Starsi czytelnicy z pewnością pamiętają czasy, kiedy na drogach królowały Maluchy, a co odważniejsi ich właściciele próbowali imponować znajomym historiami o tym, jak jechali zawrotne 120-130 km/h. Jak to możliwe w aucie, którego prędkość maksymalna to 105 km/h? Zwykle był to efekt przekłamania prędkościomierza oraz… znalezienia odpowiednio stromej górki.
Dziś Maluchami jeżdżą już tylko pasjonaci, ale prędkościomierze nadal przekłamują. Dlaczego tak się dzieje?
Dzieje się tak dlatego, że jest to wymóg homologacyjny. Aby ją uzyskać, prędkościomierz musi być odpowiednio skalibrowany. Służy do tego specjalny wzór:
0 ≤ V1 – V2 ≤ (V2/10) + 4 KM/H
Gdzie prędkość wskazywana przez licznik (V1), musi być większa lub równa prędkości rzeczywistej (V2). Wielkość tej rozbieżności może różnić się zależnie od modelu.
W jakim celu prędkościomierz przekłamuje prędkość?
Są dwa główne powody, dla których prędkościomierze w samochodach podają zawyżone odczyty:
dbanie o bezpieczeństwo
zmniejszanie ryzyka otrzymania mandatu
Pierwszy powód jest jasny. Im mniejsza prędkość pojazdu, tym większa szansa, że uda się uniknąć kolizji lub wypadku. A jeśli do nich dojdzie, to mniejsza prędkość przełoży się na mniejsze ich konsekwencje.
Drugi powód może wydawać się zaskakujący, ale pamiętajmy, że rolą mandatów jest prewencja. Odstraszanie kierujących od popełniania wykroczeń. Natomiast prędkościomierz zawyżający prędkość działa podobnie – pokazuje, że jedziemy szybciej, niż w rzeczywistości, co powinno skłaniać do zdjęcia nogi z gazu.
Jak sprawdzić rzeczywistą prędkość pojazdu?
Różnica między prędkością rzeczywistą, a wskazywaną przez prędkościomierz jest zwykle nieduża i wynosi kilka kilometrów na godzinę. W niektórych autach, szczególnie przy większych prędkościach, może to być kilkanaście. Jeśli chcecie się przekonać, jak jest w waszym przypadku, to jest na to prosty sposób.
Wystarczy włączyć nawigację w telefonie – większość takich aplikacji pokazuje prędkość, odczytywaną na podstawie sygnału GPS. Pomiar dokonany w ten sposób jest niemal bezbłędny i pozwala precyzyjnie określić, o ile przekłamuje prędkościomierz w naszym aucie.
Dyżurny policji w Opocznie (woj. łódzkie) otrzymał o godzinie 6:35 zgłoszenie, z którego wynikało, że kierowca autobusu miejskiego zasłabł i zatrzymał się na ulicy Piotrkowskiej w Opocznie. Na miejsce ruszyli policjanci, karetka oraz straż pożarna.
Okazało się, że sytuacja jest znacznie bardziej poważna. Autobus nie zatrzymał się na ulicy, tylko zjechał do przydrożnego rowu. Na szczęście pojazdem podróżowały tylko dwie osoby i nic im się nie stało.
Bez większego szwanku wyszedł z sytuacji także 62-letni kierowca autobusu. Szybko okazało się też, że wcale nie zasłabł. W jego organizmie znajdowały się 2 promile alkoholu.
Co grozi za jazdę pod wpływem alkoholu
Kierowca autobusu, za spowodowanie kolizji, został ukarany mandatem karnym w wysokości 2500 złotych. Policjanci zatrzymali mu także prawo jazdy. Dodatkowo 62-latek odpowie za kierowanie pojazdem mechanicznym w stanie nietrzeźwości.
Nieodpowiedzialny kierowca za popełnione przestępstwo stanie przed sądem. Może on skazać go na dwa lata pozbawienia wolności oraz orzec zakaz prowadzenia pojazdów. Zasądzona będzie także grzywna – przynajmniej 5000 zł.
Podczas 70 lat panowania, ale także znacznie wcześniej królowa Elżbieta II dała się poznać jako miłośniczka samochodów. Jej zainteresowania motoryzacją, wiedza oraz umiejętności znacznie wykraczały poza ówczesna normę. Poznajmy historię tej niezwykłej monarchini Wielkiej Brytanii.
Królowa Elżbieta II – motocykl, karteka, ciężarówka
W wieku 18 lat, w 1945 roku, ówczesna księżniczka Elżbieta II, dołączyła do Auxiliary Territorial Service (ATS), wolontaryjnej wojskowej, pomocniczej służby kobiet. Była szkolona w zakresie prowadzenia pojazdów oraz mechaniki, i mimo, że zamiast w koszarach, mieszkała w tym czasie w pałacu, była jedną z wielu dziewcząt, które wówczas odczuwały potrzebę pomocy wojsku. Księżniczka Elżbieta otrzymała stopień młodszego dowódcy. Aby wspomóc brytyjskich żołnierzy jeździła też karetką – teoretycznie mogłaby również ją naprawić, gdyby się zepsuła.
Wojna zakończyła się, zanim ukończyła szkołę jako Honorowy Junior Commander. Pozostali członkowie ATS nazwali jej Princess Auto Mechanic, nie tylko ze względu na unikalne dla kobiet w tamtym czasie umiejętności, ale także dlatego, że nigdy nie miała problemu z brudzeniem sobie rąk, czy paznokci. Była nie tylko pierwszą reprezentantką brytyjskiej rodziny królewskiej – czynnym członkiem służb wojskowych, ale także pierwszą królową w historii, która obsługiwała motocykl podczas szkolenia wojskowego.
Według fotografii, które zachowały się z tamtych czasów, Elżbieta przeszła szkolenie mechaniczne i praktyczne na motocyklu BSA C10 250 cm3. Wiedziała zatem jak prowadzić jednoślad, ale także jak zmieniać opony w ciężarówce, wymienić świece itd.
Istnieje zdjęcie przyszłej królowej Imperium Brytyjskiego, które wykonał dziennikarz i motocyklista Prosper Keating. Dowiedział się o szkoleniu, jakie przechodzi Elżbieta i zrobił fotkę. Negatyw wysłał do księżniczki. Odpisała mu, że jest bardzo wdzięczna za zdjęcie, bo będzie miała co pokazać wnukom. Dość powiedzieć, że wnuk Elżbiety II, książę William, jeździ motocyklem od lat.
Samochody Królowej Elżbiety i jej zwyczaje za kierownicą
W późniejszych latach – już jako królowa Elżbieta II – monarchini wolała prowadzić auta samodzielnie, niż korzystać z szoferów. Podkreślała, że nie lubi zapinać pasów, za co była wielokrotnie krytykowana. Ochroniarza sadzała na tylny fotel. Do jazdy nie potrzebowała dokumentów potwierdzających posiadanie takiego prawa – nawet nie podchodziła do egzaminu. Monarchini mogła nie tylko nie okazywać dokumentów rejestracyjnych samochodu, ale też nie otrzymywała mandatów (chronił ją przed tym immunitet). Jej pojazdy nie musiały mieć także tablic rejestracyjnych.
Królowa Elżbieta II była często widywana za kierownicą samochodów brytyjskich, takich jak różne modele Bentleya, Rolls-Royce’a, Range Rovera, Land Rovera, Vauxhalla, czy Jaguara. To jej powierzono pierwszy egzemplarz nowego SUV-a, Bentleya Bentaygi, którego napędza jednostka W12 o mocy 600 KM. Marka niezwykle ceniła sobie tak znamienitą klientkę i z okazji jej jubileuszu przekazała dwie sztuki modelu Bentley State Limousine z 8-cylindrowym silnikiem benzynowy twin-turbo o mocy 406 KM, wyprodukowanego wyłącznie do celów reprezentacyjnych.
Samochód był pokryty unikatowym lakierem i stał się oficjalnym pojazdem rodziny królewskiej przy pałacu Buckingham. Ze względu na opancerzenie miał sporą masę, przez co prędkość maksymalna wynosiła do 210 km/h. Podczas oficjalnych parad auto bardziej się toczyło w tempie pieszego, niż mogło wykorzystać swój potencjał wynikający z parametrów, ale z pewnością królowa doceniała jego komfort.
Królowa Elżbieta II – samochody – lista
Złota Kareta (1762)
Stworzenie pozłacanej karety zlecił Samuelowi Butlerowi w 1760 roku król Jerzy III. Nadwozie jest zawieszone na ramie za pomocą skórzanych pasów, więc z pewnością nie ma tu mowy o komforcie jazdy, zwłaszcza podczas oficjalnych przejażdżek po kostce brukowej. W 1900 król Jerzy VI zarządził założenie na drewniane koła gumowych opon.
Land Rover Seria 1 (1953)
Marka Land Rover podarowała ojcu królowej Elżbiety, królowi Jerzemu VI, setny egzemplarz modelu serii 80 off-line w 1948 roku. Pięć lat później królowa sama zaczęła nim jeździć. Auto miało nietypowy, 86-calowy rozstaw osi. Posłużyło królowej do objazdu kraju. Od tego czasu rodzina królewska przeszła przez około 30 samochodów Land Rover Series i Defenderów. Na wielu zdjęciach widzimy królową właśnie za kierownicą lub w pobliżu tych aut, m.in. Defendera z 2002 roku zbudowanego specjalnie dla niej. Obecny Defender 110 posłużył rodzinie królewskiej do przewozu bagaży do zamku Balmoral w ostatnich dniach życia królowej.
Rolls-Royce Phantom IV State Landaulette (1954)
Elżbieta II lubiła również Rolls-Royce’a – z wzajemnością. Firma – która wykonała mniej niż 20 egzemplarzy modelu Phantom IV i otrzymywały go jedynie osoby uznane za godne tego auta – zbudowała dla królowej dwa takie modele. Pojazd dostarczono księżnej Edynburga w 1950 roku. Rolls-Royce zbudował jeszcze to auto w wersji Landaulette z otwartym tyłem (1954) i wypożyczył je rodzinie królewskiej. Królowej tak przypadł do gustu, że ostatecznie kupiła go w 1959 roku, aby służył jako pojazd państwowy.
Rodzina królewska użytkowała także:
Rolls-Royce Phantom V z wysokim dachem z 1960 r.,
Rolls-Royce Phantom V z 1962 r., używany przez królową matkę,
Rolls-Royce Phantom VI Limousine z 1977 r. podarowany królowej na srebrny jubileusz,
Rolls-Royce’a z 1985 roku, Silver Spur Saloon, którego używała księżna Diana,
Rolls-Royce Phantom VI z 1987 roku,
Rolls-Royce Phantom IV, który przywiózł księcia Harry’ego i Meghan Markle na ich ślub.
Bonhams sprzedał Landaulette z 1954 roku na aukcji w 2018 roku za 800 000 funtów (927 672 USD).
Bentley Arnage
Podczas gdy ostatnie cztery dekady XX wieku wiązały królową z Rolls-Royce’m, w latach dwutysięcznych wybór padł na Bentleya. Firma z Crewe zbudowała przede wszystkim dwie limuzyny Arnage na złoty jubileusz królowej w 2002 roku. Auto z 6,75-litrowym silnikiem V8, pokryte bordowym i czarnym lakierem, poruszało się na nieprzebijalnych oponach. Zostało wyposażone m.in. w niebieskie oświetlenie, miejsce na flagi, okno dachowe z pleksiglasu z chowaną osłoną, tylne siedzenia z satynowej tkaniny wykonanej przy użyciu owczej wełny, skonfigurowane z jasnoszarą skórą. Szacowano, że jeden pojazd kosztował 11 milionów dolarów.
Flota limuzyn w Royal Mews liczyła również trzy Rolls-Royce’y i trzy Daimlery (wówczas brytyjskie).
Jaguar Daimler V8 Super LWB (2001)
W 2001 roku Jaguar dostarczył do Pałacu Buckingham model V8 Super LWB ze specjalnymi przełącznikami do sterowania oknami – królowa nie lubiła powietrza z nawiewu na swojej twarzy. Popielniczka została przekształcona w panel włączników niebieskiego oświetlenia zewnętrznego. Reflektory i tylne światła mogły migać. Na pokładzie auta zamontowano też specjalne urządzenie, za pomocą którego można było się bezpośrednio kontaktować np. z premierem na Downing Street.
Jaguar X-Type Sportwagon V6 Sovereign (2009)
Królowa wspierała także Jaguara – jeździła X-Typem Sportwagonem, pierwszym seryjnie produkowanym kombi marki z Coventry. Kolejnym, który nabyła, jeździła – m.in. do kościoła – aż siedem lat, czyli do 2017. Miała wtedy 91 lat. Został wyposażony w kratkę dla psów za tylnymi siedzeniami dla psiej floty rasy Corgis, którą uwielbiała królowa.
Vauxhall Cresta PA Friary Estate (1961)
Królowa zrezygnowała z prowadzenia Forda Zephyra z 1956 roku, by w 1961 kupić brytyjskiego sedana Vauxhalla Cresta PA z sześciocylindrowym silnikiem o pojemności 2,2 litra i mocy 82,5 KM. Nawiązywał on do amerykańskich trendów projektowych, takich jak delikatne „płetwy” na karoserii, czy opony z białymi bokami. W sedanie nie było wystarczająco dużo miejsca dla rodziny, psów i sprzętu rekreacyjnego, takiego jak strzelby i wędki, więc Elżbieta II zainwestowała w model Friary Coach, który zamienił sedana w kombi. Silnik również został poddany tuningowi i miał 2,65 litra pojemności.
Range Rover
Royal Warrant of Nomination jest „przyznawany jako znak uznania osobom lub firmom, które regularnie dostarczają towary lub usługi” do gospodarstw monarchy, a ponad 800 firmom posiadającym Royal Warrants może pokazywać Royal Arms jako dowód ich służba do czasu wygaśnięcia warrantów.
Land Rover jest jedną z czterech brytyjskich firm, które dostarczyły cztery auta dla rodziny królewskiej: po jednym dla królowej matki, królowej Elżbiety, księcia Edynburga i księcia Karola. Jednak to właśnie Range Rover skradł serce królowej, praktycznie od 1979 roku.
Elżbieta lubiła polować na bażanty, więc uwielbiała labradory prawie tak samo jak corgi. Na środku maski Range Rovera trzeciej generacji umieszczono więc labradora z ptakiem w pysku. Odbiło się to szerokim echem w czasie podróży królowej na doroczny Królewski Pokaz Koni Windsor lub jej przejażdżek po posiadłości rodziny królewskiej w Sandringham.
Królowa odebrała m.in. takie ciekawe modele marki Range Rover jak:
Range Rover Autobiography trzeciej generacji w 2002 roku z labradorem na masce;
Range Rover LWB Landaulet czwartej generacji w 2015 roku z platformą z tyłu, która wraz z dachem landaulet, pozwolił Elizabeth stać na podeście i machać tłumom podczas imprez.
W ślady królowej poszedł także syn, król Karol III, który otrzymał od królowej matki w prezencie Astona Martina DB6, lecz polecił go zmodyfikować – obecnie jest zasilany bioetanolem pochodzącym z przetworzenia odpadów z produkcji wina.
Czy klasa samochodowa o kierunku samochodów elektrycznych już istnieje i w ogóle ma sens? Jak wiadomo, samochody z napędem elektrycznym lub hybrydowym stają się coraz popularniejsze w naszym kraju. Według danych udostępnionych przez Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM) i Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA) wynika, że pod koniec lipca 2022 roku zarejestrowano w Polsce 52 881 samochodów osobowych i użytkowych z napędem elektrycznym. Od początku tego roku liczba zarejestrowanych samochodów wzrosła o 14 098 sztuk – jest to o 44% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.
W raporcie PZPM i PSPA możemy dalej przeczytać, że:
„Pod koniec lipca 2022 r. po polskich drogach jeździły 50 679 elektrycznych samochodów osobowych. W pełni elektryczne auta (BEV, ang. battery electric vehicles) odpowiadały za 49% (24 748 szt.) tej części floty pojazdów, a pozostałą część (51%) stanowiły hybrydy typu plug-in (PHEV, ang. plug-in hybrid electric vehicles) – 25 931 szt.”
Wzrost popularności samochodów elektrycznych i hybrydowych powoduje, że na rynku rośnie zapotrzebowanie na specjalistów, którzy potrafią serwisować tego typu pojazdy. Młode osoby, które lubią motoryzację powinny zastanowić się czy nie chcą kształcić się w tym kierunku, ponieważ zapotrzebowanie na specjalistów przez najbliższe lata raczej nie będzie maleć. Naukę najlepiej rozpocząć jak najwcześniej, ale czy w Polsce jest to możliwe? Czy możemy liczyć w naszym kraju na kierunek „Samochód elektryczny – klasa samochodowa”?
Czy są szkoły, w których uczy się o samochodach elektrycznych?
Im szybciej zaczniemy interesować i uczyć się o pojazdach elektrycznych i hybrydowych tym lepiej. Jednak w Polsce wiele szkół nie oferuje nauki z zakresu pojazdów elektrycznych i hybrydowych. W rzeczywistości klas stworzonych z zamiarem nauki o elektromobilności nie jest dużo.
Kierunek samochody elektryczne
Szkoły, które kształcą w tym zakresie to m.in.:
Zespół Szkół Samochodowych w Częstochowie – znajdziemy tam klasę: Technik pojazdów samochodowych z innowacją pedagogiczną pojazdy hybrydowe i elektryczne
Zespół Szkół Nr 1 im. prof. Bolesława Krupińskiego w Lubinie – oferuje klasę wielozawodową – branża motoryzacyjna, w ramach, której możemy kształcić się na elektromechanika pojazdów samochodowych (samochody z napędem hybrydowym oraz z napędem elektrycznym)
Zespół Szkół Mechanicznych w Kielcach – oferuje klasę: Technik pojazdów samochodowych z systemami hybrydowymi i elektrycznymi
Zespół Szkół Mechanicznych im. Stanisława Staszica w Krośnie – istnieje tam klasa Mechanik pojazdów samochodowych (szkoła branżowa), w której znajdziemy – jak podają na swojej stronie – odpowiedzi na nurtujące nas pytania dotyczące m.in. napędów hybrydowych i elektrycznych
W zasadzie są to wszystkie szkoły oferujące klasy nastawione na naukę o pojazdach elektrycznych i hybrydowych, które udało mi się znaleźć. Natomiast, jeśli znasz jeszcze jakąś szkołę, która ma takie klasy, a umknęła mojej uwadze, to daj znać w komentarzu. Może uda nam się powiększyć tą listę. Zależy nam dokładnie na kierunku: Samochód elektryczny – klasa samochodowa lub pokrewnym.
Jednak, jeśli te szkoły są daleko od twojego miejsca zamieszkania, a ty nie chcesz lub nie możesz się przenieść do tych miast, to nic straconego. Wiele szkół oferuje inne klasy, które również rozwiną twoje umiejętności w zakresie elektryki samochodowej. Dobrą alternatywą są klasy kształcące elektromechaników pojazdów samochodowych, czyli potocznie zwanych elektryków samochodowych. Tematy lekcji może nie zawsze będą nawiązywały to pojazdów elektrycznych, ale ukończenie tej klasy będzie dobrą podstawą do kontynuowania nauki na studiach. Kilka uczelni wyższych ma już w swojej ofercie kierunki studiów, które kształcą przyszłych specjalistów od pojazdów elektrycznych.
Ponadto podczas wyboru szkoły, warto zwracać uwagę czy umożliwia ona otrzymanie uprawnienia SEP (Stowarzyszenie Elektryków Polskich), ponieważ pracodawcy cenią sobie posiadanie tych uprawnień, np. pracownik serwisowy sieci Premio musi mieć takie uprawnienia, aby serwisować pojazdy elektryczne. Natomiast, jeśli w szkole nie uczą nas za dużo o pojazdach hybrydowych i elektrycznych, to warto tą wiedzę nadrabiać na własną rękę i po zdaniu matury udać się na studia.
Jakie warunki trzeba spełnić, aby dostać się do klasy samochodowej?
Pierwszą kwestią są oceny, które są ważne, aby dostać się do wymarzonej szkoły i klasy. W tym punkcie warto zajrzeć na stronę szkoły, do której chcemy chodzić i sprawdzić jakie przedmioty są najlepiej punktowane. Jakie przedmioty przeważnie są wskazywane przez szkoły? Najczęściej wymienianymi przedmiotami, na które patrzą szkoły to: j. polski, j. obcy, matematyka, fizyka, chemia, technika i informatyka. W dodatku, warto sprawdzić na stronie szkoły czy nie musimy dostarczyć orzeczenia lekarskiego mówiącego o braku przeciwwskazań do wykonywania pracy.
Kolejną kwestią jest zamiłowanie do przedmiotów ścisłych – nie jest to warunek konieczny, ale ułatwi nam życie i zaoszczędzi nerwów. Przedmioty ścisłe znaczenia nabiorą dopiero na studiach, jeśli będziemy kontynuować naszą edukację. W szkole pomimo braku zapału do uczenia się tych przedmiotów powinniśmy jakoś przetrwać i ją skończyć, ale na studiach może pojawić się problem. Kierunki studiów kształcące specjalistów z zakresu pojazdów elektrycznych i hybrydowych znajdują się na politechnikach, a tam, bez dobrej lub nawet bardzo dobrej znajomości matematyki i fizyki, może być bardzo ciężko, aby ukończyć studia.
Ponadto, kandydat chcący dostać się do klasy, w której będzie uczył się o pojazdach samochodowych powinien przede wszystkim to lubić. Praca mechanika nie jest dla każdego i bywa pracochłonna. Jeśli naprawdę nam zależy na zostaniu specjalistą z zakresu pojazdów elektrycznych, to przetrwamy każdy trudny moment w szkole oraz na studiach.
Kierunki studiów uczące o pojazdach elektrycznych i hybrydowych
Po ukończeniu szkoły i zdaniu matury otwiera nam się kolejna ścieżka do kontynuowania edukacji z zakresu pojazdów elektrycznych i hybrydowych. To czy chcemy kontynuować edukację zależy już tylko od nas. Jeśli uważamy, że ukończenie studiów wyższych nie jest nam potrzebne, to możemy przystąpić do dorosłego życia i zacząć zarabiać poważne pieniądze. Natomiast, jeśli chcemy doświadczyć studenckiego życia, to uczelnie wyższe oferują kierunki, które pozwolą nam rozwinąć swoją wiedzę z zakresu pojazdów elektrycznych. Kierunki, na które możemy się udać to m.in.:
elektromobilność (m.in. Politechnika Poznańska, Politechnika Częstochowska, Politechnika Warszawska, Politechnika Wrocławska)
mechatronika (w Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach możemy wybrać specjalność: samochody elektryczne i hybrydowe)
inżynieria pojazdów elektrycznych i hybrydowych (Politechnika Warszawska)
mechanika i budowa pojazdów (Politechnika Poznańska)
pojazdy samochodowe (Politechnika Krakowska im. Tadeusza Kościuszki)
Polskie technika i szkoły branżowe raczej jeszcze nie zaadaptowały się do nowej rzeczywistości, ale stopniowo nabierają świadomości. Skutkuje to powstawaniem osobnych profili klas, w których uczniowie mogą rozwijać swoją wiedzę w zakresie pojazdów elektrycznych i hybrydowych. Nacisk na rozwój w tym kierunku kładzie się również na uczelniach, przez co powstają oddzielne kierunki studiów o tej tematyce lub do “starych” kierunków tworzy się nowe specjalności, na których studenci mogą poszerzać swoją wiedzę z zakresu pojazdów elektrycznych i hybrydowych.
Zwiększający się popyt na pojazdy samochodowe z napędem elektrycznym lub hybrydowym powoduje, że na rynku pracy brakuje specjalistów. Jeśli lubisz motoryzację i chcesz wiedzieć jak działają pojazdy napędzane elektrycznie, aby w przyszłości je serwisować lub nawet konstruować, to bez wątpienia warto rozwijać się w tym kierunku. Ukończenie szkoły, a tym bardziej studiów, na których nauczysz się serwisowania tego typu pojazdów sprawi, że raczej bez problemu znajdziesz zatrudnienie. Obecnie na rynku brakuje specjalistów, a samochody elektryczne dopiero zaczynają podbijać serca Polaków, dlatego w najbliższej przyszłości znalezienie pracy w tej dziedzinie nie będzie trudne. Mamy nadzieję, że takich kierunków jak „Samochód elektryczny – klasa samochodowa” będzie powstawało więcej.
Kiedy rowerzysta ma pierwszeństwo przed samochodem?
Napisaliśmy o tym cały artykuł, więc nie będziemy się powtarzać – zainteresowanych odsyłamy do poniższego materiału. Wspomnimy tylko, że wbrew „sensacyjnym ustaleniom” pewnego „eksperckiego” portalu o „bezpieczeństwie”, Ministerstwo Infrastruktury nie odebrało rowerzystom pierwszeństwa przed samochodami.
Zgodnie z niezmiennie obowiązującymi przepisami, rowerzysta ma pierwszeństwo tylko, kiedy już znajduje się na przejeździe rowerowym. Jeśli dopiero na ten przejazd wjeżdża, pierwszeństwa nie ma.
Czy sprawa nie jest oczywista? Najwyraźniej nie. Pod nagraniem osoba je zamieszczająca, dodała taki opis:
Przejazd rowerowy przez jezdnie. Pani za kierownica i starsza Pani na rowerze. Kierująca autem ma obowiązek zachować ostrożność przed przejazdem, ale starsza Pani nie spogląda nawet na jezdnie i zahacza o auto, które próbuje uniknąć kontaktu. Ciekawa sytuacja wobec ostatniego zamieszania z rowerzystami na przejazdach. Czyja winą drodzy eksperci?
Wydaje się, że w komentarzach przeważa ocena, że była to wina rowerzystki. Dostaje się także organizatorowi ruchu, za tak rozwiązany przejazd rowerowy. Trudno nam nie zgodzić się z osobami, które tak piszą.
Na nagraniu jednoznacznie widać, że pani na rowerze była święcie przekonana, że jest sama na drodze. Nawet nie próbowała się upewnić, czy może bezpiecznie wjechać na przejazd rowerowy. Równie dobrze mogłaby wjechać pod koła samochodu i zginąć. Szczęśliwy traf chciał, że auto było w takim miejscu, że wjechała nie pod koła, tylko w bok pojazdu.
Dodajmy też, że dużo zrobiła kobieta kierująca samochodem, która dla odmiany dobrze obserwowała sytuację na drodze i widząc bezmyślną rowerzystkę, próbowała uniknąć kolizji.
Policjanci zwykle nie sprawdzają stanu technicznego pojazdów, ale zawsze mają takie prawo. Mogą to zrobić podczas zatrzymania za jakieś wykroczenie, ale także sam stan techniczny, może być powodem zatrzymania. Funkcjonariusze maja uprawnienia do szczegółowej weryfikacji stanu naszego auta, a nawet do przeprowadzenia nim jazdy próbnej.
Za co można stracić dowód rejestracyjny?
Oczywistą odpowiedzią jest „za zły stan techniczny”, ale to nie jest jedyna możliwość. Można wymienić sześć najważniejszych:
zły stan techniczny pojazdu
naruszenie wymagań ochrony środowiska
nieprawidłowe oświetlenie pojazdu
nieprawidłowe wyposażenie pojazdu
brak ważnego przeglądu technicznego
niezgodność danych osobowych i informacji o pojeździe
Co w praktyce oznaczają te przypadki? Już wyjaśniamy
Zatrzymanie dowodu rejestracyjnego za zły stan techniczny pojazdu
Pod tym pojęciem może kryć się wiele sytuacji. Zły stan techniczny to na przykład pęknięta przednia szyba. Złym stanem technicznym mogą być łyse opony. Pod taką kategorię podpadają także inne, widoczne i łatwe do stwierdzenia usterki, jak niedziałający hamulec ręczny, usterka układu hamulcowego (na przykład pęknięta tarcza), itd.
Trzeba pamiętać, że policjanci mają ograniczone możliwości sprawdzenia pojazdu na drodze, a także nie zawsze dysponują odpowiednią wiedzą. Ale mogą wystarczyć im same podejrzenia, że pojazd jest niesprawny, aby zabrać dowód, a faktyczną jego niesprawność będzie już weryfikował diagnosta, do którego trzeba się w takiej sytuacji udać.
Zatrzymanie dowodu rejestracyjnego za naruszenie wymagań ochrony środowiska
Ten punkt częściowo łączy się z poprzednim. Naruszenie wymagań ochrony środowiska to na przykład nadmierna emisja spalin, albo wyciek oleju. To także stwierdzenie, że auto ma wycięty filtr cząstek stałych, chociaż to akurat nie tak łatwo sprawdzić, szczególnie podczas kontroli na drodze.
Zatrzymanie dowodu rejestracyjnego za nieprawidłowe oświetlenie pojazdu
Kiedy oświetlenie pojazdu może być nieprawidłowe? Oczywiście wtedy, gdy w nie ingerowaliśmy. Jeśli wymienialiśmy reflektory na tuningowe albo przyciemnialiśmy je, policjant może za to zabrać nam dowód rejestracyjny. Podobnie za akcesoryjne światła do jazdy dziennej.
Jak można się przed tym uchronić? Wymiana oświetlenia w aucie nie jest zabroniona, ale zastosowane przez nas reflektory muszą mieć odpowiednią homologację. Podobnie światła do jazdy dziennej, które ponadto muszą być umieszczone w odpowiednim miejscu. Jeśli więc planujecie dokonywać jakichś modyfikacji, upewnijcie się, że oświetlenie jest homologowane, a także zapamiętajcie, gdzie na reflektorze są stosowne oznaczenia i na co one wskazują. W ten sposób unikniecie podejrzeń policjanta.
Uważać na ten punkt muszą także właściciele samochodów sprowadzonych z USA, w których pozostawiono oryginalne oświetlenie – na przykład czerwone kierunkowskazy. Tłumaczenie, że dany model nie występował w wersji europejskiej i nie da się w nim wymienić świateł na przepisowe, raczej nie przekona funkcjonariusza.
Zatrzymanie dowodu rejestracyjnego za nieprawidłowe wyposażenie pojazdu
Nieprawidłowym wyposażeniem mogą być światła, ale one mają swój osobny punkt. Pod ten podpadają najczęściej zbyt mocno przyciemnione szyby.
Zatrzymanie dowodu rejestracyjnego za brak ważnego przeglądu technicznego
Ten punkt jest chyba jasny. Jeśli w czasie kontroli policjant stwierdzi, że auto nie ma przeglądu, zatrzyma dowód rejestracyjny. Aby go odzyskać, będziemy musieli zrobić badanie techniczne i z odpowiednim zaświadczeniem, zgłosić się do urzędu po zwrot dowodu.
Zatrzymanie dowodu rejestracyjnego za niezgodność danych osobowych i informacji o pojeździe
Taka sytuacja następuje najczęściej, kiedy błędnie wpisano nasze nazwisko, albo zrobiono błąd w numerze VIN. Może to być także brak wpisanej adnotacji o zamontowanym haku lub instalacji LPG.
Światła do jazdy dziennej to dzisiaj coś oczywistego, a to za sprawą pewnej unijnej dyrektywy. Zgodnie z nią od 7 lutego 2011 roku wszystkie nowohomologowane samochody, muszą być wyposażone w światła do jazdy dziennej. Był to bez wątpienia dobry krok w stronę poprawy bezpieczeństwa na drogach – jeśli auta są lepiej widoczne, trudniej o kolizję czy wypadek.
Niestety wraz z upowszechnieniem się świateł do jazdy dziennej, kierowcy się rozleniwili, co paradoksalnie pogarsza bezpieczeństwo na drodze.
Obowiązek jazdy z włączonymi światłami mijania przez całą dobę, wszedł w życie już w 2007 roku. Przepisy przewidują jednak wyjątek od tej reguły. Jak czytamy w art. 51 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
1. Kierujący pojazdem jest obowiązany używać świateł mijania podczas jazdy w warunkach normalnej przejrzystości powietrza.
2. W czasie od świtu do zmierzchu w warunkach normalnej przejrzystości powietrza, zamiast świateł mijania, kierujący pojazdem może używać świateł do jazdy dziennej.
Wynika z tego jasno, że świateł do jazdy dziennej można używać tylko w ciągu dnia i tylko przy „normalnej przejrzystości powietrza”. Czyli kiedy nie ma opadów deszczu, śniegu ani mgły. I tu pojawia się poważny problem.
Kierowcy nie potrafią korzystać z czujnika zmierzchu
Obowiązek stosowania świateł do jazdy dziennej, paradoksalnie doprowadził do dwóch niebezpiecznych sytuacji. Pierwsza to taka, kiedy kierowca zdaje się na, powszechnie dziś stosowany, czujnik zmierzchu. Jego zadaniem jest automatyczne włącznie świateł mijania, jeśli zacznie robić się ciemno. Kierujący są przekonani, że elektronika wyręcza ich od myślenia na temat świateł, które aktualnie są włączone.
Tymczasem to poważny błąd. Duża część czujników, szczególnie w starszych autach, reaguje tylko na natężenie światła. Jeśli więc zacznie padać deszcz w ciągu dnia, to dalej będziemy jechali na światłach dziennych, chociaż prawo wymaga w takiej sytuacji świateł mijania. Dzięki nim jesteśmy lepiej widoczni i przede wszystkim, włączają się wtedy także światła z tyłu.
W nowszych samochodach istnieje możliwość regulacji reakcji czujnika zmierzchu i w najbardziej czułym ustawieniu, nawet zachmurzenie może aktywować światła mijania. Coraz częściej też czujnik zmierzchu połączony jest z czujnikiem deszczu, więc jeśli aktywują się wycieraczki, włączą się też światła mijania. Ale uwaga – nadal żadne auto nie wykrywa mgły. Musimy więc być tego świadomymi i kontrolować, czy samochód włączył właściwe światła i zrobić to ręcznie, jeśli tak się nie stało.
Drugi, jeszcze bardziej niebezpieczny przypadek, to sytuacja w której samochód ma światła do jazdy dziennej, ale nie ma czujnika zmierzchu. Jadąc z w mieście zwykle jest na tyle dużo światła, że nie zauważamy czy mamy włączone reflektory czy nie. Natomiast ruszając z parkingu widzimy światło, odbijające się od ściany budynku czy innego pojazdu. Przypadki kierowców jadących po zmierzchu bez świateł mijania nie są częste, ale bardzo groźne.
Jaki jest mandat za jazdę bez odpowiednich świateł?
Jeśli pozostawimy przełącznik świateł w pozycji „auto” i nie upewnimy się, że auto ma włączone światła odpowiednie do sytuacji drogowej, musimy liczyć się z mandatem. Ten zależy od konkretnej sytuacji:
jazda bez wymaganych świateł od świtu do zmierzchu – 100 zł, 2 pkt. karne
jazda bez wymaganych świateł od zmierzchu do świtu – 200 zł, 4 pkt. karne
jazda bez wymaganych świateł w tunelu, niezależnie od pory dnia – 200 zł, 4 pkt. karne
Czeski producent zaprezentował kilka dni temu odważny projekt kolejnego elektryka oraz nowe logo Škoda. Należąca do grupy Volkswagen marka zapowiada kolejne nowe modele aut – w pełni elektryczne. Na początek Skoda Vision 7S – to siedmiomiejscowy, elektryczny SUV-a. Wraz z nim pojawia się nowy język projektowania, który będzie cechował kolejne modele.
Škoda Vision 7S – wygląd
Choć model Vision 7S to studium koncepcyjne oparte na platformie MEB grupy Volkswagen, to zapowiada nowy język projektowania, który będzie wykorzystywać Skoda w kolejnych modelach. Będzie on stopniowo wprowadzany od 2023 r. Pełno w nim wyrazistych linii, które zostały mocno zaakcentowane w koncepcie z przodu – to tzw. Tech-Deck Face. To także pierwsza Škoda z matowym kolorem nadwozia. Wyróżniają się na nim potężne zderzaki, wykonane z opon pochodzących z recyklingu. Ten sam materiał jest również stosowany do okładzin nadkoli.
Skoda Vision 7S
Z przodu zintegrowanych jest siedem pionowych wlotów powietrza, przez które kierowane jest ono do hamulców i układów chłodzenia. Przeprojektowany napis Škoda zastępuje tu logo marki i jest uzupełniony pasem oświetlenia ambiente. Zmodyfikowano też atrapę chłodnicy, której w aucie elektrycznym przecież nie ma – żebra atrapy zostały zastąpione ciemnym szkłem, które skrywa w sobie czujniki systemów asystujących. Tech-Deck Face jest znacznie bardziej płaski i szerszy niż w poprzednich modelach.
Wąskie przednie reflektory rozmieszczono w dwóch rzędach, jeden nad drugim. Umieszczony nad nimi ostro zarysowany pas świateł do jazdy dziennej rozciąga się na boki i rozszerzając wiązkę świetlną. Reflektory swoim ustawieniem tworzą kształt litery T – podobnie jak tylne światła LED. Ten akcent stylistyczny powtarza się na lusterkach zewnętrznych, a także na klamkach drzwi. W tylnym zderzaku znajdziemy dziewięć pionowych wylotów powietrza.
Škoda Vision 7S – wnętrze: dwa ustawienia
Ten koncepcyjny, elektryczny SUV ma oferować dużo miejsca dla siedmiu pasażerów. Wnętrze zostało wykonane z połączenia ekologicznych materiałów z interaktywnymi powierzchniami. Podłoga i bagażnik, wykonane są w całości z forniru pochodzącego z recyklingu opon.
Koncept nie ma słupka B, co z pewnością ułatwia wsiadanie do pojazdu. Tylne drzwi otwierają się zatem w kierunku bagażnika.
Dzięki obrotowemu centralnemu ekranowi dotykowemu i przesuwanym elementom, w środku można ustawić dwie różne konfiguracje: do jazdy i relaksu. Podczas jazdy wszystkie elementy sterujące znajdują się w tradycyjnej pozycji – centralny 14,6-calowy ekran dotykowy jest ustawiony pionowo.
Podczas ładowania lub postoju można przejść w tryb relaks jednym naciśnięciem przycisku na konsoli środkowej. Wnętrze wówczas się zmienia – kierownica i zestaw wskaźników odsuwają się do tyłu od kierowcy i pasażerów, tworząc dodatkową przestrzeń. Fotele w pierwszym rzędzie obracają się do wewnątrz i pochylają, umożliwiając także oglądanie ekranu pasażerom z tyłu. Fotele w drugim rzędzie również się rozkładają. Wszyscy pasażerowie mogą cieszyć się wygodniejszą pozycją siedzącą i lepszym widokiem na ekran, który obraca się do pozycji poziomej, aby optymalnie wyświetlać treści rozrywkowe.
W trybie jazdy kierowca korzysta z systemu AR head-up, wyświetlającego najważniejsze dane z jazdy, oraz 8,8-calowego cyfrowego wyświetlacza wskaźników, który dostarcza dodatkowych informacji. Kierownica została całkowicie przeprojektowana, a jej konstrukcja spłaszczona u góry i u dołu, ma zapewniać kierowcy dobry widok na wyświetlacz. W jej centralnej części widnieje napis Škoda. Z kierownicą zintegrowane są haptyczne elementy sterujące, podkreślone przez pomarańczowe akcenty. W trybie relaks kierowca może sterować bardziej funkcjami za pomocą zintegrowanego panelu dotykowego na dolnym ramieniu kierownicy.
Ciekawie też zlokalizowany jest fotelik dziecięcy – na tunelu środkowym.
Škoda Vision 7S – zasięg i pojemność akumulatora
Marka uchyla rąbka tajemnicy co do specyfikacji technicznej auta. Deklarowany zasięg to ok. 600 km. Uzyskano go dzięki zastosowaniu akumulatora trakcyjnego o pojemności 89 kWh. Auto można ładować z mocą 200 kW.
Klaus Zellmer, dyrektor generalny Škoda Auto, zapowiedział podczas prezentacji Vision 7S trzy nowe elektryczne modele marki – mają trafić na rynek do 2026 roku.
Zellmer przyznał, że Škoda przyspiesza elektryfikację i celuje w segment premium.
To postawi nas w jeszcze silniejszej pozycji w obecnej dekadzie transformacji. Co więcej, w ciągu najbliższych pięciu lat zainwestujemy łącznie 5,6 mld euro w e-mobilność i kolejne 700 mln euro w cyfryzację. Zapewnimy w ten sposób rentowność firmy i miejsca pracy w przyszłości – wyjaśnił dyrektor generalny.
Plany na małą Škodę – następca Citigo będzie elektryczny?
Poza modelem Vision 7S możemy się spodziewać elektrycznego auta miejskiego oraz kompaktowego SUV-a.
Škoda ma już w ofercie model Enyaq iV, czekamy na wprowadzenie na rynek wersji Coupé. Zapowiedź miejskiego modelu pozwoli wypełnić lukę, która powstała po zakończeniu produkcji elektrycznego Citigo. Przypomnę, że auto powstało na bazie modelu spalinowego. Trzeba przyznać, że była to bardzo udana konwersja, ale w standardzie budżetowym.
Nowe logo Škoda
Wraz z modelem koncepcyjnym zaprezentowano odświeżone logo marki. Skrzydlata strzała znika z samochodów, pozostanie jedynie w komunikacji koncernu. Na pojazdach pojawi się jedynie odświeżony napis Škoda ze zunifikowaną pierwszą literą. Chodzi o ułatwienie zapisywania nazwy Skoda za granicą. Pełna identyfikacja wizualna i nowe logo pojawią się na samochodach w 2024 r. Napis będzie prezentowany częściej niż logo firmy w komunikacji marketingowej.
Symbol „skrzydlatej strzały” również został zdefiniowany na nowo, choć nie tak bardzo jak znak słowny. Jego uproszczona konstrukcja jest widoczna na pierwszy rzut oka. Nowe logo Skoda będzie teraz przedstawiane bez plastikowej grafiki 3D. W ten sposób marka reaguje na zmianę w kierunku jeszcze bardziej zdigitalizowanej komunikacji. Prostszy, dwuwymiarowy znak graficzny może być lepiej integrowany z różnymi formatami.
Skrzydlata strzała i nowy napis
Nowe modele Skody na kolejne lata: Superb, Kodiaq, Octavia
W fazie przejścia w erę e-mobilności czeska marka nie rezygnuje ze sprzedaży swoich flagowych modeli z napędem spalinowym. W drugiej połowie 2023 r. zaprezentowane zostaną nowe generacje modeli Superb oraz Kodiaq. Co więcej, w 2024 r. pojawi się odświeżona Škoda Octavia. Dzięki nowej strategii Škoda chce oferować najszersze portfolio w historii marki – od miejskiego modelu Fabia, po 7-miejscowego elektrycznego SUV-a Vision 7S.
Pamiętacie pewnie dobrze „popisy” Froga, który szalał po Warszawie za kierownicą BMW M3 coupe. Teraz wypłynęły nagrania jego (możliwe że nieświadomego) naśladowcy. Siedzący za kierownicą bezpośredniego konkurenta samochodu polskiego pirata Rosjanin, urządza sobie bardzo niebezpieczne przejażdżki po Sankt Petersburgu.
Na nagraniu widać, jak przeciska się swoim Mercedesem C63 AMG między innymi pojazdami, robi między nimi slalom, driftuje i chętnie zrywa przyczepność tylnej osi. Wydaje się dobrze kontrolować pojazd, ale mając pod prawą stopą 487 KM naprawdę nietrudno o błąd i nieszczęście.
Tym bardziej bulwersujące jest zachowanie kierowcy, który to wszystko nagrał. Podążał tuż za swoim kolegą, jedną ręką kierując, a drugą nagrywając wszystko. On również siedział za kierownica Mercedesa, a na zegarach widnieje informacja, że ma całkowicie wyłączoną kontrolę trakcji i stabilności. Żeby też móc z łatwością zarzucać tyłem w gęstym ruchu miejskim.
To już kolejna sytuacja, w której portal, chcący uchodzić za ekspercki (celowo nie wymieniamy jego nazwy), publikuje rewelacje o zmianach w przepisach. Niedawno twierdził, że wprowadzony zostaje zakaz parkowania samochodów na chodnikach, co rozpętało burzę i zmusiło Ministerstwo Infrastruktury do dementowania nieprawdziwych informacji. Teraz mamy powtórkę tej sytuacji.
Kiedy rowerzysta ma pierwszeństwo przed samochodem?
Jak możemy dowiedzieć się z tekstu na wspomnianym portalu, w listopadzie zeszłego roku zniknął zapis znajdujący się w rozporządzeniu w sprawie znaków i sygnałów drogowych. Dotyczył on przejść dla pieszych i przejazdów rowerowych, a jego treść brzmiała:
Kierujący pojazdem zbliżający się do miejsca oznaczonego znakiem D-6, D-6a albo D-6b jest obowiązany zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszych lub rowerzystów znajdujących się w tych miejscach lub na nie wchodzących lub wjeżdżających.
Istotna jest tu sama końcówka – „lub wjeżdżających”. Określenie jeszcze bardziej niejasne, niż „wchodzący na przejście” w przypadku pieszych i jeszcze trudniejsze w interpretacji biorąc pod uwagę prędkości, z jakimi poruszają się rowerzyści. Prowadziłoby to także do niebezpiecznych sytuacji, w których rowerzyści bez patrzenia wjeżdżaliby przed samochody, skoro pierwszeństwo przed nimi mieliby nabywać jeszcze przed wjechaniem na przejazd.
Zasady pierwszeństwa na przejazdach rowerowych – Ministerstwo Infrastruktury dementuje medialne rewelacje
Do sprawy odniosło się Ministerstwo Infrastruktury, które napisało na swoich stronach:
Informacja o tym, że Ministerstwo Infrastruktury „po cichu odebrało rowerzystom pierwszeństwo przed przejazdami rowerowymi”, która pojawiła się w mediach, jest całkowicie nieprawdziwa. Zmiana przepisów, która odbyła się z zachowaniem zasad procesu legislacyjnego, miała na celu zapewnienie zgodności rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych z ustawą – Prawo o ruchu drogowym, która jest aktem prawnym wyższego rzędu.
Jak czytamy dalej w komunikacie ministerstwa:
Ujęte w ustawie – Prawo o ruchu drogowym określenie „szczególna ostrożność” polega na upewnieniu się, czy można bezpiecznie przejechać przejazd dla rowerzystów bez narażania na niebezpieczeństwo kierujących rowerami, tj. bez spowodowania zagrożenia. Innymi słowy, kierujący pojazdem musi być na tyle uważny, by zdążyć zatrzymać pojazd, jeśli kontynuowanie ruchu stwarzałoby zagrożenie dla innego uczestnika ruchu drogowego.
Zmiana ta nie doprowadziła zatem do odebrania rowerzystom i uczestnikom ruchu drogowego poruszających się przy pomocy UTO pierwszeństwa podczas wjeżdżania na przejazd rowerowy. Zarówno obecnie, jak i przed zmianą przepisów, użytkownicy ci nie mieli pierwszeństwa podczas wjeżdżania na przejazd rowerowy.
Jak łatwo z tego wywnioskować, zmiana w rozporządzeniu w sprawie znaków i sygnałów drogowych, rzeczywiście nastąpiła. Nie była to jednak zmiana obowiązujących przepisów, tylko naprawa błędu w wyniku którego, rozporządzenie stanowiło co innego niż ustawa, wobec której jest podrzędne.
Nic więc dziwnego, że media o tym nie pisały, ponieważ niczego to nie zmieniło w polskim prawie. Rowerzyści nie mają pierwszeństwa podczas „wjeżdżania na przejazd” i nigdy go nie mieli. Tymczasem wiele miesięcy później wprowadzenie poprawki „odkrywa” redaktor naczelny portalu, chcącego uchodzić za ekspercki, pisze artykuł z chwytliwym tytułem, powodując kolejną falę fake newsów i zmuszając Ministerstwo Infrastruktury do (kolejnej) interwencji.
Policyjny pościg na motocyklu z ogromnymi prędkościami
Policjanci ze Słupska, którzy pełnili służbę na nowych motocyklach, podjęli próbę zatrzymania do kontroli motocyklisty. Ten jednak na ich widok nagle przyspieszył i rozpoczął ucieczkę. Jak czytamy w policyjnym komunikacie, stwarzał tym poważne zagrożenie dla innych uczestników ruchu, między innymi jadąc z prędkościami przekraczającymi 200 km/h.
Pościg trwał blisko 15 kilometrów i zakończył się, gdy w jednej z miejscowości motocyklista stracił panowanie nad maszyną na wyjściu z zakrętu i przewrócił się. Nie odniósł przy tym żadnych obrażeń.
Szybko okazało się, dlaczego 23-latek uciekał na widok policjantów. Miał blisko 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu, nie posiadał uprawnień do kierowania pojazdami, a ponadto jego motocykl nie ma aktualnych badań technicznych.
Jak informowaliśmy w kwietniu, Polska Policja podpisała kontrakt 478 egzemplarzy BMW R 1250 RT, które sukcesywnie będą trafiać do komend w całym kraju. Jeden z egzemplarzy brał udział w opisywanym powyżej pościgu. Jak można zobaczyć na nagraniu, prowadzący maszynę policjant, jechał ponad 220 km/h i to także po minięciu znaku teren zabudowany. Później prędkości także rozwijał typowo autostradowe.
Policyjne BMW R 1250 RT napędzane są 2-cylindrowymi silnikami o pojemności 1254 ccm, rozwijającymi 136 KM. Przyspieszenie do 100 km/h zajmuje 3,6 s, a prędkość maksymalna to 228 km/h. Można więc powiedzieć, że funkcjonariusz wykorzystał podczas pościgu pełnię możliwości służbowej maszyny.
Jazda motocyklem to frajda sama w sobie i nieporównywalny z samochodami stopień zaangażowania w prowadzenie i obcowania z otoczeniem. W przypadku wielu maszyn dochodzą do tego jeszcze fantastyczne osiągi, tylko wzmacniające te emocje.
Motocykl to także bardzo praktyczny środek transportu w zatłoczonym mieście. Niestety część motocyklistów naciąga przywileje, jakie przepisy dają jednośladom, a niektórzy kierowcy samochodów patrzą wilkiem na każdego ridera, który wykonuje jakikolwiek manewr, niedostępny dla pojazdów wielośladowych.
Czy motocykliści mogą jechać obok siebie jednym pasem?
To jedna z kontrowersyjnych kwestii. Czy motocykliści mogą jechać obok siebie? Przepisy w tej kwestii wydają się być mało pomocne, ponieważ znajdziemy w nich jedynie definicję pasa ruchu (art. 2, ust. 7 Prawa o ruchu drogowym):
Pas ruchu – każdy z podłużnych pasów jezdni wystarczający do ruchu jednego rzędu pojazdów wielośladowych, oznaczony lub nieoznaczony znakami drogowymi.
Wynika z niego, że jeśli pas drogi jest na tyle szeroki, żeby ustawiły się obok niego dwa samochody, to mamy do czynienia z dwoma niewyznaczonymi pasami ruchu. Wtedy pojazdy mogą jechać obok siebie. Nie ma jednak słowa o tym, że jeśli spotkają się dwa jednoślady, to dla nich można jeszcze bardziej podzielić pasy ruchu.
Kiedy dwa pojazdy nie mogą jechać obok siebie jednym pasem?
Z drugiej strony żaden przepis nie zakazuje poruszania się tym samym pasem dwóch pojazdów, jeśli tylko zmieszczą się obok siebie. Ściślej rzecz ujmując – jeśli zmieszczą się dwa pojazdy wielośladowe, to znaczy, że nie jest to jeden pas lecz dwa. Z kolei rowerzyści mogą jechać obok siebie tylko wtedy, gdy nie utrudniają poruszania się innym uczestnikom ruchu. Motocyklistów podobne ograniczenia nie obejmują, więc wynika z tego, że mogą jechać obok siebie jednym pasem.
Czy kliku motocyklistów może jechać obok siebie jednym pasem?
Mówiąc o jadących obok siebie motocyklistach, zwykle myślimy o dwójce znajomych, która wybrała się na przejażdżkę. Ale co w sytuacji, kiedy motocyklistów jest więcej? Czy na przykład trzech riderów może zatrzymać się obok siebie na jednym pasie na czerwonym świetle? Przepisy nic o tym nie mówią, więc jeśli pas jest na tyle szeroki, to tak.
Pamiętajmy jednak, że podróżując w więcej osób, możemy utworzyć już kolumnę motocykli. A do niej odnoszą się konkretne przepisy (art. 32 Kodeksu drogowego):
1. Liczba pojazdów jadących w zorganizowanej kolumnie nie może przekraczać: samochodów osobowych, motorowerów lub motocykli – 10
2. Odległość między jadącymi kolumnami nie może być mniejsza niż 500 m dla kolumn pojazdów samochodowych oraz 200 m dla kolumn pozostałych pojazdów.
3. (uchylony)
4. Jazda w kolumnie nie zwalnia kierującego pojazdem od przestrzegania obowiązujących przepisów ruchu drogowego.
Tutaj także nie ma słowa o poruszaniu się obok siebie, więc należy stosować się jedynie do ogólnych przepisów. Zachowywaniu bezpiecznej odległości, odpowiedniej ostrożności oraz pamiętaniu o tym, aby nie najeżdżać na ciągłe linie.
Różne są preferencje, jeśli chodzi o samochód, który posłużył za podstawę do stworzenia karawanu. Większość osób nie przywiązuje do tego raczej wielkiej wagi – pogrzeb to zbyt podniosła i pełna rozpaczy chwila, żeby zastanawiać się, jaki znaczek na masce będzie mieć karawan.
Karawan na bazie Peugeota 208 to nie żart
Nie wszyscy oczywiście tak myślą. Część traktuje korzystanie z wysokiej jakości usług, jako element szacunku, oddawany zmarłemu. Dla innej części pogrzeb jest kolejną dobrą okazją, do podkreślenia swojego statusu materialnego. Ci pierwsi wybiorą zapewne karawan bazujący na Mercedesie klasy E, a ci drudzy Porsche Panamerę.
A gdyby tak zbudować karawan na bazie miejskiego hatchbacka? Na przykład Peugeota 208? Jeśli nie możecie sobie tego wyobrazić, to nie martwcie się, bo nie musicie. Pewna argentyńska firma już stworzyła taki pojazd.
✨Fúnebre Americano sobre Peugeot 208✨
🔹 Techo elevado.
🔹 En la imagen se puede apreciar la continuidad de las lineas…
Zastanawiacie się pewnie, skąd taki pomysł. Otóż samochody w Argentynie są znacznie droższe niż u nas, więc firmy zmuszone są do wykorzystywania jako podstawy do budowy karawanów, nawet tak niewielkich aut. Sytuacji nie poprawia fakt, że na warsztat wzięto najuboższą wersję, pozbawioną diodowych „kłów” w zderzaku (zamiast nich mamy czarną, plastikową zaślepkę), a samochód porusza się na stalowych felgach, ukrytych za kołpakami.
Bazowy Peugeot 208, ale karawan wcale nie budżetowy
Nie myślcie jednak, że jest to projekt budżetowy. Firma wręcz zapewnia, że Peugeot 208 zapewnia „pogrzeb w amerykańskim stylu”, co ma chyba podkreślać przepych, choć nie wiemy co z USA ma wspólnego francuski hatchback. Wiemy za to, że został nieźle wykończony. Jak czytamy w ogłoszeniu, ma on:
podwyższony dach
linie nadwozia stanowiące kontynuację charakterystycznych kształtów oryginalnego 208
wnętrze wykończone skórą nappa z indywidualnymi dodatkami
podłogę ze stali nierdzewnej
oświetlenie LED
Jak wam się podoba taki karawan? Dodajmy, że ta sama firma ma na swoim koncie także przeróbkę między innymi Toyoty Corolli oraz Forda Focusa.
Zacznijmy od wyjaśnienia sobie, jak dokładnie powinniśmy rozumieć podwójną ciągłą linię na drodze. Jak czytamy w par. 86, ust. 4 rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
Znak P-4 „linia podwójna ciągła” rozdziela pasy ruchu o kierunkach przeciwnych i oznacza zakaz przejeżdżania przez tę linię i najeżdżania na nią.
To chyba wyjaśnia wszystko, prawda?
Czy można wyprzedzać rowerzystów na podwójnej ciągłej linii?
Jak jasno wynika z przytoczonego powyżej przepisu – to zależy. Podwójna ciągła linia zabrania wjechania na nią, ale nie zabrania wyprzedzania jako takiego. Jeśli więc uda nam się zmieścić z rowerzystą w ramach jednego pasa ruchu, to możemy go wyprzedzić.
Taki manewr może być jednak trudny do wykonania, ponieważ potrzebujemy na to odpowiednio dużo miejsca. Jak bowiem stanowi art. 24, ust. 2 Kodeksu drogowego:
Kierujący pojazdem jest obowiązany przy wyprzedzaniu zachować szczególną ostrożność, a zwłaszcza bezpieczny odstęp od wyprzedzanego pojazdu lub uczestnika ruchu. W razie wyprzedzania roweru, wózka rowerowego, motoroweru, motocykla, hulajnogi elektrycznej, urządzenia transportu osobistego, osoby poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch lub kolumny pieszych odstęp ten nie może być mniejszy niż 1 m.
Jak widzicie, przepisy jasno zabraniają wyprzedzania, między innymi rowerzystów, przejeżdżając zbyt blisko nich. Taki manewr byłby niebezpieczny – podmuch powietrza, wywołany przez nasz pojazd, może zachwiać cyklistą lub go przestraszyć. Jeśli więc decydujecie się na wyprzedzanie rowerzysty na podwójnej ciągłej linii, upewnijcie się, że możecie zrobić to bezpiecznie.
Czy można wyprzedzać rowerzystów na zakazie wyprzedzania?
Skoro już rozmawiamy o wyprzedzaniu rowerzystów, to poruszmy jeszcze kwestię wykonywania tego manewru na zakazie wyprzedzania. Czy odpowiedzi na to pytanie nie jest zbyt oczywista, żeby kwestię w ogóle poruszać?
Otóż nie. Znak B-25 „zakaz wyprzedzania” odnosi się do wyprzedzania przez pojazdy silnikowe, pojazdów silnikowych wielośladowych. Tymczasem rower jest pojazdem niesilnikowym, więc wyprzedzać go w takiej sytuacji można.
Takie sytuacje są jednak bardzo rzadkie, ponieważ zwykle znak B-25 jest łączony z linią ciągłą. Lecz jeśli pas będzie dostatecznie szeroki, to możecie wyprzedzić rowerzystę pomimo linii ciągłej i pomimo zakazu wyprzedzania.
Numery boczne mają wszystkie pojazdy uprzywilejowane, pomagające zidentyfikować każdy z nich, a także pozwalające co nieco się o nim dowiedzieć.
Gdzie znajdziemy numery radiowozu?
Indywidualny numer policyjnego radiowozu znajdziemy na tylnych błotnikach oraz na klapie bagażnika. Spotyka się go także na dachu (wtedy jest o wiele większy), co jest dużym ułatwieniem, jeśli prowadzona jest jakaś akcja, koordynowana przez osobę mającą widok z lotu ptaka.
Co oznaczają litery i cyfry na policyjnych radiowozach?
Oznaczenia radiowozów składają się z litery lub dwóch liter, wskazujących województwo, z którego pochodzi dany pojazd. Z kolei liczby z zakresu od 001 do 999, to numery porządkowe.
Oto klucz do rozszyfrowania policyjnych oznaczeń:
A – Komenda Główna Policji
B, BB – woj. dolnośląskie
C, CC – woj. kujawsko-pomorskie
D, DD – woj. lubelskie
E, EE – woj. lubuskie
F, FF – woj. łódzkie
G, GG – woj. małopolskie
H, Y – woj. mazowieckie
J, JJ – woj. opolskie
K, KK – woj. podkarpackie
M, MM – woj. podlaskie
N, NN – woj. pomorskie
P, R – woj. śląskie
S, SS – woj. świętokrzyskie
T, TT – woj. warmińsko-mazurskie
U, UU – woj. wielkopolskie
W,WW – woj. zachodniopomorskie
Z, ZZ – Komenda Stołeczna
L – szkoły policyjne
Do czego mogą się przydać oznaczenia radiowozów policji?
Dla funkcjonariuszy numery boczne mają kluczowe znaczenie, choćby po to, żeby rozróżnić identyczne względem siebie radiowozy. Jak już wspomnieliśmy, ma to też istotne znaczenie w czasie akcji.
Z perspektywy kierowcy to zwykle ciekawostka, jeśli zauważy radiowóz, z którego numeru wynika, że przebywa w danym miejscu „gościnnie”. Bardziej pragmatyczne zastosowanie jest w sytuacji, gdy chcemy na przykład złożyć skargę lub zażalenie na funkcjonariuszy poruszających się konkretnym pojazdem.
Dodatkowe oznaczenia policyjnych radiowozów
Zdarzyć się może, że radiowóz będzie miał jeszcze dodatkowe oznaczenia. Takie jak czarny trójkąt wpisany w okrąg z pomarańczowym lub czerwonym wypełnieniem. W ten sposób oznaczane są pojazdy specjalne.
To dość szeroka kategoria, wskazująca jedynie, że pojazd ten ma przeznaczone inne zadania, niż standardowo wynikają z zadań przypisanych danej jednostce.
Od 4 września nie są już wydawane naklejki rejestracyjne, które do tej pory należało przyklejać w prawym dolnym rogu szyby czołowej pojazdu.
Zniesiony zostanie także obowiązek posiadania karty pojazdu. Jak podało w swoim komunikacie Ministerstwo Infrastruktury, wynika to z faktu, że „organy rejestrujące pojazdy oraz organy kontroli ruchu drogowego mają dostęp do centralnej ewidencji pojazdów”.
Ile kosztuje rejestracja pojazdu od 4 września 2022 roku?
Wprowadzenie opisanych wyżej zmian, oznacza oszczędności dla kierowców, rejestrujących pojazdy. Do tej pory rejestracja pojazdu kupionego w Polsce kosztowała 180 zł 50 gr, natomiast pojazdu sprowadzonego zza granicy 256 zł.
Od 4 września w obu przypadkach zapłacimy tylko 161 zł 50 gr. Oszczędzić kolejne 80 zł można w sytuacji, kiedy kupujemy samochód już zarejestrowany w Polsce i pozostawiamy jego tablice rejestracyjne.
Brak obowiązku posiadania naklejki rejestracyjnej oznacza, że możemy jej się pozbyć z naszego samochodu. Najlepiej zabrać się do tego zadania, podążając tymi krokami:
podgrzej szybę, na przykład suszarką – ciepłe powietrze rozmiękczy klej
delikatnie podważ naklejkę czymś cienkim, na przykład żyletką, albo nożem do tapet
kiedy część naklejki zacznie już odchodzić od szyby, możemy z wyczuciem zacząć odklejać ją palcami
istnieje spore prawdopodobieństwo, że na szybie pozostanie klej po naklejce – usuniesz go przy pomocy zmywacza do paznokci albo rozpuszczalnika
Czy mogę zachować naklejkę rejestracyjną w swoim samochodzie?
Tak. Pakiet deregulacyjny przewiduje jedynie, że naklejki rejestracyjne nie są wydawane, podczas rejestracji pojazdu. Naklejki już wydane można nadal wozić. Oczywiście do momentu, kiedy zmieni się rejestracja pojazdu.
Jak podaje TVN Warszawa, jadący w miniony piątek około godziny 1:00 w nocy ulicami Legionowa kierowca Mercedesa klasy C, nie zatrzymał się do policyjnej kontroli. Rozpoczął ucieczkę, która nie trwała jednak długo.
Z nieustalonych przyczyn, Mercedes zjechał na tory kolejowe i to z taką prędkością, że pojazd został uszkodzony i wybuchły poduszki powietrzne. Sugeruje to, że uciekinier nie planował raczej zmylić policji, uciekając torami, ale wjechał na nie z impetem. W efekcie samochód został unieruchomiony.
Dzisiejsza noc przyniosła nam kolejne wezwania.
Około godziny 1 w nocy zostaliśmy zadysponowani do samochodu, który…
Wszystko wskazuje na to, że goniący kierowcę Mercedesa policjanci, nawet się do niego nie zbliżyli w swoim pościgu. Inaczej nie da się wyjaśnić tego, że podejrzany zbiegł z miejsca zdarzenia i policja nadal go szuka. Nieznany jest także powód tego, dlaczego kierujący nie zatrzymał się do kontroli.
O zdarzeniu poinformował wczoraj w swoich mediach społecznościowych Jose Kolekcjoner. Właściciel wielu modeli ekskluzywnych marek, tym razem wybrał się na przejażdżkę Lamborghini Aventadorem SVJ. Auto zaparkował pod hotelem Continental w Warszawie, gdzie padło ono ofiarą wandala.
Na udostępnionym nagraniu z monitoringu widać, jak dwóch młodych mężczyzn stoi w pobliżu Lamborghini. Jeden z nich robi zdjęcie, jak drugi siedzi na przednim błotniku Aventadora. Już to jest wyrazem braku poszanowania cudzej własności, ale to był dopiero początek.
Po kilku sekundach mężczyzna wchodzi na maskę, a następnie staje na dachu samochodu, pozując z rozpostartymi ramionami. Później zeskakuje na ziemię. Jego kolega cały czas trzyma go w kadrze, więc możliwe, że nagrywał filmik z tego „wyczynu”.
❗NAGRODA 50 000 zł za wskazanie sprawcy❗
Trochę nieprzyjemna sprawa, ale niestety o takich tez, a może przede wszystkim o takich, również należy mówić publicznie. Jak pewnie wiecie, jakiś czas temu pod Hotelem Continental w Warszawie miało miejsce zdarzenie, gdzie nieznany sprawca skakał po moim aucie, a dokładnie po Lamborghini SVJ wartym przeszło 3,5 miliona złotych.
Wydawało mi się, że wszyscy powinni wiedzieć, że cudzą własność również należy szanować. Mając na uwadze to, ile pieniędzy, czasu i energii pochłania dbanie o takie auto, które jest oczkiem w głowie właściciela (pasjonaci samochodów na pewno dokładnie wiedzą, o co chodzi) oraz żeby dać ludziom przykład i żeby sprawiedliwości stało się zadość chcę, aby sprawca tego zdarzenia odpowiedział za swoje czyny.
Proszę więc każdego, kto był świadkiem zdarzenia lub kto rozpozna sprawcę na nagraniu, o kontakt, a w zamian z wdzięczności za pomoc wyznaczam za to nagrodę o wartości 50 000 zł! Za tydzień, 9 września opublikuję nagranie ze zdarzenia, w jakości HD, które udało mi się zdobyć. Liczę na Waszą pomoc i Wasze wsparcie w tej przykrej sytuacji.
Uważam że żaden człowiek nie ma prawa deptać naszych marzeń, a to auto właśnie jest wynikiem 20 lat pracy i moim marzeniem z czasu, kiedy byłem małym chłopcem, jest więc dla mnie szczególnie ważne.
NIE POZWÓLMY DEPTAĆ NASZYCH MARZEŃ
Z fartem
JOSE KOLEKCJONER
Onet WP Wiadomości TVN UWAGA! Interia polsatnews.pl RMF FM Radio ESKA Radio ZET autoswiat.pl Moto.pl AutoCentrum.pl WawaLove PUDELEK Kozaczek.pl Plotek Wykop.pl
Lamborghini jest zabezpieczone folią, ale nie uchroniła ona auta przed śladami, jakie pozostawiło zachowanie wandala. Nic dziwnego, że właściciel chce ustalić, kto uszkodził jego samochód, wart 3,5 mln zł.
Wydawało mi się, że wszyscy powinni wiedzieć, że cudzą własność również należy szanować. Mając na uwadze to, ile pieniędzy, czasu i energii pochłania dbanie o takie auto, które jest oczkiem w głowie właściciela (pasjonaci samochodów na pewno dokładnie wiedzą, o co chodzi) oraz żeby dać ludziom przykład i żeby sprawiedliwości stało się zadość chcę, aby sprawca tego zdarzenia odpowiedział za swoje czyny.
Jose Kolekcjoner prosi o pomoc w ustaleniu sprawcy. Na tego, kto wskaże winną osobę, czeka nagroda 50 tys. zł.
Scena z filmu pt. „Był sobie pies”, kiedy Bailey jedzie z rodziną samochodem i ma wystawioną głowę przez okno idealnie obrazuje, ile emocji towarzyszy psu podczas jazdy w ten sposób. Ciepłe, słoneczne dni sprawiają, że opuszczamy szybę i pozwalamy, aby nasz pies wychylił głowę przez okno samochodu i poczuł powiew wiatru. W ten sposób pies poczuje miłe muskania wiatru na pysku oraz jego nozdrza wypełnią się dużą ilością nowych zapachów. Czy na ten temat mówią coś przepisy drogowe? W końcu to co sprawia dużo frajdy zazwyczaj jest zakazane, więc jak jest tym razem? Czy, jeśli pozwolimy psiakowi poznać trochę świata poprzez opuszczenie mu szyby i daniu możliwości wystawienia głowy przez okno podczas jazdy, to zostaniemy ukarani?
Prawdą jest, że w ustawie o Ruchu drogowym nie znajdziemy jednoznacznej odpowiedzi jak przewozić psa w samochodzie. Oczywiście znajdziemy tam pewne wskazówki jak mniej więcej powinno to wyglądać, ale po zapoznaniu się z nimi możemy nadal nie uzyskać odpowiedzi na niektóre pytania. W zasadzie w ustawie o Ruchu drogowym kluczowe są dwa artykuły. Pierwszym jest art. 60, który brzmi:
„Zabrania się używania pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu osoby znajdującej się w pojeździe lub poza nim.”
Natomiast drugim jest art. 61 ust. 2 pkt 3 i 4 oraz ust. 3, które brzmią:
„Ładunek na pojeździe umieszcza się w taki sposób, aby nie utrudniał kierowania pojazdem (…) nie ograniczał widoczności drogi. Ładunek umieszczony na pojeździe powinien być zabezpieczony przed zmianą położenia lub wywoływaniem nadmiernego hałasu.”
Ponadto jeszcze jedną ważną wskazówkę znajdziemy w ustawie o ochronie zwierząt. W ustawie znajduje się art. 6 ust. 2, który mówi, że:
„Przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w szczególności transport zwierząt, (…) w sposób powodujący ich zbędne cierpienie i stres.”
Na podstawie tych trzech przepisów możemy mniej więcej określić jak powinna wyglądać podróż samochodem z psem. W rzeczywistości, aby przestrzegać tych zasad wystarczy, że wyposażymy się w jedną rzecz. Jaką? Mianowicie mam na myśli akcesorię zabezpieczającą psa, czyli mogą to być między innymi: specjalne pasy dla psa, fotelik dla psa, transporter, klatka lub krata oddzielająca bagażnik od reszty wnętrza pojazdu. Dlaczego jeden z tych gadżetów wystarczy?
Otóż puszczając psa luzem po samochodzie narażamy siebie, psa i innych na niebezpieczeństwo, czyli naruszamy wszystkie powyższe przepisy. Pies, który nie jest zabezpieczony w każdej chwili może, np. wskoczyć na kolana kierowcy, przez co kierowca może nie widzieć drogi lub stracić panowanie nad pojazdem i doprowadzić do wypadku. Podczas zderzenia pies poleci bezwładnie i może z dużą siłą uderzyć o deskę rozdzielczą, na skutek czego może mu się stać krzywda. W zależności od siły uderzenia psiak może nawet wylecieć przez szybę pojazdu i tego nie przeżyć.
Dlatego stosując jeden wybrany przez nas gadżet uniemożliwiamy psu swobodne przemieszczanie się po wnętrzu samochodu, przez co nie będzie utrudniał kierowania pojazdem i nie będzie ograniczał widoczności drogi. Dzięki czemu, kierowanie pojazdem będzie odbywało się w sposób bezpieczny dla osób wewnątrz jak i na zewnątrz pojazdu. W dodatku stosując, któryś z tych gadżetów zabezpieczamy psa, przez co podczas zderzenia pies zostanie mniej więcej na swoim miejscu, więc jego szanse na wyjście cało ze zderzenia są większe.
Przewożenie psa w samochodzie – mandat
Za nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa możemy zostać ukarani podczas kontroli drogowej. W większości przypadków możemy otrzymać mandat w wysokości od 20 do 3000 złotych. Natomiast, jeśli złamiemy przepisy zawarte w ustawie o ochronie zwierząt kara może być dużo bardziej surowa. Mianowicie za złamanie tej zasady możemy otrzymać karę pozbawienia wolności do dwóch lat. Jednak, wydaje mi się, że ten rodzaj kary stosowany jest w bardzo skrajnych przypadkach, więc raczej za brak zabezpieczenia psa taka kara nam nie grozi.
Czy pies może wystawiać łeb przez szybę w samochodzie?
Nie ma jednoznacznego przepisu, który zakazywałby pozwalania psu wystawiać łeb przez szybę podczas jazdy. Taka jazda nie zagraża nikomu oraz pies nie ogranicza kierowcy widoczności drogi, więc w zasadzie można tak podróżować z psem. Jednak trzeba pamiętać, aby pies był zabezpieczony, np. za pomocą szelek i pasów dla psa, które dają największą swobodę psu, więc powinien być w stanie wystawić głowę przez okno. Z kolei, jeśli nie zabezpieczymy psa to możemy otrzymać mandat.
Pomimo tego, że przepisy nie zabraniają psu wystawiania głowy przez szybę, to lepiej nie pozwalać psu na to. Podczas jazdy z wystawioną głową, pies narażony jest na pył i kamyczki, które mogą wylatywać spod kół pojazdu z dużą prędkością. Może to doprowadzić do poważnego urazu psa, zwłaszcza jeśli pył czy kamyczki trafią w jego nos lub co gorsza w jego oczy.
W dodatku przez otwarte okno pies może wyskoczyć i zrobić sobie krzywdę. Dlatego lepiej nie pozwalać podróżować psu w ten sposób. Ale jeśli bardzo chcemy, aby pies poczuł wiatr w sierści, to wybierzmy miejsca, gdzie możemy jechać wolniej i przed nami nie będzie pojazdu spod którego mógłby wystrzelić kamyczek. Dodatkowo możemy kupić okulary chroniące oczy psa przed pyłem, kamyczkami lub owadami. Dzięki nim jazda w ten sposób będzie dla psa bezpieczniejsza.
Czy pies może siedzieć na przednim fotelu?
Odpowiedź na to pytanie jest proste i krótkie – TAK. Jednak pies musi być zabezpieczony za pomocą akcesorii do tego stworzonej. To jaki typ zabezpieczenia wybierzemy zależy już tylko od naszych preferencji oraz wielkości psa. Kiedy wyposażymy się w jakieś zabezpieczenie dla psa, to bez problemu może on zajmować przedni fotel. Warto dodać, że wówczas pies nie może siedzieć na naszych kolanach. Nawet, jeśli jest on w transporterze, ponieważ w razie wypadku możemy nie utrzymać transportera i może on nam wylecieć z rąk. Transporter powinien być zabezpieczony pasami na wolnym fotelu.
Czy możemy przewozić psa w bagażniku?
Psa możemy i nie możemy przewozić w bagażniku – już wyjaśniam. Psa możemy umieścić w bagażniku, kiedy bagażnik jest połączony z przestrzenią pasażerską, tak jak, np. w kombi. Odpadają zazwyczaj samochody typu sedan, w których bagażnik nie jest połączony z przestrzenią pasażerską, przez co pies byłby w ciemnym zamkniętym bagażniku, gdzie cyrkulacja powietrza jest słaba. W dodatku, przewożąc psa w bagażniku warto wyposażyć się w klatkę dla psa lub kratę, która oddzieli bagażnik od części pasażerskiej. Czasami samochody posiadają różne haczyki czy innego tego typu rzeczy, do których moglibyśmy przywiązać smycz psa. Pozostawienie psa bez zabezpieczenia nie jest bezpieczne dla nas i dla psiaka, ponieważ w razie wypadku ciało psa będzie bezwładnie przemierzać wnętrze pojazdu.
Jak przyzwyczaić psa do jazdy samochodem?
Nie każdy psiak kocha jazdę samochodem. Dlatego jeśli nasz pupil nie lubi jeździć autem powinniśmy najpierw poświęcić trochę czasu na treningi. W internecie istnieje już wiele poradników na ten temat i każdy behawiorysta ma inne zalecenia. Dlatego ja nie będę się zagłębiać w szczegóły, gdyż behawiorystą nie jestem, ale opiszę jak ćwiczyłam z własnym psiakiem.
Treningi ze swoim psem zaczęłam od pokazywania mu, że samochód jest dobry, czyli otwierałam drzwi pojazdu i kładłam mały smaczek na fotelu. W ten sposób Zeus – mój pies – wskakiwał do samochodu. Stopniowo kazałam mu zostawać w samochodzie coraz dłużej, później przyzwyczaiłam go do zapinania i odpinania pasów, a na koniec zaczęłam zamykać drzwi. Kiedy zauważyłam, że Zeus nie panikuje na widok zamykanych drzwi i spokojnie siedzi na swoim miejscu obchodziłam samochód i siadałam na miejscu kierowcy i również go nagradzałam.
Następnym krokiem była już jazda. Najpierw wyjeżdżałam na krótkie przejażdżki – trwały one około 5 minut. Później jeździłam coraz dłużej, aż ostatecznie mogę śmiało pokonać z nim kilkadziesiąt kilometrów. Zawsze na koniec przejażdżki daję mu smaczki, aby kojarzył podróż z czymś przyjemnym. Na czas przejażdżki możemy również dać psiakowi zabawkę, aby umilić mu czas. Z kolei, jeśli psiak jest łakomczuchem, to możemy kupić specjalną zabawkę, do której można włożyć jedzenie. Dzięki niej pies będzie pochłonięty wydobywaniem smaczków z zabawki i nawet nie zauważy, kiedy dotrze do miejsca docelowego.
Niestety przyzwyczajanie psa do jazdy samochodem nie jest szybkim procesem i trzeba wykazać się cierpliwością. Oczywiście, czas treningu będzie zależał też od charakteru naszego psiaka – czy jest on nadaktywny czy spokojny. Dlatego lepiej nie zabierać się za szkolenie dzień przed wyjazdem, tylko dać sobie i psiakowi więcej czasu na naukę. Oszczędzimy sobie tym sposobem nerwów, dzięki czemu szkolenie będzie dla nas i dla psa przyjemniejsze.
Często właściciele psów decydują się na podróżowanie z ich czworonożnymi przyjaciółmi, ale nie zawsze przestrzegają zasad bezpieczeństwa. Podstawą bezpiecznej podróży z psem w samochodzie jest zabezpieczenie go za pomocą specjalnie do tego stworzonych akcesoriów. Ponadto najlepiej dla psa, aby pozostawał on wewnątrz pojazdu. Wystawienie głowy przez okno jest ryzykowne. Pies jest wówczas narażony na różnego rodzaju pył, kamyki i owady, które w połączeniu z dużą prędkością mogą mu zrobić krzywdę. Natomiast, jeśli nasz psiak uwielbia czuć wiatr na pysku, to pozwólmy mu na to, ale w bezpieczniejszych warunkach. Zjedźmy wówczas na drogę, gdzie ruch i prędkość jazdy jest mniejsza. W dodatku warto kupić okulary ochronne, które chronią oczy psa przed niebezpiecznymi rzeczami.
Akcja promocyjna na paliwo była komunikowana przez praktycznie wszystkie stacje paliwowe w Polsce, choć jedni uciekali się do konkretnych rabatów, inni (np. Avia) oferowali tańszą cenę już na pylonie. Z końcem wakacji promocja na paliwo w większości przypadków miała się zakończyć w wielu koncernach, jednak części firm spodobał się spory wzrost zainteresowania kupnem paliwa dzięki rabatowi. Jak przedstawiają się obecnie promocje na poszczególnych stacjach i na jakich zasadach możemy liczyć na tańsze paliwo?
Do 15 września uczestnicy programu VITAY będą mogli zatankować paliwo z rabatem 30 groszy za litr, a posiadacze Karty Dużej Rodziny z rabatem 40 groszy za litr – przekazał Daniel Obajtek na Twitterze.
Tym samym Orlen utrzymał swoją wakacyjną promocję i zachęca do odwiedzin swoich 1800 stacji rozsianych w całej Polsce. Każdy dodatkowo zatankowany litr benzyny lub oleju napędowego powyżej 50 litrów jest rozliczany według ceny wyświetlanej na dystrybutorze w trakcie tankowania.
Zdecydowaliśmy o przedłużeniu wakacyjnej promocji @PKN_ORLEN o kolejne dwa tygodnie. Do 15 września uczestnicy programu VITAY będą mogli zatankować paliwo z rabatem 30 groszy za litr, a posiadacze Karty Dużej Rodziny z rabatem 40 groszy za litr
Przedłużamy do odwołania naszą promocję paliwową „-30 gr” na dotychczasowych warunkach: dla klientów z zarejestrowaną kartą lojalnościową Payback rabat – 30 gr/litr za zakup benzyny lub diesla oraz – 10 gr/litr za zakup LPG. Dla klientów z niezarejestrowaną kartą Payback rabat – 10 gr/litr za zakup dowolnego rodzaju paliwa – czytamy w informacji prasowej BP.
Dla Klientów z zarejestrowaną kartą lojalnościową Payback rabat -30 gr/litr za zakup benzyny lub diesla oraz – 10gr/litr za zakup LPG. Dla Klientów z niezarejestrowaną kartą Payback rabat -10gr/litr za zakup dowolnego rodzaju paliwa.
Rabat na dowolne paliwo (paliwa regularne, premium i LPG)
30 gr/l dla klientów z zarejestrowaną kartą PAYBACK
10 gr/l dla klientów z niezarejestrowaną kartą PAYBACK i klientów tankujących LPG
Dodatkowo:
Bon rabatowy 3 zł na zakupy w Wild Bean Cafe i myjni przy zatankowaniu minimum 25 litrów
Hot dog kolektor, czyli szósty dowolny hot dog gratis
Promocje w sklepie bp
Promocja na paliwo na 570 stacjach stacjach BP trwa do odwołania.
Promocja na paliwo – Lotos
Spółka LOTOS Paliwa przedłuża na wrzesień ogólnopolską promocję „Tankuj taniej z programem Navigator -30 gr/ l”. Promocja rabatowa skierowana jest do nowych oraz dotychczasowych uczestników programu Navigator. Do końca września czeka na nich rabat w wysokości 30 groszy na litr paliwa. Akcja obejmuje maksymalnie 3 tankowania w miesiącu, nie więcej niż 50 litrów każde.
Ogólnopolska promocja „Tankuj taniej z programem Navigator -30 gr/ l” rozpoczęła się w lipcu i początkowo miała trwać przez całe wakacje. Ze względu na duże zainteresowanie akcją, sieć stacji LOTOS wydłuża promocję do końca września. Rabat dotyczy paliw typu standard oraz premium (z promocji wyłączono LPG). Akcja obejmuje maksymalnie 3 tankowania w miesiącu, nie więcej niż 50 l każde. Koszt każdego kolejnego litra paliwa zatankowanego powyżej 50 l rozliczony zostanie według widocznej na pylonie stawki obowiązującej na stacji paliw, na której realizowana jest transakcja. Promocja nie łączy się z innymi akcjami promocyjnymi aktywnymi na stacjach paliw LOTOS.
W celu otrzymania rabatu -30 gr/ l paliwa klient musi spełnić jeden warunek, tj. być aktywnym uczestnikiem programu Navigator, czyli mieć zarejestrowaną tradycyjną lub wirtualną karte Navigator na stronie lotosnavigator.pl lub w aplikacji Navigator oraz zaakceptowany aktualny regulamin programu. Wówczas na swoim koncie w aplikacji Navigator lub na stronie lotosnavigator.pl udostępnione zostaną mu trzy kupony rabatowe, które będą ważne do końca miesiąca. Aby skorzystać z promocji klient przy transakcji powinien przedstawić kasjerowi aktywną kartę Navigator (nośnik fizyczny lub kartę online) oraz kupon elektroniczny, który wyświetla się po zalogowaniu się do konta w aplikacji Navigator lub na stronie www.lotosnavigator.pl.
Z promocji wyłączone są transakcje realizowane z użyciem kart LOTOS Biznes i innych kart flotowych akceptowanych na stacjach LOTOS. Promocją nie są objęte paliwa zatankowane do pojemników innych niż bak pojazdu. Za paliwo zrabatowane w promocji nie sąą naliczane punkty Navigator.
Dla posiadaczy Karty Dużej Rodziny dedykowany jest rabat w wysokości 38-40 gr/l (w zależności od tego czy tankujemy paliwa standard czy premium).
Shell – promocja na paliwo
Shell przedłuża promocję „Tankuj korzyści”, w której klienci stacji Shell mogą tankować paliwa z rabatami – 30 groszy na litrze benzyny. Oferta specjalna, dostępna dla Klubowiczów należących do programu lojalnościowego Shell ClubSmart, będzie dostępna przez najbliższe cztery tygodnie, do końca września 2022 roku.
Zasady akcji „Tankuj korzyści” nie zmieniają się. Promocja obejmuje paliwa Shell FuelSave 95 i Shell FuelSave Diesel. Benzynę i olej napędowy można kupować z rabatem 30 groszy na litrze. Jednorazowo można otrzymać zniżkę za zatankowanie maksymalnie 50 litrów, czyli 15 złotych. Za każdy litr paliwa zatankowany powyżej określonego limitu, kierowca płaci po cenie regularnej, obowiązującej za wybrany rodzaj paliwa, na danej stacji Shell. Co istotne, rabaty są dostępne przy każdym tankowaniu – bez względu na ich częstotliwość czy liczbę.
Ponadto, także do końca września, obowiązuje rabat na 10 groszy na litrze przy tankowaniu samochodów napędzanych LPG. Jednorazowo rabat przysługuje na zakup 25 litrów Shell AutoGas. Również w tym przypadku kierowcy mogą tankować kiedy chcą i jak często chcą.
Rabat bez limitów miesięcznych
Z oferty promocyjnej Shell mogą korzystać wszyscy kierowcy należący do programu lojalnościowego Shell ClubSmart. Dotyczy to również nowo zarejestrowanych Klubowiczów. Aby uzyskać rabat, wystarczy przy płatności za paliwo zeskanować aplikację lub kartę Shell ClubSmart. Niższa cena naliczy się automatycznie, proporcjonalnie do ilości zakupionego paliwa. Rabat jest naliczany od ceny regularnej danego paliwa, obowiązującej na odwiedzanej przez kierowcę stacji Shell.
Akcja promocyjna „Tankuj Korzyści” spotkała się z ogromnym zainteresowaniem kierowców. Mamy świadomość, że wraz z początkiem roku szkolnego ruch na drogach, a tym samym zapotrzebowanie na paliwo jeszcze się zwiększą, dlatego wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom naszych Klientów. Mamy nadzieję, że rabaty na paliwa Shell FuelSave 95, Shell FuelSave Diesel oraz Shell AutoGas będą ważnym uzupełnieniem bogatej oferty promocyjnej, jaka czeka na stałych klientów na stacjach Shell – Justyna Goraj, dyrektorka marketingu Mobility Shell Polska.
Korzyści dla klubowiczów Shell ClubSmart
Program lojalnościowy Shell ClubSmart jest obecny na polskim rynku już od ponad 22 lat. Klubowicze za zakup paliwa, ale też kawy czy korzystanie z myjni, otrzymują punkty, które mogą wymieniać na nagrody. Wśród nich znajdują się m.in. bony na zakupy w takich sklepach jak np. Biedronka, EURO RTV AGD, Smyk czy na Allegro. Zebrane punkty można również wykorzystać do zapłacenia za paliwo oraz inne produkty dostępne na stacjach Shell. Punktami z programu można także realnie wspomóc wybraną organizację charytatywną, np. Polski Czerwony Krzyż czy Fundację DKMS. Aby dołączyć do Shell ClubSmart wystarczy wejść na stronę www.clubsmart.shell.pl lub pobrać aplikację Google Play lub App Store i wypełnić formularz rejestracyjny. Następnie dodać do swojego konta numer posiadanej plastikowej karty Shell ClubSmart lub wygenerować wirtualną kartę lojalnościową. Każdy nowy Klubowicz otrzyma przy rejestracji 250 punktów.
Moya – promocja na paliwo
Sieć MOYA kontynuuje wakacyjne obniżanie cen paliw. Na stacjach obsługowych wciąż trwa promocja, dzięki której można uzyskać rabat nawet do 30 gr na litrze, taniej można zatankować także na samoobsługowych stacjach MOYA express. Zniżka wynosi aż 20 gr za litr paliwa i nie jest objęta żadnymi warunkami. Wystarczy przyjechać na dowolną stację MOYA express, wpisać kod rabatowy i zatankować.
Promocja obejmuje benzynę bezołowiową 95, olej napędowy oraz uszlachetniony ON MOYA Power – w zależności od dostępności na stacji. Aby uzyskać zniżkę, należy wpisać na słupku kod rabatowy 1824. Stali klienci stacji MOYA express mogą liczyć na dodatkowe promocje. Wystarczy zapisać się do newslettera, aby regularnie otrzymywać zniżki od cen wyświetlanych na pylonach.
Klienci mogą zakupić tutaj w atrakcyjnych cenach benzynę 95, olej napędowy standardowy oraz uszlachetniony ON MOYA Power.
Cirkle K – promocja na paliwo
Sieć stacji Circle K uruchamia nową promocję dla swoich klientów. Od dziś do rabatów na paliwo, myjnię i wybrane produkty gastronomiczne, dochodzi jeszcze jeden – kawa lub Hot Dog za 99 groszy. Oferta obowiązuje od 1 września do 2 listopada 2022 roku i mogą z niej skorzystać uczestnicy programu lojalnościowego Circle K.
Początek września na stacjach Circle K rozpoczyna się pod znakiem rabatów na najczęściej zamawiane przez klientów produkty – hot dogi i kawę z ekspresu. Uczestnicy programu lojalnościowego EXTRA mogą liczyć na rabaty na paliwo, myjnię i wybrane produkty gastronomiczne przez cały rok, a od 1 września do 2 listopada otrzymują również dodatkową zniżkę – wystarczy zatankować 20 litrów dowolnego paliwa z kartą EXTRA, żeby odebrać kawę lub hot doga za jedyne 99 groszy. Rabat obowiązuje na dowolny rozmiar i rodzaj kawy: Cappuccino, Latte, Flat White albo Mocha oraz dowolnego Hot Doga, dostępnego w bogatej ofercie kiełbasek, parówek i sosów do wyboru.
Kończą się wakacje, a wraz z nimi letnie promocje. W tym okresie klienci poszukują nowych ofert, dlatego wraz z początkiem września startujemy z kolejną akcją zniżkową, która obejmuje ulubione produkty naszych klientów. W ramach promocji można kupić ulubioną aromatyczną kawę, gorącą czekoladę, herbatę lub dowolnego Hot Doga dostępnego w różnych smakach za jedyne 99 groszy. Bliskość naszych stacji zlokalizowanych w miastach, w pobliżu osiedli mieszkaniowych, powinna dodatkowo zachęcić do zrobienia sobie chwili przerwy w drodze do pracy i szkoły, czy podczas załatwiania codziennych spraw. – mówi Rafał Droździak, szef Marketingu i Komunikacji w Circle K Polska.
Ponadto, na stacjach Circle K kierowcy nadal będą mogli korzystać ze stałych zniżek na paliwo. Będąc uczestnikiem programu EXTRA, po zatankowaniu 50 litrów, można dalej tankować w niższej cenie. Wykorzystując voucher, klient może zakupić 85 litrów paliwa z rabatem do 15 groszy na litrze. To jednak nie koniec korzyści – uczestnicy programu EXTRA, oprócz rabatów na paliwo, zyskują również inne benefity w zamian za tankowanie na stacjach Circle K – m.in. 50% rabat na dowolny program myjni oraz codzienne zniżki na zakup wybranych produktów gastronomicznych oraz sklepowych oznaczonych symbolem „EXTRA z kartą”. Dodatkowo przystępując do programu EXTRA, każdy nowy klient otrzymuje do wyboru kawę lub Hot Doga gratis po zakończonej rejestracji.
Komunikacja niewerbalna między kierowcami nie jest bardzo rozbudowana. Machnięcie ręką – „możesz jechać”. Uniesienie ręki – „dziękuję”. Takie gesty są oczywiście dozwolone. A co z komunikowaniem się za pomocą świateł samochodu?
Dziękowanie i przepraszanie światłami awaryjnymi
Do komunikacji zwykle używane są światła awaryjne, a ich użycie zależne jest od kontekstu danej sytuacji. Jeśli zrobiliśmy coś niewłaściwego, na przykład nie zauważyliśmy innego pojazdu i wjechaliśmy mu tuż pod koła, mrugnięcie światłami awaryjnymi, oznaczać będzie przeprosiny.
Z kolei jeśli ktoś wykaże się wobec nas jakąś uprzejmością, na przykład wpuści przed siebie, światłami awaryjnymi podziękujemy mu za ten gest.
Istnieje także alternatywna szkoła, zgodnie z którą nie używa się świateł awaryjnych, tylko mruga naprzemiennie prawym i lewym kierunkowskazem.
Czy przepisy pozwalają na dziękowanie światłami awaryjnymi?
„Co złego może być w byciu uprzejmym na drodze” – zapyta ktoś. Nic oczywiście, ale przepisy nie przewidują używania świateł awaryjnych inaczej, niż w celu sygnalizowania „postoju pojazdu silnikowego lub przyczepy z powodu uszkodzenia lub wypadku”. Użycie ich w innym celu, może być więc traktowane jako niewłaściwe używanie świateł samochodu.
Taryfikator przewiduje dwa mandaty za niewłaściwe używanie świateł awaryjnych. Są to:
brak sygnalizowania lub niewłaściwe sygnalizowanie postoju pojazdu z powodu uszkodzenia lub wypadku – 150 zł
brak sygnalizowania lub niewłaściwe sygnalizowanie postoju pojazdu silnikowego z powodu uszkodzenia lub wypadku na autostradzie lub drodze ekspresowej – 300 zł
Te zapisy odnoszą się jednak do zaniechania użycia świateł awaryjnych w sytuacji, kiedy ich użycie jest wymagane. Brak jest jednak konkretnego mandatu za użycie ich w sytuacji, nieprzewidzianej przez ustawę.
Jest jednak jeszcze jeden paragraf. Za „utrudnianie lub tamowanie ruchu poprzez niesygnalizowanie lub błędne sygnalizowanie manewru, grozi 200 zł. Taką sankcję stosuje się z założenia w sytuacji, gdy źle użyjemy kierunkowskazów.
W teorii jednak światła awaryjne stanowią sygnał dla innych kierujących, a więc użycie ich w sposób nieprzewidziany przez przepisy może wprowadzić innych w błąd. I należy się za to mandat.
Jak donosi RMF FM wypadek miał miejsce przy trasie nr 9 w miejscowości Lubienie w województwie świętokrzyskim. Jak ustaliła Policja kierujący pod wpływem alkoholu 61-letni mężczyzna, uderzył w idącą chodnikiem rodzinę liczącą 4 osoby. Jedną z nich była kobieta w zaawansowanej ciąży.
Około godziny 11-stej mężczyzna w stanie nietrzeźwości zjechał na łuku na przeciwległy pas jezdni, a następnie wjechał swoim samochodem w rodzinę poruszającą się po chodniku. Na miejsce przyjechały służby pogotowia, próbujące ratować życie kobiety. Niestety impetu uderzenia samochodu ciężarna nie przeżyła. Po stwierdzeniu zgonu matki starano się przywrócić funkcje życiowe 8-miesięcznemu dziecku. Niestety nienarodzonego życia również nie udało się lekarzom uratować.
Inne osoby biorące udział w zdarzeniu to mąż kobiety oraz dwójka ich dzieci. Mężczyzna został ranny w okolicach kończyn dolnych. Dzieci wieku 4 i 5 lat nie doznały uszczerbku na zdrowiu fizycznym. Ze względu na ich bezpieczeństwo psychiczne zostały oddane pod opiekę krewnych.
Ratownicy próbowali najpierw ratować 30-letnią kobietę, która była w 8. miesiącu ciąży. Na miejsce wezwano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego – poinformował reporter RMF FM Krzysztof Zasada.
Policja ustaliła, że kierujący Citroenem mężczyzna, który wjechał w rodzinę, w wyniku czego śmierć poniosła kobieta, miał we krwi ponad promil alkoholu.
Zdjęcie: Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej w Kielcach
20 927 – tylu pijanych kierowców zatrzymano łącznie w lipcu i sierpniu bieżącego roku (dane z 29.08.2022). To o 27% więcej niż podczas zeszłorocznych wakacji.
Pijani za kierownicą wakacje 2022
W dniach 1-31 lipca służby zanotowały aż 10 645 przypadków kierowania po spożyciu alkoholu. Jest to najwyższy miesięczny wynik zarejestrowany w tym roku. W porównaniu z lipcem 2021 liczba zatrzymanych na podwójnym gazie wzrosła o 24%.
Niedaleko w tyle jest sierpień, w którym zatrzymano 10 282 pijanych kierowców – o 29% więcej niż w analogicznym okresie zeszłego roku. Przez całe wakacje nie było weekendu, w który policja nie rejestrowałaby przynajmniej 1000 przypadków jazdy pod wpływem napojów wyskokowych.
Najgorszy pod tym względem okazał się sierpniowy długi weekend. Od 12 do 15 sierpnia służby zanotowały aż 1422 kierujących z ponad 0,2 promila alkoholu we krwi. Dzień później – 16 sierpnia – padł również nowy tegoroczny rekord: 528 zatrzymań (dla porównania: w Nowy Rok było ich 386).
Na pijanych kierowców nie działają wysokie mandaty?
Statystyki nie znają litości i wyraźnie z nich widać, że z każdym kolejnym miesiącem coraz więcej osób siada za kierownicą pod wpływem alkoholu. Wartości z tegorocznych wakacji są znacznie wyższe od tych notowanych przed pandemią. W lipcu i sierpniu 2019 r. zatrzymano 15 213 pijanych kierowców, w 2022 r. było ich o 37% więcej. Niestety, sezon urlopowy w połączeniu z dobrą pogodą sprzyjają nierozważnym zachowaniom. Pod tym względem szczególnie niebezpieczne są weekendy. Części kierowców zapewne wydawało się, że mogą wrócić własnym autem, jeśli kilka godzin wcześniej wypili jedno piwo lub pojedynczego drinka. To bardzo złudne uczucie nazywane nieświadomą nietrzeźwością. Planując wyjazd, w czasie którego będziemy się poruszać samochodem po wieczornych spotkaniach przy kieliszku, warto wyposażyć się w dobrej jakości alkomat osobisty. Takie urządzenie może uratować życie lub zdrowie i przyda się nie tylko na wakacjach – mówi Hunter Abbott, ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego z firmy AlcoSense.
Kierowców chwytających za kierownicę pod wpływem alkoholu zdają się nie odstraszać nawet wysokie mandaty. Za jazdę w stanie w stanie po użyciu alkoholu (od 0,2 do 0,5 promila alkoholu we krwi) grozi mandat w wysokości przynajmniej 2500 zł. Mając powyżej 0,5 promila narażamy się na karę od 5000 aż do 60 000 zł. 17 września 2022 r. wejdą w życie nowe przepisy, według których za prowadzenie po pijanemu przyznawana będzie maksymalna liczba 15 punktów karnych.
Za niepokojącym wzrostem liczby przypadków jazdy po alkoholu nie idą, na szczęście, statystyki dotyczące wypadków. W lipcu i sierpniu było ich 4127 – o 12% mniej niż w zeszłoroczne wakacje. Przekłada się to także na mniejszą liczbę rannych (4821) i zabitych (320) w zdarzeniach drogowych. To spadki o odpowiednio 22% i 14%.
Wraz z zakończeniem wakacji należy się spodziewać mniejszej liczby pijanych kierowców na drogach. Statystycznie wrzesień jest miesiącem, w którym ich liczba przestaje rosnąć. We wrześniu 2021 było ich 7058 (o 11% mniej w stosunku do sierpnia tego samego roku). Analogicznie było w 2020 r. (6600 przypadków, spadek o 13%) i w 2019 r. (6593 przypadki, spadek o 12%).
Wiele osób szukając używanego samochodu, szuka niezawodnych modeli, ponieważ wydaje im się, że właśnie to będzie najlepszą gwarancją niskich kosztów eksploatacji. Owszem, to dobre podejście, ale można jeszcze bardziej zminimalizować ryzyko nieprzewidzianych wydatków. Kluczem jest wybór modeli prostych konstrukcyjnie, a zatem takich, które nawet jeśli się zepsują, nie okażą się drogie w naprawach. To jak odróżnić zawieszenie drogie w naprawach od zawieszenia taniego?
Zawieszenie tanie w naprawie
Jednym z elementów, które wpływają na wysokość rachunków za naprawy, jest konstrukcja zawieszenia. Nawet najtrwalsze samochody podlegają zużyciu eksploatacyjnemu, do którego zalicza się m.in. luzy w zawieszeniu. Im to zawieszenie będzie prostsze konstrukcyjnie, tym mniej trzeba będzie zapłacić mechanikowi. Nie warto zatem sugerować się marką samochodu. Należy spojrzeć na budowę podwozia lub poprosić o poradę mechanika.
Zawieszenie drogie w naprawie
Z założenia najdroższe w obsłudze są zaawansowane zawieszenia wielowahaczowe, które dodatkowo mogą być doposażone w pneumatykę. Na drugim końcu skali mamy zawieszenia najtańsze składające się z układu McPherson z przodu i belki podatnej na skręcanie z tyłu.
Dla przykładu – przy kołach na osi przedniej zawieszenia wielowahaczowego znajdują się zwykle po cztery poprzeczne wahacze wykonane ze stopów aluminium oraz sprężyny śrubowe zintegrowane z dwururowymi amortyzatorami gazowymi. Całość uzupełniona jest z każdej strony imponujących rozmiarów zwrotnicą. Łączący oba koła stabilizator rurowy zamocowany jest na ramie pomocniczej osadzonej na poduszkach gumowych. Liczba elementów, które podlegają zużyciu, jest spora a łączny koszt dobrej jakości części i robocizny liczymy w tysiącach złotych.
W przypadku przedniego zawieszenia typu McPherson (np. w Renault Lagunie III) klasyczne kolumny McPherson, współpracują z dolnymi wahaczami trójkątnymi. Wahacze mają wymienne końcówki (sworznie, czyli popularne gałki), a zatem ewentualne wydatki redukują się do minimum. Do ich wymiany nie trzeba demontować wahacza – wystarczy odkręcić sworzeń. Wymieniać możemy najczęściej także same elementy gumowe (silentbloki wahaczy). Tę operację trzeba już wykonać z wykorzystaniem prasy po demontażu wahacza. Tego typu zawieszenia przednie są najtańsze w serwisowaniu i pod względem trwałości prezentują się bardzo dobrze. W praktyce najczęściej wymienianym elementem są łączniki stabilizatora (na szczęście są tanie), oraz końcówki drążków kierowniczych. Przy większych przebiegach wymienia się także górne łożyska kolumn McPherson.
W przypadku tylnych układów wielowahaczowych na każde koło także przypada po kilka wahaczy (zwykle od trzech do pięciu), co również drastycznie ponosi koszty ich regeneracji/wymiany. Dla odmiany głównym elementem, który wymienia się w belkach podatnych na skręcanie (nie mylić z belkami skrętnymi wyposażonymi w drążki skrętne), są zwykle… dwie tuleje belki. Różnica w cenie jest oczywista.
Już na etapie wyboru samochodu używanego warto zdecydować się na samochód prosty konstrukcyjnie, który z natury rzeczy będzie tani w naprawach. Właściwości jezdne spadają na drugi plan, ponieważ lepiej jeździć prostym samochodem ze sprawnym zawieszeniem, niż cudem techniki, w którym połowa rzeczy w podwoziu nadaje się do wymiany i czeka na „przypływ gotówki” – mówi Andrzej Ohirko Product Management Director z ELIT Polska.
Serwis zawieszenia
W podejmowaniu decyzji zakupowych warto kierować się opinią ekspertów oraz doświadczeniem przedsiębiorstwa w danej branży. Jeśli chcemy mieć pewność, że zawieszenie naszego samochodu wytrzyma tysiące kilometrów należy zwrócić się do fachowców i firmy, która zaoferuje w przystępnej cenie najczęściej psujące się części układu kierowniczego i zawieszenia takie jak:
Organ zarzuca praktykę polegającą na braku pełnej informacji o ostatecznej cenie samochodu w chwili podejmowania decyzji o zakupie.
Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów podejrzewa, że spółka Autocentrum AAA Auto z Piaseczna, właściciel salonów sprzedaży i skupu samochodów używanych, może naruszać zbiorowe interesy konsumentów. Na terenie Polski Autocentrum ma 14 salonów, m.in. w Warszawie, Wrocławiu, Łodzi, Gdańsku, Poznaniu. Samochody prezentowane są również na portalach: aaaauto.pl, otomoto.pl.
Podstawą podjęcia działań były sygnały od konsumentów, którzy informowali, że sprzedaż pojazdów odbywała się na niezrozumiałych zasadach. Mogło to wprowadzać w błąd na etapie podejmowania decyzji o zakupie auta i zawarcia umowy.
Zarzuty Autocentrum AAA Auto
Prezes UOKiK Tomasz Chróstny sprawdził praktyki dealera samochodowego. Z informacji zebranych podczas postępowania wyjaśniającego wynika, że na stronach internetowych: aaaauto.pl oraz otomoto.pl brakowało informacji, że podczas transakcji do ceny auta zostanie doliczona opłata za dodatkową usługę. Konsumenci, którzy decydowali się na zakup, rezerwując wcześniej wybrany pojazd, dopiero podczas wizyty w salonie sprzedaży Autocentrum dowiadywali się, że do prezentowanej ceny pojazdu należy doliczyć dodatkową opłatę w wysokości około 1300 zł. Co przy tym istotne, sprzedawcy wskazywali na różne powody naliczania opłaty, np. że jest to „opłata za przygotowanie auta”, „za dezynfekcję w związku z obecną sytuacją epidemiologiczną”, czy „opłata za sprawdzenie legalności pojazdu”.
Konsumenci zwracali też uwagę na problem automatycznego uwzględnienia w cenie pojazdu kosztu produktu ubezpieczeniowego, którego nie zamierzali kupić.
Dodatkowo na stronie aaaauto.pl znaleźć można było ofertę ubezpieczenia zdrowotnego i ubezpieczenia assistance, których ceny nie uwzględniały podatku od towarów i usług.
Postawiłem zrzuty naruszenia zbiorowych interesów konsumentów spółce AUTOCENTRUM AAA AUTO, sprzedawcy używanych samochodów. Cena dla konsumentów jest podstawową informacją decydującą o wyborze. Zgodnie z naszymi ustaleniami oraz otrzymanymi sygnałami, dopiero na etapie podpisywania umowy konsumenci dowiadywali się, że muszą opłacić dodatkowe usługi, o których nie mieli dotąd pojęcia – mówi Tomasz Chróstny, Prezes UOKiK.
Prezes UOKiK w oddzielnym postępowaniu zakwestionował warunki umów stosowane przez Autocentrum AAA Auto. Podejrzewa, że klauzule stosowane w umowach sprzedaży mogły umożliwiać spółce uchylenie się od odpowiedzialności za ewentualne wady pojazdu.
Jeśli zarzuty w obu postępowaniach się potwierdzą się, spółce Autocentrum AAA Auto grozi kara do 10 proc. jej rocznego obrotu i konieczność zaprzestania praktyk.
Źródło: Stowarzyszenie Prawników Rynku Motoryzacyjnego
W kraju, gdzie sprzedanie dziecka do obozów pracy bywa czymś normalnym, można powiedzieć, że Susana Adjarkei Apperkon ma szczęśliwe dzieciństwo. Ma pełną rodzinę, może chodzić do szkoły (co wcale nie jest tam oczywiste), a po powrocie z niej pomaga ojcu w warsztacie motocyklowym.
Motocykle interesowały ją już od 3 roku życia, obserwowała pracę ojca i uczyła się, a w wieku 6 lat już sama naprawiła motocykl klienta. Obecnie jest w stanie naprawić samodzielnie większość usterek w motocyklu, uczy się jeszcze napraw związanych z elektryką.
Susana Adjarkei Apperkon
Susana Adjarkei Apperkon
Jej marzeniem jest naprawianie dużo bardziej zaawansowanych pojazdów: samochodów, samolotów i statków oraz stworzenie własnego warsztatu. Rodzice są z niej dumni i wdzięczni za pracę na wspólny domowy budżet.
Jakimi samochodami można jeździć na prawo jazdy kategorii B?
Posiadając prawo jazdy kategorii B, musimy się liczyć właściwie z jednym tylko ograniczeniem. Chodzi o dopuszczalną masę całkowitą pojazdu, którą znajdziemy w rubryce F.2 dowodu rejestracyjnego. To niemal jedyne ograniczenie, jakie jest nakładane na kierowcę. Poza samochodami osobowymi możemy prowadzić więc także:
samochody dostawcze
vany
pickupy
kampery
ciągniki rolnicze
Jedynymi wyjątkami są tutaj motocykle oraz busy. Posiadając prawo jazdy kategorii B, można prowadzić jedynie busy, mogące przewozić do 9 osób razem z kierowcą.
Jakie samochody elektryczne na prawo jazdy kategorii B?
Prawo do tej pory nie różnicowało, czy prowadzimy samochód spalinowy czy na przykład elektryczny – zasady zawsze były takie same. Teraz to się zmienia i osoby mające prawo jazdy kategorii B od przynajmniej dwóch lat, mogą teoretycznie prowadzić pojazdy o dopuszczalnej masie całkowitej 4250 kg, jeśli mają one napęd elektryczny bateryjny lub wodorowy.
Piszemy „teoretycznie”, ponieważ nadal nie weszły w życie odpowiednie zmiany w dowodach rejestracyjnych, na podstawie których kierujący będą mogli korzystać z rozszerzonych uprawnień.
Motocykle na prawo jazdy kategorii B
Co do zasady, motocykle można prowadzić posiadając prawo jazdy kategorii A, lecz przepisy przewidują kilka wyjątków, zależnie od konkretnych warunków technicznych, jakie spełnia pojazd. Mając prawo jazdy kategorii B, możemy jeździć:
motorowerem z silnikiem o pojemności 50 cm3 (lub elektrycznym) o mocy do 4 kW i mającym prędkość maksymalną 45 km/h
czterokołowcem lekkim (quadem) o masie do 350 kg i z prędkością maksymalną 45 km/h
Ponadto, jeśli prawo jazdy kategorii B posiadamy przynajmniej 3 lata, możemy także kierować:
motocyklem z silnikiem 125 ccm (lub elektrycznym) o mocy do 11 kW
Jaką przyczepę można ciągnąć na prawo jazdy kategorii B?
Prawo jazdy kategorii B pozwala kierowcy nie tylko na prowadzenie pojazdu, ale także ciągnięcie nim przyczepy. Są to jednak uprawnienia ograniczone. Możemy z nich skorzystać pod warunkiem, że:
ciągniemy przyczepę lekką (o DMC do 750 kg)
ciągniemy przyczepę inną niż lekka, ale DMC całego zestawu nie przekracza 3,5 t
Kierowcy mający większe potrzeby w tym zakresie, mogą zdobyć kod 96 (wystarczy samo zdanie egzaminu) lub iść na kurs prawa jazdy B+E, po którym można ciągnąć przyczepę o DMC nawet 3,5 t.
Polscy dealerzy protestują przeciw projektowanym zmianom dążącym do dziesięciokrotnego podwyższenia opłat za zawarcie umowy ubezpieczenia OC. Dlaczego?
Podwyżka OC
Branża motoryzacyjna jest zaalarmowana właśnie projektowaną podwyżką opłat na fundusz CEPiK płaconych z tytułu zawierania umów OC pojazdów. W dniu 29 sierpnia 2022 roku Związek Dealerów Samochodów wystosował do Ministerstwa Cyfryzacji pismo protestacyjne w tej sprawie. Uczyniliśmy to nie tylko w imieniu naszej branży, ale milionów właścicieli pojazdów Polsce.
Opublikowany niedawno projekt przewidujący podwyżkę opłaty ewidencyjnej zakłada zmianę w ustawie z dnia 22 maja 2003 r. o ubezpieczeniach obowiązkowych, ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze ubezpieczycieli Komunikacyjnych. Zgodnie z tymi przepisami przy każdej zawartej umowie ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych zakład ubezpieczeń uiszcza opłatę ewidencyjną na tzw. Fundusz CEPiK.
Opłata ta ma z definicji finansować prowadzenie, utrzymanie i modyfikacje tego ważnego rejestru. Zgodnie z projektem, wysokość opłaty ewidencyjnej nie będzie już jednak stała, ale ma być ustalana w drodze rozporządzenia ministra właściwego do spraw informatyzacji w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw instytucji finansowych i może wynosić do 1 % przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej ustalanego przez GUS.
Według aktualnych danych (zgodnie z komunikatem Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego przeciętne wynagrodzenia w gospodarce narodowej w 2021 roku wyniosło 5 662,53 zł), w praktyce oznacza to zatem potencjalne podniesienie kosztu dla każdego wykupującego OC z jednego euro (czyli niecałych pięciu złotych) aż do 57 złotych, będących odpowiednikiem 1% aktualnego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej.
W Polsce rocznie zawieranych jest około 26 milionów umów ubezpieczeń OC posiadaczy pojazdów mechanicznych. W skali całego rynku przedmiotowa podwyżka to ogromne pieniądze, które będą pochodzić od właścicieli samochodów.
Po raz kolejny dochodzi do sytuacji, w której ustawodawca postanawia podnieść ceny towaru czy usługi poprzez sztuczne pompowanie ich niekorzystnymi dla obywateli ustawami. Tym razem padło na ubezpieczenia OC, które są zobowiązani opłacić posiadacze wirtualnie wszystkich pojazdów poruszających się po drogach. Mowa tu o ponad 26 milionach umów rocznie, co nawet przy dotychczasowej opłacie na poziomie ok. 5 złotych za pojedynczą umowę, sumarycznie stanowi gigantyczną kwotę. Mnożenie tej opłaty aż 10 razy stanowi zabieg zakrawający o absurd z ekonomicznego punktu widzenia, gdzie praktycznie wszystkie te pieniądze trafią w ręce państwa.
Jest to cios w obywateli i przedsiębiorców zwłaszcza teraz, w dobie ciągłych podwyżek cen i szalejącej inflacji. Związek Dealerów Samochodów oczywiście nie może pozostać bierny wobec takiej sytuacji, biorąc pod uwagę liczbę umów zawieranych przez właścicieli salonów. Apelujemy do władz o usunięcie zapisu o podwyżce i nalegamy o uwzględnienie nas oraz naszych postulatów w trakcie konsultacji publicznych! Należy też pamiętać, że podwyżka ta obejmie swoim zakresem nawet umowy 30-dniowe, niezwykle popularne w branży sprzedawców samochodów – powiedział Paweł Tuzinek, prezes Związku Dealerów Samochodów.
Projektowana podwyżka stanowić będzie ogromny problem dla sprzedawców samochodów. Projekt ustawy nie przedstawia od jakich umów ubezpieczenia opłata będzie pobierana, przez co należy rozumieć, że obciążone będą nią w takim samym zakresie umowy krótkoterminowe, czyli te 30-dniowe. Rocznie autoryzowani dealerzy rejestrują na siebie nawet kilkaset tysięcy nowych pojazdów, które stanowią towar handlowy i nie przemieszczają się po drogach publicznych.
W wielu przypadkach opłata ewidencyjna w nowej formie byłaby wyższa od aktualnego kosztu takiego 30-dniowego ubezpieczenia, a ponoszona co 30 dni stanowiłaby ogromny cios dla rynku autoryzowanych dealerów, który już od dłuższego czasu zmaga się z coraz większymi problemami nie tylko wzrostu kosztów finansowania, ale również z niską dostępnością samochodów, zerwaniem łańcuchów dostaw czy wciąż obecnym problemem związanym z zapotrzebowaniem na półprzewodniki.
Związek Dealerów Samochodów po analizie prawnej proponowanych zmian wystąpił do Sekretarza Stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Janusza Cieszyńskiego będącego przedstawicielem Ministerstwa Cyfryzacji, odpowiedzialnego za ustalenie proponowanych stawek, z pismem apelującym o usunięcie z przedmiotowego projektu zmiany dotyczącej sposobu określenia wysokości opłaty ewidencyjnej, a także o uwzględnienie Związku Dealerów Samochodów w dalszych pracach nad projektem i konsultacje ewentualnych dalszych wersji projektu.
W przeciągu ostatnich kilku lat hulajnogi elektryczne stały się popularnym środkiem transportu. Ich niewielki rozmiar i prędkość, którą osiągają pozwala łatwo i szybko przemieszczać się po zatłoczonych ulicach. W dodatku są ekologiczne, ekonomiczne i nie wymagają od nas dobrej kondycji fizycznej, ponieważ korzystając z nich nie angażujemy naszych mięśni do ciężkiej pracy. Ponadto, obecnie nie musimy posiadać własnej hulajnogi elektrycznej, ponieważ w wielu miastach istnieje możliwość ich wynajęcia na minuty. Dzięki temu nie musimy od razu wydać dużej sumy pieniędzy, gdyż cena dobrej jakości hulajnogi elektrycznej wynosi ponad 1000 złotych. Sprawdzamy, kto może jechać hulajnogą elektryczną?
Ile kosztuje wypożyczenie hulajnogi elektrycznej?
Wypożyczenie hulajnogi jest dużo tańsze – zależy jak długo będziemy z niej korzystać. Koszt wynajęcia hulajnogi wynosi od 0 do 2 złotych za odblokowanie hulajnogi i około 50-60 groszy za każdą minutę korzystania z hulajnogi (cena zależy od firmy, z której będziemy wypożyczać hulajnogę). Korzystanie z hulajnogi pozwala nam zaoszczędzić czas, zadbać o środowisko i nie jest to droga inwestycja. Jednak, zanim skorzystamy z tego środka transportu warto zapoznać się podstawowymi zasadami korzystania z hulajnóg.
Kiedyś hulajnoga była zabawką dla dzieci, które dzięki odpychaniu się od ziemi mogły przemierzać osiedlowe chodniki. Jednak teraz, dzięki rozwojowi technologii i wyposażeniu hulajnogi w silniczek elektryczny stała się ona środkiem transportu również dla osób dorosłych. Jej popularność doprowadziła do sformułowania w Ustawie z dnia 20 czerwca 1997 r. Prawo o ruchu drogowym jej definicji, która mówi, że hulajnoga elektryczna to:
„pojazd napędzany elektrycznie, dwuosiowy, z kierownicą, bez siedzenia i pedałów, konstrukcyjnie przeznaczony do poruszania się wyłącznie przez kierującego znajdującego się na tym pojeździe.”
Ale kto może jechać hulajnogą elektryczną?
Czy potrzebuję prawo jazdy do korzystania z hulajnogi elektrycznej?
Początkowo zasady korzystania z hulajnogi elektrycznej nie były zawarte w żadnej ustawie. Jednak po pewnym czasie, kiedy coraz częściej dochodziło do groźnych wypadków z udziałem hulajnóg, podjęto decyzję o uregulowaniu praw i obowiązków osób korzystających z hulajnóg. Tym sposobem w maju 2021 w życie weszły pierwsze przepisy, które regulowały prawa i obowiązki osób przemieszczających się za pomocą hulajnogi elektrycznej. Ważną kwestią stało się uzgodnienie, kto może jechać hulajnogą elektryczną.
Kto może jechać hulajnogą elektryczną?
Jeśli jesteśmy osobami pełnoletnimi to możemy używać hulajnogi elektrycznej i nie wymaga się od nas jakichkolwiek uprawnień, czyli nie musimy mieć, np. prawa jazdy. Sprawa komplikuje się, kiedy jesteśmy osobami nieletnimi. Wówczas, aby móc poruszać się na hulajnodze musimy posiadać kartę rowerową lub prawo jazdy kategorii AM, A1 lub B1. Natomiast dzieci poniżej 10 roku życia nie mogą w ogóle poruszać się na hulajnodze elektrycznej. Jednak jest jeden wyjątek:
W strefie zamieszkania dopuszcza się kierowanie hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego przez dziecko w wieku do 10 lat wyłącznie pod opieką osoby dorosłej.
Czy hulajnogą elektryczną można jeździć po chodniku?
Wiemy już kto może jechać hulajnogą elektryczną, to kolejną ważną kwestią jest uzgodnienie, gdzie hulajnogi mogą się poruszać. Sprawa była tak ważna, ponieważ wcześniej hulajnogi mogły bez problemu poruszać się po chodniku, co w połączeniu z prędkością z jaką niektóre osoby przemierzały chodniki, narażało zdrowie i życie pieszych. Dlatego od maja 2021 roku:
„Kierujący hulajnogą elektryczną jest obowiązany korzystać z drogi dla rowerów lub pasa ruchu dla rowerów, jeżeli są one wyznaczone dla kierunku, w którym się porusza lub zamierza skręcić. Kierujący hulajnogą elektryczną, korzystając z drogi dla rowerów i pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustępować pierwszeństwa pieszemu.”
Jeśli na trasie, na której jedziemy nie ma ścieżki rowerowej, to możemy poruszać się po drodze pod warunkiem, że występuje na niej ograniczenie prędkości do 30 km/h. Jeżeli warunki są tak niekorzystne, że nie ma ani ścieżki rowerowej, ani na drodze nie ma ograniczenia do 30 km/h, to możemy skorzystać z chodnika. Jednak poruszając się po chodniku nie możemy jechać szybciej niż przeciętna prędkość z jaką porusza się pieszy, czyli około 4-6 km/h.
Najszybsze hulajnogi elektryczne są w stanie rozpędzić się nawet do 100 km/h. Jednak, na drodze publicznej nie możemy sprawdzić jak jedzie się z taką prędkością, ponieważ od 2021 roku powstał limit prędkości z jaką można poruszać się na hulajnodze. Mianowicie, jeśli korzystamy ze ścieżki rowerowej lub ulicy, to możemy jechać maksymalnie 20 km/h. Natomiast, jeśli korzystamy z chodnika – jak wcześniej wspomniałam – musimy jechać z prędkością zbliżoną do prędkości przemieszczania się przez pieszego. Ponadto w takiej sytuacji musimy zachować ostrożność i ustępować pieszym pierwszeństwa. Pozostaje jeszcze pytanie nie o to, kto może jechać hulajnogą, ale w ile osób można.
Czy na hulajnodze elektrycznej mogą jeździć dwie osoby?
Często można spotkać parę zakochanych, znajomych, a nawet rodzica z dzieckiem, którzy korzystają z jednej hulajnogi. Czy takie przewożenie pasażerów jest legalne? Otóż nie. W Kodeksie drogowym możemy przeczytać, że:
Kierującemu hulajnogą elektryczną zabrania się przewożenia innej osoby, zwierzęcia lub ładunku.
Przepis zabrania nam przewożenia nie tylko ludzi, ale również zwierząt i ładunku, który nie znajduje się w torbie lub plecaku. Ponadto korzystając z hulajnogi nie możemy ciągnąć i holować innych pojazdów.
Gdzie zostawić hulajnogę elektryczną?
Poruszając się po mieście, w którym dostępne są hulajnogi na minuty możemy spotkać się z taką sytuacją, że hulajnoga będzie stała na środku chodnika lub w taki sposób, że będzie utrudniała przejście. Zdarzają się sytuacje, kiedy hulajnogi tarasują ścieżki rowerowe, co może prowadzić do poważnego wypadku, jeśli rowerzysta nie zauważy przeszkody. Pozostawanie hulajnogi w taki sposób nie do końca jest zgodne z prawem. Ustawa jasno mówi, że:
Dopuszcza się postój hulajnogi elektrycznej na chodniku w miejscu do tego przeznaczonym, a w razie braku takiego miejsca – jak najbliżej zewnętrznej krawędzi chodnika najbardziej oddalonej od jezdni oraz równolegle do tej krawędzi.
Ponadto, aby móc zaparkować hulajnogę na chodniku trzeba spełnić jeszcze jeden warunek, który również jest zawarty w Ustawie o Ruchu drogowym. Art. 2 ust.1 pkt 2 wskazuje, że możemy zostawić hulajnogę na chodniku, kiedy:
Szerokość chodnika pozostawionego dla pieszych jest taka, że nie utrudni im ruchu i jest nie mniejsza niż 1,5 m.
Pomijając te przepisy warto też zasugerować się zdrowym rozsądkiem i nie pozostawiać hulajnóg blisko ścieżek rowerowych. Silny wiatr może przewrócić hulajnogę na ścieżkę rowerową, przez co może dojść do groźnego wypadku. Natomiast, jeśli pozostawiamy hulajnogę przy ścianie i widzimy, że ktoś już tam postawił hulajnogę to nie zostawiajmy swojej hulajnogi obok niej, tylko za lub przed nią, tzw. „gęsiego”. W ten sposób zostawimy większą przestrzeń na chodniku.
Kto może jechać hulajnogą elektryczną?
Hulajnoga elektryczna – wysokość mandatów
Za nieprzestrzeganie wcześniej wspomnianych zasad oraz nie wiedzę, kto może jechać hulajnogą, możemy zostać ukarani mandatem, które w niektórych sytuacjach są bardzo wysokie:
jazda bez uprawnień – 200 złotych (jeżeli osoba poniżej 17 roku życia zostanie złapana, to sprawa trafia do sądu i wówczas grzywna może wynieść nawet 1500 złotych, ale zazwyczaj kończy się na pouczeniu)
jazda w nieodpowiednim miejscu – 100-300 złotych
przekroczenie prędkości 50-400 złotych (o 10 km/h – 50 zł.; od 11 do 15 km/h – 100 zł.; od 16 do 20 km/h – 200 zł.; od 21 do 25 km/h – 300 zł.; od 26 do 30 km/h – 400 złotych)
jazda na jednej hulajnodze przez dwie osoby – 300 złotych
parkowanie w nieodpowiednim miejscu – 100 złotych
Mandat możemy otrzymać również za inne przewinienia m.in. za:
jazdę bez trzymania kierownicy przynajmniej jedną ręką – 50 złotych
jazdę po jezdni obok innego uczestnika ruchu (kiedy utrudniamy przejazd innym) – 50 złotych
podczepianie się do innych pojazdów – 100 złotych
nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu w strefie zamieszkania i na drodze publicznej – 100 złotych
ciągnięcie za pojazdem, osoby poruszającej przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, osoby na sankach lub innym podobnym urządzeniu, zwierzęcia lub ładunku – 300 złotych
jazdę w stanie nietrzeźwości (0,2-0,5 promila) – 1000 złotych
jazdę w stanie nietrzeźwości (powyżej 0,5 promila) – 2500 złotych
Obowiązkowe wyposażenie hulajnogi elektrycznej
Hulajnogi, które zostały wprowadzone do obrotu po 31 grudnia 2021 roku muszą być wyposażone w:
światła pozycyjne przednie
światła pozycyjne tylne
dzwonek lub inny sygnał ostrzegawczy
co najmniej jeden skutecznie działający hamulec
czerwony odblask z tyłu
z obu boków – co najmniej jeden odblask biały lub żółty
numer rozpoznawczy lub kod graficzny umieszczony przez producenta, umożliwiający identyfikację pojazdu
Hulajnogi elektryczne podbiły duże miasta. Za ich pomocą możemy omijać zakorkowane ulice, nie musimy korzystać z zatłoczonych tramwajów i autobusów, które w dodatku często nie podwiozą nas dokładnie do miejsca pracy lub szkoły. I za wszystkie te pozytywy nie płacimy dużych pieniędzy, ponieważ wypożyczenie hulajnogi może być nie dużo droższe niż bilet tramwajowy. Jednak nie wszystko jest takie piękne. Korzystanie z hulajnóg też ma kilka wad, np. jeśli chcemy mieć własny sprzęt to musimy wydać od kilku do kilkunastu „stówek”. Warto też wiedzieć, kto może jechać hulajnogą, a kto nie i w ile osób można się nią legalnie poruszać.
Pewną wadą hulajnóg jest fakt, że trzeba je ładować. Jeśli mamy własny sprzęt to raczej o tym nie zapomnimy, ale wypożyczając hulajnogę możemy mieć problem, aby znaleźć taką, która zawiezie nas do naszego punktu docelowego. Ostatnio taką sytuację miała moja znajoma, która wypożyczyła hulajnogę i przez połowę drogi musiała ją pchać, bo się rozładowała. Można by powiedzieć, że przecież mogła ją zostawić, ale nie mogła… Firma, z której korzystała nie pozwalała na pozostawienie hulajnogi nigdzie indziej niż w wyznaczonych strefach. Można tu od razu przejść do kolejnej wady, czyli właśnie fakt, że nie każda firma wypożyczająca hulajnogi pozwala pozostawiać ich hulajnogi gdziekolwiek. Niektóre firmy wyznaczają specjalne strefy, w których można zostawić ich sprzęt.
Jak każdy środek transportu, hulajnoga elektryczna ma swoje zalety i wady, z którymi trzeba się pogodzić lub po prostu nie korzystać z hulajnóg. Natomiast, jeśli wolimy ten środek transportu, to warto zapoznać się z tymi najważniejszymi zasadami, aby przypadkiem zaoszczędzone pieniądze, które normalnie wydalibyśmy np. na paliwo, wydamy na mandat. Korzystając z hulajnogi trzeba pamiętać o zdrowym rozsądku, zresztą jak przy korzystaniu z jakiegokolwiek innego środka transportu. Najważniejsze, aby wiedzieć kto może jechać hulajnogą, pamiętać o bezpieczeństwie i nie szaleć za bardzo, ponieważ hulajnogi mogą wyglądać niepozornie, ale czasami większa dziura na drodze, większy krawężnik, za wysoka prędkość i może dojść do tragedii.
Motocyklowa taksówka to bardzo popularna forma miejskiego transportu, min. w Afryce Wschodniej. Konkurencja na rynku jest duża, więc niektórzy kierowcy mają swoje sposoby, żeby się wyróżnić. Jednym z nich jest personalizowanie wyglądu motocykla w oryginalny sposób.
Motocyklowa taksówka
Holenderski fotograf Jan Hoek i ugandyjsko-kenijski projektant mody Bobbin Case, postanowili połączyć swoje siły w projekcie „Boda Boda Madness”. Zauważyli, że kierowcy motocyklowych taksówek decydują się wyróżnić motocykl, zapominając o sobie.
Artyści stworzyli dla nich propozycje wizerunku i wyglądu motocykla w stylu fikcyjnych bohaterów. Modelami zostali taksówkarze z Nairobi „Boda Boda Taxi Riders”, którzy później korzystali z tych stylizacji i przyznali, że liczba wykonywanych kursów i ich dochody znacznie wzrosły.
„Hrabina Barbina” to udane połączenia motocyklistki Agnieszki Meder i jej Harley’a Street Glide. Razem czują się świetnie w długodystansowych podróżach, więc z pewnością będą kolejne. Sama Agnieszka nie czuje, że robi coś wyjątkowego – po prostu jedzie przed siebie przez tysiące kilometrów i zachwyca się widokami. Uwielbia tą niezależność i elastyczne planowanie, na które może sobie pozwolić podczas samotnej podróży.
Agnieszka Meder
Na Facebook’u występujesz pod nickiem „Hrabina Barbina” – czy jego historia jest związana z motocyklami?
Tak, bo Hrabina to mój biały Harley Davidson Street Glide – tak, wiem – zmieniłam mu płeć (śmiech), a Barbina to pseudonim, jaki otrzymałam na jednej z wycieczek motocyklowych do Grecji (byłam tam wówczas w towarzystwie dwóch znajomych na motocyklach). Barbina to połączenie Barbie i Balbiny. Jak twierdzi mój przyjaciel Wojtek (również świr motocyklowy i długodystansowiec) – na motocyklu jestem zawsze pomalowana jak Barbie, a Balbina wzięła się stąd, że zawsze bardzo ekspresyjnie zaznaczałam, że mi zimno i muszę się „doubierać” (śmiech). A tak naprawdę nazywam się Agnieszka i pochodzę z małej miejscowości o nazwie Lubaczów na Podkarpaciu. Skończyłam Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie i tu zostałam. Pracuję w reklamie i marketingu, właściwie od skończenia studiów – można powiedzieć, że robię to, co lubię. Ta praca daje mi przestrzeń, abym mogła planować podróże, które od zawsze bardzo kocham.
Od czego zaczęła się Twoja przygoda z motocyklami?
Prawko na motocykl zrobiłam w 2009 roku. Na początku sporadycznie podkradałam motocykl Januszowi – mojemu kuzynowi, była to Yamaha Viagro. Swój pierwszy motocykl kupiłam w 2015 roku i był to właśnie Harley Davidson, ale wersja mała. Zawsze mówię, że Harley to będzie mój pierwszy i ostatni motocykl, bo odkąd pamiętam, to oglądałam się za motocyklami tej marki. Jest w niej coś magicznego, co mnie przyciąga. Przez 4 sezony jeździłam na Sportster SuperLow 883 i na nim, właściwie zaraz po zakupie, zrobiłam pierwszą w życiu długą wycieczkę do Toskanii we Włoszech. Pojechałam tam w towarzystwie kuzyna i zrobiliśmy wówczas blisko 4000 km. To właściwe podczas tej wycieczki postanowiłam, że swoje wakacje zawsze będę spędzać na dwóch kołach i przekonałam się, że Sportster to dla mnie za mały motocykl, jeśli chciałabym robić dłuższe trasy. To jednak motocykl na wycieczki „wokół komina”, pewnie, że można dalej, ale to bardzo męczące.
Czyli przyszła pora na zmianę modelu Harley’a i jeszcze dłuższe trasy?
Decyzja o zmianie przyszła szybko, jednak na nowy motocykl musiałam trochę poczekać. Jeżdżąc jeszcze Sportsterem dołączyłam do klubu HOG Kraków Chapter i w grupie motocyklistów przemierzałam kolejne kilometry. Do dziś łącznie zrobiłam ponad 130 tysięcy, głównie po: Polsce, Słowacji, Niemczech, Węgrach, Czechach, Austrii i Słowenii – niby daleko, ale dla mnie wciąż było to blisko. W 2019 roku w końcu zmieniłam motocykl na touring’a. Pierwsza wycieczka, jaką zrobiłam na HD Street Glide (jeszcze przed obniżeniem amortyzatorów) to był Mińsk na Białorusi – duży zlot HOG, a potem Grecja. Jestem dość niska i mam krótkie nóżki, więc na początku, gdy miałam problem z utrzymaniem ciężkiego motocykla i manewrami na parkingu, to jeździłam w butach na koturnach. Motocykl i obcasy – cała ja! (śmiech) Dzięki temu czułam się bardziej stabilnie na tak dużym motocyklu. Podczas tych wszystkich wyjazdów dobrze opanowałam jazdę w dużej grupie motocyklowej, jednak to zupełnie coś innego niż samotne podróżowanie, które ciągle chodziło mi po głowie…
I zdecydowałaś się na to? Sama ruszyłaś w świat?
Samo życie mnie do tego doprowadziło. W zeszłym roku posypały mi się plany wakacyjne, rozstałam się z partnerem i nie za bardzo miałam pomysł, co ze sobą zrobić. Miałam przed sobą 2 tygodnie urlopu i motocykl zatankowany do pełna. Pojechałam tam, gdzie mnie oczy poniosły. I takie podróżowanie lubię najbardziej – jechać tam, gdzie chcę! Najpierw pojechałam do Wrocławia, potem do Mielna nad Bałtykiem, dalej Drezno w Niemczech, aż w końcu wylądowałam w Amsterdamie w Holandii, a w drodze powrotnej zwiedziłam jeszcze Bawarię i Austrię. I tak przez 2 tygodnie zrobiłam samotnie blisko 6000 km!
Twój tegoroczny wypad wakacyjny też był imponujący! Skąd pomysł na taki kierunek wyprawy?
Po powrocie, w salonie Harley Davidson w Krakowie, było spotkanie z parą podróżników: Elą i Grzegorzem ze „Screw It. Let’s Ride!”. Opowiadali o ostatniej wyprawie do Skandynawii, a do tego mój przyjaciel Wojtek w tym samym czasie też stamtąd wrócił. Widoki ze zdjęć zapierały dech w piersiach. Zatapiałam się w ich opowieściach i już wiedziałam, że też tam chcę być. A u mnie od pomysłu do realizacji – krótka droga! Zaczęłam śledzić wszystkie fora motocyklowe i podróżnicze o Skandynawii. Na mapie dodawałam coraz więcej punktów, jakie chciałabym zobaczyć. W pracy ogarnęłam temat dłuższego urlopu i się udało – 6 lipca wsiadłam na motocykl i mogłam jechać. Znałam kierunek, ale nie miałam w 100% zaplanowanej trasy. Jechałam wprawdzie od punktu do punktu, jednak każdego dnia trasę układałam właściwie na nowo, ponieważ codziennie spotykałam kogoś, kto „dorzucał swoje 5 groszy”. Miałam to szczęście, że na mojej drodze poznawałam fantastycznych ludzi, nie tylko motocyklistów. Każdy z nich opowiadał mi o miejscach w których był, podpowiadał, co warto odwiedzić i oceniał te punkty, które miałam zaznaczone na swojej mapie.
To jak ostatecznie wyglądała ta Twoja trasa?
Z Krakowa pojechałam do Suwałk, dalej Litwa, Łotwa (z noclegiem i zwiedzaniem Rygi), potem Estonia i zwiedzanie Talina. Promem dostałam się Helsinek i stamtąd dalej przemierzałam Finlandię. Trzymałam się głownie wschodniej strony, zjeżdżając malownicze trasy pomiędzy jeziorami. W samej Finlandii spędziłam 5 dni, głównie spałam pod namiotem na bezpłatnych campingach wyszukiwanych w mapach Googla pod nazwą Puskaparkit. Nie obyło się oczywiście bez odwiedzin u świętego Mikołaja w Rovaniemi i wielu spotkań z reniferami, które towarzyszyły mi na drodze właściwie na całej północy Skandynawii.
Finlandia ugościła mnie pięknym słońcem i cudownymi widokami, niestety po przekroczeniu magicznej granicy z Norwegią zaczęło padać. Gdy dojechałam na Nordkapp byłam zmuszona zatrzymać się w hotelu, żeby wysuszyć wszystkie rzeczy. I taka deszczowa pogoda towarzyszyła mi właściwie przez cały pobyt w tym kraju. Po Nordkapp powoli zmierzałam zachodnią częścią Norwegii w dół kraju, przejeżdżając między innymi przez most atlantycki. Jechałam głównie trasami scenicznymi, których w Norwegii jest cała masa. Wyczekiwałam chwili, kiedy dotrę na Lofoty – tu niestety bez niespodzianek, deszczowe chmury już tam na mnie czekały. Jednak na końcu drogi, kiedy wjechałam do miejscowości o bardzo krótkiej nazwie „Å” (czytane jako „O”), wyszło przepiękne słońce i spowodowało, że zapamiętam to miejsce na zawsze. Magia! W Norwegii miałam zaledwie kilka dni w pełnym słońcu – z tym, że właściwie w najważniejszych dla mnie momentach. Trasy sceniczne na Lofotach, drogi Trollstigen, Ørnevegen, Sognefjellet, Tindevegen, południowe trasy sceniczne Fv44 i Fv33, które zachwycały na każdym kilometrze i odpłaciły mi za te wszystkie deszczowe chwile. Wymieniłam niektóre z tras, jakie tam przemierzyłam – bo te na długo zapadną mi w pamięci. Tym bardziej, że nocowałam wtedy głównie pod namiotem i poranna kawa, w tak pięknych okolicznościach przyrody, smakowała wyjątkowo! Ostatnim miejscem, jakie odwiedziłam w Norwegii, było Oslo i stamtąd kierowałam się przez Szwecję do Danii. Zawsze chciałam przejechać Øresundsbron – most nad Sundem.
I jak wrażenia? W Danii pogoda bardziej dopisywała?
Niezapomniane wrażenie, kiedy jedziesz drogą i nagle wjeżdżasz na morze (właściwie cieśninę Sund). Wieje i lekko buja, a pod Tobą i nad Tobą wielki błękit. Tego dnia miałam bezchmurne niebo i błękit wody dosłownie zlewał się z błękitem nieba. Przez całą Danię, którą przejechałam właściwie dookoła, towarzyszyło mi piękne słońce. Od Kopenhagi po północno-wschodnie wybrzeże do północno-zachodniego i potem wzdłuż zachodniego wybrzeża, tam wszystkie te widoki działały na mnie kojąco. Krajobraz zupełnie inny – nie tak spektakularny jak w Norwegii, ale pełen spokoju. Prosto z Danii kierowałam się do Görlitz i stamtąd na Podkarpacie, aż w końcu dotarłam do domu. W ciągu 26 dni zrobiłam dokładnie 11070 km, czyli średnio 426 km na dzień, choć bywały dni, kiedy zrobiłam niecałe 200 km, a czasem ponad 600 km. Najwięcej jednego dnia zrobiłam ponad 1270 km, ale to już na powrocie, kiedy mogłam podkręcić manetkę powyżej 80km/h (bo w całej Skandynawii są spore ograniczenia prędkości i wysokie mandaty, więc wolałam nie szaleć).
Ten motocykl spełnia Twoje oczekiwania, jeżeli chodzi o pakowność i wygodę?
Na trasie spotykałam wielu motocyklistów, zdecydowaną większość jednak na GS-ach. Rzadko spotykałam „harleyowców”, choć się trafiali (jak już się zobaczyliśmy na trasie, to się na siebie nie mogliśmy napatrzeć!). Wszyscy, ale to dosłownie wszyscy, spotkani ludzie byli bardzo życzliwi i z wielkim niedowierzaniem patrzyli na mnie, samotnie podróżującą kobietę na tak dużym motocyklu. Jeden z przypadkowo spotkanych motocyklistów z Izraela krzyczał do mnie z daleka: „nie wierzę, jak to możliwe?!”, bo pierwszy raz widział kobietę na H-D Street Glide na takiej trasie. Czasem czułam się jak atrakcja turystyczna, bo wielu z nich robiło sobie ze mną zdjęcia, aby pokazać znajomym, bo przecież nie uwierzą (śmiech). Padały pytania: Jak sobie radzisz? Nie jest za ciężki? Jak nim skręcasz? Przecież tu masa serpentyn…
No właśnie, też jestem ciekawa – opowiesz?
Na początku nie było łatwo. Na bardzo ciasnych zjazdach, przy pełnym załadunku – tym motocyklem zjeżdżało się jak TIR-em. W życiu nie pomyślałabym, że uda mi się to wszystko, co potrzebuję, zapakować na motocykl – to była zabawa jak w Tetris (śmiech). Po zapakowaniu się i z tymi wszystkimi gratami, zmienił mi się punkt ciężkości i musiałam nauczyć się motocykla na nowo. Ale po kilku zakrętach przywykłam do cięższej masy i już na to nie zwracałam uwagi.
Przed wyjazdem zrobiłam pełny przegląd, wymieniłam wszystkie płyny, filtry, sprawdziłam tarcze, klocki, wymieniłam opony. Motocykl był przygotowany na zrobienie zaplanowanych 12 500 km. Niestety z uwagi na pogodę musiałam zrezygnować z kilku miejsc – dokładnie z Preikestolen, Lysebotn i Sztokholmu (koniecznie będę tam musiała wrócić, może tym razem pogoda dopisze). Odwiedzając Bergen zrobiłam też szybki przegląd motocykla w serwisie Harley’a, żeby się upewnić, czy wszystko jest OK i mogę jechać dalej. Po kolejnych 3000 km zaświeciła się kontrolka oleju, ale zrobiłam dolewkę i pomogło. Moja „Hrabina” nie zawiodła mnie ani razu, jednak dwukrotnie motocykl leżał. I to dwukrotnie na Lofotach. Pierwszy raz, jak mościłam się przed znakiem z oznaczeniem miejscowości „Å” do zdjęcia – na uskoku drogi „zabrakło mi nogi” i poleciałam na bok. W tym przypadku pomogli mi dwaj panowie. Jeden z nich miał właśnie zrobić mi zdjęcie, a drugi się zatrzymał samochodem, z dumą wykrzykując: „Czy ktoś tu właśnie potrzebuje mojej pomocy?” (śmiech). Za drugim razem motocykl przewrócił mi się na campingu przy plaży. Mocno wiało tej nocy, a on stał na lekkim wzniesieniu, przykryty pokrowcem, który zadziałał jak żagiel i pociągnął motocykl na bok (zawiało od strony podpierającej go nóżki). 1:20 w nocy, pada, wieje…wszyscy śpią a motocykl wyje. Włączył się alarm i mnie obudził – jak zobaczyłam „białą krowę”, leżącą na boku, a wokoło nikogo nie ma (bo jest środek nocy), to musiałam poradzić sobie sama…. I poradziłam! Postawiłam motocykl i przeparkowałam w bezpieczniejsze miejsce. Każda z chwil spędzonych na motocyklu, sporo uczy.
Agnieszka Meder
Jadąc do Skandynawii obawiałam się wielu rzeczy, najbardziej chyba samotnych nocy, spędzonych pod namiotem. Jednak zawsze czułam się tam bezpiecznie. Nie miałam ani jednej sytuacji, w której czułabym się zagrożona. Wręcz przeciwnie – miałam poczucie, że nawet jeśli coś się stanie, to zawsze znajdzie się osoba chętna do pomocy.
To co teraz, z listy wymarzonych kierunków, masz jeszcze w planie?
Przede mną jeszcze kilka tras do zrobienia. Pierwszą planuję na przyszły rok, a będzie to: Polska, Niemcy, Szwajcaria, Francja, Hiszpania, Portugalia, ponownie Hiszpania i Francja, Włochy, Austria, Czechy i znowu Polska. W grudniu 2023 planuję Nową Zelandię, ale tu już ze wsparciem firmy, która organizuje takie wyjazdy. W głowie mam także: Anglię, Irlandię, Szkocję, wyspy Owcze i Islandię. Jednak do tej ostatniej wyprawy muszę dobrze się przygotować, bo warunki pogodowe będą zdecydowanie gorsze niż te z Norwegii. Dodatkowym wyzwaniem jest to, że w Islandii większość dróg widokowych to szutry.
Lubię podróżować po miejscach bardziej odludnych, dzikich, ale nie na całej zaplanowanej trasie. Potrzebuję co kilka dni zajechać do cywilizacji, czasem wyspać się w wygodnym łóżku i zjeść coś dobrego w restauracji. Lubię spróbować wszystkiego co nowe, sprawdzić, czy mi to odpowiada i wrócić do tego, co mi się podobało. Zawsze kieruję się dewizą „If You never try, You’ll never know!”. Bardzo chciałabym, aby było takich kobiet, jeżdżących na motocyklu, coraz więcej. Póki co, rola kobiety na motocyklu sprowadza się często do „plecaka”. Mam świadomość, że część z nich tak chce i lubi – to jest OK. Sporo jednak obawia się podjąć rękawicę, bo nie wie, czy sobie poradzi. Ja też nie wiedziałam. Dziś już wiem, że mogę, potrafię i sprawia mi to ogromną frajdę!
Patrząc z perspektywy czasu – co zmieniło się Twoim życiu, odkąd zostałaś motocyklistką? Warto było podjąć te wyzwanie samotnego podróżowania motocyklem?
Zdecydowanie tak! Przede wszystkim przełamałam kilka barier w samej sobie. Po pierwsze, czy nie będę się czuła samotnie – tu wyzwaniem było polubienie spędzania czasu ze swoimi myślami i brakiem możliwości podzielenia się od razu wrażeniami. Okazuje się, że jest to bardzo oczyszczające. Miałam mnóstwo chwil na przemyślenie wielu spraw, a na to w codziennym życiu i wiecznym pędzie zwyczajnie nie ma się czasu. Po drugie, czy sobie poradzę. Zawsze jadąc z kimś ma się ten bufor bezpieczeństwa. Tu trzeba radzić sobie samemu, załatwić i zorganizować wszystko. Masz tylko dwie ręce i jedną głowę, nie ma nikogo obok, kto zrobi coś za ciebie. I ostatnia, trzeba się też dogadać się w obcym języku. Bariera językowa, jaką miałam na początku, była dla mnie sporym problemem. Dziś wiem, że to siedziało tylko w mojej głowie. Trzeba się przełamać i mówić. Samotna jazda daje mi ogromną swobodę w podejmowaniu decyzji. Chcę tu zostać to zostaję, chcę jechać dalej – jadę, a jak nie mam dobrego dnia na kolejne kilometry, to zmieniam trasę. Nic nie muszę. Robię to, co chcę. A to bardzo lubię!
Harley Davidson Street Glide
Kiedy wyjeżdżałam, nie czułam, że robię coś wielkiego. Ot, kolejna wycieczka… Po powrocie, kiedy zaczęłam rozmawiać z innymi osobami jeżdżącymi na motocyklu – zarówno z kobietami jak i mężczyznami, uświadomiłam sobie, że jednak faktycznie było to coś wielkiego. Słyszałam, że jestem szalona, odważna, ale też, że inspiruję. I może faktycznie będę inspiracją dla innych osób, żeby spełniały swoje motocyklowe marzenia.
Kierowcy od momentu ogłoszenia przetargu czekali na ten moment 7 lat. Czy rzeczywiście dziś pojadą już nowym odcinkiem pierwsi kierowcy?
S7 Warszawa-Lotnisko – Lesznowola – kiedy koniec prac?
Uciążliwe prace porządkowe są już na końcowym etapie i fragment trasy S7, wiodący w okolicach ulicy Postępu niewykluczone, że zostanie otwarty w ciągu najbliższych godzin lub dni. Do tego czasu droga powinna uzyskać odbiór techniczny.
Na zakończenie prac czekają nie tylko urzędnicy, obecny wykonawca (poprzedni, firma Rubau, zobowiązała się pierwotnie do oddania drogi w marcu zeszłego roku), ale też wszyscy kierowcy, którzy na co dzień będą mogli korzystać z głównej drogi wyjazdowej ze stolicy w kierunku Grójca – ułatwi to znacznie pokonanie także trasy do domu mieszkańcom pracującym w Warszawie, a dojeżdżającym do takich okolic aglomeracji jak: Zamienie, Lesznowola, Magdalenka, Wilcza góra. Zyskają też lokalni kierowcy – zjeżdżając na węźle Zamienie do ul. Karczunkowskiej unikną wjazdu na zwykle zakorkowany, ursynowski odcinek ul. Puławskiej.
Urząd wojewody mazowieckiego potwierdza wydanie pozwolenia na oddanie tej trasy do użytku w dniu 26 sierpnia. Także zastępca wójta Lesznowoli Mirosław Wilusz informował o dzisiejszym otwarciu trasy.
W dniu dzisiejszym w godzinach popołudniowych planowane jest uruchomienie południowego wylotu z Warszawy drogi ekspresowej S7 od węzła Lotnisko na Południowej Obwodnicy Warszawy do węzła Lesznowola – napisał na Facebooku Mirosław Wilusz, zastępca wójta gminy Lesznowola.
Z wypowiedzi Małgorzaty Tarnowskiej z GDDKiA dla Rzeczpospolitej dowiadujemy się, że obecnie odbywają się odbiory Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego i mają być zakończone wydaniem decyzji o pozwoleniu na użytkowanie drogi. Aby jednak kierowcy pojechali nowym odcinkiem konieczna jest weryfikacja dokumentacji oraz sfinalizowanie kolejnych odbiorów technicznych, a to niestety zwykle dość długa procedura.
Zarówno mieszkańcy Warszawy, czyli ruch lokalny, ale i podmiejski, zyska na otwarciu w pełni Południowej Obwodnicy Warszawy, gdy zakończy się ona przy oddanej już obwodnicy Grójca.
Niestety jednak to nie koniec prac na opisywanym przez nas odcinku. Nadal trwa budowa na środkowym pasie S7-ki, fragmencie biegnącym z Lesznowoli do Tarczyna – węzła Tarczyn Północ. Oddanie gotowego odcinka drogi ekspresowej jest planowane jeszcze na jesieni tego roku, jednak wszystko na to wskazuje, że termin ten nie zostanie dotrzymany.
Auta elektryczne dla dzieci to hit ostatnich sezonów. Oprócz tego, że jest to modny gadżet, jest to także zabawka umożliwiająca małemu człowiekowi zapoznanie się z działaniem samochodu i wyrobienie dobrych nawyków, które być może zaprocentują w przyszłości.
Na rynku „elektryków” jest sporo. Co więc wybrać? Jaki jest najlepszy samochód elektryczny dla dziecka? I czy to w ogóle dobry pomysł? To na pewno dobra alternatywa dla quadów, które są bardzo częstymi prezentami na urodziny lub pierwsze komunie, ale przy tym są dość niebezpieczne. Samochody elektryczne dla dzieci pomogą skoordynować postawę za kierownicą, a także pozwolą na nauczenie się np. ciekawostek na temat pracy akumulatora.
Pamiętamy jednocześnie, że przy okazji zarówno zakupu, jak i późniejszej jazdy dziecka autem elektrycznym, warto poruszyć przy kwestie bezpieczeństwa na drodze. Mogą pomóc w tym edukacyjne filmiki dla dzieci o bezpieczeństwie podczas podróży samochodem i na drodze, przygotowane przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, które można obejrzeć tu.
Zielony Moskwicz na pedały, czyli zabawka ze Związku Radzieckiego sprzed 20-30 lat – czy ktoś to jeszcze pamięta? Dość siermiężna konstrukcja i słaba jakość, którą trudno w ogóle porównywać do dzisiejszych moto-zabawek dla dzieci. Dziś jest inaczej. Elektryczny samochodzik to frajda, doskonała zabawa i nauka. Warto pomyśleć o nim w kontekście prezentu na ważną okazję. Na rynku pojawiło się mnóstwo wariantów aut elektrycznych dla dzieci, więc warto wiedzieć, jak wybrać ten pierwszy wymarzony pojazd, aby był bezpieczny.
Samochód elektryczny dla dziecka – czym się kierować?
Zasada 3 x w, czyli wiek, waga, wzrost
Rodzice, pragnący kupić swojemu dziecku samochód elektryczny, na pewno zastanawiają się, w jaki sposób dobrać odpowiedni model. Producent powinien podać na opakowaniu, do jakich małych kierowców skierowana jest zabawka, a więc kupujący z informacji dowie się, do jakiego wzrostu, wieku i wagi dziecka pasuje dany model samochodu elektrycznego.
Dobre dobranie samochodu do dziecka (nie na odwrót) to podstawa, bo auto za duże lub za ciężkie szybko może stać się dla młodego człowieka niebezpieczne. Jeśli rodzice wybierają autko, które może pojechać szybciej, muszą pamiętać, że w tym przypadku decyduje głownie wiek dziecka. Im starsze, tym lepiej skoordynuje wszystkie ruchy i zapanuje nad „maszyną”.
Jeśli w domu jest dwoje dzieci w podobnym wieku, można dla nich wybrać pojazd z dwoma siedzeniami. Wówczas będzie to fantastyczna zabawa, umożliwiająca zacieśnienie rodzinnych więzi.
Rodziców będą cieszyć pierwsze samodzielne czynności dziecka za kierownicą samochodu-zabawki.
Auta elektryczne dla dzieci – cena
Na hasło „auta elektryczne dla dzieci” we wszelkich serwisach ogłoszeniowych, takich jak allegro, olx, a nawet facebook, pojawia się mnóstwo wyników. Można wybierać spośród modeli nawiązujących do klasycznych limuzyn, samochodów terenowych czy kabrioletów rodem z ulic Los Angeles. Ceny są bardzo różne, ale fajne mini-autko można nabyć już za około 400-500 złotych. Górna granica właściwie nie istnieje. Wystarczy wspomnieć o Astonie Martinie DB5 Junior, który kosztuje 90 tys…. funtów, co przy obecnym przeliczniku wskazuje na kwotę pół miliona złotych.
Bez problemu znajdziemy samochody znanych marek, tj. jak Mercedes, BMW, Audi, czy Porsche, ale też kultowego Forda Mustanga, a nawet Teslę. Każdy z samochodów elektrycznych dla dzieci sygnowany oryginalna marką producenta, kosztu je powyżej 1500 złotych. Na rynku jednak funkcjonują tego typu auta z drugiej ręki, ale też nowe, sprowadzone z Chin. Warto zawsze sprawdzać wszystkie systemy, wpływające na bezpieczeństwo jazdy naszej pociechy.
Porsche 911 auto elektryczne dla dzieci
Samochód elektryczny dla dzieci 2 osobowy
Najczęściej spotykane są auta elektryczne dla dzieci dwuosobowe. Chodzi o bezpieczeństwo – im więcej pociech w pojeździe, tym większe ryzyko, że wydarzy się coś nieprzewidzianego. Zwykle do samochodziku wsiada tylko kierowca – takich aut, jak na zdjęciu Porsche 911 – jest najwięcej. Są przeznaczone tylko dla jednego dziecka.
Gdy jednak mamy rodzeństwo w podobnym wieku i nie stać nas na zafundowanie im odrębnych modeli, można zdecydować się na dwuosobowy samochodzik. Należy jednak zwrócić uwagę, aby na obu miejscach były zamontowane pasy bezpieczeństwa.
Auta elektryczne dla dzieci – modele
Mercedes AMG GTR – samochód elektryczny dla dzieci
Rodzice zwykle decydują się na markowe samochody, często takie, o jakich oni sami marzą. Taki jest z pewnością Mercedes AMG GTR, który można zakupić już 3-letniemu dziecku. Można nim sterować za pomocą pilota. Dziecko poradzi sobie z samodzielnym skręcaniem kierownicą i sterowaniem pedałem przyspieszenia i hamulca. Dodatkowym gadżetem jest możliwość włączenia muzyki z poziomu kokpitu. Maksymalne obciążenie auta to 25 kg. Ma funkcję wolnego startu, oświetlenie z przodu i z tyłu, klakson, wskaźnik naładowania baterii, regulację głośności audio, radio z bluetooth, gniazdo USB, pasy bezpieczeństwa dwupunktowe lub trzypunktowe i otwierane boczne drzwi. Samochodzik ma 4 biegi: do przodu wolny, szybki, najszybszy oraz wsteczny.
Cena: 700 złotych
Porsche 356 Speedster – spoglądając wstecz
To pojazd nawiązujący konstrukcją do legendarnego Porsche. Duże okrągłe światła, beżowe malowanie i stebnowana kanapa przenoszą małego kierowcę do lat 50. i 60. ubiegłego stulecia. Pojazd ma otwierane drzwi i cztery amortyzatory, 2 silniki (każdy o mocy 35 kW) oraz napęd na tył. Przeznaczony jest dla jednego użytkownika. Spodoba się z pewnością dziewczynkom, które lubią samochody i chciałby czuć się jak damy sprzed lat. Idealne zabawka, aby zrobić w niej sesję zdjęciową dziecka.
Cena: 399 złotych
Jeep Raptor – elektryczne auto terenowe
To model dla miłośników jazdy po muldach i w nierównym ternie. Spodoba się chłopcom, którzy już, jak najszybciej chcieliby zasiać za kierownicą prawdziwego samochodu. Jeep Raptor pozwoli jeździć po nierównej nawierzchni, po leśnych szlakach i po asfalcie. Zabawka ta przeznaczona jest dla dwójki dzieci. To naprawdę duży samochód, ale bardziej stabilny i bezpieczny. Dzięki dwóm silnikom, można pojechać znacznie szybciej niż w małych modelach elektrycznych samochodów osobowych. Jeep Raptor ma pasy bezpieczeństwa, ramę nawiązującą do realnej samochodowej konstrukcji oraz kratowaną „szybę”.
Cena: ok. 600 złotych.
Lamborghini – moc znanej marki
Prawdziwie dzikie auto! Dla dzieciaków, które kochają sportowe pojazdy, a resoraki przestały im wystarczać. I dla rodziców, którzy od zawsze marzyli o pojeździe z górnej półki. Mini-Lamborghini ma styl, klasę, nieodparty wdzięk i szałowy wygląd. Pod maską może nie aż tak imponująco, jak w prawdziwym modelu, ale wciąż ciekawie. Silniki pozwalają na jazdę płynną i dość szybką (jak na samochód elektryczny oczywiście). Wygodne siedzenie, pasy bezpieczeństwa, cztery biegi (dwa w przód, dwa w tył) oraz otwierane drzwi i oświetlenie, czynią z tej zabawki prawdziwy rarytas, który ucieszy każdego małego człowieka.
Cena: ok. 700 złotych.
Samochód elektryczny dla dzieci AudiR8 Spyder
To piękne i eleganckie auto rodem z ulic wielkich miast. Biały samochód, z komfortowym siedzeniem i ruchomymi lusterkami, ma nowoczesną, ale łagodną linię. Jest to także dobry pojazd treningowy, dzięki któremu można nabierać wprawy w prowadzeniu samochodu.
Cena: ok. 650 złotych.
Porsche 550 Spyder – samochód dla małego Jamesa Bonda
Porsche 550 Spyder, pojazd, którym poruszał się agent 007, to już legenda. Teraz każde małe dziecko, jeszcze zanim dowie się o przygodach słynnego agenta Jej Królewskiej Mości, ma szansę zasiąść za kierownicą mniejszej wersji jego ulubionego samochodu. Klasyczne kształty, dopracowane detale, dwa silniki i napęd na tył, a do tego deska rozdzielcza do złudzenia przypominająca tę w rzeczywistym modelu. Nic dodać, nic ująć. Pójść i kupić.
Cena: ok. 800 złotych.
Wszystkie wymienione pojazdy mają ekologiczne elektryczne zasilanie oraz są wyposażone w pilota zdalnego sterowania, dzięki któremu rodzic w każdej chwili może zatrzymać swoją pociechę i uniemożliwić jej dalszą jazdę.
Samochód policyjny na akumulator dla dzieci
Niektóre dzieci z pewnością ucieszy mały radiowóz czy wóz strażacki. Ten pierwszy ma silną reprezentację wśród małych samochodów elektrycznych dla dzieci. Można się zdecydować na amerykańskiego SUV-a, auto terenowe, czy mocną pościgówkę. W zależności od możliwości finansowych rodziców i wieku dziecka, warto wybrać markowy radiowóz. Takie modele, jak poniższa replika słynnego pickupa Forda Raptora w wydaniu policyjnym, ma nie tylko mocne oświetlenie, spore koła, ale także megafon, który uatrakcyjni zabawę.
Radiowóz elektryczny dla dzieci Ford
Cena: od 1800 zł
Policyjny SUV Forda również wzbudzi respekt w ogrodzie i pod garażem.
samochód elektryczny policyjny dla dzeci
Cena: od 870 zł
Auta elektryczne dla dzieci – co warto wiedzieć?
Rodzic zastanawiający się nad zakupem takiego autka powinien zapoznać się z następującymi informacjami:
elektryczny samochód dla dziecka rozpędza się do nawet 7 km/h (zwłaszcza większe modele),
mały kierowca zawsze musi mieć zapięte pasy bezpieczeństwa,
elektryczny samochód – zabawka nie może jeździć po ulicy; w każdej sytuacji trzeba dziecka pilnować i wyznaczyć bezpieczną przestrzeń do zabawy,
rodzic lub opiekun dziecka zawsze musi mieć pod ręką pilota zdalnego sterowania, aby w razie konieczności, natychmiast zatrzymać samochód,
trzeba zapoznać się z instrukcją obsługi, którą dołącza do produktu producent – tam opisany jest sposób i czas ładowania oraz konserwowanie samochodu.
zabawki nie należy używać w ruchu ulicznym! Miejsca przeznaczone do jazd to suche, utwardzone i płaskie powierzchnie.
Koła do samochodu elektrycznego dla dzieci– wymiana
Koła do aut elektrycznych dla dzieci są wymienialne. W przypadku droższych pojazdów potrafią kosztować nawet po 90 zł za sztukę. Tańsze auta mają koła wykonane z tworzyw, a felgi z plastiku, więc można kupić pojedyncze koło do 50 złotych.
Na koła warto zwracać uwagę także dlatego, że „wypaczone” lub przebite mogą powodować ściąganie na jedną stronę pojazdu i dawać dziecku mylne wyobrażenie o sterowaniu pojazdem.
Zabierając psa na przejażdżkę samochodem musimy przestrzegać pewnych zasad. Przewożenie psa w samochodzie musi być bezpieczne dla samego psa, jak i innych osób. Często można spotkać się z sytuacją, gdy widzimy jak pies „luzem” porusza się wewnątrz auta. Jednak taka sytuacja nie do końca jest legalna. Jeśli ludzie muszą mieć zapięte pasy, to pies również powinien być w ten czy inny sposób zabezpieczony, aby podczas mocnego hamowania czy wypadku nie wypaść przez szybę.
Można też się spotkać z sytuacją, w której pasażer trzyma psa na kolanach. Ciekawe, co taka osoba zrobi, kiedy dojdzie do wypadku – utrzyma psa? Wątpię… Dlatego przewożąc psa w samochodzie powinniśmy zachować zdrowy rozsądek i pomyśleć o konsekwencjach ulubionego sposobu przewożenia psa. Tu wchodzą także w grę kwestie moralne. Natomiast, co na ten temat mówią na temat przewożenie psa w samochodzie – przepisy? Sprawdźmy!
W kwestii przewożenia psa w aucie prawo nie mówi nam dokładnie jak to powinno wyglądać. Przeglądając ustawę o Ruchu drogowym, w której powinny być zawarte szczegóły dotyczące transportowania pupila, niestety nic w niej nie znajdziemy. Co prawda istnieją pewne informacje o przewożenie psa w samochodzie – przepisy jednak nie odnoszą się jednoznacznie do tej sytuacji. Jeśli w ustawie o Ruchu drogowym nie znajdziemy jednoznacznych zasad, to może w ustawie o ochronie zwierząt coś znajdziemy? Niestety tutaj też spotka nas rozczarowanie, ponieważ w niej również nie ma przepisów bezpośrednio odnoszących się do transportowania psa w samochodzie. Wychodzi więc na to, że w zasadzie możemy przewozić psa w samochodzie w taki sposób jaki nam się żywnie podoba. Ale tak nie jest.
Przewożenie psa w samochodzie – przepisy
Za nieprawidłowe przewożenie psa w samochodzie możemy zostać srogo ukarani przez policjantów. Na jakiej podstawie? Mianowicie, na podstawie tych artykułów, które w sposób niejednoznaczny odnoszą się do przewożenia psa w aucie. W ustawie o Ruchu drogowym znajdziemy dwa artykuły, które odnoszą się do tego oraz w ustawie o ochronie zwierząt jest jeden artykuł, który również niejednoznacznie odnosi się do przewozu pupila w samochodzie.
W ustawie o Ruchu drogowym znajduje się artykuł 60, który brzmi:
“Zabrania się używania pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu osoby znajdującej się w pojeździe lub poza nim.”
oraz art. 61 ust. 2 pkt 3 i 4 oraz ust. 3, które brzmią:
“Ładunek na pojeździe umieszcza się w taki sposób, aby nie utrudniał kierowania pojazdem (…) nie ograniczał widoczności drogi. Ładunek umieszczony na pojeździe powinien być zabezpieczony przed zmianą położenia lub wywoływaniem nadmiernego hałasu.”
Na podstawie między innymi tych przepisów możemy otrzymać mandat w wysokości od 20 do 3000 złotych.
Z kolei w ustawie o ochronie zwierząt znajdziemy artykuł 6 ust.2, który mówi, że:
“Przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w szczególności transport zwierząt, (…) w sposób powodujący ich zbędne cierpienie i stres.”
Jeśli naruszymy ten przepis, to możemy otrzymać karę pozbawienia wolności do dwóch lat.
Jak legalnie przewozić psa?
Jak wspominałam wyżej, w ustawach nie ma jasno wyjaśnione jak powinno wyglądać przewożenie psa w samochodzie – przepisy regulujące tę czynność są nieoczywiste. Jednak, na podstawie między innymi tych artykułów można wywnioskować jak mniej więcej powinniśmy podróżować z psem w aucie. Przepis, który podaje konkretną informację jak nie przewozić psa to artykuł 61. Dzięki niemu wiemy, że pies nie może ograniczać widoczności drogi, tak więc można stwierdzić, że pies nie powinien znajdować się na kolanach kierowcy. Natomiast co z resztą zasad?
W przypadku artykułu 60, który znajduje się w ustawie o Ruchu drogowym można dojść do wniosku, że pies nie powinien biegać luzem po wnętrzu auta. Pies puszczony luzem może w każdej chwili wskoczyć na kierowcę lub pod jego nogi, co może spowodować wypadek, ponieważ takie zachowanie może dekoncentrować kierowcę. Wówczas można powiedzieć, że prowadzimy pojazd w sposób zagrażający bezpieczeństwu innym uczestnikom ruchu.
Z kolei artykuł z ustawy o ochronie zwierząt może zostać zinterpretowany, że jeśli nie zabezpieczymy psa, np. za pomocą specjalnych pasów, to narażamy go na cierpienie i stres. Podczas ostrego hamowania pies może spadać z fotela, co może powodować jego dyskomfort i stres. Natomiast, podczas zderzenia psa nie będzie nic chroniło, przez co może on doznać poważnych urazów, a nawet stracić życie. Takie zachowanie może być traktowane już jako świadome narażanie psa na cierpienie, ponieważ wiemy jakie skutki może nieść ze sobą brak zapiętych pasów podczas zderzenia.
A co z osobami, które nie są tego świadome? Nie wiem. Dlatego karę za złamanie tego przepisu stosuje się bardzo rzadko, a jak już funkcjonariusze uznają, że zostały naruszone te zasady, to muszą to być bardzo skrajne sytuacje. Nie sądzę, że gdybyśmy przewozili psa na tylnej kanapie bez zabezpieczenia go, to byśmy otrzymali karę pozbawienia wolności. Raczej skończyłoby się na pouczeniu lub mandacie. Zatem uporządkujmy tą wiedzę i spójrzmy jakich zasad się trzymać podczas przewożenia psa w samochodzie.
1. Zabezpiecz psa podczas podróży samochodem
Najważniejszą rzeczą jest zabezpieczenie psa na czas podróży. Puszczając psa luzem narażamy go na niebezpieczeństwo, jeśli dojdzie do ostrego hamowania oraz wypadu. Ponadto pies może poruszać się po wnętrzu auta i rozpraszać kierowcę. Dlatego lepiej jest wydać kilkadziesiąt lub kilkaset złotych na zabezpieczenie, które uniemożliwia psiakowi swobodne poruszanie się po samochodzie. W tym celu możemy zakupić:
specjalne szelki i pasy, którymi zapina się psa,
fotelik dla psa,
transporter,
klatkę,
kratę, która oddziela bagażnik od reszty wnętrza pojazdu
Jak widać wybór jest spory, więc każdy powinien znaleźć coś dla siebie. To, które rozwiązanie wybierzemy zależy od naszych preferencji, rodzaju psa, samochodu i naszego budżetu.
2. Nie trzymaj psa na kolanach
Przewożenie psa na kolanach pasażera, a tym bardziej na kolanach kierowcy może prowadzić do niebezpiecznych sytuacji. Jeśli jesteśmy kierowcą i pies siedzi na naszych kolanach, to może on nas dekoncentrować, wskoczyć łapami na kierownice lub pod nią, przez co możemy stracić kontrolę nad pojazdem. Natomiast, jeśli jesteśmy pasażerem, to pies może przeskoczyć z naszych kolan na kierowcę lub go zaczepiać, co ponownie prowadzi do dekoncentracji kierowcy.
Ponadto, podczas wypadku nic nie chroni naszego psiaka, więc może on wylecieć przez przednią szybę lub poduszka powietrzna może mu zrobić krzywdę. Nawet, jeśli pies będzie umieszczony na kolanach, ale w transporterze, to nie jest on bezpieczny. W trakcie zderzenia nie utrzymamy transportera i może on wylecieć przez szybę. Dlatego najlepiej transporter z psem zabezpieczyć na osobnym fotelu i zabezpieczyć pasami.
3. Nie karm psa tuż przed podróżą
Jeśli podamy psu jedzenie kilka minut przed wyjazdem, to cały jego posiłek może zwrócić się na tapicerkę samochodu. Jazda samochodem nie jest komfortowa dla każdego psa, dlatego lepiej wstrzymać się od podawania karmy chwilę przed podróżą. Ewentualnie, jeśli pies bardzo długo nie jadł, to lepiej podać mu posiłek, ale zmniejszyć jego ilość i w miarę możliwości podać psu coś lekkostrawnego. W zasadzie, po podaniu psu jedzenia najlepiej odczekać co najmniej godzinę, aby pokarm się przyjął. Warto też wyposażyć się w środki na chorobę lokomocyjną, jeśli nasz psiak nie najlepiej znosi podróże. Przydatna może okazać się również mata, która zabezpieczy tapicerkę przed ewentualnymi zabrudzeniami.
4. Nie otwieraj szeroko okien
Kiedy szyba jest maksymalnie opuszczona, to pies może przez nią wyskoczyć. Niekoniecznie może pomóc zabezpieczenie psa pasami, ponieważ pies może wyskoczyć i zawisnąć na nich. W dodatku, kiedy otwierając szeroko okna narażamy psiaka na przeziębienie uszu. Ponadto psiaki uwielbiają wychylać głowę przez okno, więc jeśli spuścimy szybę, to pupil może skorzystać z okazji i wychylić głowę, czego się nie zaleca. Dlaczego? Mianowicie, pies wychylając głowę przez okno narażony jest na pył i kamienie, które wylatują spod kół samochodów z dużą prędkością. Jeśli taki kamień trafi w oko pupila lub jego nos, to może mu zrobić poważną krzywdę.
Jednak, jeśli chcemy, aby pies poczuł wiatr w sierści, to wybierzmy spokojniejszą drogę, gdzie możemy jechać wolniej i przed nami nie będzie żadnego pojazdu, spod którego mogłyby wylecieć kamienie i zranić naszego psiaka.
5. Nie zostawiaj psa samego w zamkniętym samochodzie
Ciągle zdarzają się osoby, które myślą, że pozostawienie psa samego w aucie jest dobrym rozwiązaniem. Nie powinniśmy tego robić, kiedy jest zimno, a tym bardziej kiedy jest ciepło. Sytuacja robi się bardzo niebezpieczna szczególnie latem, kiedy samochód nagrzewa się do bardzo wysokich temperatur, a zostawienie uchylonej szyby w zasadzie nic nie pomaga w ochłodzeniu wnętrza.
Człowiek ma problem, aby wytrzymać w takim samochodzie kilka minut, a psy ze względu na swoja sierść i gorszą zdolność do termoregulacji znoszą takie warunki jeszcze gorzej. Pozostawiając psa w zamkniętym samochodzie narażamy go na przegrzanie i udar cieplny. W dodatku pies może się czegoś wystraszyć i zniszczyć tapicerkę, a nawet zakrztusić się jakimś elementem. Dlatego powinniśmy o tym pamiętać i nie zostawiać psa samego w samochodzie – nawet na chwilę. Natomiast, jeśli widzimy, że ktoś zostawił psa w aucie, to zareagujemy.
Czy grozi nam coś za wybicie szyby w aucie, kiedy pies jest zamknięty w środku?
Jeśli zauważymy pozostawionego psa w samochodzie to reagujemy natychmiast. Za wybicie szyby w takiej sytuacji nic nam nie grozi, ale na wszelki wypadek warto zabezpieczyć się nagraniem. Wystarczy, że nagramy cierpiącego psa i moment wybicia szyby. Natomiast, jeśli widzimy, że z psem jest wszystko w porządku i nie widzimy potrzeby wybicia szyby, to idźmy szybko poszukać właściciela psa, albo zostańmy przy aucie i obserwujmy zachowanie psa. Jeśli zauważmy, że oddech psa staje się nieregularny i płytki, następuje silne ślinienie, dziąsła i język ciemnieją, to jak najszybciej ratujmy psa.
Są sytuacje, gdy jest konieczne przewożenie psa w samochodzie – przepisy nie regulują tego w sposób właściwy, ale my sami musimy zadbać o bezpieczną podróż z pupilem. Może to być fajną przygodą dla nas, jak i dla naszego czworonożnego przyjaciela. Jednak musimy pamiętać o przestrzeganiu kilku zasad, aby wycieczka była również bezpieczna i legalna. W zasadzie najważniejsze jest zabezpieczenie psa podczas jazdy. Zrobienie tej jednej czynności jest już kluczem do sukcesu, ponieważ zwiększymy bezpieczeństwo psa podczas jazdy i unikniemy mandatu. Ale niestety nadal są osoby, które nie są świadome jak kluczowe jest zabezpieczenie psa.
Przecież my jako ludzie musimy zapinać pasy, aby być bezpieczni w samochodzie, to dlaczego w przypadku psów ta czynność nie jest tak popularna? Psy nie mają supermocy, która pozwoli zostać im na miejscu podczas zderzenia. Nie są też wykonane z gumy, że się odbiją i nic im się nie stanie. Dlatego pamiętajmy o zabezpieczaniu naszych psiaków, ponieważ w ten sposób pokazujemy, że dbamy o ich zdrowie. Bo choć wydaje się prozaiczną czynnością przewożenie psa w samochodzie – przepisy to w miarę jasno regulują.
Sprawdzenie VIN jest ważne podczas zmiany właściciela auta, szczególnie przy zakupie używanego samochodu z niesprawdzonego źródła. Numer VIN, czyli vehicle identification number, to unikalny ciąg cyfr, który znajduje się między innymi w dowodzie rejestracyjnym pojazdu, na tabliczce znamionowej, stopniach wejściowych po stronie kierowcy lub pierwszych drzwiach (po ich wewnętrznej stronie).
Numer identyfikacyjny pojazdu pozwala poznać jego historię i daje dostęp do informacji na temat istotnych działań, które były związane z autem, na przykład odczytów przebiegów czy wyrejestrowania.
Z punktu widzenia kupującego dekoder VIN autoDNA jest bardzo przydatnym narzędziem. Uczciwy sprzedawca nie zawsze zna pełną historię pojazdu, a nieuczciwy – będzie próbować ukryć niewygodne szczegóły. Dlatego nawet jeśli sprzedający ma dobre intencje, zakup auta używanego rzadko jest wolny od ryzyka. Sprawdzenie VIN pozwoli uchronić się przed zakupem pojazdu:
w złym stanie technicznym, wymagającego kosztownych napraw,
przeznaczonego do złomowania,
kradzionego,
po modyfikacjach (np. z cofniętym licznikiem)
o innym przeznaczeniu niż deklarowane (np. było używane jako taxi, a kupujący nie jest o tym informowany).
Jeśli zdecydujesz się kupić raport, znajdziesz w nim podstawowe dane, które pozwolą Ci już na wstępie odsiać każdy ryzykowny egzemplarz. Raport odpowiada na najczęściej zadawane pytania – jest przejrzystym graficznie, czytelnym już na pierwszy rzut oka sprawozdaniem z cyklu życia pojazdu. Aby poznać przeszłość auta, wystarczy zatem jedynie numer VIN.
Dodatkowo ostatnia zmiana wyglądu raportów historii pojazdu od auto DNA spowodowała, że teraz zyskujesz większą przejrzystość i dostęp do nowych sekcji i udogodnień, takich jak Centrum Powiadomień czy QR kod.
Czego dowiemy się poprzez sprawdzenie VIN?
Sprawdzenie historii pojazdu po numerze VIN pozwoli oddzielić auta dobrej jakości od tzw. lemon cars (auta z wadami, ukrytą, powypadkową przeszłością). Zamawiając raport VIN od autoDNA, możesz zweryfikować dane – te podstawowe i bardziej techniczne – jeszcze przed zakupem auta. Sprawdzisz np.:
rok produkcji,
rok modelowy,
kraj pochodzenia,
przebieg,
akcje serwisowe
numer nadwozia,
wyposażenie pojazdu fabrycznie przeznaczone dla danego modelu.
Dzięki temu dowiesz się także, czy pojazd nie jest kradziony lub wyłączony z eksploatacji. Możesz uniknąć zakupu auta z powypadkową przeszłością i nie trafić na minę. Używane auta, a zwłaszcza te sprowadzane, zawsze niosą ze sobą pewne ryzyko. Sprawdzenie historii samochodu pozwala je ograniczyć do minimum.
Jak sprawdzić VIN pojazdu? Skorzystaj z wiarygodnego źródła – autoDNA
Jeśli kupujesz auto używane od znajomego w Polsce, a on opowie Ci o nim wszystko, co wie, sytuacja jest bardzo korzystna. Niestety nie zawsze aktualny właściciel zna pełną historię samochodu. Dlatego nawet wtedy zakup wiąże się z ryzykiem.
Aby sprawdzić, czy używane auto nie jest przypadkiem „samochodem pułapką”, możesz między innymi skorzystać z rządowej bazy danych CEPiK albo CEPiK 2.0 (w drugim przypadku możesz sprawdzić przeszłość zagranicznego pojazdu niezarejestrowanego w Polsce, jednak należy wtedy skorzystać z Profilu Zaufanego). Aby uzyskać pełną informację o pojeździe i poznać jego szczegółową historię, warto jednak postawić na komercyjną usługę, taką jak autoDNA.
Sprawdzając VIN, od razu i za darmo zapoznasz się z zakresem dostępnych informacji dla konkretnego numeru, zobaczysz np., w których sekcjach raportu są interesujące Cię fakty czy zdjęcia. Następnie na tej podstawie zamawiasz raport.
Dlaczego warto zamówić raport historii pojazdu od autoDNA? Ponieważ firma posiada dane o pojazdach pochodzących z ponad 20 krajów europejskich, USA i Kanady, z więcej niż 50 000 różnych instytucji świadczących usługi w sektorze motoryzacyjnym!
Co więcej, od 1 lipca 2022 r. na raporty historii pojazdu obowiązuje promocja. Oznacza to w praktyce, że za całościowe sprawdzenie auta według numeru VIN zapłacisz jedną równą kwotę, niezależnie od tego, ile raportów będzie dostępnych w ofercie autoDNA.
Bentley Flying Spur Mulliner Blackline pozostaje elegancki, lecz – przez dodanie czarnych elementów – nabrał nieco mroczniejszego charakteru. Został zaprezentowany podczas prestiżowego tygodnia samochodowego Monterey Car Week w Kalifornii. Specyfikacja Blackline została wprowadzona dla tego modelu wraz z rosnącym zainteresowaniem klientów modelem Bentley Continental GT Mulliner w wersji Blackline. To niemal jedna piąta obecnych zamówień.
Bentley Flying Spur Mulliner Blackline – wygląd
W ramach nowej specyfikacji firma proponuje klientom szereg zmian w wyglądzie zewnętrznym samochodów. Wszystkie jasne elementy zostaną zastąpione częściami w odcieniu błyszczącej czerni. Wyjątkiem będzie emblemat Bentley.
Satynowosrebrne górne nakładki lusterek typowych dla Flying Spur Mulliner, w specyfikacji Blackline ustąpiły miejsca elementom wykończonym w błyszczącej czerni Beluga. Czarny odcień zyskały też charakterystyczne otwory wentylacyjne w kształcie skrzydeł, osłona chłodnicy oraz dolne osłony zderzaka.
Ci, którzy zdecydują się na wybór specyfikacji Blackline, będą mogli także skorzystać z opcji czarnych 22-calowych felg Mulliner z kontrastującymi polerowanymi „kieszeniami” lub w wersji alternatywnej – z samopoziomującymi się osłonami piast z chromowanym pierścieniem.
Bentley Flying Spur Mulliner Blackline
Bentley Flying Spur Mulliner Blackline – wnętrze
Pełne luksusu wnętrze Flying Spura pozostało niezmienione w porównaniu z ostatnią wersją Mullinera, co pozwala klientom cieszyć się wyborem dowolnej kombinacji kolorów w ramach nieograniczonej oferty Mulliner bądź jednego z ośmiu polecanych połączeń kolorystycznych z szerokiej palety skór i nici.
Wnętrze modelu Flying Spur Mulliner oferuje wyjątkowy wybór detali i wykończeń, które odzwierciedlają kunszt prawdziwego rzemiosła firmy Mulliner. Klienci mogą wybierać spośród ośmiu indywidualnie wyselekcjonowanych połączeń kolorystycznych.
Bentley Flying Spur Mulliner Blackline
W standardzie fotele i wnętrze drzwi wykończone są unikalnym pikowaniem „Diamond-in-Diamond”. Kontrastowa lamówka foteli została dopasowana do akcentu kolorystycznego znajdującego się po stronie pasażera – od środkowej konsoli, poprzez deskę rozdzielczą i wykończenie pod belką drzwiową, podkreślając tym samym chromowany znak B.
Środkowa i tylna konsola została wykończona diamentowym frezowaniem. Centralnym elementem deski rozdzielczej obok chromowanych otworów wentylacyjnych jest srebrny zegar Mulliner. Luksusu dodają też m.in. słynny obrotowy wyświetlacz, sportowe pedały, podgrzewana dwukolorowa, trójramienna kierownica oraz panoramiczny otwierany dach.
Bentley Flying Spur Mulliner Blackline – silnik i osiągi
Model Flying Spur Mulliner w specyfikacji Blackline jest dostępny z układami napędowymi Bentley V8 i W12, a także z nowym silnikiem hybrydowym V6. Wyposażony w 6-litrowy silnik W12 z podwójnym turbodoładowaniem samochód przyspiesza od 0 do 100 km/h w 3,8 sekundy i jest w stanie osiągnąć prędkość maksymalną 333 km/h. Nowa generacja czterolitrowego silnika V8 z podwójnym turbodoładowaniem zapewnia prędkość maksymalną 318 km/h i przyspieszenie od 0 do 100 km/h w 4,1 sekundy. Z kolei w układzie hybrydowym V6 Hybrid pojazd przyspiesza od 0 do 100 km/h w 4,3 sekundy, a jego prędkość maksymalna wynosi 285 km/h.
Bentley Motors to jedna z najbardziej pożądanych marek samochodów luksusowych na świecie. W siedzibie firmy w Crewe znajdują się wszystkie działy marki – projektowania, R&D, mechaniki oraz cztery linie produkcyjne modeli: Continental, Flying Spur, Bentayga i Mulsanne. Połączenie rzemiosła, opartego na umiejętnościach przekazywanych z pokolenia na pokolenie, z inżynierską biegłością oraz najnowocześniejszą technologią to cechy Bentleya. W zakładach w Crewe pracuje około 4 000 osób. W Polsce oficjalni dealerzy samochodów Bentley znajdują się w Warszawie i Katowicach.
W Prawie o ruchu drogowym znajdziemy sporo zapisów, dotyczących wyprzedzania. Regulują one różne sytuacje drogowe, przewidujące wyprzedzanie w różnych warunkach i różnych uczestników ruchu. Najważniejsze zapisy znajdziemy w art. 24, gdzie na przykład w ustępie 1. czytamy:
Kierujący pojazdem jest obowiązany przed wyprzedzaniem upewnić się w szczególności, czy:
– ma odpowiednią widoczność i dostateczne miejsce do wyprzedzania bez utrudnienia komukolwiek ruchu;
– kierujący, jadący za nim, nie rozpoczął wyprzedzania;
-kierujący, jadący przed nim na tym samym pasie ruchu, nie zasygnalizował zamiaru wyprzedzania innego pojazdu, zmiany kierunku jazdy lub zmiany pasa ruchu.
Ustępów w tym artykule jest w sumie 12, a część z nich ma do tego jeszcze po kilka punktów. Nie ma sensu wszystkich ich przytaczać, ale czy znajdziemy wśród nich jakiś zapis mówiący o zezwoleniu na przekraczanie prędkości podczas wyprzedzania?
Czy przekraczanie prędkości jest dozwolone podczas wyprzedzania?
Kodeks drogowy nic nie mówi na ten temat, a to dlatego, że sprawa jest jednoznaczna. Przepisy nie przewidują żadnych wyjątków, jeśli chodzi o ograniczenie prędkości. Mamy obowiązek go przestrzegać i kropka.
Dlaczego więc kierowcy w ogóle się nad tym zastanawiają? To proste. Manewr wyprzedzania sam w sobie jest niebezpieczny i powinniśmy wykonać go jak najsprawniej, aby jak najkrócej przebywać na pasie do jazdy w kierunku przeciwnym. Na drogach jednopasmowych często dochodzi do sytuacji, kiedy kierujący mają tylko nieduże „okienka”, w których mogą wyprzedzić na przykład ciężarówkę. Rozsądek podpowiada więc, że powinno się wtedy wykorzystać pełnię możliwości swojego samochodu, a nie spoglądać, czy aby na pewno nie przekroczyliśmy prędkości o kilka kilometrów.
Jaki mandat za przekroczenie prędkości podczas wyprzedzania?
Na powyższe rozumowanie oczywiście łatwo znaleźć kontrargument. Skoro musiałeś złamać przepisy, żeby zdążyć wyprzedzić, to znaczy, że nie powinieneś w ogóle rozpoczynać manewru wyprzedzania. I trudno z tym dyskutować.
Z drugiej strony kierowcy mogą liczyć na wyrozumiałość policjantów w pewnych sytuacjach. Jeśli wyprzedzicie wolno jadący pojazd z gazem w podłodze, ale natychmiast po wykonaniu manewru zwolnicie do dozwolonej prędkości, raczej nie dostaniecie mandatu. Policjanci mogą zrozumieć, że miało to jakieś uzasadnienie, a ponadto nagle przyspieszając i zwalniając nie dacie szansy załodze radiowozu z wideorejestratorem, na dokonanie pomiaru, który mógłby uchodzić za wiarygodny.
Lecz jeśli znacząco przekroczycie prędkość, a po zakończonym manewrze jedynie zdejmiecie nogę z gazu, raczej nie liczcie na pobłażliwość. Pamiętajcie też, że zgodnie z obecnym taryfikatorem, mandat otrzymacie nawet za najdrobniejsze przekroczenie prędkości:
przekroczenie prędkości do 10 km/h – mandat 50 zł i 0 pkt karnych
przekroczenie prędkości o 11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt karne
przekroczenie prędkości o 16–20 km/h – mandat 200 zł i 2 pkt karne
przekroczenie prędkości o 21–25 km/h – mandat 300 zł i 4 pkt karne
przekroczenie prędkości o 26–30 km/h – mandat 400 zł i 4 pkt karne
przekroczenie prędkości o 31–40 km/h – mandat 800 zł i 6 pkt karnych
przekroczenie prędkości o 41–50 km/h – mandat 1000 zł i 8 pkt karnych
przekroczenie prędkości o 51–60 km/h – mandat 1500 zł i 10 pkt karnych
przekroczenie prędkości o 61–70 km/h – mandat 2000 zł i 10 pkt karnych
przekroczenie prędkości o 71 km/h i więcej – mandat 2500 zł i 10 pkt karnych
Przed wami Natalia Walkowiak, której niesamowita siła wewnętrzna pcha do realizacji marzeń. Bo nie są to banalne marzenia, ale takie, które wymagają bardzo dużo poświecenia.
Natalia Walkowiak
Po niełatwych studiach nadal się edukuje, by w przyszłości móc pracować jako inżynier, zajmować się zabytkami i opiniować w sprawach wypadków. A razem z partnerem ma w planie stworzyć Muzeum Służb Mundurowych. Jak sama mówi: „Czuję, że się spełniam i znalazłam zajęcia, które dają mi bardzo dużo satysfakcji!”.
Motoryzacja to jest to, co w życiu kręci Cię najbardziej? Za co ją cenisz?
Zacznę od tego, że jazda samochodem czy motocyklem daje mi poczucie niezależności i pozwala się zrelaksować, przemyśleć, przeanalizować otaczającą mnie rzeczywistość. Są to miejsca i sytuacje, które mnie wyciszają i dają ukojenie. Jak ktoś się mnie zapyta, czy lubię jeździć, to odpowiem: kocham! Wyrazem tego jest to, że posiadam prawo jazdy kategorii: A, B, C, C+E i wszystkie zdane za pierwszym razem w teorii i praktyce (to informacja dla wszystkich dziewczyn – da się i warto w to wierzyć!). Jak jechałam na egzamin C+E to w myślach powtarzałam: tylko nie parkowanie prostopadłe tyłem, tylko nie parkowanie… i chyba wybłagałam w zamian górkę (śmiech).
Motoryzacja/technika to także jedna z głównych dziedzin, którymi się zajmuję na co dzień, więc prędzej czy później stałaby się moją pasją, ale od 2011 roku poszło już łatwo i szybko. Przyznam szczerze, że ta relacja ma swoje wzloty i upadki, ale aktualnie mogę ją nazwać sposobem na życie. Lubię jeździć samochodem i to bardzo. Ilość prywatnych przejechanych kilometrów liczę rocznie w dziesiątkach tysięcy (a do tych kilometrów dochodzi praca, zloty, wyjazdy i wycieczki). Z ciekawszych wydarzeń, w których będę brać udział w tym roku to: Zlot Polskiego Fiata na Węgrzech i Retromestecko w Czechach.
Od dziecka tak było, czy może był jakiś moment przełomowy?
Nie było tak od dziecka. Swoje dzieciństwo, zwłaszcza lata szkolne wspominam nie najlepiej. W V klasie szkoły podstawowej „ktoś” zrobił mi fikcyjną, obraźliwą stronę na stronie społecznościowej, więc słyszałam na swój temat niejedną bzdurę i wyzwisko. Był to dla mnie bardzo trudny czas i musiałam zmienić szkołę.
W międzyczasie, od 2008 roku, zaczęły się moje problemy z kręgosłupem, które 3 lata później skończyły się operacją. Jest to o tyle ważne, że miałam zupełnie inne plany – chciałam iść do wojska, jednak na tamten czas przejście testów sprawnościowych nie było możliwe (chciałam się dostać na WAT lub do Dęblina). Jednak wszystkie te wydarzenia doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem teraz i to rok 2011 był przełomowy.
Wydarzenia wcześniejszych lat spowodowały, że brakowało mi pewności siebie, byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów. Odezwanie się w towarzystwie graniczyło z cudem i bardzo bałam się słów krytyki w moją stronę. Po powrocie z sali operacyjnej pomyślałam sobie: „Dziewczyno, dlaczego się przejmujesz, co inni o Tobie pomyślą i boisz się odezwać? Przecież właśnie wróciłaś z poważnej operacji i w ogóle się nie denerwowałaś! Czas to zmienić!”. I jak pomyślałam, tak zrobiłam.
W jakim kierunku zaprowadziła Cię ta odwaga?
Zapragnęłam znaleźć dla siebie zajęcie, które mnie gdzieś kiedyś, do czegoś, doprowadzi. Pozwoli mi coś w życiu osiągnąć, ale też w pewien sposób mnie wyróżni, bo chciałam się zajmować czymś nieoczywistym, z perspektywy mojej płci. Pewnie było to spowodowane pobudkami egoistycznymi, jednak teraz widzę, że to był akt odwagi i… głupoty z mojej strony. W moim mniemaniu sukces to dążenie do niezależności. Wtedy rozważałam dwa kierunki: budownictwo i mechanikę.
Nigdy nie obawiałam się, że sobie nie poradzę – zawsze podchodziłam do sprawy tak: „Choćby skały srały, dam radę coś zrealizować!”. W latach 2011-2013 nastawiałam się bardziej na budownictwo, jednak pokierowałam się statystyką i ilością kobiet na studiach, a skoro matematyka jest królową nauk – to jej posłuchałam. Wybór padł na mechanikę i przepadłam! Moje zainteresowanie otaczającą nas techniką przerodziło się w małą miłość. W moim przypadku było od szczegółu do ogółu. Od części składowych do całych samochodów.
Moment przełomowy w motoryzacyjnej miłości to był rok 2012, kiedy przejechałam się Mercedesem W126 z 1982 roku – pamiętam jakby to było wczoraj. Wsiadłam do środka i świat na zewnątrz jakby zwolnił, a wszystko na około wydawało się być czarno-białe. To było surrealistyczne uczucie. Powolna wycieczka po Warszawie, która na dobrą sprawę zmieniła wszystko. Później poszło już jak z płatka i tylko czekałam na to, żeby skończyć 18 lat i zrobić prawo jazdy, bo dla osoby z małej miejscowości prawo jazdy oznacza wolność i niezależność.
Motocykle pojawiły się później, dużo później. A zaczęło się od przejażdżki, jako plecak, na Hondzie CBR1100xx Blackbird. Wtedy już wiedziałam, że na tym się nie skończy. Długo nie myśląc, kupiłam sobie Hondę CBR125 i swoje pierwsze motocyklowe kroki robiłam na niej.
Czyli Twoja praca i wykształcenie są teraz z motoryzacją związane?
Tak, skończyłam studia na kierunku mechanika i budowa maszyn na Politechnice Wrocławskiej na specjalności: „Technologie i systemy wytwórcze”. Do wyboru była jeszcze specjalizacja związana z konstrukcją, jednak już na studiach wiedziałam, że konstruktorem nigdy nie zostanę, ze względu na prywatne preferencje i predyspozycje.
Wybór specjalizacji nie był przypadkowy, bo jednym z głównych moich zainteresowań jest sposób, w jaki są wykonywane otaczające nas przedmioty. Procesy produkcyjne, technologie – już dawno stały się bliskie mojemu sercu, lubię widzieć i wiedzieć jak powstaje wszystko to, co jest wokół nas. Studiowałam zaocznie, jednocześnie pracując. Rodzice sugerowali mi studia dzienne, jednak chciałam się uniezależnić i posiadać własne pieniądze, a czesne opłacali mi rodzice, za co bardzo jestem im bardzo wdzięczna!
Studia zaoczne trwały 4 lata i swoim zakresem obejmowały przedmioty ogólno-techniczne takie jak: rysunek techniczny, fizyka, matematyka (analiza, algebra, statystyka), chemia i inne. A także przedmioty już stricte związane z kierunkiem studiów – mechaniką, która wbrew pozorom niewiele ma wspólnego z tą mechaniką garażową. Akademicka mechanika odnosi się do sił i układów sił oddziaływujących na ciała, wytrzymałości materiałów, konstrukcji maszyn i po kolei wszystkich technologii wytwórczych, jak: skrawanie, obróbka plastyczna, spawalnictwo itd..
Studia zaoczne pozwalają zdobyć wiedzę, ale jednocześnie ją zweryfikować z rzeczywistością zakładową. Moi koledzy ze studiów byli w przedziale wieku 18-50 lat, co pozwalało na bieżąco weryfikować to, co mieliśmy na wykładach, a jak jest w rzeczywistości. Naczelnym żartem mojego brata było pytanie: „Natalka, co robisz w weekend?”, a szczytem bezczelności jest zapytać studenta zaocznego, jakie ma plany na weekend (śmiech). Podsumowując ten etap życia – nie było łatwo, ale było warto! Bo w przypadku studiów technicznych praktyka jest bardzo ważna.
Gdzie Cię te studia zaprowadziły zawodowo?
Jedną z moich pierwszych aktywności zawodowych, była praca na stanowisku: ślusarz. Wybór tej pracy nie był przypadkowy – chciałam od podstaw poznać wszystkie procesy. Z kilku względów. Byłam po liceum ogólnokształcącym, więc miałam dużo do nadrobienia w stosunku np. do kolegów po technikum mechanicznym. A z drugiej strony jestem kobietą i wiedziałam, że muszę mieć naprawdę dobre przygotowanie, aby później nikt sobie nie robił żartów z mojej niewiedzy czy braku doświadczenia. Było to na pierwszym roku studiów i jest to jedno z cenniejszych doświadczeń, bo tam nauczyłam się obsługiwać maszyny (tokarki, frezarki, prasy i inne) i poznałam wszystko od strony pracownika.
Do dzisiaj pamiętam, jak przez 12 godzin na prasie krawędziowej robiłam z płaskiej blachy kątowniki. Dowiedziałam się tam wielu cennych rzeczy np. że polar to nie odpowiedni ubiór do zgrzewania (tli się i pali), żeby nie podwijać spodni podczas robienia tzw „flowdrill”, bo jak rozgrzany do czerwoności wiór wpadnie do buta to nie jest przyjemnie i że spawanie w rozładowującej się przyłbicy jest lepsze niż lifting. Tych życiowych mądrości jest zdecydowanie więcej (śmiech). Chyba te doświadczenia spowodowały, że tak wysoko rozwinął się we mnie szacunek i zrozumienie do pracy innych osób, bez względu na to jaką pracę wykonują.
Następnie pracowałam jako kontroler jakości wyrobów po obróbce skrawaniem, w branży lotniczej. Tutaj wybór też nie był przypadkowy, bo metrologia, wbrew pozorom, to obszerna i bardzo trudna dziedzina, a w zakresie umiejętności czytania wymagań czy używania sprzętu pomiarowego nie chciałam odstawać od innych.
Od 6 lat pracuję już na stanowisku technologa. Od tego roku w firmie Jelcz, jako technolog montażu. Wybór firmy nie był przypadkowy – pomijając pragmatyczne względy, takie jak odległość miejsca pracy (12 km), to miało to związek z moim zamiłowaniem do pojazdów i wszystkiego co się przemieszcza, oraz z historią Jelcza. Jak zobaczyłam ogłoszenie (a szukałam pracy ze względu na zmianę miejsca zamieszkania), to nie mogłam się nie zgłosić. O 10 w piątek miałam rozmowę o pracę, a o 14 dostałam informację, że zostanę zatrudniona.
Tak na dobrą sprawę – wszystkie doświadczenia, które zdobyłam po drodze, doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem. Studia dają wędkę, a za pomocą tej wędki możemy złapać rybkę. Wprawdzie ogrom wiedzy, którą się tam zdobywa, nie jest praktycznie wykorzystywany przeze mnie na co dzień, jednak studia na uczelni technicznej uczą wytrwałości, samozaparcia, umiejętności poszukiwania informacji i łączenia faktów ze sobą.
Nie wszystko przychodzi łatwo, bo sama powtarzałam przedmiot „geometria wykreślna” chyba 3 razy (nie lubię rysować odręcznie, a moje pismo techniczne jest koślawe), ale inne przedmioty przychodziły mi z łatwością. Studia rozpoczęło 120 osób, w tym 3 dziewczyny, a ukończyło po 4 latach (8 semestrach) ok. 15 osób, w tym ja. Z perspektywy czasu uważam, że podjęłam słuszną decyzję, bo wyznaczyła kierunek, w którym podążam, a na dobrą sprawę swoją ścieżkę cały czas wydeptuję.
Klasykę a nowoczesne rozwiązania dzieli przepaść – w swoim zainteresowaniu motoryzacją idziesz z nurtem czy bardziej wciąga Cię historia?
W moim przypadku zdecydowanie historia. Cenię sobie nowoczesne rozwiązania, wkład w rozwój bezpieczeństwa czy postęp we wprowadzaniu autonomicznych pojazdów. Wszystko co nowe jest fajne… ale dla siebie nie kupiłabym nowego pojazdu z salonu. Moja miłość do zabytków z roku na rok rośnie. I jednak prędzej obejrzę się za mercedesem 30+ niż za nowymi modelami. Tutaj muszę wrócić do mojego zamiłowania technologią, produkcja samochodów na dobrą sprawę, przez te wszystkie lata, bardzo się zmieniła, zautomatyzowała, ale i została odchudzona. Tutaj pojawia się temat tego, czym zajmuję się od 2020 roku.
Rozpoczęłam cały proces związany z uzyskaniem certyfikacji i wpisu na listę rzeczoznawców techniki samochodowej Ministerstwa Infrastruktury. Jednym z obszarów, którym się zajmuję są zabytki. Częścią tej pracy jest poznanie historii samochodu, ale i historii firmy, która go produkowała. Mając tę świadomość, że to tym starszym samochodom zawdzięczamy cały ogrom wiedzy, który mamy teraz – moja wdzięczność i miłość do nich rośnie. Kto by pomyślał, że historia Suzuki zaczęła się od krosen i pewnego przedsiębiorczego Japończyka. I chyba to lubię w starszych pojazdach najbardziej – historię która się kryje za ich marką.
To tam masz teraz w garażu? Czym się kierujesz wybierając pojazdy dla siebie?
To będzie okropne, co napiszę, ale na swoje rzeczy czy pojazdy – nie mam czasu… Na co dzień jeżdżę KIA CEED 2.0 160KM, samochodem dość pospolitym i najprościej pisząc nieimponującym niczym szczególnym. Jednak jakby wziąć pod lupę jego historię, to był wcześniej samochodem używanym przez policję (radiowóz nieoznakowany) i już się robi ciekawiej (śmiech). Cenię sobie ten samochód za dynamikę, która mi oferuje, jednocześnie gwarantując ekonomiczną jazdę.
Z motocykli, to w tym sezonie będę jeździć Hondą CB250 (dla zaskoczenia dodam, że również w wersji policyjnej), a z kolei mój partner szykuje dla siebie Yamahę SR250, również w wersji policyjnej. Nie bez powodu się mówi z kim przystajesz taki się stajesz (śmiech). Mój partner posiada dość ciekawe i unikatowe hobby – interesuje się służbami mundurowymi (Facebook: https://www.facebook.com/pojazdysluzbmundurowych), więc zgodnie z zasadą dostosuj się albo giń – dostosowałam się. Przy czym z biegiem czasu (mam nadzieję, że tego nie przeczyta) i mi się to spodobało.
Posiadamy kilka pojazdów: Transporter T4, Alfa Romeo 159, Opel Astra, Fiat Ducato i mój najnowszy nabytek i największa duma – Fiat Seicento, który już wkrótce będzie przechodzić remont (odświeżenie), a jego wyniki będzie można zobaczyć na Facebooku. W garażu stoi też UAZ i Wołga. Do motocykli, oprócz tych opisanych wyżej, trzeba doliczyć kilka Hond. Co więcej, posiadamy: mundury, pamiątki i przedmioty codziennego użytku po Milicji. Wszystko to sprowadza się do tego, że w przyszłości (mam nadzieję, nie odległej) planujemy otworzyć Muzeum Służb Mundurowych. Bardzo bym się cieszyła, jakby te całe zbiory mogły zobaczyć inne osoby, w tym dzieci, żeby doświadczyć „jak to kiedyś było”.
Jest tylko jeden problem, w sumie to dwa, pierwszy – naprawdę nie mam już kiedy tym jeździć. Jednak nadal mam swoje osobiste, małe marzenia: chciałabym kupić dla siebie Golfa Mk1 cabrio (to akurat moja miłość, która trwa już ok. 15 lat), VW Lupo 3L (z sentymentu do modelu, ale z uszanowania dla wersji), a z motocykli Hondę CBF1000 (w wersji po policji). A drugi problem, choć żartobliwie – gdy któreś z nas mówi: „Chciałbym/abym kupić …”, to drugie odpowiada: „A gdzie to postawisz?”. Jedyne co nas ogranicza, to na dobrą sprawę: czas i miejsce. Dlatego chociaż mamy w planach zakup innych pojazdów, to na ten moment się wstrzymujemy.
Czyli swoją przyszłość i marzenia jeszcze bardziej wiążesz z motoryzacją? Nie szukasz jakiejś odskoczni?
Jak już wspomniałam – wybrałam rzeczoznawstwo, ale dodatkowo chciałabym uzyskać wpis na listę biegłych sądowych z zakresu ekspertyz wypadków drogowych. W przyszłości chciałabym się zajmować właśnie tymi sprawami, czyli nadal być inżynierem w firmie produkcyjnej (bo samo obserwowanie procesu produkcyjnego powoduje, że czuję się lepiej, po prostu czuję szczęście), zajmować się zabytkami (przygotowywaniem dokumentacji dla pojazdów zabytkowych) i opiniować w sprawach wypadków. Niestety wiem, że przyjdzie taki moment, kiedy będę musiała z czegoś zrezygnować i pewnie będzie to praca na etacie. Droga do tego jest jeszcze dość odległa, jednak w przyszłości widzę takie miejsce, gdzie pracować będę u siebie i dla siebie. To, czym aktualnie się zajmuję, opisuję (a przynajmniej staram się) na mojej stronie na Facebooku.
Zdecydowanie to są kierunki, w które zmierzam, a w październiku rozpoczynam studia na Politechnice Krakowskiej w Instytucie Ekspertyz Sądowych (w miedzy czasie uczestniczę w kursach i szkoleniach). Czuję, że się spełniam i znalazłam zajęcia, które dają mi bardzo dużo satysfakcji! Czy szukam jakiejś odskoczni? W moim przypadku to właśnie te różne zajęcia są odskocznią. Ważne w życiu jest to, żeby uświadomić sobie z czym sobie radzimy dobrze, a co nas przerasta. Pogodzenie się ze swoimi wadami jest uwalniające. Bo wtedy możemy się skupić na tym, w czym jesteśmy dobrzy, bez zamartwiania się o wady, które mamy. Ja tak zrobiłam, skupiłam się na tym co mnie interesuje, co daje mi satysfakcję i co po prostu umiem robić dobrze.
Zlot She’s Mercedes ma w Polsce coraz dłuższą tradycję – spotkania odbywają się już od 2016 r. Ich kameralna, zrelaksowana atmosfera sprzyja dzieleniu się pasją i pozwala niespiesznie celebrować analogową motoryzację. Ponieważ każdy zlot odbywa się w innym zakątku Polski, program zawsze koncentruje się również na poznawaniu lokalnych atrakcji i kultur.
Zlot She’s Mercedes 2022 – już po raz siódmy!
Spotkania wpisują się w unikalną inicjatywę Mercedes-Benz skierowaną do kobiet – „She’s Mercedes”. Producent luksusowych samochodów ze Stuttgartu od lat docenia w ten sposób damską część klienteli, wspierając ambicje i niezależność kobiet. W ramach „She’s Mercedes” prowadzone są liczne inicjatywy na rzecz ich rozwoju w życiu zarówno społecznym, jak i zawodowym. Należą do nich działania zachęcające kobiety do studiowania na kierunkach nauk ścisłych i pracy na stanowiskach „Przemysłu 4.0” czy akcentowanie kwestii równouprawnienia. Równocześnie „She’s Mercedes” stwarza kobietom okazje do wymiany doświadczeń, wzajemnej inspiracji oraz wspierania w osiąganiu celów – właśnie takie jak zloty miłośniczek trójramiennej gwiazdy.
Cieszę się, że w szerokim gronie entuzjastów naszych klasycznych modeli jest wiele kobiet, które pielęgnują swoją pasję i chcą się nią dzielić. Mercedes-Benz jest w motoryzacji symbolem pionierstwa i innowacji, a kobiety odgrywają ważną rolę w naszej historii od początku istnienia firmy. Coroczne zloty miłośniczek zabytkowych Mercedesów idealnie wpisują się w naszą inicjatywę „She’s Mercedes”, w ramach której przekonujemy, że siła jest kobietą. Chcemy wspierać kobiety i promować świat bez barier związanych z płcią – powiedziała Urszula Reichman, Head of Marketing Mercedes-Benz Cars Poland | Strategy & Planning MBCEE.
Pokazujemy, że pasja do zabytkowej motoryzacji nie ma płci. Klasyczny Mercedes to wspaniały towarzysz kobiety – jest elegancki, stylowy i lojalny. W czasach cyfryzacji jazda „analogowym” autem stanowi szczególną przyjemność, a nasze klasyki kochają jeździć – dlatego tradycyjnie w ramach zlotu zamierzamy odwiedzić lokalne atrakcje. Przede wszystkim niespieszny rytm naszych spotkań tworzy klimat, jest źródłem pozytywnych emocji oraz pretekstem do rozmów, nie tylko na tematy motoryzacyjne. Na zlotach „She’s Mercedes” zapach benzyny miesza się z zapachem perfum. Każde takie spotkanie, daje uczestniczkom zastrzyk pozytywnej energii, a widzom możliwość podziwiania klasycznych mercedesów w pełnej krasie – dodała Ewa Łuszcz, komandorka VII Zlotu She’s Mercedes.
Bazą tegorocznego, siódmego zlotu miłośniczek zabytkowych Mercedesów będzie Hotel Krasicki, stanowiący historyczne przedzamcze rezydencji Biskupów Warmińskich.
zlot She’s Mercedes
Kasia Frendl z motocaina.pl na zlocie She’s Mercedes
Na zlot She’s Mercedes jadę elektrycznym Mercedesem EQS 450+, który ma obecnie największy zasięg wśród oferowanych na polskim rynku aut zasilanych prądem. Pełen jest innowacyjnych rozwiązań – to równie niezwykły samochód, jak zabytkowe pojazdy miłośniczek klasyków. Sądzę, że ten wehikuł przyszłości wzbudzi podobnie duże zainteresowanie, jak old- i -youngtimery innych uczestniczek- mówi redaktor naczelna motocaina.pl – Katarzyna Frendl.
Na sobotę zaplanowano prezentację aut na dziedzińcu zamkowym w Lidzbarku Warmińskim, w ramach której przewidziano konkursy z nagrodami. Następnie samochody ruszą w rajd po Warmii – najpierw przejadą do renesansowego, XVI-wiecznego pałacu w Galinach, a później zatrzymają się w Stoczku Klasztornym.
Zlot zakończy się w niedzielę, prezentacją samochodów przed tężniami w Lidzbarku Warmińskim. Dla okolicznych mieszkańców to dodatkowa okazja, by zobaczyć klasyczne Mercedesy z bliska i wymienić doświadczenia z ich użytkowniczkami.
Nas interesuje oczywiście to, co o zatrzymaniu i postoju pojazdu mówi Prawo o ruchu drogowym, bo jego wykładnia dopiero rozstrzyga ostatecznie czym się różni postój od zatrzymania? Warto przyswoić tę wiedzę nie tylko dla tego, żeby wiedzieć jak zachować się prawidłowo na drodze, ale także po to, aby uniknąć potencjalnej kary, którą może nałożyć nie tylko Policja, ale i Straż Miejska.
Czym jest zatrzymanie pojazdu?
Sięgnijmy zatem do ustawy Prawo o ruchu drogowym i przytoczmy stosowne przepisy. W art. 2, ust. 29 czytamy:
Zatrzymanie pojazdu – unieruchomienie pojazdu niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego, trwające nie dłużej niż 1 minutę, oraz każde unieruchomienie pojazdu wynikające z tych warunków lub przepisów.
Jeśli więc nasze auto stoi w miejscu krócej niż minutę, to bez względu na wszystkie inne uwarunkowania, jest to zatrzymanie pojazdu.
O zatrzymaniu powiemy także wtedy, gdy samochód stoi w miejscu z uwagi na warunki drogowe lub przepisy. Jak to rozumieć? Jeśli natraficie na korek (czego oczywiście wam nie życzymy), musicie zahamować do zera. Wasze auto stoi i bez względu na to czy stać będzie 2 minuty czy 2 godziny, według prawa będzie to zatrzymanie pojazdu.
Czym się różni postój od zatrzymania? „Unieruchomienie wynikające z przepisów” to na przykład stanie na czerwonym świetle. Albo stanie na drodze podporządkowanej w oczekiwaniu na możliwość wjechania na drogę z pierwszeństwem. Tu również czas nie gra roli.
Postój pojazdu – co to jest?
Przejdźmy teraz do tego, jak Prawo o ruchu drogowym definiuje postój pojazdu. Zgodnie z art. 2, ust. 30:
Postój pojazdu – unieruchomienie pojazdu niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego, trwające dłużej niż 1 minutę.
Czym się różni postój od zatrzymania?
Uzbrojeni w wiedzę czym się różni postój od zatrzymania unikniemy mandatów i łatwo możemy dopowiedzieć sobie, czym jest postój pojazdu. Jeśli stoimy dłużej niż minutę z własnej woli, nieograniczani ani ruchem drogowym, ani przepisami, jest to zatrzymanie pojazdu.
Wbrew pozorom to rozróżnienie jest bardzo ważne, ponieważ w niektórych przypadkach zatrzymanie jest zawsze dozwolone (jako coś nieuniknionego), natomiast postój jest surowo zakazany.
Można więc uprosić i oba sformułowania zdefiniować następująco:
Zatrzymanie pojazdu
Zatrzymanie to unieruchomienie pojazdu niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego, trwające nie dłużej niż 1 minutę, oraz każde unieruchomienie pojazdu wynikające z tych warunków lub przepisów,
Postój pojazdu
Postój to unieruchomienie pojazdu niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego, trwające dłużej niż 1 minutę.
Bardzo często mylimy wymienione wyżej pojęcia i na pytanie Policjanta czym się różni postój od zatrzymania się gubimy. Przykłady? Zatrzymanie na pasie ruchu z powodu zatoru drogowego, zatrzymanie przed opuszczoną rogatką czy na czerwonym świetle wynika z warunków panujących aktualnie na drodze. Nawet jeśli będzie trwało kilka minut, jest to zatrzymanie. O postoju powiemy wtedy, gdy np. pojedziemy do marketu zaparkujemy auto i pójdziemy na zakupy lub zostawimy swoje auto na parkingu przed blokiem i pójdziemy do domu.
Zakaz zatrzymywania i postoju – znaki
Skoro rozkładamy na czynniki pierwsze pytanie czym się różni postój od zatrzymania, to należy jeszcze wspomnieć o znakach zakazujących zatrzymania oraz postoju. Zakaz zatrzymywania się ma oznaczenie B-36 – to charakterystyczny, okrągły znak z czerwoną obwódką i czerwonymi, krzyżującymi się liniami na niebieskim tle.
Z kolei zakaz postoju (B-35), a więc dopuszczający unieruchomienie pojazdu na czas poniżej minuty, wygląda bardzo podobnie, ale ma tylko jedną czerwoną linię na niebieskim tle.
Pamiętajmy że poza ustawowym zakazem zatrzymywania, w miejscach o których pisaliśmy powyżej, zakazy mogą wynikać również ze znaków drogowych oznaczających zakaz zatrzymywania. Przypominamy, że aby znak w danej sytuacji nie obowiązywał pod znakiem musi być umieszczona tabliczka informująca – wskazująca odstępstwo od znaku np. znak B-36 – zakaz zatrzymania, a pod nim informacja że ten zakaz „nie dotyczy chodnika”. W miastach, w zdecydowanej większości przypadków, miejsca do parkowania są wyznaczone znakiem D-18 – parking. Znak ten najczęściej występuje w połączeniu z tabliczką T-30, która precyzyjnie pokazuje jak należy ustawić pojazd względem krawędzi jezdni.
Zakaz zatrzymywania i zakaz postoju – mandaty
Wiemy już czym się różni postój od zatrzymania, lecz teraz co nam grozi za złamanie przepisów? Mandaty za złamanie zakazu postoju oraz zatrzymania nie są wysokie, ale zależą od konkretnych okoliczności. Oto przykłady:
niestosowanie się do znaków zakazu zatrzymywania się lub postoju – 100 zł;
naruszenie warunków zatrzymania lub postoju na chodniku – 100 zł;
zatrzymanie na przejściu dla pieszych lub przejeździe dla rowerzystów – od 100 do 300 zł;
nieużywanie wymaganego oświetlenia w czasie zatrzymania lub postoju w warunkach niedostatecznej widoczności – 150 zł;
zatrzymanie w tunelu, na moście lub wiadukcie – 200 zł;
zatrzymanie lub postój pojazdu na autostradzie lub drodze ekspresowej w innych miejscach niż wyznaczone w tym celu – 300 zł;
zatrzymanie na przejeździe kolejowym, tramwajowym lub skrzyżowaniu – 300 zł.
Wyjaśnijmy przy okazji pewną nieścisłość, jaka może się tu nasuwać. Taryfikator przewiduje na przykład mandat za zatrzymanie się na autostradzie. A przecież zatrzymanie, może wynikać z warunków drogowych – na przykład z korka. Czy za stanie w korku też należy się mandat?
Oczywiście nie. Odnosi się to jednie do tej części definicji zatrzymania, która mówi o unieruchomieniu pojazdu na czas poniżej jednej minuty. Na drodze szybkiego ruchu nawet znaczne zmniejszenie prędkości może stwarzać poważne zagrożenie, a co dopiero zahamowanie do zera. To jest surowo zabronione. Jeśli jednak wynika to z warunków ruchu (korek) o żadnym mandacie nie może być mowy.
Kodeks drogowy wymienia miejsca, w których zatrzymanie lub postój są zabronione oraz określa warunki, w których zatrzymanie lub postój są dopuszczalne. W akcie prawnym znajdziemy nie tylko odpowiedź na pytanie czym się różni postój od zatrzymania, ale też szereg zakazów gdzie takie zatrzymanie byłoby niebezpieczne, utrudniałoby ruch innym pojazdom, ograniczało widoczność.
Poniżej wybrane przepisy:
Art. 46. 4. Kierujący pojazdem jest obowiązany stosować sposób zatrzymania lub postoju wskazany znakami drogowymi.
Art. 47. 1. Dopuszcza się zatrzymanie lub postój na chodniku kołami jednego boku lub przedniej osi pojazdu samochodowego o dopuszczalnej masie całkowitej nie przekraczającej 2,5 t, pod warunkiem, że na danym odcinku jezdni nie obowiązuje zakaz zatrzymania lub postoju, szerokość chodnika pozostawionego dla pieszych jest taka, że nie utrudni im ruchu i jest nie mniejsza niż 1,5m
Art. 47. 2. Dopuszcza się, przy zachowaniu warunków określonych w ust. 1 pkt 2 (szerokość chodnika pozostawionego dla pieszych jest taka, że nie utrudni im ruchu i jest nie mniejsza niż 1,5m), zatrzymanie lub postój na chodniku przy krawędzi jezdni całego samochodu osobowego, motocykla, motoroweru lub roweru
Art. 49. 1.1. Zabrania się zatrzymania pojazdu na przejeździe kolejowym, na przejeździe tramwajowym, na skrzyżowaniu oraz w odległości mniejszej niż 10 m od przejazdu lub skrzyżowania.
Art. 49. 1.2. Zabrania się zatrzymania pojazdu na przejściu dla pieszych, na przejeździe dla rowerzystów oraz w odległości mniejszej niż 10 m przed tym przejściem lub przejazdem; na drodze dwukierunkowej o dwóch pasach ruchu zakaz ten obowiązuje także za tym przejściem lub przejazdem
Art. 49. 1.9. Zabrania się zatrzymania pojazdu w odległości mniejszej niż 15 m od słupka lub tablicy oznaczającej przystanek, a na przystanku z zatoką – na całej jej długości
Art. 49. 1.11. Zabrania się zatrzymania pojazdu na drodze dla rowerów.
Art. 49. 2.4. Zabrania się zatrzymania pojazdu w strefie zamieszkania w innym miejscu niż wyznaczone w tym celu.
Pamiętajmy również aby nie zostawiać aut na trawnikach. Reguła jest prosta – parkowanie (także moment) na trawie pasie zieleni jest niedozwolone. Jeśli zostawimy w tym miejscu swój pojazd możemy narazić się na karę którą w Kodeksie Wykroczeń jest określona w następujący sposób:
Art 144. Kto na terenach przeznaczonych do użytku publicznego niszczy lub uszkadza roślinność lub też dopuszcza do niszczenia roślinności przez zwierzęta znajdujące się pod jego nadzorem albo na terenach przeznaczonych do użytku publicznego depcze trawnik lub zieleniec w miejscach innych niż wyznaczone dla celów rekreacji przez właściwego zarządcę terenu, podlega karze grzywny do 1.000 złotych albo karze nagany.
Zatrzymanie lub postój na chodniku
Dopuszcza się zatrzymanie lub postój na chodniku kołami jednego boku lub przedniej osi pojazdu samochodowego o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 2,5t pod warunkiem że:
na danym odcinku jezdni nie obowiązuje zakaz zatrzymania lub postoju;
szerokość chodnika pozostawionego dla pieszych jest taka, że nie utrudni im ruchu i jest nie mniejsza niż 1,5 m;
pojazd umieszczony przednią osią na chodniku nie tamuje ruchu pojazdów na jezdni.
Ponadto, jeżeli spełnione są warunki z pkt. 1 i 2 to dopuszcza się zatrzymanie lub postój na chodniku przy krawędzi jezdni całego pojazdu. Dotyczy to tylko następujących pojazdów:
samochód osobowy o DMC do 2,5t,
motocykl,
motorower,
rower,
wózek rowerowy.
Pojazd niewymieniony powyżej może być umieszczony w całości na chodniku tylko w miejscu wyznaczonym odpowiednimi znakami drogowymi. Jednak nawet wówczas DMC tego pojazdu nie może być większe niż 2,5 t.
Zatrzymanie lub postój pojazdu samochodowego na drodze dla pieszych – zmiana przepisów?
W kontekście zagadnienia czym się różni postój od zatrzymania wywiązała się ostatnio w mediach dyskusja na temat potencjalnych zmian w Ustawie. Zgodnie z wczorajszym komunikatem zamieszczonym w serwisie Rzeczpospolitej Polskiej, znowelizowane przepisy ustawy – Prawo o ruchu drogowym, które będą obowiązywały od 21 września br., w żaden sposób nie zmieniają obowiązującej możliwości zatrzymania lub postoju pojazdu samochodowego na drodze dla pieszych.
Naszym głównym celem jest poprawa bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Z nowych przepisów wynika, że zarządy dróg powinni dążyć do takiego projektowania dróg i zatwierdzania projektów organizacji ruchu, które zwiększają bezpieczeństwo uczestników ruchu drogowego. Nowe przepisy nie wprowadzają żadnych ograniczeń ani niedogodności dla kierowców, pieszych czy rowerzystów – powiedział wiceminister infrastruktury Rafał Weber.
Zmiana wprowadzona przepisami ustawy o zmianie ustawy o Rządowym Funduszu Rozwoju Dróg oraz niektórych innych ustaw ma na celu zlikwidowanie obecnie występującego dualizmu pojęciowego.
Nowe przepisy techniczno-budowlane, które stosuje się do budowy lub przebudowy dróg publicznych, porządkują definicje ujęte w przepisach i wprowadzają podział drogi dla pieszych na trzy części:
chodnik – przeznaczony wyłącznie do ruchu pieszych i osób poruszających się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch;
pas buforowy, który przylega do chodnika od strony jezdni, torowiska tramwajowego lub drogi dla rowerów, może być przeznaczony np. do postoju lub zatrzymania pojazdów;
pas obsługujący, przylegający do chodnika od strony granicy pasa drogowego (np. przy budynku), przeznaczony do pełnienia innych funkcji niż te dopuszczone na chodniku (np. prowadzenia działalności społeczno-gospodarczej, sytuowania urządzeń drogi lub obiektów małej architektury, np. podjazd dla osób niepełnosprawnych, schody do budynku).
W uzasadnieniu do projektu ww. ustawy szczegółowo objaśniono powyższe kwestie, obrazując je również graficznie.
Zgodnie z nowymi przepisami droga dla pieszych musi składać się co najmniej z chodnika, który zapewnia bezpieczne poruszanie się pieszych po przeznaczonej dla nich części drogi.
Dlaczego potrzebujesz wyciągarki w swoim samochodzie terenowym?
Pytanie nie bez powodu zaczyna się nie od „czy”, ale od „dlaczego”. Jeśli lubisz szaleć swoim autem terenowym po bezdrożach, to zanurzenie się po koła w pełnej błota kałuży jest tylko kwestią czasu. Być może znasz opowieści znajomych pasjonatów off-roadu o tym, jak musieli czekać na pomoc przejeżdżającego przypadkiem kierowcy lub szukać najbliższego gospodarstwa wyposażonego w ciągnik.
Dzięki wyciągarce samochodowej łatwo wybrniesz z takiej sytuacji. To sprzęt, który przyda Ci się, gdy:
auto utknie na podmokłym lub śliskim terenie;
nie będziesz w stanie poradzić sobie na stromym podjeździe;
na drodze pojawi się przeszkoda, np. w postaci powalonego drzewa;
samochód zepsuje się i trzeba będzie załadować go na przyczepę lub lawetę;
pomoc będzie potrzebna nie Tobie, ale komuś innemu.
Ważną zaletą wyciągarki jest to, że może z niej korzystać każdy, niezależnie od płci, wieku i siły mięśni. Jeśli nie chcesz męczyć się przy wyciąganiu samochodu z kałuż czy błota, warto postawić na urządzenia tego typu wyposażone w silnik. Wówczas poradzisz sobie w trudnej sytuacji w zasadzie bez żadnego wysiłku.
Wyciągarki samochodowe, niezależnie od rodzaju, działają w ten sam sposób. Są wyposażone w mechanizm, który stopniowo nawija linę na bęben. Dzięki temu samochód podłączony do liny za pomocą haka przesuwa się, nawet gdy znajduje się na stromym, grząskim lub nierównym terenie.
To, w jaki sposób zwija się lina i jak zasilany jest mechanizm, zależy od rodzaju wyciągarki. Do swojego samochodu możesz wybrać:
wyciągarkę ręczną, zwaną też wyciągarką łańcuchową – obsługuje się ją za pomocą korby, jest najtańsza, ale również najmniej skuteczna, dlatego nadaje się głównie do sporadycznego użytku;
wyciągarkę mechaniczną – to urządzenie, które pobiera prąd z napędu samochodowego, a jej moment obrotowy jest równy momentowi obrotowemu silnika;
wyciągarkę elektryczną – jestwyposażona w silnik pobierający energię z akumulatora;
wyciągarkę hydrauliczną – dzięki temu, że korzysta z własnego układu hydraulicznego lub układu wspomagania kierownicy jest niezwykle mocna i wytrzymała.
Dopasuj wyciągarkę do Twojego samochodu
Jeśli szukasz wyciągarki do swojego auta terenowego, zacznij od wyboru rodzaju sprzętu. W przypadku jazdy off-road raczej nie poleca się wyciągarek ręcznych. Są one co prawda tanie, ale ciężkie i mało funkcjonalne. W większości przypadków nie ma także potrzeby stosowania najmocniejszych wyciągarek hydraulicznych. To urządzenia przeznaczone głównie do celów profesjonalnych. Mają dużą moc, ale pracują wolno i są bardzo ciężkie.
Twoje oczekiwania powinna natomiast spełnić wyciągarka 12 V (elektryczna, podłączana do akumulatora) lub mechaniczna. Właśnie na taki sprzęt stawiają najczęściej właściciele samochodów terenowych. Nie wymaga on dodatkowego źródła zasilania – korzysta z silnika lub akumulatora w Twoim aucie, jest lekki, łatwy w użyciu i niezawodny. Z pewnością wybawi Cię z niejednej opresji.
A skoro o doborze parametrów urządzenia mowa, to na co zwrócić uwagę na tym polu? Przede wszystkim uwzględnij wagę swojego pojazdu. Sprawdzona zasada mówi, że uciąg wyciągarki elektrycznej lub mechanicznejpowinien być dwukrotnie wyższy niż masa samochodu.
Od masy pojazdu uzależniona jest także moc. W przypadku większości samochodów do off-roadu wystarczy wyciągarka o mocy od 5 do 7 KM. Auta o masie powyżej 4 ton mogą potrzebować mocniejszej wyciągarki (około 9–10 KM).
Przy wyborze sprzętu zwróć także uwagę na jego funkcjonalność. Pamiętaj, że niektóre rodzaje wyciągarek (np. hydrauliczne)ważą naprawdę dużo – nawet 50 kg. Dla wielu osób przenoszenie i ustawianie takich urządzeń może być trudne. Jeśli zależy Ci na niskiej wadze, wybierz wyciągarkę elektryczną. Dobrym sposobem jest również zakup sprzętu z linami syntetycznymi zamiast stalowych. Funkcjonalne urządzenia są przede wszystkim łatwe w montażu.
Jak podłączyć wyciągarkę?
Do wyboru masz dwa rodzaje urządzeń:
wyciągarki zintegrowane – odpowiednie do montażu w miejscu przewidzianym przez producenta samochodu, najczęściej na płycie montażowej na zderzaku;
wyciągarki z oddzielną puszką sterującą – pozwalają one na montaż sterowania w dowolnym miejscu, także tym oddalonym od wyciągarki.
Lubisz off-road? Przekonaj się, że dzięki wyciągarce samochodowej już nic nie przeszkodzi Ci w jeździe po bezdrożach! Warto zaopatrzyć się też w inne akcesoria samochodowe, które przydadzą się w nieprzewidzianych sytuacjach.
kinix_x to kolejna motocyklistka, która może inspirować inne kobiety, aby zainteresować się jednośladami i stylem życia związanym z motocyklami.
Kiedy w Twoim życiu pojawiła się pasja motocyklowa?
Moja pasja pojawiła się już w wieku dziecięcym i z pewnością zaraziła mnie nią moja babcia. Ona uwielbiała motocykle i zawsze powtarzała, że kiedyś kupi sobie taki i mnie będzie na nim wozić. Jednak moja pierwsza przejażdżka odbyła się na dziecięcym festynie. Tam po raz pierwszy zobaczyłam motocyklistów, a jeden z nich przewiózł mnie sportowym motocyklem. Wtedy już wiedziałam, że i ja kiedyś kupię sobie motocykl.
Początki były trudne, bo rodzice (jak to rodzice) wcale nie byli za tym, żebym jeździła na motocyklu, bo to niebezpieczna pasja. Sama musiałam zapracować na prawo jazdy, ale przy zakupie motocykla rodzice mnie jednak wsparli. Pamiętam jak dziś ten dzień, kiedy pojechałam z tatą po mój pierwszy motocykl – Suzuki SV650S. Pokazałam mu: ,,Tatusiu to tamten czerwony”, na co on odpowiedział: „Jak to?! Ten wielki motocykl ?!”. I wtedy padły słowa: „Kinga ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł…” – śmiesznie to zabrzmiało, ale jak już motocykl trafił do mojego garażu, to byłam przeszczęśliwa!
Jak Ci szła nauka jazdy i pierwsze samodzielne przejażdżki? Było tak jak sobie wyobrażałaś?
Nauka jazdy szła mi bardzo dobrze, nie miałam żadnego problemu z motocyklem i ćwiczeniami na placu. Niestety w dniu egzaminu na prawo jazdy nerwy ciągle brały górę i wstyd przyznać, ale zdałam za trzecim razem. Pierwsze samodzielne przejażdżki wspominam bardzo dobrze, było tak, jak sobie wyobrażałam!
A teraz pasję dzielisz razem z mężem? Jak ważne jest to dla Ciebie?
Tak, pasję dzielę z mężem. Historia naszej znajomości zaczęła się właśnie od motocykli. Doskonale pamiętam, jak poznaliśmy się w kwietniu 2020 roku – było to na miejscu zbiórki, gdzie zawsze spotykają się motocykliści. Zaczęliśmy się umawiać, dużo ze sobą spędzaliśmy czasu i robiliśmy wspólne trasy na motocyklach. Cudownie jest mieć obok siebie osobę, która mnie wpiera i na którą mogę zawsze liczyć. Bardzo się cieszę, że to właśnie ta pasja nas połączyła i dzięki niej mogliśmy rozpocząć naszą miłosną drogę.
Wasz ślub miał akcenty motocyklowe?
Wzięliśmy ślub w czerwcu tego roku i oczywiście miał on akcenty motocyklowe. Grupa motocyklowa „Motocykle Pasja Gniezno” zorganizowała nam przepiękną oprawę ślubu, a my sami pod salą, na motocyklu kolegi, spaliliśmy gumę. Nasze zaręczyny również były wyjątkowe, ponieważ mój mąż zebrał ekipę i pod pretekstem wyjazdu do Wolsztyna (do parowozowni), sprytnie obmyślił plan na oświadczyny. Zrobił to w klimacie naszej pasji i przy ryku tych cudownych maszyn.
Jakimi do tej pory motocyklami miałaś okazję jeździć? Czy obecny spełnia Twoje oczekiwania?
Miałam okazje jeździć na różnych motocyklach od znajomych, ponieważ lubię sprawdzać pozycje i osiągi innych modeli. Najbardziej mi przypasowała Honda CBR 600RR PC37, na której obecnie jeżdżę. Ona spełnia w zupełności moje oczekiwania, a w porównaniu do SV-ki jest o wiele mocniejsza i ma bardziej sportową pozycję. Uwielbiam prędkość, ale z wiekiem i dwoma szlifami na koncie, nabrałam trochę dystansu do bardzo szybkiej jazdy – pamiętając, że mam ważne osoby wokół siebie. Choć nie ukrywam, że czasami lubię sobie odkręcić manetkę.
Jak lubisz spędzać czas na motocyklu? Kiedy jeździsz najwięcej?
Uwielbiam spędzać czas na motocyklu. Zastrzyk adrenaliny, najróżniejsze trasy i nowe miejsca – sprawiają mi ogromną radość. Chyba wszystko, co związane z motocyklem, daje mi ogromną satysfakcję! Nawet to, jak z mężem wyprowadzamy nasze maszyny i je czyścimy (choć zaraz znowu złapiemy chmarę robaków).
Prawda jest taka, że jeżdżę jak znajdę czas, najczęściej w weekendy przy dobrej pogodzie, razem z mężem. Byliśmy dwa razy w górach, gdzie wzięliśmy motocykle na przyczepkę, żeby pojeździć i jednocześnie mieć możliwość wejścia pieszo na szlaki (podjeżdżając na parking autem). Jesteśmy z Wielkopolski, więc nawet wyjazd do Małopolski i jazda tamtymi drogami – jest dla nas bardzo ciekawym doświadczeniem.
Jakie plany i marzenia, te związane z motocyklami, jeszcze przed Tobą?
Myślę, że tak za trzy lata przesiądę się na jakiegoś nakeda, na razie marzy mi się Kawasaki Z900. Planujemy z mężem więcej dalszych wyjazdów, stąd ta zmiana na wygodniejszy motocykl. Ale plany, jak to plany, mogą oczywiście ulec zmianie. Do nich również należy wyjazd na tor. Nigdy nie jeździłam po torze, ani mój mąż – także w najbliższym czasie na pewno będziemy chcieli się tam wybrać.
O tym przepisie na bank słyszeliście, prawda? Zatrzymanie prawa jazdy na 3 miesiące, za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o ponad 50 km/h. Przeczytamy o nim w Ustawie o kierujących pojazdami, art. 102, ust. 1, pkt. 4:
Starosta wydaje decyzję administracyjną o zatrzymaniu prawa jazdy lub pozwolenia na kierowanie tramwajem, w przypadku gdy kierujący pojazdem przekroczył dopuszczalną prędkość o więcej niż 50 km/h na obszarze zabudowanym.
Zapis ten uzupełnia ust. 1c, tego samego artykułu:
Starosta, wydając decyzję administracyjną, w przypadku, o którym mowa w ust. 1 pkt 6, nadaje jej rygor natychmiastowej wykonalności.
Jak to można podsumować? Przekraczasz prędkość o 50 km/h w terenie zabudowanym, natychmiast tracisz prawo jazdy. Jasne i proste? Tak, ale nie do końca.
Straciłem prawo jazdy na 3 miesiące – jak długo mogę jeszcze jeździć?
Wchodzimy teraz w kwestie, o których wielu kierowców nie ma pojęcia. Co dzieje się po zatrzymaniu prawa jazdy na 3 miesiące? Zostajemy w szczerym polu z samochodem i zakazem jego prowadzenia?
Otóż nie – ustawodawca nie był aż tak surowy i rozumiał, że tak surowe podejście, mogłoby nie tylko być niezwykle problematyczne dla ukaranego, ale i prowadzić do absurdów. Dlatego po zatrzymaniu prawa jazdy na 3 miesiące, kierujący nadal może wsiąść za kierownicę. Pytanie tylko na jak długo:
na 24 godziny od momentu zatrzymania prawa jazdy
na 72 godziny od zatrzymania prawa jazdy
na 7 dni od zatrzymania prawa jazdy
Którą z tych odpowiedzi obstawiacie?
Zatrzymanie prawa jazdy na 3 miesiące – co dalej?
Prawidłową odpowiedzią jest pierwsza – po zatrzymaniu prawa jazdy na 3 miesiące, możemy prowadzić samochód jeszcze przez kolejne 24 godziny. Krótko, ale powinno wystarczyć, na dotarcie do celu lub odpowiednią zmianę planów.
Później kierowca nie ma wyjścia – musi pożegnać się z samochodem. W przeciwnym wypadku, grożą mu poważniejsze sankcje:
Jeżeli osoba kierowała pojazdem silnikowym pomimo wydania decyzji administracyjnej o zatrzymaniu jej prawa jazdy na podstawie ust. 1 pkt 4, 5 lub 7 albo zatrzymania prawa jazdy na podstawie art. 135 ust. 1 pkt 2 lub 2a albo art. 135a ust. 1 pkt 2 lub 2a ustawy z dnia 20 czerwca 1997 r. – Prawo o ruchu drogowym, starosta wydaje decyzję administracyjną o przedłużeniu okresu, na który zatrzymano prawo jazdy, do 6 miesięcy.
Złamanie tego przedłużonego zakazu skutkuje całkowitą utratą uprawnień i koniecznością ponownego się o nie ubiegania.
Uwaga! Prawo jazdy nie wraca automatycznie po 3 miesiącach
To swoista pułapka, jaka czyha na kierowców, którzy stracili prawo jazdy na 3 miesiące. Zgodnie z prawem, tracą oni je automatycznie, bez możliwości odwołania i kwestionowania decyzji. Nawet jeśli sąd uzna, że pomiar prędkości wykonany był błędnie i nie może stanowić podstawy do ukarania kierującego, prawo jazdy pozostaje zatrzymane automatycznie. Ale automatycznie nie wraca.
Jak czytamy w art. 102, ust. 2 Ustawy o kierujących pojazdami:
Zwrot zatrzymanego prawa jazdy lub pozwolenia na kierowanie tramwajem następuje po ustaniu przyczyny zatrzymania oraz po uiszczeniu opłaty ewidencyjnej. Jeżeli od dnia zatrzymania prawa jazdy lub pozwolenia na kierowanie tramwajem upłynął okres przekraczający rok, warunkiem zwrotu prawa jazdy lub pozwolenia na kierowanie tramwajem jest uzyskanie pozytywnego wyniku kontrolnego sprawdzenia kwalifikacji.
Nie dość więc, że trzeba się fatygować do urzędu, to jeszcze możecie zupełnie stracić prawo jazdy, jeśli nie jesteście świadomi procedury i nie wystąpicie o jego odzyskanie.
Pytanie o to, czy podwójna ciągła linia zakazuje wyprzedzania i czy jazda na podwójnej ciągłej jest właściwa, wydaje się banalne i oczywiste. Tymczasem wcale takie nie jest. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć do rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych . Tam w par. 85, ust. 5 czytamy:
Znak P-4 „linia podwójna ciągła” rozdziela pasy ruchu o kierunkach przeciwnych i oznacza zakaz przejeżdżania przez tę linię i najeżdżania na nią.
I teraz pytanie do was – czy jest tam choć słowo wzmianki o zakazie wyprzedzania na podwójnej ciągłej? Ano nie ma. Linia podwójna ciągła nie zakazuje wyprzedzania i sprawa jest zamknięta.
Kiedy nie można wyprzedzać na podwójnej ciągłej linii?
To co napisaliśmy powyżej jest prawdą, ale zaraz odpowiecie, żebyśmy w takim razie spróbowali wyprzedzić innego uczestnika ruchu, nie najeżdżając na ciągłą linię. Będziecie mieli wiele słuszności.
W praktyce trudno spotkać miejsce, gdzie pasy byłyby na tyle szerokie, żeby móc wyprzedzić inny pojazd, bez najeżdżania na ciągłą linię. Rowerzystę w teorii można wyprzedzić, ale pamiętając o obowiązkowym odstępie 1 metra od niego.
Należy także pamiętać o tym, czym w ogóle jest pas ruchu. Jak czytamy w ustawie Prawo o ruchu drogowym (art. 2, ust. 7):
Pas ruchu – każdy z podłużnych pasów jezdni wystarczający do ruchu jednego rzędu pojazdów wielośladowych, oznaczony lub nieoznaczony znakami drogowymi.
Kierowcy często zapominają, że pasy ruchu nie muszą być wyznaczane przez żadne znaki. Jeśli jezdnia jest na tyle szeroka, by zmieściły się na niej dwa pojazdy wielośladowe obok siebie, to jest to jezdnia dwupasmowa, a jeśli zmieszczą się trzy, to trzypasmowa. Kierowcy muszą wyobrazić sobie te pasy ruchu i starać się jechać zgodnie z nimi.
Można więc, jeśli trafi się na odpowiednio szeroki pas ruchu, uznać, że są to dwa pasy i mamy do czynienia z drogą jednojezdniową, czteropasmową. Wtedy wyprzedzanie jest dozwolone, nawet jeśli oba kierunki oddzielone są podwójną linią ciągłą.
Pamiętajmy, że zwykle podwójna ciągła linia jest namalowana po to, żeby uchronić kierowców przed niebezpieczeństwem. Na przykład przed wyprzedzaniem, podczas gdy jadący z przodu kierowca zaczyna skręcać w lewo.
Jaki mandat za wyprzedzanie na podwójnej ciągłej linii?
Podwójna ciągła linia to „taryfa ulgowa” dla kierowców jeszcze z jednego powodu. Wyprzedzanie pomimo znaku zakaz wyprzedzania, wiąże się z mandatem w wysokości 1000 zł. Natomiast przejechanie przez podwójną ciągłą linię to mandat „tylko” 200 zł. Zwykle policjanci nakładają jednak większą karę, bo w grę wchodzą także inne wykroczenia wykonane niejako „przy okazji” przez kierowców i przekroczenie, czy jazda na podwójnej ciągłej jest wówczas najmniejszym problemem. Tak się stało w przypadku tego kierowcy, który musiał zapłacić aż 2500 zł mandatu.
Wśród plusów instalacji LPG wymienia się w pierwszej kolejności chociażby mniejsze koszty eksploatacji przy relatywnie większym zużyciu, czy aspekty związane z bardziej ekologiczną jazdą. Czy gaz w samochodzie ma wpływ na jego żywotność? Jak jest w rzeczywistości?
Gaz w samochodzie – ile jest instalacji LPG w Polsce?
Według Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, obecnie w Polsce aż 2,5 mln samochodów zasilanych jest gazem LPG. Aktualna sytuacja na rynku paliw często zmusza kierowców do poszukiwania tańszych i efektywniejszych rozwiązań. Jednym z nich jest właśnie wymiana instalacji na gazową. Czy to faktycznie wciąż się opłaca?
Cena LPG – sierpień 2022
Cena za autogaz LPG w bieżącym miesiącu wynosi w granicach 3,14 – 3,22 złotych za litr – to prognozowane średnie ceny paliw w tygodniu od 22 do 28 sierpnia 2022 r.
Montaż instalacji LPG – rodzaje i koszty
Instalacje dzielą się na takie, które w samochodzie zostały zamontowane fabrycznie oraz na zainstalowane w późniejszym czasie, np. w warsztacie. Koszt montażu instalacji LPG różni się w zależności od rodzaju samochodu, jak i silnika i oscyluje w przedziale od 2500 (w samochodzie używanym) do nawet 7000 zł. Trzeba pamiętać o tym, że inwestycja w gaz nie zwróci się w momencie samego montażu, a co najmniej w przeciągu kilku miesięcy. Okres ten w ostatnim czasie mocno się skrócił.
Instalacje gazowe rozróżnia się ze względu na rodzaj wtrysku. Samochód wyposażony w bezpośredni wtrysk benzyny, w zależności od warunków i stylu jazdy, będzie spalał zarówno gaz, jak i benzynę w stosunku 80/20. Proporcje w zależności od auta i jego stanu mogą być nieco inne. Generalnie dąży się do minimalizowania ilość spalonej benzyny.
Natomiast auto wyposażone w pośredni wtrysk benzyny, spala tylko i wyłącznie gaz. Auto do jazdy nie potrzebuje zużywać dużo benzyny bądź nie zużywa jej wcale. Paliwo to jednak jest niezbędne do uruchamiania silnika. Da się oczywiście uruchomić motor na gazie, ale może to być szkodliwe dla jednostki napędowej.
Wybór rodzaju instalacji w głównej mierze zależy od rodzaju silnika, jak i przeznaczenia samochodu na co dzień. Niezależnie od wielkości samochodu, duże roczne przebiegi stanowią główny argument za tym, by zamontować instalację gazową do auta.
Jeśli kierowca serwisuje instalację regularnie i we właściwy sposób, prawdopodobieństwo wystąpienia awarii jest stosunkowo niskie. Mechanicy Q Service Castrol zwracają uwagę na to, z jakimi usterkami przychodzą najczęściej właściciele samochodów. W głównej mierze są to drobne uszkodzenia związane m.in. z wtryskami bądź zaworami.
Ze względu na zacieranie się wtrysków, najczęściej awarii ulegają reduktor bądź listwa wtryskowa. Często psują się również zawory i cewki, ale koszt ich wymiany nie jest wysoki – wyjaśnia Marcin Chmielewski z serwisu Auto-gaz Monika Cieszewska w Bielsku-Białej.
Podstawowa diagnostyka w warsztacie i np. wymiana filtrów to koszt ok. 120 złotych.
Czy jazda na gazie jest opłacalna?
Montaż instalacji gazowej wciąż się opłaca. Ma na to wpływ zarówno obecna cena LPG, jak i ogólne koszty instalacji gazowej. Eksperci zauważają, że obecnie kwota ta zwraca się relatywnie szybciej.
Warto zauważyć, że cena za gaz stanowi około połowę minimalnej kwoty benzyny. Dzięki zamontowanej dobrej instalacji gazowej, samochód może palić nawet do 2 l więcej gazu niż benzyny. Zależy to również od rodzaju gazu oraz od tego, czy jest to mieszanka bogatsza bądź uboższa. Jeśli auto pali 8 l benzyny, to nie będzie paliło więcej niż 10 l gazu – tłumaczy Marcin Chmielewski.
Aktualna sytuacja na rynku paliwowym sprawiła, że wśród kierowców jest to coraz częstsza praktyka.
Samochód przeciętnie pali o 15 % więcej gazu niż benzyny. Dla przykładu, przejechanie autem 100 km na benzynie to koszt 50 zł, natomiast z instalacją gazową 27 zł – tłumaczy Artur Fuhrmann z warsztatu Auto Artur Fuhrmann w Jelcz-Laskowicach.
Wśród zalet wynikających z montażu instalacji gazowej w samochodach, oprócz kwestii finansowych, jest także ekologia. Auta zasilane gazem emitują mniej szkodliwych spalin.
Instalacja LPG w dieslu i hybrydzie
Coraz częściej na zasilanie gazowe decydują się właściciele samochodów z napędem hybrydowym bądź z dieslem. Obecnie montaż instalacji LPG w hybrydach jest jak najbardziej możliwy. Stosuje się w tym celu specjalne sterowniki, które pozwalają bardzo szybko przełączyć się na gaz. Gaz w samochodzie hybrydowym ma zalety, m.in. zwiększenie zasięgu samochodu oraz bardziej ekonomiczna i ekologiczna jazda. Takie rozwiązanie przynosi, jak widać wiele korzyści.
W przypadku silników Diesla, montaż instalacji gazowej również jest jak najbardziej realny. W zależności od rodzaju przełączania gazu na olej napędowy i odwrotnie, mechanizm będzie spełniał inne funkcje.
Przy opcji „mono fuel”, do właściwej pracy silnika Diesla niezbędne jest powietrze oraz olej napędowy. Jazda jedynie na gazie jest niemożliwa, o ile właściciel nie wprowadzi zmian konstrukcyjnych silnika, tak by nie doszło do niekontrolowanego samoczynnego zapłonu mieszanki paliwowej. Modyfikacja tego rodzaju silnika jest jednak mało opłacalna dla właściciela samochodu.
Drugim rodzajem instalacji gazowej do diesla jest „dual fuel”, w którym do komory spalania trafia olej napędowy oraz gaz. W tej wersji olej napędowy stanowi do 30% mieszanki paliwowej, a jej niewielką ilość wykorzystuje się do rozpoczęcia procesu spalania. Nie jest to jednak zbyt popularny rodzaj instalacji ze względu na konieczność zainstalowania nowego oprogramowania do systemu sterującego pracą silnika.
Najpopularniejszą i najbardziej korzystną cenowo opcją jest tzw. „diesel gaz”, gdzie silnik jest uruchamiany tylko za pomocą oleju napędowego. Podczas pracy silnika do komory wtryskiwana jest mieszanka gazu i ropy – w tym rozwiązaniu to gaz stanowi do 30% mieszanki.
Wśród korzyści związanych z instalacją gazu w silnikach diesla, można wymienić mniejsze zużycie paliwa, wydłużenie żywotności filtrów DPF i SCR oraz uzyskać wzrost mocy i maksymalnego momentu obrotowego o nawet 30%.
Warto również pamiętać o tym, że gaz w samochodzie generuje dodatkowe koszty przy przeglądzie samochodu na stacji kontroli pojazdów. Przegląd instalacji gazowej kosztuje 120 zł, zaś na stacji diagnostycznej wzrasta o ok. 60 zł.
Olej wymieniać należy po przejechaniu co najmniej 10 000 km, a w przypadku instalacji gazowej zakres ten można zwiększyć nawet do 15 000 km. Olej przy takiej instalacji wolniej się zużywa, a jego spalanie jest zupełnie inne niż w przypadku pracy silnika na oleju napędowym.
Przed podjęciem decyzji o instalacji gazowej, warto rozważyć wszystkie za i przeciw, a w przypadku wątpliwości pomocną może okazać się konsultacja z ekspertem.
Należy pamiętać, że jeśli mamy gaz w samochodzie lub innym pojeździe, to musimy mieć też dokumenty potwierdzające dopuszczenie do eksploatacji zbiornika na gaz. Więcej o tym tu.
Główny Inspektorat Transportu Drogowego, powołany został do kontroli przestrzegania przepisów obowiązujących w zakresie wykonywania transportu drogowego i niezarobkowego przewozu osób i rzeczy. Jego działanie ma na celu przede wszystkim ograniczenie negatywnych zjawisk w transporcie drogowym.
Pakiet mobilności wpłynął na funkcjonowanie Inspekcji Transportu Drogowego, co dało możliwość nakładania bardziej dotkliwych kar na kierowców i przewoźników. Jakie są w 2022 roku uprawnienia Inspekcji Transportu Drogowego? W niektórych sytuacjach służby kontrolne mogą wyłączyć kierowcę z wykonywania zawodu nawet na kilka miesięcy za manipulacje przy tachografach. Co jeszcze może kontrolować Inspekcja Transportu Drogowego, a w którym miejscu kończy się zakres jej uprawień? W jaki sposób nowe przepisy wpływają na polską branżę TSL i co trzeba zrobić, żeby uniknąć wysokich kar?
Kontrola ITD – uprawnienia inspektora
Na początku bieżącego roku, przyjęto nową ustawę zmieniającą uprawnienia Inspekcji Transportu Drogowego, pozwalającą inspektorom wykluczyć kierowców z wykonywania zawodu na wiele miesięcy, jeśli mają oni na sumieniu manipulacje związane z czasem pracy. Podobna sytuacja może spotkać kierowców, którzy w ogóle nie rejestrowali swojej aktywności za pomocą tachografów.
Inspektorzy transportu w początkowej fazie istnienia przepisu z uwagi na niedoskonałości legislacyjne pozbawieni byli możliwości zatrzymywania uprawnień kierowcom, dopuszczającym się manipulacji, niemniej jednak w dość szybki sposób rozwiązano te niedociągnięcie – komentuje Jakub Ordon, regionalny ekspert, Grupa Inelo.
ITD – wysokość mandatów i kary
Nowe uprawnienia Inspekcji Transportu Drogowego sprawiły, w 2022 roku bardzo łatwo jest się narazić na karę. Za przejazd pojazdem ciężarowym czy autobusem po drodze publicznej, bez włożonej karty do tachografu, niezależnie od długości trwania tego zdarzenia, kierowca otrzyma karę w wysokości nie mniejszej niż 2000 zł. Na dodatkową decyzję o nałożeniu kary może liczyć również przewoźnik w wysokości nie niższej niż 5000 zł oraz osoba zarządzająca transportem. Wydaje się, że najbardziej dotkliwą karą dla kierowcy będzie stanowił nowy obowiązek zatrzymania na okres trzech miesięcy uprawnień do prowadzenia wszystkich pojazdów, figurujących w prawo jeździe. Zgodnie z obowiązującymi przepisami możliwe jest również przedłużenie tej decyzji o kolejne pół roku w sytuacji, gdy kierowca ponownie zostanie „złapany” przez służby kontrolne na prowadzeniu jakiegokolwiek pojazdu, nie wykluczając osobówki prowadzonej do celów prywatnych.
W praktyce nieuczciwi kierowcy mogą zostać wykluczeni z zawodu nawet na 9 miesięcy. Przepisy w obecnym kształcie faktycznie spełniają swoją prewencyjną rolę, a w rozmowach z kierowcami zawodowym nie sposób odnieść wrażenie, że polskie prawo na w tym zakresie „dogoniło” Europę. Oczywiście przepis nie został przyjęty przez kierowców z entuzjazmem, lecz nie należy zapominać o celowości wprowadzenia tego rozwiązania, ponieważ ma ono służyć zwiększeniu zachowania bezpieczeństwa w ruchu drogowym oraz walce z nieuczciwą konkurencją w transporcie – dodaje Jakub Ordon, regionalny ekspert, Grupa Inelo.
Uprawnienia Inspekcji Transportu Drogowego – busy na cenzurowanym
Uprawnienia Inspekcji Transportu Drogowego w 2022 roku znacznie poszerzają zakres działania ITD – przybyła możliwość kontrolowania samochodów poniżej 3,5 tony w związku z koniecznością posiadania licencji na przewozy międzynarodowe.
Wcześniej przedsiębiorstwa posługujące się w transporcie pojazdami lekkimi, nie wymagały posiadania specjalnych zezwoleń na prowadzenie działalności, stąd firmy te nie były w kręgu zainteresowań inspektorów transportu drogowego. Inspektorzy ograniczali się do kontroli przepisów ruchu drogowego oraz tonażu – komentuje Jakub Ordon, regionalny ekspert, Grupa Inelo.
Dodaje, że licencja wspólnotowa na transport wiąże się z koniecznością spełnienia nieznanych dotychczas firmom busiarskim obowiązków. Transport do 3,5 tony powoli przeżywa pewnego rodzaju rewolucję, ponieważ przedsiębiorcy będą musieli sprostać min. karom administracyjnym, które w nowym porządku prawnym stawiają ich firmy na równi z transportem ciężkim. Przykładowo przekroczenie dopuszczalnej masy całkowitej o zaledwie „kilogram” ponad dopuszczalną masę całkowitą busa, to kara w wysokości 500 zł. W przypadku wyjścia poza 750 kg dmc przewoźnik zapłaci 2000 zł. Warto zaznaczyć, że jest to zauważalna zmiana w zakresie wzmocnienia działania służb, ponieważ rok wcześniej nienormatywność busów wiązała się jedynie z odpowiedzialnością kierowcy.
Ograniczenia inspektorów za granicą
Pakiet mobilności wprowadził również pewne ograniczenia związane z funkcjonowaniem krajowych służb kontrolnych. Z unijnych przepisów wynika, że możliwości nakładania kar przez polskie służby kontrolne zostały ograniczone w pewnym zakresie i okolicznościach. Dotyczy to głównie incydentów związanych z manipulacją urządzeniami rejestrującymi czas pracy i aktywność kierowców, zaistniałych poza granicami naszego państwa. To wyjątkowa sytuacja, która jest pewnego rodzaju niedoskonałością unijnego systemu prawnego, ale nie powoduje ona paraliżu działań służb kontrolnych, ponieważ spektrum działania inspekcji transportu drogowego jest o wiele szersze.
Te „niedopatrzenie” formalno-prawne wymaga nowelizacji unijnych przepisów, oczywistym jest bowiem fakt konieczność istnienia przepisów, które dają możliwość wykrywania manipulacji i fałszerstw w zakresie czasu pracy kierowców zawodowych na jednolitym poziomie w całej wspólnocie. Obecnie w większości przypadków inspektorzy skupiają się na sprawdzaniu kierowców w systemie bieżących naruszeń, co oznacza, że manipulacja czy fałszerstwo może być wykryte na „gorącym uczynku” – komentuje Jakub Ordon z Grupy Inelo.
Dodaje, że w sporadycznych sytuacjach inspektorzy zagłębiali się w historyczne zapisy istniejące w tachografach, by dowodzić, w czasie kontroli drogowej, istnienia manipulacji wykonanej przykładowo 3 tygodnie przed kontrolą na terenie Francji czy Niemiec.
Kontrola ITD – jak się przygotować?
Ostatnie kilka miesięcy stało pod znakiem zmian w prawie międzynarodowym, co związane było z koniecznością dostosowania prawa krajowego do zapisów, wpływających na kontrole zarówno drogowe, jak i te przeprowadzane w siedzibach przedsiębiorstw. O ile kontrole na trasie wymagają od kierowcy min. udostępnienia inspektorom danych z karty i tachografu oraz podstawowej dokumentacji, te stacjonarne są o wiele dokładniejsze. Polegają między innymi na analizie porównawczej wszystkich danych z tachografów i kart kierowców, jakimi dysponuje przedsiębiorstwo w konfrontacji z danymi pochodzącymi np. z dokumentacji przewozowej z okresu do roku wstecz od dnia podjęcia kontroli przedsiębiorstwa.
Przewoźnicy muszą sprostać również nowym wymogom odnoszącym się do okazywania pełniej ewidencji czasu pracy zatrudnianych kierowców oraz dokumentacji opracowanej przez pracowników w oparciu o art. 12 rozporządzenia 561/2006 , również w zakresie powrotów kierowców trwających do 12 godzin jazdy, do bazy/domu, na odpoczynek tygodniowy – zaznacza Jakub Ordon – oczywiście, jakie dokumenty będą konkretnie interesowały ITD zostanie przedstawione w zawiadomieniu, które otrzymamy listownie, ok. tygodnia do dwóch przed kontrolą – dodaje ekspert.
Obserwując sposób jazdy niektórych rowerzystów, można odnieść wrażenie, że według nich, nie obowiązują ich żadne przepisy. Czasami jednak może się okazać, że jakiś rowerzysta korzysta z wyjątku, jaki przewiduje dla niego prawo, o którym wielu kierujących nie ma pojęcia. Tak jest na przykład z jazdą pod prąd po ulicy.
Czy rowerzysta może jechać ulicą pod prąd?
Rowerzysta zobowiązany jest poruszać się drogą dla rowerów. Jeśli jej nie ma w pobliżu, porusza się ulicą i obowiązują go na niej te same przepisy ruchu drogowego, co innych kierujących pojazdami. Rowerzysta nie może więc jechać na przykład pod prąd. Mimo to niektórzy to robią, głównie na ulicach jednokierunkowych w centrach miast, aby skrócić sobie w ten sposób drogę. To że zajmują niewiele miejsca i z łatwością wyminą się z jadącym z naprzeciwka autem, niczego nie zmienia.
Zdarzają się jednak wyjątki w postaci tak zwanych kotrapasów. One mogą umożliwić rowerzyście legalną jazdę pod prąd.
Co to jest kontrapas dla rowerzystów?
Jak już wspomnieliśmy, rowerzyści co do zasady poruszają się drogami dla rowerów. Czasami zarządca drogi decyduje się zamiast tego, wydzielić dla niech kawałek jezdni, czyli pas dla rowerów.
I tu dochodzimy do sedna. Taki pas dla rowerów może być wyznaczony w sposób niezależny, od organizacji ruchu dla pojazdów silnikowych. Oznacza to, że dana ulica może być jednokierunkowa, ale można wyznaczyć dla niej kontrapas dla rowerów, prowadzący pod prąd.
Zwykle robi się to w centrach miast i na odcinkach z ograniczeniem prędkości do 30 km/h. Chodzi o to, żeby ułatwić życie rowerzystom, ale nie narazić ich na spotkanie z samochodem jadącym z większą prędkością i w przeciwnym kierunku.
Rowerzysta jechał pod prąd ulicą – jak musi zachować się na skrzyżowaniu?
O ile kontrapas pozwala na jazdę rowerzyście pod prąd, o tyle stawia przed nim czasami dodatkowe wyzwania. Na przykład takie, gdy dociera do skrzyżowania. Jak jechać na nim dalej, skoro poruszał się pod prąd?
Zawsze w sytuacjach zwątpienia, powinniśmy najpierw spojrzeć na znaki drogowe. Jeśli kontrapas jest kontynuowany, to powinien w odpowiedni sposób przecinać skrzyżowanie, pozwalając na jazdę wbrew znakom, którym muszą podporządkować się prowadzący pojazdy silnikowe.
Natomiast jeśli skrzyżowanie oznacza także koniec kontrapasa, rowerzysta musi dostosować się do umieszczonych znaków, a w razie ich braku zastosować zasady ogólne Prawa o ruchu drogowym.
Najbardziej torowa wersja „dziewięćsetjedenastki” – Porsche 911 GT3 RS – bardzo różni się od obecnego już na rynku GT3. Więcej wspólnego ma z „rodzeństwem” ze świata motorsportu, czyli modelem 911 GT3 R – łączą go przede wszystkim układy chłodzenia i aerodynamiki. To na tę ostatnią postawiono główny nacisk. Znajdziemy tu wiele elementów odpowiednio kierujących powietrze, z których najbardziej rzuca się w oczy wielki tylny spojler – po raz pierwszy ma ruchome elementy i może pełnić funkcję hamulca aerodynamicznego.
Porsche 911 GT3 RS – centralna chłodnica i seryjny DRS
Zamiast układu trzech chłodnic stosowanych w poprzednich samochodach, nowe 911 GT3 RS bazuje na dużej, ustawionej pod kątem centralnej chłodnicy w przedniej części samochodu. Umieszczono ją tam, gdzie w innych modelach 911 znajduje się bagażnik. W rezultacie wolną przestrzeń po bokach można było wykorzystać na potrzeby elementów aktywnej aerodynamiki. Płynnie regulowane elementy z przodu i na dwuczęściowym tylnym skrzydle, w połączeniu z szeregiem innych rozwiązań aerodynamicznych, przy prędkości 200 km/h zapewniają 409 kg całkowitej siły docisku. Oznacza to, że nowe 911 GT3 RS generuje dwukrotnie większy docisk niż jego poprzednik generacji 991.2 i trzykrotnie większy niż obecne 911 GT3. Przy 285 km/h całkowita siła docisku wynosi 860 kg.
Porsche 911 GT3 RS
W 992 Porsche 911 GT3 RS – po raz pierwszy w seryjnym modelu – zamontowano system redukcji oporu (DRS). Umożliwia spłaszczenie skrzydeł za naciśnięciem przycisku, w określonym zakresie roboczym, pozwalając uzyskać niski opór i wyższą prędkość na prostych odcinkach. Podczas awaryjnego hamowania z wysokiej prędkości aktywowana jest funkcja hamulca aerodynamicznego: elementy skrzydeł z przodu i z tyłu zostają wówczas ustawione w maksymalnej pozycji, tworząc aerodynamiczny efekt opóźnienia, który znacząco wspomaga hamulce kół.
Porsche 911 GT3 RS – aerodynamika
Najbardziej charakterystyczną cechą nowego samochodu sportowego GT jest tylne skrzydło z mocowaniami w kształcie łabędziej szyi, znacząco powiększone we wszystkich kierunkach. Tylne skrzydło składa się z umieszczonego na stałe skrzydła głównego oraz górnego, hydraulicznie regulowanego elementu.
Po raz pierwszy w seryjnym Porsche górna krawędź tylnego skrzydła jest wyższa od płaszczyzny dachu.
Z przodu 911 GT3 RS nie ma już spojlera – zastosowano tu splitter (z ang. rozdzielacz), który „rozdziela” powietrze przepływające nad i pod autem.
Boczne prowadnice powietrza (łopatki) precyzyjnie kierują jego strumień na zewnątrz. Wentylację przednich nadkoli zapewniają żaluzjowe otwory w przednich błotnikach. Dynamiczne ciśnienie w nadkolach zmniejszają wgłębienia za przednimi kołami w stylu kultowego 911 GT1, zwycięzcy maratonu w Le Mans. Umieszczone za nimi prowadnice powietrza mają za zadanie kierować je na bok samochodu.
Porsche 911 GT3 RS
Powietrze z centralnie umieszczonej chłodnicy wypływa przez duże „nozdrza” w przedniej pokrywie. „Płetwy” na dachu kierują powietrze na zewnątrz, aby zapewnić niższą temperaturę na wejściu do tylnych wlotów.
Boczne otwory w tylnych błotnikach służą wyłącznie poprawie aerodynamiki, a nie zasysaniu powietrza procesowego. Z myślą o optymalizacji przepływu także przy tylnych nadkolach znalazły się wgłębienia i prowadnice powietrza. Tylny dyfuzor pochodzi z 911 GT3, został tu jednak nieco zmodyfikowany.
Porsche 911 GT3 RS – zawieszenie
Całkowicie przeprojektowano też zawieszenie, które można teraz regulować niczym w aucie wyścigowym, ale bezpośrednio na kierownicy. Znalazły się na niej pokrętła, pozwalające między innymi na regulowanie odbicia i ugięcia przedniej osi. Możemy także regulować stopień ingerencji kontroli trakcji.
Ponieważ nadkola nowego 911 GT3 RS zmagają się z silnymi przepływami powietrza, komponenty przedniej osi z podwójnymi wahaczami poprzecznymi otrzymały aerodynamicznie profile w kształcie łzy. Efekt: przy maksymalnej prędkości siła docisku przedniej osi wzrasta o około 40 kg. Ze względu na szerszy rozstaw kół (o 29 mm większy niż w 911 GT3) odpowiednio dłuższe są również elementy przednich podwójnych wahaczy poprzecznych.
Aby zapewnić równowagę siły docisku pomiędzy przednią i tylną osią, nawet podczas hamowania z wysokiej prędkości, specjaliści od zawieszenia znacznie ograniczyli występowanie zjawiska „nurkowania” podczas hamowania. W tym celu przedni sworzeń dolnego wahacza umieszczono niżej, a tylna oś wielowahaczowa została wyregulowana – zakres modyfikacji objął zmianę sztywności sprężyn. Również systemy wspomagające kierowcę i skrętna tylna oś zyskały jeszcze bardziej dynamiczną konfigurację.
Porsche 911 GT3 RS – tryby jazdy
Do dyspozycji kierowcy są trzy tryby jazdy: Normal, Sport i Track. W trybie Track podstawowe ustawienia można dostosować indywidualnie, włącznie z kilkuetapową regulacją tłumienia w zakresie odbicia oraz ugięcia przedniej i tylnej osi. Pokrętła na kierownicy pozwalają regulować także pracę tylnego mechanizmu różnicowego. Na kierownicy znalazły się cztery indywidualne pokrętła oraz przycisk systemu redukcji oporu (DRS). W trakcie regulacji obrotowe elementy sterujące mają wyraźną reprezentację graficzną w zestawie wskaźników.
Co więcej, 911 GT3 RS oferuje widok torowy znany już z 911 GT3. Za naciśnięciem klawisza kierowca może zredukować zawartość dwóch siedmiocalowych wyświetlaczy po bokach do najbardziej niezbędnych informacji. Wskaźniki zmiany biegów po lewej i prawej stronie analogowego obrotomierza również zaczerpnięto z GT3.
Porsche 911 GT3 RS – silniki skrzynia biegów
Do napędu wykorzystano, tradycyjnie już, 4-litrowego, wolnossącego, sześciocylindrowego boxera, który w GT3 RS ma 525 KM, a więc o 15 KM więcej, niż w GT3 (uzyskano tu przede wszystkim dzięki nowym wałkom rozrządu ze zmodyfikowanymi profilami krzywek.). Przyspieszenie do 100 km/h trwa 3,2 s, a prędkość maksymalna to „tylko” 296 km/h, ze względu na skrócone przełożenie siódmego biegu.
Układ dolotowy z sześcioma przepustnicami i napęd zaworów wywodzą się ze sportu motorowego.
Siedmiobiegowa przekładnia Porsche Doppelkupplung (PDK) ma krótsze przełożenie całkowite niż ta w 911 GT3. Wloty powietrza w podwoziu dbają o to, by skrzynia wytrzymywała nawet ekstremalne obciążenia podczas częstego użytkowania na torze.
Porsche 911 GT3 RS – hamulce
Na przedniej osi zastosowano aluminiowe, jednoczęściowe, stałe, sześciotłoczkowe zaciski hamulcowe oraz tarcze o średnicy 408 mm. W porównaniu z 911 GT3 średnicę tłoczków zwiększono z 30 do 32 mm. Dodatkowo grubość tarcz wzrosła z 34 do 36 mm. Tylna oś jest nadal zaopatrzona w tarcze o średnicy 380 mm i czterotłoczkowe, stałe zaciski. Opcjonalnie dostępne hamulce Porsche Ceramic Composite Brake (PCCB) korzystają z tarcz o średnicy 410 mm na przedniej osi i 390 mm na osi tylnej. Nowe 911 GT3 RS jest standardowo wyposażone w kute obręcze kół ze stopu metali lekkich, mocowane centralną śrubą.
Porsche GT3 RS 992 osadzono na dopuszczonych do ruchu drogowego sportowych oponach o wymiarach 275/35 R 20 z przodu i 335/30 R21 z tyłu.
Porsche 911 GT3 RS – masa
Porsche 911 GT3 RS jest też wyjątkowo lekkie, dzięki szerokiemu zastosowaniu tworzywa sztucznego wzmacnianego włóknem węglowym. W ramach ekstremalnego pakietu Weissach wykonana z niego jest nawet klatka bezpieczeństwa, co obniża jej masę o 6 kg. Z kolei felgi z kutego magnezu (opcja) są lżejsze o 8 kg. W efekcie to najbardziej ekstremalne Porsche może ważyć jedynie 1450 kg.
Porsche 911 GT3 RS – wnętrze:pakiety Clubsport i Weissach
Jeśli chodzi o wnętrze, nowy samochód sportowy GT jest wykończony w stylu typowym dla RS-ów: jego sportowy charakter podkreśla czarna skóra, materiał Race-Tex i wykończenie z włókna węglowego.
911 GT3 RS bez dodatkowych kosztów jest dostępne z pakietem Clubsport, obejmującym stalową klatkę bezpieczeństwa (przeciwkapotażową), ręczną gaśnicę oraz sześciopunktowe pasy bezpieczeństwa dla kierowcy.
Znacznie więcej elementów zawiera oferowany za dopłatą pakiet Weissach. W tym przypadku przednia pokrywa, dach, elementy tylnego skrzydła i górne partie obudowy lusterek bocznych mają wykończenie z włókna węglowego. Przednie i tylne stabilizatory, tylne łączniki oraz płyta usztywniająca tylnej osi są wykonane z CFRP. Kolejną atrakcją pakietu Weissach są łopatki zmiany biegów PDK w technice magnetycznej, wywodzącej się ze sportów motorowych. Dokładniejszy punkt nacisku i wyraźnie wyczuwalne kliknięcie mają sprawiać, że zmiana biegów staje się jeszcze bardziej dynamiczna.
Porsche 911 GT3 RS – cena w Polsce
911 GT3 RS można już zamawiać w Polsce, a jego cena zaczyna się od 1 232 000 zł. Pakiet Weissach z klatką bezpieczeństwa z włókna węglowego wymaga dopłaty 187 tys. zł.
Asia Aisha ma motocyklową pasję – to w niej odnalazła swoją drogę. Przez naukę jazdy i doskonalenie umiejętności wzmacniała pewność siebie. Podróżowanie po świecie otworzyło przed nią nowe perspektywy, a startowanie w zawodach motogymkhany poprawiło technikę jazdy. Ma ogromne wsparcie swojego męża, z którym dzieli miłość do motocykli i podróżowania.
Dzielisz pasję motocyklową mężem – od czego się zaczęło?
Tak, dzielę pasję motocyklową z mężem i to ona sprawiła, że się poznaliśmy tak naprawdę. Pisaliśmy do siebie w internecie, bo oboje uwielbialiśmy motocykle i Tomek stwierdził, że fajnie byłoby się poznać na żywo, chociażby na jakieś wspólne jeżdżenie. Ja w tym czasie nie miałam swojego motocykla, ale on miał dwa – Hondę CBR 929 i Hondę Hornet 600, która rozmiarowo była w sam raz dla mnie. Tak więc jeździliśmy sobie na jakieś krótkie wypady.
Przyjaźniliśmy się wtedy, a miłość do Tomka przyszła dopiero po kilku miesiącach, jego do mnie też i tak właśnie motocykle nas połączyły. Jeździmy zwykle od marca do grudnia, bliżej domu, jak i na długie wyprawy, także za granicę – uwielbiamy tak spędzać czas. Motocykle to część naszego życia, nasze obrączki również to pokazują, bo są w kształcie sportowych opon motocyklowych.
Tak, mieliśmy akcenty motocyklowe na ślubie. W pierwszej wersji mieliśmy jechać na motocyklach do kościoła, ale kwietniowa pogoda nie była pewna, no i nie chciałam ubrudzić sukni ślubnej czy zniszczyć fryzury i makijażu. Zdecydowaliśmy się więc postawić nasze motocykle przed salą weselną, żeby witały gości weselnych, zapraszając do wspólnego świętowania tego wyjątkowego dla nas dnia. Oprócz tego samodzielnie z mężem upiekliśmy pierniczki w kształcie motocykli i je ozdobiliśmy – każdy z gości dostał na powitanie zestaw z ciasteczkowym Hornetem i CBR-ką. No i oczywiście nie mogło zabraknąć motocyklowego toppera na tort!
Asia Aisha
Twoja przygoda motocyklowa rozkwitła dużo wcześniej?
Od zawsze miałam bardziej męskie zainteresowania, motocykl był jednym z nich. W dzieciństwie też wolałam bawić się swoim zabawkowym motocyklem niż lalkami Barbie. Gdy koleżanki grały w gumę czy klasy, to ja biegałam do mojego wujka, żeby woził mnie po polach na swoim Simsonie. U mnie w rodzinie nie było motocyklistów, a pasja przyszła sama. Od ok. 14 roku życia wiedziałam, że chcę jeździć na motocyklu.
Pierwszy raz jednak sama mogłam tego spróbować dopiero na kursie prawa jazdy, który zaczęłam robić, gdy tylko skończyłam 18 lat (wtedy można było robić kategorię A w tym wieku). Jak tylko po raz pierwszy wsiadłam na motocykl i odkręciłam manetkę, wiedziałam, że już przepadłam i motocykle to jest to! Długo dochodziłam do wprawy, jeśli chodzi o jazdę, bo po zdaniu prawa jazdy jeździłam sama. Tak naprawdę to dzięki mojemu mężowi, jego wskazówkom, pomocy i wielodniowym podróżom – poczułam i zaczęłam opanowywać prawdziwą jazdę.
Asia Aisha – czym jeździłaś wtedy, a czym obecnie?
Zaczynałam od małego Zipp Manic 125, potem jeździłam Suzuki Gladius 650 – oba motocykle nie były całkiem moje, więc ich dla siebie nie wybierałam. Obecnie jeżdżę na wspaniałej (i nie do zdarcia) Hondzie Hornet 600, która należy do mojego męża. Uwielbiam to, że czuję się na niej swobodnie, bez potrzeby obniżania siedzenia, jest wystarczająco zrywna i w moim ulubionym kolorze niebieskim! Brakuje mi w niej tylko wyświetlacza zmiany biegów (zegary są analogowe) i ikonki rezerwy, przez co miałam kilka niespodzianek w podróży (śmiech).
Asia Aisha
Zawsze jeździcie w parze? Jak lubisz spędzać czas na motocyklu?
Zwykle jeździmy w parze, czasem zdarza mi się pojeździć samej, np. załatwiać jakieś sprawy motocyklem. Bardzo rzadko jeździmy w grupie, nie lubię tego, bo nie czuję się wtedy swobodnie. Zloty też raczej omijamy. Dobrze nam się jeździ we dwoje, mamy swoje tempo, wiemy jak i gdzie lubimy jeździć. Od niedawna mamy interkomy, ale już nie wyobrażamy sobie bez nich życia. Wprawdzie przejechaliśmy kilkadziesiąt tysięcy kilometrów bez nich i daliśmy radę, ale nie bez trudności...
Kiedy i dlaczego wciągnęła Was motogymkhana?
Tomek pierwszy raz przeczytał o motogymkhanie w 2015 roku i pojechał zobaczyć te zawody w Łodzi. W następnym roku już wziął w nich udział – raz nawet zdobył drugie miejsce w kategorii Amator i awansował do Pretendentów. Ja przez wiele lat jeździłam z mężem jako kibic i długo się opierałam, chociaż mąż chwalił te zawody, dobre do szlifowania umiejętności, które potem przydają się na drodze. Powstrzymywało mnie to, że nasz motocykl na zawody był tym, którym jeżdżę na co dzień, więc ewentualna wywrotka mogła skutkować brakiem możliwości jazdy nim.
W końcu stwierdziłam, że faktycznie zawody bardzo mogą mi pomóc w rozwoju umiejętności i po kilku treningach nieśmiało wzięłam udział w dwóch rundach w 2019 roku. W 2021 roku wzięłam udział już we wszystkich rundach, a raz udało mi się zdobyć nawet puchar dla najlepszej kobiety zawodów. Ciągle jednak nie startujemy tam „na maksa”, bo MotoGymkhana to raczej taki dodatek do naszej motocyklowej pasji.
Dużo czasu poświęcacie na doskonalenie swoich umiejętności? Zadowoleni jesteście z wyników?
Staramy się jeździć regularnie w zawodach, choć nie mamy za dużo na to czasu (mamy wiele innych pasji) i odpowiedniego miejsca na ćwiczenia. Zawsze doceniamy wszelką możliwości treningu, a potem udziału w zawodach. Oprócz tego zawody są w różnych miastach, do których musimy dojechać i dzięki temu mamy dodatkową wycieczkę motocyklową, a przy okazji możemy coś zwiedzić. Nasza Honda Hornet 600 nie jest specjalnie przystosowana do wyczynowych startów, bo ma jedynie gmole chroniące silnik.
Nie jeździmy też na podkręconych obrotach, aby umiejętności z zawodów przełożyć na codzienną jazdę. To wszystko sprawia, że wyniki nie są zachwycające, często jesteśmy nimi nawet rozczarowani, jednak nie zniechęca nas to, aby ciągle próbować! Traktujemy motogymkhanę nie jak dążenie do osiągania najwyższych wyników na zawodach, ale jako ciągłe doskonalenie siebie w roli motocyklistów. Choć jak idzie bardzo dobrze i pobijamy własne rekordy – to zawsze jest wielka satysfakcja!
Asia Aisha
Z perspektywy czasu i swojego doświadczenia – poleciłabyś takie zawody innym motocyklistkom?
Według mnie, każdy motocyklista powinien raz w życiu wziąć udział w motogymkhanie. Wcale nie trzeba wcześniej trenować, można przyjechać „z ulicy”. A GP8 oraz późniejszy przejazd wyznaczonej trasy jest bardzo fajnym wyznacznikiem aktualnego poziomu umiejętności motocyklowych. Dzięki temu każdy może się dowiedzieć, co warto byłoby poprawić w swojej codziennej jeździe i na co trzeba zwrócić uwagę przy wykonywaniu określonych manewrów. Bardzo korzystnie to działa na późniejszy komfort psychiczny i bezpieczeństwo podczas jazdy – taka świadomość, że z wielu niekomfortowych sytuacji drogowych można się „wybronić”.
Ja sama zauważyłam, po treningach i udziale w zawodach, że mogę trochę bardziej zacieśniać zakręty i szybciej je pokonywać, a trasy z dużą ilością winkli cieszą o wiele bardziej, gdy zna się swoje możliwości. Nie wspominając o tym, że można podpatrzeć technikę jazdy najlepszych zawodników, a nawet podpytać się, poprosić o wskazówki i rady – wszyscy „gymkhanowcy” są bardzo pomocni i chętnie dzielą się swoim doświadczeniem!
Gdzie Was ciągnie? Jakie kierunki motocyklowych wojaży już zrealizowaliście, a jakie macie w planach?
Ciągnie nas wszędzie, gdzie można jeździć na motocyklach i coś pozwiedzać. Jeździmy po całej Polsce i za granicę, również na urlop. Ja się pakuję w plecak turystyczny, który wkładam do worka na śmieci (aby deszcz go nie zlał) i wiążę gumowymi linkami na siedzeniu pasażera. A jadąc we dwoje możemy wziąć więcej bagażu. Podróżujemy skromnie, często mając tylko podstawowe wyposażenie, które daje nam wystarczający komfort, choć czasem chciałoby się go więcej… ale takie są uroki podróży na motocyklach przy ograniczonym budżecie.
Nasza pierwsza większa, podróż przez Bałkany była w 2018 roku i obejmowała: 14 państw w 14 dni i jakieś 6000 przejechanych kilometrów. Rok później odwiedziliśmy Włochy, łącznie z Sycylią, a w 2021 roku Rumunię. Oprócz tego jeździmy w góry i nad morze, a przy każdej okazji zwiedzamy Polskę. Udowadniamy, że nie trzeba mieć pełnego portfela i jeździć najnowszymi motocyklami turystycznymi, żeby zwiedzić trochę miejsc. W planach ciągle nasza piękna Polska, no i jeszcze dużo Europy zostało do zobaczenia…
Jakimi kryteriami się kierujecie przy wyborze trasy np. na urlop?Planujecie wszystkoszczegółowo czy na spontanie w trakcie trasy?
Wszystko zależy od długości podróży, miejsca i celu. Jeśli jedziemy bardziej na zasadzie odpoczynku i przez kilka dni nie planujemy zmieniać miejsca noclegu – to wtedy skupiamy się przede wszystkim na dojechaniu do celu, ewentualnie zahaczeniu o 2-3 miejsca po drodze, bez dłuższego postoju. Potem już na miejscu decydujemy na bieżąco, czy i gdzie będą jakieś szybkie wypady. Jeśli jest to podróż typowo ze zwiedzaniem i poza granicami kraju, to trwa ona zwykle ok. 10-14 dni i jest już planowana pod kątem zobaczenia konkretnych rzeczy, ale bez klepania miejsc noclegowych.
Staramy się zawsze oszacować, ile kilometrów dziennie jesteśmy w stanie przejechać i co po drodze mamy do zobaczenia. Przed taką podróżą przeszukujemy dokładne internet, żeby zrobić sobie mapkę atrakcji wartych zobaczenia i z nią planujemy trasę. Oczywiście nie zawsze wszystko się da zaplanować, często też w drodze coś ciekawego dojdzie lub wręcz przeciwnie – trzeba skrócić trasę (na przykład z powodu załamania pogody, jakiś nieprzewidzianych sytuacji), aby zmieścić się w urlopie. Także nasz podróże są spontaniczno-zaplanowane (śmiech).
Śpicie pod namiotem, gotujecie sami? Jak takie niskobudżetowe wypady wyglądają?
Noclegi rezerwujemy zwykle ok. 2-3 godziny od miejsca, gdzie mamy zamiar zakończyć jazdę tego dnia. Zwykle jest to szukanie okazji na booking.com, bo często udaje się znaleźć w fajnych cenach nocleg na ostatnią chwilę, zwłaszcza że zwykle długie podróże odbywamy poza głównym sezonem (kwiecień, maj, wrzesień). Staramy się też mieć zawsze namiot ze sobą, ale bardziej jako zabezpieczenie, gdyby faktycznie nic w naszych preferencjach nie udało się znaleźć.
Wiadomo, że w namiocie jest taniej, jednak spanie w łóżku z dostępem do prysznica po 300-500 kilometrowej trasie (często w cieple lub deszczu) jest nieocenione i od razu lepiej się jedzie następnego dnia. Oszczędzamy na noclegach, ale nie robimy sobie spartańskich warunków, jeśli nie musimy. Jedzenia jakoś bardzo sobie nie odmawiamy, choć raczej omijamy wykwintne restauracje i stołujemy się w fastfoodach, budkach czy knajpkach. Zwykle też wozimy ze sobą jakieś kabanosy czy inne przekąski i uzupełniamy zapasy w sklepach.
Asia Aisha
Asia Aisha – ile znaczą teraz motocykle w Twoim życiu i jak bardzo je zmieniły? Co Ci daje ta pasja?
Motocykle to nierozerwalna część mojego życia – wielokrotnie wyciągały mnie z dołka psychicznego. Sprawiły, że z nieśmiałej szarej myszki zmieniłam się w bardziej pewną siebie kobietę, która jeszcze wiele razy może pokazać, na co ją stać. Przekraczanie swoich granic i wychodzenie ze stref komfortu nie są już dla mnie tak przerażające, a wręcz motywują do działania. Wspominając czasy szkolne i studiów widzę, jak bardzo się rozwinęłam. Z osoby, która w życiu wszystkiego się bała – stałam się osobą, która pakuje się w paroma niezbędnymi rzeczami w 6000 kilometrową podróż. Jedzie w upale i deszczu, „umiera” z gorąca lub zamarza z zimna, i nie wie, co ją czeka po drodze w obcym kraju.
Zawsze zostają gdzieś te obawy, ale dopóki mam wsparcie męża i chce się przełamywać, to nie prędko zrezygnuje z takiego trybu życia. Motocykl dał mi siłę i chęci do aktywnego życia, wzmocnił mnie fizycznie i psychicznie, pokazując, że nawet jazda w niesprzyjających warunkach pogodowych nie jest tak uciążliwa, gdy w końcu osiągnie się cel podróży i poczuję tą wielką satysfakcję, że „znowu to zrobiłam!”. A z okazji 10 rocznicy zdania prawa jazdy na kat. A zrobiłam sobie nawet tatuaż w kształcie motocykla z grupą krwi i znakiem dawcy. Kocham motocykle – są tak naturalną częścią mojego życia jak oddychanie.
Zacznijmy najpierw od wyjaśnienia sobie, o co w ogóle chodzi z pierwszeństwem łamanym. Zwykle skrzyżowanie wyobrażamy sobie tak, że droga z pierwszeństwem (zwana potocznie „główną”) prowadzi na wprost, a z jej lewej lub prawej strony, znajdują się drogi podporządkowane. Tymczasem pierwszeństwo łamane jest wtedy, gdy droga z pierwszeństwem skręca w lewo lub w prawo, a pozostałe są podporządkowane.
Układ taki dróg nie jest trudny do zrozumienia, a dokładnych ich przebieg jest zawsze wyznaczany stosowanym znakiem T-6 (występującym w różnych wariacjach), który każdy kierowca chyba kojarzy. Ale nie każdy wie, jakie panują wtedy zasady pierwszeństwa.
Kto jedzie pierwszy na skrzyżowaniu z pierwszeństwem łamanym?
Na skrzyżowaniu z pierwszeństwem łamanym pierwszeństwo ma kierujący, znajdujący się na drodze z pierwszeństwem. Logiczne. Ale co jeśli na przykład z niej zjeżdżamy? Spójrzmy na sytuację, wyznaczoną przez znak T-6a:
Wyobraźmy sobie pojazd jadący z dołu – będzie miał on pierwszeństwo przed wszystkimi innymi pojazdami. Dlaczego? Przed tymi z prawej i z góry dlatego, że znajdują się one na drogach podporządkowanych.
Natomiast pojazd nadjeżdżający z lewej strony, znajduje się na drodze równorzędnej, więc zastosowanie mają tu zasady ogólne, a konkretnie zasada prawej ręki. Kierujący pojazdem z lewej strony ma pojazd z dołu po swojej prawej stronie, więc musi mu ustąpić, gdyby ich drogi miały się przeciąć.
Analogicznie sytuacja wygląda w przypadku kierowców na drogach podporządkowanych. Muszą ustąpić pierwszeństwa kierującym z dołu i z lewej strony, natomiast pierwszeństwo między sobą uzgadniają zgodnie z zasadą prawej ręki.
Kiedy używać kierunkowskazów na skrzyżowaniu z pierwszeństwem łamanym?
Używanie kierunkowskazów na skrzyżowaniach z pierwszeństwem łamanym, to kolejny problem, jaki często mają kierowcy. Wynika to z tendencji do wypełniania niewiedzy, błędnie wyciąganymi wnioskami.
Kierowcy często uważają, że jazda po drodze z pierwszeństwem nie wymaga używania kierunkowskazów, bo wszakże nie zjeżdżają na drogę boczną, tylko jadą „główną”. Jeśli natomiast wyobrazimy sobie powyższy znak, ale bez drogi po prawej, co to często robią kierowcy? Jadąc z dołu do góry, używają prawego kierunkowskazu, aby zaznaczyć, że opuszczają drogę z pierwszeństwem. Tymczasem jest to błąd, który może kosztować nawet 200 złotych za błędną sygnalizację zamiaru skrętu.
Bez względu na przebieg drogi z pierwszeństwem, obowiązują nas ogólne zasady sygnalizowania manewrów. A sygnalizujemy zmianę kierunku jazdy, czyli skręt w lewo lub w prawo, natomiast nie sygnalizujemy jazdy na wprost.
Pamiętajmy, że Policja często robi akcję obserwacji naszych zachowań właśnie na skrzyżowaniach (zarówno kierowców, jak i pieszych) i każe mandatami za nieznajomość przepisów w tym względzie. Dlatego warto je przyswoić zawczasu. Niedawno taką akcję przeprowadziła zawierciańska Policja.
Posiadając prawo jazdy kategorii B możemy ciągnąć przyczepy, ale musimy liczyć się z wieloma ograniczeniami w tym względzie. Możemy ciągnąć:
przyczepę lekką (o DMC 750 kg)
przyczepę inną niż lekka, jeśli DMC zestawu nie przekracza 3,5 t
Powyższe przepisy warto rozwinąć, ponieważ na pierwszy rzut oka, mogą wydawać się niejasne. Po pierwsze kierowca mając prawo jazdy kategorii B, może ciągnąć przyczepę o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 750 kg. Rozwijając to – taką przyczepkę może połączyć z dowolnym pojazdem, który można prowadzić mając kategorię B. W sumie więc DMC takiego zestawu to nawet 4,25 t (3500 kg + 750 kg).
Alternatywnie dopuszczalne jest ciągnięcie cięższej przyczepy, ale wtedy dopuszczalna masa całkowita, nie może przekraczać 3,5 t.
Ciągnięcie przyczepy z większą DMC na kategorię B
Nie ma co ukrywać, że powyższe zasady są restrykcyjne i dla wielu osób będą sporym ograniczeniem. Na szczęście nie trzeba wyrabiać sobie kolejnej kategorii prawa jazdy, aby mieć większe możliwości w zakresie ciągnięcia przyczep. Wystarczy zdobyć kod 96.
Mając go możemy ciągnąć przyczepę inną niż lekka, przy dopuszczalnej masie całkowitej zestawu wynoszącej 4250 kg. Trzeba jednak pamiętać, że:
rzeczywista masa całkowita przyczepy nie może przekraczać rzeczywistej masy całkowitej samochodu
stosunek dopuszczalnej masy całkowitej (DMC) samochodu do DMC przyczepy musi wynosić 1,33:1
W tym przypadku konieczne jest więc trochę matematyki, ale nieskomplikowanej. Przykładowo, jeśli nasza przyczepa ma dopuszczalną masę całkowitą wynoszącą 1700 kg, to potrzebujemy samochodu o DMC przynajmniej 2261 kg.
Niewątpliwym plusem kodu 96 jest to, że nie musimy iść na żaden specjalny kurs. Wystarczy zdanie egzaminu, kosztującego 170 zł.
Jakie przyczepy można ciągnąć z kategorią B+E?
Kierowcy mający największe potrzeby, muszą zapisać się na kurs pozwalający na uzyskanie kategorii B+E. Wtedy DMC przyczepy może wynosić nawet 3,5 t, a co za tym idzie, cały zestaw może ważyć nawet 7 ton.
Ponadto kategoria B+E pozwala ciągnąć pojazdem wolnobieżnym nawet dwie przyczepy.
Co zrobić, kiedy auto się pali? Nie zaczynaj od gaszenia!
Jaka powinna być pierwsza reakcja na widok pożaru samochodu, którym jedziemy? Nie powinno to być, wbrew pozorom, jego gaszenie. Po pierwsze powinniśmy się jak najszybciej zatrzymać i zgasić silnik, a następnie upewnić się, czy wszyscy opuścili pojazd.
Samochód powinniśmy starać się zatrzymać w miejscu bezpiecznym. Z dala od budynków czy innych pojazdów, żeby nic innego nie mogło się od niego zapalić. Najlepiej też gdyby było to miejsce, do którego łatwo dojedzie wóz strażacki, który powinniśmy wezwać jak najszybciej.
Oczywiście, jeśli nie będziemy widzieli w pobliżu miejsca „idealnego”, zatrzymajmy się gdziekolwiek. To bardzo istotne, ponieważ z każdą chwilą ryzykujemy, że dym zacznie dostawać się do kabiny i zagrozi naszemu bezpieczeństwu.
Czy gaśnica samochodowa pozwala ugasić pożar samochodu?
Brzmi to trochę absurdalnie, ale ugaszenie pożaru samochodu gaśnicą samochodową jest bardzo trudne. Standardowa gaśnica kilogramowa ma w sobie proszku gaśniczego na kilka sekund. Wystarczy na drobne źródło ognia, ale nie kiedy ten już zacznie się rozprzestrzeniać.
Ważne jest, żeby zapoznać się z instrukcją używania naszej gaśnicy, aby na wypadek pożaru użyć jej natychmiast i w sposób prawidłowy. Nawet jeśli nie ugasimy przy jej pomocy ognia, zawsze spowolnimy jego rozprzestrzenianie i zyskamy odrobinę cennego czasu w oczekiwaniu na przyjazd straży pożarnej. Warto też poprosić innych kierowców o pomoc i użyć ich gaśnic.
Jak używać gaśnicy samochodowej?
Na rynku można spotkać dwa rodzaje gaśnic samochodowych. Pierwsza, prostsza konstrukcyjnie, ma nabój z CO2 i trzeba ją przygotować do pracy. Po zdjęciu zabezpieczenia, naciskamy delikatnie rączkę, aby gaz zaczął się wydostawać i wytworzył ciśnienie. Trwa to kilka sekund. Dopiero wtedy środek gaśniczy zostanie wystrzelony pod dużym ciśnieniem i będzie maksymalnie skuteczny.
Łatwiej obsługuje się gaśnice, mające stałe ciśnienie, co poznamy po umieszczonym na nich zegarze (manometrze). Po odbezpieczeniu natychmiast gaszą z pełną skutecznością.
Strumień środka gaśniczego powinniśmy kierować bezpośrednio na źródło ognia, a gaśnicę starać się trzymać pionowo. Szczególnie pierwszy ich typ jest na to wrażliwy i trzymając ją na przykład do góry dnem, wiele nie zdziałamy.
Często zdarza się, że źródło ognia znajduje się pod maską, co wymaga od nas szczególnej ostrożności. Jeżeli ją po prostu podniesiemy, dostarczymy nagle sporej dawki tlenu, która podsyci pożar, a buchający nagle ogień i dym mogą być dla nas groźne. Dlatego powinno się jedynie uchylić maskę na tyle, aby wprowadzić tam strumień środka gaśniczego.
Czy palący się samochód może wybuchnąć?
Zapalające się, a następnie wybuchające samochody żyją na szczęście niemal wyłącznie w wyobraźni reżyserów kina akcji. Paliwo jest oczywiście łatwopalne, a samochody wyposażone w instalację LPG mają nawet dwa potencjalne źródła wybuchu. Na szczęście zbiorniki są na tyle dobrze zabezpieczone, że ryzyko takie właściwie nie występuje.
Mimo tego powinniśmy być bardzo ostrożni na wypadek pożaru samochodu. Ogień oraz unoszący się dym mogą być dla nas szkodliwe, więc jeśli nasze próby gaszenia auta się nie powiodły i pożar zaczął się rozprzestrzeniać, odejdźmy na bezpieczną odległość i czekajmy na przyjazd służb.
Jest to szczególnie istotne w przypadku nowszych samochodów, mających w układach klimatyzacji czynnik 1234yf. Wprowadzony pod pretekstem ekologii, a przy okazji bardzo drogi, jest również łatwopalny i bardzo toksyczny (wydziela fluorowodór). Informację o jego obecności w naszym aucie znajdziemy pod maską i jeśli został zastosowany, powinniśmy być szczególnie ostrożni i ostrzec także przybyłych na miejsce strażaków.
Co zrobić, gdy uda się ugasić pożar samochodu?
Jeśli źródło ognia było niewielkie, jest możliwe, że samodzielnie ugasicie samochód. Co zrobić w takiej sytuacji? Pod żadnym pozorem nie wolno kontynuować podróży. Nie wiemy co spowodowało pożar i jakie podzespoły zostały przy okazji uszkodzone. Próbując ponownie uruchomić pojazd, ryzykujemy własnym bezpieczeństwem, dalszym uszkodzeniem auta, a nawet ponownym pożarem.
W przypadku najmniejszego nawet ognia, należy wezwać lawetę i odstawić samochód do serwisu w celu dokładnego przeglądu, ustalenia źródła pożaru i wykonania niezbędnych napraw.
Bilet parkingowy to zmora kierowców. Często traciło się czas, aby pójść do parkomatu, wnieść opłatę za pomocą wpisania numeru rejestracyjnego, a następnie powrotu do auta, aby wyłożyć w widocznym miejscu bilet. Teraz ta konieczność powrotu do auta i wyłożeniu za szybą biletu została zniesiona.
Obowiązek zatknięcia biletu parkingowego był wpisany do regulaminu SPPN (Strefa Płatnego Parkowania Niestrzeżonego). Był także obowiązek znakowania samochodu informacją o korzystaniu z płatności mobilnych. Od 15 sierpnia Zarząd Dróg Miejskich w Warszawie wykreślił taki obowiązek z regulaminu, więc wykładanie w widocznym miejscu biletu zakupionego w parkomacie nie jest już konieczne.
Od 15.08 nie ma już potrzeby wykładania biletu parkingowego za szybę. Ten obowiązek został wykreślony z regulaminu #SPPN wraz obowiązkiem znakowania samochodu informacją o korzystaniu z płatności mobilnych. Dzięki przejściu w całości na system e-kontroli jest to po prostu zbędne. pic.twitter.com/VO27Af3tq6
Gdy korzystaliśmy natomiast z wnoszenia opłat za parkowanie online, za pomocą mobilnych płatności, to trzeba było oznaczyć pojazd, np. za pomocą naklejki na szybę samochodu informującej o tym, że korzystamy z danej aplikacji czy usługi. Teraz również nie ma takiej konieczności.
Brak biletu parkingowego za szybą – i słusznie
ZDM tłumaczy swoją decyzję przejściem na system e-kontroli, co oznacza, że obecnie po zaparkowaniu samochodu i opłaceniu postoju w parkomacie automatycznie numer rejestracyjny naszego auta jest widoczny online do kontroli. Samochody, które monitorują daną przestrzeń miejską sprawdzają, czy określony numer rejestracyjny ma wniesioną opłatę.
E–kontrola to weryfikacja, która odbywa się w Strefie Płatnego Parkowania Niestrzeżonego. Jest realizowana przez służby miejskie przy pomocy samochodów elektrycznych wyposażonych w kamery i czujniki umieszczone na dachu pojazdu. Po sczytaniu numeru rejestracyjnego przez system zainstalowany w pojeździe w komputerze jest sprawdzana zdalnie informacja, czy dane auto ma opłacony postój czy nie. Jeśli kierowca nie uiścił opłaty automatycznie jest nakładany mandat – obecnie wynosi 300 złotych (lub 200 zł jeśli zapłacimy do 7 dni po wystawieniu opłaty dodatkowej, czyli mandatu).
Opłata parkingowa w Warszawie – bilet parkingowycena
Obecnie za postój w Warszawie należy zapłacić:
za pierwszą godzinę – 4,50 zł
za drugą godzinę – 5,40 zł
za trzecią godzinę 6,40 zł
za czwartą i kolejne godziny po 4,50 zł
Samochody elektryczne i motocykle są w Warszawie zwolnione z opłat za postój w SPPN.
Jak kupić bilet parkingowy online – na dwa sposoby
Obecnie można opłacić postój w SPPN poprzez dwie aplikacje: MobiParking (firmy SkyCash) i moBILET (firmy Mobile Traffic Data). System płatności mobilnych zapisany w regulaminie SPPN to zdalny sposób wnoszenia opłat za postój pojazdu za pomocą urządzenia mobilnego i technologii mobilnych, umożliwiających rozliczanie za rzeczywisty postój pojazdu, z uwzględnieniem opłaty minimalnej, na zasadach określonych przez operatora tych płatności.
Wielu kierowców nie chce pamiętać, że chodnik to część drogi przeznaczona do ruchu pieszych. Kierujący często w obawie o swój samochód wjeżdża na chodnik za głęboko, nie pozostawiając pieszym wymaganego 1,5 m. Tymczasem zaparkowanie pojazdu w nieprawidłowy sposób nie jest kwestią drobnej niedogodności dla przechodniów. Jeśli nie zadbamy, aby mieli oni odpowiednią ilość miejsca, niejednokrotnie zmuszamy dziecko czy osobę z niepełnosprawnością ruchową do zejścia na jezdnię, co może być śmiertelnym zagrożeniem. Czasami osobie poruszającej się na wózku czy rodzicowi z wózkiem dziecięcym w ogóle uniemożliwiamy poruszanie się po danym odcinku. Nietrudno też wyobrazić sobie strach osób niewidomych, które z powodu braku miejsca zostają zmuszone do zejścia z chodnika na jezdnię, aby ominąć przeszkody.
Wjazd do strefy oznakowany jest znakiem drogowym D-44 „strefa płatnego parkowania” wraz z tabliczką informującą o sposobach opłat za postój. Wyjazd z SPPN oznakowany jest znakiem D-45 „koniec strefy płatnego parkowania”.
Pożar w samochodzie to widok rzadki, ale podczas ciepłych miesięcy zdarza się częściej. Letnie upały są częstą przyczyną rozprzestrzeniania się pożarów, jak to miało miejsce w czeskiej Szwajcarii, gdzie strażacy wiele dni walczyli o uratowanie parku narodowego. W czasie upałów kierowcy powinni być świadomi, że samochody mogą być źródłem zagrożenia pożarowego. Według statystyk Państwowej Straży Pożarnej w poprzednich latach dochodziło do około 8 tysięcy pożarów samochodów osobowych rocznie. Podczas gdy niektóre pożary samochodów są spowodowane kolizjami, częściej jednak są one wywołane usterkami technicznymi.
Samochody zapalają się z kilku powodów, ale większość z nich można uniknąć. Oto najczęstsze przyczyny pożarów aut w Polsce.
Wyciek paliwa
Benzyna i olej napędowy są łatwopalne, a do rozpalenia ognia wystarczy niewielka iskra. Źródłem wycieków paliwa są luźne połączenia w układzie paliwowym, stare przewody paliwowe, wadliwe uszczelki lub po prostu zepsute części.
Pożar w samochodzie – przegrzanie
Benzyna ulega samozapłonowi w temperaturze około 300°C, płyn hamulcowy w około 280°C, a olej automatycznej skrzyni biegów ulega samozapłonowi w temperaturze około 320°C. Oznacza to, że mogą one zapalić się spontanicznie bez iskry. Przyczyny przegrzania obejmują uszkodzony przekaźnik i wentylator chłodnicy, nieszczelną chłodnicę lub wadliwą pompę cieczy chłodzącej.
Wadliwa elektryka
Źle wykonane lub luźne okablowanie mogą wywołać iskrę i spowodować pożar. Innym powodem jest przeciążenie prądem. Czasami, gdy bezpiecznik się przepali, złym rozwiązaniem jest zastąpienie go bezpiecznikiem o wyższym prądzie znamionowym. Powoduje to przeciążenie prądowe, które może stopić izolację przewodu i stać się zagrożeniem pożarowym.
Źle zamontowane akcesoria
Oprócz złego okablowania, także źle zainstalowane akcesoria stanowią zagrożenie pożarowe. Samo akcesorium jest nieszkodliwe, ale problem zaczyna się od złego poprowadzenia przewodów, omijania bezpieczników i zapotrzebowania na większą ilość prądu.
Wyciek oleju silnikowego
Mimo, że olej silnikowy nie pali się łatwo, to gdy wycieknie do bardzo gorącego kolektora wydechowego, spala się i może doprowadzić do pożaru.
Wypadek drogowy
W przypadku poważnych wypadków przewody paliwowe lub zbiornik paliwa mogą zostać uszkodzone i spowodować pożar. Chociaż nowoczesne samochody są projektowane z myślą o tym i mają bardzo dobrze chronione układy paliwowe, starsze samochody mogą być bardziej narażone na zapalenie się w razie wypadku.
Zaniedbania zwykle prowadzą do częstszego występowania usterek, co może powodować samozapłon samochodu. Dokładny przegląd auta powinien polegać nie tylko na wymianie opon, sprawdzeniu stanu płynu chłodzącego i hamulcowego, amortyzatorów, hamulców, czy wymianie filtrów powietrza oraz paliwa, ale powinien obejmować również sprawdzenie układu paliwowego i elektrycznego. Niestety, jeśli samochód się zapali, uratowanie go jest często bardzo trudne lub wręcz niemożliwe ze względu na krótki czas niezbędny do rozpoczęcia akcji gaśniczej – powiedziała Karolína Topolová, Dyrektor Generalna AURES Holdings, operatora międzynarodowej sieci autocentrów AAA AUTO.
W obecnych temperaturach samochód może stanowić poważne zagrożenie pożarowe. Przy temperaturze zewnętrznej 35 stopni Celsjusza wnętrze zaparkowanego na słońcu samochodu może w ciągu godziny nagrzać się do 47 stopni. Niektóre elementy wnętrza mogą osiągać nawet znacznie wyższe temperatury – na przykład fotele do 51 stopni, kierownica 53, a deska rozdzielcza do 69 stopni. Wtedy w samochodzie może dojść do eksplozji lub samozapłonu różnych przedmiotów, takich jak zapalniczka czy wkład z odświeżaczem powietrza.
Co zrobić jeśli znajdziemy się w płonącym samochodzie? Przede wszystkim ważne jest zachowanie spokoju. Poza tym, jak najszybciej zatrzymaj się w bezpiecznym miejscu, wyłącz silnik i zaciągnij hamulec ręczny. Następnie opuść samochód tak szybko, jak to możliwe, zamykając za sobą drzwi, ponieważ może to pomóc w opanowaniu pożaru. Odsuń się na bezpieczną odległość od samochodu i wezwij służby ratunkowe.
Škoda opublikowała kolejny szkic wnętrza samochodu koncepcyjnego Vision 7S. W pełni elektryczny siedmiomiejscowy pojazd ma minimalistyczne wnętrze, które ma cechować się intuicyjną obsługą. Model ten to zapowiedź nowego języka projektowania marki. Premiera samochodu koncepcyjnego zaplanowana jest na 30 sierpnia br.
Pierwszy opublikowany szkic modelu Vision 7S, który przepowiada nową generację Skody Kodiaq, prezentował dużą przestrzeń dla maksymalnie siedmiu osób, z trzema rzędami siedzeń. Widoczne były także wprowadzone do auta charakterystyczne funkcje zwiększające komfort podróżowania. Nowo zaprezentowana wizualizacja przedstawia symetryczną i szeroko poprowadzoną deskę rozdzielczą, która podkreśla dużą przestrzeń we wnętrzu pojazdu. Przed nią wkomponowany został duży ekran dotykowy, który po raz pierwszy w samochodzie Skody ułożony jest pionowo.
Szkic prezentuje także dotykowy i wirtualny interfejs. Konstrukcja kierownicy została spłaszczona u góry i u dołu, aby zapewnić kierowcy dobry widok na zestaw wskaźników. Pod centralnym wyświetlaczem znajduje się konsola środkowa z trzema dużymi pokrętłami, które wraz z dwoma przyciskami i obrotowym przełącznikiem pod nimi, tworzą panel zarządzania. Poniżej znajdują się specjalne schowki, w których pasażerowie mogą umieścić oraz połączyć swoje smartfony.
Więcej szczegółów dotyczących nowego modelu Skoda poda pod koniec wakacji.
Zachęceni sukcesem akcji „Tankuj korzyści z Shell” na paliwa Shell FuelSave 95 i Shell FuelSave Diesel, Shell postanowił przygotować ofertę na paliwo LPG.
W ramach programu lojalnościowego Shell ClubSmart, obecni i nowi klienci, otrzymają 10 groszy rabatu za każdy litr Shell AutoGas. Liczba i częstotliwość tankowań jest nieograniczona. Jednorazowo można otrzymać rabat za zakup maksymalnie 25 litrów gazu. Akcja potrwa do 30 września 2022 roku.
Rabat 10 groszy na litrze Shell AutoGas obowiązuje przy każdym tankowaniu. Rabat jest naliczany automatycznie, po zeskanowaniu aplikacji lub plastikowej karty lojalnościowej, proporcjonalnie do ilości zakupionego paliwa. Oferta promocyjna jest naliczana od ceny regularnej danego paliwa, obowiązującej na odwiedzanej przez kierowcę stacji Shell. Za każdy litr zatankowany powyżej określonego limitu, kierowca zapłaci po cenie regularnej, obowiązującej na danej stacji Shell.
Program lojalnościowy Shell ClubSmart funkcjonuje na polskim rynku już od ponad 22 lat. Niemal każdy zakup na stacji Shell – od paliw, przez myjnię, po kawę – nagradzany jest punktami, które można wymienić na nagrody. Są wśród nich m.in. bony na zakupy w takich sklepach jak np. Biedronka, EURO RTV AGD, Smyk czy na Allegro. Punktami można również zapłacić za paliwo oraz za inne produkty dostępne na stacjach Shell. Zebrane punkty można przekazać na wybraną organizację charytatywną, np. Polski Czerwony Krzyż czy Fundację DKMS.
Aby dołączyć do Shell ClubSmart trzeba wejść na clubsmart.shell.pl lub pobrać aplikację Google Play lub App Store i wypełnić formularz rejestracyjny. Następnie dodać do swojego konta numer posiadanej plastikowej karty Shell ClubSmart lub wygenerować wirtualną kartę lojalnościową. Każdy nowy klubowicz otrzymuje przy rejestracji 250 punktów.
O tym, dlaczego Polska jest światową potęgą, jeśli chodzi o liczbę aut na LPG czytaj tu.
Problemy z rejestracją samochodów spoza Europy, najczęściej dotyczą osób sprowadzających auta ze Stanów Zjednoczonych oraz Kanady. Znajdziemy tam dobrze znane nam modele, ale czasami w naprawdę dobrych cenach (zwykle dotyczy to aut „po przejściach”), a także samochody nigdy u nas nieoferowane. Obie perspektywy kuszą miłośników motoryzacji, ale większość z nich zdaje sobie sprawę, na przykład z konieczności wymiany przednich reflektorów na asymetryczne. A co z tylnymi kierunkowskazami?
Czy dozwolone są w Polsce czerwone kierunkowskazy?
Najpierw uściślijmy, że czerwoną barwę klosza ma wiele oferowanych samochodów w Europie i to już od lat. Producenci chętnie ujednolicają w ten sposób wygląd pojazdu, unikając stosowania klosza z trzema różnymi barwami.
Przepisy odnoszą się jedynie do wyglądu samego kierunkowskazu, kiedy zostanie już włączony. Rozporządzenie Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych pojazdów jest w tej kwestii jednoznaczne. Kierunkowskazy muszą mieć barwę „żółtą samochodową”. Dlatego samochód mający czerwone kierunkowskazy, nie powinien przejść przeglądu technicznego i przejść procesu rejestracji.
Mam auto z czerwonymi kierunkowskazami – co mogę zrobić?
Jeśli planujecie lub już kupiliście samochód z USA lub Kanady i ma on czerwone kierunkowskazy tylne, macie kilka możliwości.
Jeśli dany model był także oferowany w Europie, możecie poszukać lamp z europejskiej wersji i je zamontować. Takiej przeróbki nikt nie zakwestionuje.
Jeśli dany model nie występował w wersji europejskiej, możecie próbować wymienić żarówkę na żółtą. Niestety uzyskacie wtedy prawdopodobnie barwę pomarańczową i diagnosta będzie mógł odmówić legalizacji takiej przeróbki.
Teoretycznie można próbować przerobić klosz, aby miał żółty kierunkowskaz, ale jest to karkołomne i po takiej ingerencji straci on homologację, więc diagnosta może odmówić podbicia przeglądu.
Możecie poszukać akcesoryjnych, tuningowych lamp do tego modelu, na przykład typu „Lexus look”, czyli z białymi kloszami. Muszą one mieć jednak odpowiednią homologację.
Możecie też próbować uzyskać odstępstwo od warunków technicznych pojazdu.
Jeśli jest to starsze auto i można zarejestrować je jako zabytek, to czerwone kierunkowskazy nie są problemem.
Co to jest odstępstwo od warunków technicznych pojazdu i jak je uzyskać?
Jeżeli posiadacie pojazd nietypowy, pojazd specjalny czy ogólnie pojazd, który nie jest z jakiegoś powodu zgodny z rozporządzeniem w sprawie warunków technicznych pojazdów, możecie wystąpić o potraktowanie waszej sprawy indywidualnie. Czy je uzyskacie na auto z czerwonymi kierunkowskazami? Trudno powiedzieć.
Stosowny wniosek składa się do Dyrektora Transportowego Dozoru Technicznego (od 1 stycznia 2022 roku organem właściwym był Minister Infrastruktury). Do takiego wniosku trzeba dołączyć szereg dokumentów:
Dowód własności pojazdu lub dokument potwierdzający powierzenie pojazdu, o którym mowa w art. 73 ust. 5 – ustawy Prawo o ruchu drogowym;
Zaświadczenie o przeprowadzonym badaniu technicznym pojazdu wskazujące, których warunków technicznych pojazd nie spełnia;
Świadectwo zgodności WE albo świadectwo zgodności wraz z oświadczeniem zawierającym dane i informacje o pojeździe niezbędne do rejestracji i ewidencji pojazdu;
Sprawozdanie z badań potwierdzające spełnienie odpowiednich warunków lub wymagań technicznych w celu dopuszczenia jednostkowego pojazdu w przypadku pojazdu, o którym mowa w art.70zn ust. 2 – ustawy Prawo o ruchu drogowym;
Dokument sporządzony przez jednostkę uprawnioną wskazujący warunki lub wymagania techniczne obowiązujące na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, a niespełnione przez pojazd objęty dopuszczeniem jednostkowym udzielonym na dany pojazd przez właściwy organ państwa członkowskiego Unii Europejskiej, w przypadku pojazdu objętego procedurą dopuszczenia jednostkowego przez Dyrektora Transportowego Dozoru Technicznego;
Oświadczenie producenta pojazdu, opinię jednostki uprawnionej albo opinię rzeczoznawcy samochodowego, o którym mowa w art. 79a – ustawy – Prawo o ruchu drogowym, dotyczące danych technicznych pojazdu w zakresie objętym wnioskiem;
Dowód rejestracyjny kraju poprzedniej rejestracji pojazdu;
Dowód uiszczenia opłaty, za wydanie zezwolenia na odstępstwo;
Wyraźne zdjęcia pojazdu przedstawiające: całą bryłę pojazdu z dwóch przekątnych z przodu i z tyłu, numer VIN albo numer nadwozia, podwozia lub ramy, umieszczony w sposób trwały na nadwoziu, ramie lub innym podobnym podstawowym elemencie konstrukcyjnym, tabliczkę znamionową pojazdu, umiejscowienie kolumny kierowniczej.
Dokładną instrukcję składania wniosku o odstępstwo od warunków technicznych pojazdu oraz wzór tego wniosku, znajdziecie pod tym adresem.
Pieszy to ten, który porusza się na własnych nogach – podpowiada intuicja. Tymczasem Prawo o ruchu drogowym przewiduje znacznie szerszą definicję pieszego. Dlatego zaczynamy od niej, żeby każdy miał świadomość tego, kiedy z prawnego punktu widzenia jest pieszym.
Art. 2, ust. 18 ustawy Prawo o ruchu drogowym mówi:
Pieszy – osoba znajdująca się poza pojazdem na drodze i niewykonująca na niej robót lub czynności przewidzianych odrębnymi przepisami; za pieszego uważa się również osobę prowadzącą, ciągnącą lub pchającą rower, motorower, motocykl, hulajnogę elektryczną, urządzenie transportu osobistego, urządzenie wspomagające ruch, wózek dziecięcy, podręczny lub inwalidzki, osobę poruszającą się w wózku inwalidzkim, a także dziecko w wieku do 10 lat kierujące rowerem pod opieką osoby dorosłej.
Przejdźmy teraz do ruchu pieszych i przypomnijmy, czym jest droga. Droga składa się z jezdni, ale może również z pobocza, chodnika, drogi dla rowerów i tak dalej. To wszystkie wydzielone ciągi komunikacyjne, dla różnych uczestników ruchu.
W przypadku pieszych nie będzie zaskoczeniem, jeśli przypomnimy, że zgodnie z art. 11 ust. 1 Kodeksu drogowego:
Pieszy jest obowiązany korzystać z chodnika lub drogi dla pieszych, a w razie ich braku – z pobocza. Jeżeli nie ma pobocza lub czasowo nie można z niego korzystać, pieszy może korzystać z jezdni, pod warunkiem zajmowania miejsca jak najbliżej jej krawędzi i ustępowania miejsca nadjeżdżającemu pojazdowi.
Zwróćmy uwagę na ostatnie słowa tego przepisu. Pieszy może iść jezdnią, ale musi ustępować miejsca pojazdom. Wielu pieszych po prostu idzie krawędzią jezdni i uważa, że mają pełne prawo z niej korzystać. Mają, ale na pewnych zasadach. Kiedy mija ich pojedynczy pojazd, to nie ma problemu. Ale nie może być tak, że jakiś samochód nie może minąć się z drugim z naprzeciwka, ponieważ idzie pieszy. Pieszy w takiej sytuacji musi zupełnie zejść z jezdni.
Na analogicznych zasadach pieszy może korzystać z drogi dla rowerów:
Korzystanie przez pieszego z drogi dla rowerów jest dozwolone tylko w razie braku chodnika lub pobocza albo niemożności korzystania z nich. Pieszy, z wyjątkiem osoby niepełnosprawnej, korzystając z tej drogi, jest obowiązany ustąpić miejsca osobie poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, kierującemu rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego.
Którą stroną drogi powinien iść pieszy?
Którędy powinien poruszać się pieszy, jeśli nie ma ani chodnika, ani drogi dla rowerów? Powszechną wiedzą jest to, że:
Pieszy idący po poboczu lub jezdni jest obowiązany iść lewą stroną drogi.
Ten zapis warto uzupełnić o jeszcze jeden:
Piesi idący jezdnią są obowiązani iść jeden za drugim. Na drodze o małym ruchu, w warunkach dobrej widoczności, dwóch pieszych może iść obok siebie.
Bardzo ważne jest, aby pamiętać, że pieszy na jezdni jest tylko gościem. Zgodnie z przepisami i dla własnego bezpieczeństwa, nie może zakłócać ruchu pojazdów.
Na koniec przytoczmy jeszcze przepis opisujący sytuację, w której piesi mogą iść prawą stroną jezdni:
Kolumna pieszych, z wyjątkiem pieszych w wieku do 10 lat, może się poruszać tylko prawą stroną jezdni.
Przepisów dotyczących kolumn pieszych jest zresztą znacznie więcej, ale nas dzisiaj interesuje tylko ten jeden aspekt.
Czy pieszy musi nosić odblaski?
To również bardzo ważne zagadnienie. Zgodnie z przepisami, które weszły w życie w 2014 roku, piesi muszą korzystać z odblasków w konkretnych sytuacjach.
Pieszy poruszający się po drodze po zmierzchu poza obszarem zabudowanym jest obowiązany używać elementów odblaskowych w sposób widoczny dla innych uczestników ruchu, chyba że porusza się po drodze przeznaczonej wyłącznie dla pieszych lub po chodniku.
Dodajmy tylko, że o ile w miastach odblaski faktycznie raczej się nie przydają, to idąc przez jakąś niedużą miejscowość lub wieś, naprawdę lepiej mieć na sobie odblaski. W niczym nam przecież nie przeszkadzają, a mogą uratować nam zdrowie i życie.
Mało któremu kierowcy mówi coś oznaczenie G-3 lub G-4, ale krzyż św. Andrzeja jest znacznie lepiej znany. Większość osób automatycznie kojarzy go z przejazdami kolejowymi i jest to właściwe skojarzenie. Ale jak dokładnie powinien zachować się kierowca na widok tego znaku i o czym ów znak go informuje?
Jak czytamy w rozporządzeniu w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
Znaki G-3 „krzyż św. Andrzeja przed przejazdem kolejowym jednotorowym” oraz G-4 „krzyż św. Andrzeja przed przejazdem kolejowym wielotorowym”, wyznaczają miejsce zatrzymania się w związku z ruchem pociągu lub innego pojazdu szynowego na przejeździe kolejowym bez zapór lub półzapór; znaki te informują, że na przejeździe występują odpowiednio jeden lub więcej torów.
Po pierwsze więc, widząc z daleka znak G-3 oraz G-4, wiemy, że zbliżamy się do przejazdu kolejowego. Po drugie pierwszy z nich wskazuje, że przejedziemy tylko przez jeden tor, natomiast drugi (z dodatkową poprzeczką umieszczoną poniżej), oznacza przejazd przez nawet kilka torów.
Trzeba także pamiętać o tym, że w nowym taryfikatorze mandatów pojawiła się jeszcze dwie, bardzo surowe kary, związane z przejazdami kolejowymi. Są to:
naruszenie przez kierującego pojazdem zakazu objeżdżania opuszczonych zapór lub półzapór oraz wjeżdżania na przejazd, jeśli opuszczanie ich zostało rozpoczęte lub podnoszenie ich nie zostało zakończone
naruszenie przez kierującego pojazdem na przejeździe kolejowym zakazu wjazdu za sygnalizator przy sygnale czerwonym, czerwonym migającym lub dwóch na przemian migających sygnałach czerwonych, lub za inne urządzenie nadające te sygnały
W obu przypadkach mandat wynosi 2000 zł, a od 17 września, kiedy wejdzie zasada podwójnego karania, za ponowne popełnienie tego samego wykroczenia w ciągu dwóch lat, mandat wzrośnie do 4000 zł.
Dlatego też zawsze widząc krzyż św. Andrzeja zwolnijcie i dokładnie zorientujcie się w sytuacji. W tym czy są jeszcze jakieś znaki, czy włączona jest sygnalizacja świetlna i tak dalej. Czasem najlepiej jest po prostu zatrzymać się i dokładnie rozejrzeć. Niektóre przejazdy kolejowe mają słabą widoczność, a w razie błędu już nie chodzi o mandat, ale o to, że możemy stracić życie.
Podróż z pupilem w samochodzie jest niesamowitym przeżyciem. W tle leci nasza ulubiona muzyka, słońce zachodzi, szyby są do połowy spuszczone, aby czuć powiew wiatru, a nasz szczęśliwy psiak z wysuniętym językiem leży na naszych kolanach… Tak przynajmniej te sceny wyglądają w filmach, gdzie wolno przewozić psa z przodu samochodu.
W realnym świecie może to wyglądać nieco inaczej, ponieważ nie każdy pies lubi jazdę autem lub jest na tyle aktywny, że wysiedzi długo w jednym miejscu. Ponadto, w prawdziwym życiu, obowiązują nas prawa i obowiązki, które nie pozwalają nam podróżować z psem jak bohaterowie w filmie. Dlatego zanim zdecydujemy się odegrać filmową scenę, zajrzyjmy do ustaw i sprawdźmy, czy pies może jeździć bez zabezpieczeń, na przednich siedzeniach lub na kolanach.
W celu dowiedzenia się jak postępować podczas przemieszczania się samochodem z naszym pupilem powinniśmy zajrzeć do ustawy o Ruchu drogowym. W tym dokumencie powinniśmy znaleźć odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania, które dotyczą poruszania się po drogach. Czy rzeczywiście tak jest? Czy rzeczywiście w ustawie znajdziemy odpowiedzi na wszystkie pytania? Niestety nie zawsze… Przykładem jest właśnie temat poprawnego przewożenia psa w samochodzie. W ustawie nie znajdziemy bezpośrednich artykułów, które mówią jak powinno wyglądać transportowanie psa w samochodzie.
Na takie pytanie jak: czy musimy zabezpieczyć psa w samochodzie, czy pies może jechać z przodu samochodu lub czy pies może siedzieć na naszych kolanach podczas jazdy samochodem – nie znajdziemy odpowiedzi. Ale nie oznacza to, że możemy przewozić psa w dowolny sposób. Policjanci mogą nas ukarać mandatem, jeśli złamiemy pewne zasady. Na jakiej podstawie mogą nas ukarać? Mianowicie w ustawie o Ruchu drogowym wskazuje się przeważnie dwa artykuły, które niejednoznacznie odnoszą się do przewożenia psa w samochodzie. Dodatkowo, w ustawie o ochronie zwierząt znajdziemy kolejny artykuł, który również może nawiązywać do przewożenia psa.
Policjanci podczas kontroli drogowej mogą odnieść się do ustawy o Ruchu drogowym art. 60, który brzmi:
„Zabrania się używania pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu osoby znajdującej się w pojeździe lub poza nim.”
ustawy o Ruchu drogowym art. 61 ust. 2 pkt 3 i 4 oraz ust. 3, które brzmią:
“Ładunek na pojeździe umieszcza się w taki sposób, aby nie utrudniał kierowania pojazdem (…) nie ograniczał widoczności drogi. Ładunek umieszczony na pojeździe powinien być zabezpieczony przed zmianą położenia lub wywoływaniem nadmiernego hałasu.”
oraz ustawy o ochronie zwierząt art. 6 ust. 2, który mówi, że:
„Przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w szczególności transport zwierząt, (…) w sposób powodujący ich zbędne cierpienie i stres.”
Jeżeli przewożenie psa w samochodzie będzie naruszać, któryś z powyższych przepisów, to możemy zostać ukarani przez funkcjonariuszy Policji. W przypadku naruszenia dwóch pierwszych artykułów możemy otrzymać mandat w wysokości od 20 do 3000 złotych. Natomiast, jeśli naruszymy przepisy z ustawy o ochronie zwierząt możemy otrzymać karę pozbawienia wolności do dwóch lat. Aby uniknąć tych nieprzyjemności, musimy wyposażyć się w specjalne akcesoria zabezpieczające psa podczas podróży. Jeśli pies będzie zabezpieczony pasami, włożymy go do transportera, klatki lub specjalnego fotelika, to funkcjonariusze nie powinni mieć podstaw, aby nałożyć na nas jakąś karę.
Wiemy już, czy można przewozić psa z przodu samochodu, ale o czym jeszcze warto pamiętać?
Przewożenie psa w samochodzie – o czym warto pamiętać?
Teoretycznie do przewożenia psa nie jest potrzebne nam nic więcej niż akcesoria do zabezpieczenia go w samochodzie. Ta jedna rzecz wystarczy zwłaszcza, jeśli wybieramy się w krótką trasę, np. do pobliskiego parku lub nad jezioro. Natomiast, jeśli wybieramy się w dłuższą podróż, np. na wakacje na drugi koniec Polski, to warto zabrać ze sobą kilka dodatkowych rzeczy i podczas jazdy przestrzegać kilku zasad. Przydatne rzeczy, które powinniśmy zabrać ze sobą, kiedy zabieramy psa na dłuższą podróż samochodem to:
książeczka zdrowia psa, w której zawarte są najważniejsze informacje o szczepieniach, badaniach i odrobaczeniach. Najważniejszą informacją jest szczepienie przeciwko wściekliźnie, które jest wymagane w Polsce i wielu innych krajach.
środki na chorobę lokomocyjną – warto je zabrać ze sobą szczególnie, kiedy po raz pierwszy zabieramy pupila w dłuższą podróż, ponieważ nie wiemy jak pies znosi podróż samochodem
miska z wodą – pies powinien mieć stały dostęp do wody, aby się nie odwodnić
numer telefonu do weterynarza – jeśli nie mamy jeszcze zapisanego numeru telefonu do weterynarza, który dba o zdrowie naszego pupila, to warto w końcu ten numer zapisać. Ponadto przed wyjazdem na wakacje warto wyszukać gabinet weterynarii w miejscu, w którym zamierzamy się zatrzymać i również zapisać sobie dane kontaktowe tego gabinetu
ulubiona zabawka psa – dla umilenia psiakowi podróży
Natomiast zasady, których powinniśmy przestrzegać podczas przewożenia psa w samochodzie to:
nie podawanie psu karmy tuż przed podróżą, ponieważ karma może się nie przyjąć w żołądku psa i wylądować na tapicerce naszego samochodu
spokojna i płynna jazda – lepiej unikać gwałtownych hamowań i przyspieszeń, ponieważ pies może czuć się wtedy niekomfortowo, przez co pies może się stresować i mieć mdłości
nie otwierać szeroko okien, ponieważ pies może przeziębić uszy lub przez nie wyskoczyć
robić częste postoje, aby pies mógł załatwić swoje potrzeby fizjologiczne
zabezpieczyć psa (przypiąć pasami, włożyć do klatki lub transportera itp.) – co jak już wiadomo jest konieczne, jeśli chcemy uniknąć mandatu i uratować psu życie, jeśli doszłoby do wypadku
Czy pies może siedzieć na kolanach podczas jazdy?
Wiem, że bliskość pupila umila nam podróż, ale w czasie jazdy nie możemy trzymać psa na kolanach. Praktykując takie zachowanie świadomie narażamy psa na cierpienie, ponieważ w razie wypadku moglibyśmy go nie utrzymać, przez co pies uderzyłby z dużą siłą o deskę rozdzielczą lub szybę. W najgorszym scenariuszu pies mógłby wylecieć przez szybę i prawdopodobnie nie przeżyłby już tego. W tym ujęciu nie możemy przewozić psa z przodu samochodu.
Ponadto, jeśli trzymamy psa na kolanach jako kierowca to może on nam zasłaniać drogę, co może opóźnić nasz czas reakcji lub przeoczymy jakiś kluczowy znak, np. znak ustąp pierwszeństwa. Pies może również wskoczyć łapami na kierownice, która pod wpływem ciężaru psa może skręcić w którąś stronę. Wówczas bardzo łatwo o wypadek, ponieważ możemy nie zdążyć odbić kierownicą w drugą stronę lub jeśli jest ślisko, to możemy stracić panowanie nad pojazdem.
Natomiast, jeśli trzymamy psa na kolanach jako pasażer, to pies również może wskoczyć na kolana kierowcy, pod jego nogi lub zaczepiać kierowcę, co może prowadzić do niebezpiecznych sytuacji na drodze. Ponadto trzymając psa na kolanach podczas jazdy możemy otrzymać mandat, ponieważ funkcjonariusze mogą m.in. stwierdzić, że używamy pojazd w sposób zagrażający bezpieczeństwu innych uczestników ruchu.
Czy można przewozić psa z przodu samochodu?
Odpowiedź na główne pytanie dzisiejszego artykułu brzmi – czy można przewozić psa z przodu samochodu – to TAK. Pies może być przewożony z przodu samochodu, ale pupil nie może być puszczony luzem oraz nie może on siedzieć na kolanach kierowcy – o czym wyżej pisałam. Podczas transportowania psa na przednim siedzeniu musimy go zabezpieczyć – ten obowiązek oczywiście funkcjonuje również na tylnych siedzeniach. Przydatne nam w tym będą specjalne akcesoria, które służą do zabezpieczenia psa w samochodzie, takie jak: szelki i pasy, fotelik dla psa oraz transporter.
Zabezpieczając psa za pomocą któregoś z tych rozwiązań uniemożliwiamy mu swobodne przemieszczanie się wewnątrz auta, przez co nie będzie nas dekoncentrował i stwarzał niebezpiecznych sytuacji, np. pies puszczony luzem może wskoczyć nam w okolice pedałów uniemożliwiając wciśnięcie któregoś z nich. W dodatku niezabezpieczony pies podczas wypadku lub nawet ostrego hamowania może spaść z fotela i zrobić sobie krzywdę lub nawet wypaść przed szybę i tego nie przeżyć. Jeśli decydujemy się na przewożenie go z przodu pojazdu, to może to się odbywać tylko i wyłącznie, kiedy pies jest zabezpieczony i nie siedzi na naszych kolanach – nie ważne czy jesteśmy kierowcą czy pasażerem.
Reasumując – możemy przewozić psa z przodu samochodu, ale musi on być zabezpieczony. Wówczas będziemy przestrzegać najważniejszego przepisu, przez co podczas kontroli drogowej funkcjonariusze nie powinni mieć zarzutów co do sposobu przewożenia psa. Dzięki czemu nie otrzymamy mandatu i szczęśliwi oraz bez strat finansowych będziemy mogli kontynuować swoją podróż z najlepszym przyjacielem u boku. Aby dowiedzieć się więcej o tym, czy można przewozić psa z przodu samochodu i jakie stanowisko ma ten sprawie Policja, warto kliknąć i zapoznać się z tym artykułem.
Infinix Mobile rozpoczyna swoją ekspansję w Europie, debiutując na rynkach polskim, rumuńskim oraz czeskim i wprowadzając pierwsze modele ze swojego portfolio. W sprzedaży są już smartfony Infinix, m.in. z serii Hot. Mają się wyróżniać ciekawym designem, wydajnymi podzespołami, pojemną baterią i dobrymi aparatami fotograficznymi.
Infinix – narodowość i pochodzenie marki
Marka Infinix Mobile – chiński producent telefonów komórkowych – powstała po nabyciu francuskiej firmy Sagem Wireless w 2011 roku. Obecnie przedsiębiorstwo ma siedzibę w Honkongui jest spółką zależną od Transsion, czyli dużego, chińskiego koncernu z Shenzhen, zajmującego się produkcją telefonów komórkowych, w skład którego wchodzą także marki Itel i Tecno.
Obecnie Infinix Mobile ma lokalne oddziały w ponad 60 krajach, a na przełomie lipca i sierpnia 2022 przedsiębiorstwo weszło do Polski i Czech. Od dziś rusza oficjalna sprzedaż smartfonów Infinix.
Od 2018 roku Infinix ma partnerstwo z Google, a jego smartfony są oparte o system operacyjny Android.
Infinix projektuje, produkuje i sprzedaje smartfony, głównie kierowane do młodzieży – mają wyglądać modnie, być wydajne i przystępne cenowo.
Użytkownicy, zwłaszcza ci młodzi, szukają coraz bardziej wydajnych, a jednocześnie przystępnych cenowo urządzeń mobilnych. Ten trend zamierza wykorzystać w Polsce Infinix. Obecnie skupiamy się na smartfonach z serii HOT, których atutami są pojemna bateria czy dobrej jakości aparat fotograficzny. Równocześnie to nie koniec nowości z naszej strony, w najbliższym czasie pojawią się w naszej ofercie kolejne modele, przeznaczone dla innych segmentów rynku – mówi Ryszard Lindner, Country Manager na Polskę i Kraje Bałtyckie w Infinix Mobile.
Każdy ze smartfonów Infinix Hot jest dostępny w różnych wariantach pamięci. Wszystkie telefony Inifinix są wyposażone w gniazdko słuchawkowe. W aktualnej ofercie jest również model Smart 6 HD.
Infinix Model HOT 11S NFC – cena i opis
Model HOT 11S NFC można kupić w cenie od 949 zł, w zależności od pamięci. Nowe smartfony – wg informacji producenta – zostały wyposażone w aparaty zaprojektowane z myślą o robieniu dobrej jakości zdjęć w różnych warunkach oświetleniowych, również wieczorem i w nocy.
Model ten został wyposażony w procesor MediaTek Helio G88 oraz 6,78-calowy wyświetlacz FHD+, wykonany w technologii IPS z częstotliwością odświeżania 90 Hz. Z kolei bateria 5000 mAh z funkcją szybkiego ładowania 18W pozwala zwiększyć poziom naładowania baterii o 50 proc. w 50 minut. Smartfon działa w oparciu o system operacyjny XOS 7.6, stworzony przez Infinix na bazie Androdia. Moduł NFC daje możliwość płatności zbliżeniowych.
Bateria o pojemności 5000 mAh z technologią Power Marathon
XOS 7.6
NFC
LTE Cat. 4
gniazdo słuchawkowe
Infinix HOT 11
Z kolei model HOT 11 wyróżnia pojemna bateria 6000 mAh oraz duży w swojej kategorii ekran o przekątnej 6,82 cala. Za HOT 11 zapłacimy od 899 zł w zależności od pamięci.
Twórcy nowych smartfonów położyli duży nacisk na design dopasowany do młodych ludzi. Obecnie modele HOT 11S NFC i HOT 11 są dostępne w kolorze Polar Black. Oprócz tego model HOT 11S NFC jest dostępny w kolorze Green Wave, a HOT 11 w Turquosie Cyan i Exploratory Blue. Model HOT 12i można kupić w wariantach kolorystycznych Horizon Blue oraz Racing Black, a Smart 6 HD w Force Black.
Zarówno HOT 11S NFC jak i HOT 11 mają potrójny obiektyw 50 MPx z szeroką przysłoną F1.6. Z przodu jednego i drugiego modelu umieszczono szerokokątny aparat 8 MPx do zdjęć typu selfie, który współpracuje z podwójną diodą oświetleniową do zdjęć wieczorem i w nocy. Oba modele są wyposażone w aplikację WeZone, która pozwala posiadaczom smartfonów Infinix grać w wieloosobowe gry bez dostępu do sieci – zastosowane do tego celu rozwiązanie wykorzystuje hotspot.
Smartfony Infinix – pojemność i ładowanie baterii
Smartfony Infinix są reklamowane jako urządzenia z wydajną baterią, umożliwiają długą pracę i szybkie ładowanie. Zastosowana w nich technologia Power Marathon pozwala na – wg producenta – 25 proc. dłuższą pracę baterii w trybie awaryjnym, czyli dodatkowe 2 godziny połączeń przy 5 proc. zużyciu mocy baterii.
Marka rozwija technologię superszybkiego ładowania i w drugiej połowie roku planuje zaprezentować technologię 180W Thunder Charge, która pozwoli naładować baterię o pojemności 4500 mAh do 50 proc. w zaledwie 4 minuty.
Smartfony Infinix – cena w Polsce
Premierowe modele HOT 11S NFC i HOT 11 są dostępne w cenie od 899 złotych w zależności od modelu oraz pamięci.
Smartfon Infinix – gdzie kupić?
Smarfony Infinix są dostępne w następujących lokalizacjach:
Allegro – Strefa Marki
Euro RTV AGD
Komputronik
Media Expert
Neonet
TECHWISH
x-kom
Smarfony Infinix – serwis w Polsce
Obsługę serwisową urządzeń Infinix w Polsce zapewnia S.B.E. Polska, polsko-francuska firma operująca na rynku serwisowym urządzeń GSM. Współpracuje z wiodącymi producentami telefonów i elektroniki użytkowej.
Jak wiadomo, moc ładowania aut elektrycznych na stacjach z prądem przemiennym bywa zmorą fanów elektryków. Bo co z tego, że wyszukamy stację, która ma oferować moc do 50 kW, a „leci” np. 23 kW? Cóż to efekt wielu zmiennych i wyjaśnimy to w innym artykule, ale dziś do klientów sieci Greenway dotarła informacja, że firma – największy operator punktów ładowania w Polsce – właśnie przeprowadza przebudowy swoich stacji ładowania w celu zwiększenia mocy tych stacji i poprawy jakości usług.
Greenway zwiększa moc do 200 kW
Czy Greenway zwiększa moc na wszystkich stacjach?
W informacji czytamy:
Z tego też powodu, dostęp do poszczególnych lokalizacji może być ograniczony.
To ta gorsza część informacji dla wszystkich tych, którzy są „przywiązani” do ładowania swoich samochodów elektrycznych na określonych stacjach, bo tylko niektóre są przebudowane. Niestety, nie da się zwiększyć mocy na stacjach za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i musi to się dziać sukcesywnie. Związane jest to także z wyłączeniem takiego punktu z użytku. Jednocześnie nie jest do końca zasadne, zwiększanie mocy we wszystkich lokalizacjach. Zatem gdzie się należy spodziewać takiej mocy?
Greenway 200 kW – na jakich stacjach uzyskamy taką moc?
Ale są też dobre wiadomości! Firma poinformowała także, że już dziś może się pochwalić zwiększeniem mocy do 200 kW i ponownym udostępnieniem stacji ładowania w następujących lokalizacjach:
Dyskont Paliwowy Citronex Zgorzelec
Hotel Sójki Kutno 200 kW
W najbliższym czasie Greenway rozpocznie przebudowę w lokalizacjach:
Restauracja Stare Jabłonki Pikutkowo
Galeria Solna Inowrocław
Kaufland Elbląg
Aby dowiedzieć się więcej o przeprowadzanych przebudowach, można sprawdzić je na stronie firmy w sekcji „Aktualności” w portalu klienta.
Na pytanie czym się różni benzyna Pb 95 od 98, większość kierowców bez wahania odpowie, że liczba przy oznaczeniu benzyny, wskazuje na jego liczbę oktanową. Czy lepsza jest większa? Bez wątpienia. A co daje paliwo wysokooktanowe? Tu już zaczynają się schody.
Częstą odpowiedzią jest kojarzenie oktanów z kalorycznością paliwa. Im ich więcej, tym więcej energii można uzyskać podczas spalania. Tymczasem nie o to tutaj chodzi, a o odporność na spalanie stukowe.
Co to jest spalanie stukowe?
Aby dobrze zrozumieć różnice między benzyną 95 i 98, trzeba zrozumieć zjawisko spalania stukowego. W dużym uproszczeniu, kiedy tłok w cylindrze znajduje się w górnym położeniu, mieszanka paliwowo-powietrzna zostaje zapalona od iskry wytwarzanej przez świecę. Moment ten jest bardzo precyzyjnie określony.
Jeśli nie będzie, może dojść do samozapłonu mieszanki, spowodowanego dużym ciśnieniem lub zbyt wysoką miejscową temperaturą. Taki niekontrolowany wybuch nazywany jest właśnie spalaniem stukowym. W nowoczesnych samochodach nie jest ono problemem, ponieważ komputer sterujący zapłonem, potrafi dostosowywać go do panujących warunków.
Dzięki większej odporności benzyny Pb98 na spalanie stukowe, sam proces spalania może przebiegać dłużej i płynniej, poprawiając wydajność silnika. Czy to oznacza, że tankując paliwo wysokooktanowe, poprawimy możliwości jednostki napędowej?
Czy można tankować benzynę 98 zamiast 95 i na odwrót?
Co do zasady nie ma przeciwskazań, żeby tankować benzynę 98 zamiast 95. Samochód sam wykryje inne parametry paliwa i odpowiednio dostosuje kąt wyprzedzenia zapłonu. Nie ryzykujemy więc uszkodzeniem niczego, ale przy tym niczego nie zyskujemy. Silnikowi nie przybędzie nagle koni mechanicznych, ponieważ paliwo ma więcej oktanów. Silnik zestrojony do optymalnej pracy na benzynie 95, nie będzie działał lepiej na 98.
Z kolei tankując benzynę 95 zamiast 98, także nie powinniśmy w żaden sposób uszkodzić elementów silnika. Lecz jednostka zestrojona do pracy na paliwie wysokooktanowym, nie będzie wtedy działać w pełni swoich możliwości. Różnice są jednak niewielkie, szczególnie że benzynę 98 producenci zalecają do faktycznie mocnych wersji, więc większość kierowców nie odczuje żadnej zmiany. Pamiętajmy jednak, że silnik nie pracuje wtedy w najbardziej optymalnych dla siebie warunkach, więc choćby z tego powodu, nie warto oszczędzać, skoro zdecydowaliśmy się na samochód, do którego producent zaleca benzynę 98.
Czy można mieszać benzynę 95 i 98?
Co w sytuacji, kiedy jeździliśmy na paliwie o jednej liczbie oktanowej, a potem zalaliśmy takie o innej? Czy możemy zatankować na próbę benzynę Pb 98, jeśli wcześniej tankowaliśmy 95? Nie ma z tym najmniejszego problemu, podobnie jak z odwróconą sytuacją.
Tak jak wspomnieliśmy, komputer sterujący zapłonem odpowiednio dostosowuje się do paliwa i nie jest tak, że ma tylko dwie „pozycje” – 95 i 98 oktanów. Nie musimy się więc obawiać mieszania paliw o różnej liczbie oktanowej.
Telefon jako nawigacja rowerowa nie jest niczym nowym. Czy zatem telefon jako nawigacja motocyklowa też się sprawdzi? Cóż, motocykliści dzielą się na fanów urządzeń do nawigacji i fanów aplikacji do wytyczania tras w telefonach. Jedni i drudzy potrafią sypać argumentami jak z rękawa, dlaczego ich urządzenie ma wyższość nad innymi. W tym artykule skupimy się jednak na tym, jak telefon sprawdza się w roli nawigacji na motocyklu.
Smartfon na motocykl – zalety nawigacji w telefonie
Na korzyść planowania trasy w telefonie przemawia m.in.:
łatwa obsługa i planowanie tras,
bogata baza punktów POI,
określenie natężenia ruchu w czasie rzeczywistym (także informacji o wypadkach),
przystępna cena smartfonów w porównaniu do markowych urządzeń nawigacyjnych,
możliwość otrzymywania informacji o kontrolach drogowych,
łatwe wykluczenie płatnych odcinków dróg,
szybkie znajdowanie ocen i cen danej atrakcji.
Jaki telefon na motocykl?
Telefon jako nawigacja motocyklowa przede wszystkim powinien być osobnym urządzeniem, a nie naszym telefonem podstawowym, którego używamy do codziennych rozmów, obsługi kont społecznościowych i płatności. Wynika to z tej prostej przyczyny, że telefon na motocyklu nigdy nie będzie w stu procentach bezpieczny. Można go zgubić, przegrzać, zalać, rozjechać, zepsuć przez wstrząsy. Z tego samego powodu najlepiej wybrać model „pancerny” – odporny na wstrząsy i warunki atmosferyczne. Obecnie rynek jest zalany tanimi telefonami o zwiększonej odporności. Takie telefony oferują takie marki jak np. Ulefone, Hammer, Cubot, Doogee, Oukitel, BlackView.
Taki odporny na wszystko telefon na motocykl nie potrzebuje dodatkowego, ochronnego etui i świetnie! Bo właśnie takie uchwyty, gdzie telefon szczelnie zapinamy w etui, są główną przyczyną ich przegrzewania się. Nie musimy się też martwić o to, że urządzenie zamoknie w deszczu, ani o jego uszkodzenia, gdy z motocykla spadnie. Im lepsza jakość i jasność ekranu, tym lepsza będzie widoczność wskazówek nawigacji, podczas słonecznego dnia. Na refleksy i odblaski pomaga matowa folia zabezpieczająca ekran.
Telefon jako nawigacja motocyklowa to jak widać dobre rozwiązanie, ale przy jego wyborze warto się przyjrzeć wielkości baterii, choć nie będzie miało to znaczenia, jeżeli mamy możliwość ładowania urządzenia na motocyklu podczas jazdy przez złącze USB. O uchwytach motocyklowych do telefonu pisaliśmy tu:
Współpraca ekranu dotykowego z rękawicą motocyklową też może być różna i warto to sprawdzić. Coraz więcej producentów rękawic, do swoich modeli, dodaje (na palcu) materiał ułatwiający korzystanie z telefonu. Gorzej jest, gdy pada deszcz, ponieważ krople padające na ekran mogą zaburzać współpracę rękawicy z telefonem. Pomóc tu może:
zmiana kąta położenia urządzenia,
ochrona telefonu przez szybę motocykla,
zastosowanie specjalnego, wodoodpornego etui z możliwością obsługi smartfona.
Darmowy internet w telefonie. Roaming a nawigacjamotocyklowa
Gdy rozważamy telefon jako nawigacja motocyklowa to musimy wiedzieć, że takie dodatkowe urządzenie to oczywiście konieczność wykupienia dodatkowej karty SIM. Można ją dostać w jakiejś promocji u operatora, jednak zwykle wiąże się to z opłatami każdego miesiąca. Można wybrać ofertę na kartę, jednak nadal będziemy tam płacić także za możliwość wykonywania połączeń. My rekomendujemy kartę aero2, która daje wprawdzie możliwość korzystania z darmowego Internetu, ale nieprzerwanie jedynie przez godzinę. Na szczęście sam Internet można zakupić w pakietach na 30 dni za:
Karta aero2 – pakiety
5 zł (3 GB),
10 zł (7 GB),
30 zł (30 GB),
50 zł (70 GB).
Na nawigację podczas wyjazdów weekendowych zwykle wystarcza pakiet najniższy.
Sama procedura otrzymania karty jest dość kłopotliwa, bo dokumenty trzeba przesyłać pocztą wraz z potwierdzeniem opłaty (20 zł depozytu + przesyłka). Teraz procedura uzyskania karty aero2 została uproszczona. Robi się to raz, a z karty korzystać można cały czas, z dowolnej długości przerwami w doładowywaniu.
Ważne! Aero2 nie działa poza granicami kraju, a po przekroczeniu granicy trzeba się liczyć ze wzrostem opłat za internet, gdy korzystamy z polskich kart SIM.
I na to jest rozwiązanie – w mapach Google dowolny fragment mapy można ściągnąć na urządzenie i korzystać z niego nadal w wersji offline, choć musimy się liczyć z brakiem informacji o natężeniu ruchu czy wypadkach.
Aplikacje na motocykl – trasy z atrakcjami, radarami, noclegami, kumplami
Nawigacja powinna prowadzić do celu – to wiadomo – jednak zwykle motocyklista nie chce do niego dotrzeć najkrótszą drogą. Jeden woli trasy kręte, inny nieutwardzone, a jeszcze inny chce zwiedzić po drodze jakieś ciekawe historyczne miejsca. Możliwość dopasowania nawigacji pod własne preferencje dają właśnie aplikacje, które można wgrać na smartfona. Tu nie trzeba się ograniczać do jednej nawigacji producenta, bo możemy korzystać i testować różne, a także wspomagać się innymi aplikacjami np. pogodowymi, noclegowymi.
Popularne mapy Google mają ten plus, że zawierają niezliczoną liczbę punktów wartych odwiedzenia wraz z opisem, zdjęciami, oceną i linkami. Jeżeli szukamy noclegów i miejsc z gastronomią to podobnie – znajdziemy tam ich charakterystykę, a nawet przykładowe ceny. Inne propozycje nawigacji, które możecie przetestować to np.:
Maps.me,
Waze,
Sygic,
Calimoto,
TomTom MyDrive (z możliwością wytyczania krętych tras),
Rever,
AsmAnd.
Do spania pod namiotem przydają się aplikacje typu „park4night” czy „Grupa Biwakowa”. Dla tych, co nie chcą kolekcjonować punktów i mandatów (a coś im to nie wychodzi) polecamy aplikację Yanosik. Do skutecznego omijania frontów burzowych przydaje się RainViewer.
Aplikacje dla motocyklistów:
MyRide,
Diablo Super Biker (rejestratory parametrów jazdy),
Tortuga Friends (szukanie kumpli do jazdy),
MotoSave (wzywanie pomocy),
EatSleepRIDE,
Riser (rejestrator i społeczność motocyklowa),
Biker Buddy (miejsca dla motocyklistów),
Relive (historia trasy z multimediami).
Do wyboru, do koloru!
Telefon jako nawigacja motocyklowa
Smartfony towarzyszą nam każdego dnia, dlatego ich obsługa stała się banalna i intuicyjna. Telefon w roli nawigacji nie wymaga od nas uczenia się obsługi nowego urządzenia, a także łatwo można rozwiązać jakiegokolwiek problem z nim związany. Wielofunkcyjne narzędzie, jakim niewątpliwie jest smartfon, wkrótce może wyprzeć z rynku urządzenia dedykowane tylko do jednej czynności, czyli właśnie nawigacji. Powyższe powody użytkowania telefonu jako nawigacji motocyklowej przeważają szalę na korzyść właśnie tego rozwiązania.
Temat rowerzystów jeżdżących w mieście zawsze budzi emocje kierujących samochodami. Pamiętajmy, że zarówno jedna, jak i druga grupa ma swoje racje, a wszystko regulują przepisy. Jak więc powinien zachować się rowerzysta na przejściu dla pieszych, a właściwie przed nim? Czy musi zsiąść z roweru, aby pokonać pasy na piechotę trzymając rower u boku, czy też może wjechać na przejście dla pieszych na rowerze?
Widok jadącej na rowerze osoby po pasach potrafi rozsierdzić kierowców aut. Czy słusznie? Co mówi prawo?
Przejeżdżanie rowerem po przejściu dla pieszych – co mówią przepisy?
Rowerzysta na przejściu dla pieszych przepisy
Rowerzyści co do zasady nie mogą poruszać się chodnikiem i nie mogą korzystać z przejść dla pieszych. Jest to zresztą jasno napisane w art. 26, ust, 3, pkt. 3 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
Kierującemu pojazdem zabrania się jazdy wzdłuż po chodniku lub przejściu dla pieszych, z zastrzeżeniem art. 33 ust. 6, art. 33a ust. 2 oraz art. 33b ust. 2.
Przypomnijmy tylko, że rower także kwalifikuje się jako „pojazd”, więc powyższy zapis dotyczy również rowerzystów. W sposób jednoznaczny więc nie mogą oni poruszać się po przejściu dla pieszych, więc pojedynczy rowerzysta na przejściu dla pieszych musi iść pieszo.
Czy rowerzysta może przejeżdżać przez przejście dla pieszych? Mandat
Wiemy już, kiedy rowerzysta może przejeżdżać przez przejście dla pieszych, a teraz dowiedzmy się, jaka kara grozi za złamanie przepisów w tym względzie. Wraz z wprowadzeniem nowego taryfikatora mandatów od 1 stycznia 2022 roku, bardzo zaostrzono kary, za wykroczenia wobec pieszych. Wśród zmienionych kar jest również ta, która nas teraz interesuje.
Za jazdę po chodniku lub przejściu dla pieszych, otrzymamy 1500 zł mandatu. To także wykroczenie, które będzie od 17 września podlegało tak zwanej recydywie. Za ponowne jego popełnienie w ciągu dwóch lat, zapłacimy już 3000 zł.
Powyższe stawki dotyczą jednak tylko kierowców pojazdów silnikowych. Rowerzystom grozi za to jedynie 50-100 zł mandatu. Rowerzysta na przejściu dla pieszych ma więc e pewnym sensie taryfę ulgową.
Kiedy rowerzysta na przejściu dla pieszych może jechać?
Przepisy przewidują wyjątki od zakazu poruszania się rowerem po chodniku, do których odniesienia znajdują się zresztą w cytowanym wcześniej fragmencie Kodeksu drogowego. Żaden z nich jednak nie porusza kwestii korzystania z przejść dla pieszych.
Wśród wspomnianych wyjątków jest między innymi taki, jaki znajdziemy w art. 33, pkt. 5, ust. 1:
Korzystanie z chodnika lub drogi dla pieszych przez kierującego rowerem jest dozwolone wyjątkowo, gdy opiekuje się on osobą w wieku do lat 10 kierującą rowerem.
Taki zapis wynika z tego, że wspomniane dziecko traktowane jest jako pieszy, co wprost wynika z definicji pieszego:
Osoba znajdująca się poza pojazdem na drodze i niewykonująca na niej robót lub czynności przewidzianych odrębnymi przepisami; za pieszego uważa się również osobę prowadzącą, ciągnącą lub pchającą rower, motorower, motocykl, hulajnogę elektryczną, urządzenie transportu osobistego, urządzenie wspomagające ruch, wózek dziecięcy, podręczny lub inwalidzki, osobę poruszającą się w wózku inwalidzkim, a także dziecko w wieku do 10 lat kierujące rowerem pod opieką osoby dorosłej.
Płynie z tego oczywisty wniosek, że taki mały rowerzysta, może korzystać z przejść dla pieszych. A jego opiekun? Może on jechać chodnikiem, a także lewą stroną jezdni, jeśli dana droga nie ma chodnika, a więc także porusza się wtedy jak pieszy.
Przepisy milczą za to w kwestii pozwalania opiekunowi dziecka do lat 10, na korzystanie z przejść dla pieszych. Z tego wynikałoby, że dziecko może jechać, a dorosły musi zatrzymać się, zsiąść z roweru, przeprowadzić go, a następnie wsiąść i… prawdopodobnie ruszyć w pogoń za małym cyklistą. Taki przepis byłby zupełnie nieżyciowy, podobnie jak egzekwowanie go. Niestety nigdzie nie jest napisane, że opiekun rowerzysty, definiowanego jako pieszy, także staje się w myśl przepisów pieszym, więc twardej podkładki, w postaci odpowiedniego paragrafu, nie ma.
Rowerzysta a przejście dla pieszych
Pamiętajmy zawsze, że niezależnie w jakim celu ktoś korzysta z roweru, czy jest dzieckiem, czy dorosłym, to poruszając się jednośladem należy do grupy niechronionych uczestników ruchu drogowego i należy zachować podczas mijania go, wyprzedzania, czy przepuszczaniu na przejściu dla pieszych wyjątkową ostrożność.
Rowerzyści są niechronionymi uczestnikami ruchu drogowego bo nie są chronieni osobistymi środkami technicznymi, takimi jak poduszka powietrzna czy pasy bezpieczeństwa, a w kontakcie z samochodem, przy dużej prędkości kolizyjnej, doznają poważnych obrażeń ciała albo nawet ponoszą śmierć.
Przejście dla pieszych a rowerzysta? Pamiętajmy, że rowerzysta może jechać po chodniku lub po drodze dla pieszych wyjątkowo, gdy:
opiekuje się osobą w wieku do lat 10 kierującą rowerem;
szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów jest dozwolony z prędkością większą niż 50 km/h, wynosi co najmniej 2 m i brakuje wydzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla rowerów,
warunki pogodowe zagrażają bezpieczeństwu rowerzysty na jezdni (śnieg, silny wiatr, ulewa, gęsta mgła).
81 lat na rynku – tyle zajęło Jeepowi przejście od produkcji docenianych na polu walki pojazdów wojskowych, do aut używanych na co dzień, chwalonych za solidne wykonanie. Przez lata amerykańska marka ukierunkowała była na grupę docelową kierowców, szukających samochodu dobrze sprawdzającego się zarówno w aglomeracji, jak i w terenie. Teraz, ze względu na ogólnoświatowy trend, także Jeep skręca w stronę elektromobilności. Najświeższym tego przykładem jest nowa technologia e-Hybrid, którą zastosowano w dwóch modelach, które znamy od roku. To Jeep Renegade e-Hybrid i Jeep Compass e-Hybrid.
Dlaczego Jeep chwali się hybrydą, skoro to ma już hybrydy w swoich samochodach? Sama zadawałam sobie to pytanie! Odpowiedź okazała się prosta – e-Hybrid to nieco inny rozwiązanie, niż obecny na rynku 4xe.
Jeep Renegade e-Hybrid
Jeep Renegade e-Hybrid i Jeep Compass e-Hybrid – technologia
Przede wszystkim mamy tu do czynienia z napędem wyłącznie na przód, podczas gdy w 4xe napędzane są obie osie. Po drugie, podczas gdy 4xe dostępne jest w modelach Renegade, Compass oraz Wrangler, technologię e-Hybrid znajdziemy, póki co, tylko w dwóch pierwszych pojazdach. Po trzecie – ani Renegade, ani Compass w wersji e-Hybrid nie ma dodatkowych klap, skrywających gniazda do ładowania.
E-hybrid to tzw. miękka hybryda. Silnik spalinowy jest tu wspomagany przez dwa akumulatory. Wraz z prezentacją tego rozwiązania Stellantis zaprezentował w Jeepie swój nowy, czterocylindrowy silnik benzynowy o pojemności 1,5 litra z turbodoładowaniem.
Serce obu modeli z e-Hybrid ma moc 130 KM oraz 240 Nm maksymalnego momentu obrotowego, co umożliwia osiągnięcie prędkości maksymalnej 191 km/h (Renegade) i 193 km/h (Compass). W obu przypadkach pierwsza setka gości na liczniku po około 10 sekundach. Ten dość długi czas jest bardzo odczuwalny, a odmiany e-Hybrid zdecydowanie nie należą do najbardziej dynamicznych na rynku w tym segmencie. Szczerze mówiąc, wydały mi się powolne i tym bardziej smuci mnie fakt, że w chwili obecnej, jeśli zależy nam na jednostce spalinowej, w katalogach obu modeli nie przewidziano napędu o większym potencjalne mocy i momentu.
Układ e-Hybrid obejmuje też wspomniane wcześniej dwie jednostki elektryczne 48-woltowe. Jedną z nich zamontowano w tunelu centralnym pomiędzy przednimi siedzeniami, natomiast drugą umieszczono w 7-biegowej, dwusprzęgłowej skrzyni.. Generując moc 20 KM i 135 Nm momentu, to właśnie ten „generator prądu” odpowiada za boost momentu obrotowego podczas ruszania.
Silniki elektryczne działają podobnie jak w innych tego typu hybrydach. Angażowane są przy minimalnych prędkościach i odpowiadają m.in. za uruchamianie i ruszanie samochodu oraz odzyskiwanie energii przy hamowaniu.
Jeep Renegade e-Hybrid i Jeep Compass e-Hybrid – wrażenia z jazdy
Po kilkudziesięciu przejechanych kilometrach – Renegadem oraz Compassem – muszę przyznać, że zastosowana technologia nie wpływa na komfort prowadzenia samochodu i sprawia, że jazda faktycznie odbywa się płynnie. Jednocześnie, przy właściwym, pełnym cierpliwości traktowaniu, realnie przekłada się na relatywnie niskie zużycie paliwa. W obu autach spokojna jazda po mieście i drogami podwarszawskimi zaowocowała zużyciem na poziomie 5,7-6,3 litra. Jeśli natomiast – na siłę – będziecie starali się wyrwać moc z silnika, spodziewajcie się wzrostu tej wartości do okolic nawet 10 litrów na 100 km.
Jeep Renegade e-Hybrid i Jeep Compass e-Hybrid w wersji Upland
Na prezentacji oba modele pojawiły się w wersji specjalnej Upland – jest ukłonem w stronę ochrony środowiska. Może rzeczywiście przypaść do gustu wszystkim „ekofreakom”. Wyróżnia ją nowy i bardzo atrakcyjny, szaro-błękitny lakier Matter Azur, dostępny wyłącznie w tej wersji. Karoserię zdobi czarny dach oraz czarne, błyszczące felgi 17-calowe (Renegade) lub 18-calowe (Compass). We wnętrzu natomiast goszczą detale w kolorze kawowego brązu, imitujące metal. Nie mogło zabraknąć też materiałów pochodzących z recyklingu.
Lepiej pod względem wykończenia wnętrza wypada oczywiście Compass, w którym na desce rozdzielczej znalazło się o wiele więcej miękkich materiałów. To sprawia, że kabina jest bardziej przytulna niż plastikowy kokpit Renegade’a.
Ciekawostką są fotele. Wykończone zostały ekoskórą oraz materiałem z włókien polimerowych. I teraz uważajcie – te włókna pochodzą z recyklingu, a do ich wytworzenia użyto tworzyw wyłowionych z morza!
Jeep Renegade e-Hybrid i Jeep Compass e-Hybrid – cena w Polsce
Według statystyk prezentowanych podczas jazd testowych, w 2022 roku co trzeci Jeep sprzedawany w Europie i co czwarty w Polsce był zelektryfikowany. Dlaczego najpierw nie zaprezentowano miękkiej hybrydy, a potem jej naturalnego zastępcy w postaci technologii plug-in? Nie wiem.
Modele Jeep Renegade e-Hybrid i Jeep Compass e-Hybrid skierowane są raczej do osób spokojnie poruszających się głównie w mieście, cechujących się dużą dozą cierpliwości. 130 KM mocy to niedużo, nawet mieście, a brak napędu na obie osie odbiera to, czym marka zasłynęła na całym świecie – doskonałe właściwości terenowe. Żałuję też, że w ofercie (na ten moment) nie przewidziano mocniejszych wersji, choć rozumiem, że w tych modelach chodziło tez o uzyskanie możliwie niskiego zużycia paliwa i sporego zasięgu auta. Poza tym, odkładając na chwilę na bok technikalia, trzeba przyznać, że testowane samochody w wersji specjalnej Upland są po prostu atrakcyjne i mogą się podobać.
W przypadku kupna Renegade’a z najtańszą wersją wyposażenia Longitude należy szykować 124 900 zł. Kolejna opcja to wariant 1.6 MJD w wersji Limited. Upland kosztuje minimum 146 500 zł, natomiast topowy wariant „S” wyceniono na 153 200 zł.
W przypadku Compassa jest odrobinę drożej. Zastosowanie technologii e-Hybrid w tym modelu wymaga dopłaty w stosunku do napędu konwencjonalnego – należy tu wydać minimum 149 900 zł, w wersji Upland 177 600 zł, natomiast topowe wyposażenie „S” wycenione zostało na 186 100 zł.
Według aktualnych katalogów, żaden z tych modeli nie oferuje układu mocniejszego niż 130 KM. Wyjątkami są jedynie odmiany 4xe…
Czy e-Hybrid w Jeepach ma szansę na sukces? Czas pokaże!
Wyprzedzanie na przejściu dla pieszych – kiedy jest zakazane?
W większości sytuacji wyprzedzanie na przejściu dla pieszych innego pojazdu, jest bardzo niebezpieczne, dlatego też przepisy jednoznacznie to regulują. W art. 26, ust. 3 Prawa o ruchu drogowym, czytamy:
Kierującemu pojazdem zabrania się:
1) wyprzedzania pojazdu na przejściu dla pieszych i bezpośrednio przed nim, z wyjątkiem przejścia, na którym ruch jest kierowany
2) omijania pojazdu, który jechał w tym samym kierunku, lecz zatrzymał się w celu ustąpienia pierwszeństwa pieszemu
Podkreślić więc trzeba, że wyprzedzanie na przejściu dla pieszych jest zakazane nie tylko na samych pasach, ale także przed nimi. Ponadto nie wolno omijać pojazdu, który zatrzymał się przed pasami i przepuszcza pieszego.
Proste? Wbrew pozorom nie do końca i wielu kierowców ma problemy z rozumieniem tych przepisów. Oto dlaczego.
Czym jest manewr wyprzedzania?
Sporo polskich kierowców ma przyzwyczajenia i skojarzenia z czasów, kiedy w Polsce dominowały drogi jednopasmowe. Dlatego wyprzedzanie kojarzą z sytuacją, w której zjeżdżają na przeciwległy pas ruchu i przejeżdżają obok wolniej poruszającego się pojazdu, który znajdował się przed nimi. Tymczasem definicja wyprzedzania jest znacznie prostsza:
Wyprzedzanie – przejeżdżanie (przechodzenie) obok pojazdu lub uczestnika ruchu poruszającego się w tym samym kierunku.
Wyprzedzać możemy więc inny pojazd także na drodze dwupasmowej. Jeśli on jedzie jednym pasem, a my drugim i poruszamy się szybciej od niego, to przejeżdżając obok go wyprzedzamy. Tymczasem wielokrotnie dochodzi do sytuacji, w której ktoś jechał „swoim pasem i swoim tempem”, które okazało się szybsze od tempa innego kierującego, a potem nie może zrozumieć, dlaczego policjanci twierdzą, że kogoś wyprzedził.
Podobnie sprawy się mają w przypadku omijania innych uczestników ruchu. Jak czytamy w ustawie Prawo o ruchu drogowym:
Omijanie – przejeżdżanie (przechodzenie) obok nieporuszającego się pojazdu, uczestnika ruchu lub przeszkody.
Ponownie odnieśmy to do sytuacji przejścia dla pieszych i drogi dwupasmowej. Kierowca na prawym pasie zatrzymał się, a ten na lewym nie zrobił niczego. Nie zatrzymał się, ale też w żaden sposób nie manewrował. Jechał swoim pasem. Ale jeśli na sąsiednim inny pojazd już stał, to wtedy jest to omijanie.
Kiedy wyprzedzanie na przejściu dla pieszych jest dozwolone?
Prawo rzeczywiście dopuszcza wyprzedzanie na przejściu dla pieszych i jeśli uważnie czytaliście cytowane przez nas przepisy, to wiecie już w jakich sytuacjach taki manewr jest dopuszczalny. Chodzi oczywiście o fragment „z wyjątkiem przejścia, na którym ruch jest kierowany”.
Oznacza to, że jeśli w danym miejscu znajduje się sygnalizacja świetlna, możemy bez obaw wyprzedzać inne pojazdy (w praktyce dotyczy to tylko ulic wielopasmowych, ponieważ na jednopasmowych, wyprzedzania zakazują zawsze znaki – zwykle linia ciągła). Jest to sytuacja analogiczna do wyprzedzania na skrzyżowaniach – również jest zakazane z wyjątkiem skrzyżowań, gdzie ruch jest kierowany.
Jaki mandat za wyprzedzanie na przejściu dla pieszych?
Wyprzedzanie na przejściu dla pieszych zagrożone jest mandatem w wysokości 1500 zł. Trzeba przy tym pamiętać, że to kara za sam manewr. Jeśli w jego wyniku sprowadzimy zagrożenie na pieszych, policjant może być mniej pobłażliwy, a nawet skierować wniosek o ukaranie nas do sądu. Tym bardziej warto więc być bardzo ostrożnym w obrębie przejść dla pieszych.
Chociaż ronda to najbezpieczniejszy rodzaj skrzyżowań, a zasady jazdy po nich nie są trudne, to wielu kierowców ma problem z określeniem owych zasad i szczegółowym ich wyjaśnieniem, np. tego czy można jechać prawym pasem dookoła ronda. Często nie pomagają w tym instruktorzy w szkołach nauki jazdy, którzy ucząc prawidłowych odruchów, nie mówią kursantom wszystkiego.
Jak wjechać bezpiecznie na rondo?
Przejazd przez ronda bywa zmorą początkujących kierowców. Jednak nawet prowadzący z wieloletnim stażem miewają wątpliwości, jak poprawnie pokonywać skrzyżowanie o ruchu okrężnym. Niepewność budzą takie kwestie jak pierwszeństwo przejazdu, odpowiedni pas ruchu czy właściwe użycie kierunkowskazów.
Przed wjechaniem na rondo zwolnijmy i zwróćmy uwagę na znaki drogowe. Przed większością rond oprócz znaku „ruch okrężny” znajduje się także znak „ustąp pierwszeństwa”. Oznacza to, że samochód wjeżdżający na skrzyżowanie musi ustąpić pierwszeństwa wszystkim pojazdom, które już na nim są.
Czasami, choć bardzo rzadko, zdarza się, że przed rondem umieszczono jedynie znak świadczący o ruchu okrężnym – wtedy zgodnie z zasadą prawej ręki pierwszeństwo mają kierowcy wjeżdżający na rondo. Są bowiem po prawej stronie od samochodów, które znajdują się na skrzyżowaniu. Zaleca się niemniej, aby wstrzymać się z wykonaniem manewru wjazdu na skrzyżowanie do chwili, w której kierowca będzie pewny, że nie grozi mu kolizja.
Jednym z zagadnień, które rozgrzewają także do czerwoności doświadczonych kierowców jest właśnie to, czy można jechać prawym pasem dookoła ronda. Wielu instruktorów nauki jazdy albo zignorowało tę kwestię na kursie i młody adept czterech kółek sam wnioskował stan faktyczny na podstawie swoich odczuć – a ta interpretacja jest błędna, albo instruktorzy uczą tego źle. To jak jest prawidłowo?
Który pas zająć podczas wjeżdżania na rondo?
Podobnie jak na zwyczajnym skrzyżowaniu, wybór pasa ruchu zależy od intencji kierującego pojazdem. Choć kodeks drogowy nie określa jednoznacznie zasad doboru pasa, dobrze wyrobić sobie bezpieczny nawyk. Jeżeli zamierzamy skręcić w prawo lub jechać prosto, zalecane jest zajęcie prawego pasa jeszcze przed wjazdem na rondo. Nie ma wtedy potrzeby zmiany pasów na samym skrzyżowaniu, co zwiększa wygodę i bezpieczeństwo. Jeśli jednak kierowca chciałby zawrócić na rondzie lub wybrać jeden z najdalszych zjazdów, wtedy powinien trzymać się wewnętrznych pasów ruchu i zmienić je tuż przed opuszczeniem ronda.
Rondo jednopasmowe nie nastręcza zwykle kierowcom problemów – wjeżdża się na nie i opuszcza interesującym nas zjazdem. Problemy zaczynają się wtedy, gdy rondo oraz droga do niego prowadząca są dwupasmowe. Który pas należy wtedy zająć?
Instruktorzy podczas kursów na prawo jazdy, zwykle uczą w takich sytuacjach identycznej logiki, jak na innych skrzyżowaniach. To znaczy, że jeśli chcemy zjechać z ronda pierwszym lub drugim zjazdem, trzymamy się prawego pasa, a jeśli trzecim lub czwartym, lewego pasa. Tak samo jak zamierzając skręcić w lewo lub zawrócić na zwykłym skrzyżowaniu, zajmujemy lewy pas.
Czy można jechaćprawym pasem dookoła ronda?
Powyższa zasada jest w pełni słuszna i jak najbardziej zachęcamy do jej stosowania. Niestety instruktorzy często zapominają zaznaczyć, że taki sposób jazdy po rondach jest zalecany, ale nie obowiązkowy.
Czy więc można jechać prawym pasem dookoła ronda i co zatem mówią przepisy? Nic. Kodeks drogowy milczy na temat ronda, a wzmiankę o takim rodzaju skrzyżowania znajdziemy jedynie w Rozporządzeniu w Sprawie Znaków i Sygnałów:
Znak C-12 „ruch okrężny” oznacza, że na skrzyżowaniu ruch odbywa się dookoła wyspy lub placu w kierunku wskazanym na znaku.
Rondo cechuje się tym, że pasy na nim prowadzą dookoła, przez co jeżdżąc w kółko wcale nie skręcamy (bo trzymamy się swojego pasa), a zjechać możemy z niego tylko w prawo. A ponieważ nie skręcamy z niego nigdy w lewo, ronda nie dotyczy zasada zajmowania lewego pasa przy takim manewrze.
Dlatego też możecie bez przeszkód wjechać na rondo i okrążać je prawym pasem. Jest to mniej korzystne z punktu widzenia płynności ruchu, ale żaden przepis tego nie zakazuje. Jeśli natomiast trzymacie się zaleceń instruktorów i korzystacie także z lewego pasa, pamiętajcie, że jeśli na prawym pasie znajduje się inny pojazd, musicie ustąpić mu pierwszeństwa. Z tego powodu wielu kierowców woli nie ryzykować wymuszenia na innym kierującym i zawsze korzysta tylko z prawego pasa.
Czasem właśnie z tego powodu tworzą się korki przed rondami, które – co do zasady – powinny upłynniać ruch. Niestety niedoprecyzowanie przepisów pozwala na dowolną interpretację i zachowania kierowców, które nie służą przepustowości.
Coraz więcej samochodów wyposażanych jest w elektryczny hamulec ręczny, co nadal nie wszystkim się podoba. Tradycjonaliści wskazują na brak możliwości dozowania siły hamowania, czasem nieintuicyjne działanie (hamulec zwalnia się ciągnąc przełącznik w górę czy w dół?) oraz potencjalnie wysokie koszty napraw. W praktyce to rozwiązanie ma jednak sporo zalet, a najważniejszą jest taka, że nasze auto przypadkowo nie stoczy się z parkingu, ponieważ hamulec zaciąga się automatycznie po zgaszeniu silnika. Pozwala on też na zaprojektowanie bardziej praktycznej konsoli środkowej, bo nie marnujemy miejsca na tradycyjną dźwignię.
Często można też spotkać elektryczny hamulec ręczny, łączony z funkcją auto hold. Sprawia ona, że po zatrzymaniu, na przykład na czerwonym świetle, samochód nie zacznie się toczyć. Hamulce pozostają aktywne, do momentu, kiedy będziemy chcieli wznowić jazdę, wrzucając bieg i dodając gazu.
Rozwiązanie to jest bardzo przydatne, kiedy chcemy ruszyć pod górę ze skrzynią manualną. Z kolei właściciele samochodów ze skrzyniami automatycznymi, nie muszą dzięki niemu trzymać nogi na hamulcu, stojąc na światłach.
Funkcja auto hold – jak ją aktywować?
To jak aktywuje się auto hold, może zależeć od danego producenta. Zwykle obecność systemu łatwo rozpoznać, po stosownym przycisku, umiejscowionym pod przełącznikiem elektrycznego hamulca ręcznego. Jeśli auto hold nie jest aktywny (na przykład nie świeci się dioda na przycisku), możemy go zwykle po prostu wcisnąć w czasie jazdy lub na postoju, mając nogę na hamulcu. Jeśli nie reaguje to prawdopodobnie zapomnieliście… zapiąć pas bezpieczeństwa.
Samo włącznie się auto holda po zatrzymaniu, może różnić się zależnie od producenta. W przypadku niektórych marek wystarczy po prostu się zatrzymać i po sekundzie widzimy na tablicy przyrządów napis „auto hold”, a w innych po zatrzymaniu trzeba nieznacznie zwiększyć na moment nacisk na pedał hamulca.
Są też marki, w których nigdzie nie znajdziemy informacji o auto holdzie, ani aktywującego go przycisku. Ale wystarczy, że po zatrzymaniu, mocniej dociśniemy pedał hamulca i już się aktywuje. Tak jest na przykład w modelach Mercedesa, które w żaden inny sposób nie komunikują, że są wyposażone w taką funkcję. Trzeba po prostu mocno wcisnąć hamulec i zobaczyć, czy na zegarach pojawi się napis „hold”
Czy mogę mieć elektryczny hamulec ręczny bez auto holda?
To bardzo możliwe. Wielu producentów, szczególnie w starszych modelach, oferowało już elektryczny hamulec ręczny, a funkcja auto hold nie była jeszcze znana. Nadal też nie wszyscy ją oferują.
Zdarzają się też przypadki samochodów, w których auto hold wymagał dopłaty. Możecie więc trafić na model, który taką funkcję posiadał, ale w danym egzemplarzu zamiast niej, znajdziecie zaślepkę koło hamulca ręcznego.
Carfax przeanalizował pobierane raporty historii pojazdów polskich użytkowników za lata 2021 i 2022. W okresie od 1 stycznia do 26 lipca 2022 roku 50 procent użytkowników znalazło w pobranej historii pojazdu przynajmniej jeden wypadek lub szkodę. To wzrost aż o 75 procent! Oznacza to, że co drugie używane auto jest po wypadku lub z wcześniejszą szkodą.
W całym 2021 roku mniej więcej co trzeci użytkownik znalazł w raporcie co najmniej jedno z tych poważnych zagrożeń.
Nastąpił również gwałtowny wzrost ryzyka dla pojazdów importowanych. O 32 procent wzrosła ilość pojazdów mających w historii Salvage Title. Salvage Title jest wydawany przez władze amerykańskie i zazwyczaj wskazuje na uszkodzenia tak poważne, że pojazd nie może być dopuszczony do ruchu w Stanach Zjednoczonych. Od stycznia bieżącego roku jeden na siedmiu polskich użytkowników CARFAX znalazło w raporcie informację o wydanym tytule Salvage.
Poza znaczący zwiększeniem w ostatnich miesiącach ilości informacji o historii pojazdów dostępnej dla polskich użytkowników w bazie danych Carfax, obserwujemy, iż w efekcie niedoboru samochodów używanych na rynek trafia wiele wcześniej trudnych do zbycia pojazdów. Zdecydowanie zalecamy, aby przed zakupem używanego samochodu sprawdzić jego historię. To może istotnie wpłynąć na ograniczenie ryzyka błędnych decyzji zakupowych, a co ważniejsze chroni przed zakupem i użytkowaniem pojazdu zagrażającego bezpieczeństwu – wyjaśnia Frank Brüggink, założyciel i dyrektor zarządzający Carfax w Europie.
Co drugie używane auto jest po wypadku – jak się chronić?
Polska jest jednym z najbardziej zmotoryzowanych krajów w Europie. Na drogach między Bałtykiem a Karpatami jeździ obecnie około 25 milionów pojazdów, a co roku sprowadzanych jest około miliona pojazdów.
Importujemy auta w obrębie Europy, najczęściej z Niemiec, Francji i Szwajcarii, ale decydujemy się także na szybki zakup aut zakupionych w polskich salonach. W każdym z tych przypadków warto sprawdzić historię pojazdu, bo może to pomóc zaoszczędzić wiele pieniędzy, czasu i nerwów jeszcze przed decyzją o zakupie. Znając historię pojazdu, można lepiej określić jego wartość, zweryfikować informacje od sprzedawcy, a może nawet stwierdzić, czy pojazd jest w ogóle zdatny do ruchu drogowego jeszcze przed spotkaniem się ze sprzedawcą.
Poza tym należy odbyć jazdę próbną przed zakupem i dokonać przeglądu auta przez ekspertów na miejscu lub w niezależnym warsztacie. Uchroni nas to przed złym zakupem, kosztowną naprawą i pojazdami zagrażającymi bezpieczeństwu.
Samochody używane z pewnego źródła i z gwarancją mogą być dobrą alternatywą dla uciążliwej w ostatnim czasie ograniczonej dostępności nowych aut. Pokazują to statystyki Das WeltAuto, którego dealerzy od początku 2022 roku sprzedali już ponad 11 000 samochodów. Ten trend potwierdza również wiek sprzedawanych pojazdów.
Najchętniej wybieranymi samochodami były Skody – Octavia, Fabia oraz Superb;
3,5 roku – tyle średnio mają sprzedawane samochody w programie Das WeltAuto;
Skoda Octavia III numerem jeden
Od początku 2022 roku klienci decydowali się głównie na modele Skody, którą wybrało aż 3850 osób. Najwięcej z nich postawiło na Octavię trzeciej generacji (811 szt.). Kolejne miejsca na podium uzupełniły Fabia III (683 szt.) oraz Superb III (483 szt.). Oprócz skody klienci decydowali się również na osobowe modele Volkswagena (3252 szt.) oraz Seata (831 szt.).
Najchętniej wybieranym silnikiem była wersja benzynowa – na taką opcję zdecydowało się aż 64,5% klientów. Delikatny wzrost zanotowały również samochody napędzane paliwami alternatywnymi – zarówno hybrydy, jak i elektryki. Spadek z kolei zaliczyły samochody napędzane dieslem – wybrało je 33,8% kupujących.
Wyrok pierwszej instancji w sprawie Beaty Kozidrak
Beata Kozidrak została zatrzymana 1 września 2021 roku, kiedy prowadziła swoje BMW, mając 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Takie stężenie jest już przestępstwem, więc sprawa trafiła do sądu.
Sędzia Agata Pomianowska skazała piosenkarkę na grzywnę w wysokości 50 tys. zł, pięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych oraz kolejne 20 tys. zł, które musi wpłacić na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Kara niemała, ale w ocenie Prokuratury Okręgowej w Warszawie, nadal zbyt niska. Kontrowersje wzbudziło także uzasadnienie przedstawione przez sędzią, która jako okoliczność łagodzącą uwzględniła… dorobek artystyczny Kozidrak.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie zdecydowała się na apelację od wyroku. Jak wyjaśniła jej rzeczniczka Aleksandra Skrzyniarz:
W ocenie prokuratury orzeczenie zbyt niskiej kary powoduje, że nie spełni ona swojej funkcji w zakresie prewencji ogólnej i szczególnej i nie zaspokoi społecznego poczucia sprawiedliwości.
Odmiennego zdania był jednak sędzia Sądu Okręgowego Grzegorz Miśkiewicz, który utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji. Oznacza to, że jest on prawomocny.
Według IBRM Samar średnia cena katalogowa samochodu osobowego wzrosła o 13,5 % względem ceny zeszłorocznej. Przy czym również większość dealerów przestała udzielać rabatów na zakup nowego auta, co kiedyś było na porządku dziennym. Przykładowo Toyota RAV4 2.0 Dual V (wersja Active) w 2021 roku kosztowała 119 900 zł, natomiast w 2022 – 135 900 zł, co daje nam wzrost o 13,3 %. Jeszcze większy wzrost możemy odczuć przy pojazdach z drugiej ręki. Firma AAA Auto już na początku tego roku, odnotowała wzrost cen pojazdów 3-letnich nawet o 22%. Niektóre modele zdrożały nawet o ponad 60% np. Ford Focus – wzrost o 61,8%.
Braki w dostępności części aut oraz podwyżki cen w całej branży motoryzacyjnej zmuszają nas do podejmowania bardzo przemyślanych decyzji na temat kupna konkretnego samochodu, którym również zamierzamy jeździć dłużej niż mogliśmy mieć dotychczas w zwyczaju. Ogromne zmiany w ostatnim okresie można było dostrzec również wybierając się na poszukiwanie auta do komisu. Przez czasowe zniesienie cła importowego do Ukrainy komisy były przepełnione autami o średniej wartości poniżej 40 tys. zł. Pojazdy o niższej wartości były eksportowane w ogromnych ilościach za granice kraju, co znacznie wpłynęło na dostępność pojazdów na polskim rynku. Dostępność tańszych pojazdów nie wynikała jedynie z wyżej opisanego faktu, ale znaczący wpływ na tą sytuację miały również nawyki Polaków, którzy w ostatnim czasie stali się bardziej oszczędni. Przy wyborze auta używanego skupiamy się nie tylko na tym ile pojazd spala, ale również jakich usterek możemy się w nim spodziewać oraz ile ich naprawa może nas potem kosztować. W oszczędzaniu na spalaniu benzyny może pomóc nam nawet aplikacja Google Maps, w której znajdziemy takie ustawienie jak „preferuj najniższe spalanie”. Dzięki temu trasa zostanie ułożona w taki sposób, by osiągnąć na niej jak najniższe zużycie paliwa. Jak mówi przysłowie „lepiej zapobiegać, niż leczyć”, dlatego warto już podczas zakupu zaopatrzyć się w dodatkowe ubezpieczenie jakim jest przedłużona gwarancja DEFEND Car Protect. Taka polisa zapewni nam ochronę przed nagłą i nieprzewidywalną awarią mechaniczną, elektryczną lub elektroniczną komponentów pojazdu. Wspomniane ubezpieczenie pokrywa zarówno koszt wymienianego/naprawianego komponentu, jak również koszt tzw. robocizny. Dodatkowa polisa to również podwyższenie wartości pojazdu podczas jego odsprzedaży, ponieważ DEFEND Car Protect można przepisać na nowego właściciela.
Pamiętajmy, że sytuacja rynkowa, wszechobecna inflacja, zmiany naszych nawyków i większa oszczędność, a także powiązana z nią dłuższa eksploatacja jednego pojazdu w dalszej perspektywie wpływa na to, że częstszym wyborem stają się pojazdy używane. Wybierając oszczędne jeżdżenie nieodzownym elementem jest wówczas nie tylko poziom spalania naszego samochodu, ale również koncentracja na kosztach związanych z jego użytkowaniem. Z DEFEND Car Protect zapewnisz ochronę w przypadku awarii dla swojego pojazdu oraz zabezpieczysz swój portfel przed dodatkowymi i niepożądanymi kosztami awarii, które zwłaszcza w przypadku pojazdów używanych są nieuniknionym elementem ich użytkowania.
Kierowcy przyzwyczajeni są do myślenia na zasadzie „co nie jest zakazane, jest dozwolone”. Na asfalcie nie ma żadnych linii? To znaczy, że możemy wyprzedzać. Na drodze nie ma zakazu wjazdu? To znaczy, że możemy z niej korzystać. W przypadku dróg leśnych wygląda to zupełnie inaczej.
Aby poznać zasady jeżdżenia po lasach, trzeba sięgnąć do Ustawy o lasach. Tam w art. 29, ust. 1 czytamy:
Ruch pojazdem silnikowym, zaprzęgowym i motorowerem w lesie dozwolony jest jedynie drogami publicznymi, natomiast drogami leśnymi jest dozwolony tylko wtedy, gdy są one oznakowane drogowskazami dopuszczającymi ruch po tych drogach.
Oznacza to, że droga prowadząca przez las musi być odpowiednio oznakowana, żebyśmy mogli z niej skorzystać. Może to być znak o treści „Droga udostępniona do ruchu kołowego”, często wraz z ograniczeniem prędkości, jakie na tej drodze obowiązuje.
Alternatywnie mogą być to zwykłe znaki drogowe, na przykład informujące o odległości do jakiejś miejscowości lub do pobliskiego parkingu. To jednoznaczne sygnały, że mamy do czynienia z drogą publiczną i możemy z niej skorzystać.
Najważniejsze jest, aby zapamiętać, że przed wjazdem do lasu nie musi stać znak zakazu, ani nie musi być ustawiony szlaban. Jeśli znaki nie pozwalają na wjechanie na daną drogę, to znaczy, że nie możemy z niej skorzystać.
Zakaz wjazdu do lasu dotyczy nie tylko samochodów
Należy pamiętać, że zakaz wjazdu do lasu, obejmuje różne kategorie pojazdów. W przytoczonym powyżej przepisie, mowa o „pojazdach silnikowych”, więc wszystkim, co nie jest poruszane siłą mięśni osoby kierującej tym pojazdem. Szczególnie powinni wziąć sobie to do serca motocykliści i właściciele quadów, którzy lubią zapuszczać się w lasy. Nawet za spokojne poruszanie się drogą, jeśli tylko nie była odpowiednio oznakowana, mogą dostać mandat.
Zakaz wjazdu do lasu dotyczy także zaprzęgów, natomiast jazda konna jest dozwolona tylko drogami, które wyznaczył leśniczy.
Jaki mandat za wjazd samochodem do lasu?
Jeśli wjedziemy nielegalnie do lasu, musimy liczyć się z mandatem w wysokości od 20 do 500 zł. Może go na nas nałożyć nie tylko policjant, ale także strażnik leśny lub nawet leśniczy. Na wysokość mandatu ma między innymi wpływ to, czy swoim przejazdem nie wyrządziliśmy jakichś szkód.
W przypadku wyrządzenia znaczniejszych szkód lub dodatkowych przewin, jak na przykład próba kradzieży drewna, zamiast mandatu sprawa może zostać skierowana do sądu. A tam wymiar kary może być znacznie większy.
Transfer Roberta Lewandowskiego do FC Barcelony dobiegł końca, a 5 sierpnia został on zaprezentowany po raz pierwszy kibicom na Camp Nou. Jego pojawienie się wzbudziło wiele emocji również tych nie do końca pozytywnych.
Sława polskiego piłkarza i zainteresowanie hiszpańskich kibiców oczywiście cieszy, ale chyba nie takie zachowanie jego nowych fanów jest najbardziej pożądane:
Robert Lewandowski arrives for his first training at the Barcelona training ground pic.twitter.com/QCyNKqztXo
Robert Lewandowski przyjechał do ośrodka treningowego FC Barcelony swoim Bentleyem Continentalem GTC. Samochodem tym jeździ już od dwóch lat, więc nie ma w tym nic zaskakującego. Hiszpańskie media zwróciły jednak uwagę na tablice rejestracyjne jego samochodu.
Litera „M” odnosi się do miasta rejestracji, czyli Monachium. „RL” to oczywiście inicjały polskiego napastnika, natomiast „9999” to powielenie cyfry, z jaką Lewandowski występuje na koszulce.
Przyznacie, że prosty i fajny pomysł na indywidualną tablicę rejestracyjną. Samo zamówienie jej jest przy tym bardzo tanie. W Polsce wymaga ona zapłaty 1000 zł, podczas gdy w Niemczech ty jedynie 12,80 euro.
Już niedługo na zgrupowaniach zobaczymy „Lewego” w innym samochodzie. Obecnie piłkarze FC Barcelony jeżdżą autami marki Cupra i takie też otrzyma Lewandowski.
Polak otrzyma do swojej dyspozycji Formentora, prawdopodobnie w 310-konnej wersji. Chociaż nie można wykluczyć, że będzie to limitowana wersja VZ5 z 2,5-litrowym silnikiem Audi o mocy 390 KM.
Zatrzymywanie prawa jazdy na 3 miesiące od początku budziło kontrowersje
W maju 2015 roku weszła w życie kontrowersyjna nowelizacja Prawa o ruchu drogowym, na mocy której, kierujący przekraczający w terenie zabudowanym prędkość o ponad 50 km/h, traci prawo jazdy na 3 miesiące. Trudno dyskutować z zaostrzaniem kar dla piratów drogowych i nie to było powodem sporu.
Kontrowersje wzbudził, i budzi po dziś dzień, tryb w jakim prawo jazdy jest zatrzymywane. A zatrzymywane jest na mocy arbitralnej decyzji policjanta. Kierowca ma prawo nie zgodzić się z dokładnością wykonanego pomiaru prędkości, może nie przyjąć mandatu i przedstawić swoje racje przed sądem. Lecz to nie wpływa na zatrzymanie prawa jazdy. Jest to niejako osobna kara za popełnione wykroczenie, co jest niekonstytucyjne, a obywatel nie ma możliwości odwołania się od decyzji jej nałożenia, co tym bardziej jest sprzeczne z konstytucją. A mimo to takie prawo działa już od siedmiu lat.
Zapomnisz zapłacić 50 groszy, dostaniesz nawet 30 tys. zł kary
Jakby tego było mało, nie jest to koniec absurdów związanych z zatrzymywaniem prawa jazdy na 3 miesiące. Chociaż kara nakładana jest automatycznie, to odzyskanie uprawnień wcale nie jest automatyczne. Jak czytamy w Ustawie o kierujących pojazdami:
Zwrot zatrzymanego prawa jazdy lub pozwolenia na kierowanie tramwajem następuje po ustaniu przyczyny zatrzymania oraz po uiszczeniu opłaty ewidencyjnej.
Jeśli więc myśleliście, że skoro prawo jazdy zatrzymywane jest elektronicznie, to po 3 miesiącach system automatycznie przywróci wam uprawnienia, to chyba zapomnieliście w jakim kraju żyjecie. Musicie najpierw udać się do urzędu, wypełnić odpowiedni wniosek, a następnie uiścić opłatę ewidencyjną. Wynosi ona dokładnie 50 groszy. Jeśli tego nie zrobicie, skutki mogą być naprawdę poważne.
W przypadku gdy stracicie uprawnienia na trzy miesiące i nie wystąpicie o ich przywrócenie, pozostają one zawieszone. Jeśli o tym nie wiecie i wsiądziecie za kierownicę, zostaniecie potraktowani jak osoba, która nie ma prawa jazdy, a to po zmianie przepisów jest karane bardzo surowo.
Kiedy policja zatrzyma was i stwierdzi, że prowadzicie bez uprawnień, nie wystawia mandatu, tylko kieruje sprawę do sądu. Ten orzeka karę od 1500 do 30 tys. zł! Szanse, że otrzymacie najwyższy wymiar kary, są raczej niewielkie, ale wszystko zależy od oceny sprawy przez sąd.
I tak oto przez brak jednego druku i opłaty 50 groszy, możecie dostać 30 tys. zł grzywny.
Spory i dyskusje na temat zasięgu samochodów, zużycia paliwa lub energii są powszechne. Często dotyczą one tego, jak realistyczne są osiągi, które podają producenci dla swoich pojazdów. W codziennym użytkowaniu kierowcy łatwo zauważają odchylenia od podanych wartości. Różnice te są jednak spowodowane szeregiem czynników, które nie są do końca przewidywalne, a przede wszystkim pozostają poza kontrolą producentów samochodów. Praktyczny zasięg samochodów elektrycznych czy zużycie paliwa przez pojazd zależy od wielu zaskakująco zmiennych przyczyn.
Co to jest WLTP?
Co to jest WLTP? Pełna nazwa procedury, która wyznacza osiągi elektrycznych pojazdów „na papierze” to Worldwide Harmonized Light Vehicles Test Procedures (WLTP). To wyniki znormalizowanego cyklu, który jest taki sam dla wszystkich aut – nawet dla tych z silnikami spalinowymi.
Marki są zobowiązane do raportowania zasięgu samochodów elektrycznych lub zużycia paliwa przez auta z silnikami spalinowymi według standardowego cyklu. W przeszłości był to cykl NEDC, obecnie jest to WLTP lub WLTC. Nowe cykle zostały wprowadzone głównie po to, aby deklarowany zasięg lub wartości zużycia paliwa lepiej odzwierciedlały rzeczywistość. Z tego powodu WLTP wykorzystuje wyższe prędkości (do 135 km/h i wyższą ogólną średnią prędkość), jest bardziej dynamiczny i w większym stopniu uwzględnia m.in. rzeczywistą masę samochodu.
Cykl WLTP
WLTP (Worldwide Harmonized Light Vehicles Test Procedures) to zestaw procedur testowych stosowanych do homologacji pojazdów. Składa się on z laboratoryjnego WLTC (Worldwide Harmonized Light-Duty Vehicle Test Cycle) oraz praktycznego egzaminu znanego jako RDE. Test WLTC trwa 30 minut, podczas których samochód pokonuje na rolkach łącznie 23 km ze średnią prędkością 47 km/h. Cykl składa się z czterech faz o intensywności od najniższej do najwyższej, w której samochód przekracza prędkość 130 km/h, a wszystko to odbywa się w temperaturze 14°C.
Samochód ma także obowiązkowy postój – 13% czasu testu, czyli nieco ponad trzy minuty, spędza w spoczynku. Co więcej, cykl WLTP uwzględnia dodatkowe wyposażenie samochodów, dla którego producent musi albo przetestować zużycie i zasięg, albo przeliczyć je w zalecany sposób. Warto wspomnieć, że test WLTP przeprowadzany jest przy wyłączonej klimatyzacji.
Zasięg samochodu elektrycznego – pomiar
Skoro już wiemy, co to jest WLTP, to trzeba też podkreślić, że cykl testowy WLTC to jednak ćwiczenie laboratoryjne, które zapewnia, że podane liczby są ujednolicone oraz możliwe do porównania. Dzięki temu klienci mogą zestawiać dane dotyczące zasięgu lub spalania nie tylko modeli tego samego producenta, ale także samochodów różnych marek. Zatem istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że porównując w teorii ze sobą dwa modele o wyższym deklarowanym zakresie WLTP, będą one miały również wyższy zasięg w praktyce.
Dane dotyczące zużycia paliwa i zasięgu podawane przez producentów samochodów i obserwowane w cyklu standardowym różnią się od uzyskiwanych w praktyce.
– Przyczyny odchyleń można zasadniczo podzielić na cztery kategorie. Pierwsza to fizyka samochodu, czyli aerodynamika, waga, opory toczenia. Drugi to warunki otoczenia, czyli pogoda i temperatura zewnętrzna. Ważny jest również styl jazdy kierowcy i oczywiście profil drogi, który w praktyce często może być bardziej wymagający niż tor testowy – mówi Jan Beneš, który specjalizuje się w cyklach testowych dla klientów w Škoda. – Niższe zużycie paliwa i większy zasięg osiągniemy podczas płynnej, przewidywalnej jazdy, bez gwałtownego przyspieszania, w ciepłe dni bez wiatru i na płaskiej drodze z nieobciążonym samochodem – dodaje Jan Beneš.
Kierowcy zazwyczaj nie jeżdżą w tak idealnych warunkach. W momencie, kiedy takie wystąpią, samochód może uzyskać większy zasięg i lepsze zużycie paliwa niż wskazują dane fabryczne. Dowodem na to są liczne testy w magazynach motoryzacyjnych, rajdy ekologiczne oraz rekordowe próby jazdy z możliwie najniższym spalaniem. W praktyce jednak zazwyczaj występują czynniki, które powodują, że spalanie auta wzrasta w stosunku do wartości deklarowanej, a zasięg maleje.
Zasięg samochodu elektrycznego – wpływ temperatury
Temperatura ma większy wpływ na zasięg i zużycie energii w samochodach elektrycznych niż na auta z silnikiem spalinowym. Stopnie Celsjusza na zewnątrz oddziałują zarówno na sprawność samego akumulatora trakcyjnego, jak i na konieczność ogrzania lub schłodzenia wnętrza. Co ciekawe, chłodzenie lub ogrzewanie nie jest uwzględniane w cyklu testowym.
– W przypadku samego akumulatora trakcyjnego idealna temperatura pracy (wewnątrz modułów ogniw) zawiera się w przedziale od około 10 do 35°C. W wyższych temperaturach chłodzenie akumulatora będzie już aktywowane przez wysokonapięciowy klimatyzator, który zużywa energię elektryczną. W niższych temperaturach, ze względu na charakter procesów chemicznych w ogniwach Li-ion, które przebiegają wolniej, pojemność akumulatora ulega stopniowemu zmniejszeniu, co z kolei obniża np. wydajność rekuperacji. Poniżej zera stopni akumulator musi być ponownie aktywnie podgrzewany (za pomocą wysokonapięciowego podgrzewania cieczy) – wyjaśnia David Pekárek, dział systemów energetycznych wysokiego napięcia Škoda.
Zasięg samochodu elektrycznego – wpływ klimatyzacji i ogrzewania
Na zasięg wpływają również takie funkcje, jak klimatyzacja i ogrzewanie.
– Słoneczna wiosenna lub jesienna pogoda jest idealna dla samochodu elektrycznego, kiedy słońce wystarczająco ogrzewa wnętrze do komfortowej temperatury bez konieczności dodatkowej ingerencji. Akumulator trakcyjny nie wymaga wtedy też aktywnego ogrzewania ani chłodzenia – dodają Pekárek i Beneš. Na zasięg pojazdu ma również wpływ styl jazdy – gwałtowne hamowanie, przyspieszanie może nagrzać akumulator tak bardzo, że będzie musiał być chłodzony nawet przy niskiej temperaturze. Tak więc sam kierowca może znacząco wpłynąć na zużycie paliwa – oprócz intensywnego przyspieszania i zwalniania, negatywny wpływ ma również wysoka prędkość jazdy.
Stale poprawiająca się infrastruktura ładowania i dostępny zasięg aut elektrycznych sprawiają, że podróżowanie nimi po Europie jest teraz niemal tak wygodne, jak przemieszczanie się samochodem z silnikiem spalinowym. Zasięg auta nie musi więc być głównym ograniczeniem, nawet jeśli wartości zmierzone w cyklu WLTP mogą nieco różnić się od tych dostępnych w praktyce.
Ford F-150 to marzenie niejednego fana amerykańskiej motoryzacji, ale w takim wydaniu do jeszcze nie widzieliśmy! Po pierwsze jest elektryczny, czyli to model F-150 Lightning, a po drugie to radiowóz! Co prawda Ford od ponad 70 lat dostarcza policji pojazdy – obecnie ponad 12 tysięcy oddziałów policji w całym kraju korzysta z samochodów tej marki. Dość powiedzieć, że w służbie znajduje się więcej pojazdów Forda niż wszystkich innych konkurencyjnych aut razem wziętych1.
– Jesteśmy dumni, że możemy przedstawić pierwszego w USA elektrycznego pick-upa przeznaczonego do policyjnych potrzeb, dzięki któremu służby mogą wykorzystać przełomową technologię, aby poprawić swoją efektywność – powiedział Nate Oscarson, kierownik sprzedaży Ford Pro ds. służb rządowych.
– Pro Power Onboard może służyć jako mobilne źródło zasilania2, np. aby oświetlić po zmroku miejsca wypadków na autostradzie, elektryczny układ napędowy potencjalnie pomaga obniżyć koszty eksploatacyjne oraz te związane z zakupem paliwa3, a Mega Power Frunk zapewnia dodatkowe zamykane schowki wręcz stworzone dla policyjnych celów. Takich funkcjonalności oczekuje się zresztą od lidera w dziedzinie policyjnych pojazdów – dodał.
Elektryczny pick-up stworzony specjalnie dla policji
Ford F-150 Lightning Pro SSV przyspiesza od 0 do 96 km/h w czasie poniżej czterech sekund4, ma zaawansowaną technologicznie platformę elektryczną oraz ciekawe rozwiązania związane z oprogramowaniem Ford Pro. Jest przeznaczony do specjalistycznych potrzeb różnych departamentów, które obejmują pomoc na miejscu wypadku albo miejscu przestępstwa czy holowanie łodzi albo przyczepy.
Specjalnie przygotowane przez Forda funkcje F-150 Police Responder obejmują:
Siedzenia z wytrzymałej tkaniny ze zredukowanymi podpórkami, aby ułatwić wsiadanie i wysiadanie z pojazdu;
Wbudowane stalowe płyty wzmacniające i zabezpieczające oparcia przednich foteli;
Dostępne czerwono-niebieskie albo bursztynowo-białe światła ostrzegawcze w technologii LED montowane na dachu;
Łatwa w montażu wzmocniona górna półka na desce rozdzielczej, na której może znaleźć się dodatkowe wyposażenie policyjne;
Łatwe w czyszczeniu tylne siedzenia i podłoga z winylu.
Standardowe funkcjonalności obejmują natomiast:
Wnętrze: 12-calowy cyfrowy zestaw zegarów i wskaźników oraz 12-calowy ekran dotykowy wbudowany w środkową konsolę;
Na zewnątrz: Mega Power Frunk zapewniający zamykaną przestrzeń ładunkową, w którym znajduje się też łatwy dostęp do źródeł zasilania;
Zakres możliwości i wydajność: 452 KM mocy maksymalnej i 1 050 Nm maksymalnego momentu obrotowego, 3 500 kg zdolności holowniczej i 1 000 kg maksymalnej ładowności6 w wersji ze standardowym akumulatorem albo przyspieszenie od 0 do 96 km/h poniżej czterech sekund, 580 KM mocy maksymalnej, 1 050 Nm maksymalnego momentu obrotowego i 4 500 kg zdolności holowniczej5 w wersji z akumulatorem o zwiększonym zasięgu.
Technologie: Intelligent Range, która optymalizuje trasy podczas podróży, SYNC 4, bezprzewodowe aktualizacje Ford Power-Up, Ford Co-Pilot360 z systemem automatycznego hamowania awaryjnego, informacją o ruchu poprzecznym i monitorowaniem martwego pola (BLIS).
1 Na podstawie danych rejestracji nowych pojazdów z S&P Global Mobility przy ograniczeniu do służb rządowych oraz pojazdów POL i SSV – dane za 2021 rok.
2 Maksymalny pobór mocy nieprzekraczający limitów określonych w instrukcji obsługi pojazdu.
3 Zaplanowane koszty eksploatacyjne w porównaniu ze spalinowym modelem EcoBoost o pojemności 2,7 litra w oparciu o zalecany harmonogram serwisowania opublikowany w instrukcji obsługi. Analiza odzwierciedla standardową metodę Ford Motor Company obliczania planowych kosztów serwisowania i odzwierciedla dane dostępne w 2020 roku.
4 Dane testowe Forda oparte na typowej metodologii branżowej przy użyciu przesunięcia o czas przejechanie 1 stopy (1-ft. Rollout). Rezultaty mogą się różnić w zależności od próby.
5 Maksymalna wartość holowania w modelach Pro z dostępnym akumulatorem o zwiększonym zasięgu i specjalnym pakietem Max. Trailer Tow Package. Wartość może różnić się w zależności od ładunku, konfiguracji pojazdu, akcesoriów i liczby pasażerów.
6 Maksymalna ładowność z akumulatorem o standardowym zasięgu i 18-calowymi kołami.
Znak STOP i ustąp pierwszeństwa na pierwszy rzut oka znaczą to samo, jednak kierowca znający przepisy nie nabierze się na to podobieństwo. Bo choć znak STOP (B-20) oraz znak ustąp pierwszeństwa (A-7) mają podobne znaczenie, to mają także jedną bardzo istotną różnicę. Czy ustanawia ona hierarchię między tymi znakami i decyduje, który z nich jest ważniejszy?
Co oznacza znak A-7 – ustąp pierwszeństwa
Mamy nadzieję, że każdy nas czytający, rozumie ten znak, ale dla porządku i na potrzeby artykułu, wyjaśnijmy jego znaczenie. Przytoczmy Rozporządzenie o Znakach i Sygnałach Drogowych:
Znak A-7 „ustąp pierwszeństwa” ostrzega o skrzyżowaniu z drogą z pierwszeństwem. Znak A-7 znajdujący się w obrębie skrzyżowania dotyczy tylko najbliższej jezdni, przed którą został umieszczony.
Czyli jeśli dojeżdżamy do skrzyżowania, przed którym stoi znak A-7, wiemy, że pojazdy znajdujące się na drodze przed nami mają pierwszeństwo. Możemy wjechać na taką drogę dopiero wtedy, gdy nie wpłynie to na innych uczestników ruchu.
Co oznacza znak B-20 – STOP
Znak STOP też wydaje się być całkowicie zrozumiały, ale przywołajmy dotyczące go zapisy, aby łatwo rozstrzygnąć pytanie zadane w tytule tego tekstu:
1. Znak B-20 „stop” oznacza:
– zakaz wjazdu na skrzyżowanie bez zatrzymania się przed drogą z pierwszeństwem;
– obowiązek ustąpienia pierwszeństwa kierującym poruszającym się tą drogą.
2. Zatrzymanie powinno nastąpić w wyznaczonym w tym celu miejscu, a w razie jego braku – w takim miejscu, w którym kierujący może upewnić się, że nie utrudni ruchu na drodze z pierwszeństwem.
3. Znak B-20 umieszczony w obrębie skrzyżowania dotyczy tylko najbliższej jezdni, przed którą został ustawiony
Innymi słowy, dojeżdżając do tego znaku wiemy, że to inni mają przed nami pierwszeństwo. Ponadto, bez względu na sytuację na drodze, musimy się zatrzymać w wyznaczonym do tego miejscu. Dopiero wtedy i po upewnieniu, że możemy bezpiecznie to zrobić, wjeżdżamy na drogę z pierwszeństwem.
Znak STOP i ustąp pierwszeństwa – który jest ważniejszy?
Wracamy do początkowego pytania – czy już wiecie, który znak jest ważniejszy? Jeśli przeczytaliście uważnie zasady, to wiecie, że na temat ich „ważności” nie ma tam ani słowa. To dlatego, że jeśli chodzi o rozważanie pierwszeństwa na drodze, są one równorzędne.
Jednocześnie trzeba pamiętać, że gdy na skrzyżowaniu jest sygnalizacja świetlna oraz znaki drogowe – przede wszystkim „STOP” – to należy pamiętać o hierarchii znaków i sygnałów drogowych. Sygnalizator ma priorytet nad pozostałymi znakami. Jeśli sygnalizator jest zepsuty, stosujemy się do pozostałych znaków drogowych. Znak „STOP” w tym przypadku informuje kierującego, że jest on na bardzo niebezpiecznym skrzyżowaniu.
Wyobraźcie sobie taką sytuację – do skrzyżowania dojeżdżają z naprzeciwka dwa samochody. Pierwszy ma znak ustąp pierwszeństwa i skręca w lewo, a drugi znak STOP i jedzie prosto. Kto z nich pojedzie pierwszy?
Oba te znaki ustawiają pojazdy na tym samym poziomie pierwszeństwa, więc stosujemy wtedy ogólne zasady ruchu drogowego – skręcający w lewo kierowca ma ustąpić temu, który jedzie prosto.
Niedouczeni kierowcy intuicyjnie wskazują często, że to znak STOP stawia kierowcę „niżej w hierarchii”, ponieważ dodatkowo każe mu się zatrzymać. To nieprawda, a Kodeks drogowy nie przewiduje różnych „poziomów pierwszeństwa”. Albo się je ma albo nie.
W praktyce może się jednak zdarzyć, że to kierowca mający znak ustąp pierwszeństwa, jest na uprzywilejowanej pozycji. On nie musi się zatrzymywać przed wykonaniem manewru, więc może zdążyć go wykonać, zanim kierujący ze znakiem STOP, spełni swój obowiązek. Trzeba być jednak bardzo ostrożnym, ponieważ w Polsce, zgodnie z porzekadłem, przed znakiem STOP zatrzymują się tylko samochody nauki jazdy. Jeśli w nakreślonej wcześniej sytuacji, zdecydujemy się skręcić w lewo, a kierowca z naprzeciwka nie zatrzyma się na znaku STOP, to ewentualnego wymuszenia lub kolizji my będziemy winni.
Zawsze należy stosować zasadę ograniczonego zaufania, ale gdy znajdziemy się w okolicy widzimy znak STOP i ustąp pierwszeństwa, należy się mieć szczególnie na baczności.
Kamizelka chłodząca na motocykl to zupełna nowość, podobnie jak HyperKewl od TechNiche-Poland to materiał mający możliwość chłodzenia ewaporacyjnego – przez szybkie wchłanianie wody i jej magazynowanie. Te same właściwości przyspieszają również jej odparowywanie. Tkanina z chłodzeniem ewaporacyjnym sprawia, że użytkownik odczuwa temperaturę niższą nawet o 10 st. Celsjusza od temperatury otoczenia, w zależności od przepływu powietrza i jego wilgotności (wilgotność ok. 90 % zmniejsza już zdolność materiału do odparowywania wody i jego właściwości chłodzące).
Jak więc działa kamizelka chłodząca na motocykl? Wystarczy namoczyć materiał w wodzie przez 1-2 minuty, delikatnie wycisnąć i już można cieszyć się efektem chłodzenia przez 5 do 10 godzin.
Hyperkewl znalazł już zastosowanie w odzieży sportowej, branży medycznej, produktach dla wojska i przemysłu oraz jest wykorzystywany w matach i kamizelkach chłodzących dla zwierząt. Do wykorzystania na motocyklu powstają kamizelki, ale z jednakowym skutkiem można stosować modele sportowe.
Przegrzanie organizmu kierowcy ma wpływ min. na pogorszenie jego samopoczucia, spadek kondycji i poziomu koncentracji, więc niebezpiecznie jest dopuszczać do takiej sytuacji.
Kamizelka chłodząca na motocykl – test
Miałam okazję przetestować w praktyce jak działa taka kamizelka chłodząca na motocykl w wersji sportowej, wykonana z materiału Hyperkewl. Jak ją oceniam?
Kamizelki kupiliśmy na upały w Rumunii, do ubrania pod meshowe kurtki. Udało się jednak, że pogodę mieliśmy idealną, ok. 25-30 stopni i tylko dwa razy zdecydowałam się z niej skorzystać. Kamizelkę moczy się na chwilę w zimnej wodzie i wyciska jej nadmiar (bez wykręcania!). Ubiera się i… faktycznie robi się przyjemniej i dłużej można jechać, bez zmęczenia wysoką temperaturą.
Najlepsze jest to, że wcale nie czuje się mokrej tkaniny (na początku siatka boczna jest mokra, ale szybko schnie), tylko delikatny efekt chłodzenia. Patent to fajny i działa. Wady? No jedna jest taka, że ten materiał mega długo schnie. Jak jechaliśmy cały dzień i moczyliśmy kamizelki dwa razy, to jeszcze rano kolejnego dnia kamizelki były mokre. Dzień nie był upalny, więc musieliśmy je schować, a dłużej tak trzymane pewnie zaczną śmierdzieć. Na szczęście można je prać z lekkim detergentem.
Wydaje się, że kamizelka chłodząca na motocykl to dobre rozwiązanie głównie podczas upałów, czy podróży motocyklowych na południe. Tam, niewykluczone, że będziemy używać takiej kamizelki znacznie częściej, niż w Polsce. Rozwiązanie jest z pewnością warte uwagi i do rozważenia w przypadku wakacyjnych wyjazdów. Taka kamizelka chłodząca na motocykl nie zajmuje dużo miejsca w bagażu, a po założeniu może sprawić, że znacznie lepiej zniesiemy jazdę w wysokich temperaturach.
Kupując lub adoptując psa ze schroniska spada na nas duża odpowiedzialność. Od kiedy pupil jest już nasz musimy zapewnić mu pożywienie, własny kącik oraz bezpieczeństwo. Tuż po kupnie często stoimy przed wyzwaniem jak poprawnie wykonać transport psa samochodem i odpowiedzią na pytanie, czy pies może jechać autem bez zabezpieczenia?
Problem pojawia się także wtedy, kiedy chcemy wybrać się dłuższy wyjazd, ponieważ stajemy przed wyborem – albo zabrać psiaka ze sobą, albo zostawić go u rodziny, znajomych lub w specjalnym hotelu. Jeśli zdecydujemy, że zabieramy czworonożnego członka rodziny ze sobą, to pojawia się kolejny mały problem. Mianowicie, jak takiego psa odpowiednio transportować w samochodzie, czy trzeba go w jakiś sposób zabezpieczać? Czy przewożenie psa w aucie jest w ogóle legalne?
Myśląc logicznie – skoro my ludzie musimy zapinać pasy, aby być bezpieczni w aucie i w przypadku zderzenia nie wypaść przez przednią szybę, to psy również w ten sposób trzeba by zabezpieczyć. Czy rzeczywiście tak jest? Co na temat przewożenia psa w samochodzie mówią polskie przepisy? Zobaczmy!
Oczywiście już dawno wymyślono zasady przewożenia psa w samochodzie. Przeglądając ustawę o Ruchu drogowym niestety nie znajdziemy jednak jednoznacznego punktu mówiącego o konieczności zabezpieczenia psa w samochodzie. W ustawie nie jest zawarte jak i czy pies powinien być zabezpieczony, więc można by uznać, że nie trzeba zabezpieczać czworonoga – a przynajmniej nie wymaga od nas tego prawo. Ale nie do końca tak jest. Mianowicie w ustawie możemy znaleźć artykuł 60, który mówi, że:
„Zabrania się używania pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu osoby znajdującej się w pojeździe lub poza nim.”
Ponadto w artykule 61 znajdziemy ust. 2 pkt 3 i 4 oraz ust. 3, które mówią, że:
„Ładunek na pojeździe umieszcza się w taki sposób, aby nie utrudniał kierowania pojazdem (…) nie ograniczał widoczności drogi. Ładunek umieszczony na pojeździe powinien być zabezpieczony przed zmianą położenia lub wywoływaniem nadmiernego hałasu.”
Na podstawie tych artykułów powinniśmy zabezpieczać psa podczas jazdy autem, ponieważ jeśli tego nie zrobimy, to funkcjonariusz Policji może zinterpretować to jako powodowanie niebezpieczeństwa i naruszenie tych przepisów. Przykład? Przewożenie psa w bagażniku, albo luzem na przednim siedzeniu. Pies, który nie jest zabezpieczony i ma swobodny zakres swoich ruchów wewnątrz auta może bez problemu wskoczyć na kolana kierowcy, zasłaniając mu w ten sposób widok na drogę lub nawet wskoczyć w okolice pedałów, przez co może utrudnić wciśnięcie któregoś z nich.
Natomiast drugą sprawą jest fakt, że podczas wypadku lub gwałtownego hamowania pies i inne osoby są narażone na niebezpieczeństwo. Podczas zderzenia ciało psiaka będzie bezwładne i w zależności od siły może wylecieć przez przednią szybę narażając inne osoby, nie mówiąc o tym, że z takiej sytuacji pies raczej nie wyjdzie cało…
Oprócz ustawy o Ruchu drogowym istnieje również ustawa o ochronie zwierząt, która również pośrednio odnosi się do przewożenia zwierząt. Artykuł 6 ust. 2 mówi, że:
„Przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w szczególności transport zwierząt, (…) w sposób powodujący ich zbędne cierpienie i stres.”
Jeśli nie zabezpieczymy psa, to w sposób świadomy narażamy czworonoga na cierpienie, a nawet śmierć, ponieważ nigdy nie wiemy czy nie dojdzie do wypadku lub ostrego hamowania, a podczas takich sytuacji ciało psa po prostu leci do przodu i nic go nie chroni. Dlatego na podstawie tych przepisów funkcjonariusz podczas kontroli drogowej może nas ukarać za nieodpowiedni przewóz psa w samochodzie. W zasadzie kluczową kwestią podczas podróży z psem w samochodzie jest zabezpieczenie go. Z pomocą przychodzą nam producenci, którzy oferują na rynku kilka akcesoriów służących do zabezpieczenia psa podczas jazdy samochodem. Jednak zanim przejdziemy do akcesoriów, sprawdźmy najpierw jaka kara czeka na nas za nie przestrzeganie wcześniej wspomnianych przepisów.
Przewożenie psa w samochodzie – mandat
Pomimo, że w żadnej ustawie nie jest wspomniane jak powinno wyglądać prawidłowe przewożenie psa w samochodzie, to za brak zabezpieczenia psa możemy otrzymać mandat. Funkcjonariusze podczas kontroli mogą odwołać się do wcześniej wspomnianych artykułów i na ich podstawie nas ukarać. Wówczas w zależności od skali zagrożenia możemy otrzymać mandat w wysokości od 20 do nawet 3000 złotych. Ale to nie koniec. Jeśli funkcjonariusz uzna, że znęcamy się nad zwierzęciem, czyli łamiemy przepis z ustawy o ochronie zwierząt, to możemy otrzymać karę pozbawienia wolności do 2 lat. Jednak, tego typu karę otrzymuję się w bardzo skrajnych sytuacjach. Nie sądzę, że za brak zabezpieczenia otrzymalibyśmy tego typu karę.
Bezpieczne przewożenie psa w samochodzie – akcesoria
Brak odpowiednich przepisów mówiących jak przewozić psa w samochodzie nie spowodował, że rynek różnego typu akcesoriów zabezpieczających psa podczas podróży jest ubogi. Wręcz przeciwnie, na rynku znajdziemy kilka akcesoriów, które pomogą nam odpowiednio zabezpieczyć psa w aucie, poprawiając przy tym jego, jak i nasze zdrowie. Ponadto, niektóre gadżety zadbają nie tylko o bezpieczeństwo, ale również o czystość w naszym samochodzie, ponieważ przewożenie psa jest niemal zawsze równoznaczne z ozdobieniem tapicerki jego sierścią. Pamiętajmy też, że np. przewożenie szczeniaka samochodem to dla niego duży stres i może oddać mocz na tapicerkę.
Oto najpopularniejsze akcesoria do przewożenia psa w samochodzie
szelki i pasy dla psa do samochodu – sprawdzają się zarówno przy dużych, średnich, jak i małych psach. Dzięki szelkom i pasom łatwo i szybko zabezpieczymy psa, ale pod warunkiem, że przyzwyczailiśmy psa do zakładania szelek. Jeśli nie, to będziemy musieli poświęcić trochę czasu na ćwiczenia, aby pies czuł się komfortowo w szelkach. Po założeniu szelek podpina się do nich dołączoną smycz, która ma klamrę pasującą do zapięcia pasów w samochodzie. Podczas szukania odpowiednich szelek i pasów warto zwracać uwagę na jakość wykonania oraz unikać najtańszych modeli, ponieważ mogą one być zbyt słabej jakości i nie uratować psa w krytycznej sytuacji. Pies zabezpieczony w ten sposób ma komfort poruszania się na fotelu oraz my mamy do niego łatwy dostęp, przez co zawsze możemy podać mu zabawkę, pogłaskać itd. Minusem jest fakt, że pies może pozostawić sporo sierści i śliny na fotelu. Ale, aby temu zapobiec wystarczy podłożyć koc lub kupić specjalną matę, która dodatkowo zabezpieczy psa i tapicerkę. Matę zawiesza się za zagłówki foteli i dzięki temu pies nie wpadnie pomiędzy fotele podczas ostrego hamowania oraz nie pobrudzi wnętrza samochodu.
fotelik dla psa do samochodu – korzystać z niego mogą małe, średnie i duże psy. Wyglądem może przypominać fotelik dla dziecka, legowisko dla psa lub materiałowe pudełko – wybór jest duży. Psa umieszcza się w foteliku i przypina się go za pomocą specjalnych pasów, które są przymocowane do fotelika. Zasada działania jest bardzo podobna jak w przypadku szelek i pasów, ale w tym przypadku nie musimy kupować maty, aby zachować czystą tapicerkę.
transporter do przewożenia psa w samochodzie – dedykowany jest właścicielom małych i średnich psów. Transporter, w którym znajduje się pies, kładzie się na fotelu i zapina pasami. W ten sposób psiak nie będzie mógł poruszać się po kabinie i nie zabrudzi tapicerki, ale również my nie będziemy mieli bezpośredniego dostępu do pupila.
klatka do transportu psa w samochodzie – zalecana głównie właścicielom dużych psów, ale nie oznacza to, że małe psiaki nie mogą z niej korzystać. Klatkę umieszcza się w bagażniku, dlatego nie zaleca się jej do samochodów typu sedan, w których bagażnik jest oddzielony od reszty wnętrza samochodu. Pozostawiając psa w klatce również nie narazimy tapicerki na zabrudzenia, ale również nie będziemy mieć bezpośredniego dostępu do psa.
kratka do samochodu – kratkę umieszcza się za tylnymi fotelami, tak by oddzielała ona bagażnik od reszty wnętrza. W ten sposób pies będzie mógł poruszać się tylko po bagażniku, dlatego ten rodzaj zabezpieczenia sprawdza się w przypadku dużych, średnich i małych psów. Minusem jest brak bezpośredniego dostępu do psa oraz konieczność rozłożenia koca lub maty, aby pies nie pobrudził tapicerki. Taki przewóz psa w aucie nie należy do najbezpieczniejszych dla niego samego podczas ewentualnego wypadku.
Czy pies może jechać autem bez zabezpieczenia?
Zabezpieczenie psa podczas przewożenia go w samochodzie jest bardzo ważną czynnością. Pomimo, że żadna ustawa nie mówi nam wprost jak pies powinien być zabezpieczony, to sami powinniśmy zadbać o jego bezpieczeństwo. Warto mieć z tyłu głowy, że podczas wypadku lub ostrego hamowania działają duże siły, które luźno biegającego psa po kabinie mogą wyrzucić przez okno. Aby temu zapobiec producenci oferują nam na rynku wiele akcesoriów, które powinny skutecznie zadbać o bezpieczeństwo psa podczas jazdy autem. Gadżetów jest tak dużo, że każdy właściciel powinien znaleźć model, który będzie idealnie pasował do jego wymagań i zabezpieczy przy tym pupila.
Podczas dokonywania wyboru odpowiedniego zabezpieczenia dla psa warto wziąć pod uwagę jakiej wielkości jest nasz czworonożny przyjaciel oraz samochód, ponieważ jeśli mamy dużego psa i zamierzamy kupić klatkę, a nasz samochód to np. Toyota Yaris, to możemy mieć „mały” problem z zamontowaniem klatki… Podczas doboru zabezpieczenia warto zapłacić troszkę więcej, żeby materiał z którego został wykonany przedmiot wytrzymał przeciążenia podczas wypadku lub hamowania i rzeczywiście ocalił naszego psiaka przed niebezpieczeństwem.
Jak widać, przewóz psa samochodem może okazać się wyzwaniem, ale pamiętajmy – zarówno my, jak i nasz psiak życia mamy tylko jedno. Mamy też nadzieję, że po lekturze tego artykułu nikomu nie przyjdzie do głowy przewożenie psa w samochodzie w bagażniku, który jest zamknięty i bez dostępu do szyb, jak również w bagażniku np. auta typu kombi czy SUV (z oknem w klapie kufra), ale bez odpowiedniego zabezpieczenia.
A jak wygląda przewożenie zwierząt w samochodzie, gdy wyjeżdżamy z nimi za granicę? Jakie powinniśmy zabrać dla nich dokumenty i je prawidłowo transportować. Pod tym linkiem przydatne informacje.
Nowy taryfikator mandatów karnych wszedł w życie 1 stycznia 2022 roku. Podwyższył on stawki mandatów za wiele wykroczeń, między innymi za przekroczenie prędkości oraz wykroczenia przeciw pieszym. Maksymalna stawka mandatu wzrosła z 500 do 2500 zł, a maksymalna grzywna nałożona przez sąd z 5000 do 30 000 zł.
Podwyżka znacząca, ale rządzący planowali jeszcze bardziej przykręcić śrubę kierowcom, a kolejne zmiany i podwyżki zbliżają się wielkimi krokami.
Już niedługo w polskim prawie zacznie obowiązywać pojęcie recydywy w odniesieniu do wykroczeń drogowych. Zgodnie z nią, jeśli kierowca popełni jakieś wykroczenie, a następnie w ciągu dwóch lat, dopuści się kolejnego z tej samej grupy, otrzyma podwójny mandat.
Przykładowo jeśli przekroczymy prędkość, a po roku ponownie zostaniemy przyłapani na takim wykroczeniu, policjant uzna, że poprzednia kara nie podziałała w odpowiedni sposób na naszą wyobraźnię i zastosuje taryfikator dla „recydywistów”.
Nowe mandaty od września 2022
Zmiany w taryfikatorze mandatów zaczną obowiązywać od 17 września 2022 roku. W przypadku kar za przekroczenie prędkości (ale tylko przy przekroczeniu o ponad 30 km/h), będzie on wyglądał tak:
31-40 km/h – pierwsze wykroczenie 800 zł, recydywa 1600 zł
41-50 km/h – pierwsze wykroczenie 1000 zł, recydywa 2000 zł
51-60 km/h – pierwsze wykroczenie 1500 złotych, recydywa 3000 zł
61-70 km/h – pierwsze wykroczenie 2000 zł, recydywa 4000 zł
71 km/h i więcej – pierwsze wykroczenie 2500 zł, recydywa 5000 zł
wyprzedzanie na przejściu lub przed nim – pierwsze wykroczenie 1500 zł, recydywa 3000 zł
prowadzenie pojazdu mechanicznego w stanie po spożyciu alkoholu lub innego, podobnie działającego środka – pierwsze wykroczenie 2500 zł, recydywa 5000 zł
wjazd na przejazd kolejowy przy czerwonym świetle sygnalizatora lub jeżeli po drugiej stronie nie ma miejsca do kontynuowania jazdy – pierwsze wykroczenie 2000 zł, recydywa 4000 zł
wjeżdżanie na torowisko przy zaporach, które są opuszczane, opuszczone lub nie skończyło się ich podnoszenie – pierwsze wykroczenie 2000 zł, recydywa 4000 zł
omijanie pojazdu, który zatrzymał się w celu ustąpienia pierwszeństwa pieszemu – pierwsze wykroczenie 1500 zł, recydywa 3000 zł
niezachowanie ostrożności i spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym z następstwem w postaci poszkodowanego pieszego, rowerzysty itp. – pierwsze wykroczenie 1500 zł, recydywa 3000 zł
Ceny paliw w Polsce i na świecie muszą być wysokie
Nad raportem przygotowanym przez Urząd Konkurencji i Konsumentów, pochylił się portal e-petrol. Wnioski płynące z tego raportu są jednoznaczne.
Urząd ocenił, że inwazja Rosji na Ukrainę i sankcje nałożone na agresora przez państwa europejskie wpłynęły na notowania surowców i spowodowały perturbacje na rynku. Wyjaśniono, że obecna, wyjątkowa sytuacja, wpływa bezpośrednio na rynki energetyczne i powoduje, że ceny surowców energetycznych znacząco wzrosły.
Z analiz UOKiK wynika, że wzrost cen paliw, który miał miejsce w ostatnich miesiącach w Polsce, wynika z obiektywnych czynników rynkowych, m.in. ze spadku mocy przerobowych rafinerii działających w Europie, wzrostu cen ropy naftowej oraz kursu dolara amerykańskiego, ograniczeniem eksportu paliw przez Chiny w 2022 r. oraz sankcji nałożonych na Rosję, która jest znaczącym eksporterem zarówno ropy naftowej, jak i gotowych paliw.
Jak wykazała analiza UOKiK, zarówno wzrost cen paliw, jak i pogłębiająca się różnica pomiędzy notowaniami ropy i produktów ropopochodnych w I półroczu 2022 r. były zjawiskiem globalnym i z problemem wysokich cen paliw zmaga się nie tylko Polska, ale także inne państwa europejskie. Dotyczy to nie tylko cen ropy, ale także produktów ropopochodnych, czyli benzyny i oleju napędowego.
UOKiK odniósł się też do wzrostu modelowych marż rafineryjnych. Podkreślono, że nie odzwierciedlają one w pełni faktycznego zysku osiąganego przez rafinerie. Są to silnie uproszczone wskaźniki służące do oszacowania rentowności przerobu ropy naftowej. W skrócie oznaczają różnice między ceną ropy i paliw na rynku międzynarodowym.
Najnowsze ceny paliw w Polsce. Jest nadzieja?
Pewnym pocieszeniem dla kierowców jest fakt, że od niedawna ceny paliw w Polsce zaczynają spadać. Jak podaje portal e-petrol.pl, średnia cena benzyny Pb95 wynosi obecnie 7,19 zł/l, co oznacza spadek o 13 groszy, porównując do minionego tygodnia.
Z kolei diesel potaniał o 12 groszy na litrze, co daje obecnie średnią cenę 7,45 zł/l. Potaniał także gaz LPG – o 4 grosze, co daje cenę 3,31 zł/l. Wiele wskazuje na to, że kolejne tygodnie przyniosą następne obniżki.
Jeszcze w tym roku ceny paliw w Polsce drastycznie wzrosną?
Zanim jednak popadniemy w huraoptymizm, trzeba przypomnieć, że ceny paliw w Polsce powinny tak naprawdę być obecnie o wiele wyższe. Rząd przedłużył bowiem działanie tarczy antyinflacyjnej, zgodnie z którą VAT na paliwa został obniżony z 23 do 8 procent.
Tarcza ta miała obowiązywać do końca lipca, później została przedłużona do końca października, ale zaledwie kilka dni temu Mateusz Morawiecki zapowiedział, że zostanie ona utrzymana do końca roku.
Prędzej czy później rząd zrezygnuje jednak z tarczy antyinflacyjnej i będziemy musieli zmierzyć się z faktycznymi, rynkowymi cenami. Ile będę wtedy wynosiły ceny paliw w Polsce? Będzie to oczywiście zależało od aktualnych na tamten moment cen na rynkach światowych. Przykładową estymację przedstawiła jednak Urszula Cieślak z firmy Reflex.
W rozmowie z portalem Interia.pl, podała ona, że przy założeniu, że stawka VAT zostałaby przywrócona do standardowej przy obecnych cenach, za benzynę i diesla zapłacilibyśmy o około złotówkę więcej, a za autogaz o około 70 groszy więcej. Podwyżki bardzo znaczące, a pamiętajmy, że zniesienie tarczy antyinflacyjnej, przywróciłoby także akcyzę na paliwa. Ma ona już mniejszy wpływ na ceny, niż VAT, ale nadal wpływ zauważalny.
W ramach pakietu deregulacyjnego weszło w życie kilka istotnych zmian. Pierwsze pojawiły się już w październiku 2018 roku, od kiedy nie ma obowiązku wożenia ze sobą dowodu rejestracyjnego pojazdu oraz potwierdzenia wykupienia polisy OC.
Później zniesiono także obowiązek wymiany dowodu rejestracyjnego, gdy skończą się w nim miejsca na pieczątki, potwierdzające zaliczenie okresowego przeglądu technicznego. Pojazd może być ponadto zarejestrowany poza miejscem zamieszkania posiadacza, a kierowca nie musi wozić przy sobie prawa jazdy. Te ułatwienia weszły w życie w grudniu 2020 roku.
Natomiast od 1 lutego 2022 roku możliwe jest zachowanie dotychczasowych tablic rejestracyjnych po zakupie pojazdu, który jest już zarejestrowany na terenie Polski. Kupując więc na przykład pojazd na gdańskich tablicach rejestracyjnych, możemy zarejestrować go na siebie baz zmiany „blach”, chociaż mieszkamy w Warszawie.
Kiedy znika obowiązek posiadania naklejek rejestracyjnych na szybach?
Kolejny element pakietu deregulacyjnego to zniesienie obowiązku posiadania naklejek rejestracyjnych na szybach. Wejdzie on w życie 4 września 2022 roku.
Tego samego dnia zostanie zniesiona także karta pojazdu.
Jeśli chcemy pozbyć się naklejki rejestracyjnej z szyby samochodu, najlepiej zastosować się do tych prostych kroków:
podgrzej szybę, na przykład suszarką – ciepłe powietrze rozmiękczy klej
delikatnie podważ naklejkę czymś cienkim, na przykład żyletką, albo nożem do tapet
kiedy część naklejki zacznie już odchodzić od szyby, możemy z wyczuciem zacząć odklejać ją palcami
istnieje spore prawdopodobieństwo, że na szybie pozostanie klej po naklejce – usuniesz go przy pomocy zmywacza do paznokci albo rozpuszczalnika
Czy będzie obowiązek usunięcia naklejki rejestracyjnej z szyby?
Kolejny element pakietu deregulacyjnego znosi obowiązek posiadania naklejki rejestracyjnej na przedniej szybie. Dla kierowców oznacza to mniejszy kłopot oraz niewielką oszczędność – za naklejkę trzeba zapłacić 18,5 zł i kolejne 50 gr opłaty ewidencyjnej.
Przepisy nie wymagają jednak od kierowców pozbywania się już naklejonych naklejek rejestracyjnych na szybach. Jest to więc kwestia jedynie estetyki.
Firma MMC Car Poland, czyli dystrybutor samochodów, części zamiennych i akcesoriów Mitsubishi Motors w Polsce, zmienia nazwę na Astara Poland. Nowa spółka planuje dynamiczny rozwój w polskim sektorze mobilności.
Astara Poland – kiedyś MMC Car Poland
Jako nowa spółka – Astara Poland – jest częścią globalnej grupy Astara (wcześniej znana jako Berge Automocion). Wcześniej, jako MMC Car Poland, od 1996 roku firma pełniła rolę generalnego dystrybutora samochodów, części zamiennych i akcesoriów Mitsubishi Motors w Polsce. Ta funkcja nowej firmy pozostanie bez zmian. Trwają obecnie intensywne przygotowania do premier dwóch nowych modeli Mitsubishi – nowych generacji SUV-a ASX oraz miejskiego modelu Colt, które zadebiutują w 2023 roku.
W ramach nowej strategii rozwoju Astara Poland pracuje także nad rozszerzeniem skali działań, by wkrótce zaprezentować nowe modele w oparciu o własny ekosystem dystrybucji, łączności i mobilności. Prace te zbiegają się w czasie z procesem transformacji całej branży i stanowią odpowiedź na wyzwania stawiane przez społeczeństwo, dotyczące osiągnięcia zrównoważonej mobilności, lepszej cyfryzacji i większej wydajności energetycznej. Cyfryzacja działań ma przyspieszyć etapy zakupu nowego samochodu bez wychodzenia z domu i pozwolić na rozwijanie nowych usług i doświadczeń związanych z posiadaniem i użytkowaniem pojazdów.
Astara w Polsce to zespół pasjonatów motoryzacji. Duża grupa pracowników pracuje w firmie od 26 lat, czyli od daty powstania spółki. Jako doświadczony zespół ekspertów z branży motoryzacyjnej od ponad ćwierćwiecza odpowiadamy za dystrybucję, sprzedaż i serwis samochodów marki Mitsubishi. W ciągu 26 lat sprzedaliśmy ponad 100 000 samochodów Mitsubishi. Sieć autoryzowanych stacji dealerskich Mitsubishi Motors w Polsce tworzy obecnie 26 punktów sprzedaży i 40 stacji serwisowych, w których łącznie znajduje zatrudnienie około 1000 osób. Od zawsze nasza strategia była skoncentrowana na Kliencie i jego potrzebach. Teraz dzięki innowacyjnym rozwiązaniom Astara będziemy potrafili w jeszcze lepszym stopniu odpowiedzieć na rosnące oczekiwania Klientów, proponując różnorodne formy własności i użytkowania pojazdów – od zakupu z wieloma formami finansowania, przez krótko i długookresowy wynajem a także subskrypcję i systemy łączności. Wejście do międzynarodowej i wielomarkowej grupy Astara otworzyło przed nami szerokie możliwości rozwoju firmy. Obecnie intensywnie pracujemy zatem także nad planami współpracy z innymi markami i wdrożenia innowacyjnych systemów dystrybucji, mobilności i łączności. Dążąc do jak najlepszej wydajności operacyjnej przy wykorzystaniu wiedzy i zasobów grupy współpracujemy też ściśle z innymi krajami i regionalnymi przedstawicielstwami firmy Astara. Jednym z przykładów jest kooperacja z Astara Western Europe w celu integracji działań dla Isuzu Poland – polskiego przedstawicielstwa tej marki, która obecnie dzieli z nami przestrzeń biurową – podsumowuje Piotr Szewczyk, dyrektor operacyjny Astara Poland.
Astara – co to jest?
Działająca od 1979 roku Astara to jedna z największych na świecie grup przedsiębiorstw, zapewniających produkty i usługi w obszarze motoryzacji i mobilności na trzech kontynentach, w 17 krajach, z ponad 230000 sprzedaży pojazdów rocznie. Astara jest obecna w Hiszpanii, Niemczech, Portugalii, Austrii, Belgii, Finlandii, Luksemburgu, Holandii, Polsce, Szwecji, Szwajcarii, Argentynie, Boliwii, Chile, Kolumbii, Peru i na Filipinach, reprezentując 30 marek samochodów. Firma oferuje też systemy online różnych formy posiadania i użytkowania pojazdów – od zakupu z wieloma formami finansowania, przez krótko i długookresowy wynajem a także subskrypcję i systemy łączności.
Rząd pracuje nad projektem ustawy o biokomponentach i biopaliwach ciekłych, a także nad zmianami w ustawie o systemie monitorowania i kontrolowania jakości paliw. Ma to związek z trwającą wojną na Ukrainie, która bardzo niekorzystnie wpłynęła na rynek paliw, powodując znaczne wzrosty cen oraz problemy z utrzymaniem łańcuchów dostaw. Jak tłumaczą sami rządzący:
W tej trudnej sytuacji, zwłaszcza dla sektora transportu wartościowe są wszelkie sposoby, których wdrożenie może ograniczać fluktuacje cen paliw dla transportu oraz potrzebę ich importu.
Kolejne pakiety sankcji powodują także odcinanie się od rosyjskich surowców, czemu trudno odmówić słuszności, ale choćby kraje arabskie już dawno zapowiedziały, że nie są w stanie wypełnić luki po ropie pochodzącej z Rosji. Stąd pomysł na nowe paliwo na stacjach:
Rozwiązaniem proponowanym w tym zakresie jest wdrożenie benzyny silnikowej typu E10, tj. o podwyższonym udziale biokomponentów.
Jeśli prace legislacyjne pójdą zgodnie z planem, nowe paliwo E10 pojawi się na polskich stacjach w 2024 roku.
Jakiś czas temu na stacjach benzynowych, pojawiły się nowe oznaczenia paliw. W teorii miały być bardziej czytelne dla kierowców, a w praktyce ci albo ich nie zauważają, albo powodują one konsternację. Dlaczego bowiem na benzynie Pb95, mamy oznaczenie E5?
Wskazuje ono, że domieszka bioetanolu wynosi w tym przypadku 5 procent. Jak łatwo wywnioskować, benzyna E10 będzie miała tej domieszki 10 procent, dzięki czemu potrzeba będzie mniej ropy, aby wytworzyć litr paliwa.
Nowe paliwo ma jeszcze jeden plus – jego spalanie powoduje nieco mniejszą emisję CO2, więc jest bardziej korzystne dla środowiska.
Lecz z drugiej strony nie jest tak, że dla silnika obojętne jest to, co wlejemy. Biokomponenty sprawiają, że paliwo jest mniej wydajne, a w konsekwencji po zatankowaniu E10 musimy liczyć się z wyższym o 3 procent spalaniem oraz gorszą o 5 procent dynamiką, niż po zalaniu E5. A to jeszcze nie koniec złych informacji.
Czy paliwo E10 może zniszczyć silnik?
Odpowiedź na to pytanie jest niestety twierdząca. Większy udział bioetanolu w paliwie może niekorzystnie wpływać na gumowe elementy układu paliwowego, powodując nieszczelność. Może także zniszczyć aluminiowe elementy silnika.
Problem jest dobrze znany, ponieważ paliwo E10 można od kilku lat tankować w niektórych europejskich krajach. Dlatego Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA), publikuje listy modeli, do których można bezpiecznie wlewać taką benzynę. Co do zasady, wszystkie samochody wyprodukowane po 2010 roku, powinny bezproblemowo znieść nowe paliwo.
Warto jednak samemu sprawdzić, jak to wygląda w przypadku naszego samochodu. Wiele aut znacznie starszych, niż po 2010 roku, może jeździć na benzynie E10, ale nie brakuje wyjątków.
Kiedy można pomijać biegi w manualnej skrzyni biegów?
Dobór przełożeń w manualnej skrzyni biegów nie jest przypadkowy. Pozwalają one na płynne rozpędzanie pojazdu, przy jednoczesnym utrzymywaniu jednostki napędowej w optymalnym dla niej zakresie obrotów. Uczymy się tego już na kursie prawa jazdy, podczas którego instruktorzy zwykle zwracają na to sporą uwagę.
Są jednak inni eksperci, którzy dopuszczają pomijanie przełożeń podczas rozpędzania się. Są to instruktorzy ecodrivingu. Zgodnie z zasadami takiej techniki jazdy, spokojnie rozpędzanie się, nie jest najoszczędniejszym stylem, ponieważ pojazd zużywa najmniej paliwa utrzymując zadaną prędkość, a nie przez długi czas ją zwiększając do pożądanej wartości. Dlatego zalecane jest szybkie osiągnięcie interesującej nas prędkości, a następnie wybranie możliwie wysokiego przełożenia, na którym wystarczy tylko muskanie gazu, aby utrzymać ową prędkość.
Przykładowo ruszamy, wrzucamy dwójkę i wciskamy mocniej gaz, osiągając na niej szybko przepisowe 50 km/h. Następnie wrzucamy czwarty bieg i już tylko utrzymujemy prędkość. Taka technika jazdy nie jest szkodliwa dla silnika, ani układu przeniesienia napędu.
Czy można pomijać biegi w manualnej skrzyni biegów podczas redukcji?
Trochę trudniejszym zagadnieniem jest pomijanie biegów podczas redukcji. Każda zmiana przełożenia na niższe powoduje wzrost obrotów silnika i zwiększa siły działające na cały układ napędowy. Podczas zmiany przełożenia z biegu na przykład czwartego na trzeci, nie jest to dużym problemem.
Kiedy jednak redukujemy z czwórki na dwójkę, różnica obrotów będzie już spora, więc trzeba robić to z wyczuciem i rozwagą. Takie pomijanie biegów podczas zmiany przełożeń na niższe jest uzasadnione na przykład przed rozpoczęciem manewru wyprzedzania, ale trzeba robić to w sposób umiejętny.
Czy pomijanie biegów w manualnej skrzyni biegów może uszkodzić samochód?
Niewłaściwy i nierozsądny styl jazdy może odbić się na kondycji samochodu i doprowadzić do uszkodzenia jego podzespołów. Tak też jest w przypadku sytuacji, kiedy decydujemy się pomijać biegi w manualnej skrzyni biegów. Pełnia kontroli nad przełożeniami oznacza również, że możemy popełnić błędy.
Wśród mniej szkodliwych błędów trzeba wymienić wybieranie zbyt wysokich przełożeń. Przykładowo, kiedy szybko rozpędzimy się na drugim biegu i od razu wrzucimy piąty. Samo przeskoczenie z wysokich obrotów na powiedzmy 1500 obr./min nie jest szkodliwe dla samochodu. Ale jeśli zapragniemy wtedy nadal przyspieszać, to już tak.
Nowoczesne samochody zalecają jazdę na jak najniższych obrotach, ale podpowiedzi komputera pokładowego co do wybrania wyższego przełożenia, nie biorą zwykle pod uwagę obciążenia dla układu napędowego. Dla kierowcy może to być niewyczuwalne, choćby za sprawą szerokiego stosowania dwumasowych kół zamachowych, ale brak wibracji czy mocnych szarpnięć, podczas przyspieszania z bardzo niskich obrotów, nie oznacza, że nie nadwyrężamy podzespołów samochodu.
O wiele gorsza sytuacja ma miejsce, kiedy decydujemy się pomijać biegi w manualnej skrzyni biegów podczas redukcji. Jeśli na skutek tego nastąpi gwałtowny wzrost obrotów, mocno nadwyrężymy podzespoły swojego samochodu. Dlatego redukcje o dwa przełożenia, na przykład przed rozpoczęciem wyprzedzania, należy robić z odpowiednim wyczuciem.
Z kolei redukcje o trzy biegi są już ryzykowne. Jeśli zrobimy to szybko i beztrosko, musimy liczyć się ze sporym szarpnięciem, które z pewnością odczują podzespoły naszego auta. Ryzykujemy również, że szarpnięcie będzie na tyle duże, że na moment zblokuje nam koła, a to jest już bardzo niebezpieczne. Można temu zapobiec stosując międzygaz, ale na taką technikę powinni się już decydować doświadczeni kierowcy, którzy wiedzą co robią i dobrze znają swój samochód.
W ekstremalnym przypadku, możemy wybrać zbyt niski bieg dla obecnej prędkości, który wymusi na silniku obroty przekraczające dopuszczalną przez producenta wartość. W takiej sytuacji powinien wkroczyć do akcji ogranicznik obrotów, który uchroni jednostkę przed zbyt wysokimi wartościami, ale oznaczać to będzie konieczność zmniejszenia prędkości. Ryzykujemy wtedy bardzo mocnym szarpnięciem i blokadą napędzanych kół, co stwarza poważne zagrożenie na drodze.
Jak zawsze w takich sytuacjach, najlepiej zerknąć co na temat danego problemu, mówi ustawa Prawo o ruchu drogowym. W art. 49, ust. 1, pkt. 7 czytamy:
Zabrania się zatrzymania pojazdu na jezdni przy jej lewej krawędzi, z wyjątkiem zatrzymania lub postoju pojazdu na obszarze zabudowanym na drodze jednokierunkowej lub na jezdni dwukierunkowej o małym ruchu.
Ogólna zasada jest więc prosta – nie wolno parkować pod prąd. Warto o niej pamiętać, zwłaszcza że chociaż istnieją od niej wyjątki, korzystanie z nich może być ryzykowne.
Pierwszy z wyjątków, który pozwala parkować pod prąd, jest jednoznaczny i logiczny. Dozwolone jest parkowanie pod prąd w terenie zabudowanym na drodze jednokierunkowej. W takim przypadku tak naprawdę mówimy o parkowaniu przy lewej krawędzi jezdni, ponieważ każdy z pasów na takiej drodze prowadzi w tym samym kierunku.
Drugi wyjątek z kolei nosi już znamiona pułapki na kierowców. Mówi on o tym, że wolno parkować pod prąd w terenie zabudowanym także na jezdni dwukierunkowej, ale o małym ruchu. Co to oznacza?
Tego przepisy już nie precyzują. Intuicyjnie możemy powiedzieć, że droga o małym natężeniu ruchu to uliczka osiedlowa. Natomiast ruchliwa ulica w centrum miasta ma zwykle duże natężenie ruchu. Ale co z ulicami, które plasują się między tymi dwoma skrajnościami? To już prawdziwa zagadka, a jej rozwiązanie zależy od interpretacji policjanta. Łatwo wpaść w taką pułapkę i skończyć z mandatem.
Jeśli zdecydujemy się parkować pod prąd, a policjant uzna, że nie wypełniliśmy kryteriów żadnego z wyjątków, musimy liczyć się z mandatem. Nie jest on na szczęście duży – według taryfikatora to 100 zł o raz 1 punkt karny.
Zawsze w takiej sytuacji funkcjonariusze dokonują jednak dodatkowej analizy sytuacji, pod kątem tego, czy nasz pojazd nie stwarza zagrożenia w ruchu drogowym lub czy nie utrudnia innym poruszania się. Jeśli uznają, że tak jest, musimy przygotować się na znacznie większe wydatki za odholowanie pojazdu i jego postój na parkingu policyjnym.
To pytanie podstawowe, na które odpowiedzi są dwie. Po pierwsze nie większą niż dopuszczalny limit, a po drugie z prędkością bezpieczną. Jak czytamy w Kodeksie drogowym art. 19, ust. 1:
Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem, z uwzględnieniem warunków, w jakich ruch się odbywa, a w szczególności: rzeźby terenu, stanu i widoczności drogi, stanu i ładunku pojazdu, warunków atmosferycznych i natężenia ruchu.
Interpretacja tego zapisu jest prosta. Dozwolona prędkość umieszczona na znaku to tylko prędkość maksymalna dopuszczalna na tym odcinku. Nie oznacza ona prędkości z jaką faktycznie powinniśmy się poruszać, ponieważ panujące warunki mogą wymagać, aby jechać wolniej.
Pojawia się jednak pytanie czy można przesadzić w drugą stronę? Czy można jechać na tyle wolno, żeby stworzyć zagrożenie i narazić się na mandat? Można. Mówi o tym już kolejny ustęp, przytoczonego wyżej artykułu, w którym czytamy:
Kierujący pojazdem jest obowiązany:
1) jechać z prędkością nieutrudniającą jazdy innym kierującym;
2) hamować w sposób niepowodujący zagrożenia bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienia;
3) utrzymywać odstęp niezbędny do uniknięcia zderzenia w razie hamowania lub zatrzymania się poprzedzającego pojazdu.
Nas najbardziej interesuje punkt pierwszy – nie możemy jechać w sposób utrudniający poruszanie się innych uczestników ruchu. Co to oznacza? To już zależy od konkretnej sytuacji Łatwo sobie jednak wyobrazić sytuację, w której ktoś przy ograniczeniu do 50 km/h, porusza się 30 km/h, pomimo doskonałych warunków drogowych, przez co powstał za nim zator.
Znak C-14 także może oznaczać mandat za zbyt wolną jazdę
Wielu kierowców nie pamięta, lub nawet nie wie o tym, że istnieje coś takiego jak znak C-14, określający minimalną dozwoloną prędkość. Nie jest on często spotykany, a jeśli już, to na drogach szybkiego ruchu.
Po minięciu go kierowca ma obowiązek jazdy z prędkością przynajmniej taką, jaka została określona na znaku. Odwołuje go znak C-15.
Jaki mandat za zbyt wolną jazdę?
Taryfikator przewiduje karę za jazdę ze zbyt małą prędkością, a jej wysokość zależy od tego, który dokładnie paragraf złamaliśmy, a także od decyzji kontrolującego nas funkcjonariusza.
Jeśli naszą zbyt wolną jazdą, utrudniliśmy innym ruch, grozi nam mandat nie mniejszy niż 500 zł. Co to oznacza? Kara może być wyraźnie wyższa, jeśli nasz styl jazdy spowodował naprawdę poważne utrudnienia.
Znacznie łagodniej traktowani są kierowcy, którzy poruszają się z prędkością mniejszą, niż wymagana znakiem C-14. Za jego nierespektowanie grozi grzywna 100 zł. Ale uwaga – ignorując wspomniany znak, mogliśmy spowodować utrudnienia i stworzyć zagrożenie na drodze. W takiej sytuacji policjant może nałożyć na nas karę także z wcześniejszego paragrafu.
Wcześniej Ulrike von Mirbach była odpowiedzialna za sprzedaż detaliczną BMW i MINI w ramach projektu „nowego modelu sprzedaży w Europie”, a także za ogólny rozwój nowych struktur sprzedaży MINI. Oprócz nowej roli szefowej marki MINI na Europę nadal pełni tę funkcję.
Jej poprzednik Pierre Jalady przejął od 1 lipca 2022 roku odpowiedzialność za markę MINI w regionie Azji i Pacyfiku, Europy Wschodniej, Bliskiego Wschodu i Afryki.
Ulrike von Mirbach pracuje dla BMW Group od około 17 lat. Na początku swojej kariery odpowiadała m.in. za strategię marketingową marki BMW na rynku niemieckim. Od października 2015 do końca 2020 roku kierowała marketingiem marki MINI w Niemczech. 1 stycznia 2021 roku przejęła zarządzanie marką MINI w Niemczech i zaledwie rok później awansowała na poziom Europy.
Ulrike von Mirbach znacząco rozwinęła markę MINI w Niemczech i z powodzeniem realizowała elektryfikację marki. Dla Ulrike von Mirbach sprawy organizacji sprzedaży są zawsze na pierwszym planie. Dobra współpraca między dealerami a producentem, jak również strategiczne zarządzanie marką i jej cyfryzacja, były decydującymi czynnikami sukcesu w pozytywnym rozwoju marki na rynku niemieckim.
Jestem przekonana, że Ulrike von Mirbach, dzięki swojej wyjątkowej wiedzy na temat marki i sprzedaży, z powodzeniem poprowadzi markę MINI w elektryczną przyszłość na poziomie Europy. Ustanowi odpowiednie strategiczne warunki ramowe, które zapewnią sukces sprzedażowy marki w ramach nowego modelu sprzedaży.
Symbol BMW w Monachium – budynek w kształcie czterech cylindrów – 22 lipca br. skończył 50 lat. Z dzisiejszej perspektywy śmiało można się pokusić o porównanie nie do cylindrów, ale do cylindrycznych ogniw stosowanych w akumulatorach trakcyjnych samochodów elektrycznych. BMW zmierza w stronę elektromobilności. Jednak – jak przyznają przedstawiciele firmy – elektromobilność to za mało. Ważna jest zrównoważona produkcja. Dlatego firma konsekwentnie inwestuje w innowacyjne rozwiązania pozwalające ograniczyć emisję gazów cieplarnianych w całym łańcuchu dostaw – tłumaczy Thomas Becker, szef działu zrównoważonego rozwoju i mobilność BMW.
Gospodarka cyrkularna, czyli taka, w której odpad staje się podstawą dalszej produkcji, to dla koncernu norma. Od momentu projektowania do poddania recyklingowi – chodzi o to, żeby wykorzystać możliwie jak najwięcej surowców powtórnie. Pod błyszczącym lakierem nie widać, czy stal lub aluminium użyte do produkcji BMW, Mini czy nawet Rolls Royce’a, pochodzi z recyklingu. A przecież może mieć nawet 20 lub 30 lat – bo takie auta trafiają do zakładów recyklingowych.
Recykling akumulatorów z samochodów elektrycznych
BMW szczyci się tym, że ma największy zakład recyklingu w całych Niemczech. Sprawnie przygotowuje w nim do dalszej obróbki dużą liczbę modeli aut własnych, ale także innych marek. Poddawane recyklingowi są, oczywiście, także pojazdy elektryczne i zelektryfikowane. W tym wypadku pierwszą rzeczą jaka jest z nich wymontowywana to akumulator trakcyjny. Nie musi być rozładowany, ani specjalnie przygotowany do dalszej obróbki. Tym zajmują się partnerzy koncernu, specjalizujący się w recyklingu akumulatorów – choćby Umicore, działający także w Polsce.
Pytałam naszych opiekunów, oprowadzających dziennikarzy po zakładzie recyklingu BMW, o to, co dzieje się z energią zmagazynowaną w wymontowanych akumulatorach. W zależności od tego, do kogo później ta energia trafia, albo zasila sieć albo wspiera sprzęty używane do jej dalszej obróbki. Zapewniono mnie, że nic się nie marnuje.
Kwestie recyklingu silników elektrycznych, to można powiedzieć pestka, w porównaniu ze znacznie bardziej złożonymi jednostkami spalinowymi. Dzisiejsze procesy recyklingowe pozwalają odzyskać blisko 90 proc. surowców. Nie wszystkie da się zastosować ponownie w produkcji aut, ale ten odsetek stale rośnie.
Pracownicy i pracowniczki zakładu BMW zdobywają miesiącami doświadczenie po to, by precyzyjnie wymontowywać kolejne podzespoły. Na koniec całego procesu otrzymywany jest zgnieciony wrak. Kolejnym etapem jest przekazanie go wyspecjalizowanym firmom, które uzyskują z niego mieszaninę różnych materiałów, pokruszoną na części wielkości dłoni. Przy pomocy magnesów oddzielana jest stal, metodą cyklonu wysysane lekkie plastikowe elementy, dodatkowo odsiewane i przetapiane są metale nieżelazne. Wszystko to po to, by wprowadzić te substancje ponownie do obiegu.
Materiały z recyklingu w samochodach BMW
Oferowane dziś auta koncernu BMW mają ok. 30 proc. domieszkę materiałów pochodzących z recyklingu. Czasem produkuje się z nich dywaniki, czasem osłony przewodów, a czasem szyby. Kolejnym krokiem w rozwoju zrównoważonej produkcji w BMW ma być osiągniecie 50 proc. przetworzonych materiałów w nowych autach.
Hasło „secondary first” (z ang. wtórny na czele) nie jest tylko sloganem.
Ok. 60 kg termoplastycznych tworzyw sztucznych wykorzystanych w produkcji elektrycznego modelu BMW iX pochodzi od „dawców”. Zamknięcie tych substancji w pętli obiegu zamkniętego pozwala firmie zaoszczędzić pieniądze i oszczędzić planetę.
Podczas kilkugodzinnej prezentacji dotyczącej zrównoważonego rozwoju, przeprowadzonej w Monachium, w siedzibie firmy, wiele razy odnoszono się bezpośrednio do zapisów Porozumienia Paryskiego. To pierwsze globalne porozumienie dotyczące ochrony klimatu. Około 200 krajów zobowiązało się do działań powstrzymujących wzrost globalnych temperatur – poniżej 2 stopni Celsjusza. Utrzymanie go na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza ma pozwolić ludzkości przetrwać. Świat nauki przedstawił szereg dowodów na to, że to działalność człowieka, od czasów rewolucji przemysłowej, bezpośrednio wpływa na zmianę klimatu.
Nie da się ukryć, że branża motoryzacyjna, opierająca się o paliwa kopalne, przyczynia się do tych zmian. Dziś żaden z największych producentów nie uchyla się od obowiązków ochrony środowiska. Co więcej, firmy widzą, że im się to opłaca. Skracają łańcuch dostaw, mają większa kontrolę nad produkcją. Zasilanie fabryk zieloną energią staje się standardem, tak jak używanie wody w obiegu zamkniętym.
Elektromobilność a odpowiedzialność za planetę
Wracając do BMW. To, czego jeszcze nie udaje się firmie odzyskać z recyklingu, koncern stara się zdobyć w możliwie najłagodniejszy dla planety sposób. Lit, kobalt i inne pierwiastki krytyczne mają w BMW udokumentowane pochodzenie. Lit do produkcji akumulatorów stosowanych w elektrycznych i zelektryfikowanych autach koncernu pochodzi od producentów z Australii i Argentyny.
Firma w 2020 roku przystąpiła do Responsible Mining Assurance – IRMA. Inicjatywa na rzecz odpowiedzialnego górnictwa ma gwarantować, że poszukiwane pierwiastki nie są obciążone niewolniczą pracą przy ich wydobyciu oraz mają ograniczony wpływ na środowisko naturalne. Kolejnym krokiem będzie zwiększenie udziału pierwiastków odzyskiwanych z akumulatorów w procesie recyklingu. Na razie, z racji tego, że aut elektrycznych jest mało – to raczkujący trend.
BMW podkreśla, że realizuje jedne z najbardziej ambitnych założeń dotyczących zrównoważonego rozwoju w swojej branży. Nie deklaruje jednak nadal, kiedy konkretnie zamierza zrezygnować z produkcji aut spalinowych. Znaczna część koncernów motoryzacyjnych ma znacznie ambitniejsze plany dotyczące rezygnacji z produkcji aut spalinowych niż Bruksela. Ta – przypomnę – chce, by w krajach unijnych nie było możliwości sprzedawania nowych spalinowych aut po 2035 roku.
Obecnie w Monachium, w historycznej przestrzeni, w jednej fabryce, produkowane są zarówno auta z napędem tradycyjnym, hybrydy plug-in (PHEV) i elektryki (BEV). Powstają tu auta serii 3 oraz 4, w tym model i4. Jeśli sytuacja będzie wymagała wygaszenia jednego wariantu napędu – firma to zrobi. Przygotowuje na tę okoliczność pracownice i pracowników, szkoląc ich w zakresie emobilności.
Przygotowuje się także, do tego, by zrezygnować trwale z produkcji silników spalinowych w tym miejscu. Jak przyznają przedstawiciele firmy, nie będzie ona pasowała do nowej, otwartej i zielonej koncepcji przebudowy zakładu.
Historia vs przyszłość
Mówiąc o Monachium i wspominając kultową pięćdziesięcioletnią wieżę złożoną z czterech cylindrów, nie sposób nie wspomnieć o specjalnej wystawie poświęconej nowym trendom w mobilności i zrównoważonemu rozwojowi. Są tam ekspozycje poświęcone zrównoważonym materiałom, zielonej energii, degradacji środowiska i nowej mobilności. Coś dla młodszych i dla starszych.
Przestrzeń należąca do BMW w Monachium (i Muzeum BMW Welt) jest w czołowej dziesiątce najczęściej odwiedzanych muzeów w Niemczech. Koncern korzysta z tego, by dodatkowo edukować. Bo kiedy już nacieszymy się pięknymi maszynami z przeszłości, warto pomyśleć o tym, co czeka kolejne pokolenia.
Światowy Ranking Konkurencyjności (The World Competitiveness Yearbook) za 2022 r. przygotowany przez Międzynarodowy Instytut Rozwoju Zarządzania (IMD), jedną z najbardziej znanych szkół biznesu na świecie, poruszył m.in. jakość infrastruktury drogowej na świecie i stworzył ranking jakości dróg w Europie 2022. Od 2018 r. pozycja Polski w rankingu jest coraz niższa. O konieczności poprawy stanu nawierzchni dróg krajowych informuje także w swoim ostatnim raporcie GDDKiA. Jej kontrole wykazały, że 37,3% dróg w naszym kraju wymaga remontu.
Ranking jakości dróg w Europie 2022 – Polska jednym z najgorszych krajów w Europie
W rankingu dotyczącym jakości infrastruktury drogowej w 2022 r. Polska zajęła 43 miejsce wśród 63 państw. Od 2018 r., gdy zostaliśmy sklasyfikowani w zestawieniu na 34 lokacie, w kolejnych latach pozycja naszego kraju systematycznie się obniża – 2019 r. (36), 2020 r. (35) i 2021 r. (42).
W tym roku najlepiej pod względem jakości dróg autorzy raportu ocenili Szwajcarię, Danię i Szwecję, a najgorzej Wenezuelę, Mongolię oraz Botswanę.
W rankingu uwzględniono 30 państw Europy. Wśród nich w 2022 r. Polska zajęła 26 miejsce. Niżej jakość dróg została oceniona w Chorwacji, Rumunii, Turcji i Bułgarii.
37,3% polskich dróg jest w stanie niezadowalającym lub złym
Surowa ocena infrastruktury drogowej pochodząca z raportu Światowego Rankingu Konkurencyjności pokrywa się w dużej mierze z ostatnim raportem Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Po kontroli tego urzędu przeprowadzonej na koniec 2020 r. okazało się, że 37,3% dróg w Polsce było w stanie niezadowalającym lub złym.
Z szacunków GDDKiA wynika, że na przeprowadzenie remontów dróg, których stan został oceniony jako zły, trzeba przeznaczyć około 4,8 mld zł. Najwięcej z nich znajduje się w województwie lubuskim (27,9%), kujawsko-pomorskim (19,7%) i lubelskim (17,8%). Z kolei najmniej w zachodniopomorskim (5,9%), świętokrzyskim i podlaskim (po 7,5%).
Ranking jakości dróg w Europie 2022 nie kłamie – wśród największych polskich miast najwięcej dróg wymagających natychmiastowego remontu znajduje się w Zielonej Górze (27,9%), Bydgoszczy (19,7%) i Lublinie (17,8%). Natomiast najmniej w Szczecinie (5,9%), Białymstoku i Kielcach (po 7,5%).
Gdzie najczęściej dochodzi do wypadków i kolizji z powodu niewłaściwego stanu jezdni?
W statystykach policyjnych corocznie jako jedną z przyczyn kolizji i wypadków drogowych wymienia się niewłaściwy stan jezdni. W 2021 r. odnotowano w naszym kraju 11 851 takich zdarzeń. Do największej liczby z nich doszło w województwie śląskim (2038), łódzkim (1538) i wielkopolskim (1211), a najmniej w podlaskim (141), podkarpackim (219) i świętokrzyskim (254).
Gdzie wybudowano i wyremontowano najwięcej dróg w Polsce?
Z danych GDDKiA udostępnionych isprzet.pl wynika, że w latach 2017-2021 najwięcej kilometrów dróg wybudowano w województwie mazowieckim (309,9 km), zachodniopomorskim (204,4 km) i dolnośląskim (139,2 km). Z kolei najmniej w opolskim (31,1 km), pomorskim (47,3 km) i małopolskim (47,9 km).
W latach 2017-2021 najwięcej kilometrów dróg wyremontowano w województwie wielkopolskim (403,1 km), mazowieckim (240,5 km) i opolskim (175 km). Natomiast najmniej w kujawsko-pomorskim (47,3 km), lubelskim (59,6 km) i śląskim (60,8 km).
W latach 2017-2021 najwięcej środków na budowę i remonty dróg wydano w województwie wielkopolskim (392,4 mln zł), mazowieckim (229,9 mln zł) i opolskim (163,7 mln zł). Z kolei najmniej w pomorskim (33,4 mln zł), śląskim (38,6 mln zł) i kujawsko-pomorskim (41,1 mln zł).
Czy ocena stanu dróg może wpływać na wysokość cen OC?
Informacje o stanie technicznym nawierzchni dróg, natężeniu ruchu drogowego czy statystyki wypadkowe, to istotne dane brane pod uwagę nie tylko podczas zarządzania drogami. Mogą one być uwzględniane również przez ubezpieczycieli podczas oceny ryzyka ubezpieczenia pojazdu. Jednak nie są to główne czynniki wpływające na ceny OC. Wysokość składki wyliczana jest na podstawie wielu informacji, dotyczących zarówno właściciela, jego miejsca zamieszkania, jak i ubezpieczanego samochodu – wyjaśnia Kamil Sztandera, ekspert ds. ubezpieczeń komunikacyjnych w porównywarce rankomat.pl.
Np. w pierwszym półroczu 2022 r. najdroższe oferty OC otrzymywali właściciele pojazdów zarejestrowanych w województwie pomorskim. Tymczasem, w tym regionie stan dróg oceniany jest dość wysoko, ponieważ jedynie 9,4% wymaga natychmiastowego remontu, a do wypadków i kolizji z powodu niewłaściwego stanu jezdni dochodzi 3,5-krotnie rzadziej niż np. w najgorszym pod tym względem województwie śląskim.
Ranking jakości dróg w Europie 2022 nie wypada dla nas łaskawie i zdecydowanie oddalamy się – jeśli chodzi o jakość dróg – od reszty Europy. Prace powinny iść w szybszym tempie, a środki wydawane bardziej efektywnie. Dopiero wówczas jest szansa na dogonienie czołówki Europy.
Rolls-Royce Phantom zajmuje niezagrożoną pozycję na samym szczycie luksusu. Zgodnie z życzeniem klientów, w Phantomie serii II pojawiły się jedynie delikatne zmiany w wyglądzie i estetyce.
Podczas premiery Phantoma serii II w Warszawie Frank Tiemann, Director of Corporate Communications Central and Eastern Europe Rolls-Royce Motor Cars, powiedział:
W nowej wersji Phantoma utrzymaliśmy wszystko to, za co właściciele kochają ten wspaniały luksusowy przedmiot; delikatne, aczkolwiek znaczące udoskonalenia odzwierciedlają zmiany w preferencjach i oczekiwaniach klientów.
Rolls-Royce Phantom serii II
Teraz, dzięki delikatnej geometrycznej zmianie w atrapie chłodnicy, plakietka „RR” oraz figurka Spirit of Ecstasy stały się jeszcze bardziej widoczne, gdy patrzy się na nie z przodu. Sama atrapa jest teraz rozświetlona, zaś światła drogowe zostały ozdobione ramkami misternie laserowo ciętymi dającymi efekt świateł gwiazd, co wzmacnia efekt zaskoczenia, kiedy widzi się Phantoma nocą. Boczny profil został zmodyfikowany w obrębie przestrzeni dla nowych kół. Na zamówienie są dostępne trójwymiarowe, frezowane koła ze stali nierdzewnej z trójkątnymi płaszczyznami w pełni lub częściowo polerowanymi. Alternatywnie, Phantom może zostać ozdobiony prawdziwie eleganckimi kołami dyskowymi, które przywołują romantyczny klimat Rolls-Royce’ów z lat 20. poprzedniego wieku.
Pełne przepychu wnętrze Phantoma pozostaje niemal takie samo: kierownica została delikatnie pogrubiona, dzięki temu ten punkt styku właściciela/kierowcy z samochodem jest ulepszony i stał się bardziej bezpośredni.
Rolls-Royce Phantom ExtendedSeriesII
Phantom oraz Phantom Extended – każdy z nich ma swój własny charakter. Konwencjonalny Phantom jest wybierany głównie przez tych, którzy sami chcą prowadzić samochód. Ci, którzy wolą zawiadywać podróżą z tylnego siedzenia, Phantom Extended oferuje super-luksusowe doświadczenie z jazdy samochodem prowadzonym przez szofera.
Każdy Phantom może stać się niczym „białe płótno” i być spersonalizowany przez właściciela w ramach programu Bespoke. Dzięki temu samochody odzwierciedlają nie tylko indywidualny styl i charakter ich posiadaczy, ale też są unikatowe na światową skalę.
Piotr Fus, Dealer Principal Rolls-Royce Motor Cars Warszawa, powiedział:
Phantom, jako najwyższy model marki, przyciąga elitę naszego klienckiego portfolio. To ludzie sytuowani, odnoszący sukcesy, stojący na czele w swoim obszarze działania, często są to osoby publiczne, przy tym zdeterminowani i wymagający. Phantom zawsze był tym, czym jego właściciel sobie życzył. Nie tylko „najlepszym samochodem na świecie”, ale dla nich w ich świecie.
Wraz z Phantomem Series II debiutuje „Rolls-Royce Connected”. System umożliwia właścicielowi bezpośrednie przesłanie adresu z aplikacji Whispers (członkowskiej aplikacji Rolls-Royce’a) do samochodu, dzięki czemu nawigacja gładko i bezbłędnie poprowadzi samochód na przyjęcie, do restauracji, dealerstwa, a nawet do samej siedziby Rolls-Royce’a. Rolls-Royce Connected wyświetla w Whispers położenie samochodu, status bezpieczeństwa i aktualny stan „zdrowia”. Za dotknięciem przycisku, właściciel może skontaktować się z wybranym dealerem, by omówić wymagania serwisowe lub uzyskać informację o samochodzie.
Rolls-Royce nie wprowadził żadnych zmian pod maską. Phantoma wciąż napędza podwójnie doładowany silnik V12 o pojemności 6,75 litra. Generuje on 571 KM oraz 900 Nm momentu obrotowego.
Przebywanie w przyczepie kempingowej podczas jazdy – czy jest zabronione
Dłuższa podróż samochodem, szczególnie z kompletem pasażerów, potrafi być męcząca. O ile wygodniej i przyjemniej podróżowałoby się w przyczepie kempingowej, prawda? Można usiąść wygodnie przy stole, zjeść coś i napić się. A jak przyjemnie byłoby się zdrzemnąć, aby odespać konieczność wczesnego wstawania, prawda?
Pomysł podróżowania w przyczepie kempingowej w czasie jazdy, może wydawać się bardzo kuszący, ale z oczywistych powodów jest zakazany. Osoby jadące w niej nie mają do dyspozycji nawet pasów bezpieczeństwa, więc nawet mocniejsze hamowanie, mogłoby być dla nich niebezpieczne. Nie wspominając już o kolizji czy wypadku.
Pamiętajmy również, że sama konstrukcja przyczepy kempingowej w żaden sposób nie jest przystosowana do ochrony osób siedzących w środku. Jej konstrukcja to zwykle drewniana rama, pokryta panelami z tworzywa sztucznego. Priorytetem jest tu niska masa własna, a nie wytrzymałość w razie zderzenia. Dlatego przebywanie w przyczepie kempingowej podczas jazdy może okazać się śmiertelnie niebezpieczne.
Co można przewozić w przyczepie kempingowej?
Powyższe zastrzeżenia nie oznaczają, że w przyczepie kempingowej nie można niczego przewozić. Bez przeszkód możemy umieścić w niej swoje bagaże czy rowery, zyskując więcej swobody w aucie i eliminując konieczność korzystania z bagażników rowerowych.
Jednak i tu musimy zwrócić uwagę na kilka spraw. Wyposażenie przyczep kempingowych jest przystosowane do tego, by dobrze znosić podróż. Nic się nam w nich nie przesunie, ani drzwiczki szafek nie będą się obijały na zakrętach. Jeśli jednak coś powkładamy do tych szafek jeszcze przed ruszeniem, nie można mieć już takiej pewności.
Dlatego przewożąc bagaże w przyczepie kempingowej, trzeba podejść do tego rozsądnie. Najlepiej spakować się jak na zwykły wyjazd, walizki odpowiednio zabezpieczyć przed przemieszczeniem się i dopiero na kempingu rozpakować wszystko na swoje miejsce. Ważne jest też, żeby nie umieszczać dużych ilości bagażu tylko z przodu lub tylko z tyłu przyczepy. Szczególnie zaburzenie rozkładu masy z akcentem na tył może okazać się niebezpieczne, ponieważ przyczepa odchylając się do tyłu, będzie próbowała podnieść hak do góry. W teorii grozi to wypięciem przyczepy oraz odciąża tylną oś samochodu, co może doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji.
Z rozwagą należy podejść także do przewożenia rowerów w przyczepie. Jeśli przemieszczą się w czasie jazdy, mogą się uszkodzić, a także uszkodzić elementy wyposażenia przyczepy.
O czym jeszcze pamiętać przed wyruszeniem w podróż z przyczepą kempingową?
Przyczepy kempingowe używane są sezonowo, więc konieczne jest sprawdzenie podstawowych ich elementów, przed wyruszeniem w drogę. Powinniśmy więc skontrolować działanie oświetlenia, sprawdzić ciśnienie w oponach oraz ich stan, a także ogólny stan przyczepy. Warto też zweryfikować czy działa jej wyposażenie wewnętrzne, aby już na kempingu nie mieć niemiłej niespodzianki.
Podczas jazdy pamiętajmy również, że podróżujemy nie samym samochodem, ale zestawem pojazdów. To szczególnie ważne podczas jazdy miejskimi ulicami, gdzie długa i szeroka przyczepa, wymaga stałego kontrolowania, abyśmy o nic nie zawadzili.
Jakie prawo jazdy do ciągnięcia przyczepy kempingowej?
Przed wyruszeniem w drogę upewnijmy się też, jeśli korzystamy z nowej lub pożyczonej przyczepy, czy mamy odpowiednie uprawnienia do jej ciągnięcia. W przypadku mniejszych zestawów wystarczy nam prawo jazdy kategorii B – trzeba spełnić tylko dwa warunki:
DMC przyczepy nie przekracza 750 kg (tzw. „przyczepa lekka”)
DMC przyczepy nie przekracza 750 kg (tzw. „przyczepa lekka”)
Osoby, które potrzebują uprawnień na ciągnięcie cięższych przyczep, mogą zdecydować się na zdanie dodatkowego egzaminu i otrzymanie kodu 96 do prawa jazdy. Wtedy możemy ciągnąć znacznie cięższe przyczepy, ale pod warunkiem, że:
DMC zestawu nie przekracza 4250 kg
stosunek DMC samochodu do DMC przyczepy musi wynosić przynajmniej 1,33:1
Najszersze uprawnienia daje zdobycie kategorii B+E, dzięki której DMC przyczepy może wynosić nawet 3500 kg.
To kiedy policjant może przeszukać samochód jest uzależnione od wielu czynników. Zakładamy, że kierowca nie ma nic na sumieniu i podajemy jedynie możliwości zgodne z prawem, w których możemy uniknąć nieprzyjemnych sytuacji. Warto pamiętać, że policjanci muszą się poruszać w ramach ściśle określonych procedur, więc są sposoby na to, żeby odwołując się do owych procedur, zniechęcić organy ścigania do pewnych czynności. Czy policja może przeszukać samochód?
Kiedy policjant może przeszukać samochód?
Gdy myślimy o zatrzymaniu przez drogówkę, zachodzi pytanie, czy policja może przeszukać auto bez nakazu. Okazuje się, że funkcjonariusz podczas kontroli drogowej może przeszukać nasz samochód, ale tylko w konkretnych przypadkach. Musi on poszukiwać broni, innych zabronionych prawem przedmiotów lub przedmiotów, które mogą stanowić dowód w prowadzonej sprawie. Co to oznacza w praktyce?
Policjant musi mieć „podkładkę”, aby przeprowadzić przeszukanie pojazdu. Lecz teoretycznie może ją sobie wymyślić. Przecież dopóki nie przeprowadził rewizji, nie może mieć pewności, że nie przewozimy czegoś zakazanego prawem. Z pewnością po całej czynności lub w jej trakcie musi sporządzić protokół przeszukania samochodu, w którym wymieni wszystkie etapy swojego działania i to, co ewentualnie znalazł.
Pamiętajmy też, że takie działania są normą np. na granicy państwa i tam może się odbyć policyjne przeszukanie samochodu przez celnika.
Jakie wymogi musi spełnić policjant, żeby przeszukać samochód?
Przeszukanie auta przez policję może być częścią rutynowej kontroli pojazdu. Powinna więc rozpocząć się od podania przed policjanta imienia, nazwiska, stopnia służbowego oraz powodu zatrzymania. Umundurowany funkcjonariusz okazuje legitymację służbową na życzenie zatrzymanego, a nieumundurowany zawsze ma taki obowiązek.
Przed przystąpieniem do przeszukania pojazdu, policjant powinien także podać powód takiej czynności. Lecz ten może być lakoniczny i nie mamy możliwości zweryfikowania, czy faktycznie poszukiwany przestępca poruszał się podobnym do naszego autem, albo czy rzeczywiście widziano, że podobnym pojazdem przewożono broń lub narkotyki.
Protokół z przeszukania samochodu to jedyna „broń” kierowcy
Zatrzymany do kontroli kierowca nie ma prawa kwestionować żadnych decyzji lub poleceń policjanta. Jeśli uważa, że były niesłuszne, może jedynie złożyć skargę na funkcjonariusza. Podobnie jest z przeszukaniem samochodu – nie możemy odmówić, ani dyskutować z policjantem. Przeszukanie samochodu policja zwykle kończy spisaniem protokołu, więc wszystko jest udokumentowane i w przypadku nieprawidłowości możemy się na to powołać.
Tym co możemy zrobić, jest odwołanie się do procedur. Funkcjonariusz chcący dokonać rewizji, musi na nasze życzenie sporządzić protokół z przeszukania samochodu. To ma spore szanse zniechęcić policjanta do upierania się przy swojej decyzji. Po pierwsze dlatego, że stworzenie takiego protokołu jest czasochłonne. Po drugie zaś musi tam zawrzeć powód przeszukania samochodu. A podając powód wyssany z palca, naraża się swoim przełożonym, szczególnie gdy złożymy skargę na jego decyzję i cała sprawa zostanie poddana weryfikacji.
Jak powinien wyglądać protokół z przeszukania samochodu?
W protokole przeszukania samochodu, muszą znaleźć się wszystkie przedmioty, na jakie natrafiono podczas kontroli. A ponieważ wielu kierowców wozi sporo niepotrzebnych rzeczy w bagażniku, cała procedura może być dość czasochłonna.
Po zakończeniu spisywania protokołu, powinniśmy otrzymać go do podpisania i mamy pełne prawo zgłaszać zastrzeżenia do jego treści i domagać się odpowiednich zmian.
Kto może dokonać przeszukania samochodu?
Kierowcy przyzwyczajeni są, że kontrolują ich głównie funkcjonariusze policji, ale nie tylko oni mogą zatrzymywać kierujących. Przeszukanie auta może dokonać także:
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego
Centralne Biuro Antykorupcyjne
Centralne Biuro Śledcze
Służba Celna
Służba Graniczna
Służba Leśna (tylko w pobliżu terenów leśnych)
Żandarmeria Wojskowa
Co może wydawać się zaskakujące, przeszukiwać pojazdów nie mogą funkcjonariusze służb, z którymi kierowcy miewają styczność. Takie uprawnienia nie przysługują ani Straży Miejskiej ani Inspekcji Transportu Drogowego.
Przeszukanie samochodu przez policję nie jest przyjemne, ale pamiętajmy, że zwykle wynika z jakiś uzasadnionych podejrzeń lub działań operacyjnych. Nie przeszkadzajmy policjantom w pracy, a czynności zakończą się tak szybko, jak to możliwe.