kiedyś dogadanie się z policjantem było o wiele łatwiejsze, ponieważ radary nie zapisywały wszystkich wykrytych wykroczeń, więc policjant nie musiał się z nich wszystkich rozliczyć. Ponadto funkcjonariusze nie mieli narzucanych tak wymagających norm mandatów do wystawienia. Nie pomaga też nowy taryfikator mandatów, który w wielu przypadkach zlikwidował widełki i wprowadził stałe stawki mandatów za dane wykroczenie.
Mimo to, warto próbować. Nadal w pewnych sytuacjach policjant może zdecydować o zastosowaniu wyłącznie pouczenia. Podczas pomiarów prędkości natomiast zwykle wykonywany jest więcej niż jeden pomiar. Policjant może ukarać was wtedy za niższą z zarejestrowanych wartości, przez co zapłacicie mniejszy mandat. Jak go do tego skłonić?
A to pech… a zawsze jeżdżę przepisowo i ostatni mandat to już nie pamiętam, kiedy zapłaciłem.
Niekwestionowanie swojej winy, zrzucenie wszystkiego na zagapienie się oraz „czysta kartoteka” (bez punktów karnych) działają na waszą korzyść. Oczywiście w sytuacji, gdy wasza przewina nie była poważna, bo przy poważnych wykroczeniach nie zasłonicie się zagapieniem i nieposzlakowaną kartoteką.
Co za koszmarny dzień… wszystko mi się wali na głowę, a teraz jeszcze to.
Policjanci nie są bez serca, więc jeśli faktycznie macie ostatnio same pasmo niepowodzeń, mogą się nad wami zlitować. Warunek numer jeden – wasze przewinienie nie może być poważne i nie może wyglądać jak wykonane z premedytacją. Warunek numer dwa – sztuczne aktorstwo raczej nie zadziała.
Panowie, zlitujcie się… ledwie co mi do pierwszego starcza, a tu jeszcze ten mandat.
Wzięcie policjantów na litość również może się sprawdzić, ale raczej wam nie uwierzą, jeśli macie w miarę nowe auto, albo takie wyglądające na drogie.
Panowie, ja wiem jak to jest. Mój brat/ojciec/szwagier też pracuje w policji.
Niewinnie można rzucić najpierw tekst o pełnym zrozumieniu trudów pracy policjanta, a potem dodać, że wiecie to, ponieważ macoi w rodzinie funkcjonariusza. Najlepiej, jeśli zatrzymali was we własnym mieście i wasz krewny też tu pracuje. Warunek? Nie możecie kłamać – im więcej szczegółów podacie, tym większa szansa, że funkcjonariusze znają waszego krewniaka, albo przynajmniej udowodnicie, że wiecie co mówicie i na przykład znacie hierarchię oraz strukturę w policji.
Bez względu na to, którą strategię wybierzecie, albo czy w ogóle na jakąś się zdecydujecie, pamiętajcie o rzeczach podstawowych. Bądźcie spokojni, rzeczowi, nie musicie silić się na udawaną uprzejmość, ale rozmawiajcie z policjantami kulturalnie i nie kwestionujcie swoich oczywistych przewin. Nie ma gwarancji, że to poprawi waszą sytuację, ale przynajmniej jej nie pogorszy i policjanci nie będą chcieli bardziej się wami zainteresować i poszukać jeszcze innych powodów do wypisania mandatu.
Policja próbowała wymusić mandat na przejściu dla pieszych?
Nagranie z tego zdarzenia, jak to się ładnie mówi, podzieliło internautów. Na wideo widzimy jak jadący prawym pasem radiowóz nagle zaczyna hamować. Hamuje więc także Honda na pasie lewym. Oba pojazdy stopniowo zwalniały, aż do całkowitego zatrzymania przed przejściem dla pieszych.
Był to o tyle dziwne, że ani na przejściu, ani nigdzie w jego pobliżu, nie było żadnego pieszego. Dlaczego więc policja zaczęła hamować?
Część internautów dopatrzyła się tu natychmiast próby wymuszenia mandatu. Za wyprzedzanie innego pojazdu w obrębie przejścia dla pieszych należy się 1500 zł oraz 15 punktów karnych. Łakomy kąsek dla patrolu, który ma normę do wyrobienia.
A może chodziło o absurdalne stosowanie przepisów dotyczących pieszych?
Inni komentujący zaczęła się jednak zastanawiać, czy to może nie zła wola policjantów, tylko absurdalna sytuacja, wynikająca z przepisów? Zabraniają wyprzedzania na przejściach dla pieszych, a drogówka z lubością wlepia mandaty każdemu, kto tylko porusza się minimalnie szybciej od pojazdu na pasie obok, bo to już przecież można podciągać pod definicję wyprzedzania.
Może zatem policjanci w Kii wystraszyli się, że jadą jakieś 2 km/h szybciej od Hondy na pasie obok i postanowili na wszelki wypadek zwolnić. Kierowca Hondy był jednak czujny i sam nie chciał zostać tym szybciej jadącym (wtedy to on by wyprzedzał), więc też zaczął zwalniać. I tak obaj kierowcy trzymali się w szachu, aż do całkowitego zatrzymania.
Nie miało to nic wspólnego z bezpieczeństwem, ale przynajmniej zatrzymało ruch na drodze bez powodu. I jak tu nie lubić ślepego egzekwowania przepisów oraz infrastruktury polskich dróg?
Ten znak akurat zna chyba każdy. Znak C-12 informuje o tym, że dane skrzyżowanie jest rondem, a więc ruch odbywa się tu okrężnie. Zgodnie z definicją zawartą w rozporządzeniu o znakach i sygnałach drogowych:
Znak C-12 „ruch okrężny” oznacza, że na skrzyżowaniu ruch odbywa się dookoła wyspy lub placu w kierunku wskazanym na znaku.
Wbrew pozorom kryje się w nim pułapka, ponieważ na takim skrzyżowaniu pierwszeństwo maja wjeżdżający na rondo, a nie ci, którzy już się na nim znajdują. Z rondem nie wiążą się żadne specjalne przepisy, więc traktowane jest jako skrzyżowanie równorzędne. A na skrzyżowaniu równorzędnym obowiązuje zasada prawej ręki.
Nie jest to intuicyjne, stąd kolejny zapis w cytowanym rozporządzeniu:
Znak C-12 występujący łącznie ze znakiem A-7 oznacza pierwszeństwo kierującego znajdującego się na skrzyżowaniu przed kierującym wjeżdżającym (wchodzącym) na to skrzyżowanie.
Znak A-7 to oczywiście dobrze znany, wskazujący, że jesteśmy na drodze podporządkowanej. Dopiero przy połączeniu tych dwóch znaków, możemy na rondzie jeździć tak, jak jesteśmy do tego przyzwyczajeni i jak podpowiada nam intuicja.
Znak A-8 zawiera w sobie charakterystyczny symbol trzech strzałek skierowanych ku sobie, zupełnie jak w przypadku ronda. I rzeczywiście do niego się odnosi:
Znak A-8 „skrzyżowanie o ruchu okrężnym” ostrzega o skrzyżowaniu, na którym ruch odbywa się dookoła wyspy lub placu w kierunku wskazanym na znaku.
Różnica między nim, a znakiem C-12, polega na tym, że jest to znak ostrzegawczy, a nie informacyjny. Ustawia się go więc nie przy samym rondzie, ale odpowiednio wcześniej, aby kierowcy zdążyli zareagować na inną organizację ruchu.
Z tego powodu znak A-8 stosuje się zwykle w terenie niezabudowanym, gdzie kierowcy rozwijają większe prędkości. Dopuszczalne jest również używanie go w mieście – zwykle na drogach z pierwszeństwem, których przebieg sprawia, że kierowcy nagle wyjadą na rondo i nie mogą go wcześniej dostrzec. Ma to za zadanie ostrzec ich, że za moment organizacja ruchu będzie inna, a oni nie będą mieć raczej pierwszeństwa.
Jaki jest mandat za zignorowanie znaku C-12 oraz A-8?
Ponieważ oba znaki należą do różnych kategorii, różne są także mandaty z nimi związane. Za niedostosowanie się do organizacji ruchu, wynikającej ze znaku C-12, grozi mandat w wysokości 250 zł oraz 5 punktów karnych.
Z kolei znak A-8 jest znakiem ostrzegawczym, a ignorowanie go może być traktowane jako stwarzanie zagrożenia w ruchu drogowym. Mandat za to wynosi 1000 zł i 6 punktów karnych.
Podwyżka opłat na autostradzie A4 Katowice-Kraków 2023
Spółka Stalexport Autostrada Małopolska wprowadziła od dzisiaj nowe opłaty na autostradzie A4. Za przejechanie przez bramki na zarządzanym przez nią odcinku Kraków-Katowice trzeba obecnie zapłacić:
za motocykl – 7 zł (podwyżka 1 zł)
za samochód do 3,5 t – 15 zł (podwyżka 2 zł)
za pojazdy kategorii 2 i 3 – 27 zł (podwyżka 3 zł)
za pojazdy kategorii 4 i 5 – 46 zł (podwyżka 6 zł)
Przypomnijmy, że na autostradzie A4 między Katowicami i Krakowem znajdują się dwie bramki. Za przejechanie tego fragmentu, mierzącego jedynie 61 zł, trzeba więc zapłacić dwa razy. To czyni odcinek autostrady na południu Polski jednym z najdroższych w całej Europie.
Jak płacić mniej na autostradzie A4 Katowice-Kraków?
Kolejna podwyżka na autostradzie A4 (poprzednia miała miejsce w lipcu 2022) sprawia, że kierowcy są coraz bardziej rozgoryczeni. Jak zwykle w takich sytuacjach pojawiają się deklaracje, że kolejne osoby zrezygnują z autostrady na rzecz dróg lokalnych. Co zaprzecza idei autostrady.
Sposobem na obniżenie opłat za korzystanie z odcinka A4 Katowice-Kraków, jest skorzystanie z płatności automatycznych. Istnieje kilka taki rozwiązań, na przykład:
Autopay
IKO
mPay
SkyCash
Yanosik
W ten sposób jadąc samochodem osobowym, zapłacimy „tylko” 13 zł na każdej bramce. Warto skorzystać z którejś z tych opcji także po to, by nie stać w kolejkach przed bramkami.
Kiedy autostrada A4 Katowice-Kraków będzie bezpłatna?
Od lat wiele mądrych głów zachodzi w głowę, jak to możliwe, żeby prywatna firma miała nieograniczoną władzę nad tak ważnym szlakiem komunikacyjnym. Stalexport może dowolnie kształtować ceny na zarządzanych przez siebie odcinkach, a zapisy umów, które mogłyby rzucić trochę światła na całą sprawę, pozostają niejawne. Taki stan rzeczy utrzyma się do 2027 roku. Dopiero wtedy wygasa koncesja Stalexportu na zarządzanie odcinkiem autostrady A4.
Możliwe też, że po tej dacie zmieni się naprawdę sporo. Jak powiedział w grudniu 2022 roku minister infrastruktury Andrzej Adamczyk:
Jestem przekonany (…), że autostrada ta stanie się na powrót autostradą zarządzaną przez GDDKiA i chcielibyśmy bardzo, aby ten odcinek między Katowicami a Krakowem, był odcinkiem autostrady bezpłatnej.
Dodał również, że
Planowana jest rozbudowa tej trasy o dodatkowy pas ruchu w każdą stronę. To by pozwoliło skumulować ruch, zebrać go z dróg równoległych (do A4), gdzie są olbrzymie problemy komunikacyjne.
Youtuber podarował kelnerce samochód w ramach napiwku
– Jaki był największy napiwek, jaki dostałaś?
– Jakieś 50 dolarów?
– A czy ktokolwiek dał ci w napiwku samochód?
Tymi słowami rozpoczyna się filmik na Tik Toku internetowego twórcy, znanego jako MrBeast. Widzimy na nim jak „PanBestia” wręcza zaskoczonej kelnerce kluczyk i zachęca, aby wyszła na zewnątrz i przekonała się, że naprawdę właśnie dostała samochód.
Tam czekała na nią nowa Toyota Corolla. Z opisu filmiku dowiadujemy się, że Amy od miesięcy musi dojeżdżać do pracy bez samochodu (a w Stanach Zjednoczonych to zwykle poważne utrudnienie). Dziewczyna sama przyznaje, że tego dnia spóźniła się do pracy przez powolnego kierowcę Ubera. Niespodziewany podarunek z pewnością bardzo jej pomoże w życiu.
Kim jest MrBeast, że rozdaje samochody w ramach napiwków?
MrBeast, a więc młody, brodaty jegomość w czapeczce i crocsach, to wielka gwiazda internetu. Na swoim głównym youtubowym kanale ma 139 mln subskrybentów, a na dwóch innych kolejne 50 mln (chociaż są to zapewne głównie te same osoby).
Jego gest wobec kelnerki bez wątpienia wiele dla niej znaczył, ale internauci zwrócili uwagę na kilka kwestii. Po pierwsze roczne zarobki „PanaBestii” szacowane są na 54 mln dolarów. Po drugie kiedyś jednemu ze swoich fanów podarował… wyspę na Pacyfiku. Można więc powiedzieć, że Corollę kupił za drobniaki znalezione w kieszeni swojego dresu.
Ponadto filmik z wręczenia samochodu ma obecnie 9,5 mln polubień. Pojawia się więc pytanie czy przypadkiem nie zarobił jeszcze na swojej „szczodrości”. Z pewnością tego typu materiały pomagają w zdobyciu dodatkowego rozgłosu oraz zainteresowania, a na tym przecież zarabia się w internecie.
Biorąc to wszystko pod uwagę, naprawdę sporym… obciachem jest, że Corolla jaką MrBeast podarował kelnerce nie tylko jest jakąś bazową wersją na stalowych felgach z kołpakami. Jest przy tym oklejona reklamą jego marki czekolady… Wygląda na to, że łatwo jest być szczodrym. Szczególnie gdy się na tym zarabia.
Sprytny sposób złodziei, którzy okradali kierowców
Jak poinformowała ostatnio śląska policja, udało jej się zatrzymać dwóch obywateli Gruzji, którzy okradali kierowców, robiących sobie przerwy w podróży. Proceder trwał od jakiegoś czasu na MOP-ie przy autostradzie A1 w Częstochowie, więc na miejsce wysłano funkcjonariuszy z wydziału kryminalnego.
Ich uwagę zwróciło dwóch mężczyzn siedzących w Hondzie Civic i podejrzanie się zachowujących. W pewnym momencie zaparkował obok nich Volkswagen Passat, którego kierowca wysiadł, by skorzystać z toalety. Podczas jego nieobecności jeden z podejrzanych przesiadł się szybko do Passata i zaczął przeszukiwać jego wnętrze.
Mundurowi wkroczyli do akcji i zatrzymali na gorącym uczynku 40-latka i 43-latka. Okazało się, że nie była to ich pierwsza kradzież. Przy jednym z nich policjanci znaleźli też marihuanę. Teraz grozi im nawet 10 lat więzienia.
Po naciśnięciu przycisku na pilocie, złap za klamkę – to jedyny pewny sposób
Zagadka w tej historii jest taka – jak złodzieje mogli tak szybko dostać się do Passata? Policjanci wyraźnie widzieli, że gdy właściciel wysiadł, wcisnął przycisk na kluczyku, aby zaryglować zamki w swoim aucie.
Okazało się, że przy złodziejach policjanci odnaleźli urządzenie zakłócające sygnał wysyłany z kluczyków. Właściciel auta był przekonany, że je zamknął, a tymczasem sygnał w ogóle do pojazdu nie dotarł. Samochody potwierdzają zamknięcie drzwi mrugnięciem świateł awaryjnych, ale kto zwraca na to uwagę? Zwykle jest to czynność, którą wykonujemy machinalnie.
Dlatego też warto zawsze patrzeć na reakcję samochodu, gdy wciskamy przycisk centralnego zamka. Czy mignęły światła awaryjne i czy usłyszeliśmy odgłos ryglujących się drzwi? Auta ze składanymi elektrycznie lusterkami zwykle składają je automatycznie, co jest kolejnym znakiem, że pojazd został zamknięty.
Najpewniejszy natomiast sposób, to pociągnięcie za klamkę po tym, jak wcisnęliśmy przycisk na pilocie. Wtedy mamy stuprocentową pewność, że nasze auto i bagaże są bezpieczne. Warto o tym pamiętać, nie tylko w podróży.
Wpadlibyście na pomysł, żeby założyć zbiórkę, której celem jest to, że kupicie sobie samochód? Raczej nie, ale bohater tej historii poszedł o krok dalej i założył zbiórkę na auto, którego chyba tak naprawdę nie chce. A przynajmniej miłość do amerykańskiej legendy muscle carów nie jest tu czynnikiem decydującym.
Witam. Wiodłem sobie spokojnie życie z dziewczyną która okazała się blacharą i zostawiła mnie dla chłopaka z lepszym autem. Celem zrzutki jest dołożenie mi do Forda mustanga (auto którym się zawsze jarała) żeby ją uświadomić co straciła i nie opłaca się wieść życia blachary i oceniać ludzi po aucie. Zrzutka nie jest pierwszej potrzeby, lepiej żeby osoba która to czyta wspomogła jakiś cel charytatywny, lecz może znajdzie się ktoś kto mi pomoże spełnić moje marzenie. Brakuje mi 30tyś do sprowadzenia takiego auta ze stanów, za każdy grosz dziękuje. Pozdrawiam
Założyciel tej zbiórki znalazł już 281 wspierających, ale póki co wpłacili oni na ten cel 2972 zł. Kwoty były więc raczej symboliczne, ale do końca pozostało jeszcze 78 dni.
Chce kupić Mustanga, żeby była dziewczyna żałowała swojej decyzji
Trudno oceniać sytuację, nie znając wszystkich szczegółów, ale zaryzykujemy stwierdzenie, że pomysł założenia zbiórki na Mustanga, żeby dopiec byłej dziewczynie, jest chybiony. Po pierwsze istnieje spora szansa, że nie o „lepsze auto” tu chodziło (osoby w takich przypadkach często szukają racjonalizacji zaistniałej sytuacji – najlepiej takiej, która oczyszcza je z winy i wskazuje, że nie mogły w żaden sposób zapobiec rozstaniu). A przynajmniej nie tylko.
Po drugie, nawet jeśli dziewczyna o której mowa jest „blacharą” i faktycznie poleciała na lepszy samochód, to warto pamiętać, że auto często odgrywa też roli symbolu. Podkreśla status właściciela, ukazuje go jako osobę zaradną, która potrafi zarobić na drogie zabawki i przyjemności.
Coś nam mówi, że proszenie ludzi w internecie o datek na kupno samochodu, raczej nie przedstawia takiej osoby jako zaradnej i przedsiębiorczej. „Blachara” może więc tego nie docenić, a chłopak do złamanego serca będzie musiał dołożyć jeszcze niepotrzebnie wydane pieniądze na samochód, którego nie chciał.
Guzik na pasach bezpieczeństwa nie zwraca zwykle niczyjej uwagi. Po prostu tam jest. A do czego służy?
Czy jazda w pasach bezpieczeństwa jest obowiązkowa?
Nasi starsi czytelnicy pewnie pamiętają czasy, kiedy korzystanie z pasów bezpieczeństwa w samochodzie nie było obowiązkowe. Popularne było tłumaczenie ze strony pasażerów z tyłu, że „nie muszą zapinać pasów”. Wynikało to z mylnego przeświadczenia, że skoro mają przed sobą fotele pierwszego rzędu, to nic im nie grozi. Ponadto w latach 90. spotkanie samochodu, który nie miał pasów bezpieczeństwa z tyłu, nie było niczym nadzwyczajnym.
„Kierujący pojazdem samochodowym oraz osoba przewożona takim pojazdem wyposażonym w pasy bezpieczeństwa są obowiązani korzystać z tych pasów podczas jazdy.”
Kto nie musi mieć zapiętych pasów?
Prawo przewiduje jednak pewne wyjątki od reguły nakazującej wszystkim, bez wyjątku, zapinanie pasów bezpieczeństwa. Jeździć w pasach nie muszą:
kobiety w widocznej ciąży
kierowcy taksówek (tylko podczas przewożenia pasażerów)
instruktorzy nauki jazdy i egzaminatorzy (tylko wtedy, gdy za kierownicą siedzi kursant)
osoby mające zaświadczenie lekarskie o przeciwwskazaniach do zapinania pasów
funkcjonariusze różnych służb (podczas przewożenia osoby zatrzymanej lub innych czynności)
Wśród przeciwników zapinania pasów bezpieczeństwa (na szczęście jest ich coraz mniej), zwykle pojawia się argument, że pasy są niewygodne, uwierają i źle się je zapina. To tłumaczenia, które określić można tylko jako absurdalne.
Prawidłowo zapięty pas nie uwiera ani nie ogranicza ruchów, trzeba tylko zwrócić uwagę, aby nie był pozwijany, a w razie potrzeby także wyregulować wysokość jego mocowania. Ułatwieniem dla podróżnych jest także guzik – powszechnie spotykany na pasach bezpieczeństwa. Jego rola jest prosta: zapobiega zsuwaniu się klamry w dół, kiedy pas swobodnie zwisa. Dzięki niemu jednym ruchem możemy złapać za klamrę i wygodnie zapiąć pas. Prozaiczne, ale mało kto wie, dzięki czemu ta czynność jest dla nas tak prosta.
Jazda bez pasów jest jednym z tych wykroczeń, które policja może stwierdzić bez problemu, nawet z dużej odległości. Jeśli kogoś nie przekonuje troska o własne bezpieczeństwo, to może przekona go perspektywa mandatu, a ten wynosi:
100 zł i 2 pkt. karne za prowadzenie auta bez pasów bezpieczeństwa
100 zł i 5 pkt. karnych za przewożenie pasażerów bez pasów bezpieczeństwa
100 zł dla pasażera, który nie zapiął pasów
300 zł i 10 pkt. karnych za przewożenie dziecka bez fotelika
Większość właścicieli samochodów musi co roku stawiać się w Stacji Kontroli Pojazdów i wykonywać przegląd, potwierdzający sprawność ich pojazdu. Istnieje od tego jednak kilka wyjątków.
Corocznego przeglądu okresowego nie muszą wykonywać właściciele:
samochodów nowych (pierwszy przegląd wykonuje się po 3 latach)
samochodów 3-letnich (po pierwszym przeglądzie kolejny wymagany jest po 2 latach)
samochodów zabytkowych (te pojazdy mogą mieć przegląd „dożywotni”)
Czy trzeba wymieniać dowód rejestracyjny, jeśli zabraknie miejsca na pieczątki?
Obowiązek wymiany dowodu rejestracyjnego w przypadku braku miejsca na pieczątki potwierdzające przejście badania technicznego był czymś oczywistym. Był, ponieważ stopniowe zmiany przepisów, ułatwiających życie kierowcom, rozprawiły się i z tym problemem.
Obecnie kierowca nie ma obowiązku wożenia ze sobą dowodu rejestracyjnego pojazdu, ponieważ wszystkie niezbędne informacje policjanci znajdą w systemie CEPiK. Co za tym idzie, kwestia pieczątek w dowodzie rejestracyjnym, przestała mieć znaczenie.
Diagności nadal wbijają pieczątki, ale jeśli nie mamy już na nie miejsca w dowodzie rejestracyjnym, to nie jest to żadnym problemem. Zamiast tego otrzymamy pisemne zaświadczenie pozytywnego zaliczenia przeglądu.
Kiedy musimy mieć przy sobie potwierdzenie zaliczenia przeglądu?
Należy pamiętać, że chociaż przepisy stały się ostatnio bardzo liberalne i kierowca właściwie nie musi mieć przy sobie żadnych dokumentów, są sytuacje, gdy jest to wymagane podczas:
spisywania oświadczenia o przebiegu zdarzenia (kolizji)
wyjazdu za granicę
sprzedaży pojazdu
W pierwszej sytuacji dokumenty oraz potwierdzenie zaliczenia przeglądu są o tyle istotne, że bez nich nie spiszemy oświadczenia i trzeba będzie wezwać policję. Jeśli to my spowodowaliśmy stłuczkę, otrzymamy mandat.
Drugi przypadek przypomina, że przepisy o braku konieczności wożenia dokumentów, dotyczą jedynie Polski. W innym kraju musimy mieć wszystkie dokumenty w tradycyjnej formie.
Trzeciej sytuacji chyba nie musimy tłumaczyć – nowy właściciel będzie chciał potwierdzić, że wszystko jest w porządku i pojazd dopuszczony jest do ruchu. Kompletu dokumentów wymagać będzie także urząd, podczas przerejestrowania na nowego właściciela.
Ile kosztuje wymiana dowodu rejestracyjnego?
Nic oczywiście nie stoi na przeszkodzie, aby wymienić dowód rejestracyjny z powodu braku miejsca na pieczątki. Wystarczy udać się do urzędu komunikacji i złożyć stosowny wniosek. Koszt wydania nowego dowodu rejestracyjnego to 54 zł.
Ewelina Lisowska poinformowała ostatnio na swoich mediach społecznościowych, o groźnym zdarzeniu, jakie ją spotkało. Na pierwszym zdjęciu widzimy 31-latkę stojącą uśmiechniętą w stroju motocyklowym, a za nią oparty o mur stoi motocykl trialowy. Fotografię opatrzyła opisem:
Przesuń dalej, a zobaczysz co mam pod ubraniem. Lekka kraksa można by rzec.
Kolejne zdjęcia pokazują rozległe siniaki oraz rany na ciele gwiazdy. Jak do tego doszło?
Ewelina Lisowska pokazała nagranie z wypadku na motocyklu
Fani byli wyraźnie zaniepokojeni tym, co spotkało Ewelinę Lisowską. Niedługo po publikacji zdjęcia, podzieliła się więc również nagraniem ze zdarzenia. Widzimy na nim wokalistkę, jak jeździ trialem po jakimś niewielkim torze.
Później stoi koło innego motocyklisty i mocno rusza, podnosząc przednie koło. Tu następuje cięcie, ale możemy domyślić się, że Lisowska wystartowała, ale nie utrzymała maszyny i po kilkunastu metrach zaliczyła bardzo bolesną glebę.
Z pewnością potłukła się upadając na kostkę, ale najgorsze było to, że motocykl upadł na nią. To on odpowiedzialny jest za tak poważne siniaki oraz rany.
Zasada pierwsza jazdy po nierównej drodze – odpowiednia prędkość
To podstawowa zasada, której zawsze powinniśmy przestrzegać – odpowiednio niska prędkość. Tylko wtedy będziemy w stanie na czas zauważyć nierówności oraz dziury i na nie zareagować. Jest to szczególnie istotne na nieznanych nam odcinkach dróg, ale nie tylko. Pełne wertepów drogi mają to do siebie, że pojawiają się na nich kolejne dziury, więc jadąc na pamięć, możemy być zaskoczeni.
Trzeba wziąć pod uwagę też to, że nie zawsze uda nam się ominąć każdą nierówność. Wtedy niska prędkość zmniejszy ryzyko uszkodzenia felgi, opony oraz zużycia elementów zawieszenia.
Druga zasada jazdy po wertepach – nie hamuj gwałtownie
Rozważmy teraz drugi wariant. Nie posłuchaliście pierwszej rady, za późno zauważyliście dziurę i chcecie w ostatniej chwili zmniejszyć prędkość. To słuszne myślenie, ale z jednym, bardzo istotnym zastrzeżeniem.
W momencie wjeżdżania na nierówność nie możecie mieć nogi na hamulcu. W momencie hamowania duża część masy pojazdu jest przenoszona na przód. Tak dociążone koło znacznie łatwiej ulegnie uszkodzeniu. Zwłaszcza, że ugięte zawieszenie nie da możliwości kołu na „ucieczkę” do góry. Nastąpi wtedy mocne dobicie zawieszenia, które może uszkodzić łączniki stabilizatorów, a w gorszym przypadku wahacze lub nawet mocowania amortyzatorów.
Trzecia zasada – jak bezpiecznie najechać na dziurę?
Idźmy dalej – nie zmniejszyliście odpowiednio wcześnie prędkości, próbowaliście w ostatniej chwili zahamować, ale wjazd na nierówność jest nieunikniony. Co wtedy?
Zwykle najbezpieczniejszym sposobem jest najechanie centralnie na uszkodzony element asfaltu. Bieżnik stanowi dodatkowe zabezpieczenie opony, którego brak na jej rantach, przez co to najbardziej wrażliwy element. Uszkadzając rant łatwo uszkodzić także krawędź felgi.
W przypadku większych dziur i ubytków w asfalcie, dobrze jest ocenić, czy któraś z jej stron nie ma ostrych krawędzi. Trzeba ich unikać, ponieważ one najłatwiej mogą przeciąć oponę.
Zasada czwarta jazdy po dziurawej drodze – sprawdź pobocze
To najbardziej karkołomna zasada, ale ją również trzeba wziąć pod uwagę. Może okazać się, że asfalt jest w takim złym stanie, że już lepiej zjechać kołami przynajmniej jednej strony na pobocze.
Trzeba być przy tym bardzo ostrożnym, ponieważ nieutwardzone pobocze może być zaskakująco równe, ale i zaskakująco zdradliwe. Pamiętajmy również, że na drogach w złym stanie, krawędź asfaltu może być poszarpana i dziurawa, więc każda próba zjechania z niego, może być niebezpieczna.
Krzysztof Rutkowski pochwalił się kupnem nowego samochodu
Najsłynniejszy polski detektyw od lat kupuje drogie i ekskluzywne samochody. Bardzo często są to Mercedesy – Rutkowski jeździł już AMG GT, AMG G 63, GLE Coupe czy GLS-em. Czasami jednak robi wyjątki, na przykład kupując Audi A8 albo… pojazd opancerzony TUR VI/LTO wyprodukowany przez AMZ Kutno.
Tym razem detektyw i celebryta nie zdradził, na jaki model padł jego wybór. Pokazał tylko tablicę rejestracyjną i zapytał swoich fanów, co według nich będzie odbierał. Zagadkę szybko rozwiązała Interia.pl, sprawdzając numery rejestracyjne w bazie UFG.
Okazało się, że detektyw zdecydował się tym razem na BMW serii 7. Nowa odsłona flagowej limuzyny bawarskiej marki z pewnością będzie pasowała do nieco ekscentrycznego celebryty. Mająca prawie 5,4 m długości „siódemka” zwraca uwagę swoim ogromnym, podświetlanym grillem oraz podwójnymi światłami, ale także długą listą bajerów.
Najciekawszymi z nich są elektrycznie otwierane i zamykane drzwi. Można nawet jednocześnie otworzyć i zamknąć wszystkie, co z pewnością zrobi duże wrażenie w niejednej sytuacji. Najbardziej niespotykanym dodatkiem, po raz pierwszy zastosowanym w seryjnym aucie, jest jednak pełnoprawny telewizor rozkładany z sufitu. Ma przekątną 31,3 cala i pozwala na korzystanie ze wszystkich popularnych aplikacji, także podróżujący z tyłu mogą nadrabiać zaległości w swoich ulubionych serialach. Do obsługi telewizora służą dotykowe ekrany w drzwiach.
Jakie BMW serii 7 kupił Krzysztof Rutkowski?
Na to pytanie jak na razie nie znamy odpowiedzi. Baza danych UFG zawiera tylko informacje o marce i modelu, ale nie o wersji. BMW serii 7 dostępne jest z dwoma napędami hybrydowymi plug-in, jednym dieslem oraz jako elektryczne i7:
Pojęcie „szczególnej ostrożności” jest jasno sprecyzowane w ustawie Prawo o ruchu drogowym. W art. 2, ust. 22 możemy przeczytać:
Szczególna ostrożność – ostrożność polegającą na zwiększeniu uwagi i dostosowaniu zachowania uczestnika ruchu do warunków i sytuacji zmieniających się na drodze, w stopniu umożliwiającym odpowiednio szybkie reagowanie.
Można więc powiedzieć, że zachowując szczególną ostrożność, jesteśmy gotowi na to by zareagować, jeśli nagle wydarzy się coś niespodziewanego i niebezpiecznego.
Przepisy określają również, kiedy kierowca powinien szczególną ostrożność zachować. Takim miejscem jest na przykład skrzyżowanie lub przejście dla pieszych. Również przy opisach większości manewrów znajdziemy zastrzeżenie, że warunkiem ich wykonania, jest zachowanie szczególnej ostrożności.
Kierowca powinien także sam odpowiednio oceniać sytuację na drodze i samemu decydować, kiedy szczególna ostrożność jest wymagana. Na temat tego obowiązku kierującego mówi także art. 3, ust. 1 Kodeksu drogowego:
Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze są obowiązani zachować ostrożność albo gdy ustawa tego wymaga – szczególną ostrożność, unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny oraz narazić kogokolwiek na szkodę. Przez działanie rozumie się również zaniechanie.
Czy można dostać mandat za niezachowanie szczególnej ostrożności?
Teraz wkraczamy na nieco grząski grunt przepisów, których interpretacja bardzo zależy od konkretnej sytuacji oraz jej oceny przez interweniujących funkcjonariuszy. Szczególnie ważna jest końcówka cytowanego przed momentem przepisu „przez działanie rozumie się również zaniechanie”. Co to oznacza?
Wyobraźcie sobie taką sytuację. Wjeżdżacie na skrzyżowanie, macie pierwszeństwo, ale z drogi podporządkowanej wyjeżdża inny pojazd i dochodzi do zderzenia. Wina oczywiście leży po stronie drugiego kierowcy. Potwierdzają to wszystkie okoliczności, a także nagranie z monitoringu, które zabezpieczyła policja.
Ale co to na nim widać? Okazuje się, że skrzyżowanie było puste, a wjeżdżający na nie nieprawidłowo pojazd widać było z daleka. Mieliście czas i możliwość reakcji, pozwalającej na uniknięcie zdarzenia. Tymczasem na nagraniu widać, że nawet nie podejmujecie takiej próby. Zaniechaliście jakiegokolwiek działania, które mogło pozwolić na uniknięcie zderzenia.
W takiej sytuacji policja może nałożyć na was mandat w wysokości 1000 zł. W praktyce dzieje się to raczej rzadko i funkcjonariusze ograniczają się do określenia sprawcy zdarzenia i to jego karzą. Niewielkie pocieszenie, jeśli i tak będziecie wiedzieć, że mogliście uniknąć wypadku, gdybyście tylko byli dostatecznie ostrożni.
Sposoby na uniknięcie mandatu? Tylko jeden jest całkowicie niezawodny
Jaki jest najlepszy sposób na uniknięcie mandatu? Jedni korzystają z aplikacji do ostrzegania przed patrolami policji, inni liczą na życzliwe mrugnięcie światłami przez innych kierowców, a jeszcze inni bazują na intuicji oraz znajomości ulubionych miejsc funkcjonariuszy z radarami.
Brutalna i odwieczna prawda jest taka, że najbardziej skuteczny sposób to… przestrzegać przepisów. Nie każdemu taka odpowiedź się podoba, ale w czasach, kiedy kierowcy muszą uważać na policjantów z radarami, nieoznakowane radiowozy, fotoradary, odcinkowe pomiary prędkości, a nawet drony, naprawdę coraz trudniej mieć pewność, czy ktoś nas właśnie nie namierza.
Jak włączyć ogranicznik prędkości w samochodzie? Zasada działania
Najczęściej kierowcy są zatrzymywani za zbyt szybką jazdę, co nie dziwi zważywszy dość liberalne podejście Polaków do ograniczeń prędkość. Wielu kierujących robi to nieświadomie i bezwiednie, poruszając się z prędkością, którą uważają za odpowiednią, a nie z taką, jaka widnieje na znaku.
Rozwiązaniem tego problemu jest skorzystanie z ogranicznika prędkości, który nie pozwoli nam na zbyt szybą, nieświadomą jazdę. Przycisk go aktywujący znajduje się w jednej grupie z przełącznikami do tempomatu (zwykle obie te funkcje oferowane są razem, ale bywały przypadki, kiedy można było zamówić osobno tylko jedną z nich). Zwykle ma on oznaczenie LIM lub piktogram, wyobrażający prędkościomierz z wyznaczoną na nim granicą, w stronę której zmierza strzałka. Podobny jest do przełącznika tempomatu, ale tam strzałka wskazuje na konkretne miejsce na skali prędkościomierza.
Po aktywowaniu ogranicznika prędkości, przełącznikami do regulacji prędkości na tempomacie, wybieramy maksymalną wartość, do jakiej możemy się rozpędzić. Od tego momentu, kiedy tylko zbliżymy się do zadanej prędkości, auto zmniejszy dopływ paliwa, nie pozwalając nam na zbyt szybką jazdę.
Jak wyłączyć ogranicznik prędkości?
Ogranicznik dezaktywujemy tym samym przyciskiem, którym go włączyliśmy. Zostaje on wyłączony także kiedy uruchomimy tempomat – w wielu samochodach te przełączniki są połączone, pozwalając na wybranie tylko jednej funkcji.
Producenci przewidzieli także „awaryjny wyłącznik” limitera prędkości. Jeśli wciśniemy gaz w podłogę, auto odzyska pełną moc. W takiej sytuacji elektronika uznaje, że nagle potrzebujemy przyspieszyć, może być to spowodowane jakąś niebezpieczną sytuacją na drodze, więc nie powinna nas w żaden sposób ograniczać.
W kontekście ogranicznika prędkości, dobrze przypomnieć sobie obecnie obowiązujący taryfikator mandatów za prędkość. Nie są one niskie, a karę otrzymamy za jazdę o nawet kilka kilometrów na godzinę zbyt szybko. Z kolei przy poważniejszych przekroczeniach obowiązuje zasada recydywy – jeśli w ciągu dwóch lat ponownie zostaniemy przyłapani na zbyt szybkiej jeździe, kara będzie podwójna.
do 10 km/h – 50 zł, 1 pkt. karny,
od 11 do 15 km/h – 100 zł, 2 pkt. karne,
od 16 do 20 km/h – 200 zł, 3 pkt. karne,
od 21 do 25 km/h – 300 zł, 5 pkt. karnych,
od 26 do 30 km/h – 400 zł, 7 pkt. karnych ,
od 31 do 40 km/h – 800 zł (recydywa 1600 zł), 9 pkt. karnych,
od 41 do 50 km/h – 1000 zł (recydywa 2000 zł), 11 pkt. karnych,
od 51 do 60 km/h – 1500 zł (recydywa 3000 zł), 13 pkt. karnych,
od 61 do 70 km/h – 2000 zł (recydywa 4000 zł), 14 pkt. karnych,
ponad 70 km/h – 2500 zł (recydywa 5000 zł), 15 pkt. karnych.
Rozbudowa Zakopianki w Libertowie – tunel i nowa infrastruktura dla pieszych
Ogłoszony przez GDDKiA przetarg zakłada kompleksową przebudowę układu drogowego w Libertowie. Zostanie zlikwidowane skrzyżowanie zakopianki z ul. Góra Libertowska i ul. Świetlistą. Z drogi krajowej nr 7 będzie można w tym miejscu skręcać tylko w prawo. W zamian za to pod Zakopianką wybudowany zostanie tunel o długości 52 m, który pozwoli na przejazd między wschodnią a zachodnią częścią Libertowa. Będzie on zlokalizowany niespełna kilometr na południe od likwidowanego skrzyżowania. W tunelu będzie też ciąg pieszo-rowerowy, a w pobliżu wspomnianego skrzyżowania powstanie kładka, zastępująca przejście dla pieszych.
Przebudowa Zakopianki w Libertowie zakłada także usunięcie skrętu w prawo w ul. Wesołą w Libertowie (jadąc od strony Krakowa), skrętu w prawo w ul. Parkową w Gaju (jadąc od strony Myślenic) oraz możliwości wyjazdu z tych ulic na DK7. Drogi odcięte od Zakopianki będą połączone drogami łącznikowymi. W tym miejscu także pojawi się kładka dla pieszych, zastępująca obecne przejście.
Zmiany na DK7 w Libertowie w ramach przebudowy Zakopianki
Jak już wspomnieliśmy, w ramach rozbudowy samej Zakopianki, zostanie także zostanie poprawiona i uzupełniona sieć dróg lokalnych, co pozwoli kierowcom na korzystanie z tunelu i wjazd na DK7 w kierunku Krakowa i Myślenic. Poszerzona zostanie droga łącznikowa po wschodniej stronie DK7 w Libertowie.
GDDKiA przebuduje także wjazdy na posesje i wybuduje dwa ronda. Pierwsze powstanie na skrzyżowaniu ul. Świetlistej, drogi łącznikowej równoległej do Zakopianki i drogi umożliwiającej włączenie się do ruchu na DK7 w miejscu likwidowanego skrzyżowania. Drugie na skrzyżowaniu ul. Jana Pawła II i drogi łącznikowej prowadzącej do tunelu pod Zakopianką.
Inwestycja przewiduje także powstanie jeszcze trzeciej kładki, ciągu pieszo-rowerowego (wzdłuż drogi łącznikowej pomiędzy ul. Jana Pawła II a ul. Przylesie) oraz dwóch przepustów nad potokiem Olszynka na drogach dojazdowych.
Na realizację wszystkich tych zadań wykonawca będzie miał 39 miesięcy od podpisania umowy (z wyłączeniem okresów zimowych od 16 grudnia do 15 marca).
Ksiądz poświęcił nowego Mercedesa-Maybacha klasy S
Kupno nowego Mercedesa klasy S to coś o czym marzy wielu kierowców, a mogą pozwolić sobie na to tylko nieliczni. Możemy tylko wyobrażać sobie jak wielkim wydarzeniem może być kupno Maybacha klasy S, którego ceny zaczynają się od 917 300 zł.
Może więc nie powinniśmy się dziwić, że ktoś chciał poświęcić swój nowy nabytek. Żeby dobrze mu służył, nie psuł się i nie brał udziału w żadnej kolizji. Kim jesteśmy, żeby to oceniać, a tym bardziej krytykować.
O popularności poniższego nagrania zadecydowała raczej oprawa – z pieśniami i graniem na akordeonie.
Ksiądz z Moniek, który poświęcił Maybacha, skomentował sytuację
Reporterzy Polsat News dotarli do księdza widocznego na nagraniu, który kropi Maybacha wodą święconą. Jak się okazuje, poświęcenie samochodu odbyło się w sposób nieplanowany. Jak wyjaśnił w rozmowie z portalem:
To jest tylko cząstka wybrana, nie chodziło wcale o poświęcenie samochodu, nie byłem zaproszony tam w tej konkretnej sprawie i to nie był powód mojej wizyty. Chodziło o poświęcenie kapliczki Matki Bożej, a samochód był „przy okazji”. Do głowy mi nie przyszło, że będzie z tego taka afera. Na prośbę parafii święcimy różne przedmioty, i samochody i domy… To jest praktyka Kościoła. Jeśli ludzie o to proszą, my jako kapłani reagujemy.
Przy okazji duchowny ujawnił, że to zdarzenie wcale nie jest nowe. Ktoś po dłuższym czasie zdecydował się na upublicznienie tego nagrania:
To było dawno temu… Ktoś złośliwie wyciągnął ten materiał. Są i tańsze i droższe samochody… Jest mi przykro, człowiek całe życie stara się być dobry, a tu nagle coś takiego.
Polsat News chciał uzyskać także komentarz z kancelarii Parafii Rzymskokatolickiej pw. MB Częstochowskiej i św. Kazimierza w Mońkach, ale osoba która odebrała telefon, rzuciła słuchawką, gdy dowiedziała się w jakiej sprawie dzwonią reporterzy.
Skrót ten rozwija się jako elektroniczny System Centralnej Oceny Ryzyka, przygotowany przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny. Służy on do oceny ryzyka ubezpieczeniowego, czyli tego, jak duża jest szansa, że dany kierowca, doprowadzi do niebezpiecznego zdarzenia na drodze.
Jak czytamy na rządowej stronie poświęconej systemowi eSCOR:
Projekt eSCOR będzie świadczyć e-usługi dla zakładów ubezpieczeń, które w wyniku realizacji projektu będą mogły uzyskać rynkowy punkt odniesienia w zakresie czynników wpływających na ryzyko ubezpieczeniowe. System umożliwi uzyskanie wiarygodnej informacji do oceny ryzyka ubezpieczeniowego oraz o stosowanych algorytmach do taryfikacji w przypadku, gdy zakład nie dysponuje danymi do budowy własnych modeli statystycznych. Udostępnione funkcjonalności ułatwią również obsługę zgłoszonych niezgodności w danych przekazywanych do bazy UFG.
Aby ocenić wysokość ryzyka ubezpieczeniowego, system eSCOR bierze pod uwagę historię ubezpieczenia danego kierowcy, a także zestawia ją z danymi dotyczącymi innych kierowców. Wykorzystywana jest w tym celu analiza danych statystycznych, gdzie bierze się pod uwagę dane dotyczące grup wiekowych, miejsca zamieszkania, itd. W ten sposób, nawet biorąc pod uwagę kierowcę bezszkodowego, można oszacować ryzyko popełnienia przez niego błędu na drodze.
Ubezpieczyciele mogą korzystać z danych znajdujących się w eSCOR i na podstawie oceny danego kierowcy (wyrażonej w pięciopunktowej skali), odpowiednio zmodyfikować cenę ubezpieczenia na kolejny rok.
Aby dowiedzieć się, jaką obecnie mamy ocenę, trzeba wejść na stronę Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Po założeniu na nim konta, jest możliwość wygenerowania raportu nas dotyczącego.
Zakładając konto mamy też możliwość sprawdzić poprawność danych zapisanych przez UFG. W razie znalezienia błędu, można go zgłosić i poprawić.
Policyjny pościg we Włocławku za Volkswagenem Golfem
Cała akcja rozpoczęła się w momencie, kiedy patroli policji z Włocławka, zauważył kierowcę Volkswagena Golfa, który jechał bez zapiętych pasów bezpieczeństwa, a jego auto nie miało tylnej wycieraczki. Nie wiedzieliśmy, że tylna wycieraczka jest obowiązkowa, ale sam brak pasów to dostateczny powód do kontroli.
Kierowca na widok próbujących zatrzymać go policjantów, zaczął uciekać. Był bardzo zdeterminowany, żeby zgubić pościg – jechał między innymi pod prąd, po chodniku, a także spowodował aż cztery kolizje. Zatrzymał się dopiero, gdy wjechał między samochody oczekujące na zmianę światła na zielone.
Spróbował wtedy ucieczki na piechotę, ale niemal natychmiast został zatrzymany.
Dlaczego kierowca Volkswagena uciekał policjantom z Włocławka?
Zatrzymany przez policjantów 32-latek okazał się trzeźwy, ale kontrola narkotestem wykazała, że jest on pod wpływem amfetaminy. Ponadto okazało się, że nie ma on prawa jazdy, zaś samochód ubezpieczenia OC.
Sprawdzenie mężczyzny w kartotece ujawniło też, że od października 2022 roku do lutego tego roku, dopuścił się kilkunastu kradzieży w sklepach na terenie Włocławka. Kradł głównie alkohol, papierosy, słodycze i kosmetyki na łączną kwotę ponad 11 tysięcy złotych. Przestępstw tych dokonał jako recydywista, dlatego musi liczyć się z karą wieloletniego więzienia.
Policja, oprócz zdjęć z zatrzymania kierowcy Volkswagena Golfa, opublikowała także nagranie z kamery jednego z funkcjonariuszy, którzy zatrzymania dokonali. Akcja przebiegła szybko i sprawnie, ale nie to zwróciło naszą uwagę. Popatrzcie, jak trzyma kierownicę i jak kręci nią funkcjonariusz. Dodajmy, że prowadzi tak pojazd podczas pościgu. Jeśli kiedykolwiek był na szkoleniu z techniki jazdy, to jego instruktor musi być teraz bardzo nim rozczarowany.
GITD kupuje nieoznakowane radiowozy – BMW 330i xDrive
Generalna Inspekcja Transportu Drogowego chciała kupić nowe radiowozy już w listopadzie, ale wtedy nie zgłosił się żaden oferent. Dopiero teraz pojawił się jeden – dilera z Gdańska, który podjął się dostarczenia 22 BMW 330i xDrive za kwotę 8 607 651 zł brutto. Do przekraczało co prawda zakładany przez GITD budżet, ale instytucji udało się pozyskać dodatkowe środki, pozwalające na pokrycie całej wartości zamówienia.
Co potrafią BMW 330i xDrive, które trafią do GITD?
Natychmiast rzuca się w oczy to, że Generalna Inspekcja Transportu Drogowego zdecydowała się na takie same auta, jakie od lat ma już grupa Speed z drogówki. Są to typowe radiowozy pościgowe:
Ponieważ BMW 330i xDrive nadają się na radiowozy pościgowe, a do tego będą nieoznakowane, wydawałoby się, że zostaną w nich zamontowane wideorejestratory. Nic bardziej mylnego – na wyposażenie trafią mierniki laserowe LTI 20/20 Trucam, czyli radary ręczne. Tę zastanawiającą decyzję tak tłumaczyła Monika Niżnik z GITD w rozmowie z „dziennik.pl”:
Zdecydowano się na tego typu rozwiązanie, ponieważ nie ma dziś możliwości zakupu na polskim rynku wideorejestratora z ważną decyzją zatwierdzenia typu. CANARD, przy trwającej rozbudowie systemu oraz społecznych oczekiwaniach (red. wnioski dotyczące objęcia kontrolami kolejnych lokalizacji), nie może pozostać bez narzędzi kontrolnych, które umożliwią prowadzenie skutecznych kontroli prędkości oraz utrzymanie osiągniętych dotychczas pozytywnych wyników. Tym bardziej, że tzw. kontrole mobilne są prowadzone w miejscach niebezpiecznych, gdzie nie ma możliwości zastosowania stacjonarnych urządzeń rejestrujących. Jeżeli dopuszczone zostaną przez GUM urządzenia umożliwiające wykonanie dynamicznych pomiarów, pojazdy zostaną w nie doposażone.
Wideorejestratory mają się więc pojawić. A do tego czasu funkcjonariusze GITD będą mogli wykorzystywać mocne BMW do tego, żeby szybko dotrzeć do miejsca, w którym ukryją samochód za jakimś krzakiem i staną przy drodze z ręcznym radarem.
Gdzie obowiązuje zakaz zawracania, gdy stoi znak B-23?
To jedno z podstawowych pytań, dotyczących znaku B-23. Wbrew popularnej opinii nie obowiązuje on jedynie w miejscu, gdzie jest ustawiony. Jak każdy znak, odwoływany jest dopiero przez skrzyżowanie. Obowiązuje więc od miejsca ustawienia, do najbliższego skrzyżowania włącznie.
Jeśli więc między znakiem B-23 a pobliskim skrzyżowaniem znajdują się miejsca, gdzie teoretycznie można by zawrócić, jest to zabronione.
Czy zakaz zawracania obowiązuje tylko, gdy stoi znak B-23?
Kolejna kwestia warta wyjaśnienia dotyczy zakazu zawracania jako takiego. Otóż w wielu przypadkach, wcale nie musi być ustawiony znak B-23, aby zakaz obowiązywał. Zawracanie zabronione jest także:
w tunelach
na wiaduktach
na mostach
na drogach ekspresowych i autostradach
na drogach jednojezdniowych
Nie można także zawracać na linii ciągłej, która zabrania jaj przekraczania.
Jak sama nazwa wskazuje, znak B-23 dotyczy wyłącznie zakazu zawracania. Jeśli inne znaki nie stanowią inaczej, można za nim skręcać w lewo. Kierowcy nie zawsze są tego jednak pewni, ze względu na odwrotną sytuację. Mowa o znaku B-21 „zakaz skrętu w lewo”. Wtedy zakazane jest zarówno skręcanie, jak i zawracanie.
Ile wynosi mandat za zawracanie na zakazie (znaku B-23)?
Zawracanie w miejscu niedozwolonym zagrożone jest mandatem w wysokości 200 zł i 5 punktami karnymi. Natomiast jeśli zrobimy to w miejscu, w którym stwarza to zagrożenie, mandat wynosi 200-400 zł.
Jak podaje policja z Krasnegostawu, do zdarzenia doszło na ulicy Rejowieckiej. Funkcjonariusze otrzymali zgłoszenie, że kierujący Volkswagenem Polo, zjechał na przeciwległy pas ruchu i doprowadził do zderzenia z prawidłowo poruszającym się Volkswagenem Sharanem.
Sprawca po zdarzeniu wydostał się o własnych siłach z pojazdu i uciekł do pobliskiego lasu. W samochodzie pozostawił dziecko – jak się później okazało, był to jego 4-letni syn.
Przybyli na miejsce policjanci odnaleźli sprawcę zdarzenia. Okazał się nim 31-letni obywatel Ukrainy. Badanie alkomatem wykazało, że miał ponad 3 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Został już objęty dozorem policyjnym i czeka go rozprawa.
Co grozi za jazdę pod wpływem alkoholu w 2023 roku?
Kara za prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu zależy od tego, ile kierowca wydmuchał. W przypadku gdy jest to od 0,2 do 0,5 promila, mówimy o wykroczeniu, za które grozi:
grzywna nie niższa niż 2500 zł (maksymalnie 30 tys. zł) lub areszt do 30 dni
Policja kontroluje używanie telefonów przez kierowców. Oraz ich bieliznę?
Do nietypowej sytuacji doszło, kiedy niejaka Cinzia Lee jechała przez Sydney i w trakcie prowadzenia samochodu, korzystała z trzymanego w ręce telefonu. Australijskie służby są wyczulone na takie zachowanie i nad drogami umieszczono kamery, które rejestrują takie wykroczenia.
Lee została przyłapana na gorącym uczynku i po pewnym czasie otrzymała listowne wezwanie do zapłacenia mandatu. Do korespondencji dołączone było zdjęcie, dowodzące, że złamała ona przepisy. Lecz kierująca nie skupiła się na tym, tylko na fakcie, że na zdjęciu widać było jej bieliznę. Tak skomentowała to później w rozmowie z lokalnymi mediami:
Szok i rozpacz były moją pierwszą reakcją. Można było zajrzeć pod moją spódniczkę, między moje nogi, można było zobaczyć moją bieliznę.
Lee złożyła skargę w tej sprawie, ale w odpowiedzi dowiedziała się tylko, że zdjęcia robione są automatycznie, a potem weryfikowane przez pracownika pod kątem tego, czy rzeczywiście doszło do popełnienia wykroczenia.
Dostała zdjęcie z fotoradaru, poszła do sądu
Kierująca na różne sposoby podkreślała, jak traumatycznym przeżyciem, było otrzymanie tego zdjęcia:
To prawdopodobnie dzieje się częściej, niż sądzimy. Czuję się jak Dawid w starciu z Goliatem, ponieważ nie mam kontroli nad tym, kto widział te zdjęcia… to naprawdę, naprawdę okropne uczucie.
Sprawa trafiła do sądu, który przyznał, że na zdjęciu znajdowała się „wrażliwa zawartość”, ale jest to poza jego kontrolą. Z niezrozumiałych powodów odstąpił natomiast od ukarania kobiety.
Jak policja sprawdza, czy kierowca korzysta z telefonu podczas jazdy?
Cała opisana sytuacja jest bez wątpienia kuriozalna i pachnie sposobem na uniknięcie odpowiedzialności. Fakt, że pani Lee zdecydowała się ubrać w sposób, który odsłania jej bieliznę nie jest problemem służb tylko jej własnym. Dla porządku przypomnijmy, że kamery służące do kontrolowania, czy kierowcy nie korzystają z telefonów podczas jazdy, robią zdjęcia od góry. Jak wobec tego pani Lee się ubrała i co robiła za kierownicą, że na zdjęciu widać było, cytując, „co ma między nogami”, wolimy chyba nie wiedzieć.
Przypomnijmy też, że wnętrze samochodu, to nie wnętrze naszego domu. Jeśli będziemy ubrani w sposób… niekompletny, możemy dostać taki sam mandat, jak za obnażanie się w miejscu publicznym (do 500 zł). To jasno pokazuje, że prawo nie traktuje w tym przypadku wnętrza pojazdu, jako przestrzeni prywatnej, tylko przestrzeń publiczną. Skarżenie się, że fotoradar zrobił nam „nieprzyzwoite” zdjęcie jest równie absurdalne, jak skarżenie miasta, że jego monitoring uchwycił nasze wykroczenie, które popełniliśmy nie będąc w pełni ubrani.
Dodajmy na zakończenie, że polska policja również kontroluje kierowców pod kątem używania telefonów. Do tego celu coraz częściej używane są też drony, więc nie zdziwcie się, jeśli okaże się, że policja zagląda wam do samochodu. Za używanie telefonu w czasie jazdy grozi 500 zł oraz 12 punktów karnych.
Mandat za nieprawidłowe parkowanie nie zmienił się w ostatnim czasie i cały czas wynosi 100 zł. Mówimy tu o parkowaniu niezgodnym z przepisami, ale w żaden sposób nieutrudniającym ruchu oraz niestwarzającym zagrożenia dla innych uczestników ruchu.
Jest od tej zasady wiele wyjątków. Przykładowo parkując w sposób utrudniający innym ruch, zapłacimy nawet 300 zł. Z kolei parkując na miejscu dla osoby niepełnosprawnej, mandat wynosi aż 1200 zł.
Ile trzeba zapłacić, gdy samochód zostanie odholowany?
W najgorszej sytuacji są osoby, które zaparkowały pojazd w taki sposób, że stwarza on zagrożenie w ruchu drogowym, albo w miejscu, gdzie ustawiono tabliczkę T-24. Informuje ona, że za złamanie umieszczonego nad nią zakazu parkowania, grozi odholowanie pojazdu.
Koszt takiego odholowania zależny jest od miasta, w którym się znajdujemy. Zwykle jest to kilkaset złotych plus kilkadziesiąt za każdy dzień przechowywania pojazdu na policyjnym parkingu. Do tego musimy jeszcze doliczyć mandat, więc łatwo przekroczyć jest 1000 zł po zsumowaniu wszystkich opłat.
Na pociesznie możemy dodać, że „inni mają gorzej”. Popatrzcie na to nagranie z Chin. Ktoś zaparkował nowego Mercedesa klasy A w nieprawidłowy sposób, więc służby postanowiły go odholować. Ale nie ostrożnie i przy pomocy profesjonalnej lawety.
Do niemieckiego sedana podjechał wózek widłowy, a jego operator pewnie i bezceremonialnie podniósł go do góry. Auto cały czas chwiało się, gdy szybkimi ruchami podjechał pod ciężarówkę, na której postawił Mercedesa. Zupełnie nie bał się, że samochód może spaść. Nie przejmował się też, jak takie podnoszenie i przewożenie zniosą progi oraz elementy podwozia. Domyślamy się, że jeśli coś uszkodził, to jest to traktowane jako część kary za złe parkowanie i problem kierowcy, a nie służb.