Na samym początku pojawia się pierwsze zaskoczenie – Kodeks drogowy nie przewiduje czegoś takiego, jak nieustąpienie pierwszeństwa innemu uczestnikowi ruchu. Znajdziemy tam za to definicję tego, czym jest ustąpienie pierwszeństwa:
Powstrzymanie się od ruchu, jeżeli ruch mógłby zmusić kierującego do zmiany kierunku lub pasa ruchu albo istotnej zmiany prędkości, pieszego – do zatrzymania się, zwolnienia lub przyspieszenia kroku, a osobę poruszającą się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch – do zatrzymania się, zmiany kierunku albo istotnej zmiany prędkości.
Logika jest tu więc odwrócona w stosunku do tego, co mówi się potocznie. Przepisy określają nie to, czego nie wolno robić, ale jaki mamy obowiązek.
Co różni nieustąpienie pierwszeństwa od wymuszenia pierwszeństwa?
Gdyby wziąć na logikę oba te pojęcia, można byłoby powiedzieć, że nieustąpienie jest czymś łagodniejszym. Na przykład ktoś powinien ruszyć, bo ma pierwszeństwo, ale nie może bo mu go nie ustąpiliśmy. Z kolei wymuszenie oznaczałoby sytuację, w której ktoś musi hamować lub uciekać na bok, żeby nie doszło do zderzenia.
Przepisy nie definiują jednak ani nieustąpienia pierwszeństwa ani wymuszenia. To synonimiczne określenia tej samej sytuacji, w której inny uczestnik ma prawo jechać lub iść jako pierwszy, ale naszym zachowaniem mu to uniemożliwimy lub utrudnimy.
W jakich sytuacjach najczęściej dochodzi do wymuszenia pierwszeństwa?
Najczęściej do nieustąpienia pierwszeństwa dochodzi:
podczas zmiany pasa ruchu
na skrzyżowaniach równorzędnych
na rondach
na przejściach dla pieszych
Uogólniając można powiedzieć, że sytuacje te wynikają z nieznajomości przepisów oraz nieuwagi. Podczas zmiany pasa ruchu, kierowcy nie biorą pod uwagę martwego pola lusterek i wjeżdżają w lub tuż przed pojazd jadący obok. Z kolei brak znaków na skrzyżowaniach równorzędnych dezorientuje niektórych kierujących, którzy nie wiedzą o zasadzie prawej ręki i nie potrafią określić pierwszeństwa, lub wjeżdżają na skrzyżowanie bez zastanowienia.
Na rondach natomiast znaki są, ale nieporozumienia pojawiają się na rondach mających przynajmniej dwa pasy. Kierowcy korzystający z wewnętrznego, opuszczają rondo, nie biorąc pod uwagę uczestników ruchu na pasie zewnętrznym, którzy mają przed nimi pierwszeństwo.
Nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu to najgroźniejsze z opisywanych wykroczeń. Kierowcy wymuszają na pieszych pierwszeństwo czasami przez nieuwagę i niedostateczną obserwację drogi, ale również z powodu słabej widoczności, szczególnie po zmroku. Określenia, kiedy dochodzi do takiego wykroczenia nie ułatwiają nowe przepisy, zgodnie z którymi pierwszeństwo ma pieszy „wchodzący na przejście”, co jest pojęciem niejednoznacznym i pozostawiającym pole do interpretacji. Zwykle w sposób niekorzystny dla kierowcy.
Ile wynosi mandat za nieustąpienie pierwszeństwa?
Wysokość mandatu za wymuszenie pierwszeństwa na innym uczestniku ruchu zależy od tego, na kim i w jakich okolicznościach do wymuszenia doszło:
niezastosowanie się do znaku „pierwszeństwo dla nadjeżdżających z naprzeciwka” – 100 zł i 4 pkt.
nieustąpienie pierwszeństwa podczas włączania się do ruchu – 250 zł i 5 pkt.
nieustąpienie pierwszeństwa na drodze – 300 zł i 5 pkt.
nieustąpienie pierwszeństwa na skrzyżowaniu – 350 zł i 6 pkt.
Okres zimowy to nie tylko trudniejsze warunki drogowe, ale także znacznie więcej okazji, żeby dostać mandat. Karalna jest między innymi jazda nieodśnieżonym pojazdem albo odśnieżanie go, ale z włączonym silnikiem. A czy sama brudna szyba może stanowić podstawę do wystawienia mandatu?
Prawidłowa odpowiedź na to pytanie brzmi „i tak i nie”. Przepisy nie mówią wprost niczego o czystości szyby w samochodzie, a taryfikator mandatów też nie przewiduje takiej pozycji. Istnieje jednak art. 66, ust. 1 Prawa o ruchu drogowym, gdzie czytamy:
Pojazd uczestniczący w ruchu ma być tak zbudowany, wyposażony i utrzymany, aby korzystanie z niego zapewniało dostateczne pole widzenia kierowcy oraz łatwe, wygodne i pewne posługiwanie się urządzeniami do kierowania, hamowania, sygnalizacji i oświetlenia drogi przy równoczesnym jej obserwowaniu.
Policjant nie będzie przyglądał się kwestiom estetycznym i za zabrudzoną szybę nikomu mandatu nie wypisze. Chodzi o sytuacje typowe dla obecnej pory roku, kiedy często ulice są mokre, a woda wraz brudem pryska spod kół na szyby samochodów. Brak płynu do spryskiwaczy oraz zużyte wycieraczki szybko może doprowadzić do sytuacji, kiedy nasza widoczność będzie niewystarczająca. W takim przypadku, mandat jest jak najbardziej możliwy.
Wysokość mandatu za jazdę z brudnymi szybami, zależy w dużej mierze od oceny policjanta. Taryfikator nie przewiduje pozycji „brudna szyba”, ale za wykroczenia, które nie są ujęte szczegółowo, można wystawić nawet 3000 zł kary. Jeśli nasz samochód nie budzi żadnych innych zastrzeżeń, będzie to realnie najwyżej kilkaset złotych.
Pamiętajmy jednak, że do dbania o czystość szyby powinny zachęcać nas nie mandaty, ale troska o własne bezpieczeństwo.
Przetarg na zaprojektowanie i budowę odcinka S16 Knyszyn – Krynice została ogołoszona w połowie września ubiegłego roku. Zainteresowanych realizację tego projektu było osiem ofert, wycenionych od 314,7 mln zł do 379,65 mln zł. Ponieważ wszystkie oferty zawierały taki sam zakres prac oraz przedłużenie gwarancji na ekrany akustyczne wraz z ich posadowieniem, instalacje zasilające, konstrukcje wsporcze oraz na obiekty mostowe wraz ich z wyposażeniem, wybrano ofertę najtańszą.
Zwycięska firma ma zrealizować inwestycję w systemie Projektuj i buduj w okresie 39 miesięcy (z wyłączeniem okresów zimowych podczas budowy).
Plany rozbudowy drogi ekspresowej S16 sięgają 2016 roku
Droga ekspresowa S16 pomiędzy Ełkiem a Knyszynem została wpisana Rozporządzeniem Rady Ministrów z 19 maja 2016 r. do sieci dróg ekspresowych w Polsce. Obecnie trwają nad nią prace planistyczne związane z wyborem najkorzystniejszego wariantu.
Te prace dla odcinka Knyszyn – Krynice zakończyły się wcześniej, za sprawą wykorzystania decyzji środowiskowej wydanej w grudniu 2015 roku na wówczas jeszcze przygotowywany fragment S19 Korycin – Knyszyn – Dobrzyniewo – Choroszcz (obecnie węzeł Białystok Zachód).
Termin budowy pierwszego odcinka drogi S16 w województwie podlaskim
Zakończony przetarg dotyczy zaprojektowania i budowy 8,44 km odcinka od węzła Knyszyn do okolic Krynic. Tam S16 będzie się łączyć z projektowaną drogą ekspresową S19 (planowany węzeł Dobrzyniewo). Dalej wspólnym przebiegiem S16 i S19 poprowadzona jest do węzła Białystok Zachód (d. Choroszcz), gdzie połączy się z istniejącą drogą ekspresową S8.
Podpisanie umowy planowane jest w pierwszej połowie tego roku. To pozwoliłoby uzyskać decyzje o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej w 2025 roku i wybudowanie tego odcinka S16 w latach 2025-2028.
Jak będzie wyglądał nowy odcinek drogi ekspresowej S16
Odcinek Knyszyn – Krynice będzie miał dwie jezdnie po dwa pasy ruchu o szerokości 3,5 metra wraz z pasem awaryjnym. Obie jezdnie będą oddzielone pasem rozdziału o szerokości, co najmniej 5 metrów. Zaplanowano dziewięć obiektów inżynierskich, w tym trzy wiadukty, cztery przejścia dla zwierząt oraz dwa przepusty. Rodzaj nawierzchni, z asfaltu czy z cementu, wybierze wykonawca. Droga zostanie wykonana uwzględniając kategorię ruchu KR6 i nośność nawierzchni do 11,5 t/oś.
JCW w nomenklaturze Mini oznacza John Cooper Works, a to z kolei oznacza najmocniejsze i najbardziej rasowe odmiany. Mini Countryman S ALL4 JCW debiutuje w kultowym dla tej marki kolorze Chilli Red i błyszczącym, kontrastującym czarnym dachem. Wersję JCW z łatwością można odróżnić od reszty patrząc na monstrualne boczne wloty powietrza w zderzaku, poszerzone nadkola, duże felgi oraz tylny zderzak z dyfuzorem. Szkoda, że Mini zrezygnowało z prawdziwych końcówek układu wydechowego na rzecz szpetnych atrap.
Mini Countryman S ALL4 wydoroślał
Auto stało się duże, urosło aż o 13 cm na długość i o 6 cm na wysokość, natomiast rozstaw osi wynosi teraz 2692 mm. Countryman bazuje na BMW X1, które również znacznie urosło w stosunku do poprzednika i teraz wymiarami przypomina większe X3. Możemy więc mówić tutaj o pełnowymiarowym, rodzinnym aucie.
Countryman S ALL4 zapewnia wygodną przestrzeń dla maksymalnie pięciu pasażerów na wszystkich siedzeniach. Oparcia trzech tylnych siedzeń można indywidualnie regulować w sześciu położeniach. Tylna kanapa przesuwa się o 13 cm i pozwala uzyskać dodatkową przestrzeń na nogi lub jeszcze większą przestrzeń bagażową. Szklany dach panoramiczny zapewnia jasną atmosferę we wnętrzu pojazdu. Fotele linii stylistycznej JCW obite wysokiej jakości sztuczną skórą z czerwonym, kontrastującym stebnowaniem zapewniają mocne trzymanie, oferując jednocześnie odpowiedni poziom komfortu. Czarno-czerwona kolorystyka wykończenia pojazdu występuje również na dzianinowych powierzchniach tapicerki drzwi i deski rozdzielczej.
Bagaż można wygodnie umieścić w 450-litrowym bagażniku. Oparcie tylnej kanapy dzielone w stosunku 40:20:40 pozwala w razie potrzeby zwiększyć pojemność bagażnika do 1450 litrów. Dzięki temu przy całkowicie złożonej kanapie tylnej można bez problemu przewozić duże przedmioty.
Mini Countryman JCW oznacza bardzo dobre osiągi
Countryman JCW jest propozycją dla kogoś, kto lubi mocniej wciskać pedał gazu, ale pamiętajmy, że to nie jest typowy John Cooper Works, a jedynie wersja stylistyczna. Nie oznacza to wcale, że auto jest słabe. Silnik TwinPower Turbo (produkcji BMW) o pojemności 2,0 l wykazuje się mocą 218 KM i maksymalnym momentem obrotowym wynoszącym 360 Nm. Ponadto 48-woltowy silnik układu „mild hybrid” tymczasowo zwiększa osiągi MINI Countryman S ALL4 JCW o 14 kW.
W Countryman S ALL4 po raz pierwszy zastosowano rozszerzonego asystenta jazdy na drogach wielopasmowych o opcję częściowo zautomatyzowanej jazdy na poziomie 2. Przy prędkości do 60 km/h kierowca może zdjąć ręce z kierownicy, pod warunkiem, że będzie nadal uważnie śledzić ruch drogowy i będzie gotowy w każdej chwili przejąć prowadzenie.
Ceny słabszego Mini Countryman JCW startują od 183 900 zł. Wersja S będzie z pewnością droższa, a jej cena będzie oscylować w granicach 200 tys. zł.
Amerykanie zdecydowali się wyprodukować specjalną edycję na rok modelowy 2024, aby pożegnać kultowego pickupa. RAM 1500 TRX 6.2L V8 Final edition jest napędzany doładowanym 6,2-litrowym silnikiem HEMI V8 o astronomicznej mocy 702 KM i momencie obrotowym 650 Nm. Co ciekawe, pomimo tak gigantycznych pokładów mocy, RAM rozpędza się tylko do 160 km/h.
Tylko 4000 egzemplarzy przeznaczonych dla prawdziwych entuzjastów, jak na samochód o mocy 702 KM i momencie obrotowym 650 Nm. momentu obrotowego dzięki 6,2-litrowemu doładowanemu silnikowi HEMI V-8, rozwijającemu prędkość maksymalną 160 km/h.
RAM 1500 TRX 6.2L V8 Final edition – powstanie zaledwie garstka
Pożegnalną edycją RAMa można kupić w ośmiu kolorach nadwozia, w tym trzech nowych i unikalnych – Delmonico Red, Night Edge Blue i Harvest Sunrise. Oczywiście, na aucie pojawią się odpowiednie plakietki informujące o pojemności silnika i o wyjątkowości wydania Final Edition.
Także w kabinie znajdziemy akcenty świadczące o tym, że to specjalne wydanie RAMa. Final Edition charakteryzuje się obecnością szwów Patina na desce rozdzielczej, siedzeniach i haftowanym logo „TRX” na oparciach siedzeń oraz dedykowanym ekranie powitalnym zestawu wskaźników. Dostępna jest również zawartość najwyższej klasy zaprojektowana specjalnie dla tego modelu: plakietka na konsoli środkowej wyświetlająca numer wersji, plakietka TRX po stronie pasażera na desce rozdzielczej z wykończeniem Satin Titanium oraz wstawki na drzwiach z zamszu Triaxle.
Ponadto, RAM 1500 TRX 6.2L V8 Final edition będzie dobrze wyposażony. Otrzymujemy tutaj dodatkowo:
19-głośnikowy system dźwiękowy klasy premium Harman Kardon,
wyświetlacz Head-Up,
cyfrowe lusterko wsteczne oraz
elektrycznie sterowane w 8 kierunkach fotele kierowcy i pasażera,
adaptacyjny tempomat,
asystenta utrzymania pasa ruchu,
funkcję awaryjnego hamowania pieszego w martwym punkcie i wykrywaniu skrzyżowań oraz asystenta parkowania z przodu i z tyłu ParkSense z funkcją zatrzymania.
RAM 1500 TRX 6.2L V8 Final edition będzie dostępny u dealerów w USA od pierwszego kwartału 2024 roku. Niewykluczone, że także prywatni polscy importerzy zdecydują się na sprowadzenie tego auta.
BMW Z4 to obecnie jeden z niewielu roadsterów na naszym rynku. Doczekaliśmy się już trzech generacji Z-czwórki, a jakiś czas temu auto przeszło delikatny lifting. Prawdopodobnie niedługo pojawi się nowa odmiana, dlatego producent z Monachium raczy nas specjalną edycją tego modelu.
BMW Z4 to czysty impuls
BMW Z4 Pure Impulse jeszcze mocniej niż kiedykolwiek podkreśla charakterystykę dwuosobowego samochodu z otwartym dachem. Pod maską znajdziemy to, co w BMW najlepsze, czyli benzynową 6-cylindrową jednostkę o mocy 340 KM w wersji M340i. Co ważniejsze, napęd jest przenoszony na koła za pośrednictwem 6-stopniowej skrzyni manualnej. I to połączenie jest właśnie kwintesencją BMW.
Manualna 6-biegowa skrzynia została opracowana specjalnie do wersji M40i. Jest to dostosowana do osiągów sześciocylindrowego silnika rzędowego modułowa konstrukcja BMW ze specjalnymi komponentami M, takimi jak zestaw kół zębatych i wałki.
Edycja Pure Impulse obejmuje również na nowo skonfigurowany układ jezdny z obręczami kół M ze stopów lekkich w różnych rozmiarach na osiach – 19 cali na osi przedniej i 20 cali na osi tylnej.
Kompaktowe nadwozie, niski środek ciężkości i niemal idealnie zrównoważony rozkład masy na osie w proporcjach 50:50 powoduje, że Z4 z 6-biegową skrzynią manualną przyspiesza od 0 do 100 km/h wynoszące 4,6 s (automat robi to o 0,1 s szybciej).
Pure Impulse oznacza również nowe lakiery, w tym piękny głęboki zielony San Remo. Niemiecki roadster, w pięknym kolorze i w wyjątkowej wersji może być dobrą lokatą kapitału. Wystarczy spojrzeć na ceny poprzednich Z3 czy pierwszej generacji Z4, żeby stwierdzić, że wartość tego modelu może wkrótce rosnąć.
Nie wiadomo, kiedy i za za ile BMW Z4 Pure Impulse pojawi się na rynku europejskim. Ceny Z4 M40i w Polsce zaczynają się od 335 500 zł, możemy w ciemno założyć, że limitowana edycja będzie droższa.
Przejazd autostradą A4 z Katowic do Krakowa już teraz jest uważany za horrendalnie drogi, a niedługo czekają nas kolejne podwyżki. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez koncesjonariusza czyli spółkę Stalexport Autostrada Małopolska, stawki będą następujące:
pojazdy kategorii 1 (osobowe, inne niż motocykle) – 16 zł (podwyżka o 1 zł)
pojazdy kategorii 2, 3, 4 oraz 5 – 49 zł (podwyżka o 3 zł)
Jednocześnie przypominamy, że 16 stycznia 2024 roku zniknęły preferencyjne stawki dla kierujących, którzy nie płacili na bramkach, a korzystając z płatności elektronicznej. Utrzymane zostaną natomiast bonifikaty dla motocykli (50 proc.) oraz dla pojazdów kategorii 2 oraz 3 (ponad 40 proc.). Nie wyjaśniono jednak mechanizmu tej bonifikaty.
Kolejne podwyżki opłat za przejazd autostradą A4 to niestety nic nowego, ale tym razem koncesjonariusz znalazł ciekawą wymówkę. Jak wyjaśnił rzecznik Stalexport Autostrada Małopolska:
Zgodnie z umową koncesyjną zarządca odcinka A4 Katowice-Kraków ma obowiązek przekazać autostradę stronie publicznej w 2027 r. w doskonałym stanie technicznym. Wiąże się z tym konieczność intensyfikacji szeregu prac utrzymaniowych, budowlanych i remontowych w ostatnich trzech latach obowiązywania umowy.
Rzecznik dodał również, że:
Prace będą związane między innymi z wymianą nawierzchni na całej długości koncesyjnego odcinka A4 czy remontami mostów i wiaduktów. Nie bez znaczenia dla realizacji tych inwestycji jest fakt, że koszty usług budowlanych na przestrzeni ostatnich dwóch lat wzrosły o 26 proc., a ceny asfaltu niemal o 50 proc.
Czyli koncesjonariusz jest przejęty stanem autostrady A4 i nie chce oddawać jej państwu w stanie pozostawiającym coś do życzenia. Dzięki pieniądzom kierowców odcinek Katowice-Kraków, który niemal stale jest w remoncie, będzie mógł zostać wyremontowany.
Kiedy wejdzie w życie podwyżka opłat na autostradzie A4?
Nowe opłaty na autostradzie A4 Katowice-Kraków zaczną obowiązywać 1 kwietnia 2024 roku.
Fani marki odliczają dni do premiery Skody Octavii po modyfikacjach, która ma nastąpić 14 lutego 2024 roku. Czy możemy się spodziewać przełomu? Co już wiemy o modelu Skoda Octavia 2024? Narazie producent wiele nie zdradza, choć zamieścił poniższy film.
Wiemy na pewno, że jest to jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Polscy kierowcy interesują się tym modelem nie tylko do wykorzystania firmowego, ale także prywatnie. Według IBRM Samar w zeszłym roku kupiono w Polsce blisko 16 tys. egzemplarzy Octavii – to 30% wszystkich rejestracji osobowych marki i 3,33 procenta całego rynku nowych aut w naszym kraju.
Skoda Octavia 2024 – wiemy jak wygląda!
Niedługo przed debiutem samochodu producent zaprezentował krótki zwiastun przedstawiający zewnętrzne modyfikacje modelu. Teaser przedstawia auto w nadwoziu hatchback, choć już teraz wiemy, że samochód będzie oferowany, także jako Combi.
Wideo prezentuje zaktualizowaną stylistykę nadwozia samochodu, która charakteryzuje się zmienionym frontem (pionowe wloty powietrza w dolnej części zderzaka) z inną atrapą chłodnicy. Zmieniono także wzór przednich lamp – wyglądają nieco bardziej agresywnie. Bryła jednak nie wydaje się znacząco zmieniona.
Na tylnej klapie znajduje się nowy napis Škoda, zbieżny z najświeższymi modelami marki.
Skoda Octavia 2024 będzie przeszła z pewnością również zmiany we wnętrzu. Zapewne spodziewać się można nowych materiałów wykończeniowych, innej kolorystyki detali oraz nowych udogodnień dla kierowców w zakresie bezpieczeństwa i rozrywki na pokładzie. Nie zabraknie rozwiązań, z których słynie Skoda, czyli tzw. patentów „simply clever”.
Skoda Octavia Combi 2024 – kiedy zobaczymy?
Czwarta generacja Skody Octavii Combi, została wprowadzona w listopadzie 2019 r. i był to pierwszy w historii marki seryjnie produkowany model z dostępną technologią miękkiej hybrydy e-TEC. Po raz pierwszy marka zaoferowała również hybrydę plug-in, Škodę Octavia Combi iV, która jest dostępna również w wersji sportowej RS.
Aktualna generacja bestsellera marki przekroczyła już granicę ćwierć miliona sztuk dostarczonych do klientów. Tym samym Skoda Octavia Combi trafiła w ciągu ostatniego ćwierćwiecza do ponad 2,8 miliona klientów.
Już 14 lutego dowiemy się, czy czeska marka zdecyduje się jednocześnie pokazać oba warianty nadwoziowe wyczekiwanego auta.
Skoda Octavia – historia
Škoda Octavia zadebiutowała w 1959 roku, natomiast jej bardziej praktyczna wersja, Octavia Combi, została wprowadzona na rynek 11 września 1960 r. W latach 1961-1971 z zakładu w Kvasinach wyjechało 54 100 egzemplarzy modelu.
Skoda Octavia I
Kolejny rozdział rozpoczął się w 1992 r., wkrótce po połączeniu Škody z Grupą Volkswagen. Od tego czasu model był produkowany na platformie Audi A4. Przestrzeń bagażowa modelu (od 548 do 1 512 litrów) należała do największych w swojej klasie. W 1998 r. wersja Combi stanowiła 15% sprzedaży z całej gamy modelowej. W 2001 r. odsetek ten wzrósł już do 40,5%. W ciągu 13-letniej kariery wyprodukowano 470 600 egzemplarzy.
Skoda Octavia II
Druga generacja Škody Octavia Combi została zaprezentowana publiczności w 2004 r. Przez 6 lat produkowana była równolegle z modelem pierwszej generacji, ponieważ auta doskonale uzupełniały się na rynku. Do 2013 r. na wariant Combi zdecydowało się 881 200 klientów, co stanowiło 33% globalnej sprzedaży z całej gamy modelowej.
Skoda Octavia III
Škoda Octavia Combi trzeciej generacji, wprowadzona na rynek 7 marca 2013 r., odniosła jeszcze większy sukces. Gama rozszerzyła się o wersję wyposażenia Scout, z zaawansowanym napędem 4×4, automatyczną skrzynią biegów i wieloma nowoczesnymi systemami. W latach 2012-2020 zakłady produkcyjne opuściło 1 195 500 sztuk modelu.
Skoda Octavia IV
Obecna, czwarta generacja auta została po raz pierwszy zaprezentowana w 2019 roku. Samochód przeszedł wyraźne wizualne zmiany – urósł i zyskał więcej ostrych linii. Octavia IV ma zbieżny design z prezentowanym pod koniec 2018 roku modelem Scala – ma ścięte reflektory (znów jednoczęściowe) i podłużne tylne lampy. Obecny wygląd mógł się już opatrzeć a producent musi nadążać za zmianami u rywali. Także we własnym koncernie ma mocną konkurencję. Niedawno zaprezentowano także Golfa po faceliftingu.
Nowy Ford Transit Connect PHEV jest zasilany hybrydowym silnikiem typu plug-in, który pozwala uzyskać bardzo duży zasięg w trybie elektrycznym, wynoszący 110 km. Można go ładować zarówno prądem stałym, jak i przemiennym.
Klienci mogą również korzystać z większej dopuszczalnej ładowności i rozmiarów przestrzeni ładunkowej sięgającej 3,7 m3 oraz z nowej koncepcji układu siedzeń. Maksymalna ładowność wynosi 770 kg, a dopuszczalna masa przyczepy to 1400 kg.
Nowy Ford Transit Connect PHEV posiada 1,5-litrowy silnik benzynowy EcoBoost z akumulatorem trakcyjnym i silnikiem elektrycznym. Łączna moc 150 KM i maksymalny moment obrotowy o wartości 350 Nmtrafia na koła za pośrednictwem sześciobiegowej, automatycznej skrzyni dwusprzęgłowej.
Hybrydowy Transit Connect dysponuje w trybie czysto elektrycznym zasięgiem do 110 km i może w tym trybie nadal dostarczać do 330 Nm momentu obrotowego. Tę opcję docenią Ci, którzy poruszają się głównie po mieście. W razie potrzeby można doładować akumulator za pomocą szybkiej ładowarki prądu stałego o mocy 50 kW lub naładować go między zmianami do 100% pojemności, z instalacji prądu przemiennego, korzystając z wbudowanej ładowarki o mocy 11 kW.
Auto posiada także trzy tryby jazdy, dostosowane do bieżących potrzeb:
EV Now – oznacza jazdę przy użyciu wyłącznie silnika elektrycznego
EV Auto – utrzymuje równowagę między mocą dostarczaną przez silnik elektryczny i benzynowy, aby jak najlepiej dostosować się do warunków jazdy.
EV Later – oszczędza energię elektryczną na później, co jest przydatne np. na autostradzie przed dotarciem do miasta.
Nowy Ford Transit Connect występuje w kilku rodzajach nadwozia
Ford oferuje ten model z krótkim lub długim rozstawem osi, w wersji dwumiejscowej z nadwoziem typu Van lub w pięciomiejscowej, z nadwoziem typu Kombi.
Van z krótkim rozstawem osi pozwala na przewiezienie ładunku o objętości do 3,1 m3 lub 3,7 m3 w wersji z dłuższym rozstawem osi. Model dysponuje maksymalną ładownością 820 kg, Transit Connect a dzięki dopuszczalnej masie przyczepy wynoszącej 1500 kg można holować i przewozić różnego rodzaju sprzęt, wykorzystywany w ich działalności.
Transit Connect Kombi wyróżnia się rewolucyjną koncepcją elastycznego ustawienia siedzeń, która umożliwia klientom przewożącym zarówno pasażerów, jak i ładunku oraz szybką i łatwą zmianę wygodnego, pięciomiejscowego pojazdu w praktyczny samochód dostawczy.
Tylne siedzenie można łatwo złożyć do przodu i podnieść w ciągu kilku sekund, aby zwiększyć przestrzeń ładunkową do 2,5 m3 (L1) lub 3,1 m3 (L2), co w modelach L2 zapewnia miejsce na dwie europalety. W pozycji złożonej tylne siedzenia tworzą pełną przegrodę ochronną i sprawiają, że pasażerowie siedzący z przodu mogą cieszyć się większym komfortem.
Nowy Ford Transit Connect wejdzie do produkcji wiosną 2024 roku, a pierwsze dostawy vana z silnikiem wysokoprężnym zaplanowano latem tego roku. Transit Connect PHEV dołączy do gamy przed końcem roku, a modele z napędem na wszystkie koła i Kombi uzupełnią linię na początku 2025 roku.
Założenie stojące za systemem start-stop wdaje się logiczne. Silnik nie zużywa paliwa kiedy nie pracuje, a pracuje niepotrzebnie kiedy stoimy w korku lub na światłach. Takie chwilowe gaszenie silnika nie jest mimo to dobrym pomysłem, ponieważ podzespoły aut nie są projektowane z myślą o ciągłym wyłączaniu i uruchamianiu jednostki napędowej.
Z pomocą przyszedł system start-stop. Samochody w niego wyposażone mają mocniejsze akumulatory, bardziej wydajne alternatory oraz wzmocnione rozruszniki. Wszystko dzieje się przy tym automatycznie i to omputer decyduje, kiedy pojazd gaśnie, biorąc pod uwagę między innymi stopień naładowania akumulatora. Jednostka zostaje wyłączona po zatrzymaniu, a ponowne uruchomienie następuje automatycznie, kiedy tylko wciśniemy sprzęgło lub zdejmiemy nogę z hamulca (w samochodach z automatyczną skrzynią biegów).
Czy powinno się jeździć z systemem start-stop zimą?
Skoro podzespoły samochodu są przygotowane na częste gaszenie i uruchamianie jednostki, a do tego całość znajduje się pod nadzorem komputera, który dba o prawidłowe parametry, to wydaje się, że z systemu start-stop można zawsze bezpiecznie korzystać.
Prawda jest niestety inna. Po pierwsze wzmocniony akumulator czy rozrusznik też mogą się zużyć i to znacznie szybciej, niż w samochodzie pozbawionym start-stop. Auto z tym systemem może podczas jednej podróży wymagać wielokrotnie więcej uruchomień niż takie, które gaśnie dopiero gdy sami je wyłączymy po dotarciu na miejsce.
Zimą trzeba uwzględnić jeszcze taką kwestię, że komputer zwykle bierze tylko pod uwagę stopień naładowania akumulatora, a nie na przykład to, czy silnik się już rozgrzał. Jeżdżąc zimą z systemem start-stop musimy spodziewać się, że jednostka napędowa będzie się znacznie dłużej rozgrzewać, co niekorzystnie wpływa na jej kondycję. O wiele dłużej będziemy też czekali na nagrzanie się wnętrza.
Jeśli natomiast podróżujemy na stosunkowo niedługich dystansach, może się okazać, że całą zimę przejeździmy na niedogrzanym silniku, który nigdy nie osiągnie właściwej temperatury roboczej.
Do wyłączenia systemu start-stop służy zwykle przycisk oznaczony literą „A”, którą otacza okrąg zakończony strzałką, a pod którym znajdziemy napis „OFF”. W nowszych modelach coraz częściej opcja ta jest ukryta w menu systemu multimedialnego. Dezaktywacja systemu start-stop działa tylko (poza kilkoma wyjątkami) do zgaszenia samochodu. Kiedy ponownie wsiądziemy do auta, system trzeba ponownie wyłączyć.
Możliwości wyłączenia systemu start-stop nie znajdziemy za to w hybrydach, a także zniknął on z niektórych modeli w wersjach silnikowych z miękką hybrydą. Często jednak (głównie w niemieckich markach) da się to jednak obejść, wybierając tryb jazdy Sport. Wtedy jednostka pozostaje zawsze włączona.
Nowy system RedLight w Szczecinie postrachem kierowców
Każdy kierujący, który popełnia wykroczenie, musi się liczyć z tym, że poniesie za to odpowiednie konsekwencje. Ale co mają powiedzieć kierowcy, na których zastawiono prawdziwą pułapkę i którzy nawet nie mają szans upewnić się, że jadą przepisowo i nie grozi im mandat?
Tak działa system RedLight, który niedawno uruchomiono w Szczecinie. Składa się on z 26 kamer, które stale monitorują sytuację na drodze i rejestrują wykroczenia kierowców. Skupia się konkretnie na przejeżdżaniu na czerwonym świetle, co jest zupełnie zrozumiałe, bo to poważne i bardzo niebezpieczne wykroczenie. Niestety karani są nawet kierowcy, którzy nie wiedzą, że robią coś złego, a mandatów jest tyle, że kierowcy mówią o wyłudzaniu mandatów.
Kiedy należy się mandat za zieloną strzałkę?
Mieszkańcy Szczecina mówią o podejrzanym działaniu, jakim było zdemontowanie sekundników, pokazujących jak długo jeszcze będzie zielone światło, a następnie skróceniu czasu zielonego światła. Ma to dezorientować miejscowych kierowców, którzy zaskakiwani są zbyt szybkim pojawianiem się czerwonego światła.
Takie tłumaczenie wydaje się trochę naciągane. Kierowcy nie patrzą na zmianę świateł tylko szacują jak długo paliło się zielone i według tego przejeżdżają przez skrzyżowanie? Poważniejszym problemem są zielone strzałki – problem zgłaszany już przez mieszkańców Nowego Sącza i będący powodem reakcji tamtejszego prezydenta.
Mandaty dostają nie tylko kierowcy, którzy widząc zieloną strzałkę, nie zatrzymali się najpierw przed sygnalizatorem. Karani są też ci, którzy prawidłowo minęli sygnalizator ze strzałką, ale gdy go mijali, strzałka gasła. System wtedy rejestruje to jako wjazd na czerwonym i wystawiany jest mandat na 500 zł i 15 punktów karnych. Dwie takie sytuacje i można pożegnać się z prawem jazdy.
System RedLight pojawia się w kolejnych miejscach w Polsce
Opisywany system to nowe narzędzie do karania kierowców, stosowane przez Canard, czyli instytucję zarządzającą też fotoradarami. Zestawy kamer poza Szczecinem i Nowym Sączem pojawiły się też na kilku skrzyżowaniach w Krakowie. Mandatów jest sporo, więc to tylko dodatkowy argument, żeby ustawiać kamery na kolejnych skrzyżowaniach polskich miast.
Jak działa policyjny „chwytak” przeciw uciekającym kierowcom?
Opinię bardzo skutecznej w łapaniu uciekinierów ma policja amerykańska. Tamtejsze pościgi są bardzo widowiskowe i zwykle kończą się umiejętnym uderzeniem w uciekający pojazd tak, aby ten obrócił się i wypadł z drogi.
Skuteczne ale ryzykowne. Zawsze istnieje obawa, że uciekinier nim się zatrzyma, uderzy w inny, prawidłowo poruszający się pojazd. Dlatego coraz częściej stosowany jest w USA tak zwany „chwytak”. Jest to lina na odpowiednim wysięgniku, który zbliża się do tylnego koła pojazdu. Lina wkręca się w koło i je blokuje, trwale łącząc radiowóz z uciekającym pojazdem.
Skuteczność działania „chwytaka” została ostatnio zaprezentowana podczas pościgu za dwoma 17-latkami, którzy napadli właściciela Chevroleta Camaro i ukradło jego samochód. Na początku skutecznie unikali zatrzymania przez policję, chociaż omijanie stojącego w poprzek drogi radiowozu zakończyło się uderzeniem tyłem pojazdu w ogrodzenie.
Złodzieje w żółtym coupe uciekali jednak dalej, ale w tym momencie dogonił ich radiowóz z „chwytakiem”. Dojechał on do Chevroleta, zaczepił linę i kilka sekund później Camaro stało unieruchomione, a złodzieje wystawiali przez okna ręce do góry w geście poddania się.
Historia Audi Q7 rozpoczęła się w 2003 r., kiedy na salonie motoryzacyjnym w Detroit producent z Ingolstadt przedstawił koncepcyjny samochód o nazwie Audi Pikes Peak quattro. Obecnie na rynku mamy już trzecią odmianę Q7, a przez 18 lat produkcji dużego SUVa z Ingolstadt na jego zakup zdecydowało się ponad 550 000 klientów.
To auto jest uznawane za jedno z najbardziej wszechstronnych modeli niemieckiej marki. Q7 pojedzie po asfalcie, poza nim, w mieście i na trasie – wszystko to potrafi robić tak, jak przystało na Audi, czyli na wysokim poziomie.
Audi Q7 po liftingu mierzy ponad 5 m długości i ma około 3-metrowy rozstaw osi. Dodatkowo, pomieści siedmiu pasażerów i do 2035 litrów bagażu – to prawdziwy okręt. pierwsza generacja Q7 natychmiast stała się okrętem flagowym w segmencie SUV-ów.
Audi Q7 2024 – co nowego?
Z przodu Audi Q7 od razu możemy zauważyć masywny grill, jak Audi lubi nazywać „Singleframe” o nowym kształcie. Osłona chłodnicy występuje w różnych wersjach kolorystycznych. Opcjonalnie dostępne pakiety optyczne Czerń oraz Czerń Plus obejmują zjawiskowe akcenty wokół osłony Audi Singleframe, bocznych szyb oraz na przednich i tylnych zderzakach.
Nowością są także reflektory, które teraz potrafią naprawdę dużo. Dostępne są reflektory Matrix LED oraz HD Matrix LED ze światłami laserowymi. Te ostatnie korzystają z 24 diod LED oraz diody laserowej o wysokiej mocy i są natychmiast rozpoznawalne za sprawą wbudowanego w reflektory niebieskiego światła ambientowego.
Światło lasera staje się aktywne powyżej 70 km/h i znacząco zwiększa zasięg świateł drogowych. Nowością w topowych reflektorach są cyfrowe sygnatury lamp do jazdy dziennej. Jednak zakres nowości obejmuje nie tylko rozszerzoną gamę funkcji reflektorów. Wyższa pozycja świateł do jazdy dziennej nadaje autu szerszą optykę i jeszcze większą wyrazistość. Po raz pierwszy jako wyposażenie dodatkowe Audi Q7 oferowane są w dużej mierze cyfrowe tylne lampy OLED.
We wnętrzu też pojawiło się wiele nowości, głównie multimedialnych. Pasażerowie mogą teraz skorzystać ze Spotify lub Amazon Music. Audi obiecuje, że kolejne aktualizacje systemu będą umożliwiały szerszy dostęp do innych aplikacji.
Audi Q7 2024 – pod maską coś dla tradycjonalistów
Paleta silnikowa odświeżonego Q7 niewiele się zmieniła. To akurat dobrze, bo auto jest napędzane sprawdzoną jednostką V6, zarówno w dieslu, jak i benzynie. „Ropniak” występuje w dwóch wariantach mocy 228 KM (45 TDI) oraz 282 KM (55 TDI). Motor benzynowy jest tylko jeden i oferuje 335 KM (55 TFSI). Na szczycie oferty stoi usportowione SQ7, które jako jedyne jest napędzane silnikiem V8.
Już najsłabsze Q7 bardzo dobrze radzi sobie z dużym SUVem. Auto osiąga pierwszą setkę w 7,1 s, a przy tym ma spalać średnio 7,8–8,4 l/100 km (wg. WLTP). SQ7 to jednak inna liga, jednostka 4.0 TFSI o mocy 507 KM i maksymalnym momencie obrotowym 770 Nm, połączona z ośmiobiegową przekładnią tiptronic oraz stałym napędem na wszystkie koła quattro przyspiesza od 0 do 100 km/h w zaledwie 4,1 sekundy. Prędkość maksymalna wynosi 250 km/h.
Wszystkie silniki współpracują z 8-biegową automatyczną skrzynią tiptronic, stałym napędem na cztery koła quattro oraz układem miękkiej hybrydy, który w codziennej eksploatacji może obniżyć zużycie paliwa nawet o 0,5 litra na 100 kilometrów. Jego kluczowymi podzespołami są akumulator litowo-jonowy i rozrusznik zespolony z alternatorem (BAS), dostarczający energię do głównej instalacji elektrycznej 48 V. Jeśli kierowca zdejmie nogę z pedału gazu w zakresie prędkości od 55 do 160 km/h.
Audi Q7 2024 – kiedy w salonach i za ile?
Rynkowa premiera zmodernizowanego Audi Q7 nastąpi w pierwszym kwartale 2024 roku. Jak wygląda cennik? Na razie znamy tylko ceny w euro i plasują się następująco:
Możliwość ogrzewania lusterek bocznych to dość często spotykany dodatek, szczególnie przydatny w okresie zimowym. Pozwala szybko oczyścić lusterka z lodu i szronu, ale także rozwiązuje problem zaparowania. Nie wszyscy kierowcy zdają sobie jednak sprawę z tego, że posiadają ten dodatek.
Powodem jest brak osobnego włącznika do tej funkcji. W części samochodów znajdziemy odpowiedni przycisk lub pozycję na pokrętle służącym do regulacji lusterek, co ułatwia sprawę. Lecz w wielu samochodach ogrzewanie lusterek połączone jest z ogrzewaniem tylnej szyby. Nie można tych funkcji używać osobno, a brak dodatkowych oznaczeń sprawia, że właściciele aut nie zdają sobie nawet sprawy, że mają taki dodatek.
W przeciwieństwie do ogrzewania, elektryczne składanie lusterek nie jest nigdzie ukrywane i właściwy przełącznik zawsze umieszczony jest przy przyciskach sterujących regulacją lusterek. Niektóre modele pozwalają składać lusterka tylko po naciśnięciu przycisku, ale są też auta, w których lusterka składają się same po zaryglowaniu centralnego zamka i rozkładają po otworzeniu pojazdu.
Część samochodów pozwala natomiast kierowcy wybrać, czy lusterka mają się same składać. Zależnie od modelu odpowiedni przełącznik może być po prostu połączony z przyciskiem do ich składania. Inne auta wymagają z kolei odnalezienia odpowiedniej pozycji w menu ustawień samochodu.
Jak działa automatyczne obniżanie lusterek?
Jeśli jesteśmy już w ustawieniach lusterek, warto zwrócić uwagę, czy nasze auto przewiduje opcję automatycznego obniżania lusterek. Po jej aktywowaniu lustro automatycznie obniża się tak, żeby ułatwić nam parkowanie i obserwowanie linii na drodze lub krawężnika, kiedy tylko wrzucimy wsteczny bieg.
Aby funkcja zadziałała, zwykle potrzebne jest też wybranie przełącznikiem do regulacji lusterek, które ma się obniżać. W części samochodów to jedyny sposób, żeby lusterko się obniżało, a obecności tej funkcji nie zdradza żadna z opcji menu.
Automatyczne przyciemnianie lusterek bocznych
Lusterka elektrochromatyczne są często spotykane, ale kiedy mowa o lusterkach wewnętrznych. Zewnętrzne są znacznie mniej podatne na oślepianie przez światła jadącego za nami pojazdu. Ale nadal może się ono zdarzyć, więc spotkać można (zwykle w droższych samochodach) także samościemniające się lusterka zewnętrzne.
Słyszeliście prawdopodobnie o martwym polu w lusterkach? Spoglądacie w nie przed zmianą pasa ruchu, wydaje się pusto, a tym czasem tuż obok was jedzie inny pojazd. Prowadzić to może do niebezpiecznych sytuacji.
Stąd pomysł na czujnik martwego pola, który tak naprawdę działa zawsze. Jeśli jakiś pojazd zbliża się do nas na pasie obok, na lusterku lub obok niego zapali się pomarańczowa dioda. To znak, że nawet jeśli niczego nie widzimy, to coś obok nas jedzie. Jeśli mimo tego wrzucimy kierunkowskaz i zaczniemy zmieniać pas, dioda zacznie mrugać (czasami na czerwono) i odezwie się ostrzegawczy dźwięk.
Wykrywanie martwego pola domyślnie jest włączone, ale można je dowolnie aktywować i dezaktywować. W niektórych modelach da się również regulować czułość systemu, natężenie światła diody ostrzegawczej oraz obecność sygnału dźwiękowego.
Kobiecy samochód roku to jedyny tego typu plebiscyt prowadzony wyłącznie przez dziennikarki płci pięknej. W tym roku 75 dziennikarek motoryzacyjnych z 52 krajów na pięciu kontynentach głowiło się, który samochód powinien zwyciężyć w konkursie Women’s World Car of the Year.
Praca jurorów podczas Women’s World Car of the Year 2024 odznaczała się ciągłą ewolucją rynku w kierunku bardziej wydajnych i zrównoważonych modeli. „Głosowanie nie było łatwe ze względu na niezwykły poziom kandydatów” – mówi Marta Garcia, prezeska konkursu Women’s Worldwide Car of the Year. „Żaden głos nie został oddany losowo. Wszyscy poradzili sobie z wymagającymi egzaminami na prawo jazdy, szczegółową analizą i wymagającymi badaniami konkurencji. Dlatego nagrody WWCOTY są punktem odniesienia dla milionów kupujących na całym świecie”.
W wyniku ostrych debat wyłoniono pięć samochodów, które powalczą o tytuł kobiecego samochodu roku 2024. Ogłoszonych pięciu finalistów przejdzie do ostatniej rundy Women’s World Car of the Year 2024, który jak co roku, zostanie ogłoszony o godzinie 00:00 8 marca, w Międzynarodowy Dzień Kobiet.
Oto finałowa piątka konkursu Women’s World Car of the Year 2024:
Women’s Car of the Year to jedyna na świecie grupa przyznająca nagrody samochodowe, w skład której wchodzą wyłącznie dziennikarki motoryzacyjne. Została stworzona przez nowozelandzką dziennikarkę motoryzacyjną Sandy Myhre w 2009 roku. Jest ona honorowym prezydentem, a Marta García jest prezesem wykonawczym.
Celem plebiscytu Women’s Car of the Year jest wyróżnienie najlepszych samochodów roku i oddanie głosu kobietom w świecie motoryzacji. Kryteria głosowania opierają się na tych samych zasadach, którymi kieruje się każdy kierowca przy wyborze samochodu. Jurorzy nie wybierają „samochodu kobiety”, ponieważ samochody nie są przypisane płci. Przy oddawaniu głosów brane są pod uwagę między innymi takie aspekty, jak bezpieczeństwo, jakość, cena, design, łatwość prowadzenia, korzyści i wpływ na środowisko.
Znany z kontrowersyjnych wypowiedzi Clarkson wywołał prawdziwą burzę, kiedy 16 grudnia 2022 roku opublikował felieton w dzienniku The Sun, w którym napisał pod adresem Meghan Markle:
W nocy nie jestem w stanie spać, ponieważ leżę zgrzytając zębami i marząc o dniu, w którym ona jest zmuszona do paradowania nago po ulicach każdego miasta w Wielkiej Brytanii, podczas gdy tłumy skandują „Wstyd!” i rzucają w nią grudkami ekskrementów.
Nawiązanie do sceny z „Gry o Tron” było spowodowane dużą falą krytyki pod adresem żony księcia Harry’ego, którą oskarżano wtedy o rozbijanie rodziny królewskiej. Typowy dla Clarksona styl pisania tym razem nie został potraktowany jako metafora i nawiązanie do popkultury, tylko jego słowa potraktowano bardzo dosłownie. Dziennikarz później wyjaśnił i przeprosił za swoje słowa, ale niektóre media twierdziły, że Amazon zdecyduje się zwolnić Clarksona i zakończyć kręcenie The Grand Tour oraz Farmy Clarksona.
Teraz już wiemy, że nic takiego się nie stało i Farma Clarksona nadal będzie realizowana. The Grand Tour znika jednak naprawdę i w tym roku zobaczymy jego dwa ostatnie odcinki. Pierwszy z nich ma się pojawić już w lutym.
Powód podjęcia takiej decyzji Clarkson wyjawił podczas ostatniego wywiadu dla The Times. Powiedział, że przede wszystkim „jest zbyt stary i gruby oraz brakuje mu już sił na realizowanie tak wycieńczającego programu”. Po drugie stwierdził, że ani on ani ekipa nie mają już pomysłów na nowe odcinki.
Trzeba pamiętać, że Clarkson, Hammond i May zrezygnowali z klasycznej formuły programu i nie testują już nowych samochodów ani nie rozmawiają o nowościach w studio, tylko skupili się na podróżowaniu po świecie. Robili to już 20 lat temu za czasów Top Gear, a ostatnie dwa sezony The Grand Tour skupiały się wyłącznie na tym. Słynne trio zjeździło w tym czasie właściwie cały świat.
Ładowanie elektryka to często nie lada wyzwanie. Nawet jak już uda znaleźć się punkt ładowania, to nigdy nie ma pewności, czy nie jest on zajęty lub sprawny. Sami byliśmy w sytuacji, gdy z kilkuprocentowym stanem baterii podjeżdżaliśmy pod ładowarkę i okazywało się, że albo jest zajęta albo z sześciu ładowarek działają tylko dwie.
Ten problem stara się rozwiązać Bosch, który pracuje nad automatycznym systemem parkowania. Dzięki temu pojazdy elektryczne będą mogły samodzielnie znaleźć wolne miejsce postojowe z dostępem do ładowania.
Kierowca parkuje pojazd w specjalnej „strefie przekazania” w pobliżu wjazdu do garażu i za pomocą aplikacji uruchamia usługę parkowania bez kierowcy (Automated Valet Parking). Infrastruktura prowadzi pojazd do miejsca parkingowego, gdzie robot otwiera klapkę ładowania i automatycznie wkłada przewód ładujący. Po naładowaniu, robot ma odłączyć ładowarkę, a samochód odjeżdża z powrotem na zwykłe miejsce parkingowe, zwalniając miejsce dla kolejnego pojazdu elektrycznego.
Wszystko to umożliwia ładowanie i parkowanie kilku pojazdów bez udziału człowieka. Firmy Bosch i Cariad przetestowały już technologię zautomatyzowanej jazdy w dwóch lokalizacjach. W trakcie targów CES 2024 w Las Vegas Bosch zaprezentował technologię niezbędną do wdrożenia funkcji automatycznego ładowania.
„Automatyzacja odgrywa kluczową rolę w rewolucji motoryzacyjnej i przejściu na elektromobilność. Nasze dwie usługi, system parkowania bez kierowcy i system automatycznego ładowania pojazdów elektrycznych, sprawiają, że mobilność staje się jeszcze bardziej przystępna” – powiedział Manuel Maier, wiceprezes ds. produktów do systemów parkowania bez kierowcy normy Level 4 w firmie Bosch. „Ułatwiając ładowanie pojazdów elektrycznych, łagodzimy obawy związane z zasięgiem, co jest kluczowe dla powszechnej społecznej akceptacji elektromobilności. Mając to na uwadze, Bosch i Cariad mogą sprawić, że parkowanie oraz ładowanie będą jeszcze bardziej efektywne i wygodne„.
Rolf Dubitzky, szef obszaru parkowania w firmie Cariad, także dostrzega duży potencjał w tej współpracy: „Cieszymy się, że wspólnie z firmą Bosch kształtujemy przyszłość automatycznego parkowania i ładowania. Nasza współpraca pozwala nam testować technologie na wczesnym etapie rozwoju pojazdu, dzięki czemu końcowy produkt jest niezawodny i oferuje klientom najlepsze możliwe doświadczenia”.
Indukcyjne ładowanie elektryka
Kolejnym systemem, który może znacznie ułatwić proces ładowania samochodu elektrycznego jest ładowanie bezprzewodowe, inaczej zwane indukcyjnym. Air Charging to wydajne i lekkie rozwiązanie do ładowania pojazdu, bez konieczności użycia kabla. System korzysta z niskiej częstotliwości pracy, około 3 kHz, co zapewnia bardziej wygodne (50% wagi innych systemów) ładowanie. Opiera się na uproszczonym sprzęcie, aby umożliwić dostępność dla wszystkich, jednocześnie utrzymując wysoką efektywność powyżej 90% od sieci do baterii.
Ładowanie indukcyjne ma być kompatybilne z każdym punktem ładowania, siecią każdego kraju (sieć jednofazowa lub trójfazowa) oraz z wszystkimi elektrykami (baterie 400-800V). Ten rodzaj ładowania ma być dostępny zarówno w przestrzeni publicznej (parking pod marketem), jak i prywatnej (np. w domu).
Te wszystkie systemy to na razie próby ułatwienia ładowania i choć trwają już ich zaawansowane testy, to na razie nie jest pewne, kiedy wejdą w życie. Biorąc pod uwagę rozkręcającą się popularnością na samochody elektryczne i ich rozwój, mówimy tu raczej o kilkuletniej perspektywie.
Ruch wahadłowy oznacza często długie czekanie w korku na swoją kolej przejazdu. Za każdym razem gdy zapali się zielone światło, jak najwięcej kierowców stara się przejechać, co prowadzi czasami do sytuacji, kiedy jedno lub dwa auta wjadą już na czerwonym świetle.
Ich kierowcy zwykle rozumują tak, że światła mają ustawione pewne opóźnienie, aby pojazdy zdążyły opuścić zwężony odcinek, zanim ci z naprzeciwka będą mieli zielone. Ponadto jadąc zwartym szykiem, nie pozostawiają im innej możliwości, jak zaczekać aż wszyscy przyjadą.
Kolejny spór na odcinku z ruchem wahadłowym
Sytuacja na poniższym nagraniu była inna. Widzimy jak w momencie zapalenia się zielonego światła, ze zwężonego odcinka zjeżdżają właśnie motocyklista i ciężarówka. Ich jeszcze można próbować usprawiedliwiać, ale już nie kierowców BMW oraz Golfa, którzy jechali kawałek za nimi.
Autor nagrania ruszył, ale pozwolił im zjechać, lecz gdy wjeżdżał już na zwężony odcinek, okazało się, że z naprzeciwka jedzie jeszcze Audi. Ten kierowca zdecydowanie wjechał na czerwonym świetle, a do tego nie był pod nikogo „podczepiony”. Jak mógł sądzić, że uda mu się przejechać?
Kierujący ciężarówką nie miał litości i zmusił go do wycofania, nie zważając na obraźliwe gesty pasażera. Kierowca Audi chyba bardzo się sprawą przejął, bo nie zatrzymał się na początku korka czekającego na wjazd, tylko zatrzymał się zdezorientowany, a potem wjechał pod prąd w boczną uliczkę.
Nie każdy jadący na końcu „wahadła” jest cwaniakiem
Wina kierowcy Audi z powyższego nagrania nie pozostawia wątpliwości, ale przypomnijmy sytuacją, którą opisywaliśmy niedawno. Kierowca wjechał na „wahadło” mając zielone światło, a i tak wyjazd utrudnił mu kierowca ciężarówki. Czas na przejazd musiał być ustawiony bardzo krótki, więc bohater tamtej sytuacji, musiał zostać uznany za cwaniaka, chociaż jechał całkowicie przepisowo. Pamiętajcie więc, żeby w takich sytuacjach nie posądzać innych pochopnie.
Tak jak wspomnieliśmy, poruszając się samochodem po drogach publicznych, musimy mieć pewność co do tego, że jest on w pełni sprawny. Wymaga tego od nas wprost art. 66 Kodeksu drogowego:
Pojazd uczestniczący w ruchu ma być tak zbudowany, wyposażony i utrzymany, aby korzystanie z niego (…) zapewniało dostateczne pole widzenia kierowcy oraz łatwe, wygodne i pewne posługiwanie się urządzeniami do kierowania, hamowania, sygnalizacji i oświetlenia drogi przy równoczesnym jej obserwowaniu.
Oprócz dbania o sprawność pojazdu, nie możemy więc na przykład jechać z zamarzniętymi czy zaśnieżonymi szybami, co w okresie zimowym zdarza się niejednemu kierowcy. Ponadto musimy pamiętać o dodatkowych, obowiązkowych elementach.
Każdy samochód musi mieć na pokładzie trójkąt ostrzegawczy
Pierwszy z obowiązkowych elementów to trójkąt, który służy do ustawiania na drodze, aby ostrzec innych, gdyby przydarzyła się nam awaria lub kolizja. Każdy samochód jest fabrycznie wyposażony w trójkąt, więc w teorii nie musimy się nim przejmować.
W praktyce dobrze jest upewnić się, czy nasz samochód rzeczywiście ma trójkąt na pokładzie. Dotyczy to przede wszystkim osób, które kupił nie najmłodsze auto używane. Kierowca powinien też wiedzieć, gdzie trójkąt jest umieszczony w samochodzie.
Gaśnica to drugi z niezbędnych elementów wyposażenia każdego auta. Podobnie jak w przypadku trójkąta, powinniśmy wiedzieć, gdzie się ona znajduje. Ponadto musi być to miejsce łatwo dostępne. Jeżeli gaśnica ukryta jest w schowku bagażnika, to nie jest to problem, pod warunkiem że bagażnik jest pusty. Jeśli podczas policyjnej kontroli okaże się, że dostęp do gaśnicy wymaga wyrzucenia wszystkich bagaży zapakowanych na ferie, możemy mieć problemy.
Gaśnica powinna mieć minimum 1 kg środka gaśniczego (co jest ilością prowizoryczną, ale tylko takiej wymagają przepisy) oraz mieć ważną legalizację. Gaśnica powinna przechodzić przegląd w jednostce straży pożarnej, która potwierdza, że urządzenie nadal jest sprawne.
Wbrew temu co sądzi wielu kierowców, apteczka nie jest elementem obowiązkowego wyposażenia samochodu w Polsce. Mimo to warto wozić ją ze sobą, aby w awaryjnej sytuacji móc pomóc sobie lub komuś. W skład apteczki samochodowej powinny wchodzić:
opaska uciskowa
ustnik do sztucznego oddychania
koc termoizolacyjny
chusta trójkątna
środek dezynfekujący
jałowe bandaże i plastry z opatrunkiem
rękawiczki ochronne
Zawartość apteczki powinno się co jakiś czas przeglądać i wymieniać przeterminowane elementy.
Jaki mandat za brak obowiązkowego wyposażenia w samochodzie?
Wysokość mandatu za brak obowiązkowego wyposażenia w samochodzie zależy w dużej mierze od kontrolującego nas policjanta. Nie ma konkretnego mandatu za brak gaśnicy lub trójkąta w samochodzie, więc funkcjonariusz może korzystać z paragrafu na temat „wykroczenia przeciwko innym przepisom”. Przewiduje on karę do 3000 zł, więc teoretycznie możemy zapłacić bardzo wysoki mandat.
Na temat zasad jazdy na suwak można przeczytać w art. 22, ust. 4 Kodeksu drogowego. Sam ust. 4 mówi o obowiązku ustąpienia pierwszeństwa kierowcy znajdującemu się na pasie ruchu, który chcemy zająć, a ust. 4a informuje o wyjątku od tej reguły:
W warunkach znacznego zmniejszenia prędkości na jezdni z więcej niż jednym pasem ruchu w tym samym kierunku jazdy, w przypadku gdy nie istnieje możliwość kontynuacji jazdy pasem ruchu z powodu wystąpienia przeszkody na tym pasie ruchu lub jego zanikania, kierujący pojazdem poruszający się sąsiednim pasem ruchu jest obowiązany bezpośrednio przed miejscem wystąpienia przeszkody lub miejscem zanikania pasa ruchu umożliwić jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów, znajdującym się na takim pasie ruchu, zmianę tego pasa ruchu na sąsiedni, którym istnieje możliwość kontynuacji jazdy.
Sprawa jest więc prosta. Jeśli jest korek i jeden z pasów zanika, to kierowcy na pasie drugim muszą wpuścić kierujących z pasa kończącego się. Zgodnie z tym co sugeruje nazwa, samochody niczym zęby zamka błyskawicznego, wchodzą jeden przed drugiego. Każdy kierowca na pasie kontynuowanym, wpuszcza przed siebie jednego kierującego z pasa zanikającego.
Trochę inaczej wygląda to w przypadku drogi mającej więcej, niż dwa pasy ruchu, co określa art. 22, ust. 4b:
W warunkach znacznego zmniejszenia prędkości na jezdni z więcej niż dwoma pasami ruchu w tym samym kierunku jazdy, w przypadku gdy nie istnieje możliwość kontynuacji jazdy dwoma pasami ruchu z powodu przeszkód na tych pasach ruchu lub ich zanikania, jeżeli pomiędzy tymi pasami ruchu znajduje się jeden pas ruchu, którym istnieje możliwość kontynuacji jazdy, kierujący pojazdem poruszający się tym pasem ruchu jest obowiązany bezpośrednio przed miejscem wystąpienia przeszkody lub miejscem zanikania pasów ruchu umożliwić zmianę pasa ruchu jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów z prawej strony, a następnie jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów z lewej strony.
Zasada właściwie identyczna, tylko z tą różnicą, że wpuszczamy przed siebie dwóch kierowców – najpierw jednego z prawej, a potem drugiego z lewej strony.
Typowe błędu podczas jazdy na suwak
Czego można w tej zasadzie nie rozumieć? Są kierowcy, którym się udaje znaleźć niejasności. Do podstawowych błędów można zaliczyć:
Kto jest inny, jeśli dojdzie do kolizji podczas jazdy na suwak?
Przedstawione wyżej błędy nie raz prowadziły już do nieporozumień, kłótni, a także kolizji. Najczęściej jeden kierowca nie chce wpuścić przed siebie drugiego, więc ten drugi próbuje się przed niego wepchnąć. Kto będzie wtedy winny ewentualnego zderzenia?
Część osób mylnie rozumie, że kierowca na pasie zanikającym ma pierwszeństwo. To nieprawda. Kierowca na pasie kontynuowanym ma obowiązek go wpuścić, ale pierwszy musi zaczekać, aż drugi obowiązek ten spełni. Jeśli go nie spełnia, nie można w żaden sposób wymuszać na nim zrobienia miejsca.
Jeśli mimo to ktoś spróbuje wymusić na innym kierującym jazdę na suwak i dojdzie do kolizji, to mandat zapłacą… obaj. Ten który nie chciał wpuścić zapłaci mandat za niestosowanie się do obowiązku jazdy na suwak. Natomiast wpychający się będzie uznany winnym kolizji i za jej spowodowanie też otrzyma mandat.
Jak ogłaszają organizatorzy: „Po czterech długich latach przerwy z przyjemnością witamy wystawców i odwiedzających Genewa Motor Show w zupełnie nowym formacie”. Co to znaczy? Zazwyczaj na targach motoryzacyjnych to wystawcy są odpowiedzialni za swoją wystawę, dbają o to jakie samochody wystawić, a także jak ma wyglądać ich stoisko.
Podczas Genewa Motor Show 2024 ma być inaczej. Wystawcy i organizatorzy będą ściślej współpracować. Nowy format ma zapewnić lepsze wrażenia zarówno dla wystawców, jak i dla zwiedzających.
Genewa Motor Show 2024 będzie podzielona na cztery strefy
Adrenaline Zone
Strefa perfromance będzie poświęcona pojazdom o wysokich osiągach, limitowanym edycjom, kreacjom na zamówienie i światowi sportów motorowych.
Design District
W tym miejscu odnajdą się Ci, którzy cenią sobie ładne rzeczy. Odwiedzający Design District mogą także dwa razy dziennie wziąć udział w kursach mistrzowskich prowadzonych przez legendę projektowania motoryzacyjnego Franka Stephensona.
Mobility Lab
Park innowacji dla dostawców usług mobilnych i partnerów, w którym można informować, inspirować i demonstrować swoje najnowsze przełomy oraz świętować innowacje motoryzacyjne, które kształtują przyszłość.
Next World
Organizowane we współpracy z twórcami serii Gran Turismo, odwiedzający mogą rzucić wyzwanie sobie i innym w ekscytującym doświadczeniu w postaci symulatorów wyścigów. Inicjatywa ta wpisuje się w zaangażowanie GIMS w prezentowanie nowych możliwości zmierzających w kierunku technologii jutra.
Galeria klasyki
W tym roku genewskie targi obchodzą setną rocznicę powstania i z tej okazji zaprezentowane będą prawdziwe perełki motoryzacji. W Classics Gallery znajdzie się 35 kultowych samochodów, które stworzyły historię motoryzacji, z których wiele miało swój debiut na poprzednich edycjach Genewa Motor Show. Wśród nich znajdziemy Jaguar E-type „9600 HP” z 1961 r., Porsche 901 „Quick Blue” z 1964 r. i Ferrari 500 Superfast z 1964 r. Po raz pierwszy w historii zaprezentowane będą razem dwa nadwozia Bugatti Royale 41.111: z Roadsterem Esders i Coupé de Ville Binder.
Tegoroczna edycja targów genewskich odbędzie się w dniach 27 lutego – 3 marca 2024 r. w Palexpo w Genewie. Dodatkowo, w dniu prasowym odbędzie się wręczenie nagród Car of the Year 2024 oraz 15 światowych i europejskich premier.
Do zuchwałej i brutalnej kradzieży doszło w Dusseldorfie, gdzie ktoś zmasakrował przód stojącego przy drodze Porsche Taycana Cross Turismo. Piękny egzemplarz pokryty zielonym lakierem i z lakierowanymi na czarno felgami, został okrutnie oślepiony.
Kiedy przyjrzymy się bliżej, okaże się, że celem przestępców były właśnie reflektory samochodu. Wygląda to tak, jakby złodzieje chcieli nie tylko zabrać ze sobą same lampy, ale także prowadzące do nich przewody. W tym celu użyli prawdopodobnie nożyc do metalu, bezlitośnie rozcinając oba przednie błotniki. Widok na pierwszy rzut oka jest dość makabryczny.
To zdarzenie przypomniało o pladze kradzieży reflektorów właśnie z modeli Porsche, która miała miejsce kilka lat temu. Zwykle złodzieje ograniczali się wtedy do wyrywania lamp bez uszkadzania karoserii. Ci którzy wzięli na cel zielonego Taycana mieli zupełnie inne metody.
Powodem kradzieży reflektorów zwykle nie był fakt, że są one horrendalnie drogie. Najdroższa wersja w Taycanie wymaga wyłożenia 14 529 zł i jest to jedynie dopłata, za zmianę standardowych LED-ów na matrycowe. Światła Porsche upodobali sobie hodowcy marihuany, według których reflektory niemieckiej marki zapewniają wręcz idealną moc i barwę światła, a przy tym są energooszczędne.
Nowa Cupra Terramar będzie wyposażona w 4-cylindrowy silnik o pojemności 1.5 lub 2.0 oraz napęd hybrydowy typu plug-in lub mild-hybrid do wyboru. Nowy SUV ma być największy w gamie tej marki i będzie mierzyć ok. 4,5 metra. Terramar trafi na motoryzacyjny rynek w drugiej połowie 2024 roku.
Podobnie jak w przypadku innych modeli Cupry, Terramar związany jest z Hiszpanią. Pomimo, że samochód produkowany będzie na Węgrzech, a za jego projekt odpowiadają inżynierowie z Wolfsburga, Terramar ma zapewnić „hiszpański temperament”.
Nowa Cupra Terramar będzie napędzana 4-cylindrowym silnikiem o pojemności 1.5 lub 2.0 litra oraz napęd hybrydowy typu plug-in lub mild-hybrid do wyboru. Producent zapowiedział, że Cupra Terramar ma posiadać akumulator 19,7 kWh. Z kolei napęd na wszystkie koła dostępny będzie jako opcja dodatkowa, a w standardzie klienci będą mogli liczyć na 7-biegową dwusprzęgłową skrzynię.
Terramar został określony przez Wayne’a Griffithsa, dyrektora generalnego marek SEAT i CUPRA, jako połączenie „emocji i sportowego charakteru z elektryfikacją”, skierowane do szybko rozwijającego się rynku SUV-ów w Europie. Wszystko za sprawą drapieżnego designu wyrażonego w wydłużonej, masce, wcięciach aerodynamicznych po bokach oraz trójkątnych reflektorach, które nawiązują do logotypu marki. Trzeba przyznać, że auto przypomina wyglądem elektrycznego Tavascana.
– SUV-y od kilku lat utrzymują dominację na rynku motoryzacyjnym w Europie. Z uwagi na ogromną popularność tej wersji nadwozia wśród kierowców a, nadchodząca CUPRA Terramar jest jeszcze bardziej obiecującą premierą tego roku. Co istotne, model ten, wyposażony w zaawansowany napęd hybrydowy, jest kolejnym krokiem do spełnienie obietnicy o zelektryfikowanym portfolio CUPRA do 2030 roku – mówi Daria Zielaskiewicz, dyrektorka marek SEAT i CUPRA.
Porsche wprowadza na rynek swój drugi (po Taycanie) w pełni elektryczny model. Nowe Porsche Macan z układami napędowymi o mocy do 470 kW (639 KM) zapewnia wydajność napędu E-Performance w każdym terenie oraz wysoki poziom użyteczności na co dzień.
Macan jest ważnym modelem dla niemieckiej marki, od momentu debiutu sprzedano aż 800 tys. egzemplarzy, w 2023 roku klienci odebrali 87,3 tys. sztuk tego SUVa.
Nowe Porsche Macan mierzy 4784 mm długości, 1938 mm szerokości i 1622 mm wysokości. Łagodnie opadająca przednia pokrywa oraz mocno zaznaczone błotniki zaznaczają jego sportowy charakter. Rozstaw osi zwiększono do 2893 mm – o 86 mm więcej niż w poprzedniku.
Reflektory podzielono na dwie części: spłaszczone górne światła służą do jazdy dziennej. Nieco niżej umieszczono główne reflektory z opcjonalną matrycową technologią LED. Profil formuje typowa boczna linia Porsche – flyline, która tworzy jedną całość z płaską tylną szybą. W połączeniu z bezramkowymi szybami w drzwiach oraz charakterystycznymi bocznymi listwami pozwoliło to uzyskać smukły, sportowy design.
Nowe Porsche Macan czerpie z Audi
Auto korzysta z technologii Audi Q6 e-tron, ale ma też geny swojego brata – Taycana. Silniki elektryczne czerpią energię z akumulatora litowo-jonowego o pojemności 100 kWh brutto, z czego aktywnie można wykorzystać do 95 kWh. Architektura 800 V, która w nowym Macanie jest zastosowana po raz pierwszy, zapewnia moc ładowania DC do 270 kW. Na stacji szybkiego ładowania poziom energii można uzupełnić z 10 do 80% w ciągu około 21 minut.
W przypadku stacji ładowania o napięciu 400 V przełącznik wysokiego napięcia w baterii umożliwia ładowanie dzielone – efektywnie dzieli akumulator 800 V na dwa magazyny energii, każdy o napięciu znamionowym 400 V. Umożliwia to wyjątkowo wydajne ładowanie bez dodatkowego wzmacniacza wysokiego napięcia, z mocą do 135 kW. W przypadku domowych wallboxów możliwe jest ładowanie prądem przemiennym z mocą do 11 kW.
Podczas jazdy silniki elektryczne mogą odzyskiwać energię z mocą do 240 kW. Kompaktowy moduł IPB łączy trzy komponenty – pokładową ładowarkę AC, grzałkę wysokiego napięcia oraz konwerter DC/DC, ograniczając masę i przestrzeń.
Nowe Porsche Macan debiutuje w dwóch wersjach
Dostępne będą odmiany Macan 4 i Macan Turbo (nie ma to nic wspólnego z turbosprężarką). W obydwu wersjach dostępny jest napęd na cztery koła, przy obu osiach tkwią maszyny PSM najnowszej generacji. Dostępny jest też tryb overboost, który umożliwia maksymalne przyspieszenie, ta funkcja może być aktywowana na maksymalnie 10 sekund.
Zasięg w cyklu mieszanym WLTP wynosi do 613 km w przypadku wariantu Macan 4 oraz do 591 km dla wariantu Macan Turbo.
Silnik
Macan 4
Macan Turbo
Łączna moc maks. w trybie overboost
408 KM
639 KM
Łączny maks. moment obr. w trybie overboost
650 Nm
1130 Nm
0-100 km/h
5,1 s
3,3 s
Prędkość maks.
220 km/h
260 km/h
Nowe Porsche Macan z zawieszeniem pneumatycznym jest wyposażone w elektroniczną kontrolę tłumienia (PASM). Na życzenie można połączyć ją z zawieszeniem ze stalowymi sprężynami. PASM korzysta teraz z amortyzatorów w technice dwuzaworowej. Ma to znacznie poprawić wrażenia z jazdy w różnych trybach.
Macan może być wyposażony w opcjonalną skrętną tylną oś, z maksymalnym kątem skrętu kół wynoszącym 5°. W ruchu miejskim ułatwia to parkowanie i zawracanie, a jednocześnie przekłada się na wyjątkową stabilność prowadzenia przy szybszej jeździe.
Nowe Porsche Macan ma być nie tylko sportowe
W zależności od wariantu i wyposażenia pojemność tylnego bagażnika wynosi do 540 litrów (w trybie cargo). Dodatkowo pod przednią maską znajdziemy drugi bagażnik o pojemności 84 litrów. Łącznie daje to o 136 litrów więcej niż w poprzedniku. Po całkowitym złożeniu oparcia kanapy pojemność tylnego bagażnika wzrasta do 1348 litrów. Dodatkowo, nowy SUV może ciągnąć przyczepy o maksymalnej wadze dwóch ton.
Pozycja kierowcy i pasażera z przodu została obniżona względem poprzedniego modelu nawet o 28 mm, natomiast podróżujący z tyłu siedzą nawet o 15 mm niżej i mają więcej miejsca na nogi. Wnętrze to bez wątpienia Porsche: zintegrowany czarny panel podkreśla szerokość kokpitu.
Na pokładzie znajdziemy dwa ekrany – o przekątnej 12,6 cala oraz centralny o przekątnej 10,9 cala. Pasażer może przeglądać informacje, dostosowywać ustawienia systemu czy śledzić przesyłane strumieniowo treści wideo podczas jazdy za pośrednictwem własnego, trzeciego ekranu o przekątnej 10,9 cala. Po raz pierwszy w aucie znajdzie się także wyświetlacz przezierny (head-up) z technologią rozszerzonej rzeczywistości (AR). Wirtualne elementy, takie jak strzałki nawigacji, są wizualnie harmonijnie zintegrowane ze światem rzeczywistym.
Nowe Porsche Macan – ceny w Polsce
W Polsce za elektrycznego Macana 4 trzeba będzie zapłacić 386 tys. zł, a za Macana Turbo – 526 tys. zł. Auto jest więc znacznie droższe niż obecna odmiana spalinowa, której ceny startują od 298 tys. zł, co i tak jest o 19 tys. zł więcej niż w 2023 r.
Podobnie jak dotychczas, nowy Macan będzie produkowany w zakładach Porsche w Lipsku. Pierwsze dostawy do klientów są zaplanowane na drugą połowę tego roku.
Ten znak wyobraża dwie wypukłości na drodze, ale wcale nie oznacza dwóch nierówności. Zgodnie z definicją znaku A-11 w rozporządzeniu w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
Znak A-11 „nierówna droga” ostrzega o poprzecznej nierówności jezdni.
Chodzi więc o nierówny fragment drogi, a liczba nierówności jest bliżej nieokreślona. Znak ostrzega kierowcę i zachęca do zmniejszenia prędkości i zwiększenia uwagi. Jest to bardzo istotne, aby potem nie żałować swojej nieuwagi. Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że na takim odcinku możemy uszkodzić oponę lub felgę, co tylko przysporzy nam niepotrzebnych problemów i kosztów. Po drugie nie będziemy mogli liczyć na odszkodowanie od zarządcy drogi. Zwykle po uszkodzeniu samochodu na dziurze, możemy domagać się zwrotu kosztów naprawy, ale ustawiając znak A-11, zarządca jest „kryty” i nic nie musi nam płacić.
Znak A-11a – znaczenie i przepisy
Czy zatem znak A-11a oznacza na przykład „koniec nierównej drogi”? Tak by podpowiadała logika, ale jest zupełnie inaczej. Zgodnie z rozporządzeniem w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
Znak A-11a „próg zwalniający” ostrzega o wypukłości na jezdni zastosowanej w celu spowolnienia ruchu pojazdów.
Nie mamy więc do czynienia ze złą nawierzchnią, a z progiem zwalniającym. To mniejsze zagrożenie dla naszego samochodu, ale też powinniśmy być ostrożni. Progi zwalniające mają różną konstrukcję i zdarzają się takie, które wyglądają niewinnie, ale są bardzo źle wyprofilowane i przejeżdżanie przez nie przypomina wjazd na krawężnik. W takiej sytuacji często pojawiające się na znaku z progiem ograniczenie do 30 km/h to prędkość o wiele za wysoka.
Często pod znakiem A-11a stosowana jest też tabliczka T-1, informująca o odległości do progu zwalniającego. Nie musimy chyba dodawać, że jeśli zignorujecie ten znak i uszkodzicie sobie samochód na progu, to nie macie co liczyć na odszkodowanie od zarządcy drogi.
Co do zasady progi zwalniające mogą być montowane jedynie w terenie zabudowanym i w miejscach, gdzie uzasadnione jest ograniczenie prędkości, którego nie można wymusić w inny sposób. Na głównych drogach stawia się zwykle na fotoradary, ale nikt nie postawi takiego urządzenia na drodze osiedlowej.
Wymagane jest też to, aby droga na której znajduje się próg, należała do jednej z trzech kategorii:
Wspólne zasady dla kierowców w całej Unii Europejskiej
Obecnie wszystkie kraje wspólnoty, mają niemal zupełną swobodę w kształtowaniu przepisów oraz kar dla kierowców na swoich terenach. Dlatego możemy na przykład mieć różne limity prędkości na drogach, a także różne taryfikatory mandatów. Kraje członkowskie współpracują ze sobą natomiast w kwestii wzajemnego egzekwowania mandatów. Jeśli fotoradar w Niemczech złapie Polaka, to służby obu krajów zadbają o to, żeby zapłacił grzywnę.
Władze Unii Europejskiej chcą daleko szerszej unifikacji i mówi się między innymi o ogólnoeuropejskim, elektronicznym prawie jazdy. Dzięki niemu, kierowca któremu zatrzymano elektronicznie uprawnienia, nie będzie mógł za pomocą fizycznego blankietu przekonywać policję innego kraju, że jego prawo jazdy jest ważne. Mówi się też o wspólnych punktach karnych.
Nowe limity alkoholu dla kierowców
Kolejną nowością, ma być wprowadzenie nowych limitów na zawartość alkoholu w organizmie kierowców. Wiąże się on z szerszymi zmianami, dotyczącymi dwuletniego okresu próbnego dla kierowców w całej Unii Europejskiej.
Statystyki od lat pokazują, że kierowcy młodzi i niedoświadczeni, stwarzają większe zagrożenie na drogach, niż ich starsi koledzy. Aby to zagrożenie minimalizować, proponowane jest, aby kierowcy podczas okresu próbnego nie mogli przekroczyć 0,0 promila. Musieliby być zawsze całkowicie trzeźwi.
Brak natomiast informacji, aby UE chciała ujednolicić także limity alkoholu dla pozostałych grup kierowców. Obecnie spotkać można, zależnie od kraju, prawo bardzo restrykcyjne (0,0 lub 0,2 promila), dość liberalne (0,5 promila), a nawet przypadki podejścia bardzo liberalnego (0,8 promila).
Polska siedzi trochę w rozkroku, ponieważ limit alkoholu w przypadku kierowcy to 0,2 promila, ale dopiero powyżej 0,5 promila mowa o przestępstwie.
Legendarny model z Wolfsburga stracił już koronę najpopularniejszego auta w Europie. Nawet we własnej rodzinie został zdominowany przez bardziej popularny dziś rodzaj nadwozia – SUVa, a konkretnie VW T-Roca. Nowy VW Golf jest taki jak się wszyscy spodziewają – bez fajerwerków i rewolucji, ale przecież o to w praktycznym kompakcie chodzi. Co nowego znajdziemy w nowej odsłonie Golfa?
Nowy VW Golf 2024 – rozpoznasz go bez trudu
Nowy Golfa ma wyróżniać się bardziej agresywnym przodem, przypominającym odmianę GTI (która również debiutuje). Po raz pierwszy w Golfie logo jest podświetlane, a auto zyskało nowe matrycowe reflektory LED IQ.LIGHT, których elementem są światła drogowe o zasięgu nawet pół kilometra. Nowy wygląd mają również tylne światła LED IQ.LIGHT 3D w obu wersjach nadwozia – hatchback i kombi.
Zmiany też pojawiły się we wnętrzu – nowy VW Golf zyskał odświeżony kokpit i systemem infotainment. Środkowy element to 12,9-calowy ekran, który jest centrum zarządzania – pozwala sterować nawigacją, muzyką i klimatyzacją. Co ciekawe, na prośbę wielu klientów na koło kierownicy wróciły tradycyjne przyciski, a nie jak do tej pory dotykowe ikony, które były niepraktyczne.
Nowy VW Golf 2024 – można z nim pogadać
Na pokładzie znajdziemy system infotainment nowej generacji z szybkim procesorem. Ma być obsługiwany intuicyjnie, a w opcji znajdzie się inteligentny asystent głosowy IDA, zintegrowany z ChatGPT – podobnie jak to dzieje się w Skodzie i niedługo we wszystkich autach grupy VAG.
Z „IDĄ” będziesz mógł porozmawiać i wydać jej komendy. System obsłuży klimatyzację, telefon czy system nawigacji, ale także przekaże informacje online ze wszystkich możliwych dziedzin – od prognozy pogody po pytania z wiedzy ogólnej. W przyszłości Golf będzie miał na pokładzie najnowszą generację systemu infotainment. Zintegruje on oparty na sztucznej inteligencji chatbocie ChatGPT z asystentem głosowym IDA.
„Golf jest sercem marki Volkswagen już od pół wieku, oferując przystępną cenowo mobilność na najwyższym poziomie technicznym. To jest dokładnie to, na czym opieramy się teraz na nowym etapie ewolucji – z jeszcze wyższą wydajnością, komfortem i jakością oraz nową koncepcją obsługi. W nowym Golfie można znaleźć to, co najlepsze” – powiedział Thomas Schäfer, prezes marki Volkswagen.
Manewrowanie nowym Golfem ma ułatwić ulepszony system Park Assist Plus. Podczas przejeżdżania obok miejsca parkingowego wykrywa on, czy miejsce jest wystarczająco duże i może rozpocząć procedurę parkowania. System przejmuje kierowanie pojazdem, a także przyspieszanie i hamowanie. Co więcej, po raz pierwszy pojawi się asystent parkowania Park Assist Pro, umożliwiający kierowcy wjeżdżanie i wyjeżdżanie z miejsca parkingowego za pomocą smartfona.
W gamie silnikowej zmodernizowanego Golfa znajdzie się układ plug-in hybrid, który umożliwi przejechanie do ok. 100 km tylko na silniku elektrycznym, a dodatkowo wyposażony w funkcję szybkiego ładowania prądem stałym.
Z kolei wydajne silniki mild hybrid są świetnym wyborem dla kierowców, którzy nie dysponują dostępem do gniazdka w miejscu parkowania. W sumie do wyboru będzie dziewięć różnych odmian – miękka hybryda eTSI, hybryda plug-in (eHybrid i GTE), turbodoładowane silniki benzynowe (TSI) i wysokoprężne (TDI). Golf GTI stał się jeszcze bardziej sportowy dzięki mocy zwiększonej w porównaniu do poprzednika.
Nowy Volkswagen Golf 2024
Moc
Skrzynia biegów
1.5 eTSI (miękka hybryda)
115 KM
7-biegowa DSG
1.5 eTSI (miękka hybryda)
150 KM
7-biegowa DSG
1.5 eHybrid (plug-in)
204 KM
6-biegowa eDSG
1.5 GTE (plug-in)
272 KM
6-biegowa eDSG
Benzynowy 1.5 TSI
115 KM
6-biegowa manualna
Benzynowy 1.5 TSI
150 KM
6-biegowa manualna
Benzynowy 2.0 TSI (Golf GTI)
265 KM
7-biegowa DSG
Diesel 2.0 TDI
115 KM
6-biegowa manualna
Diesel 2.0 TDI
150 KM
7-biegowa DSG
Nowy VW Golf 2024 – cztery wersje wyposażenia
Samochód będzie dostępny w jednej z czterech wersji wyposażenia – Golf, Life, Style oraz R-Line. GTI oraz GTE to odrębne pozycje. Bazowa wersja nazwana po prostu Golf, otrzyma m.in. automatyczną klimatyzację, światła LED, tempomat, kierownicę wielofunkcyjną, asystenta parkowania z przodu i z tyłu, system bezkluczykowy, czy łączność Apple CarPlay i Android Auto.
Life jest bogatszy o komfortowe fotele z podparciem lędźwiowym, lusterka zewnętrzne z funkcją pamięci, ładowarkę indukcyjną telefonu, trójkolorowe oświetlenie wnętrza, skórzaną kierownicę, adaptacyjny tempomat, chromowane dodatki i 16-calowe felgi aluminiowe.
Style dodatkowo otrzyma podświetlane logo VW z przodu, 17-calowe alufelgi, kamerę cofania, sportowe elektryczne fotele oraz podświetlenie ambiente. Odmiana R-Line oznacza bardziej sportowy i agresywny charakter, zarówno na zewnątrz jak i w środku.
Nowy VW Golf 2024 – kiedy w salonach?
Volkswagen Golf w nowej odsłonie zadebiutuje w lipcu 2024 roku. Obecnie najtańszy Golf w ofercie kosztuje co najmniej 124 590 zł. Bliżej premiery poznamy zapewne ceny nowego wcielenia Golfa, trzeba się spodziewać podwyżek cen.
Nowe tablice rejestracyjne zostały stworzone z myślą o bardzo konkretnych rodzajów pojazdów. Chodzi o samochody, które biorą udział w zawodach sportowych. Obecnie na przykład auta rajdowe mają takie same tablice, jak seryjne samochody. I poddawane są takim samym procedurom rejestracyjnym.
Rzecz w tym, że pojazdy takie nie mogą przejść badania technicznego, ze względu na zbyt daleko idące ingerencje w ich konstrukcję oraz mechanikę. Panuje więc milczące przyzwolenie na fikcję – diagności udają, że wszystko jest w porządku, a policja nie zatrzymuje zawodników podczas przejazdów pomiędzy odcinkami specjalnymi. Przynajmniej zwykle nie zatrzymuje.
Teraz się to zmieni, za sprawą nowych tablic rejestracyjnych z czerwonymi znakami na żółtym tle. Pozwolą one całkowicie legalnie na czasową rejestrację pojazdu, wykorzystywanego podczas zawodów sportowych. Kierowcy takich aut będą mogli poruszać się po drogach publicznych, ale tylko podczas zawodów i tylko drogami wyznaczonymi przez organizatora.
Opublikowane właśnie rozporządzenie określa także kolejne nowe wyróżniki miast na tablicach rejestracyjnych, które zostaną wykorzystane, gdy obecne się skończą. Wyglądają one następująco:
BC – Bydgoszcz
OT oraz OX – Ostróda
KC, KM oraz KP – Kielce
X – Poznań
Zmiany w dowodach rejestracyjnych samochodów
Nowe rozporządzenie określa także nowe wzory awersu i rewersu dowodów rejestracyjnych, a także czasowych dowodów rejestracyjnych. Zmiany są tylko kosmetyczne.
Wszystkie opisywane wyżej zmiany wejdą w życie 1 czerwca 2024 roku.
Choć sam wygląd samochodów Cupra nawiązuje do sportowych korzeni, to jest to tylko jeden z wielu elementów, który podkreśla DNA barcelońskiej marki. Na liście dodatkowych opcji w końcu możemy znaleźć sportowy układ wydechowy Akrapovič, który z pewnością nada bardziej drapieżnego dźwięku.
Sportowy układ wydechowy Akrapovič Evolution Line, dedykowany samochodom marki Cupra, to rozwiązanie wykonane w stu procentach z wysokiej jakości tytanu, w połączeniu z karbonowymi końcówkami.
– W obu przypadkach zastosowano układ wydechowy firmy Akrapovič, które są prawdopodobnie najlepszymi na świecie. Dzięki nim pojazdy Cupra zyskują dwa podwójne, matowo-czarne wydechy, obok których nie sposób przejść obojętnie. Co więcej, zapewniają one jeszcze bardziej sportowe doznania dźwiękowe, co przyjemnie podnosi adrenalinę– przyznaje Katarzyna Dziomdziora, PR managerka marek Seat i Cupra.
Ile kosztuje sportowy układ wydechowy Akrapovič do Cupry?
Sportowy układ wydechowy Akrapovič Evolution Line jest dostępy tylko w modelach Cupra Formentor VZ oraz Ateca VZ. Do montażu układu wydechowego nie są wymagane żadne dodatkowe modyfikacje samochodu, jest on idealnie dopasowany do wybranych modeli hiszpańskiej marki.
W modelu Cupra Formentor VZ układ Akrapoviča wyceniono na 17 810 zł. W Cuprze Ateca ta opcja kosztuje 17 587 zł.
Dodatkowo, układ wydechowy może zostać opcjonalnie rozbudowany o moduł Sound Kit, który umożliwia sterowanie przepustnicą i regulowanie dźwiękiem wydechu. Podobnie jak wszystkie układy wydechowe firmy Akrapovič, rozwiązanie to reprezentuje najwyższą jakość użytych materiałów i wykonania. Dodatkowo produkt ten posiada certyfikat EC.
Do akcji zimowego utrzymania dróg w zarządzie GDDKiA, w sezonie 2023/2024, przygotowano ponad 2800 pojazdów. Czekały one w gotowości już od 15 października roku, ale po raz pierwszy musiały wyjechać na drogi dopiero 17 listopada. Na początek sezonu zimowego w 283 magazynach zgromadzono ok. 463 tys. ton soli drogowej, co stanowiło ok. 144 proc. średniego zużycia soli z ostatnich 10 lat. Oprócz tego, służby miały też do dyspozycji 2,6 tys. ton chlorku wapnia oraz 26 tys. ton materiałów uszorstniających.
Odśnieżanie i odladzanie dróg odbywa się przez całą dobę i wszystkie dni w tygodniu. Wykonywane są przez wykonawców wyłonionych w drodze przetargów, z którymi GDDKiA zawarła umowy na utrzymanie całej sieci. W sumie mowa o kilku tysiącach osób czekających w gotowości. Najbardziej pracowitymi dniami od początku sezonu zimowego okazały się 2 i 3 grudnia 2023 r., gdy to na drogi krajowe pojazdy służące do zimowego utrzymania dróg, wyjechały odpowiednio ok. 4700 razy oraz 5500 razy.
W sumie do utrzymania 18 500 km dróg zarządzanych przez GDKKiA wykorzystano już 310 tys. ton soli drogowej. Całkowite koszty dbania o przejezdność i bezpieczeństwo na drogach, wyniosły w tym sezonie zimowym już około 200 mln zł.
Odśnieżanie dróg nie zawsze oznacza, że będą one czarne
Przypomnijmy, że utrzymanie dróg krajowych prowadzone jest w jednym z czterech standardów, przy czym najniższym (standardem V) objęte są dodatkowe jezdnie zlokalizowane przy autostradach i drogach ekspresowych.
Warto pamiętać, że służby drogowe mogą tylko łagodzić skutki wyjątkowo trudnych warunków pogodowych, związanych z obfitymi opadami śniegu lub marznącego deszczu, ale nie są w stanie całkowicie im zapobiec.
Gdy trwają intensywne opady śniegu, nie ma możliwości, aby jezdnia była czarna. Kilka minut po przejeździe pługu ponownie pokrywa się ona śniegiem. Na prawym pasie (na jezdniach z większą liczbą pasów ruchu) nawierzchnia dłużej pozostaje czarna niż na lewym. Jest to efektem przeważnie większej liczby samochodów przejeżdżającym po prawym pasie, które przenoszą znajdującą się na drodze sól, co przyspiesza jej działanie.
Pierwszy Opel Frontera powstał przy współpracy z Isuzu, skąd pochodziło wiele podzespołów. Samochód doczekał się dwóch generacji i finalnie zakończono jego produkcję w 2004 roku. Teraz niemiecka marka postanawia wznowić produkcję Frontery, ale oczywiście będzie to zupełnie inny samochód. Czego możemy spodziewać się po nowym SUVie?
Opel w tym roku świętuje 125-lecie powstania marki. Powrót modelu Frontera może być jedną z okazji do uczczenia pięknej rocznicy. Akurat w tym roku mija 20 lat od zakończenia produkcji ostatniej generacji. Nowy Opel Frontera od samego początku będzie dostępny jako pojazd czysto elektryczny.
Florian Huettl, dyrektor generalny marki Opel powiedział: „Nazwa Frontera idealnie pasuje do naszego nowego, ekscytującego modelu SUV-a. Będzie on modelem z pewnym siebie charakterem i pozycjonować się będzie w samym centrum rynku”.
Opel Frontera powraca 2
Nowy Opel Frontera będzie oferował dużą przestronność i wszechstronność, dzięki czemu spodoba się zarówno klientom prowadzącym aktywny tryb życia, jak i rodzinom. Samochód ma także kontynuować wieloletnią tradycję Opla, polegającą na oferowaniu przystępnej cenowo mobilności szerokiemu gronu klientów.
Wprowadzenie na rynek wariantu elektrycznego nowego Opla Frontera wraz z premierą w pełni elektrycznej wersji nowej generacji Grandlanda, również zaplanowaną na ten rok, to ważne kamienie milowe w procesie transformacji marki z Rüsselsheim w markę w pełni elektryczną. Marka Opel będzie wówczas oferować co najmniej jeden model z napędem elektrycznym w każdej swojej linii modelowej.
W najbliższych tygodniach marka pokaże pierwsze zdjęcia nowego Opla Frontera oraz przekaże więcej szczegółowych informacji na temat tego nowego modelu. Produkcyjna wersja niemieckiego SUVa zadebiutuje jeszcze w tym roku.
Ceny energii poszybowały w górę, co oznacza także wzrosty cen na stacjach ładowania. Rok 2023 przyniósł pewną stabilizację, choć ceny i tak utrzymały się na poziomie około 50% wyższym niż przed wzrostami w czasie pandemii i późniejszego konfliktu na Wschodzie.
Niesprzyjające warunki, takie jak inflacja, a co za tym idzie większe koszty utrzymania infrastruktury ładowania sprawiają, że stawki za ładowanie nie maleją. Dobra wiadomość dla posiadaczy samochodów elektrycznych jest taka – w nowym roku ceny nie wzrosły.
Ile kosztuje ładowanie samochodu elektrycznego? Ceny za 2024
Stawki za ładowanie prądem przemiennym utrzymują się na tym samym poziomie co w zeszłym roku. Serwis elektromobilni.pl wskazuje, że najlepszą ofertę ma Tauron (1,21 zł/kWh), a za „wolne” ładowanie najwięcej zapłacimy korzystając ze stacji Eleport. Przedział stawek zaczyna się od 1,21 zł/kWh, a kończy na 2,15 zł/kWh.
Ile kosztuje ładowanie samochodu elektrycznego?
Ceny ładowania auta elektrycznego – ładowanie DC >100 kW
W przypadku szybkiego ładowania stawki ładowania prądem stałym na stacjach Greenway zostały zrównane do tego samego poziomu, niezależnie od mocy stacji z jakiej korzystamy. Po aktualizacji w pakiecie Energia MAX (wymaga wykupienia abonamentu za 99,99 zł miesięcznie) zapłacimy 2,10 zł/kWh. W abonamencie Energia PLUS będzie to 2,40 zł/kWh (koszt abonamentu to 34,99 zł miesięcznie), a w Energii STANDARD cena za kWh to 3,15 zł (nie wymaga wykupienia abonamentu).
Analizując innych operatorów mających w swojej ofercie stacje ładowania o najwyższych mocach, przedział stawek kształtuje się od 1,7 zł/kWh do 3,5 zł/kWh. Najkorzystniejszą stawkę za ultraszybkie ładowanie otrzymamy na Superchargerach Tesli (dostępne tylko dla użytkowników marki Tesla). Jest to 1,7 zł/kWh poza godzinami szczytu i 1,9 zł/kWh w tzw. peak hours – niezależnie od mocy Superchargera, czy jest to 120 kW czy 250 kW.
Ceny ładowania auta elektrycznego – ładowanie DC _100 kW
Szukając najszybszych ogólnodostępnych stacji ładowania bardzo dobre ceny za kWh otrzymamy ładując się na stacjach Ekoen oraz Polenergia eMobility (1,99 zł/kWh). Warto wspomnieć, że do operatorów stacji szybkiego ładowania dołączył również Shell Recharge, który uruchomił już kilka stacji, a w tym roku uruchomi kilkadziesiąt kolejnych. Obecnie stawka za ładowanie na Shell Recharge to 3 zł/kWh.
Ceny ładowania auta elektrycznego – ładowanie DC ≤100 kW
Stawki ładowania prądem stałym o mocy równej lub mniejszej niż 100 kW, poza GreenWay’em, pozostały na tym samym poziomie co w październiku. W związku z tym tak samo jak w przypadku ładowania DC >100 kW ustalił ceny na poziomie 2,10 zł/kWh (Energia MAX), 2,40 zł/kWh (Energia PLUS) i 3,15 zł/kWh (Energia STANDARD).
Ceny ładowania auta elektrycznego – ładowanie DC ≤100 kW
Chcąc ładować się do 100 kW, najmniej zapłacimy korzystając ze stacji ładowania Tauron i Polenergia eMobility (1,99 zł/kWh), a najwięcej zapłacimy w tym przypadku korzystając z GreenWay Polska w pakiecie STANDARD (3,15 zł/kWh).
Miasto chce pieniądze za odholowanie auta od byłego właściciela
Wiele miesięcy temu pan Michał sprzedał swój samochód i, jak każdy w takiej sytuacji, o sprawie zapomniał. Nowy właściciel jego auta okazał się jednak nieodpowiedzialny i zaparkował w niedozwolonym miejscu, przez co pojazd został odholowany przez służby.
Obecny właściciel nie przejął się tym i nie odebrał samochodu z policyjnego parkingu. Może auto było już w tak złym stanie, że uznał iż mu się to nie opłaca? Odholowanie oraz przechowywanie auta to nie są tanie rzeczy, więc może stwierdził, że nie warto się po pojazd zgłaszać.
Zgodnie z procedurą, po trzech miesiącach przeprowadzono procedurę orzeczenia o przepadku samochodu na rzecz samorządu. Właściciel natomiast otrzymał pismo z informacją o tym fakcie oraz rachunek na 33 tys. zł za odholowanie, przechowywanie oraz wycenę pojazdu przed wystawieniem go na sprzedaż. Problem w tym, że to pismo skierowano do pana Michała, który od wielu miesięcy nie jest już właścicielem pojazdu.
Pan Michał natychmiast chciał sprawę wyjaśnić z władzami miasta. Te przyznały, że rzeczywiście Sąd Rejonowy obciążył go kosztami odholowania i przechowywania pojazdu, chociaż w CEPiK-u widnieje informacja, że to nie on jest właścicielem i nie był w momencie odholowania auta.
W sprawę zaangażował się sam prezydent miasta, który wystąpił do Samorządowego Kolegium Odwoławczego z wnioskiem o stwierdzenie, że opłata 33 tys. zł została zasądzona panu Michałowi niesłusznie. Tymczasem kolegium stwierdziło, że… wyroku sądu nie można podważać, a jeśli wyrok sądu jest niezgodny z rzeczywistością, to nie jest to problem tego kolegium.
Rzecznik Praw Obywatelskich interweniuje w sprawie odholowanego pojazdu
Całą historię oraz postawę organów prawa można jednie nazwać oburzającą. Na szczęście sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich, który nie ma wątpliwości, że opłata na pana Michała została nałożona bezprawnie:
Kwestia, czy orzeczenie sądu o przepadku przesądza, że jego właścicielem jest osoba w nim wskazana, była już wielokrotnie rozważana przez sądy administracyjne. Ich stanowisko jest już utrwalone: postanowienie sądu powszechnego nie ustala w sposób wiążący dla administracji prawa własności pojazdu na potrzeby wydania decyzji z art. 130a ust. 10h p.r.d. W sprawie wypowiadały się też NSA i SN.
Jasno z tego wynika, że orzeczenie sądu, wbrew opinii Samorządowego Kolegium Odwoławczego, nie jest w takich sprawach wiążące. Tym bardziej, kiedy sąd popełnił podstawowy błąd i skazał na ogromną karę finansową niewłaściwą osobę.
Budowa nowego węzła rozpocznie się wczesną wiosną. Pierwsze prace będą polegały na przełożeniu sieci energetycznych niskiego i średniego napięcia, teletechnicznych, kanalizacyjnych, wodociągowych i gazowych, które kolidują z naszą inwestycją. Poza tym konieczna będzie rozbiórka pięciu budynków znajdujących się na placu budowy.
Sama budowa potrwa 18 miesięcy, do tego czasu trzeba jeszcze doliczyć przerwy zimowe. Nowy węzeł powinien powstać do końca 2025 roku.
Co zmieni nowy węzeł drogowy na Zakopiance?
Nowy węzeł na Zakopiankę pozwoli na likwidację sygnalizacji świetlnej, która dziś reguluje ruchem na skrzyżowaniu Zakopianki i ul. Sobieskiego. Powstaną dodatkowe pasy pozwalające na wjazd na węzeł i na Zakopiankę. Na ul. Sobieskiego powstanie rondo, z którego będzie można wjechać na drogę krajową nr 7. Likwidacja świateł i umożliwienie bezkolizyjnego włączania się do ruchu na DK7 zdecydowanie poprawi płynność i bezpieczeństwo.
Podpisaliśmy✒️ umowę na budowę węzła #Myślenicena skrzyżowaniu ul. Sobieskiego z #DK7 Zadanie zrealizuje firma Banimex za prawie 56 mln zł Prace ruszą wiosną☀️ Planowany termin oddania inwestycji to koniec 2025 @GDDKiA@MI_GOV_PLpic.twitter.com/6Y015qjh0o
Ważnym dla pieszych punktem tej inwestycji będzie budowa nowej kładki w rejonie dawnego Cmentarza Żydowskiego. Pozwoli to zlikwidować dotychczasowe przejście, a mieszkańcy będą mogli bezpiecznie przekraczać Zakopiankę.
DK7 należy do sieci TEN-T i jest istotnym połączeniem komunikacyjnym kraju. Obsługuje zarówno ruch tranzytowy jak i lokalny. Z roku na rok obserwujemy zwiększenie natężenia ruchu. W latach 2020-2021 na samym odcinku Jawornik – Myślenice wyniosło ono prawie 47 tys. pojazdów na dobę.
Zbliża się finał 32. edycji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Na licytacji pojawił się (nie)zwykły Ford Escort z 1982 roku. Auto brało udział w Rajdzie Koguta 2023 i zaszczytnym numerem startowym #32. Jakby tego było mało, w aucie znalazł się podpis Jurka Owsiaka.
Ford Escort z 1982 roku z silnikiem 1.3 benzyna o mocy 60 KM wystawiono na aukcji za cenę wywoławczą 500 zł. Jak można się spodziewać, kwota szybko rośnie i już wynosi 9999 zł. Aukcja kończy 29 stycznia.
Ford Escort 1982 aukcja WOŚP 3
Licytacja to nie tylko okazja do zdobycia legendarnego samochodu, ale również szansa na niezapomniane przeżycie w rajdzie, który odbędzie się już 30 maja 2024 roku, z Oławy do Mrągowa. Każdego roku miłośnicy starej motoryzacji zjeżdżają do Oławy, by w Boże Ciało wystartować do wcześniej wybranej miejscowości. Do tej pory wszystkie edycje Rajdu Koguta zebrały łącznie 4 402 000 zł dla potrzebujących, co świadczy o wielkim zaangażowaniu społeczności.
Samochód oferowany na naszej aukcji, pochodzący z lat 90., posiada specyficzny zapis w dowodzie rejestracyjnym związany z przepisami obowiązującymi w tamtych latach w zakresie sprowadzania pojazdów.
Ford Escort 1982 aukcja WOŚP 2
W dokumencie znajduje się informacja, że pojazd został składany z części. Proces ten obejmował przekraczanie granicy w stanie rozłożonym (osobno silnik, osobno nadwozie), po czym w kraju był składany i rejestrowany. W związku z tym, mogą wystąpić pewne rozbieżności między informacjami zawartymi w dowodzie rejestracyjnym a zapisami w numerze identyfikacyjnym pojazdu (VIN). Prosimy o zwrócenie uwagi, że rocznik podany w dowodzie jest rocznikiem złożenia części, natomiast rocznik wynikający z VIN jest rzeczywistą datą produkcji.
Dodatkowo, w dniu finału WOŚP, tj. 28 stycznia, kultowy samochód pojawi się na rynku we Wrocławiu, podczas wydarzenia organizowanego przez „Klasyczną Strefę Wrocław”. To doskonała okazja, aby osobiście zobaczyć ten pojazd przed rozpoczęciem licytacji.
O czym informuje wskaźnik temperatury w samochodzie?
Wskaźnik temperatury to jeden z podstawowych wskaźników w samochodzie, chociaż producenci w niektórych swoich modelach decydowali się na „oszczędności”. Zamiast wskaźnika stosowali kontrolkę informującą o tym, że silnik jest zimny i gasnącą, gdy temperatura minimalnie wzrosła. Tylko temperatura czego dokładnie?
Osoby które mają w swoich samochodach wspomniany wskaźnik, interpretują jego wskazania w prosty sposób. Kiedy temperatura osiąga 90 stopni Celsjusza, to znaczy, że chłodziwo osiągnęło odpowiednią temperaturę. Jeśli jeszcze tego nie zrobiło, silnik jest niedogrzany, a kiedy przekracza wspomnianą wartość, to auto się przegrzewa i konieczna jest kontrola układu chłodzenia. To prawda, ale nie do końca.
Kiedy silnik samochodu jest naprawdę rozgrzany?
Problem z omawianym wskaźnikiem polega na tym, że to przede wszystkim informacja, czy jednostce nie grozi przegrzanie. Natomiast nie jest to informacja o tym, czy silnik osiągnął właściwą temperaturę roboczą.
Na początku płyn chłodniczy krąży w tak zwanym małym obiegu, a dopiero po nagrzaniu przechodzi w obieg duży, wykorzystujący chłodnicę. Odpowiada za to termostat i kiedy silnik przegrzewa się, to bardzo możliwe, że zawiódł właśnie ten element i chłodziwo cały czas jest w obiegu zamkniętym.
Ta wiedza jest istotna, ponieważ pozwala zrozumieć istotę problemu. Ponieważ w aucie mamy obieg mały i duży, możemy szybko rozgrzać płyn chłodzący, dzięki czemu zimą szybko można ogrzać kabinę. Lecz to nie oznacza, że cały silnik i jego podzespoły się rozgrzały.
Za moment „rozgrzania” można uznać sytuację, kiedy właściwą temperaturę osiągnął olej silnikowy. Dopiero wtedy mamy pewność, że jest on właściwie rozprowadzony i ma optymalne właściwości smarne. Dopiero wtedy też możemy wykorzystywać pełnię możliwości silnika.
Ile czasu potrzebuje silnik, żeby rozgrzać się zimą?
To zależy od samego silnika. Co do zasady znacznie szybciej rozgrzewają się jednostki benzynowe, a wysokoprężne wyraźnie dłużej. Oprócz tego trzeba wziąć pod uwagę temperaturę zewnętrzną oraz to, czy mamy możliwość swobodnej jazdy, czy zaraz po ruszeniu wpadamy w korek.
Jako orientacyjne minimum trzeba przyjąć dystans 10 km i czas przynajmniej kilkunastu minut. Zanim to nastąpi, trzeba starać się jechać łagodnie. Co dla wielu osób może oznaczać, że w drodze z domu do pracy, ich silnik nigdy nie osiągnie właściwej temperatury. Nie jest to dla niego zdrowe, ale możemy mu pomóc łagodnym traktowaniem.
Nowa naklejka to obowiązkowy sposób oznaczania pojazdów, które mogą wjeżdżać na teren Stref Czystego Transportu. Zgodnie z ustawą o elektromobilności, samochody jej nieposiadające, nie mogą poruszać się po SCT.
Jakie informacje znajdują się na zielonych naklejkach
Wzór nowych zielonych naklejek przewiduje umieszczanie na nich kilku informacji. Najważniejszymi są rodzaj paliwa oraz rok produkcji pojazdu. Są one istotne z tego względu, że każda Strefa Czystego Transportu może mieć inne zasady?
Jak to możliwe? Wspomniana ustawa pozwala gminom mającym ponad 100 tys. mieszkańców, ustanawiać SCT, ale nie narzuca zasad. To samorząd ustala teren, na którym strefa obowiązuje, a także to, kto może do niej wjeżdżać.
Dlatego naklejka nie posiada prostej informacji „zatwierdzone do poruszania się po SCT”, ani tym podobnych. Czy możemy gdzieś wjechać, określają dopiero władze danej gminy.
Ile wynosi kara za brak zielonej naklejki?
Zgodnie z przepisami, za brak omawianej naklejki, kierowcy grozi grzywna 500 zł. Dostawać ją można tak naprawdę codziennie, za każdym razem, gdy służby stwierdzą, że wjechaliśmy bez niej na teren strefy.
Z posiadania nowych naklejek zwolnione są samochody elektryczne oraz wodorowe z ogniwamy paliwowymi. Jedne i drugie są całkowicie zeroemisyjne lokalnie, więc oczywiste jest, że nie ma mowy w ich przypadku o normach emisji spalin. O tym fakcie zaświadczają zielone tablice rejestracyjne i to one zwalniają z posiadania naklejki.
Naklejki mogą też być nieobowiązkowe, kiedy dana gmina zdecyduje się na system automatycznego nadzoru, który będzie sprawdzał, czy wjeżdżające na teren jej SCT pojazdy, spełniają odpowiednie normy. Taki system zamówił już Kraków.
Elektryczne samochody użytkowe także sprzedają się coraz lepiej. Według danych Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR, w 2023 roku nowych nabywców znalazło 2 450 takich pojazdów, podczas gdy w 2022 roku było ich tylko 1 414 (+73%).
Jaki jest najpopularniejszy elektryczny dostawczak w Polsce?
Wśród modeli dostawczych równych sobie nie ma Ford E-Transit, który w ostatnich miesiącach sprzedawał się nieco słabiej, ale wcześniej wyrobił sobie sporą przewagę. W 2023 roku znalazło się 833 chętnych na Forda E-Transita, co pozwoliło modelowi na objęcie aż 33,45% udziału w segmencie elektrycznych samochodów dostawczych.
E-Transit sprzedał się lepiej od drugiego modelu w zestawieniu aż o ponad 500 sztuk. E-Transit był jednocześnie czwartym najlepiej sprzedającym się modelem elektrycznym w Polsce (wśród wszystkich samochodów elektrycznych, nie tylko dostawczych).
Elektryczny Transit jest dostępny zarówno jako van, van brygadowy, jak i podwozie. Do wyboru są też trzy długości oraz dwie wersje mocy maksymalnej silnika (184 i 269 KM). Maksymalna pojemność przestrzeni ładunkowej wynosi 15,1 m3, a maksymalna ładowność 1 630 kg.
W 2023 roku na zakup E-Transita w wersji furgon zdecydowały się znane firmy kurierskie, takie jak InPost, DHL i GLS, a Truck Care jako pierwsza firma w Polsce zdecydowała się na zakup samochodu w wersji podwozie.
Sztuczna inteligencja wkracza coraz mocniej do świata samochodów. Jedni patrzą na ten proces z obawą, inni z podziwem. Chcąc nie chcąc, AI będzie dominować w nowoczesnych samochodach, a z biegiem czasu aut będzie „uczyć się” stylu i upodobań kierowcy.
Skoda wprowadza ChatGPT do swoich modeli
Nowa funkcja Skody będzie bazować na platformie Cerence Chat Pro, która specjalizuje się w integracji technologii ChatGPT z systemami multimedialnymi w samochodach. Sztuczna inteligencja ułatwi dostęp do ogromnej bazy danych i możliwość odczytywania wiadomości tekstowych podczas jazdy.
Dzięki platformie Cerence Chat Pro, bazującej na technologii ChatGPT, asystent głosowy Laura zyska szereg zupełnie nowych funkcji. Obecnie umożliwia m.in. sterowanie systemem Infotainment, nawigacją i klimatyzacją, a także odpowiada na proste pytania. W przyszłości Laura będzie mogła udzielać dodatkowych informacji i odpowiedzieć na bardziej złożone zagadnienia, a co za tym idzie – prowadzić rozbudowane i naturalnie brzmiące rozmowy, wyjaśniać wątpliwości czy informować o różnych kwestiach dotyczących jazdy i samochodu. To wszystko bez potrzeby odrywania rąk od kierownicy.
System jest niezwykle intuicyjny w obsłudze: aby aktywować asystenta głosowego wystarczy powiedzieć „Hej, Laura” lub nacisnąć odpowiedni przycisk na kierownicy. Jeśli Laura nie jest w stanie pomóc, pytanie jest anonimowo wysyłane na platformę ChatGPT.
System nie gromadzi żadnych danych na temat użytkownika ani pojazdu, a wszystkie zapytania i odpowiedzi są usuwane od razu po przesłaniu do samochodu. Dzięki temu klienci mogą mieć pewność, że ich dane są całkowicie bezpieczne.
Technologia będzie dostępna w najnowszej generacji systemów Infotainment, które trafią na rynek w połowie 2024 r. wraz z wybranymi wersjami Skody Enyaq, nowymi generacjami modeli Superb i Kodiaq oraz nową Skodą Octavią.
Jak rozumieć pojedyncze mrugnięcie światłami z naprzeciwka?
Jeżeli pojazd zbliżający się z naprzeciwka mrugnie raz długimi światłami, to zgodnie z kodem kierowców, może znaczyć to kilka rzeczy. Wszystkie związane z naszymi światłami.
Co do zasady chodzi o problem z reflektorami. Możemy jechać bez włączonych świateł mijania, a mrugnięcie to przyjacielskie przypomnienie. Jeżeli światła są włączone, może być z nimi jakiś problem, na przykład przepaliła się żarówka.
Jeżeli kierowca z naprzeciwka zna dobrze obowiązujące kody, to dwa mrugnięcia światłami drogowymi, oznaczają jedno. W pobliżu znajduje się patrol policji, kontrolujący prędkość. Upewnijcie się wtedy, czy jedziecie przepisowo.
Jak rozumieć kilka mrugnięć światłami drogowymi lub ciągłe świecenie?
Taki rodzaj kodu używają zwykle kierowcy jadący za nami. Kilkukrotne mrugnięcie, stosowane jest zwykle, by przyciągnąć naszą uwagę i zwrócić uwagę na problem. Zwykle to, że zajmujemy bez potrzeby lewy pas, a drugi kierowca chce pojechać szybciej.
Natomiast długie świecenie to zwykle rodzaj reprymendy, pokazania przez drugiego kierowcę, że zrobiliśmy coś nie tak. Stosowane na przykład w sytuacjach wymuszania pierwszeństwa.
Co oznaczają światła awaryjne?
Włączenie świateł awaryjnych to uniwersalny znak podziękowania. Na przykład, jeśli jakiś kierowca ułatwi nam wyjechanie z parkingu lub drogi podporządkowanej. Możemy podziękować mu gestem uniesionej ręki, ale jeśli nie mamy jak go wykonać lub jest noc i nie zauważyłby go, używa się w tym celu świateł awaryjnych.
Inne ich znaczenie, to gest przeprosin. Jeśli na przykład nie zauważyliśmy kogoś i wymusiliśmy na nim pierwszeństwo, to kultura nakazuje przeprosić go za to.
Czy policja wystawia mandaty za wysyłanie sygnałów światłami?
Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Nie ma żadnego przepisu, który zabraniałby kierowcom stosować powyższe przykłady komunikacyjnego kodu. Funkcjonariusze nie mogą więc nam za to nic zrobić.
Taryfikator mandatów przewiduje za to grzywnę w wysokości 200 zł za niewłaściwe używanie oświetlenia. Nie jest więc tak, że policja niczego nie może nam zrobić.
Jedyne, na co możemy liczyć, to wyrozumiałość funkcjonariuszy. Jeśli rzeczywiście mrugnęliśmy raz, bo ktoś zapomniał włączyć świateł i chcieliśmy mu to uświadomić, policjant może pochwalić taką postawę. Ale jeśli chodziło o ostrzeganie przed patrolem, to nie ma co liczyć na taryfę ulgową.
Mocny pogląd na temat hamowania silnikiem mają często kierowcy starszej daty, ale również wśród młodszych można znaleźć podobne przekonania. Mogą one wynikać z dawnych przyzwyczajeń lub z błędnego rozumienia tego, jak pracuje silnik.
Wśród takich kierowców popularna opinia głosi, że kiedy tylko jest taka możliwość, powinniśmy wrzucać luz i pozwalać pojazdowi na swobodne toczenie się. Jednostka pracuje wtedy na wolnych obrotach, więc spalanie jest minimalne, a pojazd porusza się siłą własnego pędu.
Trzymając się tej logiki, starsi kierowcy są przeciwnikami hamowania silnikiem, ponieważ wyraźnie zmniejsza to dystans, jaki samochód pokona bez dotykania pedału gazu.
Zdecydowanie tak. Toczenie się na luzie miało ekonomiczne uzasadnienie w przypadku silników gaźnikowych. Przy wtrysku, auto toczące się na biegu nie zużywa ani trochę paliwa. To więc jest bardziej ekonomiczny sposób jazdy.
Taka jazda jest też bezpieczniejsza – pojazd lepiej reaguje na ruchy kierownic, gdy hamujemy silnikiem (lekko dociążony jest wtedy przód) i w każdej chwili możemy dodać gazu, żeby przyspieszyć. Hamowanie silnikiem i jazda w sposób przewidujący, pozwalają tez na oszczędzanie hamulców, co jest kolejną korzyścią.
Bywają też kierowcy, którzy zamiast wrzucać luz, wolą jechać na sprzęgle. Przekonani, że to taka metoda jak jazda na luzie, ale pozwalająca szybciej reagować.
Wiecie już, że powstrzymywanie się od hamowania silnikiem, nie poprawia spalania. Za to jazda na wciśniętym sprzęgle bardzo przyspiesza jego zużycie. Wymiana tego elementu może iść w tysiące złotych.
Dokładnie 125 lat temu, 21 stycznia 1899 roku Wilhelm Opel, syn założyciela firmy Adama Opla, podpisał umowę ze ślusarzem Friedrichem Lutzmannem na zakup jego Motorwagenfabrik (fabryki samochodów), co było sygnałem do rozpoczęcia produkcji samochodów w firmie Opel. Był to początek nowej ery, która zapisała się w historii daleko wykraczając poza granice rodzimego Rüsselsheim. Firma Opel, produkująca dotąd maszyny do szycia i rowery, wkroczyła na nieznane dotąd terytorium. To obecnie jedna z najstarszych marek motoryzacyjnych świata.
Opel zmotoryzował Europę
Od tamtego czasu z linii produkcyjnych zakładów w całej Europie zjechało ponad 75 milionów pojazdów marki Opel. Najbardziej popularne i wciąż obecne modele to Corsa i Astra. Rok 2024 jest szczególny dla tej marki, nie tylko ze względu na rocznicę, ale także każdy model Opla będzie miał wariant w pełni elektryczny – przede wszystkim będzie to nowy Opel Astra Sports Tourer Electric, jeden z pierwszych na rynku samochodów kombi z napędem elektrycznym.
Florian Huettl, dyrektor generalny marki Opel powiedział: „Podobnie jak Opel 125 lat temu, teraz to my jesteśmy na początku nowej ery. Wtedy firma była pionierem wkraczającym w erę motoryzacji. Teraz Opel jest pionierem w dziedzinie pojazdów elektrycznych, oferując lokalnie bezemisyjną, indywidualną mobilność, która dobrze się sprawdza również w codziennym użytkowaniu. Tak jak nowa Astra Sports Tourer Electric. Podobnie jak pierwszy samochód marki Opel, również ten samochód pochodzi z Rüsselsheim. Jesteśmy dumni z tego dziedzictwa i dlatego będziemy świętować rocznicę 125 lat produkcji samochodów Opla pod hasłem elektromobilności”.
Opel Astra Sports Tourer Electric to jedno z pierwszych elektrycznych kombi
Ten jeden z pierwszych tego typu elektryków miał swoją światową premierę na ubiegłorocznych targach motoryzacyjnych IAA Mobility w Monachium. Silnik elektryczny rozwija moc 115 kW/156 KM i zapewnia wynoszący 270 Nm maksymalny moment obrotowy. Nowa Astra Sports Tourer Electric osiąga prędkość maksymalną 170 km/h. Na jednym ładowaniu akumulatora można przejechać dystans aż do 413 km (wg. normy WLTP). Nowy model oferuje także najnowocześniejsze technologie, takie jak wiodące w swojej klasie reflektory pikselowe Intelli-Lux LED złożone aż z 168 elementów LED oraz system Intelli-Drive 2.0 z półautomatycznym układem zmiany pasa ruchu i inteligentnym układem dostosowywania prędkości jazdy.
Marka przygotowała więcej ciekawostek i premier z okazji 125. rocznicy powstania, o szczegółach dowiemy się już wkrótce.
Opel Patent-Motorwagen 1899
Historia marki Opel
Historia marki Opel rozpoczęła się w 1862 roku w Rüsselsheim. Adam Opel zbudował swoją pierwszą maszynę do szycia, kładąc tym samym podwaliny pod firmę. Szybko Opel stał się jednym z największych producentów maszyn do szycia w Niemczech i eksportował je do całej Europy. Wraz z rozpoczęciem produkcji rowerów, marka Opel odniosła kolejny sukces. Pierwszy jednoślad został zbudowany w Rüsselsheim w 1886 roku, dzięki czemu Opel stał się jednym z pierwszych producentów rowerów w Niemczech. W latach dwudziestych XX wieku – równolegle z działalnością samochodową – Opel stał się największym na świecie producentem rowerów. Za tym sukcesem stali synowie nieżyjącego już wtedy założyciela firmy.
To oni również dokonali fundamentalnej zmiany idącej w kierunku zmotoryzowanego transportu firmy Opel. Ze względu na kryzys w branży rowerowej w latach 90-tych XIX wieku, bracia Opel poszukiwali nowych produktów i wpadli na pomysł samochodu. W 1897 roku Fritz i Wilhelm Opel odwiedzili pierwszy Niemiecki Salon Samochodowy w Berlinie i spotkali tam Friedricha Lutzmanna. Mistrz ślusarski produkował samochody od 1894 roku, a zatem miał doświadczenie, którego potrzebowali bracia Opel. Zaprosił on braci Opel do swojej fabryki w Dessau, gdzie Fritz i Wilhelm natychmiast dostrzegli potencjał związany z produkcją samochodów, który zaprezentował im Lutzmann.
Choć wszyscy początkowo myśleli o współpracy, bracia Opel złożyli Lutzmannowi atrakcyjną ofertę na całą produkcję, obejmującą grunty, budynki i wyposażenie warsztatu. 21 stycznia 1899 roku Wilhelm Opel i Friedrich Lutzmann podpisali umowę kupna-sprzedaży o wartości 116 887 marek i fabryka stała się własnością Opla.
Całą firmę, łącznie z pracownikami i maszynami, przeniesiono z Dessau do siedziby Opla w Rüsselsheim. Sam Lutzmann objął stanowisko kierownika sprzedaży w firmie Adam Opel Motorfahrzeug-Fabrik.
Dzięki przejęciu produkcji i patentów Opel od razu zyskał doświadczenie w zakresie konstrukcji pojazdów mechanicznych. Od tego momentu Lutzmann i wybrani pracownicy zatrudnieni wcześniej przy produkcji rowerów Opla produkowali teraz samochody pod nazwą Opel w specjalnie zbudowanej do tego celu hali produkcyjnej. Pierwsze reklamy nowych modeli pojawiły się już wiosną 1899 roku i głosiły, że „samochody Opla są najlepsze”.
Przeciętnie, w ciągu roku użytkownicy samochodów elektrycznych pokonują średnio między 15 a 20 tys. km, czyli tyle samo co kierowcy samochodów konwencjonalnych – to wybrane wnioski wielkiego badania opinii użytkowników samochodów elektrycznych, przygotowanego przez EV Klub Polska, w ramach którego pozyskano dane od niemal 1000 realnych użytkowników samochodów elektrycznych.
Ile kosztuje jazda elektrykiem?
Na to pytanie próbowało odpowiedzieć 965 respondentów. W trakcie 138 dni zebrano dane od właścicieli 66 różnych modeli samochodów, 30 marek i 15 ogólnodostępnych operatorów stacji ładowania. Łącznie analizie poddano 322 793 danych, co pozwoliło na uzyskanie kompleksowej oceny na temat preferencji i nawyków użytkowników w kwestiach m.in. takich jak: użytkowanie elektryka na co dzień, ocena infrastruktury do ładowania, ocena marek, modeli, serwisów czy poziomu wiedzy sprzedawców danych marek.
Średni koszt podróży elektrykiem w Polsce wynosi 23 zł na 100 km. Kierowcy, którzy ładują się tylko w domu (58%), płacą za energię od 12 do 15 złotych na 100 km.
W zależności od źródła uzupełniania energii koszty eksploatacji samochodu elektrycznego mogą się znacząco różnić. Jak wynika jednak z badania, po uwzględnianiu średniego miksu wykorzystania źródeł prądu przemiennego (AC) i stałego (DC) oraz faktycznych kosztów kWh ponoszonych przez użytkowników, pokonanie 100 km pojazdem elektrycznym w Polsce to koszt ok. 23 zł. Uwzględniając przy tym średnie miesięczne przebiegi, kierowcy aut elektrycznych wydają miesięcznie średnio 345 zł na zakup energii elektrycznej.
Ile kosztuje ładowanie elektryka w domu?
Ładowanie samochodów elektrycznych w domu, to najbardziej opłacalne rozwiązanie. Koszt przejechania 100 km, może się jednak różnic w zależności od wybranej taryfy energetycznej, dlatego w ramach badania zapytano nie tylko o same koszty, ale również o taryfy, z których korzystają użytkownicy. W efekcie 46% respondentów korzysta z wariantu G11, 17% z G12, 23% z G12w, a 14% z innych taryf.
Warto również podkreślić, że niemal co drugi właściciel samochodu elektrycznego, który ma możliwość ładowania w domu, korzysta z wallboxa (46%), co potwierdza rosnące zainteresowanie bardziej zaawansowanymi formami ładowania.
Ile kosztuje ładowanie elektryka na stacjach ładowania?
W ciągu roku użytkownicy samochodów elektrycznych pokonują średnio między 15 a 20 tys. km. Przy czym 52% przebiegu stanowi jazda po mieście, a pozostałe 48% pokonywanych przez nich kilometrów jest poza obszarem miejskim. Jak wynika z zebranych danych, średni koszt przejechania 100 km przy uwzględnieniu szybkiego ładowania prądem stałym (DC), to 50,38 zł. Statystycznie z takich stacji użytkownicy w ciągu roku korzystają ok. 48 razy.
W zależności od rodzaju mocy oraz tego, czy jest to ładowarka obsługująca prąd stały lub zmienny, koszt 1 kWh wygląda następująco (poniżej cennik sieci Greenway):
AC: 1,95 zł
DC < 100 kW: 3,15 zł
DC > 100 kW: 3,15 zł
Warto zaznaczyć, że 41% respondentów ładuje swoje pojazdy zaledwie 1-2 razy w tygodniu, 17% codziennie, a 26% 2-4 razy w tygodniu. Częste ładowanie to efekt pokonywanych dystansów. 18% respondentów wskazało, że dziennie przejeżdża między 51 a 75 km. 17% pytanych wskazało natomiast na przedziały 41-50 oraz 76-100 km.
Polska staje się krajem coraz bardziej cyfrowym, co jest zasługą między innymi stopniowego rozszerzania funkcjonalności aplikacji mObywatel. Jeszcze nie tak dawno temu stanowiła głównie ciekawostkę, ponieważ dokumenty w niej widoczne nie były respektowane i traktowane na równi z plastikowymi.
Obecnie to się zmieniło i cyfrowy dowód osobisty ma taką samą ważność jak fizyczny. Bardzo korzystają na niej kierowcy, którzy mają tam swoje prawa jazdy, mogą sprawdzić liczbę punktów karnych oraz informacje na temat swoich pojazdów.
Nowe Ministerstwo Cyfryzacji nie zwalnia w rozwijaniu mObywatela i na ten rok zapowiedziało wprowadzenie takich funkcjonalności jak:
Twoje sprawy – sprawdzanie statusu spraw administracyjnych.
Dane kontaktowe – edytowanie danych zgromadzonych w Rejestrze Danych Kontaktowych.
Zarządzanie dowodem osobistym – zawieszanie, odwieszanie i unieważnianie dowodu osobistego.
Trzy nowe usługi dotyczące eDowodu: podpisywanie plików PDF, wdrożenie zakresu aplikacji eDO App służącej do weryfikacji danych, skrzynka eDoręczeń do komunikacji z urzędami.
Jedną z tegorocznych nowości będzie także funkcja „stłuczka”, która może okazać się zbawienna dla wielu kierowców. Jak łatwo się domyślić, będzie on przydatny, gdy będziemy mieli stłuczkę na drodze. Jak wyjaśnił wiceminister cyfryzacji:
Moduł stłuczka pozwoli nie sięgać po papiery i będzie pomagał uczestnikom zdarzenia drogowego w momencie, kiedy sprawa nie budzi większych wątpliwości, na sporządzenie tego protokołu właśnie przez mObywatela.
Funkcja ta nie jest jeszcze dostępna i ma podanej daty jej wprowadzenia. Możemy domyślać się tylko, jak będzie ona działała. Obstawiamy cyfrowy formularz, który krok po kroku przeprowadzi nas przez procedurę spisywania oświadczenia po kolizji, a może nawet pozwoli weryfikować prawdziwość wprowadzanych danych i ostrzeże, jeśli na przykład pojazd sprawcy nie ma ubezpieczenia OC.
Oszczędzi to sporo czasu i nerwów kierowcom, którzy mieli stłuczkę, ale nie wiedzą, jak powinno wyglądać oświadczenie sprawcy, ani nawet nie mają przy sobie kartki papieru.
Metą w nadmorskim mieście Yanbu zakończyła się 46. edycja najtrudniejszego na świecie rajdu pustynnego – Rajd Dakar 2024. Wśród motocyklistów zwyciężył Amerykanin Ricky Brabec, a w klasie samochodów najszybszy był Carlos Sainz oraz Lucas Cruz. Polacy niestety poza czołówką.
Kto wygrał Rajd Dakar 2024?
Po raz pierwszy morderczy rajd wygrał niskoemisyjny prototyp z napędem elektrycznym, co jest zapewne znakiem przyszłych czasów. Za sterami Audi RS Q e-tron zasiedli Hiszpanie – Carlos Sainz oraz Lucas Cruz. Zapewnili oni marce pierwsze zwycięstwo w Rajdzie Dakar po przejechaniu około 7900 kilometrów z przewagą 1 godz. 20 min.
9-krotny rajdowy mistrz świata Francuz Sebastien Loeb (Prodrive Hunter) w czwartek z powodu awarii technicznej stracił szansę na zwycięstwo. Loeb na 132. kilometrze trasy uszkodził wahacz, jego naprawa zajęła ponad 1,5 godziny. Na metę przyjechał jako drugi.
Podium zamknęli z kolei członkowie teamu Audi – Szwed Mattias Ekstroem i Francuz Stephane Peterhansel.
W rywalizacji motocyklistów zwyciężył Ricky Brabec (Honda Team). W 2020 roku był pierwszym Amerykaninem – zwycięzcą tego najtrudniejszego rajdu na świecie. – Kiedy dojechałem do mety, dostałem dreszczy – powiedział Brabec. Amerykanin dodał: zespół był niesamowity, mój motocykl ani razu mnie w tym roku nie zawiódł.
Amerykanin o 10.53 wyprzedził kolegę z zespołu Hondy, zawodnika z Botswany Rossa Brancha. Trzecie miejsce wywalczył Francuz Adrien Van Beveren – strata 12.25.
Dakar 2024 nie był łaskawy dla Polaków
Najbardziej rozczarowani po 46. edycji Dakaru mogą być Eryk i Michał Goczał, którzy zostali wykluczeni z rajdu z powodu nieprzepisowego sprzęgła. Polacy wydali oświadczenie orzekające, że przepisy są w tej kwestii niejednoznaczne i zarzucili też wrogie działania ze strony konkurencji. Sędziowie jednak uznali, że polskie załogi złamały regulamin.
Po 9 latach przerwy do pustynnego boju wrócił także Krzysztof Hołowczyc, który był faworytem w rajdzie, przypomnijmy, że w swoim ostatnim występie w 2015 roku zajął trzecie miejsce i jest to jak dotąd jedyne polskie podium w tej klasie. Niestety, polska ekipa już na drugim etapie miała wypadek, a po kilku dniach awarię, a na domiar złego „Hołek” doznał kontuzji szyi w wyniku czego panowie nie ukończyli rajdu.
Na miejsce w drugiej dziesiątce liczyli motocykliści Maciej Giemza i Konrad Dąbrowski. Pierwszy z nich musiał się wycofać w połowie etapu maratońskiego z powodu przemieszczenia kości nadgarstka.
Pozostałe polskie załogi nie liczyły się w walce o wysokie miejsca, ale udało im się dojechać do mety z wielogodzinnymi stratami, po drodze napotykając różnego rodzaju problemy.
Z ukończenia Dakaru mogą się cieszyć jadący samochodem Magdalena Zając i Jacek Czachor (Toyota) oraz Grzegorz Brochocki i Grzegorz Komar w klasie SSV.
Kiedy jazda w pasach bezpieczeństwa jest obowiązkowa?
Chociaż czasami trudno w to uwierzyć, nadal zdarzają się osoby, które znają wiele wymówek na to, żeby nie zapinać pasów bezpieczeństwa. Najbardziej popularne to „jadę tylko kawałek”, „przecież z tyłu nie trzeba” oraz „spokojnie, trzymam się fotela”. Lenistwo, dziwne teorie, że pasy „są niewygodne”, a przepisy są jednoznaczne i to już od 1991 roku:
Kierujący pojazdem samochodowym oraz osoba przewożona takim pojazdem wyposażonym w pasy bezpieczeństwa są obowiązani korzystać z tych pasów podczas jazdy.
Jaką funkcję pełni guzik na pasach bezpieczeństwa?
Jeżeli nie jeździcie jakimś wiekowym samochodem, to na bank jego pasy bezpieczeństwa mają specjalne guziki. Są one niepozorne i łatwo przeoczyć ich obecność, ale znacząco poprawiają wygodę. Ich rola jest prosta – zapobiegają zsuwaniu się klamry w dół, kiedy pas swobodnie zwisa. Dzięki niemu jednym ruchem możemy złapać za klamrę i wygodnie zapiąć pas.
Ile wynosi mandat za jazdę bez pasów bezpieczeństwa?
Jada bez pasów jest jednym z tych wykroczeń, które policja może stwierdzić bez problem z dużej odległości. Jeśli kogoś nie przekonuje troska o własne bezpieczeństwo, to może przekona go perspektywa mandatu:
100 zł i 2 pkt. karne za prowadzenie auta bez pasów bezpieczeństwa
100 zł i 5 pkt. karnych za przewożenie pasażerów bez pasów bezpieczeństwa
100 zł dla pasażera, który nie zapiął pasów
300 zł i 10 pkt. karnych za przewożenie dziecka bez fotelika
Ford Kuga stał się rynkowym hitem od momentu wprowadzenia go do sprzedaży w 2008 roku. To jeden z najchętniej wybieranych modeli tej marki w Europie, więc na odświeżony model z pewnością czeka wielu klientów. Ford twierdzi, że Kuga to najlepiej sprzedająca się hybryda plug-in (PHEV) w Europie, dlatego w nowym modelu położono nacisk na elektryfikację.
Nowy Ford Kuga ma mocno zmienioną stylistykę
Nowy SUV wyróżnia się całkowicie innym grillem oraz przednimi reflektorami LED. Dodatkowo, „pociągnięto” pas świetlny przez całą szerokość maski, co z pewnością po zmroku nada autu wyrazistego charakteru.
Zmieniono zarówno kształt kloszy, jak i rozmieszczenie elementów świetlnych. Kształt zderzaka także został zmodyfikowany, pojawiły się też dodatkowe wloty powietrza. Z tyłu mamy niewiele zmian, nowe są jedynie listwy LED-ów pod kloszami świateł.
Co we wnętrzu? Jak to dziś w motoryzacyjnej modzie bywa, na konsoli środkowej dominuje niemały (o przekątnej 13,2-cala) ekran dotykowy, sam system multimedialny ma dwukrotnie większą moc obliczeniową, zapewnia łączność 5G gwarantującą szybki dostęp do informacji i nawigację korzystającą z chmury. Dodatkowo bezprzewodowo łączy się z Apple CarPlay oraz Android Auto.
Nowy Ford Kuga pojedzie „na samym prądzie”
Nowy Ford Kuga będzie dostępny w jednej wersji spalinowej (z 3-cylindrowym silnikiem 1.5 o mocy 150 KM) oraz w trzech wariantach hybrydowych (180-243 KM). Ten najszybszy przyspiesza od 0 do 100 km/h w 7,3 s.
Napęd hybrydowy nowego Forda Kuga zapewnia do 69 km jazdy wyłącznie na napędzie elektrycznym, oczywiście w wersji PHEV. Auto można ładować z domowego lub publicznego zasilania. Nowy Ford Kuga Hybrid oferuje wygodę i komfort zelektryfikowanego układu napędowego z zasięgiem do 900 km na jednym zbiorniku paliwa i do 64 procent czystej jazdy z napędem elektrycznym w mieście.
Zarówno nowa Kuga Plug-In Hybrid, jak i Kuga Hybrid AWD zapewniają lepsze przyspieszenia, przy zmniejszonej emisji spalin, a to oczywiście zasługa napędu elektrycznego. Nowa Kuga jest zdolna do holowania przyczepy o masie do 2100 kg.
Tempomat adaptacyjny nowej generacji może teraz automatycznie hamować przed zakrętami i skrzyżowaniami, a system kamer 360 stopni oferuje widok z lotu ptaka, przez co parkowanie w ciasnych miejscach, podjeżdżanie do przyczepy, czy inne manewry stają się banalnie łatwe.
Nowy Ford Kuga ma przesuwane siedzenia w drugim rzędzie, przez co można zwiększyć przestrzeń na nogi nawet do ponad jednego metra dla pasażerów z tyłu lub w razie potrzeby zwiększyć przestrzeń bagażową o 140 litrów.
Dostępne jako standard w wersjach ST-Line X oraz Active X ergonomiczne fotele z certyfikatem AGR umożliwiają elektryczną regulację w 12-stu kierunkach i ręczną w 6-ciu, dzięki czemu pasażerowie w pierwszym rzędzie mogą zapewnić podparcie ciała tam, gdzie jest ono najbardziej potrzebne.
Wśród wersji wyposażenia nowej Kugi znalazła się nowa seria Active, idealna dla klientów, którzy potrzebują najbardziej wytrzymałej Kugi, zarówno pod względem wyglądu, jak i możliwości, zdolnej do radzenia sobie z trudniejszymi nawierzchniami, w tym piaszczystymi lub błotnistymi.
Nowa Kuga jest produkowana w Europie w nowoczesnej fabryce Forda w Walencji w Hiszpanii, gdzie technologia druku części 3D zapewnia bardzo precyzyjną i ekologiczną produkcję. Inżynierowie korzystają z systemów sztucznej inteligencji, by zapewnić najwyższą jakość produkowanych samochodów.
Produkcja nowego SUVa od Forda rozpoczyna się na początku lutego, a zamówienia będzie można składać już pod koniec stycznia 2024.
Nowy znak bywa umownie nazywany klepsydrą, ale gdy się przyjrzeć, jego kształt jest znacznie bardziej skomplikowany. To czarne koło z białą obwódką, w który wpisano czarno-białe trójkąty oraz dwie ćwiartki białego koła.
Wbrew pozorom, skomplikowany kształt nowego znaku, nie wymaga od kierowcy żadnych głębokich interpretacji. Skierowany jest do bardzo konkretnej grupy pojazdów.
Chodzi o pojazdy autonomiczne, które są testowane na niektórych niemieckich drogach, przy których znajdziemy wspomniany znak. Samochody takie mają wyjątkowo szczegółowe mapy, a także czujniki, kamery i radary, pozwalające im na „odnalezienie się” na drodze.
Wydawałoby się, że swoją pozycję rejestrują na podstawie sygnału GPS, ale okazuje się, że potrzebne im są także specjalne znaki przy drogach. Ich złożony kształt sprawia, że nie mogą ich z niczym innym pomylić.
Gdzie spotkamy znaki klepsydra?
Po raz pierwszy znak klepsydra pojawił się na dwóch autostradach:
A9 w Bawarii (między węzłami Pfaffenhofen i Holledau)
Tam początkowo testy swoich autonomicznych pojazdów przeprowadzały Audi oraz BMW. Obecnie niemieckie władze wydały pozwolenia na przeprowadzanie podobnych testów również w innych częściach kraju. Swoje auta sprawdza tam między innymi Volkswagen oraz chińskie Nio.
Kierowcy podróżujący po Niemczech nie muszą więc przejmować się nowymi znakami, ponieważ one ich nie dotyczą. Ale jeśli je zobaczycie, zachowajcie dodatkową czujność. Istnieje szansa, że spotkacie na swojej drodze samochód autonomiczny. Takie pojazdy zwykle nie robią niczego niespodziewanego, a do tego za ich kierownicą zawsze ktoś siedzi, gotów przejąć kontrolę, ale lepiej być ostrożnym.
Często znani kierowcy rajdowi i wyścigowi zaczynają swoją przygodę bardzo wcześnie. Robert Kubica pierwszy raz za kółko zasiadł mając 6 lat. Martyna Błanik rozpoczyna motorsportową karierę bardzo podobnie. Ma 7 lat i już odnosi sukcesy!
Pasję dziewczynki rozwija jej tata, Marcin Błanik który postanowił zaangażować się w sport córki. Obecnie jeździ z nią jako pilot (osoby poniżej 18 roku życia muszą startować z rodzicem lub opiekunem).
– Już jako trzylatka zaczęła jeździć na rowerze, później na quadach elektrycznych, a kiedy miała pięć lat, kupiłem jej motor spalinowy dopasowany do dzieci. Jeździła nim dość szybko, więc ze względu na bezpieczeństwo zdecydowaliśmy się jednak na samochód” – opowiada tata Martyny.
Po zakupie rajdówki trzeba było dopasować ją do siedmiolatki. W samochodzie zostały przedłużone pedały, zamontowano też obowiązkową klatkę bezpieczeństwa. Martyna prowadzi siedząc w specjalnym foteliku przystosowanym dla dzieci.
Kilka kilometrów od miejsca, w którym młoda miłośniczka sportów motoryzacyjnych szlifuje swoje umiejętności, odbywają się wyścigi Rally Park Kaczyce. Organizatorzy zgodzili się, by dziecko wzięło w nich udział. Oprócz tego Martyna Błanik ścigała się też na torze wyścigowym w cyklu Drive Cup, który odbywa się w Kamieniu Śląskim. Zajęła trzecie miejsce w klasie kobiet. Tutaj również jej konkurentkami były tylko dorosłe zawodniczki.
Ojciec utalentowanej 7-latki twierdzi, że córka jeździ na razie bardzo zachowawczo. – Jest ostrożna, bo wie, jak poważne konsekwencje mogłaby ponieść, gdyby przekroczyła pewne granice. Kiedy jeżdżę obok niej, widzę, jak kalkuluje i uważa. Nie naciskam na nią i chcę, żeby rozwijała się we własnym tempie — podsumowuje ojciec dziewczynki.
Przebieg 500 tys. kilometrów robi wrażenie także w przypadku auta z silnikiem spalinowym, a w elektryku jest na razie mało spotykany. Właściciel twierdzi, że jego Tesla Model S to pierwszy tego typu samochód w Polsce, który przejechał taki dystans.
Co ciekawe, Tesla Model S o rekordowym przebiegu wciąż jest objęta gwarancją, choć nie na wszystkie podzespoły. Podstawowa gwarancja na Teslę wynosi 80 000 km i 4 lata. Wciąż jednak obowiązuje ochrona na silniki i akumulator trakcyjny. Trwa ona 8 lat i jest bez limitu kilometrów. Obecnie taka gwarancja już nie obowiązuje.
Tesla po 500 tys. km – co wymieniono?
W przypadku tak dużego przebiegu nie obyło się bez usterek i napraw. Co ciekawe, nie ma tego aż tak dużo, a najciekawsze są zdecydowanie klocki hamulcowe, które wymieniono dopiero po 400 tys. km. To dlatego, że kierowca korzystał dużo z systemu rekuperacji, więc hamulce były używane sporadycznie.
Nie obyło się bez poważniejszych napraw, przy przebiegu 100 tys. km trzeba było wymienić tylny silnik elektryczny, który na szczęście objęła gwarancja. Ten element może kosztować nawet 20 tys. zł.
Gwarancja na układ napędowy tej konkretnej Tesli Model S kończy się 21 kwietnia 2025 roku. Według właściciela jego auta będzie miało wtedy przebieg około 650 000 km.
Ponadto koniecznym było zamontowanie nowej kamery cofania oraz naprawa klimatyzacji, a także ustawienie geometrii kół, co łącznie kosztowało dodatkowe 5140 zł. W sumie naprawy Tesli po dystansie 500 tys. km kosztowały 32 910 zł (nie wliczając wymiany opon).
Ile kosztuje przejechanie 500 tys. km Teslą?
Według właściciela jego Tesla Model S zużywała średnio 20 kWh/100 km, więc w sumie było to 100 000 kWh. Na publicznych stacjach ładowania byłoby to koszt ok. (170-200 tys. zł) w zależności od operatora. Większość tego przebiegu Tesla przejechała… za darmo, bo samochód jest objęty dożywotnim darmowym ładowaniem na Superchargerach.
Co ciekawe, spadek wydajności baterii w Tesli z takim przebiegiem to zaledwie 18%. Właściciel dodaje, że niedługo konieczna będzie wymiana amortyzatorów, co uszczupli portfel o ok. 15 000-20 000 zł. Ponadto do wymiany nadają się drążek kierownicy i klamki drzwi.
Pijani kierowcy na polskich drogach to prawdziwa plaga. W ubiegłym roku polska policja zatrzymała 92 951 kierujących po alkoholu. Co ciekawe, to o 5% mniej niż rok wcześniej. Wciąż jednak to bardzo wysoka liczba i teraz prawo drogowe ma kolejny bat na kierujących „na podwójnym gazie”.
W wyniku zmian przepisów każdy nietrzeźwy kierowca, który będzie miał ponad 1,5 promila alkoholu we krwi, niezależnie od tego, czy spowodował wypadek drogowy może stracić samochód. Natomiast w przypadku recydywy (w okresie krótszym niż 24 miesiące od popełnienia identycznego przestępstwa) wystarczy, że kierowca będzie miał 0,5 promila, żeby pożegnać się ze swoimi czterema kółkami.
Na tym nie koniec, sprawca, który ucieknie z miejsca zdarzenia „z automatu” zostanie potraktowany jak osoba będąca pod wpływem alkoholu, tutaj nie ma co liczyć na łagodne traktowanie.
Pomimo, że powyższe przypadki po 14 marca, gdy w życie wejdzie nowelizacja przepisów będą traktowane jednakowo to każdy przypadek będzie musiał rozpatrzeć sąd. Dla kierowców oznacza to nic innego jak wydatki, bo zgodnie z przepisami Kodeksu postępowania karnego koszty przechowywania zajętych przedmiotów wchodzą w skład wydatków, które stanowią składową kosztów sądowych. Oznacza to, że oprócz utraty pojazdu, właściciel będzie musiał pokryć koszty holowania, czy parkingu.
Nie każdy jednak straci auto, są wyjątki
Jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna”: Wyjątek stanowi sytuacja, gdy wcześniejsze skazanie uległo zatarciu. Zgodnie z kodeksem karnym następuje to po 10 latach, ale od tej zasady są wyjątki. I tak: przy wyrokach skazujących na karę bezwzględnego pozbawienia wolności do lat trzech sąd, na wniosek skazanego, może orzec, że zatarcie nastąpi szybciej – już po pięciu latach. W przypadku zaś, gdy kara pozbawienia wolności za jazdę w stanie nietrzeźwości była orzeczona w zawieszeniu, zatarcie następuje po upływie sześciu miesięcy od końca okresu próby. W pozostałych przypadkach zatarcie następuje po trzech latach (od wykonania kary ograniczenia wolności albo jej przedawnienia) i roku (od wykonania kary grzywny).
Dodatkowo, jeżeli u sprawcy wypadku, poziom alkoholu nie przekracza 1,0 promila przepisy mówią o „możliwości orzeczenia przepadku pojazdu”. Wówczas ostateczna decyzja, co do utraty samochodu należy do sądu.
Zarekwirowane samochody można okazyjnie odkupić
Mało prawdopodobne, aby samochody, które zostaną zabrane trafią do służb mundurowych, tak jak np. w Turcji, gdzie w ręce policji trafiła ostatnio flota egzotycznych aut barona narkotykowego.
Duża część z przejętych przez skarbówki pojazdów trafi na licytacje komornicze, podobne do tych, na których Urzędy Skarbowe licytują pojazdy przejęte od wierzycieli za długi.
W takim przypadku wartość pojazdu określa rzeczoznawca, a samochód wystawiany jest na licytację za 75 proc. początkowej wartości określonej w zestawieniu szacunkowym. Jeśli w pierwszej z licytacji oferta nie spotka się z zainteresowaniem, cena jeszcze spadnie i kolejna aukcja rozpocznie się z ceną wywoławczą stanowiącą połowę wartości pojazdu.
Ilu pieszych zostało potrąconych w Polsce w 2023 roku?
Na pełne dane za miniony rok będziemy musieli jeszcze poczekać, ale jako przykład weźmy statystyki od stycznia do sierpnia 2023 roku. W tym czasie doszło do 2846 wypadków z udziałem pieszych, w których zginęło 237 osób. W porównaniu do analogicznego okresu 2022 roku to spadek o 26 oraz 47.
1437 z tych zdarzeń miało miejsce na przejściach dla pieszych, czemu przecież miały zapobiec nowe przepisy dające im pierwszeństwo już podczas wchodzenia na pasy. Dlaczego to nadal tak poważny problem?
Na to pytanie pomaga odpowiedzieć poniższe nagranie. Trójka nastolatek, które prawdopodobnie właśnie wyszły ze szkoły, pomału podchodzi do przejścia. Zatrzymują się, odwracają do siebie, mówią coś. Zupełnie jakby szły chodnikiem, a nie zamierzały wejść na przejście, prowadzące przez ruchliwą ulicę. W tym czasie z naprzeciwka nadjeżdża ciężarówka.
Pierwsza z nastolatek wchodzi na przejście, wpatrzona w zaśnieżoną ulicę, zupełnie niezainteresowana, czy nadjeżdża jakiś samochód. Druga wchodzi za nią, ale odwraca głowę w stronę ciężarówki sunącej w jej stronę na zablokowanych kołach. Po sekundzie zastanowienia, ucieka do przodu, unikając potrącenia. Dopiero wtedy pierwsza zorientowała się, że cały czas w ich stronę jechała ciężarówka. Jedynie trzecia dziewczyna popatrzyła, czy droga jest pusta i widząc zbliżający się pojazd, pozostała na chodniku.
Kto był winny tej sytuacji. Kierowca ma obowiązek zachować szczególną ostrożność w obrębie przejścia dla pieszych i zmniejszyć prędkość. Kierujący ciężarówką nie jechał szybko i natychmiast zaczął hamować. Było jednak zbyt ślisko. Czy powinien był jechać jeszcze wolniej?
A czy piesze dopełniły obowiązku zachowania szczególnej ostrożności, przed wejściem na przejście? Sprawdzenia, czy mogą bezpiecznie wejść na pasy? Czy pamiętały o zakazie wchodzenia bezpośrednio przed nadjeżdżający pojazd. Chyba tego zabrakło.
Tym razem udało się uniknąć potrącenia, ale łatwo sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby nastolatki weszły na ulicę sekundę później, a ciężarówka jechałaby kilka kilometrów szybciej.
Bycie ekspedientem w sklepie lub pracownikiem stacji paliw stojącym za kasą, zwykle kojarzy się z zarobkami w okolicach pensji minimalnej. Ale wychodzi na to, że jest to wrażenie mylne. Według najnowszego raportu ekonomistki dr Izabeli Lewandowskiej, na stacji można zarobić całkiem godziwe pieniądze.
Jak możemy dowiedzieć się z zestawienia pod hasłem „Przerwijmy milczenie: Tyle zarabiają dziewczyny w Polsce”, pewna studentka z Poznania bierze na rękę 4000-4600 zł, zależenie od liczby zmian oraz premii. Jak sama podkreśla, pracuje się 12 godzin, a klienci bywają uciążliwi, ale sama praca jest lekka.
Z zestawienia można dowiedzieć się też, że dziewczyny (wbrew temu co hasło „przerwijmy milczenie”) sugeruje, zarabiają całkiem nieźle. Barmanka bierze na rękę nawet 10 tys. zł, natomiast lekarka bez specjalizacji, pracująca prawdopodobnie w jakiejś przychodni, ma pensję na poziomie 18 tys. zł netto, chociaż pracuje tylko na 3/4 etatu. Skoro dziewczyny zarabiają tak dobrze, to ciekawe do jakich zarobków dochodzą kobiety.
Szczególną uwagę internautów zwróciły zarobki sprzedawczyni na stacji paliw. Szczeremu zaskoczeniu towarzyszyło zainteresowanie, na jakiej to stacji można tyle zarobić. Wyjaśnieniem zagadki może być to, że dla osoby będącej studentem, pensja netto wynosi tyle samo co brutto.
Według Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń, pracownicy stacji paliw zarabiali w minionym roku około 2850 zł na rękę. Taka kwota wygląda (niestety) na bardziej realną.
Obecna kwota 98 zł za przegląd techniczny obowiązuje od 2004 roku. Nie ulega wątpliwościom, że stawka musi się zmienić, ale są pewne granice. Interia donosi o piśmie, które do posłów skierowało Stowarzyszenia Inżynierów i Techników RP (oddział Krosno). Organizacja pisze w nim, że przegląd techniczny w 2024 r. powinien kosztować… 505 zł! Skąd taka ogromna kwota?
Czy będziemy płacić 505 zł za przegląd techniczny?
Stawka za przegląd techniczny na poziomie 98 zł została ustalona w 2004 r., gdy najniższa krajowa wynosiła 824 zł brutto. To stanowiło 11,9 proc. minimalnej pensji. Przeliczając to na aktualną najniższą krajową, otrzymujemy kwotę na poziomie 505 zł. To oznaczałoby zatem podwyżkę na poziomie 515 proc.
Nie jest powiedziane, że jest to wymóg diagnostów i sztywne wytyczne, do których muszą ustosunkować się rządzący. Jest to raczej pokazanie skali i sytuacji w jakiej znaleźli się diagności. Mało który, trzeźwo myślący minister podpisałby ustawę z kwotą 505 zł za badanie techniczne.
Ile będzie kosztował przegląd techniczny w 2024 roku?
Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów podała bardziej realną kwotę za badanie techniczne. Mówi się o kwocie na poziomie 150 zł netto, czyli 184 zł brutto. I suma ta brzmi zdecydowanie znośniej. Czy to oznacza, że tyle będziemy płacić za badania techniczne w 2024 roku?
Na razie nic na ten temat nie wiadomo. Nie jest nawet pewne, czy w tym roku w ogóle będzie jakakolwiek zmiana stawek. Wszystko zależy od nowego ministra infrastruktury, a ten na razie milczy. Na ten moment kierowcy płacą więc po staremu, czyli 98 zł.
Co grozi za spóźnienie się na przegląd techniczny?
Jeśli nie zrobimy przeglądu technicznego w terminie, należy liczyć się dodatkowymi i kosztownymi konsekwencjami. Jeśli policja lub Inspekcja Transportu Drogowego zatrzyma nas do kontroli, za brak przeglądu grozi mandat w wysokości od 1500 do nawet 5000 zł oraz zatrzymaniem dowodu rejestracyjnego. Dodatkowo, kierowca może zostać obciążony dodatkowymi kosztami związanymi np. z koniecznością odholowania pojazdu.
Stacje ładowania Tesli, Superchargery zostały zapełnione niesprawnymi elektrykami, po tym jak drastycznie spadły temperatury. Ten obrazek wygląda jak z filmu katastroficznego, gdy właściciele musieli uciekać w popłochu i zostawiać swoje auta. Tutaj nikt nie uciekał, ale nie mógł się nigdzie ruszyć, bo jego Tesla na mrozie odmówiła posłuszeństwa.
Tesle na mrozie przestały się ładować
Problemem właścicieli Tesli nie jest tylko spadek energii w ich bateriach, ale także brak możliwości ich naładowania. Winnym wszystkiego jest… natura, bo w Chicago, gdzie doszło do tej sytuacji temperatura spadła do -20 stopni.
„Nic. Żadnej mocy. Nadal na zero procent” – lamentował jeden z kierowców, który próbował naładować swój Teslę w stacji Supercharger. Kilku innych właścicieli elektryków spotkał ten sam problem, musieli porzucić swój samochód i wezwać lawetę.
Elektryki, jak w zasadzie większość urządzeń elektrycznych nie działa lub działa bardzo słabo przy niskich temperaturach i w zasadzie widok niesprawnych aut elektrycznych nie powinien w tej sytuacji dziwić. Niektóre auta elektryczne są wyposażone w system podgrzewania baterii, który powinien ułatwić proces ładowania przy niskich temperaturach i być może właściciele tych aut z niego nie skorzystali.
Warto też dodać, że jeżeli bateria jest mocno rozładowana i zimna, wpuszczenie do niej ogromnej ilości energii mogłoby spowodować awarię lub pożar. Dlatego warto korzystać z systemu podgrzewania baterii, zanim dojedziemy na stację ładowania. W niektórych autach wystarczy fabryczną nawigację naprowadzić na stację ładowania i w tym czasie system sam powinien podgrzać baterię.
Pamiętajmy, że samochody spalinowe przy temperaturach poniżej -10 również mają problemy z rozruchem, czy poprawną pracą, choć ten próg może być znacznie niższy niż w przypadku elektryków. Auto z silnikiem spalinowym szybko się też rozgrzeje i raczej nie natrafiamy na problemy z tankowaniem, gdy temperatura spadnie zimą.
Możemy się spodziewać, że z biegiem czasu technologia aut elektrycznych poradzi sobie i z tym problemem. VW już pracuje nad nowym typem baterii, która ma być bardziej wydajna i szybciej się ładować. Niemcy mówią tutaj nawet o przełomie.
Wiele miast i miasteczek w Polsce w różny sposób zachęca mieszkańców do rozliczenia podatku PIT w miejscu zamieszkania. Miastu przynosi to wymierne korzyści, bo z pieniędzy podatników można zrealizować wiele miejskich inwestycji.
Urząd Miasta Stołecznego Warszawa, aby zachęcić mieszkańców do rozliczenia podatku PIT wprowadza loterię, w której można wygrać samochód elektryczny. Co trzeba zrobić, aby wziąć udział w loterii?
Elektryk za darmo? Trzeba spełnić jeden warunek
Władze Warszawy szacują, że w stolicy mieszka ponad 2 mln osób. Ale podatki rozlicza tutaj niecałe 1,5 mln mieszkańców. Jak informuje urząd miasta, brakujące wpływy można by przeznaczyć na realizację kolejnych miejskich inwestycji oraz rozwój usług dla mieszkańców. Środki pozyskanie z rozliczenia podatku PIT, można zainwestować m.in. w transport publiczny, utrzymanie obecnych i nowych placówek oświatowych, czy poprawę opieki społecznej.
Loteria „Płać PIT w Warszawie” ruszyła w poniedziałek 15 stycznia. Formularz zgłoszeniowy trzeba wypełnić najpóźniej do 31 maja 2024 r. Żeby wziąć udział nie trzeba być zameldowanym w stolicy — wystarczy wskazać miasto stołeczne Warszawa jako miejsce zamieszkania w deklaracji podatkowej PIT za 2022 r.
Główną nagrodą w warszawskiej loterii jest elektryczny Fiat 500e (o mocy 95 KM) o wartości 149 tys. 499 zł. Co więcej, właściciel otrzyma w cenie roczny pakiet ubezpieczeniowy (OC/AC/NNW/Assistance). Zwycięzca nie będzie musiał martwić się także koniecznością opłacenia podatku od nagrody, bo organizator loterii przewidział pieniądze na ten cel.
Gra jest więc warta świeczki, a to nie koniec nagród. W puli nagród znalazło się także pięć rowerów elektrycznych, o wartości ponad 3 tys. każdy, a także 50 Warszawskich Kart Miejskich ZTM o wartości 600 zł. Zwycięzcy loterii zostaną ogłoszeni 12 czerwca 2024 r.
Kolizja na drodze S7 podczas wpychania się między samochody
Już sam początek nagrania jest ciekawy, ponieważ autor nagrania oraz kierowca dostawczego Volkswagena znajdujący się za nim, stoją w korku na poboczu drogi S7. W tym czasie ruch na dwóch pasach odbywa się płynnie.
Wytłumaczenie jest proste – na zjeździe z ekspresówki utworzył się korek. Gdyby kierujący chcieli ustawić się zgodnie z przepisami, zablokowaliby pas prawy. Taka sytuacja, gdy na jednym pasie ruch może odbywać się normalnie, a na drugim jest zator, bywa niebezpieczna. Znacznie też utrudnia poruszanie się innych kierujących. Tworzenie korka na poboczu, choć nieprzepisowe, ma naprawdę sporo zalet.
Zalety te maja sens wtedy, gdy wszyscy kierowcy rozumieją i respektują sytuację. Nie powinno być na przykład takich sytuacji jak na nagraniu, w których jakiś kierowca omija część korka i próbuje wjechać w jego środek. Nagłe zwalnianie na drodze ekspresowej to ryzykowny manewr. Tymczasem kierowca białego Renault Megane zatrzymał się, co jest bardzo niebezpieczne.
Zatrzymał się, ponieważ kierowca Volkswagena najpierw zostawił sporą lukę do autora nagrania, co kierujący Renault odebrał jako gest uprzejmości. Wtedy kierowca Volkswagena zrozumiał swój „błąd” i wcisnął gaz, żeby tylko nie wpuścić przed siebie Megane. Nastąpił moment impasu, zakończony uszkodzonym lusterkiem.
Kto jest winny kolizji podczas mijania się pojazdów?
Do określenia kto jest winny kolizji, można zastosować wykładnię stosowaną, gdy dwa pojazdy spotkają się na wąskiej drodze. Jeśli żaden z kierujących nie złamał podczas jazdy przepisów, to winni są obaj, ponieważ kontynuowali jazdę, chociaż nie pozwalały na to warunki. Jeżeli natomiast jeden kierowca stał, a drugi zdecydował się jechać dalej, to on jest winny.
Zgodnie z tą logiką, winnym byłby kierowca Volkswagena. Widział on, że Renault stoi bardzo blisko, a mimo tego ruszył. Nie pomyślał o tym, że paka jest nieco szersza od szoferki i doszło do kolizji.
Wątpliwości budzi tylko fakt, że to kierowca Megane sprawił, że dwa pojazdy znalazły się tak blisko siebie. Próbował on wymusić pierwszeństwo na kierowcy Volkswagena, podczas zmiany pasa. W momencie kolizji, zajmował on też dwa pasy ruchu, co jest kolejnym wykroczeniem. Przekroczył też ciągłą linię.
Nie zapominajmy też, że kierowca Volkswagena sam znajdował się na poboczu niezgodnie z prawem. Trudno nam powiedzieć, co w takiej sytuacji orzekłaby policja, ale naszym zdaniem obaj kierujący złamali po kilka paragrafów i obaj przyczynili się do kolizji.
Cofanie przebiegów w samochodach używanych to wciąż plaga. Niewiele dało wpisywanie przebiegów w bazie CEPiK, bo wciąż istnieje czarna dziura dotycząca aut z importu. Taki pojazd może przyjechać do Polski już „po korekcji licznika” i w bazie danych będziemy widzieć nieprawdziwe informacje.
Wydawałoby się, że najchętniej cofają liczniki w samochodach najpopularniejszych – kompaktowych hatchbackach lub SUVach. Paradoksalnie, akurat ta grupa zajmuje ostatnie miejsce z wynikiem 3,64%, a zatem wyraźnie poniżej średniej.
Segment, w którym liczniki cofa się najczęściej to… pick-upy. Prawie 8,5% modeli tej klasy przeszło jakieś manipulacje przy wskaźniku przejechanych kilometrów. Niewiele lepsze są coupe i kabriolety. W pierwszym przypadku wskaźnik to 7,82%, w drugim 6,91%. Dopiero czwartą pozycję zajmują sedany.
Pick-upy są często sprowadzane z USA i w ich przypadku bardzo trudno udokumentować pełną historię. To daje oszustom szersze pole manewru. Z drugiej strony, nie zapominajmy, że sporo pick-upów pochodzi z polskich salonów. Były chętnie kupowane przez firmy z odliczeniem podatku VAT, wówczas jest duża szansa, że ich pełną historię da się łatwo zweryfikować.
Nie ma też co demonizować i rezygnować z zakupu samochodu z przekręconym licznikiem, choć przy zakupie powinniśmy być dużo bardziej wyczuleni na jego stan oraz rzetelność sprzedawcy. W wielu przypadkach może to być tzw. „przebieg autostradowy”, a to wcale nie oznacza, że auto jest dużo bardziej zużyte niż takie, które jeździło na krótkich dystansach. Wręcz przeciwnie, silnik na autostradzie pracował ze stałą prędkością, był odpowiednio nagrzany i smarowany. Także zawieszenie nie musiało znosić dziurawych dróg. Dodatkowo, jeśli uda się wykryć, że przebieg jest „kręcony”, może to być podstawą do żądania solidnego rabatu.
Pick-upów jest coraz więcej. Winne są regulacje
Coraz więcej Europejczyków korzysta z mechanizmu Individual Vehicle Approval (IVA), by sprowadzić dla siebie amerykańskie auta, często również pick-upy. W 2019 r. sprowadzono w ten sposób 2,9 tys. pojazdów, to w 2022 r. było to już 6,8 tys. Dominuje jeden model, właśnie pick-up – Dodge Ram, tem model stanowi aż 60% całego importu aut z USA.
Klienci chętnie sprowadzają auta ze Stanów Zjednoczonych z kilku powodów. Po pierwsze, ceny tamtejszych aut są atrakcyjne, szczególnie biorąc pod uwagę obecną sytuację w Europie, gdzie ceny aut szaleją. Po drugie, w USA występują modele, których u nas nie ma lub już zostały wycofane ze względu na normy spalin (np. Jaguar F-Type z silnikiem V6).
Niektóre auta, szczególnie pick-upy są prostsze w konstrukcji, a przez to bardziej niezawodne i mówimy tutaj o nowych autach. Samochody z USA nie muszą być wyposażone w układy bezpieczeństwa, które w UE są wymagane. Nawet tak podstawowe jak ESC.
Kulig kojarzy się z saniami i konnym zaprzęgiem, ale obecnie najczęściej można spotkać kulig w formie sanek ciągniętych przez samochód. Przepisy w kwestii takiego rodzaju kuligu są jednoznaczne:
Zabrania się kierującemu ciągnięcia za pojazdem kierującego hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego, osoby poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, osoby na sankach lub innym podobnym urządzeniu, zwierzęcia lub ładunku.
Kulig za samochodem lub innym podobnym pojazdem jest więc zabroniony, bez względu na to, czy przyczepimy do niego sanki czy coś innego. Nie ma tu pola do kombinowania i własnych interpretacji. Żadne nie przekonają policjanta.
Ile wynosi mandat za kulig za samochodem?
Jeśli ktoś mimo tego postanowi zorganizować kulig za samochodem lub traktorem, musi liczyć się z mandatem. Taryfikator przewiduje 500 zł oraz 5 punktów karnych za takie wykroczenie. To wariant minimum.
Mniej optymistyczny jest taki, że funkcjonariusz uzna, iż stwarzaliśmy w ten sposób zagrożenie w ruchu drogowym, a wtedy mandat zaczyna się od 2000 zł w górę.
Pesymistyczny scenariusz, do jakiego czasem niestety dochodzi, do wypadku jednego z uczestników kuligu. Wtedy kierowcy grozi nawet 8 lat pozbawienia wolności.
Możliwość na to jest tylko jedna. Trzeba zrobić prawdziwy kulig, czyli taki z dużymi saniami, zaprzężonymi w konie. Zasady panują tu podobne jak w przypadku ciągnięcia wozu, czy innego pojazdu, „napędzanego” przez zwierzęta pociągowe:
Do zaprzęgu może być używane tylko zwierzę niepłochliwe, odpowiednio sprawne fizycznie i dające sobą kierować. Kierujący pojazdem zaprzęgowym jest obowiązany utrzymywać pojazd i zaprzęg w takim stanie, aby mógł nad nimi panować.
Dodajmy, że do sań nie można doczepiać sanek czy tym podobnych urządzeń. Zasady panują tu takie same, jak w przypadku korzystania z samochodu.
Na zamarznięte szyby od zewnątrz jest kilka dobrych i szybkich sposobów. Zapomnij o skrobaczce, to uciążliwe i rysujące szybę narzędzie. Do tego najlepiej nada się odmrażacz w spraju lub foliowy woreczek z ciepłą wodą. Nie polewasz nią szyby a tylko „przejeżdżasz” ciepłym woreczkiem po szybie, która momentalnie odmarza.
Gorzej jest, gdy jest zamarznięta szyba od środka. Wówczas ani woreczek, ani odmrażacz w płynie nie sprawdzą się do końca. Woda lub płyn mogą przedostać się wgłąb deski rozdzielczej i narobić szkód w elektryce. Skrobaczka, jak już wspomnieliśmy jest bezużyteczna, w środku samochodu oprócz tego, że porysuje szybę to jeszcze ciężko się nią obsługiwać, szczególnie gdy szyba jest pochylona lub w środku jest po prostu mało miejsca. Jak więc poradzić sobie z zamrożoną szybą w środku?
Zamarznięta szyba od środka – jak odmrozić ją najszybciej?
Sposób może wydawać się trywialny, ale jest najskuteczniejszy. Żeby odmrozić szybę od środka samochodu trzeba go po prostu ogrzać. Czasem trwa to dobrych kilkanaście minut i należy pamiętać, żeby nie robić tego na postoju. Przypomnijmy, że za pracę silnika podczas postoju przez dłużej niż minutę grozi mandat w wysokości 100 zł. Temat rozgrzewania auta opisywaliśmy już szerzej.
Silnik, a więc również samochód rozgrzewa się szybciej podczas jazdy. W nowoczesnych samochodach wystarczy przejechać 2-3 km, gdy ciepłe powietrze zaczyna lecieć z kratek nawiewu. Aby jeszcze usprawnić proces odmrażania, trzeba włączyć klimatyzację. Tak, sprężarka klimatyzacji dodatkowo osusza powietrze, co pozwala szybciej ogrzać przednią szybę. Można dodatkowo włączyć wewnętrzny obieg powietrza, ustawić temperaturę na maksymalną i kratki nawiewu skierować ku górze, na szybę.
Zamarznięta szyba od środka – jak temu zapobiec?
Warto przy tym zadziałać prewencyjnie, żeby nie spieszyć się i nie stresować podczas następnego odmrażania. Dlaczego szyby zamarzają od środka? Winna temu jest oczywiście wilgoć, szczególnie zimą, gdy wsiadamy do środka w ośnieżonych butach i kurtkach, nadmiar wody nie ma ujścia.
By temu przeciwdziałać, warto porządnie otrzepywać się ze śniegu. Dodatkowo, zadbaj o dobry stan uszczelek oraz filtra kabinowego – zaniedbane i brudne będą przyczyniały się do zbierania wilgoci we wnętrzu. Sprawdzonym patentem jest również woreczek ryżu, umieszczony przy szybie.
A Ty, jaki masz sprawdzony sposób na nadmiar wilgoci we wnętrzu auta?
Złe warunki pogodowe bardzo szybko obnażają wszelkie usterki pojazdu. Dlatego szczególnie w okresie zimowym duże znaczenie ma odpowiedni serwis lub wymiana części wpływających na bezpieczeństwo jazdy. Przed wyjazdem na narty lub w góry dobrze jest sprawdzić swoje auto i skontrolować opony, hamulce, akumulator, światła, płyn chłodniczy czy płyn do spryskiwaczy.
Jak przygotować auto na ferie zimowe? O tym trzeba pamiętać
Zanim wyruszysz
Przed uruchomieniem silnika i startem obowiązkowe jest usunięcie śniegu i lodu ze wszystkich szyb, reflektorów, lamp, ale też dachu i maski. Za jazdę nieodśnieżonym samochodem w Polsce grozi mandat do nawet 3 tysięcy złotych i 12 punktów karnych.
Odśnieżenie dachu, maski, reflektorów i szyb nie wystarczy, trzeba też pamiętać o tablicach rejestracyjnych, gdy są one nieczytelne grozi wówczas mandat w kwocie 500 zł i 8 punktów karnych.
W trudnych warunkach pogodowych dla uzyskania maksymalnej widoczności zamiast świateł do jazdy dziennej należy używać świateł mijania. Do mycia szyby nie należy używać zwykłej wody, ponieważ szybko zamarznie. Warto zadbać więc o zapas zimowego płynu do spryskiwaczy. Natomiast do oczyszczania oblodzonej szyby nie wolno sięgać po gorącą wodę, bo może to spowodować pęknięcie szyby.
Trzeba pamiętać, aby nie rozgrzewać auta na postoju. Według przepisów silnik może pracować maksymalnie minutę, ale to zbyt krótko aby rozgrzać auto i w całości je odśnieżyć. Za samochód, który stoi z włączonym silnikiem dłużej niż minutę, nowy taryfikator przewiduje mandat karny w kwocie 100 zł.
Opony
Opony zimowe poprawiają przyczepność i prowadzenie pojazdu w niskich temperaturach i na śliskiej nawierzchni, dlatego powinno się je zakładać już pod koniec jesieni. Jeśli tak się nie stało, wyjazd na ferie to ostatni moment na taki ruch. Szczególnie, że są one obowiązkowe w niektórych krajach popularnych wśród narciarzy, takich jak Austria, Włochy, Słowacja, Czechy. Przed podróżą należy skontrolować stan i głębokość bieżnika oraz ciśnienie w oponach.
Pamiętaj, aby zadbać o odpowiednie ciśnienie w oponach. Gdy wyruszasz na ferie zapewne zabierasz ze sobą więcej bagażu, więc musisz pamiętać, aby ciśnienie było wyższe niż, gdy podróżujesz sam. Trzymaj się zaleceń producenta co do odpowiednich wartości, zazwyczaj te informacje znajdziesz na naklejce przy drzwiach kierowcy lub przy wlewie paliwa.
Innym elementem samochodu mającym duże znaczenie dla bezpieczeństwa są hamulce. Warto regularnie kontrolować stan układu hamulcowego, a w razie konieczności zlecać wymianę zużytych tarcz i klocków hamulcowych profesjonalnemu warsztatowi. Zawsze należy pamiętać też o wpływie śniegu i lodu na skuteczność hamowania.
Droga hamowania na śniegu i lodzie może wydłużyć się nawet 10-krotnie. Bezpieczeństwo zatrzymywania się na śliskiej nawierzchni może zwiększyć układ przeciwdziałający blokowaniu kół (ABS), ale trzeba wiedzieć, jak z niego korzystać. Podczas gwałtownego lub awaryjnego hamowania i jednoczesnego wykonywania ruchów kierownicą należy wcisnąć sprzęgło. Drgania pedału hamulca oznaczają, że nawierzchnia drogi jest śliska i układ ABS działa.
Przed uruchomieniem silnika i startem obowiązkowe jest usunięcie śniegu i lodu ze wszystkich szyb, reflektorów, lamp, ale też dachu i maski. Za jazdę nieodśnieżonym samochodem w Polsce grozi mandat do nawet 3 tysięcy złotych i 12 punktów karnych.
W trudnych warunkach pogodowych dla uzyskania maksymalnej widoczności zamiast świateł do jazdy dziennej należy używać świateł mijania. Do mycia szyby nie należy używać zwykłej wody, ponieważ szybko zamarznie. Warto zadbać więc o zapas zimowego płynu do spryskiwaczy. Natomiast do oczyszczania oblodzonej szyby nie wolno sięgać po gorącą wodę, bo może to spowodować pęknięcie szyby.
Wycieraczki, żarówki, apteczka
Warto, by w przypadku zimowej wyprawy w aucie znalazły się: koc i rękawice, odmrażacz i płyn do spryskiwaczy, w pełni naładowany telefon lub ładowarka, kamizelka odblaskowa, apteczka pierwszej pomocy, przekąski i gorące napoje, odblaskowy trójkąt ostrzegawczy. Jadąc w góry, warto rozważyć zabranie łańcuchów na koła, saperki lub worka z piaskiem.
Zimowe wycieczki czy codzienna jazda w tym okresie wcale nie muszą być przykrym doświadczeniem. Aby uniknąć najbardziej powszechnych problemów z autem, warto z odpowiednim wyprzedzeniem umówić się u zaufanego mechanika w profesjonalnym warsztacie na przegląd samochodu przygotowujący go do zimy lub planowanego w tym czasie wyjazdu.
Nietypowy wyświetlacz osadzony w kryształowej obudowie stworzyła firma Continental oraz Swarovski. 10-calowy wyświetlacz bazuje na najnowszej technologii microLED, która zapewnia niespotykany dotąd poziom jasności i kontrastu. Generujący obraz panel microLED zawieszony jest w kryształowej obudowie, tworząc iluzję, że wyświetlana treść „unosi się w powietrzu”.
Unikalne połączenie wyświetlacza samochodowego i prawdziwego kryształu zostało opracowane we współpracy z firmą Swarovski Mobility. Dzięki temu rozwiązaniu firma Continental została uhonorowana nagrodą CES Innovation Award Honoree za wybitny projekt produktu.
Kryształowy wyświetlacz Crystal Center Display jest sercem systemu infotainment i zdobi centralny punkt deski rozdzielczej. Układ centralnego wyświetlacza informacyjnego daje stylistom motoryzacyjnym nowe sposoby interpretacji minimalistycznej estetyki we wnętrzach luksusowych samochodów.
Szczególnym wyzwaniem było wyświetlenie ekranu na przyciemnianym kryształowym panelu i połączenie wszystkiego w jednolitą całość. Stwarza to iluzję, że wyświetlana treść „unosi się swobodnie w krysztale”. Aby to osiągnąć, wyświetlacz Crystal Center Display wykorzystuje technologię microLED.
Wyświetlacz microLED posiada samoświecące piksele i oferują znacznie większą jasność oraz lepszy kontrast niż porównywalne technologie.
Wyświetlacz z kryształu Swarovskiego to na razie koncept, który ma dużą szansę powodzenia. Trzeba przyznać, że wygląda świetnie, elegancko i może przyjąć się szczególnie w samochodach z półki premium. Na razie nie wiadomo, która marka podejmie się montowania go w swoich modelach.
Zdarzenie miało miejsce na drodze ekspresowej S2 pod Warszawą. Nagrywający został wyprzedzony przez złotego Mercedesa klasy C, poruszającego się lewym pasem. Niemieckie kombi jechało szybciej od pozostałych uczestników ruchu, ale nie była to duża różnica w prędkości.
Kierowca już po chwili musiał zwolnić, ponieważ trafił na typową dla polskich dróg sytuację. Pomimo niedużego natężenia ruchu oraz trzech pasów, lewy nie był wolny. Dosłownie kilku kierowców zablokowało wszystkie trzy, zupełnie nie rozumiejąc jak należy jeździć po drogach wielopasmowych.
Kierujący Mercedesem zaczął ich wyprzedzać, wykonując gwałtowne manewry i nie utrzymując bezpiecznego dystansu. Potem pojechał dalej.
Kolizja złotego Mercedesa pod Warszawą. Wszyscy uciekli
Dalsza część nagrania jest przyspieszona, aż do momentu, kiedy na drodze tworzy się zator. Po chwili widać osoby zbierające coś z asfaltu, a później pojawia się roztrzaskany Mercedes, stojący pod prąd na środkowym pasie.
Jak dowiadujemy się z opisu nagrania, wszyscy podróżujący Mercedesem uciekli. Przybyła na miejsce policja znalazła w samochodzie kilka kompletów tablic rejestracyjnych. Trwa ustalanie, kto prowadził złotą klasę C.
Czy można ostrzegać innych kierowców przed policją?
Teoretycznie można. Żaden przepis nie zabrania przekazywania innym informacji na temat tego, że w pobliżu znajduje się patrol. Nie trzeba więc obawiać się mandatu za to.
Policjanci mają jednak na to swoje sposoby. Zwykle zwracają uwagę na sposób ostrzegania innych i tu znajdują podstawę do zatrzymania i wstawienia mandatu. To czasami wystarczy, żeby mieć spore kłopoty.
Jak nie wolno ostrzegać przed patrolem policji?
Kierowcy mają różne sposoby ostrzegania się przed policją. Kiedyś było to CB Radio, teraz są to odpowiednie aplikacje na telefon. Najbardziej uniwersalnym sposobem pozostaje i tak mruganie długimi światłami.
Czynność pozornie niewinna, a poza tym robimy ją po minięciu patroli, więc nie ma obaw, że funkcjonariusze to zobaczą. Niestety policja coraz częściej wykonuje tak zwane kaskadowe pomiary prędkości. Za jednym patrolem ustawiony jest drugi, a nawet trzeci. Stoją one w odległości często kilkuset metrów. W ten sposób gdy jeden patrol kogoś „obsługuje”, zbyt szybko jadący kierowcy nadal mogą wpaść w ręce kolejnych policjantów. Niektórzy przyspieszają po minięciu patrolu, przekonani że nic im już nie grozi. A wtedy zatrzymuje ich patrol kolejny.
Może się więc zdarzyć, że jeśli ostrzegać będziemy innych o pierwszym patrolu, nasze zachowanie zauważy drugi patrol, który będzie chciał z nami na ten temat porozmawiać. Istnieje też ryzyko, że wśród nadjeżdżających z naprzeciwka pojazdów, które ostrzegamy, będzie nieoznakowany radiowóz.
Samo ostrzeganie nie jest karalne. Ale nieprawidłowe używanie świateł drogowych to mandat 200 zł i 4 punkty karne. Jeżeli ostrzegacie innych poprzez aplikację i trzymacie wtedy telefon w ręce, to mandat wynosi 500 zł i 12 punktów karnych (za korzystanie z telefonu w czasie jazdy).
Pamiętajcie też, że kontrola na podstawie „niewłaściwego użycia świateł drogowych” to tylko formalna przykrywka do zatrzymania. Policjanci zirytowani tym, że ostrzegacie innych kierowców, mogą chcieć przeprowadzić bardzo dokładną kontrolę w nadziei, że znajdą podstawę do jeszcze jakiegoś mandatu.
Inflacja daje się polskim kierowcom we znaki. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez agencję badawczą PBS na zlecenie platformy Automarket.pl – ponad 40 proc. kierowców ogranicza naprawy auta i serwis do niezbędnego minimum. Połowa używa auta rzadziej i częściej wybiera transport zbiorowy. A jeden na pięciu kierowców rozważa sprzedanie samochodu, byle tylko zmniejszyć koszty życia.
Z badania wynika też, że aż 8 na 10 użytkowników aut zauważyło wzrost cen serwisu lub naprawy samochodu. Z drugiej strony 9 na 10 kierowców jest zadowolonych z poziomu usług warsztatów i serwisów, a 7 na 10 ocenia koszt wykonywanej usługi jako przynajmniej akceptowalny.
Zaledwie 2 na 5 kierowców wykonuje tylko najbardziej konieczne naprawy. Na to, że rzadziej i bardziej powierzchownie naprawiamy swoje auta ma wpływ kilka czynników. Główny to oczywiście ceny części i usług mechaników, którzy cenią się jak nigdy wcześniej. Podwyższenie cen z ich strony nie zawsze wynika z ich chciwości, ale też dlatego, że utrzymanie lub czynsz warsztatów znacznie wzrosły. Okazuje się również, że jakość napraw i usług jest na niezadowalającym poziomie, co sprawia, że rzadziej z nich korzystamy.
Kierowcy nie są gotowi do płacenia coraz wyższych rachunków, ponieważ wielu z nich decyduje się na poszukiwanie alternatyw, pozwalających na obniżenie kosztów utrzymania auta.
– Partnerskie sieci serwisowe informują nas, że w związku ze wzrostem cen serwisu i części samochodowych użytkownicy coraz częściej decydują się na zmianę sposobu napraw. Ma to potwierdzenie w wynikach przeprowadzonego dla nas badania, a najbardziej niepokojącym zjawiskiem jest deklarowane przez ponad 40 proc. użytkowników aut ograniczenie czynności serwisowych do minimum. Bardziej rozsądna wydaje się postawa kierowców, którzy w związku z podwyżkami zdecydowali się na poszukanie tańszych warsztatów lub ograniczenie korzystania z samochodu na rzecz innych środków transportu, co deklarowała około połowa kierowców – mówi Tomasz Otto z platformy Automarket.pl.
W obliczu podwyżek cen napraw i serwisu, część kierowców decyduje się nawet na sprzedaż pojazdu. Taki krok podjęło lub poważnie rozważa 1 na 5 właścicieli samochodów.
W warsztatach liczą się ceny oraz zaufanie do serwisu
Wpływ podwyżek w warsztatach na zmianę sposobu użytkowania pojazdów ukazuje, jak dużą wagę kierowcy przykładają do poziomu cen usług serwisowych przy wyborze miejsca naprawy auta – 84 proc. z nich wskazało ten aspekt jako kluczowy, na równi z zaufaniem do danego punktu. Na kolejnych miejscach znalazły się: czas i termin wykonywania usługi oraz lokalizacja, czyli odległość od miejsca zamieszkania lub pracy, które wskazało 76 proc. badanych użytkowników aut.
Z badania wynika, że polscy kierowcy są bardzo lojalni wobec warsztatów, które znają i odwiedzają od dawna. Ponad połowa z nich korzysta z jednego, zawsze tego samego serwisu samochodowego, a tylko mniej niż 1/5 świadomie oddaje auto do kilku różnych serwisów, w zależności od aktualnych potrzeb. Pozostali deklarują natomiast, że chętnie korzystaliby z usług wyłącznie jednego warsztatu, gdyby tylko oferował szybsze terminy napraw.
Auto otrzymało napęd hybrydowy piątej generacji o nazwie Hybrid 130. Układ z 1,5-litrowym silnikiem ma nową przekładnię oraz większy i mocniejszy silnik elektryczny MG1. Wraz z ulepszeniem jednostki sterującej mocą (PCU) pozwoliło to zwiększyć moc o 14% ze 116 KM/85 kW do 132 KM/97 kW. Jednocześnie zwiększono moment obrotowy silnika elektrycznego MG2 w całym zakresie obrotów, a maksymalny moment obrotowy wzrósł o 30% ze 141 do 185 Nm.
Nowa Toyota Yaris Cross zyskuje także cyfrowe zegary, nową wersję systemu multimedialnego Toyota Smart Connect oraz ulepszone systemy wsparcia podczas jazdy i parkowania T-MATE, a także cyfrowy kluczyk.
Nowa Toyota Yaris Cross – cena w Polsce
Yaris Cross to jeden z najchętniej wybieranych modeli Toyoty nie tylko w Polsce, ale i w Europie. To najlepiej sprzedający się samochód wśród klientów indywidualnych i możemy się spodziewać, że zainteresowanie na nową wersję będzie równie wysokie.
Niestety, nowa Toyota Yaris Cross ma również nową cenę, cennik otwiera wersja Active z hybrydą o mocy 116 KM i napędem na przód za 109 900 zł. Auto w standardzie posiada system multimedialny z kolorowym, 9-calowym ekranem dotykowym, łączność ze smartfonem przy pomocy Apple CarPlay i Android Auto, automatyczną klimatyzację, kamerę cofania, inteligentny tempomat adaptacyjny (iACC) oraz najnowsze systemy bezpieczeństwa i wsparcia kierowcy Toyota (m.in. układ wczesnego reagowania w razie ryzyka zderzenia, z systemem wykrywania pieszych i rowerzystów, asystenta utrzymania pasa ruchu, czy układ rozpoznawania znaków drogowych).
Jak wyglądają ceny pozostałych wersji nowej Toyoty Yaris Cross?
Nowa Toyota Yaris Cross – cena w Polsce
Active
Comfort
Style
Executive
GR SPORT
Premiere Edition
1.5 Hybrid Dynamic Force FWD 116 KM e-CVT
109 900 zł
115 900 zł
127 900 zł
–
–
–
1.5 Hybrid Dynamic Force AWD-i 116 KM e-CVT
–
125 900 zł
137 900 zł
–
–
–
1.5 Hybrid Dynamic Force FWD 130 KM e-CVT
–
–
–
137 900 zł
146 900 zł
148 900 zł
1.5 Hybrid Dynamic Force AWD-i 130 KM e-CVT
–
–
–
147 900 zł
–
158 900 zł
Nowa Toyota Yaris Cross Premiere Edition
Premiere Edition to limitowana wersja specjalna, która prezentuje pełnię możliwości nowej Toyoty Yarisa Cross. Auto w tym wariancie kosztuje od 148 900 zł z napędem na przód oraz od 158 900 zł z napędem AWD-i. Standardem w tej odmianie jest wyświetlacz projekcyjny (HUD), asystent parkowania Toyota Teammate Advanced Park, monitor panoramiczny z systemem kamer 360 stopni (PVM), osłony przedniego i tylnego zderzaka, a 18-calowe felgi aluminiowe mają specjalny wzór Premiere. Listę wyposażenia można zwiększyć dobierając pakiet VIP (9000 zł).
Nowa Lancia Ypsilon ma zadebiutować w lutym, ale już teraz możemy napawać się widokiem auta w pełnej krasie. Do sieci „wyciekły” zdjęcia nowego auta, choć często takie „przypadkowe” zdjęcia są celowym zabiegiem producentów, aby podkręcić apetyty przed oficjalną premierą.
Nowa Lancia Ypsilon 2024 – czego możemy się spodziewać?
Technologicznie nowa Lancia Ypsilon bazuje na Peugeocie 208 i Oplu Corsa, bowiem wszystkie te marki należą do motoryzacyjnego giganta – Stellantis. To akurat dobra informacja, bo dzięki temu wiele podzespołów będzie można łatwo znaleźć, a ceny części nie będą przyprawiały o ból głowy. O to jednak będą martwić się właściciele używanych egzemplarzy.
Nowa Lancia Ypsilon ma bardzo ponętne kształty i będzie wyróżniać się na ulicy. Tył przypomina model Stratos – kultową rajdówkę, szczególnie po światłach, których LEDy ilustrują kształt litery „Y”. Samochód ma być prosty konstrukcyjnie, czego oczekują właściciele małych miejskich aut, ale jego domeną ma być design.
Nowy Ypsilon zbudowano na platformie CMP (współdzielonej z Peugeotem i Oplem), pod maską znajdzie się silnik z rodziny PureTech 1.2 (prawdopodobnie z miękką hybrydą). Będzie tutaj także wariant elektryczny, z akumulatorem 54 kWh, oferujący moc ok. 150 KM.
Nowa Lancia Ypsilon ma urzekać wyglądem. I robi to!
To auto wyłamuje się z kanonu współczesnej motoryzacji i tak właśnie miało być. Lancia musiała stworzyć samochód, który będzie zupełnie inny, przynajmniej stylistycznie, żeby utrzymać te piękną markę przy życiu.
Tył auta, jak już wspomnieliśmy nawiązuje do Stratosa, natomiast przód to już nowoczesność. Wąski pasek LED biegnący przez całą szerokość maski oraz wyodrębnione lampy z przodu powodują, że auto wydaje się szersze i większe. A przecież to auto miejskie. Więcej szczegółów zobaczymy z pewnością podczas premiery.
Nowa Lancia Ypsilon – kiedy i za ile?
Premierę nowej Lancii zaplanowano na luty tego roku, a auto ma zostać zaprezentowane podczas Geneva Motor Show 2024. Włosi zaszaleli z wyglądem i mamy obawę, że również poniosą ich wodze fantazji w cenniku. Skąd takie przypuszczenia? Lancia jest swego rodzaju fenomenem. Samochody tej marki, a w zasadzie samochód, bo to tylko Ypsilon sprzedawany jest tylko we Włoszech, a mimo to sprzedaż jest wyższa niż… wszystkich modeli Alfy Romeo.
Biorąc to pod uwagę, nie ma co liczyć, że nowa Lancia Ypsilon będzie miała dobrą ceną. Poczekamy, zobaczmy.
Nowy odcinek drogi ekspresowej S19 realizowana będzie w ramach rządowego Programu Budowy Dróg Krajowych w systemie Projektuj i buduj. Odcinek szlaku Via Carpatia pomiędzy Jawornikiem i Lutczą, o długości ok. 5,2 km, poprowadzony będzie m.in. estakadą nad istniejącą drogą krajową nr 19. Długość tego obiektu to około 780 m, a filary będą miały nawet do 36 m wysokości. Estakada przejdzie w dwunawowy tunel o długości niemal 3 km pod górą Kamieniec. Będzie to najdłuższy z trzech tuneli jakie powstaną w województwie podkarpackim w ciągu S19.
Zakres prac obejmuje budowę odcinka drogi ekspresowej o przekroju dwujezdniowym, po dwa pasy ruchu w obu kierunkach wraz z pasem awaryjnym. W ciągu trasy głównej wybudowane zostaną też obiekty inżynierskie, w tym wspomniana wcześniej estakada i tunel, a także most pełniący funkcję przejścia dla małych zwierząt.
W ramach zadania powstanie też Miejsce Obsługi Podróżnych Jawornik w kierunku Barwinka. Droga ekspresowa zostanie wyposażona w urządzenia Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, infrastrukturę systemu zarządzania ruchem oraz urządzenia ochrony środowiska. Zostaną także wybudowane dodatkowe jezdnie obsługujące teren przyległy, przebudowane zostaną drogi kolidujące z inwestycją a także infrastruktura techniczna.
Według szacunków GDDKiA cała inwestycja zostanie zrealizowana najdalej w 59 miesięcy.
Odcinek drogi ekspresowej S19 Jawornik – Lutcza przebiega przez teren o skomplikowanej budowie geologicznej, składającej się ze zlepieńców, piaskowców i łupków ilastych, charakterystycznej dla fliszu karpackiego. Wykonane rozpoznanie budowy geologicznej podłoża wykazało bardzo zmienne warunki geologiczne wzdłuż projektowanego odcinka. Teren przyszłej inwestycji charakteryzuje się również różnorodnym i skomplikowanym ukształtowaniem terenu, przechodząc na przemian przez wzniesienia i doliny. W rejonie tunelu dominują obszary leśne i nieużytki.
Tak różnorodna budowa geologiczna oraz ukształtowanie terenu skutkuje występowaniem obszarów osuwiskowych. W ramach rozpoznania geologicznej budowy podłoża wykonano badania geofizyczne, wiercenia i sondowania oraz wykonano sieć monitoringu geotechnicznego, obejmującą obszary osuwiskowe.
Ponieważ trasa S19 przebiegać będzie po terenie, zarówno zróżnicowanym wysokościowo jak i charakteryzującym się skomplikowaną budową geologiczną, na etapie budowy konieczne zatem będzie zabezpieczenie stwierdzonych osuwisk oraz terenów predysponowanych osuwiskowo.
Budowa szlaku Via Carpatia
Ten szlak to kluczowy korytarz transportowy łączący Europę Północną i Południową. Na terenie Polski trasa będzie miała około 700 km długości. W skład szlaku drogowego Via Carpatia wchodzą odcinki dróg ekspresowych S61, S16 i S19 przebiegające przez teren pięciu województw – podlaskiego, warmińsko-mazurskiego, mazowieckiego, lubelskiego i podkarpackiego.
W woj. podkarpackim S19 będzie miała docelowo długość ok. 169 km Aktualnie kierowcy korzystają już z 81,8 km tej trasy na odcinku Lasy Janowskie – Rzeszów Południe. Oznacza to, że połączyliśmy nie tylko stolice województwa podkarpackiego i lubelskiego. Mieszkańcy Podkarpacia uzyskali również szybkie połączenie z Warszawą poprzez S19 i S17, a kierowcy z woj. lubelskiego z autostradą A4. Kolejne 72,9 km trasy Via Carpatia są w realizacji, czyli w budowie, na etapie uzyskiwania decyzji ZRID lub opracowywania dokumentacji do ZRID. Na etapie przetargu są ostatnie dwa odcinki S19 o łącznej długości 11,6 km.
Stan realizacji szlaku Via Carpatia w województwie podkarpackim:
81,8 km – oddane do ruchu (odcinki: Lasy Janowskie – Rzeszów Południe)
72,9 km – w realizacji (w budowie: Rzeszów Południe – Babica, Babica – Jawornik, Krosno – Miejsce Piastowe, Miejsce Piastowe – Dukla, na etapie opracowywania dokumentacji do ZRID: Domaradz – Krosno oraz na etapie uzyskiwania ZRID: Dukla – Barwinek i dobudowa drugiej jezdni Sokołów Małopolski Płn. – Jasionka)
11,6 km – w przygotowaniu (na etapie przetargu: Jawornik – Lutcza, Lutcza – Domaradz)
Jakie są uprawnienia policjanta podczas kontroli drogowej?
Uprawnienia funkcjonariusza podczas kontroli drogowej są dość duże. Policjant może między innymi:
skontrolować dokumenty kierowcy
sprawdzić dokumenty i stan prawny pojazdu
zbadać trzeźwość kierującego
sprawdzić stan techniczny samochodu (a nawet odbyć jazdę próbną)
przeszukać samochód
Najczęściej policjanci ograniczają się do kontroli dokumentów, czasami sprawdzają też trzeźwość kierującego. Jeżeli wizualnie pojazd nie budzi zastrzeżeń, nie jest weryfikowany jego stan techniczny.
Prawo pozwala policjantowi na dokonanie przeszukania pojazdu, ale procedura jest ściśle określona. Zgodnie z zapisami ustawy o policji:
Kierowca powinien pamiętać podczas kontroli, że prawo nie daje policjantowi władzy absolutnej. Ograniczony jest przepisami i procedurami, ale wiele zależy też od jego subiektywnej oceny sytuacji.
Policjanci wykonując czynności, o których mowa w art. 14, mają prawo dokonywania kontroli osobistej, a także przeglądania zawartości bagaży i sprawdzania ładunków w portach i na dworcach oraz w środkach transportu lądowego, powietrznego i wodnego w razie istnienia uzasadnionego podejrzenia popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary lub w celu znalezienia:
broni lub innych niebezpiecznych przedmiotów mogących służyć do popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary
przedmiotów, których posiadanie jest zabronione, lub mogących stanowić dowód w postępowaniu prowadzonym w związku z realizacją zadań, o których mowa w art. 1 ust. 2 pkt 1, 2, 3a, 4, 4a, 6 i 7, oraz przepisów innych ustaw określających zadania policji
przedmiotów podlegających przepadkowi w przypadku uzasadnionego przypuszczenia posiadania przez osobę broni lub takich przedmiotów lub uzasadnionego przypuszczenia ich użycia do popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary
na zasadach i w sposób określony w art. 15d i art. 15e
Kiedy policjant może zdecydować o przeprowadzeniu takiej kontroli? Dopuszczalne jest to w przypadku:
podejrzenia popełnienia przestępstwa lub wykroczenia przez kierującego pojazdem
podejrzenia, że pojazd pochodzi z przestępstwa (jest kradziony) lub w pojeździe znajdują się osoby, które popełniły przestępstwo
uzasadnionego podejrzenia, że pojazd zagraża bezpieczeństwu ruchu (np. zły stan techniczny lub kierowca pod wpływem alkoholu)
wykonywania czynności służbowych na miejscu zdarzenia drogowego
zgłoszenia interwencji przez obywateli
podejrzanego zachowania kierującego pojazdem
Jaka jest szansa, że policjant będzie chciał przeszukać nasz pojazd? Zwykle znikoma. Przepisy bardzo konkretnie wskazują, kiedy jest to możliwe, więc jeśli akurat policjanci nie szukają jakiegoś podejrzanego w okolicy, nie ma obaw o próbę przeszukania.
W tym wszystkim jest jednak pewne „ale”. W większości wytycznych pada słowo „podejrzenie”. W teorii funkcjonariusz może w każdej sytuacji powiedzieć, że właśnie pojawiło się u niego takie podejrzenie i musi przeszukać nasz pojazd. Kierowca nic nie może na to poradzić, ponieważ musi wykonywać wszystkie polecenia funkcjonariusza. Ale jest jedno wyjście z takiej sytuacji.
Gdy policjant postanowi przeszukać nasze auto, nie możemy właściwie nic na to poradzić. Nie możemy kwestionować jego decyzji, ani odmawiać wykonania poleceń. Przekonywanie go, że niepotrzebnie robi sobie kłopot, tylko wywoła w nim kolejne podejrzenia.
Najlepszym działaniem w takiej sytuacji, jest poproszenie funkcjonariusza o spisanie protokołu z przeszukania. Jest to jego obowiązek i nie może wam odmówić. Trik polega na tym, że spisywanie takiego protokołu jest czasochłonne i wymaga odnotowania każdego znalezionego w pojeździe przedmiotu. Taki protokół jest też dokumentem, na który możecie powołać się, podczas składania skargi na zachowanie policjanta. On dobrze o tym wie i raczej nie będzie chciał się tłumaczyć przełożonym, dlaczego zdecydował się sprawdzać wasze auto, bez twardych dowodów na to, że możecie coś ukrywać.
Reaktywacja kultowej pięćsetki powstała w 2007 roku. Uroczy Fiacik urzekał obłymi kształtami i barwnymi kolorami. Mnogość opcji kolorystycznej sprawia, że także na rynku wtórnym ciężko znaleźć dwa takie same egzemplarze. Używany Fiat 500 nie rujnuje kieszeni zarówno podczas kupna, jak i przy eksploatacji, ale trzeba wiedzieć, jaką wersję najlepiej wybrać.
Używany Fiat 500 – którą generację wybrać?
Warto dodać, że na rynku jest już druga generacja Fiata 500, choć to tak naprawdę auto po mocnym liftingu. Ta nowsza dołączyła w 2015 roku i czasami nazywają ją „Fiat 500 II”. Auto po liftingu wyróżnia się m.in. innymi reflektorami przednimi ze zintegrowanymi kierunkowskazami. Pod nimi pojawiły się owalne, ledowe światła do jazdy dziennej zabudowane pod jednym kloszem ze światłami drogowymi. Nowe są też m.in. tylne lampy zespolone o gruntownie przemodelowanej linii, wzory aluminiowych felg czy, udające „chromy”, listwy ozdobne pasa przedniego.
Zarówno pierwsza generacja, jak i ta po modernizacji to mocno zbliżone konstrukcje, choć mają inne wyposażenie, a także silniki. W 2020 roku pojawiła się elektryczna wersja – Fiat 500e, ale jest to na tyle świeża konstrukcja, że mało jest opinii o tej wersji, dlatego w tym tekście ją pomijamy. Kolejne eksperymenty włoskiego koncernu z „500” to wersje 500L oraz 500X, ale to zupełnie inne konstrukcje.
Początkowo pod maską Fiata 500 znalazły się silniki benzynowe 1.2 (69 KM) i 1.4 (100 KM) oraz turbodiesel 1.3 Multijet (75 KM). W 2009 r. do gamy dołączył mocniejszy turbodiesel, 95-konny 1.3 Multijet. Rok później pojawił się benzynowy, doładowany dwucylindrowy (to ukłon w stronę oryginału) silnik 0.9 TwinAir o mocy 85 KM, a pod koniec 2013 r. jego mocniejsza wersja (105 KM).
Na rynku aut używanych najwięcej jest odmian 1.2 oraz malutkiego 0.9. Obydwa nie grzeszą osiągami, ale zużywają średnio 5 litrów paliwa. Kultura pracy dwucylindrowej jednostki pozostawia jednak sporo do życzenia. Ogólnie jednostki benzynowe są mało awaryjne, ale mają swoje przypadłości. Cierpią na wycieki z układu chłodzenia, wersja 1.2 miewa kłopoty z równomiernością pracy na biegu jałowym. Większe 1.4 lubi z kolei „wypić” nieco za dużo oleju.
Dużo gorzej pod kątem awaryjności wypadają diesle 1.3 Multijet. Przy dynamicznej jeździe często dochodzi do rozciągnięcia (a nawet zerwania) łańcucha rozrządu, awarii turbosprężarki i przedwczesnego zużycia sprzęgła. Elektronika przy wilgotnej pogodzie lubi być kapryśna, co często kończy się spadkiem mocy. Wadą jest również nisko osadzona miska olejowa, którą bardzo łatwo uszkodzić, nawet podczas podjeżdżania pod krawężnik.
Pod kątem silników możemy polecić wszystkie jednostki benzynowe. Większą uwagę należy zwrócić na małe 2-cylindrowe 0.9 TwinAir, które klekoczą jak stary Maluch i zdarzają się w nich awarie układu zaworów z systemem Multiair, lecz wynikają one zazwyczaj z zaniedbania interwałów olejowych. Jeśli poprzedni właściciel dbał o regularną wymianę, nie powinno być problemów.
Fiat 500 konstrukcyjnie zbliżony jest do Pandy, a więc możemy spodziewać się prostych i tanich rozwiązań. Zawieszenie nie należy do najtrwalszych, szybko zużywają się sworznie wahaczy i łączniki stabilizatora, ale ich naprawa i ceny części nie rujnują domowego budżetu. Układ wydechowy przy silniku lubi łapać korozję, więc warto sprawdzić, czy ten element był już wymieniany, czy trzeba go wliczyć w koszt zakupu używanej pięćsetki.
Trzeba pamiętać, że choć Fiat 500 jest produkowany w Tychach, jest to samochód włoski, co sprawia, że czasami elektryka żyje własnym życiem. Na szczęście Fiat 500 to konstrukcja znana wielu mechanikom, więc z usunięciem irytującej usterki nie powinno być problemu.
Należy unikać zautomatyzowanych przekładni Dualogic Selespeed. Dlaczego? Po pierwsze to nie jest typowy automat, a zwykła skrzynia manualna, która sama zmienia biegi. Co w tym złego? Wyobraźmy sobie, że każda zmiana biegu wygląda tak, jakby robiła to osoba, która siedzi za kółkiem pierwszy, no może drugi raz. Szarpie, przeciąga i zmienia przełożenia w najmniej odpowiednich momentach. Na dodatek, elektronika często się psuje i jest droga w naprawach.
Używany Fiat 500 – plusy i minusy
+ trwałe i oszczędne silniki benzynowe + przystępne cenowo części + stylowy design + dobre ceny aut używanych + wiele egzemplarzy z rodzimego rynku – kapryśna elektryka – zapychające się filtry DPF w dieslu – felerna zautomatyzowana skrzynia – „kruche” przednie zawieszenie
Nela Adamczewska pochodzi z Koszalina. Jej przygoda z występami kaskaderskimi rozpoczęła się od zajęć akrobatycznych. Później zajmowała się kuglarstwem i pokazami fireshow. Pracowała w niemieckich i czeskich rewiach kaskaderskich, a obecnie jej występy można podziwiać w popularnym parku rozrywki w Polsce.
Niewiele jest kobiet takich jak Nela Adamczewska
Nela jedną z kilku kobiet w Polsce zajmujących się stunt drivingiem. Publiczność zwykle nie zdaje sobie sprawy, że jeden z kaskaderów wykonujących niesamowite akrobacje z wykorzystaniem auta – na przykład spacer po karoserii w trakcie jazdy bokiem na dwóch kołach – to tak naprawdę „ona”, kaskaderka. Do czasu. – Dlatego po występach zdejmuję kask, by pokazać, że jestem kobietą – mówi w najnowszym filmie Betclic Studios.
Krótkometrażowy film o Neli Adamczewskiej zrealizowany został w ramach konkursu dla młodych twórców Papaya New Directors na zlecenie Betclic Studios. To dom produkcyjny i platforma wideo wiodącej marki bukmacherskiej w Polsce. Na platformie znaleźć można produkcje dokumentalne o inspirujących postaciach, historiach ludzi, którzy mieli odwagę, by wybrać w życiu swój kurs. Losy Adamczewskiej świetnie wpasowują się w ten koncept.
– Przy tym dokumencie postawiłem na proces. Zależało mi, żeby finalna forma była wynikiem naszej współpracy i relacji, którą zbudowaliśmy. Nela kompletnie łamie stereotypy i żyje według własnych zasad. Dopiero po spędzeniu pełnego dnia na arenie zrozumiałem, jakim niewiarygodnym wyczynem jest inspirowanie publiki swoimi wyczynami kaskaderskimi, a jednocześnie posiadanie rodziny, w którą tak mocno angażuje się Nela. To utwierdza siłę kobiet jeszcze dosadniej – mówi Michał Korzewski, reżyser dokumentu.
Jakie błędy popełniają Polacy na drogach szybkiego ruchu?
Polacy znacznie lepiej radzą sobie obecnie na drogach szybkiego ruchu, ale nadal nie brakuje kierowców, popełniających podstawowe błędy. Wśród nich najbardziej popularnymi jest trzymanie się zbyt blisko poprzedzającego pojazdu oraz blokowanie lewego pasa.
Pierwszy problem rozwiązało niedawno wprowadzone prawo, ustalające minimalną odległość, jaką należy zachowywać. Jest to połowa rozwijanej prędkości, wyrażona w metrach. Poruszając się więc autostradą z prędkością 140 km/h, musimy utrzymać odległość przynajmniej 70 metrów.
Na czym polega zasada 20 sekund?
Nasze przepisy w żaden sposób nie regulują natomiast tego, jak długo można pozostawać na lewym pasie. Wiemy, że musimy zjechać na pas prawy przy pierwszej nadarzającej się okazji, ale inny przepis pozwala wyprzedzającemu pozostać na lewym pasie, bez obaw o szybkość wykonania manewru (zakładając, że nie podpada to pod tamowanie ruchu). Wielokrotnie prowadziło to już do antagonizmów i konfliktowych sytuacji.
Nie raz już opisywaliśmy przypadki, w których jeden kierowca blokował pas przez minutę, bo na horyzoncie widział ciężarówkę, którą zamierzał w najbliższym czasie wyprzedzić. Z drugiej strony, jeśli ktoś nie wyprzedził innego pojazdu w kilka sekund i natychmiast nie uciekł na prawo, mógł spotkać się z agresją ze strony drugiego kierującego.
Problem ten rozwiązywałaby zasada 20 sekund, pochodząca z sądowego wyroku jednego z niemieckich sądów jeszcze z 1989 roku. Zgodnie z nią, można przez 20 sekund zostać na lewym pasie, doganiając inny pojazd, poruszający się prawym.
Zasada 20 sekund nie jest idealna, ale mogłaby coś poprawić
W naszej ocenie zasada 20 sekund jest oszacowana na wyrost. Widzieliśmy niejedno nagranie, gdzie ktoś tak długo trzymał się lewego pasa, chociaż prawy był zupełnie pusty i naprawdę wydawało się, że trwa to wieczność. To dostatecznie dużo czasu, żeby zjechać na prawy pas, przepuścić kilka szybciej jadących aut i wrócić na lewy, nim dogonimy kolejną ciężarówkę.
Jednak ustalenie konkretnej zasady, mogłoby ostudzić emocje na drogach i pomóc w zwalczeniu dwóch skrajnych obozów. Tego który uważa, że lewym pasem można jechać dowolnie długi i tego, według którego, z lewego pasa trzeba natychmiast uciekać, gdy ktoś nas dogoni.
Każdy kto jechał kiedyś na Podhale wie, jak nieprzyjemna i zakorkowana potrafi być Zakopianka. Ale to tylko jeden z jej wielu problemów. Obecnie jej fragment między Krakowem i Myślenicami jest odcinkiem dwujezdniowym klasy GP (droga główna ruchu przyspieszonego). Występują na nim nienormatywne łuki, kolizyjne skrzyżowania, przejścia dla pieszych czy pojedyncze zjazdy. Droga ta obsługuje zarówno ruch tranzytowy, jak i lokalny. Przeprowadzone prognozy ruchu przewidują dynamiczny wzrost natężenia ruchu w najbliższych latach, który już teraz bardzo duży, szczególnie w okresach urlopowych.
Droga ekspresowa S7 na odcinku Kraków – Myślenice już miała wykonawcę, ale ten wycofał się i całe postępowanie musiano unieważnić. Teraz oferentów jest sześciu, a ich propozycje wyraźnie się różnią:
Jak wyjaśnia GDDKiA, głównym, ale nie jedynym kryterium mającym wpływ na wybór oferty, jest cena. Maksymalnie, wykonawca może uzyskać 60 pkt. Istotnym elementem oceny będzie również punktacja za posiadanie w swoich szeregach specjalistów m.in. z zakresu geologii, hydrogeologii, zoologii czy akustyki. Osoby te będą tworzyły tzw. zespoły środowiskowe, geologiczne oraz zespół ekspertów. Te kryteria stanowią pozostałe 40 pkt.
Co będzie musiał zrobić wykonawca nowej Zakopianki w ciągu drogi S7?
Jednym z wielu wyzwań, stojących przed wykonawcą nowej Zakopianki od Krakowa do Myślenic, jest brak zaakceptowanego jej przebiegu. Zadaniem wykonawcy będzie więc poszukiwanie optymalnego przebiegu drogi ekspresowej pomiędzy autostradą A4 a funkcjonującą już za Myślenicami trasą S7.
Początek drogi przewidziano między węzłami Kraków Południe a Kraków Bieżanów, jednak projektant będzie mógł zaproponować go też w innym miejscu. Dopuszczalne jest poszukiwanie wariantów bardziej na zachód lub na wschód, o ile takie rozwiązanie będzie korzystne i racjonalne. Pozostawienie opcji rozpoczęcia trasy w innym miejscu niż odcinek A4 Kraków Południe – Kraków Bieżanów daje też możliwość rozważenia rozwiązań zlokalizowanych poza podstawowym obszarem. Wszystkie warianty muszą uwzględniać połączenie S7 z projektowaną Beskidzką Drogą Integracyjną (S52).
GDDKiA zakłada, że po 6 latach od podpisania umowy zakończy się uzyskaniem decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. W tym czasie będą organizowane spotkania informacyjne dla mieszkańców, którzy będą mogli przedstawić swoje pomysły, sugestie, wątpliwości i uwagi dotyczące nowej drogi.
Pierwszego stycznia 2024 toku Carla Wentzel została prezeską zarządu Volkswagen Group Polska, spółki będącej największym dystrybutorem nowych samochodów w Polsce. Carla jest pierwszą w historii kobietą w strukturach zarządu Volkswagen Group Polska. Na stanowisku prezesa zarządu zastąpiła Pavla Šolca, który po zakończonym kontrakcie wrócił do centrali marki Škoda, gdzie będzie wdrażał i koordynował realizację strategicznych projektów w obszarze sprzedaży.
Carla Wentzel, pełniąc funkcję Dyrektora Marki Volkswagen została wyróżniona tytułem najbardziej wpływowej kobiety w biznesie i w rządzie w Republice Południowej Afryki. Przez ostatnie pięć lat pracowała w Irlandii, gdzie pełniła funkcję prezesa zarządu Volkswagen Group Ireland.
Od 1 stycznia 2024 roku Carla Wentzel kieruje spółką Volkswagen Group Polska, która jest największym dystrybutorem nowych samochodów w Polsce, z udziałem w rynku wynoszącym ponad 27 procent. Spółka reprezentuje 7 marek: Volkswagen, Volkswagen Samochody Dostawcze, Škoda, Seat, Cupra, Audi i Porsche. Carla Wentzel jest pierwszą prezeską w strukturach zarządu spółki.
Widać, że kobiety zajmują coraz więcej czołowych funkcji w dużych firmach motoryzacyjnych. Ostatnio Anna Burakowska została pierwszą kobietą w przemyśle oponiarskim w Polsce, a Josephine Payne pełni funkcję dyrektora fabryki Forda w Rumunii.
Toyota GR Yaris okazała się spektakularnym sukcesem marki. Samochód, który powstał na bazie doświadczeń ze startów w rajdach zespołu Toyota Gazoo Racing, zdominował segment hot-hatch i szybko zyskał grono wiernych fanów.
W ciągu ostatnich trzech lat od debiutu inżynierowie oraz kierowcy testowi pracowali nad ulepszeniem GR Yarisa, by stał się jeszcze mocniejszy, jeszcze lepszy w prowadzeniu oraz dający jeszcze więcej przyjemności z jazdy. Co jeszcze oferuje teraz nowa Toyota GR Yaris?
Nowa Toyota GR Yaris teraz z nową automatyczną skrzynią
Nowa Toyota GR Yaris otrzymała nową wersję turbodoładowanego, trzycylindrowego silnika, który teraz ma większą moc i wyższy moment obrotowy, jego moc została podniesiona o 19 KM do 280 KM, a moment obrotowy jest o 30 Nm wyższy i wynosi 390 Nm. Nowością jest opcjonalna ośmiobiegowa skrzynia automatyczna.
Oprogramowanie automatycznej skrzyni biegów zostało tak dostosowane, by na bieżąco analizować użycie pedałów hamulca i przyspieszenia. Nowy „automat” przewiduje, kiedy konieczna będzie zmiana przełożenia nawet przed zmianą zachowania auta, żeby wybór biegu odpowiadał intencjom kierowcy.
Auto korzysta też z nowego systemu kontroli momentu obrotowego oraz kompaktowego elektromagnesu liniowego o wysokiej czułości. Dzięki zastosowaniu wysoce odpornego na ciepło materiału w sprzęgle oraz dostrojeniu ustawień oprogramowania sterującego uzyskano ultraszybkie zmiany biegów.
Kierowca może korzystać z trzech trybów jazdy – Sport, Normal oraz Eco. Dostosowują one auto do codziennych potrzeb poprzez zmianę ustawień wspomagania kierownicy, pracy klimatyzacji, reakcji na pedał przyspieszenia czy układ zegarów przed kierowcą.
Nowy japoński hot-hatch ma wzmocniony rozrząd, zawór wydechowy zyskał nowy materiał, zwiększono ciśnienie wtrysku paliwa. Auto ma też nowe, lekkie tłoki z odpornymi na zużycie pierścieniami, a do układu dolotowego dodano nowy czujnik ciśnienia.
Zawieszenie dostrojono, by zapewniało doskonałą przyczepność pracując w ekstremalnych warunkach. Dostosowano też ustawienia sprężyn oraz wzmocniono przednie amortyzatory.
Samochód będzie oferowany tylko z pakietem Sport, który ma dodatkowe elementy układu chłodzenia jak nowa dolna chłodnica poprawiająca niezawodność podczas jazdy z w pełni otwartą przepustnicą, modyfikacje wlotu powietrza oraz intercooler z instalacją natrysku wody.
Zadbano także o odpowiednią sztywność nadwozia, co pozytywnie wpłynęło na lepsze prowadzenie auta i większe poczucie przyczepności. Toyota GR Yaris powstała na platformie GA-B z modelu Yaris, a z tyłu wykorzystano platformę GA-C z modeli o segment większych.
W środku GR Yarisa jest bardzo sportowo
Design nowego hot-hatcha podkreśla, że to auto zostało stworzone z myślą o kierowcy. Zmieniono rozmieszczenie przycisków i przełączników korzystając z doświadczeń kierowców rajdowych i wyścigowych. Wyłącznik układu stabilizacji toru jazdy (VSC), włącznik świateł awaryjnych oraz włącznik natrysku wody na intercooler są teraz umieszczone bliżej kierowcy, a sięgnięcie do nich nie będzie trudne nawet, gdy kierowca będzie ciasno zapięty w sportowych pasach bezpieczeństwa. Przed pasażerem powiększono półkę na desce rozdzielczej, co ułatwia zamontowanie dodatkowych wskaźników lub monitorów dla pilota rajdowego.
Poprawiono widoczność poprzez obniżenie górnej krawędzi deski rozdzielczej o 50 mm, zmianę umiejscowienia lusterka wstecznego oraz przechylając o 15 stopni w kierunku kierowcy panel sterowania.
Kierowca przed sobą widzi teraz 12,3-calowe cyfrowe zegary z dwoma trybami wyświetlania – normal oraz sport, w którym prezentowanych jest więcej danych związanych z osiągami auta. W samochodach z automatyczną skrzynią biegów wyświetlana jest także temperatura oleju w przekładni, a także wizualne ostrzeżenie o zbyt wysokich obrotach przed próbą redukcji biegu.
Poprawiono także pozycję za kierownicą. Obniżono o 25 mm fotel kierowcy i dostosowano do tych zmian umiejscowienie koła kierownicy. Zgodnie z sugestią Akio Toyody, prezesa japońskiej marki, który w rajdach i wyścigach startuje jako „Morizo”, żeby zmienić bieg na wyższy w automatycznej skrzyni biegów kierowca przyciąga lewarek do siebie, a żeby zredukować przełożenie, popycha go.
Japońska marka wprowadzi dwie limitowane wersje specjalne GR Yarisa inspirowane dwoma rajdowymi mistrzami świata. Sébastien Ogier Special Edition oraz Kalle Rovanperä Special Edition będą bazować na GR Yarisie pokazanym w Tokio i zostaną zaprezentowane podczas Rajdu Monte Carlo, który w dniach 25-28 stycznia zainauguruje sezon 2024 w WRC.
Auto będzie dostępne w Europie od lata 2024 roku. Ceny i zbieranie zamówień rozpocznie się wkrótce.
Nowa Toyota GR Yaris – dane techniczne
Długość (mm)
3995
Szerokość (mm)
1805
Wysokość (mm)
1455
Rozstaw osi (mm)
2560
Masa własna (kg)
1280 (1300 z aut. skrzynią)
Silnik
Rzędowy, 3-cylindrowy turbo z intercoolerem
Pojemność (cc)
1618
Moc maks.(KM/kW przy obr./min.)
280/206 przy 6500
Maks. moment obr. (Nm przy obr./min.)
390 przy 3250-4600
Skrzynia biegów
6-stopniowa manualna lub 8-biegowa automatyczna Gazoo Racing Direct
Koła
BBS z kutego aluminium, opony 225/40/18 Michelin Pilot Sport S
Zadaniem nowych przepisów jest pozbycie się części fikcji ze statystyk na temat polskich samochodów. W systemie CEPiK figuruje nawet kilka milionów tak zwanych martwych dusz, czyli pojazdów pokroju Maluchów, Syren i Dużych Fiatów, które zgniły gdzieś zapomniane w krzakach, ale nikt nigdy oficjalnie ich nie wyrejestrował. Zaśmiecają one system, psują statystyki Polski na tle innych krajów i są wodą na młyn dla aktywistów, uparcie dowodzących, że Polak uzależniony jest od samochodu i jeździ tylko rozpadającymi się gratami.
Jak podawał w zeszłym roku Instytut Samar, na około 27 mln pojazdów zarejestrowanych w Polsce, aż 7 mln tak naprawdę dawno przestała istnieć. To samochody, których od lat nikt nie ubezpieczał, ani nie był nim na przeglądzie. Nie miała miejsca również od lat żadna zmiana właściciela.
Obecnie żadne oficjalne statystyki (np. Eurotaxu) tego nie uwzględniają, przez co z wiarygodnych źródeł można dowiedzieć się, że w Polsce mamy aż 700 samochodów na 1000 mieszkańców, a średnia wieku auta w naszym kraju to ponad 24 lata! Jak jednak tłumaczy Samar:
W kontekście parku auto osobowych w naszym kraju warto też walczyć z mitem, że Polska „goni Luksemburg” czy „jest drugą Szwajcarią” pod względem liczby aut przypadających na 1000 mieszkańców. Jeśli nawet teoretycznie mamy ich 700, realnie, po wyeliminowaniu „martwych dusz” zostaje 517.
Jeśli odliczymy martwe dusze, średnia wieku pojazdu w Polsce to niecałe 16 lat.
Automatyczne wyrejestrowanie pojazdu – kryteria
Nowe przepisy nie sprawią, że problem zostanie całkowicie rozwiązany, ale będą ważnym krokiem w dążeniu do zakończenia fikcji. Przyjęte kryteria zakładają, że automatycznie wyrejestrowany zostaną następujące pojazdy:
Decyzje o rejestracji pojazdu wydane przed dniem 14 marca 2005 r. dotyczące pojazdów nieposiadających ważnego okresowego badania technicznego, w stosunku do których ich posiadacze nie dopełnili obowiązku zawarcia umowy obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej posiadaczy pojazdów mechanicznych, jeżeli pojazd im podlega, przez okres dłuższy niż 10 lat, przypadający bezpośrednio przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy, wygasają z dniem 10 czerwca 2024 r.
Wymogi są więc dwa. Po pierwsze rejestracja przed 14 marca 2005 roku, a po drugie od 10 lat pojazd nie ma OC ani ważnego przeglądu. Nie są to kryteria restrykcyjne, ale biorąc pod uwagę średni wiek 7 mln aut stanowiących martwe dusze, który Samar szacuje na 36 lat (!), pozwolą one na usunięcie sporo samochodów, które istnieją już tylko wirtualnie.
Należy też pamiętać, że właściciel pojazdu nie będzie informowany o procedurze wyrejestrowania pojazdu. Jeżeli więc macie jakieś „zaniedbane” auto, które wrasta gdzieś, ale od lat obiecujecie sobie, że kiedyś je wyremontujecie, to może być na to ostatnia szansa. Automatyczne wyrejestrowanie będzie miało miejsce 10 czerwca 2024 roku.
Czy z polskich dróg znikną samochody z czarnymi tablicami rejestracyjnymi?
Docelowo znikną. Automatyczne wyrejestrowanie z CEPiK-u dotyczyć będzie pojazdów, których i tak już dawno nikt na drodze nie widział, więc to akurat nie będzie dużym problemem. Natomiast w tym roku w życie weszły inne przepisy, zgodnie z którymi po zakupie pojazdu, trzeba go obowiązkowo zarejestrować. Większość osób i tak to robiła, ale wielu „graciaży”, kupujących (dla przyjemności lub z konieczności, ewentualnie z obu powodów) samochody za kilka tysięcy złotych, wolała oszczędzać czas i pieniądze, poświadczając bycie właścicielem tylko na podstawie umowy kupna. Często cenią oni też możliwość jazdy starym autem na czarnych blachach, co wyróżnia auto na drodze. Teraz już nie będzie takiej możliwości.
Seat Ibiza pierwszej generacji był opracowany przez Hiszpanów jeszcze bez wsparcia Volkswagena. Hiszpanie korzystali wówczas wyłącznie z własnej wiedzy oraz pomocy partnerów takich jak Giorgetto Giugiaro przy projekcie nadwozia, Karmann – z którego pomocą stworzono wnętrze Ibizy oraz Porsche przy układzie napędowym.
Od momentu wprowadzenia na rynek w 1984 roku, Ibiza stała się punktem odniesienia na rynku, jednocześnie torując hiszpańskiemu producentowi drogę do sukcesu i podbicia światowych rynków motoryzacyjnych.
Seat Ibiza Anniversary Limited Edition na 40. rocznicę
Na okrągłą rocznicę Seata Ibizy, Hiszpanie zaprezentowali limitowaną edycję o nazwie „Anniversary”. Premiera samochodu nazwanego na cześć wyspy Ibiza, była przełomowym momentem w historii firmy i przyczyniła się do globalnego sukcesu hiszpańskiej marki.
Seat Ibiza Anniversary Limited Edition został bogato wyposażony – w nowy kolor lakieru nadwozia Graphene Grey, a także 18- calowe aluminiowe felgi Cosmo Grey i nowe detale stylistyczne. Wnętrze kabiny zostało wyposażone w ergonomiczne tekstylne siedzenia Bucket, które zapewniają pasażerom jeszcze więcej komfortu w czasie jazdy. Aby uczcić 40. rocznicę tego kultowego modelu, na zewnętrznej stronie drzwi kierowcy i pasażera umieszczono napis „Anniversary Limited Edition”. Wygrawerowana laserowo fraza widoczna jest także na progach u podstawy drzwi.
Producent nie podaje szczegółów dotyczących silnika, jaki miałby się znaleźć pod maską edycji specjalnej. Można by się spodziewać, że to będzie coś „ekstra”, lecz w tym przypadku Seat zapewne by się tym pochwalił. Możemy założyć, że specjalna Ibiza będzie zapędzana zwykłym silnikiem 1.0 lub 1.5 TSI, które są dostępne w ofercie. W pierwszym przypadku będzie do dyspozycji 95 lub 110 KM, mocniejszy motor dysponuje mocą 150 KM.
Model Seat Ibiza Anniversary Limited Edition trafi do sprzedaży już w I kwartale 2024 roku. Na ten moment producent nie podaje informacji na temat dostępności jubileuszowego modelu na poszczególnych rynkach.
Spore zastrzeżenia co do kształtu proponowanej przez władze Krakowa Strefy Czystego Transportu, mieli mieszkańcy i różne organizacje, ale miał je także Łukasz Kmita – wojewoda małopolski. Złożył on skargę w tej sprawie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
W uzasadnieniu wskazał na niezgodność przepisów przyjętych przez krakowską radę miasta z przepisami ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Jego zdaniem urzędnicy nie określili w sposób właściwy granic obszaru SCT oraz nie przygotowali żadnych regulacji, dotyczących sposobu organizacji ruchu wewnątrz strefy. Zarzucił też radzie miasta zbyt daleko posuniętą ingerencje w sferę konstytucyjnych praw i wolności, takich jak wolność człowieka, poruszania się oraz równość wobec prawa.
Dzisiaj Wojewódzki Sąd Administracyjny przychylił się do skargi wojewody małopolskiego i w całości unieważnił uchwałę wprowadzającą Strefę Czystego Transportu w Krakowie.
Jak miała wyglądać Strefa Czystego Transportu w Krakowie?
Według projektu przyjętego przez krakowskich radnych, Strefa Czystego Transportu w tym mieście miała objąć cały administracyjny obszar. Były to plany całkowicie bezprecedensowe. SCT są już znane w wielu miastach na zachodzie Europy, ale zwykle obejmują jakiś wycinek miasta, zwykle samego centrum oraz ulic, na których odnotowywano najwyższe zanieczyszczenie powietrza. Nigdzie nie obejmowano strefą całego miasta.
Ponadto władze Krakowa nie przewidziały żadnych możliwości warunkowego wjazdu samochodem na teren Strefy Czystego Transportu. Na przykład w Londynie jest to możliwe, po uiszczeniu odpowiedniej opłaty. Zwolnieni z przestrzegania zasad mieliby być tylko seniorzy powyżej 70 roku życia, pod warunkiem, że sami prowadzą swój pojazd. Pozostali mieliby podporządkować się poniższym zasadom:
Co oznacza unieważnienie SCT w Krakowie przez sąd?
Przeciwnicy wprowadzenia Strefy Czystego Transportu w Krakowie odnieśli pewne zwycięstwo, ale strefa w mieście i tak powstanie. Jest to wymóg wynikający z zapisów KPO – każde miasto powyżej 100 tys. mieszkańców, w którym przekraczane są normy roczne zanieczyszczenia, musi utworzyć SCT. W Polsce dotyczy to czterech miast:
Obecnie tylko władze ostatniego z nich, nie zapowiedziały wprowadzenia takiej strefy. Z uwagi na wyrok WSA, krakowscy urzędnicy będą musieli stworzyć nowy projekt SCT, który nie będzie budził takich zastrzeżeń, jak obecny. Wiele wskazuje na to, że Strefa Czystego Transportu w Krakowie, tak jak w innych miastach, obejmie tylko pewien obszar wokół centrum. Może złagodzone zostaną też zasady wobec mieszkańców miasta. Pierwotnie SCT miała zostać wprowadzona od 1 lipca 2024 roku i obecnie trudno powiedzieć, czy radni zdążą z nowym projektem do tego czasu.
Popularność samochodów elektrycznych rośnie, co można zauważyć chociażby w statystykach sprzedaży za 2023 rok. Tesla pojawiła się w rankingu po raz pierwszy od dawna, a debiutujące chińskie marki, często oferujące tylko elektryki zajęły niezłe miejsca w zestawieniu.
Rynek aut elektrycznych dopiero się kształtuje, zarówno pojazdów nowych, jak i używanych, a jak się okazuje te drugie mogą stanowić ciekawą ofertę, bo ich utrata wartości jest bardzo duża.
Samochody elektryczne i ich utrata wartości – ceny lecą na łeb na szyję
Jak wynika z wyliczeń przedstawionych przez szefa firmy analitycznej Automotive Equity Management, Fintana Knighta, różnica w spadku wartości używanego samochodu elektrycznego w stosunku do spalinowego odpowiednika może wynosić 10-12 procent. Czyli np. jeśli spalinowa Skoda Kodiaq utraci po 3 latach 20% wartości, elektryczny odpowiednik Enyaq utraci 30-32%. Dodajmy do tego wyższą cenę, jaką trzeba zapłacić za elektryka i robi się pokaźna kwota.
Te wyliczenia dotyczą Europy Zachodniej. Według Knighta w USA może być jeszcze gorzej. Szacuje się, że spadek wartości nowego auta po trzech latach wyniesie w USA 28 proc. dla pojazdu spalinowego oraz 41 proc. dla elektryka.
Skąd wynika tak duża różnica? Okazuje się, że to nie tylko kwestia małej popularności aut na prąd. Przykładowo w Szwecji, gdzie samochody elektryczne stanowią ok. 1/3 rynku, ich wartość w najlepszym wypadku jest o 23% niższa niż podobnego auta spalinowego. Na tym jednak nie koniec.
Dlaczego elektryki tyle tracą na wartości?
Powodów może być kilka. Pierwszym z nich są dotacje np. z programu „Mój elektryk”, które w przypadku przedsiębiorstw mogą wynosić nawet 70 tys. zł. Przy kupnie używanego elektryka nie można liczyć za żadne zwroty. Kolejny powód to… szybki rozwój aut elektrycznych. Coraz to nowsze technologie sprawiają, że nawet kilkuletni samochód elektryczny może być już przestarzały, przez co jego wartość szybciej spada.
Jednak najbardziej wyraźnym elementem, który wpływa na dużą utratę wartości może być bateria. Nie jest tajemnicą, że to właśnie ten element jest najdroższy w konstrukcji elektryka, a na dodatek jego parametry spadają po latach używania. Nie bez znaczenia jest też sposób ładowania, korzystanie z domowych wolniejszych ładowarek jest znacznie lepsze dla kondycji baterii, niż korzystanie z syzbkich punktów ładowania. Większy przebieg nie koniecznie więc musi oznaczać, że bateria w aucie jest w lepszej kondycji.
Na razie elektryczna motoryzacja raczkuje i jak każda nowa technologia potrzebuje czasu, aby być dopracowaną i użyteczną. Obecnie więcej jest głosów przeciw niż za samochodami elektrycznymi, a ich utrata wartości tylko pogarsza ich sprawę.
Gdzie powstaną nowe odcinki drogi ekspresowej S17?
W ramach inwestycji powstanie dwujezdniową drogę ekspresową, drogi do obsługi ruchu lokalnego, obiekty inżynieryjne, odwodnienie i oświetlenie drogi w obrębie węzłów. Zamontowane zostaną urządzenia ochrony środowiska, w tym ekrany akustyczne, a także zbudowane przejścia dla zwierząt. Wykonany zostanie też system zarządzania ruchem.
Odcinek Piaski – Łopiennik, o długości 16,6 km, przebiegać będzie nowym śladem, wzdłuż obecnej drogi krajowej nr 17. Rozpocznie się na węźle Piaski Wschód, który zostanie przebudowany (droga S17 będzie się tutaj łączyć z trasą S12 Piaski – Dorohusk). Inwestycja m.in. obejmuje budowę trzech węzłów drogowych: Piaski Południe, Fajsławice oraz Łopiennik.
Odcinek Krasnystaw – Izbica, o długości 18,8 km, zacznie się w Zakręciu przed Krasnymstawem. Początkowo trasa przebiegać będzie w śladzie obecnej DK17, następnie przekroczy rzekę Żółkiewkę i od zachodniej strony ominie m.in. Latyczów, Dworzyska, Tarnogórę i Izbicę. Przekroczy linię kolejową nr 69 relacji Rejowiec – Hrebenne i zakończy się na przecięciu z obecną DK17 w okolicach Krasnego. Powstaną trzy węzły: Krasnystaw Północ, Krasnystaw Południe oraz Izbica. Planowana jest też budowa pary Miejsc Obsługi Podróżnych Ostrzyca oraz obwodu utrzymania drogi ekspresowej w okolicach Krasnegostawu.
Na jakim etapie jest budowa drogi ekspresowej S17?
Droga ekspresowa między Piaskami a Hrebennem (mająca długość około 125 km) będzie realizowana w formule „Projektuj i buduj”. Obecnie na etapie realizacji są trzy odcinki S17 od Zamościa w kierunku Hrebennego. W 2023 r. oddano do użytku drugą nitkę obwodnicy Tomaszowa Lubelskiego.
Natomiast dla odcinków Zamość Wschód – Zamość Południe, Zamość Południe – Tomaszów Lubelski oraz Tomaszów Lubelski – Hrebenne (w sumie niespełna 50 km), wykonawcy złożyli w ubiegłym roku wnioski do Wojewody Lubelskiego o wydanie decyzji o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej (ZRID). Procedura jest w toku.
Trwa też analiza ofert złożonych w przetargu na realizację odcinka Izbica – Zamość Sitaniec. Wyłonienie najlepszej z nich powinno mieć miejsce w I kwartale tego roku. Natomiast na etapie prac przygotowawczych są jeszcze dwa odcinki drogi ekspresowej S17 między Piaskami a Zamościem: Łopiennik – Krasnystaw (ok. 9,5 km) oraz Zamość Sitaniec – Zamość Wschód (ok. 12 km).
GDDKiA ogłosiła też przetarg na opracowanie dokumentacji projektowej dla ok. 2-kilometrowego odcinka drogi S17 w okolicy Hrebennego. W przyszłości będzie to dojazd do planowanego terminala na granicy z Ukrainą.
Droga ekspresowa S17 na odcinku Piaski – Hrebenne to ważny fragment całego ciągu S17 Warszawa – Lublin – Zamość – Tomaszów Lubelski – Hrebenne (granica państwa). To także droga międzynarodowa E372 prowadząca z Warszawy do Lwowa. Trasa ta będzie się łączyć na węźle Piaski Wschód z drogą ekspresową S12 Piaski – Dorohusk. Poprzez wybudowane odcinki S12 na wspólnym przebiegu z S17 oraz istniejące węzły na obwodnicy Lublina, połączy się także z drogą ekspresową S19 (Via Carpatia).
W tej sytuacji chciałoby się powiedzieć „Bareja wiecznie żywy”. W Otwocku mieszkańcy doczekali się remontu ulicy Świerkowej, ulicy jakich setki w Polsce, które wyczekują remontu jak studnia wody. Można by to uznać za sukces, skoro w końcu udało się odnowić potrzebną drogę. Ale nie wszystko jest takie różowe.
Już patrząc na to zdjęcie widać, że coś z drogą jest nie tak. Drogowcy postanowili nie przesuwać słupów energetycznych i zostawić te betonowe relikty przeszłości wylewając asfalt dookoła nich. Skąd tak fantastyczny pomysł? Oczywiście chodzi o pieniądze.
Miasto tłumaczy, że w tej sytuacji przesunięcie słupów kosztowałoby więcej niż przebudowa całego odcinka drogi. Dodatkowo, zwężenia przy słupach mają stanowić element spowalniający ruch, co akurat jest lepszym rozwiązaniem niż progi.
Całą sprawę skomentował w mediach społecznościowych Naczelnik Wydziału Inwestycji w Urzędzie Miasta w Otwocku:
„Aktualnie gestor sieci tj. PGE nie dysponuje środkami umożliwiającymi przeprowadzenie takiej inwestycji. Z uwagi na ograniczenia wynikające ze stanu własności nieruchomości przewidzianych pod drogę tj. szerokość istniejącego pasa drogowego, jest to jedyne rozwiązanie, które zapewnia ruch dwukierunkowy. W przypadku pozostawienia słupów poza granicami jezdni, droga byłaby jednokierunkowa, co w perspektywie istniejącej i planowanej zabudowy byłoby zdecydowanie niezasadnym. W chwili obecnej tak poprowadzona jezdnia daje możliwość mijanek, a wykonane szykany drogowe stanowią element spowalniający i choć wygląda to może groteskowo było to zamierzeniem celowym. Należy nadmienić, że w momencie wykonania przez PGE przebudowy sieci droga zostanie wykonana w linii, natomiast cześć zawężeń zostanie wykorzystana pod progi zwalniające. Na koniec zaznaczę, że załączone ujęcie może sugerować bardzo bliską odległość pomiędzy słupami, natomiast w rzeczywistości jest to ok. 40 m. Pozdrawiam, Krzysztof Gościcki Naczelnik Wydziału Inwestycji.”
Znak C-18 nie jest często spotykany w Polsce, ale łatwo na niego trafić, jeśli wybieracie się na narty. Jego znaczenie tak definiuje rozporządzenie w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
Znak C-18 „nakaz używania łańcuchów przeciwpoślizgowych” oznacza, że na drodze, na której znak został umieszczony, kierujący pojazdem silnikowym jest obowiązany stosować łańcuchy przeciwpoślizgowe na co najmniej dwóch kołach napędowych; umieszczona pod znakiem tabliczka, o której mowa w § 23 ust. 2, oznacza, że znak dotyczy pojazdów określonych na tabliczce.
Dlatego też wybierając się w tereny górskie zimą, należy zaopatrzyć się w łańcuchy śniegowe. Jeśli jedziecie w jakieś nowe dla siebie miejsce, może okazać się, że jedyna (lub jedyna mająca sens) droga do celu, wiedzie właśnie przez odcinek, gdzie są one wymagane.
Brak łańcuchów oznacza 200 zł mandatu oraz 1 punkt karny. Może jednak znaczyć coś znacznie poważniejszego. Dobre opony zimowe w takim miejscu mogą nie wystarczyć i ryzykujecie, że zablokujecie drogę, albo wpadniecie w poślizg i w coś lub kogoś uderzycie. Pewniej mogą się poczuć właściciele aut z napędem na wszystkie koła, ale pamiętajcie, że 4×4 nie pozwoli wam lepiej hamować, ani nie uchroni przed wpadnięciem w poślizg na zakręcie.
Zwracać trzeba też uwagę na znak C-19. Oznacza on koniec obszaru, gdzie wymagane jest stosowane łańcuchów śniegowych. Za niestosowanie się do niego, grozi mandat 100 zł.
Jak przygotować się do wyjazdu na ferie?
Podstawowa kwestia, to pamiętanie o oponach zimowych. Pomimo corocznych apeli samorządów z rejonów górskich, wciąż nie brakuje turystów, którzy są przekonani, że skoro jadą do któregoś z popularnych kurortów, to drogi będą zawsze odśnieżone i nie ma powodu myśleć o zimówkach. Kiedy nagle spadnie śnieg, będzie już za późno na refleksję.
Może się też okazać, że bez dobrych zimowek nie wyjedziecie nawet pod stok. W lepszej sytuacji są kierowcy korzystający z opon całorocznych, ale w prawdziwie zimowych warunkach, mogą być niewystarczające.
Wyjeżdżając w góry dobrze mieć ze sobą także saperkę, która pomoże odkopać samochód, gdybyśmy wpadli w zaspę. Pamiętajcie też o zatankowaniu do pełna. Gdyby auto gdzieś utknęło, zapas paliwa pozwoli wam w cieple i komforcie zaczekać na pomoc. Przydatne będą też bardziej podstawowe akcesoria, jak porządna miotełka do śniegu oraz porządna skrobaczka do szyb i zapas zimowego płynu do spryskiwaczy. Warto zabrać ze sobą też maty ochronne na szyby, pozwalające uniknąć porannego skrobania.
Długi czas ładowania, kiepski zasięg, wysoka waga baterii i spadek trwałości baterii to jedne z największych bolączek, z którym borykają się producenci aut elektrycznych. Można to także rozpatrywać w kontekście raczkującej technologii, która przecież zawsze na początku nie jest doskonała, ale z czasem dojrzewa i staje się dopracowana. Tak było przecież z silnikami spalinowymi.
Według niektórych ekspertów znaczącą zmianą w branży samochodów elektrycznych ma być wprowadzenie do masowej produkcji akumulatorów trakcyjnych z elektrolitem w postaci ciała stałego. Nad takim pracuje właśnie Volkswagen, który pochwalił się, że osiągnął znaczący postęp. O co chodzi?
Jak podaje Automotive News Europe, niemiecki koncern przy współpracy z QuantumSpace, ogłosił rezultaty kilkumiesięcznych testów baterii z elektrolitem w postaci ciała stałego. Przeprowadzono ponad tysiąc cykli naładowania i rozładowania akumulatora, co według wyliczeń odpowiada przebiegowi ok. 500 tys. km. Po wszystkim stwierdzono ubytek pojemności na poziomie zaledwie 5 proc. Dla porównania – założony przez branżę cel to najwyżej 20 proc. spadku po zrealizowaniu 700 cykli. Wydaje się więc, że wkrótce do aut elektrycznych trafią lżejsze i trwalsze baterie. Ale jest pewien haczyk.
Nad podobnymi bateriami pracuje też chiński BYD oraz Toyota, ale do sukcesu jeszcze daleka droga. Japończycy twierdzą, że będą gotowi z produkcją akumulatorów ze stałym elektrolitem dopiero w 2027 roku, a i to nie oznacza że od razu rozpoczną produkcję, bo ta miałaby rozpocząć się dopiero trzy lata później.
Jakby tego było mało, początkowa produkcja ma wystarczyć tylko na ok. 10 tys. samochodów. Biorąc pod uwagę, że japoński gigant produkuje kilkaset tysięcy aut miesięcznie na całym świecie to zaledwie kropla w morzu potrzeb. Oczywiście z czasem produkcja rosłaby, ale zbyt wolno jak na zapotrzebowanie. Gra jest jednak warta świeczki, bowiem bateria z elektrolitem stałym pozwala na przejechanie nawet 1000 km (co udało się w zasadzie już chińczykom) oraz ładowanie od zera do 80% w ciągu kilkunastu minut. Czy faktycznie Niemcy dokonają tego szybciej?
Pomimo że Camry to auto z nadwoziem, które powoli już wymiera (patrząc chociażby na nowego Passata, w którym zrezygnowano z tego nadwozia) to japoński model ma się dobrze. Staroświecki, choć naszym zdaniem ponadczasowy charakter limuzyny został tutaj zachowany, a nowa Toyota Camry wygląda bardzo nowocześnie i elegancko.
Przód nowej Camry przypomina do złudzenia nowego Priusa, ale producenci przyzwyczaili nas już, że wiele modeli w gamie wyglądają podobnie. Największą zmianą w porównaniu z poprzednikiem jest przód auta, a jego szerokość potęgują nowe, smukłe reflektory o zakrzywionym kształcie. Boczne przetłoczenia podkreślają długość Camry. Za design nowej Toyoty Camry odpowiada kalifornijskie studio CALTY.
Nowa Toyota Camry to elegancja i minimalizm we wnętrzu
Nowa kabina łączy prestiż i elegancję z nowoczesnością i atmosferą komfortu. Centralnym punktem wnętrza nowej Toyoty Camry jest ekran systemu multimedialnego, tworzący efekt otwartej przestrzeni przed kierowcą i pasażerem. Toyota twierdzi, że poprawiono jakość użytych we wnętrzu materiałów.
Wewnątrz znajdziemy najnowszy system multimedialny Toyota Smart Connect, który obsługiwany jest przy pomocy 12,3-calowego ekrany dotykowego i zawiera nawigacje w chmurze, która na bieżąco przekazuje informacje o ruchu drogowym, a także inteligentnego asystenta głosowego, który reaguje na wydawane komendy. Opcjonalnie można domówić system audio JBL z dziewięcioma głośnikami.
Standardem w nowej Camry jest łączność ze smartfonami przy pomocy Apple CarPlay i Android Auto oraz bezprzewodowa ładowarka. Auto może zaktualizować multimedia oraz systemy bezpieczeństwa metodą over-the-air (OTA) bez konieczności wizyty w serwisie.
Nowa Toyota Camry ma to co w Toyocie najlepsze
Camry jest najnowszym modelem Toyoty, który otrzymał piątą generację napędu hybrydowego. Jednostka ma lepsze osiągi, ma być wydajniejsza i przyjemniejsza w prowadzeniu. Układ korzysta z nowej bipolarnej baterii litowo-jonowej, która ma większą moc i jest bardziej responsywna.
Hybrydowy układ napędowy, w połączeniu z czterocylindrowym silnikiem o pojemności 2,5 l osiąga łączną moc 231 KM/170 kW, jednocześnie notując niższe średnie zużycie paliwa (5,1 l/100 km) (wg. normy WLTP). Przyspieszenie od 0 do 100 km/h wynosi teraz 7,9 s. Dzięki lepszej współpracy z baterią silnik benzynowy może pracować na niższych obrotach, co przyczynia się do zmniejszenia zużycia paliwa oraz emisji, a także cichszej pracy.
Auto obecnej generacji kosztuje w Polsce co najmniej 163 500 zł. Niestety należy się spodziewać, że nowa Toyota Camry będzie droższa. Produkcja nowej japońskiej limuzyny rozpocznie się w drugiej połowie 2024 roku, a sprzedaż w Polsce ruszy w drugim kwartale tego roku.
Zarówno Skoda Scala jak i Kamiq mają teraz przeprojektowane reflektory, zderzaki, a także grill. Zyskały nowy napis na tylnej klapie, zgodny z nowymi wytycznymi czeskiej marki. Zadbano też o ekologię, zwiększając ilość materiałów pochodzących z recyklingu. Dzięki ulepszonej gamie systemów wspomagania, auta zapewniają teraz jeszcze wyższy poziom bezpieczeństwa czynnego i biernego.
Obydwa modele Skody po liftingu bazują na platformie MQB-A0. Gama silników obejmuje trzy nowoczesne jednostki TSI z wysoce wydajnej generacji evo2. Auta są dostępne w trzech wersjach wyposażenia – Essence, Selection i usportowionej Monte Carlo. Klienci mogą wybierać z sześciu wariantów wnętrz Design Selection i pakietach opcjonalnych: Studio, Loft, Lodge, Dynamic, Suite Black oraz Monte Carlo.
Nowa Skoda Scala i Kamiq są dobrze wyposażone w standardzie
W standardowym wyposażeniu obydwu modeli znajdziemy liczne funkcje podnoszące poziom bezpieczeństwa, np. asystent pasa ruchu (Lane Assist), kontrolę odstępu z funkcją awaryjnego hamowania (Front Assist), system wspomagania ruszania pod wzniesienia (Hill Hold Control) czy system rozpoznawania znaków drogowych (Traffic Sign Recognition). Standardem od poziomu Essence jest także cyfrowy wyświetlacz o przekątnej 8 cali oraz 8,25-calowy ekran systemu Infotainment.
Do standardowego i równie rozbudowanego wyposażenia poziomu Selection należą ponadto m.in. tempomat, dwustrefowa klimatyzacja automatyczna, cztery dodatkowe głośniki i skórzana kierownica wielofunkcyjna, obsługująca radio i telefon.
Usportowiona wersja Monte Carlo zawiera dodatkowo panoramiczny dach, reflektory Full LED Matrix, pakiet Sunset czy oświetlenie Ambiente w dwóch barwach.
Podstawowym silnikiem Scali jest trzycylindrowa jednostka 1.0 TSI o mocy 70 kW (95 KM) z manualną 5-biegową skrzynią biegów. Wszystkie silniki w ofercie to „benzyniaki”. Gama silnikowa Skody Kamiq jest identyczna.
Wjechał pod pociąg na przejeździe kolejowym w Świebodzinie
Jak informuje policja ze Świebodzina, w tamtejszym powiecie nie raz doszło już do śmiertelnego wypadku, spowodowanego przez kierowcę, który wjechał pod pociąg. Niewiele brakowało, a doszłoby do kolejnej tragedii.
Kamera monitorująca przejazd nagrała wyjątkowo bezmyślnego kierowcę Audi A4, który naprawdę miał kilka szans na to, żeby nie znaleźć się w śmiertelnie groźnej sytuacji. Ale każdą z tych szans zaprzepaścił.
Zaczęło się od tego, że wjechał na przejazd kolejowy, pomimo mrugających czerwonych świateł. Naprawdę, nie rozumie co oznacza czerwone światło? Plus charakterystyczne dzwonienie?
Zareagował dopiero, gdy zobaczył opadające rogatki. Ten akurat przejazd ma podwójne rogatki, stworzone z myślą o takich właśnie kierowcach, jak ten kierujący Audi. Zamykają się więc najpierw rogatki zabraniające wjazdu, a te blokujące wyjazd opadają z opóźnieniem. Niestety kierowca Audi tego też nie zrozumiał i ruszył do przodu, gdy było już za późno.
Ile wynosi mandat za wjazd na zamykający się przejazd kolejowy?
W takiej sytuacji pozostaje tylko jedno – wyłamanie rogatek. Można zrobić to samochodem, ale można również ręką – wystarcza do tego minimalna siła. Kierujący Audi również i tego nie zrobił. Stał tak i czekał, licząc że nadjeżdżający pociąg go nie zabije.
Na jego szczęście skład nadjechał po torach znajdujących się po przeciwnej stronie, niż stał samochód. Maszynista dostał też wcześniej ostrzeżenie, że ktoś wjechał na przejazd, więc zdążył wyhamować pociąg.
Jak informuje policja, mężczyzna został ukarany mandatem na 2500 zł oraz 15 punktami karnymi. Za wjechanie na zamykający się przejazd grozi mandat 2000 zł, a 500 zł jest za czerwone światło. Każda z tych przewin to także 15 punktów karnych, więc kierowca powinien dostać w sumie 30 punktów i stracić prawo jazdy. Policja nie wyjaśnia dlaczego tak się nie stało.
Najgorsze sposoby na zamarznięty płyn do spryskiwaczy
Zimowe problemy dotykają wszystkich kierowców, więc internet pełen jest poradników, jak sobie z nimi radzić. To poczytne informacje, więc za podawanie ich biorą się nawet osoby, które o motoryzacji mają niewielkie lub zgoła żadne pojęcie. Często radzą korzystanie z „domowych sposobów” radzenia sobie z problemami, które mogą wywołać problemy jeszcze większe.
Co zrobić, kiedy jakiś płyn jest zamrożony? Wystarczy dolać ciepłej wody. Pomysł, aby przynieść czajnik z ciepłą wodą może wydawać się sprytny i prosty, ale wcale taki nie jest. Dolanie ciepłej wody, może uszkodzić uszczelki. Poza tym sama zaraz też się ochłodzi, a rozcieńczony płyn szybciej zamarznie. Jeszcze większą szanse na szkody mamy wlewając wodę gorącą. Niewielka przy tym jest szansa, że rozwiąże to problem zamarzniętego płynu w przewodach.
Inny polecany sposób to dolanie benzyny, rozpuszczalnika lub octu, które same tak łatwo nie zamarzają. Niestety te substancje tym bardziej mogą uszkodzić układ spryskiwaczy. Ponadto spryskanie szyby płynem z dodatkiem rozpuszczalnika lub octu może być bardzo niekorzystne dla elementów nadwozia i doprowadzić do pojawienia się ognisk rdzy.
Dlatego nie wierzcie w tego typu sposoby, tylko stosujcie metody, które nie stwarzają ryzyka, że coś uszkodzicie.
Skuteczny sposób na zamarznięty płyn do spryskiwaczy
Najbardziej skuteczny i bezpieczny sposób na zamarznięty płyn do spryskiwaczy jest tylko jeden. Trzeba rozgrzać płyn. Teoretycznie powinno wystarczyć ciepło rozgrzanego silnika. Problemem mogą być tylko dysze spryskiwaczy (dlatego w niektórych samochodach są ogrzewane). Jeżeli podgrzany płyn ich nie odblokuje, można spróbować delikatnie przetkać je np. igłą (uważając przy tym, żeby nie zmienić kierunku, w którym pryskają płynem).
Jeżeli to nie pomaga, trzeba zaparkować w miejscu, gdzie temperatura jest wyższa, niż na zewnątrz. Jeśli nie mamy garażu możemy poprosić znajomego o wpuszczenie nas do swojego garażu, albo udać się do centrum handlowego, które ma zamknięty garaż.
Po odmrożeniu płynu najlepiej pozbyć się obecnego, zanim dolejemy zimowy. Możecie go zużyć lub odessać strzykawką, jeśli nadal jest go dużo i szkoda go marnować.
W trakcie intensywnych opadów śniegu, linie na drodze mogą być zasypane przez dłuższy czas, utrudniając kierowcom poruszanie się po drogach. W takich sytuacjach często pomagają znaki pionowe, określające na przykład przed skrzyżowaniami, który pas ruchu prowadzi w którą stronę.
Pasy ruchu natomiast powinniśmy sobie wyobrazić. Wynika to z ich definicji:
Pas ruchu – każdy z podłużnych pasów jezdni wystarczający do ruchu jednego rzędu pojazdów wielośladowych, oznaczony lub nieoznaczony znakami drogowymi.
Pasy ruchu mogą być więc nieoznaczone i jeśli obok siebie zmieszczą się dwa pojazdy wielośladowe, to znaczy, że mamy do czynienia z dwoma pasami ruchu. Trzeba po prostu zwizualizować sobie ich przebieg. Pamiętać też trzeba o obowiązku poruszania się przy prawej krawędzi jezdni. Jazda środkiem ponieważ nie widać wyznaczonych pasów, jest niedopuszczalna. W przypadku nieoznaczonych pasów, zabronione jest też wyprzedzanie z prawej strony.
Podobnie jak pasy ruchu, powinniśmy na zaśnieżonej drodze wyobrażać sobie inne znaki poziome, takie na przykład jak miejsca warunkowego zatrzymania.
Czy zasypany śniegiem znak nadal obowiązuje?
Pokryte śniegiem znaki pionowe to rzadki widok, ale przy intensywnych opadach śniegu oraz mocnym wietrze, jest to możliwe. W przypadku gdy znak jest zupełnie nieczytelny, policja nie powinna nas karać za niestosowanie się do niego, ale trzeba być bardzo ostrożnym.
Funkcjonariusza nie przekona raczej sytuacja, w której znak będzie tylko trochę pokryty śniegiem. Pamiętajmy też, że znaki takie jak ustąp pierwszeństwa przejazdu, stop, czy droga z pierwszeństwem przejazdu, mają charakterystyczne kształty nie bez powodu. Nawet całkowicie zakryte, pozwalają bezbłędnie rozpoznać ich znaczenie.
Przede wszystkim rozważnie i ostrożnie. Nawet jeśli mamy dobry samochód i nowe opony zimowe, warunki panujące o tej porze roku potrafią zaskoczyć. Należy unikać gwałtownych manewrów i zdecydowanie ograniczyć prędkość.
Dobrym pomysłem jest też przetestowanie przyczepności. Jeżeli nikt za nami nie jedzie, możemy na chwilę mocniej wcisnąć hamulec, aby przekonać się, jak pojazd zareaguje. Może okazać się, że pod warstwą śniegu jest trochę lodu i przyczepność jest niewielka. Zwalniać powinniśmy też przed zakrętami, szczególnie gdy skręcamy o 90 stopni. Jeśli wpadniemy wtedy w poślizg, nie będzie już czasu na zredukowanie prędkości.
LG chce pokazać producentom samochodów nową platformę obejmującą zaawansowany system wspomagania kierowcy (ADAS), zautomatyzowaną jazdę (AD) i samochodowe technologie informacyjno-rozrywkowe (IVI). LG opracowała ją wspólnie z Magna, globalną firmą zajmującą się technologiami mobilności. Ten przełomowy produkt ma wkrótce trafić na rynek.
Marka LG ma w planach zacieśnienie relacji człowiek-samochód. Obecnie wiele nowoczesnych samochodów posiada zintegrowany system zarządzania zarówno podstawowymi funkcjami, takimi jak radio, nawigacja, czy klimatyzacja oraz funkcjami wspomagania kierowcy. LG wraz z firmą Magna rozwinąć ten system, aby umożliwić kierowcom i pasażerom atrakcyjne i bardziej intuicyjne korzystanie z ich samochodu.
Ma to nastąpić poprzez zastosowanie zaawansowanych wyświetlaczy samochodowych, cyfrowych paneli obsługi, wyświetlaczy HUD wykorzystujących rozszerzoną rzeczywistość oraz oprogramowanie do wizualizacji. Ponadto rozwiązanie to można dostosować do potrzeb każdego producenta OEM w zakresie zintegrowanego systemu komunikacji i rozrywki samochodowej.
W skrócie chodzi o to, aby kierowca wydając polecenia, ustawiając konfigurację „nauczył” swój samochód swojego stylu, a ten ma odwdzięczyć się łatwiejszą i bardziej intuicyjną obsługą. LG twierdzi, że pierwsze samochody skorzystają z tej zaawansowanej technologii już w 2027 roku.
Zawsze w takich kwestiach pojawia się kwestia cyberbezpieczeństwa. Nowoczesne samochody wiedzą o nas bardzo dużo, czasami nawet za dużo, a dane które zbiera lub co gorsza ich wyciek, może być dla kierowców bardzo niebezpieczny. Pozostaje mieć nadzieje, że wszyscy pracujący nad podobnymi rozwiązaniami, w dużym stopniu zadbają o wysoki poziom bezpieczeństwa nowej technologii.
VW T-Cross to jeden z najlepiej sprzedających się modeli producenta z Wolfsburga. W ciągu trzech lat od wprowadzenia na rynek sprzedano ok. 1,2 mln egzemplarzy T-Crossa. Teraz odświeżona wersja crossovera trafia na polski rynek. Znamy także jego ceny.
VW T-Cross – ceny w Polsce
Nowy VW T-Cross będzie dostępny na polskim rynku z jednym z trzech silników benzynowych z turbodoładowaniem o mocy 95, 115 i 150 KM. Wśród wersji wyposażeniowych nowego SUV-a znajdą się: T-Cross, Life, Style, R-Line oraz wyjątkowa linia Special Edition. Do palety kolorów dołączą trzy nowe lakiery: żółty „Grape”, niebieski „Clear” i czerwony „King’s red” (dwa ostatnie metalizowane).
Silnik
T-Cross
Life
Special Edition
Style
R-Line
1.0 TSI | 70kW/95KM | manualna, 5-biegowa
98 890 PLN
101 190 PLN
101 990 PLN
–
–
1.0 TSI | 85kW/115KM | manualna, 6-biegowa
–
106 490 PLN
107 290 PLN
110 090 PLN
–
1.0 TSI | 85kW/115KM | DSG, 7-stopniowa
–
114 590 PLN
115 390 PLN
118 190 PLN
121 490 PLN
1.5 TSI ACT | 110kW/150KM | DSG, 7-stopniowa
–
123 190 PLN
123 990 PLN
126 790 PLN
129 990 PLN
Warto dodać, że auto będzie dostępne również w abonamencie, wówczas miesięczna rata startuje od 888 zł netto (przy wkładzie własnym 10%, umowie na 4 lata i limicie 15 000 km rocznie).
Bagażnik T-Crossa ma pojemność od 385 do 455 litrów przy załadowaniu do wysokości rolety. Po złożeniu tylnej kanapy (oparcie jest dzielone w stosunku 60:40) powstaje płaska przestrzeń bagażowa o pojemności do 1281 litrów (do wysokości oparć przednich foteli). Ponadto jest możliwość złożenia oparcia fotela pasażera z przodu (standard od wersji Life i tylko dla pojazdów z kierownicą po lewej stronie). Powstaje wówczas przestrzeń bagażowa o długości 2398 mm i może pomieścić także bardzo długie przedmioty, jak np. deska surfingowa czy średniej wielkości drabina.
VW T-Cross już w standardzie jest dobrze wyposażony
Na pokładzie wszystkich wersji T-Crossa znajdziemy m.in. reflektory LED, tylne światła w tej samej technologii, system rozpoznawania znaków drogowych, wyświetlacze Digital Cockpit i systemu infotainment o przekątnej 8 cali, 2 gniazdka USB-C z przodu i czujniki parkowania z tyłu.
Opcjonalnie będzie dostępny ekran o przekątnej 10 cali z aplikację App Connect, która umożliwia podłączenie telefonu (przewodowy i bezprzewodowy Car Play i Android Auto). Klienci będą mogli też domówić matrycowe reflektory LED Matrix z doświetlaniem zakrętów i światłami przeciwmgielnymi (to nowość w modelu T-Cross). Wśród nowych funkcji świateł są także animacje witające i żegnające kierowcę.
VW T-Cross Special Edition – zaoszczędzisz nawet 9560 zł
Podobnie jak w nowym Tiguanie, także odświeżony VW T-Cross jest dostępny w ofercie specjalnej, dzięki której można trochę zaoszczędzić. Wersja Special Edition została ona opracowana na bazie T-Crossa Life i poza typowymi dla tej odmiany elementami wyposażenia standardowego ma także 17-calowe aluminiowe felgi Bangalore, dodatkowo przyciemniane szyby tylną oraz tylne boczne, kamerę cofania, system bezkluczykowego dostępu i uruchamiania pojazdu, czujnik deszczu z systemem Light Assist oraz lakier metalizowany. T-Cross Special Edition jest droższy od wersji Life o zaledwie 800 zł, a klienci zyskują korzyść w postaci dodatkowego wyposażenia o wartości aż 9560 zł.
Triumph Daytona 660 ma chęć powalczyć z europejskimi i japońskimi producentami sportowych motocykli klasy 600. To ma być zwinny i charakterny jednoślad, który ma zapewniać ekscytujące osiągi, a także całodzienny komfort jazdy.
Daytona zostało zaprojektowana od początku, ze świeżym podejściem, aby uzyskać nową, agresywną sylwetkę, czystą, smukłą linię. Charakterystyczne podwójne, przednie reflektory LED współgrają z centralnym wlotem powietrza, a minimalistyczne nadwozie podkreśla atletyczną linię tego modelu wyprofilowanym tylnym światłem LED. Zoptymalizowano pozycję kierownicy i podnóżków (m.in. dzięki montażowi sportowej kierownicy typu clip-on nad górnym jarzmem).
Siedzenie zawieszono na wysokości 810 mm. Dzięki dostępnemu, akcesoryjnemu, obniżanemu siedzeniu można zmniejszyć wysokość siedziska o dodatkowe 25 mm do 785 mm.
Dostępne są trzy efektowne opcje kolorystyczne – wszystkie z odważną grafiką „660” inspirowaną wyścigami.
Triumph Daytona 660 – akcesoria
Zgodnie z oczekiwaniami klientów Triumpha, Daytona oferuje ponad 30 oryginalnych akcesoriów marki Triumph. Motocykliści poszukujący na padoku jeszcze bardziej rozpoznawalnego wyścigowego stylu, mogą wybrać malowaną osłonę siedzenia, a także szereg obrobionych maszynowo części, w tym korek wlewu oleju, wstępnie nawiercony pod okablowanie blokujące, zestaw rolek, końcówki kierownicy i zbiornik tylnego hamulca.
Dostępne są też:
podgrzewane manetki,
gniazdo USB montowane pod siedzeniem
system monitorowania ciśnienia w oponach (TPMS)
torba na zbiornik paliwa
torba na bagażnik.
Nowe akcesoria zabezpieczające, w zależności od dostępności na danym rynku, obejmują system alarmowy Triumph Protect+ i moduł śledzący Triumph Track+ z monitorowaniem 24/7, a także kompleksową gamę blokad.
Triumph Daytona 660 MY24
Triumph Daytona 660 – moc silnika i skrzynia biegów
Motocykl jest wyposażony w trzycylindrowy silnik Triumpha o pojemności 660 cm3 , z mocą 95 KM i maksymalnym momentem obrotowym 69 Nm. Taka jednostka ma zapewniać płynne, responsywne i liniowe dostarczanie mocy, łącząc nisko położony moment obrotowy, średnią moc i moc końcową w najwyższym zakresie. Oprócz wzrostu mocy o 17% i o 9% większego momentu obrotowego niż w Tridencie, Daytona 660 wyposażona jest również w nowy układ wydechowy – wyposażony w głowice 3 w 1 i kompaktowy podwieszany tłumik z wykończeniem ze stali nierdzewnej – oddający niepowtarzalny, sportowy dźwięk.
Silnik Daytony ma czerwone pole, zaczynające się od 12 650 obr./min. Ponad 80% maksymalnego momentu obrotowego dostępne jest już przy 3 125 obr./min.
Moc przekazywana jest dzięki sześciobiegowej skrzyni biegów, a sprzęgło Triumph Torque Assist, ma zapewniać progresywne i lekkie działanie dźwigni. Konstrukcja sprzęgła poprawia również kontrolę tylnego koła podczas gwałtownego zwalniania, co może mieć wpływ na płynne i pewne wchodzenie w zakręty.
Quickshifter jest dostępny wśród akcesoriów umożliwiające szybką i łatwą zmianę biegów w górę i w dół bez użycia sprzęgła, jeszcze łatwiejszą jazdę po mieście przy pełnym otwarciu przepustnicy i oraz płynną redukcję przełożeń z automatycznym międzygazem.
W opcji można zakupić zestaw do konwersji na prawo jazdy kat. A2, ze specjalną manetką i ustawieniami silnika ograniczającymi moc do 35 kW. Zestaw można zamontować u dealera Triumpha, a także później powrócić do ustawień fabrycznych.
Triumph Daytona 660 – zawieszenie
W skład podwozie Daytony 660 wchodzi:
przedni widelec Showa USD o średnicy 41 mm
tylny amortyzator Showa typu monoshock RSU z regulacja napięcia wstępnego.
Nowa Daytona 660 czerpie korzyści z wielu lat rozwoju podwozia, które zwyciężało w wyścigach, a dzięki lekkiej sportowej ramie, najwyższej jakości przedniemu odwróconemu widelcowi Big Piston o średnicy 41 mm Showa i tylnemu zawieszeniu Showa, zapewniając łatwą i zwinną jazdę. Tylne zawieszenie posiada również zdalną hydrauliczną regulację napięcia wstępnego, umożliwiającą szybkie ustawienie.
Triumph Daytona 660 MY24
Triumph Daytona 660 – hamulce i opony
Na układ hamulcowy składają się radialne, czterotłoczkowe hamulce z dwiema tarczami o średnicy 310 mm i przewodami hamulcowymi w oplocie. Motocykl wyposażony został w modulator ABS firmy Continental.
Lekkie, pięcioramienne koła z odlewanego aluminium, obniżające masę wirującą, mają zapewniać responsywne prowadzenie. Najnowsze opony Michelin Power 6 montowane są w standardzie.
Triumph Daytona 660 – tryby jazdy
Aby zawsze zapewnić motocykliście poczucie pełnej kontroli, Daytona 660 jest wyposażona w trzy tryby jazdy (Sport, Road i Rain), które optymalizują reakcję przepustnicy i ustawienia kontroli trakcji w zależności od warunków. Nowy system Emergency Deceleration Warning włącza światła awaryjne, aby ostrzec innych użytkowników drogi podczas gwałtownego hamowania.
Tryb Sport zapewnia najszybszą reakcję przepustnicy podczas jazdy szosowej lub sesji na torze. System kontroli trakcji można również wyłączyć za pomocą menu. Docenią to motocykliści, którzy wolą całkowitą wolność od interwencji systemów elektronicznych.
Daytona 660 wyposażona jest system Ride-by-Wire (zapewnia odczuwalną i precyzyjną reakcję przepustnicy).
Triumph Daytona 660 – wyświetlacz
Triumph Daytona 660 ma kolorowy ekran TFT zintegrowany z czarno-białym wyświetlaczem LCD. Według producenta „kompaktowy i przejrzysty układ sprawia, że wszystkie niezbędne dla kierowcy informacje, są wyraźnie wyświetlane i łatwe do odczytania niezależnie od warunków oświetlenia”. Wyświetlacz jest kompatybilny z systemem łączności bluetooth My Triumph, który umożliwia nawigację „zakręt po zakręcie” oraz obsługę telefonu, jak i playlist. Wszystkie funkcje są wyświetlane na ekranie TFT i sterowane za pomocą przełącznika.
Triumph Daytona 660 MY24
Triumph Daytona 660 – kiedy w Polsce?
Zamówienia na Daytonę można złożyć u lokalnego dealera Triumph. Motocykle będą dostępne w salonach na przełomie marca i kwietnia 2024 r.
Dla chętnych nabywców Daytony 660 producent przewidział:
interwały między przeglądami wynoszące 16 000 km,
dwuletnią gwarancję bez limitu przebytych kilometrów
Polski importer zapewnia o wysokiej wartości rezydualnej firmy Triumph, co ma przyczyniać się do zapewnienia konkurencyjnego kosztów użytkowania.
Triumph Daytona 660 – dane techniczne
SILNIK I PRZENIESIENIE NAPĘDU
Rodzaj
Chłodzony cieczą, 3 cylindrowy w układzie rzędowym, 12-zaworowy, DOHC 240° kolejność zapłonu
Pojemność
660 cm³
Średnica
74.04 mm
Suw
51.1 mm
Stopień sprężania
12.05:1
Maksymalna moc
95 KM (70 kW) przy 11,250 obr./min
Maksymalny moment obrotowy
69 Nm. przy 8,250 obr./min
Układ zasilania
Elektroniczny sekwencyjny wielopunktowy wtrysk paliwa z elektroniczną kontrolą przepustnicy
Układ wydechowy
Stal nierdzewna, system głowicowy 3-1, tłumik ze stali nierdzewnej montowany z boku
Układ napędowy
Łańcuch X-ring
Sprzęgło
Mokre, wielotarczowe, slip & assist
Skrzynia biegów
6 biegowa
PODWOZIE
Rama
Rama obwodowa z rur stalowych
Wahacz
Obustronny, odlewany ze stali
Przednie koło
Odlewane z aluminium, pięcioramienne 17 x 3.5 cala
Tylne koło
Odlewane z aluminium, pięcioramienne 17 x 5.5 cala
Przednia opona
120/70 Z R17
Tylna opona
180/55 Z R17
Przednie zawieszenie
Widelce Showa, upside down z oddzielnym dużym tłokiem 41 mm (SFF-BP), skok zawieszenia 110 mm
Tylne zawieszenie
Amortyzator Showa typu monoshock RSU z regulacja napięcia wstępnego, skok zawieszenia 130 mm
Przedni hamulec
Podwójne pływające tarcze hamulcowe 310 mm, 4-tłoczkowe, radialne zaciski, ABS
Tylny hamulec
Jedna pływająca tarcza hamulcowa 220 mm, jednotłoczkowe, przesuwne zaciski, ABS
Przyrządy
Wielofunkcyjny kolorowy ekran TFT
WYMIARY ORAZ MASA
Długość
2083.8 mm
Szerokość kierownicy
736 mm
Wysokość bez lusterek
1145.2 mm
Wysokość siedzenia
810 mm
Rozstaw osi
1425.6 mm
Kąt pochylenia główki ramy
23.8°
Wyprzedzenie
82.3 mm
Masa z płynami
201 kg (90% paliwa)
Pojemność zbiornika paliwa
14 L
ZUŻYCIE PALIWA
Zużycie paliwa
4.9 l / 100 km
Emisja CO2
113 g/km
Standardy emisji
EURO 5+ Emisja CO2 i zużycie paliwa zmierzono zgodnie z rozporządzeniem 168/2013/WE. Wartości parametrów dotyczących zużycia paliwa pochodzą ze specyficznych warunków testowych i przedstawiono je wyłącznie w celach porównawczych. Mogą one nie odzwierciedlać rzeczywistych wartości uzyskiwanych podczas jazdy.
SERWIS
Interwał między przeglądami
16,000 km lub 12 miesięcy, w zależności od tego, co nastąpi wcześniej.
Rolls-Royce Motor Cars zakończył rok 2023 z rekordową sprzedażą, ale także zamówienia na wyrafinowane – wykonywane na specjalne życzenie – wersje modeli, zwane w marce „Bespoke”, również osiągnęły nienotowany dotychczas poziom.
Standardowy Rolls jest passe – aby się wyróżnić Polacy inwestują w Bespoke
Filarem nadzwyczajnych wyników firmy jest różnorodna oferta, szczególnie w odniesieniu do personalizacji Bespoke i zdolności marki do spełniania stale rosnących oczekiwań klientów. Zamówienie wnętrza zgodnego z ulubioną barwą lakieru właścicielki? Czemu nie?! Specjalna sygnatura na obiciach foteli – nie ma problemu! A może powiększona lodówka na drogiego szampana? Da się zrobić!
Black Badge Ghost Ékleipsis
Rozwój możliwości w zakresie Bespoke – wspierany przez rozwój międzynarodowej sieci studiów Private Office – zaowocował większą liczbą zleceń tego typu, o wyższej wartości niż kiedykolwiek wcześniej. Klienci inwestują w coraz to bardziej wymyślne, ale i drogie w zaimplementowaniu do aut rzeczy: wykorzystują kamienie szlachetne lub kryształy Svarowskiego, zamawiają specjalne, delikatne skóry, egzotyczne drewna, lub gadżety, których spodziewają się na pokładzie. Często – jako wyraz swojej pasji – życzą sobie, aby uwzględnić jakiś symbol ulubionego hobby w desce rozdzielczej.
Globalna sprzedaż marki Rolss-Royce wyniosła w 2023 roku 6032 samochodów. To liczba, która jest satysfakcjonująca dla producenta. Trudno ją porównywać ze sprzedażą aut masowych. Pamiętajmy, że – np. w Polsce – średnia cena za jeden egzemplarz przekracza 2 miliony złotych! Wszystkie samochody Rolls-Royce są ręcznie budowane w siedzibie marki w Goodwood w Wielkiej Brytanii i każdy z nich zawiera unikalne elementy Bespoke.
Podczas gdy w 2023 r. (zgodnie z planem brytyjskiego producenta) zakończyła się produkcja popularnych modeli Wraith i Dawn, rok ten zostanie zapamiętany ze względu na rozpoczęcie produkcji i sprzedaży Rolls-Royce’a Spectre – pierwszego auta elektrycznego marki w Goodwood. Pierwsze dostawy do klientów miały miejsce jesienią, kilka z nich trafiło również do Polski.
Rolls-Royce Spectre
Po publicznej premierze tego modelu w październiku 2022 roku, pierwszy w pełni elektryczny Rolls-Royce w historii wzbudził ogromne zainteresowanie, szczególnie wśród młodszych klientów, które przełożyło się na zamówienia sięgające 2025 roku!
Na fali sukcesów, w 2023 roku firma ogłosiła nową inwestycję na terenie Goodwood – zwiększenie mocy produkcyjnych i możliwości personalizacji Bespoke oraz wsparcie rozwoju programu Coachbuild. W minionym roku przemianę przeszły także salony marki.
Rolls-Royce Spectre
„Rok 2023 był kolejnym niezwykłym rokiem dla Rolls-Royce’a, z solidnymi wynikami sprzedaży we wszystkich regionach i w całym portfolio produktów. Szczególnie zachęcające jest ogromne zainteresowanie i popyt na Spectre, co potwierdza słuszność decyzji o przyjęciu odważnej, „całkowicie elektrycznej” strategii rozwoju i produkcji przyszłych modeli. Rekordowy poziom zamówień Bespoke, zarówno pod względem wolumenu, jak i wartości, również podkreśla naszą pozycję w sektorze luksusowym, oferując naszym klientom możliwości wyrażania siebie i personalizacji, których nie można znaleźć nigdzie indziej. Jako nowy CEO jestem w niezwykle szczęśliwej sytuacji, przejmując odpowiedzialność za firmę w dobrej kondycji, z mocnymi fundamentami i jasną strategią wzrostu i rozwoju, ogromnymi możliwościami technicznymi i skoncentrowanym, oddanym zespołem. Z niecierpliwością czekam na współpracę z wszystkimi pracownikami Rolls-Royce’a, aby utrzymać tę dynamikę i poprowadzić tę wspaniałą firmę naprzód z pewnością siebie i przekonaniem”.Chris Brownridge, Chief Executive Officer, Rolls-Royce Motor Cars
Rolls-Royce Bespoke – personalizowany kokpit na indywidualne zamówienie
Rolls-Royce – modele w Polsce i liczba zarejestrowanych egzemplarzy
Rok 2023 był także wyjątkowo udany dla Rolls-Royce Motor Cars na polskim rynku. Wyłączny dealer marki w Warszawie zanotował najwyższe wyniki sprzedaży od momentu, gdy w 1913 roku pierwszy polski klient odebrał swój samochód, a więc ponad 110 lat temu.
Modele Ghost i Cullinan osiągnęły swoje szczyty sprzedażowe, podczas gdy Phantom przyciągnął stałą liczbę klientów.
Model Spectrezebrał pozytywne recenzje. Kilku klientów z Polski otrzymało już swojego własnego pierwszego elektrycznego Rolls-Royce’a w IV kwartale roku, przy czym księga zamówień sięga daleko w 2025 rok.
Według danych Instytutu Samar liczba rejestracji Rolls-Royce’ów w Polsce osiągnęła w 2023 roku 20 egzemplarzy, czyli aż o 13 modeli więcej niż w 2022 roku (7 sztuk). Jest to wzrost o 185,7% rok do roku.
To jedna z tych historii, którą przeciwnicy elektromobilności będą opowiadali sobie w formie doskonałego żartu, zaś zwolennicy jako straszną legendę, której nikt nie chce przeżyć. I chociaż trudno w nią uwierzyć, to zdarzyła się naprawdę.
Drobne uszkodzenie auta elektrycznego i horrendalny koszt naprawy
Pewien szczęśliwy właściciel Polestara 2 miał to nieszczęście, że spotkał na swojej drodze jelenia. Doszło do zderzenia ze zwierzęciem, ale bardzo drobnego. Jeleń pobiegł do lasu, zaś właściciel auta, mógł spokojnie ruszyć w dalszą drogę, ponieważ uszkodzenia były głównie kosmetyczne.
Niedługo potem, mężczyzna udał się do serwisu na naprawę auta. Tam stwierdzono drobne naderwanie zderzaka, osłony nadkola, delikatne uszkodzenia klosza reflektora (sam reflektor pozostał sprawny), zagięcie rogu maski oraz uszkodzony zbiornik płynu do spryskiwaczy. Słowem, nic poważnego ani potencjalnie bardzo drogiego.
Dlaczego naprawa samochodów elektrycznych jest droga?
Zwykle problemem aut elektrycznych jest to, że elementy napędu są często nienaprawialne (przynajmniej według producenta) i każde nawet podejrzenie ich uszkodzenia, kwalifikują jako nadające się do wymiany. Szczególnie newralgiczne są baterie, ponieważ nawet ich drobne uszkodzenie, może teoretycznie doprowadzić do pożaru za jakiś czas. A wymiana akumulatora może kosztować 100 tys. zł albo i więcej.
W przypadku Polestara 2 po spotkaniu z jeleniem nie było takiego problemu. Ale jego naprawa okazała się mimo to bardzo skomplikowana i zajęła aż 90 roboczogodzin, które same w sobie odpowiadają za ponad 1/3 kwoty widocznej na rachunku. Wygląda na to, że każda naprawa elektryka może być horrendalnie droga.
W styczniu 2013 roku w życie weszło nowe prawo jazdy, a także nowe zasady dotyczące jego ważności. Zgodnie z dyrektywą 2006/126/WE Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie praw jazdy, wprowadzono nowe kategorie (AM i A2), nowy jednolity unijny wzór dokumentu, a także administracyjny okres jego ważności.
Obecnie prawo jazdy wydawane jest maksymalnie na 15 lat, lecz ten okres może być krótszy w sytuacji, gdy stan zdrowia kierowcy wymaga kontroli po określonym przez lekarza orzecznika czasie. Jeśli nie masz problemu ze wzrokiem lub innych wad, masz jeszcze 4 lata spokoju, bo pierwsze osoby, które dostały nowe prawo jazdy, już z określoną datą ważności, będą musiały je wymienić w styczniu 2028 roku.
Mogłoby się wydawać, że jeśli otrzymałeś dokument przed 2013 rokiem, to możesz spać spokojnie, bo Ciebie kwestia wymiany dokumentu nie dotyczy. Nic bardziej mylnego. Nawet jeżeli otrzymałeś dokument o starym wzorze, czyli takim sprzed 18 stycznia 2013, będziesz musiał wymienić prawo jazdy.
Rozdział 19 pt. „Wymiana praw jazdy”, w artykule 124 czytamy, że „osoby posiadające prawa jazdy wydane do dnia 18 stycznia 2013 r. obowiązane są dokonać ich wymiany, na prawa jazdy zgodne z nowym wzorem”. To jednoznacznie potwierdza fakt wymiany dokumentu, nawet jeśli wydano go bez terminu ważności.
„Prawa jazdy wydane do dnia 18 stycznia 2013 r. podlegają wymianie w okresie od dnia 19 stycznia 2028 r. do dnia 18 stycznia 2033 r. w terminach określonych przez ministra właściwego do spraw transportu lub w terminie wcześniejszym na wniosek posiadacza prawa jazdy”. – czytamy w art. 124 ust. 4 Ustawy o kierujących pojazdami. Można też zrobić to wcześniej, jeśli jest taka konieczność. Należy pamiętać, że w dniu 18 stycznia 2028 roku wszystkie bezterminowe prawa jazdy tracą ważność. To nie oznacza, że tracimy uprawnienia do prowadzenia pojazdów i nie ma konieczności ponownego zdawania egzaminu, ale jesteśmy narażeni na mandat, bo nasz dokument jest nieważny.
Wymiana prawa jazdy – procedura
Wyrobienie nowego prawa jazdy wymaga uiszczenia opłaty w wysokości 100 zł. Potrzebne jest także aktualne zdjęcie o wymiarach 35×45 mm i potwierdzenie swojej tożsamości przez pokazanie dowodu osobistego lub paszportu. W przypadku posiadaczy bezterminowych praw jazdy nie ma konieczności dostarczania zaświadczeń lekarskich. Te są tylko obowiązkowe dla osób, które z uwagi na stan zdrowia mają określony termin ważności dokumentu.
Cupra Tavascan została zaprezentowana w ubiegłym roku, a teraz auto trafiło już do produkcji. Niestety wciąż nie znamy jej ceny, ale to prawdopodobnie się wkrótce zmieni, bowiem producent podał już konkretne dane dotyczące wersji Tavascana. Auto pojawi się w dwóch odmianach.
Cupra Tavascan w dwóch wersjach – Endurance i VZ
Tavascan jest elektrycznym SUV-em zbudowanym na platformie MEB z koncernu Volkswagena, tej samej, na której bazują już oferowane modele z serii VW ID. oraz Skoda Enyaq. Podobnie jak w VW i Skodzie hiszpański SUV będzie dostępny z napędem na tył oraz na cztery koła w mocniejszej wersji VZ.
Auto ma podobne wymiary co VW ID.5, więc możemy mówić o całkiem przestronnym wnętrzu. Wysokie nadwozie ułatwia wsiadanie do środka, a spory prześwit z pewnością spodoba się tym, którzy nie zwracają zbytniej uwagi na miejskie krawężniki.
Cupra Tavascan ma być bardziej wyrazistą alternatywą dla szukających elektrycznego SUVa. Auto z pewnością wyróżniają ostre linie, mocno ścięty dach, a także agresywny przód, który skrywa sportowe aspiracje Tavascana.
Trzeba przyznać, że w obydwu wersjach (Endurance i VZ) Hiszpan jest szybki. Spójrzmy na dane techniczne obydwu wersji Tavascana.
Cupra Tavascan – dane techniczne
Dane
Cupra Tavascan Endurance
Cupra Tavascan VZ
Akumulator
Litowo-jonowy 77 kWh
Litowo-jonowy 77 kWh
Napęd
Na tylne koła
Na cztery koła 4Drive
Moc
210/286 kW/KM
250/340 kW/KM
Moment obr.
545 Nm
545 Nm
Przyspieszenie 0 – 100 km/h
6,8 s
5,6 s
Prędkość maks.
180 km/h
180 km/h
Zasięg (wg. WLTP)
547 km
517 km
Cupra Tavascan oferuje bagażnik o pojemności 540 litrów. Długość samochodu wynosi 4,644 m, szerokość – 1,861 m, a wysokość 1,597 m.
Nie włączył świateł w deszczu, policja zaczęła go gonić
Policjanci z sokólskiej drogówki patrolujący drogę krajową numer 18, zauważyli Mazdę, która pomimo padającego deszczu miała włączone jedynie światła do jazdy dziennej. Funkcjonariusze wydali kierowcy polecenie do zatrzymania pojazdu, ten jednak zaczął uciekać.
Kierujący japońskim SUV-em uciekał przez kilkanaście kilometrów, mijając kolejne miejscowości w gminie Sokółka, a następnie wjechał do samego miasta. Tam na jednej z głównych ulic uderzył w bok wyprzedzającego go nieoznakowanego radiowozu, po czym skręcił w boczną ulicę. Tam kierowca porzucił auto i zaczął uciekać pieszo, ale już po chwili został złapany.
22-latek tłumaczył, że uciekał, bo się zestresował. Po sprawdzeniu w policyjnych systemach okazało się, że ma on sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. Podczas kontroli funkcjonariusze znaleźli przy nim woreczek strunowy z suszem – jak się okazało, była to marihuana.
Mężczyzna został zatrzymany i trafił do policyjnego aresztu. Następnego dnia usłyszał zarzuty niezatrzymania się do kontroli drogowej, kierowania pomimo orzeczonego zakazu sądowego oraz posiadania środków odurzających. 22-latek odpowie również za popełnione podczas ucieczki wykroczenia. Za niezatrzymanie się do kontroli i niestosowanie się do sądowych zakazów kodeks karny przewiduje karę do 5 lat pozbawienia wolności, zaś za posiadanie narkotyków grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.
Kiedy można używać świateł do jazdy dziennej
Przypadek kierowcy Mazdy jest o tyle ciekawy, że policjantom do głowy by nie przyszło, aby go o cokolwiek podejrzewać. Ich uwagę zwrócił drobny błąd, który popełnia wielu polskich kierowców. Jechał na światłach do jazdy dziennej podczas deszczu. Tymczasem zgodnie z Kodeksem drogowym:
W czasie od świtu do zmierzchu w warunkach normalnej przejrzystości powietrza, zamiast świateł mijania, kierujący pojazdem może używać świateł do jazdy dziennej.
Wielu kierowców nie zna tego zapisu, albo go nie rozumie. Co to bowiem jest normalna przejrzystość? To proste. Jeśli mają miejsce opady albo pojawia się mgła, przejrzystość nie jest normalna i trzeba włączyć światła mijania. Kierowcy nie robią tego, bo albo polegają na czujniku światła, albo sami reagują jedynie na zmrok, nieświadomi, że światła do jazdy dziennej nie są jedynymi, jakich należy używać w ciągu dnia.
Po czym poznać, że auto da się uruchomić na kable?
To że samochód nie chce się uruchomić, nie zawsze może świadczyć o problemie z akumulatorem. Istnieją jednak niewielkie szanse, że nagle zepsuł się nam rozrusznik, albo pompa paliwa. Niska temperatura i brak reakcji na przekręcenie kluczyka, to jasny sygnał, że rozładował się akumulator.
Jeżeli została w nim resztka prądu, możemy usłyszeć, jak rozrusznik próbuje „kręcić”, ale zbyt krótko i słabo, żeby uruchomić silnik. Gdy akumulator jest rozładowany całkowicie, po przekręceniu kluczyka nie zapalą się nawet kontrolki na desce rozdzielczej.
Jak powinno się podłączać kable rozruchowe?
Kiedy akumulator się rozładował, a my nie mamy czasu lub możliwości go naładować, najszybszym i najprostszym sposobem, jest skorzystanie z kabli rozruchowych i „pożyczenie” prądu z innego pojazdu. Dawca powinien mieć akumulator o takiej samej jak nasz pojemności, albo większy. Natomiast kable rozruchowe powinny być solidne i grube – w przypadku najtańszych, cienkich, może pojawić się problem z dostarczeniem odpowiedniej ilości prądu.
Kable rozruchowe należy w następującej kolejności:
czerwony przewód do plusa dawcy
drugi koniec czerwonego przewodu do plusa biorcy
czarny przewód do minusa biorcy
drugi koniec czarnego przewodu do masy dawcy
Po udanym odpaleniu silnika w aucie z wyczerpanym akumulatorem, odpinamy kable w odwróconej kolejności. Nie można dopuścić do tego, by końcówki przewodów się dotknęły. Jakikolwiek błąd może doprowadzić do zwarcia w instalacji elektrycznej dawcy i go unieruchomić. Teoretycznie w skrajnych przypadkach możliwy jest nawet wybuch akumulatora.
Jak powinno się uruchamiać auto na kable?
Po podpięciu kabli nie powinno się natychmiast podejmować próby uruchomienia auta. Należy najpierw pozostawić oba pojazdy podłączone kablami przez kilka minut z włączonym silnikiem dawcy. W ten sposób doładujemy trochę wyczerpany akumulator.
Zanim przekręcimy kluczyk, trzeba upewnić się, że wszystkie odbiorniki prądu (radio, światła, klimatyzacja) są wyłączone. Przed przekręceniem kluczyka, można dodać trochę gazu w aucie dawcy. Jeśli mimo tego, nie uda się samochodu uruchomić, można poczekać kolejne kilka minut i ponowić próbę. Jeśli i ona się nie powiedzie, jest kilka możliwości:
kable są zbyt cienkie i nie przewodzą właściwiej ilości prądu
dawca ma wyraźnie słabszy akumulator od biorcy
akumulator w aucie biorcy nadaje się tylko do wymiany
to nie akumulator jest problemem
W takiej sytuacji można spróbować pożyczyć naładowany akumulator lub naładować ten już posiadany. Alternatywą jest tylko wezwanie lawety i odwiezienie pojazdu do warsztatu.
W 2006 roku świat ujrzał drugą generację Mini, która na pierwszy rzut oka nie różniła się od poprzednika – R50. Pozory jednak mylą, Mini R56 to zupełnie nowa konstrukcja. Pamiętajmy, że brytyjska marka należy do BMW, skąd pochodzi też technologia, co ma swoje złe i dobre strony, ale tutaj niemieccy inżynierowie zaprojektowali auto na nowo.
Nowa jest płyta podłogowa, silniki, a także zmodernizowane skrzynie biegów. Zrezygnowano np. ze skrzyń CVT, jak również mechanicznego doładowania w sportowym Cooperze S. Pod maską nie znajdziemy już turbodiesli Toyoty i benzynowych awaryjnych jednostek Tricec.
W porównaniu do poprzednika karoseria została wydłużona aż o 7 centymetrów, ale nie miało to większego wpływu na przestronność wnętrza, gdyż rozstaw osi pozostał bez zmian. Mini R56 ma być jednak autem rodzinnym, ani przestronnym, ale stylowym i po prostu fajnym. A tego nie można mu odmówić, szczególnie, że klienci mieli szeroki wybór indywidualizacji wnętrza, a także szeroki wybór kolorów, co sprawia, że rzadko kiedy spotkamy na drugi identyczny egzemplarz.
Wielu uważa, że tylna kanapa służy po prostu jako dodatkowe miejsce na bagaże, bo tego pod tylną klapą nie ma zbyt dużo. Standardowe Mini pomieści zaledwie 160 litrów bagażu, kombi (Clubman) 260, a po złożeniu kanapy 930.
Używane Mini R56 to prawdziwa stylówa
Styliści zadbali o to, aby każdy detal we wnętrzu się wyróżniał i był ciekawy dla oka. Przełączniki, gałki, kratki nawiewu – to wszystko jest oryginalne i zupełnie inne od aut konkurencji. Przez to używane Mini to ciekawą alternatywą dla kogoś, kto lubi otaczać się ładnymi rzeczami. Dodatkowo, mnogość wersji kolorystycznych sprawia, że każdy znajdzie dla siebie odpowiednią wersję.
By ułatwić rozeznanie w odmianach różniących się mocą, Mini stworzyło różne odmiany i nazwy.
One oznacza podstawową odmianę
Cooper to nieco mocniejsze silniki i lepsze wyposażenie
Cooper S to sportowa wersja
John Cooper Works (211 KM) i John Cooper Works GP (218 KM) to prawdziwe gokarty
One D, Cooper D i Cooper SD to analogiczne wersje z silnikiem diesla
Oprócz tego musimy pamiętać o oznaczeniach konkretnego nadwozia. Poza 3-drzwiowym hatchbackiem (R56) oferowano „udawane” kombi (Clubman; R55), kabriolet (Cabrio; R57), coupe (Coupe; R58) i roadstera (Roadster; R59).
Używane Mini R56 (2006-2013) – paleta silników
Pod maską drugiej generacji Mini znajdziemy konstrukcje BMW oraz koncernu PSA. Wiele z nich boryka się z rozciągającymi się łańcuchami rozrządu, a w wersji z doładowaniem i bezpośrednim wtryskiem w dolocie gromadzi się nagar. Jeśli chodzi o diesle to sprawdzone silniki M47 od BMW i tutaj raczej większych problemów nie ma. Za najbardziej awaryjne uważa się silniki 1.6 THP, montowane pod maską modelu Mini Cooper S, choć nie jest to regułą, kluczem jest udokumentowany serwis.
Silnik
1.6 One benzyna
1.6 One D turbodiesel
1.6 Cooper benzyna
1.6 Cooper D turbodiesel
1.6 Cooper S benzyna turbo
2.0 Cooper SD turbodiesel
1.6 JWC benzyna turbo
Moc maksymalna
90 KM
90 KM
122 KM
110 KM
184 KM
143 KM
211 KM
Prędkość maksymalna
186 km/h
182 km/h
203 km/h
195 km/h
228 km/h
215 km/h
238 km/h
Przyspieszenie do 100 km/h
10,5 s
11,5 s
9,1 s
9,9 s
7,0 s
8,1 s
6,5 s
Średnie spalanie
5,1 l/100 km
3,9 l/100 km
6,4 l/100 km
5 l/100 km
5,8 l/100 km
4,3 l/100 km
6,9 l/100 km
Trzeba pamiętać, że Mini został stworzony z myślą o wymagających klientach (nie lubimy tego słowa – premium), dlatego części oraz naprawy mogą być nieco droższe niż w przypadku innych porównywalnych samochodów. Z drugiej strony, poważne awarie występują tylko w wyżej wymienionych jednostkach, więc nie ma się zbytnio czego obawiać.
Oprócz problemów z niektórymi silnikami, awarii najczęściej ulega elektryka. Właściciele skarżą się na niedziałające szyby, włączniki, przełączniki, światła, czy nawet zamki. Dobrą metodą będzie sprawdzenie podczas oględzin czy wszystko działa jak należy, a także wybór wersji bez wszystkich „bajerów”.
Wielowahaczowe zawieszenie Mini dobrze znosi polskie drogi, choć auto jest zbite i sztywne, co raczej nie zachęca do jazdy po mieście. Samochód jest też nisko zawieszony, przez co trzeba uważać na wysokie krawężniki. Jednak nadwozie o długości zaledwie 3,6 m ułatwia parkowanie, a ciasne uliczki mu nie straszne.
Ceny używanych Mini R56 zaczynają się już od 10 tys. zł, ale jak zawsze polecamy wersje ze środka cennika. Na przyzwoite Mini drugiej generacji należy przeznaczyć co najmniej 20 tys. zł. Na szczycie stoją wersje coupe oraz JCW, które kosztują 40-50 tys. zł.
Sprawdzona historia serwisowa, a także dokładne oględziny (szczególnie zwracając uwagę na elektrykę) to klucz do posiadania fajnego, stylowego brytyjskiego auta.