Dziennikarze „Faktu” śledzili przejazd ministra Waldemara Budy ulicami Warszawy, po tym, jak wyszedł on z siedziby Polskiego Radia, po udzieleniu wywiadu. Okazało się, że liczba wykroczeń popełnionych przez ministra była na tyle duża, a same naruszenia na tyle poważne, że licząc ich zbieg minister powinien przekroczyć limit punktów karnych oraz stracić prawo jazdy.
Rajd ministra – minister przeprasza
Minister po ujawnieniu tego, w jaki sposób (nieprzepisowy) pokonywał ulice stolicy, opublikował na Twitterze wpis, w którym przeprasza za swoją jazdę (w jego wpisie widać m.in. zdjęcie, jak skręca pod prąd w ulicę Mysią przecinając dodatkowo podwójną linię ciągłą).
Uważam, że każdy powinien być równy wobec prawa. W żaden sposob nie uchylam się od odpowiedzialności za wykroczenie drogowe. Jest to dla mnie lekcja pokory. Przepraszam. pic.twitter.com/TuHAwCdT80
Tylko za to jedno wykroczenie (skręt mimo zakazu w ul. Mysią) zgodnie z nowym taryfikatorem należałaby się kara 500 zł mandatu i 8 punktów karnych), do tego przecięcie podwójnej linii ciągłej to kolejne 200 zł i 5 punktów karnych.
Rajd ministra – jakie jeszcze wykroczenia popełnił Waldemar Buda?
Skręt na zakazie i przecięcie podwójnej linii ciągłej, to jednak nie jedyne wykroczenia, jakich dopuścił się minister podczas przejazdu z siedziby Polskiego Radia do siedziby Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Minister naruszył również przepisy wjeżdżając na zakazie w ul. Żurawią (500 zł i 8 punktów karnych), a ponadto urzędnik państwowy wyprzedził na podwójnej ciągłej dwa auta na ul. Szwolezerów, który to manewr skutkowałby kolejnymi 8 punktami karnymi i mandatem już w kwocie 1000 zł.
Zbieg wszystkich wykroczeń (tzw. „kumulacja”) oznacza, że minister Waldemar Buda, gdyby jechał za nim np. patrol grupy Speed, musiałby zapłacić 2200 zł mandatu i otrzymałby w sumie 29 punktów karnych, co automatycznie oznacza przekroczenie limitu punktów karnych i utratę prawa jazdy.
Rajd ministra – czy Buda otrzyma karę?
Nie jest jednak tajemnicą, że mandaty są nakładane na kierowców nie tylko w sytuacji, gdy ich wykroczenia są rejestrowane bezpośrednio przez pełniących służbę funkcjonariuszy, ale także np. na podstawie przesyłanych przez ludzi nagrań z wideorejestratorów, dokumentów pirackie rajdy różnych kierowców. Dokładnie z takim typem dokumentacji zdarzenia mamy również w tym przypadku. Czy zatem ministra Budę spotka kara? Dziennikarze „Faktu” w tej sprawie wysłali prośbę o komentarz do Komendy Stołecznej Policji, odpowiedzi się (jeszcze) nie doczekali.
Na trwających obecnie w Las Vegas targach CES 2023, firmy Sony i Honda, w ramach współpracy jako Sony Honda Mobility, zaprezentowały prototyp nowego samochodu elektrycznego Afeela. To co wyróżnia ten projekt, to nie tyle elektryczny napęd, który dziś już nie jest żadnym novum, lecz moc obliczeniowa i nastawienie na cyfrową, pokładową rozrywkę. Współpraca obu firm nie jest dla nas nowością i pisałyśmy o niej już wcześniej, ale prototyp pokazany na targach CES 2023, to nowość.
Afeela jak Playstation 5
Samochód Afeela ma być bardzo bogato wyposażony pod względem technologicznym. Moc obliczeniowa pochodzi z układów typu SoC (System-on-Chip) od firmy Qualcomm, producenta procesorów napędzających w zasadzie cały mobilny świat. To też nie jest przypadek, bo również na targach CES 2023, Qualcomm zaprezentował najnowszy procesor: Qualcomm Snapdragon Ride Flex SoC i to właśnie ten układ znajduje się w elektronicznych trzewiach prototypu Afeela. Podczas prezentacji podkreślano też współpracę z firmą Epic, doskonale znaną w przemyśle gier rozrywkowych, wydawcą m.in. gry Fortnite.
Samochód jest ponadto wyposażony w aż 45 różnego rodzaju czujników, co jest chyba rekordową wartością (za czujniki odpowiada przede wszystkim doświadczone w tej materii Sony), a za reprezentację graficzną i interfejs użytkownika pokładowego systemu inforozrywki ma odpowiadać znany graczom 3D silnik „Unreal Engine”. Tak duża liczba czujników w połączeniu z dużą mocą obliczeniową jednoznacznie wskazuje, że pojazd będzie mieć znaczny potencjał autonomii podczas jazdy. Nie będzie to jeszcze pełna autonomia, przedstawiciele Sony Honda Mobility mówili o 3 poziomie autonomii w określonych sytuacjach i poziomie 2+ (wg standardów SAE) w większości sytuacji drogowych. Samochód ma też w znacznym stopniu monitorować samopoczucie, koncentrację i stan kierowcy.
Afeela z wyświetlaczem na nadwoziu
Kolejnym wyróżnikiem prototypu Sony i Hondy jest fakt zainstalowania w pasie przednim szerokiego wyświetlacza. Tak, jesteśmy przyzwyczajeni już do ekranów wewnątrz pojazdu, ale tym razem ekran trafia również na nadwozie (konkretnie: przód) pojazdu. Na ekranie „nadwoziowym” prezentowane mogą być różne treści (standardowo jest to nazwa marki), ekran ten jest kolorowy, zatem nie ma ograniczeń w rodzaju informacji jaka może być na nim wyświetlana. Kilka przykładów pokazuje poniższe wideo:
Afeela z rozbudowanym systemem inforozrywki
Oczywiście ekranów, których zawartość można w szerokim stopniu personalizować, nie zabraknie również w kokpicie i będą one rozmieszczone nie tylko na desce rozdzielczej i konsoli środkowej, ale „swoje” ekrany będą mieć także pasażerowie drugiego rzędu. To akurat nowością nie jest, bo w wielu autach segmentu premium są stosowane takie rozwiązania.
Afeela od kiedy na rynku?
Jeżeli wierzyć zapowiedziom przedstawicieli Sony Honda Mobility, pierwsze zamówienia na seryjne egzemplarze elektrycznego i znacznie ucyfrowionego samochodu Afeela będą przyjmowane na początku 2025 roku, a pierwsze samochody mają dotrzeć do klientów wiosną 2026 roku (mowa o rynku amerykańskim). To akurat w pełni wiarygodna informacja, bo ani Sony, ani Honda, to nie są zaczynające przygody z elektroniką czy motoryzacją startupy, lecz w obu przypadkach, mamy do czynienia z podmiotami bardzo doświadczonymi o udowodnionych kompetencjach w zakresie elektroniki (Sony) czy produkcji samochodów (Honda). Jeżeli chodzi o same parametry pojazdu, to tych na prezentacji targowej nie ujawniono, co w praktyce oznacza, że musimy poczekać na egzemplarz bliższy wersji seryjnej.
Przed nami długi weekend i masowe kontrole policji. Dzień wolny od pracy, 6 stycznia wypada w piątek, a to oznacza, że dla wielu osób będzie to weekend dłuższy od zwykłego. Jeżeli planujecie wyjazd samochodem, przygotujcie się na wzmożone patrole. Już od dziś 5 stycznia 2023 roku, policjanci do akcji wysyłają drony, załogi SPEED i liczniejsze niż zwykle patrole wydziałów ruchu drogowego. Na jakie wykroczenia będą przede wszystkim polować funkcjonariusze? Na takie, które są najbardziej niebezpieczne i nie chodzi tylko o prędkość!
Rozpoczynająca się 6 stycznia ogólnopolska akcja policji ma na celu zapewnienie maksymalnego poziomy bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom ruchu, ale w sytuacji najmniej uprzywilejowanej pozostają piesi i inni niechronieni uczestnicy dróg, którzy w starciu z samochodem mają bardzo małe szanse. Dlatego też liczne patrole policji wysłane w długi weekend na drogi będą mieć również zespoły operatorów dronów, którzy za pomocą zdalnie sterowanego sprzętu latającego będą obserwować najbardziej niebezpieczne skrzyżowania z przejściami dla pieszych.
Dlatego uczulamy, widzisz znak A-16 „Przejście dla pieszych” lub samo przejście, zwolnij nogę z gazu, przygotuj się do zahamowania i przepuszczenia pieszego, który może zbliżać się do przejścia. Pamiętajmy, w myśl nowych przepisów kierowca jest zobowiązany ustąpić pierwszeństwa nie tylko pieszemu znajdującemu się na przejściu, ale również na przejście wchodzącemu. Nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu to 1500 zł i aż 15 punktów karnych, jeżeli jednocześnie będziemy też wyprzedzać na przejściu lub tuż przed przejściem, kara może być jeszcze wyższa.
Policja: masowe kontrole – drony widzą też pieszych
Pieszym z kolei przypominamy: dron zaobserwuje nie tylko popełniającego wykroczenie kierowcę, ale też pieszego, który ignoruje przepisy i wchodzi na przejście dla pieszych bez rozejrzenia się i z wzrokiem wbitym w trzymany w dłoniach smartfon. To również jest wykroczenie, które w myśl nowego taryfikatora jest karane kwotą 300 zł.
Policja: masowe kontrole – stan techniczny i prędkość
Policjanci będą też oczywiście mierzyć prędkość, ale kontrolowani mogą być też kierowcy, który jadą z przepisową prędkością. Funkcjonariusze będą stosować kontrole wyrywkowe, na których sprawdzą stan techniczny pojazdu, ważność badań technicznych itp. O ile mandat za przekroczenie prędkości może wynieść nawet 2500 zł (czy nawet 5000 zł w warunkach recydywy) i 15 punktów karnych, to w terenie zabudowanym nadmierne przekroczenie prędkości może też oznaczać utratę prawa jazdy na 3 miesiące.
Policja: masowe kontrole – czemu więcej policji?
Wyjaśnił to nadkomisarz Robert Opas z Biura Ruchu Drogowego KGP w rozmowie z PAP: „W weekend najprawdopodobniej pogoda będzie zmienna. Weźmy to pod uwagę i dostosujmy prędkość do warunków panujących na drodze, tak byśmy szczęśliwie dojechali do celu. Przed wyruszeniem w trasę sprawdźmy czy samochód jest sprawny, zwróćmy uwagę na to, czy wszystkie światła mamy sprawne i czy wszystkie płyny są uzupełnione” – zaapelował nadkom. Robert Opas.
Policja: masowe kontrole – akcja „Myśl trzeźwo”
Niezależnie od wzmożonej liczby patroli policji na drogach Polski, funkcjonariusze do 15 stycznia prowadzą dodatkowo akcję „Myśl trzeźwo”. Celem działań jest uświadamianie kierowcom:
skutków prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu – ryzyko spowodowania wypadku drogowego bądź kolizji,
odpowiedzialności karnej za kierowanie pojazdem pod wpływem alkoholu,
obecności alkoholu w organizmie kierującego mimo, że spożywał go poprzedniego dnia,
potrzeby sprawdzenia zawartości alkoholu w organizmie – badanie można wykonać w jednostkach Policji.
Każdy kierowca prowadząc pojazd pod wpływem alkoholu jest potencjalnym zagrożeniem dla innych uczestników ruchu drogowego. Jeśli więc zdecydujemy się pojechać na zabawę karnawałową zawczasu pomyślmy jak bezpiecznie wrócić do domu.
Tesla opublikowała oficjalne wyniki działalności za czwarty kwartał 2022 roku, a tym samym można też podsumować cały ubiegły rok działalności tej marki. Sukces? Niewątpliwym sukcesem jest fakt, że amerykański producent jest pierwszą w historii marką produkującą wyłącznie samochody elektryczne, której udało się przekroczyć próg miliona samochodów dostarczonych klientom rocznie. W rzeczywistości ten próg został przekroczony dość znacznie, bo w całym 2022 roku firma Elona Muska wyprodukowała 1 369 611 egzemplarzy aut, z czego do klientów dostarczono 1 313 851 sztuk samochodów.
Tesla 2022 – jakie modele były najpopularniejsze?
Nie jest tajemnicą, że gros sprzedaży generują tańsze auta, chodzi o Teslę Model 3 oraz Teslę Model Y. Producent nie różnicuje wyników produkcji odrębnie na każdy model, lecz zestawia to w dwóch grupach: jedną z nich jest właśnie Tesla Model 3 / Y i w tym przypadku wyprodukowano w całym 2022 roku 1 298 434 egzemplarzy aut, z których do klientów trafiło 1 247 146 sztuk. Druga grupa jest znacznie mniej liczna, ale pamiętajmy, że to też znacznie droższe samochody. Jeżeli chodzi o Teslę Model S / X, produkcja w 2022 roku to 71 177 egzemplarzy, z których do klientów trafiło 66 705 samochodów.
Tesla 2022 – dynamika zmian
Mimo ogólnych kłopotów branży motoryzacyjnej związanych z zakłóceniami w łańcuchach dostaw, nie wystarczającą podażą elementów półprzewodnikowych czy zawirowaniami geopolitycznymi, rok 2022 firma Elona Muska zamyka z bardzo dobrym wynikiem. W 2022 roku dostawy aut wzrosły o 40 proc. rok do roku, natomiast produkcja wzrosła o 47 proc. rok do roku.
Tesla 2022 – gdzie Tesla Semi?
Co ciekawe, firma mimo faktu, że sama ogłosiła, iż przekazano już kilka egzemplarzy elektrycznych ciężarówek Tesla Semi do firm, które zamówiły ten samochód jeszcze przed pandemią (jak np. Pepsi Co), to w opublikowanych danych nie znajdziemy najmniejszej wzmianki o ilości wyprodukowanych ciężarówek elektrycznych i ilości egzemplarzy dostarczonych do klientów.
W 2023 roku wynik Tesli powinien być jeszcze lepszy, bo w ubiegłym roku wiele fabryk były jeszcze na „rozruchu” (jak np. Gigafactory Berlin) i nie działało ze swoim pełnym potencjałem produkcyjnym, z kolei inne (jak np. Gigafactory Shanghai) borykały się z bardzo surowymi obostrzeniami epidemicznymi obowiązującym w Chinach.
Tesla 2022 – kiedy wyniki finansowe?
Na razie firma udostępniła jedynie informacje dotyczące wolumenu produkcji i ilości aut, które przekazano klientom, na dane finansowe pokazujące znacznie więcej w kontekście rynkowej kondycji firmy Elona Muska musimy poczekać do 25 stycznia 2023 roku. Wówczas firma zaplanowała webcast z publikacją wyników finansowych za 2022 roku, który nadawany będzie na specjalnej stronie witryny producenta.
Volkswagen prezentuje najnowszy model z elektrycznej rodziny ID, Volkswagen ID.7 na rozpoczynających się oficjalnie dziś, 5 stycznia, targach CES 2023 w Las Vegas. Auto nie zostało w pełni zaprezentowane, bo jest jednocześnie pokazem technologicznym specjalnego elektroluminescencyjnego kamuflażu. To co widzicie na zdjęciach to nie jest malowanie, ale specjalny, dynamicznie zmienny kamuflaż na prototypowym egzemplarzu VW ID.7.
Volkswagen ID.7 – pierwsza elektryczna limuzyna na platformie MEB
Volkswagen ID.7 pod względem gabarytów wyraźnie atakuje segment E, czyli samochody klasy średniej-wyższej. Auto jest dłuższe od Volkswagena Arteona (ma mierzyć 4,94 metra, dla porównania Arteon ma długość 4,86 metra), choć wciąż bazuje na modułowej i – jak się okazuje – wyjątkowo elastycznej platformie MEB – tej samej, na której oparte są pozostałe, znane już modele z elektrycznej rodziny VW ID. Imponujący jest też rozstaw osi wynoszący 2,97 metra. Oznacza to, że przestrzeni pasażerskiej wewnątrz tego modelu nie powinno nikomu zabraknąć.
Volkswagen ID.7 – nawet 700 km zasięgu
Zaprezentowane w Las Vegas auto będzie zakamuflowane przy pomocy unikatowej technologii z wielowarstwowym lakierem do tworzenia efektów świetlnych na karoserii pojazdu. Kamuflaż jest interaktywny, co symbolizuje kolejny krok na drodze do cyfryzacji przyszłego flagowego modelu rodziny ID. którego studyjną wersję zaprezentowano w ubiegłym roku w Chinach. W tym aucie, podobnie jak w przypadku ID.7, nacisk położono na doskonałość aerodynamiczną, dzięki czemu zasięg nowego modelu rodziny ID. może wynieść nawet do 700 kilometrów (wg WLTP). Oczywiście te dane podawane przez producenta są jedynie szacunkowe i nie mają nic wspólnego z danymi homologacyjnymi.
Volkswagen ID.7 – minimalistyczny kokpit
Volkswagen pochwalił się też zdjęciami/wizualizacjami kokpitu nowego modelu. To co nam się podoba, to duży, czytelny, aż 15-calowy ekran w konsoli centralnej. Z kolei to co nieszczególnie może przypaść do gustu użytkownikom, to upór przy dotykowych panelach kontrolujących np. temperaturę klimatyzacji – rozwiązanie znane z innych aut serii ID i z uporem forsowane na kolejne modele.
Volkswagen ID.7 – dopełnienie gamy ID
Wprowadzenie sedana ID.7 oznacza, że Volkswagen rozszerzy rodzinę w pełni elektrycznych modeli ID. na klasę wyższą średnią. Volkswagen osiągnął już pierwszy kamień milowy: od przekazania klientom pierwszych egzemplarzy modelu ID.3 we wrześniu 2020 roku Volkswagen dostarczył na całym świecie poprzez swoje spółki zależne 500 000 pojazdów z rodziny ID. – ten cel udało się osiągnąć rok wcześniej niż planowano i to pomimo trwających trudności w łańcuchu dostaw.
Po modelach ID.3, ID.4, ID.5 i ID.6 (ten ostatni dostępny wyłącznie w Chinach) oraz nowym ID. Buzz, ID.7 będzie szóstym modelem z rodziny ID. i drugim po ID.4 globalnym samochodem Volkswagena opartym na platformie MEB. Elektryczny sedan będzie oferowany na trzech najważniejszych rynkach – w Chinach, Europie i Ameryce Północnej. ID.7 przeznaczony na rynek europejski będzie produkowany w zakładach Volkswagena w Emden. W tej fabryce jest już produkowany Volkswagen ID.4.
Volkswagen ID.7 – kiedy oficjalny debiut?
Nowy model niemieckiej marki swoją rynkową premierę powinien mieć w Europie w kwietniu 2023 roku, a w salonach ma pojawić się jeszcze w tym samym 2023 roku.
GDDKiA opublikowała szereg ciekawych mapek zestawiających rozwój dróg w Polsce od końca 2021 roku z uwzględnieniem zmian jakie zaszły w roku 2022, a także planów na rok 2023. U nas kompletna mapa dróg 2023.
Mapa dróg 2023 – odcinki istniejące na koniec 2021 roku
Zaczynamy od mapki prezentującej stan głównych dróg, tras szybkiego ruchu w Polsce, na koniec 2021 roku.
Mapa dróg 2023 – odcinki oddane do użytku w 2022 roku
Kolejna mapka pokazuje, jakie odcinki zostały oddane do użytku kierowcom w 2022 roku. Jak widać na mapie pojawiło się 26 nowych odcinków tras szybkiego ruchu. Łącznie kierowcom w 2022 roku przekazano do użytkowania 322 km dróg, a poniżej lista oddanych fragmentów:
A1 Piotrków Trybunalski Południe – Kamieńsk 24,2 km
A18 Żary Zachód – Iłowa 21,9 km
S3 węzeł Kijewo 1,7 km
S5 Ornowo – Wirwajdy 5 km
S5 Nowe Marzy – Świecie Południe 23,3 km
S5 Świecie Południe – Bydgoszcz Północ 22,4 km
S6 Bożepole Wielkie – Luzino 10,4 km
S6 Luzino – Szemud 10,3 km
S6 Szemud – Gdynia Wielki Kack 20,2 km
S7 Napierki – Mława 14 km
S7 Pieńki – Płońsk 13,8 km
S7 Warszawa Lotnisko – Lesznowola 6,5 km
S7 Naprawa – Skomielna Biała 3,1 km
S14 Łódź Lublinek – Aleksandrów Łódzki 12,2 km
S17 Warszawa Wschód – Lubelska 2,5 km
S19 Niedrzwica Duża – Kraśnik 20 km
S19 Zdziary – Rudnik nad Sanem 8,2 km
S61 Suwałki – Budzisko 24,2 km
S61 Szczuczyn – Ełk Południe 23,3 km
DK9 obwodnica Iłży 7,2 km
DK15 obwodnica Nowego Miasta Lubawskiego 17,73 km
DK25 obwodnica Brzezia 8,5 km
DK35 obwodnica Wałbrzycha 1,1 km – (inwestycja podzielona na dwa odcinki, miejski finansowany przez Prezydenta Wałbrzycha o dł. 5 km i pozamiejski finansowany przez GDDKiA o długości 1,1, km)
DK40 obwodnica Kędzierzyna-Koźla (etap II) 14,3 km
DK51 obwodnica Smolajn 1,8 km
DK73 Kielce – Brzeziny/Morawica 4,2 km
Mapa dróg 2023 – odcinki istniejące na koniec 2022 roku
Powyżej mapka, pokazująca stan faktyczny układu dróg na koniec 2022 roku. Wydatki inwestycyjne GDDKiA na koniec listopada 2022 r. wyniosły ponad 12,5 mld zł. Jest to ok. 3 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Jest to też drugi, po rekordowym 2020 r., najwyższy wynik w ostatnich pięciu latach. Prognozowane wykonanie na koniec 2022 r. to 15 mld zł.
Mapa dróg 2023 – odcinki planowane do oddania w 2023 roku
Kolejna mapka pokazuje, jakich odcinków dróg możemy się spodziewać w rozpoczętym właśnie, 2023 roku. Szczegółowy materiał na ten temat przygotowałyśmy już wcześniej, odsyłam więc zainteresowanych do niego.
Mapa dróg 2023 – odcinki planowane do ogłoszenia w 2023 roku
Na koniec jeszcze jedna mapa prezentująca gdzie i jakie odcinki są zaplanowane do ogłoszenia w 2023 roku, ich realizacja może potrwać dłużej i najprawdopodobniej zakończy się już w kolejnych latach, ale rozpocznie się właśnie w 2023 roku. Podpowiem jeszcze, że osoby zainteresowane dokładnym podglądem postępów na konkretnych odcinkach, mogą skorzystać z interaktywnej mapy stanu budowy dróg dostępnej w serwisie GDDKiA.
Beata Dutkiewicz-Kosek prowadzi schronisko górskie, pensjonat i sezonową restaurację, jest żoną i matką. Mimo wielu zajęć „Betka” tak potrafi zorganizować sobie czas i możliwości, żeby móc realizować swoje marzenia o kolejnych podróżach motocyklowych.
Czym jest motocyklowa pasja w twoim życiu? Co ze sobą wniosła?
Beata Dutkiewicz-Kosek: Na pewno nie raz słyszałaś, ja zresztą też, że jazda motocyklem daje poczucie wolności. To niby frazes, ale w moim przypadku chyba to jest ten punkt zaczepienia. To poczucie. Ten kontakt z wolnością. W ogóle, to wręcz niewiarygodne, że kawałek żelastwa, plastiku i silnika – potrafią człowieka ponieść w kierunku czegoś duchowo istotnego. Motocykl daje przestrzeń do bycia ze sobą, do zaglądania w zapomniane rejony siebie, do poznawania, odgadywania, ale też do współdzielenia i odkrywania świata tak w ogóle.
Wiesz, czasem się zastanawiam, o co w ogóle w tym wszystkim chodzi, czemu ten motocykl jawi mi się jako coś wyjątkowego? Że dlaczego motocykl, a nie wspinaczka, jeździectwo, strzelectwo, szachy, medytacja albo scrapbooking? Motocykl stał się dla mnie znakomitym kompanem podróży, a ja chyba od dzieciaka lubię być w drodze. Kiedyś był plecak i autostop, potem pierwsze loty, wycieczki, wyprawy. Teraz są dwa kółka.
Beata Dutkiewicz-Kosek: Najchętniej jeżdżę poza asfaltem, a przynajmniej poza głównymi drogami. Czemu? Cóż, od zawsze kręciło mnie podróżowanie poza szlakiem. Nienawidzę zwiedzać, a klasyczna turystyka, wybrukowana zabytkowymi budynkami i upstrzonymi straganami, zupełnie mnie nie kręci. Zaglądam raczej do wiosek, położonych na drugim skraju lasu, do bram, do których nikt nie zagląda.
Lubię pobyć w miejscach, które odwiedzam, zrobić zakupy w wiejskim sklepiku, zagrać w piłkę z dzieciakami, pogadać przy piwie z „lokalsami” i dowiedzieć się czegoś więcej o tym, jak żyją, co robią, której drużynie kibicują, albo skąd biorą chleb.
Beata Dutkiewicz-Kosek, podróżniczka motocyklowa
A jak to było od początku? Gdzie na linii czasu twojego życia te motocykle się pojawiły po razpierwszy?
Beata Dutkiewicz-Kosek: Od zawsze wiedziałam, że będę jeździć motocyklem, choć nie było to nic, co nazwałabym marzeniem. To była oczywistość, taka sama jak to, że święta spędzę u rodziców, a po podstawówce pójdę do ogólniaka. Motocykle lubiłam tak zwyczajnie, tak jak się lubi zapach cytryny. Skąd się to we mnie wzięło? Trudno powiedzieć. Nie pochodzę z rodziny o motocyklowych tradycjach, ale wychowywałam się w latach ‘90 w gminie miejsko-wiejskiej, gdzie motocykle były na porządku dziennym. Od SHL-ek stojących pod blokiem po komarki kolegów.
Pamiętam, że czasem tato pożyczał WSK-ę od wujka i woził mnie nią do przedszkola, to było coś na co czekałam, choć nie zdarzało się często. Kiedyś moja o 10 lat starsza siostra zabrała mnie na podwórko. Nie wiem, ile mogłam mieć lat, ale pewnie nie więcej niż 3-4, bo chodziłam już dość sprawnie, ale jeszcze miałam wózek spacerowy. Podczas tego wyjścia, siostra spotkała kolegów i jeden zabrał ją na przejażdżkę MZ-tką. Nie odjechali daleko, ale podczas manewru zawracania przewrócili się, a wydech poparzył mojej siostrze udo. Musiałam ją więc na tym moim wózku przetransportować do domu. I wyobraź sobie, że nawet to wywołuje we mnie pozytywne wspomnienia, bo mogłam wreszcie zatroszczyć się o starszą siostrę (śmiech).
Później były przejażdżki z chłopakami, MZ-tką 251, która była tak ciężka, że nie umiałam jej nawet utrzymać na postoju, WSK-ą, Jawą, Junakiem. Slalomy między drzewami w okolicznym lesie i kilka przewrotek z niczego. To były tylko epizody, ale wystarczyły, żebym wrzuciła motocykl do szuflady z napisem: “fajne”. Potem wyjechałam na studia, potem do Pasterki, poznałam mojego obecnego męża i na świat przyszła Lea. W skrócie – dopadła mnie dorosłość.
Trochę to trwało, zanim motocykle wróciły jak bumerang?
Beata Dutkiewicz-Kosek: No tak… potem wybiło mi 30 lat. Nie był to jakiś spektakularny moment, ale szybko zorientowałam się, że życie po 30-stce jest świetne! Wszystko zaczęło mi się składać, przestałam się siłować ze światem i wróciłam do swoich wewnętrznych potrzeb, miałam trochę więcej czasu dla siebie, trochę zaczęłam znów podróżować.
Długo żyliśmy z Rychem bez ślubu, chyba z przekonania, że jak przysięgać, to z pewnością, że nikt i nic nigdy nas od siebie nie oddali. Aż wreszcie podjęliśmy decyzję – bierzemy ślub. Mój obecny małżonek, w ramach prezentu zaręczynowego, podarował mi kurs prawo jazdy kat. A. Przyznam, że to było niesamowite uczucie! W ogóle nie chodzi o ten kurs, ale taki prezent był symbolem tego, że on naprawdę doskonale mnie rozumie i zna, a przede wszystkim, że jemu moja potrzeba doświadczania wolności, czasem ponad wszystko, w ogóle nie przeszkadza.
Ślub braliśmy w 2017 roku, ale wtedy się na ten kurs nie zapisałam. Zdecydowała pewnie codzienność, może brak czasu, a może… cóż zwykłe lenistwo. Jednak rok później, koleżanka mi powiedziała, że zapisała się na kurs kategorii A – zaskoczyło mnie to, bo nawet nie wiedziałam, że ona też skrywa takie marzenia, ale to był kopniak w tyłek. Potem poszło szybko.
W trakcie kursu kupiłam Varadero 125 i pojechałam nim na Woodstock. Z końcem sierpnia skończyłam kurs, we wrześniu zdałam egzamin, kupiłam sobie BMW F650GS i w październiku, wbrew wszelkiemu rozsądkowi, pojechałam na samotną wyprawę dookoła Półwyspu Iberyjskiego. I tak to się właściwie zaczęło.
Jakim motocyklem obecnie jeździsz i jak lubisz go wykorzystywać?
Beata Dutkiewicz-Kosek: Obecnie jeżdżę Hondą CRF300 Rally. Nie przejechałyśmy jeszcze wspólnie zbyt wielu kilometrów – licznik pokazuje jakieś 7 tysięcy. Jednak to wystarczająco, żeby móc powiedzieć, że jest bardzo ok, ale wciąż za mało, żeby wiedzieć, czy to motocykl na lata. Wcześniej miałam „Betkę” BMW F650GS z 2000 roku (właściwie wciąż ją mam, bo jakoś ciężko zebrać się do sprzedaży).
W każdym razie, teraz jest Honda, która jest dla mnie świetnym kompromisem pomiędzy motocyklem, którym turystycznie można pośmigać asfaltem, a takim, co zjechać nim można z utwardzonej nawierzchni. Jest stosunkowo lekka, dużo wybacza, na moje potrzeby nie brakuje jej mocy i ma przyzwoicie wygodną kanapę. Można nią śmiało pojechać w podróż i mieć z tego sporo radości.
Widzę, że w dalsze zakątki świata wybierasz się ze sprawdzonymi organizatorami? Co o tymzdecydowało?
Beata Dutkiewicz-Kosek: Umówmy się, to są zupełnie inne wyjazdy niż te samodzielne. Jeździsz na lekko, śpisz w hotelach, masz stały support mechanika, zaplanowaną trasę, przewodnika i auto za plecami. To zupełnie inna bajka, aniżeli podróż z całym „majdanem”, mapą i niewiadomą. Ale ma to swój urok. Przede wszystkim dla mnie są to podróże rekreacyjno – treningowe. Z jednej strony wypoczywam prawie na all inclusive, a z drugiej – mogę w kontrolowanych warunkach i w fajnym towarzystwie sprawdzić się technicznie. Oczywiście nie są to wielkie wyzwania, ale jak dla mnie wystarczające.
Atutem jest też to, że trasa jest przez kogoś ułożona tak, żeby w krótkim czasie zobaczyć możliwie najwięcej. Nie mam na myśli ganiania od muzeum do muzeum, ale żebym ja sama trafiła na te tracki, to musiałabym spędzić w danym miejscu naprawdę sporo czasu. Tymczasem te zorganizowane wyjazdy (a byłam do tej pory z Olą Trzaskowską i MotoBirds) są zawsze gwarancją świetnych tras. Naprawdę, jeśli ktoś może sobie na taki wyjazd raz na jakiś czas pozwolić – to szczerze polecam.
Jest jeszcze aspekt towarzyski. Tak się składa, że nie otaczam się motocyklistkami i motocyklistami w moim życiu – ani przyjaciółka, ani mąż, ani tata nie jeżdżą. Zatem to też świetna okazja, żeby pobyć z innymi.
A jakie widzisz minusy takiego rozwiązania?
Beata Dutkiewicz-Kosek: Minusy? Na pewno to nie są wyjazdy budżetowe. W tej cenie oczywiście dostajesz: noclegi, śniadania, motocykl, wsparcie, przewodnika, opiekę i wiele, wiele innych rzeczy – i jest to warte tej ceny, ale nie są to przeciętne grosze. Więcej w sumie nie znajduję. To znaczy, nie chcę tutaj porównywać i oceniać, co jest lepsze, wycieczka zorganizowana samodzielnie czy wykupiona. Po prostu specyfika zorganizowanych wyjazdów wiąże się z tym, że o nic się nie martwisz, bo wszystko jest już ułożone, ciężko zatem mieć pretensje, że trzeba dotrzeć na czas do zabookowanego hotelu (śmiech).
Beata Dutkiewicz-Kosek, podróżniczka motocyklowa
No tak, ale skoro lubisz nieoczywiste miejsca, obcowanie z ludźmi różnych kultur – to nie czujesz, ze ogranicza twoje doznania, taka zaplanowana z góry wycieczka?
Beata Dutkiewicz-Kosek: No i tu mnie trochę masz. Ale tylko trochę… (śmiech) Pewnie gdybym jechała na taki wyjazd z oczekiwaniem wolności, swobody i nieskończonej ilości możliwości – być może czułabym się ograniczona. Ja jednak w pełni zdaję sobie sprawę, gdzie jadę, po co jadę, na ile jadę i z kim jadę. Traktuję te wyjazdy trochę jak wypad na all inclusive do Egiptu.
Z tą różnicą, że w kurorcie nad Morzem Czerwonym taplałabym się w basenie, a na tych wyjazdach z MotoBirds taplam się w błocie. Poza tym, Ola Trzaskowska zdaje się rozumieć potrzeby uczestników swoich wypraw. Doskonale rozeznaje się w oczekiwaniach jednostek i kiedy uważa, że te idą w parze z umiejętnościami, to daje zielone światło na mniejsze i większe akty wolności.
Jaki był stopień trudności tych wypraw? Musisz szlifować cały czas swoje umiejętności jazdy, żeby podołać wyzwaniom?
Beata Dutkiewicz-Kosek: Na to pytanie mogę dać tylko bardzo spersonalizowaną odpowiedź. Przede wszystkim, trudno mi mówić o stopniu trudności całej wyprawy, bo na każdej zdarzały się bardziej wymagające odcinki, jak i te, które były dla mnie bułką z masłem. Do tego, dzieli je jakiś okres czasu, w którym nabyłam doświadczenia, a pewne rzeczy, które kiedyś kładły się dreszczem na ciele – obecnie wywołują jedynie uśmiech na twarzy.
Obiektywnie jednak, chyba najprostsza była Kostaryka, a najbardziej wymagająca Tanzania. Choć dla mnie, osobiście, najtrudniej było w Kolumbii, bo wielokrotnie musiałam wtedy przełamywać lęki, a moje umiejętności na nadążały za chęciami. Gdy widziałam błoto albo wąski strumyczek do przekroczenia, mimowolnie zaciskałam ręce na manetkach.
Teraz natomiast jestem świeżo po Tanzanii i ani razu nie chwyciłam mocniej za kierownicę. Więc na pewno, jest to kwestia umiejętności i ogólnego obycia się z motocyklem. A o to akurat staram się zadbać, pojechać na szkolenie od czasu do czasu, pokręcić kółeczka na parkingu, przełamywać bariery w głowie. Czasem nie przychodzi mi to wcale łatwo, ale zakładam, że na wszystko przyjdzie pora.
Która z dotychczasowych wypraw najdłużej zostanie w twojej pamięci? Która wzbudziłanajwięcej emocji?
Beata Dutkiewicz-Kosek: Pytasz o te zorganizowane? To nie wiem… Wydaje mi się, że Kolumbia była dla mnie największym wyzwaniem. A najcudniejsza była Tanzania – tak teraz myślę. Ale, jeśli pytasz o wszystkie wyprawy, które mam za sobą, to chyba wypada mi wspomnieć Bałkany w 2019 roku. Byłam tam sama, choć na chwilę spotkałam się z bliskimi przyjaciółmi. Pierwszy raz zjechałam z asfaltu i było to okraszone wieloma trudami. Całościowo, to zdecydowanie była najpiękniejsza podróż!
Muszę się jednak przyznać, że w pamięci raczej zapadają mi pojedyncze motocyklowe dni lub ich fragmenty, aniżeli całe wyjazdy. Te drugie zlewają się w całość, natomiast poszczególne doświadczenia zostają ze mną na dłużej. Kiedy myślę o najpiękniejszych momentach, to mam pod powiekami: góry w Serbii, pierwsze zakręty w Alpach, Kraj Basków, Pireneje, rzeki w Kostaryce, fesz fesz w Tanzanii, błotniste zbocza w Kolumbii, górskie polany w Rumunii, jazdę wśród stada zebr i bawołów. Się rozmarzyłam…
Beata Dutkiewicz-Kosek
Robisz coś, co wielu mamom wydaje się bardzo trudne – masz prywatną działalność, dwójkędzieci i… czas na pasje?
Beata Dutkiewicz-Kosek: Hmmmm, odpowiedzieć na to pytanie łatwo nie będzie… Wierzę, że każdy ma swoje życie do przeżycia i że to nasze prywatne życie jest jedyną przestrzenią, w której mamy jakieś realne wpływy i coś do gadania. Lubię też myśleć, że człowiek dostaje w życiu tyle, ile jest w stanie znieść i dokładnie tyle, ile jest w stanie wziąć. Życiu natomiast oddajemy według tej samej zasady. To teoria grubymi nićmi szyta, wiem, ale oddaje mój sposób rozeznania się w świecie. Mam tutaj świetny przykład.
Mam przyjaciółkę, znamy się lekko ponad 30 lat, kawał czasu. Świetna dziewczyna, o bardzo szerokim horyzoncie poznawczym, sporo w życiu widziała, sporo podróżuje i… od kilku lat siedzi z dzieciakami w chacie. Ma ich trójkę. Zrezygnowała z pracy i oddaje się spędzaniu czasu z latoroślą. Jest z tym szczęśliwa i szczerze jej zazdroszczę, że przychodzi jej to wszystko z lekkością, tak naturalnie jest jej z tymi dzieciakami dobrze.
Bo dla mnie byłoby to trudne. Usiąść na dupie. Myślę nawet, że skończyłoby się to wieloletnią kozetką u odpowiedniego specjalisty. Nie wiem, czy wiesz, co chcę przez to powiedzieć, po prostu uważam, że każdy ma swój Everest do zdobycia i coś, co dla jednego jest błahostką, dla drugiego może być trudne i na odwrót.
To, że zadałaś takie pytanie, wynika chyba z przekonań, dotyczących kobiet w ogóle. Ściska mnie w żołądku, kiedy wyobrażę sobie, że jest cała masa dziewczyn, które zakotwiczyły się w obowiązkach rodzinnych, zawodowych, albo w wyrzutach sumienia i nie potrafią się z tego wszystkiego wyrwać. Mimo tego, że bardzo chciałyby być gdzieś indziej, robić coś więcej albo coś mniej – tylko rzeczywistość nie sprzyja, nikt nie wspiera, nikt nie kibicuje. Ściska mnie, aż do łez. I nie dlatego, że te dziewczyny mają tak beznadziejnych facetów, choć może czasem tak jest, albo że w ogóle ich nie mają i zostały ze wszystkim same.
Ściska mnie, bo taki mamy świat. Świat, w którym kobiecie przyszło żyć z wyrzutami sumienia, zapakowanymi do kieszeni. Okropne. I nie mam dla tych kobiet żadnej złotej myśli. To w nich musi dojrzeć potrzeba, by się z takiej czy innej sytuacji wyrwać. A może dojdą do wniosku, że wcale nie chcą się z niczego wyrywać, że jest im dobrze tam, gdzie są? Nie wiem…
Mam też ogromny żal do świata, że zadajemy kobietom takie pytania – nie zrozum mnie źle, ale czy ktoś pyta o to mężczyzn? Czy oni nie mają swoich obowiązków? Dzieciaków? Pracy? Nie pielęgnują domowego ogniska? Nie znam na te pytania odpowiedzi, ale wewnętrznie mnie to rusza, że jest jak jest, a powinno być inaczej…
Tak, masz faktycznie rację, presja społeczna na tradycyjny podział ról w rodzinie jest bardzo duża, jednak chcę wierzyć, że dla chcącego nic trudnego i nawet mając wiele na głowie, można żyć własnym życiem. Jak ty sobie to wszystko układasz i organizujesz?
Beata Dutkiewicz-Kosek: Jak ja to sobie organizuję? Powinnaś raczej zapytać jak organizują to sobie moi najbliżsi? (śmiech) A tak na serio… cóż… mam w życiu sporo szczęścia, że otaczam się ludźmi, z którymi się rozumiemy, szanujemy i wzajemnie sobie ufamy. Mój małżonek zajmuje się dzieciakami pod moją nieobecność, a właściwie głównie najmłodszym, bo córka ma już 10 lat i w dużej mierze jest samodzielna. Pomagają nam babcia z dziadkiem, a kiedy oni nie mogą to zatrudniamy kogoś do pomocy. Mieszkamy w maleńkiej wiosce w centrum Parku Narodowego Gór Stołowych, więc dzieciaki są chowane samopas, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku.
Dodatkowo pracujemy w dość elastycznym wymiarze godzinowym, a to wszystko pomaga w organizacji codzienności. Lea co prawda ma szkołę prawie 40 km od domu i trzeba ją tam codziennie zawozić, ale za to od niedawna wraca już autobusem, a do najbliższego przystanku mamy już tylko 13 km.
Wspominam o tym, żeby nakreślić jakim życiem żyjemy: dzieci na podwórku od rana do wieczora i 200 m do pracy rodziców, a to sprzyja wychowaniu w poczuciu bezpieczeństwa, bo większość czasu jesteśmy dla nich pod ręką. Dzięki temu zupełnie nie mają lęków przed zostaniem na dłużej u babci, wyjazdem na wakacje bez rodziców i tak dalej. Lea na przykład od piątego roku życia jeździ na kolonie, bez większych zawirowań.
Zresztą, ja mam podobną przypadłość, że właściwie nie tęsknię (to znaczy wiadomo, że to się zdarza, ale tylko w odniesieniu do ludzi i spraw, które utraciłam na zawsze). Ten mentalny komfort zapewne dużo daje. Tak myślę. Do tego moje życie zawodowe jest nieustanne. Często na wyjazdy zabieram ze sobą część obowiązków i w ogóle mi to nie przeszkadza, czasem się śmieję, że uprawiam „Moto Office” (śmiech).
Rok 2022 był dla mnie trudnym rokiem. W maju Ziemek, mój syn, z godziny na godzinę stał się pacjentem oddziału intensywnej terapii. Nie będę się zagłębiać w szczegóły, chodzi mi bardziej o to, że miałam taką myśl, że być może będę mu potrzebna dzień w dzień, że koniec wolności i wyjazdów bez ograniczeń. Gdyby tak było, to jednak nie miałabym krzty żalu. Szczęśliwie dla nas okazało się, że zapanowaliśmy nad chorobą bez wielkich wyrzeczeń, a gdy tylko pojawiła się możliwość wyjazdu – skorzystałam. I to jest ta druga strona medalu.
Zaufałam najbliższym, że jeśli mówią, że poradzą sobie beze mnie, to nie rzucają słów na wiatr. Choć towarzyszył mi lęk i strach, to zmotywowałam się w obawie, że jeśli zrezygnuję z motocykla, to dopadnie mnie w końcu frustracja, a tego bym dla siebie nie chciała.
Beata Dutkiewicz-Kosek, podróżniczka motocyklowa
Zdradzisz co to za praca? Czym się zajmujesz?
Beata Dutkiewicz-Kosek: Prowadzę schronisko górskie, pensjonat i sezonową restaurację, ale to nie jest mój biznes, współpracuję z Maćkiem – mam więc w sumie szefa. Takie prowadzenie obiektów, żeby sprawnie działały, czasem nie jest możliwe na odległość, ale czasem się da i wtedy chętnie z tego korzystam. Czy to ma swoją cenę? Pewnie! W tym roku na przykład zdarzyło mi się zawracać z motocyklowej wyprawy z Rumunii. Czy byłam wściekła? W sumie nie. Właściwie chyba nikt, poza moimi pracownikami nie oczekiwał, że wrócę, ale wewnętrznie wiedziałam, że to odpowiedzialne i mądre zachowanie.
Myślę, że tu chodzi o zaufanie: do siebie i do ludzi. Kiedy ktoś mówi, że cię potrzebuje a ty mu ufasz, to nie da się tego zlekceważyć. Tak było wtedy, bo wyjechałam na wakacje w szczycie sezonu, podejmując pewne ryzyko. Gdyby wszystko się udało miałabym 20 dni dodatkowego urlopu, ale wiedziałam, że gdy tylko coś zacznie się sypać – po prostu zawrócę. Bez żalu.
Kiedy dowiedziałam się, że spiętrzyły się bardzo poważne problemy, stwierdziłam: no dobra, jestem tam potrzebna, wracam. Trzeba mieć do tego dystans, bo z jednej strony to olbrzymia swoboda ruchu, z drugiej – odpowiedzialność. Umiejętność wyważenia spraw istotnych, pilnych, ważnych jest niezbędna. Trzeba ufać intuicji i własnym decyzjom.
Wierzę, że prawie wszystko zależy od naszych wyborów. Oczywiście to nie jest tak, że nagle postanawiasz coś mieć, coś wybierasz i to spada z nieba. Ale jeśli będziesz w życiu podejmować decyzje w zgodzie ze sobą, to nie obudzisz się nagle w sytuacji bez wyjścia. Tak to sobie przynajmniej tłumaczę.
To zdradź jeszcze, w jakim kierunku cię jeszcze ciągnie, jakie masz plany i marzenia?
Beata Dutkiewicz-Kosek: O matko, zabrakłoby przysłowiowego papieru, żeby wymienić wszystkie motocyklowe marzenia… Mam te większe i mniejsze, te podróżnicze i czysto techniczne. Obecnie rysuje się wstępny pomysł na dołączenie w marcu do kolegi, który wyrusza w podróż zachodnim brzegiem Ameryki Południowej. Zaczyna z Patagonii, a będzie kończył w Kolumbii. Trudno teraz powiedzieć, gdzie dokładnie będzie w okolicy początku marca, kiedy to będę mogła na chwilę zostawić Pasterkę, ale wychodzi, że pewnie Ekwador albo Kolumbia. Czy to się uda? Nie wiem, będę się starać.
Rok 2022 miał być też rokiem szkoleń, miałam kilka wykupionych, na kilka przeznaczony budżet, niestety sytuacja zdrowotna mojego syna pokrzyżowała plany i musiałam odsunąć te plany na inny czas, więc kto wie, może uda się to zrobić w roku 2023. Chciałabym też jesienią pojechać z Orlicami do Patagonii, a latem gdzieś na chwilę na południe Europy, czy bardziej zachodniej, czy bardziej wschodniej – tego jeszcze nie wiem.
Beata Dutkiewicz-Kosek – social media, @just.braap.betty
Automatyczny nadzór nad kierowcami w Polsce zapewnia sieć urządzeń zarządzanych przez CANARD (Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym). Sieć ta podlega Głównemu Inspektoratowi Transportu Drogowego. Obecnie w Polsce mamy 58 odcinkowych pomiarów prędkości, nieco ponad 30 urządzeń rejestrujących przejazd samochodów przez skrzyżowanie na czerwonym świetle oraz 587 urządzeń rejestrujących prędkość, czyli po prostu fotoradarów. Na tle innych krajów europejskich to bardzo niewielka liczba
Fotoradary 2023 – ile mają ich za granicą?
W państwach zachodniej Europy liczba urządzeń automatycznie nadzorujących ruch drogowy jest znacznie większa, a sama sieć – gęstsza, wystarczy przyjrzeć się poniższym liczbom:
Włochy: ok. 7,5 tys. urządzeń
Wielka Brytania: ok. 5,3 tys. urządzeń
Niemcy: ok. 5 tys. urządzeń
Francja: ok. 3,6 tys. urządzeń
Fotoradary 2023 – gęstość fotoradarów w Polsce
Zgodnie z danymi statystycznymi opublikowanymi przez serwis rankomat.pl w Polsce na 1000 km kwadratowych powierzchni przypada ok. 1,88 fotoradaru. W innych krajach analogiczne współczynniki przedstawiają się następująco:
Belgia: 30
Włochy: 26
Wielka Brytania: 17
Austria: 14
Niemcy: 11
Francja: 5
Fotoradary 2023 – ich liczba w Polsce raczej drastycznie nie wzrośnie
Mimo znacznej dysproporcji pomiędzy polskim systemem fotoradarów a siecią tych urządzeń w krajach zachodniej Europy raczej nie ma powodów do tego, by w najbliższym czasie, np. w roku 2023, coś się w kwestii fotoradarów w Polsce drastycznie zmieniło. Nie znaczy to jednak, że nie zmienia się nic. W 2023 roku zostanie zakończony projekt wdrożenia nowych odcinkowych pomiarów prędkości, o czym pisałyśmy już wcześniej w odrębnym materiale.
Fotoradary 2023 – Klaudia Podkalicka zastępcą szefa GITD
W październiku 2022 roku, zastępcą szefa GITD została Klaudia Podkalicka, znana nam postać, związana przede wszystkim z rajdami samochodowymi. Nie nam oceniać, czy zatrudnienie kierowcy rajdowego na stanowisku osoby odpowiedzialnej za nadzór nad systemem CANARD jest właściwym posunięciem. Podkalicka dopiero zaczyna, czas pokaże, czy jej działania zmienią coś w działaniu systemu fotoradarów w Polsce.
Paulina Wiecha, od prawie trzech lat jest pilotką rajdową w zespole Jagielnicki Rally Team i wraz z narzeczonym bierze udział w rajdach amatorskich. Ich pojazd to kultowe w tej dyscyplinie BMW E36. Para tworzy też razem Stowarzyszenie Rajdowe AKRally, w którym Paulina jest min. kierownikiem do spraw zabezpieczenia odcinków, na organizowanych przez rzeczone stowarzyszenie KJS-ach (skrót od konkursowa jazda samochodem). Paulina od niedawna ma też uprawnienia sędziego sportów motorowych PZM i jest na ostatniej prostej do uzyskania prawa jazdy kategorii C+E. Napędza ją miłość do motoryzacji i Bartka – jej życiowego partnera.
Motoryzacja to największa pasja w twoim życiu? Od czego to wszystko się zaczęło?
Moją największą pasją są zwierzęta i właśnie dlatego ukończyłam szkołę, która pozwoliła mi zdobyć tytuł technika weterynarii. Od dziecka tym właśnie się pasjonuję, aczkolwiek również od dziecka motoryzacja nie była mi obca. Wszystko zaczęło się od zabawek, pomimo posiadania lalek, to właśnie samochody sprawiały mi radość. Gdy żył mój dziadek, lubiłam pomagać przy jego poczciwym polonezie i razem z nim przygotowywałam samochód do weekendowych wypraw na ryby. Mogę stwierdzić, że zamiłowanie do samochodów rosło wraz ze mną. Im starsza byłam, tym bardziej interesowała mnie motoryzacja.
Zawsze lubiłam oglądać „co w trawie piszczy”, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, patrzyłam jak mój dziadek, a później ojczym, robią coś przy samochodach. A tak naprawdę zamiłowanie do nich urosło do wysokiej rangi, gdy byłam na tyle duża, by móc siedzieć w garażu ze znajomymi. Do tej pory wspominam cinquecento przyjaciela, który je dopieszczał pod domem, później był golf 2, biały jak śnieżynka. I to był przełomowy moment, kiedy zrozumiałam, dlaczego na moim komputerze jest o wiele więcej zdjęć samochodów niż jakichkolwiek innych. Zrozumiałam również, że mam o wiele większą wiedzę niż niejeden mój kolega.
Od zawsze trzymałam z chłopakami. Kulminacją mojego zainteresowania był jakiś rajd, na który mnie zabrali. Może i bym tego rajdu nie pamiętała, ale lecąc pomagać wypchać auto, które wpadło do rowu – zgubiłam buta, który został tam na wieki (śmiech). Miałam wtedy jakoś 14 lat i już byłam w pełni świadoma, że samochody to moje drugie zamiłowanie, zaraz po zwierzętach.
Paulina Wiecha
A teraz macie razem Amatorski Klub Rajdowy? Co to za inicjatywa?
AKRally Team, czyli Amatorski Klub Rajdowy – to moje małe dziecko. Wszystko zaczęło się w momencie poznania mojego narzeczonego – Bartka. Trafił swój na swego (śmiech). Ciężko jest mi być przy nim typową kobietą i bardzo mi to odpowiada. Brudny dres od smaru to mój codzienny outfit. Piwko z chłopakami w garażu, zamiast wina w restauracji? No rewelacja! Dokładnie kogoś takiego potrzebowałam w swoim życiu!
Zanim poznałam Bartka, to on już kilka lat startował w rajdach oraz rozkręcał stowarzyszenie, które powstało z pasji i chęci organizacji rajdów. A ja wpadłam jak śliwka w kompot – oddaję prawie całe swoje serce temu stowarzyszeniu. Jak już wspomniałam, mam w nim ważną funkcję, pod swoimi skrzydłami na każdym rajdzie mam około 20-30 osób, którymi muszę zarządzać, aby cała impreza przebiegła sprawnie i przede wszystkim bezpiecznie dla zawodników oraz kibiców. Bardzo to lubię i nieskromnie powiem, że chyba się w tym sprawdzam.
Jakie te rajdy organizujecie i dla kogo?
Organizujemy KJSy, czyli Konkursowe Jazdy Samochodem dla amatorów. Czynnie działamy również społecznie, między innymi chętnie pokazujemy nasze samochody na różnych festynach, pomagamy w zbiórkach charytatywnych, jak i innych, podobnych inicjatywach. W zeszłym roku wielokrotnie odwiedziliśmy domy dziecka, robiliśmy przejażdżki oraz licytacje, żeby zebrać pieniądze dla potrzebujących osób. Organizujemy również zbiórki dla Fundacji Tara, która pod swoimi skrzydłami ma prawie 300 zwierząt.
W założeniu naszego stowarzyszenia najważniejszy jest wizerunek oraz zadowolenie zawodnika. Robimy to z czystej pasji do motoryzacji. Na swoim koncie mamy już wiele imprez lecz myślę, że sezon 2022 jest przełomowym. Zorganizowaliśmy 3 KJSy pod nazwą Barwacz Group, a ostatnia runda odbyła się 4 grudnia . Nawet Rally and Race o nas pisało!
Ile trwa organizacja takiego rajdu i czego od Was wymaga? Macie zgraną ekipę do pomocy?
Organizacja rajdu to w zasadzie dwa miesiące wyjęte z naszego życia, a nasz dom zamienia się wtedy w jedno wielkie biuro rajdu. Zaczynając od tego, że musimy pojeździć po okolicy celem znalezienia odcinków, następnie wiele spotkań z właścicielami tych terenów, żeby uzyskać pozwolenia, a kończąc na tonach wydrukowanych dokumentów, związanych z organizacją. Nie jest to łatwe, wymaga wiele wyrzeczeń i poświęceń, bo każdy z nas pracuje też na etacie, więc każdą wolną chwilę poświęcamy na dopięcie całej imprezy.
Jakby tego było mało, zaczęliśmy zamykać odcinki dróg, co wiąże się z nieporównywalnie większym nakładem pracy w celu uzyskania pozwoleń. Przykładowo, aktualnie jesteśmy w trakcie zamykania odcinka drogowego i żeby tego dokonać, musieliśmy uzyskać pozwolenia od siedmiu instytucji! Mamy nadzieję, że wszystko poszło zgodnie z planem i dostaniemy pozwolenie, natomiast jest lekka nutka niepewności…
Startujesz też jako pilot rajdowy – daje się to wszystko jakoś połączyć?
Tak, jestem pilotem rajdowym, startuję BMW E36 wraz z moim partnerem. Moja przygoda z pilotowaniem zaczęła się w zasadzie przez przypadek. Bartek zakończył współpracę ze swoim pilotem w chwili, gdy przygotowywał się do kolejnego startu i niewiele myśląc, zaproponował mi start na prawym fotelu. Myślałam, że będzie to jednorazowy występ, tym bardziej, że na pierwszym odcinku kompletnie się nie spisałam. Na mecie narzeczony powiedział mi, że kompletnie sobie nie poradziłam i dodał: „dobra, ważne, że żyjemy” (śmiech).
Myślałam, że na tym moja kariera się zakończy, aczkolwiek jestem spod znaku lwa i podjęłam walkę ze swoim brakiem doświadczenia. Następne odcinki to był prawdziwy przełom, przestałam się bać i dopiero wtedy załapałam, o co w tym chodzi. Z odcinka na odcinek było coraz lepiej. Oboje byliśmy w szoku, jak szybko robię postępy. Pełni obaw postanowiliśmy, że spróbujemy razem startować. I w ten sposób mija nam kolejny sezon z coraz lepszymi wynikami.
To dla was ważne w tych startach? Doskonalenie umiejętności i wyniki?
Każdy rajd, który przejechaliśmy przed zmianą silnika, jechaliśmy przede wszystkim widowiskowo dla kibiców. Naszym głównym mottem jest: „nie musisz być na podium, żeby o tobie mówili” i rzeczywiście tak było. Jesteśmy znani z tego, że lubimy „zakręcić bączka”, tam gdzie inni nadrabiają stracone sekundy albo z tego, że ukończyliśmy rajd z jedną półosią. Po zmianie silnika wróciliśmy do „raczkowania”, bo auto nie chciało z nami współpracować.
Zmiana była ogromna (silnik z 2l na 2.8l), więc Bartek musiał nauczyć się na nowo jeździć. Pierwszy start porażka… i z każdym, kolejnym kilometrem zauważyliśmy, że to nie moc zablokowała mojego kierowcę, tylko zwyczajnie lęk. Szybko się jednak pozbierał i nasze wyniki poprawiały się diametralnie. No i mamy wicemistrza za rok 2022 na OMV Wałbrzyski Mistrz Kierownicy! Niestety te pierwsze starty uniemożliwiły nam wygranie, ale uważam, że z ostatniego miejsca wskoczyć na 2. jest sukcesem!
Ale nie da się startować i być organizatorem jednocześnie?
Jasne, że nie. W KJS-ach, które organizujemy nie jesteśmy w stanie startować. Jesteśmy wtedy w 100% zaangażowani w całe przygotowanie i organizację, żeby wszystko poszło gładko i bezpiecznie. Aczkolwiek był mały wyjątek – organizując Rajdową Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy wystartowałam wraz z przyjaciółką naszym poczciwym „gruzikiem”, czyli prywatnym (moim i przyjaciółki) BMW E36. Muszę przyznać, że zdecydowanie ta marka samochodów znalazła szczególne miejsce w moim sercu. Teraz tak myślę… że każdy (mój i narzeczonego) samochód posiada napęd na tylną oś (śmiech).
Z narzeczonym startujemy w prawie każdym rajdzie w okolicy, organizowanym przez innych. Co też nie jest łatwe, by wszystko ze sobą pogodzić. Zdarza się tak, że w ciągu miesiąca mamy każdy weekend pod znakiem rajdów. Albo startujemy, albo… organizujemy. Szczerze powiem, że doba ma dla nas zdecydowanie za mało godzin i sen stawiamy na samym końcu listy rzeczy do wykonania (śmiech). Przez zimę rajdy trochę zwolniły, ale żeby się nam nie nudziło, to już planujemy w styczniu bal kończący nasz sezon Barwacz Group. No i od lutego wszystko zacznie się od nowa: kolejne starty, kolejne organizacje naszych KJS-ów, kolejne wyprawy charytatywne i wiele, wiele innych rzeczy…
W tym roku braliście udział w Złombolu z trasą do Albanii – to pierwszy taki start?
Pierwszy był Rajd Koguta 2022. Startując w tym rajdzie, nie spodziewaliśmy się spotkania tak pozytywnych ludzi. Cała otoczka tego rajdu jest nie do opisania – to po prostu trzeba przeżyć! Rajd Koguta uzbierał prawie milion złotych dla chorych dzieci, jak i na schroniska dla zwierząt. Przygoda świetna i w sumie na niej miało się skończyć. Plan był taki, żeby przygotować naszego ukochanego poloneza na kolejny rok i wtedy pomyśleć o Złombolu, lecz my tak lubimy wyzwania…
O starcie jednak w tym roku decyzję podjęliśmy miesiąc przed startem. Tym razem pojechaliśmy naszym stowarzyszeniowym, poczciwym lublinem. Z racji tego, że był to nasz pierwszy start na taką odległość (do Albanii!) – totalnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Na różnych forach czytaliśmy, jak inni od roku szykują się do tego startu, a my mieliśmy tylko miesiąc na przygotowanie całej wyprawy! I w tym momencie szczerze i od serca napisze – to była zdecydowanie najlepsza przygoda w życiu! Zaczynając od samego startu, na którym pojawiło się tak wiele starych aut i tak wiele zwariowanych ludzi, w których żyłach płynie benzyna. Nigdy bym nie przypuszczała że będę brała udział w czymś takim.
Paulina Wiecha
Jakie wrażenia ze sobą przywieźliście?
Nasz złombolowy team nazywał się „Halyna Spalyna z Lublyna i spółka zło”. Dlaczego taka nazwa? Bo w 5 osobowej ekipie byłam jedyną kobietą (śmiech). Wrażenia z wyprawy są nie do opisania – po raz kolejny zrozumieliśmy, że jesteśmy w swoim żywiole. Bo czego chcieć więcej? Piękna słoneczna pogoda, która towarzyszyła nam przez cały wyjazd, super zwariowani ludzie, dookoła pełno klasycznej motoryzacji bloku wschodniego i wiele kilometrów od domu. Zdecydowanie najlepiej nam się spędza czas w takiej formie, to pomaganie przez jeżdżenie jest czym niesamowitym!
Pomogliśmy zebrać prawie 3 miliony dla dzieci z domów dziecka, jednocześnie nasz „bagaż” wypełnił się barwnymi wspomnieniami – co prawda lepszymi i gorszymi, lecz nie zamieniłabym je za żadne skarby świata! Wracając z wyprawy, tak 200 km od domu, nasz lublin zaczął się buntować i dokończyć podróż powrotną musieliśmy na… lawecie (śmiech). Diagnoza to uszkodzony silnik, ale na tę chwilę już wszystko zostało naprawione.
Jakie motoryzacyjne cele macie jeszcze na liście marzeń?
Naszym największym motoryzacyjnym celem jest to, by ludzie słysząc AKR mówili, że to te świry, które zdobywają świat, pędząc przed siebie swoimi poczciwymi wozami (śmiech). A tak całkowicie na poważnie, to moim kolejnym marzeniem do spełnienia jest start w Tarmac’u. Zbieramy się do tego od jakiegoś czasu, lecz ciągle wyskakują nam nowe pomysły, jak np. ten Złombol. Kolejne marzenie to zorganizowanie rajdu typowo charytatywnego, podobnego do Koguta i Złombola, lecz nastawionego typowo na schroniska, fundacje i stowarzyszenia dla zwierząt.
Mamy również plany, żeby zbudować kampera i wyjechać w nieznane. Ponieważ tak kocham motoryzację i podróże, nie musiałam się dać długo namawiać na zrobienie prawa jazdy na samochody ciężarowe. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem, to na wiosnę chcemy zacząć jeździć w podwójnej obsadzie i zwiedzać świat, a przy okazji zarabiać pieniądze na nasze motoryzacyjne marzenia, które z całą pewnością nie są tanie. Ale najważniejsze robić w życiu to co sprawia przyjemność i nie patrzeć na koszty czy wyrzeczenia. Zdecydowanie nie lubimy się nudzić!
Jeśli planujesz zacząć karierę kierowcy zawodowego, to warto dowiedzieć się o tachograf – co to jest i do czego służy – aby wiedzieć, z czym będziesz mieć na co dzień do czynienia podczas wykonywania zawodu.
Bo zwykli kierowcy, którzy korzystają z auta tylko do przemieszczania się po mieście, do pracy czy szkoły, mogli nigdy nie spotkać się z urządzeniem zwanym tachografem. Możliwe, że część osób nawet nie wie, że coś takiego istnieje lub jak to działa i do czego służy. Natomiast, zawodowi kierowcy znają tachograf bardzo dobrze, ponieważ jest to urządzenie, bez którego (w większości przypadków) nie mogą ruszyć w trasę.
Tachograf jest niewielkim urządzeniem, z którym możemy się spotkać w pojazdach służbowych. Urządzenie w sposób cyfrowy lub analogowy rejestruje aktywność pojazdu i kierowcy, w tym okres pracy oraz odpoczynku.
Tachograf odnotowuje takie informacje jak m.in.:
liczbę przejechanych kilometrów,
chwilową prędkość pojazdu
czas prowadzenia pojazdu.
Tachograf – do czego służy?
Tachograf ma dwa zasadnicze zadania.
Pierwszym jest poprawienie bezpieczeństwa na drodze. Długa jazda bez przerwy jest niebezpieczna, ponieważ po kilku godzinach jazdy kierowca jest zmęczony, spada jego koncentracja i wydłuża się jego czas reakcji. W takim stanie kierowca może łatwo doprowadzić do wypadku. Dlatego w 2006 roku uchwalono ustawę o czasie pracy kierowcy, która reguluje m.in. takie kwestie jak: ile czasu kierowca powinien spędzać za kierownicą oraz ile czasu powinien odpoczywać. Aby mieć pewność, że pracodawca, jak i pracownik stosuje się do tych przepisów wprowadzono na terenie Unii Europejskiej obowiązek montowania w pojazdach tachografów, które – jak już wiemy – rejestrują aktywność kierowcy.
Drugim, pobocznym zadaniem tachografu jest ułatwienie pracodawcy rozliczanie kierowcy. Ze względu, że urządzenie zapisuje czas pracy kierowcy, to pracodawca w łatwy sposób może sprawdzić ile jego pracownik pracował i jakie wynagrodzenie powinien dostać. Ponadto urządzenie chroni również kierowcę, ponieważ ma on dowód ile godzin spędził w pracy, przez co nie musi martwić się, że może zostać oszukany podczas wypłacania wynagrodzenia.
analogowy – był używany do 1 maja 2006 roku, tak więc znajduje się on w każdym pojeździe zarejestrowanym przed tą datą;
cyfrowy – w pojazdach zarejestrowanych po 1 maja 2006 roku znajdziemy już tylko i wyłącznie urządzenia cyfrowe.
Tachograf analogowy
Urządzenie analogowe odnotowuje dane za pomocą czujnika ruchu, który liczy zęby koła wzorcowego znajdującego się w skrzyni biegów. W ten sposób można odczytać prędkość i przebieg pojazdu. Uzyskane parametry pracy zapisywane są na papierowych tarczkach (wykresówkach) za pomocą rysika. W zależności od producenta tachografy analogowe mogą się od siebie różnić sposobem napędu, działaniem, zakresem pomiaru, sposobem rejestracji danych oraz napięciem zasilania. Wadą wersji analogowej jest łatwość sfałszowania danych oraz możliwość wystąpienia błędnych zapisów.
Tachograf cyfrowy
Wersja cyfrowa wyglądem przypomina radio samochodowe i posiada wyświetlacz, na którym pokazują się aktualne dane. Nośnikiem pamięci w tachografie cyfrowym jest dysk twardy i karta pamięci. Tachograf cyfrowy umożliwia archiwizowanie danych przez rok. Aby uruchomić tego typu urządzenie trzeba posiadać kartę kierowcy, którą wydaje pracodawca. Zaletą urządzenia cyfrowego jest trudność w sfałszowaniu danych oraz urządzenie dokonuje bardzo dokładnych pomiarów i robi to bezbłędnie.
Tachograf – jak działa?
Obsługa tachografu nie jest skomplikowana. W wersji analogowej, przed rozpoczęciem pracy i po jej zakończeniu, musimy wszystkie dane zapisać na papierowych tarczkach, m.in.:
dane kierowcy,
datę włożenia i wyciągnięcia tarczki,
lokalizację rozpoczęcia trasy i jej zakończenia,
numer rejestracyjny pojazdu,
stan drogomierza na początku i końcu trasy.
Po wypełnieniu danych można tarczkę włożyć do tachografu i rozpocząć pracę.
Natomiast wersja cyfrowa jest bezobsługowa. Wszystkie dane zapisują się automatycznie. Naszym jedynym obowiązkiem jest sczytywanie ich w odpowiednim momencie. Kartę kierowcy należy zgrać maksymalnie co 28 dni, a dane z nośnika maksymalnie co 90 dni.
Tachograf – kiedy obowiązkowy? Jakie auto musi być w niego wyposażone?
Część osób może myśleć, że tachograf montowany jest tylko w ciężarówkach, ale w rzeczywistości tachograf montuje się również w innych typach pojazdów. Otóż w tachograf muszą być wyposażone pojazdy:
których dopuszczalna masa całkowita przekracza 3,5 ton i służą celom komercyjnym,
które służą do przewozu powyżej 9 osób łącznie z kierowcą.
Tachograf – kiedy nie jest obowiązkowy? Jakie auto nie musi go mieć?
Istnieją pewne sytuacje, w których tachograf nie jest obowiązkowym wyposażeniem pojazdu. W tachograf nie muszą być wyposażone m.in.:
pojazdy, których dopuszczalna masa całkowita nie przekracza 3,5 ton
pojazdy używane do transportu osób, ale przewożą mniej niż 9 osób
pojazdy używane do przewozu osób w ramach przewozów regularnych, których trasa nie przekracza 50 km
pojazdy używane prywatnie, czyli, np. jeśli chcemy prywatnie przewieźć meble
pojazdy o dopuszczalnej maksymalnej prędkości nie przekraczającej 40 km/h
pojazdy specjalistyczne pomocy drogowej poruszające się w promieniu 100 km od swej bazy
pojazdy specjalistyczne używane do celów medycznych
Tachograf – przepisy, mandaty, prawo
Kary za nieprzestrzegania przepisów odnoszących się do tachografu są bardzo surowe. Za wszelkie manipulacje przy urządzeniu, które miałyby spowodować sfałszowanie zapisów, grozi kara grzywny do 5 tys. złotych lub kara pozbawienia wolności do 5 lat. Taka sama kara może spotkać osoby, które zamontowały tachograf analogowy w pojeździe zarejestrowanym po 1 maja 2006 roku. Natomiast w przypadku nie przyjęcia mandatu, sprawa trafia do sądu, gdzie może zostać nałożona kara grzywny nawet do 30 tys. złotych.
Ponadto wprowadzenie nowych przepisów drogowych, które weszły w życie 1 stycznia 2022 roku spowodowało, że można stracić prawo jazdy na 3 miesiące. Ustawa z dnia 2 grudnia 2021 r. o zmianie ustawy – Prawo o ruchu drogowym oraz niektóre inne ustawy Dz.U. 2021 poz. 2328 jasno regulują, że prawo jazdy może zostać zatrzymane w sytuacji kiedy:
tachograf nie zostanie włączony;
kierowca korzysta z cudzej karty kierowcy lub z przynajmniej dwóch kart własnych (w przypadku tachografów cyfrowych);
kierowca korzysta z cudzej wykresówki lub jednocześnie z kilku wykresówek (w przypadku tachografów analogowych);
kierowca prowadzi pojazd z odłączonym tachografem;
dojdzie do sfałszowania danych rejestrowanych przez tachograf poprzez niedozwolone urządzenie.
Fakt, że zostanie zabrane nam prawo jazdy nie oznacza, że nie zostaniemy dodatkowo ukarani karą grzywny.
Odebranie prawa jazdy ma stanowić szybką i nieuchronną reakcję na jedne z najpoważniejszych naruszeń stwierdzanych podczas kontroli drogowych, a ze względu na dolegliwość istotną z punktu widzenia pracy zawodowego kierowcy, jak i zatrudniającego go przedsiębiorcy, powinno zniechęcić do stosowania tego typu niedozwolonych praktyk.
Używane samochody elektryczne pomału zaczynają być już w zasięgu zwykłego kierowcy
Współczesne auta elektryczne pokonują już naprawdę dalekie dystanse i wyprawa nimi nawet w dalszą podróż wcale nie musi być powodem do stresu i nerwów. Chyba, że ruszacie w trasę w sezonie świątecznym, ale to inna historia, o której przeczytacie poniżej.
Szkopuł w tym, że elektryki nadal są bardzo drogie, a sytuacji nie poprawia ogólny wzrost cen samochodów w ostatnim czasie oraz wzrost kosztów ich finansowania. Ale nic straconego – przekonują zwolennicy elektromobilności – początek elektrycznej rewolucji zaczął się wiele lat temu, więc na rynku wtórnym znajdziecie samochody mające trochę lat na karku, ale należące już do tej generacji elektryków, którą naprawdę dało się jeździć na co dzień.
Dla Stanów Zjednoczonych była to Tesla Model S, ale dla Europy zdecydowanie Nissan Leaf, który debiutował pod koniec 2010 roku. 12-letni samochód idealnie wpisuje się w średnią wieku aut, jakie sprowadzają Polacy. Ceny egzemplarzy z 2012 roku zaczynające się od 38 tys. zł to może nie okazja na tle innych kompaktów, ale też trudno nazwać je zaporowymi. Czy to więc czas, aby przestać narzekać i zacząć rozglądać się za jakimś elektrykiem w dobrym stanie?
Ile na jednym ładowaniu przejedzie używany Nissan Leaf?
Dziennikarze pracujący dla AutoTradera postanowili to sprawdzić, korzystając z faktu, że jeden z nich posiada właśnie taki samochód, a konkretnie 10-letni egzemplarz. Korzysta on z mniejszej baterii o pojemności 24 kWh (w latach 2015-2017 dostępna była 30 kWh). Taki samochód według danych fabrycznych powinien przejechać 200 km na jednym ładowaniu.
Jak to wygląda w 10-letnim egzemplarzu i przy temperaturze -1 st. C? Komputer pokładowy auta pokazał przy pełnej baterii zasięg… 42 mil, czyli 68 km. Zadanie, jakie dziennikarze postawili przed sobą, to sprawdzenie, jak szybko da się baterię rozładować. Zamierzali więc jechać cały czas z maksymalną prędkością i z włączonymi odbiornikami prądu (ogrzewanie, światła, wycieraczki).
Leafa udało im się rozpędzić do 96-99 mil/h (154-159 km/h), ale według danych technicznych prędkość maksymalna jest ograniczona elektronicznie do 144 km/h, więc można założyć, że było to przekłamanie licznika. Taki styl jazdy sprawił, że po przejechaniu zaledwie 7,5 km (nie bawmy się już w ciągłe przeliczanie), zasięg spadł do 5 km. Auto jednak jechało dalej i rozładowało się kompletnie po 35 km. Najwyraźniej ostrzeżenia o nagłym spadku zasięgu były obliczone na wyrost, aby kierowca miał w razie potrzeby dostęp do rezerwy baterii.
Czy używany elektryk to auto niemal bezużyteczne?
Autorzy testu uspokajają, że chodziło jedynie o pokazanie skrajnego przypadku i skrajnej sytuacji. Miała to być bardziej rozrywka, niż prawdziwy test. Kłamali, czy naprawdę nie rozumieją, co właśnie pokazali?
Pod koniec materiału jest wyjaśnione, że testowany Leaf przejedzie w sprzyjających warunkach 106 km. Czyli jego zasięg spadł w ciągu 10 lat o połowę. Co więcej, na początku testu komputer wskazuje zasięg 68 km. W trybie Eco oraz bez włączonego ogrzewania. Kiedy na zewnątrz jest -1 st. C prawdopodobnie będziecie chcieli włączyć ogrzewanie, a to z kolei zmniejszy zasięg. Ponadto jeden stopień poniżej zera to nic nadzwyczajnego. A im mroźniejsze temperatury, tym bardziej zasięg spada.
Autorzy testu podkreślają, że przeprowadzili go w warunkach ekstremalnych. Serio? Prędkość maksymalna Leafa (elektronicznie ograniczone 144 km/h) to zaledwie 4 km/h powyżej prędkości dopuszczalnej w Polsce na autostradach. Z kolei -1 st. C to temperatura daleka od ekstremalnej – poprosilibyśmy o powtórkę testu przy -20 st. C, jeśli mamy mówić o najgorszych scenariuszach. Lecz nawet przy jednym stopniu poniżej zera potrzebujecie ogrzewania. Światła są obowiązkowe, zaś wycieraczki… zużywają tyle prądu, że można to pominąć.
Jaki płynie z tego wniosek? 10-letnie auto elektryczne nadaje się jedynie do kręcenia po mieście, zakładając, że mieszkacie w samym mieście i macie dostęp do własnego gniazdka. Do dalszych wyjazdów potrzebujecie innego pojazdu. Zaś jeśli mieszkacie poza miastem… nawet na pełnej baterii możecie nie wrócić do domu.
Jeep Avenger 2023 – pierwszy w pełni elektryczny Jeep, na dodatek budowany w Polsce, w fabryce koncernu Stellantis w Tychach. Najnowszy nieduży Jeep, pozycjonowany nieco poniżej modelu Renegade, jest już dostępny w oficjalnej puli zamówień tego modelu w Polsce. Czas zatem poznać szczegóły modelu Jeep Avenger 2023. Jaka cena w Polsce? Jakie wyposażenie? Jaki silnik? Są pytania, muszą być i odpowiedzi.
Jeep Avenger 2023 – gama modelowa
Po premierze tego modelu w 2022 roku, amerykańska marka oferowała wstępną edycję specjalną w przedsprzedaży. Teraz pula zamówień obejmuje już pełną gamę dostępnych wariantów i wersji wyposażeniowych. Co jest w ofercie?
Aktualnie najnowsza oferta modelu Jeep Avenger 2023 obejmuje cztery odmiany wyposażeniowe, nie licząc wersji premierowej o nazwie Jeep Avenger Launch Edition.
Jeep Avenger 2023 – ceny poszczególnych wariantów
Polski cennik modelu Jeep Avenger 2023 prezentuje się następująco:
Jeep Avenger Launch Edition – od 189 700 zł
Jeep Avenger (wariant bazowy) – od 174 000 zł
Jeep Avenger Longitude – od 181 300 zł
Jeep Avenger Altitude – od 191 100 zł
Jeep Avenger Summit (topowa wersja) – od 205 700 zł
Jeep Avenger 2023 – jaki napęd? Tu wyboru nie ma
Jeep Avenger 2023 to samochód oferowany na razie tylko z jednym wariantem napędowym. Jest to układ elektryczny, który trafi również do innych samochodów elektrycznych jakie znamy w grupie Stellantis (np. taki sam wariant silnikowy otrzyma nowy, mocniejszy Peugeot e-208, który do oferty wejdzie również w 2023 roku). O jakim napędzie mowa? Silnik elektryczny Jeepa Avengera ma moc 156 KM, jest on łączony z akumulatorem trakcyjnym o pojemności 54 kWh. Choć nie wydaje się to wiele, pamiętajmy, że Jeep Avenger jest niewielkim miejskim SUV-em segmentu B (auto jest mniejsze od Jeepa Renegade’a). Taki silnik ma zapewnić dynamikę wystarczającą do uzyskania 100 km/h w czasie 9 sekund. Prędkość maksymalna to 150 km/h, a deklarowany zasięg w cyklu mieszanym WLTP to 404 km.
Jeep Avenger 2023 – standard wyposażenia, co otrzymamy w poszczególnych odmianach?
Ceny poszczególnych wariantów Jeepa Avengera już znamy, a na jakie elementy wyposażenia mogą liczyć osoby zainteresowane poszczególnymi wariantami?
Jeep Avenger – w bazowej odmianie auto będzie stało na 16-calowych felgach stalowych, w kabinie nie zabraknie systemu multimedialnego Uconnect z ekranem 10,1″ oraz obsługą Android Auto i Apple CarPlay i interfejsem Bluetooth, do tego mamy bezkluczykowe uruchamianie pojazdu, reflektory LED, automatyczna klimatyzacja, asystent zjazdu ze wzniesienia oraz tempomat. Pokładowa, standardowa ładowarka pozwoli naładować baterię ze źródeł zmiennoprądowych mocą 11 kW z trzech faz. Kierowca bazowej odmiany będzie mieć też do wyboru kilka trybów jazdy.
Jeep Avenger Longitude – poziom wyżej stalowe felgi zostaną już zastąpione aluminiowymi (ale w tym samym rozmiarze 16″ co w bazowej odmianie), ta odmiana dokłada m.in. tylne czujniki parkowania, czy elektrycznie regulowane i podgrzewane lusterka.
Jeep Avenger Altitude – w tej odmianie auto otrzyma bardziej luksusowy sznyt. Lewarek przełącznika kierunków (klasycznej skrzyni biegów tu przecież nie ma) czy kierownica będą już obszyte ekoskórą, tempomat stanie się już adaptacyjny z wykrywaniem odległości i dostosowaniem prędkości. W odmianie Altitude standardem są również 17-calowe alufelgi, a pasażerowie drugiego rzędu siedzeń będą mogli naładować swoje urządzenia mobilne (gniazdka USB-C z tyłu).
Jeep Avenger Summit – topowa odmiana przygotowana przez Jeepa na rynek polski to przede wszystkim auto dopieszczone technologicznie. Kierowca w tym przypadku ma do dyspozycji wszystko to co niższe wersje, a dodatkowo m.in.: projektorowe reflektory LED z pełną automatyką (także świateł drogowych), przyciemniane szyby, indukcyjna ładowarka do smartfonu, podgrzewane fotele przednie i wycieraczki, monitorowanie martwego pola, kamera cofania, czujniki parkowania obejmujące pełną bryłę (360 stopni). Oprócz tego aktywny tempomat w tym przypadku będzie łączony z asystentem jazdy w korkach (automatyczna regulacja prędkości do zatrzymania, automatyczne ruszenie gdy pojazd w korku przed nami również ruszy).
Warszawska Strefa Płatnego Parkowania Niestrzeżonego rozszerzyła się o rejon pl. Hallera na Pradze-Północ i nowe obszary na północnym Mokotowie. W nowym kształcie zaczęła funkcjonować w poniedziałek, 2 stycznia. Strefa powiększyła się łącznie o ponad 39 km dróg i liczy już 402,5 km ulic. Obecnie znajduje się w niej ok. 56,8 tys. miejsc postojowych.
Strefa płatnego parkowania na warszawskiej Pradze
Na Pradze-Północ powiększona strefa płatnego parkowania SPPN objęła rejon pl. Hallera – obszar ograniczony od północy linią ul. S. Starzyńskiego, a z pozostałych stron sąsiadujący z dotychczasową granicą strefy. Do dotychczasowych 25 km dróg doszło ponad 9 km ulic leżących na powierzchni niespełna 1 km2, a do 3,6 tys. ogólnodostępnych miejsc postojowych (płatnych) dodanych zostało 1,4 tys. następnych. W powiększonym obszarze SPPN ustawiono 33 parkomaty. Obecnie strefa na Pradze-Północ to 63 ulice o łącznej długości 34 km, na których kierowcy mają do dyspozycji ok. 5 tys. miejsc postojowych. Aby zwiększyć ich liczbę, zmieniono organizację ruchu na 11 odcinkach przy 7 ulicach – teraz jest 16 odcinków ulic jednokierunkowych. Szczególnie uczulamy na zmianę organizacji ruchu kierowców jeżdżących na pamięć. Droga, która jeszcze w starym roku była dwukierunkowa teraz na Pradze-Północ może już być jednokierunkowa!
🅿Dziś strefa płatnego parkowania rozszerzyła się o rejon pl. Hallera na Pradze-Północ i nowe obszary na płn. Mokotowie. 🚗Strefa powiększyła się łącznie o ponad 39 km dróg i liczy już 402,5 km ulic. Znajduje się w niej ok. 56,8 tys. miejsc postojowych. ℹ️ https://t.co/P0Ay6iMOVrpic.twitter.com/Jdg7AfAG82
Strefa płatnego parkowania na warszawskim Mokotowie
Na niewielkim fragmencie Mokotowa strefa płatnego parkowania została wprowadzona ponad dekadę temu. Objęła wtedy mały fragment (tzw. klin) w rejonie ul. Puławskiej o powierzchni 1,1 km2 z ok. 1,5 tys. miejsc postojowych. Teraz rozszerzyła się o kolejne obszary na północy dzielnicy na których jest ok. 30 km ulic i kolejne 3,8 tys. miejsc postojowych. W sumie więc na Mokotowie SPPN obejmuje 85 ulic o łącznej długości 40 km, z ok. 5,3 tys. ogólnodostępnymi miejscami postojowymi. Na nowym obszarze strefy na Mokotowie stanęło 117 parkomatów.
Strefa płatnego parkowania – co najmniej 4% miejsc dla niepełnosprawnych
W obu dzielnicach, w których poszerzono dotychczasową SPPN, co najmniej 4 proc. wszystkich miejsc postojowych w SPPN to miejsca dla osób z niepełnosprawnościami. Dodatkowo, bilans parkingowy poprawiają strefy przeznaczone do parkowania tylko dla mieszkańców. To miejsca (za znakiem B-35 „Zakaz postoju”) oraz strefy (za znakiem B-39 „Strefa ograniczonego postoju”) z zakazem postoju, który nie dotyczy tylko posiadaczy odpowiedniego identyfikatora, przysługującego mieszkańcom najbliższej okolicy. Zostały one wprowadzone tam, gdzie niemożliwe okazało się wyznaczenie pełnowymiarowych – w rozumieniu odpowiednich przepisów – stanowisk postojowych, co jest warunkiem koniecznym do poboru opłat. Łącznie w rejonie pl. Hallera jest ok. 70 dodatkowych miejsc dla samochodów mieszkańców, a w obszarze SPPN na Mokotowie – ponad 400.
Strefa płatnego parkowania – co z mieszkańcami?
Mieszkańcy tych obszarów Pragi-Północ i Mokotowa, które od 2 stycznia znalazły się w SPPN, już od 3 grudnia 2022 r. mogli uzyskać abonament mieszkańca, uprawniający do bezpłatnego postoju na określonym obszarze. Tym, którzy jeszcze nie wyrobili abonamentu mieszkańca, przypominamy – może go otrzymać osoba fizyczna, która spełnia łącznie następujące warunki:
jest zameldowana na pobyt stały lub czasowy na terenie SPPN,
rozliczyła podatek PIT za poprzedni rok w Warszawie,
jest właścicielem, współwłaścicielem lub użytkownikiem pojazdu samochodowego o dopuszczalnej masie całkowitej do 2,5 tony lub samochodu osobowego powyżej 2,5 tony.
Strefa płatnego parkowania – jak załatwić abonament?
Sprawy związane z abonamentem, a więc jego wyrobienie lub przedłużenie można załatwić:
stacjonarnie – w każdym z Punktów Obsługi Pasażerów ZTM.
Są dwa rodzaje abonamentów: rejonowy i obszarowy. Abonament rejonowy kosztuje 30 zł rocznie i pozwala zaparkować na niewielkim obszarze w pobliżu miejsca zameldowania: w rejonie do 100 m od parkomatów oddalonych nie więcej niż 150 m od domu, co przekłada się średnio na kilkadziesiąt miejsc postojowych. Uprawnia do postoju w „strefach tylko dla mieszkańców”, czyli na odcinkach dróg oznakowanych znakiem B-35 „zakaz postoju” z tabliczką o treści „Nie dotyczy posiadaczy identyfikatora „B-35” – XYZ”, gdzie XYZ oznacza kod obszaru wpisany na identyfikatorze. Do abonamentu rejonowego przyporządkowane są odcinki B-35 znajdujące się w rejonie do 150 m od miejsca zameldowania.
Abonament obszarowy kosztuje 600 zł rocznie (z możliwością zapłacenia w dwóch równych ratach) i pozwala zaparkować na obszarze obejmującym całe osiedle. Obszary abonamentowe obejmują ok. 800-1200 miejsc postojowych. Parkować można po obu stronach ulic będących granicami obszarów. Osoba zameldowana na granicy obszaru może wybrać, w którym obszarze będzie obowiązywał abonament. Uprawnia on do postoju w „strefach tylko dla mieszkańców” B-35 na całym obszarze obowiązywania abonamentu.
Nie żyje Ken Block, rozpoznawalny na całym świecie kierowca rajdowy, drifter i youtuber, któremu sławę w skali globalnej przyniosła seria filmów „Gymkhana” prezentujących szalone popisy samochodami wyczynowymi. Ken Block był bardziej showmanem niż wyczynowym kierowcą, niestety, kolejnego show z jego udziałem już nie będzie. Zgodnie z informacjami opublikowanymi przez biuro szeryfa hrabstwa Wasath w stanie Utah, Block zginął podczas wypadku na skuterze śnieżnym.
Ken Block – wypadek na skuterze
Zgodnie z dostępnymi obecnie informacjami Ken Block miał wypadek podczas jazdy na skuterze śnieżnym. Według wstępnych ustaleń amerykańskich służb, które otrzymały wezwanie do wypadku ok. godziny 14. czasu lokalnego 2 stycznia 2023 roku, kierowca zjeżdżał skuterem po stromym zboczu, pojazd został podbity na lekkim wzniesieniu, następnie wywrócił się i przygniótł kierowcę. Zgodnie z ustaleniami policji zgon nastąpił na miejscu.
Ken Block – zespół potwierdza
Tragiczne informacje potwierdził już oficjalnie zespół Kena Blocka, czyli Hoonigan Racing Division, który w oficjalnym komunikacie opublikowanym na Instagramie oświadczył:
„Z głębokim żalem możemy potwierdzamy fakt, że Ken Block zginął dzisiaj w wypadku na skuterze śnieżnym. Ken był wizjonerem, pionierem i ikoną. A przede wszystkim ojcem i mężem. Będzie go bardzo brakowało. Prosimy o uszanowanie prywatności rodziny pogrążonej teraz w żałobie.”
Hoonigan Racing Division; źr. Instagram
Ken Block – kierowca wszechstronny
W zasadzie nie było pojazdu, za kierownicą którego Ken Block nie próbował by swoich sił i to nie tylko na ściśle sportowych arenach. Próbował swoich sił nie tylko w WRC (wystąpił w 25 rundach) czy rallycrossie, jeździł też na snowboardzie, deskorolkach, na motocyklach, my jednak najbardziej zapamiętamy go z wyjątkowo widowiskowej serii Gymkhana, w której Block za kierownicą stuningowanych do granic możliwości samochodów rajdowych prezentował iście kaskaderskie możliwości.
Ken Block i Gymkhana – przeżyjmy to jeszcze raz
Poniżej prezentujemy filmy z tej kultowej już serii:
Ostatnią odsłonę Gymkhany z udziałem Kena Blocka nakręcono w Las Vegas. W tym filmie Block zasiadał za kierownicą eksperymentalnego, elektrycznego wyczynowego Audi S1 Hoonitron, ten prototypowy wóz zbudowano inspirując się legendarnym Audi S1 quattro. O tym projekcie pisałyśmy we wcześniejszym materiale.
Używanie telefonu w czasie jazdy samochodem – co mówią przepisy?
Każdy kierowca wie, że korzystanie z telefonu w czasie jazdy jest zabronione. Inna sprawa, że nie każdy o tym pamięta, a jeszcze mniej osób się tym zakazem przejmuje. Niemniej ustawa Prawo o ruchu drogowym (art. 45, ust. 2, pkt. 1) mówi jasno:
Kierującemu pojazdem zabrania się korzystania podczas jazdy z telefonu wymagającego trzymania słuchawki lub mikrofonu w ręku.
Warto ten przepis przypomnieć, ponieważ często można spotkać się z kpiącymi uwagami, zwracającymi uwagę na pozorny absurd, że nie można rozmawiać przez telefon, ale używać go jako nawigacji przyklejonej do szyby już tak. Albo, że klikanie na telefonie jest zakazane, ale ekrany dotykowe montowane w samochodach już nie.
Tym wszystkim osobom warto cytować powyższy przepis. Nie ma tam słowa o zakazie korzystania z urządzeń elektronicznych. Chodzi tylko o trzymanie telefonu w ręce. W razie nagłej sytuacji na drodze potrzebujecie obu rąk, by prawidłowo zareagować, a jest mało prawdopodobne, żebyście wypuścili wtedy swojego smartfona z dłoni. Lecz jeśli znajduje się on w uchwycie, możecie w każdej sekundzie złapać kierownicę.
Jaki jest mandat za korzystanie z telefonu w czasie jazdy?
Jeszcze nie tak dawno za jazdę z telefonem w ręku, groziło 200 zł mandatu oraz 5 punktów karnych. Po zeszłorocznych zmianach taryfikatorów mandatów i punktów karnych, kara za to wynosi 500 zł oraz 12 punktów karnych!
Podwyżka grzywny jest poniekąd zrozumiała, zwłaszcza w kontekście tego, że rok temu część mandatów wzrosła o wiele bardziej. Zaskakuje za to liczba punktów karnych – wystarczy dwa razy popełnić takie wykroczenie w ciągu dwóch lat i już tylko najdrobniejsze przewinienie dzieli nas od utraty prawa jazdy.
Dla porównania, jeśli skasujecie komuś samochód, ale zostanie on najwyżej lekko ranny (uszczerbek na zdrowiu poniżej 7 dni), to dostaniecie tylko 10 punktów. I gdzie tu sprawiedliwość?
Co grozi za korzystanie z telefonu na przejeździe kolejowym?
Jak to wszystko co napisaliśmy, ma się do przejazdów kolejowych? Wyobraźcie sobie prostą sytuację – zbliżacie się do jednego z nich, nagle zapalają się czerwone światła i opadają rogatki. Oznacza to przynajmniej kilka minut czekania, aż nadjedzie pociąg. Co wtedy robicie?
Istnieje spora szansa, że sięgniecie z nudów po telefon. A policjant sięgnie po bloczek mandatowy i wypisze wam karę na 500 zł i 12 punktów karnych. Jak to możliwe?
Jeśli stoicie przed przejazdem kolejowym i czekacie na podniesienie rogatek, to nadal uczestniczycie w ruchu drogowym. Wasze zatrzymanie wynika z warunków ruchu drogowego i nie ma znaczenia, że zanim przejedzie pociąg, a rogatki się podniosą, będziecie mieli sporo czasu na odłożenie telefonu i przygotowanie się do dalszej jazdy.
Policja ma sposób na kierowców korzystających z telefonów
Jeśli myślicie, że przedstawiamy tutaj sytuację czysto teoretyczną i że przecież żaden policjant z drogówki nie będzie się przechadzał koło samochodów stojących na czerwonym świetle, zaglądając, co robią kierowcy, to jesteście w grubym błędzie. Policja jak najbardziej się tym interesuje.
Przykładowo KPP w Piasecznie przeprowadziła jakiś czas temu akcję pod, jakże pomysłowym i chwytliwym kryptonimem, „Czujne oko drona wypatrzy smartfona”. Wyposażeni w drona z dużym zoomem policjanci zaglądali przez szyby kierowcom oczekującym na możliwość dalszej jazdy, a później wystawiali im mandaty. Z satysfakcją później pochwalili się całą akcją na swojej stronie internetowej, a zdjęcia w tym tekście pochodzą właśnie z tej informacji prasowej.
Jesteśmy pewni, że zaglądanie co robi kierowca w stojącym samochodzie, było najlepszym możliwym wykorzystaniem czasu pracy funkcjonariuszy i najbardziej przysłużyło się poprawie bezpieczeństwa na naszych drogach.
Jakie samochody były najchętniej wybierane przez klientów w 2022 roku? Marką, która zdobyła serca i portfele klientów w ubiegłym roku była Toyota, jednak ta informacja nie jest dla nikogo, kto choćby pobieżnie obserwuje rynek. Najczęściej wybierane marki oprócz Toyoty to Skoda i Kia. Japońska marka wysforowała się na pozycję lidera już w połowie roku, a później systematycznie zwiększała swoją przewagę nad konkurentami.
Na podium najlepiej sprzedawanych marek aut osobowych na rynku polskim w 2022 roku uplasowały się następujące marki – obok nazwy marki podajemy liczbę sprzedanych (i zarejestrowanych) aut oraz procentowy wzrost lub spadek w stosunku do roku 2021 (dane za IBRM Samar).
Toyota: 73 868 egzemplarzy (-0,87% rok do roku)
Škoda: 42 067 egzemplarzy (-6,66% rok do roku)
Kia: 33 715 egzemplarzy (+4,31% rok do roku)
Jak widać z marek, które sprzedawały się najlepiej, tylko jedna może zaliczyć ubiegły rok do naprawdę udanych i jest to KIA, która jako jedyna z czołowych marek odnotowała wzrost sprzedaży w stosunku do 2021 roku. Toyota choć jest liderem, odnotowała niewielki spadek, powodów do zadowolenia nie ma też Skoda, która nie dość że straciła pozycję lidera w 2020 roku, to jeszcze zamyka rok ze stratą ponad 6 procent w wielkości sprzedaży w stosunku do 2021 roku.
Najczęściej wybierane marki pozycje z pierwszej dziesiątki
A co poza podium? Poniższe marki również znalazły drogę do portfeli i garaży Polaków:
Volkswagen: 30 814 egzemplarzy (-10,48% rok do roku)
Hyundai: 26 888 egzemplarzy (+0,18% rok do roku)
BMW: 23 769 egzemplarzy (-0,7% rok do roku)
Mercedes: 21 354 egzemplarzy (+6,67% rok do roku)
Dacia: 20 721 egzemplarzy (+4,08% rok do roku)
Audi: 19 323 egzemplarzy (+1,84% rok do roku)
Ford: 16 435 egzemplarzy (-14,01% rok do roku)
Najczęściej wybierane marki – wyniki sumaryczne całego rynku
Gdy spojrzymy na dane globalnie, to rynek nowych aut w 2022 roku skurczył się o 6,03 proc. W 2021 roku Polacy kupili i zarejestrowali 446 681 nowych samochodów osobowych, podczas gdy w 2022 roku było to 419 765 aut. Nieco lepiej wygląda rynek marek premium. Po pierwsze na koniec roku wykazuje wzrost na poziomie 3,5%. Wynik grudniowy w tym segmencie rynku był o niemal 20% lepszy niż rok wcześniej.
Nie tak dawno przygotowałyśmy zestawienie najczęstszych błędów kierowców korzystających z tras szybkiego ruchu, w Nowym Roku, czas na kolejne tego typu zestawienie, dotyczące tego, jakie wykroczenia kierowcy popełniają w mieście. Najczęstsze miejskie wykroczenia? Gdy unikniesz choćby części z nich, Twoje szanse na mandat i karne punkty znacząco zmaleją!
Miejskie wykroczenia – 1 – zielone jadę? Nie zawsze
Ruch w dużym mieście rzadko kiedy jest naprawdę płynny. Liczne skrzyżowania, sygnalizacja świetlna, duże natężenie ruchu i korki gotowe. Bardzo wielu kierowców zapomina o jednej ważnej zasadzie: zielone światło nie zawsze daje prawo do przejechania przez skrzyżowanie, szczególnie w sytuacji, gdy ze względu na istniejący zator pokonać w pełni skrzyżowania się nie da. W takim przypadku zamiast pchać się na zatłoczone skrzyżowanie, którego nie można przejechać, poczekajmy przed nim, mimo że świeci się dla nas zielone światło. Ewentualne „ponaglenia” kierowców z tyłu zignorujmy, racja jest po naszej stronie. Tego typu miejskie wykroczenia naprawdę irytują, bo potrafią zablokować skrzyżowanie nawet na długie godziny. Zablokowanie ruchu na skrzyżowaniu przez „spieszących się”, który na siłę wjechali na zielonym na skrzyżowanie, bez możliwości jego opuszczenia to główna przyczyna drastycznie zwiększających się korków w mieście. Jaką karę może nałożyć policja? W myśl art. 90 Kodeksu wykroczeń będzie to co najmniej 500 zł:
Art. 90. [Tamowanie lub utrudnianie ruchu]
§ 1.
Kto tamuje lub utrudnia ruch na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, podlega karze grzywny do 500 złotych lub karze nagany.
§ 2.
Jeżeli wykroczenia, o którym mowa w § 1, dopuszcza się prowadzący pojazd mechaniczny,
podlega karze grzywny nie niższej niż 500 złotych.
Miejskie wykroczenia – 2 – niewłaściwe parkowanie
W dużych miastach jest ciasno, w efekcie miejsc do parkowania jest zbyt mało. Nie tłumaczy to jednak zachowania wielu kierowców, którzy np. zaparkują na pasach dla pieszych lub postawią auto w innym niedozwolonym miejscu. Zdecydowanie zalecanym rozwiązaniem jest poszukanie prawidłowego miejsca parkowania gdzieś dalej i krótki spacer, niż blokowanie ruchu innym, poprzez ustawianie auta w miejscu niedozwolonym. Jaki mandat za niewłaściwe parkowanie? To zależy od wykroczenia, poniżej kilka przykładów:
parkowanie na chodniku – 100 zł
naruszenie zakazu postoju w miejscach utrudniających wjazd lub wyjazd – 100 zł
zatrzymanie się wzdłuż linii ciągłej tak, że inni kierowcy zmuszeni są przecinać tę linię – 100 zł
zatrzymanie pojazdu na przystanku autobusowym, na całej długości zatoki lub w odległości krótszej niż 15 metrów od znaku wyznaczającego przystanek – 100 zł
zatrzymanie pojazdu na pasie/drodze dla rowerów – 100 zł
zatrzymanie pojazdu w strefie zamieszkania w miejscach innych niż wyznaczone – 100 zł
naruszenie zakazu postoju przed przejazdem kolejowym – 100 zł
zatrzymanie pojazdu przed przejściem dla pieszych/przejazdem dla rowerzystów lub w odległości mnniejszej niż 10 metrów od tego przejścia/przejazdu – do 300 zł
zatrzymanie pojazdu (nie wynikające z warunków ruchu) na moście, w tunelu, na wiadukcie – 200 zł
zatrzymanie pojazdu na przejeździe kolejowym lub tramwajowym lub w odległości krótszej niż 10 metrów od tego przejazdu – 300 zł
za nielegalne (bez uprawnień) parkowanie w miejscu dla niepełnosprawnych – 1200 zł.
Miejskie wykroczenia – 3 – brak kierunkowskazów
Kolejnym, notorycznie obserwowanym grzechem popełnianym przez kierowców w mieście jest brak sygnalizacji planowanego manewru kierunkowskazem. Nie ma znaczenia, czy kierowca planuje skręcić na najbliższym skrzyżowaniu czy też pojedzie prosto, czy też chce zmienić pas ruchu, robi to co uważa za stosowne, a Ty się domyśl. W efekcie dochodzi o – na szczęście w mieście zwykle niegroźnych – kolizji i stłuczek. A te miejskie wykroczenia łatwo wyplenić! Wystarczy zawczasu zasygnalizować zamiar zmiany kierunku jazdy czy zmiany pasa za pomocą kierunkowskazu. Nieprawidłowe używanie (czyli np. sygnalizowanie kierunkowskazem jazdy prosto na drodze z pierwszeństwem łamanym) lub nieużywanie kierunkowskazów zagrożone jest karą 200 zł mandatu i 2 punktami karnymi.
Miejskie wykroczenia – 4 – rozmowy przez telefon
Można by powiedzieć, że w dzisiejszych czasach, kiedy w bardzo wielu autach istnieje możliwość sparowania telefonu z systemem głośnomówiącym wbudowanym w pojazd, wykroczenie polegające na rozmawianiu przez telefon trzymany w dłoni podczas prowadzenia pojazdu przejdzie do historii. Nic bardziej mylnego. To bardzo częsty widok w mieście i to niezależnie od klasy auta. Tymczasem prowadzenie pojazdu z jednoczesnym trzymaniem telefonu w dłoni przy uchu i prowadzeniem rozmowy znacząco upośledza koncentrację kierowcy. W razie nieprzewidzianej sytuacji i konieczności wykonania unikającego manewru szansa, że wykonamy go poprawnie, znacząco maleje. Waga tego wykroczenia znajduje również swoje odbicie w najnowszym taryfikatorze. Za prowadzenie rozmowy przez telefon (w sensie korzystania z telefonu, nie chodzi tylko o rozmowę, ale też o SMS-y, MMS-y itp.) podczas jazdy nowy taryfikator przewiduje mandat 500 zł i aż 12 punktów karnych. Przypominamy, za przekroczenie 24 punktów karnych traci się prawo jazdy.
Miejskie wykroczenia – 5 – brak pasów bezpieczeństwa
Nie zapinasz pasa bo jedziesz tylko dwie przecznice? Tak myśli wielu kierowców. Tymczasem brak pasów powoduje, że obrażenia jakie mogą wystąpić nawet przy niewielkiej stłuczce mogą być znacznie poważniejsze. Nie zapięty kierowca czy pasażer w razie kolizji jest jak pocisk, który przemieszcza się dalej z prędkością, jaką miało auto tuż przed zderzeniem. Karą za niezapięte pasy może ponieść nie tylko kierowca, ale i pasażer! Jeżeli to kierowca jedzie niezapięty, zapłaci 100 zł mandatu i otrzyma 2 punkty karne, ale jeżeli wiezie pasażerów, którzy również mają niezapięte pasy, dodatkowo otrzyma kolejne 100 zł i 4 punkty karne. Pasażer, który wbrew poleceniom kierowcy nie zapiął pasów, naraża się na mandat w kwocie 100 zł.
Nowy Rok zawsze oznacza jakieś zmiany w przepisach, wymieniamy jakich zmian kierowcy mogą oczekiwać w 2023 roku. Co się zmieni dla kierowców w 2023?
Co się zmieni dla kierowców w 2023? Konfiskata aut
Nowelizacja kodeksu karnego wprowadzająca zapisy dotyczące konfiskaty aut pijanym kierowcom wejdzie w życie dopiero 13 grudnia 2023 roku. Oto w jakich sytuacjach są orzeknie przepadek pojazdu:
Kierowca, który prowadzi pojazd mechaniczny mając więcej niż 1,5 promila alkoholu we krwi.
Kierowca, który prowadząc pojazd mechaniczny w stanie nietrzeźwości (od 0,5 promila alkoholu we krwi) spowoduje wypadek.
Kierowca, który w ciągu dwóch lat od popełnienia pierwszego przestępstwa (jazda w stanie nietrzeźwości czyli od 0,5 promila alkoholu we krwi, ale nie więcej niż 1,5 promila) popełni je raz jeszcze.
Co się zmieni dla kierowców w 2023? Co z konfiskatą, gdy kierowca prowadził nie swoje auto?
A co w sytuacji, gdy pijany kierowca prowadził nie swoje auto? W takim przypadku będzie albo kara finansowa o równowartości pojazdu, który byłby przedmiotem konfiskaty, gdyby należał do kierowcy winnego prowadzenia w stanie nietrzeźwości, albo – w przypadku kierowców zawodowych – nawiązka w kwocie nie mniejszej niż 5000 zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Wartość kary równoważnej wartości auta ma być obliczana na podstawie kwoty polisy autocasco danego pojazdu, albo – gdy polisy takiej nie będzie, bo nie jest obowiązkowa – na podstawie średniej wartości rynkowej konkretnego typu i modelu pojazdu.
Co się zmieni dla kierowców w 2023? Wyższe kary więzienia dla pijanych
Nowelizacja Kodeksu karnego wprowadzająca konfiskatę wydłuży również kary więzienia dla pijanych kierowców. Dziś kierowca popełniający przestępstwo jazdy w stanie nietrzeźwości jest zagrożony karą do 2 lat więzienia. Po zmianach będzie to od 3 do 5 lat więzienia.
Co się zmieni dla kierowców w 2023? Wyższe kary za brak OC
Kara za brak OC jest powiązana ze średnim wynagrodzeniem w gospodarce i w 2023 roku wzrośnie ona dwukrotnie. W okresie od 1 stycznia 2023 roku do 30 czerwca 2023 roku kierowcy, którzy zapomną o opłaceniu OC zapłacą:
1400 zł, gdy brak OC nie trwał dłużej niż 3 dni
3490 zł, gdy brak OC trwał od 4 do 14 dni
6980 zł, za brak OC trwający dłużej niż 14 dni
Od 1 lipca 2023 roku, do końca 2023 roku kary będą wyższe:
1440 zł, gdy brak OC nie trwał dłużej niż 3 dni
3600 zł, gdy brak OC trwał od 4 do 14 dni
7200 zł, za brak OC trwający dłużej niż 14 dni
Co się zmieni dla kierowców w 2023 roku? Nowa procedura zaboru prawa jazdy przez starostów
Kolejną oczekiwaną zmianą jest dostosowanie niekonstytucyjnych procedur zaboru prawa jazdy za prędkość na zabudowanym (przekroczenie o ponad 50 km/h) lub za zbyt dużą liczbę pasażerów (ponad 3 osoby ponad limit) przewożonych przez kierowcę. Tak naprawdę zmieni się niewiele, bo pomiar prędkości i znaczne jej przekroczenie czy przewożenie zbyt dużej liczby osób, to nie są wykroczenia, których popełnienie wzbudzałoby wątpliwości. Przyjęcie mandatu przez kierowcę oznacza przyznanie się do winy i tym samym traci on prawo jazdy w pełni legalnie. Nowe procedury są konieczne w przypadku, gdy kierowca nie przyjmie mandatu (ale wówczas musi być pewien, że nie popełnił wykroczenia i musi to jeszcze udowodnić przed sądem, bo gdy mu się to nie uda poniesie jeszcze większe koszty).
Co się zmieni dla kierowców w 2023 roku? Nowe szkolenia niwelujące punkty karne
Cały czas na nie czekamy, bo póki co wiadomo jedynie o projektach zmian w tym zakresie. 17 września 2022 roku zlikwidowane zostały szkolenia pozwalające zmniejszyć liczbę punktów karnych uzbieranych przez kierowcę. Jednocześnie okres obowiązywania punktów karnych wydłużył się do dwóch lat. Dziś nie ma żadnej procedury pozwalającej na zmniejszenie liczby punktów. Oczekuje się, że wprowadzone zostaną szkolenia resetujące liczbę punktów do zera, będą one droższe (mówi się o 500 zł) i dłuższe (28 godzin) niż te wcześniejsze, ponadto na takie szkolenie kierowca będzie mógł się zapisać raz na 5 lat. Jeżeli odbędzie szkolenie i w ciągu np. 2 lat uzbiera kolejny limit punktów nie będzie mógł już skorzystać z takiej formy kasacji punktów.
Co się zmieni dla kierowców w 2023 roku? Uszczelnione przeglądy diagnostyczne
Kolejną spodziewaną zmianą jest uszczelnienie systemu obowiązkowych przeglądów technicznych pojazdów. Diagności będą musieli wykonać zdjęcie diagnozowanego pojazdu na stanowisku diagnostycznym, będą musieli również wykonywać zdjęcie licznika przebiegu oraz przechowywać tę dokumentację co najmniej przez 5 lat. Chodzi o naprawienie absurdalnej sytuacji, że w Polsce przeglądów nie przechodzi zaledwie 5 proc. pojazdów, podczas gdy w Niemczech jest to ponad 20 proc. Polacy tak bardzo dbają o auta? Raczej system diagnostyczny jest nieszczelny.
Przewiduje się również wprowadzenie większych opłat za badania, gdy kierowca się spóźni na badanie techniczne. Gdyby spóźnienie było większe niż 30 dni, wówczas badanie kosztowałoby podwójną stawkę. Z drugiej strony przewiduje się korzyści dla osób, które na badanie techniczne umówią się przed terminem (ale nie wcześniej niż 30 dni przed terminem), wówczas diagnosta po zaakceptowaniu stanu pojazdu i podbiciu badań, zaprosi kierowcę na kolejne badanie po roku + liczbę dni o ile wcześniej ów się zjawił (ale nie więcej niż 30 dni).
1 stycznia 2023 roku weszła w życie nowelizacja Prawa o ruchu drogowym oraz ustawy o kierujących pojazdami. Zgodnie z tą nowelizacją, wysokość opłaty za egzamin na prawo jazdy, określany jest przez sejmik województwa. Odbywa się to na drodze uchwały i jest to akt prawa miejscowego. Innymi słowy, w różnych województwach koszt egzaminu państwowego może być różny.
Zmieniły się także zasady wynagradzania egzaminatorów
Możliwość ustanowienia wyższych opłat za egzaminy na prawo jazdy, to nie jedyne zmiany, jakie weszły 1 stycznia. Sejmiki wojewódzkie określają teraz także warunki, na jakich wynagradzani będą egzaminatorzy.
Jak czytamy w ustawie, pod uwagę ma być brany charakter pracy egzaminatorów oraz zadbanie o odpowiedni poziom wykonywanych przez nich zadań. Z zastrzeżeniem, że warunki wynagradzania nie mogą być gorsze, niż obecnie.
Wprowadzona nowelizacja ma także zakończyć trwającą od dawna walkę Wojewódzkich Ośrodków Ruchu Drogowego o państwowe pieniądze. Do tej pory musiały się finansować samodzielnie, ale jednocześnie nie mogły podnosić cen za egzaminy, dostosowując się do sytuacji rynkowej i rosnących kosztów własnych.
Teraz mogą one ubiegać się o dotacje z budżetów województw. Maksymalna wysokość dotacji nie może przekroczyć połowy kosztów działalności danego WORD-u.
Jakie są najtańsze nowe samochody w 2023 roku? Nowy Rok to okazja do prezentowania różnego rodzaju zestawień i podsumowań. Wielu skupia się na statystykach podsumowujących rok miniony, my tym razem skupiamy się na teraźniejszości, proponując wam aktualne zestawienie najtańszych nowych samochodów jakie da się zamówić w Polsce na początku 2023 roku.
Najtańszym nowym samochodem, jaki można obecnie zamówić w naszym kraju jest koreański przedstawiciel najmniejszego segmentu małych aut miejskich (segment A), model Hyundai i10. To jedyny nowy samochód, który mieści się w budżecie nie przekraczającym 55 tys. zł. Nawet tak podstawowe auto ma na pokładzie asystenta unikania kolizji czołowych z wykrywaniem pieszych i rowerzystów czy asystenta pasa ruchu (monitoruje, ale nie prowadzi aktywnie po pasie). Jest nawet klasyczny tempomat z ogranicznikiem prędkości. Nie ma radia w bazowej wersji wyposażeniowej, ale są 2 głośniki. Nie ma też klimatyzacji.
Dopłacając niecałe 2000 zł do ceny bazowego Hyundaia i10 możemy stać się właścicielami technologicznej kuzynki: Kii Picanto. Pod względem napędu i mechaniki jest to bliźniak Hyundaia i10. Z czego wynika wyższa cena? Być może z tego, że tu w standardzie wersji bazowej mamy radio z MP3 i bluetooth. Jest też klimatyzacja manualna i port USB. Bazowo skonfigurowana Picanto stoi na 14-calowych, stalowych felgach.
Mitsubishi Space Star to auto z pogranicza segmentów A i B. Wizualnie bryła przypomina najmniejsze miejskie autka, ale samochód ten jest nieco większy od typowych przedstawicieli najmniejszego segmentu. To przede wszystkim czuć w środku. Bagażnik nie jest znacząco większy, ale miejsce w drugim rzędzie może pozytywnie zaskoczyć, zwłaszcza biorąc pod uwagę gabaryt. Jeżeli chodzi o wyposażenie, jest klimatyzacja, gniazdko USB, 2 głośniki, ale o radio musimy postarać się sami, lub wybrać wyższy (i droższy) poziom wyposażenia.
Najmniejsza propozycja włoskiej marki ceni się nieco wyżej od azjatyckiej konkurencji. Stylowe, małe autko do miasta, w którym w podstawowym poziomie wyposażenia i bazowym silniku hybrydowym (miękka hybryda) możemy liczyć na klimatyzację manualną z filtrem przeciwpyłkowym i w zasadzie tyle. Oczywiście systemy, o których wspomniałyśmy przy okazji opisu Hyundaia i10 również są obecne, ale to dziś standard, bez którego auto nie zaliczy europejskich testów bezpieczeństwa.
Niemiecka marka może nie słynie ze szczególnie ekscytujących wizualnie aut, ale nie sposób odmówić jej praktyczności. Jak jest w przypadku najmniejszego Volkswagena? Z tą praktycznością to tak nie do końca, bo jeżeli priorytetem jest jak najniższa cena, to najtaniej zapłacimy za mniej praktyczne nadwozie trzydrzwiowe. Dla singla wystarczy. Wewnątrz możemy liczyć na klimatyzację manualną, radia nie ma, ale głośniki są. Jest też stacja dokująca i gniazdko USB, co pozwala uczynić z naszego smartfona multimedialne centrum tego pojazdu. Udany pomysł.
Dane techniczne:
Wymiary (długość/szerokość/wysokość): 3600 / 1910 / 1641 mm
Bardzo stylowy maluch z Włoch. Wyższa cena od wspomnianej wyżej konkurencji wynika przede wszystkim z wyróżniającego się stylu. W bazowej wersji wyposażenia nazwanej Cult możemy liczyć na ogranicznik prędkości, klimatyzację manualną z filtrem przeciwpyłkowym, monitorowanie ciśnienia opon, jest też prosty system multimedialny z dotykowym ekranem 5″, 4 głośnikami i gniazdkiem USB oraz interfejsem bluetooth.
Jeszcze nie przekraczamy progu 60 000 zł, a już mamy możliwość zamówienia najtańszego w Polsce przedstawiciela segmentu B, czyli subkompaktowych aut miejskich. Dacia Sandero to samochód, który niczego nie obiecuje. Od pierwszej śrubki projekt ten nastawiony jest na niską cenę, ale nie oznacza to tandety, jest to też auto siłą rzeczy (gabaryt) praktyczniejsze od mniejszych modeli z segmentu A. W bazowej wersji wyposażeniowej Essential są diodowe światła dzienne i mijania (drogowe to już halogeny), jest lampka do czytania po stronie kierowcy, oświetlenie bagażnika, regulator i ogranicznik prędkości, czy system multimedialny z radiem DAB, 2 głośnikami, Bluetooth, USB i uchwytem na smartfon. Czego może brakować? Klimatyzacji.
Kolejny przedstawiciel miejskiego segmentu B. Rio w bazowym wydaniu ma lampki do czytania już nie tylko dla kierowcy, ale i pasażera z przodu, blokadę drzwi tylnych (dzieci ich przypadkowo nie otworzą), jest klimatyzacja manualna, nawet schowek na okulary. Podróż umili 4-głośnikowy zestaw multimedialny z radiem cyfrowym DAB z RDS i MP3, z obsługą Bluetooth (możliwość sparowania smartfonu).
Suzuki Swift w bazowym wydaniu wyróżnia się obecnością kamery cofania, nie zabrakło klimatyzacji manualnej, czy gniazdka USB. Ciekawostką jest obecność radioodtwarzacza z czytnikiem płyt kompaktowych (!), obsługa MP3 i wsparcie dla bezprzewodowej komunikacji bluetooth (parowanie smartfonu). System audio bazowo ma 4 głośniki.
Nasze zestawienie zamyka auto co prawda najdroższe z najtańszych, ale też największe, najbardziej przestronne i z największym bagażnikiem. W podstawowej wersji wyposażeniowej Active, Fabia zapewnia m.in. klimatyzację manualną, komputer pokładowy z własnym wyświetlaczem, radio Swing z wyświetlaczem 6,5″, z dwoma gniazdkami USB-C. Nie zabrakło też interfejsu Bluetooth. Skromnie, ale za to z największym w naszym zestawieniu bagażnikiem.
Podsumowując, żaden z powyższych samochodów nie urzeknie Was dynamiką, ale jeżeli potrzebujecie po prostu dotrzeć z punktu A do punktu B, to każdy z wymienionych modeli dobrze zrealizuje to zadanie. Warto też podkreślić, że każdy z samochodów w naszym zestawieniu to bardzo oszczędny model. Żaden z wymienionych średnio nie pali więcej niż 5,5 l/100 km.
W Polskiej Policji, od 1 stycznia 2023 roku obowiązuje nowy wzór ważnego dokumentu: legitymacji służbowej każdego funkcjonariusza. Jak wyglądają legitymacje policyjne 2023? Publikujemy wzory nowych dokumentów, obowiązywać one będą do końca 2026 roku. Jeżeli ktoś podczas zatrzymania na drodze legitymuje się starszym wzorcem, niezgodnym z tu prezentowanym, macie do czynienia z „fałszywym policjantem„.
Legitymacje policyjne 2023 – zmiana co cztery lata
Zmiana wzorców dokumentów identyfikujących funkcjonariuszy nie jest niczym niezwykłym. Proces ten jest realizowany cyklicznie na mocy rozporządzenia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Nowe legitymacje policyjne 2023 zaprezentowano m.in. na oficjalnym profilu twitterowym Polskiej Policji:
Od dzisiaj obowiązuje nowy wzór legitymacji policyjnych🚨
Poniżej aktualny wzór legitymacji służbowej policjanta obowiązujący w latach 2023 – 2026
Legitymacja służbowa policjanta ma formę spersonalizowanej karty identyfikacyjnej o wymiarach 85,6 x 53,98 x 0,76 mm, wykonanej z wielowarstwowego poliwęglanu, personalizowanej metodą grawerowania laserowego, zawierającej następujące zabezpieczenia przed fałszerstwem:
element graficzny w postaci napisu POLICJA wykonany farbą optycznie zmienną,
linie giloszowe oraz mikrodruki w polu zdjęcia,
element dyfrakcyjny DOVID,
tło reliefowe w postaci napisu POLICJA,
dwukolorowe tło giloszowe wykonane w technice druku irysowego,
mikrodruki,
elementy wykonane farbą aktywną w promieniowaniu ultrafioletowym,
element zabezpieczający CLI,
tłoczenia powierzchni.
Legitymacje policyjne 2023 – jakie informacje? Awers
Poniżej wymieniamy szczegóły i detale jakie powinny figurować na awersie oryginalnego dokumentu:
tło w kolorze czerwono-niebiesko-czerwonym, z napisem POLICJA;
w prawej górnej części wizerunek orła ustalony dla godła Rzeczypospolitej Polskiej;
w górnej części napis POLICJA o wymiarach 35,7 x 6,3 mm;
poniżej napisu POLICJA nazwa jednostki organizacyjnej Policji, w której policjant pełni służbę lub w przypadku legitymacji policjantów pełniących służbę w:
a) komisariacie Policji – nazwa komendy powiatowej Policji, komendy miejskiej Policji lub komendy rejonowej Policji, na obszarze działania której znajduje się komisariat Policji,
b) komisariacie specjalistycznym Policji – nazwa komendy wojewódzkiej (Stołecznej) Policji, na obszarze działania której znajduje się komisariat specjalistyczny Policji,
c) ośrodku szkolenia Policji – nazwa komendy wojewódzkiej (Stołecznej) Policji, na obszarze działania której znajduje się ośrodek szkolenia Policji;
w lewej środkowej części wizerunek twarzy policjanta;
w prawej środkowej części, na wysokości wizerunku twarzy policjanta, występujące pod sobą kolejno:
a) gwiazda policyjna,
b) NR LEGITYMACJI z trzyliterowym oznaczeniem serii oraz sześciocyfrową numeracją karty identyfikacyjnej,
c) napis w kolorze czarnym: WAŻNA DO oraz poniżej: 31.12.2026;
w środkowej części znak holograficzny (okrągły, transparentny hologram stylizowanego orła) nachodzący na dolny prawy róg pola z wizerunkiem twarzy policjanta;
poniżej wizerunku twarzy policjanta napisy w kolorze czarnym: NR IDENTYFIKACYJNY, IMIĘ, NAZWISKO, STOPIEŃ, wraz z odpowiednimi danymi.
Legitymacje policyjne 2023 – co znajdziemy na rewersie dokumentu?
Rewers zawiera następujące elementy:
w górnej części tło w kolorze czerwono-niebiesko-czerwonym;
w lewej górnej części tła napis w kolorze czarnym ORGAN WYDAJĄCY wraz z nazwą organu, który wydał legitymację służbową;
w dolnej części tła napis w kolorze czarnym „W przypadku znalezienia legitymacji należy niezwłocznie zwrócić ją do najbliższej jednostki organizacyjnej Policji. Nieuprawnione posługiwanie się legitymacją podlega odpowiedzialności karnej.”;
w prawej górnej części dokumentu białe pole z widocznym, w zależności od kąta obserwacji, wizerunkiem twarzy policjanta lub stylizowanymi literami RP;
w dolnej części, na tle reliefowym w postaci napisu POLICJA, obszar zawierający dane przeznaczone do odczytu maszynowego.
Czy na pewno dobrze znasz znak A-1? Znaki z serii A to znaki ostrzegawcze, doskonale rozpoznawalne dzięki swojej charakterystycznej, trójkątnej formie (z małymi wyjątkami). Znaki A-1 „Niebezpieczny zakręt w prawo” oraz A-2 „Niebezpieczny zakręt w lewo” teoretycznie nie budzą wątpliwości, mimo to wielu kierowców mijając ten znak popełnia poważne wykroczenie narażając się na wysokie mandaty.
Znak A-1 i A-2 – nie tylko ostrzega o niebezpiecznych zakrętach
Podstawową definicję obu interesujących nas tu znaków powinien znać każdy kierowca. Zadaniem tego znaku jest ostrzeganie kierowców, którzy go mijają, że zbliżają się właśnie do niebezpiecznego zakrętu w prawo (A-1) lub w lewo (A-2). Znaki te stosuje się najczęściej poza terenem zabudowanym, przed gorzej widocznymi i ciaśniejszymi zakrętami. Najczęściej w odległości 100 – 300 metrów od samego zakrętu. Znak ten ustawiany jest również przed zakrętami, na których wcześniej dochodziło do kolizji i wypadków. Kierowca po minięciu tego znaku musi pamiętać o zachowaniu szczególnej ostrożności, ale nie tylko.
Wielu kierowców zapomina o tym, że po minięciu znaku A-1 lub A-2 obowiązuje również dodatkowo zakaz wyprzedzania pojazdów silnikowych. Nie musi on być dodatkowo sygnalizowany dodatkowym znakiem (np. B-25 „Zakaz wyprzedzania”), gdyż zakaz ten wynika bezpośrednio z samej obecności znaku A-1 lub A-2. Warto jednak pamiętać, że wyprzedzenie rowerzysty na zakręcie sygnalizowanym jednym z opisywanych znaków jest dopuszczalne, ale kierujący pojazdem silnikowym nie może podczas takiego manewru przekroczyć namalowanej na jezdni linii ciągłej oddzielającej pasy ruchu w przeciwległych kierunkach, jednocześnie wciąż musi dochować odpowiedniej odległości, która w przypadku wyprzedzania rowerzysty wynosi nie mniej niż 1,5 metra od wyprzedzanego rowerzysty.
Znak A-1 i A-2 – widzisz oznakowanie uzupełniające? Zwolnij
Znak A-1 i A-2 często jest ustawiany razem z tablicami prowadzącymi U-3 (charakterystyczne „jodełki”), które dodatkowo informują kierowców o przygotowaniu się do zmiany kierunku jazdy wynikającej z obecności ostrego zakrętu. Niekiedy znaki A-1 i A-2 występują na jednym słupku wspólnie ze znakiem B-33 „Ograniczenie prędkości”. W tym ostatnim przypadku zwolnienie do prędkości wskazanej na znaku jest obowiązkiem, niemniej zawsze warto mieć na uwadze zmniejszenie prędkości przed ostrym zakrętem.
Znak A-1 i A-2 – jaka kara za wyprzedzanie po minięciu tych znaków?
Wykroczenie polegające na rozpoczęciu lub kontynuowaniu wyprzedzania pojazdów silnikowych po minięciu opisywanych tu znaków kosztuje słono. Kierowca, który zostanie przyłapany przez policję na tym naruszeniu przepisów będzie musiał zapłacić 1000 zł mandatu, otrzyma również 8 punktów karnych.
Znak A-1 i A-2 – pamiętaj o recydywie
W myśl najnowszych przepisów obowiązujących w Polsce od 17 września 2022 roku, kierowca, który w ciągu dwóch lat od uiszczenia mandatu za wyprzedzanie za znakiem A-1 lub A-2 popełni to samo wykroczenie jeszcze raz, będzie odpowiadać za naruszenie przepisów w warunkach recydywy, to z kolei oznacza, że mandat wówczas wyniesie aż 2000 zł, a do konta kierowcy zostanie dopisanych kolejnych 8 punktów karnych.
Ostatni, świąteczny tydzień 2022 roku za nami, czas podsumować co działo się na polskich drogach w tym okresie. Ile wypadków zdarzyło się w tym okresie? Mamy jedną dobrą wiadomość. 30 grudnia 2022 roku. Tego dnia na polskich drogach nie zginął nikt. Liczba ofiar wynosiła zero. Niestety, wciąż takich dni jest w naszej rzeczywistości zbyt mało.
Ile wypadków na drogach?
Według policyjnych statystyk od 24 grudnia 2022 roku do Sylwestra odnotowano 284 wypadki drogowe. Dniem, w których takich zdarzeń było najmniej był pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia. 25 grudnia doszło tylko do 21 wypadków drogowych, najwięcej wypadków wydarzyło się w Wigilię i 27 grudnia 2022 roku – w obu tych dniach policjanci odnotowali po 41 zdarzeń drogowych kwalifikowanych jako wypadek.
Najczarniejsza statystyka, czyli liczba ofiar wypadków drogowych w Polsce, choć w ostatnim tygodniu 2022 roku wyglądała nieco lepiej niż np. w latach sprzed pandemii, to wiele jest jeszcze do poprawy. W 284 wypadkach drogowych zginęło 26 osób. Dla nich były to ostatnie święta. Jak wspomniałyśmy, najlepiej pod tym względem wyglądał 30 grudnia 2022, kiedy nikt nie zginął, choć liczba wypadków tego dnia nie była najniższa (odnotowano 39 zdarzeń).
picie alkoholu w zaparkowanym samochodzie
Ile wypadków – pijani kierowcy
Okres świąteczno-noworoczny to czas, kiedy spożycie napojów wyskokowych jest zazwyczaj wyższe niż w pozostałe dni roku. Jak zatem wyglądają statystyki kierowców, którzy zdecydowali się usiąść za kółko po alkoholu? Niestety, nie najlepiej.
W całym omawianym okresie (od Wigilii do końca Sylwestra) policjanci zarejestrowali blisko 1500 pijanych kierowców (dokładnie 1497 osoby kierowały pojazdem w stanie po spożyciu alkoholu lub w stanie nietrzeźwości). Rekordowy pod tym względem okazał się 27 grudnia, kiedy to patrole zatrzymały 249 kierujących na „podwójnym gazie”. Z kolei najmniej pijanych, bo 153 osoby, złapano 29 grudnia 2022 roku.
Ile wypadków – ranni w wypadkach
Patrząc na statystyki należy porównywać ze sobą wiele różnych danych, bo to daje pełniejszy obraz sytuacji. Np. wspomniałyśmy wcześniej, że 30 grudnia nikt nie zginął. To dobra wiadomość, ale jest też gorsza. Tego właśnie dnia w wypadkach, których było sporo (39, wobec najwyższej dziennej liczby 41 odnotowywanej w ostatnim tygodniu 2022 roku), rannych zostało aż 60 osób, co jest najwyższą dzienną wartością w statystykach omawianego okresu od Wigilii do Sylwestra. Łączna liczba rannych w tym okresie to 345 osób. Najmniej rannych odnotowano w dniu, kiedy było najmniej wypadków, czyli 25 grudnia. W 21 zdarzeniach na drogach rannych było 24 osoby i jedna zginęła.
Ile wypadków – podsumowanie statystyk
Na koniec podsumujmy statystyki, oto dane za okres od 24 grudnia 2022 do 31 grudnia 2022:
Od dziś, tj. 1 stycznia 2023 roku, w cenie paliwa, za które płacimy na stacjach mamy już 23-procentowy, a nie 8-procentowy, jak do końca ubiegłego roku, podatek VAT. Wielu obawiało się drastycznych podwyżek cen paliwa. Jednak obawy te okazały się płonne. Brak znacznych podwyżek wynika z dość tajemniczych ruchów na rynku hurtowym.
Ceny paliw 2023 – obniżka w hurcie pod koniec roku
W ostatni dzień starego, 2022 roku, PKN Orlen obniżył stawki hurtowe. Jeszcze 30 grudnia 2022 roku metr sześcienny (1000 litrów) benzyny bezołowiowej Eurosuper 95 wyceniany był na 5936 zł. 31 grudnia 2022 roku, cena ta spadła do 5245 zł za 1000 litrów. Spadki odnotowała również w tym samym okresie hurtowa cena benzyny Super Plus 98 (z 6265 zł do 5543 zł za 1000 litrów) oraz olej napędowy Ekodiesel (z 6895 zł do 6057 zł za 1000 litrów). To ok. 12 procentowa obniżka cen hurtowych zaledwie w ciągu doby.
Ceny paliw 2023 – mamy Nowy Rok, obniżek ciąg dalszy
1 stycznia 2023 roku większość paliw (bo już tym razem nie wszystkie) ponownie potaniała. Oto lista zestawiająca poszczególne paliwa i trzy wartości, odpowiednio z 30 grudnia, 31 grudnia 2022 oraz 1 stycznia 2023 roku:
Cena Eurosuper 95 – 5936 zł / 5245 zł / 5106 zł
Cena Super Plus 95 – 6265 zł / 5543 zł / 5470 zł
Cena ON Ekodiesel – 6895 zł / 6057 zł / 6094 zł
Jak widać ceny benzyny (zarówno 95, jak i 98) ponownie poszły w dół, choć w mniejszym stopniu niż w przeciągu ostatniej doby starego roku, ale już olej napędowy nieznacznie podrożał, choć wciąż w hurcie jest tańszy o ponad 10 proc. w stosunku do kwot z 30 grudnia 2022.
Cudów na Orlenie ciąg dalszy⚠️ Dziś znów paliwa na Orlenie tanieją o 14-13% w 2 dni
Giełdy zamknięte, forex zamknięty, rynek ropy zamknięty. A w Orlenie taniej i taniej😊
Ceny Paliw 2023 – obniżki hurtowe skompensowały wzrost VAT
Jak zauważa ekonomista Rafał Mundry komentujący nie wynikające z mechanizmów rynkowych, takich jak cena ropy na światowych rynkach czy siła waluty, obniżki cen paliw w hurcie, przeprowadzona obniżka pozwala skompensować wzrost cen wynikający ze wzrostu podatku VAT o 15 punktów procentowych (z 8% do 23%). Paliwa w ciągu ostatnich dwóch dni potaniały o 13-14 procent. Efekt? Różnice na stacjach są bardzo niewielkie lub wręcz żadne w stosunku do kwot jakie na pylonach prezentowane były jeszcze do końca 2022 roku.
Ceny na stacjach paliw 2023 – brak podwyżek = powód do radości?
W naturalnym odruchu można się cieszyć, że ceny paliw nie wzrosły mimo wzrostu podatku VAT w cenie paliwa, niemniej takie pozarynkowe sterowanie cenami oznacza tak naprawdę, że przez ostatnie kilkadziesiąt dni, kiedy to ceny mimo obniżki cen ropy i innych korzystnych dla konsumentów zjawisk rynkowych jakie miały miejsce w okolicach października i listopada 2022 roku, polscy kierowcy tak naprawdę przepłacali za paliwo. Gdyby wyłącznie rynek sterował mechanizmami cen paliw, wówczas w październiku, listopadzie i grudniu 2022 roku ceny na stacjach paliw powinny być niższe od tego, co faktycznie obserwowaliśmy.
Ceny na stacjach paliw 2023 – w Polsce cenami steruje nie tylko rynek
Ceny paliw w Polsce ustalane są przez producentów na podstawie uwarunkowań rynkowych sterowanych zjawiskami zachodzącymi na światowych rynkach produktów naftowych, stanem gospodarki polskiej i polityki fiskalnej państwa.
Na wysokość cen hurtowych paliw wpływają przede wszystkim:
podatki i opłaty nakładane na paliwa czyli akcyza, opłata paliwowa i VAT oraz opłata zapasowa
cena ropy naftowej oraz gotowych produktów na światowych giełdach
kurs dolara
warunki na rynku krajowym kształtowane przez konkurencję.
Wydarzenia z ostatnich dwóch dni pokazują, że oprócz powyższych czterech uwarunkowań wpływających na poziom cen paliw, w Polsce jest coś/ktoś jeszcze, co bardzo mocno potrafi wpływać na ceny paliw.
W rozpoczynającym się właśnie 2023 roku, miłośnicy dużych, siedmiomiejscowych SUV-ów otrzymają nowy produkt. Wszystko za sprawą zapowiedzianego przez markę Mazda debiutu nowego, największego w gamie japońskiego producenta (największego na rynek europejski) SUV-a. Mowa o modelu Mazda CX-80. Czego możemy się spodziewać?
Mazda CX-80 – większy kuzyn CX-60
Pewnym można być tego, że Mazda CX-80 będzie przypominać debiutujący rok temu i opisywany już przez nas SUV Mazda CX-60. Oficjalnie wciąż nie wiadomo, jak dokładnie będzie się prezentować Mazda CX-80, ale ponieważ ma to być Mazda i ma to być największy SUV marki w Europie, logiczne, że pojazd będzie przypominać CX-60, ale będzie od CX-60 większy, co może oznaczać SUV-a sięgającego gabarytami 5 metrów długości.
Z nieoficjalnych zapowiedzi Mazda wyraźnie sugeruje, że CX-80 zapewni komfortowe warunku podróżowania siedmiu osobom, co w praktyce oznacza trzy rzędy foteli. Nawet jeżeli marka zdecyduje się na oferowanie również wersji wyłącznie pięciomiejscowej, oznaczać to będzie dla klientów jeszcze przestronniejsze wnętrze oraz możliwość skorzystania z wyjątkowo przestronnego bagażnika.
Zdjęcie przedstawia najnowszą Mazdę CX-60, wyglądu CX-80 jeszcze nie znamy, ale auto powinno być do tego modelu podobne i większe
Mazda CX-80 – pod maską downsizingu nie będzie
Mazda CX-80 oferowana będzie tylko w Europie. W tym kontekście zadziwia podejście producenta, do oferowania na najbardziej restrykcyjnym ze względu na emisje rynku świata modelu, napędzanego przez duże, sześciocylindrowe silniki spalinowe. Takie wszak jednostki napędzają już obecny na rynku model CX-60. Mazda CX-80 najprawdopodobniej będzie korzystać z tych samych jednostek napędowych (zarówno benzynowych jak i wysokoprężnych). To może oznaczać, że Mazda CX-80 oferowana będzie z 3,3-litrowym dieslem pod maską lub oszczędnym i niskoemisyjnym benzyniakiem z sześcioma cylindrami o łącznej pojemności 3 litrów. Nie ma też żadnych przeciwskazań, by Mazda nie oferowała w gamie oczekiwanego, topowego SUV-a, jakim ma być Mazda CX-80, również wersji hybrydowej, dokładniej PHEV-a, czyli hybrydy z wtyczką. Uzasadnienie dla takiej decyzji to fakt, że każdemu producentowi oferującemu pojazdy na rynku europejskim muszą się spinać emisyjne równania, a PHEV w gamie danego modelu pozwala obniżyć nieco średnią emisję.
Mazda CX-80 – kiedy oficjalnie?
Oficjalna data premiery najnowszego, topowego SUV-a Mazdy pozostaje jeszcze nieznana, należy jednak oczekiwać dokładniejszych informacji na temat tego modelu jeszcze w pierwszym kwartale 2023 roku. To o tyle prawdopodobne, że już wcześniej pojawiały się doniesienia, oczywiście nieoficjalne, jakoby nowy model miał jeszcze w 2023 roku pojawić się w sprzedaży. Jeżeli faktycznie ma się tak stać, premiera nowej Mazdy CX-80 już niebawem, z całą pewnością będziemy śledzić to wydarzenie.
Zabranie prawa jazdy 2023, co się zmienia? Czy w ogóle? Nie tak dawno Trybunał Konstytucyjny zbadał zgodność przepisów umożliwiających funkcjonariuszom policji zatrzymanie prawa jazdy za przekroczenie prędkości przez kierowcę o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym. Jak już wcześniej informowaliśmy, 13 grudnia TK wydał wyrok, na mocy którego orzekł niezgodność takiej procedury z konstytucją. Wielu kierowców wysnuło na tej podstawie wniosek, że od 1 stycznia 2023 zaboru prawa jazdy za prędkość nie będzie. Nic bardziej mylnego. Prawo jazdy wciąż możesz stracić i to nie tylko za przekroczenie prędkości. Wyjaśniamy.
Zabranie prawa jazdy 2023 – kara nie zostanie zlikwidowana
Jeżeli ktokolwiek liczył na to, że za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym nie będzie już tracił prawa jazdy, to tak się nie stanie. Trybunał Konstytucyjny w ogóle nie zajmował się wysokością kary, czy zasadnością jej nakładania za określone wykroczenie, zatem w tej kwestii przepisy nie zmieniają się. Jedyne co będzie musiało być zmienione to sama procedura zatrzymania prawa jazdy, uwzględniająca wynikające z konstytucji prawo kierowcy do obrony.
Zabranie prawa jazdy 2023 – w większości przypadków nic się nie zmienia
W podręcznikowej sytuacji, w której kierowca, świadom, że znacznie przekroczył prędkość w terenie zabudowanym zostaje złapany przez patrol policji wyposażony w homologowany sprzęt pomiarowy zostanie poinformowany o określonej karze za takie wykroczenie, obejmującej również zabór prawa jazdy (gdy przekroczenie prędkości było wyższej niż o 50 km/h). Jak zawsze w takiej sytuacji, gdy policjant informuje kierowcę o mandacie, ten może ów mandat przyjąć lub odmówić jego przyjęcia.
Decyzja o przyjęciu mandatu, automatycznie oznacza przyznanie się kierowcy do winy, bo taka jest idea uproszczonego postępowania mandatowego. W takim przypadku kierowca otrzymuje mandat, a jego prawo jazdy jest zatrzymywane na 3 miesiące.
Zabranie prawa jazdy 2023 – odmowa przyjęcia mandatu raczej się nie opłaci
Jeżeli jednak kierowca nie przyjmuje mandatu, wówczas policjanci wypełniają wniosek o ukaranie do sądu. O ile w pewnych sytuacjach spornych, gdy np. policjanci popełnili ewidentny błąd, a my jesteśmy pewni naszej niewinności mamy na to dowody w postaci np. nagrań oraz zeznań świadków, wówczas mamy szansę na obronę przed sądem i uniknięcie kary. W rzeczywistości jednak takie przypadki to rzadkość, głównie dlatego, że gdy policjanci już kogoś decydują się ukarać, to zazwyczaj ten ktoś popełnił rażące naruszenie przepisów drogowych, nie przyjęcie mandatu tylko wydłuży całe postępowanie i – najprawdopodobniej – zwiększy karę dla kierowcy (maksymalna grzywna w postępowaniu mandatowym to 5000 zł, a przy kumulacj, czyli łączeniu wykroczeń, 6000 zł. sąd może ukarać grzywną wynoszącą nawet 30000 zł).
Zabranie prawa jazdy 2023 – za co jeszcze możemy je stracić?
Poniżej wymieniamy wszystkie sytuacje zgodnie z aktualnymi przepisami, w których kierowca straci prawo jazdy także w 2023 roku:
Przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o ponad 50 km/h – utrata na 3 miesiące
Przewożenie zbyt wielu pasażerów w samochodzie (za minimum 3 nadmiarowych pasażerów) – utrata na 3 miesiące
Popełnienie przestępstwa przez kierowcę (art. 39 pkt 3 KK) – utrata na co najmniej rok
Jazda po spożyciu alkoholu (do 0,5 promila alkoholu we krwi kierowcy) – utrata na okres od 6 miesięcy do 3 lat
Jazda w stanie nietrzeźwości (ponad 0,5 promila alkoholu we krwi kierowcy) – od na okres od roku do 15 lat
Ucieczka sprawcy wypadku z miejsca zdarzenia – utrata na co najmniej 3 lata.
Przekroczenie limitu 24 punktów karnych (20 punktów w przypadku kierowców mających uprawnienia krócej niż rok) – utrata do momentu ponownego zdania egzaminu (młodzi kierowcy) lub zaliczenia nowego kursu reedukacyjnego (dłuższy i droższy niż wcześniej).
Wypadki i potrącenia, nawet gdy wyglądają niegroźnie i na pozór nic się nie stało niekoniecznie mogą oznaczać oznaczać koniec sprawy dla kierowcy, z którego winy nastąpiło zdarzenie. Przekonała się o tym 74-letnia mieszkanka Zielonej Góry, która na przejściu dla pieszych łączonym z przejazdem dla rowerzystów potrąciła swoją rówieśniczkę prawidłowo przejeżdżającą przez jezdnię.
Wypadki i potrącenia – z pozoru niegroźna sytuacja
Policja poinformowała o zdarzeniu, jakie miało miejsce pod koniec 2022 roku w Zielonej Górze. Zielona Góra to miasto, w którym ruch rowerowy jest bardzo popularny. Wiele ścieżek rowerowych i infrastruktura ułatwiająca poruszanie się jednośladami zachęcają mieszkańców już od wielu lat do korzystania z takiej formy transportu. Niestety rodzi to czasem groźne sytuacje kiedy kierujący samochodami „zapominają” o ustąpieniu pierwszeństwa rowerzystom i nie sprawdzają czy do przejazdu nie zbliża się właśnie jakiś jednoślad. Z pozoru niegroźna sytuacja okazała się mieć jednak swoje konsekwencje.
Kierująca Toyotą Yaris 74-letnia zielonogórzanka wyjeżdżając z ulicy Wiśniowej nie zauważyła rowerzystki przejeżdżającej po przejeździe dla rowerów i potrąciła ją. Kierująca rowerem również 74-letnia mieszkanka Zielonej Góry przewróciła się na jezdnię. Kierująca samochodem zatrzymała się i zaproponowała pomoc, jednak rowerzystka stwierdziła, że nic jej nie jest i nie potrzebuje żadnej pomocy. Jak się okazało po południu tego samego dnia, jednak pokrzywdzona rowerzystka doznała urazu. 74-latka zgłosiła się do lekarza z bólem ręki. Diagnoza – złamanie nasady kości nadgarstka. Pokrzywdzona zgłosiła się do zielonogórskiej komendy, gdzie po złożeniu zawiadomienia wszczęte zostało postępowanie w sprawie wypadku drogowego.
Wypadki i potrącenia – nawet gdy nic się nie stało warto odnotować dane
Niestety pokrzywdzona nie miała żadnych danych sprawczyni potrącenia. Na szczęście obszar tego skrzyżowania obejmuje miejski monitoring. Policjanci sprawdzili zapis – okazało się, że widoczny jest moment potracenia, niestety nie można odczytać z filmu numerów rejestracyjnych samochodu. Policjantka prowadząca postępowanie zauważyła jednak, że obok miejsca zdarzenia przejeżdżał autobus komunikacji miejskiej. Dzięki współpracy z Miejskim Zakładem Komunikacji w Zielonej Górze nagranie z autobusu zostało udostępnione i tablice rejestracyjne zostały odczytane.
Policjantka prowadząca sprawę wezwała na przesłuchanie właścicielkę samochodu. Okazało się, że w dniu potrącenia samochodem kierowała jej 74-letnia mama. Policjantka przesłuchała wskazaną sprawczynię potrącenia, która usłyszała zarzut spowodowania wypadku i przyznała się do winy. Decyzję o formie zakończenia tego postępowania podejmie prokurator nadzorujący sprawę.
My opisując tę sprawę chcemy pokazać, że nie można lekceważyć potrącenia przez samochód osoby na rowerze czy osoby pieszej. Nawet niegroźnie wyglądające zdarzenie może mieć poważne skutki. Warto się zabezpieczyć przed konsekwencjami zapisując choć dane osób uczestniczących w zdarzeniu lub wezwać na miejsce zarówno policyjny patrol jak i załogę pogotowia ratunkowego. Opisywane wyżej zdarzenie uwieczniono na poniższym wideo:
Wypadki i potrącenia – jesteś ofiarą? Zadbaj o siebie
W tym przypadku ofiara wypadku może mówić o sporym szczęściu. Skończyło się na „niegroźnym” złamaniu nasady kości nadgarstka. Zgodzimy się, że żadne złamanie nie powinno być uznawane za niegroźne, ale ważniejsza jest też odpowiedzialność sprawcy. Wiele lekko potrąconych osób bagatelizuje problem podobnie jak potrącona rowerzystka z Zielonej Góry. Co gdyby wykryty po czasie defekt na zdrowiu okazałby się poważniejszy? Gdy wykluczyłby np. ofiarę z możliwości pracy, albo zakłócił jej normalne codzienne funkcjonowanie? W tym przypadku pomógł nie tylko monitoring, ale też szczęśliwy zbieg okoliczności, że w momencie zdarzenia sytuację mijał pojazd komunikacji miejskiej wyposażony w kamery, które ostatecznie pozwoliły ustalić sprawcę. Pamiętajmy, że cała praca dochodzeniowo-śledcza to również koszt nas wszystkich, bo służby są opłacane z naszych podatków. Spisanie danych pozwoliłoby znacznie szybciej procedować sprawę, a ofiara mogłaby szybciej liczyć np. na odszkodowanie czy potrzebną pomoc. Nie odpuszczajmy tylko dlatego, że wydaje się, iż nic nam się nie stało. Zawsze odnotujmy dane wszystkich stron zdarzenia, gdy po czasie okaże się, że jednak się coś stało, ułatwi to wszystkim rozwiązanie danej sprawy.
Wypadki i potrącenia – o tym pamiętaj
Co należy zrobić, gdy zostaniecie lekko potrąceni przez auto?
Nie mów, że nic się nie stało, jesteś w szoku i możesz nie zdawać sobie sprawy z obrażeń
Zadbaj o spisanie danych sprawcy zdarzenia, a jeżeli ten zaczyna uciekać, odnotuj numery rejestracyjne pojazdu
Jeżeli sprawca oferuje pomoc (powinien to zrobić) nie odmawiaj, jeżeli masz choćby najmniejsze wątpliwości co do Twojego stanu zdrowia, warto na miejsce wezwać patrol policji.
Czy warto robić zapas paliwa? Wiadomo już, że od 1 stycznia 2023 roku wzrasta VAT na paliwa z 8% do 23%. Napięta sytuacja geopolityczna, związana z rozgrywającą się za naszą wschodnią granicą wojną, raczej nie sprawi, że paliwa nagle potanieją o połowę. Być może niektórzy z Was pomyśleli, by Sylwestra 2022 wykorzystać do zrobienia zapasów na stacjach benzynowych. Ile możesz zatankować paliwa na zapas, czy to jest legalne i czy ma w ogóle sens?
Czy warto robić zapas paliwa? Do czego mogę zatankować?
Właściciele aut osobowych bez żadnych ograniczeń mogą zatankować pojazd pod korek. Jednak, gdy zechcą pobrać paliwo także do innych zbiorników, tu już można napotkać ograniczenia. Przede wszystkim pracownik stacji może odmówić pobrania/wlania paliwa do zbiorników innych niż wyłącznie przeznaczone do przechowywania paliwa sprawne, homologowane kanistry. Żadne butelki PET, kartony po mleku czy inne nietypowe pojemniki nie zdadzą egzaminu, a jeżeli kierowca będzie się stawiać, pracownik stacji wezwie po prostu policję. Tankowanie paliwa – czyli ładunku niebezpiecznego – do „byle czego” jest niedozwolone, tankować zapas można tylko do kanistrów na paliwo.
Czy warto robić zapas paliwa? Ile mogę wlać?
Oprócz pełnego zbiornika przepisy mówią o ograniczeniu do 60 litrów na dodatkowy zbiornik oraz do 240 litrów (ponad zbiornik paliwa samego pojazdu) na pojazd (na jednostkę transportową). Co prawda przepisy te dotyczą przede wszystkim rolników, ale mogą mieć zastosowanie także do osób prywatnych. W przypadku firm w pewnych sytuacjach możliwe są większe limity, ale dotyczą one specyficznych zadań, np. firma budowlana może jednorazowo (przewóz pomocniczy) pobrać do 450 litrów paliwa na jednostkę transportową), ale osób prywatnych to nie dotyczy. Pamiętaj:
do 60 litrów na zbiornik (poza zbiornikiem paliwa)
do 240 litrów na pojazd (jednostkę transportową
Czy warto robić zapas paliwa? Tylko, gdy masz gdzie przechowywać
Robienie szczególnie dużych zapasów jest kłopotliwe, z dwóch powodów. Po pierwsze to kwestia przepisów.
o powierzchni powyżej 100 m2 jest dozwolone tylko, gdy benzyna lub ropa są niezbędne do eksploatacji pojazdu i są przechowywane w opakowaniach jednostkowych stosowanych w handlu detalicznym
wolnostojących wykonanych z materiałów niepalnych o powierzchni do 100 m2 jest dopuszczalne przechowywanie do 200 litrów benzyny lub oleju napędowego
innych niż wolnostojące o powierzchni do 100 m2 dopuszczalne jest przechowywanie do 60 litrów paliwa
ciecze powinny być przechowywane w naczyniach metalowych lub innych dopuszczalnych do tego celu, posiadających szczelne zamknięcia
Druga kwestia powiązana jest z trwałością paliwa. Obecnie na stacjach oferowane są paliwa zimowe, o zmienionym w stosunku do paliw letnich składzie i z dodatkami z biokomponentów, które z czasem ulegają rozkładowi, co wpływa na jakość paliwa. Przyjmuje się, że trwałość paliwa przechowywanego w kanistrze to jakieś 6 miesięcy, dłuższe przechowywanie może oznaczać, że do własnego auta będziemy lać paliwo nie spełniające norm. Ponadto aby uniknąć rozwarstwienia się składników paliwa, warto co jakiś czas potrząsnąć przywiezionymi do domowego garażu kanistrami, by paliwo się wymieszało.
Policjanci oficjalnie informują, że znacznie wzmocnią patrole sprawdzające trzeźwość kierowców w okolicach Sylwestra i Nowego Roku. Funkcjonariusze doskonale zdają sobie sprawę, że w tych dniach spożycie napojów wyskokowych jest zazwyczaj wyższe niż w pozostałe dni roku. Nic w tym złego, w końcu wielu z nas świętuje Nowy Rok. Jednak ważne, by w stanie po spożyciu nie wsiadać za kółko.
Stan po spożyciu alkoholu – jakie grożą Ci kary w 2023 roku
Zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami, dopuszczalne stężenie alkoholu we krwi kierowcy to 0,2 promila. To bardzo mała ilość. Ponieważ wchłanianie i wydajność metabolizmu alkoholu jest kwestią indywidualną, nie stosujmy żadnych wyliczeń. Nawet jedna butelka piwa alkoholowego może spowodować przekroczenie tej granicy, wówczas stajemy się kierowcą prowadzącym w stanie po spożyciu alkoholu.
Stan po spożyciu alkoholu to w myśl przepisów stan, w którym stężenie alkoholu we krwi kierowcy mieści się pomiędzy 0,2 a 0,5 promila (0,1 – 0,25 mg w 1 dm3 wydychanego powietrza). Kierowca prowadzący pojazd w takim stanie popełnia wykroczenie.
Zgodnie z art. 87 Kodeksu wykroczeń, prowadzenie pojazdu mechanicznego po użyciu alkoholu bądź środków o podobnym działaniu, grozi:
grzywna nie niższa niż 2500 zł (maksymalna to nawet 30 tys. zł) lub areszt do 30 dni;
zakaz prowadzenia pojazdów od 6 miesięcy do 3 lat;
15 punktów karnych.
Stan nietrzeźwości – w 2023 brak jakiejkolwiek taryfy ulgowej!
Stan nietrzeźwości to stan, w którym stężenie alkoholu we krwi przekracza 0,5 promila (więcej niż 0,25 mg alkoholu w wydychanym 1 litrze powietrza). Kierowca w takim stanie nie popełnia już wykroczenia lecz przestępstwo, co oznacza znacznie surowsze kary. W tym przypadku mówi o tym nie Kodeks wykroczeń lecz Kodeks karny. W opisywanej sytuacji (nietrzeźwy kierowca) zastosowanie ma art. 178a Kodeksu karnego, który brzmi:
§ 1. Kto, znajdując się w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego, prowadzi pojazd mechaniczny w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 4. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 był wcześniej prawomocnie skazany za prowadzenie pojazdu mechanicznego w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego albo za przestępstwo określone w art. 173, 174, 177 lub art. 355 § 2 popełnione w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego albo dopuścił się czynu określonego w § 1 w okresie obowiązywania zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych orzeczonego w związku ze skazaniem za przestępstwo,
podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Oprócz powyższej kary sąd nałoży również na pijanego kierowcę zakaz prowadzenia pojazdów od roku do 15 lat, a dodatkową karą jest kara pieniężna od 5000 zł do 60 000 zł (na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej), w tym kontekście dodatkowe nałożenie jeszcze 15 punktów karnych wiele już nie zmienia. Długo nie wsiądziesz ponownie za kółko.
Jak szybko wytrzeźwiejesz?
To pytanie jest podchwytliwe, bo nie istnieje żadna sprawdzona metoda, która pozwalałaby jednoznacznie obliczyć ile alkoholu możesz wypić by wsiąść za kółko (prawidłowa odpowiedź, zawsze skuteczna to: nic!), tak samo nie ma recepty na określenie, po jakim czasie od wypicia określonej ilości alkoholu będziesz trzeźwy. Te wszystkie internetowe porady i sugestie by liczyć procenty, względem masy, posiłku etc. są naprawdę nic nie warte. Metabolizm każdego człowieka jest inny. Jeżeli faktycznie chcesz sprawdzić, czy możesz prowadzić auto po sylwestrowej imprezie, poproś trzeźwego kolegę/koleżankę o podwózkę do najbliższego posterunku policji, gdzie bezpłatnie możesz sprawdzić swój stan policyjnym alkomatem.
Już za kilkadziesiąt godzin Nowy Rok, a wraz z nim nowe, wyższe ceny paliw na stacjach. Gdzie zatankujesz najtaniej? Na cenę paliw ma wpływ kilka składników, pewne jest tylko to, że od 1 stycznia 2023 roku wzrośnie VAT na paliwa z 8% do 23%, jednak niekoniecznie może to oznaczać podwyżkę wynikającą wyłącznie ze wzrostu tego podatku. Stacje mają wpływ poprzez swoją marżę detaliczną. W jaki sposób najłatwiej znaleźć tanią stację? Pomoże nasz ranking aplikacji cen paliw. W tych aplikacjach znajdziesz aktualne ceny paliw na stacjach.
Ta aplikacja jest przede wszystkim mobilnym dziennikiem kierowcy, pozwalającym rejestrować koszty poszczególnych tankowań, wydatki związane z paliwem, pozwala też monitorować zużycie paliwa. W kontekście interesujących nas tu zastosowań, przydatną cechą Fuelio jest wyszukiwarka najtańszych stacji paliw w określonym przez użytkownika promieniu (odległości od lokalizacji wykrywanej przez smartfon). To o tyle dobre rozwiązanie, że pomaga nam znaleźć najtańszą stację w sensownej odległości od nas. Bo, przyznajcie, informacja dla mieszkańca Gdańska, że najtańsza stacja paliw w Polsce mieści się pod Rzeszowem jest mało użyteczna. W Fuelio to banalnie proste: ustawiasz typ interesującego Cię paliwa (benzyna, diesel, LPG) określasz dystans (np. 10 km) i voila! Jedyny minus, ceny nie na wszystkich stacjach są równie aktualne, ale przy każdej cenie jest informacja o dniu, w którym taka cena została zarejestrowana. Jeżeli niska cena jest z dnia dzisiejszego, nic nie stoi na przeszkodzie, by podjechać i tanio zatankować.
Ceny paliw w Yanosik
Yanosik to wręcz legenda wśród aplikacji mobilnych dla polskich kierowców. Program znany jest głównie ze swoich społecznościowych funkcji ostrzegania przed kontrolami policyjnymi, fotoradarami czy zdarzeniami na drodze, ale wbudowany moduł nawigacyjny zawiera również stacje paliw wraz z informacjami o cenach paliwa. Co prawda nie ma tu funkcji prezentujących stacje w określonej odległości, ale za to lista stacji jest posortowana względem naszej lokalizacji, co oznacza, że na samym szczycie wyświetlane są stacje (i ceny – gdy zostały przez kogoś wprowadzone) najbliższe.
Ceny paliw i Mapy Google
Tak, popularne Mapy Google od 2021 roku zawierają również informacje o cenach na stacjach paliw. Niestety, choć takie dane prezentowane są podczas np. ustawiania trasy nawigacji w aplikacji, to nie są one prezentowane dla wszystkich stacji.
Ceny paliw w Waze
Waze to kolejna aplikacja, której główną funkcją jest nawigacja. Skoro tak, to logiczne, że za pomocą tego programu możemy wyznaczyć trasę do stacji paliw. Choć Waze należy również do Google’a, to mam wrażenie, że społeczność skupiona wokół tego programu bardziej dba o aktualność cen na stacjach paliw (szczególnie w dużych miastach, gdzie jest wielu użytkowników Waze’a), niż wyszukiwarkowy gigant. Na pewno warto wypróbować.
Od urodzenia jesteśmy poddawani naturalnej sile ciążenia naszej planety, wynoszącej 1 G. W trakcie nagłych przyspieszeń czy gwałtownego hamowania, przeciążenia oddziałujące na naszej ciało potrafią przewyższać tę wartość. Jednak naprawdę groźne przeciążenia osiągane są nawet podczas…. wypadków drogowych.
Bardzo dużym przeciążeniom poddawani są kierowcy samochodów wyścigowych, z Formułą 1 na czele, jak również piloci samolotów bojowych, czy akrobatycznych. Chcąc nie chcąc, mocno odczuwalnym przeciążeniom poddawani są wszyscy – bez wyjątku – astronauci. Po prostu bez odpowiedniego ciągu i przyspieszenia, a tym samym związanego z tym przeciążenia, nie da się opuścić naszej planety. Wróćmy jednak na Ziemię i odpowiedzmy sobie na pytanie: jakie największe przeciążenia przetrwali ludzie?
Największe przeciążenia – kierunek jest ważny
Publikując informacje na temat przeciążeń jakie przetrwali np. uczestniczący w wypadkach piloci, czy kierowcy samochodów sportowych, warto pamiętać, że zdolność do wytrzymania ponadprzeciętnych przeciążeń jest zależna od kierunku siły działającej na nasz organizm. Nawet zwykłe, doskonale nam znane ciążenie 1 G może stanowić dla nas dyskomfort. Przyznacie, że gdy staniemy na głowie, to samo ziemskie ciążenie staje się dla nas bardziej kłopotliwe, prawda?
Olbrzymie wartości, jakie znoszą piloci poddawani ekstremalnym ćwiczeniom, czy kierowcy samochodów wyścigowych, znacznie przekraczają to, co wytrzymałby przeciętny człowiek, a mimo to i piloci i kierowcy wychodzą z takich prób często bez szwanku. Pamiętajmy jednak, że ludzie, którzy ze względu na wykonywany zawód obcują z przeciążeniami, są do nich znacznie bardziej przygotowani nie tylko pod kątem własnej kondycji i motoryki, ale też ze względu na zastosowany np. ubiór (specjalne skafandry w przypadku pilotów).
Przeciążenia jakim poddawani są kierowcy, piloci i astronauci
Paradoksalnie w najwygodniejszej, wręcz komfortowej sytuacji, są astronauci. Wynoszona z powierzchni Ziemi rakieta nośna z modułem załogowym, czy – nie działające już – promy kosmiczne, podczas startu przyspieszają, ale przeciążenia jakie odczuwa załoga nie są drastycznie wysokie.
Poniżej kilka przykładów sytuacji, w których organizm człowieka poddawany jest większym przeciążeniom, niż zwykłe ciążenie ziemskie:
Rakieta Saturn V, dzięki której polecieliśmy na Księżyc, tuż po starcie: 1,14 G
Tesla Model S Plaid przyspieszająca w 2 sekundy do 100 km/h: 1,42 G (wartość przyspieszenia poziomego, bez uwzględnienia naturalnego ciążenia)
Promy kosmiczne systemu STS, podczas startu i ponownego wejścia w atmosferę (maks.): 3 G
Rekordowy przejazd dragstera, który osiągnął ćwierć mili w 4,4 sekundy: 4,2 G
Bolid Formuły 1 podczas maksymalnego hamowania: 6,3 G
Bolid Formuły 1 na granicy przyczepności w szczycie zakrętu: 6 – 6,5 G
Pilot szybowca akrobacyjnego (maks.): 7 G
Maksymalne przeciążenia w samolotach myśliwskich: 9 G
Maksymalne przeciążenia w akrobacyjnych maszynach (jak Red Bull Air Race): 10 G
Krótkotrwałe przeciążenia podczas katapultowania się pilota: 15 – 25 G
Największe przeciążenia, na które ktoś się zgodził
Człowiekiem, który na własne życzenie przetrwał ekstremalne przeciążenia, był pułkownik John Stapp, oficer Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, lekarz, biofizyk, pionier badania wpływu przyspieszeń na zdrowie ludzi. Podczas eksperymentu na saniach rakietowych, w których siedział sam Stapp, naukowiec został poddany krótkotrwałemu przeciążeniu rzędu 46,2 G.
Stapp w ten sposób udowodnił swoje wcześniejsze deklaracje, że jest to wartość jaką człowiek może wytrzymać pod warunkiem, że chodzi o jazdę do przodu i jest odpowiednio zabezpieczony (odpowiednia uprząż mocująca ciało do fotela sań rakietowych.
Największe przeciążenia, które ktoś przeżył – 214 G
12 października 2003 roku na torze Texas Motor Speedway rozgrywany był wyścig. Na 188. okrążeniu kierowca IndyCar Kenny Bräck prowadzący bolid Dallara-Honda dotknął koła samochodu Tomasa Schecktera, co spowodowało wyrzucenie bolidu Bräcka w powietrze, a następnie zderzenie z jednym ze słupków ogrodzenia toru. Szczytowa wartość przeciążenia odnotowanego przez czujniki zainstalowane w pojeździe kierowcy wynosiła aż 214 G. Bräcka uratowało tylko to, że tak wysokie przeciążenie trwało dosłownie ułamek sekundy. Kierowca doznał złamania prawej kości udowej, mostka, kręgu lędźwiowego i kostek. Ale przeżył. Poniżej krótki klip dokumentujący to wydarzenie:
Kama – dziewczyna za kółkiem autobusu to kobieta, która codziennie mierzy się z trudnymi sytuacjami, ale i tak nadal kocha to, co robi! Już od ponad 10 lat na warszawskich ulicach możecie zobaczyć ją kierującą przegubowym pojazdem. Wcześniej Kama pracowała jako pilot wycieczek – okazało się, że było to dobre przygotowanie do obecnego zawodu. Zwykle już o 5 rano jest w pracy, gotowa na codzienne wyzwania płynące z jazdy autobusem po stolicy.
Jak długo już pracujesz jako kierowca autobusu i dlaczego wybrałaś ten zawód?
Moja przygoda z autobusami zaczęła się dawno temu, a w maju minęło 10 lat, odkąd pracuje jako kierowca autobusu w Miejskich Zakładach Autobusowych. Zawsze fascynowały mnie duże pojazdy, ciężarówki, jak i autobusy, ku którym skłaniałam się bardziej. Wcześniej pracowałam jako pilot wycieczek autokarowych, co pozwoliło mi na zdobywanie wiedzy o pojazdach i jeździe takim gabarytem.
Jestem po studiach totalnie w innym kierunku – mam tytuł mgr inż. z zakresu żywienia człowieka, ze specjalizacją w dietetyce. Nie było łatwo mi znaleźć praktyki, a tym bardziej pracę. W końcu nadarzyła się okazja, żeby zrobić kurs na prawo jazdy kat. D, a następnie przeszłam szkolenie z zakresu przewozu osób. I tak oto zaczęła się moja przygoda z pracą w komunikacji.
Kama – dziewczyna za kółkiem autobusu
Po otrzymaniu uprawnień, jakie było to pierwsze zderzenie z rzeczywistością drogową z pozycji w autobusie?
Mieszkam w Warszawie od urodzenia i specyfika jazdy po tym mieście jest mi bardzo dobrze znana. Jednak nie wiedziałam, z czym muszą się mierzyć kierowcy autobusów. Ciężko takim gabarytem poruszać się po mieście, wyjechanie z zatoki okazywało się bardzo często sztuką. Do tego zajeżdżanie drogi przez osobówki, źle zaparkowane samochody, blokujące przejazd, opóźnienia korki itd.. Ale powiem tak – mimo tego, że na początku było ciężko, to i tak pokochałam swoją pracę.
Jak oceniasz kulturę jazdy kierowców w stolicy?
Z tą kulturą na drodze jest coraz gorzej… Jak patrzę na to, jak ludzie jeżdżą – to jestem przerażona! Coraz mniejsza liczba kierowców przestrzega przepisów ruchu drogowego, sygnalizatory, to już czasem mam wrażenie, że stoją dla ozdoby. Zajeżdżają drogę, jeżdżą pod prąd, jakiś dramat robi się na ulicach. Często nawet policja nie reaguje. Dodatkowo brak szacunku dla autobusów, zero poszanowania dla buspasów, a przystanki pozastawiane. Wielu kierowców reaguje agresją na zwrócenie uwagi, a tak być nie powinno.
Nudno w pracy przez to chyba nie masz?
Tu nie ma nudnych dni! (śmiech) Ciągle coś się dzieje, od początku do końca pracy i każdy dzień jest inny, przynosi coś nowego. Myślę, że w dobie pandemii mogliśmy mówić o nudzie, ale bardziej pod kątem tego, że było pusto na ulicach i ruch pasażerski był mniejszy. Nudny dzień to taki, gdy się nic nie dzieje, wszystko idzie zgodnie z planem, jest mały ruch i mało pasażerów, jeździmy o czasie (a nawet walczymy z przyspieszeniem). A to się bardzo rzadko się zdarza…
Czy przy takiej pracy z ludźmi musiałaś się uzbroić w dodatkowe pokłady tolerancji i cierpliwości?
Zaczynając pracę jako pilot, przeszłam szkolenie z psychologii grupy. Fajne zajęcia, na których poznawaliśmy sposoby radzenia sobie z dużą grupą. Następnie 3 lata przepracowałam w tym zawodzie, gdzie grupę miałam przez tydzień albo na tzw. wahadłach przez około 24h – tam właśnie nauczyłam się cierpliwości do ludzi.
Z drugiej strony ciężko porównywać pasażerów komunikacji miejskiej, którzy spędzają z nami maksymalnie półkurs, do pasażera w turystyce, który z spędza z nami wiele godzin, a nawet dni. Totalnie dwie inne grupy. Ale w sumie rozwiązywanie problemów w obu grupach jest podobne. W pracy kierowcy komunikacji miejskiej trzeba mieć anielską cierpliwość do ludzi, odpowiadać na pytania i przede wszystkim trzymać nerwy na wodzy. Myślę, że to czeka wiele osób, które rozpoczynają tutaj pracę.
To częste sytuacje, że ludzie mają pytania lub komentują Twoją jazdę? Przeważają negatywne czy pozytywne interakcje?
W dzisiejszych czasach każdy się spieszy… Ludzie często, gdy usłyszą, że trąbię, to od razu kojarzą to z agresją. A ja używam „klaksonu” bardziej ostrzegawczo, bo jak ktoś nie widzi autobusu, to może chociaż usłyszy? Są pętle, gdzie ludzie co chwilę pytają mnie o to, jak dojechać, gdzie się znajduje to i to, albo gdzie jest tak jakaś ulica. Zadają także pytania nam podczas jazdy, czy dojadą w różne miejsca. Spotykam się też z miłymi komentarzami i to one poprawiają mi często humor, sprawiają, że mam dobry dzień. Fajnie usłyszeć coś pozytywnego!
Jakie zwykle masz zmiany w pracy i jak wygląda Twój przykładowy dzień? Co lubisz robić w wolnym czasie?
Jeżdżę na rano. Często wstaje o 2 lub 3 w nocy, szykuję się do pracy i przygotowuje także starszej córce jedzenie do szkoły. Pracę zaczynam po godzinie 5, a zmiany są różne, średnia ich długość na linii całodziennej to ok. 8-9 godzin. Bywają takie zmiany powyżej 10h. Kończę pracę ok. 14,15 godziny, jadę do domu (gdzie zostawiam rzeczy), wychodzę z psem, robię zakupy i jadę po dzieci do żłobka i szkoły.
Wracam do domu i spędzam czas ze swoimi dziewczynami. Jak widać, czasu wolnego dla siebie mam niewiele. Ok. godziny 21 dzieci idą spać, to sprzątam i delektuję się ciszą. Jak już znajdę czas na swoje pasje, to lubię uprawiać sporty, a przede wszystkim grać w tenisa, jak mogę to znajduje czas na różne wyjazdy.
Kama – dziewczyna za kółkiem autobusu
To komu być poleciła taką pracę? Bo to raczej nie jest praca dla każdego?
Myślę, że nie jest to praca dla każdego. Trzeba się tu mierzyć z ruchem drogowym, ciasnymi skrętami, długimi godzinami pracy, niestandardowymi godzinami rozpoczęcia pracy, jak i jej zakończenia (do tego praca w święta w weekendy). Trzeba mieć tu smykałkę do jazdy, odporność na stres, cierpliwość i wytrwałość, a także trochę poświęcenia. Chociaż ja zawsze mówię, że przede wszystkim trzeba choć trochę lubić to, co się robi – bo bez tego, po kilku cięższych dniach, można się zniechęcić.
Jeżeli chodzi o płeć, to czujesz się jakoś z tego powodu wyróżniana czy dyskryminowana w tej pracy?
Jak zaczynałam tu pracę, to byłam najmłodszą dziewczyną w całym MZA. Bardzo dobrze pamiętam swoje początki i podejście niektórych kolegów do mojej osoby. Zdarzały się docinki, ale także otrzymałam sporo pomocy. Pamiętam momenty, gdy dogoniłam brygadę i słyszałam pretensje w moim kierunku. Sporadycznie można spotkać się ze zdaniem, że dziewczyna to na pewno nie poradzi sobie w tej pracy, albo się nie zna.
Ja wciąż wyglądam młodo (potrafią mnie poprosić o dowód w sklepie), więc zdarza się, że ktoś chce mi pokazać swoją wyższość, czy myśli, że pracuje jako kierowca od niedawna. Szybko się to kończy, gdy spojrzy na mój numer służbowy (można po nim, mniej więcej, określić staż pracy). Powiem tak – teraz mnie to nie rusza. Jestem dziewczyną i uważam, że sobie radzę, dziele wiedzą z innymi i pomagam jak mogę. Dużo osób też potwierdza, że dziewczyny jeżdżą lepiej i są milsze. Oczywiście bardzo miło słyszeć takie opinie. Ja mam jedną zasadę i się jej trzymam – płeć nie mówi o umiejętnościach.
Kama – dziewczyna za kółkiem autobusu w social mediach
W przyszłym, 2023 roku, łączna długość wszystkich tras szybkiego ruchu w Polsce przebije granicę 5000 km. To wiadomość, która z całą pewnością ucieszy kierowców. Wszystkich nowych dróg najwyższych klas, jakie planowane są do przekazania kierowcom w przyszłym roku będzie niemal 260 km. Znamy szczegóły!
Nowe autostrady 2023 – ułatwienia na trasie Warszawa – Kraków
W 2023 roku drogowcy ułatwią wjazd do Warszawy od południa, co wpłynie na komfort podróżujących pomiędzy Warszawą, a Krakowem. Drogowcy udostępnią dwa odcinki drogi ekspresowej S7 – pomiędzy Lesznowolą i Tarczynem oraz od granicy województw świętokrzyskiego i małopolskiego do Miechowa. Szczególnie ten pierwszy fragment pozwoli skrócić czas przejazdu i zwiększyć bezpieczeństwo podróży. Znacząco ułatwi też wyjazd z Warszawy na południe, a kierowcy będą mieć do dyspozycji ok. 240 km drogi ekspresowej od węzła Warszawa Lotnisko, omijającej Radom i Kielce, do okolic Miechowa w woj. małopolskim.
Nowe autostrady 2023 – domknięcie obwodnicy Łodzi
Drogowcy obiecują również domknięcie obwodnicy Łodzi, poprzez oddanie do ruchu w 2023 roku odcinka trasy S14 pomiędzy Aleksandrowem Łódzkim i Słowikiem. Tym samym Łódź będzie pierwszym miastem w Polsce z pełnym ringiem w ciągu dróg szybkiego ruchu (A1, A2, S8 i S14).
Nowe autostrady 2023 – długie odcinki S11
Oprócz tego pojawią się dwa długie fragmenty drogi ekspresowej S11 – blisko 48 km od Koszalina do Bobolic oraz blisko 25-kilometrową obwodnicę Olesna. To część trasy, która w przyszłości pozwoli wygodnie pokonać długi dystans pomiędzy Koszalinem, a Katowicami.
Nowe autostrady 2023 – połączenie międzynarodowych szlaków
Budowany w Polsce odcinek międzynarodowego szlaku transportowego Via Baltica, który łączy Polskę z państwami bałtyckimi, wydłuży się o blisko 50 km w ciągu drogi ekspresowej S61. Drogowcy udostępnią kierowcom odcinek na wysokości Ełku, który połączy się z wcześniej oddanymi fragmentami i pozwoli na wyprowadzenie ruchu tranzytowego z miasta, co z całą pewnością ucieszy mieszkańców Ełku.
Zrealizowane mają zostać również łącznice węzła Łomża Zachód, co umożliwi udostępnienie kierowcom gotowego już 7-kilometrowego fragmentu trasy S61 do węzła Łomża Południe. Kierowcy otrzymają także połączenie S8 z S61 na węźle Ostrów Mazowiecka Północ i dojadą do węzła Łomża Zachód.
Z kolei na drugim krańcu Polski, na obecnej DK18, planowane jest ukończenie budowy jezdni w kierunku Wrocławia. Ten fakt oznacza, że w przyszłym roku trasa o długości ok. 70 km, od granicy z Niemcami w Olszynie do Golnic w woj. dolnośląskim, stanie się pełnoprawną autostradą A18.
Nowe autostrady 2023 i usprawnienia na już istniejących odcinkach
Dobra wiadomość również dla kierowców, którzy co prawda mogą już korzystać z autostrady A1 pomiędzy węzłami Piotrków Trybunalski Południe i Kamieńsk, ale wciąż ten obszar jest tak naprawdę placem budowy z prędkością ograniczoną do 100 km/h. Jednak wiosną 2023 roku kontrakt wykonawczy ma być zakończony, co oznacza, że wówczas będzie można wprowadzić maksymalną prędkość autostradową (140 km/h) na tym odcinku.
Nowe autostrady 2023 – infografika
Nowe autostrady 2023 – mapka
Nowe autostrady 2023 – szczegółowa lista planowanych do przekazania do użytkowania odcinków.
49,4 km autostrad:
A18 granica państwa – Żary (11,7 km)
A18 Iłowa – gr. woj. lubuskiego i dolnośląskiego (16,2 km)
A18 gr. woj. lubuskiego i dolnośląskiego – Golnice (21,5 km)
192,9 km dróg ekspresowych:
S3 Kamienna Góra Północ – Lubawka (ok. 12 km)
S7 Lesznowola – Tarczyn Północ (14,8 km oraz 2,3 km w obrębie węzła Tarczyn)
S7 Moczydło – Miechów (18,7 km)
S11 Koszalin Zachód – Zegrze Pomorskie (16,9 km)
S11 Zegrze Pomorskie – Kłanino (19,3 km)
S11 Kłanino – Bobolice (11,6 km)
S11 obwodnica Olesna (24,8 km)
S14 Aleksandrów Łódzki – Słowik (14,5 km)
S17 obwodnica Tomaszowa Lubelskiego – II jezdnia (5,4 km)
S52 Węgrzce – Batowice (fragment Północnej Obwodnicy Krakowa, 3 km)
S61 Ełk Południe – Kalinowo (22,9 km)
S61 Podborze – Śniadowo (19,5 km)
S61 Łomża Zachód – Łomża Południe (7,2 km – budowa zakończyła się w 2022 roku, jednak odcinek zostanie dopuszczony do ruchu w 2023 roku po wybudowaniu węzła Łomża Zachód)
Przed nami Sylwester i Nowy Rok 2023. Planujecie wyjazd? Najszybciej do celu dotrzecie trasami szybkiego ruchu. W Polsce mamy obecnie niemal 4900 km tras szybkiego ruchu, czyli dróg ekspresowych i autostrad. Wykroczenia na autostradzie, czy drodze ekspresowej nie są niestety rzadkie i słono kosztują, jakie grzechy często popełniają polscy kierowcy?
1. „król” lewego pasa
Zasada jest prosta. Lewy, najszybszy pas na trasach szybkiego ruchu powinien służyć przede wszystkim do wyprzedzania. W Polsce mamy ruch prawostronny (art. 16 ustawy Prawo o ruchu drogowym), a to oznacza, że pojazdy powinny jeździć możliwie blisko prawej krawędzi jezdni, a nie lewym pasem. I naprawdę nie ma znaczenia, że jedziesz akurat dokładnie 120 km/h na trasie ekspresowej, a w Polsce dopuszcza się wyprzedzanie z prawej strony.
Jeżeli prawy pas jest wolny, należy na niego zjechać. O ile jednak za jazdę lewym pasem z maksymalną, dozwoloną na danej drodze prędkością policjant Cię raczej nie ukaże, to za blokowanie pasa poprzez jazdę na nim z prędkością znacznie niższą (np. 80 km/h na autostradzie) – już tak. Policjant, zależnie od oceny sytuacji, może ukarać „króla” lewego pasa mandatem od 20 do aż 3000 zł. Zobaczmy kolejnej wykroczenia na autostradzie.
2. Niewłaściwe oświetlenie
Kierowcy jadący po trasach szybkiego ruchu z włączonymi światłami przeciwmgielnymi przy braku uzasadnienia ich używania, to jakaś plaga. Tego typu wykroczenia na autostradzie jest o tyle uciążliwe, że takie światła mocno oślepiają innych. Pamiętajmy, że w myśl przepisów, tylne światła przeciwmgłowe uruchamiamy, gdy widoczność na drodze jest mniejsza niż 50 metrów. Łatwo to ocenić po rozmieszczonych co 100 metrów słupkach pikietażowych. Mijasz jeden, nie widzisz drugiego? Światła przeciwmgłowe mają uzasadnienie. Jeżeli tak jednak nie jest i widać dalsze słupki, kierowca naraża się na mandat w kwocie 100 zł i 2 punkty karne.
Zachowanie prawidłowej odległości od poprzedzającego pojazdu jest szczególnie ważne na trasach szybkiego ruchu. Zasada jest prosta – minimalna odległość powinna wynosić tyle w metrach ile połowa prędkości wyrażonej w kilometrach na godzinę. Jedziesz na autostradzie 140 km/h? Zachowaj 70 metrów odstępu. Jazda zbyt blisko poprzedzającego pojazdu wyklucza skuteczne zahamowanie w razie awaryjnego hamowania kierowcy przed nami. Jeżeli wasze auto ma adaptacyjny tempomat, korzystajcie z niego, on zawsze zachowuje bezpieczną odległość. Jeżeli nie, musimy pilnować odległości sami. Zignorowanie tego obowiązku grozi ukaraniem kierowcy mandatem w kwocie od 300 do 500 zł i dopisaniem aż 6 punktów karnych. Takie wykroczenia na autostradzie są wyjątkowo niebezpieczne.
4. Przekroczenie prędkości
Patrząc na wykroczenia na autostradzie, nie sposób pominąć nadmiernej prędkości. Wciąż nie brakuje takich, którzy autostrady polskie traktują jak wybrane odcinki autostrad niemieckich, tych, na których nie ma ograniczeń prędkości. Polskie przepisy są w zakresie prędkości maksymalnej i tak wyjątkowo liberalne. U nas na autostradzie można jeździć 140 km/h samochodem osobowym bez przyczepy, to więcej niż mogą np. kierowcy we Włoszech, w Austrii, Francji, Szwajcarii, Czechach, Węgrzech i wielu innych państw Europy. Jedynie w Bułgarii kierowcy na autostradach mogą jechać tyle co w Polsce. No i oczywiście w Niemczech, ale tylko na wybranych odcinkach! Na pozostałych ograniczenie jest do 130 km/h, a niekiedy i niższe. Kary? Oto ile zapłacimy za przekroczenie dopuszczalnej prędkości:
do 10 km/h: 50 zł i 1 punkt karny,
o 11–15 km/h: 100 zł i 2 punkty karne,
o 16–20 km/h: 200 zł i 3 punkty karne,
o 21–25 km/h: 300 zł i 5 punktów karnych,
o 26–30 km/h: 400 zł i 7 punktów karnych,
o 31–40 km/h: 800 / 1600 zł (wyższa kwota za recydywę) i 9 punktów karnych;
o 41–50 km/h: 1000 / 2000 zł i 11 punktów karnych,
o 51–60 km/h: 1500 / 3000 zł i 13 punktów karnych,
o 61–70 km/h: 2000 / 4000 zł i 14 punktów karnych,
o 71 km/h i więcej: 2500 / 5000 zł i 15 punktów karnych;
5. Patrz w lusterka!
Niestety, wciąż wielu kierowców o tym zapomina. Zbliżając się np. do ciężarówki, wrzucają kierunkowskaz i zmieniają pas zabierając się za wyprzedzanie, tymczasem z tyłu, na lewym pasie może szybko zbliżać się inny pojazd i nieszczęście gotowe. Można go bardzo łatwo uniknąć, wystarczy PRZED wykonaniem manewru upewnić się co do sytuacji na sąsiednim pasie, patrząc po prostu w lusterka. Mamy nadzieję, że uświadomienie sobie powyższej listy sprawi, że twoje wykroczenia na autostradzie staną się rzadkością.
Kia to marka, która dokonała iście cywilizacyjnego skoku. Od kiepsko postrzeganych przez klientów, słabo wyposażonych i nieciekawych wizualnie aut z początku XXI wieku, po samochody, które przykuwają wzrok na ulicach, są dobrze wyposażone, funkcjonalne i dają frajdę z jazdy. Czy nowa Kia XCeed potwierdza ten pozytywny trend? Miałyśmy okazję się przekonać.
Kia XCeed – wygląd: wyraźnie inny
Kia XCeed to przedstawiciel segmentu aut kompaktowych. Choć nietypowy, to zdecydowanie podążający za modą. Z jednej strony XCeed nie może wyzbyć się genów swojego klasycznego, kompaktowego kuzyna – Kii Ceed – ale z drugiej, Koreańczycy zadali sobie trud, by dodając „crossoverowego” sznytu wyróżnić ten model od prostoplasty. Zabieg ten wypadł znacznie lepiej niż zrobił to np. Fiat uzupełniając Tipo o model Tipo Cross, czy Dacia, dodając do gamy Sandero wersję Sandero Stepway.
XCeed jest modelem zbieżnym wizualnie z Ceedem, ale zachowuje swoją designerską odrębność. Użyczon egzemplarz został osadzony na 18-calowych obręczach (standard w testowanej wersji wyposażenia; w bazowej koła mają 16 cali), więc ma też spory, wynoszący 184 mm prześwit – to już poziom notowany w kompaktowych SUV-ach. Trzeba jednak mieć na uwadze, że decydując się na mniejsze felgi, prześwit zmniejszy się do 170 mm.
Warto też pamiętać, że XCeed nie ma aspiracji dorównywania SUV-om, szczególnie czteronapędowym. Tutaj 4×4 nie jest dostępne w żadnej opcji, napęd jest zawsze na przód, a tryby jazdy nie zawierają żadnych „offroadowych”, elektronicznych pomocników. Większy prześwit ułatwi jednak dotarcie np. na działkę, czy agroturystyczny wypad za miasto.
Miłe dla oka proporcje sprawiają, że sylwetka przyciąga spojrzenia. Auto jest po prostu ładnie zaprojektowane i to nie tylko nasze zdanie. Dość agresywnie opadający tył, płetwa rekina, niewielki spojler, srebrne zdobienia na progach i tylnym zderzaku, ciekawie zarysowany pas przedni z wyróżniającym się kształtem reflektorów, to wszystko nadaje nowej Kii XCeed zadziorności.
W mijającym roku, podobnie jak modele Ceed i Proceed, również i młodszego od obu wymienionych XCeeda poddano drobnej modyfikacji. Naprawdę drobnej, bo to, co zmieniło się znacząco, to charakterystyczne, nowe logo marki. Mnie to nie dziwi, bo po co zmieniać coś, co jest dobre i się ani klientom nie znudziło, ani nie opatrzyło na ulicy?
Kia XCeed 1.5 T-GDi 7DCT Prestige Line
Kia XCeed – wymiary
Kia XCeed – wnętrze
Użyczony egzemplarz testowałyśmy w topowej (w momencie rejestrowania egzemplarza prasowego) odmianie Prestige Line. Dziś jest to wersja zastąpiona w ofercie przez wariant GT-Line. Bogaty wystrój widać od razu po zajęciu miejsca w kabinie. Bo zastajemy tu wygodne, dobrze trzymające ciało fotele. Siedzimy w starannie zaprojektowanym, uporządkowanym, ergonomicznie pomyślanym wnętrzu, wykonanym z przyzwoitych i dobrze spasowanych materiałów. Szeroki zakres elektronicznej regulacji siedzeń z pamięcią ustawień oraz długie siedziska sprawiają, że nawet po dłuższej podróży z tego auta wysiada się wypoczętym.
Również w drugim rzędzie zapewniono na tyle dużo miejsca, że dwóm dorosłym osobom będzie tu wygodnie. Mają one do swojej dyspozycji podłokietnik z miejscami na napoje i schowki w drzwiach. Nie zabrakło też głośników dostępnego w topowej wersji systemu audio marki JBL, który – jeśli lubisz głębokie basy – gra naprawdę świetnie. Może nawet najlepiej w segmencie?
Kia XCeed 1.5 T-GDi 7DCT Prestige Line
Kia XCeed – bagażnik: w sam raz
Pojemność bagażnika w tym modelu to wg danych producenta 426 litrów. Nie jest to może rekordowa wartość w tym segmencie, ale dzięki temu, że przestrzeń jest bardzo foremna i ustawna, bez większych problemów można spakować się na dłuższy wyjazd. W przypadku wypraw wakacyjnych z kompletem pasażerów pamiętajmy, że można wspomóc się relingami dachowymi. Tylna kanapa składana jest w proporcjach 40/20/40, dzięki czemu można przewieźć dłuższe, wąskie przedmioty i wciąż zachować czteroosobową przestrzeń pasażerską.
Kia XCeed – wyposażenie: na bogato
Wersji Prestige Line trudno cokolwiek zarzucić, bo ten poziom wyposażenia jest kompletny – szczególnie porównując go do innych aut z tego segmentu. Podgrzewaną kierownicę i siedzenia z przodu doeceni każda kobieta, a podgrzewaną szybę przednią po prostu – każdy użytkownik auta.
Kierowca ma przed oczami czytelny zestaw wskaźników prezentowanych na cyfrowym wyświetlaczu, w konsoli centralnej jest dotykowy ekran z systemem multimedialnym – do którego obsługi trzeba się przyzwyczaić, bo nie jest zbyt intuicyjny – i nawigacją, współpracujący oczywiście i na szczęście z Apple CarPlay i Android Auto. Nie zabrakło też indukcyjnej ładowarki, gniazd USB, a o niezłym nagłośnieniu JBL już wspominałyśmy. Brawo!
Jedyne wątpliwości mogą budzić dotykowe skróty na panelu pod ekranem centralnym. Na wyboistej drodze trochę trudniej trafić we właściwą funkcję.
Kia XCeed – silnik: mały wybór
Aktualnie Kia XCeed jest dostępna tylko z dwoma odmianami silników. Turbodoładowanym benzyniakiem oraz jako hybryda plug-in z wolnossącym silnikiem, również benzynowym. Do testów otrzymałyśmy ten pierwszy wariant i wydaje się, że to optymalny wybór, dobrze pasujący do charakteru tego samochodu. Silnik 1.5 T-GDI to nowoczesna konstrukcja koncernu Hyundai z serii SmartStream – czterocylindrowa, turbodoładowana jednostka generuje 160 KM i 253 Nm momentu obrotowego, przenoszonego w „naszym” egzemplarzu na przednią oś za pośrednictwem siedmiobiegowego, dwusprzęgłowego automatu. Pierwszą setkę auto osiąga po 9,2 sekundy, a prędkość maksymalną producent deklaruje 208 km/h.
Kia XCeed 1.5 T-GDi 7DCT Prestige Line
Kia XCeed – wrażenia z jazdy
Mimo sporego prześwitu do samochodu nie wsiada się jak do SUV-a – na całe szczęście. Podobne poczucie mamy za kierownicą. Fotel można sobie mocno obniżyć – co lubię – na tyle, że mamy wrażenie siedzenia blisko ziemi. Podczas jazdy pozwala to na lepsze wyczucie samochodu, zwłaszcza na zakrętach. Tu jednak czuć nieco wyższe gabaryty tego modelu i odbiegające od Ceeda zestrojenie zawieszenia.
Przy szybciej pokonywanych łukach auto potrafi się mocniej przechylić, co nie jest zbyt przyjemne dla lubiących dynamiczną jazdę. Ale to nie ta grupa docelowa – w końcu to wygodny, rodzinny model, a nie szybki hot hatch. Tak też – na spokojnie – działa skrzynia. No chyba, że ustawimy tryb sport, wówczas nieco dłużej trzyma silnik na obrotach (jednocześnie zmienia się wygląd ekranu przed oczami kierowcy z wyraźnym obrotomierzem po prawej stronie).
XCeed świetnie sprawdza się w mieście, np. podczas pokonywania typowych przeszkód: krawężników, hopek, kolein – to zasługa wspomnianego prześwitu. Auto ma też niezły promień skrętu, więc zawracanie nim na ciasnej ulicy lub parkowanie w wąskich przestrzeniach jest dość wygodne, choć widoczność do tyłu jest nieco ograniczona przez niewielkich rozmiarów szybę. Oczywiście manewry wspierają czujniki i kamera cofania.
Podczas jazdy autostradą donośnie słychać szum opływającego karoserię powietrza, jednak nie przeszkadza to w prowadzeniu normalnej konwersacji z pasażerami.
Kia XCeed 1.5 T-GDi 7DCT Prestige Line
Kia XCeed – zawieszenie
Zawieszenie kompaktowej Kii XCeed nie jest szczególnie wyrafinowane. Na przedniej osi mamy klasyczne kolumny McPhersona ze sprężynami śrubowymi. Z tyłu Koreańczycy zastosowali układ wielowahaczowy. Czy taki zestaw się sprawdza? Bardzo dobrze! Szybkie, energiczne ruchy kierownicą nie wytrącają zbyt szybko auta z równowagi, choć trzeba przyznać, że nie jest to najbardziej komfortowo zestrojone zawieszenie. Coś za coś – jest dobrze w mieście i poza, ale możemy czasem poczuć na swych lędźwiach znaczące wyboje, czy nierówności nawierzchni.
Kia XCeed – opinia
Kia XCeed .5 T-GDi 7DCT to optymalny wybór, gdy zależy nam na w miarę uniwersalnym samochodzie do miasta, który posłuży nam też na wypady turystyczne. Ładny wygląd, bogate wyposażenie, dobry rozkład schowków i przydane na pokładzie gadżety sprawiają, że do wersji Prestige Line (GT Line) niewiele już warto domawiać.
Choć cena blisko 150 tys. złotych może z początku wystraszyć, to pamiętajmy, że wszystkie modele samochodów na polskim rynku podrożały, a XCeed na ich tle wydaje się naprawdę ciekawą alternatywą.
Kia XCeed – cena w Polsce
Nowa Kia XCeed startuje w najnowszym polskim cenniku koreańskiej marki od 104 500 zł za wersję z silnikiem 1.5 T-GDI i manualną, sześciobiegową skrzynią. Poniżej pełny cennik dostępnych w Polsce odmian tego modelu:
Zbliża się Sylwester i Nowy Rok 2023. To oznacza jedno, o północy 31 grudnia 2022 będzie głośno. Fajerwerki od lat są jednym ze sposobów powitania Nowego Roku, tak jest nie tylko w Polsce. Jeżeli też lubisz „postrzelać” na Sylwestra i planujesz imprezę ze znajomymi, warto być świadomym pewnych kwestii. Szczególnie jeżeli najbliższego Sylwestra planujecie spędzić np. w Niemczech.
Fajerwerki – czy mogę je legalnie kupić?
Pytanie wydaje się pozornie głupie, bo przecież doskonale wiemy, że tego typu artykuły przed Sylwestrem są masowo wystawiane na sprzedaż nawet w dyskontach. Warto jednak pamiętać, że istnieją prawne ograniczenia co do dystrybucji i sprzedaży tego typu produktów. Przede wszystkim nielegalne jest sprzedawanie materiałów pirotechnicznych nieletnim. To nawet nie wykroczenie, lecz przestępstwo. W myśl prawa, ten kto je popełnia, podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2.
Fajerwerki – publicznie legalne tylko w Sylwestra i Nowy Rok
W Polsce fajerwerki można legalnie kupić cały rok (tylko trzy kategorie: F1, F2 i F3, najmocniejsza kategoria F4 nie jest dostępna w publicznym obrocie i zastrzeżona tylko do wykorzystywania przez profesjonalistów), ale ich odpalanie w miejscach publicznych jest legalne już tylko w Sylwestra i Nowy Rok. Możecie się w takim razie zapytać, jakim cudem na tylu weselach odpalają fajerwerki przez cały rok? Wesele organizowane na terenie prywatnym to nie to samo co miejsca publiczne, ale i w takim przypadku pokaz sztucznych ogni dla nowożeńców musi odbyć się przed godziną 22.
Odpalenie w miejscu publicznym produktów pirotechnicznych jest wykroczeniem, o którym mówi art. 83 Kodeksu wykroczeń. W wielu miejscach ograniczenia nakładają też przepisy lokalne. Co nam grozi za odpalenie petardy przed Sylwestrem? Jeżeli zrobiliśmy to w miejscu publicznym, narażamy się na mandat od 100 do 500 zł.
Kupując fajerwerki w Polsce i próbując przewieźć je do Niemiec narażacie się na ryzyko. Co prawda w Niemczech można „strzelać” na Sylwestra i Nowy Rok, ale już np. legalne do wykorzystywania przez zwykłe osoby (nieprofesjonalistów) fajerwerki klasy F3, są w Niemczech nielegalne. W Niemczech legalne są fajerwerki F1 i F2, a F3 i F4 wymagają specjalnych pozwoleń. I nie ma znaczenia, że w bagażniku jadąc na imprezę w Niemczech macie fajerwerki F3 tylko na własny użytek. W razie kontroli drogowej w Niemczech trzeba zgłosić, że wieziemy fajerwerki. Nawet gdy są to lżejszego kalibru materiały klasy F1 i F2, wciąż muszą mieć certyfikat CE. Chińskie fajerwerki kupione w Polsce bez certyfikatu CE są w Niemczech nielegalne. Fajerwerki F3 i F4 lub jakiekolwiek bez certyfikatu CE zostaną w razie kontroli skonfiskowane, a przewożącemu je właścicielowi grozi nawet do 3 lat więzienia!
Wspominamy o tym również dlatego, że wiele osób liczy na łatwy zarobek (duża różnica w cenie pomiędzy Polską, a Niemcami) i przewozi przez granicę fajerwerki w celu ich odsprzedaży za naszą zachodnią granicą.
Przewożenie fajerwerków samochodem osobowym – o czym trzeba wiedzieć?
W Polsce nie ma przepisów, które nakazywały by kierowcy samochodu osobowego jakieś dodatkowe czynności przy przewożeniu fajerwerków w bagażniku samochodu osobowego. Należy zachować elementarną ostrożność i to już na etapie zakupu. Nie wybierajmy produktów pirotechnicznych z uszkodzonym opakowaniem, nawet gdy sprzedawca np. obniży ich cenę. Podczas przewożenia produktów pirotechnicznych jedźmy ostrożnie bez gwałtownych manewrów.
Oto MAN TGX – na drodze widać go z daleka. Wyróżnia się kolorem magenta i pełnym wyposażeniem w akcesoria przydatne każdemu kierowcy. Ten szczególny pojazd od grudnia jeździ w barwach wrocławskiej firmy wynajmującej ciężarówki. Część przychodu ze sprzedaży MAN przekazał na rzecz inicjatywy „Kobiety za Kółko”, która dostarcza pomoc humanitarną do Ukrainy.
Branża transportowa w Europie zmaga się z deficytem kierowców od wielu miesięcy. Dlatego firma MAN Truck & Bus Polska swoim projektem chce zwrócić uwagę właśnie kobiet, pokazując im, że praca kierowcy ciężarówki jest także dla nich.
Część przychodu ze sprzedaży ciągnika MAN TGX została przekazana na cele dobroczynne
To wspaniały akcent na zakończenie bieżącego roku! Ten piękny pojazd pochodzi z oferty pojazdów używanych MAN TopUsed i jest przygotowany na każde transportowe wyzwanie. Jestem przekonany, że przyniesie wiele korzyści naszemu klientowi, a jednocześnie będzie cieszył oczy wszystkich, których spotka na drodze – mówi Claus Wallenstein, prezes zarządu MAN Truck & Bus Polska.
Pojazd zasilił flotę wrocławskiej firmy WynajemTIR.pl, która zajmuje się wynajmem krótko- i długoterminowym aut ciężarowych dla klientów firm ubezpieczeniowych oraz serwisów na czas naprawy.
Na pewno pojazd zachowa swoją obecną formę wizualną. Jestem przekonany, że przypadnie do gustu nie tylko paniom. W naszej flocie znajduje się już wiele ciągników z oferty MAN TopUsed, ponieważ mam pełne zaufanie do ich jakości i przygotowania od strony technicznej – mówi Krzysztof Wąsik, właściciel WynajemTIR.pl
Część przychodu ze sprzedaży ciągnika MAN TGX firma MAN Truck & Bus Polska przekazała na cele dobroczynne. Kwota 5 tys. euro zasili konto Fundacji Norma z przeznaczeniem na inicjatywę Kobiety za Kółko. Tworzą ją bohaterskie panie, które miesięcznie pokonują tysiące kilometrów, dowożąc pomoc humanitarną na Ukrainę. Inicjatywa przygotowuje również dom pobytu dla uchodźczyń w podwarszawskim Piasecznie.
Ciągnik MAN TGX 18.500 4×2 LLS-U EfficientLine jest wyposażony m.in. w:
pakiet areo,
pełną opcję systemów asystujących,
nowoczesne oświetlenie,
RIO Box,
zestaw telewizyjny 21,5”,
ekspres do kawy,
lusterko kosmetyczne..
MAN TopUsed jest marką pojazdów używanych MAN Truck & Bus. Nowi użytkownicy mogą indywidualnie uzgadniać modyfikacje w pojazdach, które zostaną wprowadzone przez zespół serwisowy.
Ciągnik MAN TGX trafił do wrocławskiej firmy WynajemTIR_PL
Systemy bezpieczeństwa w samochodach to nieoceniona pomoc, ale nie zawsze
W droższych samochodach dostępne już od lat, a obecnie występujące także w najtańszych modelach – aktywne systemy bezpieczeństwa nieustannie czuwają nad naszym bezpieczeństwem. Potrafią skorygować nasz tor jazdy, wykryć pojazd w martwym polu lusterek, ostrzec o zbliżającym się pieszym, a nawet zapobiec wypadkowi.
Do prawidłowego działania potrzebują różnego rodzaju czujników i kamer, a te mogą ulec nie tylko uszkodzeniu, ale także zabrudzeniu. Szczególnie dotkliwe może okazać się to zimą.
Choinka na zegarach i błędy na komputerze? Sprawdź przednią szybę
Wiele systemów bezpieczeństwa, takich jak wykrywanie linii na drodze, asystent świateł czy wykrywanie znaków drogowych, korzystają z kamer i czujników umieszczonych w górnej części szyby, koło lusterka wstecznego. Jest to miejsce charakterystyczne i doskonale widoczne z zewnątrz.
Zwykle zestaw czujników i kamer umieszczony jest tak, żeby obejmowały go swoim zasięgiem wycieraczki. Lecz zimą, kiedy szyba potrafi być wiecznie brudna lub częściowo zamarznięta, to może być za mało. W razie wystąpienia błędów, warto zatrzymać się i sprawdzić, czy nie trzeba dodatkowo oczyścić szyby.
Jeśli samochód nadal zgłasza błędy, sprawdź przedni zderzak
Dokładne rozmieszczenie czujników systemów bezpieczeństwa, zależy od konkretnego producenta. Często można spotkać dodatkowe kamery lub radary w pasie przednim samochodu. Umieszczane są w zderzaku lub grillu, a niektórzy producenci maskują je tak, że udają znaczek marki, podczas gdy to tylko płaska płytka (będąca głowicą radaru) z namalowanym emblematem.
Te czujniki są szczególnie narażone na czynniki zewnętrzne podczas opadów śniegu, który może je zalepić. Warto wcześniej sprawdzić gdzie i jakie czujniki są umieszczone w pasie przednim naszego auta, żeby w razie potrzeby szybko móc sprawdzić, czy newralgiczne miejsca wymagają oczyszczenia.
Co jeszcze może być przyczyną błędów elektroniki zimą?
Powyżej opisane miejsca najczęściej są wykorzystywane przez producentów do umieszczania w nich czujników. Warto jeszcze wymienić lusterka z systemem wykrywania pojazdów w martwym polu. Co do zasady, dobrze jest sprawdzić w instrukcji, gdzie dokładnie producent przewidział umiejscowienie czujników, radarów, kamer oraz innych sensorów, żeby łatwo móc je odnaleźć.
Teoretycznie istnieje też możliwość, że w niektórych miejscach osadzi się lód i to on będzie powodował problemy. Największa szansa na to jest, kiedy umyjemy samochód w czasie mrozu. Myjnie automatyczne suszą pojazdy, ale niedokładnie i w różnych zakamarkach może zostać odrobina wody, która potem zamarznie. Najlepszym rozwiązaniem jest wtedy pozostawienie auta w miejscu, gdzie temperatura jest dodatnia. Wtedy problem powinien zniknąć.
Minąłeś zawieszone nad jezdnią żółte kamery i znak D-51 „Automatyczna kontrola prędkości”? To odcinkowy pomiar prędkości i właśnie wjechałeś do monitorowanej strefy. Nawet jeżeli jechałeś odrobinę zbyt szybko, bez paniki. Spokojnie zwolnij, tak by średnia prędkość przejazdu całego monitorowanego odcinka była nie wyższa niż przepisowe ograniczenie na tym odcinku. Nie chcąc wywoływać stresu kierowcom, którzy wjadą w nieciekawie zapowiadający się (drożejące paliwa) rok 2023, przygotowałyśmy listę wszystkich obecnych i planowanych w 2023 roku odcinkowych pomiarów prędkości.
Odcinkowy pomiar prędkości 2023 – jak to działa?
Pierwszy odcinkowy pomiar prędkości w Polsce został uruchomiony w 2015 roku, kolejne zostaną uaktywnione w 2023 roku, ich działanie jednak pozostaje niezmienne. System wykorzystuje kamery zainstalowane na obu końcach monitorowanego odcinka i mierzy czas wjazdu oraz wyjazdu każdego pojazdu z kontrolowanego obszaru. Znając długość odcinka i czas przejazdu pojazdu, system oblicza średnią prędkość. Działanie pokazuje poniższa infografika:
Jeżeli jest ona niższa lub równa dopuszczalnej prędkości w danym rejonie, nic się nie dzieje. Jednak jeżeli średnia prędkość jest wyższa niż zezwalają przepisy, dane trafiają do systemu CANARD, a po ich przetworzeniu GITD przesyła właścicielowi pojazdu wezwanie do wskazania osoby, która danego dnia w konkretnym czasie kierowała pojazdem. Lepiej wskazać tę osobę, bo unikanie tego obowiązku w myśl najnowszych przepisów jest zagrożone grzywną do 8000 zł. Po wskazaniu osoby lub oświadczeniu że to sam właściciel prowadził, kierowca może przyjąć mandat i go zapłacić (stawka jest zależna od stopnia przekroczenia legalnej prędkości), albo odmówić wówczas sprawa trafi do sądu.
Odcinkowy pomiar prędkości 2023 – mapa
Teoretycznie zawsze aktualną mapę odcinkowych pomiarów prędkości powinniśmy znaleźć w serwisie CANARD, systemu obsługiwanego przez Główny Inspektorat Transportu Drogowego. Mapę znajdziecie na tej stronie, a poniżej jej graficzna reprezentacja:
Mapa ma jednak tę wadę, że nie zawiera miejsc, na których pojawią się odcinkowe pomiary prędkości w roku 2023. Dlatego też przygotowałyśmy również obszerną listę.
Odcinkowy pomiar prędkości 2023 – lista miejsc działających i planowanych w 2023 roku
Poniższa lista zawiera województwo, odcinek i nr drogi, na której funkcjonuje odcinkowy pomiar prędkości:
mazowieckie: Szymaki; DK7
mazowieckie: Pawłowo – Baboszewo; DK7
mazowieckie: Strachówka; DK50
mazowieckie: Sochaczew; DK50
mazowieckie: Rybitwy; DK7
mazowieckie: Karniewo; DK60
mazowieckie: Regut; DK50
mazowieckie: tunel POW (Warszawa); S2
mazowieckie: Warszawa Konotopa – Warszawa Bemowo; S8
mazowieckie: Warszawa Łabiszyńska – Piłsudskiego; S8
mazowieckie: Zakręt; DK2
mazowieckie: Kanie – Otrębusy; DW 710
mazowieckie: Natolin – Chrzanów Duży – Grodzisk Mazowiecki; DW 579
mazowieckie: Mszczonów (obwodnica miasta); DK 50
mazowieckie: Białobrzegi (obwodnica miasta); S7
łódzkie: Tomaszów Mazowiecki; DK48
łódzkie: Kluki; DK74
łódzkie: Złota; DK72
łódzkie: Pomorzany/Bociany; A1
łódzkie: Dobroń – Pabianice Płn.; S14
łódzkie: Łódź, Chocianowiska-Łaskowice; DP112OE
łódzkie: Bychlew/Jadwinin; DW485
łódzkie: Mokra Prawa; DK70
podlaskie: Zwierki – Zabłudów; DK19
podkarpackie: Kolbuszowa; DK9
podkarpackie: Iskrzynia; DK19
podkarpackie: Stalowa Wola; DW871
podkarpackie: Nosówka, ul. Dębicka; DP1391
podkarpackie: Dukla, Trakt Węgierski; DK19
podkarpackie: Nowa Dęba, Ks. Henryka Łagockiego 112 – Korczaka 16; DK9
dolnośląskie: Wrocław, Al. Jana III Sobieskiego; DG105392D
dolnośląskie: Bierzów – Przylesie; DW403
Mamy nadzieję, że powyższa lista pozwoli uniknąć pomyłek i ustrzeże was przed niechcianymi mandatami. Gdy zobaczycie odcinkowy pomiar prędkości, będziecie przygotowani.
Zamiast benzyny E5 na stacjach może pojawić się benzyna E10
Od kilku lat na polskich stacjach benzynowych kupimy wyłącznie paliwa z domieszką biopaliw. Oznaczenia na dystrybutorach wskazują, jaka dokładnie jest ta domieszka. Obecnie przepisy wymagają sprzedawania benzyny przynajmniej E5, czyli z pięcioprocentowym dodatkiem do klasycznego paliwa kopalnego.
Z kolei paliwo E10 ma tylko 90 proc. benzyny i 10 proc. bioetanolu. Zgodnie z nowymi przepisami, od 1 stycznia stacje paliw, które je oferują, mogą zrezygnować z E5. Do tej pory E10 można było oferować wyłącznie razem z paliwem o pięcioprocentowej domieszce.
Co to oznacza w praktyce? To już będzie zależało od decyzji właścicieli stacji benzynowych. Kierowcy powinni być tego jednak świadomi i od 1 stycznia uważniej przyglądać się oznaczeniom na dystrybutorach/
Czy benzyna E10 jest szkodliwa dla silnika?
Pytanie może wydawać się kuriozalne – jak w sprzedaży może znajdować się paliwo, które szkodzi silnikowi? Sprawa nie jest jednak taka prosta. Nowsze jednostki napędowe poradzą sobie bez problemu z benzyną E10, ale starsze, szczególnie te z pierwszymi generacjami wtrysku bezpośredniego, mogą ulec awarii.
Uważać powinni także właściciele starszych, ponad 15-letnich aut i takich z dużymi przebiegami. Benzyna E10 może w nich doprowadzić do wycieków na elementach gumowych – na przykład na uszczelkach. Lepiej więc sprawdzić zawczasu, czy dla naszego samochodu nie ma przeciwskazań przed tankowaniem paliwa E10.
Jakie korzyści wynikają z jazdy na benzynie E10?
Z punktu widzenia kierowcy, zalety paliwa E10 mogą być dyskusyjne. Co prawda większa domieszka biokomponentów sprawia, że może być ono nieco tańsze (lecz to groszowe sprawy), ale według danych ADAC taka benzyna powoduje wzrost zużycia paliwa o 3 procent oraz pogorszenie osiągów o 5 procent.
Powodem wprowadzania benzyny E10 jest jednak mniejsza emisja szkodliwych substancji.
Docelowo bez wątpienia tak. Zapisano to w samym projekcie ustawy, pozwalającej stacjom rezygnować z paliwa E5, jeśli oferują E10:
Projekt wprowadza zmiany w ustawie (…) polegające na zniesieniu obowiązku sprzedaży na stacji paliw benzyn E5 w przypadku sprzedaży benzyny E10. Zmiana ta jest podyktowana planowanym nałożeniem w niedalekiej przyszłości obowiązku dystrybucji benzyny Pb95 w formacie E10.
Trudno obecnie wyrokować, kiedy dokładnie to nastąpi, ale benzynę E10 zobaczymy na wszystkich polskich stacjach. Prawdopodobnie początkowo będzie mogła jej też towarzyszyć E5, ale docelowo pozostanie tylko paliwo z większą domieszką biokomponentów.
Do nietypowej sytuacji doszło w tegoroczną Wigilię Bożego Narodzenia w podlaskiej Hajnówce. Na ulicy Warszawskiej, przy przejściu dla pieszych zlokalizowanym niedaleko cerkwi wielkiego męczennika Dymitra pojawił się żubr.
Od razu uspokajamy, nikomu nic się nie stało. Zwierzę dostojnym krokiem podeszło do jezdni, rozejrzało się, w międzyczasie podjechał patrol policji radiowozem z zapalonymi światłami błyskowymi. Żubr widać uznał, że taka atencja to już przesada i ostatecznie zrezygnował z przejścia przez jezdnię wycofując się w stronę sobie znanych rejonów. Sytuację możecie zobaczyć na poniższym filmie:
Z jednej strony Żubr w mieście to widok niecodzienny, ale pamiętajmy, że Hajnówka to miasto położone na Podlasiu przy granicy Puszczy Białowieskiej, gdzie bytuje ok. połowa dziko żyjącej populacji żubrów w Polsce.
Wybierając się gdziekolwiek w mocno zalesione tereny np. na Sylwestra, warto mieć na uwadze, że na drodze mogą pojawić się dzikie zwierzęta.
Kiedy gotowa będzie Obwodnica Warszawy? Kierowcy mają już do dyspozycji 68 kilometrów warszawskiego ringu. Od czwartku (22 grudnia) kierowcy korzystają z ciągu głównego S17 Warszawa Wschód – Lubelska. To dodatkowe 2,5 km trasy wchodzącej wraz z odcinkami dróg ekspresowych S2 i S8 w skład Warszawskiego Węzła Drogowego (WWD). Do jego ukończenia brakuje jeszcze niespełna 14 km Wschodniej Obwodnicy Warszawy (WOW). Niestety, wykonanie tego 14-kilometrowego domknięcia może potrwać.
Obwodnica Warszawy 2023 – kłopotliwy wschodni odcinek
Wschodnią część Warszawskiego Węzła Drogowego stanowi ok. 16 km S17 Drewnica – Ząbki – Warszawa Wschód – Lubelska. Od czwartku (22 grudnia) kierowcy korzystają z 2,5 km trasy głównej od węzła Lubelska do węzła Warszawa Wschód. Pozostałe niecałe 14 km jest na etapie postępowania w sądzie.
Dlaczego sąd? Otóż Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska (GDOŚ) uchylił w całości decyzje Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska (RDOŚ) w Białymstoku o środowiskowych uwarunkowaniach dla budowy Wschodniej Obwodnicy Warszawy na odcinkach S17 Drewnica – Ząbki (18 lutego 2021 r.) oraz Ząbki – Warszawa Wschód (Zakręt) (15 lutego 2021 r.). Ponadto umorzone zostały postępowania przed RDOŚ w Białymstoku dla obu tych przedsięwzięć. Czemu pierwsze decyzje środowiskowe dotyczące inwestycji drogowych w Warszawie podejmował białostocki RDOŚ? Ponoć chodziło o potencjalne uniknięcie ewentualnego konfliktu interesów, co rzekomo miałoby miejsce, gdyby kwestie środowiskowe były rozpatrywane w Warszawie. Niestety, taki pomysł nie zdał egzaminu bo został zaskarżony przez GDOŚ.
Zaznaczony na mapce fragment to ostatni, brakujący element obwodnicy Warszawy
Obwodnica Warszawy 2023 – GIOŚ uznaje, że decyzje ma wydać warszawski RDOŚ
Generalny Inspektorat Ochrony Środowiska uznał, że właściwym organem dla wydania decyzji środowiskowych dla inwestycji dotyczącej brakujących 14 kilometrów Obwodnicy Warszawy powinien być Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Warszawie, a nie w Białymstoku, czy gdziekolwiek indziej.
W każdym razie decyzje GDOŚ dotyczące uchylenia decyzji środowiskowych białostockiego RDOŚ zostały zaskarżone, m.in. przez GDDKiA, do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (WSA) w Warszawie. WSA w Warszawie (wyrok z 24 sierpnia 2021 r. dla S17 Ząbki – Warszawa Wschód i z 19 stycznia 2022 r. dla S17 Drewnica – Ząbki) uchylił decyzję GDOŚ. Z wyroku sądu wynika obowiązek merytorycznego rozpatrzenia przez GDOŚ otrzymanych odwołań od decyzji RDOŚ w Białymstoku. Od wyroków WSA w sprawie obu odcinków WOW (Wschodniej Obwodnicy Warszawy) wpłynęły skargi kasacyjne do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Termin rozpatrzenia skarg kasacyjnych na wyrok WSA zostanie wskazany przez NSA w I kwartale 2023 r.
Obwodnica Warszawy 2023 – postępowanie przed sądami administracyjnymi potrwa
Warto podkreślić, że w I kwartale 2023 NSA dopiero ustali termin rozpatrzenia skarg kasacyjnych, a to oznacza, że do wymaganego dla rozpoczęcia prac prawomocnego zakończenia postępowań, dotyczących decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach, przed sądami administracyjnymi, jeszcze daleka droga. Mało prawdopodobne by prace ruszyły w 2023 roku.
Obwodnica Warszawy 2023 – harmonogram, czyli co już udało się zrobić?
Ukończone 68 kilometrów warszawskiego ringu powstawało przez 14 lat, poniżej najważniejsze etapy tej inwestycji:
2008 rok – rozpoczęcie budowy 10,4 km trasy od węzła Konotopa do węzła Powązkowska w ciągu S8
2013 rok – zakończenie budowy 20 km S2 Południowej Obwodnicy Warszawy (POW)
2013 rok – zakończenie budowy 7 km odcinka S8 pomiędzy węzłami Modlińska i Marki
2015 rok – oddanie do ruchu tzw. Trasy Armii Krajowej, czyli odcinka S8 pomiędzy węzłami Powązkowska i Modlińska
2017 rok – uzupełnienie północnej części Warszawskiego Węzła Drogowego (Obwodnicy Warszawy) o 2 km od węzła Marki do węzła Drewnica.
2020 rok – oddano 15 km S2 POW wraz z nowym mostem na Wiśle
2021 rok – oddanie do użytku ostatnie 4,6 km trasy S2 Puławska – Warszawa Wilanów z tunelem POW pod Ursynowem o długości 2,3 km
2021 rok – otwarcie węzła Lubelska spinającego autostradę A2 i drogi ekspresowe S2 i S17
2022 rok – oddanie do ruchu trasy S17 od węzła Lubelska do węzła Warszawa Wschód
Kiedy uda się domknąć całą Obwodnicę Warszawy? Wszystko w rękach sądów administracyjnych i szybkości procedur prawnych, a te jak wiemy, potrafią zająć trochę czasu.
GWM TANK to kolejna chińska marka, która planuje ekspansję na inne rynki niż rodzimy rynek azjatycki i rynek australijski. Marka należy do założonej w 1984 roku firmy Great Wall Motor produkującej auta, przede wszystkim na rynek chiński. GWM TANK produkuje przede wszystkim SUV-y, pickupy i pojazdy terenowe.
GWM TANK 2023 – jaki model spodziewany w Europie?
Przykładem modelu, którym chiński producent chce zawojować nowe rynki jest GWM TANK 300 HEV, model ten właśnie otrzymał najwyższą, pięciogwiazdkową ocenę w testach organizacji ANCAP (Australasian New Car Assessment Program), czyli odpowiednika europejskiego EURO NCAP.
Parker Shi, dyrektor działu Great Wall Motor odpowiedzialnego za rynki zagraniczne uważa, że to właśnie model GWM TANK 300 będzie idealnym kandydatem na podbój reszty świata przez tę markę, o czym przekonuje mówiąc:
„Zazwyczaj tego typu samochody o pudełkowatym kształcie z napędem na cztery koła, tworzone są z myślą o jeździe w terenie. GWM TANK 300 jest jednak w stanie zaoferować zarówno wysokie osiągi, jak i bezpieczeństwo, dzięki rozwiązaniom konstrukcyjnym i zaawansowaniu technicznemu„.
GWM TANK – oferta modeli chińskiej marki na 2023
Obecnie marka produkuje m.in. modele:
TANK 300
TANK 500,
TANK 700
TANK 800.
W Europie ma pojawić się GWM TANK 300 oraz – ewentualnie później – GWM TANK 500.
GMW TANK 300 HEV – co o nim wiemy?
GWM TANK 300 HEV to pojazd terenowy, który w najnowszym wydaniu przygotowanym na rok 2023 korzysta z hybrydowego (klasyczna hybryda, bez gniazdka) układu napędowego łączącego dwulitrowy, czterocylindrowy silnik o mocy 180 kW i 380 Nm momentu obrotowego z jednostką elektryczną o mocy 78 kW i 268 Nm momentu obrotowego. Moc systemowa tego układu oczywiście nie jest sumą i wynosi 224 kW (304 KM) oraz 640 Nm momentu, co ma pozwolić rozpędzić się tej terenówce od zera do 100 km/h w 7,9 sekund. Moc i moment obrotowych przenoszone są tu na wszystkie koła za pośrednictwem hybrydowej, automatycznej, dziewięciostopniowej przekładni. Tank 300 HEV ma również elektronicznie kontrolowaną blokadę mechanizmu różnicowego na obu osiach. Deklarowane przez producenta zużycie paliwa dla tego, mierzącego 4760 mm długości, 1930 mm szerokości i 1903 mm wysokości auta to 9-10 l/100 km. Prześwit wynosi 224 mm, kąt natarcia to 33 stopnie, kąt zejścia 34 stopnie, rozstaw osi 2750 mm. Auto może holować przyczepę hamowaną o masie do 2,5 tony. DMC tego modelu wg danych na rynku australijskim to 2725 kg.
Siedmioletnia gwarancja bez limitu kilometrów
Ciekawostką jest to, że Chińczycy zdają się być pewni jakości swojego produktu, na rynku australijskim oferują go z siedmioletnią gwarancją bez limitu kilometrów i z pięcioletnim assistance. Nie wiadomo jednak, czy taki sam pakiet ochronny otrzymywali by konsumenci na Starym Kontynencie.
GWM TANK 300 HEV i wyposażenie technologiczne
Pojazd wyposażono w szereg technologicznych rozwiązań, bez których nie zaliczyłby poprawnie testów bezpieczeństwa. Standardowe wyposażenie obejmuje m.in:
autonomiczny hamulec awaryjny,
ostrzeżenie przed przypadkową zmianą pasa,
asystenta utrzymania pojazdu na pasie,
rozpoznawanie znaków drogowych,
monitorowanie ruchu poprzecznego z tyłu z hamowaniem awaryjnym przeciwdziałającym kolizji,
adaptacyjny tempomat,
dookólny system obserwacji za pomocą kamer.
Oczywiście nie zabrakło też siedmiu poduszek powietrznych. Cena? Na rynku australijskim model ten wyceniany jest na 55 900 dolarów australijskich, co w przeliczeniu oznaczałoby ponad 167 tys. zł, ale w Europie dodać do tego trzeba cło i podatki (VAT).
Od momentu ogłoszenia przez Teslę pierwszej, oczekiwanej od lat (dokładniej od 2019 roku) dostawy ciężarówek elektrycznych Tesla Semi, w Sieci można odnaleźć mnóstwo opinii sugerujących, że to auto nie ma sensu. Nie chodzi o sens filozoficzny, ale o praktyczność, fizykę napędu, akumulatory, ładowność, moc, zasięg czy ładowanie. Owszem, to bardzo wiele zmiennych, ale okazuje się, że nie jest tak źle jak sądzą czy głoszą niektórzy.
Z tematem zmierzył się inżynier Jason Fenske, twórca i właściciel popularnego na YouTube kanału Engineering Explained. Z samych prezentacji Tesli, na których firma chwaliła się swoją elektryczną cięzarówką, dane techniczne były podawane w bardzo skąpych, wręcz homeopatycznych dawkach. Dowiedzieliśmy się m.in. że pojazd wykorzystuje instalację pracującą z napięciem 1000 V, dzięki czemu może korzystać z ekstremalnie szybkich ładowarek o mocy 1 MW (tak, megawata). Tesla zapewniała też, że pojazd w pełni obciążony (czyli o łącznej wadze 80 000 funtów, co jest równoznaczne z ok. 36,3 tony) będzie w stanie pokonać dystans 500 mil (804 km). Producent nie podał ani pojemności akumulatorów, ani mocy napędu, pochwalił się jedynie przyśpieszeniem w pełni załadowanego składu: 20 sekund do 100 km/h. Jednocześnie sam ciągnik (bez naczepy) jest w stanie uzyskać tę samą prędkość w absurdalnie niskim czasie… 5 sekund. Szczególnie ten ostatni parametr jest w kontekście ciężarówki tyleż imponujący, co absurdalny.
Tesla Semi – wiele danych da się obliczyć, nawet gdy producent ich nie podaje
W związku z tym wielu zadaje sobie pytanie, czy taki pojazd ma ekonomiczne i funkcjonalne uzasadnienie w transporcie? Próby odpowiedzi na to pytanie podjął się wspomniany inż. Fenske. Wnioski? Z Teslą Semi jest trochę tak jak z innymi samochodami elektrycznymi. Podawany przez producenta zasięg jest teoretycznie możliwy, ale w idealnych warunkach. A te, jak wszyscy wiemy – nie istnieją. Wystarczą drobne komplikacje, takie jak np. wiatr, czy nachylenie drogi i zasięg może spaść o połowę. Moc? Oszacowana przez Fenskego moc układu napędowego Tesli Semi to ok. 1000 KM, co akurat w przypadku tego producenta nie jest czymś niezwykłym, bo przecież tyle ma już Tesla Model S Plaid. Akumulatory? Tu odpowiedzi dostarcza już matematyka, szacowana ich pojemność w ciężarówce Tesli to 1 MWh. Jak wiadomo baterie są ciężkie, czy to nie wyklucza sensu takiego pojazdu jeżeli chodzi o ładowność? Okazuje się, że niekoniecznie, bo choć same baterie ważą sporo, to układ napędowy dużej ciężarówki też jest znacznie cięższy od silników elektrycznych. Szczegóły znajdziecie na poniższym wideo:
Rząd i prezes PKN Orlen przekonują, że ceny paliw od Nowego Roku, mimo wzrostu stawki VAT z aktualnych 8% do 23% nie zmienią się znacznie, jednak analitycy rynkowi podkreślają, że to niekoniecznie zależy od dobrej woli rządu czy prezesa PKN Orlen. Czy Diesel będzie kosztować 10 zł za litr?
Już od dłuższego czasu ceny oleju napędowego na stacjach benzynowych różnią się znacznie od cen benzyny bezołowiowej. Różnice w cenie litra paliwa często przekraczają 1 zł. Diesel jest drogi i nic nie wskazuje na to by mógł w najbliższym czasie stanieć. I to nawet przy taniejącej ropie, czy umocnieniu się złotówki względem dolara.
Powrót stawki VAT = pewna podwyżka cen
Z tym trudno dyskutować. VAT jest składnikiem ceny detalicznej paliwa, które kupujemy na stacjach. Zatem logiczne, że zmiana stawki VAT wpłynie także i na cenę paliwa. Jednak jak to już sygnalizowaliśmy we wcześniejszym materiale dotyczącym podwyżek VAT na paliwa, wzrost ceny wynikający ze wzrostu podatku można kompensować innymi składnikami.
To co daje się obecnie zaobserwować na polskim rynku to fakt, że od przełomu października i listopada ceny na stacjach paliw wahają się nieznacznie, pomimo zmieniających się, teoretycznie na korzyść konsumentów, warunków rynkowych. Analitycy z XTB zwracają uwagę, że może to być chęć dostosowania cen do poziomów bliższych z nową, normalną, 23-procentową stawką VAT.
Kierując się wyłącznie cenami hurtowymi, cena benzyny Pb95 powinna obecnie wynosić ok. 6,20, a nie 6,60 zł/litr. Jeżeli stacje zrezygnują z tak wysokich jak obecnie marż detalicznych, jest szansa, że dla konsumentów wzrost cen benzyny będzie się wiązał z podwyżką rzędu ok. 50-60 gr/litr w stosunku do cen obecnych. To oznaczałoby, że po Nowym Roku, cena 1 litra bezołowiowej Pb95 wynosiła by ok. 7,10 zł. Analitycy zwracają jednak uwagę na fakt, że liczenie na zmniejszenie marż to myślenie życzeniowe, gdyby stacje zdecydowały się podnieść cenę z zachowaniem dotychczasowych marż, wówczas Pb95 kosztowałby ok. 7,50 zł/litr.
Podobnie zawyżone ceny ma obecnie olej napędowy. Zgodnie z cenami hurtowymi litr diesla powinien kosztować ok. 7,30 zł, a kosztuje 7,60. Z nową stawką VAT powinniśmy płacić ok. 8,40-8,50 zł/litr, ale znowu – jeżeli stacje nie zetną swoich marż detalicznych, wówczas cena 1 litra diesla dobije do niemal 9 zł.
Diesel. Już go brakuje, a będzie go jeszcze mniej
Niemniej 9 zł, choć jest astronomiczną dla wielu sumą, to nie 10 zł. Czy realna jest jeszcze większa kwota? Problem polega na tym, że ze względów środowiskowych w wielu miejscach na świecie odchodzi się od produkcji oleju napędowego na rzecz benzyny z dodatkiem etanolu. Oleje napędowe i inne cięższe paliwa ropopochodne importowano głównie z Rosji i krajów arabskich, a popyt na te paliwa jest wciąż duży. Kluczowym momentem dla konsumentów może okazać się luty, kiedy w życie wejdzie embargo na rosyjskie produkty ropopochodne. Jedno jest pewne, tańsze paliwo już było.
Zakaz jazdy ciężarówek 2023 – które pojazdy nie mogą jeździć w Nowy Rok?
W Polsce zakaz jazdy ciężarówek dotyczy przede wszystkim pojazdów o dopuszczalnej masie całkowitej przekraczającej 12 ton, oznacza to, że zakaz obejmuje wyłącznie część pojazdów ciężarowych. Wyjątkiem od zakazu dla pojazdów o dmc ponad 12 ton objęte są autobusy. Autobusy (bez względu na ich dmc) oraz lżejsze od 12 t ciężarówki mogą poruszać się na drogach publicznych (oczywiście tych, na których ruch dla pojazdów o określonej masie jest dozwolony) także w dni z ograniczeniami, takie jak Święta i Nowy Rok 2023.
Zakaz jazdy ciężarówek 2023 – przepisy i podstawa prawna
Stosowny zakaz jazdy dla pojazdów ciężarowych jest w Polsce regulowany rozporządzeniem Ministra Transportu w sprawie okresowych ograniczeń oraz zakazu ruchu niektórych rodzajów pojazdów na drogach. Aktualną i prawnie obowiązującą wersję tego dokumentu znajdziemy na stronach Internetowego Systemu Aktów Prawnych Sejmu.
Zakaz jazdy ciężarówek – dni oraz godziny obowiązywania
Zgodnie z prawem, zakaz jazdy ciężarówek obowiązuje w dni ustawowo wolne od pracy w godzinach 8:00 – 22:00.
Zatem są to np.:
25 grudnia, pierwszy dzień Bożego Narodzenia
26 grudnia, drugi dzień Bożego Narodzenia
1 stycznia 2023 – Nowy Rok
Zakaz jazdy ciężarówek 2023
Oprócz wymienionych dni świątecznych, kierowcy ciężarówek powinni pamiętać o następujących dniach w 2023 roku:
9 kwietnia 2023 – Wielkanoc
10 kwietnia 2023 – drugi dzień Wielkiej Nocy
1 maja 2023 – święto państwowe
3 maja 2023 – święto narodowe Trzeciego Maja
pierwszy dzień Zielonych Świątek (28 maja 2023)
dzień Bożego Ciała (8 czerwca 2023)
15 sierpnia 2023 – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny
1 listopada 2023 – Wszystkich Świętych
11 listopada 2023 – Narodowe Święto Niepodległości
oraz oczywiście, jak w tym roku, dwa dni Świąt Bożego Narodzenia (25 i 26 grudnia 2023 roku)
6 stycznia 2023 – czy obowiązuje zakaz jazdy ciężarówek?
Uwaga!
Choć 6 stycznia 2023 jest również dniem wolnym od pracy (Święto Trzech Króli), to w tym dniu, wyjątkowo nie obowiązuje zakaz ruchu dla samochodów ciężarowych.
Zakaz ruchu dla ciężarówek – wyjątki
Wspomniany zakaz nie dotyczy części pojazdów dokładnie wymienionych we wspomnianym rozporządzeniu Ministra Transportu. Zakaz nie obejmuje m.in.:
pojazdów Policji,
pojazdów Inspekcji Transportu Drogowego,
pojazdów Straży Granicznej,
pojazdów Służby Celno-Skarbowej,
pojazdów Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej,
pojazdów Służby Ochrony Państwa,
pojazdów pogotowia technicznego,
jednostek ochrony przeciwpożarowej,
jednostek ratownictwa chemicznego,
jednostek służb ochrony radiologicznej i ochrony przed skażeniami,
Zakaz jazdy ciężarówek – za granicą również 24 grudnia
Kierowcy zawodowi często pokonują trasy międzynarodowe. Dobrze zatem pamiętać, że jeżeli chcą zdążyć na Święta Bożego Narodzenia, muszą mieć na uwadze, że w niektórych krajach zakaz ruchu pojazdów ciężarowych obejmuje również Wigilię Bożego Narodzenia, czyli 24 grudnia. O jakich państwach mowa? Wymieniamy:
Austria: w godzinach 15-24
Chorwacja: w godzinach 15-23 (dla pojazdów i zestawów o dmc powyżej 7,5 t)
Czechy: w godzinach 13-22 (również dla pojazdów i zestawów powyżej 7,5 t)
Francja: w godzinach 22-24 (dla pojazdów i zestawów powyżej 7,5 t)
Słowacja: w godzinach 0-22 (dla pojazdów i zestawów powyżej 7,5 t)
Węgry: w godzinach 22-24 (dla pojazdów i zestawów powyżej 7,5 t)
Jeszcze przed świętami było jasne, że policjanci zwiększą intensywność patroli na drogach, ale z całą pewnością sytuacji jaka miała miejsce na przejeździe kolejowym w rejonie bydgoskiego Łęgnowa na ul. Plątnowskiej nie spodziewałby się żaden funkcjonariusz.
Przejazd kolejowy bez zapór, ale z sygnalizatorem. I co z tego?
Wczoraj, w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, ok. godziny 15:15 dzielnicowy z bydgoskich Wyżyn pełniąc służbę w terenie zauważył na wspomnianym przejeździe kolejowym bez zapór, jak do torowiska zbliżał się Mini Cooper. Kierujący pojazdem zatrzymał się przed sygnalizatorem nadającym czerwony sygnał i zbliżającym się pociągu. Do tej pory wszystko było w porządku i już zapewne funkcjonariusz stojący nieopodal ustawionego – to też jest smaczek – oznakowanego radiowozu odwrócił by wzrok od prawidłowo zatrzymanego pojazdu, gdyby nagle kierowca nie podjął absurdalnej decyzji.
Jak sytuację opisuje nadkom. Piotr Loba KP Bydgoszcz-Wyżyny, tego co nastąpiło później wspomniany dzielnicowy absolutnie się nie spodziewał. Otóż kierujący Mini Cooperem 71-latek mimo stale wyświetlanego sygnału czerwonego na sygnalizatorze ustawionym przed przejazdem kolejowym, ruszył!
Ruszył ignorując nie tylko przepisy, oznakowanie, sygnalizator, czy wreszcie zbliżający się pociąg (który na wyhamowanie nie miał najmniejszych szans!), ale także widoczny przy przejeździe, oznakowany radiowóz i obecność policjanta (sic!). Dosłownie kilka sekund później przez przejazd przejechał pociąg. Od tragedii było bardzo blisko.
Przejazd kolejowy i złamanie przepisów – kary są surowe
Wiem, co w tym momencie pomyśleliście, pewno wracający ze świąt starszy pan był pijany. Otóż… nie. Nie był. Nie uniknął jednak konsekwencji swojego bardzo nieprzemyślanego i nieodpowiedzialnego zachowania. Dzielnicowy zatrzymał kierowcę do kontroli, był nim 71-latek podróżujący w towarzystwie małżonki. Mężczyzna za popełnione wykroczenie został ukarany mandatem w kwocie 2000 zł otrzymał ponadto 15 punktów karnych.
Przypominamy, że wykroczenie popełnione przez kierowcę w opisanej sytuacji to jedno z wykroczeń objętych recydywą, co oznacza, że powtórny taki wybryk w czasie dwóch lat od uiszczenia kary za pierwszy raz będzie oznaczał podwójną karę (4000 zł) i kolejne 15 punktów, co w rezultacie oznacza przekroczenie limitu punktowego i w konsekwencji utratę prawa jazdy.
Liczba samochodów elektrycznych na polskich drogach systematycznie rośnie, według danych z końca listopada 2022 zarejestrowano już w Polsce 62 tys. samochodów, które można podłączyć do ładowania (pełne elektryki i hybrydy plug-in). Rośnie również liczba ładowarek dostępnych publicznie. Problem polega na tym, że ta druga wartość rośnie zbyt wolno w stosunku do zwiększającej się floty aut na prąd.
Z jednej strony stacji ładowania pod koniec listopada 2022 roku było w Polsce aż o 40 proc. więcej niż w listopadzie 2021 roku, ale na 100 kilometrów dróg przypada średnio zaledwie 0,7 ładowarki. Taki rezultat stawia nasz kraj w gronie pięciu państw z UE z najsłabiej rozwiniętą siecią stacji ładowania.
Pod koniec listopada 2022 roku w Polsce funkcjonowały 2527 ogólnodostępne stacje ładowania dysponujące 4913 punktami, do których można podłączyć pojazdy. Spośród tej liczby 21 proc. to ładowarki DC (prąd stały), pozostały odsetek stanowią wolniejsze ładowarki zmiennoprądowe. Według ACEA (Europejskie Stowarzyszenie Producentów Pojazdów) wskaźnik gęstości (liczba ładowarek na 100 km dróg) jest w Polsce piąty od końca wśród wszystkich państw UE.
Dla porównania rekordowa pod tym względem Holandia ma aż 64,3 ładowarki na każde 100 km dróg, w Portugalii jest to 24,9 ładowarki na 100 km dróg. Nie chodzi jednak o to, by równać do holenderskich standardów. Oczekiwany w UE poziom nasycenia sieci ładowania to co najmniej 6,7 punktu ładowania na każde 100 km. Do tego poziomu Polsce jeszcze sporo brakuje.
Ładowarki – liczba pojazdów na stację ładowania rośnie
To kolejny niepokojący wskaźnik. Pod koniec 2019 roku, choć wówczas ładowarek było znacznie mniej niż obecnie, to mniejsza była również liczba samochodów potrzebujących ładowania. Wtedy na jeden ogólnodostępny punkt ładowania przypadało ok. 6 pojazdów. W 2020 roku liczba ta wzrosła do 7,5, a pod koniec obecnego roku jest to już 11,5 auta na pojedynczy publiczny punkt ładowania. Robi się coraz gęściej mimo wzrostu liczby ładowarek. Niestety, niedostatecznie dużego wzrostu ich liczby w stosunku do rosnącej floty samochodów elektrycznych.
Ile razy to już słyszeliśmy, że „elektryki spowodują blackout”, albo „zabraknie prądu na ładowanie samochodów elektrycznych” itp. Zgodnie z najnowszym raportem Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE) w perspektywie najbliższych dziesięciu lat ładowanie pojazdów elektrycznych skonsumuje co najwyżej 4 procent polskiego zapotrzebowania na moc. I to zakładając, że w przeciągu dekady na naszych drogach pojawi się kilka milionów takich samochodów.
PSE opublikowała ponad stustronicowy Plan rozwoju sieci przesyłowej na lata 2023 – 2032. Dokument ten porusza kwestię zapotrzebowania floty samochodów elektrycznych na energię zarówno w perspektywie krótkoterminowej, jak i dłuższej, dziesięcioletnie.
PSE i samochody elektryczne dziś
Według danych Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych od grudnia 2019 roku do września 2022 (ostatni miesiąc opublikowany w Liczniku Elektromobilności) liczba samochodów elektrycznych (BEV i PHEV) wzrosła z 8,9 tysiąca do ok. 55 tysięcy. Zdaniem PSE aktualny wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną spowodowany rozwojem elektromobilności nie wpływa istotnie na pracę KSE (Krajowy System Energetyczny). Mówiąc wprost, dziś system energetyczny jest w pełni wystarczający i wydolny by zaspokoić zapotrzebowanie polskiej gospodarki na energię elektryczną i obecną dziś na drogach flotę kilkudziesięciu tysięcy samochodów elektrycznych.
PSE i samochody elektryczne w przyszłości
Autorzy Planu zwracają jednak uwagę, że w dłuższym horyzoncie czasowym pobór energii na potrzeby zasilania pojazdów elektrycznych będzie widoczny w każdej godzinie doby, także w godzinach szczytowego zapotrzebowania. Za rozwiązania, które mogłyby stymulować odpowiedni kształt profilu dobowego ładowania pojazdów elektrycznych są – zdaniem autorów dokumentu PSE – między innymi taryfy dynamiczne oraz stosowanie rozwiązań typu smart charging, co w praktyce oznacza wymianę danych pomiędzy pojazdami elektrycznymi, stacjami ładowania i operatorami energetycznymi oraz dynamiczne monitorowanie i dostosowywanie dostępnych mocy zależnie od obciążenia.
Krytycy elektromobilności nie uwzględniają rozwoju sieci
Błędem popełnianym przez krytyków elektromobilności, którzy straszą niestabilnością systemu energetycznego z powodu zbyt dużej liczby aut elektrycznych na drogach jest nieuwzględnianie w ich wyliczeniach, że nie tylko rośnie flota pojazdów elektrycznych, ale też cały czas zmienia się sama sieć energetyczna. Według danych opublikowanych w rzeczonym dokumencie PSE, moc zainstalowana netto (GWe) w Polsce z uwzględnieniem wszystkich źródeł będzie zmieniać się następująco:
Wyraźnie widać, że pod koniec obecnej dekady, w Polsce moc zainstalowana będzie niemal dwukrotnie większa niż w roku 2020 (przekroczy 80 GWe wobec nieco ponad 40 GWe w 2020 roku). Nawet gdy liczba aut elektrycznych wzrośnie na tyle, że flota będzie liczyć kilka milionów szacowana przez PSE konsumpcja energii przez flotę samochodów elektrycznych nie powinna przekroczyć 4 procent. Warto też pamiętać o tym, że samochody elektryczne, szczególnie te wyposażone w technologię V2G (Vehicle-to-Grid) same mogą stanowić istotne (efekt skali) narzędzie stabilizacji sieci elektroenergetycznych w przypadku gdy znaczna część energii będzie pochodzić z mniej stabilnych źródeł (OZE).
Okres świąteczno-noworoczny sprzyja podwyższonemu spożyciu napojów wyskokowych, warto jednak pamiętać, by nie łączyć konsumpcji procentowych trunków z prowadzeniem pojazdów. Co ważne odpowiedzialność w pewnych sytuacjach spoczywa nie tylko na kierowcy, ale i na pasażerach.
Każdy kierowca w Polsce wie, że prowadzenie pojazdów mechanicznych po spożyciu alkoholu i w stanie nietrzeźwości jest zabronione, surowo karane i nieodpowiedzialne. Nie zmienia to jednak faktu, że każdego dnia nie brakuje takich, którzy wsiadają za kółko pod wpływem alkoholu. Tylko w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia policjanci zatrzymali 198 kierujących po spożyciu alkoholu. Można się domyślić, że kierowcy wracający na „podwójnym gazie” ze świąt raczej nie jechali samotnie. Wsiadasz do auta, które będzie prowadził nietrzeźwy kierowca? Również narażasz się na karę!
Alkohol i kierowca? Pasażer powinien go powstrzymać
Dokładniej kwestię odpowiedzialności pasażera za podróż z pijanym kierowcą reguluje art. 96 § 1 Kodeksu wykroczeń, który brzmi:
§ 1. Właściciel, posiadacz, użytkownik lub prowadzący pojazd, który na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu dopuszcza: 1) do prowadzenia pojazdu osobę niemającą sprawności fizycznej lub psychicznej w stopniu umożliwiającym należyte prowadzenie pojazdu, 2) do prowadzenia pojazdu osobę niemającą wymaganych uprawnień, 3) do prowadzenia pojazdu osobę znajdującą się w stanie po użyciu alkoholu lub podobnie działającego środka, 4) pojazd do jazdy pomimo braku wymaganych dokumentów stwierdzających dopuszczenie pojazdu do ruchu, 5) pojazd do jazdy, pomimo że pojazd nie jest należycie zaopatrzony w wymagane urządzenia i przyrządy albo pomimo że nie nadają się one do spełnienia swego przeznaczenia, 6) do korzystania z pojazdu samochodowego w sposób niezgodny z jego przeznaczeniem, podlega karze grzywny.
Art. 96 § 1 Kodeksu wykroczeń
Nas w tym przypadku interesuje przede wszystkim punkt trzeci tego artykułu, czyli dopuszczenie do prowadzenia pojazdu osobę znajdującą się w stanie po użyciu alkoholu lub podobnie działającego środka.
Alkohol i kierowca. Jaka kara dla pasażera, który udostępnił pojazd nietrzeźwemu?
Warto zaznaczyć, że sytuacja uwzględniona we wspomnianym art. 96 KW nie dotyczy każdego pasażera, lecz osoby, która w jakiś sposób rozporządza pojazdem (jest jego właścicielem, posiadaczem, użytkownikiem lub prowadzącym) i udostępni go nietrzeźwemu kierowcy. Kara grzywny nakładana na taką osobę (nie kierowcę) może wynieść nawet 5000 zł.
Oczywiście kara będzie wyższa, gdy nietrzeźwy kierowca, któremu udostępniliśmy pojazd, spowoduje wypadek, wówczas konsekwencje prawne i finansowe będą poważniejsze tak dla kierowcy, jak i użyczającego mu pojazd pasażera.
Warto mieć na uwadze, że nawet w sytuacji, gdy pasażer nie jest ani właścicielem, ani użyczającym, lecz po prostu podróżuje wspólnie z nietrzeźwym kierowcą, w myśl zasad prawa powinien nietrzeźwemu uniemożliwić jazdę w stanie po spożyciu alkoholu. Gdy dojdzie do wypadku, nawet gdy pasażer był trzeźwy, może on być uznany za osobę, która przyczyniła się do wypadku, nawet, gdy jest w tym wypadku poszkodowanym. W praktyce oznacza to znacznie niższą wypłatę odszkodowania z OC kierowcy. Oczywiście nietrzeźwego kierowcy nie chroni polisa OC, ale chroni ona ofiary spowodowanych przez niego wypadków, odszkodowanie będzie im wypłacone (kierowcę później czeka regres ubezpieczeniowy). Należy jednak pamiętać, że w przypadku gdy sąd uzna, że pasażer, poprzez świadomość, że podróżował z nietrzeźwym kierowcą, przyczynił się do wypadku (nie musiał przeszkadzać kierowcy, wystarczy tylko to, że podróżował z pijanym), należne mu odszkodowanie może być znacznie niższe.
Policja opublikowała statystyki swoich działań w okresie tegorocznych Świąt Bożego Narodzenia, od Wigilii 24 grudnia do 26 grudnia. Niestety, Polscy kierowcy nie spisali się tym razem tak dobrze, jak w ubiegłym, 2021 roku, który pod względem jak najmniejszej liczby ofiar wypadków był najlepszy od lat (w ubiegłe Święta na drogach zginęły cztery osoby).
Ile wypadków w Święta? Liczba zdarzeń niższa, ale więcej ofiar
Łącznie w trzy świąteczne dni tego roku policjanci odnotowali 96 wypadków drogowych. To co prawda liczba niższa niż w ubiegłym roku, kiedy to wypadków było 110. Ale już bilans ofiar śmiertelnych jest gorszy w tym roku. Tegoroczne święta były ostatnimi dla ośmiu osób. To dwukrotnie większa liczba ofiar niż rok wcześniej. Szczególnie fatalny pod tym względem okazał się 26 grudnia. Jednego dnia zginęło aż 5 osób – więcej niż przez całe ubiegłoroczne Święta. Z drugiej strony liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych w tym roku była niższa od analogicznej wartości w latach 2020 (aż 31 osób) i 2019 (20 osób).
W ubiegłym roku na polskich drogach w wyniku wypadków drogowych rannych zostało 140 osób. W tym roku ich liczba jest mniejsza: 114 osób.
Ile wypadków w Święta – statystyki pijanych kierowców
A ilu kierowców zdecydowało się wsiąść za kierownicę mając świadomość, że nie powinni prowadzić? W tym roku policjanci zatrzymali 580 kierujących po spożyciu alkoholu, to niestety większa liczba niż rok wcześniej – wówczas na „podwójnym gazie” złapano 511 osób. Niestety nie jest jasne ile wypadków spowodowali pijani kierowcy. Takich statystyk „na szybko” policja nie publikuje.
Wielu kierowców widząc znak, który dziś omówimy zachowuje się irracjonalnie. Widząc wartość liczbową na znaku instynktownie zwalniają, a to błąd. Znak C-14 jest znakiem z grupy znaków nakazu, zatem on nie tyle zakazuje co nakazuje pewną czynność. Wyjaśnijmy o co chodzi.
Znak C-14 „Prędkość minimalna” wygląda jak wszystkie znaki nakazu, przynajmniej jeżeli chodzi o kolorystykę. Znaki nakazu wyróżniają się białą cyfrą lub symbolem naniesionymi na niebieskie tło znaku. Wartość widoczna na znaku C-14 oznacza prędkość, ale nie chodzi o ograniczenie prędkości, lecz o nakaz jazdy z prędkością nie niższą niż wartość wymieniona na znaku. Tymczasem wielu kierowców zachowuje się niewłaściwie i widząc taki znak zwalnia, traktując go jak znak zakazu B-33 czyli ograniczenie prędkości. W przypadku znaku C-14 chodzi natomiast właśnie o to, by jechać z prędkością nie niższą niż wartość naniesiona na znak C-14.
Znak C-14 – gdzie występuje
Znak ten spotkamy znacznie rzadziej niż mylony z nim znak zakazu B-33. Najczęściej znak ten jest ustawiany na drogach, na których kierowcy notorycznie zwalniają powodując utrudnienia w ruchu, które nie wynikają ani z topografii drogi, ani z jej stanu technicznego. Po co kierowcy zatem zwalniają? Cóż, ładne widoki za oknem to dla wielu wystarczający powód. Niestety, takie zachowanie jest nieodpowiedzialne i niebezpieczne. Znak ten jest również ustawiany w miejscach, w których występują pasy ruchu powolnego, wówczas znakiem C-14 oznaczany jest szybszy, lewy pas ruchu.
Na pewno nie spotkamy tego znaku na odcinku drogi, na którym jest przejście dla pieszych lub skrzyżowanie.
Zgodnie z art. 19 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem, z uwzględnieniem warunków, w jakich ruch się odbywa, a w szczególności: rzeźby terenu, stanu i widoczności drogi, stanu i ładunku pojazdu, warunków atmosferycznych i natężenia ruchu.
Kierujący pojazdem jest obowiązany:
1) jechać z prędkością nieutrudniającą jazdy innym kierującym;
2) hamować w sposób niepowodujący zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia;
3) utrzymywać odstęp niezbędny do uniknięcia zderzenia w razie hamowania lub zatrzymania się poprzedzającego pojazdu.
O ile treść ust. 1 tego artykułu nie budzi chyba wątpliwości, to w kontekście znaku C-14 istotny jest pierwszy punkt ust. 2., który mówi o nieutrudnianiu jazdy innym kierującym.
Znak C-14 – jaki mandat?
Mimo znacznych „podwyżek” w najnowszym taryfikatorze, kara dla kierowcy, który mylnie zinterpretuje znak C-14 jest niewielka i wynosi obecnie 100 zł mandatu oraz 1 punkt karny dopisany do konta w CEPiK. Zależnie jednak od konkretnej sytuacji, policjanci mogą w danym przypadku zastosować inną karę. Zgodnie z art. 90 Kodeksu wykroczeń:
§ 1. Kto tamuje lub utrudnia ruch na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, podlega karze grzywny do 500 złotych lub karze nagany. § 2. Jeżeli wykroczenia, o którym mowa w § 1, dopuszcza się prowadzący pojazd mechaniczny, podlega karze grzywny nie niższej niż 500 złotych.
Jednocześnie uspokajamy, mandatu nie będzie, jeżeli obniżenie prędkości na odcinku drogi oznaczonym znakiem C-14 wynika z sytuacji na drodze, zatoru, kolizji i z innych przyczyn niezależnych od kierowcy.
Mało kto lubi jeździć brudnym samochodem, a przynajmniej nie robi mu to dużej różnicy. Zimą jednak wiele osób z tego rezygnuje, doskonale zdając sobie sprawę, że ich pojazd zaraz ponownie się ubrudzi.
To prawda, ale pamiętajmy, że zimą problemem jest nie tylko „zwykły” brud, ale przede wszystkim sól, którą posypuje się drogi. Bywa, że auto po podróży całe pokryte jest białym nalotem, a to bardzo niekorzystne dla karoserii.
Oczywiście jeśli macie samochód utrzymany w dobrym stanie, a jego lakier nie jest uszkodzony, to nie musicie obawiać się, że zaraz zacznie rdzewieć. Nadal jednak warto od czasu do czasu auto umyć.
Kiedy samochodu nie powinno się myć zimą?
Problem pojawia się w sytuacji, kiedy temperatury spadają poniżej zera. Samochód po umyciu powinien wyschnąć – inaczej ryzykujemy nie tylko sople na przednim zderzaku, ale przede wszystkim to, że drzwi nam przymarzną. Otworzenie ich na siłę może spowodować uszkodzenie uszczelek.
Rozwiązaniem teoretycznie są myjnie automatyczne, ponieważ suszą one pojazd, ale nie suszą dokładnie, ani tym bardziej nie w szczelinach i zakamarkach. Jeśli temperatura nie jest bardzo niska, to można zaryzykować takie mycie, ale dobrze natychmiast po nim przetrzeć drzwi od wewnątrz i uszczelki.
Idealna sytuacja to taka, w której mamy garaż lub miejsce postojowe, gdzie temperatura zawsze jest dodatnia. Wtedy najlepiej umyć auto wieczorem i rano powinno być już suche.
Ale nawet mając ciepły garaż, nie ryzykujcie mycia przy bardzo niskich temperaturach. Jeszcze zanim słupki spadną do -10 stopni Celsjusza, myjnie automatyczne przestają działać. Ręczne zwykle nadal są czynne, ale jeśli jest naprawdę zimno, to szampon czy piana będą zamarzały wam na aucie, zanim zdążycie je spłukać. Takie mycie auta jest dość wątpliwe, nawet jeśli zaraz po nim wysuszycie je w garażu.
Zimą warto wydać więcej na mycie samochodu
Dobrym pomysłem może być skorzystanie z „prawdziwej” myjni. Takiej, gdzie pracownicy ręcznie myją, a następnie suszą i wycierają samochód. Wtedy nie ryzykujemy, że woda gdzieś zamarznie, a do tego będziemy mieli pewność, że pozbyliśmy się całej soli. Warto też zdecydować się na mycie podwozia, ponieważ tam ryzyko wystąpienia korozji jest największe.
W najzimniejszych miesiącach roku dni są najkrótsze, a to oznacza, że przez większą część doby przemieszczamy się po zmroku. Policja wielokrotnie przypomina o obowiązku noszenia elementów odblaskowych przez pieszego poruszającego się po zmroku, na drodze, poza terenem zabudowanym. Te niepozorne odblaski naprawdę bardzo zwiększają szanse pieszego na drodze i pozwalają kierowcom znacznie wcześniej dostrzec osobę na drodze. A czy wiecie jak właściwie odblaski działają?
Niewielkie elementy odblaskowe zwane potocznie „światłami odblaskowymi” same z siebie nie emitują żadnego światła. Ich działanie polega na bardzo skutecznym odbijaniu padającego światła. W dostępnych dziś odblaskach stosuje się bardzo małe zwierciadła pryzmatyczne (mikropryzmaty) lub małe, szklane kulki. W przypadku gdy promień światła pada na mikropryzmat jest ono odbijane przez jedną powierzchnię tego elementu, następnie trafia w drugą ściankę mikropryzmatu i w pewnym stopniu rozproszone powraca do źródła światła (tym samym jest widoczne dla kierowcy auta z włączonymi reflektorami).
Nieco inaczej działają światła odblaskowe zbudowane z małych, szklanych kulek. Działają one jak soczewki, które skupiają padające na nie promienie i odbijają je w kierunku źródła (również w sposób rozproszony) od dna soczewki.
Dlaczego odblaski świecą? Fizyka i materiały
Znaczenie ma też oczywiście materiał, z którego wykonane są te elementy światełka odblaskowego. Odblaski nie odbijają całego padającego na nie światła, część promieni świetlnych, np. z reflektorów jadącego auta jest przepuszczana przez odblask, a część załamywana. Gdyby chodziło tylko o odbicie, równie dobrym narzędziem byłoby zwykłe lusterko. Jednak w światełkach odblaskowych połączenie pochłaniania, przepuszczania i odbijania światła padającego z zewnętrznego źródła oraz zastosowania materiałów chropowatych daje efekt rozproszenia odbitego światła w różnych kierunkach, dzięki czemu takie światło odblaskowe jest widoczne w nocy pod szerszym kątem, oczywiście pod warunkiem, że jest oświetlone.
Odblaski, a ich brak – różnica jest ogromna
Brak odblasków u pieszego, który porusza się po zmroku na drodze w terenie niezabudowanym to skrajna nieodpowiedzialność. Kierowca dostrzeże pozbawioną jakichkolwiek elementów odblaskowych osobę średnio w odległości zaledwie 30 metrów. Z jednej strony wydaje się to dużo, bo to niemal wysokość 10 piętrowego budynku, ale z drugiej to dystans, który jadąc na drodze krajowej z przepisową prędkością 90 km/h pokonujemy w zaledwie 1,2 sekundy. A pamiętajmy, że średni czas reakcji kierowcy, czyli czas od momentu dostrzeżenia zagrożenia do naciśnięcia pedału hamulca to sekunda. Zostaje 0,2 s, tyle co mrugnięcie okiem. A przecież jeszcze zostaje droga hamowania. Fizyki i naszych ograniczeń percepcyjnych nie oszukamy, nieoświetlony w żaden sposób pieszy nie ma szans. Aby wyhamować przed nieoświetlonym w żaden sposób pieszym, kierowca musiałby poruszać się z prędkością nie większą niż ok. 60 – 70 km/h. Zadajcie sami sobie pytanie, kto tak jeździ na drogach krajowych poza terenem zabudowanym. Celowo wspominam o drogach krajowych, a nie np. autostradach czy drogach ekspresowych (na których, jak wiemy, jeździ się jeszcze szybciej niż na „krajówkach”), bo prawo zabrania pieszym chodzenia po trasach szybkiego ruchu.
Natomiast, gdy pieszy ma na sobie kamizelkę odblaskową (czy inne ubranie pokryte barwnikiem fluoroscencyjnym lub odbijającym światło), albo nosi elementy odblaskowe, wówczas kierowca ma szansę dojrzeć takiego pieszego już z odległości 150 metrów. To olbrzymia różnica, która daje pełne szanse kierowcy na bezpieczne wyhamowanie jadącego z przepisową prędkością auta. Teraz w święta wiele osób będzie przemieszczać się idąc np. na pasterkę, pamiętajcie – zawsze noście jakieś elementy odblaskowe. To – dosłownie – kwestia życia i śmierci.
Już od dziś na drogi trafi więcej niż zwykle patroli policji. Akcja „Bezpieczne święta na drogach” zaczyna się 23 grudnia, potrwa do 27 grudnia. W tym czasie funkcjonariusze mają być szczególnie wyczuleni na przypadki rażącego naruszenia przepisów drogowych. Bezpieczne święta na drogach to pierwsza tego typu akcja policji od czasu wejścia w życie nowego taryfikatora mandatów i punktów karnych, a także obowiązywania nowych zasad recydywy.
Bezpieczne święta na drogach – taryfy ulgowej nie będzie
Policjanci zapowiadają, że nie będzie taryfy ulgowej. Akcja ma być skuteczna, co oznacza, że przyszłe statystyki mają wykazać mniejszą liczbę wypadków, większe bezpieczeństwo uczestników ruchu, a także ukaranych stosownie nie tylko kierowców, ale i pieszych, którzy będą lekceważyć zasady ruchu drogowego. Przypominamy, że zgodnie z najnowszymi przepisami, kierowca może być ukarany mandatem w kwocie nawet 5000 zł (w warunkach recydywy), a także uzbierać aż 15 punktów karnych za wybrane wykroczenia. Chyba nikt nie życzyłby sobie takiego „prezentu” na święta. Zobaczcie też listę wykroczeń, za które przewidziano najwyższe kary.
Na jakie wykroczenia wyczuleni będą policjanci w trakcie trwającej już akcji? Przekraczanie dopuszczalnej prędkości, nieprawidłowe wyprzedzanie, jazda bez zapiętych pasów bezpieczeństwa, a także przewożenie dzieci poza specjalnym fotelikiem ochronnym. Duża uwaga ma być zwracana na trzeźwość kierujących. Ponadto szczególna uwaga zostanie zwrócona na wykroczenia związane z nieprzestrzeganiem przepisów ruchu drogowego przez pieszych, ze szczególnym uwzględnieniem: posiadania elementów odblaskowych poruszając się po drodze po zmierzchu poza obszarem zabudowanym, przechodzenia przez jezdnię w miejscach niedozwolonych, wchodzenia na jezdnię zza przeszkody, pojazdów i bezpośrednio przed jadący pojazd, czy niestosowania się przez pieszych do sygnalizacji świetlnej.
Bezpieczne święta na drogach – policjanci przypominają
Jednocześnie policjanci opublikowali szereg zrozumiałych dla każdego porad dotyczących bezpiecznego podróżowania. Oto one:
Przed wyjazdem sprawdźmy czy stan pojazdu pozwala na bezpieczną jazdę. Samochód należy odśnieżyć i zadbać o prawidłową widoczność przez szyby. Warto skontrolować ciśnienie w ogumieniu, poziom płynów eksploatacyjnych, poprawność działania świateł i urządzeń sygnalizacyjnych.
Zimą warto skorygować nieco styl jazdy na bardziej defensywny – mniej dynamiczny, bardziej ukierunkowany na nieprzewidziane sytuacje mogące zaistnieć na śliskiej nawierzchni. Nie należy wyjeżdżać w drogę będąc zmęczonym lub niewyspanym. Jazda spowoduje, jeszcze większą senność.
Należy dostosować prędkość do panujących warunków na drodze, przestrzegać występujących ograniczeń prędkości (nadmierna prędkość jest niezmiennie główną przyczyną wypadków drogowych – średnio to co 4 wypadek).
Należy zwracać szczególną uwagę na pieszych, głównie dzieci i osoby starsze poruszające się po drogach, m.in. w pobliżu kościołów.
Pamiętajmy o zapinaniu pasów bezpieczeństwa przez wszystkich podróżujących pojazdem i przewoźmy dzieci w fotelikach ochronnych (w razie zdarzenia drogowego to wyposażenie ratuje życie i zdrowie).
Spotkania świąteczne – rodzinne, często są zakrapiane alkoholem. Nie wsiadajmy za kierownicę po wypiciu alkoholu. Nie warto narażać siebie i innych
na niebezpieczeństwo.
Bezpieczne święta – statystyki z ubiegłego roku
Warto przypomnieć, że już w ubiegłym roku w czasie świąt Bożego Narodzenia było raczej spokojnie. Statystyki policyjne odnotowały wówczas najniższą od lat liczbę wypadków skutkujących ofiarami śmiertelnymi. Wówczas w 110 wypadkach zginęły 4 osoby. Zgodzimy się jednak, że to o cztery za dużo. Ruszając na świąteczne trasy miejmy to na uwadze. Może w tym roku uda nam się wszystkim dotrzeć do celu? Tego wszystkim życzymy.
Zbliżający się koniec roku, to dobry czas do prezentowania wszelkiego rodzaju ciekawych zestawień i statystyk. Swoimi danymi podzieliła się najpopularniejsza w Polsce (i nie tylko) platforma carpoolingowa (przejazdy współdzielone) – Blablacar.
Platforma, w którym prywatni posiadacze aut udostępniają wolne miejsca na przejazdy współdzielone innym chętnym liczy już sobie w naszym kraju ponad 5 milionów aktywnych użytkowników. Pandemia, wojna na Ukrainie, wysoka inflacja i rosnące ceny paliw spowodowały, że chętnych na dzielenie się z innymi kosztami przejazdów jest coraz więcej. Według badania przeprowadzonego wśród kierowców Blablacar, aż 72 proc. respondentów wskazało przejazdy współdzielone, jako remedium na rosnące ceny paliw.
Przejazdy współdzielone – jakie są najpopularniejsze modele
Według danych działającej w Polsce platformy carpoolingowej, najpopularniejszym w naszym kraju modelem samochodu, na jaki możemy trafić decydując się na wspólny przejazd z właścicielem auta jest Volkswagen Passat. Właściciele popularnych „pasków” zrealizowali w tym roku ponad 215 tys. przejazdów. Kolejne miejsca na podium w tej kategorii popularności zajęły: Opel Astra oraz Audi A4, tuż za podium uplasowała się Skoda Octavia. Co ciekawe, również Passat okazał się najpopularniejszym modelem w carpoolingu na Ukrainie, nieco inaczej wygląda to w zachodniej Europie, w Niemczech rządzi Volkswagen Golf, w Hiszpanii Seat Leon, a we Francji – Peugeot 308.
Przejazdy współdzielone – jakie były najdłuższe trasy?
Carpooling to system wspólnych przejazdów sprawdzający się przede wszystkim w dłuższych, międzymiastowych trasach. Mogą to być zarówno w miarę krótkie odcinki w ramach jednego województwa, ale wg danych platformy Blablacar trafiały się też naprawdę długie trasy. Rekordowa pod tym względem okazała się trasa proponowana przez kierowcę, który proponował wspólny przejazd na dystansie aż 3326 km z Warszawy do Lizbony, stolicy Portugalii.
Jeszcze do niedawna jazda bez prawa jazdy karana była co najwyżej 500-złotowym mandatem. Tak było jeszcze przed wejściem w życie nowego taryfikatora. Kwota była jeszcze niższa i wynosiła 300 zł, gdy kierowca miał prawo jazdy, ale na inną kategorię (np. posiadacz prawa jazdy na kategorię A, czyli „motocyklowego” prowadził samochód osobowy o dopuszczalnej masie całkowitej do 3,5 tony, co wymaga już kategorii B). To już nieaktualne!
Jazda bez prawa jazdy czyli bez uprawnień, a nie bez dokumentu
Na wstępie jeszcze istotna uwaga. Pisząc „jazda bez prawa jazdy” mamy na myśli sytuację, gdy samochód jest prowadzony przez osobę nie posiadającą uprawnień do prowadzenia pojazdu danej kategorii, a nie przypadek, gdy po prostu nie mamy przy sobie fizycznie samego dokumentu prawa jazdy. W Polsce nie trzeba już mieć przy sobie fizycznie prawa jazdy, bo w razie kontroli drogowej policjanci mogą sprawdzić uprawnienia kierowcy w bazie CEPiK. Jednak brak uprawnień naraża kierującego na znacznie surowsze konsekwencje, niż jeszcze w ubiegłym roku, gdy obowiązywał „stary” taryfikator.
Wejście w życie nowego taryfikatora w 2022 roku bardzo zmieniło kwestię karania kierujących pojazdami mechanicznymi bez wymaganych uprawnień. Ważną zmianą od 2022 roku jest to, że aktualnie każdy przypadek kierowcy prowadzącego pojazd mechaniczny bez uprawnień jest rozstrzygany sądownie. Dlatego tak naprawdę nie ma mandatu nakładanego przez policjanta lecz jest sądownie orzekana grzywna, a kara całkowita może być jeszcze wyższa. Wiele jednak zależy od tego, czy kierowca miał prawo jazdy, ale zostało ono mu zatrzymane, czy też kierowca nigdy nie miał uprawnień do prowadzenia pojazdów lub wcześniej otrzymał on sądowny zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych.
W pierwszym przypadku (np. kierowca, który miał uprawnienia, ale zostały mu one zatrzymane np. na trzy miesiące za przekroczenie o ponad 50 km/h prędkości w terenie zabudowanym), kierowca popełnia wykroczenie (mówi o tym art. 94 Kodeksu Wykroczeń), które karane jest minimalną grzywną w kwocie 1500 zł, ale może ona wynieść nawet 30 000 zł. Oprócz tego sąd orzeka zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na okres od 6 miesięcy do 3 lat. Jeżeli okres bez prawa jazdy jest dłuższy niż rok, oznacza to tak naprawdę całkowite cofnięcie uprawnień, po upływie okresu kary, taki kierowca musi ponownie podchodzić do egzaminu na prawo jazdy.
Jeżeli natomiast kierowca prowadził auto mimo orzeczonego sądownie zakazu prowadzenia pojazdów, wówczas nie popełnia już wykroczenia a przestępstwo z art. 244 Kodeksu Karnego. W takim przypadku konsekwencje są poważniejsze: kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.
Okrągłe budowle, składające się niemal wyłącznie z kopuły, spotkać możemy najczęściej przy drogach ekspresowych oraz autostradach. Jest to nic innego jak magazyny soli, z której korzystają drogowcy, podczas oczyszczania dróg ze śniegu. Pytanie dlaczego nie stosuje się do tego celu bardziej konwencjonalnych budynków?
Powodów jest kilka. Po pierwsze kształt kopuł Fitzpatricka sprawia, że nie osadza się na nich śnieg, więc nawet podczas intensywnych opadów, są „bezobsługowe” i nie trzeba się martwić tym, czy strop wytrzyma ciężar białego puchu. Są przy tym lekkie i tanie, więc łatwo wybudować je w nowych lokalizacjach.
Zbliża się zima 🌨️, a co za tym idzie coraz częściej wykorzystywane będą magazyny soli przy drogach szybkiego ruchu 🛣️. Te charakterystyczne kopuły zostały wymyślone przez Kanadyjczyka 🇨🇦 Johna Fitzpatricka, który był nie tylko inżynierem, ale i… znakomitym sportowcem. pic.twitter.com/pqbZO9mmib
— Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (@GDDKiA) October 19, 2021
Są także bardzo praktyczne pod kątem przechowywania soli. Drewniana konstrukcja pozwala zachować odpowiednią wilgotność. Z kolei ich rozmiary (standardowo 30 m średnicy oraz 15 m wysokości) pozwalają na gromadzenie sporych ilości soli. Największe kopuły Fitzpatricka wykorzystywane przez GDDKiA mają 41 m średnicy oraz 18 m wysokości, pozwalają na przechowanie 7000 ton soli, a ładowarki i ciężarówki swobodnie w nich operują.
W całej Polsce są 292 magazyny soli przechowujące 450 tys. ton.
Kim był twórca kopuł Fitzpatricka?
John Fitzpatrick to kanadyjski wynalazca i konstruktor, który zaprojektował swoje charakterystyczne kopuły w 1968 roku. Konstrukcja okazała się sporym sukcesem i w ciągu 10 lat w samym tylko Ontario wybudowano 200 takich magazynów. Kopuły zostały opatentowane w 1972 roku.
Innym jego znanym, zimowym wynalazkiem, jest system dziurkowanych rur na rzece Świętego Wawrzyńca. Wydobywające się z nich pęcherzyki powietrza zapobiegają zamarzaniu wody zimą, dzięki czemu statki mogą swobodnie pływać po niej przez cały rok.
Warto też wiedzieć, że John Fitzpatrick był za młodu również sportowcem i odnosił niemałe sukcesy. Największym jest piąte miejsce w biegu na 200 metrów na olimpiadzie w Amsterdamie w 1928 roku.
Jeżeli zamierzacie najbliższe Święta spędzić w większym rodzinnym gronie, do którego trzeba dotrzeć dłuższą trasą, a ta będzie przebiegać przez płatne odcinki autostrad, to ta informacja Wam się przyda.
Przypominamy, że od 1 grudnia ubiegłego roku na płatnych odcinkach autostrad państwowych (tych w zarządzie GDDKiA) nie działa już manualny system poboru opłat. Bramki znikły, ruch stał się bardziej płynny, ale opłaty oczywiście zostały. Teraz na odcinkach A2 (Konin – Stryków) oraz A4 (Wrocław – Sośnica) obowiązują opłaty realizowane w systemie e-TOLL.
e-TOLL – różne metody płatności
Kierowcy, którzy zamierzają skorzystać z płatnych odcinków autostrad mają do dyspozycji różne metody płatności. Mogą wykupić e-bilet e-TOLL na wybranych stacjach benzynowych, albo skorzystać z płatności online dostępnych za pośrednictwem rządowego serwisu etoll.gov.pl. Kolejnym, bardzo prostym sposobem jest skorzystanie z aplikacji mobilnych. Również tu mamy rozwiązania państwowe (aplikacja e-TOLL PL BILET), jak i wydawane przez firmy trzecie (np. aplikacje mPay, czy SkyCash).
e-bilet e-TOLL w aplikacji AnyPark
Kolejną aplikacją, w której jej twórcy dodali możliwość wnoszenia opłat e-TOLL oraz wirtualnego zakupu e-biletu na płatne odcinki autostrad jest aplikacja AnyPark.
Proces zakupu e-biletu autostradowego jest prosty i szybki – wymaga jedynie podania kilku niezbędnych danych dotyczących przejazdu. Zakupiony e-bilet autostradowy jest ważny przez 48 godzin od wskazanej daty i godziny podróży i jest biletem jednorazowym. Instrukcja zakupu biletu:
Na ekranie głównym aplikacji należy wybrać przycisk „Autostrady”.
Wcisnąć opcję „e-bilet autostradowy”.
Wybrać autostradę, z której chcemy skorzystać i właściwy odcinek.
Uzupełnić dane oraz typ pojazdu wraz z krajem jego rejestracji.
Wskazać planowaną datę i godzinę rozpoczęcia przejazdu.
Warto zachować ID e-biletu autostradowego do ewentualnej kontroli lub zwrotu przed wskazaną datą i godziną rozpoczęcia przejazdu.
W sytuacji zmiany planów dotyczących przejazdu, e-bilet autostradowy można zwrócić w aplikacji przed zdeklarowaną datą i godziną podróży. Wystarczy przejść do zakupionego biletu i wybrać opcję „Możesz zwrócić ten bilet”.
AnyPark to mobilna aplikacja umożliwiająca szybkie płatności za parkowanie. System jest dostępny w ponad 60 miastach w Polsce. Od września 2021 roku, dostępna jest wersja premium aplikacji: AnyPark+, która posiada szereg unikalnych funkcjonalności, takich jak możliwość znajdowania wolnych obszarów do parkowania, kontroli wydatków za parkowanie, czy zarządzanie i kontrolę kosztów parkowania dla klientów flotowych.
„Kasiek Motorynka” jest z natury wesoła, otwarta i chętna do pomocy oraz doskonale wie, jak strach potrafi zablokować postępy w jeździe enduro. Dlatego stworzyła inicjatywę „Jeździj jak baba”, aby dotrzeć do kobiet, które potrzebują pomocy takiego przewodnika, który doda odwagi, nauczy zaufania sobie i podpowie w sprawie techniki jazdy.
„Jeździj jak baba” – co się kryje pod Twoja nową inicjatywą? W sumie to chyba nie nową, bo lubiłaś to robić też wcześniej?
To tak naprawdę uzupełnienie malutkiej, brakującej części układanki, którą tworzy grupa kobiet, chcących poczuć przygodę z jazdy w terenie. Tylko gdzieś, coś w głowie je trzyma i nie chce puścić… mają one często wiele obaw, wiele hamulców i strachów, które po prostu nie pozwalają im czerpać do końca takiej przyjemności z jazdy poza asfaltem, jaką chciałyby mieć. Zawsze jest jakaś zbyt wielka góra, za grube drzewo do przejechania, wielkie te kamienie i ten nieszczęsny piach „wciągający”.
A to wszystko przez nasze blokady w głowie, które zbieramy od dzieciństwa, gdy rodzice mówili: „nie biegaj, bo się przewrócisz, nie baw się nożem, bo się skaleczysz, nie skacz, bo skręcisz kostkę”. Przez mężów czy partnerów, którzy zamiast wspierać to strofują: „znowu coś rozwaliłaś, ileż można czekać na ciebie, znowu cię muszę podnosić”. Ale też i takie, które same sobie tworzymy: „jeeeej, ale stromy ten podjazd, nie wjadę, spadnę, ojeeeej, ile tu piachu, nie poradzę sobie, o nie tu są kamienie – jakie one śliskie”. Sama to wszystko przeszłam i wiem jak sobie z tym radzić.
Ja nie miałam nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć i mi więcej wyjaśnić, dlatego sama zaczęłam podpowiadać koleżankom, gdy zauważyłam, że mają podobne problemy.
Pojechałam kilka razy na szkolenia i podłapałam trochę techniki jazdy w terenie. Po pewnym czasie zauważyłam, że moje podpowiadanie pomaga i mam już wiedzę, którą mogę się podzielić, dlatego na naszych babskich zlotach zorganizowałam „poradynki Motorynki”. Dziewczyny się strasznie ucieszyły, ponieważ zawsze mamy kilka totalnych nowicjuszek. O dziwo na ostatnim zlocie, rano na zbiórce, chętnych było o wiele więcej niż się spodziewałam.
Dziewczyny spokojnie mnie słuchały, a ja im opowiadałam, opowiadałam… myślałam, że do znudzenia, ale na szczęście nie (śmiech). Pokazałam im kilka ćwiczeń, parę minut rozgrzewkowo pojeździły i ruszyłyśmy na sobotnią przejażdżkę. W trakcie naszej wyprawy podzieliłyśmy się na podgrupy, a wieczorem spotkałyśmy się wszystkie razem, żeby opowiadać o naszych przygodach i przeżyciach.
Jeździj jak baba Kasiek motorynka
Podchodziły też do mnie dziewczyny i dziękowały, za otwarcie im głowy, za to, że wreszcie, po tylu latach jazdy, nie bały się jechać przez piach, za to, że poradziły sobie z czymś trudnym lub za to, że w ogóle spróbowały pojechać z nami w teren (na wielkim motocyklu na asfaltowych oponach).
Ale najbardziej mnie zaskoczył filmik dziewczyn na asfaltowych motocyklach, którym w pewnym momencie ten asfalt się skończył i usłyszałam: „to co zawracamy?… Nie! Jedziemy dalej”. I usłyszałam potem na wieczornym spotkaniu od jednej z nich, że jak kiedykolwiek zrobię jakieś szkolenie, to przyjedzie do mnie nawet na drugi koniec Polski – popłakałam się… W ciągu jakiejś pół godziny gadania i 10 minutach ćwiczeń – tak wiele mogłam pomóc? Było to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie.
Te małe sukcesy nakręciły Cię na więcej?
Wtedy postanowiłam, że te moje „pogadanki” będą na zlotach, oczywiście jeśli tylko organizatorki będą chciały. Zaprosiłam potem dwie koleżanki na wioskę u moich rodziców, na taki „chill u Motorynki”, gdzie też podpowiadałam im, jak sobie poradzić na wyprawie, jak motocykl podnosić, a mój Paweł podpowiadał im, jak mechanicznie sobie poradzić i na co zwrócić uwagę.
Widząc efekty moich pogadanek i to, z jaką radością i wdzięcznością ściskały mnie potem dziewczyny – postanowiłam, że im będę tak właśnie pomagać. Tych historyjek z moim „podpowiadaniem” jest dużo więcej, bo wszystko zaczęło się już dawno temu, jeszcze gdy jeździłam na torach asfaltowych. Ja po prostu lubię dużo gadać, a przede wszystkim lubię pomagać! Jak tylko widzę, że ktoś ma z czymś problem, to idę mu z pomocą.
Chciałabym otworzyć szkołę i być instruktorem, ale niestety na to trzeba sporo pieniędzy (na kursy, papiery, miejsce). Na razie zaoferowałam tyle, ile mogę zrobić „w zamian za to, co ktoś uważa za słuszne” – takie moje podpowiedzi enduro z otwieraniem głowy i serca. Po to, by móc jeździć i się bawić. A hasło: „Jeździj jak BABA” wymyśliła moja ukochana Marysieńka, której sprzedałam mojego KTM’a. „Jeździj jak BABA” – bo nie musisz jak facet! I tak dasz radę, po swojemu, w swoim tempie. A, że wyznaję zasadę „UBUNTU – Ja jestem, bo Ty jesteś”, to jestem, bo one są i wiem, że mnie potrzebują.
Jeździj jak baba – Kasiek motorynka
Chyba nie musiałaś się martwić o pozytywny odzew na Twój pomysł?
Niesamowicie zaskoczył mnie odzew na mojego posta w naszej grupie „Baby na motóry”. Przede wszystkim nie sama ilość postów (choć było ich naprawdę dużo), a „moc” tych wypowiedzi mnie poruszyła. Siedziałam i płakałam parę godzin, gdy czytałam te słowa wsparcia, ekscytacji, docenienia mojego dotychczasowego wkładu w szkolenia, mojego pozytywnego nastawienia i deklaracji wielu dziewczyn, do wzięcia udziału w tym projekcie. Jak ja kocham te BABY! Tyle radości, ile mi dały, to nikt nie zliczy!
Z Twojego doświadczenia wynika, że kobiety uczy się jazdy enduro inaczej niż mężczyzn?
Oj tak, zdecydowanie inaczej! Facet to od razu chciałby być jak Pol Tarres czy nasz „Taddy” i od razu jeszcze uczyć swojego instruktora, jak powinien go uczyć jeździć i w ogóle, to po co on jest na szkoleniu, jak już wszystko potrafi (śmiech). To tak parafrazując, ale serio, to panowie po prostu nie do końca słuchają, bo są pewni siebie i myślą, że już potrafią, bo ktoś im raz pokazał.
Kobiety mają więcej strachu, obaw, zwykle mniej umiejętności i pewności siebie. Potrafią słuchać grzecznie i wolniej, na spokojnie się przystosowują. Oczywiście to tak ogólnie powiedziane, bo są i odwrotne przypadki, gdy panowie naprawdę spokojnie słuchają i po prostu zrobią jak należy, a panie potrafią zaskoczyć wielką odwagą i sprawnością. Nie można więc tego oceniać jednoznacznie i całkowicie.
Natomiast zdecydowanie inaczej się uczy panów od pań. Kobietom najpierw trzeba otworzyć głowę i serducho, aby miały tam porządek i spokój, a dopiero potem można uczyć techniki. Natomiast panowie – jak do studni wrzucisz co chcesz, to od razu masz echo (śmiech), ale na to też nie ma reguły. Tak samo jak nie ma jednej, jedynej, najprawdziwszej i najwłaściwszej pozycji w enduro, którą tylko jedna szkoła potrafi nauczyć. Wszystkiego trzeba próbować na różne sposoby, z ewentualną dozą pewnych zachowań w odpowiednim terenie, czyli inaczej na piachu, inaczej na szutrze, a jeszcze inaczej podjazdy i zjazdy.
Jak szkolisz Ty? Grupowo czy indywidualnie? Robisz wcześniej jakiś wywiad, masz indywidualne podejście?
Moje pogadanki są i grupowe, i indywidualne. W zależności od sytuacji i od potrzeby. Wiadomo, że im więcej uczestniczek, tym trudniej skupić się na każdej osobie jednakowo. Trudno też dobrać poziom ćwiczeń do różnorodnego poziomu zaawansowania jazdy zainteresowanych. Oczywiście dobrze jest poznać uczestniczkę, aby wiedzieć „co jej dolega” (śmiech), żeby wiedzieć, jak mogę pomóc. Ja nie robię tego „na siłę”, bo mam taki, a nie inny plan szkolenia, tylko jestem po to, by pomóc rozwiązać czyjś problem, więc muszę go najpierw zidentyfikować.
Czym dla Ciebie osobiście jest enduro? Od początku wiedziałaś, że to coś dla Ciebie?
Dla mnie enduro to taki cudowny worek niespodzianek. To wspaniałe tereny, cudowni ludzie, miliony przygód, totalne zmęczenie, możliwość spełnienia, a przede wszystkim „inny świat” – niby adrenalina i szaleństwo, a z drugiej strony spokój, który pomaga przetrwać trudne chwile. To pokonywanie własnych słabości, oderwanie od rzeczywistości, dla mnie – to po prostu moje życie!
Kiedyś jeździłam konno, a teraz jeżdżę w zasadzie również konno, ale „mechanicznie” (śmiech). To była moja miłość i miałam marzenie, żeby mieć konia, a z braku możliwości pocieszyłam się końmi mechanicznymi.
Zaczynałam od jazdy asfaltowej, a nawet ścigałam się na torach kilka razy i trenowałam, bo kocham adrenalinę, i taką zabawę motocyklem. Nie było mnie stać na dwa motocykle, więc najpierw zdecydowałam, że poszaleję na torze asfaltowym, a potem zmienię motocykl i zjadę w teren, bo wiedziałam, że z niego już nie wrócę – błoto wciąga! (śmiech)
W jeździe enduro ważna jest też kondycja fizyczna – jak Ty o nią dbasz? Jakie aktywności sportowe lubisz najbardziej?
Oj, taaaak! Kondycja to podstawa, ale nie tylko ona, potrzebny jest też: balans, równowaga, a także siła i rozciągnięcie. Oczywiście bez tego też można jeździć, tylko polecam ostrożniej, bo łatwiej sobie zrobić krzywdę. Ja ze sportem ciągle mam do czynienia, praktycznie od dziecka: rower, rolki, łyżwy, siatkówka, wspinaczka, siłownia, ping pong, pływanie, a do tego wszystkiego rozciąganie – co jest mega ważne. Przez parę lat ćwiczyłam nawet poledance.
Staram się ćwiczyć tak, by zawsze czuć, że się nie obijałam i mieć zakwasy – jak ich nie mam, to jakby trening był za słaby (śmiech). Trzeba też pamiętać, żeby zawsze rozgrzać się przed jazdą. Dlaczego jest to ważne? Bo jeśli się nie rozgrzejemy, a nagle wysilimy mięśnie czy stawy, to niestety nie wytrzymają tego i strzelą jak zimny twardy długopis. A wystarczy go rozgrzać, rozciągnąć i wygnie się jak gumka od majtek (śmiech).
Jeździj jak baba w Gruzji
Wyskakujesz czasami na jakieś dłuższe wyprawy, rajdy terenowe?
Zaliczyłam na razie tylko kilka dalekich wypraw, bo to droga inwestycja. Najwspanialszą była wyprawa do Gruzji z „Kowalami” (podróżemotocyklowe.pl). Oj tam poczułam, co to podróżowanie i radzenie sobie w ciężkich sytuacjach oraz nauczyłam się, jak zmienić sobie dętkę, gdy się kapcia złapie (śmiech). Cudownie mi się podróżowało wraz z Alicją, którą wtedy poznałam. Odkryłam też siebie i postanowiłam wtedy zmienić swoje życie.
A jak chciałabyś je kontynuować te zmiany? Co tam masz na liście marzeń?
Oj, zdecydowanie na liście moich marzeń jest zwiedzanie świata z siodła, terenem. Poznawanie cudownych miejsc, wspaniałych ludzi, jak i przeżywanie cudownych przygód. Chciałabym też podnosić swoje umiejętności, by móc bawić się swoim motocyklem bez najmniejszych lęków, zastanowień czy wątpliwości, a nawet móc startować w zawodach i wygrywać. Ale najbardziej, chciałabym być najlepszym instruktorem, albo raczej „otwieraczem głów i serc enduro”.
Jeździj jak baba Kasiek motorynka – na social media
Mapy Google to zdecydowanie najpopularniejsza aplikacja wśród kierowców korzystających z nawigacji samochodowych w smartfonie, ostatnio pojawił się w niej zielony listek. Na tegorocznej konferencji Google I/O, która odbyła się w czerwcu, Google zaprezentowała szereg nowych funkcji. Co najmniej jedna z nich, użyteczna dla oszczędnych kierowców, jest już w Polsce. Przyda się Wam podczas świątecznych wyjazdów. Być może podczas wyznaczania tras wielu z Was zobaczyło symbol zielonego listka. Co on oznacza? To dobra wiadomość dla oszczędnych kierowców.
Zielony listek w mapach Google – co oznacza?
Od początku powstania Mapy Google oferowały różne tryby wyznaczania tras w aplikacji. Kierowcy mieli do wyboru dobór trasy względem jej długości lub względem szacowanego czasu, jaki zajmie jej pokonanie. W trakcie rozwoju programu pojawiło się w nim wiele kolejnych funkcji, jak np. wyznaczanie tras zależnie od tego, czym się poruszamy (wybór środka transportu, w tym również wycieczki piesze i rowerowe), możliwość dodawania opisów ciekawych punktów, mapy satelitarne i wiele, wiele więcej. To wszystko jednak już znamy. Natomiast nowością, która jest obecna w aplikacjach od kilku miesięcy, a którą nie każdy kierowca mógł dostrzec jest wyznaczanie tras oznaczanych charakterystycznym, zielonym listkiem. Pierwsze skojarzenie? Coś wspólnego z ekologią, prawda? Zgadza się, dokładnie o to chodzi.
Sugerowana przez Mapy Google trasa oznaczana symbolem zielonego listka to droga, na której pojazd powinien zużyć najmniej paliwa lub energii. Przy czym aplikacja daje nam wybór rodzaju napędu, w jaki wyposażony jest nasz samochód. Stosowne ustawienia znajdziemy w opcjach trasy podczas jej wyznaczania. Mamy wówczas także możliwość zaznaczenia, by Mapy Google zawsze wytyczały priorytetowo trasę, na której nasze auto zużyje najmniej.
Jednocześnie cały czas ważny jest czas przejazdu. Oznacza to, że trasa „ekologiczna” choć wcale nie musi być najkrótsza, ani najszybsza, nie będzie drastycznie dłuższa od tej, którą zdaniem algorytmu pokonamy w najkrótszym czasie.
Zielony listek – co robi algorytm?
Podczas wyznaczania trasy ekologicznej algorytm bierze pod uwagę nie tylko czynniki uwzględniane przy innych sposobach wyznaczania tras, takie jak np. natężenie ruchu w czasie rzeczywistym, czy faktyczne warunki drogowe (smartfon musi być stale połączony z internetem), ale również rodzaj napędu (wybieramy go w opcjach). Oczywiście aplikacja „nie wie” jaki dokładnie apetyt na paliwo ma nasz pojazd i nie poda nam szacowanej prognozy zużycia na wybranej trasie, jednak algorytm uwzględnia pewne unikalne cechy silników benzynowych, diesli, hybryd, czy napędów elektrycznych. Każdy z nich ma trochę inną charakterystykę. Np. samochody z silnikami wysokoprężnymi zwykle mają najniższe spalanie podczas płynnej jazdy po trasach szybkiego ruchu, z kolei auta elektryczne i hybrydy pozwalają zaoszczędzić więcej energii i paliwa w ruchu miejskim, a także potrafią efektywniej wykorzystywać topografię terenu (np. odzyskiwanie energii podczas zjazdów z wzniesień). Jeżeli nie wybierzemy typu silnika, aplikacja domyślnie zakłada wybór silnika benzynowego, jako że taki jest wciąż najpopularniejszym rozwiązaniem w samochodach w Europie.
Szacując ekologiczną trasę, Mapy Google uwzględniają dane podawane przez National Renewable Energy Laboratory Departamentu Energii Stanów Zjednoczonych oraz Europejską Agencję Środowiska. Obliczenia uwzględniają czynniki mające wpływ na zużycie paliwa/energii i poziom emisji CO2, takie jak: wzorce natężenia ruchu, średnie zużycie paliwa w energii w pojazdach w danym regionie, nachylenie drogi na trasie, czy rodzaje dróg z uwzględnieniem obowiązujących na nich ograniczeń prędkości.
Zielony listek w Mapach Google – ile pozwala zaoszczędzić?
Google podczas prezentacji nowych funkcji na wspomnianej technologicznej konferencji informowało, że nowy algorytm wyznaczania tras ekologicznych jest w stanie proponować trasy, dzięki którym nasze auto zużyje nawet do 30 proc. mniej paliwa. Pamiętajmy jednak, że to superoptymistyczny wariant. W rzeczywistości realnie możemy liczyć na kilkunastoprocentowe oszczędności, co wciąż jest dobrym wynikiem. Warto pamiętać, że Mapy Google pokazują ekologiczną trasę, gdy czas jej pokonania jest zbliżony do czasu jaki zajmuje najszybsza trasa. Jeżeli algorytm uzna, że oszczędność paliwa jest zbyt mała, wówczas zamiast wytyczenia ekologicznej trasy jako głównej, zobaczymy propozycję „po staremu” czyli najszybszą trasę, ale z kilkoma alternatywami, przy których wyświetlane będą względne oszczędności energii pomiędzy poszczególnymi trasami. Ułatwia to podjęcie decyzji, którą drogą ostatecznie będziemy podążać.
W przedświątecznym zabieganiu najwygodniej jest wejść do jednego sklepu po prezenty. Takiego, w którym znajdziemy szeroki asortyment podarunków najlepszej jakości w przeróżnych cenach. Mogą to być perfumy, akcesoria do malowania, zestawy makijażowe, czy pielęgnacyjne, a także możliwość zakupu karty podarunkowej o określonej wartości, aby obdarowana osoba mogła samodzielnie wybrać to, co jej aktualnie potrzebne.
Sprawdzamy, jakie zestawy świąteczne i inne ciekawy produkty pod choinkę przygotowała w tym roku marka Sephora. Co Święta to idealny czas na okazanie miłości naszym przyjaciołom i rodzinie. Większość z nas już rozpoczyna kompletowanie upominków, którymi chce wywołać uśmiech na twarzy obdarowanej osoby, okazać troskę, podziękować.
Ta bombka to coś więcej, niż zwykła świąteczna dekoracja. W jej wnętrzu kryje się błyszczyk o subtelnej konsystencji i uniwersalnym, brzoskwinioworóżowym odcieniu, który nadaje każdym ustom piękny wygląd. Ten drobny upominek z edycji limitowanej w przystępnej cenie, z pewnością sprawi przyjemność obdarowanej osobie! Cena: 21 zł
Bombka z błyszczykiem do ust – Wishing You Sephora Collection
Limitowana edycja palety zawierająca trzy odcienie z kultowej GOLD PALETTE Natashy. Ta urocza miniatura jest idealna na sezon świąteczny. Dzięki ekskluzywnemu pudełku upominkowym z zawieszką, może być również wykorzystana jako ozdoba. BABY GOLD jest doskonałą paletą, którą można zabrać ze sobą w torebce, aby podkreślić swój świąteczny wygląd. Cena: 85 zł
Poznaj tusz do rzęs Big by definition Sephora Collection w formacie mini w limitowanej edycji świątecznej.Rozdziela rzęsy i nadaje im nowy kształt, dzięki szczoteczce zbudowanej z włókien różnego rozmiaru. Każde włókno szczoteczki dosięga rzęs o różnej długości, dlatego idealnie sprawdza się do rzęs górnych i dolnych. Efekt makijażu: wszystkie rzęsy są uniesione i tworzą wachlarz gęstszy o 135%. Cena: 35 zł
Innowacyjna, ultramatowa i długo utrzymująca się pomadka do ust w intensywnym kolorze. Zachwyci każdego, kto lubi podkreślać swoje usta i bawić się ich kolorem! Cena: 99 zł
Słodka i idealna na prezent, Lip Injection Maximum Plump w wersji świątecznej. Od razu poczujesz i zauważysz efekty! Ta nowoczesna formuła głęboko nawilża i odżywia usta. Po zastosowaniu, stają się wyraźnie podkreślone, intensywnie pełniejsze i to na długo… Cena: 79 zł
Ta wzbogacona delikatnym zapachem róży indyjskiej oraz słodkiego olejku migdałowego kolekcja, została stworzona z myślą o przywracaniu harmonii umysłowi, ciału oraz duszy. Zestaw zawiera:
luksusową piankę pod prysznic w żelu (200 ml),
rewitalizujący peeling do ciała z solą himalajską i mieszanką bogatych olejków (125 g),
odżywczy krem do ciała oraz patyczki zapachowe mini (80 ml), które wypełnią dom smakowitym zapachem przez cały dzień.
Cena: 159 zł
Zestaw The Ritual Of Ayurveda od marki RITUALS – Sephora
To bestsellerowe rozświetlacze do 4-etapowej pielęgnacji, które dają skórze blask, sprężystość i nawilżenie dzięki witaminie C, kwasowi hialuronowemu i kwasami PHA. W zestawie znajdziesz:
Truth Juice Daily Cleanser: żel do demakijażu 2 w 1
Banana Bright Vitamin C Serum: serum rozświetlające z 15-procentową zawartością witaminy C, która ujędrnia skórę.
C-Rush Brightening Gel: krem do twarzy zapewniający 24-godzinne nawilżenie
Banana Bright+ Eye: krem pod oczy wygładza, rozświetla i redukuje zmarszczki.
Pielęgnacja poranna i wieczorna składa się z czterech etapów: od pianki oczyszczającej po krem nawilżający. Zapewnij nawodnienie przez cały dzień dzięki wyjątkowemu niebieskiemu kwasowi hialuronowemu o niskiej masie cząsteczkowej dla lepszego wchłaniania. Zestaw zawiera:
Water Bank Blue Hyaluronic Cleansing Foam 30 ml
Water Bank Blue Hyaluronic Revitalizing Toner 30 ml
Water Bank Blue Hyaluronic Serum 10 ml
Water Bank Blue Hyaluronic Cream Moisturizer 20 ml
Cena: 145 zł
Zestaw do pielęgnacji twarzy – Happy Water-Full Holidays od LANEIGE – Sephora
Poznaj wszystkie niezbędne produkty, których potrzebuje skóra. Podaruj je komuś bliskiemu lub sobie! W zestawie znajdują się produkty zawierające ponad 93% składników pochodzenia naturalnego:
wygładzający żel oczyszczający 125 ml,
superserum rozświetlające 15 ml
krem łagodzący 20 ml.
W efekcie ich stosowania skóra jest oczyszczona, nawilżona i rozświetlona.
Cena: 95 zł
Zestaw kosmetyków do pielęgnacji twarzy – Wishing You – Sephora Collection
Szukasz idealnego prezentu związanego z makijażem? Wybierz paletę z cieniami do powiek, obok której trudno przejść obojętnie! Na zakupy albo wieczór z przyjaciółmi – wśród 16 cieni do powiek obdarowana osoba z pewnością znajdzie swoje ulubione. W paletce są naturalne kolory nude, brąz, śliwka i fiolet z wykończeniem matowym, perłowym i metaliczny. Po prostu niezastąpione na czas Świąt. Cena:109 zł
Paleta 16 cieni do powiek – Wishing You Sephora Collection
Ukochane bestsellery, z którymi przygotujesz się na świąteczne okazje w uroczym, prezentowym opakowaniu wielokrotnego użytku wraz z naklejkami! Rzęsy EKSTREMALNIE wydłużone, brwi pełne objętości, a cera wygładzona i odświeżona! W zestawie znajdziesz:
They’re Real! Magnet, ekstremalnie wydłużający tusz do rzęs w odcieniu czarnym | pełnowymiarowy (9 g)
Gimme Brow+, żel do brwi dodający objętości w odcieniu nr 3 | pełnowymiarowy (3 g)
The POREfessional Lite, ultralekka baza pod makijaż niwelująca widoczne pory | mini (7,5 ml)
Cena: 199 zł
Zestaw świąteczny Stamp Of Beauty od Benefit – Sephora
Poczuj świąteczny nastrój dzięki trzem świątecznym paletom do oczu i twarzy, które pachną tak dobrze, jak wyglądają! Zestaw zawiera: paletę do twarzy i oczu Breakaway Sugar Cookie o słodkim zapachu ciasteczek, paletę do twarzy i oczu Breakaway Cookie w wersji korzennej – pachnie jak świąteczny piernik, paletę do twarzy i oczu Breakaway Chocolate Chip Cookie o cudownym zapachu czekolady. Cena: 215 zł
Paletka Too Faced Christmas Bake Shoppe – zestaw zawiera: paletę do twarzy i oczu Breakaway Sugar Cookie o słodkim zapachu ciasteczek – Sephora
Paletka Too Faced Christmas Bake Shoppe – zestaw zawiera paletę do twarzy i oczu Breakaway Chocolate Chip Cookie o cudownym zapachu czekolady – Sephora
Paletka Too Faced Christmas Bake Shoppe – paletę do twarzy i oczu Breakaway Cookie w wersji korzennej – pachnie jak świąteczny piernik – Sephora
Transparentna, opalizująca formuła, nasycona drobinkami w kolorze żółtego i różowego złota, nadaje cerze świeży, zaróżowiony blask. Zachwyci każdego, kto kocha wyrażać siebie poprzez makijaż. Unikalna lekka formuła kosmetyku stapia się ze skórą, nie tworząc ciężkiej ani lepkiej warstwy, i nadaje piękny wygląd każdej karnacji. W zestawie znajduje się kompaktowe lusterko, które ułatwia używanie go poza domem! Cena: 179 zł
Huda Beauty Empowered – rozświetlacz do twarzy – Sephora
Outrageous intense w dwóch ponadczasowych kolorach to pełen pikanterii produkt dla miłośniczek mocnych wrażeń. Dzięki miękkiej żelowej konsystencji z ekstraktem z chili Outrageous Intense powiększa usta, zapewniając jednocześnie komfort stosowania. W efekcie usta są błyskawicznie wygładzone i wyprofilowane, ich kolor naturalnie wzmocniony, a objętość – zwiększona: +27% błyskawiczny efekt objętości do 4 godzin. Cena: 105 zł
Zestaw 2 Pomadek Powiększających Usta – Wishing You Sephora Collection
Nie ograniczaj się i wybierz na Boże Narodzenie dużą paletę do makijażu! Znajdziesz w niej 88 kolorów z różnymi efektami (matowy, brokatowy, perłowy) i konsystencjami (puder, krem), aby uzyskać nieskończoność możliwości od naturalnych nude po śmiałe i nieoczywiste. W zestawie znajdziesz wszystko do wykonania pełnego makijażu:
60 cieni do powiek
16 błyszczyków do ust
3 eyelinery w kremie
3 pudry do brwi
2 pudry słoneczne
2 róże do policzków
2 rozświetlacze
Cena: 169 zł
Paleta do makijażu 88 kolorów – Wishing You Sephora Collection
Paleta do makijażu 88 kolorów – Wishing You Sephora Collection
LOEWE Aire to rodzina zapachów inspirowanych otaczającym nas czystym i świeżym powietrzem – podnoszącym na duchu, elementarnym i życiodajnym. Kwiatowe i delikatne LOEWE Aire Sutileza łączy w sobie nuty gruszki, konwalii i jaśminu. Zapach jest zamknięty w przezroczystym szklanym flakoniku o delikatnym odcieniu zielonych liści. Cena: 409 zł / 50 ml
To zmysłowa i smakowita kompozycja szyprowo-bursztynowa o energii dobrej zabawy unosząca się aż do późnej nocy. Atrakcyjną nutę głowy tworzy intensywna róża połączona z akordami korzennymi różowych jagód i gorzkich migdałów. Serce to przepyszne połączenie likieru z czarnej wiśni z jaśminem wielkolistnym i wetywerią. Bazę tworzą nuty mchu dębowego, wanilii i fasolki tonka, wzmacniając wciągający wymiar nowej kompozycji, od której trudno się uwolnić. Cena: 259 zł / 40 ml
Woda Perfumowana I Want Choo Forever od Jimmy Choo – Sephora
Ferragamo Intense Leather wyraża mężczyznę pewnego siebie, kreatywnego i zdeterminowanego. To kreacja zapachowa bazująca na kontrastujących nutach, świetlistych, przyskórnych i zmysłowych. Ikoniczny męski zapach FERRAGAMO teraz dostępny w nowej wersji: nowoczesnej, głębokiej i wyrazistej, we flakonie utrzymanych w wyjątkowej morskiej tonacji granatu. Cena: 279 zł / 30 ml
Zapach dla niej, który przenosi do idyllicznego lata, pełnego młodzieńczego entuzjazmu i oczekiwania na nadchodzące przygody. Delikatnie zrównoważony, trwały zapach, skrywa zmysłowość, która ukazuje się jedynie po zmierzchu… Once Upon A Garden zaprezentowany został w granatowym flakonie, przypominającym zakazane, nocne eskapady. Różowy koreczek natomiast odzwierciedla delikatność kwiatowego groszku wybrzmiewającą w sercu zapachu. Cena: 459 zł / 30 ml
Woda Perfumowana La Perla Once Upon A Garden – Sephora
Otworzyłaś ostatnie okienko kalendarza adwentowego i czujesz, że chciałabyś przedłużyć przyjemność aż do Nowego Roku? Albo chcesz pięknie świętować zakończenie roku? Teraz to możliwe, dzięki pierwszemu w historii Sephora kalendarzowi poświątecznemu! Kalendarz zawiera:
Żel Utrwalający do Brwi Przejrzysty, 24H Brow Setter, BENEFIT – Format podróżny (3,5 ml)
Błyszczyk do ust Glossed Vinyl, kolor 06 All Powerful Red, SEPHORA COLLECTION – Format standard (5 ml)
Róż w Pudrze Glowish Blush Powder, kolor 02 Caring Coral, HUDA BEAUTY – Format standard (2,5 g)
Tusz do rzęs Fullest Volumizing, Czarny, ILIA – Format podróżny (4 ml)
Spray Utrwalający Makijaż, Mist & Fix, MAKE UP FOREVER – Format podróżny (30 ml)
Pędzel Wielozadaniowy Multi-Textures 06 Teint Vegan, SEPHORA COLLECTION – Format standard
Kryjący Korektor do Twarzy, Shape Tape Concealer, kolor 22N Light neutral, TARTE – Format podróżny (1 ml)
Cena: 319 zł
Kalendarz Poświąteczny Sephora Favorites
Karta upominkowa Sephora – ideał dla mężczyzny?
Nadal nie wiesz co kupić? Nie przejmuj się. Jeśli nie jesteś pewna (-y) tego, co uszczęśliwi obdarowywaną osobę lub nie znasz dokładnie jej upodobań, wybierz kartę upominkową Sephora! Dzięki niej, każdy sam odkryje bogactwo możliwości w perfumeriach stacjonarnych Sephora lub na sephora.pl. Kartę doładować możesz na dowolną kwotę, już od 50 zł.
Karta Upominkowa Sephora
Zachwyć swoich bliskich i dodaj magii wspólnym chwilom! Odwiedź perfumerie Sephora lub sephora.pl i daj się oczarować pełną ofertą prezentów i upominków, którą jedna z ulubionych destynacji prezentowych przygotowała w tym roku i spełniaj marzenia najbliższych!
Przed nami świąteczne wyjazdy. Wielu z nas spędzi najbliższe Święta i Nowy Rok z dala od domu. W podróż większość z nas wybierze się samochodem, a auto trzeba będzie zapewne zatankować. Gdzie najtaniej? Oto miejsca, gdzie zatankujesz najtańsze paliwo w Święta 2022/2023.
Paliwo w Święta 2022/2023 – gdzie zatankujesz najtaniej benzynę?
Jeżeli wybieracie się w podróż już teraz, zgodnie z notowaniami BM Reflex najtaniej zatankujecie benzynę Pb 95 w województwach: lubelskim, pomorskim, śląskim i warmińsko-mazurskim. W każdym z tych regionów średnia cena za litr bezołowiowej Pb95 nie przekracza 6,50 zł, a najtaniej jest w śląskiem, gdzie średnio litr benzyny Pb95 kosztuje 6,46 zł za litr.
Paliwo w Święta 2022/2023 – gdzie najtaniej zatankujesz diesla?
W przypadku, gdy macie auto dysponujące silnikiem wysokoprężnym, najtańszy olej napędowy jest sprzedawany w województwach: lubelskim, śląskim i łódzkim. Tylko w tych trzech rejonach średnia cena detaliczna za litr oleju napędowego nie przekracza 7,60 zł i wynosi odpowiednio: 7,56 zł/l, 7,58 zł/l i 7,53 zł/l.
Paliwo w Święta 2022/2023 – prognoza do 25 grudnia
Według analityków serwisu e-petrol.pl średnie ceny paliw w najbliższym, świątecznym tygodniu mają prezentować się następująco:
Pb95: 6,51 – 6,63 zł/l
ON: 7,67 – 7,79 zł/l
Widełki te określają średnie poziomy cen dla całego kraju. Niemniej takie wskaźniki jednoznacznie sugerują, że nie ma mowy o żadnych świątecznych prezentach dla kierowców. Ceny paliw na święta pozostaną na podobnym do obecnego poziomie.
Paliwo w Święta 2022/2023, a jak po Nowym Roku?
Od 1 stycznia wzrośnie podatek VAT na paliwa. Ale zarówno prezes PKN Orlen, Daniel Obajtek, jak i wielu analityków rynku paliw, już wcześniej sugerowało, ze ceny paliw nie powinny wzrosnąć drastycznie, a już na pewno nie o tyle, ile wynikałoby z podniesionej stawki podatku VAT. Wynika to ze sposobu w jaki obliczana jest cena detaliczna, jaką kierowcy płacą na stacjach paliw. Szczegółowo wyjaśniałam to we wcześniejszym materiale, ale tu przypomnę, że aktualne ceny pozostają niezmienne mimo spadków cen ropy na rynku hurtowym. Po Nowym Roku może zostać obniżona marża detaliczna, co częściowo powinno skompensować wzrost cen z powodu podwyższenia podatku VAT. Niemniej jednego można być pewnym: jeżeli na Święta wyjeżdżacie w rejon, gdzie paliwo jest faktycznie tańsze niż w miejscu waszego zamieszkania, można wstrzymać się z napełnieniem baku do pełna. W przeciwnym razie warto zadbać o zapas już teraz.
Przetaczający się przez różne media „news” firmujący rzekomy „zakaz samochodów elektrycznych” w Szwajcarii to clickbait. Nagłówki tego typu nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Szwajcarzy to bardzo przewidujący i zapobiegawczy naród. Wolą dmuchać na zimne, dlatego też władze tego kraju przygotowały wieloetapowy program ogólnokrajowego oszczędzania energii. Chodzi o to, by zapobiec potencjalnym blackoutom (czasowym wyłączeniom dostaw energii elektrycznej) spowodowanym kryzysem energetycznym w Europie. Zakaz samochodów elektrycznych to przeinaczenie obliczone na wywołanie efektu, granie emocjami, które ma niewiele wspólnego z faktami. Wyjaśniamy jak jest naprawdę.
Zakaz samochodów elektrycznych owszem, ale nie całkowity i jako jedno z wielu działań
Szwajcarzy zaplanowali kilkuetapowy (dokładniej: czteroetapowy) program oszczędzania energii. To nic innego, jak ustalony przez Radę Federalną Szwajcarii projekt zarządzeń regulujących ograniczenia zużycia energii. Etap I przewiduje następujące ograniczenia:
Temperatura prania w domowych pralkach ograniczona do 40 st. C
Temperatura w pomieszczeniach ogólnodostępnych ogrzewanych głównie prądem ograniczona do 20 st. C
Temperatura w lodówkach do napojów (poza napojami szybko psującymi się) ograniczona do 9 st. C
Temperatura w prywatnych lodówkach ograniczona do 6 st. C
Wentylacja (mechaniczna) w kuchni powinna być używana tylko w czasie gotowania
Zakaż oświetlania i wyświetlania reklam od 23 do 5 rano
Temperatura w magazynach odgraniczenie do 19 st. C
Zakaz używania farelek (o ile pomieszczenie ma inne źródło ogrzewania)
Zakaz podgrzewania kanap na wyciągach
Zakaz używania klimatyzacji bez wyraźnej potrzeby
Zakaz używania domowych kostkarek do lodu
Zakaz oświetlania fasad budynków oraz prywatnych dróg
Zakaz oświetlania parkingów wielopoziomowych poza godzinami otwarcia
Zakaz oświetlania pomieszczeń, gdzie nie przebywają ludzie
Zakaz podgrzewania wody użytkowej w toaletach publicznych
Widzicie gdzieś powyżej zakaz samochodów elektrycznych? Nie, a powyższy etap powinien już wystarczyć Szwajcarom by uniknąć blackoutu (za chwilę wyjaśnię dlaczego). Niemniej są jeszcze kolejne etapy.
Zakaz samochodów elektrycznych? W drugim etapie, też go nie ma
Gdyby okazało się, że ograniczenia wprowadzane w I etapie okazały się niewystarczające, wówczas Szwajcarzy (dotyczy to wszystkich obywateli, a nie tylko np. fabryk i firm) będą wprowadzać kolejne ograniczenia:
Temperatura w pomieszczeniach ogólnodostępnych ogrzewanych głównie prądem ograniczona do 19 st. C
Temperatura w pokojach hotelowych i pensjonatach ograniczona do 20 st. C
Sauny muszą zostać wyłączone, a temperatura powietrza na basenach ograniczona do 27 st. C
Temperatura wody użytkowej podgrzewanej elektrycznie ograniczona do 60 st. C
Ogrzewanie w klubach i na dyskotekach powinno być ustawione na najniższy poziom lub wyłączone
Streaming przez Internet ograniczony do standardowej rozdzielczości
Temperatura minimalna w serwerowniach ograniczona do 25 st. C
Zakaz oświetlania reklam i witryn sklepowych (poza logo sklepu w godzinach pracy
Zakaz oświetlenia świątecznego i dekoracyjnego na zewnątrz
Zakaz używania suszarek bębnowych i żelazek w domach
Zakaz używania lodówek do napojów (poza napojami łatwo psującymi się)
Zakaz uruchamiania schodów ruchomych o ile jest inna opcja dostępu
Jak widzicie, również na tym etapie nie widać najmniejszej wzmianki o zakazie używania samochodów elektrycznych!
Zakaz samochodów elektrycznych pojawia się dopiero w trzecim etapie
Gdyby i drugi etap okazał się nie wystarczy dla zbilansowania systemu energetycznego Szwajcarii, kraj ten wprowadzi trzeci pakiet ograniczeń:
Godziny otwarcia sklepów skrócone o określoną liczbę godzin dziennie
Zamrażarki w sklepach poza godzinami otwarcia muszą zostać przykryte styropianem lub kotarami
Temperatura we wszystkich pomieszczeniach ogrzewanych głównie prądem ograniczona do 18 st. C
Zakaz korzystania z samochodów elektrycznych poza niezbędnymi celami (za chwilę to wyjaśnimy)
Zakaz elektrycznego ogrzewania basenów
Zakaz oświetlenia boisk i hal sportowych
Zakaz amatorskich imprez sportowych
Zakaz pracy myjni samochodowych
Zakaz używania systemów oświetlenia dyskotekowego
Zakaz używania odtwarzaczy DVD, konsoli i komputerów do gier
Zakaz streamingu w celach rozrywkowych
Zakaz pracy sztucznych lodowisk
Zakaz kopania kryptowalut
Jak widzicie nagłówki krzyczące „Szwajcaria wprowadza zakaz samochodów elektrycznych” są tak samo głupie i manipulujące przekazem, jakbyśmy napisali „Szwajcaria zakaże lodowisk”, albo „Szwajcaria zakaże kopania kryptowalut”. Równie kuriozalnie brzmiałby nagłówek „Szwajcaria zakaże myjni samochodowych”, albo „Szwajcaria zakazuje grania na komputerze i konsoli!”. I śmiesznie i strasznie… ale to nie koniec.
Wspomniałam, że zakaz owszem pojawia się w trzecim etapie, ale chodzi o używanie aut elektrycznych w celach innych niż niezbędne. Oznacza to w praktyce, że gdyby faktycznie system energetyczny tego kraju niedomagał na tyle, że trzeba byłoby sięgnąć po ten etap (za chwilę wyjaśnię, czemu to jest mało prawdopodobne), to posiadacze aut elektrycznych nie mogliby jeździć nimi rekreacyjnie, ale wciąż mogliby korzystać z nich by pojechać do sklepu po najważniejsze produkty (np. żywność), zawieźć dzieci do lekarza, pojechać do pracy itp.
Wspomniałam, że Szwajcarzy są zapobiegliwi i zaplanowali jeszcze czwarty etap ograniczeń w wykorzystaniu energii, w którym m.in. wprowadzono by:
Zakaz eksploatacji systemów transportu pasażerskiego w celach rekreacyjnych
Zamknięcie stoków narciarskich i zakaz naśnieżania
Zakaz ogrzewania lub chłodzenia obiektów sportowych
Zamknięcie parków rozrywki, dyskotek, salonów gier
Zamknięcie kin
Zamknięcie teatrów, oper i organizacji koncertów, o ile wykorzystują energię elektryczną
Zakaz organizacji profesjonalnych imprez sportowych
Zakaz samochodów elektrycznych w Szwajcarii mało realny w praktyce – miks energetyczny Szwajcarii
Zatem owszem, gdzieś tam, wśród dziesiątek innych ograniczeń, które warunkowo zostaną wprowadzone dopiero wtedy, gdy system energetycznych Szwajcarii będzie w poważnych tarapatach, wprowadzony będzie zakaz używania aut elektrycznych w celach rekreacyjnych. Jednocześnie fakty pokazują, że już wprowadzenie drugiego etapu, nie mówiąc o trzecim, jest bardzo mało prawdopodobne.
Miks energetyczny Szwajcarii (dane wg AES) prawie wcale nie opiera się na paliwach kopalnych. Aż 61 proc. lokalnej energii produkuje ok. 1300 elektrowni wodnych (przepływowych) w tym górzystym kraju. Kolejne 29 proc. miksu Szwajcarskiego stanowi energia z elektrowni atomowych, Szwajcarzy intensywnie korzystają również z OZE, a topografia Szwajcarii pozwala również efektywnie stabilizować źródła OZE za pomocą licznych tzw. elektrowni szczytowo-pompowych (w istocie nie są to elektrownie sensu stricte lecz magazyny energii). Problematyczne źródła wykorzystujące paliwa kopalne, stanowią zaledwie 1,9% szwajcarskiego miksu energetycznego. Kiedy zatem – czysto teoretycznie – Szwajcaria mogłaby wprowadzić wspomniany zakaz samochodów elektrycznych? Gdyby im wody zabrakło, albo całkiem wyłączyli (jak Niemcy) elektrownie atomowe. Zgodzicie się jednak, że gdyby faktycznie zdarzyłby się taki kataklizm jak brak wody, brak możliwości skorzystania z auta elektrycznego byłby wówczas najmniejszym z problemów Szwajcarów.
Ostatnie dni są bardzo trudne na polskich drogach, a nieodśnieżone i oblodzone ulice zmuszają kierowców do wolniejszej i ostrożniejszej jazdy. W konsekwencji tworzą się jeszcze większe niż zwykle korki, a okolica tonie w kłębach spalin.
Takie sytuacje przywołują przepisy, do których odwołujemy się, wspominając o tym, że nie wolno odśnieżać samochodu z włączonym silnikiem. Grożą za to aż dwa różne mandaty:
pozostawienie włączonego silnika podczas postoju dłużej niż 1 minutę w terenie zabudowanym – 100 zł
nadmierna emisja spalin i hałasu – 300 zł
Czym różni się postój od zatrzymania?
Trzeba jednak przypomnieć, że zgodnie z prawem postój to coś innego niż zatrzymanie i jest to bardzo ważne rozróżnienie. Zgodnie z tym co znajdziemy w art. 2 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
Zatrzymanie pojazdu – unieruchomienie pojazdu niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego, trwające nie dłużej niż 1 minutę, oraz każde unieruchomienie pojazdu wynikające z tych warunków lub przepisów.
Postój pojazdu – unieruchomienie pojazdu niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego, trwające dłużej niż 1 minutę.
Zatrzymanie trwa więc do minuty, a postój powyżej minuty. Kluczowe jest jednak stwierdzenie „niewynikające z warunków ruchu”. Jeśli stoimy, ponieważ mamy czerwone światło lub utworzył się korek i nie możemy jechać dalej, to są to właśnie warunki ruchu. Możemy wtedy dowolną ilość czasu stać z włączonym silnikiem.
Natomiast zatrzymanie niewynikające z warunków ruchu, to takie, na które sami się zdecydowaliśmy, na przykład parkując pojazd.
Pomimo tego, że nie grozi za to mandat, niektórzy kierowcy mogą zastanawiać się nad zgaszeniem silnika stojąc w poważnym korku. To zrozumiałe, kiedy na przykład utknęliśmy na autostradzie i wiadomo, że będziemy musieli poczekać długi czas.
Zwykle jednak nie warto gasić silnika, szczególnie teraz. Potrzebujemy go, żeby ogrzewał wnętrze, zaś uruchamianie go co jakiś czas, kiedy korek drgnie i znów się zatrzyma, nie ma sensu. Ryzykujemy w ten sposób rozładowaniem akumulatora, zwłaszcza zimą.
Anna Jabłońska ponad 7 miesięcy walczyła, żeby wrócić do startów po kontuzji, której uległa w marcu 2021 roku. Na szczęście może liczyć na swój team oraz własną determinację w dążeniu do celu. W sezonie 2022 przejechała cały cykl zawodów enduro i zdobyła wicemistrzostwo Pucharu Polski w Klasie Kobiet oraz II wicemistrzostwo w okręgowym MX Kobiet.
Anna Jabłońska Wicemistrzyni enduro
Jaki był dla Ciebie sezon 2022 – jesteś z niego zadowolona?
Sezon 2022 był jednym z najlepszych, ponieważ udało mi się pojechać cały cykl zawodów enduro i zdobyć wicemistrzostwo Pucharu Polski w Klasie Kobiet oraz II wicemistrzostwo w okręgowym MX Kobiet. Było to dla mnie ogromne wyzwanie i sprawdzenie swoich umiejętności, po sporej przerwie. Tym bardziej się cieszę, że ukończyłam sezon bez żadnych kontuzji.
Anna Jabłońska fot. Daniel Ostrowski
Twój wynik to pewnie efekt zgrania różnych czynników? Co miało na niego wpływ?
Duży wkład w ten wynik ma pomoc Adventure Team’u, gdzie pracuję oraz mam możliwość trenowania i startowania na nowym motocyklu Beta XTrainer 250 2T (na przyszły sezon szykuje się zmiana pojemności). Zawsze mogłam liczyć na to, że motocykl będzie przygotowany do startów, przez naszego mechanika i nie będę musiała się o nic martwić. Nawet gdy były to wyprawy na zawody w rożnych częściach Polski – to była super organizacja! Inne czynniki to z pewnością własna determinacja, liczne treningi i organizacja czasu na wszystko. Jeżdżę w Klubie AMK Drwęca Ostróda, na który również mogłam liczyć. Dziękuję wszystkim i rodzicom którzy mnie wspierają w tym wszystkim!
Od czego to wszystko się zaczęło?
Motocykle zawsze były częścią mnie, ale dopiero 5 lat temu odważyłam się spróbować, gdy kolega namówił mnie, żebym się przejechała. Na początku był strach, bo Yamaha YZF450 to duży motocykl, ale gdy wsiadłam i ruszyłam, to już wiedziałam! To jak miłość od pierwszego wejrzenia – przejechałam się, poczułam te emocje, adrenalinę i chęć przeżywania nowych przygód. To było nieoczekiwane i spontaniczne, uczucia nie do opisania…
Na jakim etapie i dlaczego musiałaś zrobić przerwę?
Podczas wiosennego treningu w marcu 2021, na torze motocrossowym w Ornecie, nabawiłam się kontuzji. Przeleciałam zbyt daleko skok i lądowanie było na płaskim w piasku, co poskutkowało mocnymi turbulencjami, ponieważ nie udało mi się utrzymać motocykla. Poleciał fikołkami w jedną stronę i zatrzymał się kołami u góry, a ja w drugą, uderzając mocno barkiem w ziemię. Już wtedy usłyszałam dziwne cykniecie, a jak wstałam, to ręka nie chciała współpracować. Po długiej wizycie w szpitalu okazało się, że mam złamany obojczyk w dwóch miejscach i potrzebny będzie gips, a to był początek sezonu… Ponad 7 miesięcy walczyłam, żeby wrócić do startów, ponieważ kości nie zrastały się tak jak trzeba i nie mogłam jeździć. Dopiero pod koniec roku pojechałam kilka rund, ale ręka była tak słaba, że nie mogłam się ścigać tak, jak bym chciała. Ale się nie poddałam i postanowiłam sezon 2022 pojechać najlepiej jak się da!
W tym sporcie zdecydowanie trzeba trzymać formę – udaje Ci się to też przez zimę?
Tak, to sport, w którym przygotowanie jest bardzo ważne, więc trzeba dbać o siebie i szlifować kondycję. Siłownia, basen, treningi personalne i odżywianie, choć nie zawsze wszystko mi się udaje, tak jak bym chciała. Staram się jak najlepiej przygotować na kolejny sezon, jeżeli uda mi się w nim wystartować.
Dlaczego to nie jest jeszcze pewne?
Ponieważ koszty zawodów już w tym roku mocno wzrosły, a niestety wszystko finansowałam z własnych oszczędności, co naprawdę mocno nadwyrężyło budżet. Wydatki związane z zawodami to: jazda ponad 500 km na 2 dni zawodów, koszty noclegów, jedzenia, paliwa i opłaty za zawody, które mocno poszły do góry. Bez sponsorów lub klubu, który zwraca za wyjazdy na zawody, to na dłuższą metę się po prostu nie da…
Ostatnio złapałaś tez nieco frajdy z jazdy asfaltowej? Masz możliwość przetestowania różnych motocykli?
Tak, pracując w Adventure Team mam możliwość jazdy motocyklami szosowymi demo Husqvarna, które mają różne pojemności. A w tym roku przełamałam się i usiadłam na Husqvarnie Svarpilen 125. Może to nie jest jakaś duża pojemność, ale dla osoby początkującej, która chce się zapoznać ze światem szosy – to naprawdę idealne rozwiązanie (wcześniej jeździłam tylko jako „plecak”). Powiem szczerze, że na początku było dziwnie, bo przyzwyczajenia z jazdy enduro co chwilę miałam w głowie. Jednak po kolejnych kilometrach było już tylko lepiej – to inna perspektywa, możliwości i… ten wiatr we włosach, coś pięknego! Już nie mogę się doczekać kolejnego sezonu!
Jeździsz motocyklem i… śpiewasz? Jakie jeszcze talenty i pasje lubisz rozwijać w wolnym czasie?
Jazda motocyklem to nie wszystko, co kocham i lubię. W wolnym czasie śpiewam – to taka odskocznia i rozładowanie emocji, co bardzo pomaga. Dodatkowo gram na gitarze, tańczyć też uwielbiam, a z aktywności to jeszcze lubię grać w siatkówkę. W sumie to zawsze staram się bardzo aktywnie spędzać czas, zaczęłam nawet morsować i przyznaję, że to mega adrenalina i emocje. A ja lubię jak coś się dzieje, wtedy jest więcej pozytywnej energii!
Rynek akcesoriów samochodowych jest niezwykle szerokim zagadnieniem. Skupia on wokół siebie wiele produktów, które ułatwiają poruszanie się po drogach. Odnosząc się do tematu, jakim są nawigacje samochodowe, musimy zauważyć, że istnieje kilka firm, które dzięki swojej renomie są chętnie wybieranymi rozwiązaniami. Pierwszym przykładem są produkty marki Garmin. Amerykańskie przedsiębiorstwo od wielu lat zajmuje się produkcją różnego rodzaju nawigacji. Spośród szerokiej oferty, godna uwagi jest nawigacja DriveSmart 65 MT-S EU. Dzięki dożywotniej aktualizacji tras kierowcy nie będą musieli martwić się o to, że napotkają problemy z ewentualnymi modyfikacjami dróg. Poza tym, produkt posiada duży, niemal 7-calowy wyświetlacz, komunikaty głosowe czy funkcje ostrzegania przed fotoradarami i wypadkami. Wspomniane rozwiązanie świetnie sprawdzi się zarówno dla kierowców indywidualnych, ale też tych, którzy jeżdżą zawodowo.
Nawigacje samochodowe, które spełnią wymagania
Alternatywą dla produktów od Garmina są nawigacje samochodowe TOMTOM. Niezwykle popularny jest model GO Expert 7, który dzięki swojej specyfikacji, można zaliczać do grona urządzeń klasy premium. Wspomniana nawigacja posiada 7-calowy wyświetlacz w rozdzielczości HD oraz dożywotnią aktualizację map. Poza tym, produkt jest wyposażony w profile tras dla samochodów ciężarowych i osobowych. Oznacza to, że świetnie sprawdzi się niemal dla każdego.
Poza wspomnianymi dotychczas propozycjami, opisywani producenci mają w swojej ofercie o wiele więcej godnych uwagi modeli. W przypadku Garmina będą to DriveSmart 55 czy Dezl LGV700. TOMTOM może z kolei pochwalić się alternatywą w postaci Go Classic 5. Poza tym, jeżeli chcemy skorzystać z oferty innego producenta, wówczas mamy do wyboru m.in. nawigacje NAVITEL oraz Modecom.
Akcesoria przydatne podczas korzystania z nawigacji
Korzystając z nawigacji powinniśmy mieć na uwadze to, że często będziemy potrzebowali dodatkowych akcesoriów, które zapewnią nieprzerwaną pracę tych urządzeń. Oczywiście, niemal każdy produkt posiada wbudowaną baterię. Jednak co w momencie, gdy wyruszamy w dalszą podróż? W takich sytuacjach z pewnością przyda się odpowiednia ładowarka do samochodu. Dzięki niej zapewnimy sobie stały dostęp do źródła energii i nie będziemy musieli się martwić o to, że nasz sprzęt rozładuje się w najmniej oczekiwanym momencie. Ponadto, ładowarki samochodowe są urządzeniami dość uniwersalnymi. To oznacza, że możemy je wykorzystać również do ładowania innych sprzętów, takich jak np. smartfony.
Mając zapewnione stałe źródło energii, dobrze jest jeszcze zadbać o odpowiednie usytuowanie sprzętu. Tutaj z pomocą przychodzą uchwyty na telefon. Podobnie jak ładowarki samochodowe, akcesoria te zapewnią nam komfort użytkowania i przyczynią się do zwiększenia bezpieczeństwa na drodze. Możemy umieścić je w takim miejscu, które nie będzie kolidowało z widocznością, a dodatkowo zapewni nam dostęp do wszystkich funkcji. Dzięki temu będziemy mogli w pełni skupić się na drodze.
To już ostatnie dni przed Świętami Bożego Narodzenia. To oznacza, że centra handlowe, sklepy i supermarkety są pełne klientów. Na świąteczne zakupy większość z nas do większych sklepów przyjeżdża samochodami. Warto pamiętać, w jaki sposób możemy starać się uniknąć dodatkowych problemów na parkingach przed Świętami. Szczególnie dziś, gdy gołoledź zaatakowała ulice i chodniki.
Adam Bernard, szef Szkoły Bezpiecznej Jazdy Renault, zwraca uwagę, że wjeżdżając na parking w czasie gorącego okresu przedświątecznego, trzeba mieć przysłowiowe oczy dookoła głowy. Ruch samochodów i pieszych jest bardziej nieprzewidywalny niż zwykle. Kierowcy w pośpiechu wykonują ryzykowne manewry, a piesi nie rozglądają się zbyt uważnie. Skutkiem mogą być stłuczki i kłopoty z policją.
Świąteczne zakupy i parkowanie – spokój przede wszystkim
Pamiętajmy, by na parkingu przemieszczać się z minimalną prędkością, w gotowości do nagłego hamowania i obserwować uważnie otoczenie, nie tylko w poszukiwaniu wolnego miejsca, ale w celu przewidywania ruchu pojazdów i pieszych. Jeśli w aucie znajduje się pasażer i pomaga on w znalezieniu miejsca, to bardzo ważne, żeby zachowywał się odpowiedzialnie i wskazał prowadzącemu samochód miejsce do zaparkowania na spokojnie, tak aby swoim nerwowym zachowaniem nie powodować podobnej reakcji kierowcy.
Świąteczne zakupy i parkowanie – zostaw przestrzeń innym
Na bezpieczne zaparkowanie samochodu potrzebna jest określona ilość miejsca, więc nie wolno zostawiać auta w miejscu, w którym widzimy, że może spowodować to trudność w wysiadaniu lub wsiadaniu dla nas albo osób, które zaparkowały obok. Niezależnie od tego, jak bardzo zatłoczony jest parking, starajmy się parkować dokładnie na miejscach wyznaczonych liniami. Warto też pamiętać, że nie odpinamy pasów wjeżdżając na parking przy centrum handlowym. Powinny one być zapięte przez cały czas przemieszczania się auta. To o tyle istotne, że do wielu stłuczek, a także stłuczeń dochodzi właśnie na parkingach i z powodu tego, że osoby biorące udział w stłuczce już odpięły pasy, bo przecież „zaraz wysiadają”. Pamiętajmy – dopóki auto w ruchu, dopóty pasy zapięte. Urazy mogą być też efektem nagłego hamowania.
Świąteczne zakupy i parkowanie – zapamiętaj, gdzie parkujesz
Wielu pieszych powoduje niepotrzebny ruch na dużych parkingach przy centrach handlowych, bo szukają oni miejsca, w którym zaparkowały auto. To stwarza dodatkowe zagrożenie, bo pieszy rozglądający się za swoim samochodem nie patrzy na drogę i jest mniej uważny. Dlatego aby zawczasu uniknąć takich sytuacji, starajmy się zapamiętać miejsce, w którym parkujemy, by później wrócić do auta najkrótszą drogą. W lokalizacji mogą pomóc oznakowania stosowane na różnych parkingach, a także technologia, czy aplikacje mobilne. Jeżeli macie w smartfonie uaktywnioną lokalizację, wystarczy zrobienie zdjęcia. Wraz z fotografią zapisane zostaną współrzędne GPS lokalizacji, w której wykonaliśmy fotografię.
Odwilż i gołoledź nie tylko w Warszawie, ale to właśnie w stolicy doszło do tragedii. Na warszawskiej Pradze-Północ 38-letni mężczyzna poślizgnął się na zamarzniętym chodniku, wywrócił się prawdopodobnie uderzając głową o ziemię. Zmarł na miejscu. Funkcjonariusze badają okoliczności zdarzenia. Policja ostrzega przed bardzo ciężkimi warunkami na drogach.
Do tragicznego w skutkach wydarzenia z pieszym, doszło dziś, we wtorek 20.12.2022 na skrzyżowaniu ulicy Targowej z ul. Kłopotowskiego. Lód skuł jednak nie tylko warszawskie chodniki, ale i ulice. Przypominamy, że droga hamowania auta na śniegu jest co najmniej dwukrotnie dłuższa niż na drodze suchej, ale w przypadku oblodzonej jezdni jest ona – przy założeniu, że mamy opony zimowe – nawet czterokrotnie dłuższa. Trudniej jest też wyprowadzić auto z ewentualnego poślizgu. W praktyce samochód jadący z prędkością zaledwie 30 km/h ma drogę hamowania dłuższą, niż auto w normalnych warunkach poruszające się z prędkością ponad dwukrotnie wyższą.
Odwilż i gołoledź – niebezpieczne połączenie
Silnych mrozów już nie ma, ale bynajmniej nie ułatwiło to przemieszczania się zarówno na jezdniach jak i na chodnikach. Zarówno policja, jak i służby utrzymaniowe (drogowe, oczyszczania miasta itp.) apelują do mieszkańców, by poruszali się bardzo ostrożnie, bez względu na to, czy przemieszczają się autem, czy też na własnych nogach.
Według Zarządu Oczyszczania Miasta w Warszawie, dzięki nocnej pracy 170 posypywarek, które swoimi działaniami objęły 1600 km dróg w stolicy, na trasy mogła ruszyć komunikacja miejska. Sytuacja jest obecnie trudna, ale według przedstawicieli ZOM nie ma na razie sygnałów by na posypanych drogach występowała śliskość wynikająca z oblodzenia. Jednak na chodnikach jest gorzej. Bądźcie bardzo ostrożni.
Policjanci z Wydziału Prewencji i Profilaktyki Społecznej w miejscowości Kokanin w powiecie kaliskim w Wielkopolsce, podjęli próbę zatrzymania do kontroli drogowej dostawczego Renault Master. Kierowca jednak zignorował polecenia funkcjonariuszy i zaczął uciekać.
Kierowca dostawczego Renault kontynuując ucieczkę łamał przepisy ruchu drogowego m.in. wyprzedzał w miejscach niedozwolonych, nie stosował się do sygnalizacji świetlnej oraz doprowadził do trzech kolizji drogowych, w tym jednej z policyjnym radiowozem. Aby zatrzymać nieprzewidywalnego mężczyznę do pościgu przystąpili kolejni policjanci. Po kilkudziesięciu (!) kilometrach mężczyzna zatrzymał auto w pobliżu skrzyżowania ulic Łódzkiej i Sportowej w Kaliszu, ale wcale nie zamierzał się poddać – zaczął uciekać pieszo. Ostatecznie zbieg został zatrzymany przez policjantów z Wydziału Kryminalnego KMP w Kaliszu. Okazało się, że to 29-letni mieszkaniec województwa wielkopolskiego. Mężczyzna był poszukiwany listem gończym wydanym przez poznański sąd.
Punkty karne i niezatrzymanie się do kontroli – jaka kara dla pirata?
Zatrzymany mężczyzna nie tylko odpowie za wcześniejsze przewinienia (przypomnę: był ścigany listem gończym), ale do tego dojdzie grożąca mu kara za niezatrzymanie się do kontroli drogowej. Za ten czyn 29-letniemu kierowcy grozi kara 5 lat pozbawienia wolności, dodatkowo odpowie on również za popełnione wykroczenia w ruchu drogowym, za które „uzbierał” łącznie aż 85 punktów karnych. Jednocześnie warto pamiętać – o czym wcześniej pisałam – że jakakolwiek liczba ponad 24 punkty karne, czyli obowiązujący w Polsce limit dla kierowców posiadających prawo jazdy dłużej niż rok, nie ma formalnie znaczenia. Choć oczywiście sąd zawsze może wziąć pod uwagę skalę naruszeń. Nie mniej nie da się stracić prawa jazdy dwa razy. Niezależnie od tego, czy mamy 25 punktów, czy 150 punktów, prawo jazdy traci się raz, a to automatycznie powoduje redukcję punktów do zera. W tym przypadku na jak długo zostaną zabrane uprawnienia zadecyduje sąd.
29-latek usłyszał już zarzuty w tej sprawie. Odpowie za niezatrzymanie się do kontroli drogowej. Za to przestępstwo grozi kara 5 lat pozbawienia wolności. Mężczyzna nie uniknie również odpowiedzialności w związku z popełnionymi wykroczeniami w ruchu drogowym. Policjanci wyliczyli, że za wykroczenia, które popełnił, 29-latek mógłby dostać 85 punktów karnych oraz mandaty w łącznej wysokości 8,5 tys. złotych. Mógłby, ponieważ policjanci odstąpili od karania w trybie mandatowym. Kierowcą zajmie się sąd, który może wymierzyć karę w wysokości nawet do 30 tys. złotych. Oczywiście prawo jazdy pirata drogowego również zostało zatrzymane.
Światła awaryjne to obowiązkowe wyposażenie każdego auta. Co więcej, to jedyne światła, które muszą być uruchamiane odrębnym, fizycznym przyciskiem. Bez względu na to, jak dalece zdigitalizowany jest kokpit kierowcy i w ile ekranów dotykowych go wyposażono, światła awaryjne zawsze mają odrębny przycisk. Tak jest nawet w Tesli, nazywanej przez złośliwych „tabletem na kołach”.
Jednak tutaj zajmiemy się czymś innym. Mimo powszechnej obecności świateł awaryjnych w każdym aucie poruszającym się po drogach publicznych, wciąż wielu kierowców ma problem z prawidłowym ich wykorzystaniem. Kiedy zatem światła awaryjne mogą być używane? W jakich warunkach ich użycie jest uzasadnione, a w jakich może skutkować ukaraniem mandatem? Wyjaśniamy.
Światła awaryjne, jak nazwa wskazuje, służą do sygnalizowania awarii. Obowiązek sygnalizowania postoju pojazdu z powodu uszkodzenia lub wypadku wynika wprost z art. 50. ustawy Prawo o ruchu drogowym. Artykuł ten ma następujące brzmienie:
Obowiązek sygnalizowania postoju pojazdu lub przyczepy
1. Kierujący pojazdem jest obowiązany sygnalizować postój pojazdu silnikowego lub przyczepy z powodu uszkodzenia lub wypadku:
1) na autostradzie lub drodze ekspresowej – w każdym przypadku;
2) na pozostałych drogach o nawierzchni twardej:: a) poza obszarem zabudowanym – w razie postoju na jezdni w miejscu, w którym jest to zabronione, a na poboczu, jeżeli pojazd nie jest widoczny z dostatecznej odległości, b) na obszarze zabudowanym – w razie postoju na jezdni w miejscu, w którym zatrzymanie jest zabronione.
2. Postój pojazdu, o którym mowa w ust. 1, należy sygnalizować w sposób następujący:
1) na autostradzie lub drodze ekspresowej – przez: a) włączenie świateł awaryjnych pojazdu, a jeżeli pojazd nie jest w nie wyposażony, należy włączyć światła pozycyjne, b) umieszczenie ostrzegawczego trójkąta odblaskowego w odległości 100 m za pojazdem; trójkąt ten umieszcza się na jezdni lub poboczu, odpowiednio do miejsca unieruchomienia pojazdu;
2) na pozostałych drogach: a) poza obszarem zabudowanym – przez umieszczenie w odległości 30-50 m za pojazdem ostrzegawczego trójkąta odblaskowego i włączenie świateł awaryjnych; w razie gdy pojazd nie jest wyposażony w światła awaryjne, należy włączyć światła pozycyjne, b) na obszarze zabudowanym – przez włączenie świateł awaryjnych, a jeżeli pojazd nie jest w nie wyposażony, należy włączyć światła pozycyjne i umieścić ostrzegawczy trójkąt odblaskowy za pojazdem lub na nim, na wysokości nie większej niż 1 m.
3. Sygnalizowanie, o którym mowa w ust. 1 i 2, obowiązuje przez cały czas postoju pojazdu.
Art. 50 Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym
Świata awaryjne – nie zawsze musisz ich używać, nawet jak masz awarię
Nie każda awaria oznacza obowiązek włączenia świateł awaryjnych. Jeżeli do uruchomienia samochodu doszło np. na parkingu, oczywiście nie musisz włączać świateł awaryjnych. Podobnie nie ma takiego obowiązku, jeżeli samochód uszkodził się np. blisko MOP-u na autostradzie czy drodze ekspresowej i zdołałeś jeszcze do Miejsca Obsługi Podróżnych się dotoczyć. Nie musisz również włączać świateł awaryjnych, jeżeli auto odmówiło Ci posłuszeństwa w terenie zabudowanym, w miejscu, w którym postój i zatrzymywanie się nie jest zabronione. Nie trzeba również włączać świateł awaryjnych w sytuacji, gdy auto uległo awarii poza terenem zabudowanym, ale zatrzymałeś się na poboczu, a Twój pojazd jest dobrze widoczny. Jednak bezpieczeństwo jest najważniejsze, jeżeli masz jakiekolwiek wątpliwości, czy pojazd będzie dobrze widoczny dla pozostałych uczestników ruchu, włączaj światła awaryjne.
Światła awaryjne, gdy nie ma awarii – kiedy ich używać?
Światła awaryjne pełnią również funkcję ostrzegawczą. Wykorzystujemy je ostrzegając innych uczestników o niebezpiecznej sytuacji na drodze. Przykładem może być sytuacja, która zmusiła Cię do hamowania awaryjnego. W większości nowoczesnych aut, w takim przypadku światła awaryjne i tak uaktywnią się automatycznie. Ma to na celu ostrzeżenie jadących za Tobą kierowców, że kierowca hamował awaryjnie.
Tak samo należy włączyć światła awaryjne, gdy jedziesz trasą szybkiego ruchu i zbliżasz się do zatoru na drodze. Uruchomienie w takim przypadku świateł awaryjnych, jest dla jadących za Tobą jednoznacznym sygnałem: uwaga zator! Zwolnij!
Światła awaryjne – kiedy ich nie używać?
Wielu kierowców używa świateł awaryjnych w sytuacji, gdy zatrzymują się w miejscu niedozwolonym, chcąc np. załatwić w danym miejscu jakąś sprawę. Zwykle postój taki nie trwa długo, niestety, użycie świateł awaryjnych nie czyni go legalnym. W istocie kierowca popełnia w takiej sytuacji nawet kilka wykroczeń. Pierwszym jest nieprawidłowe użycie świateł awaryjnych (mandat od 100 do nawet 300 zł), drugim złamanie zakazu zatrzymywania się w danym miejscu (również mandat od 100 do nawet 300 zł), wreszcie policjanci mogą również ukarać kierującego za tamowanie ruchu w danym miejscu, za co mandat jest jeszcze większy i wynosi 500 zł.
Kolejna sytuacja, kiedy użycie świateł awaryjnych nie ma uzasadnienia w przepisach jest włączenie świateł awaryjnych w pojeździe holowanym i/lub holującym. Co do zasady światłami awaryjnymi powinien być oznaczony pojazd, który uległ awarii i stoi w miejscu, a nie gdy jest w ruchu. Zamiast włączania świateł awaryjnych, pojazd holowany powinien być w widocznym dla innych miejscu (z tyłu po lewej stronie, nie na środku!) oznaczony ostrzegawczym trójkątem odblaskowym. Ponadto w okresie niedostatecznej widoczności, pojazd holowany powinien mieć włączone światła pozycyjne.
Ważne: jeżeli znajdujemy się na autostradzie nie możemy być holowani „po cywilnemu” przez inne auto osobowe. W takim przypadku musimy wezwać pomoc drogową. Na trasach szybkiego ruchu holowania mogą dokonywać tylko specjalnie do tego celu wyznaczone pojazdy z zółtymi światłami błyskowymi.
Światła awaryjne w roli podziękowania lub przeprosin
Tutaj zdania są podzielone: jedni twierdzą, że to nielegalne, drudzy, że można „mrugnąć” awaryjnymi np. dziękując innemu kierowcy za jego manewr ułatwiający nam jazdę, czy też przepraszając za nasz jakiś manewr. Stawiając sprawę jasno: przepisy nie regulują takiego wykorzystania świateł awaryjnych. Policjant nie ukarze nas za to mandatem, zatem nie jest to nielegalne. Warto jednak pamiętać, że taki sposób podziękowania innemu kierowcy np. za manewr ułatwiający nam włączenie się do ruchu jest rozpoznawalny tylko w niektórych rejonach. Symbol ten łatwo rozpoznają kierowcy ze środkowej i wschodniej Europy. W Europie zachodniej stosuje się naprzemienną sygnalizację prawym i lewym kierunkowskazem (różne układy: prawy-lewy-prawy, bądź lewy-prawy-lewy, nie ma reguły). Eksperci generalnie zalecają właśnie taki sposób podziękowań.
Policjanci bardzo często ostrzegają kierowców, by ci w trakcie jazdy utrzymywali bezpieczną odległość od poprzedzających pojazdów. Jaka to jest bezpieczna odległość? Warto też pamiętać, że Policja ma już narzędzia do weryfikacji, czy kierowcy nie jadą na zderzaku.
Bezpieczna odległość w Polsce już regulowana przepisami.
Z policyjnych statystyk wynika, że niezachowanie odpowiedniego odstępu od poprzedzającego pojazdu jest z jedną z częstszych przyczyn wypadków drogowych. Od czerwca 2021 roku przepisy dokładnie określają minimalny ostęp od pojazdu jadącego przed nami na drogach ekspresowych oraz autostradach.
Bezpieczna odległość w Polsce jak u naszych zachodnich sąsiadów
Podobnie jak w Niemczech czy we Francji, ustawodawcy w Polsce przyjęli zasadę, że bezpieczny odstęp (a dokładniej taki, za który w razie kontroli nie otrzymamy mandatu) powinien być wartością wynikającą z połowy aktualnej prędkości jazdy, wyrażoną w metrach. Warto jednak mieć na uwadze również złe warunki na drogach, szczególnie zimą.
Bezpieczna odległość wymagana również w tunelach
Oznacza to w praktyce, że np. kierowcy jadący z autostradową prędkością 140 km/h powinni na autostradzie zachować przynajmniej 70 metrów odstępu. Prowadzący na drogach ekspresowych z szybkością 120 km/h, odpowiednio 60 metrów odstępu. Przy 100 km/h odstęp powinien być nie mniejszy niż 50 metrów. Warto pamiętać, że inne są zasady prawidłowego odstępu w tunelach. W tym przypadku jeżeli tunel znajduje się poza obszarem zabudowanym i ma długość większą niż 500 metrów, kierowcy aut o dmc do 3,5 tony powinny zachować 50 metrów odstępu (nawet gdy np. prędkość wynikająca z ograniczenia jest niższa). Wyjątkiem jest sytuacja, gdy w tunelu mamy zator, ale nawet wówczas odległość od poprzedzającego pojazdu nie może być mniejsza niż 5 metrów. Warto pamiętać że przepis mówiący o 5 metrach odległości między pojazdami w korku w tunelu dotyczy każdego tunelu bez względu na długość, czy na miejsce (teren zabudowany czy niezabudowany, nie ma znaczenia). W przypadku pojazdów o dmc wyższym niż 3,5 tony w tunelu dłuższym niż 500 metrów, znajdującym się poza terenem zabudowanym należy zachować odstęp 80 metrów.
Bezpieczna odległość – policja ma jak ją mierzyć, to nie jest martwy przepis
Czy obowiązujące przepisy zmieniły coś w kwestii jazdy na zderzaku? Daje się zauważyć pewną poprawę, dokładnych danych dostarczą tegoroczne statystyki, których spodziewamy się na początku przyszłego roku, niemniej warto pamiętać, że już dziś policjanci mają narzędzia umożliwiające kontrolę odległości. Przykładem mogą być ostatnie działania stargardzkich funkcjonariuszy uzbrojonych w miernik prędkości TRUCKAN z odblokowanym trybem DBC, umożliwiającym nie tylko kontrolę prędkości, a właśnie również i zachowywanego odstępu pomiędzy pojazdami.
Bezpieczna odległość – jaka kara za jej brak?
Jaka kara za jazdę na zderzaku? Według najnowszego taryfikatora, kierowca, który nie zachowuje właściwego odstępu od poprzedzającego go pojazdu naraża się na mandat w kwocie 300 – 500 zł oraz dopisanie do konta w CEPiK 6 punktów karnych.
Policjanci apelują: Apelujemy do wszystkich kierujących o zachowanie rozsądku na drodze i przestrzeganie przepisów. Kierowco odpowiednia odległość zwiększy Twój czas reakcji i pozwoli bezpiecznie zahamować, w tym zmniejszając prawdopodobieństwo zdarzenie drogowego. Zachowajmy bezpieczny odstęp od pojazdu poprzedzającego. Nigdy nie jeździjmy ,,na zderzaku’’ innego pojazdu, nasz pośpiech i niezachowanie należytej ostrożności może kosztować czyjeś zdrowie, a nawet życie.
Napędy hybrydowe piątej generacji w Europie powstają tylko w jednym miejscu: w Polsce. Toyota poinformowała o uruchomieniu produkcji silników elektrycznych i przekładni hybrydowych dla najnowszej generacji napędu hybrydowego japońskiej marki. Układ ten współpracuje z dobrze znanym z hybryd wolnossącym silnikiem benzynowym o pojemności 1,8 litra.
Napędy hybrydowe piątej generacji – nowa linia produkcyjna uruchomiona
Napędy hybrydowe piątej generacji będą produkowane w wałbrzyskich zakładach Toyota Motor Manufacturing Poland (TMMP). Funkcjonująca w Wałbrzyskiej Strefie Ekonomicznej fabryka od 2018 roku produkowała dotychczas hybrydowe układy napędowe Toyoty czwartej generacji.
Sam silnik o pojemności 1.8 litra jest produkowany w Wielkiej Brytanii, tamże powstają też egzemplarze hybrydowej Toyoty Corolli na rynek europejski. Japońska marka ma również zakład w Turcji (gdzie również jest wytwarzany model Toyota Corolla), ale to Polska jest jedynym państwem w Europie, gdzie wytwarzane są hybrydowe, bezstopniowe przekładnie planetarne zintegrowane z jednostką elektryczną hybrydowego napędu japońskiego producenta.
Napędy hybrydowe piątej generacji – jakie mają zalety?
Nowe, elektryczne przekładnie hybrydowe charakteryzują się mniejszymi gabarytami oraz zwiększoną o 13% mocą silników elektrycznych, a tym samym większym udziałem napędu elektrycznego w ogólnej pracy układu hybrydowego. Sam silnik, produkowany w Wielkiej Brytanii również poddano zmianom, w rezultacie przełożyło się to na lepszą dynamikę.
Napędy hybrydowe piątej generacji z silnikiem 1.8 mają moc 140 KM. Większa moc pozwoliła skrócić czas rozpędzania się pojazdu od 0 do 100 km/h o 1,7 sekundy do 9,2 sekundy (dane przedhomologacyjne dla modelu Toyota Corolla). Przy obecnych zdolnościach produkcyjnych wałbrzyskie zakłady TMMP są w stanie wyprodukować ponad pół miliona elektrycznych przekładni dla układów hybrydowych rocznie.
Sam fakt budowy elektrycznego, wyścigowego pojazdu, który działa już jest godny wzmianki, ale w tym przypadku zespołowi studentów Politechniki Śląskiej, PolSL Racing udała się nie lada sztuka. Skonstruowali oni auto, które imponuje technologicznymi rozwiązaniami i jednocześnie jest samochodem – jak na tę klasę – niskobudżetowym.
SW-03e „Kurento” – co to za pojazd?
SW-03e to bolid napędzany dwoma silnikami elektrycznymi o łącznej mocy 110kW, z innowacyjnym dyferencjałem z funkcją Torque Vectoring (wektorowanie momentu obrotowego). A także autorski system zarządzania energią oraz opracowany przez polski zespół układ baterii wysokiego napięcia. Nowa lżejsza rama i ulepszony pakiet aerodynamiczny dopełniają całości. Moc 110 kW nie jest może szczególnie imponująca, ale trzeba pamiętać, że mamy to do czynienia z bardzo lekkim pojazdem.
SW-03e „Kurento” – doceniony przez potentatów z branży
Prof. dr hab. inż. Mirosław Szczepanik z Politechniki Śląskiej, opiekun naukowy Studenckiego Koła Naukowego PolSL Racing, podkreśla, że zbudowany pojazd jest w wielu aspektach wyjątkowy i korzysta z bardzo nowoczesnych rozwiązań inżynieryjnych. Profesor Szczepanik wymienia między innymi: dyspersyjne materiały kompozytowe, ultralekkie poszycie z włókna. Auto wyposażone jest w kontrolę trakcji, wiele różnych systemów bezpieczeństwa i kontroli jazdy.
Polscy studenci zaprojektowali też autorski system magazynowania energii, który już docenili wyróżnieniami eksperci koncernu BASF, na polski bolid zwrócili uwagę też specjaliści z Tesli. Pojazd przeszedł już swój „chrzest bojowy” na zawodach Formuła Student Alpe Adria w Chorwacji w tym roku.
SW-03e „Kurento” – niskobudżetowy nie znaczy tani
Samochody wyścigowe nigdy nie są tanie. Profesor Szczepanik określa projekt prowadzonej przez niego grupy jako auto „niskobudżetowe”, co oznacza de facto pojazd kosztujący ok. 200 tys. zł. Bezwzględnie nie jest to mała kwota, ale profesor zwraca uwagę, że zagraniczna konkurencja, często wspierana przez wielkie koncerny motoryzacyjne, dysponuje budżetami przekraczającymi milion euro. Polakom udało się zbudować konkurencyjny pojazd dysponując ponad ośmiokrotnie mniejszym budżetem. Liderką zespołu SKN PolSL Racing jest Ewa Kocyan. Poniżej wideo z oficjalnej prezentacji SW-03e „Kurento”.
Czad to cichy zabójca. Tlenek węgla jest gazem o tyle zdradliwym, że nie jesteśmy w stanie w żaden sposób go wyczuć naszymi zmysłami. Nagłówki „zaczadzili się w samochodzie” powtarzają się w zasadzie każdej zimy. Tym razem śmierć sięgnęła dwóch 19-latków w powiecie bialskim, w ubiegłym roku zaczadzeniu uległa para młodych ludzi w zamkniętym aucie na parkingu. Dlaczego zimą? Jak uniknąć tragedii?
Zaczadzili się w samochodzie – jak samochód truje?
Pozornie sprawa wydaje się prosta. Samochód spalinowy wydziela spaliny, ale te bardzo wyraźnie czuć. Tymczasem gaz, o którym tu chcemy wam napisać, czyli tlenek węgla (CO) jest gazem bezbarwnym, bezwonnym. Nie jesteśmy w stanie go w żaden sposób wyczuć. W jaki sposób uruchomione auto powoduje wydzielanie tlenku węgla?
Auto spalinowe zużywa węglowodorowe paliwo (benzynę lub olej napędowy) w procesie spalania zachodzącym w komorach spalania w każdym cylindrze silnika. W normalnych warunkach, kiedy auto jest uruchomione na drodze, na świeżym powietrzu, w procesie spalania powstają liczne związki, tlenki siarki, tlenki azotu oraz dwutlenek węgla. Dwutlenek węgla nie jest tak szkodliwym gazem jak tlenek węgla. Od czego jednak zależy czy wynikiem spalania będzie tlenek, czy dwutlenek węgla? Od ilości powietrza, a dokładniej tlenu, który przez układ dolotowy pojazdu trafia do komór spalania silnika. Gdy ilość tlenu w otaczającej nas przestrzeni spada, w procesie spalania zamiast dwutlenku węgla zaczyna wydzielać się czad, czyli tlenek węgla. Jak go uniknąć?
Zaczadzili się w samochodzie. Dlaczego? Nigdy nie odpalaj auta w zamkniętej przestrzeni
Na świeżym powietrzu emisja tlenku węgla z układu wydechowego auta jest bardzo mało prawdopodobna. Powietrze atmosferyczne dostarcza na tyle dużą ilość tlenu, że wynikiem spalania oprócz rozpoznawalnych węchem składników spalin jest dwutlenek węgla. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy auto zostanie uruchomione w zamkniętej przestrzeni, np. w indywidualnym garażu, czy nawet źle wentylowanym garażu podziemnym. O ile w dużych garażach podziemnych instalowane są specjalne czujniki, które w razie zbyt dużego stężenia szkodliwych substancji w powietrzu aktywują sygnalizację alarmową (wyświetlany jest najczęściej komunikat ostrzegawczy o dużej ilości spalin), o tyle w prywatnych garażach rzadko instalowany jest stosowny sprzęt (choć to się powoli zmienia, coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z ryzyka i instaluje we własnych domach czujniki czadu).
Działający silnik potrzebuje stałego dopływu powietrza, a na ograniczonej przestrzeni ilość tlenu dość szybko spada, w efekcie proces spalania zaczyna produkować tlenek węgla. Zabójcza siła tego gazu polega na tym, że znacznie chętniej od tlenu i – co gorsza – trwale wiąże się on z czerwonymi ciałkami krwi i hemoglobiną odpowiedzialną w naszych organizmach za transport tlenu do każdej tkanki.
Tlenek węgla jest też nieco lżejszy od powietrza (w przeciwieństwie do dwutlenku węgla, który jest od powietrza cięższy), co powoduje, że bardzo łatwo miesza się z nim. Gdy nasze płuca wchłoną tlenek węgla, ten wiąże się z hemoglobiną 210 razy szybciej niż tlen, a tym samym dopływ tlenu do naszego organizmu zostaje zablokowany na poziomie komórkowym. Już krótka ekspozycja na duże ilości tlenku węgla (a działające w niedostatecznie napowietrzonej przestrzeni auto cały czas go produkuje) powoduje olbrzymie zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka. Nawet jeżeli uda się uratować człowieka od komórkowego uduszenia i śmierci, następstwem zatrucia czadem mogą być ciężkie uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego.
Zaczadzili się w samochodzie – powód tragedii jest najczęściej prozaiczny
Dlaczego do takich przypadków zatrucia tlenkiem węgla dochodzi zimą? Powód jest dość oczywisty, najczęściej chodzi o chęć dogrzania się wewnątrz auta. Układ grzewczy większości aut spalinowych wymaga uruchomionego silnika. A uruchomiony silnik to produkcja spalin, która w zamkniętych i niedostatecznie wentylowanych pomieszczeniach grozi również produkcją tlenku węgla w ilościach zagrażających życiu. Dlatego pamiętajcie – nie odpalajcie auta na postoju, szczególnie w zamkniętych pomieszczeniach, po to by się ogrzać. Może to być ostatnie uruchomienie silnika w waszym życiu.
Jeżeli zaobserwujecie gdzieś ludzi, którzy siedzą w zamkniętym samochodzie i nie ma z nimi kontaktu, jak najszybciej wyciągnijcie ich z auta na świeże powietrze (starając się jednocześnie wstrzymywać powietrze, czad nie wybiera ofiar), na otwartej przestrzeni, wyłączcie silnik i wezwijcie pomoc. Jeżeli macie wiedzę i umiejętności można przystąpić do pierwszej pomocy, ale już samo odsunięcie ludzi od źródła zagrożenia może uratować im życie. Do dwóch młodych chłopaków z powiatu bialskiego pomoc przyszła zbyt późno, mimo godzinnej resuscytacji, obaj zmarli.
Do Świąt Bożego Narodzenia został tydzień, dziś ostatnia niedziela handlowa, ale jeszcze przez cały tydzień wielu z nas będzie gorączkowo szukać prezentów i innych świątecznych produktów. Do tego pośpiech, roztargnienie, trudne zimowe warunki. Złodzieje tylko na to czekają.
Świąteczne zakupy nie powinny wyłączać rozsądku, uwaga na metodę „na butelkę”
Jedną z metod stosowanych przez złodziei wypatrujących ofiar na wielkich parkingach centrów handlowych jest tzw. metoda „na butelkę”. Policja szczególnie uczula kierowców na nią. Jak to wygląda? Idziesz robić świąteczne zakupy, a w tym czasie złodzieje wkładają w nadkole twojego auta plastikową butelkę. Wracasz, pakujesz zakupione towary, ruszasz i dziwny dźwięk niepokoi Cię na tyle, że wysiadasz z auta chcąc sprawdzić co się stało. Złodzieje tylko czekają na ten moment, samochód jest otwarty, zabiorą np. torebkę, plecak, a w skrajnym przypadku, wsiądą do auta i odjadą. Bez względu na niepokojące dźwięki (nie musi to być butelka, może to być np. przebite koło), wysiadając z auta zawsze wyłącz silnik, rozejrzyj się dookoła i jeżeli jest duży ruch, wiele ludzi dookoła, zarygluj zamki. Obecność butelki w nadkolu tylko potwierdzi, że to nie paranoja, lecz rozsądek.
Powyższa metoda może być modyfikowana, nie zawsze musi to być plastikowa butelka, złodzieje imają się wielu narzędzi, korzystają z kolców, metalowych rur czy innych przedmiotów, które po ruszeniu autem wywołają pożądany przez złodziei niepokój u kierowcy.
W przypadku gdy złodzieje użyją zamiast plastikowej butelki, kolca, unieruchamiają auto ofiary na dłużej. Co zrobić w takiej sytuacji, gdy kończąc świąteczne zakupy wsiadamy do auta, ruszamy i po pewnym czasie orientujemy się, że mamy przebitą oponę?
Podstawowa zasada: nie wysiadaj! Na to czekają tylko złodzieje, którzy w takich sytuacjach jadą za autem ofiary i tylko czekają by zaatakować, albo „udzielić pomocy” ze zmianą koła, jednocześnie opróżniając nasz pojazd z wartościowych rzeczy. Jakie wyjście jest najbezpieczniejsze? Zatrzymaj się na poboczu, upewnij się, że auto jest zamknięte i zadzwoń po pomoc drogową.
Świąteczne zakupy i miły kierowca? Włącz ograniczone zaufanie
Świąteczny nastrój podnosi na duchu i sprawia, że jesteśmy dla siebie mili. Jednak na drodze lepiej mieć w tym względzie ograniczone zaufanie. Podjeżdżasz do skrzyżowania równorzędnego a miły kierowca nadjeżdżający z prawej strony uśmiecha się i wykonuje gest zachęcający byś pojechała pierwsza? Nie daj się nabrać. Tak właśnie działa złodziejska metoda wyłudzaczy ubezpieczeń. Zachęcona miłym gestem kierowcy, który Cię „przepuszcza” ruszasz, a w tym czasie kierowca wjeżdża w Ciebie. Miły nastrój pryska, a przepisy mówią „twoja wina”. Jeżeli w takiej sytuacji nie masz kilku świadków, nie korzystałaś z wideorejestratora w aucie, a w pobliżu nie ma miejskiego monitoringu obserwującego to konkretne skrzyżowanie, to raczej jesteś przegrana.
Zima nie jest łatwym okresem dla kierowców i wymaga zmiany naszych przyzwyczajeń, którym hołdujemy w sezonie letnim. Policjanci przygotowali dla kierowców zimowy dekalog. To tylko 10 prostych zasad, ale ich zapamiętanie pozwoli nam przetrwać najchłodniejszy sezon bez przykrych niespodzianek i wysokich mandatów.
Szybko zapadający zmrok, gorsza widoczność, śliska nawierzchnia, błoto pośniegowe, zlodowacenia, zaspy śnieżne, oszronione szyby czy też parujące wnętrze samochodu to tylko niektóre z licznych niedogodności, na które zimą narażeni są kierowcy. Jeśli jednak odpowiednio wcześniej zadbamy o komfort swojej jazdy, większość z tych trudności można skutecznie zniwelować.
Zimowy dekalog kierowcy – nie ma tu nic, czemu byście nie podołali
Odpowiednio przygotowany samochód do drogi to podstawa. Do tego dochodzą nasze umiejętności i styl jazdy, który powinien być dopasowany do zupełnie innych warunków niż w pozostałych porach roku. Policja opublikowała „Zimowy dekalog kierowcy”, wystarczy stosować się do prostych, poniższych dziesięciu zasad, a znacznie zwiększamy nasze i innych bezpieczeństwo.
Dostosuj prędkość do panujących warunków drogowych i atmosferycznych; z jednej strony to oczywiste, ale niestety wielu o tym zapomina. Samochód najszybciej zahamuje na suchej gładkiej nawierzchni takiej jak asfalt czy beton. Na drodze pokrytej śniegiem droga hamowania wydłuża się dwukrotnie, a w przypadku drogi oblodzonej, zakładając oczywiście że mamy opony zimowe, droga hamowania może wydłużyć się nawet czterokrotnie. Fizyka uczy, że droga hamowania rośnie do kwadratu prędkości, co oznacza, że dwukrotnie większa prędkość jazdy wydłuży ją czterokrotnie. Chcąc zatem zniwelować efekt śniegu i lodu, prędkość najlepiej zmniejszyć nawet o połowę
Zachowaj bezpieczną odległość od pojazdów przed Tobą; to zasada wynikająca z poprzedniej, na śliskiej nawierzchni droga hamowania jest dłuższa, zatem nie uda Ci się wyhamować przed pojazdem poprzedzającym gdy będziesz za nim jechać w takiej odległości jak latem na suchej nawierzchni. Zwiększ odstęp.
Nie wykonuj gwałtownych skrętów kierownicą; auta jadące po ośnieżonej drodze z czasem wyjeżdżą w śniegu koleiny, ale pomiędzy nimi, jak i pomiędzy pasami ruchu ilość śniegu i lodu jest większa, w efekcie manewry takie jak np. zmiana pasa ruchu czy wykonanie skrętu powinniśmy wykonywać bez gwałtownych ruchów kierownicą.
Pamiętaj, że droga hamowania jest dłuższa na śniegu i lodzie; wyjaśniłyśmy to wcześniej, ale o tym nigdy nie za wiele.
Odśnież auto (szyby, reflektory, dach, tablice rej.); nie chodzi tylko o grożące nam mandaty (nawet do 3000 zł) za zaniedbania w tej kwestii, ale przede wszystkim o bezpieczeństwo. Jadąc na „czołgistę” nieodśnieżonym autem stajecie się zagrożeniem dla siebie i dla innych na drodze.
Pamiętaj o sprawnym oświetleniu pojazdu; zimowa aura to często znacznie mniej światła i znacznie gorsza przejrzystość powietrza niż latem. Sprawne oświetlenie oznacza, że jesteśmy widoczni dla innych.
Załóż opony zimowe, a w razie potrzeby łańcuchy; opony zimowe nie są w Polsce obowiązkowe, ale ich założenie to przejaw rozsądku, a jazda na letnich zimą to po prostu głupota. Łańcuchy należy obowiązkowo założyć tylko na odcinkach dróg pokrytych śniegiem i oznaczonych znakami C-18 „Nakaz używania łańcuchów przeciwpoślizgowych” i C-19 „Koniec nakazu używania łańcuchów przeciwpoślizgowych”.
Nie panikuj w przypadku poślizgu; większość aut jest obecnie tak projektowana, by w razie poślizgu był to poślizg podsterowny („płużący” przód auta). W razie wpadnięcia w taki poślizg zachowaj spokój, nie wykonuj gwałtownych ruchów kierownicą, nie pogłębiaj jej skrętu, zdejmij nogę z gazu, ale nie wciskaj sprzęgła (auto cały czas na biegu). Jeżeli prędkość nie była zbyt duża jest szansa, że odzyskasz panowanie nad autem.
Pamiętaj o zimowym płynie do spryskiwaczy; jazda z zamarzniętym płynem letnim na ośnieżonej drodze o intensywnym ruchu oznacza, że już po kilkuset metrach przednia szyba będzie tak brudna, że przestaniesz cokolwiek widzieć.
Włącz zasadę ograniczonego zaufania do innych uczestników ruchu; tak naprawdę tę zasadę warto stosować zawsze, nie tylko zimą, ale w sezonie zimowym warto pamiętać, że nawet jak Ty skrupulatnie będziesz stosować się do powyższych zasad, to zawsze znajdą się tacy, którzy je ignorują.
Mamy nadzieję, że powyższy zimowy dekalog kierowcy pozwoli wam dotrzeć bezpiecznie, nie tylko na Święta, ale gdziekolwiek, gdzie byście się wybierali zimą. A gdy po dłuższej trasie wasze auto będzie brudne, to przyda się wam poniższy poradnik:
Bioetanol pozwala zmniejszyć emisje aut spalinowych w ich cyklu życia – do takich wniosków prowadzi najnowszy test Green NCAP. Green NCAP to organizacja powstała z doskonale znanej kierowcom instytucji badawczej Euro NCAP, która od ponad 20 lat regularnie sprawdza różne modele aut pod kątem bezpieczeństwa. Green NCAP ma inne zadanie, celem testów prowadzonych przez tę organizację jest sprawdzenie rzeczywistego wpływu konkretnych modeli pojazdu na środowisko. Mówiąc wprost, Green NCAP bada, czy auta są ekologiczne i w jakim stopniu.
Green NCAP opublikowało niedawno wyniki testów ekologiczności pięciu spalinowych modeli aut: Kia Sportage 1.6 T-GDI (miękka hybryda 48V), Mercedes-Benz klasy T T180, Land Rover Range Rover D350, Ford Focus 1.0 EcoBoost Mild Hybrid (także miękka hybryda) i Ford Puma 1.0 EcoBoost FlexiFuel.
To co wyróżniało testy tych modeli od tych wcześniej przeprowadzonych był fakt, że tym razem eksperci Green NCAP sprawdzili w przypadku jednego modelu (Ford Puma 1.0 EcoBoost FlexiFuel) jego wpływ na środowisko zależnie od typu paliwa, z jakiego korzystał silniki FlexiFuel. Fordowski układ napędowy może być zasilany zarówno klasyczną benzyną (E5 i E10, czyli z 5% dodatkiem bioetanolu i 10% dodatkiem bioetanolu), jak i bioetanolem E85. W przypadku Forda Pumy eksperci z Green NCAP przeprowadzili dwie serie testów. W pierwszej auto było zasilane benzyną E10 (etylina 95-oktanowa zawierająca 10-proc. składników z biopaliwa), w drugiej – 85-procentowym bioetanolem. Takie paliwo jest coraz częściej oferowane na stacjach paliw w Europie, również w Polsce, choć znacznie popularniejsze niż u nas jest np. we Francji (2,2 proc. zarejestrowanych aut z silnikami flexi fuel), ale również w Hiszpanii – poniżej zdjęcie hiszpańskiej stacji oferującej biopaliwa.
Bioetanol jest mniej emisyjny
Nie chodzi jednak o sam proces spalania paliwa w silniku, bo ten przebiega podobnie i z podobnym skutkiem zarówno w przypadku benzyny, jak i bioetanolu. Lepszy wynik (mniejsza emisyjność) uzyskany na bioetanolu wynika stąd, że Green NCAP bierze pod uwagę wskaźniki emisyjności w tzw. LCA (Life Cycle Assessment), czyli w całym cyklu życia pojazdu, a nie tylko podczas jednej jazdy testowej.
Pojazd napędzany bioetanolem również emituje CO2, tak jak pojazd napędzany benzyną, jednak bioetanol to paliwo powstałe z biomasy, co oznacza że emitowany w trakcie spalania CO2 niejako wraca do obiegu zamkniętego, w którym CO2 jest pochłaniany z atmosfery przez rośliny podczas ich wzrostu, a te rośliny następnie służą do produkcji paliwa.
Nie ma tutaj efektu nadmiarowości, czyli tego, co dzieje się w przypadku paliw kopalnych, kiedy wydobywamy zamknięcie w skorupie ziemskiej przez miliony lat węglowodory i spalając je zaburzamy kruchą równowagę emisyjną i naturalny obieg CO2 w przyrodzie.
Ford Puma na bioetanol mniej emisyjny niż hybryda plug-in
Nie oznacza to jednak, że bioetanol jest zeroemisyjny. To paliwo, choć pochodzi z roślin, samo z siebie nie emituje nowego CO2 do otoczenia, ale eksperci Green NCAP biorą pod uwagę również emisje, jakie powstają w trakcie produkcji biopaliwa i jego dystrybucji i transportu. Chodzi o to, że zakład produkujący bioetanol nie jest bezemisyjny, a ciężarówka z cysterną transportującą biopaliwo, także emituje CO2. Niemniej po analizie wszystkich składników wpływających na emisje, Ford Puma Flexifuel jeżdżący na bioetanolu uzyskał wynik w kategorii Greenhouse Gas Index na poziomie 6,9/10 punktów, co jest wartością imponującą, gdy weźmiemy pod uwagę, że mamy tu do czynienia z autem spalinowym. To rezultat znacznie lepszy od wyniku w tym samym indeksie, jaki uzyskał chiński model Lynk & Co 01 (Greenhouse Gas Index: 5,6/10). Jednak wiecie co jest najlepsze? Wspomniany Lynk & Co 01 to hybryda plug-in!
Wynik Forda Pumy okazał się również lepszy od np. Hyundaia Tucsona Hybrid, czy Hondy H-RV 1.5 I-MMD Hybrid.
Gdy bioetanol zastępujemy benzyną wynik jest znacznie gorszy
Jednak dobry rezultat to zasługa samego paliwa. Gdy ten sam Ford Puma został zbadany w sytuacji, gdy silnik był zasilany benzyną E10, wynik był znacznie gorszy. Auto uzyskało wskaźnik Greenhouse Gas Index na poziomie 3,7/10, co jest wartością gorszą od wspomnianych modeli hybrydowych.
Bioetanol jako jeden ze sposobów na redukcję emisji – komentarz eksperta
Dr Aleksandar Damyanov, kierownik techniczny Green NCAP skomentował wyniki następującymi słowami:
„W sektorze transportu istnieje szereg możliwości, które przyczynią się do redukcji emisji gazów cieplarnianych, w zależności od lokalnej sytuacji i dostępnych zasobów. W fazie przejściowej do czystej i ekologicznej mobilności pełną elektryfikację układu napędowego można skutecznie wspierać innymi opcjami przyjaznymi dla klimatu, takimi jak biopaliwa (…). Jeśli dostępne są nadwyżki bioetanolu, udział mieszanki można zwiększyć, a E85 może być opłacalnym paliwem do niektórych zastosowań. W perspektywie krótkoterminowej pojazdy typu flex fuel (zdolne do jazdy zarówno na benzynie jak i na bioetanolu – dop. red.) są opłacalnym i wydajnym wyborem technicznym w okresie przejściowym, pod warunkiem że stosowany etanol spełnia kryteria zrównoważonego rozwoju i kryteria społeczno-ekonomiczne.”
Od pierwszych ataków tegorocznej zimy, policjanci i media apelują do kierowców w kwestii prawidłowego przygotowania pojazdu do drogi. I nie chodzi o jakieś skomplikowane zabiegi mechaniczne, czy konieczność dokupienia drogi gadżetów. Problemem dla wielu kierowców jest zalegający na aucie śnieg. Nie znajdują oni chwili, na jego uprzątnięcie w efekcie ruszają w drogę narażając siebie i innych uczestników ruchu na tragiczne konsekwencje. Mandat w takiej sytuacji jest naprawdę najmniejszym z problemów.
Jednym z najświeższych przypadków zimowej nieodpowiedzialności kierowcy jest sytuacja jaką zarejestrowali funkcjonariusze z Pabianic. Zaobserwowali oni na drodze publicznej kolejnego „czołgistę”, czyli kierowcę, który w jedynie minimalnym stopniu odśnieżył auto, co okazało się dalece niewystarczającym zabiegiem, by bezpiecznie ruszyć w trasę.
Zalegający śnieg na aucie – jak tłumaczą się kierowcy?
Kierowcy „czołgiści” zatrzymani przez policjantów najczęściej tłumaczą się, że im się spieszyło, albo wyjaśniają, że jadą tylko na krótką trasę, że zaraz parkują itp. To nie ma znaczenia.
Policjanci przestrzegają, że zaszronione szyby oraz zalegający śnieg na aucie bardzo ogranicza widoczność, zmniejsza komfort jazdy, a przede wszystkim jej bezpieczeństwo. Ile zajmuje odśnieżenie samochodu? 2 minuty? No niech będzie 5 minut. Jak będzie tłumaczyć się kierowca, który zaniedbał odśnieżenia auta i np. potrącił pieszego ze skutkiem śmiertelnym?
Zalegający śnieg na aucie – jaki mandat?
Ponadto mandat za proste niedbalstwo i brak nieodpowiedzialny może być w skrajnych przypadkach naprawdę dotkliwy. Policja informuje, że kierowcy, którzy zlekceważą obowiązek oczyszczenia auta ze śniegu i lodu mogą być ukarani mandatem nawet w kwocie 3000 zł.
Nawet jeżeli kara będzie niższa (3000 zł to kwota maksymalna, kara może być niższa), to i tak kwota jaką przyjdzie zapłacić nieodpowiedzialnemu kierowcy z całą pewnością będzie wyższa niż wartość szczotki-zmiotki i 5 minut czasu. Nie mówiąc już o tym, że takie niedbalstwo może prowadzić do tragedii, która zostaje w człowieku już na zawsze.
Niemal wszystkie media, nawet luźno związane z motoryzacją, dostrzegły ogłoszone 13 grudnia 2022 roku orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego dotyczące zatrzymywania prawa jazdy kierowcom, którzy przekroczyli w terenie zabudowanym prędkość o więcej niż 50 km/h lub przewozili większą liczbę pasażerów niż dopuszczalna liczba dla danego pojazdu. Pojawiło się mnóstwo treści wzajemnie sprzecznych, dotyczących obecnej sytuacji. Co tak naprawdę zmienia orzeczenie TK dla kierowców? Zdaniem Stowarzyszenia Prawników Rynku Motoryzacyjnego (SPRM) – niewiele.
Zatrzymanie prawa jazdy – co dokładnie jest niezgodne z Konstytucją?
Przypomnijmy, Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis pozwalający na zatrzymanie prawa jazdy wyłącznie na podstawie informacji organu kontroli ruchu o ujawnieniu czynów skutkujących zatrzymaniem prawa jazdy jest niekonstytucyjny. Co to dokładnie oznacza?
TK odniósł się dokładnie do niekonstytucyjności przepisu określającego stosowany przez starostów, w drodze administracyjnej, mechanizm skutkujący zaborem prawa jazdy kierowcy, który dopuścił się wspomnianych naruszeń. Na czym polega sprzeczność tego przepisu z Konstytucją? Generalnie nie idąc w zawiłości prawniczego języka, chodzi o to, że zgodnie z Konstytucją (art. 2) każdy ma prawo do obrony swoich racji w postępowaniu. Tymczasem procedura zatrzymania prawa jazdy przez starostę wyłącznie na podstawie informacji organu kontroli (policjantów, którzy np. zmierzyli kierowcy prędkość) nie daje kierowcy żadnej możliwości obrony swoich racji w przypadku nie przyjęcia mandatu karnego.
Zatrzymanie prawa jazdy – gdy przyjmujesz mandat
Prawnicy z SPRM podkreślają, że zatrzymania prawa jazdy można dokonać bez wyroku sądu i na podstawie przyjętego przez sprawcę mandatu karnego. Podstawą do tego jest “prawomocne rozstrzygnięcie”, a podpisany przez kierowcę mandat karny jest (zgodnie z art. 32 §1 Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia) właśnie takim rozstrzygnięciem. Z kolei o tym, że przyjęte przez ukaranego mandaty są prawomocne przesądza art. 98 Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia.
Mówiąc wprost: kierowco, jeżeli przyjmujesz mandat, to tak, jakbyś przed sądem przyznawał się do winy, a tym samym przyjęcie mandatu oznacza prawomocną drogę ukarania, wówczas zabór prawa jazdy za popełnione wykroczenie, do którego się przyznajesz przyjmując mandat nie budzi wątpliwości.
Zatrzymanie prawa jazdy – starosta to nie sąd
Słuszne wątpliwości Trybunału Konstytucyjnego wzbudziła natomiast sytuacja prawna zawierająca możliwość wydania decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy w sytuacji, gdy sprawca nie przyjął mandatu karnego. Wówczas sprawa powinna być z automatu kierowana do sądu (stosowny wniosek powinni sporządzić policjanci natychmiast po odmowie przyjęcia mandatu przez kontrolowanego kierowcę, który ich zdaniem popełnił wykroczenie).
Prawnicy z SPRM konkludują, że: „jedyną „korzyścią” z orzeczenia TK dla sprawców jest to, że nie przyjmując mandatu zyskują czas do momentu orzeczenia ich winy prawomocnym wyrokiem i dopiero wtedy sąd będzie zobowiązany skierować do starosty informację o wydaniu rozstrzygnięcia, a ten będzie władny wydać decyzję. Na pewno jest to zmiana niekorzystna z punktu widzenia prewencyjnej funkcji instytucji zatrzymania prawa jazdy, ponieważ w pewnych sytuacjach nie będzie następować od razu, a nawet dopiero po kilkunastu miesiącach od popełnienia czynu, jeżeli wydany zostanie wyrok skazujący. Odpada więc czynnik szybkiej i nieuchronnej kary„.
Zatrzymanie prawa jazdy bez przyjęcia mandatu, a odszkodowanie
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego uwolniło całą masę spekulacji, domysłów i plotek na temat rzekomej fali dochodzeń o odszkodowania dla kierowców, którzy stracili prawo jazdy w wyniku niekonstytucyjnego przepisu. Nic takiego nie będzie mieć miejsca. Również i to wyjaśniają prawnicy SPRM. Choć teoretycznie orzeczenie TK umożliwi ukaranym złożenie wniosku o wznowienie postępowania, to nie ma mowy o automatycznym uchyleniu decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy. Zgodnie z treścią art. 146 §2 Kodeksu postępowania administracyjnego, nie uchyla się decyzji w przypadku, jeżeli w wyniku wznowienia postępowania mogłaby zapaść wyłącznie decyzja odpowiadająca w swej istocie decyzji dotychczasowej.
Na ewentualne odszkodowanie mogą liczyć jedynie te osoby, które w jakiś sposób zostały skrzywdzone przez organ dokonujący np. pomiaru prędkości (np. są przekonane że nie przekroczyły prędkości i – co bardzo ważne – mogą to udowodnić), a także te, które w wyniku zaboru prawa jazdy poniosły faktycznie jakąś stratę, którą mogą udowodnić (np. kierowcy zawodowi). Prawnicy SPRM stawiają sprawę jasno: „samo wykroczenie, które stanowiło podstawę wszczęcia postępowania musi zostać skutecznie zakwestionowane„.
I teraz zadajmy sobie pytanie: ilu jest takich kierowców, którzy faktycznie zostali skrzywdzeni np. przez policjantów, którzy manipulowali pomiarem i które to manipulacje ów kierowca jest w stanie jakoś udowodnić? Sami widzicie: zalewu wniosków o odszkodowania nie będzie. W olbrzymiej większości przypadków kara dla kierowcy który przekroczył prędkość w terenie zabudowanym i tak się należała, niekonstytucyjna była jedynie sama procedura zatrzymania uprawnień w przypadku odmowy przyjęcia mandatu, a nie zasadność samej kary, czy jej wysokość. Tych kwestii Trybunał Konstytucyjny w ogóle nie podważał.
Dostawcze auta marki Mercedes powstają dziś w Europie w Niemczech (Düsseldorf i Ludwigsfelde) we Francji (Maubeuge) oraz w Hiszpanii (Vitoria). Dołączy do nich nowy zakład w Jaworze na Dolnym Śląsku. To miejsce, w którym już funkcjonuje fabryka silników i baterii. W przyszłości będą tu produkowane samochody dostawcze oparte na całkowicie elektrycznej architekturze VAN.EA.
Mercedes będzie produkować w Polsce tylko elektryczne dostawczaki
Niemiecka marka planuje zainwestować ponad 1 mld euro w latach 2023-2027 w ramach uzgodnionego planu inwestycyjnego na terenie Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej „Invest Park”. W przyszłości ma tu znaleźć zatrudnienie ok. 2500 osób. Silniki produkowane są w Jaworze od 2019 roku, a baterie do samochodów elektrycznych Mercedes-Benz od 2020 roku.
Fabryka neutralna względem emisji CO2
Polski rząd i agencje państwowe, jak Wałbrzyska Specjalna Strefa Ekonomiczna „Invest Park”, Polska Agencja Inwestycji i Handlu, a także miasto Jawor i gmina Męcinka wspierają projekt i aktywnie angażują się w rozwój inwestycji. We wspólnym oświadczeniu (Memorandum of Understanding) strony zobowiązały się do dalszego rozwoju terenu przyszłej inwestycji. Istniejący zakład w Jaworze był od początku zaprojektowany jako fabryka neutralna pod względem emisji CO2 i tym samym odgrywa ważną rolę w strategii realizacji celów zrównoważonego rozwoju Mercedes-Benz Group AG.
Decyzja o lokalizacji produkcji elektrycznych aut dostawczych i budowa fabryki zależą jeszcze od spełnienia różnych warunków ramowych, w tym przyznania pomocy publicznej. Na platformie VAN.EA
Pandemia znacząco ograniczyła możliwość organizacji różnego rodzaju pokazów, targów i wystaw. Wygląda jednak na to, że w przyszłym roku wiele z nich wróci do corocznego kalendarza, choć niekoniecznie w tej samej formie i w tych samych miejscach. Oto jakie targi motoryzacyjne są zaplanowane w 2023 roku, chodzi o najważniejsze światowe wydarzenia i te na naszym, polskim podwórku.
Targi motoryzacyjne 2023 – styczeń
CES Las Vegas
Coroczne targi technologiczne w Las Vegas w ostatnich latach znacznie wykroczyły poza swoją pierwotną formę, oprócz elektroniki konsumenckiej regularnie prezentują na nich swoje futurystyczne koncepcje także marki motoryzacyjne. Technologia to hasło, które umożliwia zaprezentowanie innowacji i nowych rozwiązań przez wielu producentów z branży.
Kiedy: 5-8 stycznia 2023 roku
Gdzie: Las Vegas Convention Center, Nevada, Stany Zjednoczone
Tokyo Auto Salon
Jedne z bardziej interesujących targów motoryzacyjnych w ostatnich latach i nie jedyne jakie w kalendarzu odbywają się w stolicy Japonii (później jest jeszcze Tokyo Auto Show), niemniej Tokyo Auto Salon ma bardziej lokalny, japoński charakter, choć w ubiegłych latach nie brakowało ciekawych debiutów, jak choćby koncepcyjne, elektryczne Subaru STI E-RA o mocy 1073 KM.
Kiedy: 13-15 stycznia 2023 roku
Gdzie: Makuhari Messe Convention Center, Tokio, Japonia
Targi motoryzacyjne 2023 – luty
Salon Retromobile Paris
Słowo „retro” wyjaśnia w zasadzie wszystko. Oczekujesz supernowoczesnych bolidów naszpikowanych procesorami i sztuczną inteligencją? To nie jest impreza dla Ciebie. Kochasz klasyczne, stare pojazdy? Zdecydowanie warto wybrać się do Paryża.
Kiedy: 1-5 lutego 2023
Gdzie: Paris Expo Porte de Versailles, Paryż, Francja
Automotoretro Turin
Doskonała impreza dla miłośników włoskiej motoryzacji. Tak, wiem, na powyższym zdjęciu są Mercedesy, ale na Automotoretro Turin znajdziecie więcej klasycznych Alf Romeo, Lancii, Fiatów, Ferrari i Maserati niż w jakimkolwiek innym miejscu.
Kiedy: 9-12 lutego 2023
Gdzie: Lingotto Fiere Exhibition Center, Turyn, Włochy
Chicago Auto Show
To nie jest największe wydarzenie motoryzacyjne w Stanach Zjednoczonych, ale cieszy się bardzo dobrą opinią, szczególnie wśród miłośników potężnych SUV-ów, jednak można tu zobaczyć i lżejsze, sportowe pojazdy.
Kiedy: 11-20 lutego 2023
Gdzie: McCormick Plane, Chicago, Illinois, Stany Zjednoczone
International Concours of Elegance St. Moritz
Czy istnieje miejsce, w którym można zobaczyć klasyka driftującego po zamarzniętym jeziorze? Tak, to właśnie ICE St. Moritz. Czy muszę dodawać coś więcej?
Kiedy: 24-25 lutego 2023
Gdzie: Lake St. Moritz, Badrutt’s Palace Hotel, St. Moritz, Szwajcaria
Targi motoryzacyjne 2023 – marzec
Retro Classic Stuttgart
Nie ma się co oszukiwać: jeżeli kochasz niemiecką motoryzację, to Stuttgart pod koniec marca jest miejscem właśnie dla Ciebie. Setki pojazdów made in Germany w jednym miejscu.
Kiedy: 23-26 marca 2023
Gdzie: International Congress Center, Stuttgart, Niemcy
Poznań Motor Show 2023
Choć w stosunku do największych międzynarodowych imprez motoryzacyjnych Poznań Motor Show jest raczej skromny, to pozostaje największym tego typu wydarzeniem w Polsce. Dobra okazja by w jednym miejscu, bez konieczności wyjazdu za granicę, zobaczyć wiele nowości poszczególnych marek. Na Poznań Motor Show prezentowane są również debiutujące na polskim rynku modele.
Kiedy: 30 marca – 2 kwietnia 2023
Gdzie: Międzynarodowe Targi Poznańskie, Poznań, Polska
Targi motoryzacyjne 2023 – kwiecień
New York Auto Show
Jedne z największych targów motoryzacyjnych w Stanach Zjednoczonych, co roku stanowią miejsce debiutu nowych, często w ogóle niezapowiedzianych wcześniej modeli.
Kiedy: 7-16 kwietnia 2023
Gdzie: Javits Center, Nowy Jork, Stany Zjednoczone
Techno Classica Essen
Co roku do Essen zjeżdżają kultowe klasyki i fani klasycznej motoryzacji. Jeżeli interesują Cię klasyczne, prestiżowe samochody z całego świata, wydarzenie w Essen jest zdecydowanie dla Ciebie.
Kiedy: 12-16 kwietnia 2023
Gdzie: Messe Essen Exhibition Center, Essen, Niemcy
Auto Shanghai
Chińczycy już wielokroć udowodnili, że mają rozmach. W przypadku wydarzeń motoryzacyjnych doskonałym tego przejawem jest Auto Shanghai, jedne z największych targów motoryzacyjnych świata. Czasy się zmieniły, Europejczyk, chcąc zobaczyć jakie modele zadebiutują na Starym Kontynencie, często musi się wybrać tam, gdzie nowości zadebiutują jako pierwsze – w Chinach właśnie.
Kiedy: 18-27 kwietnia 2023
Gdzie: National Exhibition and Convention Center Shanghai, Szanghaj, Chiny
Auto Nostalgia
Na warszawskiej Auto Nostalgii zwiedzający mają okazję na żywo zobaczyć wiele kolekcji zabytkowych pojazdów. To też miejsce, na którym pasjonat może nabyć interesującego go klasyka.
Kiedy: 22-23 kwietnia 2023
Gdzie: EXPO XXI, Warszawa, Polska
Targi Motoryzacyjne 2023 – maj
Concorso d’Eleganza Villa d’Este
Co rok w pobliżu Grand Hotelu Villa d’Este na malowniczym, zachodnim brzegu jeziora Como we Włoszech zjeżdżają najcenniejsze egzotyczne i klasyczne auta. Doskonała okazja by zobaczyć na żywo unikalne, historyczne egzemplarze, albo niezwykle rzadkie prototypy. Niekiedy wydarzenie to jest też okazją dla ogłoszenia premiery jakiegoś superluksusowego pojazdu.
Kiedy: 19-21 maja 2023
Gdzie: Lake Como, Włochy
Targi Motoryzacyjne 2023 – czerwiec
Milan Monza Motor Show
Wydarzenie odbywa się na kultowym torze Monza, nic zatem dziwnego, że pojawiają się wówczas auta, które zdecydowanie zasługują, by na Monzie się znaleźć. Zaletą tego wydarzenia jest to, że oprócz statycznych pokazów supersamochody można zobaczyć w ruchu, wszak na torze mają się gdzie rozpędzić.
Kiedy 16-18 czerwca 2023
Gdzie: Autodromo Nazionale Monza, Włochy
Targi Motoryzacyjne 2023 – lipiec
Goodwood Festival of Speed
Chyba najważniejsza, a na pewno najbardziej kultowa impreza motoryzacyjna Zjednoczonego Królestwa. Można tu zobaczyć praktycznie wszystko, od najstarszych klasyków, po kultowe pojazdy każdej epoki rozwoju motoryzacji. Nie zabraknie supermocnych aut wyczynowych i supersamochodów.
Kiedy: 13-16 lipca 2023
Gdzie: Goodwood Estate, Goodwood, Wielka Brytania
Targi Motoryzacyjne 2023 – sierpień
Monterey Car Week
Gorący sierpniowy weekend w kalifornijskim Monterey atmosferę dodatkowo podgrzeją wyjątkowe auta zjeżdżające na Monterey Car Week. Można tu zobaczyć zarówno legendarne klasyki, jak u kultowe samochody wyścigowe i najnowsze supersamochody.
Kiedy: 17-20 sierpnia 2023
Gdzie: Monterey, Kalifornia, Stany Zjednoczone
Woodward Dream Cruise
To nie tyle targi, co gigantyczny zlot. W ciągu jednej doby na 16-kilometrowy odcinek Woodward Avenue na północ od Detroit zjeżdża nawet 40-50 tysięcy miłośników motoryzacji w swoich często unikalnych pojazdach. Prawdziwa gratka dla fana przede wszystkim amerykańskiej motoryzacji.
Kiedy: 18-19 sierpnia 2023
Gdzie: Metro Detroit, Michigan, Stany Zjednoczone
Targi Motoryzacyjne 2023 – wrzesień
IAA Mobility Munich
Przeniesiona z Frankfurtu do Monachium, największa chyba impreza motoryzacyjna u naszych zachodnich sąsiadów i jedna z największych tego typu na świecie.
Kiedy: 5-10 września 2023
Gdzie: Messe Munich, Monachium, Niemcy
Detroit Auto Show
Przez wiele lat kluczowe targi motoryzacyjne świata, dziś ich renoma nieco osłabła, ale wciąż to ważne wydarzenie, szczególnie dla amerykańskich marek, które w Motor City, historycznym sercu amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego ogłaszają swoje premiery.
Kiedy: 13-24 września 2023
Gdzie: Huntington Place, Detroit, Michigan, Stany Zjednoczone
Targi Motoryzacyjne 2023 – październik
Geneva International Motor Show Qatar
W tym roku imprezy w Genewie nie było i… już nie będzie. Choć Genewa wciąż w nazwie imprezy, to już miejsce jest zupełnie inne: Katar. Ten mały, arabski, ale bardzo bogaty kraj chwali się, że przyćmi wszystkie pozostałe imprezy motoryzacyjne organizacją i rozmachem. Zobaczymy.
Kiedy: 5-14 października 2023
Gdzie: Doha Exhibition and Convention Centre, Doha, Katar
Japan Mobility Show (dawn. Tokyo Motor Show)
Trudno powiedzieć, które targi japońskie są bardziej istotne, te organizowane na początku roku, czy właśnie przemianowane Tokyo Motor Show, które w przyszłym roku będzie się nazywać Japan Mobility Show. Wydarzenie jest dobrą okazją, by zobaczyć jakie nowości planują lokalni giganci: Nissan, Mazda, Honda i Toyota.
Kiedy: 26 października – 5 listopada 2023
Gdzie: Tokyo International Exhibition Center, Tokio, Japonia
Targi Motoryzacyjne 2023 – listopad
Automobility LA / LA Auto Show
LA Auto Show to jedno z największych wydarzeń branżowych w Ameryce Północnej, zarazem jedna z najstarszych imprez motoryzacyjnych, której historia zaczęła się w początkach XX wieku. Regularne miejsce wielu światowych debiutów.
Kiedy: 17-26 listopada 2023
Gdzie: Los Angeles Convention Center, Los Angeles, Kalifornia, Stany Zjednoczone
Kiedy wypadki na drogach zdarzają się najczęściej? Część wskaże okres tuż przed Świętami, kiedy pośpiech wielu osób w połączeniu z niesprzyjającą prowadzeniu zimową aurą prowadzi do większej liczby zdarzeń, inni powiedzą, że Nowy Rok, ze względu na dużą liczbę pijanych kierowców. Okazuje się jednak, ze w ubiegłym roku najwięcej wypadków wydarzyło się 16 grudnia. Jak będzie w tym roku?
Po pierwszych 10 dniach tegorocznego grudnia policyjne statystyki pokazują, że wypadków i ofiar śmiertelnych jest mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Niestety wzrósł jeden, niechlubny wskaźnik: liczba prowadzących po alkoholu. Przez pierwsze 10 dni grudnia tego roku policjanci złapali 2 097 kierowców prowadzących po spożyciu alkoholu. To o prawie 13% więcej niż w tym samym okresie 2021 r. i aż 38% więcej niż w 2020 r. Wynik przewyższył też o 8% analogiczny czas sprzed pandemii. Dane z 1-10.12.2022 r. dają średnio dziennie prawie 210 takich przypadków, a można spodziewać się, że szczyt dopiero przed nami. Pod względem liczby prowadzących „na podwójnym gazie” na przełomie starego i nowego roku od lat niechlubnie wyróżnia się bowiem pierwszy dzień stycznia (w 2020 r. z wynikiem 332 odnotowanych pijanych kierowców, w 2021 r. – 321 i w 2022 r. – 386). Czy tym razem będzie ich mniej?
Wypadki na drogach – cieszy trend spadkowy
Patrząc na grudniowe policyjne dane daje się zauważyć pozytywną tendencję w postaci mniejszej liczby wypadków. W ostatnim miesiącu 2021 r. tego typu zdarzeń było o nieco ponad 5% mniej w porównaniu do 2020 r. i ponad 35% mniej niż w tym samym okresie przed pandemią (1-31.12.2019 r.). Pierwsze 10 dni tegorocznego grudnia potwierdza, że trend spadkowy może się utrzymać (wypadków jest o przeszło 30% mniej w zestawieniu z analogicznym okresem 2019 r.), jednak dzień, który w ubiegłym grudniu okazał się najniebezpieczniejszy jest właśnie dziś – to 16.12.2021 r. W ubiegłym roku tego dnia doszło do 91 wypadków, w dodatku z aż 11 ofiarami śmiertelnymi. Na liczbę niebezpiecznych zdarzeń drogowych wpływ może mieć wiele czynników, jak chociażby nagła zmiana pogody utrudniająca jazdę samochodem.
Paradoksalnie jednak fatalne warunki atmosferyczne mogą wpłynąć pozytywnie na mniejszą liczbę najcięższych zdarzeń. Gęste opady śniegu, zalegający śnieg, lód i błoto pośniegowe na drogach, sprawiają, że wielu kierowców instynktownie jeździ sporo wolniej. Mniejsza prędkość to mniejsze konsekwencje ewentualnych zdarzeń drogowych. Owszem, pogorszenie warunków atmosferycznych zwykle pokazuje w statystykach ubezpieczycieli większą liczbę zdarzeń z wezwaniem assistance, ale jazda z mniejszą prędkością skutkuje tym, że większość zdarzeń to niegroźne kolizje i stłuczki, a nie najpoważniejsze wypadki z ofiarami śmiertelnymi.
Choinka to nieodłączny atrybut Świąt Bożego Narodzenia. Co roku tysiące polskich rodzin kupuje drzewka, a następnie stroi je w domu. Zanim jednak zawiesimy pierwszą ozdobę na nowej choince, najpierw trzeba ją przewieźć. Jak to zrobić prawidłowo, zgodnie z przepisami i bezpiecznie? Czego nie należy robić? Podpowiadamy.
Choinka na święta – wiele zależy od rozmiarów. I drzewka i auta.
Najbezpieczniejszą formą przewozu bożonarodzeniowego drzewka do domu jest zapakowanie choinki do bagażnika odizolowanego od kabiny pasażerskich i po prostu przewiezienie do domu, jak każdego innego bagażu. Nie da się jednak ukryć, że sposób ten, choć najbardziej bezpieczny i najmniej kłopotliwy da się zastosować jedynie w przypadku małych drzewek. Nawet w dużych autach osobowych z nadwoziem kombi czy SUV-ach, długość przestrzeni zwykle oscyluje wokół 1 metra. W przypadku, gdy dysponujemy jedynie małym, miejskim samochodem miejsca w bagażniku będzie jeszcze mniej.
Choinka na święta w aucie
Przestrzeń bagażową możemy oczywiście zwiększyć poprzez rozłożenie tylnych siedzeń, ale pamiętajmy wówczas o wyłożeniu oparć jakimś ochronnym materiałem, a także – bardzo ważne – o zabezpieczeniu choinki przed przemieszczaniem się wewnątrz kabiny. Policjanci zwracają również uwagę, że należy unikać sytuacji, w której podczas transportu mamy otwarty bagażnik, wówczas do kabiny będą dostawać się spaliny, które mogą być niebezpieczne dla kierującego. Zimą, co oczywiste, będzie też bardzo zimno podczas jazdy z choćby częściowo otwartym bagażnikiem.
Choinka na święta – może na dachu?
Tak, ten sposób wybiera część kierowców, szczególnie, gdy posiadany przez nich pojazd jest wyposażony w relingi. Choinka przewożona na dachu powinna być odpowiednio zabezpieczona. Chodzi o to, by podczas jazdy nie zmieniała swojego położenia. Najlepiej, by drzewko było na dachu ustawione pniem do przodu, co dodatkowo ochroni je przed wpływem wiatru podczas jazdy. Nie bez znaczenia jest też fakt, że wówczas najcięższa część drzewka (pień) będzie bliżej środka ciężkości pojazdu. Choinka powinna być zapakowana w siatkę ochronną, w końcu zależy nam raczej na tym, by dowieźć ją całą do domu. W przeciwnym razie wiatr podczas jazdy może ją uszkodzić i np. połamać gałązki. A te spadające na drogę mogą powodować zagrożenie dla innych uczestników ruchu.
Ważne! Choinka nie może w żaden sposób ograniczać nam widoczności (nie może np. opadać na przednią szybę). Nie może również zasłaniać świateł, urządzeń sygnalizacyjnych i tablic rejestracyjnych. Choć teoretycznie może ona być dłuższa od dachu naszego auta (do 2 metrów za autem i maksymalnie do 0,5 m przed autem lub do 1,5 m od kierowcy), to nie może się uginać i zasłaniać np. tylnych świateł. Jeżeli drzewko faktycznie wystaje na odległość większą niż 50 cm od tylnej płaszczyzny pojazdu, pamiętajmy o obowiązkowym oznaczeniu końca choinki czerwoną chorągiewką. Przepisy mówią jasno: ładunek transportowany na dachu może sięgać maksymalnie do 0,5m od przedniej płaszczyzny pojazdu i 1,5m od siedziska kierowcy, sięgać maksymalnie do 4m wysokości, a także 2,55m szerokości oraz do 2m od tylnej płaszczyzny.
Duża choinka na święta – może dostawczakiem?
Najmniejszych problemów z przewiezieniem nawet sporego drzewka, które wypełni swoim rozmiarem i zapachem lasu salon w waszym domu, nie będziemy mieć w przypadku przewozu autem dostawczym typu furgon. W tego typu samochodach kabina pasażerska jest odseparowana od dużej części transportowej. Oczywiście nie każdy ma auto dostawcze, ale jeżeli chcemy przewieźć naprawdę duże drzewko, warto rozważyć wynajem krótkoterminowy. Na przykład operator carsharingowy Panek oferuje auta dostawcze na szybki wynajem. Mamy do dyspozycji dwie metody rozliczenia: standardową lub kilometrową. W standardowej płacimy opłatę startową 3,99 zł, do tego każda minuta jazdy kosztuje 1,15 zł, a każdy kilometr trasy 1,44 zł. W wariancie rozliczenia kilometrowym opłata startowa jest bez zmian, nie płacimy za czas (minuty jazdy), za to stawka za kilometr jest większa i wynosi 3,49 zł.
Choinka na święta – infografika
Graficzną instrukcję dotyczącą prawidłowego przewożenia bożonarodzeniowego drzewka przygotowali też policjanci:
Duża choinka na święta? „Dobra, jakoś się uda” – lepiej nie, to może kosztować
Nieprawidłowo transportowana choinka na święta może kosztować kierowcę w razie kontroli policyjnej może czekać kara od 100 do 500 zł mandatu. Jeżeli choinka zasłoni światła pojazdu, mandat wyniesie 200 zł. Zasłonięcie tablic rejestracyjnych to 100 zł. Punktów karnych za nieprawidłowe przewożenie ładunku przepisy nie przewidują.
Przy czym za nieprawidłowy transport funkcjonariusz drogówki może uznać nie tylko ponadgabarytowe drzewko, którego zwisające gałązki zasłaniają np. tylne światła, ale też próbę przewiezienia choinki wewnątrz pojazdu, ale po złożeniu zarówno tylnych siedzeń, jak i np. fotela pasażera z przodu. Wystarczy, że wypełniająca kabinę choinka będzie kierowcy zasłaniać boczne lusterka czy szyby, a to już oznacza utrudnienie obserwacji drogi, co również grozi mandatem.
Jak informuje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad obecnie wszystkie drogi krajowe są przejezdne – pracuje na nich 1858 pojazdów do zimowego utrzymania jezdni w stanie użyteczności.
Prognozy dla całej Polski są podobne, choć dziś sypnie śniegiem głównie na wschodzie kraju i tam należy się spodziewać utrudnień.
Z pewnością jednak warto zdjąć nogę z gazu i zachować ostrożność nawet wówczas, gdy poruszamy się w mieście i wydaje nam się, że droga została odśnieżona i posypana solą.
Z okazji zbliżających się Świąt Circle K wprowadziło dziś zniżkę na paliwo, ale ograniczoną czasowo. I to bardzo.
W godzinach od 14:00 do 17:00 ceny wszystkich paliw miles oraz milesPLUSzostaną obniżone o złotówkę na każdym zatankowanym litrze, co pozwoli kierowcom zaoszczędzić średnio 50 zł podczas jednego tankowania. Promocja odbywa się w ramach ogólnoeuropejskiej przedświątecznej akcji sieci Circle K.
Zaktualizowane ceny z uwzględnieniem rabatu będą wyświetlane na pylonach cenowych stacji w trakcie promocji. Oferta będzie obowiązywać na wybranych, 370 stacjach Circle K, położonych w lokalizacjach w różnych regionach Polski. Przedświąteczne zniżki cen paliw w sieci Circle K Polska są częścią największej w historii firmy promocji paliwowej, w której bierze udział ponad 2 000 stacji w całej Europie.
– Przed nami wyjątkowy okres świąteczny, pełen radości i wspólnego czasu spędzonego z najbliższymi. W dobie wysokiej inflacji i rosnących kosztów, chcielibyśmy podarować naszym klientom dodatkowe oszczędności w postaci zniżki na paliwo. Obniżamy ich ceny o złotówkę, co oznacza, że tankując np. 50 litrów, kierowcy będą mogli zaoszczędzić 50 zł podczas jednej wizyty na stacji. To dodatkowe kilometry, które można poświęcić na świąteczne podróże. Mamy nadzieję, że jeszcze większe oszczędności podczas tankowania odciążą naszych klientów w tym trudnym czasie i pozwolą im zrealizować grudniowe plany wyjazdowe do najbliższych. To także ukłon i podziękowanie, że są z nami i wracają na stacje Circle K – mówi Michał Ciszek, prezes Circle K Polska.
Uczestnicy programu lojalnościowego EXTRA, którzy zakupią paliwo w dniu promocji, otrzymają 20 grudnia dodatkowy kupon zniżkowy o wartości 30 gr/l do wykorzystania przy kolejnej wizycie na tankowanie dowolnego typu paliwa. Rabat będzie obowiązywać do końca stycznia 2023 r. Kierowcy mogą zapisać się do programu EXTRA bezpośrednio na stacji lub poprzez aplikację Circle K pobraną z Google Play lub App Store.
Użytkownicy kart EXTRA wciąż mogą korzystać ze stałych rabatów na paliwo, Hot Dogi, kawę oraz myjnię, tankując na stacjach Circle K. Już po zatankowaniu łącznie 50 litrów paliwa kupony zniżkowe z rabatem do 15 gr/l pojawią się na koncie uczestnika. Natomiast 50% rabatu na ulubioną kawę czy Hot Doga otrzymają klienci, którzy zakupią łącznie 100 litrów paliwa, a po osiągnięciu progu 150 litrów dołączy do niego rabat w wysokości 50% na dowolny program myjni.
Planując obecnie zakup samochodu, zużycie paliwa będzie najprawdopodobniej jednym z najważniejszych czynników, które kierowcy wezmą pod uwagę. W porównaniu do cen sprzed roku najwięcej tracą posiadacze diesli, ponieważ olej napędowy jest droższy o niemal 30 proc., natomiast benzyna 95 zdrożała około 10 proc. Oszczędny samochód nie tylko wyrządza mniej szkód środowisku naturalnemu, ale dla większości kierowców oznacza przede wszystkim więcej złotówek w portfelu. Eksperci AAA AUTO opracowali ranking najbardziej oszczędnych i zarazem najtańszych tradycyjnych samochodów spalinowych, oferowanych do sprzedaży na wtórnym rynku.
Ranking AAA AUTO powstał na podstawie analizy danych dotyczących sprzedaży aut używanych w komisach, na stronach internetowych oraz u dealerów samochodów używanych w listopadzie 2022 roku. Nie uwzględnia on jednak pojazdów hybrydowych i elektrycznych, których ceny znacznie odbiegają od mediany cen aut używanych.
W listopadzie 2022 roku w Polsce oferowano 194.511 aut z drugiej ręki. Oznacza to spadek o 10.703 auta używane w stosunku do października 2022 roku, kiedy to w ofercie znajdowało się 205.214 samochodów. Natomiast mediana ceny nieznacznie wzrosła o 500 złotych, do 29.900 złotych.
Z analizy wynika, że najbardziej oszczędnym modelem dostępnym na rynku wtórnym jest Peugeot 308 1.6 BlueHDI 88 kW z okresu 2014-2018, który konsumuje tylko 3,1 l/100 km. Mediana ceny takiego modelu wynosiła w listopadzie 2022 roku 41.250 zł., a mediana wieku 6,5 lat. Zaraz za nim uplasowała się Škoda Octavia Combi 1.6 TDI 81 kW Greenline z lat 2014-2016, która pali 3,2 l/100 km. a mediana ceny wynosiła w lipcu 51.000 zł. Z kolei na trzecim miejscu znalazło się Renault Clio 1.5 dCi 55 lub 65 kW z lat 2016-2017, spalające 3,3 l/100 km, którego mediana ceny wynosiła 38.000 zł.
Przeciętny roczny przebieg samochodu w Polsce wynosi nieco ponad 8 tysięcy kilometrów, czyli o około 4 tysiące kilometrów mniej niż wynosi średnia dla Unii Europejskiej. W związku z tym, kierowcy jeżdżący samochodami z naszego rankingu, które spalają 3 litry, wydadzą w ciągu roku około 1600 złotych na paliwo, czyli zaoszczędzą ponad 1500 złotych rocznie, gdyby jeździli przeciętnym, mniej ekonomicznym samochodem klasy średniej – powiedziała Karolína Topolová, Dyrektor Generalna AURES Holdings, operatora międzynarodowej sieci autocentrów AAA AUTO.
TOP 10 tanich i najbardziej oszczędnych aut oferowanych na wtórnym rynku w Polsce w listopadzie 2022 roku:
Spalanie(l / 100 km)
Mediana ceny(zł)
Mediana przebiegu(km)
Mediana wieku(lat)
Peugeot 308 1.6 BlueHDI 88 kW
3,1
41 250
123 626
6,5
Skoda Octavia 1.6 TDI 81 kW Greenline
3,2
51 000
188 271
6,9
Renault Clio 1.5 dCi 55 i 65 kW
3,3
38 000
83 743
5,6
Smart Fortwo CDI 33 kW
3,3
13 950
125 000
14,0
Skoda Fabia 1.2 TDI 55 kW
3,4
18 700
169 425
10,5
Skoda Fabia kombi 1.4 TDI 66 kW
3,4
29 000
181 000
7,4
Volkswagen Polo 1.4 TDI
3,4
36 900
92 977
6,7
Hyundai i20 1.1 CRDi
3,4
38 900
93 141
6,4
Volkswagen Golf 1.6 TDI 81
3,4
53 000
125 323
6,6
Citroen C4 Cactus 1.6 BlueHDI i e-HDI
3,5
41 900
97 000
6,5
Po październikowym wzroście liczby ofert aut na rynku wtórnym, w listopadzie nastąpił spadek. Według miesięcznego raportu opartego na analizie danych dotyczących sprzedaży aut używanych w komisach, na stronach internetowych oraz u dealerów samochodów używanych, w listopadzie 2022 roku w Polsce oferowano 194.511 aut z drugiej ręki, co oznacza spadek w stosunku do października br. o 10.703 samochody. Natomiast mediana ceny nieznacznie wzrosła o 500 złotych, do 29.900 złotych.
Marka BMW zdecydowała o uruchomieniu w małej serii modelu BMW iX5 Hydrogen, czyli wariantu BMW X5, w którym spalinową jednostkę napędową zastąpiono wodorowym układem napędowym. BMW iX5 Hydrogen nie jest jednak autem spalinowym, w którym zastąpiono jedynie węglowodory wodorem, lecz samochodem elektrycznym z wodorowymi ogniwami paliwowymi.
BMW iX5 Hydrogen korzysta z ogniw paliwowych
Pierwsze egzemplarze produkowanego już BMW iX5 Hydrogen mają trafić do wielu miejsc, w których auta mają pełnić rolę technologicznych demonstratorów zeroemisyjnej (lokalnie) mobilności. Produkcja tego modelu nie jest realizowana w fabryce, w której powstają klasyczne egzemplarze BMW X5, lecz ulokowano ją w pilotażowym zakładzie BMW Group w Centrum Badań i Innowacji w Monachium. Tam, na styku rozwoju i produkcji, każdy nowy model marki BMW Group jest budowany po raz pierwszy.
BMW iX5 Hydrogen to pojazd, który korzysta z układu ogniw paliwowych opracowanych we własnym zakresie przez inżynierów bawarskiej marki. Celem jest nie tylko zademonstrowanie nowego typu napędu, ale przede wszystkim chodzi o sprawdzenie, czy już dziś technologia wodorowa może być zintegrowana z całym systemem produkcyjnym BMW iFactory stosowanym w produkcyjnych zakładach niemieckiej marki na całym świecie.
Bazą są spalinowe BMW X5
Monachijskie centrum badań wykorzystało jako bazę spalinowe odmiany BMW X5 produkowane w amerykańskiej fabryce BMW Group w Spartanburgu. Następnie auta otrzymują nowy zespół podłogowy, który pozwala zmieścić dwa zbiorniki wodoru w tunelu centralnym i pod tylną kanapą. W dziale montażu oprócz komponentów seryjnych montowana jest specyficzna dla danego modelu 12- i 400-woltowa instalacja elektryczna, wysokowydajny akumulator oraz silnik elektryczny i ogniwo paliwowe.
Silnik elektryczny, umieszczony wraz z wysokowydajnym akumulatorem w okolicy tylnej osi, pochodzi z obecnej, piątej generacji technologii BMW eDrive stosowanej również w modelach elektrycznych i hybrydowych typu plug-in. Umieszczone pod maską BMW iX5 Hydrogen systemy ogniw paliwowych produkowane są od sierpnia tego roku we własnym Centrum Kompetencji Wodorowych BMW w Garching na północ od Monachium. Wiele komponentów musiało być opracowanych od podstaw i są one produkowane techniką druku 3D, optymalną dla prototypowania i produkcji małoseryjnej.
BMW iX5 Hydrogen nie jest pierwszy
BMW iX5 Hydrogen nie jest pierwszą próbą zmierzenia się niemieckiej marki z napędem wodorowym. Badania w tym zakresie prowadzone są przez BMW od lat. Wystarczy przypomnieć wodorową flotę BMW 750 hL, które to auta miały silnik spalinowy zdolny do zasilania zarówno benzyną, jak i wodorem. Niemniej spalanie wodoru w klasycznym silniku spalinowym, choć możliwe, nie jest tak nieszkodliwe dla środowiska, jak wykorzystanie wodoru w ogniwach paliwowych. Krótko, na czym polega ta różnica.
Wodór spalany w silniku spalinowym byłby zeroemisyjnym paliwem tylko w sytuacji, gdyby spalanie odbywało się w reakcji z wyłącznie tlenem. Wówczas jedynym „odpadem” wydobywającym się z układu wydechowego auta jest para wodna. Jednak w wodorowych silnikach spalinowych do komór spalania oprócz wodoru trafia również powietrze atmosferyczne a nie tlen. Powietrze zawiera również azot, w efekcie tego typu silniki emitują nie tylko nieszkodliwą wodę (parę wodną), ale i szkodliwe tlenki azotu.
Z tego względu bardziej perspektywicznym rozwiązaniem wydają się być ogniwa paliwowe, czyli układ, w którym nie ma żadnego spalania paliwa, lecz wodór w ogniwach umożliwia wytworzenie energii elektrycznej, która następnie może być wykorzystana do zasilania silnika elektrycznego. Samochód wodorowy z ogniwami paliwowymi i samochód elektryczny ładowany z dużym akumulatorem, ładowanym z zewnętrznego źródła mogą mieć identyczny silnik elektryczny, różny jest tylko sposób dostarczania do niego energii elektrycznej. W jednym przypadku energii dostarczają wodorowe ogniwa paliwowe, w drugim – duży akumulator trakcyjny.
Python to język programowania, który od czterech lat budzi coraz większe zainteresowanie. Potwierdzają to dane No Fluff Jobs. W 2022 roku 12 proc. wszystkich ogłoszeń o pracę na portalu zawierało w wymaganiach znajomość tego języka, w 2021 roku 13 proc., a w 2022 blisko 13,5 proc. Poza tym Phyton od trzech lat utrzymuje się w pierwszej trójce najczęściej wymienianych języków na portalu No Fluff Jobs (obok Javy i .NET). Specjaliści tej technologii w 2022 roku mogli zarobić nawet 24 tys. złotych miesięcznie. Również według rankingu Tiobe jest to najpopularniejszy język programowania na świecie.
„Nie bez powodu Python cieszy się rosnącą popularnością, a co za tym idzie: zarobkami. Widzimy to zarówno w raportach i zestawieniach zewnętrznych, jak i badając dane wewnętrzne No Fluff Jobs. Co roku ofert wymagających znajomości Pythona przybywa, rosną także proponowane wynagrodzenia. W 2022 roku mediana dolnych i górnych widełek wynagrodzeń wyniosła 16,8-24 tys. złotych netto (+VAT) dla B2B oraz 13-19 tys. złotych brutto na UoP. Siła Pythona leży w szerokim zastosowaniu tego języka: korzystają z niego nie tylko programiści i programistki standardowych aplikacji biznesowych, ale także osoby zajmujące się AI, data science czy machine learning, czyli specjalizacjami, na które zapotrzebowanie rośnie rok do roku” – komentuje Tomasz Bujok, CEO w No Fluff Jobs.
AI, machine learning, data science, big data – obszary, w których sprawdza się Python
Według specjalistów tak duża i wciąż rosnąca popularność Pythona może wynikać z faktu, że od czasu pandemii takie obszary jak AI, machine learning, data science czy big data przeżywają swój rozkwit. Natomiast Python pozwala na programowanie aplikacji, gier, testowanie oprogramowania, backend stron internetowych, rozwijanie data science, machine learning, aplikacji mobilnych i AI – czyli wszystkiego tego, co jest potrzebne w wymienionych wyżej specjalizacjach.
W ciągu 3 lat oferowane zarobki wzrosły o 19 proc. w przypatku B2B i o 12 proc. przy UoP
Wraz z popularnością Pythona rosną również zarobki specjalistów posługujących się tym językiem. Jak wynika z danych wewnętrznych No Fluff Jobs w 2020 roku widełki płacowe dla ofert wymagających znajomości Pythona przy umowie B2B wynosiły od 13 do 18 tys. złotych netto (+VAT), w 2021 roku od 15 do 20 tys. złotych netto (+VAT), (wzrost 12 proc.), a w 2022 roku już od 16,8 do 24 tys. złotych netto (+VAT), (wzrost 19 proc.). W przypadku umowy o pracę specjaliści Pythona w 2020 roku mogli zarobić od 10 do 15 tys. złotych brutto, w 2021 roku od 12 do 17 tys. złotych brutto (wzrost 13 proc.), a w 2022 roku od 13 do 19 tys. złotych brutto (wzrost 12 proc.).
Najczęściej rekrutowane stanowisko ze znajomością Pythona to Python Developer
Najpopularniejsze stanowiska, które pojawiają się w ogłoszeniach o pracę, a które wymagają znajomości Pythona, to w 2022 roku kolejno (od najwyższego miejsca): Python Developer, Data Engineer, DevOps Engineer, Data Scientist oraz QA Engineer. W 2021 roku na pierwszym miejscu również był Python Developer. Natomiast kolejne miejsca w zeszłym roku wyglądały nieco inaczej: DevOps Engineer, Data Engineer, Data Scientist oraz Test Automation Engineer.
No Fluff Jobs – portal z ogłoszeniami dla branży IT dostępny w 6 krajach i 8 językach, który jako pierwszy i jedyny wymaga publikacji widełek wynagrodzeń w każdej ofercie pracy. Po intensywnym rozwoju od 2014 roku firma No Fluff Jobs otworzyła we wrześniu 2019 roku oddział w Budapeszcie, niedługo później, w 2020 roku, wypuściła czeską wersję strony. W 2021 pojawiły się wersja ukraińska i słowacka, a w 2022 portal wszedł na rynek holenderski. W 2021 roku na portalu opublikowano 90944 oferty pracy, odwiedziło go 2 900 000 unikalnych użytkowników, którzy wygenerowali ponad 30 000 000 odsłon.
Kradzieże samochodów w Polsce to naprawdę ogromne liczby. Jak wynika z oficjalnych danych Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR, w 2021 roku skradziono w Polsce 7098 pojazdów. Po raz pierwszy od 3 lat nastąpił wzrost kradzieży samochodów – 2,7% w stosunku do roku 2020, kiedy z polskich ulic zniknęło 6910 samochodów.[1] W samej stolicy codziennie ginie 10-15 aut.[2] Jest to jednak wierzchołek góry lodowej! O ile wzrost kradzieży samochodów jest nieznaczny, to sięgając do danych policyjnych[3] związanych z przestępstwem kradzieży akcesoriów i części zamiennych mierzymy się ze wzrostem o 65%, porównując dane rok do roku 2020.[4]Z czego wynika zmiana zachowań w „branży”? Dlaczego złodzieje stają się coraz częściej również paserami? I jak możemy chronić swoje pojazdy?
Kradzieże samochodów w Polsce – które części to „hity” czarnego rynku części samochodowych?
Na globalnym rynku zauważalny jest znaczny niedobór i wzrost cen metali, a wraz z tym zjawiskiem rośnie popyt na katalizatory samochodowe. Dzieje się tak, ponieważ zbudowane są one z materiałów, których coraz częściej na rynku brakuje. To także jedne z najbardziej wartościowych części samochodowych, po które sięgają złodzieje.
Dużym zainteresowaniem złodziei cieszą się także koła, w tym oryginalne felgi. Chcąc ruszyć w drogę, możemy zorientować się, że nasz pojazd stoi na parkingu, ale już na cegłach – daleko niestety nie zajedziemy. Znikają także lusterka, reflektory, znaczniki marek oraz systemy car-audio.
Jakie są przyczyny kradzieży części samochodowych? Po pierwsze ze względu na mniejszą szkodliwość czynu społecznego- w przypadku wykrycia sprawcy konsekwencje są łagodniejsze. Po drugie, kradzież podzespołów czy akcesoriów samochodowych jest dużo szybsza i prostsza, niż zawłaszczenie całego pojazdu. Po trzecie, pojedynczą część łatwiej jest sprzedać. Po czwarte– większe prawdopodobieństwo, że taka kradzież w ogóle nie zostanie zgłoszona do organów ścigania. Zdaniem policjantów zajmujących się przestępczością samochodową nawet 90 proc. ginących aut „w całości” ma stanowić rezerwuar podzespołów od silników, przez koła po alternatory i siedzenia.
Gdzie najczęściej dochodzi do kradzieży? Właściciele których marek powinni mieć się na baczności?
Do kradzieży samochodów oraz ich części zazwyczaj dochodzi na osiedlowych uliczkach, w miejscach poza zasięgiem kamer monitoringu. Znane są jednak także przypadki kradzieży dokonanych w biały dzień np. na popularnych parkingach typu Park&Ride. Patrząc na mapę Polski i nanosząc na nią przestępstwa, najbardziej ostrożni powinni być kierowcy województwa mazowieckiego (2848 kradzieży), dolnośląskiego (744 kradzieży) i wielkopolskiego (717 kradzieży). W minionym roku ze swoimi autami najczęściej „rozstawiali się” właściciele Toyoty (950 skradzionych pojazdów), Audi (685) oraz BMW (522). To części zamienne tych marek są najbardziej cenione na paserskim rynku.
Część samorządów podejmuje decyzje, o wygaszaniu oświetlenia ulicznego ze względu na drastyczne podwyżki prądu, a to może oznaczać więcej chętnych na cudze pojazdy i wzrost poczucia bezkarności.
Standardowym już zabezpieczeniem w większości modeli jest autoalarm, jednak złodzieje stosują coraz bardziej nowoczesne i bezinwazyjne metody kradzieży, które nie powodują jego uruchomienia. Oficer operacyjny elitarnej grupy „Skorpion”, która specjalizuje się w ściganiu złodziei samochodowych, mówi o metodzie „na gameboya”. Złodzieje przechwytują częstotliwości radiowe kluczyka i odbiornika zamontowanego w samochodzie, a następnie kodują emulator klucza, który bez problemu otwiera upatrzony samochód. Dodatkową ochroną może być lokalizator GPS, który umożliwi śledzenie pojazdu, bądź tradycyjna mechaniczna blokada skrzyni biegów. Niestety nie pomogą one w przypadku kradzieży poszczególnych podzespołów.
Nie ma zabezpieczenia, które w 100% uchroni auto przed kradzieżą. To, co możemy jednak zrobić, to zagwarantować sobie wsparcie na wypadek takiego zdarzenia, wybierając odpowiednie polisę.
„Największą popularnością wśród złodziei cieszą się aktualnie katalizatory, których wartość zaczyna się od 1500 zł i koła z oryginalnymi felgami, za które przyjdzie nam zapłacić minimum 2 500 zł. Większość towarzystw ubezpieczeniowych w ramach dobrowolnej polisy AC (autocasco) pojazdu, obejmuje ochroną poszczególne jego części. Jednak coraz więcej przypadków kradzieży, to samochody kradzione w całości, które potem złodzieje samodzielnie demontują i sprzedają poszczególne podzespoły. Kiedy zestawimy koszt polisy – niecałe 200 zł miesięcznie za ubezpieczenie obecnie najbardziej popularnego auta wśród złodziei, czyli Toyoty Corolli z 2018 o wartości 72 000 zł, to rachunek jest oczywisty- warto mieć taką polisę – komentuje Sebastian Kozak, ekspert Unilink, największej multiagencji ubezpieczeniowej w Polsce.
Nawet jeśli łupem nie padnie cały samochód, a tylko najbardziej atrakcyjne jego części, to pamiętajmy – kradzież to tylko jeden z elementów ochrony, które zapewnia nam Autocasco.
W trakcie kradzieży może dojść do zarysowania karoserii, wybicia szyby czy uszkodzenia zamków w drzwiach. Znany jest przypadek, w którym złodzieje chcieli ukraść nową Toyotę. Niestety nie dali rady odpalić auta, a żeby zatrzeć ślady włamania, otworzyli w środku gaśnicę. Koszty naprawy były ogromne, właściciel musiał naprawić nie tylko drzwi, ale oczyścić i wymieniać całe wnętrze auta. Część towarzystw ubezpieczeniowych daje również możliwość ubezpieczenia przewożonego w samochodzie wartościowego sprzętu elektronicznego, warunkiem jest jednak, aby w zakresie znajdowało się ubezpieczenie bagażu.
To kolejny argument za zakupem polisy dla tych, którym na co dzień towarzyszy np. laptop lub sprzęt fotograficzny. Należy pamiętać, że polisa AC zabezpiecza nasze finanse również w przypadku zniszczeń wynikających z kolizji drogowych czy uszkodzeń w wyniku ekstremalnych zjawisk pogodowych – przybliża warunki ubezpieczenia AC Jolanta Dziadowiec, ekspertka multiagencji ubezpieczeniowej Unilink.
Ze względu na zróżnicowane oferty towarzystw warto porozmawiać z doświadczonym agentem, który jest w stanie dobrać dla nas najlepszy i najbardziej dopasowany wariant polisy.
Pierwsza strefa czystego transportu w Polsce staje się faktem, a zostanie wprowadzona w Krakowie w dwóch etapach (w bardzo łagodnej wersji od lipca 2024, bardziej restrykcyjne wymogi zaczną obowiązywać od lipca 2026). Decyzje zostały podjęte, akty prawne opublikowane, a plan wdrożenia konkretnych etapów ma określone czasowe ramy. Strefa będzie obejmowała wszystkie ulice w obrębie administracyjnym Krakowa z wyjątkiem kilku dróg tranzytowych.
Opinie dotyczące wymagań i wielkości strefy są podzielone. Niektórzy uważają, że założenia strefy nie są wystarczająco rygorystyczne, aby przyniosły pożądane efekty. Z drugiej strony sceptycy są zdania, że ograniczenia są zbyt wymagające i restrykcyjne, a powołują się na przykłady innych europejskich miast, w których strefy działają od wielu lat.
Strefa czystego transportu w Europie
Jak faktycznie wyglądają strefy czystego transportu w innych miastach Europy?
Berlin
Od początku skupił się głównie na wyeliminowaniu z miasta samochodów dieslowych. Aby móc wjechać do strefy, zwanej Umweltzone, trzeba spełniać określone wymogi norm emisji Euro, poświadczone specjalną naklejką, przyklejoną na szybie samochodu. Naklejki sprzedają urzędy rejestracji pojazdów i urzędy miast, jak również upoważnione warsztaty samochodowe i organizacje zajmujące się badaniem pojazdów. Nalepka kosztuje od 5 do 20 euro, w zależności gdzie i na jaki pojazd jest zakupiona.
SCT była wprowadzana w Berlinie etapami, od stycznia 2008 roku. W pierwszym etapie wyeliminowano wjazd do miasta pojazdów z silnikiem Diesla poniżej normy Euro 2 (pojazd z normą Euro 1 mógł wjechać tylko pod warunkiem posiadania zmodernizowanego filtra cząstek stałych). Samochody benzynowe, dopuszczone do wjazdu musiały spełniać wymogi przynajmniej Euro 1. Wówczas, zakazem wjazdu dotkniętych było około 7% aut zarejestrowanych w Berlinie.
Drugi etap, od stycznia 2010 roku, dopuszczał wjazd tylko dla samochodów dieslowych spełniających normę Euro 4 (lub Euro 3 ze zmodernizowanym filtrem cząstek stałych) oraz dla pojazdów benzynowych spełniających wymogi Euro 1.
Założenia drugiego etapu obowiązują w Berlinie do dziś. Dodatkowo w 2019 roku wprowadzono nowe ograniczenie dla pojazdów z silnikiem Diesla, zwane “Diesel Euro 6 LEZ”, które objęło osiem najbardziej zanieczyszczonych ulic miasta. W czerwcu 2021 roku uznano, że jakość powietrza poprawiła się w połowie ulic objętych “Diesel Euro 6 LEZ” i zniesiono tam obostrzenia.
Strefa czystego transportu funkcjonuje w Berlinie codziennie 24/7. Samochody znajdujące się w strefie są weryfikowane przez wyrywkowe kontrole policyjne. Nawet jeśli pojazd spełnia normę emisji spalin, ale nie ma naklejki na przedniej szybie, jest traktowany jako niespełniający zasad. Kara wynosi 80 euro.
Antwerpia – strefa czystego transportu
W Antwerpii strefę czystego transportu, zwaną tutaj lage-emissiezone,wprowadzono po raz pierwszy w 2017 roku i zaplanowano jej rozwój etapami (kolejno w 2022, 2025 i 2028), za każdym razem podwyższając obowiązujące normy Euro, eliminujących starsze lub wysokoemisyjne samochody w strefie. Przyjęte rozwiązania dopuszczają poruszanie się po strefie pojazdów o niższych standardach Euro niż dopuszczone, pod warunkiem zarejestrowania w systemie i wykupienia dziennej przepustki, która kosztuje 35 euro i upoważnia do wjazdu 8 dni w roku.
Obecnie dopuszczone do wjazdu są samochody spełniające wymagania Euro 2 z silnikiem benzynowym. Natomiast diesle muszą spełniać standardy Euro 5 (samochody dieslowe spełniające wymogi Euro 4 również mogą wjechać za dopłatą). Trzeci etap będzie obowiązywał od stycznia 2025. Pojazdy benzynowe będą musiały spełnić normę Euro 3, a diesle Euro 6 lub Euro 5 za dopłatą. Wprowadzenie czwartego etapu planowane jest na styczeń 2028. Samochody benzynowe będą musiały spełniać normę Euro 4, a pojazdy z silnikiem Dielsa – Euro 6d.
Pojazdy wjeżdżające do strefy sprawdzane są za pomocą systemu monitoringu, który jest skutecznym narzędziem kontroli i nakładania kar dla tych, którzy nie przestrzegają regulacji. Strefa działa codziennie 24/7.
Rotterdam – strefa czystego transportu
Rotterdam ma dwie strefy czystego transportu, które obecnie dotyczą przede wszystkich samochodów ciężarowych i dostawczych.
Pierwsza – Milieuzone – do 2020 dotyczyła samochodów osobowych, przyczep i ciężarówek. Ze względu na poprawę jakości powietrza w Rotterdamie, od 2020 roku strefa dotyczy już wyłącznie ciężarówek z silnikiem Diesla, ważących więcej niż 3,5 tony, które muszą spełniać normę Euro 6. Strefa funkcjonuje 365 dni w roku. Pojazdy wjeżdżające monitorowane są systemem kamer podłączonych do bazy danych. Osoby naruszające przepisy karane są grzywną od 150 euro do 350 euro. Aby wjechać do strefy nie ma potrzeby rejestracji.
Druga strefa – Maasvlakte Rotterdam – również dotyczy tylko samochodów ciężarowych o masie powyżej 3,5 tony. Aby wjechać, kierowca musi dokonać bezpłatnej rejestracji, a ciężarówka – jeśli z silnikiem Diesla – spełniać normę Euro 6.
W Rotterdamie planowana jest również strefa zeroemisyjnego transportu, która będzie obowiązywała od 2028 roku i wdrażana etapowo. Strefa dotyczyć będzie ciężarówek i samochodów dostawczych.
Londyn – strefa czystego transportu
Pierwsza strefa czystego transportu, zwanaLow Emission Zone, powstała w lutym 2008 roku. Dotyczyła wówczas tylko dużych ciężarówek o masie powyżej 12 ton, które – jeśli posiadały silnik Diesla – musiały spełniać normę Euro 3. Od lipca tego samego roku, takie same ograniczenia obowiązywały również wszystkie pojazdy powyżej 3,5 tony oraz niektóre auta o mniejszej masie, jak minibusy czy karetki.
Od stycznia 2012 pojazdy o masie powyżej 3,5 tony obowiązywała norma Euro 4, a od marca zeszłego roku – Euro 6. Pojazd, który nie spełnia norm może ubiegać się o przepustkę wjazdową. Ceny przepustki różnią się w zależności od pojazdu. Strefa monitorowana jest za pomocą kamer do automatycznego odczytu tablic rejestracyjnych. Za wjazd samochodem niespełniającym normy grozi kara w wysokości od 80 do 1000 funtów, w zależności od m.in. rodzaju pojazdu, terminowości zapłaty. Strefa funkcjonuje całodobowo.
Przy okazji londyńskiej strefy czystego transportu, warto wspomnieć o Ultra Low Emission Zone, czyli strefie bezemisyjnej, która obejmuje centrum miasta. Aby wjechać do ULEZ samochody osobowe muszą spełniać normy Euro 4 (benzyna) lub Euro 6 (diesel). Wjazd przy niespełnieniu określonych standardów jest możliwy za opłatą, która wynosi 12,5 funta. W planach jest poszerzenie, od sierpnia 2023, obszaru strefy o wszystkie dzielnice Londynu. Strefa jest stała, obowiązuje każdego dnia w roku przez całą dobę.
Paryż – strefa czystego transportu
Paryż był pierwszym miastem we Francji, które wprowadziło strefę czystego transportu, zwaną zone à faible emission, inaczej ZFE. Strefa ta podzielona jest na dwie części. Wjazd do niej uzależniony jest od posiadania naklejki tzw. CRIT’Air, którą każdy kierowca zobowiązany jest przykleić do przedniej szyby samochodu. Rodzaj CRIT’Air różni się w zależności od emisyjności pojazdu.
Mniejsza strefa – City of Paris – funkcjonuje od lipca 2016 roku. Większa strefa – Greater Paris – wprowadzona została trzy lata później. Ubiegłego roku obie strefy połączono. Założenia strefy dopuszczają wjazd dla pojazdów z certyfikatem CRIT’Air 2 (benzyna Euro 4, diesel Euro 5). Planowane są następne dwa etapy wdrożenia – od 2024 w strefie dopuszczony będzie tylko wjazd samochodów benzynowych od normy Euro 5, bez pozwolenia na wjazd pojazdów z silnikiem Diesla, zaś od 2030 roku dopuszczony będzie wjazd tylko dla pojazdów zeroemisyjnych.
Co ciekawe, w Paryżu strefa funkcjonuje czasowo: dla pojazdów osobowych od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00 – 20:00 i dla pojazdów ciężarowych codziennie od 8:00 do 20:00 codziennie. Za wjazd niecertyfikowanym samochodem przewidziane są kary finansowe od 68 do prawie 300 euro.
Mediolan – strefa czystego transportu
Strefa Area B pokrywa prawie cały obszar miasta i funkcjonuje od 2019 roku. Przewiduje różne ograniczenia w zależności od pojazdu. Obecnie, od października bieżącego roku w strefie obowiązują normy Euro 3 dla pojazdów benzynowych i Euro 6 dla diesli, i już wiadomo, że normy te będą podnoszone: w 2023, następnie w 2025 roku -docelowo od 2028 roku dopuszczone będą tylko pojazdy benzynowe od normy Euro 5, zaś diesle od Euro 6d. Od 2030 roku ruch pojazdów z silnikiem Diesla w SCT w Mediolanie będzie całkowicie zabroniony. SCT obowiązuje w mieście od poniedziałku do piątku w godzinach 07:30 – 19:30. Ruch w strefie monitorowany jest za pomocą kamer, za przekroczenia nakładane są kary w wysokości 80 euro.
Krakowska SCT na tle innych europejskich miast
Ważne jest aby wziąć pod uwagę, że strefa czystego transportu w Krakowie dopiero powstanie, a w innych europejskich miastach funkcjonują od lat. Wymogi wjazdu zawsze wprowadzone były etapami, aby mieszkańcy mogli spokojnie dostosować się do nowych przepisów.
Restrykcje strefy w Krakowie w 2026 roku będą łagodniejsze niż we wszystkich rozpatrywanych miastach oprócz Berlina, gdzie poziom zanieczyszczenia powietrza poprawił się na tyle, że nie ma potrzeby wprowadzenia bardziej rygorystycznych wymogów.
Kierowcy na potęgę przekraczają prędkość w tunelu na Zakopiance
Jak podał Główny Inspektorat Tansportu Drogowego, wystarczył miesiąc otwarcia tunelu, by dozwoloną prędkość przekroczyło w nim 2926 kierowców. To zaskakująco dużo, biorąc pod uwagę fakt, że informacja o pomiarze szybkości podczas przejazdu, jest wskazana nie tylko znakami, ale również informują o niej napisy na tablicach umieszczonych nad drogą.
Zastanawiająca jest statystyka, zgodnie z którą większość bo 2248 przekroczeń prędkości, miała miejsce na jezdni w kierunku Krakowa. Czyżby kierowcy „z miasta” lepiej byli zaznajomieni z ideą pomiaru prędkości niż ci mieszkający na Podhalu?
Drobnym pocieszeniem jest to, że ponad 75% zarejestrowanych wykroczeń była drobna – dotyczyła przekroczenia prędkości w przedziale 11-20 km/h. Na tym tle wyróżniło się 33 kierowców, którzy jechali przynajmniej o 50 km/h za szybko.
Niekwestionowany rekord należy do kierowcy Seata, którego średnia prędkość wyniosła aż 201 km/h.
Odcinkowy pomiar prędkości w tunelu Zakopianki
Tunel znajdujący się w ciągu Zakopianki ma 2 km długości, a dozwolona prędkość w nim wynosi 100 km/h. Aby skłonić kierowców do jej przestrzegania, cały tunel objęty jest odcinkowym pomiarem prędkości.
Oznacza to, że kamery rejestrują wjazd każdego pojazdu, a później system sprawdza, kiedy samochód z tunelu wyjedzie. Na podstawie czasu przejazdu obliczana jest średnia prędkość – jeśli przekracza ona limit, robione jest zdjęcie takiego pojazdu.
Może kierowcy, którzy zostali złapani na zbyt szybkiej jeździe nie rozumieją koncepcji odcinkowego pomiaru prędkości? Widzą znaki, ale sądzą, że chodzi o zwykły radar. Po chwili jazdy, kiedy nie widzą charakterystycznej żółtej skrzynki, wciskają mocniej gaz.
Ogłoszona niedawno mobilizacja wynika z projektu rozporządzenia Ministerstwa Obrony Narodowej, zgodnie z którym w 2023 roku nawet 200 tys. osób ma otrzymać wezwanie do stawienia się na ćwiczenia.
Pisma nakazujące stawienie się w jednostkach wojskowych otrzymają osoby z tak zwanej rezerwy pasywnej, czyli osoby mające uregulowany stosunek do służby wojskowej i nie pełnią innego rodzaju służby wojskowej oraz nie podlegają militaryzacji. Górne granice wieku to 55 lat lub 63 lata, w przypadku osób posiadających stopień oficerski lub podoficerski.
Czas na jaki rezerwiści będą powoływani może być różny. Ćwiczenia wojskowe mogą być:
jednodniowe
krótkotrwałe (do 30 dni)
długotrwałe (do 90 dni)
rotacyjne (do 30 dni z przerwami w ciągu roku kalendarzowego)
Z kolei dla rezerwistów ze służby aktywnej, raczej nie będą zaskoczeni takimi wezwaniami. Zawsze są oni zobowiązani do pełnienia służby raz na kwartał przez przynajmniej dwa dni oraz przez przynajmniej 14 dni raz na 3 lata. W ich przypadku powołanie może być na czas nieokreślony.
Wojsko szuka między innymi kierowców
W ramach planowanych ćwiczeń wojskowych rezerwiści mają zdobyć podstawowe informacje na temat służby w armii, ale to tylko jeden z powodów ogłoszenia mobilizacji. Wojsko chce mieć przegląd tego, jakich specjalistów posiada w rezerwie. Tak aby w przypadku mobilizacji w razie konfliktu, móc wysłać wezwanie już do konkretnych osób, które będą z kolei wiedziały już wcześniej, czego armia od nich oczekuje.
Na liście zawodów, które mogą spodziewać się wezwań są:
lekarze
pielęgniarki
informatycy
kierowcy zawodowi
Mowa więc o osobach, które otrzymają inne zadania, niż pójście z karabinem na front. Wśród nich są kierowcy posiadający inne uprawnienia, niż kategoria B, którzy będą mogli siadać za kierownicą cięższego sprzętu wojskowego.
Wiosek o rozpatrzenia konstytucyjności przepisów pozwalających na zatrzymywanie prawa jazdy na 3 miesiące, złożyła I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska. Było to w kwietniu 2021 roku. W swoim wniosku zaskarżyła dwie przesłanki, na mocy których starosta odbiera uprawnienia na mocy decyzji administracyjnej:
zatrzymanie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym
zatrzymanie prawa jazdy za przekroczenie dozwolonej liczby przewożonych osób, wynikających z dowodu rejestracyjnego
Manowska zaskarżyła także to, że decyzja starosty podejmowana jest z rygorem natychmiastowej wykonalności oraz to, że w razie złamania tego postanowienia, okres zatrzymania uprawnień przedłużany jest do 6 miesięcy.
Teraz Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok, w którym przyznaje rację I sędzi Sądu Najwyższego. W uzasadnieniu zwraca on uwagę, że starosta w żaden sposób nie weryfikuje otrzymanych przez policję informacji. Otrzymuje jedynie notatkę o przebiegu zdarzenia, tak jak opisuje je funkcjonariusz i to ten funkcjonariusz tak naprawdę wydaje wyrok, a starosta tylko go uprawomocnia. TK zwraca uwagę, że obecny przepis nie przewiduje żadnego trybu odwoławczego, żadnej możliwości weryfikacji, czy faktycznie doszło do danego wykroczenia, ani możliwości zaskarżenia decyzji o odebraniu prawa jazdy. Tymczasem jednym z podstawowych praw każdego obywatela, jest możliwość nieprzyznania się do zarzuconego mu czynu i dochodzenia swoich praw na drodze administracyjnej lub sądowej.
Co wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zatrzymywania praw jazdy oznacza dla kierowców?
Przepisy pozwalające na zabieranie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w ternie zabudowanym, weszły w życie w marcu 2015 roku. Dzisiejszy wykrok Trybunału Konstytucyjnego wskazuje jednoznacznie, że potrzebna jest nowelizacja. Najprostszym rozwiązaniem wydaje się być zastrzeżenie, że jeśli kierowca nie przyznaje się do winy i odmawia przyjęcia mandatu, zawieszona zostaje także kwestia odebrania mu prawa jazdy. Sprawa zostaje skierowana do sądu i to on wtedy rozstrzyga, czy oskarżony przekroczył prędkość, a jeśli tak, czy w sposób który kwalifikuje się do odebrania mu uprawnień na 3 miesiące.
Warto zauważyć, że przy okazji powoduje to inny problem, nad którym Trybunał Konstytucyjny się nie pochylił. Otóż kierowca otrzymuje mandat w ramach postępowania karnego. Natomiast odebranie uprawnień na 3 miesiące odbywa się na zasadzie postępowania administracyjnego. To dwa osobne tryby i dlatego obecnie nawet ktoś, kto nie przyjął mandatu, traci prawo jazdy, niezależnie od późniejszego wyroku sądu. Tworzy to nie tylko problem w kwestii nowelizacji niekonstytucyjnych przepisów, ale samo w sobie jest niekonstytucyjne. Kierowca otrzymuje bowiem dwie kary, nakładane w dwóch różnych trybach, za jedno wykroczenie. Tymczasem konstytucja zabrania karania dwukrotnie za to samo. Nad tym niestety TK się nie pochylił.
Niekonstytucyjność przepisów pozwalających na zatrzymywanie prawa jazdy była oczywista od dawna
Przepisy pozwalające zatrzymywać prawo jazdy na 3 miesiące za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym, od początku budziły kontrowersje. Nie tylko wśród kierujących, ale także w środowisku prawniczym. Wskazywano właśnie na te, wymienione wcześniej kwestie, które w oczywisty sposób przeczyły podstawowym zasadom prawa. Nie była do tego nawet potrzebna znajomość konstytucji.
Na problem zwracali nawet sędziowie Sądu Najwyższego, a Rzecznik Praw Obywatelskich kilkukrotnie interweniował w tej sprawie. Bezskutecznie. Podkreślmy, że nikt nie negował potrzeby istnienia przepisu, przewidującego tak dotkliwą sankcję, jak zatrzymanie prawa jazdy na 3 miesiące. Wszyscy wskazywali tylko na absurd, że nawet złapany na gorącym uczynku przestępca, ma szanse na obronę przed sądem. Taką możliwość ma każdy. Poza kierowcą, który według policjanta jechał za szybko. A czy dokonany pomiar był wiarygodny? Tego w żaden sposób nie można było zweryfikować i wszystko zależało od arbitralnej decyzji policjanta.
Ciepłe powietrze w samochodzie pochodzi z nagrzewnicy, która wykorzystuje ciepło silnika. Priorytetem jest więc rozgrzanie jednostki napędowej, aby układ chłodzenia zaczął odprowadzać z niej ciepło, wykorzystywane potem do ogrzania powietrza trafiającego do kabiny.
Najlepiej jest więc na początku w ogóle nie włączać ogrzewania, ponieważ po pierwsze jest za wcześnie by mogło zadziałać, a po drugie odbieramy silnikowi jakiekolwiek ciepło, wydłużając cały proces. Włączmy je dopiero kiedy wskazówka temperatury cieczy chłodzącej drgnie – wtedy układ dostarczy nam już ciepłe powietrze.
Korzystnie jest wtedy skierować powietrze na nogi (ciepło i tak unosi się do góry) oraz na szybę, aby uniknąć parowania, co jest powszechnym zjawiskiem jesienią i zimą.
Czy warto rozgrzewać auto na postoju?
Wiele osób zanim zacznie odśnieżać samochód, uruchamia w nim silnik, by ten się szybciej rozgrzał i nagrzał wnętrze. To bardzo mało efektywny sposób – trwa bardzo długo, a długa praca na wolnych i na zimno szkodzi podzespołom samochodu.
Należy też pamiętać o tym, że za pozostawienie włączonego silnika na postoju powyżej jednej minuty (w terenie zabudowanym) wiąże się z mandatem 100 zł. Natomiast 300 zł otrzymamy za generowanie nadmiernego hałasu oraz spalin.
Do czego używać obiegu wewnętrznego w samochodzie?
Obieg wewnętrzny pozwala nam odciąć się od powietrza z zewnątrz. Zwykle stosuje się to na przykład stojąc w korku, aby nawiew nie tłoczył spalin do naszej kabiny. Są jednak też inne tego zastosowania.
Ponieważ przy zamkniętym obiegu powietrze zaciągane jest z wnętrza, pozwala szybciej je ogrzać zimą. Do nagrzewnicy nie trafia wtedy mroźne powietrze, ale już to wstępnie rozgrzane, więc cały proces przebiega szybciej. Podobnie można zamykać obieg latem, aby przyspieszyć jego wychłodzenie.
Ta metoda ma jedną wadę – przy zamkniętym obiegu łatwo o zaparowanie szyb. Rozwiązaniem wtedy jest włączenie klimatyzacji, która wysusza powietrze.
Ostatnie lata tak nas przyzwyczaiły do bezśnieżnych Świąt Bożego Narodzenia, z w tym roku inwazję Zimy jeszcze przed połową grudnia wielu odbiera jako zaskoczenie. Aura tymczasem jest jak najbardziej właściwa na tę porę roku. Planując wyjazd, czy to do pracy, czy gdzieś dalej trzeba się przygotować i wyjść wcześniej. Pośpiech może drogo kosztować, np. do 3 tys. zł za nieodśnieżone auto. A to nie jedyna kara, która grozi kierowcom zimą.
Nieodśnieżone auto? Grozi Ci nawet 3 tys. zł
Warto zaznaczyć, że nie jest to obligatoryjna, lecz maksymalna kwota grzywny za jazdę z nieodśnieżonym autem, wynika to z Art 66.1.1. Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym, który brzmi:
Pojazd uczestniczący w ruchu ma być tak zbudowany, wyposażony i utrzymany, aby korzystanie z niego: 1) nie zagrażało bezpieczeństwu osób nim jadących lub innych uczestników ruchu, nie naruszało porządku ruchu na drodze i nie narażało kogokolwiek na szkodę;
Art. 66.1.1 Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym
Odśnieżenie mieści się w kryteriach wspomnianego w przepisie utrzymania auta w stanie nie zagrażającym bezpieczeństwu.
Jeżeli odśnieżyliście dach, nadwozie, reflektory, ale np. tablice pozostają nieczytelne, wciąż jesteście narażeni na mandat w kwocie 500 zł i 8 punktów karnych. Dbałość o tablice dotyczy oczywiście każdej pory roku, niemniej to zimą są największe szanse zabrudzenia ich tak bardzo, że staną się nieczytelne. Warto też pamiętać o czystych tablicach wybierając się w dłuższą trasę, szczególnie drogami, na których obowiązują opłaty e-Toll.
Nieodśnieżone auto? Nie uruchamiaj go przed odśnieżaniem!
W Polsce praca silnika na postoju jest dozwolona, ale przez krótki czas. Ustawodawca określił go zaledwie na 1 minutę. To za mało by zacząć od uruchomienia silnika i w ciągu 60 sekund odśnieżyć auto. Nowy taryfikator przewiduje za takie wykroczenie mandat karny w kwocie 100 zł. Nawet jeżeli samochód jest już odśnieżony, ale np. czekasz w uruchomionym aucie by się nagrzało (błąd! Nie róbcie tego, wyjaśniłam to w innym materiale) również narażamy się na karę, a dodatkowo niepotrzebnie obciążamy silnik naszego auta.
Oprócz tablic i nadwozia, zadbajcie też o reflektory. Jeżeli są przysypane śniegiem, albo zaszronione czy oblodzone i nie spełniają swojej roli, policjant może nas ukarać mandatem w kwocie 300 zł i 8 punktów karnych.
Nad Polskę nadciągnęła prawdziwa zima. Opady śniegu w całym kraju przysypują białym puchem wszystkie drogi. Dzieci cieszą się z zabaw na śniegu, dorośli, szczególnie ci, których czeka podróż samochodem. Już mniej. Zakładamy, że opony zimowe, czy przynajmniej dobre opony całoroczne macie już na kołach, ale to nie jedyne o czym warto pamiętać i mieć przy sobie zimą.
Na wszelki wypadek wyjaśniamy. Sprawdzenie opon to nie tylko ich ogólna kondycja, ale również ciśnienie. Pamiętajcie, na mrozie ciśnienie powietrza w oponach spada (przy wyższych temperaturach ciśnienie rośnie), dlatego jeżeli korzystacie z opon całorocznych i pompowaliście je w letnich temperaturach, to na mrozie powietrza w nich będzie najprawdopodobniej za mało. W przypadku opon zimowych, zakładamy, że zmienialiście je niedawno, więc powinny być w miarę, ale jeżeli zmienialiście przy złotej jesieni i 20 stopniach to również w tym przypadku warto sprawdzić ciśnienie i ewentualnie dopompować.
Do powyższej listy dodałabym jeszcze jedno, jeżeli planujecie wyjazd w góry, warto zapakować do bagażnika łańcuchy na koła. Pamiętajcie, że ich założenie jest obowiązkowe, gdy na drodze górskiej miniecie znak C-18 „Nakaz używania łańcuchów przeciwpoślizgowych”. Ich montaż nie jest taki trudny, nie musicie prosić faceta o pomoc. Dowód? Instrukcja Pani M3chanik:
Na koniec jeszcze przydatna porada, zajrzyjcie do poniższego materiału:
Działanie sygnalizacji świetlnej i interpretacja jej wskazań wydaje się banalnie proste. Zielone światło – jedziemy. Czerwone światło, grzecznie stoimy i czekamy na zmianę koloru na zielony. Wówczas płynnie ruszamy w dalszą trasę pokonując bezpiecznie skrzyżowanie. Taki scenariusz jest w głowach wielu kierowców oczywisty, tymczasem warto pamiętać, że nie zawsze zielone światło daje kierowcy prawo do przejazdu przez skrzyżowanie.
Zielone światło to przejazd, ale pod pewnymi warunkami
Oczywiście w normalnych warunkach, gdy ruch jest płynny, zielone światło jak najbardziej uprawnia nas, kierowców do przejazdu przez skrzyżowanie. Jednak – szczególnie w dużych miastach – bardzo wielu kierowców zapomina o ważnym i wciąż obowiązującym przepisie.
„Sygnał zielony nie zezwala na wjazd za sygnalizator, jeżeli:
1) ruch pojazdu utrudniłby opuszczenie jezdni pieszym lub rowerzystom
2) ze względu na warunki ruchu na skrzyżowaniu lub za nim opuszczenie skrzyżowania nie byłoby możliwe przed zakończeniem nadawania sygnału zielonego.”
§95 ust. 2 punkt 2 Obwieszczenia Ministra Infrastruktury oraz Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji w sprawie ogłoszenia jednolitego tekstu rozporządzenia Ministrów Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji w sprawie znaków i sygnałów drogowych; Dz. U. 2019 poz. 454
Dlatego Policja regularnie przypomina kierowcom, by nie wjeżdżali na skrzyżowanie, nawet pomimo wyświetlania na sygnalizatorze zielonego światła, zanim nie upewnią się, że dalsza jazda i pokonanie skrzyżowania w bezpieczny sposób jest w ogóle możliwe. Jeżeli wjazd na skrzyżowanie spowoduje zatamowanie ruchu, to fakt, że wjechałeś na skrzyżowanie na zielonym w niczym Cię nie usprawiedliwia.
Zielone światło i korek – co robić?
Dlatego co do zasady, najbezpieczniejszym wyborem w sytuacji, gdy dojeżdżasz do skrzyżowania i widzisz, że jego opuszczenie z powodu istniejącego zatoru jest niemożliwe, jest zatrzymanie się przed wciąż zielonym światłem sygnalizatora i poczekanie, aż przejazd przez skrzyżowanie będzie możliwy. Być może w międzyczasie światło zmieni się na czerwone, ale nic się wówczas nie stanie, bo nie blokujesz skrzyżowania, a w międzyczasie ruch rozładuje się najprawdopodobniej na tyle, że po ponownej zmianie świateł na zielone będzie można pokonać bezpiecznie skrzyżowanie.
Pośpiech w tym przypadku jest fatalnym doradcą, bo wjazd na skrzyżowanie, którego nie uda się opuścić przed zmianą świateł siłą rzeczy spowoduje, że stworzymy zator na takim skrzyżowaniu, co tylko spotęguje korki i utrudni zarówno nam, jak i wszystkim pozostałym uczestnikom ruchu drogowego szybsze dotarcie do celu. To właśnie tacy „spieszący się” kierowcy powodują korki, tym samym jeszcze bardziej wydłużając również i sobie drogę.
Ponadto tamowanie ruchu jest również sankcjonowane prawnie. W myśl przepisów:
§1. Kto tamuje lub utrudnia ruch na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, podlega karze grzywny do 500 zł lub karze nagany.
§2. Jeżeli wykroczenia, o którym mowa w §1, dopuszcza się prowadzący pojazd mechaniczny, podlega karze grzywny nie niższej niż 500 zł.
Dlatego jeszcze raz, gdy ruch jest intensywny, w godzinach szczytu, zawsze upewnij się, dojeżdżając do skrzyżowania ze światłem zielonym, że zdołasz przejechać skrzyżowanie nie tamując ruchu na jego środku.
W wielu firmach zatrudniających zawodowych kierowców rutynowe badanie alkomatem przed rozpoczęciem pracy to już w zasadzie norma. Problem w tym, że dotychczas nie było w Polsce przepisów, które nakazywały by kierowcom, prowadzącym auta pracodawcy lub służbowe, poddanie się takiej kontroli. Była to zawsze dobra wola kierowcy. Jedynie Policja może dziś przeprowadzać kontrole ad hoc. Niebawem się to zmieni, dzięki niemal jednogłośnie przyjętym przez Sejm zmianom w przepisach kodeksu pracy.
Za przyjęciem nowych przepisów opowiedziały się praktycznie wszystkie ugrupowania polityczne w polskiej scenie politycznej, na „tak” głosowało aż 430 posłów. Nowe przepisy jeszcze nie obowiązują, bo procedura legislacyjna wymaga, by przegłosowane zmiany trafiły do Senatu, a następnie na biurko Prezydenta Rzeczypospolitej, ale przy niemal jednogłośnej akceptacji, dalsze procedowanie zmian wydaje się formalnością. W efekcie nowe przepisy zaczną obowiązywać prawdopodobnie już od nowego, 2023 roku. Co dokładnie się zmieni?
Badanie alkomatem przez pracodawcę zalegalizowane
Przyjęcie nowej ustawy o zmianie ustawy kodeks pracy i niektórych innych ustaw oznacza, że przeprowadzanie prewencyjnej kontroli kierowców przez pracodawcę będzie zalegalizowane. Pracodawca otrzyma prawo przeprowadzenia takiej kontroli wśród swoich kierowców. Co ważne, w myśl nowych zapisów, forma zatrudnienia nie będzie mieć znaczenia. Kontroli na trzeźwość żądanej przez pracodawcę będą musieli się poddać nie tylko kierowcy zatrudnieni na podstawie umowy u pracę, ale również pracownicy korzystający z innych form zatrudnienia: umowy b2b, umowy zlecenia itp.
Badanie alkomatem przez pracodawcę będzie legalne, ale nie przymusowe
Jednocześnie ustawodawca nie nałożył na pracodawców obowiązku przeprowadzania kontroli trzeźwości (badanie alkomatem lub testowanie na obecność innego podobnie działającego środka). Kwestię wyboru czy przeprowadzać kontrole wśród własnej załogi posłowie pozostawili w gestii pracodawcy. To osoba zarządzająca firmą zatrudniającą kierowców decyduje, czy tego typu kontrole wprowadzić we własnej organizacji.
Przepisy nie regulują także, kto dokładnie powinien być poddawany takiej kontroli, ma to również leżeć w gestii pracodawcy i być regulowane na podstawie wewnętrznych ustaleń danego podmiotu. To pracodawca ustali, czy kontroli mają być poddawani np. wszyscy, czy też tylko pracownicy określonych działów, określone grupy zawodowe itd. Istotne jest też to, że kontrole nie mogą być prowadzone ad hoc i bez uprzedzenia. Zgodnie z nowymi przepisami, pracodawca, będzie musiał poinformować pracowników w sposób przyjęty w danej firmie o planowanych kontrolach trzeźwości nie później niż 2 tygodnie przed wprowadzeniem kontroli.
Od kiedy badanie alkomatem przez pracodawcę będzie usankcjonowane prawnie?
Jak wcześniej wspomniałam, nowe przepisy przegłosowane już przez Sejm trafią do Senatu, który powinien się zająć tematem jeszcze przed Świętami, następnie nowela trafi na biurko Prezydenta. W obu instancjach dalsze procedowanie zmian będzie najprawdopodobniej jedynie formalnością. Przy założeniu braku jakichkolwiek opóźnień, nowe przepisy mogłyby zacząć obowiązywać na początku 2023 roku.