Droga do elektryfikacji branży wymaga transformacji przemysłowej na wszystkich poziomach. Seat i Centrum Technologiczne Eurecat pracują nad pionierskim rozwiązaniem, które umożliwi wykorzystanie dronów do autonomicznego transportu części na linii produkcyjnej.
Drony zbudują twój samochód. Uwaga, będą samodzielnie latać po fabryce, fot. materiały prasowe / Seat
Obecnie projekt jest w fazie pilotażowej. Aby odpowiednio przeszkolić drony poddano je wielogodzinnym testom z przeszkodami oraz wyposażono je w system czujników, dzięki którym mogą wykrywać poszczególne punkty na hali produkcyjnej. Innowacyjna formuła została zaprojektowana z myślą o zastosowaniu do całej floty dronów zaprogramowanych do samodzielnego latania, bez konieczności korzystania z pilota.
Drony zbudują twój samochód. Uwaga, będą samodzielnie latać po fabryce, fot. materiały prasowe / Seat
W obiektach Seata w Martorell znajdują się także inne grupy robotów, które poruszają się niezależnie po warsztatach. Według Jorge Luisa Martíneza, odpowiedzialnego za innowacje logistyczne Seat S.A., przyszłość przyniesie integrację obecnych dronów zewnętrznych firmy z dronami wewnętrznymi, co znacznie usprawni transport części zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz budynków.
Moglibyśmy połączyć pobliskich dostawców z fabryką, rozszerzając ich linię dostaw bezpośrednio na linię produkcyjną, bez konieczności polegania w przyszłości na opcjach magazynowania niektórych komponentów samochodów elektrycznych.
Tesla poinformowała, że oficjalnie wycofuje blisko trzy tysiące samochodów. Według dokumentów złożonych przez Teslę federalnemu organowi nadzoru NHTSA, 2791 samochodów elektrycznych musi wrócić do serwisu. Wszystko z powodu problemów z zawieszeniem.
Grupa samochodów elektrycznych z usterką obejmuje niektóre sztuki Modelu 3 wyprodukowane od 3 stycznia 2019 do 20 kwietnia 2021 oraz niektóre egzemplarze Modelu Y z lat 2020-2021 montowane od 7 marca 2021 do 4 czerwca.
Producent samochodów dowiedział się o usterce 2 czerwca 2021 roku. Zespół ds. Jakości Produkcji i Inżynierii Procesu wykonał wówczas 39 napraw serwisowych Modelu 3 i Y, co skłoniło Teslę do przeanalizowania zapisów fazy produkcji, a także etapu montażu.
W wycofanych samochodach łącznik boczny przedniego zawieszenia zamocowano do ramy pomocniczej za pomocą dwóch elementów mocujących. Jeśli te elementy złączne nie są zabezpieczone zgodnie ze specyfikacją, z czasem poluzowują się. W rezultacie oddzielają się od ramy pomocniczej, co wywołuje niestabilność samochodu spowodowaną złym ustawieniem kół, co zwiększa ryzyko wypadku.
Tesla poinformowała, że winę za tę sytuację ponoszą operatorzy, którzy odpowiadają za zabezpieczanie elementów złącznych wg prawidłowej specyfikacji w fabryce Fremont. W raporcie można przeczytać:
W rzadkich przypadkach, jeśli operator wykonał kilka nieudanych prób dokręcenia elementu złącznego zgodnie ze specyfikacją, operator mógł następnie poluzować odpowiednio zabezpieczony element złączny. Rekord momentu obrotowego mógł nie uwzględniać poluzowania łącznika.
Procedura naprawcza polega na sprawdzeniu prawidłowego dokręcenia elementów mocujących obydwa łączniki boczne przedniego zawieszenia do ramy pomocniczej. Jeżeli okaże się, że element złączny jest poluzowany, uszkodzony lub go brakuje, serwis Tesli dokręci lub zamontuje nowy.
Ford Ranger nowej generacji ma być najbardziej przemyślanym, wszechstronnym i sprawnym Rangerem w historii. Ford przeprowadził ponad 5000 wywiadów i współpracował z setkami właścicieli pick-upów, podczas dziesiątków spotkań warsztatowych na całym świecie, aby zdobyć informacje o tym, jak użytkownicy korzystają ze swoich aut, co im się w nich podoba, czego by sobie życzyli i co ma dla nich największe znaczenie – pomogło to amerykańskiemu producentowi w zaprojektowaniu i opracowaniu oczekiwanych i najbardziej docenianych rozwiązań dla Rangera nowej generacji.
Ford Ranger nowej generacji zadebiutuje już w listopadzie, fot. materiały prasowe / Ford
Prototypy nowego Rangera zostały poddane testom, obejmującym przejechanie 10000 kilometrów przez pustynię, co odpowiada przejechaniu 1250000 km lub jechaniu w terenie przez 625000 km z maksymalną ładownością.
Nowy Ranger ma wyróżniać się wyrazistym wyglądem i wieloma nowymi elementami wyposażenia, które zwiększają jego przydatność i wszechstronność. Max Tran, główny projektant Rangera, wyznał:
Okazało się, że bez względu na rynek, nasi klienci są ludźmi czynu. Lubią rozwiązywać własne problemy i czuć się pewnie w swoim pick-upie… nie tylko za sprawą funkcjonowania pojazdu, ale także za sprawą satysfakcji, jaką daje im podczas jazdy.
Ford Ranger nowej generacji – data premiery
Ford Ranger nowej generacji zostanie oficjalnie zaprezentowany 24 listopada.
Kierujący białym Audi Q2 chyba nie najlepiej orientował się w sytuacji na drodze. Jechał swoim pasem, nie zwracał uwagi na znaki, wskazujące pojawienie się dodatkowego pasa oraz gdzie który z nich prowadzi.
Dopiero kiedy zbliżył się do skrzyżowania, zorientował się, że jego pas służy wyłącznie do skrętu w lewo, a on w lewo skręcać nie zamierza. Szybko skręcił więc kierownicą w prawo. Zabrakło refleksji, że przecież może być tam inny pojazd. No i był.
Kibice F1 mogli podzielić się swoją opinią na temat najważniejszej wyścigowej serii świata w ankiecie, którą wspólnie zorganizowali: Formuła 1, Motorsport Network oraz Nielsen Sport. Wyniki ankiety okazały się zaskakujące.
Najpopularniejszym kierowcą z obecnej stawki został Max Verstappen. Drugie miejsce w rankingu fanów zajął kierowca McLarena, Lando Norris, a dopiero trzecie Lewis Hamilton, siedmiokrotny mistrz świata.
Szef Formuły 1, Stefano Domenicali, spytany czy wyniki są dla niego zaskoczeniem, wyznał:
Cóż, muszę powiedzieć, że w pewnym sensie tak – powiedział Domenicali. – Jednak z drugiej strony, jeśli pomyśli się o grupie wiekowej, która jest bardziej zaangażowana w tego typu głosowanie, nie może dziwić popularność Lando. On ma do nich zupełnie nowe podejście i to też się liczy. Jest blisko ludzi, którzy go obserwują. Takie jest moje zdanie.
Domenicali przyznał, że cieszy go popularność kierowców młodego pokolenia.
Nie chciałbym nadawać temu większego znaczenia niż to warte, ale uważam, że to – o czym od dawna mówię – znak, iż nie musimy się martwić przyszłością jeśli chodzi o kierowców. Mamy niesamowitą grupę bardzo utalentowanych, młodych zawodników i to wartość Formuły 1.
Sytuacja miała miejsce podczas nagrywania odcinka, w którym nowego samochodu szukała aktorka Małgorzata Socha. Jednym z aut branych pod uwagę było Maserati GranTurismo. Jak wyjaśnia Kornacki, Socha była trochę przestraszona możliwościami wolnossącego V8 oraz złymi warunkami atmosferycznymi. Prowadzący postanowił zamienić się z nią miejscami i pokazać potencjał samochodu.
Zatrzymali się więc na przystanku autobusowym i zamienili miejscami. Kornacki szeroko otworzył drzwi, a gdy wsiadł, zachodzący tył ruszającego autokaru zawadził je i wyłamał. Nagranie z tego zdarzenia szybko stało się hitem internetu, a na dziennikarza posypały się gromy. Teraz po latach postanowił sprawę dokładnie wyjaśnić.
Wszystkie szczegóły znajdziecie na poniższym nagraniu. Dowiecie się z niego, do kogo trafiły mandaty za to zdarzenie, kto je opłacił oraz dlaczego Kornacki jest niewinny całego tego zajścia.
Horch był luksusową marką założoną przez Augusta Horcha, tego samego człowieka, który założył przedsiębiorstwo samochodowe Audi. Samochody marki Horch, produkowane w latach 1901-1945, odznaczały się od samego początku wysoką jakością, luksusowym wykończeniem i innowacyjnymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi. Z biegiem lat nazwa Horch zniknęła w odmętach historii. Do czasu…
Audi postanowiła stworzyć swoją odpowiedź na na Maybacha, czyli najbardziej luksusowe wersje samochodów Mercedesa. Oczywistym jest, że wybór nazwy mógł być tylko jeden.
Audi A8L Horch, fot. materiały prasowe / Audi
Audi A8L Horch – limuzyna ociekająca luksusem
Audi A8L Horch to wyjątkowo luksusowa wersja flagowej limuzyny niemieckiego producenta, czyli Audi A8L. Samochód zadebiutował w Chinach, gdzie klienci wyjątkowo lubią przedłużane limuzyny. Zapewne z czasem model ten trafi także do Europy.
Wygląd modelu A8L Horch nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z modelem z najwyższej półki. Ten samochód po prostu ocieka luksusem. Samochód, w porównaniu ze zwykłym A8L, jest dłuższy o 13 centymetrów, by zapewnić większą ilość miejsca pasażerom na tylnych fotelach. I to nie byle jakich fotelach, a elektrycznie sterowanych, podgrzewanych i wentylowanych fotelach z masażem. Poza tym dla wersji Horch unikalne mają być lakiery, wzory felg oraz odpowiednie oznaczenie na nadwoziu.
Audi A8L Horch, fot. materiały prasowe / Audi
Audi A8L Horch napędza turbodoładowane V6 o mocy 340 KM. Maksymalny moment obrotowy to 500 Nm. Prawdopodobnie wraz z debiutem Horcha w Europie pojawią się mocniejsze jednostki napędowe.
Pewna kobieta postanowiła sprzedać samochód za 14 tysięcy złotych. Szybko pojawił się kupiec, umowa została podpisana, pieniądze znalazły się na koncie kobiety, samochód na podjeździe kupca.
Wyobraźcie sobie, jak duże musiało być jego zdziwienie, gdy kilka dni później kupiec odkrył, że jego samochód został skradziony. Natychmiast poinformował o tym policję, która rozpoczęła czynności prowadzące do wyjaśnienia wszelkich okoliczności kradzieży. Jednak takich wyników śledztwa chyba nikt się nie spodziewał…
Okazało się, że 38-letnia kobieta sprzedała samochód, który… należał do jej matki! I zrobiła to bez jej wiedzy! Podrobiła przy tym podpisy na wszystkich dokumentach, a następnie za pomocą kluczyka zapasowego wraz ze swoim partnerem ukradła samochód i sprzedała.
Jak informuje portal Interia, kobieta i jej partner usłyszeli zarzut kradzieży z włamaniem. Kobiecie dodatkowo grozi 10 lat więzienia za podrobienie dokumentów i oszustwa.
Kierowca Mazdy 626 zmienił pas na prawy, ponieważ samochód przed nim skręcał. Nie spojrzał nawet w bok, nie mówiąc o lusterku, i zderzył się z wyprzedzającym go prawym pasem BMW serii 1 coupe. Uderzenie nie było groźne, a sprawcy udało się też zapobiec wjechaniu w skręcające auto.
Od razu po zdarzeniu Mazda zaczyna odjeżdżać, jakby kierowca zamierzał uciec. Kierujący BMW natychmiast rusza za nim, zrównuje się i oba pojazdy zjeżdżają na stację benzynową. Może sprawca jednak nie chciał uciec? Płonne nadzieje – po krótkiej chwili ruszył, podejmując ucieczkę chodnikiem! Znajdował się na nim pieszy, więc takie zachowanie łatwo mogło doprowadzić do tragedii.
Jak informowałyśmy pod koniec października, sieć wypożyczalni samochód Hertz (która do niedawna była bankrutem), kupiła 100 tysięcy egzemplarzy Tesli Model 3.
Okazało się, że Hertz zawarł umowę z Uberem, który rozda flotę 50 tysięcy egzemplarzy Tesli Model 3 swoim użytkownikom.
Taksówkarze z aplikacji mają otrzymać najatrakcyjniejszą ofertę na rynku wynajmu tego samochodu elektrycznego. Docelowo ma to być w granicach 300 dolarów tygodniowo. Zawarte ma być w tym ubezpieczenie oraz serwis elektryka, który będzie dostępny dla uberowych przewoźników w Kalifornii (w Los Angeles, San Diego i San Francisco) oraz stolicy USA, Waszyngtonie.
Flota 50 tysięcy Tesli dla Ubera ma być w pełni dostępna do 2023 roku. Z kolei Hertz ma otrzymać swoje pełne zamówienie przed końcem 2022 roku.
Ile zarobiła na transakcji z Hertzem Tesla? Nie do końca wiadomo, bo nie ujawniono kiedy Hertz złożył zamówienie. Przed weekendem ceny Tesli Model 3 wzrosły w USA z 42 tysięcy (ok. 166,5 tysiąca złotych) do 44 tysięcy dolarów (ok. 174,5 tysiąca złotych). Jeśli Hertz złożył zamówienie przed podwyżką, będzie musiał zapłacić Tesli rekordowe 4,2 miliarda dolarów
A teraz dodatkowo zyska darmową reklamę. Będąc w największych miastach Kalifornii lub Waszyngtonie, po zamówieniu Ubera jest bardzo możliwe, że przyjdzie po nas właśnie Tesla Model 3. A stąd już krótka droga do przesiadki do elektryka na stałe, bo jak mówią „jeśli jeździsz Teslą, będziesz chciał ją kupić”.
Na wieść o zamówieniu 100 tysięcy sztuk Modelu 3, akcje Tesli osiągnęły rekordowy poziom ponad 1000 dolarów za akcję i okazuje się, że stale rosną. Według Bloomberga majątek Elona Muska wynosi dziś 292 miliardów dolarów i zbliża się do bariery 300 miliardów dolarów.
Rewitalizacja rynku w małopolskiej Bochni wyraźnie zmieniła to miejsce i pojawiły się na nim także ciekawe atrakcje. Takie jak multimedialna fontanna, która została uruchomiona w połowie września. Niestety mieszkańcy długo się nią nie nacieszyli.
Jak podają lokalne media, 65-letni kierowca Iveco, zajmujący się oczyszczaniem miasta, postanowił sobie skrócić drogę przez płytę rynku. Nie wiedział on o istnieniu fontanny, a ta nie była dobrze widoczna, ponieważ z uwagi na wczesno poranne godziny, nie była jeszcze uruchomiona.
Konstrukcja nie wytrzymała ciężaru małej ciężarówki i zapadła się, zarówno pod przodem pojazdu, jak i pod naciskiem lewego tylnego koła. Akcja wydobywania Iveco trwała dwie godziny. Nie wiadomo jeszcze ile będzie trwała (i kosztowała) naprawa.
Wykonanie fontanny ostro skrytykował samorządowiec Bogdan Kosturkiewicz. Stwierdził, że konstrukcja „została wykonana w tragiczny sposób” oraz zapytał „co by było, gdyby tam wpadło dziecko”. Nie wiemy czy rozwinął myśl, jak załamanie się konstrukcji pod naciskiem ważącego ponad dwie tony pojazdu, ma się do wagi przeciętnego dziecka.
Kierowca autem z kamerą stał w kolejce do myjni przy jednej ze stacji benzynowych w Poznaniu. Nagle do jego auta zbliżył się srebrny Ford Mondeo. Jego kierowca zatrzymał się, a po krótkiej chwili ominął samochód.
Kilkanaście sekund później Mondeo znów pojawia się w kadrze – auto cofa niebezpiecznie blisko samochodu z kamerą. Celowo blisko, ponieważ jego kierowca aż wychylił głowę przez otwartą szybę. Tymczasem pasażer z tyłu rzucił zapalonego papierosa.
Wszystko wskazuje na to, że wesoła gromadka celowo uszkodziła cudzy samochód. Jak się potem okazało – białą Toyotę GT86. Jej właściciel siedział za kierownicą i czując uderzenie, wyskoczył z samochodu. Tymczasem ferajna w Mondeo cofnęła dalej, wjechała w ściągnę stacji benzynowej i uciekła, machając do poszkodowanego.
Chiński samochód elektryczny, Xpeng P7 Wing wydaje się mieć wszystko by osiągnąć sukces. Ciekawy design, spore akumulatory i zasięg, bardziej niż przyzwoity. Ale Chińczycy postanowili pójść o krok dalej…
Xpeng P7 Wing ma akumulatory o pojemności 80 kWh mają zapewnić ponad 700 kilometrów zasięgu liczonych według normy NEDC. Według WLTP ma być ich 530. Najszybsza odmiana modelu P7 – 4WD High Performance – od 0 do 100 km/h ma rozpędzać się w 4,5 sekundy, a jej prędkość maksymalna to ponad 170 km/h.
Xpeng P7 Wing, fot. materiały prasowe / XPeng
To wszystko jednak traci na znaczeniu, gdy dowiadujemy się, że drzwi Xpenga P7 Wing otwierają się trochę na zewnątrz i bardzo do góry – to system o nazwie scissor doors, kojarzący się głównie z supersamochodami Lamborghini. Czy otwierane do góry drzwi to przepis na sukces?
Xpeng P7 Wing będzie drugim modelem chińskiej marki sprzedawanym w Norwegii. Dołączy do modelu G3. Ceny XPenga P7 Wings, z drzwiami inspirowanymi Lamborghini, zaczynają się od 600 tysięcy koron, czyli około 285 tysięcy złotych.
Na poniższym nagraniu możecie zobaczyć żółty egzemplarz Pagani Zondy, który wypadł z prowadzącej przez las drogi w okolicach Pragi. Przy aucie znajduje się trzech mężczyzn, którzy chyba dopiero przetwarzają fakt, że jeden z nich uszkodził tak drogie i rzadkie auto.
Wideo nie ma żadnego opisu, więc możemy jedynie spekulować, jak doszło do tego zdarzenia. Zgodnie z opisem mamy do czynienia z Zondą C12 S, a więc napędzaną 12-cylindrowym silnikiem 7.0 o mocy 550 KM. Opanowanie samochodu przekazującego taki tabun koni na tylną oś, a do tego za pośrednictwem manualnej skrzyni biegów, nie jest łatwy. Szczególnie w modelu uchodzącym za szczególnie narowisty i wymagający pewnej ręki.
Z tytułu nagrania wynika, że był to jeden z pięciu egzemplarzy Zondy C12 S, co raczej nie jest zgodne z prawdą. Można znaleźć informacje, że wyprodukowano 15 sztuk tej odmiany. Nadal czyni to ten samochód tym bardziej cennym. Mamy nadzieję, że nie został on poważnie uszkodzony i uda się doprowadzić go do dawnej świetności.
Renault 4 to kultowy samochód, trzeci w historii motoryzacji pod względem ilości sprzedanych egzemplarzy i najlepiej sprzedający się na świecie francuski samochód (ponad osiem milionów sztuk) dostępny w ponad 100 krajach.
W roku 1956 Pierre Dreyfus, prezes Państwowego Zarządu Fabryk Renault, rzucił pomysł „blue jeans car” („samochodu jak dżinsy”). Biorąc za wzór tę część garderoby, która zyskała niezwykłą popularność, chciał stworzyć uniwersalny, oszczędny samochód przeznaczony na wszystkie kontynenty, dopasowany do społecznych zmian, jakie zarysowały się na początku lat 60. Po pięciu latach prac Renault 4, pierwszy samochód osobowy firmy Renault z napędem na przednią oś, pokazany został prasie, a następnie zaprezentowany na Salonie Samochodowym w 1961 roku. W momencie wprowadzenia na rynek pokazano wersję dostawczą i trzy wersje osobowe: R3, która zniknęła z katalogów w następnym roku, R4 i R4L (L oznaczało wersję luksusową). Ta ostatnia bardzo szybko stała się przydomkiem całej gamy i znalazła swoje miejsce w sercach Francuzów.
W ramach obchodów 60-lecia powstania Renault 4L, marka nawiązała współpracę z projektantem Mathieu Lehanneurem, który zaproponował nową wizję auta. W rezultacie powstał unikatowy samochód koncepcyjny Suite N°4, wyglądający jak hotelowy apartament dla nomadów.
Renault Suite N°4, fot. materiały prasowe / Renault
RENAULT SUITE N°4
Tworząc model koncepcyjny Suite N°4, Mathieu Lehanneur czerpał inspiracje do swojej wizji z dwóch istniejących obok siebie światów: motoryzacji i architektury. Suite N°4 jest hołdem dla Renault 4L.
Renault Suite N°4, fot. materiały prasowe / Renault
Suite N°4 zachowuje proporcje i kształty nadwozia kultowego pierwowzoru, ale został poddany całkowitej transformacji. Tylna część nadwozia i tylna klapa zostały zastąpione poliwęglanową kapsułą, która daje widoczność na zewnątrz i doświetlenie wnętrza na miarę „szklanych domów”. Umieszczone na dachu przezroczyste panele słoneczne pozwalają swobodnie przenikać promieniom słońca, pomagając zarazem w doładowywaniu akumulatora trakcyjnego auta, które jest teraz w 100% elektryczne.
We wnętrzu siedzenia i deska rozdzielcza zostały pokryte żółtym aksamitem. Dla kontrastu tylna część wnętrza została wykończona prążkowaną szenilową tkaniną i wzbogacona dwoma kinkietami. Całość uzupełniają poduszki i wałek, które zamieniają strefę bagażnika w hotelowy pokój na kołach. Efekt potęguje ruchoma drewniana ławka, wysuwana na podobieństwo szuflady i osłonięta po otwarciu tylnej klapy. Podobnie jak w Renault 4L, wszystkie tkaniny użyte w Suite N°4 są Made in France.
Renault Suite N°4, fot. materiały prasowe / Renault
Suite N°4 to nowy sposób postrzegania mobilności i podróżowania. Chciałem połączyć świat motoryzacji i architektury, aby stworzyć pokój hotelowy na świeżym powietrzu. To więcej niż apartament w najpiękniejszym luksusowym hotelu – jest zawsze dokładnie tam, gdzie chcesz: z widokiem na morze, pośrodku pól lub wiezie cię po mieście twoich marzeń.
Twój pociąg do motocykli to czyjaś zasługa czy też taką pasję wybrałaś sobie sama?
Mój pociąg do motocykli ujawnił się dość późno, bo dopiero, gdy miałam 37 lat. Jednak myślę, że był ukryty gdzieś we mnie od zawsze. Już jako nastolatka marzyłam, że kiedyś będę mieć motocykl Ninja – chociaż cała moja wiedza na ten temat sprowadzała się do tego, że taki model jest, a już nie jestem pewna, czy wiedziałam, że to Kawasaki (śmiech). Później dorosłam, zrobiłam prawo jazdy kat. B, a jazda samochodem sprawiała mi tyle przyjemności, że nie myślałam o motocyklach wcale. A gdy na początku 2019 roku przyszło mi do głowy, żeby zrobić prawo jazdy na motocykl – uznałam, że to chyba kryzys wieku średniego (śmiech). Przełomowe było świąteczne spotkanie z kuzynką (IG: @monika_petelczyc), która była świeżo po zrobieniu prawka i to właśnie ona zmotywowała mnie do rozpoczęcia tej moto-przygody.
Jak wspominasz te początki – szybko załapałaś o co chodzi w jeździe motocyklem?
Początki wspominam bardzo dobrze. Miałam świetnych instruktorów (IG: @szkolajazdy.pl i @ok2race), więc już od pierwszych godzin wpajano mi, jak poprawnie jeździć na motocyklu, a nie tylko zdać egzamin. Taka nauka zaowocowała tym, że zaraz po odebraniu uprawnień byłam gotowa ruszyć na pierwszy zagraniczny wyjazd, a także dobrze się bawić – bez stresu i niepotrzebnych nerwów.
Czy „Ruda” zawsze jeździła na „Kawie”?
W dniu, w którym postanowiłam, że będę jeździć motocyklem, to bez chwili namysłu wiedziałam, że to będzie Kawasaki. Dlaczego? Nie wiem, może to przez tę Ninję z marzeń nastolatki. Szukając modelu wiedziałam tylko, że nie chcę typowego turystyka. Serce mocniej zaczynało mi bić przy każdej ZX6R, ale rozum krzyczał, że sportowy motocykl na początek, to nie najlepszy pomysł. Wtedy wpadł mi w oko ER6F – nieduży zgrabny motocykl, dobry na turystyczne wypady, ale jednak z lekko sportowym wyglądem. Dla kobiety, nawet niewysokiej, prawie idealny, może jedynie trochę ciężki, ale można się przyzwyczaić. Dla mnie nie ma wad, bo jest łatwy w obsłudze, niedrogi w zakupie i utrzymaniu, łaskawy dla początkującego motocyklisty. Czego chcieć więcej? Niestety nie mogę go porównać z podobnymi motocyklami, ponieważ od początku do dzisiaj nim jeżdżę i zapewne zostanie na kolejny sezon. Bardzo się zżywam ze swoimi pojazdami, nadaję im imiona, więc później ciężko mi się z nimi rozstać i jestem też wierna raz wybranej marce. Kawasaki to „Ernest”, od zawsze jeżdżę też „Renatą” – Renault Megane i wbrew wszystkim dziwnym opiniom o francuskich samochodach, to też się u mnie nie zmieni.
W tym sezonie miałam krótki romans z Yamahą YZF-R3 mojego męża, którą jeździłam na torze, ale szybko przesiadłam się Kawasaki Ninja 300. Yamaha była dla mnie zbyt delikatna, Kawasaki jest bardziej „toporne”, co w moim odczuciu jest zaletą. Czuję ten motocykl i nie mam wrażenia, że jestem od niego cięższa (śmiech). Jeśli kiedyś zdecyduję się na zmianę motocykla, to na pewno będzie to zmiana na jakieś Kawasaki, bo „Ruda” zawsze będzie ruda i zawsze na „Kawie” (śmiech).
Swoją pasję dzielisz z mężem? To ona Was połączyła?
Z mężem (IG: @luca_moto46) mamy sporo zainteresowań, które nas łączą. Ja jestem wizażystką, on pasjonuje się fotografią, więc często tworzymy coś wspólnie. Ja interesuję się aranżacją wnętrz, on realizuje moje „domowe projekty”. Bardzo dużo czasu spędzamy razem (na basenie, siłowni, spacerach z psem, czy oglądając seriale), więc nie było żadnym zaskoczeniem to, że pasją motocyklową zaraziliśmy się oboje, w tym samym momencie i że najczęściej jeździmy we dwoje.
Jako wizażystka, co sądzisz o makijażu pod kaskiem?
Pełny makijaż pod kaskiem jest raczej zbędny. Niepotrzebnie obciąża tylko naszą skórę, już przygniecioną przez kask. Większość kosmetyków i tak zostanie na kominiarce lub wyściółce kasku, więc po skończonej jeździe, ten makijaż może przynieść efekt odwrotny do oczekiwanego. Oko natomiast powinno być podkreślone. Wiadomo, że każda kobieta lubi dobrze wyglądać, a w strojach motocyklowych czasem łatwo nas pomylić z mężczyznami, więc niech chociaż oko nie pozostawia wątpliwości, że na motocyklu siedzi kobieta!
Zauważyłam, że lubisz, podczas wypadów motocyklowych, odwiedzać różne miejsca. Z motocyklem odkrywanie świata staje się łatwiejsze?
Odkrywanie świata z motocyklem, może niekoniecznie staje się łatwiejsze, ale na pewno o wiele ciekawsze i bardziej emocjonujące. Nie jesteśmy z Łukaszem dalekodystansowymi podróżnikami, nie mamy turystycznych maszyn, ani parcia na pokonywanie setek kilometrów dziennie autostradami, aby dotrzeć do odległego celu – jednak lubimy zwiedzać. Rzadko jeździmy bez celu, bo nawet w Polsce jest tyle pięknych miejsc, że szkoda czasu na jazdę bez obranego kierunku.
To jakie kierunki najczęściej obieracie? Mogłabyś coś polecić na cel motocyklowej wycieczki?
Na samym Dolnym Śląsku jest cała masa miejsc, które warto obrać za cel wycieczki. Bardzo polecam Pałac Brzeźno, gdzie można zatrzymać się na wyśmienity obiad, kawę i ciastko lub zagrać w golfa na ich okazałym polu golfowym. Winnicę Jaworek w Miękini, w której można zaopatrzyć się w butelkę dobrego, lokalnego wina. Warto też zobaczyć wiatrak w Gogołowie, zespół pałacowo zamkowy w Żmigrodzie, zamek na wodzie w Wojnowicach, do tego: góry, jeziora, zalewy, ruiny zamków – jest w czym wybierać!
Polska to jednak za mało…. kochamy Włochy! Jeździmy tam tak często, jak jest to możliwe, od wielu lat. Teraz dodatkowo zabieramy ze sobą motocykle i one na miejscu stają się naszym głównym środkiem transportu. Zaczęliśmy zwiedzać Włochy od innej strony, nie tej zabytkowej, gwarnej, pełnej restauracji z rewelacyjnym jedzeniem i najlepszym winem, ale od tej krętej z mnóstwem serpentyn, podjazdów, zjazdów, i widoków zapierających dech. Jedno nie wyklucza oczywiście drugiego – często odwiedzamy piękne, zabytkowe zamki, a po dniu pełnym wrażeń, wyskakujemy na dobrą kolację i lampkę zimnego Prosecco. Właśnie tyle jest potrzebne do pełni szczęścia (śmiech).
Z całego serca polecam okolice jeziora Garda, szczególnie dla osób zaczynających przygodę z podróżowaniem na motocyklu. Widoki są wspaniałe, a trasy na tyle zróżnicowane, że każdy znajdzie coś dla siebie. Niestety minusem Włoch są wysokie temperatury, co bardzo uprzykrza życie motocyklistom. Przekonałam się o tym w tym roku, jadąc z Pizy do Lerici. Był to ostatni fragment naszej trasy dnia i najgorsze 70 kilometrów w moim życiu! Dziś wspominam je z uśmiechem, ale wtedy myślałam, że to jest ten moment, w którym zapada decyzja o sprzedaży drogowego motocykla i kupnie torówki (śmiech).
Jadąc do Włoch w tym roku, zahaczyliśmy o Austrię i Grossglockner. Trasa, mimo że płatna – naprawdę warta jest przejechania. Cudowne widoki, dużo zakrętów i sympatyczne świstaki (śmiech). Austria mnie tak oczarowała, że na pewno wrócę tam na dłużej z „Ernestem”.
Są jeszcze jakieś inne plany?
Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc lista planów wyjazdowych jest już ogromna. Oczywiście Włochy i legendarne Passo dello Stelvio, Passo Gavia, Colle del Nivolet. Szwajcaria i Splugenpass, St. Gotthard Pass, Furka Pass, wspomniana Austria, a największym moim marzeniem, na chwilę obecną, jest Norwegia.
Wspomniałaś o jeździe po torze – też Cię to kręci?
Myślę, że turystyka motocyklowa to wspaniała przygoda i zawsze dodaje doświadczenia, ale niektórych rzeczy lepiej nie uczyć się na drodze. Szkolenia na torze są świetną okazją, żeby w kontrolowanych warunkach, bezpiecznie uczyć się sprawnego pokonywania zakrętów, wytyczania odpowiedniej linii przejazdu, zachowania w nagłych, zaskakujących sytuacjach lub po prostu się wyszaleć. Warto się na takie szkolenie wybrać, nawet jeśli nie planuje się sportowej jazdy – to jest dla każdego. Motocykle turystyczne również są mile widziane na torach, bo głównym założeniem na takich szkoleniach nie jest ściganie się, a poprawia naszych umiejętności i eliminowanie złych nawyków, które przez rutynę pojawiają się w jeździe, niezależnie od rodzaju motocykla, jakim się poruszamy.
Nie prędkość a technika?
Ja bardzo lubię zdobywać nowe umiejętności, dlatego w tym sezonie zaczęłam naukę jazdy sportowej i chociaż sprawia mi ona wielką frajdę, to wiem, że daleko mi jeszcze do… chociażby poprawnej pozycji. Staram się robić postępy, ale na start w MotoGP już dla mnie za późno (śmiech). Moim zdaniem najważniejsze jest to, żeby z jazdy czerpać przyjemność, dobrze się bawić i w swoim tempie się uczyć.
Doskonałym sposobem na szlifowanie swoich umiejętności jest również jazda na pitbike. „Szlifowanie” jest tu dość dosłowne, tak samo jak powiedzenie: „Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz” (śmiech). Pitbike to świetny pomysł na motocyklową aktywność, szczególnie w zimne dni, ponieważ jazdy organizowane są w halach.
Moto GP, które oglądałaś na zywo, to też taki „dodatek szkoleniowy”? Kto jest Twoim autorytetem w jeździe sportowej?
MotoGP zaczęłam się interesować od poprzedniego sezonu. Bardziej przez męża niż sama z siebie. Podobało mi się to, ale tak naprawdę nie miałam pojęcia o zawodnikach. Znałam dwa nazwiska, oczywiście: Rossi i Marquez. Jednak z każdym wyścigiem wkręcałam się coraz bardziej, poznawałam i wyrabiałam własne opinie. W tym sezonie już zupełnie świadomie dopingowałam zawodników, z pełnym szacunkiem dla Valentina Rossi, dużą dawką sympatii dla Marca Marqueza i z całym sercem dla Francesco Bagnaii.
MotoGP na żywo to przede wszystkim ogrom emocji! Trudno w tym całym szaleństwie się czegoś uczyć. Jednak myślę, że obserwując i analizując treningi, kwalifikacje czy nawet same wyścigi – doświadczeni motocykliści mogą wyciągać dla siebie lekcje. Ja oczywiście obserwuję i podziwiam, ale dla mnie to za wysoka liga. Być może nigdy nie będę jeździła, nawet w połowie tak dobrze, jak moje koleżanki i koledzy z toru, więc teraz uczę się od nich, staram się równać do nich, a potem zobaczymy…
Co motocykle wniosły do Waszego życia? Warto było dać ponieść się takiej pasji?
Zdecydowanie było warto dać się ponieść pasji! Urozmaiciło to nasze życie, dodało adrenaliny, pchnęło w miejsca, do których nie dotarlibyśmy, gdyby nie ona. Motocykle otworzyły przed nami drzwi do nowych wyzwań, którym próbujemy stawiać czoła, jednocześnie świetnie się bawiąc. Jeśli ktoś chciałby zacząć przygodę z motocyklami, ale ma jakieś wątpliwości, niech się nie waha i spróbuje! Bo wtedy może się okazać, że to jest właśnie to, czego mu w życiu brakowało!
Jak relacjonował autor nagrania, kierowca Focusa „przez kilka kilometrów jechał na tzw. zderzaku”. Z samego filmiku możemy domyślić się, że chciał po prostu jechać szybciej od autora, ale ten nie wpadł na to, żeby zjechać na moment na prawy pas. Przez kilka kilometrów! Polska klasyka.
Później widzimy jak „pojazdy zjeżdżają na lewy pas aby możliwość płynne włączenie się do ruchu”. Tym bardziej spowalnia to lewy pas, z czego korzysta kierujący Focusem, do wyprzedzenia autora. Zjechał przed niego i co zrobił? Wcisnął hamulec, dając wyraz swojej dezaprobacie co do blokowania lewego pasa przez autora.
Ten manewr spowodował jednak, że kierowca BMW X5 miał możliwość zmiany pasa na lewy. Kierujący Focusem bardzo chciał jakoś temu „zaradzić”, więc wykonał mały slalom między pojazdami. I takich to mamy w Polsce kierowców…
Pierwszy 300 SL Roadster należy do najbardziej znanych motoryzacyjnych ikon. Ale czy przy postępującej modzie na elektryfikację oraz ogromnej popularności SUV-ów i crossoverów, kolejna generacja takiego samochodu jak SL ma szansę podbić serca kierowców? Jak najbardziej tak!
Poszczególne detale nowego Mercedesa-AMG SL nawiązują do jego kultowych poprzedników. To między innymi atrapa chłodnicy z pionowymi poprzeczkami jak w pierwszym, wyścigowym 300 SL z początku lat 50., wybrzuszenia na masce, czy długi przód i stosunkowo cofnięta kabina. Nawiązaniem do dawnych modeli jest również miękki dach, który składa i rozkłada się w 15 sekund, a proces można przeprowadzać do prędkości 60 km/h.
Mercedes zapewnia, że nadwozie stanowi całkowicie nową, aluminiową konstrukcję, która nie przejęła żadnego elementu ani od poprzednika, ani od AMG GT Roadstera, którego miejsce zajmie nowy SL. Prace inżynierów zaowocowały zwiększeniem sztywności skrętnej względem poprzednika o 18%, natomiast względem AMG GT Roadstera, sztywność poprzeczna zwiększyła się o 50%, a wzdłużna – o 40%.
Eksperci z Mercedes-AMG nie zapomnieli o aerodynamice. Wysuwany, zintegrowany z tylną klapą spojler wysuwa się powyżej prędkości 80 km/h i może przybrać jedną z pięciu pozycji. Z kolei pod przednim zderzakiem znajduje się niewielka listwa z włókna węglowego, która może wysunąć się o 40 mm, zwiększając tym samym docisk przedniej osi. Za atrapą chłodnicy i dolnym wlotem powietrza znalazł się podwójny system klapek rozpraszających powietrze. Dzięki temu wszystkiemu nowy SL może pochwalić się współczynnikiem oporu powietrza Cw=0,31.
Nowy Mercedes-AMG SL ma 4,7 m długości i 1,9 m szerokość. Rozstaw osi wynosi 2,7 m.
Nowy Mercedes-AMG SL – gama jednostek napędowych
Na początek dostępne będą dwie wersje – SL 55 4Matic+ i SL 63 4Matic+. W obu przypadkach pod maską znajduje się podwójnie doładowane, 4-litrowe V8. Niezależnie od wersji, napęd na obie osie będzie przekazywany za pośrednictwem 9-stopniowej przekładni AMG Speedshift MCT.
W słabszej wersji będzie ono generować 476 KM i 700 Nm, osiągać „setkę” w 3,9 sekundy i rozpędzać się do 295 km/h. Mocniejszy wariant generuje 585 KM i 800 Nm, co sprawia, że samochód od 0 do 100km/h rozpędza się w 3,6 sekundy, a jego prędkość maksymalna to 315 km/h.
Komuś udało się uchwycić telefonem (w obowiązkowym pionowym kadrze) starszego mężczyznę, który zupełnie nie przejmując się zdrowym rozsądkiem oraz instynktem samozachowawczym, postanowił przejść przez autostradę A4 w Katowicach. W miejscu, w którym ma ona po cztery pasy ruchu w każdą stronę.
Co mogło pójść nie tak? Jeden z kierowców mógł zareagować panicznie i stracić panowanie nad autem. Mógł gwałtownie zjechać na inny pas, uderzając w inny samochód. Mogło dojść do karambolu. Mogło dojść najpierw do śmiertelnego potrącenia, a następnie do karambolu. Z kolejnymi ofiarami.
Nowy luksusowy SUV dostępny jest w wersjach wyposażenia SE, HSE i Autobiography. Przez cały pierwszy rok produkcji dostępna będzie wersja First Edition, bazująca na modelu Autobiography charakteryzująca się wyjątkową specyfikacją. Zarówno wersja standardowa (SWB), jak i Long Wheelbase (LWB) dostępne są z pięcioma miejscami siedzącymi, natomiast model New Range Rover LWB dostępny jest z trzecim rzędem siedzeń.
Oczywiście, nikt raczej nie spodziewał się, że nowy Range Rover będzie tanim samochodem. Mimo wszystko, jego ceny mogą niektórych zaskoczyć.
Range Rover 2022- cena w Polsce
Najmniej kosztuje bazowe wydanie nowego Range Rovera z 249-konnym dieslem pod maską, krótkim nadwoziem i w podstawowej wersji wyposażenia SE, za które trzeba zapłacić 613 600 złotych. Na drugim końcu skali znajduje się wydanie First Edition z 4,4-litrowym, benzynowym V8 oraz wydłużonym rozstawem osi. Cena? 944 900 złotych.
Standardem niezależnie od wersji jest automatyczna skrzynia biegów i napęd na 4 koła.
Edycja specjalna Black Badge zadebiutowała pięć lat temu w modelu Wraithi odniosła ogromny sukces. Aż 27% samochodów, które sprzedaje Rolls-Royce to te w wersji „Black Badge”. Teraz do tej gamy dołącza Ghost.
Rolls-Royce Black Badge Ghost, fot. materiały prasowe / Rolls-Royce
Rolls-Royce Black Badge Ghost wyróżnia się wyjątkowym, czarnym kolorem. Według Rolls-Royce to najgłębszy odcień czerni na rynku. Składa się z 45 kilogramów farby, którą najpierw się atomizuje, a następnie nakłada dwuwarstwowo oraz poleruje, co trwa od trzech do pięciu godzin. Wszystko oczywiście wykonane ręcznie.
Black Badge Ghost wyróżnia się również kilkoma detalami, jak podświetlana atrapa chłodnicy czy 21-calowe felgi o dedykowanym wzorze, które mają wykończenia z włókna węglowego składające się z 22 warstw karbonu.
Rolls-Royce Black Badge Ghost, fot. materiały prasowe / Rolls-Royce
Wnętrze Black Badge Ghost można skonfigurować na wiele sposób. To, czym wyróżnia się Ghost Black Badge, to standardowa podsufitka z rozgwieżdżonym niebem oraz emblematy wersji. Zamiast podwójnego „R” na desce rozdzielczej i zagłówkach, pojawiły się znaki nieskończoności, typowe dla odmian Black Badge.
Rolls-Royce Black Badge Ghost, fot. materiały prasowe / Rolls-Royce
Rolls-Royce’a Black Badge Ghost napędza 6,8-litrow silnik V12 o mocy 592 KM. To o 20 KM więcej niż w standardowym „Duchu”. Oprócz mocy, wzrósł także maksymalny moment obrotowy – z 850 do 900 Nm. Zmieniono oprogramowanie skrzyni biegów. Pojawił się też tryb jazdy Low. Wbrew nazwie, to nie jest reduktor, a tryb sportowy – poprawia reakcje przekładni o około 50%. Przeprojektowano także układ wydechowy, więc Black Badge Ghost powinien brzmieć lepiej niż wersja standardowa.
Rolls-Royce Black Badge Ghost, fot. materiały prasowe / Rolls-Royce
Cena? Czy w przypadku Rolls-Royce’a jest ona istotna? Jedno jest pewne, niewątpliwie Rolls-Royce Black Badge Ghost będzie droższy niż standardowy Ghost. I już można go zamawiać.
Do zdarzenia doszło na ulicy Wolności w Chełmie w godzinach nocnych. Kierujący Volkswagenem 51-latek uderzał w zaparkowane samochody i pomimo kolejnych uszkodzeń, kontynuował jazdę. Zanim zatrzymały go postronne osoby, zdążył zderzyć się z 10 autami.
Wezwani na miejsce policjanci ustalili, że zatrzymany ma zakaz prowadzenia pojazdów. Z kolei powodem jego niebezpiecznej jazdy był alkohol – wydmuchał 1,5 promila.
Teraz 51-latka czeka (potencjalnie) surowa kara. Za jazdę pod wpływem alkoholu grożą mu 2 lata, natomiast za złamanie zakazu prowadzenia, nawet 5 lat więzienia.
Zaparowane szyby są szczególnie uciążliwe, kiedy się śpieszymy. Dlaczego? Ponieważ jazda z zaparowanymi szybami jest niebezpieczna, a wytarcie pary szmatką czy gąbką pozostawia na szybie smugi, co również pogarsza widoczność. Najlepszą opcją jest włączenie wtedy nawiewów, które w szybki sposób pozbędą się nalotu na szybie. Jednak muszą być one sprawne oraz musimy wiedzieć jaki tryb obiegu powietrza włączyć. W przeciwnym razie nawet one nie pomogą nam w poradzeniu sobie z tym problemem. Pomocna jest również klimatyzacja, ale ona również musi być sprawna. Zaparowane szyby w aucie są skutkiem wilgoci, której poziom jest szczególnie wysoki w okresie jesienno-zimowym. Dlatego warto zapoznać się z kilkoma sposobami, jak ograniczyć poziom wilgoci w aucie.
Jak już wspomniałam – szyby parują od nagromadzonej wilgoci w aucie oraz od różnic temperatur na zewnątrz i wewnątrz auta. Jesień i zima są okresami, w których często występują opady, przez co powietrze jest wilgotne. Jednak oprócz wilgotnego powietrza, które przedostaje się do wnętrza, kiedy otwieramy samochód, również my sami generujemy wilgoć lub sprzyjamy jej utrzymywaniu się w aucie.
Po pierwsze, kiedy pada deszcz wsiadamy do auta w mokrych ubraniach, wnosząc tym samym dodatkową wilgoć. Po drugie, źle otrzepujemy buty od śniegu, przez co śnieg topnieje na dywanikach. Dlatego warto po skończonej jeździe zabrać dywaniki do domu i je wysuszyć lub najlepiej na ten okres wymienić dywaniki materiałowe na gumowe. Oczywiście nie chodzi o to, żeby przed wsiadaniem do auta pozostawiać mokre ubrania na ulicy i w aucie przebierać się w zapasowy zestaw ubrań – choć swoją drogą jest to jakieś rozwiązanie…
Mimo wszystko większe znaczenie od mokrych ubrań mają działające nawiewy. To cyrkulacja powietrza odgrywa najważniejszą rolę w samochodzie. Dlatego warto skontrolować stan wentylatora oraz klimatyzacji – jeśli nasz pojazd jest w nią wyposażony. Ponadto zaparowane szyby mogą być skutkiem zapchanego filtra kabinowego, tak więc jest to kolejny element, który warto sprawdzić w pierwszej kolejności, kiedy dotyka nas problem zaparowanych szyb. Kolejnym powodem parujących szyb może być uszkodzona nagrzewnica. Na skutek usterki płyn chłodniczy przenika przez klimatyzację i osadza się szybie. Tą usterkę można sprawdzić, poprzez obserwację zbiornika płynu chłodniczego – jeśli płyn będzie ubywał to możliwe, że mamy do czynienia z usterka nagrzewnicy.
Ostatnimi powodami, dlaczego szyby mogą zaparować są stare uszczelki oraz brudne szyby. Uszczelki z biegiem lat staja się mniej skuteczne, przez co woda i wilgoć przedostaje się do wnętrza auta. Z kolei brudne szyby nie są bezpośrednią przyczyną parujących szyb, ale brud sprzyja osadzaniu się wilgoci na szybach.
Domowe sposoby na zaparowane szyby
Pierwsze co powinniśmy zrobić, aby uniknąć zaparowanych szyb to dbać o ich czystość. Jednak, kiedy to nie wystarcza to możemy skorzystać z produktów znajdujących się w naszych domach, które pomogą nam zabezpieczyć szybę przed zaparowaniem. Pierwszym takim produktem i zarazem najskuteczniejszym jest pianka do golenia. Wystarczy nałożyć ją na wcześniej wyczyszczoną szybę, po czym wytrzeć szybę do sucha. Innymi produktami, którymi możemy w ten sam sposób zabezpieczyć szybę są ziemniak lub cebula. Wystarczy je przekroić i wysmarować nimi szybę, po czym ją wytrzeć. Jednak są one mniej skuteczne i pozostawiają smugi oraz nieprzyjemny zapach (zwłaszcza jeśli wybierzemy cebulę).
Następnym sposobem, tym razem na ograniczenie wilgoci wewnątrz auta, jest wykonanie domowego pochłaniacza wilgoci. Do wykonania własnego pochłaniacza wilgoci potrzebny nam będzie woreczek (może być nawet skarpetka) oraz sól, ryż lub żwirek do kota. Do woreczka wystarczy wsypać wybrany produkt i pozostawić go gdzieś wewnątrz auta. Ponadto jest to też sposób na pozbycie się nieprzyjemnego zapachu w samochodzie. UWAGA! Jeśli do woreczka wsypiemy żwirek do kota, to należy uważać, ponieważ może on pozostawić plamy.
Co zrobić, żeby szyby nie parowały?
Oprócz domowych sposobów są również specjalne produkty zabezpieczające szyby przed zaparowaniem – są to tzw. antypary. Przy ich stosowaniu warto czytać instrukcję obsługi, ponieważ czasami producenci zalecają pozostawić chociaż jedną szybę nie zabezpieczoną, żeby wilgoć mogła się na niej skraplać. Ceny takich preparatów zaczynają się od ok. 20 złotych, więc nie są drogie, a mogą być skuteczniejsze niż domowe sposoby. Natomiast zamiast woreczka z ryżem można zainwestować w prawdziwy pochłaniacz wilgoci, którego ceny również rozpoczynają się od ok. 20 złotych.
W dodatku warto również zmienić swoje nawyki. Kiedy pogoda będzie robić się coraz gorsza, to warto wymienić dywaniki materiałowe na gumowe, dzięki temu wodę, którą wniesiemy do auta na butach będziemy mogli wylać. Należy też regularnie wymieniać filtr kabinowy oraz kontrolować stan uszczelek (zwłaszcza, jeśli jesteśmy właścicielami starszego samochodu). W dodatku przed wsiadaniem do auta powinniśmy dokładnie otrzepać buty od śniegu oraz ustawić poprawny tryb nawiewu, czyli ustawić go na obieg zewnętrzny.
Szyby są ważnym elementem samochodu, dlatego powinniśmy dbać o ich czystość i chronić je przed zaparowaniem. Jazda z zaparowanymi szybami może być naprawdę niebezpieczna, ponieważ przez ograniczoną widoczność możemy nie zauważyć pieszego lub innego auta i spowodować wypadek. Dlatego warto jak najprędzej zdiagnozować dlaczego szyby nam parują i jeśli jest to, np. wina filtra kabinowego – to powinniśmy go jak najszybciej wymienić. Natomiast, jeśli wszystko jest sprawne, a szyby nadal nam parują, to warto zakupić antyparę lub skorzystać z domowych sposobów.
Obecnie prawo jazdy kategorii B umożliwia prowadzenie pojazdów o dopuszczalnej masie całkowitej (DMC) do 3,5 tony, niezależnie od źródła napędu. W konsekwencji posiadacze prawa jazdy tej kategorii użytkujący całkowicie elektryczne samochody dostawcze (BEV) muszą liczyć się z tym, że ich pojazdy będą dysponować ograniczoną ładownością. Z uwagi na konieczność montażu akumulatorów trakcyjnych układ napędowy zeroemisyjnych „dostawczaków” jest cięższy niż ich spalinowych odpowiedników i pomimo tego, że mają podobną przestrzeń ładunkową, przewoźnicy nie mogą jej w pełni wykorzystać. O wprowadzenie zmian w przepisach, znoszącą tę barierę rozwoju ekologicznego transportu i logistyki, zabiegało Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA).
– Użytkownicy elektrycznych pojazdów dostawczych o DMC do 3,5 tony, z reguły firmy z branży TSL, muszą iść na daleko idące ustępstwa w obszarze dostępnego zasięgu, chcąc zmieścić się w ramach dopuszczalnej masy całkowitej. Zasięg zeroemisyjnych „dostawczaków” nie przekracza zazwyczaj 120 – 150 km w warunkach rzeczywistych, a często jest nawet mniejszy. To istotne ograniczenie z perspektywy zarządców flot. Ponadto, otrzymanie uprawnień wyższych niż kategoria B jest kosztowne i często czasochłonne. Dlatego tak ważne jest przyjęcie najbardziej oczywistych rozwiązań, z których korzystają już inne europejskie państwa – mówi Jan Wiśniewski, Kierownik Centrum Badań i Analiz PSPA.
Pod koniec czerwca 2021 r. Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych wystosowało list otwarty, w którym apelowało o rozszerzenie uprawnień posiadaczy prawa jazdy kategorii B o pojazdy elektryczne o dopuszczalnej masie całkowitej do 4,25 tony. Pod listem podpisały się również firmy wchodzące w skład Komitetu ds. Logistyki i Transportu oraz inni członkowie PSPA.
27 października 2021 r. Komisja do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz Komisja Infrastruktury na łączonym posiedzeniu przegłosowały poprawkę do projektu ustawy o zmianie ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych oraz niektórych innych ustaw. Propozycja zmian zakłada wprowadzenie w ustawie z dnia 5 stycznia 2011 r. o kierujących pojazdami zmian w treści art. 6 ust. 3 pkt 4), który ma stanowić m.in., że prawo jazdy kategorii B uprawnia do kierowania pojazdem samochodowym zasilanym paliw alternatywnymi o dopuszczalnej masie całkowitej przekraczającej 3,5 t oraz nieprzekraczającej 4,25 t, jeżeli przekroczenie dopuszczalnej masy całkowitej 3,5 t wynika z zastosowania paliw alternatywnych. Aby skorzystać z powyższego uprawnienia, kierowca powinien posiadać prawo jazdy od co najmniej 2 lat. Analogiczne propozycje nowelizacji przepisów pojawiły się po raz pierwszy w rządowym projekcie ustawy o zmianie ustawy o transporcie drogowym oraz niektórych innych ustaw, jednak zostały z niego wykreślone.
Jak wynika z prowadzonego przez PSPA i PZPM „Licznika elektromobilności” pod koniec września 2021 r. w Polsce były zarejestrowane zaledwie 1 333 samochody użytkowe z napędem elektrycznym. Ich liczba może dynamicznie wzrosnąć w kolejnych miesiącach na skutek wprowadzenia dotacji z programu „Mój Elektryk”. NFOŚiGW zapowiedział, że beneficjenci nabywający całkowicie elektryczne (BEV) pojazdy dostawcze (kategorii N1) będą mogły skorzystać z dotacji w wysokości do 50 tys. zł (lub do 20% kosztów kwalifikowanych) albo do 70 tys. zł (lub do 30% kosztów kwalifikowanych), o ile zadeklarują średnioroczny przebieg powyżej 20 tys. km. Wg zapowiedzi przedstawicieli Funduszu, nabór adresowany do nabywców elektrycznych samochodów dostawczych powinien zostać uruchomiony jeszcze przed końcem 2021 roku.
Podobnie jak w poprzednim sezonie, Gosia Rdest dwukrotnie zameldowała się szósta na mecie podczas ostatniej rundy Alpine Europa Cup w portugalskim Portimao, która towarzyszyła zmaganiom European Le Mans Series, gdzie Robert Kubica wraz ze swoim zespołem zajął drugie miejsce.
Gosia Rdest zalicza finał Alpine Europa Cup na „szóstkę”, fot. materiały prasowe
Od pierwszych treningów Gosia Rdest prezentowała tempo w środku stawki. Kwalifikacje to potwierdziły – w obu sesjach żyrardowianka uzyskała dziewiąty rezultat.
Oba wyścigi stały pod znakiem zamieszania z przodu stawki między kandydatami do tytułu. Panujące zamieszanie pozwoliło przebijać się do przodu Gosi Rdest. Najszybsza Polka w wyścigach samochodowych musiała się napracować zarówno w sobotę, jak i niedzielę, ale końcowy wynik w obu przypadkach był zadowalający – dwa szóste miejsca.
Weekend zdecydowanie zaliczam do udanych. Na treningach może nie było do końca tak dobrze jakbym chciała, ale w wyścigach tradycyjnie pokazałam, że to właśnie ta część rywalizacji jest moją najmocniejszą stroną. Paru rywalom puszczały lekko nerwy, ale ja zachowałam zimną krew i wyrwałam sobie co mogłam. Dwa finisze na P6, identycznie jak rok temu, mnie satysfakcjonują. Ta zimna krew zaowocowała również moją padokową ksywką, pomiędzy innymi zawodnikami – Polska ściana! – takie echa słychać w kuluarowych rozmowach na torze, gdzie czasami pomimo szybszych okrążeń współzawodnicy nie są w stanie wykonać manewru wyprzedzania.
Gosia Rdest zalicza finał Alpine Europa Cup na „szóstkę”, fot. materiały prasowe
W klasyfikacji generalnej Alpine Europa Cup Żyrardowianka zajęła ósme miejsce. Gosia Rdest, tak podsumowała swoje starty:
Zdecydowanie był to „normalniejszy” sezon niż poprzedni – więcej rund, kalendarz raczej się nie zmieniał, więc mogłam się lepiej przygotowywać. Przede wszystkim znałam już więcej torów, a także lepiej się czułam z samochodem. Doszło jednak wielu mocnych rywali, przez co walki było naprawdę mnóstwo. Na pewno sporym wsparciem były także okazjonalne starty w W Series, przez co byłam w lepszej formie i bardziej „wjeżdżona”. Podium na Magny-Cours pokazało, że mogę walczyć w czołówce – mam nadzieję, że będę to robić jeszcze częściej. Dziękuję za wsparcie mojej rodzinie, najbliższym, kibicom, a także partnerom bez których ten sezon nie byłby możliwy.
Motorsport jest postrzegany jako typowo męskie środowisko. Mimo upływu lat, kobieta w paddocku wciąż stanowi niemałą sensację. Nie inaczej było, podczas wyścigu MotoGP na torze Circuit of the Americas, gdy Marc Márquez pojawił się na podium wraz z Jenny Anderson, jedną z pracownic ekipy Hondy. Kobieta na podium MotoGP stała się sensacją i Márquez został zapytany o tę sytuację podczas konferencji prasowej na torze Misano.
To pierwszy rok, w którym pracuję z Jenny. To bardzo ważna osoba w grupie – nieważne, że „ona jest” a nie „on jest”, to kolejny pracownik w grupie. Nigdy nie była na podium, więc zespół, którego liderem jest Santi Hernández, zgodził się, aby na nim stanęła, dali jej taką okazję. Tak jak już powiedziałem, to ważna osoba w zespole.
Marc Márquez: To ważne, że w MotoGP jest coraz więcej kobiet, fot. materiały prasowe / Honda Racing Corporation
Marc Márquez wyznał również, że cieszy się z tego, że w MotoGP jest coraz więcej kobiet i wyraził nadzieję, że niedługo będzie mógł rywalizować z przedstawicielką płci pięknej na torze.
To ważne, że w naszym sporcie, gdzie większość osób to mężczyźni, krok po kroku, z każdym rokiem jest coraz więcej kobiet w padoku i to po stronie technicznej, nie tylko w prasie. Czemu nie, w przyszłości może również na torze, tak jak już kiedyś miało to miejsce?
Przypomnijmy, że w 1982 roku w wyścigu MotoGP wystartowała Gina Bovaird. Z kolei Taru Rinne udało się wejść do Motocyklowych Mistrzostw Świata w 1987 roku. w sezonie 2016 w Moto3 startowały dwie Hiszpanki – Maria Herrera oraz Ana Carrasco.
Kim jest Jenny Anderson, która towarzyszyła Márquezowi na podium na torze Circuit of the Americas?
Jenny Anderson od dzieciństwa interesowała się motorsportem. Jako mała dziewczyna ścigała się w kartingu i pasję do sportów motorowych uczyniła swoją pracą. Była zaangażowana w projekt KTM w MotoGP, dla austriackiego producenta zaczęła pracować jeszcze zanim powstał motocykl. Jenny inżynierem danych motocyklisty testowego, a potem Pola Espargaró, z którym współpracowała jeszcze w sezonie 2020. Razem z nim w 2021 przeszła do ekipy Hondy, ale do przeciwnej strony garażu – Anderson rozpoczęła współpracę z Márquezem.
Nagranie przedstawia (prawie) całą akację , więc jest dosyć długie. Widzimy na nim jak kierowca niebieskiej Zafira jedzie w sposób budzący podejrzenia, niepewnie próbując zmieniać pasy i ogólnie ma problemy z poruszaniem się na wprost. W pewnym momencie wciska mocniej gaz, prawie znosi go na chodnik i latarnię, a potem prawie uderza w inny pojazd.
Autor nagrania nabrał podejrzeń co do stanu trzeźwości tego kierującego, więc ruszył za nim, informując o sprawie odpowiednie służby. W tym czasie kierowca Zafiry nadal jechał niebezpiecznie i kilku pieszych musiało uciekać przed nim z przejść. Chwilę trwało, zanim patrol dojechał na miejsce. W tym czasie podejrzany zdążył zatrzymać się, wysiąść i oddalić ze znajomym. Autor nie wyjaśnił niestety jak sprawa się zakończyła oraz ile wydmuchał podejrzany.
We wrześniu 2021 roku Tesla Model 3 była najchętniej kupowanym samochodem w Europie. I nie chodzi tylko o sprzedaż samochodów elektrycznych, ale samochodów w ogóle.
Wyniki sprzedaży samochodów w Europie – wrzesień 2021
Z wynikiem 24 591 zarejestrowanych egzemplarzy, Tesla Model 3 zmiażdżyła konkurencję. Żaden inny model nie sprzedał się w liczbie 20 tysięcy sztuk.
Drugim najchętniej kupowanym samochodem we wrześniu było Renault Clio (18 264 egzemplarzy), a podium uzupełniła Dacia Sandero (17 988 egzemplarzy).
Wyniki sprzedaży samochodów w Europie – wrzesień 2021, fot. Car Industry Analysis
Wyniki sprzedaży samochodów elektrycznych w Europie – wrzesień 2021
Wśród najchętniej kupowanych samochodów elektrycznych, Tesla zajmuje aż dwa pierwsze miejsca. Za królującą Teslą Model 3 sklasyfikowano Teslę Model Y (8 926 egzemplarzy). Na podium znalazł się także Volkswagen ID.3 (8 302 egzemplarzy).
Wyniki sprzedaży samochodów elektrycznych w Europie – wrzesień 2021, fot. Car Industry Analysis
Diesel stacza się na dno
Ciekawie wygląda porównanie jednostek napędowych nowych samochodów. Największym szokiem jest dramatycznie słabnąca pozycja Diesla, którego we wrześniu wybrało zaledwie 17% klientów. Zelektryfikowane samochody miały udział w rynku na poziomie 23%. Europejczycy wciąż najchętniej wybierają jednak modele napędzane benzyną, choć widać tutaj stałą tendencję spadkową.
„Fragment meets Maserati” to limitowana kolekcja kapsułowa mody ulicznej współtworzona przez Hiroshiego Fujiwarę i Maserati. Kolekcja łączy w sobie buntowniczy styl Fujiwary i odważnego ducha Maserati.
Czym jest kolekcja kapsułowa? To ubrania, które możesz zestawiać na róże sposoby, odkrywając coraz to nowe stylizacje, używając ciągle tych samych modeli.
Na kolekcję „Fragment meets Maserati” składają się dwa rodzaje bluz z kapturem, ponadwymiarowe T-shirty i czapka z daszkiem ozdobione symbolami obu kultowych marek.
Sprawa wydaje się banalna. Jeśli zbliżasz się do przejazdu tramwajowego (łatwo rozpoznać po obecności torów), wystarczy spojrzeć przed siebie, czy z naprzeciwka nie nadjeżdża skład, a następnie w lusterko, czy z tyłu jakiś się nie zbliża. Proste?
W miejscu przedstawionym na nagraniu chyba wielu kierowców miało z tym problem, więc zainstalowano sygnalizację świetlną. Co z tego, skoro kierowca dostawczaka nie tylko nie wie do czego służą lusterka, ale nawet nie zwraca uwagi na sygnalizację świetlną.
W połowie października kierowcy na autostradzie międzystanowej 75 w Miami byli świadkami najdziwniejszego policyjnego pościgu w historii.
Pewna kobieta szła, jak gdyby nigdy nic boso po autostradzie. W obawie o jej bezpieczeństwo, zaniepokojeni kierowcy wezwali policję, która zjawiła się kilka chwil później. Kiedy jeden z funkcjonariuszy próbował przekonać pieszą, żeby wsiadła do radiowozu, ta zaczęła uciekać. Ponieważ kobieta zaczęła biegać po ruchliwej autostradzie, na miejsce został wezwany kolejny patrol, aby zablokować ruch na drodze.
W pewnym momencie prowadzący Dodge’a Chargera policjant najwyraźniej stracił cierpliwość i zaczął gonić kobietę na piechotę. Drugi oficer jechał za nim samochodem na wypadek, gdyby jakimś cudem piesza uciekła.
Nie wiadomo, dlaczego kobieta zdecydowała się na spacer autostradą, narażając siebie i innych na niebezpieczeństwo. Na szczęście tym razem nikt nie został ranny.
Nowy most na Dunajcu w Kurowie koło Nowego Sącza już służy kierowcom. Nowy most ma 602 metry długości, ponad 17 metrów szerokości i trzy pylony o wysokości 33,5 metra od poziomu terenu, a 22,8 metra od jezdni na pomoście. Na moście, oprócz jezdni powstała też ścieżka pieszo-rowerowa.
Nowy most na Dunajcu to obiekt typu extradosed, który powstał z połączenia konstrukcji wantowej z belkową sprężoną. W Polsce do tej pory najdłuższym takim obiektem jest most w Kwidzynie na Wiśle (808,4 metra), następny jest most na obwodnicy Ostródy (677 metrów), a kolejnym most w Kurowie, na Dunajcu.
Nowy most na Dunajcu już służy kierowcom, fot. materiały prasowe / GDDKiA
Co jeszcze powstanie w ramach inwestycji?
Droga krajowa nr 75 zostanie rozbudowana do klasy GP (główna ruchu przyspieszonego) na odcinku 2 kilometrów, a skrzyżowania DK75 z drogą gminną w Kurowie i parking z miejscem ważenia pojazdów przebudowane. Po obydwu stronach mostu powstaną drogi serwisowe, a ponadto zatoki autobusowe, ekran akustyczny oraz ciągi pieszo-rowerowe.
Zgodnie z kontraktem wszystkie roboty prowadzone w ramach tej inwestycji mają być zakończone wraz z uzyskaniem pozwolenia na użytkowanie w kwietniu 2022 roku. Nie będą one jednak miały wpływu na ruch po nowym moście.
Stary obiekt, z którego jeszcze niedawno korzystali kierowcy, zostanie rozebrany. Jego budowa rozpoczęła się przed II wojną światową, a zakończyła w 1943 roku. Jest wyeksploatowany i za wąski. Ma zaledwie 7,5 metra szerokości, a jezdnia 6 metrów. Po rozbiórce pozostanie jeden przyczółek od strony Brzeska, który zostanie zamieniony na punkt widokowy. Jeszcze w tym roku wykonawca przystąpi do rozbierania tego obiektu.
Idzie zima, która pewnie jak co roku zaskoczy kierowców, a to oznacza, że nadchodzą trudne warunki jazdy spowodowane oblodzeniem i śniegiem oraz krótszymi dniami, które nastąpią po przejściu na czas zimowy w niedzielę 31 października.
Wraz z cofnięciem zegarów, które zwiastuje krótsze dni i nieuniknione pogorszenie pogody, kierowcy będą spędzać więcej czasu prowadząc po zmroku, co sprawi, że poranne i popołudniowe dojazdy do pracy lub powroty z wizyt u przyjaciół i rodziny staną się większym wyzwaniem.
Nissan postanowił przeprowadzić badania i sprawdzić gotowość kierowców do jazdy w trudnych warunkach. Okazuje się, że europejscy kierowcy mogą nie być tak dobrze przygotowani do zimy, jak im się wydaje.
Z badań przeprowadzonych na zlecenie japońskiego producenta samochodów, 36% europejskich kierowców nie czuje się odpowiednio przygotowanych do jazdy zimą, a ponad jedna czwarta (27%) twierdzi, że nie rozumie dodatkowych funkcji bezpieczeństwa w swoich samochodach i nie korzysta z nich podczas jazdy w trudnych warunkach. 55% kierowców przyznaje, że stresuje się prowadząc samochód zimą, a 45% żałuje, że nie opanowała sztuki jazdy w trudnych warunkach pogodowych. To może czas zapisać się na jakieś szkolenie?
Problem nr 1 – prowadzenie po ciemku lub we mgle
W najbliższych miesiącach w ciągu dnia obfite opady śniegu lub deszczu mogą ograniczać widoczność oraz bycie widocznym dla innych pojazdów na drodze. Jedynie niespełna połowa (49%) europejskich kierowców ma całkowitą pewność, że wie, jak dostosować ustawienia reflektorów do warunków panujących na drodze, np. włączając po zmierzchu światła mijania lub światła drogowe po zapadnięciu zmroku. Problematyczna jest również regulacja wysokości reflektorów, ponieważ tylko 59% kierowców czuje się pewnie wykonując tę czynność samodzielnie.
Aby uwolnić kierowców od tego obowiązku, większość nowych samochodów jest wyposażona w specjalne systemy, które automatycznie zmieniają kształt wiązki światła w zależności od warunków drogowych. Inni podróżujący mogą być wdzięczni za tę technologię, ponieważ pomaga ona zapobiegać oślepianiu kierowców nadjeżdżających samochodów przez osoby, które czasem zapominają wyłączyć światła drogowe, gdy zbliżają się do innych uczestników ruchu.
Problem nr 2 – prowadzenie na oblodzonej lub zaśnieżonej drodze
Badanie pokazało również, że trzy czwarte1 europejskich kierowców nie ma pewności, jak zatrzymać pojazd na oblodzonej drodze, a ponad połowa (63%) nie jest pewna, jakich opon należy użyć podczas opadów śniegu czy też jaka jest droga hamowania na mokrej nawierzchni.
Przy opadach śniegu lub deszczu droga hamowania wydłuża się, dlatego należy dostosować prędkość jazdy do panujących warunków. Pomimo tego dwie trzecie europejskich kierowców nie ma w zwyczaju sprawdzać stanu hamulców pod kątem jazdy zimą, a ponad jedna trzecia (37%) nie ma nawyku jeżdżenia z mniejszą prędkością podczas tej pory roku. W połączeniu z brakiem wiedzy, jak prawidłowo ocenić drogę hamowania na oblodzonej nawierzchni, stanowi to powód do niepokoju, ponieważ 30% europejskich kierowców uważa, że droga hamowania może zwiększyć się trzykrotnie na oblodzonej powierzchni, podczas gdy zaleca się założenie, że może się ona zwiększyć nawet dziesięciokrotnie.
Wiele nowych samochodów posiada specjalne systemy inteligentnego ostrzegania przed kolizją, wykorzystującą funkcję przewidywania, która „widzi” więcej niż tylko poprzedzający pojazd i umożliwia automatyczne hamowanie w celu uniknięcia zderzenia. Dodatkowo, w wielu modelach kierowca może wybrać optymalny tryb jazdy w zależności od warunków lub swoich preferencji.
Systemy w służbie kierowcy
Aby ułatwić kierowcy skupienie wzroku na drodze, niektóre samochody są wyposażone w wyświetlacz przezierny (head-up display), który umożliwia wygodne śledzenie wskazówek nawigacyjnych oraz ograniczeń prędkości, ponieważ kluczowe informacje systemu GPS, wspomagające prowadzenie i drogowe wyświetlane są na przedniej szybie na linii wzroku kierowcy.
Jazda w trudnych warunkach po krętych drogach szybkiego ruchu potrafi być wyzwaniem nawet dla najbardziej pewnych siebie kierowców. Technologia wspomagania prowadzenia w najnowszych modelach aut potrafi dostosować prędkość samochodu do ograniczeń wynikających ze znaków drogowych, a także gdy samochód zbliża się do zakrętów lub zjazdów z autostrady. Dodatkowo samochody wykorzystują kamery do monitorowania pozycji samochodu na pasie ruchu i delikatnie interweniują w celu skorygowania trajektorii, jeśli wykryją, że pojazd niezamierzenie przemieszcza się w kierunku sąsiedniego pasa.
McLarena 720S napędza ma centralnie umieszczony podwójnie doładowany benzynowy silnik V8 o pojemności 4-litrów i mocy 720 KM. Maksymalny moment obrotowy wynosi 770 Nm. Od 0 do 100 km/h samochód rozpędza się w imponujące 2,9 sekundy. Do 200 km/h McLaren rozpędza się w 7,8 sekundy, a do 300 km/h w 21,4 sekundy. Prędkość maksymalna 720S to 341 km/h.
Napęd przekazywany jest tylko na koła tylnej osi. Przy tak ogromnej mocy i centralnie umieszczonej jednostce napędowej oznacza to jedno – McLaren 720S to samochód, który nie wybacza błędów.
Ekipa z AutoTopNL postanowiła sprawdzić, jak McLaren 720S sprawdzi się na niemieckiej autostradzie. Zobaczcie, jak kierowca rozpędził McLarena 720S do 334km/h!
Cupra Born, pierwszy w 100% elektryczny model hiszpańskiego producenta, będzie oferowany w dwóch wersjach silników – o mocy 150 lub 204 KM i maksymalnym momencie obrotowym równym 310 Nm. Born będzie dostępny jedynie z napędem na tylną oś.
Cupra Born zapewnia na jednym ładowaniu 424 kilometrów zasięgu, a dzięki pakietowi e-Boost odległość ta może zwiększy się nawet do 540 kilometrów.
Cupra Born – cena w Polsce
Elektryczna Cupra Born będzie dostępna w Polsce już 147 800 złotych.
W pierwszej kolejności polscy klienci będą mogli zapoznać się z wariantem o mocy 204 KM i pojemności akumulatora 58 kWh, który będzie oferowany w cenie 167 900 złotych.
Od 2022 roku dostępna będzie wersja o mocy 150 KM z akumulatorem 45 kWh. Wtedy do oferty zostanie też wprowadzony pakiet e-Boost podwyższający moc silnika do 231 KM, który będzie sprzedawany z akumulatorem o pojemności 58 kWh w cenie 174 200 złotych oraz 77 kWh w cenie 197 500 złotych.
Na początku nagrania trudno domyślić się o co chodzi. Najwyraźniej do tego skrzyżowania dochodziły dwa pasy – jeden do skrętu w lewo, a drugi w prawo. Na pierwszym utworzył się korek, więc kierowca Volkswagena wybrał drugi, a tuż przed sygnalizatorem próbował wcisnąć się przed auto z kamerą.
Autor nagrania nie widział powodu ustępowania miejsca podobnemu kierowcy. To bardzo rozsierdziło kombinatora, ponieważ na kolejnych światłach zajechał mu drogę i wyskoczył z auta. Dołączyć do niego chciał także pasażer. Autor nie miał ochoty na konfrontację, więc agresorzy odpuścili. Wsiedli do auta i odjechali, ignorując czerwone światło.
Bentley Mulliner – wewnętrzny dział firmy Bentley – stworzył pierwszą na świecie kolekcję samochodów, oddającą hołd rosyjskiemu baletowi, jednego z najbardziej pełnych wdzięku i emocji przejawów ludzkiego artyzmu.
Kolekcja skupia się wokół kultowych ruchów baletowych, a każdy samochód w kolekcji koncentruje się na innym ruchu. Wszystkie samochody w kolekcji noszą nazwy od unikalnego ruchu, który jest wyświetlany na płycie progowej.
Kolekcja sześciu samochodów otwiera pierwszy rozdział ekskluzywnej edycji specjalnej Bentayga Speed Russian Heritage – projektu tworzenia ekskluzywnych wersji tematycznych specjalnie dla rosyjskich klientów.
Każdy z sześciu samochodów ma inny lakier. Wnętrza oparte są na czterech różnych specyfikacjach, na które składają się między innymi wykonane na zamówienie unikalne kontrastowe szwy oraz wykonany na zamówienie haft baletowy w kolorze srebrnym czy współczesna nakładka baletowa na desce rozdzielczej. Zespół Mulliner zadbał o to, by luksusowe wnętrza Bentaygi Speed zdobiły sylwetki baletnic.
Przyciemnione przednie reflektory, listwy progowe w kolorze nadwozia, wyjątkowe przednie i tylne zderzaki oraz efektowny, wydłużony spojler to charakterystyczne cechy Bentley’a Bentaygi Speed.
Bentley Bentayga Speed napędza 6-litrowy silnik W12 z podwójnym turbodoładowaniem, który generuje 626 KM i 900 Nm momentu obrotowego. Od 0 do 100 km/h samochód rozpędza się w 3,9 sekundy, a jego prędkość maksymalna to 306 km/h.
Każdy z sześciu samochodów Bentley Bentayga Speed, oddających hołd rosyjskiemu baletowi, ma już swojego właściciela, do którego trafi pod koniec tego roku.
Wygrywając Island X Prix, Molly Taylor oraz Johan Kristoffersson odnieśli trzecie zwycięstwo w pierwszym, historycznym sezonie Extreme E.
Ekipy X44 oraz Chip Ganassi, którzy toczą walkę z ekipą Nico Rosberga o mistrzowski tytuł, musiały wycofać się rywalizacji na Sardynii ze względu na awarię maszyn.
Rosberg X Racing triumfuje w Island X Prix
Sebastien Loeb z X44 od początku toczył walkę z Kylem Leduciem, który wyrobił sobie trzy sekundową przewagę nad Francuzem. Dziewięciokrotny mistrz WRC podczas gonitwy za kierowcą Chip Ganassi Racing uszkodzi na nierównościach układ kierowniczy, co wyeliminowało zespół Lewisa Hamiltona z dalszej walki.
Leduc powiększył przewagę do 45 sekund nad Johanem Kristofferssonem oraz Mattiasem Ekstromem. Amerykański zawodnik przekazał elektryczną terenókę Sarze Price, która po jakimś czasie była zmuszona zatrzymać się na poboczu ze względu na awarię układu kierowniczego.
Extreme E: Rosberg X Racing triumfuje w Island X Prix, fot. materiały prasowe / Extreme E
Molly Taylor, która zastąpiła Kristofferssona za kółkiem, wykorzystała sytuację i przebiła się na prowadzenie, którego nie oddała do końca wyścigu. Ponad 24 sekundy po niej do mety dojechała Jutta Kleinschmidt, która prowadziła uszkodzoną, pozbawioną drzwi Cuprę. Na trzecim miejscu została zakwalifikowana ekipa JBXE. Kevin Hansen wraz z Mikaelą Ahlin-Kottulisnky zakończyli zmagania na ostatnim stopniu podium, mimo, że nie dojechali do końca trasy.
Wyniki wyścigu finałowego Island X Prix:
Rosberg X Racing (Molly Taylor / Johan Kristoffersson)
SEGI TV Chip Ganassi Racing (Kyle LeDuc / Sara Price)
X44 (Sébastien Loeb / Cristina Gutiérrez)
W klasyfikacji generalnej pierwszego, historycznego sezonu Extreme E prowadzi ekipa Rosberg X Racing, z przewagą 16 punktów nad zespołem X44. Finałowe Jurassic X Prix odbędzie się w dniach 18-19 grudnia, w brytyjskiej bazie wojskowej w południowej Anglii.
Max Verstappen ruszał do wyścigu o GP USA na torze w Austin z pole position, ale to Lewis Hamilton startujący z drugiego pola wyszedł na prowadzenie w zakręcie numer jeden. Red Bull się jednak nie poddał i dzięki podcięciu strategii po podcięciu strategii Mercedesa podczas pierwszej rundy pit stopów, Holender ponownie znalazł się na czele stawki.
Na 27 okrążeń do końca wyścigu, po kolejnym pit stopie Hamilton w błyskawicznym tempie zaczął odrabiać straty do prowadzącego Verstappena. Brytyjczyk zmniejszył ośmiosekundową różnicę do niecałych dwóch.
Po otrzymaniu instrukcji, wskazujących na oszczędzanie tylnych opon, w celu lepszego wychodzenia z wolniejszych zakrętów, Max Verstappen zdołał utrzymać się z przodu. Kierowca Red Bulla ostatecznie przekroczył linię mety 1,3 sekundy przed Lewisem Hamiltonem. Podium uzupełnił drugi kierowca Red Bulla, Sergio Perez.
Przegraliśmy na starcie. Straciliśmy pozycję i musieliśmy w tej sytuacji spróbować czegoś innego. Zużycie opon tutaj jest dość wysokie, na tym torze. Pojechaliśmy dość agresywnie i nie byłem pewien czy to się uda, ale ostatnie okrążenia to była naprawdę dobra zabawa.
Oczywiście bardzo cieszę się, że utrzymałem się z przodu. Miałem problemy w szybkich zakrętach, ale udało się.
MAX VERSTAPPEN IS BACK TO WINNING WAYS! 🏁
He holds off Lewis Hamilton for his eighth win of the season, and it means he leads the championship!#USGP 🇺🇸 #F1pic.twitter.com/fbvq7aiXBl
Lewis Hamilton podkreślił że ekipa Mercedesa spisała się bardzo dobrze z obraną strategią w Austin, ale już nie byli w stanie zrobić nic więcej, aby pokonać Red Bulla.
To był trudny wyścig. Miałem dobry start i dałem z siebie wszystko, ale koniec końców to oni byli szybsi. Miałem nadzieje, że na sam koniec zdołam podjąć walkę, przypuszczam jednak, że pozycja na torze była kluczowa. Generalnie byli szybsi na każdym rodzaju ogumienia. Nie sądzę, abyśmy byliśmy w stanie zdziałać coś więcej.
GP USA: Verstappen wygrywa, a tytuł oddala się od Hamiltona, fot. materiały prasowe / Mercedes
Na pięć wyścigów przed końcem tegorocznego sezonu Formuły 1, Max Verstappen prowadzi w klasyfikacji generalnej, z dwunastoma punktami przewagi nad Lewisem Hamiltonem. Szef zespołu Red Bull Racing,Christian Horner, w rozmowie z telewizją Sky powiedział:
Zostało pięć wyścigów. W kilku możemy być mocni, ale oni w paru również. To będzie naprawdę zacięta rywalizacja.
Zacięta rywalizacja do ostatniego wyścigu? Jesteśmy na tak!
Jedziesz sobie spokojnie ulicą w centrum miasta, która w twoim kierunku jest pusta. Nagle z naprzeciwka nadjeżdża z duża prędkością samochód, a jego kierowcę zaskoczył widok korka. Nie było czasu ani miejsca na hamowanie.
Skręcił więc ostro na torowisko i wpadł w poślizg. Próbował uniknąć zderzenia z autem z kamerą, ale nie było to możliwe. Trzask, huk i widok odpalonych poduszek – tak kończy się nagranie. Na szczęście jego autor nie został ranny.
Podczas wyścigu W Series na Circuit of the Americas w Austin w Teksasie zawodniczki zespołu Puma W Series Team ścigały się w charakterystycznych butach oraz rękawiczkach zdobionych emblematyczną różową wstążką – symbolem walki z rakiem piersi.
Caitlin Wood, zawodniczka zespołu Puma W Series Team, wyznała:
Moja mama choruje na nowotwór piersi – dowiedziałam się o tym w tym roku podczas wyścigu w Spa. Możliwość uczestnictwa w platformie Puma podczas Miesiąca Świadomości Raka Piersi znaczy dla mnie naprawdę wiele. Historia każdego jest inna i fajnie jest móc się nią podzielić. Moja mama aktywnie uczestniczy w życiu małej społeczności jaką stworzyła organizacja Barbells for Boobs. To istotne, by mieć narzędzia do komunikowania się z osobami, które mają podobne doświadczenia do twoich. Jestem naprawdę dumna, że mogę być tego częścią i pomagać w każdy możliwy sposób.
Puma W Series Team, fot. materiały prasowe / Puma
Barbells for Boobs jest jedną z organizacji, z którymi współpracuje marka Puma. Poprzez swoje działania zachęca do rozmów o raku piersi, a także edukuje na temat korzyści płynących z aktywności fizycznej. Każdy może podzielić się swoją historią przy użyciu hasztagu #SheMovesWithPurpose. Za każdy udostępniony wpis, marka przekaże 1 dolara (do łącznej kwoty 25 000 dolarów) na Barbells for Boobs.
Mercedes EQE sam w sobie nie jest dla nas żadną tajemnicą. Zwłaszcza po targach motoryzacyjnych IAA Mobility w Monachium, gdzie mogliśmy go zobaczyć w pełnej krasie. Ten model znajduje się w ofercie niemieckiego producenta bezpośrednio poniżej flagowego EQS, co odwzorowuje podobne podejście między spalinową Klasą S i E. Mercedes EQE jest zresztą bardzo podobny do EQS.
Ale… w przyszłym roku na drogi powinien wyjechać AMG EQE.
Elektryczny Mercedes-AMG EQE 53 ma mieć mniej więcej tyle samo KM, ile EQS o tym samym oznaczeniu, czyli 658 KM. W przypadku większego EQS taka moc pozwala rozpędzić się od 0 do 100 km/h w 3,8 sekundy, więc pewnie mniejszy Mercedes-AMG EQE powinien poradzić sobie ze sprintem do setki szybciej. Obstawiamy czas w okolicach 3,4-3,5 sekundy.
Wizualnie, Mercedes-AMG EQE 53 nie powinien zbytnio różnić się od prototypów AMG EQE. Zmiany powinny być stosunkowo niewielkie i raczej ograniczą się do innego wzoru atrapy chłodnicy, felg czy minimalnie innego tylnego zderzaka z dyfuzorem.
Zdjęcia, niemal niezamaskowanego Mercedesa-AMG EQE 53 możecie zobaczyć TUTAJ i TUTAJ.
Mercedes od samego początku twierdził, że AMG EQE będzie konkurował z takimi modelami jak Tesla Model S, Porsche Taycan czy Audi E-Tron GT. Warto także dodać, że opisywany w tym artykule model otrzymał oznaczenie 53, co aż prosi się o przygotowanie mocniejszej wersji z dopiskiem 63, która bez problemu mogłaby porywalizować z Teslą Plaid Model S.
Zdarzenie miało miejsce podczas rozbiórki wiaduktu na al. Monte Cassino w Koszalinie. Prace na tym obiekcie rozpoczęły się 18 października i miały zakończyć dopiero na początku przyszłego roku. Na amatorskim nagraniu widać dwie maszyny, które pomału rozkruszają elementy wiaduktu. Nagle segment oparty jedną stroną o filary upada, niszcząc je. W konsekwencji spada na ziemię kolejny segment, uszkadza kolejne filary i dochodzi do prawdziwej reakcji łańcuchowej.
Podczas rozbiórki zdarza się czasem, że naruszenie jednego elementu, pociąga za sobą daleko idące zniszczenia, co czasami wykorzystuje się dla ułatwienia prac. Tym razem nie było to zaplanowane. Nikt nawet nie podejrzewał, że do takiego zdarzenia może dojść, więc ul. Batalionów Chłopskich, przebiegająca pod dalszą częścią wiaduktu, nie została nawet wyłączona z ruchu! Na kolejnym nagraniu widać samochody, których kierowcy cudem uniknęli zmiażdżenia przez rozpadającą się konstrukcję.
Obecnie w sprawie toczy się śledztwo, prowadzone przez miejscową prokuraturę. Zdarzenie zakwalifikowano jako sprowadzenie niebezpieczeństwa powszechnego, zagrażającego zdrowiu i życiu wielu osób. Nikomu jeszcze nie postawiono zarzutów, ale jeśli okaże się, że ktoś był odpowiedzialny za doprowadzenie do tej katastrofy budowlanej, będzie mu grozić od 5 do 12 lat pozbawienia wolności.
Opisywana sytuacja miała miejsce podczas audycji „Rozmowy: Wojewódzki & Kędzierski” w Newonce.radio. Prowadzący rozmawiają w niej ze znanymi aktorami, muzykami i ogólnie najbardziej znanymi postaciami polskiego show-biznesu. Tym razem ich gościem była Agata Kulesza, którą zapytali między innymi o samochody, którymi jeździła. Aktorka wymieniła wśród nich Renault Kangoo. „To jest auto z zespołem Downa” – wypalił na to Wojewódzki.
Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, co tu zaszło. Showman chciał obrazić jakoś francuski model, a nie powie przecież, że jest „brzydki” bo to by było zbyt banalne. Zamiast tego odwołał się do wspominanego porównania, licząc zapewne, że słuchacze zwizualizują sobie Kangoo oraz osobę z zespołem Downa i zakrzykną: „Faktycznie, uderzające podobieństwo! Hahaha!”. Na szczęście już od dawna żyjemy w czasach, kiedy wyśmiewanie innych osób (na przykład ze względu na wygląd) jest bardzo nie na miejscu, a wyśmiewanie osób cierpiących na jakieś choroby jest zwyczajnie niedopuszczalne.
Słowa Wojewódzkiego wywołały zrozumiałe oburzenie i było szeroko (i bardzo krytycznie) dyskutowane. Nie widział on jednak potrzeby odniesienia się do nich i powiedzenia przynajmniej „przepraszam”. Odrobinę przyzwoitości zachowała przynajmniej stacja Newonce, która napisała w oświadczeniu:
W ostatniej audycji ROZMOWY: WOJEWÓDZKI & KĘDZIERSKI, w czasie wywiadu z panią Agatą Kuleszą, padło porównanie, które w żadnym wypadku nie powinno mieć miejsca na antenie newonce.radio.
Przepraszamy, bo wiemy, że mieliście prawo poczuć się urażeni. Nie będziemy cytować tego fragmentu – w ciągu ostatnich kilkunastu godzin zrobiły to inne media. Ubolewamy, że charakter audycji, wielowątkowej rozmowy, sprawił, że prowadzący w swoich żartach posunęli się tym razem o krok za daleko.
Postanowiliśmy, że usuniemy ten fragment rozmowy. Nie chcemy, żeby został zapisany w podcastach i rzutował na całą treść wywiadu z panią Agatą Kuleszą. Jest to decyzja redakcji newonce.radio.
Na koniec odnieśmy się jeszcze, wszak jesteśmy redakcją motoryzacyjną, do samego czepiania się Renault Kangoo. Samochodu niezwykle praktycznego, oferującego mnóstwo przestrzeni za rozsądne pieniądze. Jak w każdym kombivanie, treść dominuje w nim nad formą, a kiedy pojawił się na rynku w 1997 roku, zrobił niemałe wrażenie. Co takiego obciachowego jest w jeżdżeniu samochodem stworzonym dla osób, potrzebujących praktycznego środka transportu, a nie emanacji własnego ego? No ale mówimy o Wojewódzkim, dla którego „największym wstydem młodości” było jeżdżenie kilkuletnią Calibrą w czasach, kiedy większość Polaków marzyła o Polonezie lub chociaż o Maluchu. To wiele wyjaśnia.
Sympatyków sportu samochodowego w naszym kraju czeka mocny akcent na zakończenie tegorocznego sezonu. W dniach od 11 do 13 listopada staraniem Automobilklubu Krakowskiego zostanie rozegrany 10. Rajd Polski Historyczny, stanowiący finałową rundę Trofeum FIA w Historycznych Rajdach na Regularność.
Rajd Polski Historyczny , fot. Robert Wlezień
Rajd Polski Historyczny – 968 kilometrów rajdowych emocji
Trasa 10. RPH zostanie poprowadzona drogami województw małopolskiego i podkarpackiego i będzie liczyć 968,6 kilometrów, z czego aż dwie trzecie (638,66 kilometra) to dystans testów regularności. Ta trasa została w głównych zarysach przygotowana na ubiegłoroczną edycję RPH, która niestety nie doszła do skutku z powodu pandemii.
Dla kibiców ciekawym urozmaiceniem będzie trwająca trzy kwadranse przerwa podczas sobotniego etapu – w Rynku w Makowie Podhalańskim 13 listopada w godzinach od 13:20 do 14:05 będzie można podziwiać stawkę historycznych aut rajdowych przed startem do testu regularności, wiodącego trasą widowiskowego odcinka specjalnego przez Górę Makowską do Jachówki.
Rajd Polski Historyczny, fot. Robert Wlezień
Erwin Meisel, dyrektor rajdu, zdradza:
Bardzo nam zależy, by tym zawodom nadać odświętną oprawę, stosowną do ich wysokiej, międzynarodowej rangi. Dlatego zarówno uroczysty start (czwartek, 11 listopada od godz. 17:30), jak i ceremonia mety (sobota, 13 listopada od godz. 16:10) odbędą się w hali sportowo-widowiskowej TAURON ARENA KRAKÓW. Nie obok niej, ale w jej wnętrzu.
Zarówno start, jak i metę będzie mogło bezpłatnie podziwiać po pięćset osób; przy pandemicznych rygorach tyle publiczności zostanie wpuszczone na trybuny hali sportowo-widowiskowej.
Jak zawsze w takich sytuacjach, zachęcamy do wspólnego analizowania zdarzenia krok po kroku. Starsza pani rzuciła okiem w stronę samochodu z kamerą i nie czekając aż się zatrzyma (fakt, jechało bardzo wolno), weszła na pasy. Czy coś jechało z drugiej strony? Tego nie mogła wiedzieć, ponieważ ulicę zasłaniał autobus.
Tymczasem z naprzeciwka nadjeżdżała Skoda. Kierująca nią kobieta również nie mogła widzieć staruszki, ale doświadczony kierowca bierze pod uwagę, że na niewidoczną część przejścia może właśnie ktoś wchodzić. Ona tego nie zrobiła.
Starsza pani dostrzegła zbliżające się auto, które nie hamuje, gdy była dopiero w połowie pierwszego pasa. Czy zatrzymała się i zaczekała w bezpiecznym miejscu, na reakcję kierującej? Nie. Zaczęła biec. W pewnym momencie chyba się na ułamek sekundy zawahała, a kierująca Skodą wreszcie wcisnęła hamulec i skręciła w prawo, starając się uniknąć potrącenia oraz uderzenia w stojącego w bezruchu starszego pana. Staruszka za to przyspieszyła, ale nie zdążyła wbiec przed maskę i odbiła się od boku samochodu.
Starszej pani prawdopodobnie na szczęście nic się nie stało (odmówiła pomocy lekarskiej i poszła do kościoła). Sprawczynią zdarzenia jest oczywiście kierująca Skodą. Przypomnijmy tylko, że obowiązkiem każdego uczestnika ruchu jest zachowywanie w takich sytuacjach szczególnej ostrożności. Prawo nakazuje także dołożyć wszelkich starań w celu uniknięcia niebezpieczeństwa. Zakazuje także bierności (zaniechania działania obronnego). Jak więc w tym świetle nazwać sytuację, w której ktoś nie stara się zapobiec zdarzeniu, nie zachowuje się biernie wobec niego, tylko aktywnie w jego zaistnieniu pomaga?
Fiat Uno to rzadko spotykany widok na ulicach. Wyobrażacie sobie Fiata z 1988 roku przemierzającego amerykańskie drogi?
Fiat Uno Turbo, który trafił na aukcję Bring a Trailer to egzemplarz z 1988 roku, który został wyprodukowany we Włoszech, a do USA trafił z Portugalii w 2020 roku. Gdy opuszczał fabrykę, silnik 1.3 turbo dostarczał 105 KM przy 5750 obr/min.
Fiat Uno, fot. Bring a Trailer
Samochód jest naprawdę w dobrym stanie. Wyróżnia się połączeniem czerwonej karoserii z czarnymi naklejkami po bokach z napisem Turbo. Grill i lusterka są w kolorze nadwozia. Fiat ma czarne zderzaki z dodatkowymi reflektorami, plastikowe listy na błotnikach oraz boczne progi. 13-calowe felgi aluminiowe mają centralną osłonę Abartha, a tylny spojler dopełnia rajdowego wyglądu Uno Turbo.
Wewnątrz samochodu, by podkreślić jego sportowy charakter, znajdziemy liczne czerwone akcenty. Czerwone są między innymi pasy bezpieczeństwa. Wśród wyposażenia znajdują się między innymi elektrycznie sterowane szyby, ogrzewanie i radio z odtwarzaczem CD. Obecny jest także szyberdach.
Fiat Uno, fot. Bring a Trailer
Fiat Uno z manualną skrzynią biegów z pewnością da przyszłemu właścicielowi mnóstwo frajdy, który wydał na niego majątek. Ktoś za samochód z przebiegiem 202 000 kilometrów zapłacił 17 000 dolarów, czyli około 67 tysięcy złotych.
Wypadki lub mniej spektakularne wpadki niedoświadczonych kierowców, posadzonych za kierownicą piekielnie mocnych samochodów, to nic nowego. Nadmiar koni mechanicznych, ostry charakter oraz brak doświadczenia połączony z szukaniem mocnych wrażeń… raczej nie idą w parze.
To zdarzenie przebiegło zupełnie inaczej. Pewien 31-letni Szwajcar podróżował ze swoim 40-letnim pasażerem. Zatrzymali się w pewnym momencie na parkingu w pobliżu austriackiego jeziora Mondsee. Pasażer wysiadł, a kierowca miał przestawić samochód. Zamiast tego wjechał do jeziora.
Kierującemu na szczęście nic się nie stało. Policja przyjęła wstępnie, że pomylił on gaz z hamulcem. My poddamy alternatywną wersję – mógł podczas manewrowania źle wcisnąć jeden z przycisków, pełniących funkcję wybieraka automatycznej skrzyni. Następnie mocniej wcisnął gaz i zdezorientowany, że samochód pojechał w przeciwnym kierunku, niż się spodziewał, nie zdążył zareagować w porę.
Prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. W ubiegłym roku na polskich drogach kierujący samochodami osobowymi pod wpływem alkoholu spowodowali 1075 wypadków, w których zginęły 163 osoby, a 1262 zostały ranne. Było to 7,9% wszystkich wypadków z winy kierujących. Problem ten dotyczy całej Europy. Szacuje się, że 25% wszystkich zgonów na drogach w Unii Europejskiej ma związek z alkoholem.
Z policyjnych danych wynika, że we wrześniu i październiku 2020 roku w wypadkach spowodowanych przez kierujących pod wpływem alkoholu zginęło najwięcej osób. Wyjątkowo niebezpieczny okazuje się także długi listopadowy weekend. W zeszłym roku tylko w dniach 31 października – 1 listopada policja zatrzymała 527 nietrzeźwych kierujących, mimo że ruch na drogach był mniejszy niż zwykle w tym okresie w związku z zamknięciem cmentarzy z powodu pandemii.
Jest to zgodne z ogólną tendencją – najwięcej kierujących znajdujących się pod wpływem alkoholu wyjeżdża na polskie drogi w weekendy. Co roku do ok. 40% wypadków z udziałem użytkowników dróg będących pod działaniem alkoholu dochodzi w soboty i niedziele.
Nie należy zapominać, że alkohol na wiele sposobów wpływa na zdolność do prowadzenia samochodu. Spożycie tej substancji skutkuje między innymi większą brawurą, pogorszeniem umiejętności oceny sytuacji na drodze czy spowolnieniem reakcji kierowcy. Głównymi przyczynami wypadków spowodowanych przez kierujących będących pod działaniem alkoholu są niedostosowanie prędkości do warunków ruchu, nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu, nieprawidłowe wyprzedzanie, skręcanie i wymijanie oraz niezachowanie bezpiecznej odległości między pojazdami.
Kluczem do ograniczenia prowadzenia pojazdów pod wpływem alkoholu jest skuteczne zniechęcanie do takiego zachowania. Kierowcy są mniej skłonni do picia i prowadzenia po alkoholu, jeżeli spodziewają się, że rzeczywiście zostaną zatrzymani i ukarani. Stałe i dobrze nagłośnione egzekwowanie prawa jest najlepszym sposobem, aby dać do zrozumienia łamiącym prawo kierowcom, że nie unikną konsekwencji, takich jak grzywna czy zakaz prowadzenia pojazdów. Badania wykazały, że prawdopodobieństwo zatrzymania jest ważniejsze w zapobieganiu przestępstwom niż surowość kary.
Tak, dokładnie to nasze wspólne pasje. Piotr jeździ na motocyklu od bardzo dawna, ja natomiast mam motocyklistów w rodzinie, więc od zawsze ten temat mnie interesował. Nigdy wcześniej nie miałam okazji, żeby się nauczyć prowadzić motocykl – tylko patrzyłam lub jeździłam jako „plecak”.
Jeśli chodzi o podróże, to zawsze lubiłam zwiedzać ciekawe miejsca, jednak zwykle w obrębie Polski. Piotrek natomiast dużą część życia spędził w Grecji oraz zwiedził kilka krajów. Dlatego bardzo szybko przekonał mnie do poznawania świata.
Kiedy połączyliście te pasje i siebie razem?
Kilka miesięcy po tym, jak ja i Piotrek zaczęliśmy się spotykać, pojechaliśmy do Warszawy na kilka dni. Korzystaliśmy tam z różnych środków transportu, między innymi ze skutera, wynajmowanego przez aplikację w telefonie. To wystarczyło, żeby powstał pomysł o zakupie motocykla. Wróciliśmy o domu w sobotę, a w niedzielę już pojechaliśmy obejrzeć pierwszy model. Oczywiście na samym obejrzeniu się nie skończyło, bo od razu go kupiliśmy (śmiech). Nie był to zaplanowany wydatek, więc celowaliśmy w stosunkowo niski budżet i tak staliśmy się posiadaczami motocykla Daelim Vs 125. Ze względu na osiąganą prędkość, jeździliśmy nim tylko w niedalekie trasy.
Wasz obecny, już większy motocykl, nie jest nadal wygodnym turystykiem, a jeździcie znacznie dalej?
Wszystko zaczyna się od marzeń, a Piotr długo marzył o Hondzie Hornet. Zażartowałam kiedyś, że mu kupię na walentynki ten motocykl. Jak powiedziałam, tak się stało, więc Honda jest z nami od lutego tego roku. Planowaliśmy w tym roku wycieczkę do Grecji i od słowa do słowa, stanęło na tym, że pojedziemy tam motocyklem. I szczerze mówiąc, podczas kilku miesięcy planowania tej wyprawy, ani razu nie zastanowiliśmy się dłużej nad tym, że to może nie jest najodpowiedniejszy motocykl na taką trasę. Pojawił się plan – chcieliśmy go zrealizować, a że mieliśmy tylko ten motocykl, to nie mieliśmy za bardzo innego wyjścia (śmiech).
Trzeba było iść na jakieś kompromisy? Nie brać tyle bagażu i robić częstsze postoje?
Może Hornet nie należy do najwygodniejszych motocykli na świecie, ale jeździ się nim naprawdę dobrze. Z bagażem nie mieliśmy większego problemu, bo wiedzieliśmy, że nie możemy przesadzić z ilością rzeczy. Na szczęście letnie ciuchy zajmują stosunkowo mało miejsca. Same sakwy tyle przeżyły podczas podróży w jedną stronę do Grecji, że w drodze powrotnej odmawiały posłuszeństwa. Musieliśmy je dodatkowo zabezpieczać pasami i oczywiście taśmą, żeby były stabilne.
Jeśli chodzi o postoje, to tak, im dłużej byliśmy w trasie – tym częściej musieliśmy je robić. Gdy było zimno, robiliśmy takie postoje, nawet co 40-50 kilometrów, aby się ogrzać i rozruszać. Zdarzyło się też, że złapał nas deszcz, więc musieliśmy go po prostu przeczekać.
To do Grecji najdalej dojechaliście motocyklem? Ta podróż zrobiła na Tobie największe wrażenie?
Przychodzą mi na myśl dwa najlepsze wyjazdy. Gdy pierwszy raz wybraliśmy się w dłuższą podróż, to było z Wrocławia nad morze, do Jastrzębiej Góry. Wyjechaliśmy w piątek o 17, po pracy. Pierwszy raz tak daleko, więc był stres. Do tego złapał nas deszcz, więc zmarzliśmy i zmokliśmy, ale to nas wcale nie zniechęciło! Przed wyjazdem do Grecji chcieliśmy się też sprawdzić – zobaczyć, ile możemy przejechać i na motocyklu wytrzymać.
Druga ważna dla nas podróż to wycieczka do Grecji – pełne trzy dni na motocyklu! Byliśmy oczywiście obolali, zmęczeni (bo szkoda było czasu na sen i odpoczynek), ale też podekscytowani. To była naprawdę świetna wycieczka, a uczucie w momencie przejazdu greckiej granicy jest nie do opisania! Pierwszej nocy spaliśmy na plaży, a następnego dnia już powoli, bez pośpiechu, ruszyliśmy w stronę Aten.
Powrót był o wiele trudniejszy. Na granicy serbsko-węgierskiej okazało się, że mamy problem z akumulatorem, więc musieliśmy motocykl przez tę granicę dosłownie przepchnąć! Wtedy też zauważyliśmy, że mamy przetartą oponę. Na szczęście udało nam się ją wymienić w Budapeszcie. A później, im bliżej domu, tym zimniej. Momentami temperatura dochodziła do 5 stopni, na całe szczęście wieźliśmy ze sobą akurat cieplejsze kurtki motocyklowe i dzięki nim udało nam się tę podróż przetrwać. Mimo wszystko, to była to najlepsza wyprawa naszego życia!
Jakieś nowe postanowienia, marzenia macie po tej podróży?
Podróż do Grecji była dużym testem i sprawdzianem osobowości. Myślę o tej wyprawie w trudniejszych momentach życia, bo jeśli wtedy sobie poradziliśmy, to porazimy sobie ze wszystkim! I szczerze mówiąc, powoli zastanawiamy się, jaki kierunek obrać na drugi rok… Marzy nam się podróż do Portugalii – jeśli do połowy przyszłego roku uda nam się kupić większego turystyka, to niewykluczone, że właśnie tam pojedziemy. Jeśli nie, to prawdopodobnie znów Grecja, lecz tym razem zupełnie inną trasą.
Sama chciałabyś prowadzić swój motocykl? Jest to w planie kiedyś?
Aktualnie, od czasu do czasu, jeżdżę Dealim’em. Został u nas właśnie po to, żebym mogła ćwiczyć jazdę motocyklem. Jednak jeżdżę bardziej w koło komina, niż na jakieś dalsze wyprawy. W tym sezonie zabrakło czasu, abym mogła spokojnie doszkalać się w jeździe. Poza tym, na większości grupowych wyjazdów są znacznie mocniejsze motocykle i miałabym problem, żeby je dogonić. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będę miała więcej okazji do trenowania i kto wie, być może zdecyduje się na zrobienie uprawnień. Jednak absolutnie nie narzekam na bycie pasażerem! Jestem wtedy operatorem interkomu, nawigatorem, a czasem nawet i masażystką (śmiech).
Jakie miejsca na świecie chcielibyście jeszcze odwiedzić na motocyklu?
Oprócz wcześniej wspomnianej, wymarzonej wyprawy do Portugalii, chcielibyśmy odwiedzić kilka bliższych miejsc. Podczas podróży do Grecji przejeżdżaliśmy, między innymi, przez Czechy, Serbię i Węgry, a te kraje zdecydowanie zasługują na większą uwagę. Zwłaszcza, że są naprawdę blisko, więc można tam wyskoczyć, nawet na dłuższy weekend.
Rzędowa szóstka, sportowy charakter, zadziorny design – takie według wielu motomaników jest „prawdziwe” BMW. Jednak bawarski producent idzie naprzód, rezygnuje z napędu na tył, stawia na SUV-y i elektryczne silniki. Nie wszystkim to odpowiada. Jeśli szukacie samochodu, który najlepiej oddaje ducha starych czasów, to M340i jest wyborem idealnym.
BMW M340i xDrive, fot. Beata Chojnacka
BMW M340i xDrive na żywo wygląda bardzo dobrze. Dużo lepiej niż na zdjęciach, które nie są w stanie w 100% oddać jego urody. Zwarta sylwetka, 19-calowe obręcze i pakiet aerodynamiczny M wysyłają jasny komunikat… To auto jest szybkie. A gdy tylko odpalimy silnik R6, dostajemy dźwiękowe potwierdzenie tych informacji. Perfekcyjnym dopełnieniem całości jest lakier, zieleń Verde Ermes z palety BMW Individual, który wymaga, lepiej usiądźcie, dopłaty 22 600 złotych.
Gdy ukryta pod maską rzędowa „szóstka” o mocy 374 KM i maksymalnym momencie obrotowym 500 Nm, połączona z automatyczną ośmiobiegową przekładnią Steptronic obudzi się do życia, niejedna osoba w pobliżu podskoczy z przestrachem. Ponieważ jestem z tych, które cenią dźwięk silnika, dla moich uszu była to wspaniała muzyka – towarzyszyła mi przez cały czas. A żeby dostarczyć sobie więcej dźwiękowych wrażeń wystarczyło włączyć tryb „Sport” lub „Sport Plus”. Wtedy silnik reaguje na nawet najmniejsze wciśnięcie pedału gazu, a harmonia jednostki napędowej i skrzyni biegów jest godna podziwu.
BMW M340i xDrive, fot. Beata Chojnacka
W takim ustawieniu wyprzedzanie innych samochodów to czysta przyjemność. Ale nie można się temu dziwić. Po BMW ze znaczkiem M nie można oczekiwać przeciętniactwa. M340i to bardzo szybki. Do setki przyspiesza zaledwie w 4,4 sekundy, czyli tylko o 0,2 sekundy więcej, niż potrzebuje M3 z manualną skrzynią biegów i o 0,5 sekundy więcej, niż M3 z automatem.
BMW M340i xDrive, fot. Beata Chojnacka
BMW M340i xDrive – wrażenia z jazdy
Właściwie wszystkie kluczowe podzespoły mogą pochwalić się przedrostkiem „sportowy”, ale ten samochód to nie jest narwany dzikus. Na co dzień BMW M340i jest niezwykle grzeczne, wygodne i ułożone. W komfortowym trybie dawkowanie mocy jest bardzo płynne, ale niezwykle skuteczne. Prowadzenie po zakrętach to czysta przyjemność, a na prostej dosłownie jedzie jak po szynach. To jedno z tych aut, którymi chcesz nadłożyć drogi. Pojęcie utraty przyczepności po prostu nie istnieje. Główna w tym zasługa adaptacyjnego układu kierowniczego, napędu na wszystkie koła i znakomicie pracującego zawieszenia. Wrażenia z jazdy potęgują świetne wnętrze i mnogość systemów ułatwiających życie.
Wykorzystując pełen potencjał samochodu, 59-litrowy bak opustoszeje w mgnieniu oka, a w mieście trudno będzie zejść poniżej 12-13 litrów. Jednak jeśli się odrobinę postaramy, to BMW odwdzięczy się zaskakująco niskim zużyciem paliwa. Choć niektórym będzie trudno w to uwierzyć, to przy autostradowych prędkościach M340i paliło poniżej 6 l/100 km.
BMW M340i xDrive, fot. Beata Chojnacka
BMW M340i xDrive – kierowca jest najważniejszy
Nie można się przyczepić ani do ergonomii wnętrza (które, jak przystało na BMW, jest niemal wzorowe), ani do jakości materiałów. Kierowca jest tu najważniejszy. Fotel z możliwością regulacji w kilku płaszczyznach, wliczając w to elektrycznie regulowane zagłówki, pompowany odcinek lędźwiowy oraz możliwość wysunięcia części podtrzymującej uda, pozwala na optymalne ustawienie.
Pokrętła, przyciski i ekrany dosłownie zapraszają do dotykania, kręcenia i dobrej zabawy. Chociaż wcale nie trzeba tego robić, bo dzięki specjalnym czujnikom wystarczy odpowiedni ruch dłonią (funkcja sterowania gestami), by zwiększyć głośność muzyki czy zmienić stację radiową. Jest to świetne rozwiązanie, ponieważ kierowca nie musi nawet na sekundę spuszczać wzroku z drogi. Gorzej, jeśli zaczniemy wymachiwać rękoma (z irytacji lub mocno gestykulując) – wtedy niechcący możemy nagle zrobić głośniej muzykę, a to może nas trochę wystraszyć.
BMW M340i xDrive, fot. Beata Chojnacka
BMW M340i xDrive – cena
Ceny BMW M340i xDrive zaczynają się od 275 tysięcy złotych. Ale w przypadku testowanego przez mnie egzemplarza to dopiero początek. Z droższych dodatków wymienię elektryczny szyberdach (5,4 tys. złotych), 19-calowe felgi (7,6 tys. złotych), sportowe przednie fotele (4,4 tys. złotych) czy pakiet innowacji (24,7 tys. złotych), w skład którego wchodzą między innymi laserowe reflektory, wyświetlacz HUD, obsługa gestami czy bogaty pakiet asystentów jazdy. Nie zapominajmy też o wspaniałym lakierze za 22,6 tys. złotych. Łącznie wychodzi ponad 370 tysięcy złotych.
BMW M340i xDrive, fot. Beata Chojnacka
BMW M340i xDrive ma w genach sprawianie przyjemności kierowcy. Jest wspaniałym towarzyszem długich podróży. Prowadzi się wyjątkowo dobrze i to bez względu na to, z jaką prędkością aktualnie jedziemy. To czy droga jest prosta czy kręta też nie ma znaczenia. Jadąc tym samochodem, ma się poczucie, że można dosłownie wszystko.
NA TAK:
idealnie wyważony między sportowymi emocjami a komfortem charakter
Niedawno pisaliśmy, że problem na „zakręcie mistrzów” zostanie rozwiązany, poprzez ustawienie na nim fotoradaru. Ma on zmusić kierowców do przestrzegania prędkości, które akurat w tym miejscu nie jest ustawione na pokaz.
Fotoradaru jednak jeszcze nie ma, więc nic dziwnego, że pojawiło się kolejne wideo zarejestrowane przez tamtejsze kamery. Tym razem kierowca BMW został zaskoczony przez prawa fizyki. Uderzył w bariery energochłonne, a następnie wykręcił kilka ładnych piruetów. Na szczęście nie uderzył w żaden inny pojazd.
Nowy Bentley Continental GT Speed to topowe wydanie rozpalającego serce wielu fanów motoryzacji coupe, którego Bentley określa mianem najbardziej dynamicznego Bentleya w historii. Brytyjski producent twierdzi, że to najzwinniejszy i najbardziej sportowy drogowy Bentley, jaki kiedykolwiek powstał. Pod maską skrywa 6-litrowe, podwójnie doładowane W12, które generuje 650 KM mocy i 900 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Od 0 do 100 km/h samochód przyspiesza w 3,6 sekundy i osiąga prędkość maksymalną 335 km/h.
W modelu zastosowano elektroniczny tylny mechanizm różnicowy (eLSD), który został dostrojony do systemu kontroli jazdy, dzięki czemu uzyskano większą stabilność na zakrętach i lepszą przyczepność w niekorzystnych warunkach drogowych. System ESC zapewnia kierowcy większą swobodę jazdy, a możliwość sterowania wszystkimi kołami zwiększa zwinność i stabilność pojazdu.
Film „Continental Drift” prezentuje GT Speeda jako jednego z najszybszych i najbardziej dynamicznych grand tourerów na świecie. W filmie pojawia się także R-Type Continental z 1952 roku, samochód z kolekcji Bentley Heritage, który w swoim czasie był najszybszym czteromiejscowym samochodem na świecie. Elegancki, ale wyrazisty design R-Type Continentala był również inspiracją dla GT Speed.
Mike Sayer, Szef Działu Komunikacji Bentley Motors, wyznał:
Kiedy nasz zespół odkrył Comiso Air Station, wiedzieliśmy, że premiera GT Speed musi się odbyć właśnie tam. Driftujący żółty Continental na płycie opuszczonej bazy lotniczej to doświadczenie, które zostanie z nami na dłużej, ale dzięki niemu udało nam się pokazać jak dynamiczny jest najlepszy ground tourer na świecie.
Na potrzeby tego wydarzenia firma zaadaptowała opuszczoną bazę lotniczą NATO Comiso Air Station, w której powstał specjalny tor w stylu Gymkhana, umożliwiający zademonstrowanie sportowych osiągów najszybszego samochodu marki.
Citroen Ami to samochód dla kierowców w wieku zaledwie 14 lat. Mały, dwumiejscowy pojazd francuskiego producenta samochodów jest napędzany skromnym silnikiem elektrycznym o mocy 6 kW. Pojazd osiąga prędkość maksymalną 45 km/h, jego nadwozie jest wykonane z tworzywa sztucznego. Ktoś uznał, że ten plastikowy pstryczek-elektryczek idealnie przysłuży się policji.
Citroen Ami trafił do greckiej policji i straży przybrzeżnej.
W ramach promocji elektromobilności na greckiej wyspie Chalki, Citroen i jego grecki importer firma Syngelidis dostarczą kilka modeli elektrycznych modeli francuskiej marki dla służb użyteczności publicznej. Wyspa Chalki ma stać się poligonem doświadczalnym, na którym będzie się testować przesiadkę służb na samochody elektryczne. Pierwszym modelem, który trafił na wyspę, jest Citroen Ami. Jeden egzemplarz trafił do policji, a drugi do straży przybrzeżnej.
Citroen Ami jako policyjny radiowóz, fot. newsauto.gr
Trzeba przyznać, że wygląda uroczo. Jak zabawka. Troszeczkę przypomina radiowóz posterunkowej Judy Hops z animacji Disneya „Zwierzogród”.
Samochody mają być wykorzystywane do patrolowania ulic Chalki. Zasięg Ami wynoszący około 70 kilometrów nie będzie problemem, bo Chalki ma powierzchnię zaledwie 28 kilometrów kwadratowych. Samochody nie sprawdzą się jednak jako wozy pościgowe, ani jako pojazdy do przewożenia zatrzymanych.
Greccy dziennikarze twierdzą, że dostawa Ami dla policji to nie tylko promocja elektromobilności, ale też element kampanii promocyjnej, która poprzedza wprowadzenie Ami na grecki rynek. Od 1 stycznia 2022 roku samochodzik będzie dostępny w Grecji za około 8000 euro.
Jaguar E-Pace na pierwszy rzut oka prezentuje się zaskakująco „zwyczajnie”. Ot, kolejny masywny SUV, których mnóstwo jeździ po ulicach. Czy aby na pewno? Jaguar ma swój unikalny i co najważniejsze niepodrabialny styl. Przy bliższym poznaniu E-Pace zaskakuje swoją subtelnością i przenosi nas w lepszy świat.
Jaguar E-Pace, fot. Beata Chojnacka
Jaguar E-Pace – subtelny luksus
Jaguar znany jest ze stosowania materiałów najwyższej jakości. Wnętrze samochodu przenosi nas w świat luksusu. W E-Pace nie ma miejsca na jakiekolwiek ustępstwa w kwestii jakości wykonania, a tworzywa użyte do budowy wnętrza mogą stanowić wzór do naśladowania. Nigdzie nie znajdziemy tanich plastików, materiały są nie tylko bardzo solidnie spasowane, ale i bardzo przyjemne w odbiorze. Wyjątkowo miłe dla oka są też „jaguarowe” detale. Wnętrze schowka w podłokietniku oraz indukcyjna ładowarka pokryte są tworzywem z wzorem imitującym cętki drapieżnego kota. Z kolei przedniej szybie (i podświetleniu podłoża) znajdziemy sylwetkę jaguara z młodym kociakiem.
Jaguar E-Pace, fot. Beata Chojnacka
Wnętrze Jaguara jest nie tylko ładne, ale przede wszystkim funkcjonalne. Kabina jest bardzo przestronna, wygodna i fenomenalnie wyciszona. System audio marki Meridian gra doskonale. Wielki ekran na konsoli środkowej kryje bardzo udany, intuicyjny w obsłudze system, który się nie wiesza i można łatwo znaleźć/przesuwać potrzebne opcje i funkcje. Jaguar doskonale łączy klasyczną obsługę z dotykowym światem i technologią na najwyższym poziomie.
Jaguar E-Pace, fot. Beata Chojnacka
Pozycja za kierownicą jest bardzo komfortowa. Fotele są obszerne, wygodne, oczywiście z elektryczną regulacją i pamięcią oraz ogrzewaniem. Kierownica nie należy do najmniejszych, ale dobrze leży w dłoniach. Za nią znajdują się zegary, które, zgodnie z duchem czasu, są w pełni cyfrowe.
Jaguar E-Pace – wrażenia z jazdy
Jaguar E-Pace w testowanej wersji ma dwulitrowy silnik Diesla o mocy 204 KM, napęd AWD i „sportową” wersję wyposażenia R-Dynamic SE.
Z komfortem wewnątrz samochodu koresponduje komfort jazdy. Mimo że E-Pace to ciężki SUV, to w trakcie jazdy w ogóle tego nie czuć. Jaguar jest, jak na dzikiego kota przystało, bardzo zwinny, skrętny. W zakrętach zachowuje się niezwykle pewnie. Przy manewrowaniu na ciasnych parkingach pomogą kamery z systemem „3D”, z możliwością częściowego „obrócenia”. Napęd AWD pomaga na nawierzchniach o gorszej przyczepności.
Jaguar E-Pace dostarcza dużo frajdy w czasie jady i pięknie spina swoje 204 mechaniczne koniki, kiedy niczym prawdziwy kot szykuje się do skoku. Od 0 do 100 km/h samochód przyspiesza w 8,4 sekundy. W codziennym użytkowaniu sprint do „setki” nie jest jednak aż tak istotny, jak zdolność pewnego i bezpiecznego wyprzedzania, z którym E-Pace radzi sobie bez zarzutu.
Jedyne zastrzeżenia jakie mam, to działanie skrzyni biegów. Momentami powolna jazda po mieście powodowała lekkie szarpnięcia, jakby przekładnia nie potrafiła dobrać idealnego biegu. Nagła redukcja potrafiła lekko zaskoczyć. Przy wyższych prędkościach „automat” działał bez zarzutu.
Jaguar E-Pace, fot. Beata Chojnacka
Jaguar E-Pace – cena
Testowany przeze mnie Jaguar E-Pace kosztuje 299 880 złotych. Minimalna kwota, jaką trzeba by na niego wydać to 254 900 złotych, ale dodatki znacznie zwiększają cenę samochodu.
Jaguar E-Pace, fot. Beata Chojnacka
Jaguar jeździ w typowo brytyjskim stylu, niezwykle pewnie, przewidywalnie, z ogromnym zapasem przyczepności. E-Pace to samochód, do którego wsiada się i jeździ z prawdziwą przyjemnością. Jego największą wadą jest cena, zdecydowanie wyższa niż u konkurencji. Mimo tego, to warty rozważenia samochód i zdecydowanie niedoceniany.
NA TAK:
precyzja prowadzenia
wysoka jakość użytych materiałów
komfortowe wnętrze
NA NIE:
szarpiąca przy niskich prędkościach skrzynia biegów
Celem przedsięwzięcia jest sprawdzenie, która marka samochodów pojawiała się najczęściej we wszystkich 30 sezonach programu. Ten, kto zdecyduje się wziąć udział w badaniu, będzie musiał szczegółowo obejrzeć 236 odcinków „Top Gear”. W zamian otrzyma wynagrodzenie w wysokości 1000 funtów.
Oglądającego obowiązuje limit czasowy. Na wykonanie zadanie przewidziano trzy miesiące, co daje około 2,6 odcinka dziennie lub 10 sezonów miesięcznie. Z pewnością wśród fanów programu nie brakuje osób, które robią to codziennie, w dodatku całkowicie za darmo.
Chętnie do obejrzenia wszystkich odcinków „Top Gear” za pieniądze muszą zarejestrować się na platformie USwitch.com. Jest jednak pewien haczyk… by wziąć udział w przedsięwzięciu trzeba być mieszkańcem Wielkiej Brytanii i mieć co najmniej 18 lat. Zwycięzca zostanie wylosowany 18 listopada 2021 roku.
Badania przeprowadzone przez Peugeota w Wielkiej Brytanii wykazały, że 40% rodziców chciałoby, aby ich dzieci uczyły się jeździć i zdawały egzamin na prawo jazdy samochodem elektrycznym. ¼ rodziców przyznaje, że ich dzieci narzekają na jazdę samochodem z silnikiem benzynowym czy wysokoprężnym, namawiając rodziców na przesiadkę do elektryka.
Badanie potwierdza szybko rosnący trend w kierunku elektryfikacji, zarówno wśród obecnych, jak i przyszłych kierowców. We wrześniu 2021 roku w Wielkiej Brytanii zarejestrowano ponad 32 000 w pełni elektrycznych samochodów.
Co ciekawe, 28% badanych uważa, że nauka jazdy samochodem elektrycznym będzie trudniejsza w porównaniu z nauką jazdy standardowym modelem benzynowym lub wysokoprężnym. Dlatego po przeprowadzeniu badań Peugeot zabrał grupę 10-16-latków na tor, aby pokazać im, jak prosta jest jazda samochodem elektrycznym.
Peugeot EV Young Drivers, fot. materiały prasowe / Peugeot
Zasiadając za kierownicą Peugeota e-208, młodzi kierowcy najpierw uczyli się podstawowych manewrów, takich jak ruszanie, zatrzymywanie się i parkowanie. Dzieci poznały też podstawowe informacje na temat rekuperacji czy ładowania samochodu.
Peugeot EV Young Drivers, fot. materiały prasowe / Peugeot
Po lekcjach dzieci zmierzyły się z rodzicami w wyzwaniu EV, aby zobaczyć, kto zdoła zaoszczędzić najwięcej kilometrów na ustalonej trasie. Pokonując sześć okrążeń wokół toru, młodzi kierowcy wykorzystali wszystkie umiejętności, których nauczyli się w zakresie jazdy samochodem elektrycznym, oszczędzając dwa razy więcej kilometrów niż ich rodzice.
Skoro elektromobilność to przyszłość, to pomysł nauki jazdy samochodem elektrycznym nie wydaje się wcale takie zły. Prędzej czy później, kierowcy będą zmuszeni do przesiadki do elektryków, dobrze więc, by wiedzieli jak w pełni wykorzystać potencjał swojego auta na prąd.
Co o tym myślicie? Czy samochody elektryczne powinny pojawić się w polskich WORD-ach?
Do zdarzenia doszło w Olsztynie skrzyżowaniu przebudowywanych ulic, na którym wyznaczono tymczasowe rondo. Widzimy jak samochody wjeżdżają na nie i… nie, nie przegapiliście kolizji. Srebrna Fabia w włączonym lewym kierunkowskazem (co jest błędem) miała wgnieciony zderzak już wcześniej.
Zablokował ją kierowca Corsy, który chyba zagubił się na rondzie. Po chwili konsternacji zdecydował, że interesujący go zjazd niemal minął. Włączył więc wsteczny… i od tego momentu Fabia ma wgięte już oba zderzaki.
Honda ponownie skupia się na turystyce dzięki nowemu NT1100 – sportowemu motocyklowi turystycznemu opartemu na Africa Twin, który charakteryzuje się nowoczesnymi osiągami i staromodną praktycznością.
Honda NT1100, fot. materiały prasowe / Honda
Honda NT1100 już od jakiegoś czasu rozpalała wyobraźnię miłośników motocyklowej turystyki. Smukła sylwetka i subtelna stylistyka mają zapewnić sprawność aerodynamiczną i pozycję kierowcy dostosowaną do jazdy turystycznej. Szyba z 5-stopniową regulacją wysokości i kąta nachylenia oraz górne i dolne owiewki skutecznie mają ochronić kierowcę przed kapryśną pogodą, a 6,5-calowy ekran dotykowy TFT wyświetli wszystkie najważniejsze i najbardziej potrzebna kierowcy informacje.
Honda NT1100 będzie konkurować z takimi maszynami jak BMW R1250RTczy Kawasaki Ninja 1000SX.
Honda NT1100 – sportowy motocykl turystyczny oparty na Africa Twin
Kluczową decyzją przy tworzeniu NT1100 było wybranie sprawdzonej i wytrzymałej konstrukcji, jaką jest stalowa, częściowo podwójna rama motocykla Africa Twin CRF1100L oraz stalowa rama pomocnicza mocowana śrubami. Aby na tej bazie stworzyć uniwersalny motocykl o sportowym zacięciu, w podwoziu zastąpiono zawieszenie przystosowane do jazdy w terenie osprzętem przystosowanym do jazdy drogowej, dopasowanym do ostrzejszej geometrii układu kierowniczego.
Honda NT1100, fot. materiały prasowe / Honda
Rozstaw osi wynosi 1535 mm, kąt główki ramy i wyprzedzenie to 26,5°/108 mm, a prześwit ustawiono na 175 mm. Masa własna NT1100 z manualną skrzynią biegów wynosi 238 kg, a z DCT 248 kg.
Podwójne przednie tarcze hamulcowe o średnicy 310 mm są ściskane przez 4‑tłoczkowe zaciski montowane promieniowo. Tylną tarczę o średnicy 256 mm hamuje 1‑tłoczkowy zacisk. Hamowanie obu kół nadzorowane jest przez system ABS
8-zaworowy, rzędowy dwucylindrowy silnik SOHC o pojemności 1084 cm3, który napędza NT1100, to jednostka z modelu CRF1100L Africa Twin. Moc maksymalna pozostaje bez zmian i wynosi 102 KM przy 7250 obr/min, z maksymalnym momentem obrotowym sięgającym 104 Nm przy 6250 obr/min. Stopień sprężania również nie uległ zmianie i wynosi 10,1:1.
Honda NT1100, fot. materiały prasowe / Honda
Honda NT1100 – systemy elektroniczne
Pakiet systemów elektronicznych obejmuje 3-stopniowy system kontroli momentu obrotowego Honda Selectable Torque Control (HSTC), system kontroli unoszenia przedniego koła Wheelie Control, pełne oświetlenie LED, automatyczne kasowanie włączenia kierunkowskazów i sygnalizację hamowania awaryjnego.
Systemy wspomagania kierowcy oferują trzy domyślne tryby jazdy, dwie opcje indywidualnych ustawień wybranych przez użytkownika. Wyboru trybu jazdy dokonuje się za pomocą przełącznika umieszczonego po lewej stronie kierownicy, wskaźnik na wyświetlaczu jest aktywowany, gdy HSTC przystępuje do działania.
Korytarz życia to ustąpienie miejsca pojazdom uprzywilejowanym jadącym „na sygnale”, kiedy na drogach wielopasmowych jest zator. Zasada ustępowania miejsca jest prosta – pojazdy znajdujące się na skrajnym lewym pasie zbliżają się do lewej krawędzi, a pojazdy znajdujące się na pozostałych pasach zbliżają się do prawej krawędzi jezdni. Powtarzając się i ujmując to jeszcze prościej – skrajny lewy pas skręca w lewo, a reszta w prawo. Nie jest to trudne do zapamiętania, ale i tak zdarzają się sytuacje, w których występuje chaos, przez co przejazd pojazdów uprzywilejowanych jest utrudniony. Niestety wydłuża to ich czas przybycia do poszkodowanego, a zazwyczaj liczy się każda sekunda.
Warto zaznaczyć jeszcze, że trzeba się zbliżyć do krawędzi jezdni, a nie krawędzi pasa. Oznacza to, że osoby znajdujące się na skrajnym prawym pasie nie zjeżdżają do linii, tylko to krawędzi jezdni, czyli wjeżdżają nawet na pas awaryjny – jeżeli taki występuje.
Korytarz życia – kiedy nie jest konieczny?
Korytarz życia tworzy się na drogach z co najmniej dwoma pasami ruchu w tym samym kierunku. Jednak nie zawsze na tego typu drogach korytarz jest konieczny. Ma on służyć udostępnieniu miejsca na drodze pojazdowi na sygnale, kiedy jest zator. Natomiast, jeśli jedziemy po drodze, na której ruch nie jest duży i jest płynny, np. na autostradzie, to korytarz nie jest wymagany. W takiej sytuacji wystarczy zjechać na prawy pas, aby nie utrudniać przejazdu.
Korytarz życia a sygnalizacja świetlna
Wolne miejsce tworzy się dopiero wtedy, kiedy widzimy lub słyszymy zbliżający się pojazd. Oznacza to, że nie należy robić korytarza życia na każdym czerwonym świetle. Jedynie możemy mieć „z tyłu głowy”, że zaraz może jechać karetka, więc w takiej sytuacji warto zachować odstęp od pojazdu przed nami, aby w razie czego, mieć miejsce na wykonanie manewru.
W przypadku gdybyśmy zapomnieli co mamy zrobić, to warto obserwować innych. Jeśli my nie wiemy co zrobić, bo się zestresowaliśmy, to prawdopodobnie inni kierowcy wiedzą i wystarczy ich naśladować.
BMW stwierdziło, że M135i powinno zaoferować kierowcom ostrzejsze, bardziej wyraziste wrażenia z jazdy nich dotychczas. Zmiany, które wprowadził bawarski producent mają przełożyć się na bardziej precyzyjny układ kierowniczy oraz pewniejsze zachowanie na zakrętach.
Za główny cel modyfikacji, inżynierowie BMW wzięli podwozie. Dostroili zawieszenie hot-hatcha między innymi przez zmianę kąta pochylenia kół przedniej osi, a przednie wahacze zyskały nowe, hydrauliczne mocowanie. Modyfikacji doczekały się także mocowania wahaczy z tyłu. Dopracowano także sprężyny i amortyzatory. W efekcie auto ma dawać kierowcy więcej pewności i radości podczas pokonywania zakrętów z wysokimi prędkościami.
BMW M135i xDrive, fot. materiały prasowe / BMW
Ostrzejszy charakter samochodu ma podkreślać także podkręcony układ wydechowy, a sam dźwięk silnika ma być wzmacniany wewnątrz auta przez głośniki. Podobno ścieżkę dźwiękową skomponowano specjalnie dla tego modelu.
Dla chcących wyróżnić się na drodze, BMW przygotowało specjalną, rozszerzoną ofertę lakierów. Do wyboru są odcienie z serii Individual, jak na przykład Sao Paulo Gelb czy Frozen Orange metallic.
BMW M135i xDrive, fot. materiały prasowe / BMW
Nic nie zmienia się w kwestii silnika i układu napędowego. Pod maską BMW M135i xDrive pracuje 2-litrowy silnik 4-cylindrowy o mocy 306 KM, który współpracuje z 8-biegowym automatem i napędem na 4 koła. Od 0 do 100 km/h samochód rozpędza się w 4,8 sekundy, a jego prędkość maksymalna to 250 km/h.
BMW M135i xDrive kosztowało dotąd 202 800 złotych. Cen odświeżonej wersji jeszcze nie podano, ale z pewnością będzie droższa od poprzednika.
Maserati Mexico było wyjątkowym samochodem o smukłych i nieskazitelnych liniach. To eleganckie coupé 2+2 w czystym włoskim stylu, ale z potężnym sportowym sercem. Pod maską kryła się drogowa wersja silnika wyścigowego pochodzącego z 450 S. Był to trzeci model Maserati, w którym zastosowano tę jednostkę napędową, po Quattroporte i 5000 GT.
Od momentu premiery Maserati Mexico było wyposażone w 4,2-litorwy silnik V8 o mocy 260 KM, który rozpędzał samochód do prędkości maksymalnej 240 km/h oraz 4,7-litrowy silnik V8 o mocy 290 KM, który był w stanie rozpędzić Mexico do prędkości maksymalnej 255 km/h.
Maserati Mexico imponowało zarówno osiągami, jak i wyposażeniem, które obejmowało – w standardzie – skórzane fotele, elektryczne szyby, drewnianą deskę rozdzielczą, klimatyzację i wentylowane przednie hamulce tarczowe. Automatyczna skrzynia biegów, wspomaganie kierownicy i radio były dostępne jako dodatkowo płatne opcje.
Jak to się stało, że samochód Maserati zyskał nazwę kraju z Ameryki Północnej? Jedna z hipotez mówi, że pewien znaczący klient kupił model 5000 GT Allemano, który wcześniej należał do prezydenta Meksyku, Adolfo Lópeza Mateosa, i przywiózł go do Modeny w celu dokonania drobnych napraw.
Wśród hipotez dotyczących tego, jak ten samochód został nazwany krajem Ameryki Środkowej, mówi się, że duży klient meksykański kupił model 5000 GT Allemano, który wcześniej należał do prezydenta Meksyku Adolfo Lópeza Mateosa w 1961 roku, i przywiózł go do Modeny naprawiony po wypadku. Odwiedzając historyczną fabrykę Maserati, ów klient miał być pod takim wrażeniem zaprojektowanego przez Vignale prototypu, że bezwzględnie nalegał na jego zakup, aż w końcu nadwozie zostało przeniesione na podwozie jego 5000 GT. Mówi się, że ta seria zbiegów okoliczności doprowadziła do wyboru nazwy „Mexico” dla przyszłego modelu.
Maserati Mexico reprezentowało doskonałość, design i moc, wartości, które wciąż można znaleźć we współczesnych modelach włoskiej marki. Dziś, podobnie jak 55 lat temu, Maserati nadal buduje kultowe samochody, które kształtują historię motoryzacji.
Mimo, iż różnica między rywalizującymi ze sobą zespołami była niewielka, samochód Cupra e-Racer był nie do pokonania w tym sezonie. Hiszpańska marka z powodzeniem zrealizowała wyzwanie, które postawiła sobie w 2017 roku: stworzyć pierwszy w historii elektryczny samochód wyścigowy i wygrać z nim zawody.
W finałowej rundzie sezonu Cupra była niepokonana od początku zawodów. Mattias Ekström i Cupra weszli do finałowej rundy sezonu, będąc na szczycie klasyfikacji kierowców i producentów. Szwedzki kierowca od samego początku zawodów pokazał, że dąży do zwycięstwa, wygrywając obie bitwy grupowe, a także ustanawiając najszybszy czas w kwalifikacjach. Podczas wyścigu, Mattias został zmuszony przez rywala zjechać do boksu. Mimo to udało mu się zakończyć rywalizację na piątym miejscu, uzyskując tym samym punkty potrzebne do zdobycia tytułu:
Jestem bardzo dumny z tego, co osiągnęliśmy z Cuprą podczas pierwszego w historii sezonu PURE ETCR. Czułem się bardzo silny przez cały rok z Cupra e-Racer i wiedziałem, że gdziekolwiek pojedziemy, będziemy konkurencyjni. To była przyjemność być częścią tego zespołu, a także konkurować z innymi najlepszymi kierowcami w tych mistrzostwach.
Cupra z mistrzowskim tytułem w PURE ETCR, fot. materiały prasowe / Cupra
Trzy zwycięstwa Cupry podczas debiutu PURE ETCR
Inauguracyjny sezon PURE ETCR był sukcesem zespołu Cupra X Zengő Motorsport. Dzięki współpracy między hiszpańską marką a węgierskim zespołem Zengő Motorsport, już od pierwszej rundy, która odbyła się na torze Vallelunga we Włoszech, Cupra e-Racer pokazała, że ma potencjał do walki o tytuł.
Mikel Azcona przeszedł do historii, wygrywając pierwszy na świecie wyścig mistrzostw elektrycznych samochodów turystycznych na włoskim torze. W drugiej rundzie w hiszpańskiej Aragonii Cupra e-Racer ponownie odniosła zwycięstwo, tym razem z Ekströmem za kierownicą. W Kopenhadze w Danii Ekström kontynuował dobrą passę i zajął trzecie miejsce. W kolejnej imprezie sezonu, która odbyła się na węgierskim Hungaroringu, Azcona znów znalazł się na szczycie. Aż pięciu kierowców, w tym trzech z CUPRY, opuściło węgierski tor z matematyczną możliwością na zdobycie pierwszego tytułu PURE ETCR w finałowej rundzie mistrzostw.
Dzięki udziałowi w PURE ETCR, Cupra gromadzi bezcenną wiedzę o samochodach elektrycznych, która jest kluczem do przyszłego rozwoju zarówno samochodów drogowych, jak i wyścigowych. Cupra Born, która pojawi się na rynku w tym roku, i Tavascan, który zostanie wprowadzony w 2024 roku, wykorzystują tę wiedzę bezpośrednio z toru wyścigowego.
Niewielka prędkość nie odpowiadała jednak kierowcy czarnego Hyundaia, który postanowił wyprzedzić powolną Micrę przed sobą. Włączył kierunkowskaz, ostrożnie zaczął zjeżdżać na lewy pas… i wtedy kierujący Nissanem zauważył wjazd, którego szukał i skręcił. Nie wpadł na to, że warto czasem używać lusterek.
Powstanie kolejne 37 kilometrów Via Carpatii, międzynarodowego korytarza transportowego łączącego państwa bałtyckie, poprzez Białystok, Lublin i Rzeszów, z południem Europy. Tym samym, w woj. podlaskim i częściowo mazowieckim, w realizacji jest 118 km szlaku Via Carpatia.
Odcinki, o których mowa to Bielsk Podlaski - Boćki o długości 12,2 kilometra oraz Malewice - Chlebczyn liczący 25 kilometrów. Zgodnie z planem, decyzje o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej powinny zapaść najpóźniej w drugim kwartale 2023 roku, a zakończenie prac przewidziano na drugi kwartał 2025 roku.
Ponad 12-kilometrowy odcinek dwujezdniowej drogi ekspresowej będzie przystosowany do ciężkiego ruchu (nacisk 11,5 t/oś). Rodzaj nawierzchni (betonowa czy bitumiczna) wybierze wykonawca na etapie projektu budowlanego. Na odcinku zlokalizowano jeden węzeł – Boćki. Powstanie też pięć wiaduktów, sześć przejść dla zwierząt oraz sześć przepustów ekologicznych (dla małych zwierząt i płazów).
S19 Malewice – Chlebczyn
To najbardziej na południe wysunięty fragment S19 na Podlasiu, przekraczający rzekę Bug i wchodzący na obszar województwa mazowieckiego w rejonie miejscowości Chlebczyn i Sarnaki. Będzie miał 25,1 kilometrów długości i ominie od zachodu Siemiatycze, wyprowadzając ruch tranzytowy z miasta oraz przekroczy dolinę Bugu estakadą o długości 658 metrów.
Zaplanowane są dwa węzły drogowe – Siemiatycze Północ, gdzie S19 będzie krzyżować się z drogą wojewódzką nr 690, oraz Siemiatycze Południe, gdzie S19 będzie krzyżować się z drogą krajową nr 62 w kierunku Drohiczyna i Sokołowa Podlaskiego.
Dwa nowe odcinki S19 z umowami. Budowa zakończy się za parę lat, fot. materiały prasowe / GDDKiA
Po podpisaniu wspomnianych umów do fazy realizacji przeszło w tym roku już 40 zadań o łącznej długości blisko około 515 kilometrów i wartości ponad 15,5 miliarda złotych.
Maserati ma długą praktykę w nazywaniu swoich samochodów na cześć najsłynniejszych wiatrów świata. Wszystko zaczęło się w 1963 roku, od modelu Mistral. Następnie zadebiutowały Ghibli, Bora i Khamsin, a w 2016 roku do tego grona dołączyło Levante – pierwszy SUV spod znaku trójzębu. Teraz na horyzoncie pojawia się kolejny powiew świeżości – Grecale. Ale trochę na niego poczekamy…
Wszystko ze względu na problemy, które doprowadziły do przerw w łańcuchach dostaw kluczowych komponentów, niezbędnych do ukończenia procesu produkcji samochodu. Wielkość produkcji nie pozwoliłaby Maserati odpowiednio zareagować na oczekiwany globalny popyt – w szczególności z uwagi na niedobór półprzewodników. Grecale ma bowiem zaoferować nowe funkcje, zwłaszcza w obszarach łączności i interfejsu człowiek-maszyna.
Maserati zapewnia, że nieustannie pracuje nad tym, by zagwarantować ciągłość swojej działalności pomimo problemów z dostawami komponentów, które dotykają całą branżę transportową.
Do zdarzenia doszło na Drodze Męczenników Majdanka w Lublinie. Jak pisze portal lublin112.pl, kierujący Toyotą zatrzymał się „aby umożliwić bezpieczne pokonanie jezdni, wchodzącemu na przejście nastolatkowi”. Dowiadujemy się też, że „po chwili w pieszego wjechał nadjeżdżający z naprzeciwka kierowca Volvo”. Zobaczmy jak to wyglądało na nagraniu z samochodowej kamery.
Widzimy sznur samochodów, a oddali czerwoną Toyotę, której kierowca postanowił postać chwilę dłużej, żeby ułatwić przejście na drugą stronę drogi nastolatkowi, stojącemu po przeciwnej stronie. Już więc relacja wspomnianego portalu się nie zgadza, ale oglądajmy dalej.
Do przejścia zbliża się kierujący Volvo i kiedy jest tuż przy nim, pieszy rusza. Wygląda jakby wjechał na hulajnodze. Kierowca reaguje błyskawicznie i prawidłowo – noga na hamulec i próba ominięcia pieszego. Pech chciał, że chłopak cały czas jechał przed siebie i doszło do potrącenia.
Przypomnijmy, jak zwykle w takich sytuacjach, kilka kwestii. Po pierwsze przepisy zabraniają pieszemu wchodzić tuż przed zbliżający się pojazd, a na hulajnodze po przejściach jeździć nie wolno (chyba, że ta nie była elektryczna). Zastanówmy się też nad patologią polskiej infrastruktury, jaką są przejścia dla pieszych, przez kilka pasów ruchu. Szczególnie groźne, kiedy jakiś uprzejmy kierowca zatrzyma się, zachęcając pieszego po przeciwnej stronie, do wejścia na drogę. Wielu zapomina w takich sytuacjach, że na pozostałych pasach też mogą być pojazdy. A później oglądamy takie filmy, jak poniżej.
Elektryczny samochód „made in China” przypomina budową nieco sportowe wozy klasy wyścigowej LMP1, jak te które można oglądać między innymi w trakcie legendarnego, 24-godzinnego wyścigu w Le Mans.
NIO EP9 – samochód elektryczny z Chin o mocy 1300 KM
NIO EP9 waży 1735 kilogramów, ma napęd na cztery koła i jest w stanie przejechać na jednym ładowaniu około 420 kilometrów. Elektryczny, sportowy samochód „made in China” rozpędza się do „setki” w zaledwie 2,5 sekundy. Jego prędkość maksymalna to 313 km/h.
Elektryk został skonstruowany z myślą o szybkiej torowej jeździe. Bardzo niska pozycja za kierownicą sprawia, że można poczuć się w nim prawie jak w bolidzie Formuły 1. Z tą różnicą, że tutaj kokpit jest zamknięty.
Czy NIO EP9 zapowiada przyszłość sportowych samochodów?
Większość producentów sportowych samochodów, jak Lamborghini czy Ferrari, stawia jeszcze na układy hybrydowe oraz tradycyjne silniki spalinowe. Z tego trendu nieco wyłamuje się, które opracowało sportowy model Taycan. Nie jest on jednak tak ekstremalny jak elektryk z Chin. Z czasem jednak z pewnością na rynku pojawi się więcej takich samochodów.
Sebastian Vettel, czterokrotny Mistrz Świata Formuły 1 jest zwolennikiem wprowadzenia ograniczeń prędkości na niemieckich autostradach. W rozmowie z magazynem „Auto Motor und Sport”, znany z proekologicznych zachowań niemiecki kierowca wyznał, że bezpieczeństwo i ochrona środowiska powinny być na pierwszym miejscu:
Nie chodzi o osobiste uczucia. Trzeba spojrzeć na całość. Ograniczenie prędkości pozwoliłoby zaoszczędzić prawie dwa miliony ton emisji CO2 i uczyniłoby drogi bezpieczniejszymi. Jeśli dzięki temu uratujemy życie choć jednej osobie, to warto.
Pomysł zmiany przepisów ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Przeciwnicy pomysłu wprowadzenia ograniczeń prędkości na wszystkich odcinkach niemieckich autostrad traktują go jako zamach na wolność. Kierowca Formuły 1 postrzega to jednak inaczej:
Jeśli chcesz wciskać gaz do dechy, rób to w bezpiecznym miejscu, na torze wyścigowym, gdzie sprawdzisz swoje limity bez narażania innych na niebezpieczeństwo.
Mercedes-AMG E63 S ma 4-cylindrowy podwójnie doładowany silnik V8 o mocy 612 KM. Jego maksymalny moment obrotowy to imponujące 850 Nm. Dzięki napędowi 4×4, auto rozpędza się od 0 do 100 km/h w zaledwie 3,4 sekundy. Jego prędkość maksymalna została ograniczona do 250 km/h, ale za dopłatą można zdjąć elektroniczną blokadę. Jeśli zrobi się to w ASO, wówczas prędkość maksymalna wzrasta do 300 km/h.
Okazuje się jednak, że z tego auta można wycisnąć jeszcze więcej…
Jakie auta są głównymi konkurentami tego modelu Mercedesa? BMW M5 Competition oraz Audi RS6 Performance. Osiągi oraz moce tych trzech modeli są do siebie bardzo zbliżone. Wszystkie te samochody mają też napęd 4×4.
2020 rok, z uwagi na pandemię koronawirusa, był bardzo trudny dla całego rajdowego świata. Większość krajowych imprez z powodu obostrzeń zostało odwołanych lub odbywały się w wyjątkowo restrykcyjnych warunkach. Gdy zakończenie sezonu rajdowego stało pod znakiem zapytania, w ostatnim momencie z inicjatywą wyszedł Leszek Kuzaj, któremu wraz z zespołem Toru Modlin udało się zorganizować pierwszą edycję Tor Modlin Rally Show. Doskonała rajdowa atmosfera zawodów pozwoliły na kontynuację imprezy w tym roku. Organizatorzy deklarują wpisanie Tor Modlin Rally Show na stałe do kalendarza imprez rajdowych.
W zeszłym roku na starcie pojawiło się 46 zespołów w tym między innymi byli mistrzowie Europy oraz najszybsi polscy rajdowcy. Udział w tegorocznym Tor Modlin Rally Show zadeklarowało już kilku czołowych kierowców z Europy oraz Polski.
Po raz pierwszy zorganizowany zostanie także wyścig równoległy, który będzie zupełnie nowym wymiarem rajdowej rywalizacji w tym sezonie. Specjalnie zaprojektowana przez Leszka Kuzaja trasa, pozwoli na start aż dwóch kierowców jednocześnie z jednej linii co da kibicom wspaniałe sportowe widowisko. Na trasie zawodów pojawią się także co najmniej dwie hopy, które zapewnią dodatkowe emocje dla kibiców.
Tor Modlin Rally Show, fot. materiały prasowe / Motowizja
Tor Modlin Rally Show 2021 – kiedy?
Tor Modlin Rally Show odbędzie się w dniach 27-28 listopada na terenie Toru oraz co jest nowością w pobliskiej słynnej Twierdzy Modlin. Wyjątkowa sceneria OS na terenie najdłuższego budynku w Europie z pewnością zapadnie w pamięć zawodników oraz kibiców.
28 listopada odbędą się otwarte zawody dla wszystkich zawodników, również tych bez licencji rajdowych oraz amatorów. To doskonała okazja, aby sprawdzić swoje umiejętności na wybranych trasach Tor Modlin Rally Show nie wymagających jednak profesjonalnie przygotowanego samochodu do startu.
Na wszystkich zawodników, każdego dnia imprezy czekać będą kilometry wyjątkowych tras łączących wymagające technicznie odcinki specjalne o zróżnicowanej nawierzchni.
Tor Modlin Rally Show 2021 transmitowany będzie na żywo w telewizji Motowizja.tv oraz w Internecie. Relacje z wydarzenia będą także dostępne w mediach społecznościowych.
To zdarzenie jest klasycznym przykładem przegapienia innego pojazdu w martwym polu lusterek. Zastanawiającym, ponieważ biały Auris jechał koło kampera już przez dłuższą chwilę. Kierowca go nie zauważył przez ten cały czas? Poza tym kamper ma naprawdę duże lusterka.
Tak czy inaczej włączył kierunkowskaz i zaczął zjeżdżać w stronę Toyoty. Jej kierowca mógł zacząć trąbić, a potem uciec na pas obok. Nie zrobił żadnej z tych rzeczy, ale na szczęście kolizja okazała się bardzo drobna.
Seria Mistrzostw Polski w Motocrossie ORLEN MXMP dobiegła końca. Jak zawsze, miniony sezon dostarczył wszystkim wielu emocji. Było szybko, było gorąco, a wszystkie rundy zapewniły wszystkim wiele wrażeń. W Więcborku, poza zwyczajową dekoracją najlepszych zawodników w poszczególnych klasach, odbyła się także dekoracja Mistrzów Polski, którzy odebrali symboliczne tabliczki mistrzowskie. Kto uplasował się na podium tegorocznej rywalizacji?
W klasie Kobiet ytuł mistrzowski i wicemistrzowski wędruje do zawodniczek CAMK Człuchów. Mistrzynią została Anna Stecjuka, a wicemistrzynią Karolina Jasińska. Tytuł II wicemistrzyni wywalczyła debiutująca w tej klasie Wiktoria Kupczyk. W tym miejscu należy zaznaczyć, że walka o trzecie miejsce na podium trwała do samego końca. Oliwia Wiśniewska (CAMK Człuchów) zakończyła sezon z takim samym dorobkiem punktowym jak Kupczyk, jednak o ostatecznym wyniku zdecydował ostatni wyścig, w którym Kupczyk dojechała na metę trzecia, a Wiśniewska czwarta.
Anna Stecjuka Mistrzynią Polski w Motocrossie, fot. Maciej Wierzbicki
ORLEN MXMP. Tytuły Mistrzostw Polski w Motocrossie rozdane
W klasie MX Masters tytuł mistrzowski powędrował do Karola Kędzierskiego. Wicemistrzem został Maciej Zdunek, a II wicemistrzem zwycięzca sezonu 2020 – Paweł Wizgier.
W klasie MX85, w klasyfikacji sezonu, po odliczeniu punktów z najsłabszej rundy, tytuł mistrzowski zdobył Bartosz Jaworski, wicemistrzem Dawid Zaremba, a II wicemistrzem Kacper Andrzejewski. Taki zabieg zastosowano tylko w klasach MX85 i MX65, w pozostałych liczył się pełen dorobek punktowy.
ORLEN MXMP. Tytuły Mistrzostw Polski w Motocrossie rozdane, fot. Maciej Wierzbicki
W klasie MX2 podium sezonu zdominowali zawodnicy człuchowskiego klubu: Staszkiewicz zdobył tytuł mistrzowski a wicemistrzami zostali odpowiednio: Vitalij Makhnov i Daniel Volovich.
W klasie MX125 tytuł mistrzowski powędrował do Aleha Makhnou, wicemistrzem, po świetnym występie na swoim terenie, został Wiktor Sobiech, a II wicemistrzem, debiutujący w tej klasie Seweryn Gazda.
W klasie MX65 Mistrzem Polski został Michał Psiuk, wicemistrzem Oskar Jażdżewski, a II wicemistrzem Jakub Pućkowski.
W klasie MX Open Mistrzem Polski został Szymon Staszkiewicz, wicemistrzem Tomasz Wysocki, ale II wicemistrzem został Vitalij Makhnov.
ORLEN MXMP. Tytuły Mistrzostw Polski w Motocrossie rozdane, fot. Maciej Wierzbicki
W klasyfikacji klubowej juniorów w tym sezonie zwyciężyło MX Lipno, a seniorów CAMK Człuchów. Trzecie miejsca powędrowały: w kategorii juniorów do ŁKM Łowicz, a w kategorii seniorów do WKM Więcbork.
Podczas rutynowej kontroli, policjant może ukarać kierowcę mandatem za zbyt głośne słuchanie muzyki. Oczywiście, takie sytuacje nie zdarzają się zbyt często, ale funkcjonariusze mają takie prawo.
Mandat za słuchanie muzyki w samochodzie? Na jakiej podstawie?
Funkcjonariusze mogą ukarać kierowcę mandatem podczas kontroli z powodu tworzenia zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. Zbyt głośne słuchanie muzyki może sprawić, że kierowca podczas jazdy nie usłyszy sygnału nadjeżdżającej karetki czy straży pożarnej. A to już jest podstawa do tego, aby zostać ukaranym mandatem.
Mandat w takich sytuacjach może wynosić od 250 do 500 złotych.
Jeśli będziemy mieć pecha, i trafimy na niezbyt przyjemnego i złośliwego funkcjonariusza, możemy spodziewać się otrzymania kary. Oczywiście, takie sytuacje nie zdarzają się zbyt często, ale warto o tym pamiętać i być przygotowanym, że taka kara może nas spotkać.
Policjanci prewencji z sądeckiej policji zatrzymali do kontroli drogowej Subaru Imprezę, które ciągnęło przyczepkę. Samochód był w bardzo złym stanie technicznym – nie posiadał świateł stopu, miał rozbite klosze lamp, przednie kierunkowskazy nie działały, a tylna szyba prawa była rozbita. Natomiast w przyczepce nie działało żadne oświetlenie.
Dodatkowo w trakcie kontroli funkcjonariusze ujawnili, że numer VIN, znajdujący się na pojeździe jest niezgodny z numerem nadwozia figurującym w centralnej ewidencji pojazdów i kierujących. Następnie, w toku wstępnych oględzin wykonanych na miejscu stwierdzono, że numer nadwozia, na tabliczkach znamionowych jest mało czytelny i nosi widoczne ślady ingerencji.
Podczas dalszych czynności wyszło również na jaw, że samochód nie ma aktualnych badań technicznych. Ostatni przegląd w stacji diagnostycznej był wykonany w 2015 roku. Mundurowi zauważyli także niezgodność stanu faktycznego licznika z zapisem w CEPiK-u. W chwili kontroli drogomierz Subaru wskazywał 165 000 km, natomiast w 2015 roku, podczas ostatniego wykonanego przeglądu, diagnosta odnotował 268 250 km.
Kierujący 56-latek mieszkaniec tłumaczył, że samochód w obecnym stanie zakupił około 6 lat temu i od tego czasu nie wykonywał przeglądu technicznego, a także nie przerejestrował pojazdu. Mężczyzna za jazdę po drodze niesprawnym samochodem został ukarany mandatem karnym. Z uwagi na zły stan techniczny pojazdu, policjanci zatrzymali dowód rejestracyjny Subaru. Pojazd odholowano na parking policyjny i zabezpieczono do dalszych czynności.
Teraz policjanci wyjaśniają, jak doszło do rozbieżności wskazań licznika, przerobienia cech identyfikacyjnych pojazdu i kto jest za to odpowiedzialny. Za przestępstwo zmiany wskazań drogomierza lub ingerencji w prawidłowość jego pomiaru grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Natomiast za przerabianie numerów identyfikacyjnych pojazdu kara do 3 lat pozbawienia wolności.
Dobre osiągi i prowadzenie oraz napęd na tył – to od lat przyciąga kierowców do modeli BMW. Szczególnie młodych kierowców do starych modeli. Lubią się oni „bawić” swoimi samochodami na drodze, a potem dochodzi do takich zdarzeń.
Nie widać tego dokładnie na nagraniu, ale kierujący BMW musiał próbować pokonać bokiem łuk, widoczny na dole. Trochę przesadził, złapał pobocze, a potem zupełnie stracił panowanie nad pojazdem. Efekt widać na wideo poniżej.
Układ kierowniczy to jeden z najważniejszych układów w pojeździe – w końcu to dzięki niemu możemy decydować, w którą stronę chcemy jechać. W dodatku, wraz z hamulcami, wpływa na nasze bezpieczeństwo, dlatego powinno się go regularnie serwisować. Zwłaszcza, że układowi kierowniczemu nie służą polskie dziury i nierówności drogowe oraz zmiany temperaturowe czy wilgoć, które przyczyniają się do uszkodzeń układu.
Układ kierowniczy – co to jest i z czego się składa?
Układ kierowniczy – pisząc ogólnie – odpowiada za sterowanie pojazdem i podawaniu informacji kierowcy (za pomocą np. oporu na wieńcu kierownicy) co się dzieje na styku opon i podłoża. Układ ten składa się z wielu elementów, ale do najważniejszych części podstawowego układu zalicza się kolumna kierownicza, przekładania kierownicza i mechanizm zwrotniczy. Po kolei tłumacząc – kolumna jest elementem dwuczęściowym, który biegnie od koła kierownicy do komory silnika, gdzie łączy się z przekładnią kierowniczą. W zależności od rodzaju napędu wyróżnia się przekładnie zębatkowe, które wykorzystuje się w pojazdach z napędem na przednią oś. Z kolei w autach z napędem na tył stosuje się przekładnie globoidalne, śrubowo-kulkowe lub ślimakowe.
Natomiast mechanizm zwrotniczy to elementy łączące koła z przekładnią. Działają w ten sposób, że końcówki przekładni łączą się z drążkami kierowniczymi umożliwiając zmianę położenia zwrotnic, czyli zarazem kół. W wyżej wspomnianym procesie, aby koła zmieniły swoje położenie kierowca musiałby użyć dużej siły podczas skrętu kierownicą.
Dlatego w celu zwiększenia komfortu zastosowano ciśnieniowy układ wspomagania skrętu. Za siłę wspomagania odpowiada pompa, która zwiększa ciśnienie płynu, który kierowany jest do przekładni kierowniczej, dzięki czemu nie musimy używać dużej siły, aby skręcić kierownicą. Jednak aby układ działał prawidłowo musi być on smarowany przez odpowiedni olej. Płyn z czasem traci swoje właściwości, co będzie odczuwalne poprzez zmniejszenie komfortu jazdy. W dodatku pełni on też funkcję smarującą, przez co stary płyn może przyczyniać się do szybszego zużycia elementów układu kierowniczego.
Kiedy wymienić płyn do wspomagania układu kierowniczego?
Płyn powinno wymieniać się raz na 2-3 lata lub co 100 tys. kilometrów. Jednak, jeżeli nie wiemy, kiedy płyn był ostatnio wymieniany to istnieją inne symptomy świadczące o konieczności przeprowadzenia jego wymiany. Głównie objawia się to poprzez zwiększony opór podczas skrętu kierownicą lub głośną pracą pompy wspomagania przy maksymalnym skręcie. Są to oznaki mówiące głównie o tym, że poziom płynu jest zbyt niski lub płyn stracił swoje właściwości. Stan oleju możemy również ocenić po jego kolorze. Mianowicie jeśli jest on koloru ciemnobrunatnego lub czarnego to oznacza, że stracił on swoje właściwości. Jednak nie we wszystkich pojazdach jest możliwość sprawdzenia jego koloru, dlatego lepiej skupić się na dwóch pierwszych objawach.
Płyn do wspomagania układu kierowniczego – rodzaje
Tak samo jak w przypadku oleju silnikowego wyróżnia się trzy rodzaje płynów: mineralny, półsyntetyczny i syntetyczny. Olej mineralny bazuje na rafinowanych frakcjach ropy naftowej z dodatkami poprawiającymi właściwości użytkowe. Stosuje się go głównie w układach starszego typu, a jego zaletą jest obojętność na gumowe elementy układu kierowniczego.
Z kolei płyn syntetyczny zawiera małą ilość cząstek ropy naftowej, ale zawiera więcej wyspecjalizowanych dodatków uszlachetniających. Dzięki czemu może dłużej pracować i lepiej wytrzymuje wysokie temperatury, ale niestety może reagować z gumowymi elementami.
Równowagę stanowi płyn półsyntetyczny, który może pracować dłużej niż płyn mineralny, ale reaguje z gumowymi elementami układu kierowniczego. Płynów pod żadnym pozorem nie wolno mieszać. Zawierają one w sobie inne składy, przez co po połączeniu mogą stracić swoje właściwości i uszkodzić lub pogorszyć działanie układu.
Płyn do wspomagania – czy warto wymieniać?
Oczywiście, że tak. Jego wymiana jest prosta oraz tania w porównaniu z naprawami, które mogą nas czekać jeśli tego nie zrobimy. Zatarcie się pompy lub zużycie się elementów uszczelniających, których często osobna wymiana jest niemożliwa, przez co trzeba ingerować w układ jest dużo droższa niż wymiana płynu, który możemy przeprowadzić nawet samodzielnie.
Celem zawodów Extreme E jest podnoszenie świadomości na temat zmian klimatycznych i promowanie zrównoważonego rozwoju poprzez ściganie się w odległych środowiskach, które już uległy zniszczeniu. Ze względu na pandemię koronawirusa, organizatorzy Extreme E byli zmuszeni zrezygnować ze ścigania się w zagrożonych zmianami klimatu miejscach.
Z powodu pandemii COVID-19 organizatorzy wyścigów Extreme E byli zmuszeni odwołać południowoamerykańskie rundy na zakończenie sezonu. Z powodu niebezpiecznego wirusa nie odbędą się Amazon X Prix w brazylijskim stanie Pará i Glacier X Prix na Ziemi Ognistej. Obydwie rundy przesunięto na przyszły rok. Włodarze serii postanowili się jednak nie poddawać i rozpoczęto prace nad uzupełnieniem kalendarza pierwszego, historycznego sezonu serii wyścigów elektrycznych aut off-road’owych.
Finałowe Jurassic X Prix odbędzie się w dniach 18-19 grudnia, w brytyjskiej bazie wojskowej w południowej Anglii. Bovington, rozległy i niedostępny obszar lasów i wrzosowisk, był wykorzystywany przez brytyjską armię do szkolenia czołgistów i artylerii od ponad wieku.
W tym roku brytyjska armia opublikowała strategię dotyczącą walki ze zmianami klimatu i wspierania zrównoważonego rozwoju, której celem jest zmniejszenie zależności od paliw kopalnych i złagodzenie wpływu na środowisko, poprzez stosowanie nowszych i czystszych technologii. Alejandro Agag, założyciel elektrycznej serii wyścigowej wyznał:
Coraz częściej problemy wynikające ze zmian klimatu dosłownie dzieją się na naszych podwórkach, więc wydało się nam, że nadszedł właściwy czas, aby zwrócić uwagę na nasze najbliższe otoczenie.
Dolnośląscy inspektorzy Inspekcji Transportu Drogowego skontrolowali autobusy wożące mieszkańców Wrocławia. Kontrole przeprowadzono za pomocą mobilnej linii diagnostycznej, na którą trafiły 23 pojazdy.
Aż w dziesięciu przypadkach stwierdzono usterki techniczne, zagrażające bezpieczeństwu podróżnych! W sześciu przypadkach usterki były na tyle poważne, że autobusy nie zostały dopuszczone do ruchu. Do najpoważniejszych wykrytych nieprawidłowości można zaliczyć niesprawny układ hamulcowy i zbyt dużą różnicę siły hamowania na kołach jednej osi (ponad 80%). Ponadto wycieki płynów eksploatacyjnych, nadmiernie zużyte bieżniki opon oraz luzy w zawieszeniu i niesprawne oświetlenie zewnętrzne pojazdów.
Toyota wprowadziła na rynek C+walkT, pojazd elektryczny do jazdy na stojąco. Pojazd przypominający hulajnogę jest przeznaczony do jazdy po strefach dla pieszych. Jego największym atutem maja być zaawansowane systemy bezpieczeństwa czynnego, które zapobiegają kolizjom innymi użytkownikami stref dla pieszych oraz pomagają dostosować prędkość do warunków jazdy.
Toyota C+walkT, fot. materiały prasowe / Toyota
Elektryczny pojazd ma zasięg 14 kilometrów na jednym ładowaniu przy prędkości 6 km/h. C+walkT ma z założenia poruszać się z prędkością porównywalną z chodem człowieka. Ma pięć ustawień maksymalnej prędkości, od 2 do 6 km/h oraz dodatkowe ustawienie 10 km/h. Trójkołowy pojazd otrzymał silnik prądu stałego o maksymalnej mocy 0,35 kW, umieszczony w przednim kole oraz wyjmowaną baterię litowo-jonową o pojemności 0,27 kWh, której ładowanie za pomocą załączonej ładowarki AC 100 V trwa 2,5 godziny.
Dzięki kierownicy skręcającej się w zakresie 90 stopni C+walkT promień skrętu wynosi zaledwie 0,59 metra. Jego długość to 700 mm – mniej więcej tyle, co krok dorosłego człowieka, a szerokość 450 mm, zaś masa wynosi 29 kilogramów.
Toyota C+walkT, fot. materiały prasowe / Toyota
Najważniejszą funkcją bezpieczeństwa czynnego modelu C+walkT jest system zapobiegający kolizjom z pieszymi oraz z różnego rodzaju przeszkodami, które mogą się znaleźć na jego trasie. Gdy czujnik zamontowany na przodzie pojazdu wykryje pieszego lub inny obiekt, system uruchamia ostrzegawczy sygnał dźwiękowy oraz ostrzeżenie na ekranie na kierownicy oraz automatycznie zmniejsza prędkość do bezpiecznego poziomu, nawet do 2 km/h. Po zakończeniu manewru, gdy ryzyko kolizji już nie występuje, pojazd automatycznie wyłącza ograniczenie prędkości. Zasięg czujnika wynosi około 2,5-3 m, co jest wystarczające dla pojazdu poruszającego się z prędkością pieszego.
Do standardowych funkcji bezpieczeństwa należy także kontrola prędkości podczas zakrętu oraz system wykrywania nachylenia terenu, który automatycznie zmniejsza prędkość podczas zjazdu ze wzniesienia. Bezpieczeństwo jazdy zwiększają także opony odporne na przebicie.
Toyota C+walkT, fot. materiały prasowe / Toyota
Na razie elektryczne pojazdy C+walkT można kupić w jedynie japońskich salonach Toyoty.
C+walkT to nowy model z serii C+pod i C+walk, którą Toyota stopniowo wprowadza do sprzedaży w Japonii. Są to niewielkie elektryczne pojazdy, wprowadzające do użytku nowe formy mobilności.
„Borkoś” jest doświadczonym ratownikiem, który postanowił wspomóc system niesienia pomocy, poprzez własną inicjatywę MotoAmbulansu. Taki pojazd i niezależne działania ratownika, gwarantują szybszy dojazd na miejsce zdarzenia, aby udzielić pierwszej pomocy osobom poszkodowanym. Było to szczególnie ważne w czasie pandemii, kiedy pomoc medyczna często nie była w stanie dotrzeć na czas.
„Borkoś”, działając jako wolontariusz, nie mógł legalnie używać niebieskich lamp błyskowych, podczas działań ratunkowych – a to w sposób bezpośredni przekładało się na jego własne bezpieczeństwo oraz czas dojazdu na miejsce zdarzenia. Na szczęście oficjalne pozwolenie udało mu się zdobyć, dzięki pracy w Wodnym Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym.
Materiały filmowe z interwencji „Borkosia”, nie tylko pokazują kulisy jego pracy na rzecz poszkodowanych, ale także edukują. Przy okazji pokazanych interwencji, ratownik stara się przekazać wiedzę na temat tego, jak można pomóc poszkodowanemu w danym przypadku. Jednak to, co najbardziej na tych materiałach można zauważyć, to niesamowite zaangażowanie i pasję w działaniach Marcina na rzecz innych ludzi.
Marcin „Borkoś” Borkowski został zabrany do szpitala po wypadku, do którego doszło w 13-go października, po godzinie 17, na ul. Radzymińskiej w Warszawie. Różne źródła podają, że w jadącego na interwencję ratownika uderzył samochód osobowy, który włączał się do ruchu. Obecnie ratownik jest utrzymywany w śpiączce farmakologicznej, przeszedł niezbędne operacje, ale jego powrót do zdrowia będzie prawdopodobnie długim, a także kosztownym procesem.
Jak można pomóc?
„Borkoś” ma swoją zbiórkę, na której można zostać patronem jego działań:
Valkyrie Racing to wyjątkowy projekt stworzony przez kobietę. Renee Brinkerhoff w ostatnich latach przemierzyła sześć kontynentów swoim Porsche 356, by zwrócić uwagę na problem handlu dziećmi. Został jej jeszcze ostatni, najtrudniejszy cel, jakim jest Antarktyda. Razem ze swoim nawigatorem, Jasonem de Carteretem, rekordzistą świata w eksploracji polarnej, Renee jest gotowa zdobyć biegun południowy.
Wyprawa na Antarktydę za kierownicą Porsche wymaga wielu przygotowań. Porsche 356 Valkyrie Racing spędziło ostatnie 18 miesięcy w garażu brytyjskiej firmy Tuthill Porsche, która zmieniła wyprawową rajdówkę w śniegowego zdobywcę. Jak?
Porsche 356 Valkyrie Racing, fot. materiały prasowe / Valkyrie Racing
Porsche 356 przemierzy Antarktydę… na gąsienicach i płozach!
Porsche 356 zyskało gąsienice na tylnej osi i płozy na przedniej. Całość zamontowano na mocnych wahaczach z dodatkową amortyzacją, by zapewnić Brinkerhoff i jej pasażerowi komfortową i bezpieczną podróż. Na pokładzie zmodyfikowanego samochodu znajduje się też klatka bezpieczeństwa, sprężarka, dodatkowe ogrzewanie czy podnośnik pozwalający wydostać się z głębokiego śniegu. Za dodatkowe zasilanie odpowiadać mają natomiast panele słoneczne umieszczone na dachu pojazdu.
356-milowa podróż Renee Brinkerhoff za kierownicą Porsche 356 przez Antarktydę ma zakończyć się próbą bicia prędkości na pasie startowym Union Glacier Blue-Ice Runway. Wyprawa ma rozpocząć się w grudniu 2021 roku i każdy z nas, może mieć w niej swój udział. Każdy kto zechce wesprzeć tę akcję kwotą 356 dolarów lub więcej otrzyma wpis ze swoim nazwiskiem pod maską porsche oraz pamiątkowy kapelusz.
Polskie drogi należą do jednych z najbardziej niebezpiecznych w Unii Europejskiej, a częścią winy za taki stan rzeczy należy obarczyć tych, którzy wsiadają za kierownicę pod wpływem alkoholu bądź środków odurzających.
Zdaniem Najwyższej Izby Kontroli polskie państwo wyjątkowo niedualnie walczy z pijanymi kierowcami:
W latach 2017–2020 za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego skazano w pierwszej instancji prawie 26 tysięcy osób, które były wcześniej prawomocnie skazane za prowadzenie pojazdu pod wpływem tych substancji
Od 2017 roku rośnie nietrzeźwych kierujących w gronie tych zmotoryzowanych, którzy poddawani są policyjnemu badaniu trzeźwości. W 2017 roku nietrzeźwa była co 170 osoba. W 2020 roku jeden kierujący na 70 osób sprawdzonych alkomatem miał alkohol w wydychanym powietrzu. W tym samym roku nietrzeźwi i odurzeni kierowcy spowodowali wypadki, w których zginęło 10,7% spośród wszystkich śmiertelnych ofiar wypadków drogowych w Polsce.
Wiele krytycznych uwag poświęcono w raporcie ministrowi infrastruktury. NIK wskazuje, że choć dane o problemie były ogólnodostępne, minister Andrzej Adamczyk nie przedstawił diagnozy jego przyczyn ani nie zaproponował działań zaradczych. Dla kontrolerów izby było to tym bardziej zastanawiające, że minister infrastrukutry jest jednocześnie przewodniczącym Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.
Minister nie określił żadnych działań w celu odwrócenia tego trendu. (…)Minister nie inicjował działań informacyjno-edukacyjnych ani programów profilaktycznych związanych z tematyką alkoholową, mimo że wynikały z Narodowego Programu Zdrowia oraz z ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Nie motywował KRBRD do propagowania zachowania trzeźwości wśród prowadzących pojazdy.
Jak wynika z raportu NIK, nie tylko ministerstwo infrastruktury jest winne zaniedbań i błędów.
Sądy przesyłały do starostw informacje o wyroku dotyczącym zakazu prowadzenia pojazdu ze znaczną zwłoką. W wypadku zakazu prowadzenia pojazdów na krótki okres taka zwłoka uniemożliwiała starostom wydanie decyzji o cofnięciu uprawnień kierującemu.
Raport uderza również w samorządy. Z ustaleń NIK wynika, że starostwa niejednokrotnie zwlekały z wydawaniem decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy czy nierzetelnie wydawano decyzje o skierowaniu na badania lekarskie, psychologiczne czy kurs reedukacyjny. Rekord zwłoki w kontrolowanych jednostkach wyniósł 434 dni.
Dostało się także policji. Zdaniem NIK-u:
Policjanci kontrolujący ruch drogowy nie byli dostatecznie przeszkoleni w zakresie dokonywania oceny, czy kierujący znajduje się pod wpływem innych substancji działających podobnie do alkoholu – ponieważ system szkolenia funkcjonariuszy był niedoskonały i niewydolny, a Komendant Główny Policji ustalał zbyt niską liczbę miejsc na szkolenia. W programie szkolenia zawodowego podstawowego jedynie 3 godziny lekcyjne na 809 poświęcano na metodykę badań osób odurzonych. W programie kursu specjalistycznego wyłącznie dla policjantów drogówki tematykę tę realizowano na 3 z 272 godzin lekcyjnych, przy czym w skontrolowanych komendach 40 proc. funkcjonariuszy drogówki nie ukończyło tego kursu.
Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiedziało rychłą zmianę przepisów dotyczących nietrzeźwych kierowców. Najwyższa Izba Kontroli wskazuje jednak na pewien na problem:
Z analiz przeprowadzonych przez NIK wynika, że ustanowienie obowiązku orzekania przez sądy kar finansowych oraz określenie od 2015 roku ich minimalnej, znacznie podwyższonej wysokości za przestępstwo polegające na prowadzeniu pojazdu w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego nie jest skutecznym narzędziem służącym ograniczeniu liczby osób prowadzących pojazdy w takim stanie.
Przepisy wymagają dopracowania, nie mogą się one opierać na ciągłym zaostrzaniu sankcji. Policja ma za mało sprzętu i środków na szkolenia, by przygotować funkcjonariuszy do walki z kierowcami jeżdżącymi pod wpływem alkoholu czy narkotyków, a poszczególne struktury państwa nie współpracują ze sobą. Nic dziwnego, że w Polsce walka z nietrzeźwymi kierowcami od lat jest nieskuteczna.
54. Rajd Żubrów ma ponownie swoją bazę w Zakopanem, zaś trasy prób sportowych zostały wytyczone w powiatach tatrzańskim i nowotarskim. To swoisty powrót do źródeł, bowiem pierwszy Rajd Żubrów również zaczynał się i kończył w Zakopanem. Różnica jest zaś taka, że w 1966 roku jeszcze nie było hotelu „Kasprowy” u stóp Gubałówki, a kwaterą główną tamtych zawodów był mieszczący się przy ul. Bronisława Czecha hotel „Zakopane”, wzniesiony na odbywające się w lutym 1962 Mistrzostwa Świata FIS, a potocznie zwany „pepisem” (od skrótu PPIS – Państwowe Przedsiębiorstwo Imprez Sportowych, czyli obecny Centralny Ośrodek Sportu).
Trasa zawodów będzie liczyć 300 km, w tym blisko 20 km to próby sportowe, których zaplanowaliśmy łącznie dziesięć. Wszelkie szczegóły regulaminowe są dostępne na klubowej stronie http://www.automobilklub.krakow.pl/newsy_dok/00000129.pdf – informuje Małgorzata Dybczyk, sekretarz Automobilklubu Krakowskiego i wicedyrektor rajdu do spraw sportowych.
-Zapraszając do udziału w 54. Rajdzie Żubrów składam zarazem uczestnikom serdeczne życzenia wspaniałych sportowych emocji, bezpiecznego ukończenia zawodów oraz pięknych wspomnień z tradycyjnego Balu Żubrów – deklaruje Paweł Owczyński, prezes Automobilklubu Krakowskiego i zarazem dyrektor imprezy.
Oficjalna próba ustanowienia nowego rekordu była nadzorowana przez Michaela Emprica, sędziego Guinness World Records®, zgodnie z oficjalnymi zasadami i procedurami. Zbiornik paliwa został zaplombowany tuż po zatankowaniu wodoru na początku testu.
Kierowcy skoncentrowali się na osiągnięciu jak najniższego zużycia energii, ostatecznie uzyskując wynik 152 MPGe (13,8 kWh/100 km). Samochód zużył podczas całego testu 5,65 kilograma wodoru, którego zatankowanie trwało pięć minut.
amochód pojechał najpierw na południe do San Ysidro, a potem na północ do Santa Barbara przez Santa Monica i Malibu autostradą Pacific Coast Highway. Wieczorem Wayne Gerdes wrócił do Toyota Technical Center i zarejestrował 473 mile (761 km).
Druga część trasy, na którą Toyota Mirai wyruszyła następnego dnia, czyli 24 sierpnia, w większym stopniu przebiegała lokalnymi drogami. Samochód przejechał na tym etapie 372 mile (599 km), przedzierając się m.in. przez zakorkowane drogi w porannych i popołudniowych godzinach szczytu, w tym na autostradzie z San Diego do Los Angeles. Pod koniec dnia przyjechał do siedziby TTC na resztkach wodoru. Świadkiem tego był Michael Empric, który następnie wraz z kierowcą Wayne’em Gerdesem sprawdził zaplombowany wlot paliwa i nadzorował jego otwarcie.
Przejazd odbywał się głównie w gęstym ruchu godzin szczytu, w temperaturze między 18 a 28 stopni Celsjusza. Samochód nie wyemitował żadnych spalin ani CO2, a jedynie czystą wodę. Na tej samej trasie konwencjonalne auto benzynowe wyemitowałoby około 300 kg dwutlenku węgla.
W dniach 6-8 października Łódź stała się elektromobilną stolicą Polski. Wszystko za sprawą Kongresu Nowej Mobilności, który zgromadził ok. 1 000 uczestników, w tym kilkuset przedstawicieli administracji centralnej, samorządów, ekspertów i praktyków rynku e-mobility oraz kilkudziesięciu wystawców.
Po zakończeniu Kongresu rozpoczęły się dwa kolejne wydarzenia: Manufaktura Elektromobilności oraz zlot samochodów elektrycznych zorganizowany w sobotę, 9 października br. przez EV Klub Polska – największą w kraju organizację zrzeszającą użytkowników pojazdów zeroemisyjnych.
By dojechać do Łodzi użytkownicy zeroemisyjnych pojazdów musieli w niektórych przypadkach pokonać setki kilometrów. Wśród zgromadzonych nie zabrakło aut i ich właścicieli z Kutna (80 km), Kraśnika (ok. 250 km), Gliwic (220 km), Poznania (220 km), Kłobucka (140 km), Torunia (180 km), Działdowa (220 km), Zduńskiej Woli (50 km), Katowic (200 km), Chorzowa (200 km), Bydgoszczy (223 km), Pucka (285 km), Rzeszowa (ponad 300) km, Białegostoku (320 km), Gdyni (360 km), Łask (40 km), Krakowa (280 km) czy Warszawy (130 km).
Sumarycznie, ponad połowa uczestników zlotu pokonała w drodze do Łodzi ponad 15 000 km! To pokazuje, że dłuższe podróże samochodami elektrycznymi nie stanowią już większego problemu.
Zlot EV klubu Polska był również doskonałą okazją do tego, by z bliska przyjrzeć się najbardziej popularnym w Polsce markom i modelom samochodów elektrycznych. Dominowały samochody Tesli (38 sztuk) – zdecydowaną większość stanowił Model 3 i Model S.
Nie zabrakło również Modelu X oraz Modelu Y, który dopiero od kilku tygodni jest oferowany w kraju.
W Łodzi można było także zobaczyć takie pojazdy jak: Mercedes EQA, EQV, Hyundai Ioniq Electric, Ioniq 5 oraz Kona Electric, Audi e-tron, Peugeot e-208, Skoda Citigo-e, Renault Zoe, Skoda Enyaq, Audi Q4 i Q4 Sportback, Porsche Taycan, Chevrolet Bolt, Citroen C-Zero, Kia e-Soul, Volkswagen ID.4, Ford Mustang Mach-E czy Nissan Leaf i e-NV200. Słowem, pełne spektrum modeli dostępnych zarówno w Polsce, i w Europie, jak i za Oceanem.
Październik należy do najniebezpieczniejszych miesięcy w roku – to właśnie wtedy na polskich drogach ginie najwięcej osób. W 2020 roku w wypadkach drogowych mających miejsce w październiku życie straciło 291 osób, a w poprzednich latach statystyki wyglądały podobnie.
Jesienna aura ma to do siebie, że po słonecznych cieplejszych dniach mogą nagle przyjść te chłodniejsze, wyjątkowo deszczowe i mgliste. Takie zmiany wymagają od kierowcy przestawienia się często z dnia na dzień na o wiele ostrożniejszą i uważniejszą jazdę. Wsiadając za kierownicę, za każdym razem trzeba pamiętać, że dostosowanie jazdy do panujących warunków, które jesienią mogą być zmienne i trudne, a także do możliwości kierowcy, jest kluczowe dla bezpieczeństwa na drodze. Na co kierowca powinien zwracać szczególną uwagę?
UWAŻAJ NA PIESZEGO, ZWŁASZCZA PO ZMROKU
O tej porze roku dni stają się coraz krótsze. Kierowcy przemieszczający się po zmierzchu powinni szczególnie uważać na pieszych i ograniczać prędkość w pobliżu przejść dla pieszych czy miejsc, gdzie piesi mogą poruszać się poboczem. Najechanie na pieszego jest drugim najczęściej występującym rodzajem wypadku spośród wszystkich rodzajów wypadków drogowych. W ubiegłym roku takich zdarzeń było 5050, zginęły w nich 624 osoby, a 4651 zostało rannych.
Do wypadków z udziałem pieszych najczęściej dochodzi w obszarze zabudowanym, ale skutki wypadków mających miejsce w obszarze niezabudowanym są tragiczniejsze: w ubiegłym roku w co drugim takim wypadku zginął człowiek, podczas gdy w obszarze zabudowanym – w co jedenastym. Poza obszarem zabudowanym, zwłaszcza na nieoświetlonych drogach i w trudnych warunkach atmosferycznych, łatwiej nie dostrzec pieszego. Wielu z nich niestety nie dba o swoje bezpieczeństwo i nie nosi odzieży z odblaskowymi elementami. Tym bardziej nie należy więc zapominać o kierowaniu się zasadą ograniczonego zaufania, zwłaszcza wobec niechronionych uczestników ruchu drogowego, którymi są piesi.
Podczas jazdy w deszczu kierowcy powinni uwzględnić znacznie pogorszoną widoczność czy możliwość wydłużenia drogi hamowania. Takie warunki często wiążą się także z ryzykiem poślizgu. Warto mieć to na uwadze, szczególnie gdy poruszamy się ze znaczną prędkością, na przykład poza obszarem zabudowanym, oraz przy pokonywaniu zakrętów. Adam Bernard, dyrektor Szkoły Bezpiecznej Jazdy Renault, radzi:
Kiedy na mokrej nawierzchni tył naszego auta „ucieka” na boki i wyczuwamy „poluzowanie” kierownicy, tak że samochód nie reaguje na jej ruchy, oznacza to, że opony utraciły kontakt z jezdnią i nie nadążają z odprowadzaniem zbyt dużej ilości wody. W takiej sytuacji zdejmijmy nogę z gazu, niech samochód wytraci prędkość i ponownie odzyska sterowność. Przy utracie przyczepności nie obracajmy też gwałtownie kierownicą. Pamiętajmy, że nawet jazda na nowych oponach z głębokim bieżnikiem nie pomoże, gdy jedziemy o wiele za szybko w stosunku do panujących warunków.
Przy deszczowej pogodzie warto uważać na miejsca wypełnione wodą i jeżeli nie ma możliwości ich ominięcia, dojeżdżając do nich zwolnijmy, a tuż przed wjechaniem w kałużę zdejmijmy nogę z hamulca. Wciśnięcie sprzęgła pozwoli ochronić skrzynię biegów i silnik przed energią uderzenia. Ostrożne przejechanie kałuży może zmniejszyć ryzyko uszkodzenia samochodu, jeśli kryje ona ubytki w nawierzchni.
Sygnałem do ostrożniejszej jazdy powinien być dla nas także widok zalegających na drogach liści. Mokre liście mogą okazać się śliskie w stopniu porównywalnym do lodu znajdującego się na jezdni. Bagatelizując to zagrożenie i najeżdżając na pokryte liśćmi miejsce z dużą prędkością, narażamy się na utratę przyczepności i poślizg. Pamiętajmy, że zalegające na drodze liście mogą także utrudniać dostrzeżenie znaków poziomych, pasów ruchu czy innych oznaczeń ważnych dla kierujących.
Jeśli parkujemy pod drzewami, należy też pilnować, aby opadające liście nie zalegały na masce auta, ponieważ gnijąc przy wilgotnej i deszczowej pogodzie, mogą niszczyć lakier samochodu. Warto również regularnie usuwać liście i inne zabrudzenia spod maski oraz z układu wentylacyjnego, gdyż mogą być pożywką dla bakterii i tamować przepływ powietrza. Prawidłowo działająca wentylacja jest zaś niezbędna do jazdy przy wilgotnej, jesiennej pogodzie.
FIA Hill Climb Masters to prestiżowe zawody organizowane co dwa lata, w których rywalizuje elita światowych kierowców wyścigowych. Nie bez powodu są one nazywane swoistą olimpiadą dla kierowców wyścigów górskich.
Anna „Ganczi” Gańczarek-Rał wystartowała w prestiżowym Wyścigu Mistrzów, fot. materiały prasowe
Ostatni pojedynek mistrzów rozegrał się w miniony weekend, 8-10 października, i była to już 4. edycja tej imprezy. Gospodarzem wydarzenia zostało, malowniczo położone, miasto Braga na północy Portugalii. W zawodach, jako jedyna Polka, wystartowała Anna „Ganczi” Gańczarek-Rał.
FIA Hill Climb Masters to zawody zorganizowane na najwyższym światowym poziomie. Warto na nie czekać, bo zawsze są wspaniałym ukoronowaniem sezonu. Oprócz rywalizacji sportowej, FIA Hill Climb Masters to niesamowita atmosfera, którą tworzą kierowcy z całego świata i tysiące kibiców. Dla mnie była to okazja, by spotkać się z niektórymi z nich już po raz drugi i porównać swój progres od czasu poprzedniej edycji, zwłaszcza że tegoroczna trasa była wyjątkowo szybka.
Anna „Ganczi” Gańczarek-Rał wystartowała w prestiżowym Wyścigu Mistrzów, fot. materiały prasowe
W tym roku w biało-czerwonych barwach wystąpiło aż 14 kierowców i była to rekordowa liczba zawodników z naszego kraju, którzy zostali wyłonieni w zawodach międzynarodowych w mijającym sezonie. Polacy, typowani na faworytów, ostatecznie zdominowali rywalizację w trzech grupach. W kategorii pierwszej, czyli wśród samochodów z zamkniętym nadwoziem, zajęli wszystkie stopnie podium.
Anna „Ganczi” Gańczarek-Rał uzyskała świetny czas 1:42,506 min. w ostatnim podjeździe finałowego wyścigu, zajmując 11. miejsce w grupie piątej i 10. w kategorii kobiet.
Anna „Ganczi” Gańczarek-Rał wystartowała w prestiżowym Wyścigu Mistrzów, fot. materiały prasowe
Większość osób wie, że cofając z przyczepką, trzeba najpierw kręcić w przeciwnym kierunku, niż normalnie. Jak wychodzi przekuwanie teorii w praktykę, to już kompletnie inna kwestia. Ale kto wie, jak należy umieszczać ładunek na przyczepce?
Z pewnością nie tak, jak ten kierowca żółtego Doblo. Przewoził prawdopodobnie deski, które były o wiele za długie jak na przyczepką, którą dysponował. Sądził, że to nie problem, ponieważ ładunek może wystawać za obrys przyczepy. Nawet przyczepił na końcu kawałek czerwonej szmaty.
Zupełnie nie pomyślał jednak o tym, jak bardzo deski wystają do tyłu, przechylając przyczepkę do tyłu. Na tyle mocno, że podciągała samochód do góry za hak, odciążając tylną oś. Tylną oś blaszaka, który przecież na pusto ma bardzo odciążony tył. Efekty możecie zobaczyć poniżej.
Popularne twarze, ciekawe samochody i rywalizacja na torze wyścigowym. Nietuzinkowy format z profesjonalnie wykonaną produkcją – tor, ryk silników, ujęcia jak z odcinka specjalnego i masa humoru – wszystko wpisuje się w innowacyjne podejście bukmachera do rozrywki i daje duża dawkę zabawy. Emocji już teraz dostarcza inauguracyjny odcinek „Super Jazdy”, w którym Adam Kornacki wyznaczył poziom w poszczególnych konkurencjach poskramiając na torze Cwaniaka-Mini i rajdowego potwora Mistubishi. Zdradził także, dlaczego nie może jeździć w rajdach. To do jego wyników będą próbowali równać mniej doświadczeni na torze, ale równie popularni uczestnicy.
Obejrzyj jak Kornacki wystraszył Filipa Nowobilskiego w pierwszym odcinku!
Na kanale Youtube Superbet, czeka także ciekawy konkurs. Masz w nim szansę na spotkanie ze zwycięzcą „Super Jazdy”! Wystarczy w komentarzu pod filmem napisać który z trzech super samochodów podoba Wam się najbardziej i dlaczego. Nieograniczone pole do pokazania swojej kreatywności i do wspólnej zabawy.
Pomysłodawcą i sponsorem „Super Jazdy” są zakłady bukmacherskie Superbet, które kolejny raz potwierdzają swoim działaniem, że traktują swój biznes inaczej niż konkurencja. Jako pierwsi z tej branży puszczają oko w kierunku fanów czterech kółek – i to z dużym rozmachem.
Kogo zobaczymy w kolejnych odcinkach „Super Jazdy”?
Jerzy Dudek – Jeden z najpopularniejszych bramkarzy w historii Reprezentacji Polski, zwycięzca Ligi Mistrzów w barwach Liverpoolu oraz ambasador Superbet. Jurek jest wielkim miłośnikiem motoryzacji i ma za sobą pierwsze doświadczenia na torach wyścigowych. Czyżby faworyt?
Filip „Duży w Maluchu” Nowobilski – Prowadzi popularny talk-show „Duży w maluchu”. Otwarte rozmowy z niekonwencjonalnym gośćmi przeprowadza w swoim ukochanym, złotym Fiacie 126p, którego użyczył na potrzeby realizacji „Super Jazdy”. Bliski zawału serca już w pierwszym dniu nagraniowym.
Natalia „Natsu” Kaczmarczyk – Team X i ponad 1 300 000 obserwujących na Instagramie mówią same za siebie. Nie jest jej straszna walka w formule MMA, więc nie wymięknie także przed odkręceniem i przykręceniem koła. Kasa jaką zarobiła w social mediach prawdopodobnie nie zmieści się w „Maluchu” Filipa.
Marcelina Zawadzka – Miss Polonia 2011, prezenterka TV i uczestniczka „Tańca z gwiazdami”. Niech Was to jednak nie zmyli! Marcelina jest również zaangażowana w motosport, uwielbia motocykle i wzięła udział w Africa Eco Race trasą Dakaru! Będzie gorąco.
Kacper „Qesek” Misztal – Z profesjonalnego grania w piłkę nożna wyeliminowała go kontuzja, ale swoją autentycznością i uporem został w futbolu jako twórca jednego z najpopularniejszych kanałów YouTube o tej tematyce. Slalom na torze wyścigowym to jednak nie to samo co slalom z piłką przy nodze!
Kiedy następna część „Super Jazdy”?
Kolejne odcinki „Super Jazdy” będzie można obejrzeć w dniach 15 października (piątek), 21 października (czwartek) i 27 października (środa).
Gdzie obejrzeć „Super Jazdę”?
Wszystkie odcinki i materiały specjalne poświęcone „Super Jeździe” będą dostępne na kanale YouTube zakładów bukmacherskich Superbet.
Zakłady bukmacherskie Superbet, to legalna w Polsce, międzynarodowa marka. Oferuje rozwiązania dzięki którym rozrywka wokół zakładów sportowych może być prosta i darmowa. Superbet jest w Polsce liderem w udostępnianiu użytkownikom darmowych streamingów z wydarzeń sportowych oraz gier free to play. Dostępne są one zarówno na stronie www.superbet.pl, jak i w aplikacjach mobilnych Superbet.
SUPERBET POSIADA ZEZWOLENIE NA ZAKŁADY. HAZARD WIĄŻE SIĘ Z RYZYKIEM, A UDZIAŁ W NIELEGALNYCH GRACH JEST KARALNY. DOZWOLONE DLA OSÓB POWYŻEJ 18 ROKU ŻYCIA
Pierwszy etap remontu autostrady A4 pomiędzy Górą św. Anny i granicą woj. opolskiego i śląskiego, który ruszył w połowie sierpnia 2021, zbliża się ku końcowi. Oznacza to spore zmiany dla kierowców, które zaczną być wdrażane już w sobotę. W dniach 16–21 października otwarty dla ruchu zostanie 8-kilometrowy odcinek jezdni w kierunku Katowic (od 266 do 274 km).
Nowa organizacja ruchu na remontowanej A4, fot. materiały prasowe / GDDKiA
Nowa organizacja ruchu na remontowanej A4
W sobotę, 16 października, zaplanowano otwarcie dla ruchu jezdni południowej (kierunek Katowice) na całym, 8-kilometrowym odcinku (tj. od km 266 do km 274). Węzeł Kędzierzyn-Koźle nadal pozostanie zamknięty dla ruchu. Od 17 do 20 października zaplanowano przestawianie barier ochronnych z jezdni północnej (kierunek Wrocław) na jezdnię południową (kierunek Katowice) wraz z ustawianiem oznakowania dla etapu drugiego. Prace te spowodują zwężenie lewego pasa ruchu na obu jezdniach.
Wprowadzona zmiana w organizacji ruchu umożliwi kierowcom poruszanie się tylko jezdnią południową, gdzie ruch w obu kierunkach będzie odbywał się po dwóch pasach na całej szerokości południowej jezdni autostrady.
Ponadto na tym odcinku będzie obowiązywał zakaz wyprzedzania. Ograniczona szerokość pasów ruchu wymusza konieczność jazdy naprzemiennej, co zwiększa przepustowość i bezpieczeństwo kierowców.
Nowa organizacja ruchu na remontowanej A4, fot. materiały prasowe / GDDKiA
Od środy, 20 października, nastąpi przełożenie ruchu na jezdnię południową (kierunek Katowice) i zamknięcie jezdni północnej (kierunek Wrocław) na odcinku od km 269 do km 274 (węzeł Kędzierzyn-Koźle pozostanie nadal zamknięty).
W czwartek, 21 października, łącznica węzła Kędzierzyn-Koźle od Katowic w stronę drogi wojewódzkiej nr 426 (DW426) zostanie otwarta dla ruchu. Pozostałe trzy łącznice nadal będą zamknięte na czas trwania drugiego etapu remontu.
Opisywane dwa etapy są częścią 5-stopniowego planu, który obejmuje remont 17,5-kilometrowego odcinka w kierunku Wrocławia i 12,1-kilometrowego w kierunku Katowic. Prace polegają głównie na wymianie warstwy wiążącej i ścieralnej nawierzchni, a sporadycznie również podbudowy.
Każdy z etapów remontu rozpoczętego w sierpniu 2021 roku ma potrwać maksymalnie dwa miesiące, wyłączając okres zimowy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, prace powinny zakończyć się w trzecim kwartale 2022 roku.
Rolls-Royce Cullinan Klassen na pierwszy rzut oka wygląda normalnie. Ale… jego kanciaste nadwozie skrywa kilka tajemnic. Klassen, firma specjalizująca się w samochodowych systemach opancerzenia, przekształciła luksusowego SUV-a w czołg na kołach!
Rolls-Royce Cullinan Klassen zapewnia ochronę na poziomie BR6, co oznacza, że konstrukcja jest w stanie wytrzymać jednoczesny wybuch dwóch granatów ręcznych DM51. Jak to możliwe? To zasługa solidnych wzmocnień, które znajdziemy w drzwiach, podłodze czy suficie pojazdu. Oprócz tego na pokładzie są również kuloodporne szyby, wzmocnione zawieszenie i opony umożliwiające jazdę po przebiciu.
Rolls-Royce Cullinan Klassen kosztuje 962 tysiące dolarów, czyli dwukrotnie więcej niż seryjny model. Ale cóż, bezpieczeństwo jest warte każdych pieniędzy, prawda? Dlatego na opancerzonego Cullinana nie powinno zabraknąć chętnych.
Osiem lat po debiucie drugiej generacji Tourneo Connect na drogi wyjeżdża jego następca. to pierwszy z serii pojazdów użytkowych stworzonych przez Forda we współpracy z Volkswagenem. Nowy Tourneo Connect ma wiele wspólnego z modelem Caddy.
Ford Tourneo Connect, fot. materiały prasowe / Ford
Duża atrapa chłodnicy i ostro narysowane reflektory nadają samochodowi charakteru Forda, jednak pozostałe elementy bardzo mocno zdradzają pokrewieństwo z Volkswagenem. Linia boczna, tył, a nawet wnętrze - wszystko jest niemal identyczne jak w modelu Volkswagen Caddy. Oznacza to minimalizm i spory ekran na środku - może mieć przekątną 8,25 cala lub 10,25 cala. Co ciekawe, nawet multimedia pochodzą z Volkswagena.
Nowy Ford Tourneo Connect oferuje miejsce dla siedmiu osób, zarówno w modelach z krótkim rozstawem osi L1, jak i długim rozstawem osi L2. Gdy drugi i trzeci rząd siedzeń nie są używane, można je złożyć, pochylić lub wymontować, aby uzyskać przestronną przestrzeń bagażową na sprzęt roboczy lub sportowy. Przednie siedzenie pasażera składa się na płasko, umożliwiając bezpieczny przewóz w pojeździe przedmiotów o długości do 3 metrów, takich jak kajaki, meble do samodzielnego montażu lub drewno.
Klienci będą mogli wybierać spośród trzech wersji wyposażenia: Sport, Titanium i Trend. Co będzie je wyróżniać?
Sport – wyraziste pasy na masce silnika, bardziej dynamicznie wystylizowana dolna część przedniego zderzaka, 17-calowe ciemne obręcze kół z lekkiego stopu
Trend – czarna ramka przedniego wlotu powietrza wykończona na wysoki połysk, stylowe kołpaki kół
Ford Tourneo Connect, fot. materiały prasowe / Ford
Ford Tourneo Connect – systemy wsparcia kierowcy
Na pokładzie nie zabraknie systemów wsparcia kierowcy takich jak pre-collision, asystent pasa ruchu, czy system monitorowania zmęczenia kierowcy. W bogatszych wersjach Tourneo Connect będzie miał także aktywny tempomat, asystent parkowania czy asystent holowania przyczepy.
Ford Tourneo Connect, fot. materiały prasowe / Ford
Ford Tourneo Connect – gama jednostek napędowych
Gama czterocylindrowych turbodoładowanych silników obejmuje jednostkę benzynową o pojemności skokowej 1,5 litra EcoBoost dysponującą mocą 114 KM i momentem obrotowym 220 Nm oraz dwa silniki wysokoprężne 2,0 litra EcoBlue rozwijające moc 122 KM i moment obrotowy 320 Nm lub moc 102 KM i moment obrotowy 280 Nm. Choć Ford określa benzyniaka mianem EcoBoost, a diesla EcoBlue, w rzeczywistości są to dobrze znane jednostki Volkswagena, które w Caddy występują jako TSI i TDI.
Wszystkie modele są standardowo wyposażone w płynnie działającą sześciobiegową manualną skrzynię biegów. Jednak, co ważne, każdą jednostkę (poza bazowym dieslem) sparujemy również z przekładnią automatyczną. Po raz pierwszy w Tourneo Connect kierowcy mogą korzystać z napędu na wszystkie koła.
Ford Tourneo Connect, fot. materiały prasowe / Ford
Ford Tourneo Connect, tak jak Caddy, będzie produkowany w poznańskich zakładach Volkswagena. Pierwsze egzemplarze mają wyjechać z fabryki na początku 2022 roku.
Triumph Tiger Sport 660 choć jest przedstawicielem klasy adventure, jest modelem bardziej drogowym niż offroadowym. Silnik, skrzynia biegów oraz rama zostały przeniesione wprost z modelu Trident 660. Drogowy charakter motocykla podkreśla też słowo „sport” w nazwie.
Triumph Tiger Sport 660, fot. materiały prasowe / Triumph
Tiger Sport 660 napędza trzycylindrowa, rzędowa jednostka o pojemności 660 cm3, której maksymalna moc to 81 KM przy 10 250 obr./min, a maksymalny moment obrotowy to 64 Nm przy 6250 obr./min.
Triumph Tiger Sport 660, fot. materiały prasowe / Triumph
To, że Triumph Tiger Sport 660 jest modelem bardziej drogowym niż offroadowym widać w jego stylistyce. Motocykl ma niższe zawieszenie i brakuje mu osłony przed reflektorem. Z przodu pracuje widelec Showa 41 mm ze skokiem 150 mm, z tyłu pojedynczy amortyzator Showa z regulacją napięcia wstępnego i takim samym skokiem. Wysokość siedziska w Tigerze Sporcie 660 wynosi 835 mm, istnieje możliwość zakupu opcjonalnej obniżonej do 810 mm kanapy. Motocykl waży 206 kilogramów.
Triumph Tiger Sport 660 ma kolorowy wyświetlacz z możliwością połączenia ze smartfonem. Już w najtańszej wersji motocykl ma dwa tryby jazdy (Road i Rain) oraz kontrolę trakcji. Przełącznik trybów jazdy steruje ustawieniami reakcji przepustnicy i kontroli trakcji, która można też całkowicie wyłączyć. Oczywiście jak przystało na motocykl turystyczny, Triumph przygotował ponad 40 dodatków do swojego nowego modelu, a wśród nich kufry, gniazdo USB czy quickshifter.
Triumph Tiger Sport 660 kosztuje 39 900 złotych, co czyni go najtańszym turystykiem marki. Niewątpliwie niska cena może znacząco wpłynąć na popularność tego modelu.
Triumph Tiger Sport 660, fot. materiały prasowe / Triumph
Cena 39 900 złotych dotyczy jednak tylko wersji niebieskiej i szarej, czerwona to wydatek 40 400 złotych. Wersja w niemal topowej specyfikacji (3 kufry, moduł connectivity, komfortowa kanapa, grzane manetki i wiele innych akcesoriów) kosztować będzie ponad 44 tysiące złotych.
Problemów z jazdą po autostradach i drogach ekspresowych Polacy mają całe mnóstwo. Najbardziej powszechnym jest brak zrozumienia, do czego służą poszczególne pasy. Trochę jak w mieście, gdzie zwykle panuje pełna dowolność.
Podobne jak w mieście utrzymywane są także odległości między pojazdami, szczególnie przy gęstym ruchu. Tak było w tej sytuacji, gdzie pojazdy jechały jeden za drugim. Nagle kierowca BMW zaczyna awaryjnie hamować, za to jadący za nim kierujący Corollą, wciska środkowy pedał z opóźnieniem. Efekt mógł być tylko jeden.
Paryż likwiduje drogowskazy. Jak donosi portal France Bleu, władze Paryża likwidują drogowskazy, bo te, według nich, są brzydkie i nikomu niepotrzebne. Poza tym drogowskazy zajmują też zbyt dużo miejsca na chodniku, bo nie dość, że sam słupek jest masywny, to wzór znaku przyjęty we Francji jest dość pokaźnych rozmiarów, ograniczając ruch pieszych i rowerzystów.
Według portalu France Bleu, władze Paryża pozostawią tylko te drogowskazy, które kierują do szpitala i innych miejsc użyteczności publicznej. Ratusz oszacował, że usunie łącznie około 1800 drogowskazów.
Paryż likwiduje drogowskazy, fot. Earth on Unsplash
Komu potrzebne są drogowskazy w 2021 roku? Większość z nas poruszając się po mieście korzysta z nawigacji w telefonie lub tej samochodowej. Nawigacja z pewnością działa lepiej, szybciej i dokładniej niż drogowskazy. Również część mieszkańców Paryża uważa, że likwidacja drogowskazów to dobry pomysł, ponieważ przyjezdni, którzy nie mieli nawigacji, pytali się ich o drogę, zamiast patrzeć na znaki.
Kia powraca do rywalizacji w Rebelle Rally. Dwie kobiece ekipy, Sabrina Howells i Alyssa Roenigk oraz Verena Mei i Tana White, podczas pustynnej rywalizacji przetestują możliwości zmodyfikowanej Kii Sorento. Zawodniczki będą rywalizować w klasie X-Cross pod oznaczeniem „Electrified”.
Electrified Designation jest prawdziwym wyzwaniem dla pojazdów elektrycznych i hybrydowych. Rajdowa Kia Sorento napędzana jest silnikiem elektrycznym o mocy 66,9 kW i 1,6-litrowym turbodoładowanym silnikiem, które łącznie zapewniają 261 KM. W trybie elektrycznym samochód może przejechać około 50 kilometrów. Rajdowe Sorento jest wyposażone w standardowy napęd na cztery koła z wektorowaniem momentu obrotowego.
W 2020 roku sponsorowany przez Kię kobiecy zespół, który stworzyły Sabrina Howells i Alyssa Roenigk, zajął drugie miejsce w klasie X-Cross. W tym roku zawodniczki chcą poprawić swój znakomity rezultat.
Rebelle Rally 2021. Hybrydowa Kia Sorento zelektryzuje pustynną rywalizację, fot. materiały prasowe / Kia
Rebelle Rally 2021, czyli wyłącznie kobieca impreza terenowa, w tym roku wystartował na pustynnych terenach Nevady i Kalifornii. Rajd rozpoczął się 8 października w pobliżu zapory Hoovera, a zakończy w Imperial Sand Dunes w Kalifornii, 16 października. Uczestniczki spędzą noce w wyznaczonych po drodze obozach bazowych.
Zakup nowego pojazdu oznacza konieczność podjęcia wielu decyzji w tym samym czasie – w końcu samochód jest częścią codzienności i wyrazem stylu życia jego nabywcy. Oprócz wskazania typu silnika, koloru oraz preferowanego wyposażenia klienci Mercedes-Benz mają do wyboru wiele opcji, dzięki którym mogą dostosować swój wymarzony pojazd do własnych potrzeb. Dla tych, którzy szukają czegoś jeszcze bardziej wyjątkowego, jeśli chodzi o lakier, tapicerkę oraz wystrój wnętrza, Mercedes-Benz oferuje teraz dodatkowe możliwości indywidualizacji wybranych serii modelowych w ramach nowego programu Manufaktur.
Od kilku lat z powodzeniem działa program indywidualizacji dla Klasy G i o nazwie „G manufaktur”. Obejmuje on specjalny wybór materiałów i odcieni dostosowanych specjalnie do architektury pojazdu. Wraz z wprowadzeniem etykiety „Manufaktur” Mercedes-Benz oferuje programy personalizacji również dla innych serii modelowych: CLS-a, AMG GT 4-drzwiowego Coupé oraz Klasy S z długim rozstawem osi i Klasy S sygnowanej przez markę Mercedes-Maybach.
Mercedes Manufaktur – pakiet indywidualizacji dla chcących się wyróżnić
Pakiet Manufaktur pozwala skorzystać z listy specjalnych lakierów i opcji wykończenia wnętrza. Pakiet zastąpi dotychczasową ofertę Designo i zdecydowanie powinien zadowolić chcących wyróżniać się indywidualistów.
W propozycjach Manufaktur znajdują się zarówno błyszczące lakiery perłowe i metaliczne, klasyczne akryle, jak i maty. Nie zabraknie też historycznych barw, jak na przykład Graphite Grey z oryginalnego Mercedesa 300 SL Gullwing. Są też kolory charakterystyczne dla lat 70 i 80, jak Olive Green i China Blue. Fani nowocześniejszych kompozycji mogą natomiast wybrać biel Cashmere White Magno, złoto Kalahari Gold Magno czy czerń Night Black Magno.
Wewnątrz samochodu jeszcze więcej możliwości począwszy od lakieru fortepianowego i drewna w kilku konfiguracjach, poprzez aluminium a skończywszy na skórach o różnych fakturach i kolorystyce. Do tego emblematy „Manufaktur”, żeby nikt nie miał wątpliwości, że ma do czynienia z wyjątkowym wydaniem Mercedesa.
W nadchodzących latach program Manufaktur ma zostać rozszerzony na inne serie modelowe. W przyszłości z lakierami i pakietami wyposażenia Manufaktur dostępne będą też wybrane submarki, jak Mercedes-AMG czy Mercedes-EQ.