Ilu pieszych zostało potrąconych w Polsce w 2023 roku?
Na pełne dane za miniony rok będziemy musieli jeszcze poczekać, ale jako przykład weźmy statystyki od stycznia do sierpnia 2023 roku. W tym czasie doszło do 2846 wypadków z udziałem pieszych, w których zginęło 237 osób. W porównaniu do analogicznego okresu 2022 roku to spadek o 26 oraz 47.
1437 z tych zdarzeń miało miejsce na przejściach dla pieszych, czemu przecież miały zapobiec nowe przepisy dające im pierwszeństwo już podczas wchodzenia na pasy. Dlaczego to nadal tak poważny problem?
Na to pytanie pomaga odpowiedzieć poniższe nagranie. Trójka nastolatek, które prawdopodobnie właśnie wyszły ze szkoły, pomału podchodzi do przejścia. Zatrzymują się, odwracają do siebie, mówią coś. Zupełnie jakby szły chodnikiem, a nie zamierzały wejść na przejście, prowadzące przez ruchliwą ulicę. W tym czasie z naprzeciwka nadjeżdża ciężarówka.
Pierwsza z nastolatek wchodzi na przejście, wpatrzona w zaśnieżoną ulicę, zupełnie niezainteresowana, czy nadjeżdża jakiś samochód. Druga wchodzi za nią, ale odwraca głowę w stronę ciężarówki sunącej w jej stronę na zablokowanych kołach. Po sekundzie zastanowienia, ucieka do przodu, unikając potrącenia. Dopiero wtedy pierwsza zorientowała się, że cały czas w ich stronę jechała ciężarówka. Jedynie trzecia dziewczyna popatrzyła, czy droga jest pusta i widząc zbliżający się pojazd, pozostała na chodniku.
Kto był winny tej sytuacji. Kierowca ma obowiązek zachować szczególną ostrożność w obrębie przejścia dla pieszych i zmniejszyć prędkość. Kierujący ciężarówką nie jechał szybko i natychmiast zaczął hamować. Było jednak zbyt ślisko. Czy powinien był jechać jeszcze wolniej?
A czy piesze dopełniły obowiązku zachowania szczególnej ostrożności, przed wejściem na przejście? Sprawdzenia, czy mogą bezpiecznie wejść na pasy? Czy pamiętały o zakazie wchodzenia bezpośrednio przed nadjeżdżający pojazd. Chyba tego zabrakło.
Tym razem udało się uniknąć potrącenia, ale łatwo sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby nastolatki weszły na ulicę sekundę później, a ciężarówka jechałaby kilka kilometrów szybciej.
Bycie ekspedientem w sklepie lub pracownikiem stacji paliw stojącym za kasą, zwykle kojarzy się z zarobkami w okolicach pensji minimalnej. Ale wychodzi na to, że jest to wrażenie mylne. Według najnowszego raportu ekonomistki dr Izabeli Lewandowskiej, na stacji można zarobić całkiem godziwe pieniądze.
Jak możemy dowiedzieć się z zestawienia pod hasłem „Przerwijmy milczenie: Tyle zarabiają dziewczyny w Polsce”, pewna studentka z Poznania bierze na rękę 4000-4600 zł, zależenie od liczby zmian oraz premii. Jak sama podkreśla, pracuje się 12 godzin, a klienci bywają uciążliwi, ale sama praca jest lekka.
Z zestawienia można dowiedzieć się też, że dziewczyny (wbrew temu co hasło „przerwijmy milczenie”) sugeruje, zarabiają całkiem nieźle. Barmanka bierze na rękę nawet 10 tys. zł, natomiast lekarka bez specjalizacji, pracująca prawdopodobnie w jakiejś przychodni, ma pensję na poziomie 18 tys. zł netto, chociaż pracuje tylko na 3/4 etatu. Skoro dziewczyny zarabiają tak dobrze, to ciekawe do jakich zarobków dochodzą kobiety.
Szczególną uwagę internautów zwróciły zarobki sprzedawczyni na stacji paliw. Szczeremu zaskoczeniu towarzyszyło zainteresowanie, na jakiej to stacji można tyle zarobić. Wyjaśnieniem zagadki może być to, że dla osoby będącej studentem, pensja netto wynosi tyle samo co brutto.
Według Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń, pracownicy stacji paliw zarabiali w minionym roku około 2850 zł na rękę. Taka kwota wygląda (niestety) na bardziej realną.
Obecna kwota 98 zł za przegląd techniczny obowiązuje od 2004 roku. Nie ulega wątpliwościom, że stawka musi się zmienić, ale są pewne granice. Interia donosi o piśmie, które do posłów skierowało Stowarzyszenia Inżynierów i Techników RP (oddział Krosno). Organizacja pisze w nim, że przegląd techniczny w 2024 r. powinien kosztować… 505 zł! Skąd taka ogromna kwota?
Czy będziemy płacić 505 zł za przegląd techniczny?
Stawka za przegląd techniczny na poziomie 98 zł została ustalona w 2004 r., gdy najniższa krajowa wynosiła 824 zł brutto. To stanowiło 11,9 proc. minimalnej pensji. Przeliczając to na aktualną najniższą krajową, otrzymujemy kwotę na poziomie 505 zł. To oznaczałoby zatem podwyżkę na poziomie 515 proc.
Nie jest powiedziane, że jest to wymóg diagnostów i sztywne wytyczne, do których muszą ustosunkować się rządzący. Jest to raczej pokazanie skali i sytuacji w jakiej znaleźli się diagności. Mało który, trzeźwo myślący minister podpisałby ustawę z kwotą 505 zł za badanie techniczne.
Ile będzie kosztował przegląd techniczny w 2024 roku?
Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów podała bardziej realną kwotę za badanie techniczne. Mówi się o kwocie na poziomie 150 zł netto, czyli 184 zł brutto. I suma ta brzmi zdecydowanie znośniej. Czy to oznacza, że tyle będziemy płacić za badania techniczne w 2024 roku?
Na razie nic na ten temat nie wiadomo. Nie jest nawet pewne, czy w tym roku w ogóle będzie jakakolwiek zmiana stawek. Wszystko zależy od nowego ministra infrastruktury, a ten na razie milczy. Na ten moment kierowcy płacą więc po staremu, czyli 98 zł.
Co grozi za spóźnienie się na przegląd techniczny?
Jeśli nie zrobimy przeglądu technicznego w terminie, należy liczyć się dodatkowymi i kosztownymi konsekwencjami. Jeśli policja lub Inspekcja Transportu Drogowego zatrzyma nas do kontroli, za brak przeglądu grozi mandat w wysokości od 1500 do nawet 5000 zł oraz zatrzymaniem dowodu rejestracyjnego. Dodatkowo, kierowca może zostać obciążony dodatkowymi kosztami związanymi np. z koniecznością odholowania pojazdu.
Stacje ładowania Tesli, Superchargery zostały zapełnione niesprawnymi elektrykami, po tym jak drastycznie spadły temperatury. Ten obrazek wygląda jak z filmu katastroficznego, gdy właściciele musieli uciekać w popłochu i zostawiać swoje auta. Tutaj nikt nie uciekał, ale nie mógł się nigdzie ruszyć, bo jego Tesla na mrozie odmówiła posłuszeństwa.
Tesle na mrozie przestały się ładować
Problemem właścicieli Tesli nie jest tylko spadek energii w ich bateriach, ale także brak możliwości ich naładowania. Winnym wszystkiego jest… natura, bo w Chicago, gdzie doszło do tej sytuacji temperatura spadła do -20 stopni.
„Nic. Żadnej mocy. Nadal na zero procent” – lamentował jeden z kierowców, który próbował naładować swój Teslę w stacji Supercharger. Kilku innych właścicieli elektryków spotkał ten sam problem, musieli porzucić swój samochód i wezwać lawetę.
Elektryki, jak w zasadzie większość urządzeń elektrycznych nie działa lub działa bardzo słabo przy niskich temperaturach i w zasadzie widok niesprawnych aut elektrycznych nie powinien w tej sytuacji dziwić. Niektóre auta elektryczne są wyposażone w system podgrzewania baterii, który powinien ułatwić proces ładowania przy niskich temperaturach i być może właściciele tych aut z niego nie skorzystali.
Warto też dodać, że jeżeli bateria jest mocno rozładowana i zimna, wpuszczenie do niej ogromnej ilości energii mogłoby spowodować awarię lub pożar. Dlatego warto korzystać z systemu podgrzewania baterii, zanim dojedziemy na stację ładowania. W niektórych autach wystarczy fabryczną nawigację naprowadzić na stację ładowania i w tym czasie system sam powinien podgrzać baterię.
Pamiętajmy, że samochody spalinowe przy temperaturach poniżej -10 również mają problemy z rozruchem, czy poprawną pracą, choć ten próg może być znacznie niższy niż w przypadku elektryków. Auto z silnikiem spalinowym szybko się też rozgrzeje i raczej nie natrafiamy na problemy z tankowaniem, gdy temperatura spadnie zimą.
Możemy się spodziewać, że z biegiem czasu technologia aut elektrycznych poradzi sobie i z tym problemem. VW już pracuje nad nowym typem baterii, która ma być bardziej wydajna i szybciej się ładować. Niemcy mówią tutaj nawet o przełomie.
Wiele miast i miasteczek w Polsce w różny sposób zachęca mieszkańców do rozliczenia podatku PIT w miejscu zamieszkania. Miastu przynosi to wymierne korzyści, bo z pieniędzy podatników można zrealizować wiele miejskich inwestycji.
Urząd Miasta Stołecznego Warszawa, aby zachęcić mieszkańców do rozliczenia podatku PIT wprowadza loterię, w której można wygrać samochód elektryczny. Co trzeba zrobić, aby wziąć udział w loterii?
Elektryk za darmo? Trzeba spełnić jeden warunek
Władze Warszawy szacują, że w stolicy mieszka ponad 2 mln osób. Ale podatki rozlicza tutaj niecałe 1,5 mln mieszkańców. Jak informuje urząd miasta, brakujące wpływy można by przeznaczyć na realizację kolejnych miejskich inwestycji oraz rozwój usług dla mieszkańców. Środki pozyskanie z rozliczenia podatku PIT, można zainwestować m.in. w transport publiczny, utrzymanie obecnych i nowych placówek oświatowych, czy poprawę opieki społecznej.
Loteria „Płać PIT w Warszawie” ruszyła w poniedziałek 15 stycznia. Formularz zgłoszeniowy trzeba wypełnić najpóźniej do 31 maja 2024 r. Żeby wziąć udział nie trzeba być zameldowanym w stolicy — wystarczy wskazać miasto stołeczne Warszawa jako miejsce zamieszkania w deklaracji podatkowej PIT za 2022 r.
Główną nagrodą w warszawskiej loterii jest elektryczny Fiat 500e (o mocy 95 KM) o wartości 149 tys. 499 zł. Co więcej, właściciel otrzyma w cenie roczny pakiet ubezpieczeniowy (OC/AC/NNW/Assistance). Zwycięzca nie będzie musiał martwić się także koniecznością opłacenia podatku od nagrody, bo organizator loterii przewidział pieniądze na ten cel.
Gra jest więc warta świeczki, a to nie koniec nagród. W puli nagród znalazło się także pięć rowerów elektrycznych, o wartości ponad 3 tys. każdy, a także 50 Warszawskich Kart Miejskich ZTM o wartości 600 zł. Zwycięzcy loterii zostaną ogłoszeni 12 czerwca 2024 r.
Kolizja na drodze S7 podczas wpychania się między samochody
Już sam początek nagrania jest ciekawy, ponieważ autor nagrania oraz kierowca dostawczego Volkswagena znajdujący się za nim, stoją w korku na poboczu drogi S7. W tym czasie ruch na dwóch pasach odbywa się płynnie.
Wytłumaczenie jest proste – na zjeździe z ekspresówki utworzył się korek. Gdyby kierujący chcieli ustawić się zgodnie z przepisami, zablokowaliby pas prawy. Taka sytuacja, gdy na jednym pasie ruch może odbywać się normalnie, a na drugim jest zator, bywa niebezpieczna. Znacznie też utrudnia poruszanie się innych kierujących. Tworzenie korka na poboczu, choć nieprzepisowe, ma naprawdę sporo zalet.
Zalety te maja sens wtedy, gdy wszyscy kierowcy rozumieją i respektują sytuację. Nie powinno być na przykład takich sytuacji jak na nagraniu, w których jakiś kierowca omija część korka i próbuje wjechać w jego środek. Nagłe zwalnianie na drodze ekspresowej to ryzykowny manewr. Tymczasem kierowca białego Renault Megane zatrzymał się, co jest bardzo niebezpieczne.
Zatrzymał się, ponieważ kierowca Volkswagena najpierw zostawił sporą lukę do autora nagrania, co kierujący Renault odebrał jako gest uprzejmości. Wtedy kierowca Volkswagena zrozumiał swój „błąd” i wcisnął gaz, żeby tylko nie wpuścić przed siebie Megane. Nastąpił moment impasu, zakończony uszkodzonym lusterkiem.
Kto jest winny kolizji podczas mijania się pojazdów?
Do określenia kto jest winny kolizji, można zastosować wykładnię stosowaną, gdy dwa pojazdy spotkają się na wąskiej drodze. Jeśli żaden z kierujących nie złamał podczas jazdy przepisów, to winni są obaj, ponieważ kontynuowali jazdę, chociaż nie pozwalały na to warunki. Jeżeli natomiast jeden kierowca stał, a drugi zdecydował się jechać dalej, to on jest winny.
Zgodnie z tą logiką, winnym byłby kierowca Volkswagena. Widział on, że Renault stoi bardzo blisko, a mimo tego ruszył. Nie pomyślał o tym, że paka jest nieco szersza od szoferki i doszło do kolizji.
Wątpliwości budzi tylko fakt, że to kierowca Megane sprawił, że dwa pojazdy znalazły się tak blisko siebie. Próbował on wymusić pierwszeństwo na kierowcy Volkswagena, podczas zmiany pasa. W momencie kolizji, zajmował on też dwa pasy ruchu, co jest kolejnym wykroczeniem. Przekroczył też ciągłą linię.
Nie zapominajmy też, że kierowca Volkswagena sam znajdował się na poboczu niezgodnie z prawem. Trudno nam powiedzieć, co w takiej sytuacji orzekłaby policja, ale naszym zdaniem obaj kierujący złamali po kilka paragrafów i obaj przyczynili się do kolizji.
Cofanie przebiegów w samochodach używanych to wciąż plaga. Niewiele dało wpisywanie przebiegów w bazie CEPiK, bo wciąż istnieje czarna dziura dotycząca aut z importu. Taki pojazd może przyjechać do Polski już „po korekcji licznika” i w bazie danych będziemy widzieć nieprawdziwe informacje.
Wydawałoby się, że najchętniej cofają liczniki w samochodach najpopularniejszych – kompaktowych hatchbackach lub SUVach. Paradoksalnie, akurat ta grupa zajmuje ostatnie miejsce z wynikiem 3,64%, a zatem wyraźnie poniżej średniej.
Segment, w którym liczniki cofa się najczęściej to… pick-upy. Prawie 8,5% modeli tej klasy przeszło jakieś manipulacje przy wskaźniku przejechanych kilometrów. Niewiele lepsze są coupe i kabriolety. W pierwszym przypadku wskaźnik to 7,82%, w drugim 6,91%. Dopiero czwartą pozycję zajmują sedany.
Pick-upy są często sprowadzane z USA i w ich przypadku bardzo trudno udokumentować pełną historię. To daje oszustom szersze pole manewru. Z drugiej strony, nie zapominajmy, że sporo pick-upów pochodzi z polskich salonów. Były chętnie kupowane przez firmy z odliczeniem podatku VAT, wówczas jest duża szansa, że ich pełną historię da się łatwo zweryfikować.
Nie ma też co demonizować i rezygnować z zakupu samochodu z przekręconym licznikiem, choć przy zakupie powinniśmy być dużo bardziej wyczuleni na jego stan oraz rzetelność sprzedawcy. W wielu przypadkach może to być tzw. „przebieg autostradowy”, a to wcale nie oznacza, że auto jest dużo bardziej zużyte niż takie, które jeździło na krótkich dystansach. Wręcz przeciwnie, silnik na autostradzie pracował ze stałą prędkością, był odpowiednio nagrzany i smarowany. Także zawieszenie nie musiało znosić dziurawych dróg. Dodatkowo, jeśli uda się wykryć, że przebieg jest „kręcony”, może to być podstawą do żądania solidnego rabatu.
Pick-upów jest coraz więcej. Winne są regulacje
Coraz więcej Europejczyków korzysta z mechanizmu Individual Vehicle Approval (IVA), by sprowadzić dla siebie amerykańskie auta, często również pick-upy. W 2019 r. sprowadzono w ten sposób 2,9 tys. pojazdów, to w 2022 r. było to już 6,8 tys. Dominuje jeden model, właśnie pick-up – Dodge Ram, tem model stanowi aż 60% całego importu aut z USA.
Klienci chętnie sprowadzają auta ze Stanów Zjednoczonych z kilku powodów. Po pierwsze, ceny tamtejszych aut są atrakcyjne, szczególnie biorąc pod uwagę obecną sytuację w Europie, gdzie ceny aut szaleją. Po drugie, w USA występują modele, których u nas nie ma lub już zostały wycofane ze względu na normy spalin (np. Jaguar F-Type z silnikiem V6).
Niektóre auta, szczególnie pick-upy są prostsze w konstrukcji, a przez to bardziej niezawodne i mówimy tutaj o nowych autach. Samochody z USA nie muszą być wyposażone w układy bezpieczeństwa, które w UE są wymagane. Nawet tak podstawowe jak ESC.
Kulig kojarzy się z saniami i konnym zaprzęgiem, ale obecnie najczęściej można spotkać kulig w formie sanek ciągniętych przez samochód. Przepisy w kwestii takiego rodzaju kuligu są jednoznaczne:
Zabrania się kierującemu ciągnięcia za pojazdem kierującego hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego, osoby poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, osoby na sankach lub innym podobnym urządzeniu, zwierzęcia lub ładunku.
Kulig za samochodem lub innym podobnym pojazdem jest więc zabroniony, bez względu na to, czy przyczepimy do niego sanki czy coś innego. Nie ma tu pola do kombinowania i własnych interpretacji. Żadne nie przekonają policjanta.
Ile wynosi mandat za kulig za samochodem?
Jeśli ktoś mimo tego postanowi zorganizować kulig za samochodem lub traktorem, musi liczyć się z mandatem. Taryfikator przewiduje 500 zł oraz 5 punktów karnych za takie wykroczenie. To wariant minimum.
Mniej optymistyczny jest taki, że funkcjonariusz uzna, iż stwarzaliśmy w ten sposób zagrożenie w ruchu drogowym, a wtedy mandat zaczyna się od 2000 zł w górę.
Pesymistyczny scenariusz, do jakiego czasem niestety dochodzi, do wypadku jednego z uczestników kuligu. Wtedy kierowcy grozi nawet 8 lat pozbawienia wolności.
Możliwość na to jest tylko jedna. Trzeba zrobić prawdziwy kulig, czyli taki z dużymi saniami, zaprzężonymi w konie. Zasady panują tu podobne jak w przypadku ciągnięcia wozu, czy innego pojazdu, „napędzanego” przez zwierzęta pociągowe:
Do zaprzęgu może być używane tylko zwierzę niepłochliwe, odpowiednio sprawne fizycznie i dające sobą kierować. Kierujący pojazdem zaprzęgowym jest obowiązany utrzymywać pojazd i zaprzęg w takim stanie, aby mógł nad nimi panować.
Dodajmy, że do sań nie można doczepiać sanek czy tym podobnych urządzeń. Zasady panują tu takie same, jak w przypadku korzystania z samochodu.
Na zamarznięte szyby od zewnątrz jest kilka dobrych i szybkich sposobów. Zapomnij o skrobaczce, to uciążliwe i rysujące szybę narzędzie. Do tego najlepiej nada się odmrażacz w spraju lub foliowy woreczek z ciepłą wodą. Nie polewasz nią szyby a tylko „przejeżdżasz” ciepłym woreczkiem po szybie, która momentalnie odmarza.
Gorzej jest, gdy jest zamarznięta szyba od środka. Wówczas ani woreczek, ani odmrażacz w płynie nie sprawdzą się do końca. Woda lub płyn mogą przedostać się wgłąb deski rozdzielczej i narobić szkód w elektryce. Skrobaczka, jak już wspomnieliśmy jest bezużyteczna, w środku samochodu oprócz tego, że porysuje szybę to jeszcze ciężko się nią obsługiwać, szczególnie gdy szyba jest pochylona lub w środku jest po prostu mało miejsca. Jak więc poradzić sobie z zamrożoną szybą w środku?
Zamarznięta szyba od środka – jak odmrozić ją najszybciej?
Sposób może wydawać się trywialny, ale jest najskuteczniejszy. Żeby odmrozić szybę od środka samochodu trzeba go po prostu ogrzać. Czasem trwa to dobrych kilkanaście minut i należy pamiętać, żeby nie robić tego na postoju. Przypomnijmy, że za pracę silnika podczas postoju przez dłużej niż minutę grozi mandat w wysokości 100 zł. Temat rozgrzewania auta opisywaliśmy już szerzej.
Silnik, a więc również samochód rozgrzewa się szybciej podczas jazdy. W nowoczesnych samochodach wystarczy przejechać 2-3 km, gdy ciepłe powietrze zaczyna lecieć z kratek nawiewu. Aby jeszcze usprawnić proces odmrażania, trzeba włączyć klimatyzację. Tak, sprężarka klimatyzacji dodatkowo osusza powietrze, co pozwala szybciej ogrzać przednią szybę. Można dodatkowo włączyć wewnętrzny obieg powietrza, ustawić temperaturę na maksymalną i kratki nawiewu skierować ku górze, na szybę.
Zamarznięta szyba od środka – jak temu zapobiec?
Warto przy tym zadziałać prewencyjnie, żeby nie spieszyć się i nie stresować podczas następnego odmrażania. Dlaczego szyby zamarzają od środka? Winna temu jest oczywiście wilgoć, szczególnie zimą, gdy wsiadamy do środka w ośnieżonych butach i kurtkach, nadmiar wody nie ma ujścia.
By temu przeciwdziałać, warto porządnie otrzepywać się ze śniegu. Dodatkowo, zadbaj o dobry stan uszczelek oraz filtra kabinowego – zaniedbane i brudne będą przyczyniały się do zbierania wilgoci we wnętrzu. Sprawdzonym patentem jest również woreczek ryżu, umieszczony przy szybie.
A Ty, jaki masz sprawdzony sposób na nadmiar wilgoci we wnętrzu auta?
Złe warunki pogodowe bardzo szybko obnażają wszelkie usterki pojazdu. Dlatego szczególnie w okresie zimowym duże znaczenie ma odpowiedni serwis lub wymiana części wpływających na bezpieczeństwo jazdy. Przed wyjazdem na narty lub w góry dobrze jest sprawdzić swoje auto i skontrolować opony, hamulce, akumulator, światła, płyn chłodniczy czy płyn do spryskiwaczy.
Jak przygotować auto na ferie zimowe? O tym trzeba pamiętać
Zanim wyruszysz
Przed uruchomieniem silnika i startem obowiązkowe jest usunięcie śniegu i lodu ze wszystkich szyb, reflektorów, lamp, ale też dachu i maski. Za jazdę nieodśnieżonym samochodem w Polsce grozi mandat do nawet 3 tysięcy złotych i 12 punktów karnych.
Odśnieżenie dachu, maski, reflektorów i szyb nie wystarczy, trzeba też pamiętać o tablicach rejestracyjnych, gdy są one nieczytelne grozi wówczas mandat w kwocie 500 zł i 8 punktów karnych.
W trudnych warunkach pogodowych dla uzyskania maksymalnej widoczności zamiast świateł do jazdy dziennej należy używać świateł mijania. Do mycia szyby nie należy używać zwykłej wody, ponieważ szybko zamarznie. Warto zadbać więc o zapas zimowego płynu do spryskiwaczy. Natomiast do oczyszczania oblodzonej szyby nie wolno sięgać po gorącą wodę, bo może to spowodować pęknięcie szyby.
Trzeba pamiętać, aby nie rozgrzewać auta na postoju. Według przepisów silnik może pracować maksymalnie minutę, ale to zbyt krótko aby rozgrzać auto i w całości je odśnieżyć. Za samochód, który stoi z włączonym silnikiem dłużej niż minutę, nowy taryfikator przewiduje mandat karny w kwocie 100 zł.
Opony
Opony zimowe poprawiają przyczepność i prowadzenie pojazdu w niskich temperaturach i na śliskiej nawierzchni, dlatego powinno się je zakładać już pod koniec jesieni. Jeśli tak się nie stało, wyjazd na ferie to ostatni moment na taki ruch. Szczególnie, że są one obowiązkowe w niektórych krajach popularnych wśród narciarzy, takich jak Austria, Włochy, Słowacja, Czechy. Przed podróżą należy skontrolować stan i głębokość bieżnika oraz ciśnienie w oponach.
Pamiętaj, aby zadbać o odpowiednie ciśnienie w oponach. Gdy wyruszasz na ferie zapewne zabierasz ze sobą więcej bagażu, więc musisz pamiętać, aby ciśnienie było wyższe niż, gdy podróżujesz sam. Trzymaj się zaleceń producenta co do odpowiednich wartości, zazwyczaj te informacje znajdziesz na naklejce przy drzwiach kierowcy lub przy wlewie paliwa.
Innym elementem samochodu mającym duże znaczenie dla bezpieczeństwa są hamulce. Warto regularnie kontrolować stan układu hamulcowego, a w razie konieczności zlecać wymianę zużytych tarcz i klocków hamulcowych profesjonalnemu warsztatowi. Zawsze należy pamiętać też o wpływie śniegu i lodu na skuteczność hamowania.
Droga hamowania na śniegu i lodzie może wydłużyć się nawet 10-krotnie. Bezpieczeństwo zatrzymywania się na śliskiej nawierzchni może zwiększyć układ przeciwdziałający blokowaniu kół (ABS), ale trzeba wiedzieć, jak z niego korzystać. Podczas gwałtownego lub awaryjnego hamowania i jednoczesnego wykonywania ruchów kierownicą należy wcisnąć sprzęgło. Drgania pedału hamulca oznaczają, że nawierzchnia drogi jest śliska i układ ABS działa.
Przed uruchomieniem silnika i startem obowiązkowe jest usunięcie śniegu i lodu ze wszystkich szyb, reflektorów, lamp, ale też dachu i maski. Za jazdę nieodśnieżonym samochodem w Polsce grozi mandat do nawet 3 tysięcy złotych i 12 punktów karnych.
W trudnych warunkach pogodowych dla uzyskania maksymalnej widoczności zamiast świateł do jazdy dziennej należy używać świateł mijania. Do mycia szyby nie należy używać zwykłej wody, ponieważ szybko zamarznie. Warto zadbać więc o zapas zimowego płynu do spryskiwaczy. Natomiast do oczyszczania oblodzonej szyby nie wolno sięgać po gorącą wodę, bo może to spowodować pęknięcie szyby.
Wycieraczki, żarówki, apteczka
Warto, by w przypadku zimowej wyprawy w aucie znalazły się: koc i rękawice, odmrażacz i płyn do spryskiwaczy, w pełni naładowany telefon lub ładowarka, kamizelka odblaskowa, apteczka pierwszej pomocy, przekąski i gorące napoje, odblaskowy trójkąt ostrzegawczy. Jadąc w góry, warto rozważyć zabranie łańcuchów na koła, saperki lub worka z piaskiem.
Zimowe wycieczki czy codzienna jazda w tym okresie wcale nie muszą być przykrym doświadczeniem. Aby uniknąć najbardziej powszechnych problemów z autem, warto z odpowiednim wyprzedzeniem umówić się u zaufanego mechanika w profesjonalnym warsztacie na przegląd samochodu przygotowujący go do zimy lub planowanego w tym czasie wyjazdu.
Nietypowy wyświetlacz osadzony w kryształowej obudowie stworzyła firma Continental oraz Swarovski. 10-calowy wyświetlacz bazuje na najnowszej technologii microLED, która zapewnia niespotykany dotąd poziom jasności i kontrastu. Generujący obraz panel microLED zawieszony jest w kryształowej obudowie, tworząc iluzję, że wyświetlana treść „unosi się w powietrzu”.
Unikalne połączenie wyświetlacza samochodowego i prawdziwego kryształu zostało opracowane we współpracy z firmą Swarovski Mobility. Dzięki temu rozwiązaniu firma Continental została uhonorowana nagrodą CES Innovation Award Honoree za wybitny projekt produktu.
Kryształowy wyświetlacz Crystal Center Display jest sercem systemu infotainment i zdobi centralny punkt deski rozdzielczej. Układ centralnego wyświetlacza informacyjnego daje stylistom motoryzacyjnym nowe sposoby interpretacji minimalistycznej estetyki we wnętrzach luksusowych samochodów.
Szczególnym wyzwaniem było wyświetlenie ekranu na przyciemnianym kryształowym panelu i połączenie wszystkiego w jednolitą całość. Stwarza to iluzję, że wyświetlana treść „unosi się swobodnie w krysztale”. Aby to osiągnąć, wyświetlacz Crystal Center Display wykorzystuje technologię microLED.
Wyświetlacz microLED posiada samoświecące piksele i oferują znacznie większą jasność oraz lepszy kontrast niż porównywalne technologie.
Wyświetlacz z kryształu Swarovskiego to na razie koncept, który ma dużą szansę powodzenia. Trzeba przyznać, że wygląda świetnie, elegancko i może przyjąć się szczególnie w samochodach z półki premium. Na razie nie wiadomo, która marka podejmie się montowania go w swoich modelach.
Zdarzenie miało miejsce na drodze ekspresowej S2 pod Warszawą. Nagrywający został wyprzedzony przez złotego Mercedesa klasy C, poruszającego się lewym pasem. Niemieckie kombi jechało szybciej od pozostałych uczestników ruchu, ale nie była to duża różnica w prędkości.
Kierowca już po chwili musiał zwolnić, ponieważ trafił na typową dla polskich dróg sytuację. Pomimo niedużego natężenia ruchu oraz trzech pasów, lewy nie był wolny. Dosłownie kilku kierowców zablokowało wszystkie trzy, zupełnie nie rozumiejąc jak należy jeździć po drogach wielopasmowych.
Kierujący Mercedesem zaczął ich wyprzedzać, wykonując gwałtowne manewry i nie utrzymując bezpiecznego dystansu. Potem pojechał dalej.
Kolizja złotego Mercedesa pod Warszawą. Wszyscy uciekli
Dalsza część nagrania jest przyspieszona, aż do momentu, kiedy na drodze tworzy się zator. Po chwili widać osoby zbierające coś z asfaltu, a później pojawia się roztrzaskany Mercedes, stojący pod prąd na środkowym pasie.
Jak dowiadujemy się z opisu nagrania, wszyscy podróżujący Mercedesem uciekli. Przybyła na miejsce policja znalazła w samochodzie kilka kompletów tablic rejestracyjnych. Trwa ustalanie, kto prowadził złotą klasę C.
Czy można ostrzegać innych kierowców przed policją?
Teoretycznie można. Żaden przepis nie zabrania przekazywania innym informacji na temat tego, że w pobliżu znajduje się patrol. Nie trzeba więc obawiać się mandatu za to.
Policjanci mają jednak na to swoje sposoby. Zwykle zwracają uwagę na sposób ostrzegania innych i tu znajdują podstawę do zatrzymania i wstawienia mandatu. To czasami wystarczy, żeby mieć spore kłopoty.
Jak nie wolno ostrzegać przed patrolem policji?
Kierowcy mają różne sposoby ostrzegania się przed policją. Kiedyś było to CB Radio, teraz są to odpowiednie aplikacje na telefon. Najbardziej uniwersalnym sposobem pozostaje i tak mruganie długimi światłami.
Czynność pozornie niewinna, a poza tym robimy ją po minięciu patroli, więc nie ma obaw, że funkcjonariusze to zobaczą. Niestety policja coraz częściej wykonuje tak zwane kaskadowe pomiary prędkości. Za jednym patrolem ustawiony jest drugi, a nawet trzeci. Stoją one w odległości często kilkuset metrów. W ten sposób gdy jeden patrol kogoś „obsługuje”, zbyt szybko jadący kierowcy nadal mogą wpaść w ręce kolejnych policjantów. Niektórzy przyspieszają po minięciu patrolu, przekonani że nic im już nie grozi. A wtedy zatrzymuje ich patrol kolejny.
Może się więc zdarzyć, że jeśli ostrzegać będziemy innych o pierwszym patrolu, nasze zachowanie zauważy drugi patrol, który będzie chciał z nami na ten temat porozmawiać. Istnieje też ryzyko, że wśród nadjeżdżających z naprzeciwka pojazdów, które ostrzegamy, będzie nieoznakowany radiowóz.
Samo ostrzeganie nie jest karalne. Ale nieprawidłowe używanie świateł drogowych to mandat 200 zł i 4 punkty karne. Jeżeli ostrzegacie innych poprzez aplikację i trzymacie wtedy telefon w ręce, to mandat wynosi 500 zł i 12 punktów karnych (za korzystanie z telefonu w czasie jazdy).
Pamiętajcie też, że kontrola na podstawie „niewłaściwego użycia świateł drogowych” to tylko formalna przykrywka do zatrzymania. Policjanci zirytowani tym, że ostrzegacie innych kierowców, mogą chcieć przeprowadzić bardzo dokładną kontrolę w nadziei, że znajdą podstawę do jeszcze jakiegoś mandatu.
Inflacja daje się polskim kierowcom we znaki. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez agencję badawczą PBS na zlecenie platformy Automarket.pl – ponad 40 proc. kierowców ogranicza naprawy auta i serwis do niezbędnego minimum. Połowa używa auta rzadziej i częściej wybiera transport zbiorowy. A jeden na pięciu kierowców rozważa sprzedanie samochodu, byle tylko zmniejszyć koszty życia.
Z badania wynika też, że aż 8 na 10 użytkowników aut zauważyło wzrost cen serwisu lub naprawy samochodu. Z drugiej strony 9 na 10 kierowców jest zadowolonych z poziomu usług warsztatów i serwisów, a 7 na 10 ocenia koszt wykonywanej usługi jako przynajmniej akceptowalny.
Zaledwie 2 na 5 kierowców wykonuje tylko najbardziej konieczne naprawy. Na to, że rzadziej i bardziej powierzchownie naprawiamy swoje auta ma wpływ kilka czynników. Główny to oczywiście ceny części i usług mechaników, którzy cenią się jak nigdy wcześniej. Podwyższenie cen z ich strony nie zawsze wynika z ich chciwości, ale też dlatego, że utrzymanie lub czynsz warsztatów znacznie wzrosły. Okazuje się również, że jakość napraw i usług jest na niezadowalającym poziomie, co sprawia, że rzadziej z nich korzystamy.
Kierowcy nie są gotowi do płacenia coraz wyższych rachunków, ponieważ wielu z nich decyduje się na poszukiwanie alternatyw, pozwalających na obniżenie kosztów utrzymania auta.
– Partnerskie sieci serwisowe informują nas, że w związku ze wzrostem cen serwisu i części samochodowych użytkownicy coraz częściej decydują się na zmianę sposobu napraw. Ma to potwierdzenie w wynikach przeprowadzonego dla nas badania, a najbardziej niepokojącym zjawiskiem jest deklarowane przez ponad 40 proc. użytkowników aut ograniczenie czynności serwisowych do minimum. Bardziej rozsądna wydaje się postawa kierowców, którzy w związku z podwyżkami zdecydowali się na poszukanie tańszych warsztatów lub ograniczenie korzystania z samochodu na rzecz innych środków transportu, co deklarowała około połowa kierowców – mówi Tomasz Otto z platformy Automarket.pl.
W obliczu podwyżek cen napraw i serwisu, część kierowców decyduje się nawet na sprzedaż pojazdu. Taki krok podjęło lub poważnie rozważa 1 na 5 właścicieli samochodów.
W warsztatach liczą się ceny oraz zaufanie do serwisu
Wpływ podwyżek w warsztatach na zmianę sposobu użytkowania pojazdów ukazuje, jak dużą wagę kierowcy przykładają do poziomu cen usług serwisowych przy wyborze miejsca naprawy auta – 84 proc. z nich wskazało ten aspekt jako kluczowy, na równi z zaufaniem do danego punktu. Na kolejnych miejscach znalazły się: czas i termin wykonywania usługi oraz lokalizacja, czyli odległość od miejsca zamieszkania lub pracy, które wskazało 76 proc. badanych użytkowników aut.
Z badania wynika, że polscy kierowcy są bardzo lojalni wobec warsztatów, które znają i odwiedzają od dawna. Ponad połowa z nich korzysta z jednego, zawsze tego samego serwisu samochodowego, a tylko mniej niż 1/5 świadomie oddaje auto do kilku różnych serwisów, w zależności od aktualnych potrzeb. Pozostali deklarują natomiast, że chętnie korzystaliby z usług wyłącznie jednego warsztatu, gdyby tylko oferował szybsze terminy napraw.
Auto otrzymało napęd hybrydowy piątej generacji o nazwie Hybrid 130. Układ z 1,5-litrowym silnikiem ma nową przekładnię oraz większy i mocniejszy silnik elektryczny MG1. Wraz z ulepszeniem jednostki sterującej mocą (PCU) pozwoliło to zwiększyć moc o 14% ze 116 KM/85 kW do 132 KM/97 kW. Jednocześnie zwiększono moment obrotowy silnika elektrycznego MG2 w całym zakresie obrotów, a maksymalny moment obrotowy wzrósł o 30% ze 141 do 185 Nm.
Nowa Toyota Yaris Cross zyskuje także cyfrowe zegary, nową wersję systemu multimedialnego Toyota Smart Connect oraz ulepszone systemy wsparcia podczas jazdy i parkowania T-MATE, a także cyfrowy kluczyk.
Nowa Toyota Yaris Cross – cena w Polsce
Yaris Cross to jeden z najchętniej wybieranych modeli Toyoty nie tylko w Polsce, ale i w Europie. To najlepiej sprzedający się samochód wśród klientów indywidualnych i możemy się spodziewać, że zainteresowanie na nową wersję będzie równie wysokie.
Niestety, nowa Toyota Yaris Cross ma również nową cenę, cennik otwiera wersja Active z hybrydą o mocy 116 KM i napędem na przód za 109 900 zł. Auto w standardzie posiada system multimedialny z kolorowym, 9-calowym ekranem dotykowym, łączność ze smartfonem przy pomocy Apple CarPlay i Android Auto, automatyczną klimatyzację, kamerę cofania, inteligentny tempomat adaptacyjny (iACC) oraz najnowsze systemy bezpieczeństwa i wsparcia kierowcy Toyota (m.in. układ wczesnego reagowania w razie ryzyka zderzenia, z systemem wykrywania pieszych i rowerzystów, asystenta utrzymania pasa ruchu, czy układ rozpoznawania znaków drogowych).
Jak wyglądają ceny pozostałych wersji nowej Toyoty Yaris Cross?
Nowa Toyota Yaris Cross – cena w Polsce
Active
Comfort
Style
Executive
GR SPORT
Premiere Edition
1.5 Hybrid Dynamic Force FWD 116 KM e-CVT
109 900 zł
115 900 zł
127 900 zł
–
–
–
1.5 Hybrid Dynamic Force AWD-i 116 KM e-CVT
–
125 900 zł
137 900 zł
–
–
–
1.5 Hybrid Dynamic Force FWD 130 KM e-CVT
–
–
–
137 900 zł
146 900 zł
148 900 zł
1.5 Hybrid Dynamic Force AWD-i 130 KM e-CVT
–
–
–
147 900 zł
–
158 900 zł
Nowa Toyota Yaris Cross Premiere Edition
Premiere Edition to limitowana wersja specjalna, która prezentuje pełnię możliwości nowej Toyoty Yarisa Cross. Auto w tym wariancie kosztuje od 148 900 zł z napędem na przód oraz od 158 900 zł z napędem AWD-i. Standardem w tej odmianie jest wyświetlacz projekcyjny (HUD), asystent parkowania Toyota Teammate Advanced Park, monitor panoramiczny z systemem kamer 360 stopni (PVM), osłony przedniego i tylnego zderzaka, a 18-calowe felgi aluminiowe mają specjalny wzór Premiere. Listę wyposażenia można zwiększyć dobierając pakiet VIP (9000 zł).
Nowa Lancia Ypsilon ma zadebiutować w lutym, ale już teraz możemy napawać się widokiem auta w pełnej krasie. Do sieci „wyciekły” zdjęcia nowego auta, choć często takie „przypadkowe” zdjęcia są celowym zabiegiem producentów, aby podkręcić apetyty przed oficjalną premierą.
Nowa Lancia Ypsilon 2024 – czego możemy się spodziewać?
Technologicznie nowa Lancia Ypsilon bazuje na Peugeocie 208 i Oplu Corsa, bowiem wszystkie te marki należą do motoryzacyjnego giganta – Stellantis. To akurat dobra informacja, bo dzięki temu wiele podzespołów będzie można łatwo znaleźć, a ceny części nie będą przyprawiały o ból głowy. O to jednak będą martwić się właściciele używanych egzemplarzy.
Nowa Lancia Ypsilon ma bardzo ponętne kształty i będzie wyróżniać się na ulicy. Tył przypomina model Stratos – kultową rajdówkę, szczególnie po światłach, których LEDy ilustrują kształt litery „Y”. Samochód ma być prosty konstrukcyjnie, czego oczekują właściciele małych miejskich aut, ale jego domeną ma być design.
Nowy Ypsilon zbudowano na platformie CMP (współdzielonej z Peugeotem i Oplem), pod maską znajdzie się silnik z rodziny PureTech 1.2 (prawdopodobnie z miękką hybrydą). Będzie tutaj także wariant elektryczny, z akumulatorem 54 kWh, oferujący moc ok. 150 KM.
Nowa Lancia Ypsilon ma urzekać wyglądem. I robi to!
To auto wyłamuje się z kanonu współczesnej motoryzacji i tak właśnie miało być. Lancia musiała stworzyć samochód, który będzie zupełnie inny, przynajmniej stylistycznie, żeby utrzymać te piękną markę przy życiu.
Tył auta, jak już wspomnieliśmy nawiązuje do Stratosa, natomiast przód to już nowoczesność. Wąski pasek LED biegnący przez całą szerokość maski oraz wyodrębnione lampy z przodu powodują, że auto wydaje się szersze i większe. A przecież to auto miejskie. Więcej szczegółów zobaczymy z pewnością podczas premiery.
Nowa Lancia Ypsilon – kiedy i za ile?
Premierę nowej Lancii zaplanowano na luty tego roku, a auto ma zostać zaprezentowane podczas Geneva Motor Show 2024. Włosi zaszaleli z wyglądem i mamy obawę, że również poniosą ich wodze fantazji w cenniku. Skąd takie przypuszczenia? Lancia jest swego rodzaju fenomenem. Samochody tej marki, a w zasadzie samochód, bo to tylko Ypsilon sprzedawany jest tylko we Włoszech, a mimo to sprzedaż jest wyższa niż… wszystkich modeli Alfy Romeo.
Biorąc to pod uwagę, nie ma co liczyć, że nowa Lancia Ypsilon będzie miała dobrą ceną. Poczekamy, zobaczmy.
Nowy odcinek drogi ekspresowej S19 realizowana będzie w ramach rządowego Programu Budowy Dróg Krajowych w systemie Projektuj i buduj. Odcinek szlaku Via Carpatia pomiędzy Jawornikiem i Lutczą, o długości ok. 5,2 km, poprowadzony będzie m.in. estakadą nad istniejącą drogą krajową nr 19. Długość tego obiektu to około 780 m, a filary będą miały nawet do 36 m wysokości. Estakada przejdzie w dwunawowy tunel o długości niemal 3 km pod górą Kamieniec. Będzie to najdłuższy z trzech tuneli jakie powstaną w województwie podkarpackim w ciągu S19.
Zakres prac obejmuje budowę odcinka drogi ekspresowej o przekroju dwujezdniowym, po dwa pasy ruchu w obu kierunkach wraz z pasem awaryjnym. W ciągu trasy głównej wybudowane zostaną też obiekty inżynierskie, w tym wspomniana wcześniej estakada i tunel, a także most pełniący funkcję przejścia dla małych zwierząt.
W ramach zadania powstanie też Miejsce Obsługi Podróżnych Jawornik w kierunku Barwinka. Droga ekspresowa zostanie wyposażona w urządzenia Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, infrastrukturę systemu zarządzania ruchem oraz urządzenia ochrony środowiska. Zostaną także wybudowane dodatkowe jezdnie obsługujące teren przyległy, przebudowane zostaną drogi kolidujące z inwestycją a także infrastruktura techniczna.
Według szacunków GDDKiA cała inwestycja zostanie zrealizowana najdalej w 59 miesięcy.
Odcinek drogi ekspresowej S19 Jawornik – Lutcza przebiega przez teren o skomplikowanej budowie geologicznej, składającej się ze zlepieńców, piaskowców i łupków ilastych, charakterystycznej dla fliszu karpackiego. Wykonane rozpoznanie budowy geologicznej podłoża wykazało bardzo zmienne warunki geologiczne wzdłuż projektowanego odcinka. Teren przyszłej inwestycji charakteryzuje się również różnorodnym i skomplikowanym ukształtowaniem terenu, przechodząc na przemian przez wzniesienia i doliny. W rejonie tunelu dominują obszary leśne i nieużytki.
Tak różnorodna budowa geologiczna oraz ukształtowanie terenu skutkuje występowaniem obszarów osuwiskowych. W ramach rozpoznania geologicznej budowy podłoża wykonano badania geofizyczne, wiercenia i sondowania oraz wykonano sieć monitoringu geotechnicznego, obejmującą obszary osuwiskowe.
Ponieważ trasa S19 przebiegać będzie po terenie, zarówno zróżnicowanym wysokościowo jak i charakteryzującym się skomplikowaną budową geologiczną, na etapie budowy konieczne zatem będzie zabezpieczenie stwierdzonych osuwisk oraz terenów predysponowanych osuwiskowo.
Budowa szlaku Via Carpatia
Ten szlak to kluczowy korytarz transportowy łączący Europę Północną i Południową. Na terenie Polski trasa będzie miała około 700 km długości. W skład szlaku drogowego Via Carpatia wchodzą odcinki dróg ekspresowych S61, S16 i S19 przebiegające przez teren pięciu województw – podlaskiego, warmińsko-mazurskiego, mazowieckiego, lubelskiego i podkarpackiego.
W woj. podkarpackim S19 będzie miała docelowo długość ok. 169 km Aktualnie kierowcy korzystają już z 81,8 km tej trasy na odcinku Lasy Janowskie – Rzeszów Południe. Oznacza to, że połączyliśmy nie tylko stolice województwa podkarpackiego i lubelskiego. Mieszkańcy Podkarpacia uzyskali również szybkie połączenie z Warszawą poprzez S19 i S17, a kierowcy z woj. lubelskiego z autostradą A4. Kolejne 72,9 km trasy Via Carpatia są w realizacji, czyli w budowie, na etapie uzyskiwania decyzji ZRID lub opracowywania dokumentacji do ZRID. Na etapie przetargu są ostatnie dwa odcinki S19 o łącznej długości 11,6 km.
Stan realizacji szlaku Via Carpatia w województwie podkarpackim:
81,8 km – oddane do ruchu (odcinki: Lasy Janowskie – Rzeszów Południe)
72,9 km – w realizacji (w budowie: Rzeszów Południe – Babica, Babica – Jawornik, Krosno – Miejsce Piastowe, Miejsce Piastowe – Dukla, na etapie opracowywania dokumentacji do ZRID: Domaradz – Krosno oraz na etapie uzyskiwania ZRID: Dukla – Barwinek i dobudowa drugiej jezdni Sokołów Małopolski Płn. – Jasionka)
11,6 km – w przygotowaniu (na etapie przetargu: Jawornik – Lutcza, Lutcza – Domaradz)
Jakie są uprawnienia policjanta podczas kontroli drogowej?
Uprawnienia funkcjonariusza podczas kontroli drogowej są dość duże. Policjant może między innymi:
skontrolować dokumenty kierowcy
sprawdzić dokumenty i stan prawny pojazdu
zbadać trzeźwość kierującego
sprawdzić stan techniczny samochodu (a nawet odbyć jazdę próbną)
przeszukać samochód
Najczęściej policjanci ograniczają się do kontroli dokumentów, czasami sprawdzają też trzeźwość kierującego. Jeżeli wizualnie pojazd nie budzi zastrzeżeń, nie jest weryfikowany jego stan techniczny.
Prawo pozwala policjantowi na dokonanie przeszukania pojazdu, ale procedura jest ściśle określona. Zgodnie z zapisami ustawy o policji:
Kierowca powinien pamiętać podczas kontroli, że prawo nie daje policjantowi władzy absolutnej. Ograniczony jest przepisami i procedurami, ale wiele zależy też od jego subiektywnej oceny sytuacji.
Policjanci wykonując czynności, o których mowa w art. 14, mają prawo dokonywania kontroli osobistej, a także przeglądania zawartości bagaży i sprawdzania ładunków w portach i na dworcach oraz w środkach transportu lądowego, powietrznego i wodnego w razie istnienia uzasadnionego podejrzenia popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary lub w celu znalezienia:
broni lub innych niebezpiecznych przedmiotów mogących służyć do popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary
przedmiotów, których posiadanie jest zabronione, lub mogących stanowić dowód w postępowaniu prowadzonym w związku z realizacją zadań, o których mowa w art. 1 ust. 2 pkt 1, 2, 3a, 4, 4a, 6 i 7, oraz przepisów innych ustaw określających zadania policji
przedmiotów podlegających przepadkowi w przypadku uzasadnionego przypuszczenia posiadania przez osobę broni lub takich przedmiotów lub uzasadnionego przypuszczenia ich użycia do popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary
na zasadach i w sposób określony w art. 15d i art. 15e
Kiedy policjant może zdecydować o przeprowadzeniu takiej kontroli? Dopuszczalne jest to w przypadku:
podejrzenia popełnienia przestępstwa lub wykroczenia przez kierującego pojazdem
podejrzenia, że pojazd pochodzi z przestępstwa (jest kradziony) lub w pojeździe znajdują się osoby, które popełniły przestępstwo
uzasadnionego podejrzenia, że pojazd zagraża bezpieczeństwu ruchu (np. zły stan techniczny lub kierowca pod wpływem alkoholu)
wykonywania czynności służbowych na miejscu zdarzenia drogowego
zgłoszenia interwencji przez obywateli
podejrzanego zachowania kierującego pojazdem
Jaka jest szansa, że policjant będzie chciał przeszukać nasz pojazd? Zwykle znikoma. Przepisy bardzo konkretnie wskazują, kiedy jest to możliwe, więc jeśli akurat policjanci nie szukają jakiegoś podejrzanego w okolicy, nie ma obaw o próbę przeszukania.
W tym wszystkim jest jednak pewne „ale”. W większości wytycznych pada słowo „podejrzenie”. W teorii funkcjonariusz może w każdej sytuacji powiedzieć, że właśnie pojawiło się u niego takie podejrzenie i musi przeszukać nasz pojazd. Kierowca nic nie może na to poradzić, ponieważ musi wykonywać wszystkie polecenia funkcjonariusza. Ale jest jedno wyjście z takiej sytuacji.
Gdy policjant postanowi przeszukać nasze auto, nie możemy właściwie nic na to poradzić. Nie możemy kwestionować jego decyzji, ani odmawiać wykonania poleceń. Przekonywanie go, że niepotrzebnie robi sobie kłopot, tylko wywoła w nim kolejne podejrzenia.
Najlepszym działaniem w takiej sytuacji, jest poproszenie funkcjonariusza o spisanie protokołu z przeszukania. Jest to jego obowiązek i nie może wam odmówić. Trik polega na tym, że spisywanie takiego protokołu jest czasochłonne i wymaga odnotowania każdego znalezionego w pojeździe przedmiotu. Taki protokół jest też dokumentem, na który możecie powołać się, podczas składania skargi na zachowanie policjanta. On dobrze o tym wie i raczej nie będzie chciał się tłumaczyć przełożonym, dlaczego zdecydował się sprawdzać wasze auto, bez twardych dowodów na to, że możecie coś ukrywać.
Reaktywacja kultowej pięćsetki powstała w 2007 roku. Uroczy Fiacik urzekał obłymi kształtami i barwnymi kolorami. Mnogość opcji kolorystycznej sprawia, że także na rynku wtórnym ciężko znaleźć dwa takie same egzemplarze. Używany Fiat 500 nie rujnuje kieszeni zarówno podczas kupna, jak i przy eksploatacji, ale trzeba wiedzieć, jaką wersję najlepiej wybrać.
Używany Fiat 500 – którą generację wybrać?
Warto dodać, że na rynku jest już druga generacja Fiata 500, choć to tak naprawdę auto po mocnym liftingu. Ta nowsza dołączyła w 2015 roku i czasami nazywają ją „Fiat 500 II”. Auto po liftingu wyróżnia się m.in. innymi reflektorami przednimi ze zintegrowanymi kierunkowskazami. Pod nimi pojawiły się owalne, ledowe światła do jazdy dziennej zabudowane pod jednym kloszem ze światłami drogowymi. Nowe są też m.in. tylne lampy zespolone o gruntownie przemodelowanej linii, wzory aluminiowych felg czy, udające „chromy”, listwy ozdobne pasa przedniego.
Zarówno pierwsza generacja, jak i ta po modernizacji to mocno zbliżone konstrukcje, choć mają inne wyposażenie, a także silniki. W 2020 roku pojawiła się elektryczna wersja – Fiat 500e, ale jest to na tyle świeża konstrukcja, że mało jest opinii o tej wersji, dlatego w tym tekście ją pomijamy. Kolejne eksperymenty włoskiego koncernu z „500” to wersje 500L oraz 500X, ale to zupełnie inne konstrukcje.
Początkowo pod maską Fiata 500 znalazły się silniki benzynowe 1.2 (69 KM) i 1.4 (100 KM) oraz turbodiesel 1.3 Multijet (75 KM). W 2009 r. do gamy dołączył mocniejszy turbodiesel, 95-konny 1.3 Multijet. Rok później pojawił się benzynowy, doładowany dwucylindrowy (to ukłon w stronę oryginału) silnik 0.9 TwinAir o mocy 85 KM, a pod koniec 2013 r. jego mocniejsza wersja (105 KM).
Na rynku aut używanych najwięcej jest odmian 1.2 oraz malutkiego 0.9. Obydwa nie grzeszą osiągami, ale zużywają średnio 5 litrów paliwa. Kultura pracy dwucylindrowej jednostki pozostawia jednak sporo do życzenia. Ogólnie jednostki benzynowe są mało awaryjne, ale mają swoje przypadłości. Cierpią na wycieki z układu chłodzenia, wersja 1.2 miewa kłopoty z równomiernością pracy na biegu jałowym. Większe 1.4 lubi z kolei „wypić” nieco za dużo oleju.
Dużo gorzej pod kątem awaryjności wypadają diesle 1.3 Multijet. Przy dynamicznej jeździe często dochodzi do rozciągnięcia (a nawet zerwania) łańcucha rozrządu, awarii turbosprężarki i przedwczesnego zużycia sprzęgła. Elektronika przy wilgotnej pogodzie lubi być kapryśna, co często kończy się spadkiem mocy. Wadą jest również nisko osadzona miska olejowa, którą bardzo łatwo uszkodzić, nawet podczas podjeżdżania pod krawężnik.
Pod kątem silników możemy polecić wszystkie jednostki benzynowe. Większą uwagę należy zwrócić na małe 2-cylindrowe 0.9 TwinAir, które klekoczą jak stary Maluch i zdarzają się w nich awarie układu zaworów z systemem Multiair, lecz wynikają one zazwyczaj z zaniedbania interwałów olejowych. Jeśli poprzedni właściciel dbał o regularną wymianę, nie powinno być problemów.
Fiat 500 konstrukcyjnie zbliżony jest do Pandy, a więc możemy spodziewać się prostych i tanich rozwiązań. Zawieszenie nie należy do najtrwalszych, szybko zużywają się sworznie wahaczy i łączniki stabilizatora, ale ich naprawa i ceny części nie rujnują domowego budżetu. Układ wydechowy przy silniku lubi łapać korozję, więc warto sprawdzić, czy ten element był już wymieniany, czy trzeba go wliczyć w koszt zakupu używanej pięćsetki.
Trzeba pamiętać, że choć Fiat 500 jest produkowany w Tychach, jest to samochód włoski, co sprawia, że czasami elektryka żyje własnym życiem. Na szczęście Fiat 500 to konstrukcja znana wielu mechanikom, więc z usunięciem irytującej usterki nie powinno być problemu.
Należy unikać zautomatyzowanych przekładni Dualogic Selespeed. Dlaczego? Po pierwsze to nie jest typowy automat, a zwykła skrzynia manualna, która sama zmienia biegi. Co w tym złego? Wyobraźmy sobie, że każda zmiana biegu wygląda tak, jakby robiła to osoba, która siedzi za kółkiem pierwszy, no może drugi raz. Szarpie, przeciąga i zmienia przełożenia w najmniej odpowiednich momentach. Na dodatek, elektronika często się psuje i jest droga w naprawach.
Używany Fiat 500 – plusy i minusy
+ trwałe i oszczędne silniki benzynowe + przystępne cenowo części + stylowy design + dobre ceny aut używanych + wiele egzemplarzy z rodzimego rynku – kapryśna elektryka – zapychające się filtry DPF w dieslu – felerna zautomatyzowana skrzynia – „kruche” przednie zawieszenie
Nela Adamczewska pochodzi z Koszalina. Jej przygoda z występami kaskaderskimi rozpoczęła się od zajęć akrobatycznych. Później zajmowała się kuglarstwem i pokazami fireshow. Pracowała w niemieckich i czeskich rewiach kaskaderskich, a obecnie jej występy można podziwiać w popularnym parku rozrywki w Polsce.
Niewiele jest kobiet takich jak Nela Adamczewska
Nela jedną z kilku kobiet w Polsce zajmujących się stunt drivingiem. Publiczność zwykle nie zdaje sobie sprawy, że jeden z kaskaderów wykonujących niesamowite akrobacje z wykorzystaniem auta – na przykład spacer po karoserii w trakcie jazdy bokiem na dwóch kołach – to tak naprawdę „ona”, kaskaderka. Do czasu. – Dlatego po występach zdejmuję kask, by pokazać, że jestem kobietą – mówi w najnowszym filmie Betclic Studios.
Krótkometrażowy film o Neli Adamczewskiej zrealizowany został w ramach konkursu dla młodych twórców Papaya New Directors na zlecenie Betclic Studios. To dom produkcyjny i platforma wideo wiodącej marki bukmacherskiej w Polsce. Na platformie znaleźć można produkcje dokumentalne o inspirujących postaciach, historiach ludzi, którzy mieli odwagę, by wybrać w życiu swój kurs. Losy Adamczewskiej świetnie wpasowują się w ten koncept.
– Przy tym dokumencie postawiłem na proces. Zależało mi, żeby finalna forma była wynikiem naszej współpracy i relacji, którą zbudowaliśmy. Nela kompletnie łamie stereotypy i żyje według własnych zasad. Dopiero po spędzeniu pełnego dnia na arenie zrozumiałem, jakim niewiarygodnym wyczynem jest inspirowanie publiki swoimi wyczynami kaskaderskimi, a jednocześnie posiadanie rodziny, w którą tak mocno angażuje się Nela. To utwierdza siłę kobiet jeszcze dosadniej – mówi Michał Korzewski, reżyser dokumentu.
Jakie błędy popełniają Polacy na drogach szybkiego ruchu?
Polacy znacznie lepiej radzą sobie obecnie na drogach szybkiego ruchu, ale nadal nie brakuje kierowców, popełniających podstawowe błędy. Wśród nich najbardziej popularnymi jest trzymanie się zbyt blisko poprzedzającego pojazdu oraz blokowanie lewego pasa.
Pierwszy problem rozwiązało niedawno wprowadzone prawo, ustalające minimalną odległość, jaką należy zachowywać. Jest to połowa rozwijanej prędkości, wyrażona w metrach. Poruszając się więc autostradą z prędkością 140 km/h, musimy utrzymać odległość przynajmniej 70 metrów.
Na czym polega zasada 20 sekund?
Nasze przepisy w żaden sposób nie regulują natomiast tego, jak długo można pozostawać na lewym pasie. Wiemy, że musimy zjechać na pas prawy przy pierwszej nadarzającej się okazji, ale inny przepis pozwala wyprzedzającemu pozostać na lewym pasie, bez obaw o szybkość wykonania manewru (zakładając, że nie podpada to pod tamowanie ruchu). Wielokrotnie prowadziło to już do antagonizmów i konfliktowych sytuacji.
Nie raz już opisywaliśmy przypadki, w których jeden kierowca blokował pas przez minutę, bo na horyzoncie widział ciężarówkę, którą zamierzał w najbliższym czasie wyprzedzić. Z drugiej strony, jeśli ktoś nie wyprzedził innego pojazdu w kilka sekund i natychmiast nie uciekł na prawo, mógł spotkać się z agresją ze strony drugiego kierującego.
Problem ten rozwiązywałaby zasada 20 sekund, pochodząca z sądowego wyroku jednego z niemieckich sądów jeszcze z 1989 roku. Zgodnie z nią, można przez 20 sekund zostać na lewym pasie, doganiając inny pojazd, poruszający się prawym.
Zasada 20 sekund nie jest idealna, ale mogłaby coś poprawić
W naszej ocenie zasada 20 sekund jest oszacowana na wyrost. Widzieliśmy niejedno nagranie, gdzie ktoś tak długo trzymał się lewego pasa, chociaż prawy był zupełnie pusty i naprawdę wydawało się, że trwa to wieczność. To dostatecznie dużo czasu, żeby zjechać na prawy pas, przepuścić kilka szybciej jadących aut i wrócić na lewy, nim dogonimy kolejną ciężarówkę.
Jednak ustalenie konkretnej zasady, mogłoby ostudzić emocje na drogach i pomóc w zwalczeniu dwóch skrajnych obozów. Tego który uważa, że lewym pasem można jechać dowolnie długi i tego, według którego, z lewego pasa trzeba natychmiast uciekać, gdy ktoś nas dogoni.
Każdy kto jechał kiedyś na Podhale wie, jak nieprzyjemna i zakorkowana potrafi być Zakopianka. Ale to tylko jeden z jej wielu problemów. Obecnie jej fragment między Krakowem i Myślenicami jest odcinkiem dwujezdniowym klasy GP (droga główna ruchu przyspieszonego). Występują na nim nienormatywne łuki, kolizyjne skrzyżowania, przejścia dla pieszych czy pojedyncze zjazdy. Droga ta obsługuje zarówno ruch tranzytowy, jak i lokalny. Przeprowadzone prognozy ruchu przewidują dynamiczny wzrost natężenia ruchu w najbliższych latach, który już teraz bardzo duży, szczególnie w okresach urlopowych.
Droga ekspresowa S7 na odcinku Kraków – Myślenice już miała wykonawcę, ale ten wycofał się i całe postępowanie musiano unieważnić. Teraz oferentów jest sześciu, a ich propozycje wyraźnie się różnią:
Jak wyjaśnia GDDKiA, głównym, ale nie jedynym kryterium mającym wpływ na wybór oferty, jest cena. Maksymalnie, wykonawca może uzyskać 60 pkt. Istotnym elementem oceny będzie również punktacja za posiadanie w swoich szeregach specjalistów m.in. z zakresu geologii, hydrogeologii, zoologii czy akustyki. Osoby te będą tworzyły tzw. zespoły środowiskowe, geologiczne oraz zespół ekspertów. Te kryteria stanowią pozostałe 40 pkt.
Co będzie musiał zrobić wykonawca nowej Zakopianki w ciągu drogi S7?
Jednym z wielu wyzwań, stojących przed wykonawcą nowej Zakopianki od Krakowa do Myślenic, jest brak zaakceptowanego jej przebiegu. Zadaniem wykonawcy będzie więc poszukiwanie optymalnego przebiegu drogi ekspresowej pomiędzy autostradą A4 a funkcjonującą już za Myślenicami trasą S7.
Początek drogi przewidziano między węzłami Kraków Południe a Kraków Bieżanów, jednak projektant będzie mógł zaproponować go też w innym miejscu. Dopuszczalne jest poszukiwanie wariantów bardziej na zachód lub na wschód, o ile takie rozwiązanie będzie korzystne i racjonalne. Pozostawienie opcji rozpoczęcia trasy w innym miejscu niż odcinek A4 Kraków Południe – Kraków Bieżanów daje też możliwość rozważenia rozwiązań zlokalizowanych poza podstawowym obszarem. Wszystkie warianty muszą uwzględniać połączenie S7 z projektowaną Beskidzką Drogą Integracyjną (S52).
GDDKiA zakłada, że po 6 latach od podpisania umowy zakończy się uzyskaniem decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. W tym czasie będą organizowane spotkania informacyjne dla mieszkańców, którzy będą mogli przedstawić swoje pomysły, sugestie, wątpliwości i uwagi dotyczące nowej drogi.
Pierwszego stycznia 2024 toku Carla Wentzel została prezeską zarządu Volkswagen Group Polska, spółki będącej największym dystrybutorem nowych samochodów w Polsce. Carla jest pierwszą w historii kobietą w strukturach zarządu Volkswagen Group Polska. Na stanowisku prezesa zarządu zastąpiła Pavla Šolca, który po zakończonym kontrakcie wrócił do centrali marki Škoda, gdzie będzie wdrażał i koordynował realizację strategicznych projektów w obszarze sprzedaży.
Carla Wentzel, pełniąc funkcję Dyrektora Marki Volkswagen została wyróżniona tytułem najbardziej wpływowej kobiety w biznesie i w rządzie w Republice Południowej Afryki. Przez ostatnie pięć lat pracowała w Irlandii, gdzie pełniła funkcję prezesa zarządu Volkswagen Group Ireland.
Od 1 stycznia 2024 roku Carla Wentzel kieruje spółką Volkswagen Group Polska, która jest największym dystrybutorem nowych samochodów w Polsce, z udziałem w rynku wynoszącym ponad 27 procent. Spółka reprezentuje 7 marek: Volkswagen, Volkswagen Samochody Dostawcze, Škoda, Seat, Cupra, Audi i Porsche. Carla Wentzel jest pierwszą prezeską w strukturach zarządu spółki.
Widać, że kobiety zajmują coraz więcej czołowych funkcji w dużych firmach motoryzacyjnych. Ostatnio Anna Burakowska została pierwszą kobietą w przemyśle oponiarskim w Polsce, a Josephine Payne pełni funkcję dyrektora fabryki Forda w Rumunii.
Toyota GR Yaris okazała się spektakularnym sukcesem marki. Samochód, który powstał na bazie doświadczeń ze startów w rajdach zespołu Toyota Gazoo Racing, zdominował segment hot-hatch i szybko zyskał grono wiernych fanów.
W ciągu ostatnich trzech lat od debiutu inżynierowie oraz kierowcy testowi pracowali nad ulepszeniem GR Yarisa, by stał się jeszcze mocniejszy, jeszcze lepszy w prowadzeniu oraz dający jeszcze więcej przyjemności z jazdy. Co jeszcze oferuje teraz nowa Toyota GR Yaris?
Nowa Toyota GR Yaris teraz z nową automatyczną skrzynią
Nowa Toyota GR Yaris otrzymała nową wersję turbodoładowanego, trzycylindrowego silnika, który teraz ma większą moc i wyższy moment obrotowy, jego moc została podniesiona o 19 KM do 280 KM, a moment obrotowy jest o 30 Nm wyższy i wynosi 390 Nm. Nowością jest opcjonalna ośmiobiegowa skrzynia automatyczna.
Oprogramowanie automatycznej skrzyni biegów zostało tak dostosowane, by na bieżąco analizować użycie pedałów hamulca i przyspieszenia. Nowy „automat” przewiduje, kiedy konieczna będzie zmiana przełożenia nawet przed zmianą zachowania auta, żeby wybór biegu odpowiadał intencjom kierowcy.
Auto korzysta też z nowego systemu kontroli momentu obrotowego oraz kompaktowego elektromagnesu liniowego o wysokiej czułości. Dzięki zastosowaniu wysoce odpornego na ciepło materiału w sprzęgle oraz dostrojeniu ustawień oprogramowania sterującego uzyskano ultraszybkie zmiany biegów.
Kierowca może korzystać z trzech trybów jazdy – Sport, Normal oraz Eco. Dostosowują one auto do codziennych potrzeb poprzez zmianę ustawień wspomagania kierownicy, pracy klimatyzacji, reakcji na pedał przyspieszenia czy układ zegarów przed kierowcą.
Nowy japoński hot-hatch ma wzmocniony rozrząd, zawór wydechowy zyskał nowy materiał, zwiększono ciśnienie wtrysku paliwa. Auto ma też nowe, lekkie tłoki z odpornymi na zużycie pierścieniami, a do układu dolotowego dodano nowy czujnik ciśnienia.
Zawieszenie dostrojono, by zapewniało doskonałą przyczepność pracując w ekstremalnych warunkach. Dostosowano też ustawienia sprężyn oraz wzmocniono przednie amortyzatory.
Samochód będzie oferowany tylko z pakietem Sport, który ma dodatkowe elementy układu chłodzenia jak nowa dolna chłodnica poprawiająca niezawodność podczas jazdy z w pełni otwartą przepustnicą, modyfikacje wlotu powietrza oraz intercooler z instalacją natrysku wody.
Zadbano także o odpowiednią sztywność nadwozia, co pozytywnie wpłynęło na lepsze prowadzenie auta i większe poczucie przyczepności. Toyota GR Yaris powstała na platformie GA-B z modelu Yaris, a z tyłu wykorzystano platformę GA-C z modeli o segment większych.
W środku GR Yarisa jest bardzo sportowo
Design nowego hot-hatcha podkreśla, że to auto zostało stworzone z myślą o kierowcy. Zmieniono rozmieszczenie przycisków i przełączników korzystając z doświadczeń kierowców rajdowych i wyścigowych. Wyłącznik układu stabilizacji toru jazdy (VSC), włącznik świateł awaryjnych oraz włącznik natrysku wody na intercooler są teraz umieszczone bliżej kierowcy, a sięgnięcie do nich nie będzie trudne nawet, gdy kierowca będzie ciasno zapięty w sportowych pasach bezpieczeństwa. Przed pasażerem powiększono półkę na desce rozdzielczej, co ułatwia zamontowanie dodatkowych wskaźników lub monitorów dla pilota rajdowego.
Poprawiono widoczność poprzez obniżenie górnej krawędzi deski rozdzielczej o 50 mm, zmianę umiejscowienia lusterka wstecznego oraz przechylając o 15 stopni w kierunku kierowcy panel sterowania.
Kierowca przed sobą widzi teraz 12,3-calowe cyfrowe zegary z dwoma trybami wyświetlania – normal oraz sport, w którym prezentowanych jest więcej danych związanych z osiągami auta. W samochodach z automatyczną skrzynią biegów wyświetlana jest także temperatura oleju w przekładni, a także wizualne ostrzeżenie o zbyt wysokich obrotach przed próbą redukcji biegu.
Poprawiono także pozycję za kierownicą. Obniżono o 25 mm fotel kierowcy i dostosowano do tych zmian umiejscowienie koła kierownicy. Zgodnie z sugestią Akio Toyody, prezesa japońskiej marki, który w rajdach i wyścigach startuje jako „Morizo”, żeby zmienić bieg na wyższy w automatycznej skrzyni biegów kierowca przyciąga lewarek do siebie, a żeby zredukować przełożenie, popycha go.
Japońska marka wprowadzi dwie limitowane wersje specjalne GR Yarisa inspirowane dwoma rajdowymi mistrzami świata. Sébastien Ogier Special Edition oraz Kalle Rovanperä Special Edition będą bazować na GR Yarisie pokazanym w Tokio i zostaną zaprezentowane podczas Rajdu Monte Carlo, który w dniach 25-28 stycznia zainauguruje sezon 2024 w WRC.
Auto będzie dostępne w Europie od lata 2024 roku. Ceny i zbieranie zamówień rozpocznie się wkrótce.
Nowa Toyota GR Yaris – dane techniczne
Długość (mm)
3995
Szerokość (mm)
1805
Wysokość (mm)
1455
Rozstaw osi (mm)
2560
Masa własna (kg)
1280 (1300 z aut. skrzynią)
Silnik
Rzędowy, 3-cylindrowy turbo z intercoolerem
Pojemność (cc)
1618
Moc maks.(KM/kW przy obr./min.)
280/206 przy 6500
Maks. moment obr. (Nm przy obr./min.)
390 przy 3250-4600
Skrzynia biegów
6-stopniowa manualna lub 8-biegowa automatyczna Gazoo Racing Direct
Koła
BBS z kutego aluminium, opony 225/40/18 Michelin Pilot Sport S
Zadaniem nowych przepisów jest pozbycie się części fikcji ze statystyk na temat polskich samochodów. W systemie CEPiK figuruje nawet kilka milionów tak zwanych martwych dusz, czyli pojazdów pokroju Maluchów, Syren i Dużych Fiatów, które zgniły gdzieś zapomniane w krzakach, ale nikt nigdy oficjalnie ich nie wyrejestrował. Zaśmiecają one system, psują statystyki Polski na tle innych krajów i są wodą na młyn dla aktywistów, uparcie dowodzących, że Polak uzależniony jest od samochodu i jeździ tylko rozpadającymi się gratami.
Jak podawał w zeszłym roku Instytut Samar, na około 27 mln pojazdów zarejestrowanych w Polsce, aż 7 mln tak naprawdę dawno przestała istnieć. To samochody, których od lat nikt nie ubezpieczał, ani nie był nim na przeglądzie. Nie miała miejsca również od lat żadna zmiana właściciela.
Obecnie żadne oficjalne statystyki (np. Eurotaxu) tego nie uwzględniają, przez co z wiarygodnych źródeł można dowiedzieć się, że w Polsce mamy aż 700 samochodów na 1000 mieszkańców, a średnia wieku auta w naszym kraju to ponad 24 lata! Jak jednak tłumaczy Samar:
W kontekście parku auto osobowych w naszym kraju warto też walczyć z mitem, że Polska „goni Luksemburg” czy „jest drugą Szwajcarią” pod względem liczby aut przypadających na 1000 mieszkańców. Jeśli nawet teoretycznie mamy ich 700, realnie, po wyeliminowaniu „martwych dusz” zostaje 517.
Jeśli odliczymy martwe dusze, średnia wieku pojazdu w Polsce to niecałe 16 lat.
Automatyczne wyrejestrowanie pojazdu – kryteria
Nowe przepisy nie sprawią, że problem zostanie całkowicie rozwiązany, ale będą ważnym krokiem w dążeniu do zakończenia fikcji. Przyjęte kryteria zakładają, że automatycznie wyrejestrowany zostaną następujące pojazdy:
Decyzje o rejestracji pojazdu wydane przed dniem 14 marca 2005 r. dotyczące pojazdów nieposiadających ważnego okresowego badania technicznego, w stosunku do których ich posiadacze nie dopełnili obowiązku zawarcia umowy obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej posiadaczy pojazdów mechanicznych, jeżeli pojazd im podlega, przez okres dłuższy niż 10 lat, przypadający bezpośrednio przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy, wygasają z dniem 10 czerwca 2024 r.
Wymogi są więc dwa. Po pierwsze rejestracja przed 14 marca 2005 roku, a po drugie od 10 lat pojazd nie ma OC ani ważnego przeglądu. Nie są to kryteria restrykcyjne, ale biorąc pod uwagę średni wiek 7 mln aut stanowiących martwe dusze, który Samar szacuje na 36 lat (!), pozwolą one na usunięcie sporo samochodów, które istnieją już tylko wirtualnie.
Należy też pamiętać, że właściciel pojazdu nie będzie informowany o procedurze wyrejestrowania pojazdu. Jeżeli więc macie jakieś „zaniedbane” auto, które wrasta gdzieś, ale od lat obiecujecie sobie, że kiedyś je wyremontujecie, to może być na to ostatnia szansa. Automatyczne wyrejestrowanie będzie miało miejsce 10 czerwca 2024 roku.
Czy z polskich dróg znikną samochody z czarnymi tablicami rejestracyjnymi?
Docelowo znikną. Automatyczne wyrejestrowanie z CEPiK-u dotyczyć będzie pojazdów, których i tak już dawno nikt na drodze nie widział, więc to akurat nie będzie dużym problemem. Natomiast w tym roku w życie weszły inne przepisy, zgodnie z którymi po zakupie pojazdu, trzeba go obowiązkowo zarejestrować. Większość osób i tak to robiła, ale wielu „graciaży”, kupujących (dla przyjemności lub z konieczności, ewentualnie z obu powodów) samochody za kilka tysięcy złotych, wolała oszczędzać czas i pieniądze, poświadczając bycie właścicielem tylko na podstawie umowy kupna. Często cenią oni też możliwość jazdy starym autem na czarnych blachach, co wyróżnia auto na drodze. Teraz już nie będzie takiej możliwości.
Seat Ibiza pierwszej generacji był opracowany przez Hiszpanów jeszcze bez wsparcia Volkswagena. Hiszpanie korzystali wówczas wyłącznie z własnej wiedzy oraz pomocy partnerów takich jak Giorgetto Giugiaro przy projekcie nadwozia, Karmann – z którego pomocą stworzono wnętrze Ibizy oraz Porsche przy układzie napędowym.
Od momentu wprowadzenia na rynek w 1984 roku, Ibiza stała się punktem odniesienia na rynku, jednocześnie torując hiszpańskiemu producentowi drogę do sukcesu i podbicia światowych rynków motoryzacyjnych.
Seat Ibiza Anniversary Limited Edition na 40. rocznicę
Na okrągłą rocznicę Seata Ibizy, Hiszpanie zaprezentowali limitowaną edycję o nazwie „Anniversary”. Premiera samochodu nazwanego na cześć wyspy Ibiza, była przełomowym momentem w historii firmy i przyczyniła się do globalnego sukcesu hiszpańskiej marki.
Seat Ibiza Anniversary Limited Edition został bogato wyposażony – w nowy kolor lakieru nadwozia Graphene Grey, a także 18- calowe aluminiowe felgi Cosmo Grey i nowe detale stylistyczne. Wnętrze kabiny zostało wyposażone w ergonomiczne tekstylne siedzenia Bucket, które zapewniają pasażerom jeszcze więcej komfortu w czasie jazdy. Aby uczcić 40. rocznicę tego kultowego modelu, na zewnętrznej stronie drzwi kierowcy i pasażera umieszczono napis „Anniversary Limited Edition”. Wygrawerowana laserowo fraza widoczna jest także na progach u podstawy drzwi.
Producent nie podaje szczegółów dotyczących silnika, jaki miałby się znaleźć pod maską edycji specjalnej. Można by się spodziewać, że to będzie coś „ekstra”, lecz w tym przypadku Seat zapewne by się tym pochwalił. Możemy założyć, że specjalna Ibiza będzie zapędzana zwykłym silnikiem 1.0 lub 1.5 TSI, które są dostępne w ofercie. W pierwszym przypadku będzie do dyspozycji 95 lub 110 KM, mocniejszy motor dysponuje mocą 150 KM.
Model Seat Ibiza Anniversary Limited Edition trafi do sprzedaży już w I kwartale 2024 roku. Na ten moment producent nie podaje informacji na temat dostępności jubileuszowego modelu na poszczególnych rynkach.
Spore zastrzeżenia co do kształtu proponowanej przez władze Krakowa Strefy Czystego Transportu, mieli mieszkańcy i różne organizacje, ale miał je także Łukasz Kmita – wojewoda małopolski. Złożył on skargę w tej sprawie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
W uzasadnieniu wskazał na niezgodność przepisów przyjętych przez krakowską radę miasta z przepisami ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Jego zdaniem urzędnicy nie określili w sposób właściwy granic obszaru SCT oraz nie przygotowali żadnych regulacji, dotyczących sposobu organizacji ruchu wewnątrz strefy. Zarzucił też radzie miasta zbyt daleko posuniętą ingerencje w sferę konstytucyjnych praw i wolności, takich jak wolność człowieka, poruszania się oraz równość wobec prawa.
Dzisiaj Wojewódzki Sąd Administracyjny przychylił się do skargi wojewody małopolskiego i w całości unieważnił uchwałę wprowadzającą Strefę Czystego Transportu w Krakowie.
Jak miała wyglądać Strefa Czystego Transportu w Krakowie?
Według projektu przyjętego przez krakowskich radnych, Strefa Czystego Transportu w tym mieście miała objąć cały administracyjny obszar. Były to plany całkowicie bezprecedensowe. SCT są już znane w wielu miastach na zachodzie Europy, ale zwykle obejmują jakiś wycinek miasta, zwykle samego centrum oraz ulic, na których odnotowywano najwyższe zanieczyszczenie powietrza. Nigdzie nie obejmowano strefą całego miasta.
Ponadto władze Krakowa nie przewidziały żadnych możliwości warunkowego wjazdu samochodem na teren Strefy Czystego Transportu. Na przykład w Londynie jest to możliwe, po uiszczeniu odpowiedniej opłaty. Zwolnieni z przestrzegania zasad mieliby być tylko seniorzy powyżej 70 roku życia, pod warunkiem, że sami prowadzą swój pojazd. Pozostali mieliby podporządkować się poniższym zasadom:
Co oznacza unieważnienie SCT w Krakowie przez sąd?
Przeciwnicy wprowadzenia Strefy Czystego Transportu w Krakowie odnieśli pewne zwycięstwo, ale strefa w mieście i tak powstanie. Jest to wymóg wynikający z zapisów KPO – każde miasto powyżej 100 tys. mieszkańców, w którym przekraczane są normy roczne zanieczyszczenia, musi utworzyć SCT. W Polsce dotyczy to czterech miast:
Obecnie tylko władze ostatniego z nich, nie zapowiedziały wprowadzenia takiej strefy. Z uwagi na wyrok WSA, krakowscy urzędnicy będą musieli stworzyć nowy projekt SCT, który nie będzie budził takich zastrzeżeń, jak obecny. Wiele wskazuje na to, że Strefa Czystego Transportu w Krakowie, tak jak w innych miastach, obejmie tylko pewien obszar wokół centrum. Może złagodzone zostaną też zasady wobec mieszkańców miasta. Pierwotnie SCT miała zostać wprowadzona od 1 lipca 2024 roku i obecnie trudno powiedzieć, czy radni zdążą z nowym projektem do tego czasu.
Popularność samochodów elektrycznych rośnie, co można zauważyć chociażby w statystykach sprzedaży za 2023 rok. Tesla pojawiła się w rankingu po raz pierwszy od dawna, a debiutujące chińskie marki, często oferujące tylko elektryki zajęły niezłe miejsca w zestawieniu.
Rynek aut elektrycznych dopiero się kształtuje, zarówno pojazdów nowych, jak i używanych, a jak się okazuje te drugie mogą stanowić ciekawą ofertę, bo ich utrata wartości jest bardzo duża.
Samochody elektryczne i ich utrata wartości – ceny lecą na łeb na szyję
Jak wynika z wyliczeń przedstawionych przez szefa firmy analitycznej Automotive Equity Management, Fintana Knighta, różnica w spadku wartości używanego samochodu elektrycznego w stosunku do spalinowego odpowiednika może wynosić 10-12 procent. Czyli np. jeśli spalinowa Skoda Kodiaq utraci po 3 latach 20% wartości, elektryczny odpowiednik Enyaq utraci 30-32%. Dodajmy do tego wyższą cenę, jaką trzeba zapłacić za elektryka i robi się pokaźna kwota.
Te wyliczenia dotyczą Europy Zachodniej. Według Knighta w USA może być jeszcze gorzej. Szacuje się, że spadek wartości nowego auta po trzech latach wyniesie w USA 28 proc. dla pojazdu spalinowego oraz 41 proc. dla elektryka.
Skąd wynika tak duża różnica? Okazuje się, że to nie tylko kwestia małej popularności aut na prąd. Przykładowo w Szwecji, gdzie samochody elektryczne stanowią ok. 1/3 rynku, ich wartość w najlepszym wypadku jest o 23% niższa niż podobnego auta spalinowego. Na tym jednak nie koniec.
Dlaczego elektryki tyle tracą na wartości?
Powodów może być kilka. Pierwszym z nich są dotacje np. z programu „Mój elektryk”, które w przypadku przedsiębiorstw mogą wynosić nawet 70 tys. zł. Przy kupnie używanego elektryka nie można liczyć za żadne zwroty. Kolejny powód to… szybki rozwój aut elektrycznych. Coraz to nowsze technologie sprawiają, że nawet kilkuletni samochód elektryczny może być już przestarzały, przez co jego wartość szybciej spada.
Jednak najbardziej wyraźnym elementem, który wpływa na dużą utratę wartości może być bateria. Nie jest tajemnicą, że to właśnie ten element jest najdroższy w konstrukcji elektryka, a na dodatek jego parametry spadają po latach używania. Nie bez znaczenia jest też sposób ładowania, korzystanie z domowych wolniejszych ładowarek jest znacznie lepsze dla kondycji baterii, niż korzystanie z syzbkich punktów ładowania. Większy przebieg nie koniecznie więc musi oznaczać, że bateria w aucie jest w lepszej kondycji.
Na razie elektryczna motoryzacja raczkuje i jak każda nowa technologia potrzebuje czasu, aby być dopracowaną i użyteczną. Obecnie więcej jest głosów przeciw niż za samochodami elektrycznymi, a ich utrata wartości tylko pogarsza ich sprawę.
Gdzie powstaną nowe odcinki drogi ekspresowej S17?
W ramach inwestycji powstanie dwujezdniową drogę ekspresową, drogi do obsługi ruchu lokalnego, obiekty inżynieryjne, odwodnienie i oświetlenie drogi w obrębie węzłów. Zamontowane zostaną urządzenia ochrony środowiska, w tym ekrany akustyczne, a także zbudowane przejścia dla zwierząt. Wykonany zostanie też system zarządzania ruchem.
Odcinek Piaski – Łopiennik, o długości 16,6 km, przebiegać będzie nowym śladem, wzdłuż obecnej drogi krajowej nr 17. Rozpocznie się na węźle Piaski Wschód, który zostanie przebudowany (droga S17 będzie się tutaj łączyć z trasą S12 Piaski – Dorohusk). Inwestycja m.in. obejmuje budowę trzech węzłów drogowych: Piaski Południe, Fajsławice oraz Łopiennik.
Odcinek Krasnystaw – Izbica, o długości 18,8 km, zacznie się w Zakręciu przed Krasnymstawem. Początkowo trasa przebiegać będzie w śladzie obecnej DK17, następnie przekroczy rzekę Żółkiewkę i od zachodniej strony ominie m.in. Latyczów, Dworzyska, Tarnogórę i Izbicę. Przekroczy linię kolejową nr 69 relacji Rejowiec – Hrebenne i zakończy się na przecięciu z obecną DK17 w okolicach Krasnego. Powstaną trzy węzły: Krasnystaw Północ, Krasnystaw Południe oraz Izbica. Planowana jest też budowa pary Miejsc Obsługi Podróżnych Ostrzyca oraz obwodu utrzymania drogi ekspresowej w okolicach Krasnegostawu.
Na jakim etapie jest budowa drogi ekspresowej S17?
Droga ekspresowa między Piaskami a Hrebennem (mająca długość około 125 km) będzie realizowana w formule „Projektuj i buduj”. Obecnie na etapie realizacji są trzy odcinki S17 od Zamościa w kierunku Hrebennego. W 2023 r. oddano do użytku drugą nitkę obwodnicy Tomaszowa Lubelskiego.
Natomiast dla odcinków Zamość Wschód – Zamość Południe, Zamość Południe – Tomaszów Lubelski oraz Tomaszów Lubelski – Hrebenne (w sumie niespełna 50 km), wykonawcy złożyli w ubiegłym roku wnioski do Wojewody Lubelskiego o wydanie decyzji o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej (ZRID). Procedura jest w toku.
Trwa też analiza ofert złożonych w przetargu na realizację odcinka Izbica – Zamość Sitaniec. Wyłonienie najlepszej z nich powinno mieć miejsce w I kwartale tego roku. Natomiast na etapie prac przygotowawczych są jeszcze dwa odcinki drogi ekspresowej S17 między Piaskami a Zamościem: Łopiennik – Krasnystaw (ok. 9,5 km) oraz Zamość Sitaniec – Zamość Wschód (ok. 12 km).
GDDKiA ogłosiła też przetarg na opracowanie dokumentacji projektowej dla ok. 2-kilometrowego odcinka drogi S17 w okolicy Hrebennego. W przyszłości będzie to dojazd do planowanego terminala na granicy z Ukrainą.
Droga ekspresowa S17 na odcinku Piaski – Hrebenne to ważny fragment całego ciągu S17 Warszawa – Lublin – Zamość – Tomaszów Lubelski – Hrebenne (granica państwa). To także droga międzynarodowa E372 prowadząca z Warszawy do Lwowa. Trasa ta będzie się łączyć na węźle Piaski Wschód z drogą ekspresową S12 Piaski – Dorohusk. Poprzez wybudowane odcinki S12 na wspólnym przebiegu z S17 oraz istniejące węzły na obwodnicy Lublina, połączy się także z drogą ekspresową S19 (Via Carpatia).
W tej sytuacji chciałoby się powiedzieć „Bareja wiecznie żywy”. W Otwocku mieszkańcy doczekali się remontu ulicy Świerkowej, ulicy jakich setki w Polsce, które wyczekują remontu jak studnia wody. Można by to uznać za sukces, skoro w końcu udało się odnowić potrzebną drogę. Ale nie wszystko jest takie różowe.
Już patrząc na to zdjęcie widać, że coś z drogą jest nie tak. Drogowcy postanowili nie przesuwać słupów energetycznych i zostawić te betonowe relikty przeszłości wylewając asfalt dookoła nich. Skąd tak fantastyczny pomysł? Oczywiście chodzi o pieniądze.
Miasto tłumaczy, że w tej sytuacji przesunięcie słupów kosztowałoby więcej niż przebudowa całego odcinka drogi. Dodatkowo, zwężenia przy słupach mają stanowić element spowalniający ruch, co akurat jest lepszym rozwiązaniem niż progi.
Całą sprawę skomentował w mediach społecznościowych Naczelnik Wydziału Inwestycji w Urzędzie Miasta w Otwocku:
„Aktualnie gestor sieci tj. PGE nie dysponuje środkami umożliwiającymi przeprowadzenie takiej inwestycji. Z uwagi na ograniczenia wynikające ze stanu własności nieruchomości przewidzianych pod drogę tj. szerokość istniejącego pasa drogowego, jest to jedyne rozwiązanie, które zapewnia ruch dwukierunkowy. W przypadku pozostawienia słupów poza granicami jezdni, droga byłaby jednokierunkowa, co w perspektywie istniejącej i planowanej zabudowy byłoby zdecydowanie niezasadnym. W chwili obecnej tak poprowadzona jezdnia daje możliwość mijanek, a wykonane szykany drogowe stanowią element spowalniający i choć wygląda to może groteskowo było to zamierzeniem celowym. Należy nadmienić, że w momencie wykonania przez PGE przebudowy sieci droga zostanie wykonana w linii, natomiast cześć zawężeń zostanie wykorzystana pod progi zwalniające. Na koniec zaznaczę, że załączone ujęcie może sugerować bardzo bliską odległość pomiędzy słupami, natomiast w rzeczywistości jest to ok. 40 m. Pozdrawiam, Krzysztof Gościcki Naczelnik Wydziału Inwestycji.”
Znak C-18 nie jest często spotykany w Polsce, ale łatwo na niego trafić, jeśli wybieracie się na narty. Jego znaczenie tak definiuje rozporządzenie w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
Znak C-18 „nakaz używania łańcuchów przeciwpoślizgowych” oznacza, że na drodze, na której znak został umieszczony, kierujący pojazdem silnikowym jest obowiązany stosować łańcuchy przeciwpoślizgowe na co najmniej dwóch kołach napędowych; umieszczona pod znakiem tabliczka, o której mowa w § 23 ust. 2, oznacza, że znak dotyczy pojazdów określonych na tabliczce.
Dlatego też wybierając się w tereny górskie zimą, należy zaopatrzyć się w łańcuchy śniegowe. Jeśli jedziecie w jakieś nowe dla siebie miejsce, może okazać się, że jedyna (lub jedyna mająca sens) droga do celu, wiedzie właśnie przez odcinek, gdzie są one wymagane.
Brak łańcuchów oznacza 200 zł mandatu oraz 1 punkt karny. Może jednak znaczyć coś znacznie poważniejszego. Dobre opony zimowe w takim miejscu mogą nie wystarczyć i ryzykujecie, że zablokujecie drogę, albo wpadniecie w poślizg i w coś lub kogoś uderzycie. Pewniej mogą się poczuć właściciele aut z napędem na wszystkie koła, ale pamiętajcie, że 4×4 nie pozwoli wam lepiej hamować, ani nie uchroni przed wpadnięciem w poślizg na zakręcie.
Zwracać trzeba też uwagę na znak C-19. Oznacza on koniec obszaru, gdzie wymagane jest stosowane łańcuchów śniegowych. Za niestosowanie się do niego, grozi mandat 100 zł.
Jak przygotować się do wyjazdu na ferie?
Podstawowa kwestia, to pamiętanie o oponach zimowych. Pomimo corocznych apeli samorządów z rejonów górskich, wciąż nie brakuje turystów, którzy są przekonani, że skoro jadą do któregoś z popularnych kurortów, to drogi będą zawsze odśnieżone i nie ma powodu myśleć o zimówkach. Kiedy nagle spadnie śnieg, będzie już za późno na refleksję.
Może się też okazać, że bez dobrych zimowek nie wyjedziecie nawet pod stok. W lepszej sytuacji są kierowcy korzystający z opon całorocznych, ale w prawdziwie zimowych warunkach, mogą być niewystarczające.
Wyjeżdżając w góry dobrze mieć ze sobą także saperkę, która pomoże odkopać samochód, gdybyśmy wpadli w zaspę. Pamiętajcie też o zatankowaniu do pełna. Gdyby auto gdzieś utknęło, zapas paliwa pozwoli wam w cieple i komforcie zaczekać na pomoc. Przydatne będą też bardziej podstawowe akcesoria, jak porządna miotełka do śniegu oraz porządna skrobaczka do szyb i zapas zimowego płynu do spryskiwaczy. Warto zabrać ze sobą też maty ochronne na szyby, pozwalające uniknąć porannego skrobania.
Długi czas ładowania, kiepski zasięg, wysoka waga baterii i spadek trwałości baterii to jedne z największych bolączek, z którym borykają się producenci aut elektrycznych. Można to także rozpatrywać w kontekście raczkującej technologii, która przecież zawsze na początku nie jest doskonała, ale z czasem dojrzewa i staje się dopracowana. Tak było przecież z silnikami spalinowymi.
Według niektórych ekspertów znaczącą zmianą w branży samochodów elektrycznych ma być wprowadzenie do masowej produkcji akumulatorów trakcyjnych z elektrolitem w postaci ciała stałego. Nad takim pracuje właśnie Volkswagen, który pochwalił się, że osiągnął znaczący postęp. O co chodzi?
Jak podaje Automotive News Europe, niemiecki koncern przy współpracy z QuantumSpace, ogłosił rezultaty kilkumiesięcznych testów baterii z elektrolitem w postaci ciała stałego. Przeprowadzono ponad tysiąc cykli naładowania i rozładowania akumulatora, co według wyliczeń odpowiada przebiegowi ok. 500 tys. km. Po wszystkim stwierdzono ubytek pojemności na poziomie zaledwie 5 proc. Dla porównania – założony przez branżę cel to najwyżej 20 proc. spadku po zrealizowaniu 700 cykli. Wydaje się więc, że wkrótce do aut elektrycznych trafią lżejsze i trwalsze baterie. Ale jest pewien haczyk.
Nad podobnymi bateriami pracuje też chiński BYD oraz Toyota, ale do sukcesu jeszcze daleka droga. Japończycy twierdzą, że będą gotowi z produkcją akumulatorów ze stałym elektrolitem dopiero w 2027 roku, a i to nie oznacza że od razu rozpoczną produkcję, bo ta miałaby rozpocząć się dopiero trzy lata później.
Jakby tego było mało, początkowa produkcja ma wystarczyć tylko na ok. 10 tys. samochodów. Biorąc pod uwagę, że japoński gigant produkuje kilkaset tysięcy aut miesięcznie na całym świecie to zaledwie kropla w morzu potrzeb. Oczywiście z czasem produkcja rosłaby, ale zbyt wolno jak na zapotrzebowanie. Gra jest jednak warta świeczki, bowiem bateria z elektrolitem stałym pozwala na przejechanie nawet 1000 km (co udało się w zasadzie już chińczykom) oraz ładowanie od zera do 80% w ciągu kilkunastu minut. Czy faktycznie Niemcy dokonają tego szybciej?
Pomimo że Camry to auto z nadwoziem, które powoli już wymiera (patrząc chociażby na nowego Passata, w którym zrezygnowano z tego nadwozia) to japoński model ma się dobrze. Staroświecki, choć naszym zdaniem ponadczasowy charakter limuzyny został tutaj zachowany, a nowa Toyota Camry wygląda bardzo nowocześnie i elegancko.
Przód nowej Camry przypomina do złudzenia nowego Priusa, ale producenci przyzwyczaili nas już, że wiele modeli w gamie wyglądają podobnie. Największą zmianą w porównaniu z poprzednikiem jest przód auta, a jego szerokość potęgują nowe, smukłe reflektory o zakrzywionym kształcie. Boczne przetłoczenia podkreślają długość Camry. Za design nowej Toyoty Camry odpowiada kalifornijskie studio CALTY.
Nowa Toyota Camry to elegancja i minimalizm we wnętrzu
Nowa kabina łączy prestiż i elegancję z nowoczesnością i atmosferą komfortu. Centralnym punktem wnętrza nowej Toyoty Camry jest ekran systemu multimedialnego, tworzący efekt otwartej przestrzeni przed kierowcą i pasażerem. Toyota twierdzi, że poprawiono jakość użytych we wnętrzu materiałów.
Wewnątrz znajdziemy najnowszy system multimedialny Toyota Smart Connect, który obsługiwany jest przy pomocy 12,3-calowego ekrany dotykowego i zawiera nawigacje w chmurze, która na bieżąco przekazuje informacje o ruchu drogowym, a także inteligentnego asystenta głosowego, który reaguje na wydawane komendy. Opcjonalnie można domówić system audio JBL z dziewięcioma głośnikami.
Standardem w nowej Camry jest łączność ze smartfonami przy pomocy Apple CarPlay i Android Auto oraz bezprzewodowa ładowarka. Auto może zaktualizować multimedia oraz systemy bezpieczeństwa metodą over-the-air (OTA) bez konieczności wizyty w serwisie.
Nowa Toyota Camry ma to co w Toyocie najlepsze
Camry jest najnowszym modelem Toyoty, który otrzymał piątą generację napędu hybrydowego. Jednostka ma lepsze osiągi, ma być wydajniejsza i przyjemniejsza w prowadzeniu. Układ korzysta z nowej bipolarnej baterii litowo-jonowej, która ma większą moc i jest bardziej responsywna.
Hybrydowy układ napędowy, w połączeniu z czterocylindrowym silnikiem o pojemności 2,5 l osiąga łączną moc 231 KM/170 kW, jednocześnie notując niższe średnie zużycie paliwa (5,1 l/100 km) (wg. normy WLTP). Przyspieszenie od 0 do 100 km/h wynosi teraz 7,9 s. Dzięki lepszej współpracy z baterią silnik benzynowy może pracować na niższych obrotach, co przyczynia się do zmniejszenia zużycia paliwa oraz emisji, a także cichszej pracy.
Auto obecnej generacji kosztuje w Polsce co najmniej 163 500 zł. Niestety należy się spodziewać, że nowa Toyota Camry będzie droższa. Produkcja nowej japońskiej limuzyny rozpocznie się w drugiej połowie 2024 roku, a sprzedaż w Polsce ruszy w drugim kwartale tego roku.
Zarówno Skoda Scala jak i Kamiq mają teraz przeprojektowane reflektory, zderzaki, a także grill. Zyskały nowy napis na tylnej klapie, zgodny z nowymi wytycznymi czeskiej marki. Zadbano też o ekologię, zwiększając ilość materiałów pochodzących z recyklingu. Dzięki ulepszonej gamie systemów wspomagania, auta zapewniają teraz jeszcze wyższy poziom bezpieczeństwa czynnego i biernego.
Obydwa modele Skody po liftingu bazują na platformie MQB-A0. Gama silników obejmuje trzy nowoczesne jednostki TSI z wysoce wydajnej generacji evo2. Auta są dostępne w trzech wersjach wyposażenia – Essence, Selection i usportowionej Monte Carlo. Klienci mogą wybierać z sześciu wariantów wnętrz Design Selection i pakietach opcjonalnych: Studio, Loft, Lodge, Dynamic, Suite Black oraz Monte Carlo.
Nowa Skoda Scala i Kamiq są dobrze wyposażone w standardzie
W standardowym wyposażeniu obydwu modeli znajdziemy liczne funkcje podnoszące poziom bezpieczeństwa, np. asystent pasa ruchu (Lane Assist), kontrolę odstępu z funkcją awaryjnego hamowania (Front Assist), system wspomagania ruszania pod wzniesienia (Hill Hold Control) czy system rozpoznawania znaków drogowych (Traffic Sign Recognition). Standardem od poziomu Essence jest także cyfrowy wyświetlacz o przekątnej 8 cali oraz 8,25-calowy ekran systemu Infotainment.
Do standardowego i równie rozbudowanego wyposażenia poziomu Selection należą ponadto m.in. tempomat, dwustrefowa klimatyzacja automatyczna, cztery dodatkowe głośniki i skórzana kierownica wielofunkcyjna, obsługująca radio i telefon.
Usportowiona wersja Monte Carlo zawiera dodatkowo panoramiczny dach, reflektory Full LED Matrix, pakiet Sunset czy oświetlenie Ambiente w dwóch barwach.
Podstawowym silnikiem Scali jest trzycylindrowa jednostka 1.0 TSI o mocy 70 kW (95 KM) z manualną 5-biegową skrzynią biegów. Wszystkie silniki w ofercie to „benzyniaki”. Gama silnikowa Skody Kamiq jest identyczna.
Wjechał pod pociąg na przejeździe kolejowym w Świebodzinie
Jak informuje policja ze Świebodzina, w tamtejszym powiecie nie raz doszło już do śmiertelnego wypadku, spowodowanego przez kierowcę, który wjechał pod pociąg. Niewiele brakowało, a doszłoby do kolejnej tragedii.
Kamera monitorująca przejazd nagrała wyjątkowo bezmyślnego kierowcę Audi A4, który naprawdę miał kilka szans na to, żeby nie znaleźć się w śmiertelnie groźnej sytuacji. Ale każdą z tych szans zaprzepaścił.
Zaczęło się od tego, że wjechał na przejazd kolejowy, pomimo mrugających czerwonych świateł. Naprawdę, nie rozumie co oznacza czerwone światło? Plus charakterystyczne dzwonienie?
Zareagował dopiero, gdy zobaczył opadające rogatki. Ten akurat przejazd ma podwójne rogatki, stworzone z myślą o takich właśnie kierowcach, jak ten kierujący Audi. Zamykają się więc najpierw rogatki zabraniające wjazdu, a te blokujące wyjazd opadają z opóźnieniem. Niestety kierowca Audi tego też nie zrozumiał i ruszył do przodu, gdy było już za późno.
Ile wynosi mandat za wjazd na zamykający się przejazd kolejowy?
W takiej sytuacji pozostaje tylko jedno – wyłamanie rogatek. Można zrobić to samochodem, ale można również ręką – wystarcza do tego minimalna siła. Kierujący Audi również i tego nie zrobił. Stał tak i czekał, licząc że nadjeżdżający pociąg go nie zabije.
Na jego szczęście skład nadjechał po torach znajdujących się po przeciwnej stronie, niż stał samochód. Maszynista dostał też wcześniej ostrzeżenie, że ktoś wjechał na przejazd, więc zdążył wyhamować pociąg.
Jak informuje policja, mężczyzna został ukarany mandatem na 2500 zł oraz 15 punktami karnymi. Za wjechanie na zamykający się przejazd grozi mandat 2000 zł, a 500 zł jest za czerwone światło. Każda z tych przewin to także 15 punktów karnych, więc kierowca powinien dostać w sumie 30 punktów i stracić prawo jazdy. Policja nie wyjaśnia dlaczego tak się nie stało.
Najgorsze sposoby na zamarznięty płyn do spryskiwaczy
Zimowe problemy dotykają wszystkich kierowców, więc internet pełen jest poradników, jak sobie z nimi radzić. To poczytne informacje, więc za podawanie ich biorą się nawet osoby, które o motoryzacji mają niewielkie lub zgoła żadne pojęcie. Często radzą korzystanie z „domowych sposobów” radzenia sobie z problemami, które mogą wywołać problemy jeszcze większe.
Co zrobić, kiedy jakiś płyn jest zamrożony? Wystarczy dolać ciepłej wody. Pomysł, aby przynieść czajnik z ciepłą wodą może wydawać się sprytny i prosty, ale wcale taki nie jest. Dolanie ciepłej wody, może uszkodzić uszczelki. Poza tym sama zaraz też się ochłodzi, a rozcieńczony płyn szybciej zamarznie. Jeszcze większą szanse na szkody mamy wlewając wodę gorącą. Niewielka przy tym jest szansa, że rozwiąże to problem zamarzniętego płynu w przewodach.
Inny polecany sposób to dolanie benzyny, rozpuszczalnika lub octu, które same tak łatwo nie zamarzają. Niestety te substancje tym bardziej mogą uszkodzić układ spryskiwaczy. Ponadto spryskanie szyby płynem z dodatkiem rozpuszczalnika lub octu może być bardzo niekorzystne dla elementów nadwozia i doprowadzić do pojawienia się ognisk rdzy.
Dlatego nie wierzcie w tego typu sposoby, tylko stosujcie metody, które nie stwarzają ryzyka, że coś uszkodzicie.
Skuteczny sposób na zamarznięty płyn do spryskiwaczy
Najbardziej skuteczny i bezpieczny sposób na zamarznięty płyn do spryskiwaczy jest tylko jeden. Trzeba rozgrzać płyn. Teoretycznie powinno wystarczyć ciepło rozgrzanego silnika. Problemem mogą być tylko dysze spryskiwaczy (dlatego w niektórych samochodach są ogrzewane). Jeżeli podgrzany płyn ich nie odblokuje, można spróbować delikatnie przetkać je np. igłą (uważając przy tym, żeby nie zmienić kierunku, w którym pryskają płynem).
Jeżeli to nie pomaga, trzeba zaparkować w miejscu, gdzie temperatura jest wyższa, niż na zewnątrz. Jeśli nie mamy garażu możemy poprosić znajomego o wpuszczenie nas do swojego garażu, albo udać się do centrum handlowego, które ma zamknięty garaż.
Po odmrożeniu płynu najlepiej pozbyć się obecnego, zanim dolejemy zimowy. Możecie go zużyć lub odessać strzykawką, jeśli nadal jest go dużo i szkoda go marnować.
W trakcie intensywnych opadów śniegu, linie na drodze mogą być zasypane przez dłuższy czas, utrudniając kierowcom poruszanie się po drogach. W takich sytuacjach często pomagają znaki pionowe, określające na przykład przed skrzyżowaniami, który pas ruchu prowadzi w którą stronę.
Pasy ruchu natomiast powinniśmy sobie wyobrazić. Wynika to z ich definicji:
Pas ruchu – każdy z podłużnych pasów jezdni wystarczający do ruchu jednego rzędu pojazdów wielośladowych, oznaczony lub nieoznaczony znakami drogowymi.
Pasy ruchu mogą być więc nieoznaczone i jeśli obok siebie zmieszczą się dwa pojazdy wielośladowe, to znaczy, że mamy do czynienia z dwoma pasami ruchu. Trzeba po prostu zwizualizować sobie ich przebieg. Pamiętać też trzeba o obowiązku poruszania się przy prawej krawędzi jezdni. Jazda środkiem ponieważ nie widać wyznaczonych pasów, jest niedopuszczalna. W przypadku nieoznaczonych pasów, zabronione jest też wyprzedzanie z prawej strony.
Podobnie jak pasy ruchu, powinniśmy na zaśnieżonej drodze wyobrażać sobie inne znaki poziome, takie na przykład jak miejsca warunkowego zatrzymania.
Czy zasypany śniegiem znak nadal obowiązuje?
Pokryte śniegiem znaki pionowe to rzadki widok, ale przy intensywnych opadach śniegu oraz mocnym wietrze, jest to możliwe. W przypadku gdy znak jest zupełnie nieczytelny, policja nie powinna nas karać za niestosowanie się do niego, ale trzeba być bardzo ostrożnym.
Funkcjonariusza nie przekona raczej sytuacja, w której znak będzie tylko trochę pokryty śniegiem. Pamiętajmy też, że znaki takie jak ustąp pierwszeństwa przejazdu, stop, czy droga z pierwszeństwem przejazdu, mają charakterystyczne kształty nie bez powodu. Nawet całkowicie zakryte, pozwalają bezbłędnie rozpoznać ich znaczenie.
Przede wszystkim rozważnie i ostrożnie. Nawet jeśli mamy dobry samochód i nowe opony zimowe, warunki panujące o tej porze roku potrafią zaskoczyć. Należy unikać gwałtownych manewrów i zdecydowanie ograniczyć prędkość.
Dobrym pomysłem jest też przetestowanie przyczepności. Jeżeli nikt za nami nie jedzie, możemy na chwilę mocniej wcisnąć hamulec, aby przekonać się, jak pojazd zareaguje. Może okazać się, że pod warstwą śniegu jest trochę lodu i przyczepność jest niewielka. Zwalniać powinniśmy też przed zakrętami, szczególnie gdy skręcamy o 90 stopni. Jeśli wpadniemy wtedy w poślizg, nie będzie już czasu na zredukowanie prędkości.
LG chce pokazać producentom samochodów nową platformę obejmującą zaawansowany system wspomagania kierowcy (ADAS), zautomatyzowaną jazdę (AD) i samochodowe technologie informacyjno-rozrywkowe (IVI). LG opracowała ją wspólnie z Magna, globalną firmą zajmującą się technologiami mobilności. Ten przełomowy produkt ma wkrótce trafić na rynek.
Marka LG ma w planach zacieśnienie relacji człowiek-samochód. Obecnie wiele nowoczesnych samochodów posiada zintegrowany system zarządzania zarówno podstawowymi funkcjami, takimi jak radio, nawigacja, czy klimatyzacja oraz funkcjami wspomagania kierowcy. LG wraz z firmą Magna rozwinąć ten system, aby umożliwić kierowcom i pasażerom atrakcyjne i bardziej intuicyjne korzystanie z ich samochodu.
Ma to nastąpić poprzez zastosowanie zaawansowanych wyświetlaczy samochodowych, cyfrowych paneli obsługi, wyświetlaczy HUD wykorzystujących rozszerzoną rzeczywistość oraz oprogramowanie do wizualizacji. Ponadto rozwiązanie to można dostosować do potrzeb każdego producenta OEM w zakresie zintegrowanego systemu komunikacji i rozrywki samochodowej.
W skrócie chodzi o to, aby kierowca wydając polecenia, ustawiając konfigurację „nauczył” swój samochód swojego stylu, a ten ma odwdzięczyć się łatwiejszą i bardziej intuicyjną obsługą. LG twierdzi, że pierwsze samochody skorzystają z tej zaawansowanej technologii już w 2027 roku.
Zawsze w takich kwestiach pojawia się kwestia cyberbezpieczeństwa. Nowoczesne samochody wiedzą o nas bardzo dużo, czasami nawet za dużo, a dane które zbiera lub co gorsza ich wyciek, może być dla kierowców bardzo niebezpieczny. Pozostaje mieć nadzieje, że wszyscy pracujący nad podobnymi rozwiązaniami, w dużym stopniu zadbają o wysoki poziom bezpieczeństwa nowej technologii.
VW T-Cross to jeden z najlepiej sprzedających się modeli producenta z Wolfsburga. W ciągu trzech lat od wprowadzenia na rynek sprzedano ok. 1,2 mln egzemplarzy T-Crossa. Teraz odświeżona wersja crossovera trafia na polski rynek. Znamy także jego ceny.
VW T-Cross – ceny w Polsce
Nowy VW T-Cross będzie dostępny na polskim rynku z jednym z trzech silników benzynowych z turbodoładowaniem o mocy 95, 115 i 150 KM. Wśród wersji wyposażeniowych nowego SUV-a znajdą się: T-Cross, Life, Style, R-Line oraz wyjątkowa linia Special Edition. Do palety kolorów dołączą trzy nowe lakiery: żółty „Grape”, niebieski „Clear” i czerwony „King’s red” (dwa ostatnie metalizowane).
Silnik
T-Cross
Life
Special Edition
Style
R-Line
1.0 TSI | 70kW/95KM | manualna, 5-biegowa
98 890 PLN
101 190 PLN
101 990 PLN
–
–
1.0 TSI | 85kW/115KM | manualna, 6-biegowa
–
106 490 PLN
107 290 PLN
110 090 PLN
–
1.0 TSI | 85kW/115KM | DSG, 7-stopniowa
–
114 590 PLN
115 390 PLN
118 190 PLN
121 490 PLN
1.5 TSI ACT | 110kW/150KM | DSG, 7-stopniowa
–
123 190 PLN
123 990 PLN
126 790 PLN
129 990 PLN
Warto dodać, że auto będzie dostępne również w abonamencie, wówczas miesięczna rata startuje od 888 zł netto (przy wkładzie własnym 10%, umowie na 4 lata i limicie 15 000 km rocznie).
Bagażnik T-Crossa ma pojemność od 385 do 455 litrów przy załadowaniu do wysokości rolety. Po złożeniu tylnej kanapy (oparcie jest dzielone w stosunku 60:40) powstaje płaska przestrzeń bagażowa o pojemności do 1281 litrów (do wysokości oparć przednich foteli). Ponadto jest możliwość złożenia oparcia fotela pasażera z przodu (standard od wersji Life i tylko dla pojazdów z kierownicą po lewej stronie). Powstaje wówczas przestrzeń bagażowa o długości 2398 mm i może pomieścić także bardzo długie przedmioty, jak np. deska surfingowa czy średniej wielkości drabina.
VW T-Cross już w standardzie jest dobrze wyposażony
Na pokładzie wszystkich wersji T-Crossa znajdziemy m.in. reflektory LED, tylne światła w tej samej technologii, system rozpoznawania znaków drogowych, wyświetlacze Digital Cockpit i systemu infotainment o przekątnej 8 cali, 2 gniazdka USB-C z przodu i czujniki parkowania z tyłu.
Opcjonalnie będzie dostępny ekran o przekątnej 10 cali z aplikację App Connect, która umożliwia podłączenie telefonu (przewodowy i bezprzewodowy Car Play i Android Auto). Klienci będą mogli też domówić matrycowe reflektory LED Matrix z doświetlaniem zakrętów i światłami przeciwmgielnymi (to nowość w modelu T-Cross). Wśród nowych funkcji świateł są także animacje witające i żegnające kierowcę.
VW T-Cross Special Edition – zaoszczędzisz nawet 9560 zł
Podobnie jak w nowym Tiguanie, także odświeżony VW T-Cross jest dostępny w ofercie specjalnej, dzięki której można trochę zaoszczędzić. Wersja Special Edition została ona opracowana na bazie T-Crossa Life i poza typowymi dla tej odmiany elementami wyposażenia standardowego ma także 17-calowe aluminiowe felgi Bangalore, dodatkowo przyciemniane szyby tylną oraz tylne boczne, kamerę cofania, system bezkluczykowego dostępu i uruchamiania pojazdu, czujnik deszczu z systemem Light Assist oraz lakier metalizowany. T-Cross Special Edition jest droższy od wersji Life o zaledwie 800 zł, a klienci zyskują korzyść w postaci dodatkowego wyposażenia o wartości aż 9560 zł.
Triumph Daytona 660 ma chęć powalczyć z europejskimi i japońskimi producentami sportowych motocykli klasy 600. To ma być zwinny i charakterny jednoślad, który ma zapewniać ekscytujące osiągi, a także całodzienny komfort jazdy.
Daytona zostało zaprojektowana od początku, ze świeżym podejściem, aby uzyskać nową, agresywną sylwetkę, czystą, smukłą linię. Charakterystyczne podwójne, przednie reflektory LED współgrają z centralnym wlotem powietrza, a minimalistyczne nadwozie podkreśla atletyczną linię tego modelu wyprofilowanym tylnym światłem LED. Zoptymalizowano pozycję kierownicy i podnóżków (m.in. dzięki montażowi sportowej kierownicy typu clip-on nad górnym jarzmem).
Siedzenie zawieszono na wysokości 810 mm. Dzięki dostępnemu, akcesoryjnemu, obniżanemu siedzeniu można zmniejszyć wysokość siedziska o dodatkowe 25 mm do 785 mm.
Dostępne są trzy efektowne opcje kolorystyczne – wszystkie z odważną grafiką „660” inspirowaną wyścigami.
Triumph Daytona 660 – akcesoria
Zgodnie z oczekiwaniami klientów Triumpha, Daytona oferuje ponad 30 oryginalnych akcesoriów marki Triumph. Motocykliści poszukujący na padoku jeszcze bardziej rozpoznawalnego wyścigowego stylu, mogą wybrać malowaną osłonę siedzenia, a także szereg obrobionych maszynowo części, w tym korek wlewu oleju, wstępnie nawiercony pod okablowanie blokujące, zestaw rolek, końcówki kierownicy i zbiornik tylnego hamulca.
Dostępne są też:
podgrzewane manetki,
gniazdo USB montowane pod siedzeniem
system monitorowania ciśnienia w oponach (TPMS)
torba na zbiornik paliwa
torba na bagażnik.
Nowe akcesoria zabezpieczające, w zależności od dostępności na danym rynku, obejmują system alarmowy Triumph Protect+ i moduł śledzący Triumph Track+ z monitorowaniem 24/7, a także kompleksową gamę blokad.
Triumph Daytona 660 MY24
Triumph Daytona 660 – moc silnika i skrzynia biegów
Motocykl jest wyposażony w trzycylindrowy silnik Triumpha o pojemności 660 cm3 , z mocą 95 KM i maksymalnym momentem obrotowym 69 Nm. Taka jednostka ma zapewniać płynne, responsywne i liniowe dostarczanie mocy, łącząc nisko położony moment obrotowy, średnią moc i moc końcową w najwyższym zakresie. Oprócz wzrostu mocy o 17% i o 9% większego momentu obrotowego niż w Tridencie, Daytona 660 wyposażona jest również w nowy układ wydechowy – wyposażony w głowice 3 w 1 i kompaktowy podwieszany tłumik z wykończeniem ze stali nierdzewnej – oddający niepowtarzalny, sportowy dźwięk.
Silnik Daytony ma czerwone pole, zaczynające się od 12 650 obr./min. Ponad 80% maksymalnego momentu obrotowego dostępne jest już przy 3 125 obr./min.
Moc przekazywana jest dzięki sześciobiegowej skrzyni biegów, a sprzęgło Triumph Torque Assist, ma zapewniać progresywne i lekkie działanie dźwigni. Konstrukcja sprzęgła poprawia również kontrolę tylnego koła podczas gwałtownego zwalniania, co może mieć wpływ na płynne i pewne wchodzenie w zakręty.
Quickshifter jest dostępny wśród akcesoriów umożliwiające szybką i łatwą zmianę biegów w górę i w dół bez użycia sprzęgła, jeszcze łatwiejszą jazdę po mieście przy pełnym otwarciu przepustnicy i oraz płynną redukcję przełożeń z automatycznym międzygazem.
W opcji można zakupić zestaw do konwersji na prawo jazdy kat. A2, ze specjalną manetką i ustawieniami silnika ograniczającymi moc do 35 kW. Zestaw można zamontować u dealera Triumpha, a także później powrócić do ustawień fabrycznych.
Triumph Daytona 660 – zawieszenie
W skład podwozie Daytony 660 wchodzi:
przedni widelec Showa USD o średnicy 41 mm
tylny amortyzator Showa typu monoshock RSU z regulacja napięcia wstępnego.
Nowa Daytona 660 czerpie korzyści z wielu lat rozwoju podwozia, które zwyciężało w wyścigach, a dzięki lekkiej sportowej ramie, najwyższej jakości przedniemu odwróconemu widelcowi Big Piston o średnicy 41 mm Showa i tylnemu zawieszeniu Showa, zapewniając łatwą i zwinną jazdę. Tylne zawieszenie posiada również zdalną hydrauliczną regulację napięcia wstępnego, umożliwiającą szybkie ustawienie.
Triumph Daytona 660 MY24
Triumph Daytona 660 – hamulce i opony
Na układ hamulcowy składają się radialne, czterotłoczkowe hamulce z dwiema tarczami o średnicy 310 mm i przewodami hamulcowymi w oplocie. Motocykl wyposażony został w modulator ABS firmy Continental.
Lekkie, pięcioramienne koła z odlewanego aluminium, obniżające masę wirującą, mają zapewniać responsywne prowadzenie. Najnowsze opony Michelin Power 6 montowane są w standardzie.
Triumph Daytona 660 – tryby jazdy
Aby zawsze zapewnić motocykliście poczucie pełnej kontroli, Daytona 660 jest wyposażona w trzy tryby jazdy (Sport, Road i Rain), które optymalizują reakcję przepustnicy i ustawienia kontroli trakcji w zależności od warunków. Nowy system Emergency Deceleration Warning włącza światła awaryjne, aby ostrzec innych użytkowników drogi podczas gwałtownego hamowania.
Tryb Sport zapewnia najszybszą reakcję przepustnicy podczas jazdy szosowej lub sesji na torze. System kontroli trakcji można również wyłączyć za pomocą menu. Docenią to motocykliści, którzy wolą całkowitą wolność od interwencji systemów elektronicznych.
Daytona 660 wyposażona jest system Ride-by-Wire (zapewnia odczuwalną i precyzyjną reakcję przepustnicy).
Triumph Daytona 660 – wyświetlacz
Triumph Daytona 660 ma kolorowy ekran TFT zintegrowany z czarno-białym wyświetlaczem LCD. Według producenta „kompaktowy i przejrzysty układ sprawia, że wszystkie niezbędne dla kierowcy informacje, są wyraźnie wyświetlane i łatwe do odczytania niezależnie od warunków oświetlenia”. Wyświetlacz jest kompatybilny z systemem łączności bluetooth My Triumph, który umożliwia nawigację „zakręt po zakręcie” oraz obsługę telefonu, jak i playlist. Wszystkie funkcje są wyświetlane na ekranie TFT i sterowane za pomocą przełącznika.
Triumph Daytona 660 MY24
Triumph Daytona 660 – kiedy w Polsce?
Zamówienia na Daytonę można złożyć u lokalnego dealera Triumph. Motocykle będą dostępne w salonach na przełomie marca i kwietnia 2024 r.
Dla chętnych nabywców Daytony 660 producent przewidział:
interwały między przeglądami wynoszące 16 000 km,
dwuletnią gwarancję bez limitu przebytych kilometrów
Polski importer zapewnia o wysokiej wartości rezydualnej firmy Triumph, co ma przyczyniać się do zapewnienia konkurencyjnego kosztów użytkowania.
Triumph Daytona 660 – dane techniczne
SILNIK I PRZENIESIENIE NAPĘDU
Rodzaj
Chłodzony cieczą, 3 cylindrowy w układzie rzędowym, 12-zaworowy, DOHC 240° kolejność zapłonu
Pojemność
660 cm³
Średnica
74.04 mm
Suw
51.1 mm
Stopień sprężania
12.05:1
Maksymalna moc
95 KM (70 kW) przy 11,250 obr./min
Maksymalny moment obrotowy
69 Nm. przy 8,250 obr./min
Układ zasilania
Elektroniczny sekwencyjny wielopunktowy wtrysk paliwa z elektroniczną kontrolą przepustnicy
Układ wydechowy
Stal nierdzewna, system głowicowy 3-1, tłumik ze stali nierdzewnej montowany z boku
Układ napędowy
Łańcuch X-ring
Sprzęgło
Mokre, wielotarczowe, slip & assist
Skrzynia biegów
6 biegowa
PODWOZIE
Rama
Rama obwodowa z rur stalowych
Wahacz
Obustronny, odlewany ze stali
Przednie koło
Odlewane z aluminium, pięcioramienne 17 x 3.5 cala
Tylne koło
Odlewane z aluminium, pięcioramienne 17 x 5.5 cala
Przednia opona
120/70 Z R17
Tylna opona
180/55 Z R17
Przednie zawieszenie
Widelce Showa, upside down z oddzielnym dużym tłokiem 41 mm (SFF-BP), skok zawieszenia 110 mm
Tylne zawieszenie
Amortyzator Showa typu monoshock RSU z regulacja napięcia wstępnego, skok zawieszenia 130 mm
Przedni hamulec
Podwójne pływające tarcze hamulcowe 310 mm, 4-tłoczkowe, radialne zaciski, ABS
Tylny hamulec
Jedna pływająca tarcza hamulcowa 220 mm, jednotłoczkowe, przesuwne zaciski, ABS
Przyrządy
Wielofunkcyjny kolorowy ekran TFT
WYMIARY ORAZ MASA
Długość
2083.8 mm
Szerokość kierownicy
736 mm
Wysokość bez lusterek
1145.2 mm
Wysokość siedzenia
810 mm
Rozstaw osi
1425.6 mm
Kąt pochylenia główki ramy
23.8°
Wyprzedzenie
82.3 mm
Masa z płynami
201 kg (90% paliwa)
Pojemność zbiornika paliwa
14 L
ZUŻYCIE PALIWA
Zużycie paliwa
4.9 l / 100 km
Emisja CO2
113 g/km
Standardy emisji
EURO 5+ Emisja CO2 i zużycie paliwa zmierzono zgodnie z rozporządzeniem 168/2013/WE. Wartości parametrów dotyczących zużycia paliwa pochodzą ze specyficznych warunków testowych i przedstawiono je wyłącznie w celach porównawczych. Mogą one nie odzwierciedlać rzeczywistych wartości uzyskiwanych podczas jazdy.
SERWIS
Interwał między przeglądami
16,000 km lub 12 miesięcy, w zależności od tego, co nastąpi wcześniej.
Rolls-Royce Motor Cars zakończył rok 2023 z rekordową sprzedażą, ale także zamówienia na wyrafinowane – wykonywane na specjalne życzenie – wersje modeli, zwane w marce „Bespoke”, również osiągnęły nienotowany dotychczas poziom.
Standardowy Rolls jest passe – aby się wyróżnić Polacy inwestują w Bespoke
Filarem nadzwyczajnych wyników firmy jest różnorodna oferta, szczególnie w odniesieniu do personalizacji Bespoke i zdolności marki do spełniania stale rosnących oczekiwań klientów. Zamówienie wnętrza zgodnego z ulubioną barwą lakieru właścicielki? Czemu nie?! Specjalna sygnatura na obiciach foteli – nie ma problemu! A może powiększona lodówka na drogiego szampana? Da się zrobić!
Black Badge Ghost Ékleipsis
Rozwój możliwości w zakresie Bespoke – wspierany przez rozwój międzynarodowej sieci studiów Private Office – zaowocował większą liczbą zleceń tego typu, o wyższej wartości niż kiedykolwiek wcześniej. Klienci inwestują w coraz to bardziej wymyślne, ale i drogie w zaimplementowaniu do aut rzeczy: wykorzystują kamienie szlachetne lub kryształy Svarowskiego, zamawiają specjalne, delikatne skóry, egzotyczne drewna, lub gadżety, których spodziewają się na pokładzie. Często – jako wyraz swojej pasji – życzą sobie, aby uwzględnić jakiś symbol ulubionego hobby w desce rozdzielczej.
Globalna sprzedaż marki Rolss-Royce wyniosła w 2023 roku 6032 samochodów. To liczba, która jest satysfakcjonująca dla producenta. Trudno ją porównywać ze sprzedażą aut masowych. Pamiętajmy, że – np. w Polsce – średnia cena za jeden egzemplarz przekracza 2 miliony złotych! Wszystkie samochody Rolls-Royce są ręcznie budowane w siedzibie marki w Goodwood w Wielkiej Brytanii i każdy z nich zawiera unikalne elementy Bespoke.
Podczas gdy w 2023 r. (zgodnie z planem brytyjskiego producenta) zakończyła się produkcja popularnych modeli Wraith i Dawn, rok ten zostanie zapamiętany ze względu na rozpoczęcie produkcji i sprzedaży Rolls-Royce’a Spectre – pierwszego auta elektrycznego marki w Goodwood. Pierwsze dostawy do klientów miały miejsce jesienią, kilka z nich trafiło również do Polski.
Rolls-Royce Spectre
Po publicznej premierze tego modelu w październiku 2022 roku, pierwszy w pełni elektryczny Rolls-Royce w historii wzbudził ogromne zainteresowanie, szczególnie wśród młodszych klientów, które przełożyło się na zamówienia sięgające 2025 roku!
Na fali sukcesów, w 2023 roku firma ogłosiła nową inwestycję na terenie Goodwood – zwiększenie mocy produkcyjnych i możliwości personalizacji Bespoke oraz wsparcie rozwoju programu Coachbuild. W minionym roku przemianę przeszły także salony marki.
Rolls-Royce Spectre
„Rok 2023 był kolejnym niezwykłym rokiem dla Rolls-Royce’a, z solidnymi wynikami sprzedaży we wszystkich regionach i w całym portfolio produktów. Szczególnie zachęcające jest ogromne zainteresowanie i popyt na Spectre, co potwierdza słuszność decyzji o przyjęciu odważnej, „całkowicie elektrycznej” strategii rozwoju i produkcji przyszłych modeli. Rekordowy poziom zamówień Bespoke, zarówno pod względem wolumenu, jak i wartości, również podkreśla naszą pozycję w sektorze luksusowym, oferując naszym klientom możliwości wyrażania siebie i personalizacji, których nie można znaleźć nigdzie indziej. Jako nowy CEO jestem w niezwykle szczęśliwej sytuacji, przejmując odpowiedzialność za firmę w dobrej kondycji, z mocnymi fundamentami i jasną strategią wzrostu i rozwoju, ogromnymi możliwościami technicznymi i skoncentrowanym, oddanym zespołem. Z niecierpliwością czekam na współpracę z wszystkimi pracownikami Rolls-Royce’a, aby utrzymać tę dynamikę i poprowadzić tę wspaniałą firmę naprzód z pewnością siebie i przekonaniem”.Chris Brownridge, Chief Executive Officer, Rolls-Royce Motor Cars
Rolls-Royce Bespoke – personalizowany kokpit na indywidualne zamówienie
Rolls-Royce – modele w Polsce i liczba zarejestrowanych egzemplarzy
Rok 2023 był także wyjątkowo udany dla Rolls-Royce Motor Cars na polskim rynku. Wyłączny dealer marki w Warszawie zanotował najwyższe wyniki sprzedaży od momentu, gdy w 1913 roku pierwszy polski klient odebrał swój samochód, a więc ponad 110 lat temu.
Modele Ghost i Cullinan osiągnęły swoje szczyty sprzedażowe, podczas gdy Phantom przyciągnął stałą liczbę klientów.
Model Spectrezebrał pozytywne recenzje. Kilku klientów z Polski otrzymało już swojego własnego pierwszego elektrycznego Rolls-Royce’a w IV kwartale roku, przy czym księga zamówień sięga daleko w 2025 rok.
Według danych Instytutu Samar liczba rejestracji Rolls-Royce’ów w Polsce osiągnęła w 2023 roku 20 egzemplarzy, czyli aż o 13 modeli więcej niż w 2022 roku (7 sztuk). Jest to wzrost o 185,7% rok do roku.
To jedna z tych historii, którą przeciwnicy elektromobilności będą opowiadali sobie w formie doskonałego żartu, zaś zwolennicy jako straszną legendę, której nikt nie chce przeżyć. I chociaż trudno w nią uwierzyć, to zdarzyła się naprawdę.
Drobne uszkodzenie auta elektrycznego i horrendalny koszt naprawy
Pewien szczęśliwy właściciel Polestara 2 miał to nieszczęście, że spotkał na swojej drodze jelenia. Doszło do zderzenia ze zwierzęciem, ale bardzo drobnego. Jeleń pobiegł do lasu, zaś właściciel auta, mógł spokojnie ruszyć w dalszą drogę, ponieważ uszkodzenia były głównie kosmetyczne.
Niedługo potem, mężczyzna udał się do serwisu na naprawę auta. Tam stwierdzono drobne naderwanie zderzaka, osłony nadkola, delikatne uszkodzenia klosza reflektora (sam reflektor pozostał sprawny), zagięcie rogu maski oraz uszkodzony zbiornik płynu do spryskiwaczy. Słowem, nic poważnego ani potencjalnie bardzo drogiego.
Dlaczego naprawa samochodów elektrycznych jest droga?
Zwykle problemem aut elektrycznych jest to, że elementy napędu są często nienaprawialne (przynajmniej według producenta) i każde nawet podejrzenie ich uszkodzenia, kwalifikują jako nadające się do wymiany. Szczególnie newralgiczne są baterie, ponieważ nawet ich drobne uszkodzenie, może teoretycznie doprowadzić do pożaru za jakiś czas. A wymiana akumulatora może kosztować 100 tys. zł albo i więcej.
W przypadku Polestara 2 po spotkaniu z jeleniem nie było takiego problemu. Ale jego naprawa okazała się mimo to bardzo skomplikowana i zajęła aż 90 roboczogodzin, które same w sobie odpowiadają za ponad 1/3 kwoty widocznej na rachunku. Wygląda na to, że każda naprawa elektryka może być horrendalnie droga.
W styczniu 2013 roku w życie weszło nowe prawo jazdy, a także nowe zasady dotyczące jego ważności. Zgodnie z dyrektywą 2006/126/WE Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie praw jazdy, wprowadzono nowe kategorie (AM i A2), nowy jednolity unijny wzór dokumentu, a także administracyjny okres jego ważności.
Obecnie prawo jazdy wydawane jest maksymalnie na 15 lat, lecz ten okres może być krótszy w sytuacji, gdy stan zdrowia kierowcy wymaga kontroli po określonym przez lekarza orzecznika czasie. Jeśli nie masz problemu ze wzrokiem lub innych wad, masz jeszcze 4 lata spokoju, bo pierwsze osoby, które dostały nowe prawo jazdy, już z określoną datą ważności, będą musiały je wymienić w styczniu 2028 roku.
Mogłoby się wydawać, że jeśli otrzymałeś dokument przed 2013 rokiem, to możesz spać spokojnie, bo Ciebie kwestia wymiany dokumentu nie dotyczy. Nic bardziej mylnego. Nawet jeżeli otrzymałeś dokument o starym wzorze, czyli takim sprzed 18 stycznia 2013, będziesz musiał wymienić prawo jazdy.
Rozdział 19 pt. „Wymiana praw jazdy”, w artykule 124 czytamy, że „osoby posiadające prawa jazdy wydane do dnia 18 stycznia 2013 r. obowiązane są dokonać ich wymiany, na prawa jazdy zgodne z nowym wzorem”. To jednoznacznie potwierdza fakt wymiany dokumentu, nawet jeśli wydano go bez terminu ważności.
„Prawa jazdy wydane do dnia 18 stycznia 2013 r. podlegają wymianie w okresie od dnia 19 stycznia 2028 r. do dnia 18 stycznia 2033 r. w terminach określonych przez ministra właściwego do spraw transportu lub w terminie wcześniejszym na wniosek posiadacza prawa jazdy”. – czytamy w art. 124 ust. 4 Ustawy o kierujących pojazdami. Można też zrobić to wcześniej, jeśli jest taka konieczność. Należy pamiętać, że w dniu 18 stycznia 2028 roku wszystkie bezterminowe prawa jazdy tracą ważność. To nie oznacza, że tracimy uprawnienia do prowadzenia pojazdów i nie ma konieczności ponownego zdawania egzaminu, ale jesteśmy narażeni na mandat, bo nasz dokument jest nieważny.
Wymiana prawa jazdy – procedura
Wyrobienie nowego prawa jazdy wymaga uiszczenia opłaty w wysokości 100 zł. Potrzebne jest także aktualne zdjęcie o wymiarach 35×45 mm i potwierdzenie swojej tożsamości przez pokazanie dowodu osobistego lub paszportu. W przypadku posiadaczy bezterminowych praw jazdy nie ma konieczności dostarczania zaświadczeń lekarskich. Te są tylko obowiązkowe dla osób, które z uwagi na stan zdrowia mają określony termin ważności dokumentu.
Cupra Tavascan została zaprezentowana w ubiegłym roku, a teraz auto trafiło już do produkcji. Niestety wciąż nie znamy jej ceny, ale to prawdopodobnie się wkrótce zmieni, bowiem producent podał już konkretne dane dotyczące wersji Tavascana. Auto pojawi się w dwóch odmianach.
Cupra Tavascan w dwóch wersjach – Endurance i VZ
Tavascan jest elektrycznym SUV-em zbudowanym na platformie MEB z koncernu Volkswagena, tej samej, na której bazują już oferowane modele z serii VW ID. oraz Skoda Enyaq. Podobnie jak w VW i Skodzie hiszpański SUV będzie dostępny z napędem na tył oraz na cztery koła w mocniejszej wersji VZ.
Auto ma podobne wymiary co VW ID.5, więc możemy mówić o całkiem przestronnym wnętrzu. Wysokie nadwozie ułatwia wsiadanie do środka, a spory prześwit z pewnością spodoba się tym, którzy nie zwracają zbytniej uwagi na miejskie krawężniki.
Cupra Tavascan ma być bardziej wyrazistą alternatywą dla szukających elektrycznego SUVa. Auto z pewnością wyróżniają ostre linie, mocno ścięty dach, a także agresywny przód, który skrywa sportowe aspiracje Tavascana.
Trzeba przyznać, że w obydwu wersjach (Endurance i VZ) Hiszpan jest szybki. Spójrzmy na dane techniczne obydwu wersji Tavascana.
Cupra Tavascan – dane techniczne
Dane
Cupra Tavascan Endurance
Cupra Tavascan VZ
Akumulator
Litowo-jonowy 77 kWh
Litowo-jonowy 77 kWh
Napęd
Na tylne koła
Na cztery koła 4Drive
Moc
210/286 kW/KM
250/340 kW/KM
Moment obr.
545 Nm
545 Nm
Przyspieszenie 0 – 100 km/h
6,8 s
5,6 s
Prędkość maks.
180 km/h
180 km/h
Zasięg (wg. WLTP)
547 km
517 km
Cupra Tavascan oferuje bagażnik o pojemności 540 litrów. Długość samochodu wynosi 4,644 m, szerokość – 1,861 m, a wysokość 1,597 m.
Nie włączył świateł w deszczu, policja zaczęła go gonić
Policjanci z sokólskiej drogówki patrolujący drogę krajową numer 18, zauważyli Mazdę, która pomimo padającego deszczu miała włączone jedynie światła do jazdy dziennej. Funkcjonariusze wydali kierowcy polecenie do zatrzymania pojazdu, ten jednak zaczął uciekać.
Kierujący japońskim SUV-em uciekał przez kilkanaście kilometrów, mijając kolejne miejscowości w gminie Sokółka, a następnie wjechał do samego miasta. Tam na jednej z głównych ulic uderzył w bok wyprzedzającego go nieoznakowanego radiowozu, po czym skręcił w boczną ulicę. Tam kierowca porzucił auto i zaczął uciekać pieszo, ale już po chwili został złapany.
22-latek tłumaczył, że uciekał, bo się zestresował. Po sprawdzeniu w policyjnych systemach okazało się, że ma on sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. Podczas kontroli funkcjonariusze znaleźli przy nim woreczek strunowy z suszem – jak się okazało, była to marihuana.
Mężczyzna został zatrzymany i trafił do policyjnego aresztu. Następnego dnia usłyszał zarzuty niezatrzymania się do kontroli drogowej, kierowania pomimo orzeczonego zakazu sądowego oraz posiadania środków odurzających. 22-latek odpowie również za popełnione podczas ucieczki wykroczenia. Za niezatrzymanie się do kontroli i niestosowanie się do sądowych zakazów kodeks karny przewiduje karę do 5 lat pozbawienia wolności, zaś za posiadanie narkotyków grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.
Kiedy można używać świateł do jazdy dziennej
Przypadek kierowcy Mazdy jest o tyle ciekawy, że policjantom do głowy by nie przyszło, aby go o cokolwiek podejrzewać. Ich uwagę zwrócił drobny błąd, który popełnia wielu polskich kierowców. Jechał na światłach do jazdy dziennej podczas deszczu. Tymczasem zgodnie z Kodeksem drogowym:
W czasie od świtu do zmierzchu w warunkach normalnej przejrzystości powietrza, zamiast świateł mijania, kierujący pojazdem może używać świateł do jazdy dziennej.
Wielu kierowców nie zna tego zapisu, albo go nie rozumie. Co to bowiem jest normalna przejrzystość? To proste. Jeśli mają miejsce opady albo pojawia się mgła, przejrzystość nie jest normalna i trzeba włączyć światła mijania. Kierowcy nie robią tego, bo albo polegają na czujniku światła, albo sami reagują jedynie na zmrok, nieświadomi, że światła do jazdy dziennej nie są jedynymi, jakich należy używać w ciągu dnia.
Po czym poznać, że auto da się uruchomić na kable?
To że samochód nie chce się uruchomić, nie zawsze może świadczyć o problemie z akumulatorem. Istnieją jednak niewielkie szanse, że nagle zepsuł się nam rozrusznik, albo pompa paliwa. Niska temperatura i brak reakcji na przekręcenie kluczyka, to jasny sygnał, że rozładował się akumulator.
Jeżeli została w nim resztka prądu, możemy usłyszeć, jak rozrusznik próbuje „kręcić”, ale zbyt krótko i słabo, żeby uruchomić silnik. Gdy akumulator jest rozładowany całkowicie, po przekręceniu kluczyka nie zapalą się nawet kontrolki na desce rozdzielczej.
Jak powinno się podłączać kable rozruchowe?
Kiedy akumulator się rozładował, a my nie mamy czasu lub możliwości go naładować, najszybszym i najprostszym sposobem, jest skorzystanie z kabli rozruchowych i „pożyczenie” prądu z innego pojazdu. Dawca powinien mieć akumulator o takiej samej jak nasz pojemności, albo większy. Natomiast kable rozruchowe powinny być solidne i grube – w przypadku najtańszych, cienkich, może pojawić się problem z dostarczeniem odpowiedniej ilości prądu.
Kable rozruchowe należy w następującej kolejności:
czerwony przewód do plusa dawcy
drugi koniec czerwonego przewodu do plusa biorcy
czarny przewód do minusa biorcy
drugi koniec czarnego przewodu do masy dawcy
Po udanym odpaleniu silnika w aucie z wyczerpanym akumulatorem, odpinamy kable w odwróconej kolejności. Nie można dopuścić do tego, by końcówki przewodów się dotknęły. Jakikolwiek błąd może doprowadzić do zwarcia w instalacji elektrycznej dawcy i go unieruchomić. Teoretycznie w skrajnych przypadkach możliwy jest nawet wybuch akumulatora.
Jak powinno się uruchamiać auto na kable?
Po podpięciu kabli nie powinno się natychmiast podejmować próby uruchomienia auta. Należy najpierw pozostawić oba pojazdy podłączone kablami przez kilka minut z włączonym silnikiem dawcy. W ten sposób doładujemy trochę wyczerpany akumulator.
Zanim przekręcimy kluczyk, trzeba upewnić się, że wszystkie odbiorniki prądu (radio, światła, klimatyzacja) są wyłączone. Przed przekręceniem kluczyka, można dodać trochę gazu w aucie dawcy. Jeśli mimo tego, nie uda się samochodu uruchomić, można poczekać kolejne kilka minut i ponowić próbę. Jeśli i ona się nie powiedzie, jest kilka możliwości:
kable są zbyt cienkie i nie przewodzą właściwiej ilości prądu
dawca ma wyraźnie słabszy akumulator od biorcy
akumulator w aucie biorcy nadaje się tylko do wymiany
to nie akumulator jest problemem
W takiej sytuacji można spróbować pożyczyć naładowany akumulator lub naładować ten już posiadany. Alternatywą jest tylko wezwanie lawety i odwiezienie pojazdu do warsztatu.
W 2006 roku świat ujrzał drugą generację Mini, która na pierwszy rzut oka nie różniła się od poprzednika – R50. Pozory jednak mylą, Mini R56 to zupełnie nowa konstrukcja. Pamiętajmy, że brytyjska marka należy do BMW, skąd pochodzi też technologia, co ma swoje złe i dobre strony, ale tutaj niemieccy inżynierowie zaprojektowali auto na nowo.
Nowa jest płyta podłogowa, silniki, a także zmodernizowane skrzynie biegów. Zrezygnowano np. ze skrzyń CVT, jak również mechanicznego doładowania w sportowym Cooperze S. Pod maską nie znajdziemy już turbodiesli Toyoty i benzynowych awaryjnych jednostek Tricec.
W porównaniu do poprzednika karoseria została wydłużona aż o 7 centymetrów, ale nie miało to większego wpływu na przestronność wnętrza, gdyż rozstaw osi pozostał bez zmian. Mini R56 ma być jednak autem rodzinnym, ani przestronnym, ale stylowym i po prostu fajnym. A tego nie można mu odmówić, szczególnie, że klienci mieli szeroki wybór indywidualizacji wnętrza, a także szeroki wybór kolorów, co sprawia, że rzadko kiedy spotkamy na drugi identyczny egzemplarz.
Wielu uważa, że tylna kanapa służy po prostu jako dodatkowe miejsce na bagaże, bo tego pod tylną klapą nie ma zbyt dużo. Standardowe Mini pomieści zaledwie 160 litrów bagażu, kombi (Clubman) 260, a po złożeniu kanapy 930.
Używane Mini R56 to prawdziwa stylówa
Styliści zadbali o to, aby każdy detal we wnętrzu się wyróżniał i był ciekawy dla oka. Przełączniki, gałki, kratki nawiewu – to wszystko jest oryginalne i zupełnie inne od aut konkurencji. Przez to używane Mini to ciekawą alternatywą dla kogoś, kto lubi otaczać się ładnymi rzeczami. Dodatkowo, mnogość wersji kolorystycznych sprawia, że każdy znajdzie dla siebie odpowiednią wersję.
By ułatwić rozeznanie w odmianach różniących się mocą, Mini stworzyło różne odmiany i nazwy.
One oznacza podstawową odmianę
Cooper to nieco mocniejsze silniki i lepsze wyposażenie
Cooper S to sportowa wersja
John Cooper Works (211 KM) i John Cooper Works GP (218 KM) to prawdziwe gokarty
One D, Cooper D i Cooper SD to analogiczne wersje z silnikiem diesla
Oprócz tego musimy pamiętać o oznaczeniach konkretnego nadwozia. Poza 3-drzwiowym hatchbackiem (R56) oferowano „udawane” kombi (Clubman; R55), kabriolet (Cabrio; R57), coupe (Coupe; R58) i roadstera (Roadster; R59).
Używane Mini R56 (2006-2013) – paleta silników
Pod maską drugiej generacji Mini znajdziemy konstrukcje BMW oraz koncernu PSA. Wiele z nich boryka się z rozciągającymi się łańcuchami rozrządu, a w wersji z doładowaniem i bezpośrednim wtryskiem w dolocie gromadzi się nagar. Jeśli chodzi o diesle to sprawdzone silniki M47 od BMW i tutaj raczej większych problemów nie ma. Za najbardziej awaryjne uważa się silniki 1.6 THP, montowane pod maską modelu Mini Cooper S, choć nie jest to regułą, kluczem jest udokumentowany serwis.
Silnik
1.6 One benzyna
1.6 One D turbodiesel
1.6 Cooper benzyna
1.6 Cooper D turbodiesel
1.6 Cooper S benzyna turbo
2.0 Cooper SD turbodiesel
1.6 JWC benzyna turbo
Moc maksymalna
90 KM
90 KM
122 KM
110 KM
184 KM
143 KM
211 KM
Prędkość maksymalna
186 km/h
182 km/h
203 km/h
195 km/h
228 km/h
215 km/h
238 km/h
Przyspieszenie do 100 km/h
10,5 s
11,5 s
9,1 s
9,9 s
7,0 s
8,1 s
6,5 s
Średnie spalanie
5,1 l/100 km
3,9 l/100 km
6,4 l/100 km
5 l/100 km
5,8 l/100 km
4,3 l/100 km
6,9 l/100 km
Trzeba pamiętać, że Mini został stworzony z myślą o wymagających klientach (nie lubimy tego słowa – premium), dlatego części oraz naprawy mogą być nieco droższe niż w przypadku innych porównywalnych samochodów. Z drugiej strony, poważne awarie występują tylko w wyżej wymienionych jednostkach, więc nie ma się zbytnio czego obawiać.
Oprócz problemów z niektórymi silnikami, awarii najczęściej ulega elektryka. Właściciele skarżą się na niedziałające szyby, włączniki, przełączniki, światła, czy nawet zamki. Dobrą metodą będzie sprawdzenie podczas oględzin czy wszystko działa jak należy, a także wybór wersji bez wszystkich „bajerów”.
Wielowahaczowe zawieszenie Mini dobrze znosi polskie drogi, choć auto jest zbite i sztywne, co raczej nie zachęca do jazdy po mieście. Samochód jest też nisko zawieszony, przez co trzeba uważać na wysokie krawężniki. Jednak nadwozie o długości zaledwie 3,6 m ułatwia parkowanie, a ciasne uliczki mu nie straszne.
Ceny używanych Mini R56 zaczynają się już od 10 tys. zł, ale jak zawsze polecamy wersje ze środka cennika. Na przyzwoite Mini drugiej generacji należy przeznaczyć co najmniej 20 tys. zł. Na szczycie stoją wersje coupe oraz JCW, które kosztują 40-50 tys. zł.
Sprawdzona historia serwisowa, a także dokładne oględziny (szczególnie zwracając uwagę na elektrykę) to klucz do posiadania fajnego, stylowego brytyjskiego auta.
Układ rankingu sprzedaży aut w Polsce 2023 jest już dobrze znamy. Pierwsze trzy pozycje należą do Toyoty, Skody i Kii. Dalej na liście 10 najlepiej sprzedających się marek w Polsce widzimy VW, Hyundai’a, Audi, BMW, Mercedesa, Renault i Dacię. Jak widać w pierwszej dziesiątce wciąż mamy trzy marki premium.
Skąd wziął się 13-procentowy wzrost sprzedaży w stosunku do 2022 roku? Jak twierdzi Wojciech Drzewiecki z instytutu SAMAR – „Z jednej strony to efekt realizacji zamówień złożonych jeszcze w roku 2022. Z drugiej zaś stabilizacja dostaw i zwiększona dostępność poszczególnych modeli. Poprawa sytuacji w gospodarce znajduje odzwierciedlenie w zwiększonych zakupach przedsiębiorców, gdyż to właśnie oni najczęściej decydowali się na zakup aut. Liczba klientów indywidualnych choć zwiększyła się o niemal 10% nie była w stanie „zrobić” wyniku. Wzrost liczby rejestrowanych aut przez klientów indywidualnych był niemal dwukrotnie niższy niż w przypadku flot”.
Sprzedaż aut w Polsce 2023 – jakie marki aut sprzedawały się najlepiej?
Widać, że listę najlepiej sprzedających się aut w Polsce w 2023 roku coraz częściej zapełniają marki oferujące tylko samochody elektryczne. Przykładowo Tesla zanotowała aż 278-procentowy wzrost sprzedaży. Nowością są też chińskie marki takie jak Seres, Maxus czy MG. Dobry wynik zanotowała też hiszpańska Cupra. Listę pełnych marek z podziałem na modele powinniśmy poznać wkrótce.
Szaleńcza jazda Froga przez Warszawę według sądu nie była groźna
Na temat uniewinnienia Roberta N. znanego lepiej jako Frog, za jego wielokrotną szaleńczą jazdę, pisaliśmy rok temu. Sąd pierwszej instancji uznał wtedy, że nic takiego się nie stało, gdy oskarżony pędził z ogromnymi prędkościami przez zatłoczone warszawskie ulice. Zauważono co prawda, że jechał on niebezpiecznie, ale „panował nad swoim pojazdem”, więc nie ma powodu go ukarać.
Oskarżony nie wyczerpał znamion sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, ponieważ pomimo brawurowej jazdy, poruszając się z dużą prędkością i powodując dezorganizację na drodze, oskarżony w krytycznym czasie panował nad swoim pojazdem.
Jak można nie stwarzać zagrożenia dla wielu osób, kiedy szaleje się w gęstym ruchu? Jak wyjaśnił Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa:
Nie chodzi o to, czy wiele osób znajdujących się podczas burzy w różnych częściach miasta może zostać indywidualnie trafionych piorunem, lecz chodzi o to, czy istnieje niebezpieczeństwo porażenia tym samym piorunem na raz wielu osób, na przykład stojących pod jednym drzewem. Pojedyncze gromy nie sprowadzą zagrożenia dla wielu osób.
Czyli jeśli wielokrotnie istniało ryzyko pojedynczych wypadków, to nic takiego się nie stało. Co prawda można sobie wyobrazić sytuację, w której Forg uderza w jeden pojazd, a ten w kolejny i poszkodowanych jest wiele osób, ale sąd sobie takiego scenariusza nie wyobraził. Dla przypomnienia, zamieszczamy filmik z przejazdu Froga przez Warszawę:
Frog uciekając 240 km/h przed policją, też niczego takiego nie zrobił
Sąd pierwszej instancji dopatrzył się jednak stwarzania zagrożenia w ruchu drogowym przez Froga, gdy w 2014 roku uciekał Mercedesem przed policją po drodze krajowej numer 7. Rozpędzał się wtedy nawet do 240 km/h. Robert N. został skazany za to na 2,5 roku więzienia.
Sprawa trafiła jednak do sądu apelacyjnego i ten podtrzymał wyrok w sprawie jazdy przez Warszawę. Natomiast ucieczka przed policją w okolicach Kielc, również w oczach Sądu Okręgowego w Warszawie, nie była niczym poważnym. Uchylił więc karę 2,5 roku więzienia. Przypomnijmy, jak wyglądała ucieczka Froga przed policją:
Frog ostatecznie uniewinniony
Z wyrokami sądów nie zgodziła się Prokuratura Krajowa, która złożyła wniosek o kasację wyroku. Kasację, która właśnie została oddalona przez Sąd Najwyższy. Jak wyjaśniła sędzia Anna Dziergawka:
Poglądy prawne wynikające z orzecznictwa sądów nie są wiążące dla sądu rozpoznającego daną sprawę. Żeby doszło do rażącego naruszenia prawa musimy mieć do czynienia z dokonaniem wykładni ewidentnie błędnej.
Innymi słowy, sąd drugiej instancji, który uniewinnił Froga, nie popełnił żadnego błędu.
Dacia Duster to prawdziwy hit sprzedaży. Od debiutu pierwszej generacji crossovera w 2010 roku wyprodukowano ponad 2,2 mln egzemplarzy. Przyzwoita jakość wykonania i atrakcyjna cena spowodowały, że Duster zyskał sobie grono klientów. Niestety, nowa Dacia Duster, którą poznaliśmy niedawno nie jest już tanim autem. Szkoda, bo zapowiadało się ciekawie.
Ile kosztuje Nowa Dacia Duster? Na razie ceny w euro
Widać, że nowa Dacia Duster mocno spodobała się klientom. Także w Polsce, bo według polskiego importera zainteresowanie na ten model jest sześć razy większe niż szacunki producenta. Duster jest także chętnie kupowany we Francji, sprzedano tam już ponad pół miliona sztuk. Właśnie stamtąd wiemy, ile kosztuje nowa Dacia.
Nowa Dacia Duster startuje z ceną 19 690 euro, czyli nieco ponad 85 tys. zł. Mowa tutaj o wersji Essential, z przednim napędem o mocy 100 KM). Za Dustera 4×4 we Francji trzeba zapłacić 25 700 euro, czyli ok. 112 tys. zł. Jeszcze droższa jest hybryda, która kosztuje co najmniej 26 600 euro co w przeliczeniu na złotówki daje kwotę ok. 115 tys. zł (wersja Expression, silnik 140 KM).
Nowa Dacia Duster ma całkiem bogate wyposażenie. seryjnie otrzymamy tutaj manualną klimatyzację, szyby elektryczne z przodu, tylne czujniki cofania, czy system rozpoznawania znaków drogowych.
Czy nieco ponad 100 tys. zł za nieźle wyposażonego crossovera to dużo pieniędzy? Zależy jak na to spojrzeć. Cennik chociażby nowej Skody Superb, czy VW Passata pokazują, że ceny nowych aut rosną w tempie dotychczas nieznanym, a kolejne generacje znanych modeli zdają się to potwierdzać. Przypomnijmy, że podstawowy Duster w 2021 roku kosztował zaledwie nieco ponad 50 tys. zł. W tym przypadku kwota 100 tys. jest astronomiczna.
Członkowie Polskiego Związku Przemysłu Oponiarskiego są przedstawicielami największych w Polsce i na świecie producentów opon. Reprezentują branżę zatrudniającą bezpośrednio w naszym kraju ponad 11.000 pracowników w 6 fabrykach i firmach handlowych. Codziennie z tych fabryk wyjeżdża ponad 135 tys. opon z napisem „made in Poland” do samochodów osobowych, ciężarowych, autobusów, czy maszyn rolniczych i przemysłowych.
Nową prezes zarządu Polskiego Związku Przemysłu Oponiarskiego (po raz pierwszy kobieta) na 2024 rok została Anna Burakowska – dyrektor generalna Continental Opony Polska, a wiceprezesami Rafał Spirydon – dyrektor zarządzający Hankook Tire Polska oraz Juan-Antonio Alvarez-Ossorio Garcia de Soria – prezes Michelin Polska.
– Polski Związek Przemysłu Oponiarskiego każdego roku działa bardzo aktywnie na rzecz bezpieczeństwa na drogach i zwiększenia świadomości o wpływie opon na nie – to nasze priorytety, wokół których skupiliśmy zaangażowanie wszystkich największych producentów opon. Najbardziej cieszy nas, że nasze działania przynoszą efekty. Jako kierowcy mamy coraz większą świadomość odnośnie prawidłowej eksploatacji opon czy ich doboru oraz profesjonalnej obsługi w serwisach. W naszych materiałach dla mediów i testach pokazujemy, że opony mogą uratować życie, a droga hamowania dłuższa nawet o 6 metrów ma istotne znaczenie. Jestem przekonana, że dzięki takim działaniom uratowaliśmy już niejedno życie – to nasz cel i największa satysfakcja. Dlatego nie ustajemy w wysiłkach, a przed nami kolejny ważny krok. Polska jako jedyny kraj w Europie z tak zimnym klimatem nie wprowadziła zakazu jazdy na oponach letnich zimą. Mamy nadzieję, że nowy rząd pochyli się nad tym ważnym tematem – podkreśla Anna Burakowska, nowa prezes zarządu Polskiego Związku Przemysłu Oponiarskiego (PZPO).
Anna Burakowska ma ponad 20-letnie doświadczenie w branży motoryzacyjnej i obszarze zarządzania flotą. Swoje doświadczenia zawodowe zdobywała w firmach takich jak Avis, Arval, Business Lease i Toyota – gdzie sprawowała wiele funkcji związanych z obsługą klienta, zakupami, sprzedażą i marketingiem. Od roku pełni funkcję Dyrektor Generalnej w Continental Opony Polska, zarządzając rynkiem lokalnym oraz rynkami eksportowymi.
Który fotoradar zrobił najwięcej zdjęć w 2023 roku?
W Polsce ostatnio coraz więcej mówi się o nowych odcinkowych pomiarach prędkości, które pozwalają na wystawianie naprawdę spore ilości mandatów. Przykładowo 14-kilometrowy odcinek w Białobrzegach po miesiącu pozwolił na ukaranie około 9 tys. kierowców. A to tylko jeden z 39 nowych odcinkowych pomiarów w Polsce.
Absolutnym rekordzistą w tym roku jest jednak fotoradar w Antwerpii w Belgii. W pierwszym półroczu 2023 roku zrobił zdjęcia 65 tys. kierowcom przekraczającym prędkość i wiele wskazuje na to, że do końca roku utrzymał swoją pierwszą pozycję.
Warto odnotować, że odebrał on koronę fotoradarowi w tunelu Craeybeckx, również umiejscowionemu w Antwerpii. Przez pierwsze sześć miesięcy 2022 roku, zrobił on około 60 tys. zdjęć.
Polacy jeżdżą coraz wolniej, a Belgowie coraz szybciej
To że po raz drugi rekordzistą europejskim będzie fotoradar umiejscowiony w Belgii, może zaskakiwać, ale przestaje, gdy spojrzymy na statystyki. W 2014 roku wystawiono tam 3,37 mln mandatów za przekroczenie prędkości. Natomiast w 2022 roku było to już 6,16 mln mandatów. Zaskakująco duży wzrost.
Tymczasem polskie fotoradary mają coraz mniej pracy. W 2022 roku odnotowały 969 tys. wykroczeń, podczas gdy rok wcześniej było to aż 1,4 mln. Polacy z roku na rok jeżdżą coraz ostrożniej i to widać również w statystykach wypadków.
Które samochody muszą mieć światła do jazdy dziennej
Obecność świateł do jazdy dziennej wynika z unijnej dyrektywy, ale dotyczącej jedynie nowych samochodów. Zgodnie z nią pojazdy uzyskujące homologację od lutego 2011 roku, muszą mieć DRL. Jeśli nasz pojazd nie ma ich fabrycznie zamontowanych, to mieć ich nie musi. Ale jeżeli je posiada, to muszą być sprawne.
Dopuszczalne jest też stosowanie akcesoryjnych świateł do jazdy dziennej, ale trzeba być ostrożnym. Światła muszą po pierwsze mieć odpowiednią homologację, a po drugie być umieszczone w odpowiednim miejscu. Jeśli nie spełnimy wszystkich wymogów, możemy nie zaliczyć przeglądu okresowego. Istnieje też wtedy ryzyko, że zainteresuje się nami policja.
O której godzinie należy przełączyć światła dzienne na mijania?
Kwestię używania tych rodzajów oświetlenia reguluje Kodeks drogowy, który mówi:
W czasie od świtu do zmierzchu w warunkach normalnej przejrzystości powietrza, zamiast świateł mijania, kierujący pojazdem może używać świateł do jazdy dziennej.
Nie ma więc ustalonej konkretnej godziny – kiedy zaczyna zmierzchać, powinien to być sygnał dla kierowcy, by zmienić światła dzienne na mijania. Coraz częściej robią to za niego czujniki światła, ale zalecamy w tej kwestii ostrożność. To obowiązek kierowcy upewnić się, czy ma włączone właściwe oświetlenie. Nie może odpowiedzialności za to zrzucić na elektronikę.
Kiedy używanie świateł do jazdy dziennej jest zakazane?
Pamiętajcie jeszcze o fragmencie przepisów mówiących o „warunkach normalnej przejrzystości powietrza”. Jeśli pada deszcz, śnieg lub jest mgła, powinniście włączyć światła mijania również podczas dnia.
Nie wszystkie samochody reagują na deszcz i włączają wtedy światła, zaś podczas mgły, jeśli tylko będzie jasno, nie zareaguje żaden. To kierowca ma kontrolować sytuację.
Jaki mandat za jazdę na światłach do jazdy dziennej?
Taryfikator mandatów przewiduje różne kary, za jazdę bez wymaganych świateł:
100 zł i 2 punkty karne – brak świateł podczas jazdy w dzień
200 zł i 4 punkty karne – brak świateł w nocy i podczas jazdy w tunelu
Pierwszy przypadek dotyczy pojazdu niemającego świateł do jazdy dziennej i jadącego w dzień bez włączonych świateł mijania. Natomiast drugi dotyczy wszystkich pojazdów, które nie mają włączonych świateł mijania. Fakt, że nasze auto ma światła do jazdy dziennej i mimo wszystko jest widoczne na drodze, niczego tu nie zmienia.
Elektryczna „sześćsetka” to crossover segmentu B, auto mierzy 4171 mm długości, ma rozstaw osi wynoszący 2562 mm i bagażnik o pojemności 360 litrów.
Póki co dostępny jest tylko w wersji elektrycznej, auto rozpędza się do setki w 9 sekund, a na jednym ładowaniu ma przejechać do 400 km (wg. WLTP). W przyszłości ma też pojawić się napęd spalinowy, zapożyczony z Jeepa, więc możemy spodziewać się benzynowego silnika 1.2 o mocy 100 KM.
Fiat 600e – ceny w Polsce
Elektryczny Fiat z tyskiej fabryki będzie dostępny w dwóch wersjach wyposażenia – Red oraz La Prima. Poniżej przedstawiamy ceny oraz listę wyposażenia poszczególnych wersji.
Fiat 600e Red (od 165 000 zł)
felgi stalowe 16″ z dwukolorowym wzorem
7-calowy wyświetlacz zegarów
system multimedialny Uconnect 10.1
ekran dotykowy 10,25”
moduł Bluetooth
bezprzewodowy interfejs Android Auto/Apple Car Play
tunel centralny o pojemności 15 litrów
automatyczna klimatyzacja jednostrefowa
tapicerka czarna materiałowa
czujniki parkowania z tyłu
tempomat
przednie reflektory LED
przeciwmgielne lampy LED
aktywny system hamowania awaryjnego z funkcją wykrywania pieszych i rowerzystów
Fiat 600e La Prima (od 190 000 zł)
aluelgi 18″ z diamentowym szlifem
elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka
przyciemniane szyby tylne
system Keyless Go z funkcją Passive Entry
tapicerka jasna ze skóry ekologicznej
tempomat adaptacyjny
wspomaganie jazdy w korku
czujniki parkowania 360° (przednie, boczne i tylne)
Nie jest niczym odkrywczym, że nowe samochody drożeją w zawrotnym tempie. Pisaliśmy już o tym przy okazji debiutu nowego VW Passata, podobnie jest też z VW Tiguanem, który właśnie wjechał do polskich salonów i teraz znamy już jego ceny.
Nowy VW Tiguan oferuje aż siedem rodzajów napędu, a wszystkie wersje w standardzie posiadają automatyczną skrzynię DSG. W nowym SUVie konstruktorzy z Wolfsburga skorzystali z najnowszej platformy MQB evo. Dzięki temu do trzeciej generacji popularnego SUV-a marki z Wolfsburga trafią takie rozwiązania jak adaptacyjne zawieszenie DCC Pro czy napęd hybrydowy typu plug-in, który pozwoli pokonać ok. 100 km wyłącznie na silniku elektrycznym.
Ceny auta, patrząc na obecne realia może nie są wysokie, ale jeśli spojrzymy na poprzednią generację Tiguana, która pojawiła się w Polsce w 2016 roku włos jeży się na głowie. Wówczas najtańsza wersja VW Tiguana z silnikiem 1.4 TSI i manualną skrzynią kosztowała… 97 980 zł. Ponieważ nowy model oferuje tylko DSG, więc bądźmy uczciwi i porównajmy te same wersje. W 2016 roku najtańszy Tiguan z silnikiem 1.4 TSI 150 KM DSG kosztował 120 580 zł. A jak to wygląda obecnie?
VW Tiguan – ceny w Polsce
Na tę chwilę najtańszy Tiguan kosztuje 153 390 zł, ale nie jest to wersja bazowa, a odmiana Life. Ta całkiem podstawowa, czyli po prostu Tiguan jeszcze nie została wyceniona, ale możemy spodziewać się, że będzie tańsza. Auto w tej wersji wyposażenia otrzymuje silniki 1.5 eTSI o mocy 130 KM i skrzynię DSG. Z okazji premiery będzie można kupić także wyjątkową odmianę Special Edition, która wyróżnia się bogatym wyposażeniem, m.in. reflektorami LED Plus, tylnymi lampami LED z efektem 3D i oświetleniem ambientowym w 10 kolorach. W pakiecie są także aluminiowe felgi i lakier metalizowany. Taka odmiana jest droższa od wersji Life o zaledwie 800 zł, a nabywca zyskuje wyposażenie o wartości 22 380 zł.
VW Tiguan – ceny w Polsce
VW Tiguan jest dostępny w czterech wersjach wyposażenia
Bazowa to po prostu Tiguan, Life i dwie równorzędne, znajdujące się na szczycie gamy – Elegance i R-Line. Ta ostatnia pojawi się w sprzedaży nieco później.
Tiguan będzie standardowo wyposażony w wiele systemów asystujących. Oprócz Side Assist (ostrzegającego o pojazdach w martwym polu lusterek), Front Assist (autonomiczne hamowanie awaryjne), Lane Assist (system utrzymywania pasa ruchu) i Rear View (system kamer cofania), standardem jest m.in. dynamiczne wyświetlanie znaków drogowych. Dostępna będzie również szeroka gama opcjonalnych systemów. Obejmują one między innymi następujące technologie: Park Assist Pro czy Trailer Assist (do wspomagania manewrowania z przyczepą).
VW Tiguan w Polsce może mieć jeden z siedmiu silników
Początkowo VW Tiguan będzie dostępny z trzema silnikami do wyboru – 1.5 eTSI o mocy 130 i 150 KM oraz 2.0 TDI 150 KM. Wszystkie silniki będą połączone z automatyczną, dwusprzęgłową skrzynią DSG. Gamę uzupełnią jednostki 2.0 TSI o mocy 204 i 265 KM, a także 2.0 TDI o mocy 193 KM – wszystkie one będą standardowo wyposażone w napęd na cztery koła 4MOTION.
Mocniejsze odmiany eHybrid, o mocy systemowej 204 i 272 KM pojawią się w sprzedaży nieco później.
Z pisma opublikowanego przez Związek Zawodowy Pracowników Metalowcy wynika, że to koniec bielskiej fabryki produkującej silniki spalinowe. Przyczyną decyzji o likwidacji fabryki jest wprowadzenie przez Komisję Europejską regulacji dotyczących emisji spalin silników spalinowych oraz spadek zamówień na jednostki spalinowe.
Informację w rozmowie z bielsko.info potwierdziła również Wanda Stróżyk, przewodnicząca MOZ NSZZ Solidarność przy FCA Poland. — Dyrekcja poinformowała nas dziś o likwidacji zakładu FCA Powertrain Poland. Tym samym wręczono nam pismo o zwolnieniach grupowych wszystkich 468 pracowników — przekazała. — Będziemy negocjować odprawy. Myślę, że nie powinny być gorsze niż w ubiegłym roku — dodała.
Fabryka Fiata w Bielsku-Białej to kawał motoryzacyjnej historii Polski
Fabryka rozpoczęła prace zaraz po wojnie, w 1948 roku otwarto tutaj Wytwórnię Sprzętu Mechanicznego „Polmo” i wytwarzano tutaj silniki do motopomp, a później także silniki do Syrenek. W 1971 roku zakład przekształcono w FSM, czyli Fabrykę Samochodów Małolitrażowych, gdzie produkowano Fiaty 126p. Potem fabrykę przekształcono w zakład produkujący skrzynie biegów oraz silniki. Ostatni silnik z bielskiej fabryki Fiata ma wyjechać w kwietniu tego roku.
Trzeba się przyzwyczajać do informacji, że kolejne rekordy toru Nürburgring będą należeć do aut elektrycznych. Czas, który wykręciło Porsche Taycan robi ogromne wrażenie, ale jakoś nie dostarcza typowych emocji, które powinny towarzyszyć takiemu autu lecąc po torze jak rakieta. Jedyne co słyszy kierowca to szum opon i pęd powietrza.
Porsche Taycan z rekordem na Nürburgring
Kierowca rozwojowy Porsche Lars Kern „przebił” samego siebie – przedseryjnym egzemplarzem Porsche Taycana pokonał północną pętlę w czasie 7:07,55 min. Ten oficjalny czas okrążenia jest aż o 26 sekund lepszy od rekordowego przejazdu Kerna z sierpnia 2022 r., za kierownicą Porsche Taycan Turbo S z pakietem Performance.
„Dwadzieścia sześć sekund to w sporcie motorowym połowa wieczności. Lars »wykręcił« na północnej pętli sensacyjny czas 7:07,55 min, stawiając Porsche Taycan w tej samej lidze, co elektryczne hipersamochody” – powiedział Kevin Giek, szef linii modelowej Taycan. „Co nie mniej imponujące, na kilku kolejnych okrążeniach Lars uzyskał prawie taki sam czas”.
Ze względów bezpieczeństwa testowy egzemplarz Taycana został wyposażony w wymaganą klatkę bezpieczeństwa oraz w wyścigowe kubełkowe fotele. W porównaniu z rekordem z 2022 roku czasy okazały się znacznie lepsze: na dojeździe do zakrętu Schwedenkreuz przedseryjny samochód był o ponad 25 km/h szybszy.
Znaczącą różnicę widać jeszcze w jednym miejscu, że gdy tym razem Kern przekraczał linię mety w pobliżu, podczas poprzedniego przejazdu Porsche dopiero dojeżdżało do sekcji Antoniusbuche, 1300 m przed metą.
Nagranie z kamery pokładowej przedstawiające rekordowy przejazd zobaczymy dopiero w połowie marca.
Elektryczny Taycan to nie najszybsze Porsche na Nürburgringu
Z jednej strony rekord Taycana pokazuje, że nawet „przyziemne” auto potrafi wykręcić czas podobny do tego, jaki osiągają supersamochody. Rimac Nevera pokonał bowiem pętle toru Nürburgring w czasie 7:05,298, a więc zaledwie o dwie sekundy szybciej niż Porsche. Na okrążeniu liczącym ponad 20 km to zaledwie „o włos”.
Jednak z drugiej strony Lars Kern ma już na swoim koncie dużo lepsze czasy i to uzyskane w samochodach spalinowych. Kierowca Porsche uzyskał czas 6:43,30 w 911 GT2 RS generacji 991 wyposażonym w pakiet Weissach, a we wrześniu 2013 roku uzyskał czas 6:57 w Porsche 918 Spyder. Do tych wyników jednak trochę brakuje.
Nowe niebezpieczne miejsce dla kierowców w Wieliczce
Na polskich drogach można spotkać różne dziwne pomysły drogowców, a ten jaki spotkamy w Wieliczce, zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie. Wyobraźnie sobie, że jedziecie drogą krajową i zajmujecie pas pozwalający na zjechanie do wspomnianej miejscowości. Zjazd prowadzi w dół, więc z daleka możecie nie widzieć dokładnie, jak on prowadzi.
Nagle okazuje się, że ten zjazd to pułapka. Jadąc tak jak prowadzi droga, wjedziecie nagle na drogę dla rowerów. Nie możecie odbić w lewo, bo jest tam powierzchnia wyłączona z ruchu, a dalej podwójna linia ciągła. Jechalibyście okrakiem, po dwóch pasach ruchu.
Lecz coś zrobić trzeba. Zjeżdżacie w ostatnim momencie na lewo, ignorując oznakowanie, ale miejsca między krawężnikami jest niewiele. Uderzacie w jeden z nich, przecinacie oponę i uszkadzacie felgę. Tak jak wielu innych przed wami, sądząc po uszkodzeniach krawężników. Jak powstało tak niebezpieczne miejsce?
Nowa organizacja ruchu w Wieliczce to pomysł burmistrza
Jak wyjaśnia autor nagrania, pomysł takiego a nie innego poprowadzenia drogi dla rowerów, jest pomysłem samego burmistrza. Miał nie konsultować tej inwestycji z mieszkańcami i powstało takie coś.
Docelowo to miejsce ma być przeorganizowane, ale obecnie jest bardzo niebezpieczne. Kierowcy nie są ostrzegani o zmienionej organizacji ruchu, ani o potencjalnym niebezpieczeństwie. Stoją tymczasowe tablice ostrzegawcze, ale widoczne w ostatniej chwili i ustawione po to, żeby auta nie wjeżdżały w rowerzystów, a nie żeby ostrzec z wyprzedzeniem kierujących.
Największym absurdem jest to, że to zjazd z drogi krajowej, którego nie da się pokonać zgodnie z przepisami. Zabrania tego oznakowanie, a cofnąć z tego miejsca też nie można. To dopiero początek stycznia, a Wieliczka jest już kandydatem do największej drogowej bzdury 2024 roku.
Konfiskata samochodów pijanym kierowcom w 2024 roku
Nowe przepisy zostały przegłosowana już w październiku 2023 roku, ale nie wszystkie nowe zapisy od razu weszły w życie. Na wprowadzenie nadal czekają przepisy dotyczące konfiskaty pojazdów pijanym kierowcom. Zgodnie z nimi, samochód stracimy za:
prowadzenie pojazdu mając 1,5 promila
doprowadzenie do wypadku mając 1 promil
przy doprowadzeniu do wypadku mając od 0,5 do 1 promila, utrata pojazdu zależy od decyzji sądu
Jak będzie wyglądała konfiskata pojazdu pijanego kierowcy?
Po zatrzymaniu pijanego kierującego, jego pojazd trafia na policyjny parking. Następnie w ciągu siedmiu dniu przechodzi on do dyspozycji prokuratora. Kolejny krok to wyrok sądu, który nie zawsze ma obowiązek orzec przepadek pojazdu (zgodnie z wcześniej wypunktowanymi kryteriami).
Co z konfiskatą jeśli pijany kierowca nie jest właścicielem pojazdu?
Konfiskata pojazdu pijanemu kierowcy będzie mogła mieć miejsce tylko w przypadku, gdy jest on wyłącznym właścicielem samochodu. Polski ustawodawca nie wybrał na szczęście drastycznej wersji przepisów (spotykanymi w niektórych krajach), zgodnie z którymi pojazd zawsze przepada, a jego właściciel musi sam domagać się odszkodowania od pijanego, któremu użyczył samochód.
W Polsce w takim przypadku pijany będzie musiał zapłacić równowartość pojazdu, który prowadził. Współwłaściciele, leasingodawcy oraz firmy wynajmujące samochody, nie będą się więc musieli martwić.
Zastanawiającą taryfę ulgową mają kierowcy ciężarówek, którzy nie będą musieli płacić równowartości prowadzonego pojazdu, a jedynie zapłacić od 5 tys. do 100 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Chodziło prawdopodobnie o to, by nie obciążać ich ogromnymi opłatami, ponieważ samochody ciężarowe nie są tanie. Lecz pijany powoduje w nich znacznie większe zagrożenie. Nie słyszeliśmy też o ulgach dla osób, które tylko pożyczyły wart kilkaset tysięcy samochód osobowy i nie stać ich na zwrot równowartości.
Kiedy wchodzą przepisy o konfiskacie samochodów pijanym kierowcom?
Nowe przepisy, na podstawie których będzie można konfiskować auta pijanym kierowcom, zaczną obowiązywać od 14 marca 2024 roku.
Skoda Octavia 2024 dołączy lada moment do gamy modelowej czeskiej marki. Przedstawiciele z Mlada Boleslav pochwalili się pierwszym zwiastunem, który ujawnia kilka nowości. Czego możemy spodziewać się po nowym wcieleniu Octavii?
Skoda Octavia po liftingu – co nowego z zewnątrz?
Na podstawie zdjęcia niewiele możemy powiedzieć. Z pewnością kształt reflektorów LED będzie inny, bardziej agresywny. LEDy do jazdy dziennej zyskały kształt jakby „kłów”. Możemy spodziewać się także innego kształtu przedniego zderzaka. Na załączonej zapowiedzi widać, że także logo Skody będzie podświetlane – dziś każdy chce się świecić i wyróżniać.
Tylna część nadwozia ma pozostać praktycznie niezmieniona, oprócz kilku plastików w nadwoziu. Nowa będzie też zapewne paleta kolorów i wzór felg. Na rewolucję raczej nie ma co liczyć, zresztą nie tego oczekuje klient decydujący się na czeskie auta.
Kabina będzie się wyróżniać 13-calowym ekranem dotykowym, który będzie oferowany w topowych wariantach. System infotainment zostanie zapewne zapożyczony z nowych modeli Skody – Superba i Kodiaqa. Z wnętrza znikną prawdopodobnie analogowe zegary.
Czesi mogą odświeżyć nieco design kokpitu i kolory tapicerki. Tutaj podobnie rewolucji nie będzie.
Skoda Octavia po liftingu – co znajdziemy pod maską?
W gamie silnikowej pozostaną zarówno silniki benzynowe, jak i diesle. Możemy spodziewać się zatem wersji benzynowych 1.0 i 1.5 TSI, oferujących od 110 do 150 KM. Pojawi się też silnik 2.0 TSI (od 190 do 245 KM w RS) oraz znany diesel 2.0 TDI, który wystąpi zapewne w trzech wersjach mocy – 120, 150 i 193 KM.
Nowością Octavii po liftingu będzie wersja eHybrid (zastąpi iV), która wykorzysta silnik 1.5 TSI i nowy akumulator. Moc ma wynosić 204 KM, czyli tyle samo ile obecnie. Mówi się też, że do oferty dołączy nowa wersja RS eHybrid, oferująca ok. 250 KM.
Kiedy premiera Skody Octavii po liftingu?
Więcej szczegółów na temat Skody Octavii po liftingu poznamy w najbliższych tygodniach. Premierę auta zaplanowano na luty tego roku i wtedy zapewne poznamy też ceny odświeżonej czeszki.
Kiedy policjant może zatrzymać kierowcę do kontroli?
Najczęstszym powodem zatrzymania przez policję, jest popełnienie wykroczenia drogowego. Przepisy przewidują jednak całą listę sytuacji, kiedy funkcjonariusz może przeprowadzić kontrolę:
podejrzenie popełnienia przestępstwa lub wykroczenia przez kierującego pojazdem
podejrzenie, że pojazd pochodzi z przestępstwa lub w pojeździe znajdują się osoby, które popełniły przestępstwo
uzasadnione podejrzenie, że pojazd zagraża bezpieczeństwu ruchu
podejrzane zachowanie kierującego pojazdem
wykonywanie czynności służbowych na miejscu zdarzenia drogowego
reagowanie na zgłoszenie przekazane policji przez obywatela
Kierowca zatrzymywany do kontroli, powinien przede wszystkim wykonywać polecenia policjanta. Należy zatrzymać się w miejscu wskazanym przez funkcjonariusza (jeśli zatrzymuje nas pieszo), pierwszym bezpiecznym (jeśli radiowóz jedzie za nami i wzywa do zatrzymania), lub tam gdzie zatrzymali się policjanci (jeśli nakazali jechać za sobą). Kierujący po zatrzymaniu powinien:
pozostać w pojeździe
trzymać ręce na kierownicy
otworzyć okno, kiedy policjant się do nas zbliży
wyłączyć silnik i włączyć światła awaryjne na polecenie policjanta
przedstawić się (podać imię, nazwisko oraz stopień służbowy)
podać powód zatrzymania
na życzenie kierowcy wylegitymować się i podać podstawę prawną zatrzymania
Zdarza się, że funkcjonariusze nie trzymają się tej procedury i zadają pytania w stylu „czy wie pan, panie kierowco, za co pana zatrzymałem”. Odradzamy w takich przypadkach pouczania funkcjonariuszy i upominania ich. Może okazać się, że nasza przewina jest niewielka i jeśli udowodnimy policjantowi, że jesteśmy jej świadomi, znamy przepisy i był to jedynie drobny błąd, efekt zagapienia się, który natychmiast zauważyliśmy, ale było już za późno na poprawę, to potraktuje nas łagodniej. Da niższy mandat, albo sprawdzi tylko dokumenty i zastosuje wobec nas pouczenie (pomaga przy tym zero punktów karnych na koncie).
Jeśli natomiast zaczniemy domagać się, aby funkcjonariusz trzymał się sztywno procedur, może zacząć zachowywać się jak służbista. Nie odpuścić nam najdrobniejszej przewiny, a także skorzystać z możliwości zadania jednego prostego pytania.
Jakie jest obowiązkowe wyposażenie samochodu? Policjant może o nie zapytać
W Polsce kierowcy mają obowiązek przewożenia tylko dwóch rzeczy:
gaśnicy
trójkąta ostrzegawczego
Konieczne jest nie tylko ich przewożenie, ale także wiedza, gdzie się one znajdują. Zwykle w bagażniku, ale to zależy od producenta. Niektórzy mają ciekawe pomysły na schowanie ich, aby nie przeszkadzały, ale też nie rzucały się w oczy.
Policjant natomiast ma prawo zażądać od kierowcy pokazania, gdzie znajduje się gaśnica i trójkąt. Jeśli kierowca nie wie, grozi mu mandat od 20 do 3000 zł.
Przyczyną wielu nieporozumień związanych z rondem jest fakt, że ustawa Prawo o ruchu drogowym w ogóle nie porusza jego kwestii. Na temat skrzyżowania o ruchu okrężnym możemy przeczytać jedynie w rozporządzeniu w Sprawie Znaków i Sygnałów:
Znak C-12 „ruch okrężny” oznacza, że na skrzyżowaniu ruch odbywa się dookoła wyspy lub placu w kierunku wskazanym na znaku.
Brak konkretnych zapisów oznacza, że należy stosować przepisy ogólne. Eksperci nie mają wątpliwości, które z nich są tu właściwe. Przykładowo w kwestii używania kierunkowskazów, należy kierować się takim przepisem:
Kierujący pojazdem jest obowiązany zawczasu i wyraźnie sygnalizować zamiar zmiany kierunku jazdy lub pasa ruchu oraz zaprzestać sygnalizowania niezwłocznie po wykonaniu manewru.
Niestety nie wszyscy kierowcy właściwie odnoszą je do rond, bo i sami nie rozumieją jak odbywa się ruch na rondach.
Który kierunkowskaz włączyć, skręcając w lewo na rondzie?
Wielokrotnie spotkaliście pewnie kierujących, którzy zamiar skrętu w lewo na rondzie, włączali lewy kierunkowskaz. Czasami robili to jeszcze przed wjazdem na rondo, ponieważ pamiętają, że manewry sygnalizuje się z wyprzedzeniem. Może sami nawet należycie do tej grupy kierowców.
Jeśli tak, to mamy złe wiadomości. Na rondzie nie da się skręcić w lewo. Po obwiedni ronda poruszamy się dookoła, ale nie zmieniamy kierunku jazdy. Dla wielu osób to nielogiczne, ale wystarczy wyobrazić sobie, że jedziemy po zakręcie, albo pokonujemy nawrót – skręcamy kierownicą i jedziemy w inną stronę, ale pozostajemy na swoim pasie ruchu, który przecież nie musi biec idealnie na wprost. Zaś pasy na rondzie wyznaczone są tak, że choć jeździmy dookoła, to pozostajemy na tym samym pasie ruchu.
Z ronda możemy zjechać jedynie skręcając w prawo i dopiero wtedy zmieniamy kierunek ruchu, więc mamy obowiązek użyć kierunkowskazu (prawego). Lewy kierunkowskaz przydać się może tylko wtedy, gdy poruszając się prawym pasem ronda, chcemy zjechać na lewy. Zmianę pasa ruchu sygnalizuje się zawsze, bez względu na przebieg drogi. W pozostałych sytuacjach nigdy nie używamy lewego kierunkowskazu na rondzie.
Dlaczego nie należy używać lewego kierunkowskazu na rondzie?
Bo na rondzie, jak wspomnieliśmy, nie można skręcić w lewo. Bez względu na to, jak interesujący nas zjazd, jest umiejscowiony względem naszej pozycji przed wjechaniem na rondo, zawsze skręcimy w niego w prawo. Używanie lewego kierunkowskazu jest błędne o dowodzi nieznajomości lub niezrozumienia przepisów.
Przypomnijmy też, że rondo nie zawsze ma cztery zjazdy. Może mieć na przykład trzy albo pięć – który wtedy zjazd jest tym „lewym”? Zasady jazdy po rondzie są proste i zawsze takie same, bez względu na jego rozmiary. Nie warto dopisywać własnych, wymyślonych zasad, tylko trzymać się tych obowiązujących. A zgodnie z nimi rondo to szczególny rodzaj skrzyżowania, na którym obowiązują takie same zasady, jak na wszystkich innych skrzyżowaniach.
Markę Xiaomi możemy kojarzyć głównie ze smartfonów (to drugi po Samsungu największy producent telefonów), ale chiński gigant produkuje także sprzęt AGD, hulajnogi elektryczne, a nawet narzędzia ogrodowe. Teraz także będzie produkować samochody, a jego pierwszym modelem jest Xiaomi SU7, który od razu chce wkroczyć do segmentu premium.
Xiaomi SU7 ma silniki V6 i V8, choć to nie spalinówki
Świat motoryzacji zmienia się w niezwykłym tempie. Jeszcze 10 lat temu samochody elektryczne były ciekawostką i raczej nikt nie spodziewał się ich tak szybkiego wzrostu. Podobnie było z marką Xiaomi, która zadebiutowała w 2010 roku, jako producent tanich smartfonów. Dziś ten chiński gigant jest jedną z 500 największych firm świata, a teraz wchodzi na rynek motoryzacyjny.
Chińczycy już kilka lat temu zapowiedzieli, że chcą wejść w ten rynek, ale przecież markom Google i Apple się nie udało. Szefowie marki jednak poszli w zaparte i zainwestowali 10 mld juanów (ponad 5 mld zł) w uruchomienie pierwszego auta. Xiaomi SU7 do złudzenia przypomina Porsche Taycana i między innymi z nim ma konkurować. Kolejnym autem, który bierze na celownik jest Tesla Model S.
Model SU7 to flagowy model, dlatego dane techniczne muszą robić wrażenie. Auto będzie oferowane w dwóch wersjach – standardowej i Max. Ta pierwsza wykorzystuje 400-woltową architekturę i jeden motor, który napędza tylne koła. 299-konny silnik V6 (to nazwa jednostki elektrycznej, nie spalinowej) generuje maksymalnie 400 Nm momentu obrotowego i potrafi rozpędzić auto od 0 do 100 km/h w 5,3 s. Prędkość maksymalna? 210 km/h. Xiaomi SU7 ma zapewniać do 668 km zasięgu.
Wersja Max to już jednostka V8 (nadal żart producenta co do nazwy), która ma napędzać wszystkie koła a moc to 673 KM i 838 Nm. Dzięki temu Xiaomi SU7 Max osiąga pierwszą „setkę” po 2,8 s i rozpędza się do 265 km/h. Auto korzysta z 800-woltowej instalacji, dzięki temu szybciej się ładuje – w pięć minut można uzupełnić 220 km zasięgu, a w 15 minut już nawet 510 km. Maksymalny zasięg tej wersji ma wynosić nawet 800 km. Biorąc pod uwagę, że innej chińskiej marce udało się przebić barierę 1000 km, zasięg Xiaomi SU7 może być realny.
Na pokładzie Xiaomi SU7 nie mogło zabraknąć „bajerów”
Auto giganta elektronicznego jest oczywiście naszpikowane nowoczesnymi technologiami i oczywiście wszystkie podzespoły to produkty Xiaomi. Począwszy od systemu operacyjnego HyperOS i tabletów Mi Pad, a skończywszy na Xiaomi Pilot, czyli systemie autonomicznej jazdy wykorzystującej lidar, 11 kamer HD i 12 sonarów.
Auto zostało zbudowane na platformie Modena (autorski twór Xiaomi), dzięki czemu ma aż 3-metrowy rozstaw osi. Xiaomi SU7 jest nieznacznie większe od niemieckiego i amerykańskiego konkurenta, ma bowiem 4997 mm długości, 1963 mm szerokości i 1455 mm wysokości. Auto oferuje także dwa bagażniki – przedni o pojemności 105 litrów oraz tylny 517 litrów.
Ile kosztuje Xiaomi SU7? Prezes marki zapowiedział, że „cena nie będzie tak niska, jak niektórzy się spodziewają, ale ma być uzasadniona”. Dokładną kwotę poznamy zapewne bliżej produkcji, którą zapowiedziano na wiosnę 2024 roku. Wtedy też dowiemy się, gdzie będzie można kupić nowego Xiaomi SU7.
Nowa benzyna E10 od stycznia 2024 roku na polskich stacjach
Od 1 stycznia 2024 roku z polskich stacji paliw zniknęła benzyna Pb95 E5, a zastąpiła ją taka z oznaczeniem E10. Jak informowaliśmy już wcześniej, chodzi o większą, 10-procentową domieszkę biopaliw, których obecność sprawia, że benzyna jest bardziej ekologiczna.
Nie wszyscy kierowcy są tym zachwyceni, zwłaszcza posiadacze samochodów starszych niż z 2010 roku. Szczególnie takich posiadających wtrysk bezpośredni. Wśród potencjalnych problemów powodowanych przez benzynę E10 mówi się o degradacji elementów gumowych i powstawaniu nieszczelności oraz uszkadzaniu aluminiowych elementów. Możliwe jest wypalenie uszczelki pod głowicą, wypalenie gniazd zaworowych oraz korozja układu paliwowego. Zalecana jest więc ostrożność, sprawdzenie instrukcji obsługi pojazdu lub skontaktowanie się z autoryzowanym serwisem.
Szwedzi rezygnują z paliw z dużą domieszką biokomponentów
Spore zmiany od 1 stycznia 2024 roku pojawiły się też na szwedzkich stacjach paliw, ale są one przeciwne do tych, jakie pojawiły się w Polsce. Tam benzyna miała udział biokomponentów na poziomie 7,8 proc., natomiast olej napędowy aż 30,5 proc. (w Polsce jest to 7 proc.). Stosowanie takich paliw miało związek z dużym naciskiem na ekologię, z której Szwedzi właśnie rezygnują.
Od Nowego Roku udział biokomponentów w paliwach na tamtejszych stacjach wynosi zaledwie 6 proc. Jest to całkowite odwrócenie polityki socjaldemokratów i Zielonych, którzy w latach 2014-2022 systematycznie zwiększali nacisk na biopaliwa. To się teraz zmienia za sprawą decyzji prawicowych Szwedzkich Demokratów, którzy nazwali tamtejsze paliwa „najdroższymi na świecie”, czego powodem był wysoki udział biokomponentów. Teraz ceny benzyny spadły o 1,2 korony (50 groszy), a oleju napędowego o 5 koron (2 złote).
Zmiana może nie być jednak trwała. Jak podaje Polska Agencja Prasowa:
Politycy partii opozycyjnych – socjaldemokraci, Zieloni oraz przedstawiciele Partii Centrum – zapowiedzieli wniesienie wobec minister klimatu Rominy Pourmokhtari wniosku o wotum nieufności w związku z utrudnianiem osiągnięcia celów klimatycznych. Współprzewodniczący Partii Zielonych Daniel Hellden wyraził żal, że Szwecja nie jest już wiodącym krajem w kwestii polityki klimatycznej, a rząd redukując zawartość biopaliw, dokonał dużego kroku wstecz.
Rejestracja samochodu jako pojazd zabytkowy (czyli taki, który może mieć żółte tablice) ma wiele korzyści. Nie trzeba kupować polisy na cały rok, a tylko na kilka miesięcy, gdy auto jest faktycznie w użytku. Nie obowiązują także kary w braku ciągłości polisy OC, a pamiętajmy, że od 1 stycznia 2024 obowiązują za to srogie kary. Dodatkowo, ubezpieczyciele oferują spore zniżki dla właścicieli aut z żółtymi tablicami.
Auta zabytkowe przechodzą przegląd techniczny tylko raz, a także nie muszą spełniać wymogów technicznych konkretnego kraju (jeżeli zatem został sprowadzony np. z USA, nie musi posiadać europejskich lamp).
W których modelach można od 2024 roku zakładać żółte tablice?
Próg wiekowy dla aut zabytkowych nie jest jednakowy w całej Polsce. Konserwatorzy niektórych województw podnieśli próg wiekowy do uzyskania specjalnych tablic do 35 lat (woj. mazowieckie i śląskie), a nawet do 40 lat (woj. lubuskie). W większości kraju wciąż obowiązuje granica 30 lat, ale pamiętajmy, że ostateczna decyzja należy do konserwatora zabytków.
Oto lista modeli aut, w których można od 2024 roku zakładać żółte tablice rejestracyjne:
Alfa_Romeo-145-1997
Alfa Romeo 145/146
Nie jest to zbyt popularny model w Polsce, choć jeszcze kilka lat temu jeździło ich całkiem sporo. Obecnie na rynku aut używanych praktycznie nie ma modeli Alfy Romeo 145/146, jeżeli występują to raczej z prywatnego importu. Samochód zaprezentowano w 1994 roku, a produkcja ruszyła w 1995.
Audi-A4 B5-1998
Audi A4 B5
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z Audi A4 B5. Pomimo, że auto kończy właśnie 30 lat to wciąż popularny model na rynku aut używanych. Nic dziwnego – przystępne ceny, unikające korozji nadwozie, dobra jakość wykonania i niezawodna niemiecka technika powodują, że nawet starsze egzemplarze trzymają się nieźle. Auto produkowano do 2001 roku, dziś najtańsze egzemplarze w Polsce kosztują nawet 3000 zł. Dobrze wyposażone i zadbane sztuki to wydatek kilkunastu tysięcy złotych. W tej wersji nadwozia były dostępne także sportowe S4 i RS4.
Audi A6 C4
W generacji C4 po raz pierwszy Audi zastosowało nazwę A6. Jednak pierwsza A-szóstka to tak naprawdę zmodernizowane Audi 100. Samochód występował jako sedan oraz kombi (Avant). Rodzynkiem są wersje S6 z 2,5-litrowym silnikiem R5. Obecnie tych aut jest w Polsce jak na lekarstwo.
Audi-A8 D2-1998
Audi A8 D2
Trudno uwierzyć, że pierwsze A8 kończy w tym roku 30 lat. Dla wielu jest to wciąż najładniejsze Audi A8, a dla producenta była to furtka do prawdziwego segmentu premium. Auto z powodzeniem mogło zawalczyć o klienta Mercedesa Klasy S W140, czy BMW Serii 7 E38, które swoją drogą też już można rejestrować jako pojazd zabytkowy. Na rynku można znaleźć sporo zadbanych egzemplarzy, oczywiście z eksportu. Trzeba pamiętać, że naprawa tych aut może wiązać się ze sporymi kosztami, ponieważ A8 D2 jest zaawansowanym technologicznie modelem, a dostępność części zamiennych jest znikoma.
BMW 7 E38
Jak już wspomnieliśmy, druga generacja „siódemki” także kończy 30 lat i ma szansę na zostanie klasykiem. Fani marki uznają E38 za najładniejszą generację serii 7, a nawet BMW w ogóle. Samochód stał się także popularny ze względu na udział w filmie o przygodach Jamesa Bonda, czy filmie Transporter z Jasonem Stathamem. Rozbieżność cenowa BMW 7 E38 jest ogromna i wynika oczywiście ze stanu auta, jak i jego przebiegu i historii. Najtańsze sztuki kupimy już za 10 tys. zł, a prawdziwe perełki (z silnikami V8 i V12) potrafią kosztować nawet 100 tys.
Lancia Kappa
To auto jest w Polsce dość znane, bo w latach 90. włoskie limuzyny służyły jako auta służbowe władz. Auto było także dostępne jako kombi oraz coupe (tych drugich powstało nieco ponad 3000 sztuk). Kappa to raczej propozycja dla koneserów, którzy nie boją się kapryśnej włoskiej myśli technicznej i są zdeterminowani, żeby naprawić usterkę lub przynajmniej znaleźć kogoś, kto będzie równie zdeterminowany. Mieć jednak Lancię na „żółtych blachach” to jest coś.
Skoda-Felicia-1998
Skoda Felicia
W latach 90. to był hit Skody w Polsce. Auto było wyjątkowo popularne szczególnie wśród starszych kierowców, dla których Felicia była pierwszym „nie PRL-owskim” samochodem. Model był wprowadzeniem Skody do świata dojrzałej i rozwiniętej europejskiej motoryzacji. Gama silników nie była uboższa niż u Volkswagena, a ceny były przy tym atrakcyjne. Warto pamiętać, że w latach 1995-2001 Felicia była montowana w poznańskich zakładach VW.
Toyota-RAV4-1996
Toyota RAV4
Aż trudno sobie wyobrazić, że popularny dziś SUV może być pojazdem zabytkowym. Raczej mało prawdopodobne, że ktoś zdecyduje się na założenie żółtych tablic rejestracyjnych do RAV4, ale teoretycznie jest to możliwe, bo model kończy właśnie 30 lat. Szczególnie ciekawa jest krótka wersja 3-drzwiowa. Ciekawostką jest również wersja elektryczna, która była oferowana w Kalifornii. Akumulator o pojemności 27 kWh oferował zasięg ok. 190 km i prędkość maksymalną 126 km/h.
Wiele osób mylnie sądzi, że znak B-43 to ograniczenie prędkości, tylko z jakiegoś powodu umieszczone na kwadratowej tablicy. Wygląda to może nietypowo, ale ograniczenie to ograniczenie – trzeba go przestrzegać i już. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana:
Znak B-43 „strefa ograniczonej prędkości” oznacza wjazd do strefy, w której obowiązuje zakaz przekraczania prędkości określonej na znaku liczbą kilometrów na godzinę.
Na tym polega pułapka tego znaku. Oznacza on wjeżdżanie na obszar, gdzie wszędzie obowiązuje znajdująca się na znaku prędkość, więc nie odwołują go choćby skrzyżowania.
Co odwołuje znak B-43?
Najważniejszą zasadą jest to, że znaku B-43 nie odwołują skrzyżowania. Z tego powodu ograniczenie prędkości na nim widoczne, nie jest powtarzane na całym obszarze objętym ograniczeniem. Kierowcy mogą mylnie uznać, że skoro przejechali właśnie przez skrzyżowanie, mogą zwiększyć prędkość. Mogą też zapomnieć, że kilka ulic wcześniej, mijali ograniczenie.
Znak B-43 odwołuje jedynie znak B-44, oznaczający „koniec strefy ograniczonej prędkości”. Dopiero wtedy można przyspieszyć do prędkości, określonej w przepisach ogólnych.
Nowy 2024 rok nie przyniósł żadnych zmian w taryfikatorze mandatów, więc tak jak wcześniej, mandaty za przekroczenie prędkości prezentują się następująco:
do 10 km/h – mandat 50 zł i 1 pkt. karny
11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt. karne
16–20 km/h – mandat 200 zł i 3 pkt. karne
21–25 km/h – mandat 300 zł i 5 pkt. karnych
26–30 km/h – mandat 400 zł i 7 pkt. karnych
31–40 km/h – mandat 800 zł (recydywa 1600 zł) i 9 pkt. karnych
41–50 km/h – mandat 1000 zł (recydywa 2000 zł) i 11 pkt. karnych
51–60 km/h – mandat 1500 zł (recydywa 3000 zł) i 13 pkt. karnych
61–70 km/h – mandat 2000 zł (recydywa 4000 zł) i 14 pkt. karnych
ponad 70 km/h – mandat 2500 zł (recydywa 5000 zł) i 15 pkt. karnych
Japońska marka razem z firmą Razer, stworzyła na bazie modelu TX 500h mobilne studio gamingowe. Razer Lexus TX został zaprezentowany podczas 2023 Esports Awards Show w Las Vegas. Z zewnątrz SUV dla graczy wyróżnia się czarną okleiną z charakterystycznym wzorem w tylnej części auta, specjalnymi nakładkami progowymi oraz podświetlanymi listwami w jaskrawozielonym kolorze. Auto ma przypominać nowoczesne komputery do gier.
Razer Lexus TX 1
Wnętrze Razera Lexusa TX to raj dla graczy
We wnętrzu japońskiego SUVa umieszczono prawdziwe gamingowe kombajny. Na potrzeby specjalnego auta dla graczy wymontowano drugi i trzeci rząd siedzeń, a także przerobiono bagażnik. Umieszczono w nim potężne komputery do gier. We wnętrzu umieszczono cztery profesjonalne fotele gamingowe, do oparć przednich foteli przymocowano ekrany, przygotowano też podstawki pod klawiatury i myszki. Do tego doszedł duży ekran centralny. Te wszystkie zmiany sprawiły, że Razer Lexus TX to prawdziwy raj dla miłośników gier komputerowych.
„Razem z Razer chcieliśmy stworzyć unikalny projekt, który pokaże nasze zaangażowanie w środowisko gamingowe, z którym dzielimy pasję do innowacji i nowoczesnych technologii. Od projektu do montażu ostatnich elementów ten projekt to świetny przykład na to, jak połączyć luksus z gamingiem” – powiedział Vinay Shahani, wiceprezes ds. marketingu Lexusa w USA.
Pomimo, że Razer Lexus TX jest napędzany turbodoładowaną jednostką hybrydową o pojemności 2,4 litra i mocy 275 KM to nie przystosowano go do poruszania się po drogach publicznych. SUV dla graczy to jedynie prototyp, stworzony jako pokaz możliwości.
Rok 2023 oznaczał dla kierowców prawdziwy cenowy rollercoaster na stacjach paliw. Po wystrzeleniu cen w górę po inwazji na Ukrainę, ceny ustabilizowały się, a przed wyborami mieliśmy nawet „cenowe okazje” na stacjach. Czasy taniego paliwa jednak minęły i obecnie ceny za litr zarówno benzyny jak i ropy plasują się w okolicach 7 zł.
Ceny paliw 2024 – o ile zdrożeje paliwo ze względu na nowy podatek?
O podniesieniu opłaty paliwowej poinformował Minister Infrastruktury w Monitorze Polskim. Dotyczy ono wysokości wspomnianej opłaty na rok 2024. Podatek paliwowy na 2024 rok będzie wyglądała następująco:
195,74 zł za 1000 l benzyny silnikowej oraz wyrobów powstałych ze zmieszania tych benzyn z biokomponentami (172,91 zł w 2023 r.);
422,13 zł za 1000 l oleju napędowego, wyrobów powstałych ze zmieszania go z biokomponentami i biokomponentów, które stanowią samoistne paliwa (372,90 zł w 2023 r.);
238,98 zł za 1000 kg gazów i innych wyrobów (211,11 zł w 2023 r.).
Z wyliczeń firmy Reflex wynika, że opłata paliwowa obecnie stanowi 3 proc. ceny benzyny 95 i 6 proc. ceny litra diesla. W pierwszym przypadku wynosi średnio 0,17 zł w każdym litrze Pb95, w drugim 0,37 zł w litrze oleju napędowego.
Jeśli od 2024 roku opłata paliwowa wzrośnie o 13,2 procent, możemy spodziewać się wzrostu cen paliw o około:
2 grosze – litr benzyny 95
5 groszy – litr oleju napędowego
3 grosze – gaz LPG
Pamiętajmy jednak, że nie jest to jedyny czynnik, który wpływa na kwotę widoczną na dystrybutorze. W porównaniu z akcyzą, podatkiem VAT czy marżą, opłata paliwowa nadal będzie miała dość drobny, chociaż mimo wszystko odczuwalny wpływ na cenę paliw.
Wzrost podatku paliwowego to nie jedyna zmiana, jaka czeka na kierowców na stacjach paliw. Przypomnijmy, że dd 1 stycznia 2024 roku na polskich stacjach pojawi się nowe paliwo E10. Będzie zawierało ono 10-procentową domieszkę biokomponentów (do tej pory 5-procentową).
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, osoba która kupuje samochód zarejestrowany w Polsce jest zobowiązana w ciągu 30 dni jedynie zgłosić ten fakt staroście. Za brak powiadomienia o zakupie pojazdu przewiduje się sankcje od 200 zł do 1000 zł (wysokość kary zależy od decyzji urzędnika). Zaznaczmy, że chodzi tutaj tylko o powiadomienie urzędu o nabycie samochodu, za nieprzerejestrowanie nowo nabytego auta nie grozi nam żadna kara.
W praktyce oznacza to, że do końca 31 grudnia 2023 roku wszystkie formalności po zakupie pojazdu można załatwić bez potrzeby opuszczania domu i stania w kolejkach w urzędzie komunikacji. Wystarczy wejść na stronę www.gov.pl, znaleźć zakładkę „Zgłoś zbycie lub nabycie pojazdu”, a następnie podać dane pojazdu i szczegóły umowy. Do autoryzacji wniosku potrzebny jest jedynie Profil Zaufany lub e-dowód osobisty.
Sprzedający, aby uniknąć kary (również wynosi do 1000 zł) muszą również pamiętać o tym obowiązku informacyjnym i zgłosić transakcję w ciągu 30 dni.
Przerejestrowanie pojazdu od 2024 będzie obowiązkowe
Od 1 stycznia 2024 nie trzeba będzie już zgłaszać zakupu nowego auta, ale obowiązkowe będzie przerejestrowanie pojazdu. Nowy właściciel będzie miał na to 30 dni od daty nabycia. W przypadku przedsiębiorców prowadzących działalność w zakresie obrotu pojazdami, termin ten wynosi 90 dni.
W przypadku nieterminowego zarejestrowania pojazdu właścicielowi grozi kara pieniężna w wysokości 500 zł, jeśli nie złoży wniosku o rejestrację pojazdu w terminie 30 dni lub 1000 zł, jeśli nie złoży wniosku o rejestrację pojazdu w terminie 180 dni.
Nadchodzące zmiany nie dotyczą sprzedających. Oni nadal mają obowiązek zgłaszania faktu sprzedaży, jednak zmniejsza się wysokość kary za niedopełnienie obowiązku. Od stycznia sprzedający, który nie zgłosi transakcji w urzędzie starostwa naraża się na sztywną karę 250 zł (do 31 grudnia 2023 r. są to widełki od 200 do 1000 zł).
Nowe przepisy narzucają kierowcom nowe obowiązki. Ministerstwo Cyfryzacji twierdzi, że to korzystna zmiana dla użytkowników samochodów. Zmiany w prawie zapewnią aktualność danych właścicieli pojazdów w centralnej ewidencji, co ma rozwiązać problem wystawiania mandatów na osoby, które nie są już właścicielami pojazdów, ale wciąż widnieją w CEPiK jako właściciele z powodu braku przerejestrowania.
Pamiętaj o polisie OC, kara za niedopatrzenie wynosi nawet 8600 zł!
Przy zakupie samochodu trzeba pamiętać o jeszcze jednej ważnej rzeczy, która może słono kosztować, jeśli ją przeoczymy. Chodzi o polisę OC. Kupując używany samochód łatwo to przegapić, ponieważ nie otrzymamy od ubezpieczyciela informacji, że skończyła się polisa. Firma ubezpieczeniowa może ewentualnie wysłać przypomnienie poprzedniemu właścicielowi.
Osobom, które mają samochód zarejestrowany na siebie i na siebie ubezpieczony, polisa OC ulega przedłużeniu z automatu, a ubezpieczyciel dopomina się o zaległe składki.
Jaka jest kara za brak OC?
Już spóźnienie od 1 do 3 dni skutkuje mandatem w wysokości 40 proc. od minimalnej krajowej (od 1 stycznia 2024 będzie to 4242 zł brutto) – czyli 1700 złotych. Dłuższe opóźnienie od 4 do 14 dni kosztować nas będzie równowartość pensji minimalnej. A za nieopłacenie polisy OC przez okres powyżej dwóch tygodni trzeba będzie zapłacić kwotę mandatu w wysokości dwóch pensji minimalnych, czyli aż 8490 zł.
Pamiętajmy, że w lipcu przyszłego roku czeka nas kolejny wzrost pensji minimalnej do 4300 zł brutto, więc kary za nieopłacenie polisy OC wzrosną odpowiednio do 1720 zł, 4300 zł oraz 8600 zł. Warto więc dopilnować terminy obowiązującej polisy OC.
W tegorocznym rankingu przeprowadzonym przez portal CompareTheMarket.com.au, Toyota po raz piąty w ciągu ostatnich sześciu lat zajęła pozycję lidera. Od początku bieżącego roku japońska marka była tematem prawie połowy (41,3%) wszystkich wyszukiwań marek samochodowych w znanej przeglądarce na świecie.
Na drugiej pozycji mamy debiutanta, który może zwiastować trend w kolejnych latach. Tesla, która jeszcze w zeszłym roku w ogóle nie znajdowała się w rankingu, od razu debiutuje na drugim miejscu, „wygryzając” BMW, Audi i Mercedesa. Te dwie ostatnie marki znalazły się tuż za podium.
Najpopularniejsze marki aut w internecie 2023
Ocena rankingu opiera się na danych zebranych ze 155 krajów. Aż w 64 z nich Toyota była najczęściej wyszukiwaną marką, Tesla okazała się najczęściej wyszukiwaną marką w 29 krajach, a BMW w 26, jednocześnie zamykając podium.
Kolejne niemieckie marki to Audi i Mercedes, który utracił utrzymywaną przez lata trzecią pozycję. Ciekawostką jest też to, że Volkswagen w ogóle nie znalazł się na liście.
Jak dokładnie wygląda zestawienie najpopularniejszych marek aut w internecie w 2023 roku?
Najpopularniejsze marki aut w internecie 2023
Toyota dominowała w Afryce Środkowej i Południowej, Azji Zachodniej i Południowo-Wschodniej, Oceanii oraz na obszarach Ameryki Południowej. Z kolei Tesla była popularna w USA i niektórych częściach Europy. BMW zdominowało wyszukiwania w Europie, a także było marką numer jeden w Chinach.
Toyota popularna także w Polsce
Wśród dziesięciu najchętniej kupowanych modeli w Polsce, aż pięć to samochody Toyoty (dane SAMARu za październik 2023). Japońska marka od lat zajmuje czołowe miejsca w rankingach sprzedaży nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. To może sugerować dużą liczbę wyszukiwań tej marki w sieci.
Toyota to największy producent samochodów na świecie, sprzedający rocznie średnio około 10 milionów aut w ponad 170 krajach.
Czujniki TPMS, czyli System Monitorowania Ciśnienia w Oponie, to elektroniczne urządzenia zamontowane wewnątrz naszych opon, które pełnią niezwykle ważną rolę. Ich głównym zadaniem jest natychmiastowe wykrywanie zbyt niskiego ciśnienia w oponach. Dzięki bezprzewodowej komunikacji z odbiornikiem umieszczonym wewnątrz samochodu, kierowca ma dostęp do bieżących informacji na temat ciśnienia w każdym kole. To z kolei pozwala na szybką reakcję w przypadku niskiego ciśnienia, co może skutkować redukcją ryzyka wypadku.
Wysokiej jakości czujniki TPMS do monitorowania ciśnienia w oponach
Czujniki TPMS, które znajdziemy na rynku, cechują się wysoką jakością oraz trwałością. Stanowią one doskonałą alternatywę dla drogich oryginalnych urządzeń montowanych fabrycznie w samochodach. Dzięki wytrzymałej baterii, te urządzenia są w stanie pracować nawet przez 7 lat, zapewniając stałą ochronę naszych opon.
Montaż czujników TPMS jest prosty i uniwersalny dzięki skręcanym zaworom, co pozwala na ich dopasowanie do różnych modeli felg, nie tylko tych dostępnych na stronie LadneFelgi.pl.
Przystosowanie czujników do naszego auta
Aby czujniki TPMS były gotowe do użytku, musimy je odpowiednio zaprogramować i aktywować. Istnieją dwie metody, dzięki którym można to zrobić.
Kopiowanie Czujnika TPMS
Aby zaprogramować nowe czujniki, potrzebujemy numeru ID oryginalnego urządzenia. Ten numer można zeskanować, przystawiając programator do koła lub odczytując go bezpośrednio z obudowy oryginalnego czujnika. W przypadku drugiej opcji konieczne jest zdjęcie opony z koła. Po zapisaniu numerów ID w nowych czujnikach, nasz samochód powinien bez problemu wykryć te nowe urządzenia.
Tryb Nauki w Czujnikach Ciśnienia
Czujniki TPMS otrzymują nowe numery ID, a następnie są montowane w kołach. Aby uaktywnić je, musimy uruchomić samochód w trybie nauki, aby komputer pojazdu mógł je wykryć i zapisać. Procedura aktywacji i zapisywania w trybie nauki różni się w zależności od producenta i modelu pojazdu.
Tryb automatyczny (około 39% samochodów) – w większości przypadków wystarczy zamontować czujniki w kołach i przejechać niewielki dystans z prędkością 30 km/h. W niektórych samochodach konieczne jest jedynie włączenie odpowiedniej funkcji w menu komputera pokładowego.
Tryb OBD (około 36% samochodów) – wymaga zeskanowania zamontowanych czujników za pomocą urządzenia diagnostycznego, a następnie podłączenia modułu OBD do złącza i wgrania nowych ID do komputera pojazdu.
Tryb stacjonarny (około 25% samochodów) – wymaga wykonania określonej sekwencji czynności, zależnej od modelu auta.
Podsumowanie
Czujniki TPMS to niezastąpione narzędzie, które dba o nasze bezpieczeństwo na drodze oraz pozwala na oszczędność paliwa. Montaż tych urządzeń nie tylko zwiększa naszą pewność siebie podczas podróży, ale także przyczynia się do utrzymania optymalnego ciśnienia w oponach, co ma korzystny wpływ na zużycie paliwa i żywotność opon. Dzięki nim możemy cieszyć się spokojną i komfortową jazdą, mając pewność, że nasz samochód jest w doskonałym stanie technicznym. Nie zapominajmy o regularnym sprawdzaniu i konserwacji czujników TPMS, aby cieszyć się ich pełną efektywnością przez wiele lat.
Ile wynosi dopuszczalna prędkość za znakiem E-17a?
Problemem polskich kierowców bywa często niedouczenie i opieranie się na błędnych intuicjach. Tak jest ze znakiem E-17a, na widok którego część osób mocno hamuje. Sądzą oni, że dopuszczalna prędkość wynosi tam 50 km/h, a to nie jest prawda.
Omawiany znak wskazuje nazwę miejscowości, a informacja, że do niej wjechaliśmy nie jest równoznaczna z tym, że jest to teren zabudowany. Znak E-17a nie ma żadnej innej roli, jak tylko informacyjna. Jechać za nim można więc z taką prędkością, jaka do tej pory obowiązywała na danym odcinku drogi.
Kiedy znak E-17a nakazuje wolniejszą jazdę?
Co prawda znak E-17a nie narzuca żadnego ograniczenia prędkości, ale trzeba zwracać dokładnie uwagę na to, czy nie występuje w towarzystwie innych znaków, ponieważ trafiają się tu pułapki na kierowców. Zwykle łączony jest on z tablicą D-42, oznaczającą teren zabudowany, co ogranicza prędkość do 50 km/h.
Inna możliwość to umieszczenie pod znakiem E-17a znaku B-33, a więc wskazującego na ograniczenie prędkości. Takie połączenie dla nieświadomych kierowców może być pułapką. Otóż połączenie tablicy z nazwą miejscowości z ograniczeniem prędkości oznacza, że dany limit obowiązuje w całej tej miejscowości. Nie odwołuje go więc na przykład skrzyżowanie i nie musi być za nim powtarzany.
Ile wynosi mandat za znakiem E-17a?
Skoro znak E-17a nie narzuca ograniczenia prędkości, to nie ma mowy o żadnym mandacie? Nie jest to cała prawda. Jeśli jakiś kierowca sądzi, że za znakiem E-17a można jechać tylko 50 km/h, teoretycznie może narazić się na mandat. Taryfikator przewiduje karę do 500 zł za jazdę w sposób utrudniającą innym ruch, a jechanie niemal o połowę wolniej, niż jest dozwolone, bez żadnego powodu, można próbować pod to podciągać.
Druga szansa na mandat jest wtedy, gdy niedouczony kierowca w ostatniej chwili zobaczy znak E-17a i gwałtownie zahamuje w obawie przed mandatem za prędkość. Mocne hamowanie bez żadnego powodu może skończyć się mandatem na 1500 zł za stworzenie zagrożenia w ruchu, jeśli takie zachowanie miało potencjalnie poważne konsekwencje.
Mandat może wiązać się także z tym, że wraz ze znakiem E-17a ustawione będzie ograniczenie prędkości, a kierujący nie będzie wiedział, że obowiązuje ono w całej miejscowości. Wtedy naraża się na mandat, zgodnie z poniższym taryfikatorem:
do 10 km/h – mandat 50 zł i 1 pkt. karny
11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt. karne
16–20 km/h – mandat 200 zł i 3 pkt. karne
21–25 km/h – mandat 300 zł i 5 pkt. karnych
26–30 km/h – mandat 400 zł i 7 pkt. karnych
31–40 km/h – mandat 800 zł (recydywa 1600 zł) i 9 pkt. karnych
41–50 km/h – mandat 1000 zł (recydywa 2000 zł) i 11 pkt. karnych
51–60 km/h – mandat 1500 zł (recydywa 3000 zł) i 13 pkt. karnych
61–70 km/h – mandat 2000 zł (recydywa 4000 zł) i 14 pkt. karnych
ponad 70 km/h – mandat 2500 zł (recydywa 5000 zł) i 15 pkt. karnych
Kiedy można wyprzedzać z prawej strony w terenie zabudowanym?
Kwestia wyprzedzania z prawej strony w mieście nie budzi zwykle kontrowersji. Ogólnie przyjmuje się, że jest to dozwolone i rzeczywiście zgodnie z przepisami:
Dopuszcza się wyprzedzanie z prawej strony na odcinku drogi z wyznaczonymi pasami ruchu, jeżeli co najmniej dwa pasy ruchu na obszarze zabudowanym przeznaczone są do jazdy w tym samym kierunku.
Zwróćmy jednak uwagę, na kwestię pasów ruchu. Mogą one być niewyznaczone – jeśli dwa pojazdy mieszczą się obok siebie, to pasy ruchu też są dwa. Ale zabronione jest wtedy wyprzedzanie z prawej strony.
Kiedy można wyprzedzać z prawej strony w terenie niezabudowanym?
Na to pytanie odpowiedzi pojawiają się już różne. Jedni mówią, że nie można, inni (ci bardziej zorientowani), mówią, że warunkiem jest obecność trzech pasów ruchu. Taka interpretacja wynika z tych zapisów:
Dopuszcza się wyprzedzanie z prawej strony na odcinku drogi z wyznaczonymi pasami ruchu, jeżeli co najmniej trzy pasy ruchu poza obszarem zabudowanym przeznaczone są do jazdy w tym samym kierunku.
Czyli trzeba czekać aż trafimy na drogę trzypasmową? Bynajmniej. Osoby, które tak twierdzą, nie znają dalszej części przepisów:
Dopuszcza się wyprzedzanie z prawej strony na odcinku drogi z wyznaczonymi pasami ruchu na jezdni jednokierunkowej.
Co to znaczy? Znaczy to, że docieramy do sedna sprawy. Trzeba na początek przypomnieć, czym jest droga, a czym jezdnia. Droga to:
Wydzielony pas terenu składający się z jezdni, pobocza, chodnika, drogi dla pieszych lub drogi dla rowerów, łącznie z torowiskiem pojazdów szynowych znajdującym się w obrębie tego pasa, przeznaczony do ruchu lub postoju pojazdów, ruchu pieszych, ruchu osób poruszających się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, jazdy wierzchem lub pędzenia zwierząt.
Czyli pasy ruchu składają się na jezdnię, a ta razem z poboczem i chodnikiem tworzą drogę. Co więcej, droga może być też dwujezdniowa. Już rozumiecie?
Większość dróg pozamiejskich, jeśli wyznaczono na nich przynajmniej dwa pasy ruchu w każdym kierunku, ma pośrodku pas zieleni, często z barierami energochłonnymi. W ten sposób tworzy się drogę z dwoma jezdniami jednokierunkowymi. A na jezdniach jednokierunkowych (z wyznaczonymi pasami ruchu) można wyprzedzać z prawej strony.
Kiedy można wyprzedzać z prawej strony na autostradzie?
Z tego co napisaliśmy powyżej wynika jasno, że na każdej drodze szybkiego ruchu można wyprzedzać z prawej strony. Zarówno na drogach ekspresowych jak i autostradach, jezdnie oddzielone są od siebie. Trzeba tylko uważać, ponieważ wielu kierowców nie spodziewa się takiego manewru, a przy dużych prędkościach, może prowadzić to do niebezpiecznych sytuacji.
Kiedy nie można wyprzedzać prawym pasem?
Jak widzicie, wbrew obiegowej opinii, wyprzedzanie z prawej strony jest możliwe w większości sytuacji. Trzeba tylko pamiętać o wyjątkach, kiedy taki manewr jest zabroniony. A zabrania się go:
gdy pasy ruchu na jezdni nie są wyznaczone
jeśli poza terenem zabudowanym są tylko dwa pasy w każdą stronę, nie oddzielone barierami lub pasem zieleni (jezdnia dwukierunkowa z czterema pasami ruchu)
Dwa pierwsze wyłączenia już omówiliśmy wcześniej. Natomiast dwa kolejne nie wymagają chyba szerszego komentarza. Prawy pas co do zasady wykorzystywany jest przez pojazdy jadące wolniej (choć w Polsce różnie z tym bywa), więc jeśli zdecydujemy się na wyprzedzanie prawym pasem, musimy mieć dobrą widoczność oraz pewność, że zaraz nie pojawi się przed nami jakiś samochód, poruszający się ze znacznie mniejszą prędkością. Zbliżając się do wierzchołka wzniesienia lub pokonując ostry (ślepy) zakręt, nie mamy dostatecznej widoczności, aby ocenić, czy zaraz nie dogonimy jakiegoś pojazdu i zrobi się niebezpiecznie.
Na koniec przypomnijmy, że wielu polskich kierowców nie zna tych zasad. Mogą więc nie spodziewać się, że nagle inny samochód zacznie wyprzedzać ich z prawej strony. Tym bardziej, że zwykle taki manewr stosuje się, kiedy ktoś uporczywie blokuje lewy pas, co samo w sobie źle świadczy o jego znajomości przepisów i orientacji w otaczającej go sytuacji drogowej. Dlatego wyprzedzając inny pojazd z prawej strony, trzeba zachować dodatkową ostrożność i rozwagę.
W przerwie świąteczno-noworocznej wiele osób podróżuje po rodzinie i znajomych. Dobrze wie to policja, dlatego w tym okresie funkcjonariusze pracują intensywniej i na drogach możemy spotkać wzmożone patrole. Jesteśmy przez to narażeni na większe prawdopodobieństwo zatrzymania, dlatego lepiej mieć się na baczności. Szczególnie jeśli chodzi o ilość spożywanego alkoholu.
Więcej wypadków, wyższe mandaty, a poprawy żadnej
W Polsce obowiązują jedne z najsurowszych przepisów, dotyczących dopuszczalnej ilości alkoholu w wydychanym powietrzu. Gdy w większości krajów w Europie norma to 0,5 promila, u nas to zaledwie 0,2. Niestety, na niewiele się to zdaje, bo pomimo tego, że przepisy są ostre, a kary wysokie, policja wciąż wyłapuje co roku dziesiątki tysięcy nietrzeźwych kierowców. W zeszłym roku policja złapała prawie 100 tys. kierowców, którzy przekroczyli dopuszczalną ilość alkoholu. To aż 25-procentowy wzrost w stosunku do 2021 roku.
Według statystyk najwięcej kierowców „na podwójnym gazie” łapanych jest podczas przerw świątecznych. Nic dziwnego, jak już wspomnieliśmy to czas wzmożonych kontroli, stąd też najwięcej kar.
Co grozi kierowcy po alkoholu?
Warto pamiętać, że według prawa jazda po alkoholu jest przestępstwem i można za to nawet trafić „za kratki”. Za jazdę po pijanemu może grozić:
długotrwały zakaz prowadzenia pojazdów (odebranie prawa jazdy),
umieszczenie informacji o skazaniu w Krajowym Rejestrze Karnym.
Obecnie najczęściej stosowanym środkiem karnym w przypadku przestępstw jest zakaz prowadzenia pojazdów (od 6 miesięcy do nawet 3 lat), choć w przypadku wysokich stężeń alkoholu w wydychanym powietrzu zakaz może być znacznie dłuższy. Do tego dochodzi kara finansowa, nawet 2500 zł oraz obciążenie kosztami postępowania.
Czynników wpływających na trawienie alkoholu w organizmie jest wiele i u każdego wygląda to inaczej. Z całą pewnością nie należy sugerować się samopoczuciem, bo to może okazać się złudne.
Reakcja organizmu na alkohol zależy od wielu czynników:
płci (generalnie kobiety mają niższą tolerancję alkoholu);
masy ciała (stosunek tłuszczu do mięśni);
wieku;
kondycji;
stanu zdrowia;
diety.
Przyjmuje się, że organizm dorosłego, zdrowego mężczyzny „trzeźwieje” w tempie 0,1 g czystego alkoholu na każdy kilogram masy ciała na godzinę. Przykładowo, 80-kilogramowy mężczyzna „strawi” małe piwo w ciągu godziny.
Warto pamiętać o tym, że alkohol trawi się w wątrobie w stałym tempie, co oznacza, że nadmierna aktywność fizyczna, krótka drzemka, czy specjalna dieta nie przyspieszy tego procesu. Może oczywiście poprawić to nasze samopoczucie, ale nic poza tym. Po prostu trzeba odczekać.
Dobrze się czuję po alkoholu, to znaczy że mogę jechać?
„Mam mocną głowę, mogę jechać” – znamy to powiedzenie, prawda? To niestety złudne, bo dobre samopoczucie nie oznacza, że w naszym organizmie nie ma już alkoholu. To że dobrze się czujemy następnego dnia po solidnej imprezie może świadczyć o tym, że w żołądku znajduje się dużo nieprzetworzonego alkoholu, a mózg już przyzwyczaił się do obecności alkoholu w organizmie i wydaje nam się, że jesteśmy trzeźwi. Często bywa tak, że osoba czująca się świetnie po spożyciu dużej ilości alkoholu może mieć znacznie wyższy wynik pomiaru alkomatem od kogoś, kto toczy nierówną walkę „z kacem”.
Jak sprawdzić, czy po alkoholu mogę jechać?
Najskuteczniejszą metodą jest badanie alkomatem. Jest ono teoretycznie możliwe na każdym komisariacie policji, choć bywa z tym różnie. Placówki przepełnione, z wieloma „petentami” mogą nie być skłonne, aby nas przebadać. Należy jednak być stanowczym i upierać się, aby nas przebadano. Chodzi przecież o bezpieczeństwo nasze i innych uczestników drogi.
Możemy też spróbować skorzystać z alkomatu kupione na stacji benzynowej, ale jego wyniki raczej nie są miarodajne. Kolejna opcja to zaopatrzenie się w profesjonalny alkomat, z którego korzystają policjanci, jednak ich ceny wahają się od 600 do nawet 2000 zł.
Trzeba pamiętać, że nawet jeśli podczas policyjnej kontroli alkomat wykaże ilość, która mieści się w dopuszczalnych granicach, to funkcjonariusz i tak może nas od razu nie puścić – zwykle taka sytuacja kończy się kolejnym pomiarem (żeby sprawdzić, czy stężenie alkoholu nie rośnie, bo np. kierowca „wypił strzemiennego” wsiadając do auta), albo zostaniemy skierowani na pomiar alkomatem stacjonarnym.
Prawo jazdy można stracić za przekroczenie maksymalnej liczby punktów karnych, która wynosi 24. Uprawnienia można stracić też powodując poważne zagrożenie na drodze (policjanci wtedy czasami zatrzymują prawo jazdy i o dalszym losie kierującego decyduje sąd). Lecz czasami wystarcza tylko jedno wykroczenie.
Mówimy o przypadku, gdy kierujący przekracza prędkość o ponad 50 km/h za znakiem D-42, oznaczającym początek terenu zabudowanego. Wtedy automatycznie traci prawo jazdy, nawet jeśli nie zgadza się z oceną funkcjonariusza oraz pomiarem i nie przyjmuje mandatu.
Możecie myśleć, że to przecież nie jest nowy przepis i kierowcy od dawna wiedzą, że trzeba się pilnować w terenie zabudowanym. A jednak co roku około 50 tys. osób traci w ten sposób uprawnienia. Problem zatem wciąż istnieje.
Co dzieje się po utracie prawa jazdy na 3 miesiące?
Policjant nie odbiera wtedy kierowcy blankietu prawa jazdy, ponieważ nie ma obowiązku wożenia go ze sobą. Prawo jazdy zostaje zawieszone elektronicznie. Nie ma więc sensu próba ignorowania zakazu jazdy i legitymowania się fizycznym prawem jazdy przy kolejnej kontroli. Policjant szybko sprawdzi, że uprawnienia są zawieszone. Nie ma też możliwości zaprotestowania, odwołania się. Jest to niezgodnie z konstytucją, co potwierdził wyrok TK, ale prawo dalej obowiązuje.
Ostrzegamy przed ignorowaniem decyzji policjanta. Jeśli zostaniecie zatrzymani za kierownicą podczas 3-miesięcnego okresu karnego, zostanie on wydłużony do 6 miesięcy. Kolejnym razem całkowicie tracicie prawo jazdy.
Utrata prawa jazdy za zbyt wielu pasażerów
Za nadmiarową osobę w samochodzie (czyli ponad limit przewidziany w dowodzie rejestracyjnym), grozi mandat. Ale jeśli macie przynajmniej trzech nadprogramowych pasażerów, tracicie prawo jazdy na 3 miesiące.
Ile trzeba mieć punktów karnych, żeby stracić prawo jazdy?
Jak już wspomnieliśmy, prawo jazdy traci się, kiedy przekroczy się 24 punkty karne. W przypadku osób mających prawo jazdy krócej niż rok, wystarczy zebranie 20 punktów.
Obecnie taką liczbę zdobyć bardzo łatwo, ponieważ najpoważniejsze wykroczenia zagrożone są karą 15 punktów karnych. Od 17 września tego roku punkty znowu znikają po roku (od opłacenia mandatu). Powróciły też kursy reedukacyjne, pozwalające redukować 6 punktów co pół roku.
Taryfikator mandatów i punktów karnych za prędkość 2024
Ponieważ ten tekst jest głównie o karach za przekroczenie prędkości, przypomnijmy jeszcze, ile punktów można dostać za zbyt szybką jazdę:
do 10 km/h – mandat 50 zł i 1 pkt. karny
11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt. karne
16–20 km/h – mandat 200 zł i 3 pkt. karne
21–25 km/h – mandat 300 zł i 5 pkt. karnych
26–30 km/h – mandat 400 zł i 7 pkt. karnych
31–40 km/h – mandat 800 zł (recydywa 1600 zł) i 9 pkt. karnych
41–50 km/h – mandat 1000 zł (recydywa 2000 zł) i 11 pkt. karnych
51–60 km/h – mandat 1500 zł (recydywa 3000 zł) i 13 pkt. karnych
61–70 km/h – mandat 2000 zł (recydywa 4000 zł) i 14 pkt. karnych
ponad 70 km/h – mandat 2500 zł (recydywa 5000 zł) i 15 pkt. karnych
Ile wynosi kara za brak ubezpieczenia OC w 2024 roku?
Brak ubezpieczenia OC to bardzo poważna sprawa. Jeżeli doprowadzimy nawet do drobnego zdarzenia drogowego, rekompensata dla poszkodowanego kierowcy może iść w tysiące złotych. Jeśli dojdzie do wypadku i ktoś zostanie ranny, możemy przez długie lata nie wyjść z długów. Dlatego posiadanie OC jest w naszym jak najlepiej pojętym interesie.
Poza tym, sam brak ubezpieczenia OC wiąże się ze sporą grzywną. Jej wysokość uzależniona jest od płacy minimalnej, a ta od 1 stycznia idzie do góry i wynosić będzie 4254 zł. Wzrosną więc także kary za brak OC, zależnie od tego, jak długo nie mamy ubezpieczenia:
do 3 dni bez OC – 1700 zł
od 4 do 14 dni – 4250 zł
powyżej 14 dni – 8490 zł
Od razu zaznaczmy też, że 1 lipca 2024 roku, wejdzie w życie kolejna podwyżka pensji minimalnej – do 4300 zł. Tym samym kary za brak OC wzrosną odpowiednio:
do 3 dni bez OC – 1720 zł
od 4 do 14 dni – 4300 zł
powyżej 14 dni – 8600 zł
Kto może sprawdzić brak ubezpieczenia OC?
Najbardziej oczywista sytuacja, w której na jaw wyjdzie nasz brak OC, to kontrola drogowa. Policjanci zawsze sprawdzają w bazach, czy pojazd nie jest kradziony, czy ma ważne badanie techniczne oraz OC.
Nie można zapominać też o Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym, który sprawdza bazy danych i wyłapuje pojazdy, którym wygasło OC, a które nie zostały wyrejestrowane. Dlatego też zapominalscy, lub osoby które celowo nie opłaciły obowiązkowego ubezpieczenia, mogą się zdziwić, kiedy dostaną informację o nałożeniu na nie kary.
Kiedy ubezpieczenie OC wygasa?
Standardową procedurą jest automatycznie przedłużanie ubezpieczenia OC. Wyjątek stanowi sytuacja, kiedy kupiliśmy używany samochód – obowiązuje na nim polisa wykupiona przez poprzedniego właściciela, ale po jej zakończeniu sami musimy zadbać o nowe ubezpieczenie.
Ubezpieczenie nie zostanie także przedłużone, kiedy zalegamy z opłatami ubezpieczycielowi.
Już 5 stycznia 2024 roku w Al-Ula na północy Arabii Saudyjskiej rozpocznie się kolejna, 46. edycja rajdu Dakar. Na trasie na zawodników czekać będzie dwanaście etapów, w tym jeden dwudniowy o łącznej długości odcinków specjalnych wynoszącej 5000 kilometrów. Rajd Dakar 2024 potrwa do 19 stycznia i zakończy się metą w nadmorskim mieście Yanbu.
Polacy w Rajdzie Dakar 2024
Rajd Dakar 2024 będzie reprezentowało 23 naszych rodaków. Przedstawimy ich w kolejności numerologicznej:
Nr 26 otrzymał Konrad Dąbrowski – syn weterana Dakaru, Marka Dąbrowskiego, to jeden z najbardziej perspektywicznych motocyklistów ostatnich lat. Rok temu Konrad nie mógł wystartować przez ostre zapalenie wyrostka.
Z numerem 31 rywalizować będzie Maciej Giemza. Zawodnika ORLEN Teamu można już zaliczyć do wprawnych kierowców, to będzie szósty rajd Dakar
Nr 102 to Bartłomiej Tabin – motocyklista-debiutant ze Strzelec Opolskich ma już doświadczenie w rajdach cross-country, ale w Dakarze pojedzie po raz pierwszy
Tutaj mamy wielki powrót do Dakaru, po raz pierwszy od 2015 roku w słynnym rajdzie pojedzie Krzysztof Hołowczyc. Po sezonie przygotowań wsiądzie do najnowszego MINI ekipy X-Raid wspólnie z debiutującym Łukaszem Kurzeją. Przypadł im numer 217.
Z numerem 274 na starcie Dakar 2024 pojawią się po raz drugi Magdalena Zając oraz Jacek Czachor.
W kategorii SVV znajdziemy rodzinę Goczałów – Eryk, Marek i Michał oraz ich piloci Oriol Mena, Maciej Marton oraz Szymon Gospodarczyk otrzymają numer 302, 304 oraz 310.
Numer 430 przypadł Grzegorzowi Brochockiemu, któremu trasę wskazywać będzie Grzegorz Komar.
Wśród ciężarówek znajdziemy załogę Darka Rodewalda. Ten zawodnik Nn swoim koncie ma już trzy zwycięstwa, w tym ostatnie w 2023 roku. Polak otrzymał numer 600.
W klasie pojazdów historycznych, czyli Dakar Classic zobaczymy dwa Porsche 924. Z numerem 709 wystartują bracia Łukasz i Michał Zoll, z kolei Tomasz Staniszewski, związany z cyklem P-series Rally, oraz Stanisław Postawka otrzymają naklejkę z numerem 737.
Na Toyotę Land Cruiser HDJ80 zdecydowali się Michał Horodeński z Arkadiuszem Sałacińskim. Od lat startują w polskich rajdach, przerzucając się na klasę terenową w 2020 roku. Będzie to ich pierwszy start w Rajdzie Dakar 2024, a na ich maszynie pojawi się numer 736.
Polską reprezentację uzupełniają Dominik Ben z Katarzyną Malicką. Organizatorzy przydzielili im numer 716.
Polisa OC to jeden z tych elementów, o których lepiej nie zapominać mając samochód. Spóźnienie się w terminowej opłacie nie tylko może skutkować problemami podczas stłuczki czy wypadku (jeśli termin OC minął), ale od 1 stycznia 2024 będzie także oznaczać ogromne kary finansowe.
Ile zapłacę za nieopłacenie polisy OC?
Już spóźnienie od 1 do 3 dni skutkuje mandatem w wysokości 40 proc. od minimalnej krajowej (od stycznia 4242 zł brutto) – czyli 1700 złotych. Nieopłacenie ubezpieczenia przez od 4 do 14 dni oznaczać równowartość pensji minimalnej. A za nieopłacenie polisy OC przez okres powyżej dwóch tygodni trzeba będzie zapłacić pełną kwotę mandatu w wysokości dwóch pensji minimalnych, czyli 8490 zł.
W lipcu czeka nas kolejny wzrost stawki pensji minimalnej do 4300 zł brutto, więc kary za nieopłacenie polisy OC wzrosną odpowiednio do 1720 zł, 4300 zł oraz 8600 zł.
Powyższe kwoty dotyczą właścicieli aut osobowych, nieco lżej będą mieli motocykliści. W ich przypadku kara wynosi 30 proc. minimalnej krajowej. Z kolei właściciele aut ciężarowych muszą zapłacić za nieuwagę trzykrotność minimalnego wynagrodzenia.
Sprawdź, do kiedy ważna jest polisa OC
Możesz to zrobić zerkając w dokumenty i spojrzeć na daty lub w aplikacji mPojazd jeśli jesteś tam zalogowany. Korzystanie z aplikacji ma tę zaletę, że system odpowiednio wcześniej wyśle powiadomienie o zbliżającym się terminie kończącej się polisy OC oraz przeglądu technicznego, co zwalnia nas trochę z obowiązku pamiętania o terminach.
Co ważne, jeśli chcemy zostać u tego samego ubezpieczyciela, zazwyczaj polisa OC odnawia się sama, ale jeśli kupiłeś samochód z ubezpieczeniem zawartym przez poprzedniego właściciela, musisz przepisać umowę na siebie.
Oficjalnie Ford Mustang jest na europejskim rynku już 10 lat, więc najwyższy czas na nowy model. Co ciekawe, nowy Ford Mustang ma wciąż pod maską wolnossące 5-litrowe V8 i można powiedzieć, że to dziś rarytas.
Nowy Ford Mustang jest bogato wyposażony
Ford przygotował ofertę, w której znajduje się sześć konfiguracji Mustanga. Standardem będzie wersja GT z silnikiem 5.0 V8 o mocy 446 KM i maksymalnym momentem obrotowym 540 Nm przy 5100 obr./min. Do wyboru mamy zarówno 6-biegową, manualną skrzynią biegów, jak i skrzynią automatyczną aż o 10 przełożeniach. Samochód w tej wersji będzie dostępny w dwóch rodzajach nadwozia: Fastback oraz Convertible.
Już standardowy Mustang jest nieźle wyposażony. Na pokładzie znajdziemy m.in. automatyczną, dwustrefową klimatyzację, podgrzewaną kierownicę, sportowe przednie fotele, projekcyjne reflektory LED, adaptacyjny tempomat, tylne czujniki parkowania i kamerę cofania. Ponadto, auto będzie wyposażone w elektryczny hamulec postojowy z funkcją Drift oraz Auto Hold, a także system Line lock – elektroniczna blokada przednich hamulców oraz Launch control.
Kierowca do wyboru ma sześć trybów jazdy: Normal, Sport, Slippery, Track, Drag Strip oraz Custom. Dostępny na amerykańskim rynku jako opcja pakiet Performance w Europie należy do wyposażenia standardowego obydwu wersji Mustanga. Zawiera on między innymi przednie zawieszenie ze wzmocnionymi sprężynami i rozpórką kielichów amortyzatorów, tylne zawieszenie ze wzmocnionym stabilizatorem przechyłów nadwozia czy aktywny układ wydechowy z możliwością wyboru trybu pracy.
W kabinie znajdziemy 13,2-calowy dotykowy ekran systemu informacyjno-rozrywkowego z bezprzewodową obsługą Android Auto i Apple CarPlay. Standardem jest też system nagłośnienia B&O z 10 głośnikami, cyfrowym procesorem dźwięku i wzmacniaczem o mocy 860 W. Jest też ładowarka bezprzewodowa oraz modem 5G umożliwiający bezprzewodowe aktualizacje. Całości dopełnia 12,4-calowy wyświetlacz na tablicy zegarów z możliwością zmiany wyglądu w zależności od trybu jazdy.
Auto niestety podrożało, ale patrząc na to, co zawiera w sobie nowy Mustang to i tak jeden z najtańszych aut sportowych na rynku. Cena Mustanga GT Fastback rozpoczyna się od 303 500 zł brutto, a Convertible od 323 500 zł.
Biorąc pod uwagę fakt, że to sportowe, dobrze wyposażone auto z silnikiem V8 o mocy ponad 450 KM, cena nie szokuje. Warto zaznaczyć, że nowy Ford Mustang w zasadzie nie ma konkurencji, bo europejscy przedstawiciele nie mają już praktycznie takich silników, a ich ceny są znacznie wyższe.
Ford Mustang Dark Horse debiutuje w Polsce
Nowością w ofercie jest wersja Dark Horse – pierwsza wersja wyposażenia w rodzinie Mustanga od ponad 20 lat. Pojawi się ona w Polsce jako Fastback z silnikiem 5.0 V8 o mocy 453 KM i 540 Nm przy 5100 obr./min – także zarówno z manualną, jak i automatyczną skrzynią biegów.
Dark Horse wyróżnia się przede wszystkim wyglądem. Widać tutaj inny przedni zderzak, górną i dolną kratkę wlotu powietrza, nakładki na progi, nowe 19-calowe felgi ze stopów lekkich czy reflektory LED z czarnym tłem.
Standardem dla tej wersji jest sportowa manualna skrzynia biegów Tremec 3160 z dodatkową chłodnicą oleju i systemem dostosowania obrotów silnika podczas redukcji przełożenia. Dark Horse w standardzie wyposażono także w aktywne zawieszenie magnetyczne o zmiennej charakterystyce pracy oraz chłodnicę tylnego mechanizmu różnicowego.
Cena Mustanga Dark Horse rozpoczyna się w Polsce od 358 500 zł. Dopłata do automatycznej skrzyni biegów w przypadku wszystkich wersji wynosi 15 000 zł.
Pierwsza połowa nagrania jest zupełnie nudna. Autor filmiku dojeżdża do remontowanej drogi z ruchem wahadłowym i wjeżdża na nią, mając zielone światło. Za nim wjeżdża jeszcze ciężarówka, prawdopodobnie też na zielonym świetle. Nagrywający jedzie z niedużą prędkością – co prawda nie ma tu dodatkowego ograniczenia, ale w kilku miejscach są spore nierówności na łączeniach asfaltu, które lepiej pokonywać ostrożnie. Na drodze pracują też drogowcy, więc też z uwagi na nich nie należy jechać zbyt szybko.
Autor już dojeżdża do końca zwężenia, kiedy nagle z naprzeciwka rusza tir i agresywnie zajeżdża mu drogę. Nagrywający trąbi, trąbi też kierowca tira. Zarzuca on kierowcy z kamerą, że wjechał na czerwonym, co przecież nie było prawdą. Potem kłóci się jeszcze z kierowcą ciężarówki.
Czy cwaniakowanie na ruchu wahadłowym naprawdę jest potrzebne?
Domyślamy się, że kierowca tira chciał „ukarać” kierowcę, który jego zdaniem wjechał już na czerwonym świetle. Podobno są nagrania potwierdzające to, że miał już zielone. Zdarzenie pokazuje jednak dobitnie, że takie oskarżenia, mogą być zupełnie bezpodstawne.
Przewidywany czas przejazdu przez ten odcinek musiał być krótszy, a autor nagrania jechał bardzo ostrożnie. Może nawet przesadzał z ostrożnością i zupełnie nie przejmował się tym, że auta z przodu mu odjeżdżają. Ale czy powinien? Od początku pojazdy nie jechały w zwartym szyku, więc czemu miałyby go zacieśniać na remontowanym odcinku?
W ten oto sposób cwaniakiem stał się kierowca z cwaniakami walczący. Zablokował ruch w obie strony, bo musiał pouczyć i ukarać dwóch kierowców. Zupełnie nie mając racji. Szczerze gratulujemy też kierowcy ambulansu, który widząc korek spowodowany przez kierowcę tira, postanowił go ominąć, zupełnie nie mając na to miejsca. Udało mu się wyprzedzić jedno auto. Mamy nadzieję, że było warto i że jest z siebie dumny.
Jak zachować się na drodze z ruchem wahadłowym?
Odpowiedzmy na koniec na pytanie, jak powinien zachować się dobry kierowca w takiej sytuacji. W każdej sytuacji dobrą odpowiedzią jest „nieagresywnie i z kulturą oraz zrozumieniem dla innych”. Zdarzenie to możemy też łatwo odnieść do sytuacji, w której ustawione są znaki D-5 i B-31.
Pierwszy z nich oznacza, że macie pierwszeństwo na zwężeniu, a drugi, że musicie przepuścić pojazdy z naprzeciwka. Lecz jeśli macie pierwszeństwo, a samochód jadący z przeciwnej strony już znajduje się na zwężeniu, to pozwalacie mu zjechać. Tego wymagają przepisy. W sytuacji takiej jak na nagraniu, powinno się postępować identycznie.
To często spotykane przyzwyczajenie i zachowanie typowe dla ruchu miejskiego. Co chwilę trzeba zmieniać biegi, a stojąc na światłach czy w korku, pozostajemy gotowi do wrzucenia przełożenia. Dla wielu osób jest to też wygodna pozycja.
To prowadzi do przyspieszonego zużycia wodzików skrzyni biegów, może utrudniać wybieranie przełożeń i powstanie luzów na wybieraku.
Sposobem na uszkodzenie skrzyni biegów, na przykład synchronizatorów, jest niewłaściwe operowanie sprzęgłem. Zawsze trzeba wciskać je do końca i puszczać dopiero, gdy bieg jest na miejscu.
Groźne dla samochodu jest także „strzelanie” ze sprzęgła, czyli nagłe puszczenie go, gdy silnik jest na wysokich obrotach. Jeśli natomiast zbyt długo puszczacie sprzęgło i jedziecie na półsprzęgle, szybko je zużyjecie.
Unikaj stałej jazdy na wysokich obrotach
Dobry kierowca wie, że zimnego silnika nie powinno się od razu wkręcać na wysokie obroty. Rozgrzać się musi przy tym nie tylko chłodziwo (co możemy monitorować w niemal każdym samochodzie), ale także olej, aby osiągnął optymalne właściwości smarne. Dlatego pierwsze kilometry powinno się pokonywać spokojnie i płynnie.
Później nie należy bać się wchodzenia na wysokie obroty, ale powinniśmy robić to krótkotrwale. Podczas dynamicznego przyspieszania czy podczas wyprzedzania. Po osiągnięciu interesującej nas prędkości, powinniśmy wybrać odpowiednio wysokie przełożenie skrzyni biegów.
Szybkie przejeżdżanie przez progi zwalniające
Nie niektórych uliczkach osiedlowych progi zwalniające ustawiane są co dosłownie kilkanaście metrów. Mimo, że to irytujące, naprawdę warto zwalniać do minimalnej prędkości podczas pokonywania ich. Niektóre progi wyprofilowane są bardzo agresywne i nawet jadąc kilka kilometrów na godzinę, można boleśnie je odczuć. Szybko w ten sposób zużywają się łączniki stabilizatorów, ale prędzej czy później odczuje to całe zawieszenie.
Podobne zalecenia są w przypadku wjeżdżania na krawężniki, również na te niezbyt wysokie. Z tą różnicą, że szybki wjazd na krawężnik może doprowadzić do uszkodzenia felgi i to już po jednym takim manewrze. Właściciele aut z niskoprofilowymi oponami, mogą również uszkodzić sobie „gumy”. Niewłaściwe wjeżdżanie na krawężnik to także ryzyko uszkodzenia końcówek drążków kierowniczych.
1 stycznia 2024 roku oznacza istotną zmianę, dotyczącą rejestracji pojazdów. Obecnie zarejestrować samochód musi osoba, która sprowadziła pojazd z Unii Europejskiej. Natomiast jeśli kupimy pojazd już zarejestrowany w Polsce, wystarczy tylko zawiadomić starostę o zakupie.
Obecny brak obowiązku rejestracji, wykorzystywany był przez osoby, które chciały w ten sposób oszczędzić sobie formalności oraz pieniędzy. Był to też sposób na zachowanie dotychczasowych tablic, które nie spełniają już aktualnych wymogów – głównie chodziło o przyjemność posiadania starego samochodu na czarnych tablicach.
Z punktu widzenia urzędników, unikanie rejestracji pojazdu, nie jest dobrym zjawiskiem. Obecne przepisy posiadają też lukę, ponieważ mówią tylko o obowiązku rejestracji pojazdu, który został sprowadzony do Polski z kraju Unii Europejskiej. Nie ma mowy o samochodach, sprowadzanych spoza UE.
Jaka kara za nieprzerejestrowanie pojazdu w 2024 roku?
Brak logiki w przepisach, jaki mamy obecnie, idzie w parze z brakiem logiki w karaniu. Obecnie grzywna od 200 do 1000 zł grozi tylko osobie, która nie zarejestrowała pojazdu sprowadzonego z UE.Pozostałe osoby nie muszą obawiać się żadnych sankcji.
Od 1 stycznia 2024 zmieni się to i za nieprzerejestrowanie pojazdu przez osobę prywatną, trzeba będzie zapłacić:
500 zł – jeżeli nabywca używanego pojazdu z Polski, kraju należącego do UE lub kraju spoza UE nie dokona jego przerejestrowania w ciągu 30 dni
1000 zł – gdy wniosek o przerejestrowanie nie zostanie złożony w ciągu 180 dni
W przypadku przedsiębiorców zajmujących się obrotem pojazdami, kary wyniosą 1000 lub 2000 zł.
Brytyjczycy twierdzą, że nowy McLaren GTS to ich najlepszy grand tourer, a więc samochód, który świetnie ma sprawdzać się zarówno na torze, jak i podczas długich wojaży po autostradach. W modelu GTS postarano się, aby maksymalnie wykorzystać kabinę pasażerską do tego, aby komfortowo pomieściła kierowcę, pasażerów oraz ich bagaże.
Nowy McLaren GTS 4
W nowym McLarenie znajdziemy dwa bagażniki – pierwszy, główny ma 418 litrów, a przedni dodatkowy 150 l. Oznacza to, że całkowita przestrzeń bagażowa jest większa niż w niejednym aucie miejskim. Aby jeszcze bardziej poprawić praktyczność, producent zastosował system podnoszenia przedniej osi, która ma ułatwić pokonywanie np. progów zwalniających.
Jednocześnie samochód ma być szybki i zwinny, jak to ma miejsce w innych modelach McLarena. Brytyjczycy chwalą się, że uzyskali świetny stosunek mocy do masy, a to dzięki lekkiej konstrukcji skorupowej wykonanej z włókna węglowego.
Na lekkość postawiono także w układzie hamulcowym, który jest teraz węglowo-ceramiczny. Przednie tarcze mają średnicę 390 mm, tylne są zaledwie o 10 mm mniejsze. Sześciotłoczkowy system zapewnia drogę hamowania ze 100 km/h zaledwie w 32 metry.
Nowy McLaren GTS to wciąż samochód sportowy
Pod maską pracuje podwójnie doładowane, czterolitrowe V8 generujące teraz 635 KM – o 15 KM więcej niż poprzednik. Cały samochód jest też o 10 kg lżejszy. Niską masę własną (1520 kg) udało się uzyskać dzięki szerokiemu zastosowaniu włókna węglowego.
McLaren GTS ma być nie tylko praktyczny, ale chyba przede wszystkim szybki. Osiąga setkę w około 3,5 s, a 200 km/h pojawia się na liczniku po 8,9 s. Prędkość maksymalna wynosi natomiast 326 km/h.
GTS jest wyposażony w siedmiobiegową skrzynię SSG, która zapewnia płynną, płynną i szybką zmianę biegów. Oprócz standardowego trybu komfort, kierowca może skorzystać z dodatkowych funkcji – Sport oraz Track – które wprowadzają samochód w „agresywny sposób jazdy”, poprzez szybszą zmianę biegów, czy bardziej czuły układ kierowniczy.
We wnętrzu nowy McLaren GTS ma być luksusowy
Ponieważ to auto typu GT, producent zadbał także o wysoką jakość materiałów w kabinie. Na przykład przełączniki i elementy sterujące wykonano z prawdziwego polerowanego aluminium. Dostępne są opcjonalne pakiety z włókna węglowego obejmujące wykończenie zamka kierownicy i wydłużonych manetek do zmiany biegów oraz dekoracyjnych elementów wnętrza wraz z progami z logo McLarena.
Fotele Comfort w GTS są standardowo obite skórą Nappa, tak samo jak kierownica. Na konsoli centralnej GTS ma również 7-calowy ekran obsługujący system informacyjno-rozrywkowy. O odpowiednie nagłośnienie dba Bowers & Wilkins, czyli system audio składający się z 12 głośników z włókna węglowego.
Pasażerowie GTSa będą mogli wybrać nastrój poprzez jednego z sześciu kolorów oświetlenia wnętrza. O światło naturalne zadba szklany dach panoramiczny, dostępny w połączeniu z szybą elektrochromową. Kierowca może wybrać jeden z pięciu poziomów przepuszczalności światła za naciśnięciem przycisku.
Oprócz rozszerzonej i odświeżonej palety farb zewnętrznych: Mantis Green, Tanzanite Blue i Ice White to jest dostępny nowy kolor wyłącznie w wersji GTS: Lava Grey.
Nowy McLaren GTS jest objęty standardową trzyletnią gwarancją na pojazd bez limitu przebiegu, a także dziesięcioletnią gwarancję na perforację. GTS kwalifikuje się w ramach przedłużonej gwarancji McLaren, którą można wykupić na okres 12 lub 24 miesięcy.
Chętni mogą już składać zamówienia, choć ceny nie zostały jeszcze podane. Możemy się spodziewać, że auto będzie zauważalnie droższe od modelu schodzącego.
W ostatnim czasie obserwujemy prawdziwy zalew chińskich samochodów. Co rusz pojawiają się w Polsce marki, o których nigdy nie słyszeliśmy. Teraz na rynku debiutuje kolejna marka – OMODA i proponuje crossovera z bardzo atrakcyjną ceną.
– Chcemy przyciągnąć polskich użytkowników przede wszystkim jakością i doskonałym wyposażeniem naszych samochodów. Ale jesteśmy przekonani, że cena tej klasy samochodu, którą zaproponujemy, będzie niezwykle atrakcyjna – mówi Eric Zheng, dyrektor marki OMODA w Polsce.
OMODA 5 – cena w Polsce
I faktycznie OMODA 5 ICE może pochwalić się niską (jak za te wyposażenie) ceną ok. 113 tys. zł. Około, bo producent co prawda nie podał jeszcze dokładnej kwoty, ale zapewnił, że auto tyle właśnie będzie kosztować. Bogatsza wersja nie będzie droższa niż 130 tys. zł.
Na początku OMODA będzie oferowana z turbodoładowanym silnikiem 1.6 TGDi o mocy 197 koni mechanicznych i 7-stopniową automatyczną skrzynią biegów. Później do gamy dołączy model elektryczny, który ma zapewnić zasięg na poziomie 430 kilometrów oraz szybkie ładowanie. Spalinowa wersja OMODY 5 będzie w Polsce oferowana w dwóch wariantach – comfort oraz premium.
Oprócz wersji spalinowej w drugiej połowie 2024 roku zadebiutuje także wariant elektryczny. Będzie wyposażony w akumulator o pojemności 61 kWh, a producent deklaruje zasięg na poziomie ok. 430 km.
Już podstawowa wersja będzie dobrze wyposażona, na pokładzie znajdziemy m.in. w aktywny tempomat, kamerę cofania, systemy wspomagające jazdę, ładowanie indukcyjne i asystenta głosowego. Bogatsza wersja z pełnym wyposażeniem będzie oferowała np. szerszą paletę lakierów (w tym również opcja dwukolorowa), pływające kierunkowskazy, kamerę 360-stopni z aktywnym otoczeniem, dwustrefową klimatyzacja, system nagłośnienia SONY z ośmioma głośnikami oraz elektrycznie otwierany bagażnik i szyberdach.
OMODA to na razie nieznana w Polsce marka, ale szybko ma się to zmienić. Na początku otwartych będzie około 20 salonów w największych polskich miastach, a docelowo ma ich być dwa razy więcej. Czy OMODA osiągnie sukces w Polsce? Czas pokaże.
Rajdowa Grupa B była wyjątkowa. Miała wprowadzić rajdy samochodowe na zupełnie inny poziom prędkości i technologiczny, zbliżony do osiągów ówczesnych bolidów Formuły 1. Auta biorące udział w tej klasie miały ponad 300 koni mechanicznych i napęd na cztery koła. Nieodłącznym elementem grupy B jest kultowe dziś Audi quattro. Ten legendarny model Audi quattro Rallye S1 w latach 1982-1984 wygrał dwa tytuły konstruktorów i dwa kierowców w Rajdowych Mistrzostwach Świata.
Auto w wersji homologowanej powstała tylko po to, aby uzyskać licencję do startów w Rajdowych Mistrzostwach Świata – łącznie z wersjami rajdowymi powstało zaledwie 220 egzemplarzy tego samochodu.
Audi quattro Rallye S1 jak choinka 3
Pod maską wersji drogowej pracował pięciocylindrowy silnik o pojemności 2,1-litra z turbosprężarką osiągający moc 306 KM. Przyspieszenie do pierwszych 100 km/h zajmowało mu 4,9 sekundy, a prędkość maksymalna wynosiła 250 km/h. Wersja rajdowa miała moc podniesioną do 450 koni mechanicznych i do pierwszych 100 km/h rozpędzała się w 3,5 sekundy. Wśród 220 egzemplarzy było też 20 sztuk specjalnej wersji Audi quattro S1 o mocy 530 KM. Ta wersja pierwsze 100 km/h osiągała po 2,6 sekundy. Najmocniejsza odmiana modelu w specjalnym wydaniu Pikes Peak miała dodatkowy pakiet aerodynamiczny i moc podniesioną do 598 koni mechanicznych.
Audi quattro brało udział w zawodach od roku 1981 do 1987, w tym we wszystkich edycjach Rajdowych Mistrzostwach Świata w Grupie B. Niemcy zdobyli w tym czasie m.in. trzy zwycięstwa w Rajdowych Mistrzostwach Świata, pierwsze miejsce w klasyfikacji producentów i kierowców Rajdowych Mistrzostw Świata oraz wiele innych zwycięstw w innych dziedzinach sportu motorowego.
Kiedyś kultowe Audi quattro Rallye S1 błyszczało na trasach rajdowych, a teraz lśni również na zasłużonej motorsportowej emeryturze, ozdobione ponad 800 ledowymi lampkami świątecznymi.
Nowa Skoda Superb pojawiła się na początku listopada. Samochód zachwyca swoimi rozmiarami, a także komfortem, który oferuje. Teraz także wiemy, jak klaruje się cennik nowego Superba. Tanio nie jest, ale nie jest też przesadnie drogo. Trzeba pamiętać, że na razie do oferty trafiły jedne z droższych wariantów, więc później ceny będą spadać. Jak wygląda nowa Skoda Superb pod kątem ceny w Polsce?
Na razie w cenniku znajdziemy tylko jedno nadwozie, czyli kombi, dostępne w dwóch wersjach wyposażenia – Selection lub L&K. Ceny nowej Skody Superb rozpoczynają się od 175 850 zł.
Silniki
Moc
Selection
L&K
1.5 TSI mHEV
110 kW (150 KM)
175 850 zł
205 850 z
2.0 TDI
110 kW (150 KM)
192 900 zł
222 900 zł
Co dostajemy na wyposażeniu nowego Superba? W wersji Selection znajdziemy m.in. trzystrefową klimatyzację, czujniki parkowania z przodu i z tyłu, kamerę cofania, pół-elektryczne, podgrzewane fotele z przodu, 17-calowe felgi, 10-calowy wyświetlacz obsługujący system multimedialny, rozpoznawanie znaków drogowych, przyciemniane szyby z tyły i przednie dźwiękochłonne, system keyless oraz reflektory LED.
Mnogość opcji przyprawia o zawrót głowy. Nawet do „uboższej” wersji możemy domówić matrycowe reflektory, adaptacyjny tempomat, adaptacyjne zawieszenie, czy progresywny układ kierowniczy. przy konfiguracji nowej Skody Superb przekroczenie 200 tysięcy złotych nie będzie stanowić problemu.
Wersja L&K będzie dodatkowo wyróżniać się większą ilością chromowanych elementów, w pełni skórzaną tapicerką, dobrym nagłośnieniem, czy fotelami z masażem.
Nowa Skoda Superb będzie tańsza
To za sprawą niewidocznej jeszcze w cenniku wersji Essence, która będzie stała najniżej w konfiguratorze, więc cena bazowa Superba z pewnością spadnie o kilka, może kilkanaście tysięcy złotych.
Na razie w ofercie jest tylko wersja kombi, hatchback dołączy na początku 2024 roku.
Możemy wierzyć w to, że wysokie mandaty mają być batem na kierowców, aby zdjęli nogi z gazu, a wszystko ma służyć poprawie bezpieczeństwa. To niewątpliwie jeden aspekt, ale liczby także mówią za siebie. Budżet państwa dostanie potężny zastrzyk gotówki z mandatów wystawionych w 2023 roku, który przecież jeszcze się nie skończył, a przed nami gorący świąteczny okres.
Kierowcy zapłacili w 2023 roku o 400 mln zł więcej za wystawione mandaty niż w ubiegłym roku. W sumie do budżetu państwa wpadła rekordowa kwota 1 mld 169 mln 639 tys. zł kar z tytułu mandatów wystawionych głównie przez policję – wynika z danych Ministerstwa Finansów dla „Rzeczpospolitej”. W tym roku wystawiono ponad 3 mln 800 tys. mandatów.
Okazuje się, że tak ogromna kwota to nie tylko zasługa nowego taryfikatora, który dał się kierowcom mocno we znaki. Według Ministerstwa Finansów to efekt nowelizacji przepisów o ruchu drogowym „w zakresie wzrostu kar za notoryczne wykroczenia oraz zmianą zasad usunięcia punktów karnych, tj. po roku od zapłaty mandatu”.
Chodzi więc o to, że im szybciej kierowca zapłaci mandat, tym szybciej zacznie biec roczny termin „przedawnienia” jego wykroczenia, a co za tym idzie anulowanie punktów karnych z jego konta. „W latach poprzednich budżet państwa tracił rocznie nawet 100 mln zł z tytułu przedawnionych mandatów karnych, a płacił je zaledwie co drugi ukarany.
Dodatkowym czynnikiem jest większa ściągalność mandatów przez samych policjantów. Wyposażeni są oni w terminale płatnicze, co znacznie ułatwia płatności nie tylko polskim kierowcom, ale także cudzoziemcom, którzy muszą zapłacić na miejscu.
Policja rozpoczęła ogólnopolską świąteczną akcję. Do wtorku 26 grudnia na drogach ma pracować aż 4 tys. funkcjonariuszy, w tym członkowie grupy Speed, a więc trzeba będzie uważać na nieoznakowane radiowozy.
„(…) nie może być taryfy ulgowej wobec osób, które naruszają przepisy ruchu drogowego i tym samym narażają innych na ryzyko utraty życia i zdrowia. Policjanci pełniący służbę na drogach w okresie świąt, oprócz kontroli prędkości, będą zwracać szczególną uwagę na stan trzeźwości kierujących oraz sposób przewożenia pasażerów w pojazdach” – tłumaczy Robert Opas z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.
Świąteczna akcja policji – gdzie można spodziewać się kontroli?
Jak już wspomnieliśmy, na ulice wyjedzie grupa Speed, więc należy wystrzegać się nieoznakowanych radiowozów. Zazwyczaj patrolują oni autostrady i drogi szybkiego ruchu, ale czasami można ich spotkać także na obwodnicach większych miast, a więc w tych miejscach noga z gazu.
Możemy także spodziewać się kontroli w mniejszych miejscowościach, gdzie w ukrytych miejscach z pewnością spotkamy policjantów „z suszarkami”. Warto w tym miejscu przypomnieć kwoty za przekroczenia prędkości, obowiązujące w nowym taryfikatorze:
50 zł i 1 punkt karny – za przekroczenie prędkości do 10 km/h (w przypadku recydywy wysokość mandatu wynosi 100 zł);
100 zł i 2 punkty karne – za przekroczenie prędkości o 11-15 km/h (w przypadku recydywy wysokość mandatu wynosi 200 zł);
200 zł i 3 punkty karne – za przekroczenie prędkości o 16-20 km/h (w przypadku recydywy wysokość mandatu wynosi 400 zł);
300 zł i 5 punktów karnych – za przekroczenie prędkości o 21-25 km/h (w przypadku recydywy wysokość mandatu wynosi 600 zł);
400 zł i 7 punktów karnych – za przekroczenie prędkości o 26-30 km/h (w przypadku recydywy wysokość mandatu wynosi 800 zł);
800 zł i 9 punktów karnych – za przekroczenie prędkości o 31-40 km/h (w przypadku recydywy wysokość mandatu wynosi 1 600 zł);
1 000 zł i 11 punktów karnych – za przekroczenie prędkości o 41-50 km/h (w przypadku recydywy wysokość mandatu wynosi 2 000 zł);
1 500 zł i 13 punktów karnych – za przekroczenie prędkości o 51-60 km/h (w przypadku recydywy wysokość mandatu wynosi 3 000 zł);
2 000 zł i 14 punktów karnych – za przekroczenie prędkości o 61-70 km/h (w przypadku recydywy wysokość mandatu wynosi 4 000 zł);
2 500 zł 15 punktów karnych – za przekroczenie prędkości o ponad 70 km/h (w przypadku recydywy wysokość mandatu wynosi 5 000 zł).
Policjanci będą ponadto zwracać uwagę na stan techniczny pojazdów. Ich uwadze nie ujdzie niesprawne oświetlenie, a także zły stan ogumienia. Trzeba pamiętać o właściwym korzystaniu ze świateł dziennych i mijania (te drugie włączamy nie tylko po zmroku, ale też w czasie mgły czy intensywnego deszczu). Pamiętajmy o właściwym doborze opon i ich dobrym stanie. Przepisowa dopuszczalna głębokość bieżnika 1,6 mm to naszym zdaniem za mało, jego głębokość powinna mieć co najmniej dwa razy tyle. Ogólna zasada jest taka, że opony nie powinny być starsze niż 10 lat.
W 2022 roku w Święta Bożego Narodzenia doszło do 113 wypadków drogowych, w których zginęło 11 osób, a 137 zostało rannych. Przez trzy świąteczne dni policjanci zatrzymali 561 nietrzeźwych kierujących. Najbardziej tragicznym dniem był jednak przedświąteczny 23 grudnia, kiedy zginęło pięć osób.
Niezwykle korzystny program pozwalający na korzystanie z nowego samochodu elektrycznego, ogłosił właśnie prezydent Emmanuel Macron. Spełnił tym samym jedną ze swoich obietnic wyborczych z 2022 roku, kiedy to obiecywał sprawić, by elektomobilność była dostępna dla każdego.
Sam program jest niezwykle korzystny i samochód można mieć już za 40 euro miesięcznie (czyli około 173 zł), ale dostępne są też droższe opcje, dla osób potrzebujących większego samochodu. Co byście powiedzieli na przykład na Teslę Model Y za 650 zł miesięcznie?
Kto może skorzystać z leasingu socjalnego na samochód?
Trzeba przyznać, że rozmach francuskiego programu jest naprawdę duży. Według szacunków władz, kryteria pozwalające na skorzystanie z socjalnego leasingu spełnia 4-5 mln obywateli. Zapowiada się więc poważne obciążenie dla budżetu państwa.
Aby skorzystać z nowego programu trzeba:
być obywatelem Francji
mieć ukończone 18 lat
mieszkać dalej niż 15 km od miejsca pracy
przejeżdżać ponad 8 tys. km rocznie
roczny dochód gospodarstwa domowego nie może przekraczać 15,4 tys. euro na osobę (66,8 tys. zł)
Umowy zawierane są przynajmniej na trzy lata, ale pozwalają na odstąpienie od nich w przypadku utraty pracy, orzeczenia niepełnosprawności lub śmierci leasingobiorcy.
Jakie samochody można mieć w leasingu socjalnym?
Założeniem nowego programu we Francji jest przyspieszenie elektrycznej transformacji i pobudzenie rynku, ale także zwiększenie konkurencyjności wobec chińskich producentów. Oferują oni samochody znacznie tańsze, niż europejscy producenci, co staje się coraz poważniejszym problemem.
W ramach leasingu socjalnego można więc kupować tylko auta produkowane w Europie, co prowadzi czasami do zaskakujących efektów. Przykładowo za auto europejskie uznawana jest Tesla Model Y, ponieważ powstaje w fabryce pod Berlinem. Z kolei Dacia Spring, a więc auto należące do koncernu Renault, produkowana jest w Chinach, więc nie spełnia warunków programu.
Jaka jest właściwa prędkość podczas jazdy samochodem?
Na takie pytanie kierowcy muszą odpowiadać sobie nieustannie, za każdym razem gdy prowadzą samochód. Wynika to wprost z zapisów Kodeksu drogowego (art. 19, ust. )1:
Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem, z uwzględnieniem warunków, w jakich ruch się odbywa, a w szczególności: rzeźby terenu, stanu i widoczności drogi, stanu i ładunku pojazdu, warunków atmosferycznych i natężenia ruchu.
Prowadząc samochód mamy więc obowiązek nie tylko stosować się do ograniczenia prędkości. Znaki oraz zasady ogólnie wskazują tylko na prędkość maksymalną, a więc taką jaką możemy osiągnąć w optymalnych warunkach. Czy takie warunki panują, zależy od naszej oceny i jesteśmy za taką ocenę odpowiedzialni.
Można, jak najbardziej. Nie jest to sytuacja często spotkana, ale przepisy mówią wprost, że kierujący pojazdem jest obowiązany:
jechać z prędkością nieutrudniającą jazdy innym kierującym;
hamować w sposób niepowodujący zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia;
utrzymywać odstęp niezbędny do uniknięcia zderzenia w razie hamowania lub zatrzymania się poprzedzającego pojazdu.
Kluczowy jest pierwszy z punktów – jazda utrudniająca poruszanie się innym. Nie mówimy o sytuacji, w której ktoś jedzie 40 km/h przy ograniczeniu do 50 km/h, podczas gdy inni kierowcy woleliby jechać 60-70 km/h (sytuacja niestety częsta na polskich drogach). Nie ma obowiązku poruszania się z maksymalną dopuszczalną prędkością, ani tym bardziej poddawania się presji innych kierowców.
Co innego gdybyście przy dobrych warunkach drogowych i bez wyraźnego powodu jechali 20 km/h. Wtedy zainteresowanie policji jest pewne, bo utrudniacie ruch bez żadnego powodu.
Oprócz znaków wskazujących prędkość maksymalną, jest także ten, określający prędkość minimalną. Tak jego znaczenie określają przepisy:
Znak C-14 „prędkość minimalna” oznacza, że kierujący, przy zachowaniu ograniczeń prędkości wynikających z przepisów szczegółowych, jest obowiązany jechać z prędkością nie mniejszą niż określona na znaku liczbą kilometrów na godzinę, chyba że warunki ruchu lub jego bezpieczeństwo wymagają zmniejszenia prędkości.
Po minięciu go kierowca ma więc obowiązek jazdy z prędkością przynajmniej taką, jaka została określona na znaku. Odwołuje go znak C-15.
Taryfikator przewiduje karę za jazdę ze zbyt małą prędkością, a jej wysokość zależy od tego, który dokładnie paragraf złamaliśmy, a także od decyzji kontrolującego nas funkcjonariusza.
Jeśli naszą zbyt wolną jazdą, utrudniliśmy innym ruch, grozi nam mandat nie mniejszy niż 500 zł. Co to oznacza? Kara może być wyraźnie wyższa, jeśli nasz styl jazdy spowodował naprawdę poważne utrudnienia.
Znacznie łagodniej traktowani są kierowcy, którzy poruszają się z prędkością mniejszą, niż wymagana znakiem C-14. Za jego nierespektowanie grozi grzywna 100 zł. Ale uwaga – ignorując wspomniany znak, mogliśmy spowodować utrudnienia i stworzyć zagrożenie na drodze. W takiej sytuacji policjant może nałożyć na nas karę także z wcześniejszego paragrafu.
Konkurs Concorso d’Eleganza Villa d’Este jest coroczną okazja do obejrzenia najpiękniejszych aut, nie tylko tych klasycznych, bo przecież producenci wykorzystują konkurs elegancji do zaprezentowania swoich aut koncepcyjnych. Pojazdy te pokazują, jak współcześni inżynierowie i projektanci wyobrażają sobie samochody przyszłości. W tym roku zmiennie impreza odbędzie się w luksusowym kompleksie Villa d’Este nad malowniczym jeziorem Como we Włoszech.
Concorso d’Eleganza Villa d’Este 2024
Concorso d’Eleganza Villa d’Este 2024 odbędzie się w dniach 24-26 maja 2024 r. W przyszłorocznej edycji na terenie pobliskiej Villa Erba ponownie będą miały miejsce dni dla publiczności – „Concorso d’Eleganza Villa d’Este Public Days”. W niedzielę 26 maja „Public Day – Il Festival” po raz kolejny da szerokiej publiczności możliwość obejrzenia parady samochodów uczestniczących w Concorso d’Eleganza Villa d’Este.
Komisja selekcyjna Concorso d’Eleganza Villa d’Este ustaliła już następujące klasy konkursowe:
„The Best Car In The World” For 120 Years: Rolls-Royce Celebrates An Historic Birthday
„The Need for Speed: Supercar Stars of the VideoGeneration”
„The Best of Italian Grace and Pace: Maserati at 110”
„Time Capsules: Cars That The Outside World Forgot”
Komisja selekcyjna otworzyła już listy do zapisów dla właścicieli wyjątkowych klasycznych samochodów. Dostępne są także bilety dla zwiedzających. Ceny rozpoczynają się już od 3 euro (za wejście tylko w sobotę, cena za bilet ulgowy) do nawet 10 450 euro za cały weekend wraz zakwaterowaniem w luksusowym hotelu. Szczegóły można znaleźć na stronie organizatora.
Już standardowe Lamborghini Urus jest potężnym SUVem, bo przecież 650 KM to wulkan, którego kierowca nie wykorzysta w 80% przypadków, a wzmocniona wersja Performante i jej diabelskie 666 KM powoduje, że ciężko będzie na ulicy znaleźć równie mocny i szybki samochód. Są jednak na świecie fanatycy mocy i właśnie dla nich powstał Novitec Lamborghini Urus Esteso, czyli SUV, który pojedzie 311 km/h.
Lubimy samochody niedorzeczne, a z pewnością do takich należy sportowy i obniżony SUV, który przecież z założenia ma być wyższy, a ze sportem ma tyle wspólnego, co prawnik z kucharzem. Dla zamożnych tego świata nie liczy się jednak zdrowy rozsądek, a możliwości, gdzie i jak można się pokazać. Takie połączenie oferuje z pewnością Novitec.
Urus Esteso jest o 10 cm szerszy z przodu i o 12 cm z tyłu, a wymiary sprawiają, że Urusem nie da się jeździć nigdzie poza autostradą, ale być może jesteśmy w błędzie. Novitec twierdzi, że nadwozie to „oryginalna jakość gwarantująca idealne dopasowanie, możliwość malowania i łatwość montażu”.
W tym aucie nie ma nic dyskretnego, już seryjny Urus pokazuje, że właściciel ma gruby portfel, ale Novitec Esteso wręcz krzyczy, że tutaj „biedy nie ma”. Dodatkowe zmiany w stylistyce nadwozia to także przedni i tylny zderzak wykonany z włókna węglowego, a także maska zrobiono z tego egzotycznego materiału. Na życzenie te elementy mogą być pomalowane. Urusa wyróżnia także gigantyczny tylny dyfuzor i parę tylnych spojlerów – jeden na pokrywie bagażnika, drugi na dachu. Lamborghini Urus ma to do siebie, że tutaj nigdy nie przesadzimy z modyfikacją i każda fanaberia dziwnie pasuje do tego auta.
Aby dopełnić efektu, włoski SUV został obniżony o 25 mm (za pomocą sprężyn w wersji Performante lub zawieszenia pneumatycznego w odmianie S), a w nadkolach pojawiły się felgi od Vossena o „skromnej” średnicy 23 cali. Na te walce naciągnięto opony Pirelli P Zero o rozmiarach 285/35 R 23 (przód) i 325/30 R 23 (tył). Kosz jednej gumy to ok. 3000 zł.
Lamborghini Urus od Noviteca jeździ tak samo wściekle jak wygląda
Wraz z modyfikacją nadwozia przyszła też poprawa osiągów. Dzięki nowej jednostce sterującej od firmy Novitec (poprawa doładowania, zapłonu i wtrysku) oraz nowemu układowi wydechowemu, 4,0-litrowy silnik V8 w Esteso jest teraz o 116 KM mocniejszy niż standardowo i „wypluwa” aż 782 KM. Moment obrotowy również wzrósł do spektakularnych 761 Nm.
Nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, jak taki kolos jak Urus przyspiesza od 0 do 100 km/h w 3,1 sekundy i osiąga 311 km/h, ale z pewnością musi to być niezły spektakl. Novitec chwali się, że Esteso to jeden z najszybszych SUVów na rynku. Trudno nie przyznać im racji.
Ile kosztuje modyfikacja od Noviteca? Ktoś, kto interesuje się modyfikacją takiego auta jak Urus, o cenę nie pyta. Z pewnością kosztuje fortunę…
Każde kolejne normy emisji spalin narzucały producentom stosowanie coraz to bardziej skomplikowanych podzespołów ograniczających emisję CO2. To powodowało, że wzrosła awaryjność nowych modeli, a także koszty ich naprawy. Jednak to, co szykuje nam nowa norma Euro 7 to będzie dopiero rewolucja.
Norma Euro 7 – co nowego?
Zgodnie z ustaleniami UE każdy nowy samochód otrzyma „ekologiczny paszport pojazdu” z informacjami o jego efektywności energetycznej – podobny do tych, które możemy znaleźć na sprzęcie AGD. Kierowcy mają też mieć dostęp do aktualnych informacji dotyczących np. stanu akumulatora trakcyjnego, a samochody muszą być tak skonstruowane, aby uniemożliwić usunięcie ekologicznych podzespołów (np wycięcie katalizatora, czy DPF).
Ekologiczny paszport samochodu ma zawierać informacje o efektywności środowiskowej w momencie rejestracji pojazdu. Znajdziemy tam informacje o emisji CO2, emisji zanieczyszczeń, zużyciu paliwa i energii elektrycznej, a także zasięg przy napędzie elektrycznym.
Pomimo że norma Euro 7 jest bardziej restrykcyjna, udało się wypracować pewien kompromis. Auta osobowe i dostawcze testowane będą w taki sam sposób, jak obecnie w przypadku Euro 6. Utrzymano też obecne normy emisji spalin, o co postulowała niemal cała branża motoryzacyjna. Chodziło o to, aby producenci nie musieli inwestować gigantycznych środków w – nieperspektywiczne już – silniki spalinowe i w większym stopniu skupić się na pojazdach elektrycznych. Nie oznacza to jednak, że restrykcje nie będą ostrzejsze.
Norma Euro 7 to nie tylko spaliny, do kontroli opony i klocki hamulcowe
Na wniosek Parlamentu Europejskiego liczba cząstek spalin będzie teraz mierzona na poziomie PN10 zamiast obecnych PN23. Chodzi o zatrzymanie emisji drobniejszych cząsteczek, które są bardziej szkodliwe dla zdrowia, bo łatwiej przedostają się do organizmu. Po raz pierwszy w jednym akcie prawnym zawarto rozwiązania dotyczące samochodów zarówno osobowych, jak i dostawczych oraz ciężarowych.
Pierwszy raz w historii norma Euro 7 określa emisje cząstek stałych dla klocków hamulcowych oraz ścierania się opon. Wynoszą one:
dla samochodów osobowych i dostawczych – 3 mg/km dla pojazdów wyłącznie elektrycznych;
7 mg/km dla większości pojazdów z silnikiem spalinowym (ICE), hybrydowych pojazdów elektrycznych i pojazdów zasilanych ogniwami paliwowymi,
11 mg/km dla dużych samochodów dostawczych ICE .
Euro 7 nie ominie też elektryków i hybryd
Nowe przepisy obejmują samochody elektryczne i hybrydy. Określają minimalną żywotność baterii trakcyjnych pojazdów. W przypadku samochodów osobowych UE wymaga, by od początku cyklu życia do 5 lat lub przebiegu 100 tys. km akumulator miał co najmniej 80 proc. deklarowanej przez producenta pojemności. Po ośmiu latach i 160 tys. km ma to być co najmniej 72 proc. deklarowanej pojemności. Dla aut dostawczych ma to być odpowiednio: 75 proc. (5 lat lub 100 tys. km) i 67 proc. (8 lat lub 160 tys. km).
Kiedy wchodzi norma Euro 7?
Porozumienie w sprawie nowych regulacji musi teraz zostać zatwierdzone i formalnie przyjęte przez Radę i Parlament Europejski. Rozporządzenie będzie obowiązywać po 30 miesiącach od wejścia w życie w przypadku samochodów osobowych i dostawczych oraz po 48 miesiącach w przypadku autobusów i ciężarówek.
Termin „ekoinnowacje” odnosi się do szczególnej kategorii innowacyjnych rozwiązań, których efektem jest redukcja negatywnego wpływu procesów na środowisko lub umożliwienie bardziej rozsądnego, odpowiedzialnego eksploatowania zasobów naturalnych. Co ważne, mogą one obejmować różne obszary i wspierać różne procesy. Zawsze jednak muszą mieć korzystny wpływ na naturę i działać w zgodzie z ideą zrównoważonego rozwoju.
Zrównoważony rozwój to z kolei pojęcie odnoszące się do rozwoju społeczno-ekonomicznego przy jednoczesnym braniu pod uwagę możliwości dla przyszłych pokoleń. Z uwagi na fakt, że zmiany klimatyczne są obecnie jednym z największych zagrożeń, idea zrównoważonego rozwoju skupia się w głównej mierze właśnie na ekologii.
Działania w tym zakresie mogą obejmować m.in. zwiększenie wykorzystania surowców wtórnych czy wdrożenie technologii niskoemisyjnych, a także poprawę efektywności już funkcjonujących procesów.
Czym są systemy TMS i jakie ekoinnowacje wdrażają?
Systemami TMS (ang. „Transport Management System” – system zarządzania transportem) nazywamy platformy, które pomagają firmom planować, realizować, a przede wszystkim optymalizować procesy związane z przepływem towarów. Oprogramowanie tego rodzaju jest szeroko wykorzystywane przez firmy z branży logistycznej, dla których optymalizacja realizowanych zleceń bezpośrednio wiąże się ze wzrostem potencjalnych zysków.
Funkcjonalność systemów TMS może obejmować wiele różnych obszarów. Zależnie od wybranego rozwiązania można liczyć np. na podgląd operacji transportowych w czasie rzeczywistym, gromadzenie dokumentacji związanych z dostawami ładunków czy wsparcie w realizacji płatności. Do tego dochodzi także np. możliwość wyszukiwania miejsc parkingowych, co ułatwia planowanie postojów. Dzięki temu można ograniczyć liczbę zbędnie pokonywanych kilometrów, usprawniając tym samym cały proces transportu. Podobne korzyści zapewnia m.in. wyszukiwanie myjni na trasie.
Który z systemów TMS niesie za sobą funkcje, które mogą przekładać się na zrównoważony rozwój?
Na rynku dostępnych jest wiele propozycji systemów TMS. W większości z nich można znaleźć funkcje, które mogą przyczynić się do zrównoważonego rozwoju. Przykładem takiego rozwiązania jest platforma SNAP, która pozwala na optymalizację procesów transportowych, a co za tym idzie – zmniejszenie emisji zanieczyszczeń i zużycia energii. Wśród funkcjonalności o korzystnym wpływie na środowisko można wymienić np. moduł SNAP Parking, który umożliwia wyszukiwanie miejsc postojowych i wykonywanie płatności za pośrednictwem platformy. Dzięki temu można skrócić czas spędzony na drodze i zmniejszyć liczbę pokonywanych kilometrów w poszukiwaniu odpowiedniego parkingu, co oznacza spadek emisji spalin i bardziej ekologiczny transport.
Rosyjski rynek motoryzacyjny jest w poważnych tarapatach
Sytuacja rosyjskiego przemysłu motoryzacyjnego jest bardzo trudna, albo nawet i gorsza. Po agresji na Ukrainę, zachodni producenci wycofali się z tamtejszego rynku, a miejscowe firmy podjęły nieudolne próby tworzenia własnych projektów. Poza produkcją przestarzałych Ład, zajmowali się między innymi wskrzeszaniem Dacii Logan MCV i przerabianiem jej na auto elektryczne.
Problemy mieli Rosjanie nawet z takimi rzeczami jak ABS czy poduszki powietrzne. Odcięci od zachodnich dostawców, zmuszeni byli stworzyć własne odpowiedniki różnorakiej elektroniki.
Osobnym problemem jest duża ekspansja chińskich marek. Państwo Środka z dużą werwą korzysta z możliwości, jakie daje wielki rosyjski rynek, pozbawiony zachodnich koncernów. Rosjanie podejmują więc próby, aby rozwijać także własną myśl technologiczną.
Avtotor Amber to nowy rosyjski samochód elektryczny
Jak im idzie? Przykład widzieliście już na otwierającym zdjęciu. Avtotor Amber to najnowszy projekt prosto z Rosji, który wejdzie do produkcji w 2025 roku. Optymiści powiedzą, że w takim razie jest jeszcze czas na poprawki. Obawiamy się jednak, że tu nie ma czego poprawiać.
Rosyjski Avtotor zaprezentował swój pierwszy samochód elektryczny, Amber. Obiecują uruchomienie masowej produkcji do 2025 roku, twórcy zapewniają, że wszystkie elementy tego produktu zostały wyprodukowane w Rosji . pic.twitter.com/qn1tqUxSTn
Cały pojazd wygląda jakby powstał na ramie w formie podwozia z baterią i silnikiem elektrycznym, a następnie chciano na niej zbudować „coś”. Uwagę zwracają metalowe, bardzo niskie progi i wyraźne oddzielenie dolnej części pojazdu od górnej.
Bez wątpienia na „bazę” nałożono nadwozie, wyglądające jak odlane z plastiku. Uwagę zwracają drzwi umieszczone na „półpiętrze”, niewielkie okna i zabudowana tylna część bagażowa. Jedyną częścią spójną wydaje się przód, ale jest tak wielki i wysoki, że wystarczyłby na dwa samochody. Do tego wyłupiaste reflektory, małe kółka i dziwna dziura w prawym błotniku.
Nie wiemy, co napędza ten cud myśli rosyjskiej, ale konstruktorzy zapewniają, że jest to technologia opracowana przez miejscowych inżynierów. Strach więc pomyśleć, jak to może jeździć.
O jakich znakach mówimy? Oba mają takie samo niebieskie tło i identyczną strzałkę, skierowaną do góry. Kluczem do ich rozróżnienia jest kształt samego znaku.
Znak C-5 to „nakaz jazdy prosto”. Jest okrągły i częściej spotyka się warianty, nakazujące jazdę na przykład po lewej lub prawej stronie wysepki. Dla większości kierujących są one zrozumiałe, ale nakaz jazdy prosto, bywa mylony ze znakiem D-3.
Niestosowanie się do znaku C-5 wycenione jest na 250 zł mandatu. Pamiętajmy, że takie wykroczenie, może pociągnąć za sobą kolejne, jak jazda pod prąd lub drogą wyłączoną z ruchu. To automatycznie powoduje doliczanie kolejnych mandatów do naszego konta.
Dla odmiany znak D-3 jest kwadratowy i jest to znak informacyjny. Oznacza on „ruch jednokierunkowy”. Widząc go, możemy wjechać na daną ulicę, a jeśli jest wielopasmowa, możemy korzystać ze wszystkich pasów. Nie można jednak zapominać o obowiązku jazdy przy prawej krawędzi drogi, jeśli mamy taką możliwość.
Ze znakiem D-3 możemy dostać kilka mandatów, zależnie od tego, jak bardzo złamiemy zasadę ruchu jednokierunkowego:
200 zł za zawracanie na drodze jednokierunkowej
500 zł za jazdę pod prąd
przynajmniej 1500 zł jeśli jadąc pod prąd stworzyliśmy zagrożenie w ruchu drogowym
Kto porusza się w terenie mocno zaśnieżonym i górskim, ten doskonale wie czym są łańcuchy śniegowe i z czym wiąże się ich zakładanie/zdejmowanie. Wymaga to sporo czasu i energii, często też zszarganych nerwów. Innowacyjne rozwiązanie, proponowane przez Kię i Hyundai’a może całkowicie odmienić i ułatwić ten proces.
„Łańcuchy” śniegowe aktywowane przyciskiem
Rozwiązanie – Shape Memory Alloy – to zintegrowane z oponą pręty dostosowane do profilu opony. Umieszczone są wewnątrz koła i opony, a aktywuje się je przyciskiem. Technologia opon zintegrowanych z łańcuchami śniegowymi wykorzystuje pręty dostosowane do profilu opony, umieszczone wewnątrz niej. Pręty te są elektrycznie wysuwane ponad bieżnik opony i pełnią rolę łańcucha śniegowego.
Innowacyjny pomysł polega na zastosowaniu rowków ukrytych w bieżniku opony, a w tychże rowkach znajdują się pręty wykonane ze stopu aluminium. Pręty te są elastyczne i potrafią zachować odpowiedni kształt, więc powinny się nadawać do wielokrotnego użytku. Kiedy zostaną aktywowane (automatycznie za pomocą przycisku), wysuną się delikatnie ponad powierzchnię bieżnika, co z kolei poprawi przyczepność.
Jeśli na skutek jazdy bieżnik opony zużyje się do wysokości pręta, kierowca łatwo to zauważy i będzie to znak, że opony trzeba wymienić. I tutaj pojawia się problem – ile to będzie kosztować?
Kiedy innowacyjne „łańcuchy” śniegowe wejdą do sprzedaży?
Z początku pomysł wydaje się świetny, łańcuch będzie można „założyć” nie wysiadając z ciepłego samochodu, co jest luksusem, natomiast sama konstrukcja koła jest dość skomplikowana, co można znacznie podnieść koszt takiego koła (bo elementem konstrukcji jest także felga).
Technologia Shape Memory Alloy obecnie oczekuje na opatentowanie zarówno w Korei Południowej, jak i w USA. Hyundai Motor i Kia rozważają możliwość masowej produkcji nowatorskich opon zintegrowanych z „łańcuchami” śniegowymi, lecz najpierw konieczne są długie testy trwałości i wydajności.