Marka Harley-Davidson przy okazji prezentacji wyników finansowych za 2021 rok zapowiedziała nowy, elektryczny motocykl w swojej gamie. Prezes firmy uchylił rąbka tajemnicy na temat modelu z serii LiveWire – S2 Del Mar.
Amerykańska marka motocyklowa jako jedna z nielicznych wyszła przed szereg z tematem wprowadzenia elektrycznego jednośladu na rynek. Na potrzeby tego ruchu powstała specjalna seria LiveWire, która została wydzielona spod marki z logo H-D. W tej chwili składa się tylko z jednego modelu – One, ale już niebawem powiększy się o kolejny motocykl.
W drugim kwartale 2022 roku do gamy amerykańskiego producenta dołączy elektryczny motocykl – S2 Del Mar. Do jego budowy zostanie po raz pierwszy wykorzystana zupełnie nowa, skalowalna i modułowa platforma ARROW S2. Jest to projekt opracowany we własnym zakresie przez ekipę z LiveWire. Składa się z akumulatora, elektroniki i silnika jako głównego elementu podwozia. Charakteryzuje go optymalna moc w połączeniu z lekką konstrukcją i niedużymi kosztami produkcji.
Nowością będzie akumulator składający się z 21 700 cylindrycznych ogniw litowo-jonowych. Konstrukcja przypomina rozwiązania stosowane przez takie firmy, jak Tesla, Samsung oraz LG. Nowy standard oferuje większe możliwości przechowywania energii w porównaniu z dotychczasowymi rozwiązaniami wykorzystującymi 18 650 ogniw. Przy okazji jest bardziej niezawodny i bezpieczny w użytkowaniu.
Nowy „elektryk” będzie pozycjonowany nieco niżej niż model One – ma być od niego tańszy, lżejszy i mniej zaawansowany. To idealna propozycja dla klientów, którzy dysponują mniejszym budżetem na wymarzoną maszynę.
Niewykluczone, że nowy Harley-Davidson będzie przedstawicielem stylu flat track, na co wskazywałaby jego nazwa. W końcu Del Mar to znany tor offroadowy w Kalifornii. Producent zapowiada, że będzie to pierwszy elektryczny motocykl tej marki, który do aktualizacji oprogramowania wykorzysta połączenie sieciowe. Właściciel nie będzie musiał fatygować się do serwisu – tylko zrobi to w wygodnym dla siebie momencie.
Kiedy więcej informacji na temat nowego motocykla? Zagraniczne źródła donoszą, że w maju jest prezentowana specjalna konferencja dla inwestorów marki H-D oraz LiveWire, która odbędzie się niedługo po zakończeniu fuzji LiveWire-ABIC. Niewyklczone, że właśnie wtedy dowiemy się więcej na temat tajemniczego projektu LiveWire Del Mar.
Wystawiona na sprzedaż Škoda Felicia to auto, jakich wiele. Na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym, może poza brakiem widoczniej korozji, co jest rzadkością w tym modelu. Prezentowany egzemplarz napędza benzynowy silnik 1,3 generujący 68 KM i 106 Nm momentu obrotowego, przekazywanego na przednie koła za pośrednictwem 5-biegowej skrzyni. Na oszałamiające osiągi nie ma co liczyć, samochód od 0 do 100 km/h rozpędza się w 13,5 sekundy.
Samochód miał tylko jednego właściciela, który przejechał nim zaledwie 14 000 kilometrów, czyli tyle, co nic. A teraz chce go sprzedać za astronomiczną kwotę.
Škoda Felicia, fot. autoviva.cz
Właściciel samochodu żąda za niego miliona koron czeskich, co w przeliczeniu daje nieco ponad 190 tysięcy złotych. Uzasadnieniem ceny jest podobno wyjątkowo niski przebieg oraz fakt, że to wersja Trumf, co w 2000 roku oznaczało między innymi lakierowane zderzaki, klamki i osłony lusterek, poduszkę powietrzną kierowcy i kolorową tapicerkę foteli.
Czarne nadwozie z kontrastującymi złotymi pasami skrywa silnik V8, do którego Manhart dodał nowe turbosprężarki wraz z intercoolerem. W rezultacie moc wzrosła z 577 KM do 800 KM, a maksymalny moment obrotowy wynosi teraz ponad 1000 Nm.
Niemiecki tuner nie podał dokładnych specyfikacji osiągów. Biorąc jednak pod uwagę, że Mercedes-AMG SL już w standardzie rozpędza się od 0 do 100 km/h w zaledwie 3,5 sekundy… to auto po wizycie w warsztacie Manharta będzie na pewno bardzo, bardzo szybkie.
Manhart zapewnia, że 800 R jest oferowany z dodatkowymi opcjami do ulepszenia zakresu osiągów, nie wspominając o innych ulepszeniach zewnętrznych i wewnętrznych, ale szczegóły tych ulepszeń są niedostępne. Tak samo tajemnicą pozostaje cena…
Do zdarzenia doszło we wsi Czaniec, między Bielsko-Białą a Andrychowem. Jak informuje portal bielskiedrogi.pl, policja ścigała 32-letniego mężczyznę, który „kradł przypadkowe samochody, próbując zgubić goniących go funkcjonariuszy”. Scenariusz faktycznie jak z serii gier GTA (chociaż tam gubi się pościg, przemalowując swój pojazd), bo trudno sobie wyobrazić sytuację w której ktoś w prawdziwym życiu przesiada się z jednego auta do drugiego, na tyle szybko, żeby nie wpaść w ręce policji.
Na poniższym nagraniu widać jedynie finał pościgu. Postronny kierowca jadący busem, zauważył zbliżającą się w niego stronę Pandę i siedzący jej na zderzaku radiowóz. Zareagował błyskawicznie, blokując kierowcy Fiata drogę. Ten próbował jeszcze manewrować, a policjant, zamiast zatrzymać go, poprawiał ustawienie swojego auta.
Ponownie do akcji wkroczył autor nagrania, który podjechał do przodu, całkowicie blokując drogę Pandzie. Wtedy z Kii wyskoczyło dwóch funkcjonariuszy, którzy chcieli powalić na ziemię i skuć uciekiniera. Tylko nie bardzo mieli pomysł, jak się do tego zabrać… Szarpali się z nim we dwóch dłuższą chwilę, aż wreszcie cała trójka wylądowała na asfalcie. Czy ci policjanci mieli jakiekolwiek szkolenie z zatrzymywania ściganych osób? Obezwładniania ich? Szczerze wątpimy.
Renault’s Trafic remains a top mid-size panel van offering with economical engines and some clever touches in the cabin
Source: Renault Trafic van review
Coraz częściej spotykamy auta elektryczne, które mają chowane klamki. Nie jest to tylko zabieg stylistyczny, mający podkreślić ich nowoczesność, ale przede wszystkim poprawiający aerodynamikę. Na takie rozwiązanie zdecydowała się także Tesla.
W Modelach S oraz X są one wysuwane elektrycznie, ale w mniejszych, czyli 3 oraz Y, trzeba to robić ręcznie. Nic dziwnego – tańsze auta, gorsze wyposażenie. Szkopuł w tym, że zimą klamki zamarzają! Te wysuwane elektrycznie radzą sobie z tym bez problemu, ale osoby posiadające Modele 3 oraz Y, nie mają jak dostać się do samochodu!
Internet obiegły filmiki jak jedni próbują ogrzać klamki suszarkami do włosów, podczas gdy drudzy po prostu walą pięścią w drzwi, krusząc w ten sposób lód. Jednocześnie pojawił się apel do Elona Muska o umożliwienie zdalnego otwierania samochodu poprzez aplikację.
„Kto pierwszy potrąci pieszą, wygrywa” – głosi tytuł nagrania (autor na szczęście wyjaśnia potem, że to „ironia” – inaczej nikt by się nie domyślił). Sugeruje więc, że „pretendentów” było co najmniej kilku. No to liczymy.
Pierwszy „kandydat” to kierowca BMW X5 (autor nagrania nawet podał kod fabryczny konkretnej generacji). Zbliża się on do pustego przejścia… i nic. Autorowi nagrania chodziło oczywiście o to, że przed pasami stała piesza. Przypomnijmy, że w myśl zmienionych w zeszłym roku przepisów, pierwszeństwo przed pojazdami ma pieszy wchodzący na przejście. Czy osoba stojąca przed pasami jest osobą „wchodzącą”? Tego ustawodawca nie wyjaśnia. Można więc interpretować to tak, że kierowca BMW nie popełnił żadnego wykroczenia (a tym bardziej nie groziło potrącenie pieszej).
Kto następny? Kierujący Fiata Punto. Ale tu znowu pudło – przejście było puste, nie groziło żadne potrącanie. Można jedynie dać mu mandat, za wyprzedzanie innego pojazdu w pobliżu przejścia dla pieszych. Dopiero kierowca Mercedesa Vito zasłużył na „nagrodę”. Piesza była już na przejściu i musiała się zatrzymać, aby uniknąć potrącenia.
Wygląda więc na to, że autor nagrania jest jednym z tych kierowców, którzy słyszeli o nowych przepisach, ale nie do końca je rozumieją. Za to lubią wyolbrzymiać sytuacje. My natomiast pragniemy zwrócić uwagę na to, przed czym ostrzegaliśmy już dawno temu. Nowe przepisy nie sprawią, że kierowcy zaczną ich przestrzegać (albo właściwie interpretować). Co z tego, że weszła w życie nowelizacja, a teraz także obowiązują znacznie wyższe mandaty? Niedouczeni i nieuważni kierowcy wcale od tego nie zmądrzeli.
Na ulicy Pszczyńskiej w Katowicach w środę 9 lutego doszło do groźnie wyglądającej kolizji. Kierowca Fiata Ducato spowodował karambol uszkadzając sześć samochodów. Jak do tego doszło?
Jak poinformowali policjanci, 26-letni kierujący nie dostosował prędkości do aktualnych warunków atmosferycznych i najechał na tył innego Fiata, którego kierowcą była 39-letnia kobieta. Fiat wpadł w Volkswagena, przez co jego kierowca stracił panowanie nad pojazdem i wjechał do rowu. W międzyczasie doszło jeszcze do uderzenia dostawczego Ducato w tył przyczepy Jeepa prowadzonego przez 73-latka, który z kolei najechał na tył Citroena. Ostatnim uszkodzonym pojazdem był Volkswagen prowadzony przez 32-letniego mężczyznę. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Droga była przez pewien czas całkowicie zablokowana. Sprawca kolizji został ukarany mandatem karnym w wysokości 5000 złotych.
Autostrada A2 pomiędzy Łodzią w Warszawą zyska kolejny (trzeci) pas na 89-kilometrowym odcinku. To bardzo dobra wiadomość, ponieważ ta trasa to jeden z najważniejszych i zarazem najbardziej obciążonych odcinków drogi w Polsce.
Temat poszerzenia autostrady A2 o kolejny pas robi się powoli krytycznym tematem. Trasa jest mocno obciążona zarówno poprzez ruch samochodów osobowych jak i ciężarówek. Spokojna jazda jest często niemożliwa, ponieważ duże samochodu hamują ruch wyprzedzając się nawzajem, a kierowcy aut osobowych często jeżdżą na zderzakach. Efekt jest taki, że podróż jest nieprzyjemna i niebezpieczna.
Pomiędzy 10 a 21 lutego odbędzie się seria spotkań na temat poszerzenia odcinka A2 Warsawa – Łódź. Organizatorem jest Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Drogowcy chcą przedyskutować z firmami i uczelniami inwestycję. To pierwsze przedsięwzięcie o tak ogromnej skali.
Podczas spotkań będą poruszane następujące tematy związane z wprowadzeniem odnawialnych źródeł energii i zapewnienie jak największej samowystarczalności energetycznej autostrady, wykorzystaniem wolnych przestrzeni pod drogą w miejscach nieistniejących już punktów poboru opłat, ponownym wykorzystaniu sfrezowanej warstwy bitumicznej, dokumentowaniu drogi w zakresie uzyskania niezbędnych odstępstw od przepisów, wprowadzenie czasowej organizacji ruchu, tak by było to bezpieczne zarówno dla robotników, jak i kierowców, ponieważ autostrada będzie przejezdna na czas rozbudowy. Jednym z pomysłów jest zastosowanie odcinkowego pomiaru prędkości.
Konsultacje potrwają do połowy marca
Konsultacje potrwają do połowy marca 2022 r. Całość zostanie podsumowana protokołem pod nazorem zespołu ds. konsultacji. Będą tam zawarte wszystkie rozwiązania zaproponowane przez uczestników spotkań.
Dopiero później zostaną oszacowane ostateczne koszty i GDDKiA wystąpi o zapewnienie finansowania inwestycji. Po otrzymani środków zostanie ogłoszony przetarg na wyłonienie wykonawcy.
Nowy plan konsultacji przyda się nie tylko przy rozbudowie autostrady A2, ale w przyszłości podobne rozwiązanie będzie wykorzystane do planowanych prac na autostradzie A1 z Torunia do Włocławka.
Budowa ruszy w listopadzie 2022 r.
Rozbudowa autostrady A2 o kolejny pas nastąpi poprzez zabetonowanie szerokiego pasa zieleni po wewnętrznej stronie trasy. Docelowo trasa od węzła Konotopa do węzła Pruszków będzie miała dwie jezdnie po cztery pasy ruchu. Ma dalszym odcinków aż do węzła Łódź Północ znajdą się dwie jezdnie po trzy pasy ruchu. Odcinek wzbogacony o kolejny pas będzie kluczowy dla dojazdu do Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Budowa kolejnych pasów na autostradzie A2 ruszy w listopadzie tego roku. Planowane oddanie do użytkowania nastąpi na przełomie 2025/2026 roku.
Jak podała Ochotnicza Straż Pożarna w Wyrzysku, kierowca Ferrari z nieznanych przyczyn stracił panowanie nad samochodem i uderzył w bariery energochłonne. Na szczęście nic mu się nie stało.
O wiele więcej (i precyzyjniej) na temat zdarzenia, mówią zrobione na miejscu zdjęcia. Ferrari nie tyle uderzyło w barierę, co wcisnęło się pod nią. Na szczęście kierowcy włoski bolid okazał się bardziej wytrzymały i bariera, zamiast sprasować dach wraz z głową kierującego, wywinęła się. W konsekwencji jednak uszkodzony został nie tylko przód 488, ale także dach, tył i podwozie.
Natomiast co do przyczyn zdarzenia. Po pierwsze zwróćmy uwagę, że asfalt był wilgotny i bez wątpienia śliski. Po drugie Ferrari 488 Pista napędzane jest silnikiem V8 biturbo o mocy 720 KM, która trafia na tylną oś. Czy trzeba dodawać coś więcej?
Ekipa brytyjskiego kanału motoryzacyjnego carwow postanowiła zorganizować wyścig na ¼ mili z udziałem dwóch sportowych aut – Mercedesa SLS AMG i BMW M3 Competition.
Mercedes SLS AMG w wersji Black Series dysponuje silnikiem V8 o pojemności 6,2-litra. Maksymalna moc jednostki to 631 KM, a maksymalny moment obrotowy to imponujące 635 Nm. Jego prędkość maksymalna to 315 km/h. Auto rozpędza się od 0 do 100 km/h w zaledwie 3,6 sekundy.
BMW M3 Competition skrywa pod maską silnik R6 o pojemności 3,0 l, który generuje 510 KM. Jego maksymalny moment obrotowy to 650 Nm. Prędkość maksymalna, po zdjęciu ogranicznika, to 290 km/h. Samochód od 0 do 100 km/h rozpędza się w 3,9 sekundy.
Od 18 lat stawki za badanie techniczne pojazdu są niezmienione – stawka ustalona przez rząd to 98 złotych. Klienci się z tego cieszą, ale stacje kontroli pojazdów alarmują, że bez podwyżek stawki za przegląd będą musiały ogłosić bankructwo.
Sytuacja jest coraz poważniejsza. Dlatego porozumienie organizacji branży motoryzacyjnej zorganizowało konferencję dotyczącą waloryzacji opłat za badania techniczne. Przedstawiciele alarmują, że brak podwyżek może grozić bankructwem wielu stacji kontroli pojazdów.
Stawka za badanie techniczne pojazdu wynosi 98 złotych – od 18 lat nie była zwaloryzowana. Tymczasem wszystkie koszty działalności w ostatnich latach znacząco wzrosły. Przedsiębiorcy prezentują drastyczne podwyżki opłat za energię czy gaz ziemny. Ponadto przez prawie dwie dekady mocno wzrosła płaca minimalna i średnie zarobki.
Dlatego aktualne stawki za wykonanie badania technicznego mocno odstają od realiów. Wiele stacji kontroli pojazdów funkcjonuje na granicy opłacalności, ale coraz częściej słyszy się również o zamykaniu SKP. Szczególnie w małych miejscowościach, gdzie rejestruje się mniej samochodów, a głównymi klientami są rolnicy. To wszystko przekłada się na jakość usług, a następnie na bezpieczeństwo na drogach.
Apel przedsiębiorców o podwyższenie stawki
Przedsiębiorcy zaapelowali do ministra infrastruktury o podwyższenie opłaty za badanie techniczne do kwoty 184,50 zł. W zeszłym roku odbył się w tej sprawie protest przedsiębiorców przeciwko dalszemu utrzymywani stawek opłat. Organizatorem wydarzenia była Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów (PISKP).
Rząd w tej kwestii jest nieustępliwy, a kolejne apele pozostają bez odpowiedzi. W odpowiedzi na interpelację poselską, w przesłanej odpowiedzi Rafał Weber zajmujący funkcję sekretarza stanu w resorcie infrastruktury poinformował, że przedsiębiorcy prowadzący SKP są przedstawicielami branży, która nie została objęta ograniczeniami pandemicznymi i mogli zyskiwać stały dochód ze swojej działalności.
Do czasu wdrożenia unijnej dyrektywy dotyczącej badań technicznych, ministerstwo nie będzie podejmować prac legislacyjnych, które miałyby dodatkowo wspierać przedsiębiorców prowadzących SKP.
Do połowy 2026 roku cała gama samochodów osobowych Forda ma być dostępna w wariantach w pełni elektrycznych lub hybrydowych plug-in. Cztery lata później Ford chce być już marką w pełni elektryczną.
Strategia Forda obejmuje również elektryfikację pojazdów użytkowych. Zgodnie z planem, do 2024 roku staną się one zeroemisyjne: w pełni elektryczne, bądź hybrydowe typu plug-in.
Ford poinformował o solidnym zysku operacyjnym uzyskanym w czwartym kwartale ubiegłego roku i w całym 2021 roku, pomimo ciągłych zakłóceń łańcucha dostaw.
Wyniki za czwarty kwartał obejmują przychód w wysokości 37,7 mld dolarów, zysk netto w wysokości 12,3 mld dolarów oraz skorygowany zysk operacyjny w wysokości 2 mld dolarów. Dochód Forda netto w całym 2021 roku roku wyniósł 17,9 mld dolarów.
Za tak doskonałe wyniki finansowe Forda odpowiada między innymi sprzedaż samochodów elektrycznych. Klienci już zamówili lub zarezerwowali ponad 275 000 elektrycznych SUV-ów Mustang Mach-E, pick-up’ów F-150 Lightning oraz dostawczego E-Transita.
Sprzedaż samochodów elektrycznych Forda
W 2021 roku Ford odnotował najwyższą w historii sprzedaż samochodów elektrycznych – do klientów trafiło 27 140 nowych Mustangów Mach-E, co czyni ten model drugim najlepiej sprzedającym się elektrycznym SUV-em w USA. W Europie sprzedaż pierwszego całkowicie elektrycznego Forda wyniosła 23 424 sztuki, w tym 275 egzemplarzy w Polsce.
W 2022 rok Ford wkracza z gamą aut elektrycznych, która szybko będzie się powiększać – już wiosną pierwsi klienci odbiorą pick-upa F-150 Lightning, a nieco później ofertę wzbogaci E-Transit.
Ford twierdzi, że w ciągu najbliższych 24 miesięcy podwoi na świecie moce produkcyjne aut elektrycznych do co najmniej 600 000 egzemplarzy. Do 2030 roku modele elektryczne będą stanowić co najmniej 40% sprzedaży, dzięki czemu Ford ma szansę objąć pozycję lidera segmentu samochodów elektrycznych.
Sprzedaż samochodów zelektryfikowanych Forda
W 2021 roku sprzedaż modeli zelektryfikowanych marki Ford rosła w USA o 36% szybciej niż całego segmentu, co zaowocowało nowymi rekordami sprzedaży. W ostatnim miesiącu 2021 roku Ford sprzedał łącznie 12 284 zelektryfikowane samochody, co stanowi wzrost o 121% w stosunku do sprzedaży w grudniu 2020 roku i ponad czterokrotnie większy przyrost niż całego segmentu w grudniu 2021 roku.
W Europie rekordową sprzedażą może pochwalić się Ford Kuga Plug-In Hybrid. Hybrydowy SUV marki Ford był w ubiegłym roku w Europie najlepiej sprzedającym się samochodem typu PHEV wszystkich marek. Pod względem sprzedaży Kuga Plug-In Hybrid wyprzedziła najbliższego rywala z segmentu o ponad 17%, zaś ponad połowa sprzedanych egzemplarzy tego modelu to wersje hybrydowe i hybrydowe typu plug-in.
Sprzedaż samochodów dostawczych Forda
W 2021 roku Ford w USA sprzedał 162 979 samochodów dostawczych, dzięki czemu marka świętuje 43. rok z rzędu w roli lidera tego segmentu w Ameryce. Najchętniej kupowanym vanem w USA – od czasu wprowadzenia go na rynek w 2015 roku – jest Ford Transit, którego sprzedaż wyniosła 99 745 egzemplarzy.
W Europie Ford od siedmiu lat pozostaje najchętniej wybieraną marką pojazdów użytkowych i w ubiegłym roku był liderem na dziewięciu europejskich rynkach – w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Dani, Finlandii, Grecji, Turcji, Rumunii, Czechach oraz na Węgrzech. W Polsce marka pozostaje wiceliderem rynku pojazdów dostawczych z ponad 25% wzrostem sprzedaży w porównaniu do 2020 roku.
Hitem marki w tym okresie był Transit Custom, który w czwartym kwartale ubiegłego roku był w Europie najlepiej sprzedającym się Fordem w ogóle, zaś Ranger był zdecydowanie najlepiej sprzedającym się pick-upem w Europie w 2021 roku z udziałem w rynku na poziomie 38,1%.
W Polsce Ford zakończył ubiegły rok na drugim miejscu w zestawieniu liczby rejestracji nowych samochodów dostawczych. Wzrost o 25,86% w porównaniu z liczbą rejestracji w 2020 roku przełożył się na wzrost udziału Forda w rynku samochodów dostawczych do 13,46%. Liderem segmentu pick-upów pozostaje Ranger, z udziałem ponad 42% i wzrostem sprzedaży rok do roku o ponad 54%.
Piotr Pawlak, prezes i dyrektor zarządzający Ford Polska, wyznał:
Za nami bardzo udany rok, zarówno pod kątem wyników finansowych, jak i sprzedaży – pomimo ograniczonej dostępności półprzewodników. Ford wkraczając do segmentu całkowicie elektrycznych aut zaczął od swoich najpopularniejszych i najbardziej lubianych modeli – Mustanga, Transita i F-150. I to było strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu nasze auta stanowią realną alternatywę dla klientów chcących ograniczyć ślad węglowy. Nie muszą rezygnować z innowacyjnego, świetnie wyglądającego i przestronnego auta, bo mamy dla nich Mustanga Mach-E. Już niedługo przedsiębiorcy potrzebujący wszechstronnego i niezawodnego partnera w codziennych działaniach będą mogli wybrać E-Transita. Jestem przekonany, że szeroka gama skomunikowanych modeli napędzanych nowoczesnymi i oszczędnymi jednostkami zelektryfikowanymi oraz pakiet najnowocześniejszych technologii umocnią pozycję Forda na rynku, zarówno w Polsce, jak i w Europie oraz USA.
Plany na przyszłość Forda obejmują liczne inwestycje związane ze zmianą struktury produkcji i koncentrują się obecnie na elektromobilności. Wśród nich są zakłady Forda Blue Oval City, w których będą produkowane samochody elektryczne serii F. Dodatkowo znajdzie się tam fabryka akumulatorów BlueOvalSK oraz kluczowi dostawcy marki. Co ważne ta nowa inwestycja Forda i firmy SK Innovation została zaprojektowana tak, aby była neutralna pod względem emisji dwutlenku węgla, z zerowym składowaniem odpadów po pełnym uruchomieniu produkcji.
Kolejną niezbędną inwestycją był amerykański Ford Ion Park, kompleks badawczo-rozwojowy akumulatorów. To właśnie tam zespół 150 wysokiej klasy specjalistów będzie się zajmować całością procesu wytwarzania – od kopalń, w których wydobywane są niezbędne do powstania minerały, poprzez produkcję, aż po recycling akumulatorów. Wszystko to ma na celu przyspieszenie opracowywania i wdrażania nowych baterii, łatwość w dostosowywaniu poziomu produkcji do aktualnych zapotrzebowań, a także zmniejszenie kosztów.
W Europie trwa modernizacja fabryki pojazdów w Kolonii w Niemczech, jednego z największych ośrodków produkcyjnych w Europie i siedziby Ford of Europe. Inwestycja ta przekształci istniejące zakłady montażu pojazdów w Centrum Elektryfikacji Ford Cologne Electrification Center, ukierunkowane na produkcję pojazdów elektrycznych. Będzie to pierwszy taki zakład Forda w Europie.
Realizowana przez Forda strategia polega na skoncentrowaniu się na opracowywaniu innowacyjnych i skomunikowanych samochodów elektrycznych, SUV-ów i pojazdów dostawczych wraz z rozbudowaną paletą dodatkowych usług, w ramach programu Ford PRO. Znakomite przyjęcie przez klientów pierwszego w pełni elektrycznego Forda – Mustanga Mach-E, bardzo wysoka liczba rezerwacji na elektryczną wersję najpopularniejszej półciężarówki Ameryki – F-150 Lighning oraz E-Transita, które obecnie są konwertowane na zamówienia, potwierdzają skuteczność przyjętego sposobu działania.
Super Bowl – to dla obywateli Stanów Zjednoczonych bez wątpienia najważniejsze wydarzenie sportowe roku – mecz finałowy o mistrzostwo w futbolu amerykańskim zawodowej ligi National Football League. Super Bowl, zwany inaczej Super Sunday, stał się nieformalnym świętem narodowym dla Amerykanów. Jest to dzień, drugi po święcie Dziękczynienia, gdy w USA spożywa się najwięcej jedzenia (cieszą się więc producenci żywności), a także data niezwykle ważna dla reklamodawców…
Z okazji Super Bowl powstanie wiele drogich reklam, w tym również tych ze świata motoryzacji. W tym roku koszt 30 sekundowego spotu kosztuje podobno sześć milionów dolarów. Co przygotowali producenci samochodów w tym roku?
Niemiecki producent w swojej reklamie promuje elektryczny model iX. W tym celu BMW zatrudniło byłego gubernatora Kalifornii, aktora Arnolda Schwarzeneggera w roli Zeusa. Partneruje mu Salma Hayek, która wciela się w rolę bogini Hery, żony gromowładnego.
Tegoroczna reklama koreańskiego producenta opowiada o przychodach psa-robota, który marzy o tym, by go ktoś pokochał. Gdy widzi mężczyznę ładującego EV6 ucieka ze sklepu i goni go. Gdy mężczyzna wraca do domu, pies-robot chce wskoczyć przez szyberdach do auta, ale kończy mu się energia. Jak skończy się ta historia?
W gwiazdorskim spocie Nissana, „Thrill Driver”, występują Eugene Levy, Catherine, Brie Larson, Danai Gurira i Dave Bautista. Krótki film akcji zaczyna się od sceny, w której Levy podziwia model Z, którym przyjechała Larson.
W tym roku General Motors stawia na nostalgię. Dwie dekady po premierze ostatniego filmu „Austin Powers” producent przywraca do życia bohaterów tej produkcji – Mike Myers gra Doktora Evil, Mindy Sterling jako Frau Farbissna, a Seth Green wciela się w rolę Scotat Evila.
Przejazdy kolejowe to bardzo niebezpieczne miejsca, o czym wie chyba każdy, nie tylko posiadacze prawa jazdy. A mimo tego do wypadków dochodzi nawet na doskonale oznakowanych i strzeżonych przejazdach.
W przypadku tego, kierowca mógł liczyć jedynie na sygnalizację świetlną. Mógł także rozejrzeć się i zobaczyć doskonale widoczny, zbliżający się pociąg. Mógł go także usłyszeć. Dlaczego nie zrobił żadnej z tych rzeczy?
Trudno powiedzieć. Wypadkiem bardzo zaskoczony był sam autor nagrania, który chciał tylko nagrać przejeżdżający pociąg. Dlatego nie widzimy momentu zdarzenia, a jedynie roztrzaskane auto. Dwie osoby zostały ciężko ranne w tym zdarzeniu.
Tzw. tunelowy odcinek Zakopianki to trasa S7 Naprawa – Skomielna Biała. to strategiczny fragment na budowanej nowej zakopiance. To właśnie dzięki niemu ma znacząco skrócić się czas i komfort podróży z Krakowa na Podhale.
Tunel jest drążony w masywie góry Mały Luboń w Beskidzie Wyspowym. Drążenie pierwszego tunelu rozpoczęło się 6 marca 2017 roku od strony północnej w miejscowości Naprawa. Obecnie w obydwu nitkach tunelu o długości 2,06 kilometra, wykonano już całkowicie płytę podjezdniową. W grudniu 2021 roku w obu nitkach tunelu wykonywano prace w zakresie instalacji elektrycznej i oświetleniowej, radiowej, montowano głośniki tunelowe, oprawy oświetleniowe i wentylatory Nadal trwają prace związane z wykonaniem zabezpieczenia ogniochronnego, przy czym w prawym tunelu wykonano ponad 90% tej powłoki, a w lewym ponad 25%.
Minister Infrastruktury Andrzej Adamczyk na antenie TVP Info poinformował, że nowym tunelem w ciągu Zakopianki kierowcy mają szansę pojechać jeszcze w tym roku.
Zawirowania związane z pandemią dotknęły między innymi tunel na Zakopiance, bo tam niestety COVID-19 nam opóźnił tę realizację, ale nie aż tak bardzo, żebyśmy nie mieli nadziei, że w tym roku pojedziemy tunelem.
Nie chcę zapeszać, wszystko wskazuje na to, że ten rok 2022, to rok, kiedy pojedziemy bezpiecznie nowym odcinkiem przebudowywanej Zakopianki.
W Series to seria wyścigowa tylko dla kobiet, której celem jest zmiana oblicza sportów motorowych. To seria wyścigowa dedykowana kobietom, która ma być wyścigową trampoliną dla zawodniczek, które do tej pory borykały się z problemami sponsorskimi. Pomysłodawcom W Series przyświeca słuszna idea – pomoc w rywalizacji na wysokim poziomie wszystkim paniom, które osiągają świetne wyniki w wyścigach, ale utknęły w niskich klasach w drodze do… Formuły 1.
W sezonie 2022 kobieca seria wyścigowa, W Series, po raz kolejny będzie serią towarzyszącą Formule 1. Ross Brawn, dyrektor zarządzający F1, powiedział:
Z dumą ogłaszamy, że W Series będzie nadal dołączać do nas w ośmiu wyścigach Formuły 1 w 2022 roku. To było niesamowite widzieć postępy w mistrzostwach, ponieważ nadal walczymy o różnorodność w sportach motorowych, i ekscytujące jest to, że seria odwiedzi w przyszłym roku pięć nowych miejsc.
W sezonie 2022 zawodniczki W Series będą rywalizować podczas ośmiu weekendów wyścigowych.
Ściganie rozpocznie się w pierwszy weekend maja na torze Miami International Autodrome w Stanach Zjednoczonyh, który debiutuje w serii. Pierwszy raz w tym sezonie W Series odwiedzi Azję, a dokładnie tor Suzuka w Japonii. Ponadto w kalendarzu pojawią się trzy nowe rundy: Hiszpania, Francja i Meksyk. Sezon zakończy się wyścigiem w Meksyku.
W Series – kalendarz sezonu 2022
Miami, USA – 6-8.05
Barcelona, Hiszpania – 20-22.05
Silverstone, UK – 1-3.07
Le Castellet, Francja – 22-24.07
Budapeszt, Węgry – 29-31.07
Suzuka, Japonia – 7-9.10
Austin, USA – 21-23.10
Meksyk, Meksyk – 28-30.10
Dyrektor generalna mistrzostw, Catherine Bond Muir, ogłaszając kalendarz na sezon 2022, powiedziała:
Rozszerzenie W Series jest kontynuowane wraz z ogłoszeniem naszego kalendarza wyścigów na rok 2022, w którym odwiedzimy więcej torów i krajów w jednym sezonie niż kiedykolwiek wcześniej.
W zeszłym roku rozpoczęliśmy przełomową współpracę z Formułą 1, a nasze utalentowane dziewczyny udowodniły, że należą do najwspanialszego etapu wyścigów samochodowych.
Jeszcze do niedawna przegląd techniczny pojazdu był formalnością. Od 1 września wejdą przepisy, które zaostrzą luki w prawie. Diagnosta zrobi zdjęcia, a za spóźnienie zapłacimy karę.
Wyniki kontroli pojazdów w Polsce mogą napawać wielkim optymizmem. Mając świadomość wiek parku pojazdów jeżdżących nad Wisłą – tylko 2,26 proc. zalicza negatywny wynik badania technicznego. Dla porównania w Niemczech odrzucanych jest nawet 16 procent pojazdów pojawiających się na stacjach. Dlatego potrzebne są drastyczne zmiany w przepisach, które notabene, Unia Europejska narzuciła nam już kilka lat temu.
Nowe przepisy są już w procesie legislacyjnym, a to oznacza, że od 1 września 2022 r. będzie obowiązywać nowy system kontroli stanu technicznego pojazdów. Zmiany powinny wejść w życie już lata temu, co skutecznie ukróciłoby obecność jeżdżącego złomu na polskich drogach. Wielu kierowców miało swoje „zaprzyjaźnione” stacje kontroli pojazdów, które podbijały dowód rejestracyjny przymykając oko na nieprawidłowości. Ten proceder już niebawem się zakończy.
Diagnosta zrobi zdjęcia badanego pojazdu
Pierwszą, najważniejszą zmianą będzie obowiązek przygotowania dokumentacji fotograficznej badanego pojazdu przez diagnostę. Projekt nowelizacji przepisów bardzo dokładnie precyzuje, co powinno się znaleźć na fotografii: „Dokumentacja fotograficzna zawiera wyraźne zdjęcie przedstawiające bryłę pojazdu wraz z tablicą rejestracyjną na stanowisku kontrolnym do wykonywania badań technicznych i zdjęcie przedstawiające wskazanie drogomierza oraz informacje dotyczące daty i godziny jej wykonania”. Stacje kontroli pojazdów będą zobowiązane do przechowywania zdjęć przez pięć lat.
Taki zapis powinien skutecznie wykluczyć sytuacje, gdy samochód nawet nie pojawiał się w stacji kontroli pojazdów, a diagnosta podbijał pieczątkę w dowodzie rejestracyjnym. Bardzo wielu właścicieli stacji zrobiło sobie z tego procederu bardzo dochodowy biznes – inkasując za taką „usługę” zawyżoną stawkę.
Jedną z nowości, jakie możemy zobaczyć w projekcie zmian jest tzw. ponowne badanie techniczne. Jeśli właściciel pojazdu będzie mieć wątpliwości co do zgodności badania technicznego z przepisami prawa – w ciągu dwóch dni roboczych będzie mógł wystąpić do dyrektora Transportowego Dozoru Technicznego o przeprowadzenie ponownego badania.
W takim przypadku wykona je ten sam diagnosta, ale przy udziale pracownika TDT. Jeśli kontrola wykaże, że przegląd techniczny wykonano niewłaściwie – diagnosta wyda zaświadczenie o pozytywnym wyniku, a koszt procedury pokryje właściciel stacji. W przypadku braku nadużyć – koszt dodatkowego badania spadnie na właściciela pojazdu.
Kara dla spóźnialskich, bonus za wcześniejszy przegląd techniczny
Kolejną zmianą będzie dodatkowa opłata dla każdego, kto spóźni się z przeglądem o więcej niż 30 dni. W takim przypadku będzie obowiązywać podwójna stawka za badanie. Co ciekawe, wyższa stawka nie trafi do kieszeni właściciela stacji, tylko zasili budżet Transportowego Dozoru Technicznego. Według ostatnich badań przeprowadzonych przez rząd, w Polsce ok. 22 procent zarejestrowanych pojazdów nie ma aktualnego przeglądu.
Dodatkowej opłaty unikną posiadacze samochodów, dla których termin upływał w czasie, gdy pojazd był czasowo wycofany z ruchu lub mocno uszkodzony. Projekt przewiduje również korzyść dla przewidujących właścicieli pojazdów.
Jeśli pojazd stawi się na okręgowej stacji kontroli pojazdów do 30 dni przed wyznaczonym terminem przeglądu, w dowodzie pojawi się pieczątka z datą następnej wizyty określoną na rok od poprzednio wyznaczonej daty.
Większe kontrole na stacjach
Zmiany dotkną nie tylko kierowców, ale również właścicieli SKP. Przynajmniej raz w roku starosta będzie musiał przeprowadzić kontrolę warunków lokalowych i sprzętowych stacji kontroli pojazdów. Do tego kontrolowana będzie prawidłowość prowadzenia dokumentacji. W przypadku stwierdzenia uchybień, przedsiębiorca zostanie ukarany finansowo. W przypadku recydywy może zostać objęty zakazem prowadzenia stacji kontroli pojazdów.
Od 1 września 2022 r. osoby sprawdzające stacje kontroli pojazdów będą musiały legitymować się co najmniej średnim wykształceniem branżowym lub średnim wykształceniem i co najmniej 3-letnią praktyką. Te same wymogi będą stawiane diagnostom.
Dodatkowo wchodzi obowiązek wykonywania przeglądów technicznych przy użyciu wymaganego wyposażenia kontrolno-pomiarowego. Bardzo często niektóre, najbardziej kłopotliwe czynności (jak np. kontrola emisji spalin) są pomijane przez diagnostów.
Rząd się nie spieszy z wdrożeniem przepisów
Prezentowane powyżej zmiany powinny być wdrożone przez wszystkie unijne kraje do 20 maja 2018 roku – zgodnie z dyrektywą 2014/45/UE. Wdrożenie tego projektu czeka jeszcze długa droga zanim trafi do podpisu przez prezydenta. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to powinien wejść w życie już 1 września 2022 r.
Brak obowiązkowej polisy OC jest zagrożony ogromna karą. Jeszcze większe konsekwencje czekają kierowcę, który spowoduje wypadek nie mając wykupionej polisy na samochód lub motocykl.
Brak polisy OC może zostać wykryty podczas kontroli drogowej, ale znacznie skuteczniej działa algorytm UFG, porównujący wpisy w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców wraz z otrzymaną od ubezpieczycieli bazą podpisanych umów na ubezpieczenie OC. W ten sposób, z roku na rok, coraz skuteczniej są wykrywane pojazdy, które nie posiadają obowiązkowego ubezpieczenia.
Wysoka kara za brak OC. Nawet do 9030 zł!
Tylko w 2020 roku Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny odkrył prawie 200 tysięcy przypadków, gdy polisa OC nie została wykupiona i opłacona przez właściciela pojazdu. Kary za brak ubezpieczenia OC potrafią być bardzo wysokie. Wszystko zależy od czasu przerwy w ubezpieczeniu.
Największe kary dotkną kierowców, którzy mają przerwę w ubezpieczeniu przekraczającą 14 dni. Kara przewidziana dla właścicieli motocykli wynosi wtedy 1000 zł, dla właściciela samochodu osobowego 6020 zł, a dla właściciela pojazdu ciężarowego aż 9030 zł.
Jeśli przerwa w ciągłości ubezpieczenia trwa krócej niż dwa tygodnie, można liczyc na łagodniejszy wymiar kary. Do 3 dni kary kosztują 200 zł dla motocykli, 1200 zł dla samochodów osobowych oraz 1810 dla samochodów ciężarowych. Opóźnienie od 3 do 14 dni oznacza kary kolejno: 500 zł, 3010 zł oraz 4520 zł.
Sam brak ubezpieczenia OC to nie jedyna kwestia. Poważne problemy zaczynają się, gdy kierowca spowoduje wyadek. W takiej sytuacji sprawca pokrywa szkody wyłącznie z własnej kieszeni. Dotyczy to zarówno mienia jak i zdrowia. Konieczność naprawy pojazdu poszkodowanego to zwykle kwota od kilku do nawet kilkuset tysięcy złotych. Jednak, gdy dochodzi do tego zwrot kosztów leczenia, rehabilitacji, sprzętu i opieki – kwoty mogą się zwiększyć do kilkuset tysięcy złotych, a nierzadko są to milionowe kwoty. Do tego należy brać pod uwagę, że dzieci poszkodowanego mogą się domagać rekompensaty za utracone korzyści oraz renty.
Na początek UFG pokrywa wymienione koszty, ale następnym krokiem jest występowanie do sprawcy z regresem – czyli żądaniem zwrotu poniesionych wydatków.
Polisa OC przedłuży się automatycznie? Nie zawsze!
Aktualne prawo dotyczące ubezpieczeń komunikacyjnych zapewnia automatyczne przedłużenie polisy OC na kolejny rok. Jest to wygodne rozwiązanie dla osób, które zapominają o terminach. Dzięki temu można uniknąć prezentowanych powyżej kłopotów. Warto jednak wiedzieć, że są wyjątki od tego rozwiązania.
Jednym z nich jest sytuacja, w której kupujemy nowy samochód lub motocykl, którego ubezpieczenie jest jeszcze ważne przez kilka miesięcy. Po zmianie właściciela polisa nie przedłuża się automatycznie. W efekcie można zostać bez ważnej polisy. Podobnie jest w sytuacji, gdy nabywamy pojazd w formie darowizny. Tutaj również trzeba dopilnować sprawy i wykupić polisę na własne nazwisko.
W przypadku nieopłacenia kolejnej raty w terminie, polisa OC nie przedłuży się automatycznie. Bardzo często właściciele pojazdów przekonani o procesie automatycznego przedłużenia polisy nie mają świadomości, że jeżdżą bez ubezpieczenia OC.
Warto mieć na uwadze, że krótkoterminowa polisa OC, z której najczęściej korzystają podmioty zajmujące się handlem samochodami oraz posiadacze pojazdów zabytkowych, również chroni przez 30 dni, a następnie wygasa.
Janusz przyszedł na świat 19 października 1969 roku w Łapanowie w powiecie bocheńskim. Przez cały czas rajdowej przygody reprezentował barwy Automobilklubu Krakowskiego. Niektóre zamożne kluby kusiły go i zachęcały do przyjęcia ich licencji, ale Kulig odmawiał. Był lojalny i wierny…
Miał w dorobku tytuły Mistrza Polski (1997, 2000, 2001) i Słowacji (2001), był również wicemistrzem Europy (2002) oraz mistrzem strefy północnej FIA (2001). Janusz miał i pozarajdowe pasje. Czerpał radość z jazdy na motocyklu. Nie był szalonym „upalaczem”, swą Yamahą jeździł dynamicznie, acz bez brawury. Motocykl dawał mu odprężenie i spełnienie tęsknoty za wolnością i niezależnością.
Miał marzenie, które ucieleśniało sentyment Janusza do tego, co ubarwia ludzkie życie, a dorosłym daje dziecięcą radość. To był plan kupna Lancii Stratos, rajdowej legendy lat 70-tych. Stratos miał piękną bryłę nadwozia, imponującą czystą estetyką i drapieżnym dynamizmem, a do tego perfekcyjny silnik z Ferrari Dino. Janusz wiedział, że „piękna Włoszka” to kolekcjonerski rarytas, kosztowny i trudny do zdobycia. Ale fascynacja Stratosem była tak silna, że dyskretnie rozglądał się za możliwością nabycia i w roku 2003 był już na dobrym tropie, coraz bliżej transakcji. Dopingowała go świadomość, że byłby to jedyny okaz w Polsce…
Dziennikarzy darzył sympatią i zaufaniem, zwinnie poruszał się w tym środowisku, a dziennikarze odwzajemniali się ogromną sympatią do Janusza. Jego konferencje prasowe zawsze były pełne przedstawicieli mediów. Podczas rajdowych przerw reporterzy tłoczyli się przy stanowisku serwisowym Kuliga, Janusza ciasno otaczały kamery, mikrofony, aparaty fotograficzne. Często gościł w programie Radia RMF, które było jego patronem medialnym. Efektownie prezentował się w programach telewizyjnych. Swoje porady i opinie publikował w tygodniku „Przekrój”.
Miał też zasługi dla organizacji Rajdów Żubrów – parokrotnie był sędzią prób sportowych, a w latach 2000 i 2001 pełnił funkcję przewodniczącego Zespołu Sędziów Sportowych.
Po śmierci zasłużył na poświęcone jego pamięci obeliski – nie tylko w miejscu tragicznego wypadku przy przejeździe kolejowym w Rzezawie koło Bochni, ale i w Walimiu koło Wałbrzycha, przy trasie kultowego odcinka specjalnego. Ma też symboliczne pomniki w postaci książek „Medaliony. Janusz Kulig” (2005), „Ostatni przejazd. Opowieści o mistrzu Kuligu” (2005, 2018), „Janusz Kulig. Niedokończona historia” (2019) i albumu „Janusz Kulig” (2005). O sportowej karierze i dramacie śmierci Janusza opowiadają filmy „Przerwany oes” (Wojciech Majewski, 2005) i „Miejsca przeklęte – ostatni przejazd Kuliga” (Dominika Affek, 2009). W 2007 na Uniwersytecie Wrocławskim Anna Żorawowicz obroniła pracę magisterską „Aksjotyczne i mitotwórcze aspekty sportu samochodowego. Studium przypadku Janusza Kuliga”.
Żywym pomnikiem jest Rajd Memoriał Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza, rozgrywany w Wieliczce od 2007; te zawody utrwalają pamięć obu wybitnych automobilistów.
W niedzielę 13 lutego o godz. 17 w kościele parafialnym pod wezwaniem Redemptor Hominis w Łapanowie zostanie odprawiona msza święta w intencji Janusza.
Brytyjski producent również nie oparł się pokusie wprowadzenia do gamy modelowej elektrycznego motocykla. Triumph TE-1 przechodzi właśnie intensywne testy, ale będzie się charakteryzować dużą mocą i możliwością naładowania w 20 minut.
Wspólny projekt czterech firm
Pierwszy elektryczny motocykl ze stajni Triumpha to projekt, w którym uczestniczyło kilka podmiotów: Triumph Motorcycles, Integral Powertrain, Uniwersytet Warwick i Williams Advanced Engineering. Ostatnia wymieniona firma jest powiązana z zespołem Williams F1. Inżynierowie przygotowali za opracowanie zestawu akumulatorów dostosowanego do motocykla, a także układu sterowania napięciem.
Triumph TE-1 to dość rewolucyjny projekt, a jego twórcy mają nadzieję, że wyznaczy nowe standardy osiągów dla motocykli elektrycznych. Triumph TE-1 jest wyposażony w akumulator o pojemności 15 kWh wytwarzający szczytową moc 174 KM oraz 107 KM mocy ciągłej, która będzie dostarczana z pełną wydajnością aż do momentu wyczerpania akumulatora.
Szybkie ładowanie w 20 minut!
W motocyklu zainstalowano ładowarkę pracującą pod napięciem 360V. Pozwoli naładować akumulator od 0 do 80 procent w ciągu zaledwie 20 minut. Jeden z twórców motocykla, Andrew Cross – dyrektor techniczny Integral Powertrain – uważa, że napęd w elektrycznym motocyklu ma ogromny potencjał, a komunikowane osiągi to zaledwie 60 procent jego maksymalnych możliwości. Podał jako przykład opracowany rzez jego firmę inwerter, który wytwarza ponad 500 kW mocy.
Konstruktorzy marki Triumph opracowali ramę główna i pomocniczą, kokpit, osłony i koła, a także cały układ napędowy i elektronikę. Zawieszenie to Ohlins USD i RSU, a zaciski hamulcowe M50 dostarczyło Brembo. Firma Williams Advanced Engineering przygotowała zestaw akumulatorów, jednostkę sterującą, konwerter DC/DC, chłodzenie, port ładowania oraz osłony z włókna węglowego. Spółka Integral Powertrain zadbała o układ przeniesienia napędu z inwerterem oraz chłodzeniem.
Motocykl wkracza w kolejną fazę testów, podczas których będzie intensywnie sprawdzany na torze testowym i hamowni. Inżynierowie będą sprawdzać, czy zaprojektowane osiągi będą się zgadzać w rzeczywistości. Testy potrwają do lata, a po pozytywnym zakończeniu producent będzie się przygotowywać do wprowadzenia pierwszego, elektrycznego motocykla na rynek.
Audi RS Q e-tron – zwycięzca czterech etapów tegorocznego Rajdu Dakar, było tylko jedną z gwiazd, które pojawiły na oblodzonej trasie w austriackim Zell am See. Audi Tradition przywiozło tam także B-grupową rajdówkę Audi quattro A2, która brała udział w Rajdzie Finlandii w 1983 roku. Ponadto spore zainteresowanie odwiedzających tę imprezę wywołały też DKW F 91 i DKW Hartmann Formula V.
Dla Kena Blocka, weekendowa wycieczka do Europy była jak wizyta w motoryzacyjnym raju.
Jazda Audi RS Q e-tron była fenomenalnym doświadczeniem, mimo że ten samochód prawdopodobnie czuje się bardziej komfortowo na pustyni, niż na śniegu. – powiedział Ken Block.
Mattias Ekström był pod wrażeniem precyzyjnej i szybkiej jazdy Blocka za kierownicą Audi RS Q e-tron.
Podziękowania dla Mattiasa Ekströma, który cierpliwie wyjaśniał mi wszystkie innowacje i zawiłości swojego dakarowego bolidu. Kilka minut za kierownicą wystarczyło, aby zrozumieć fascynację tym samochodem.
Ken Block wybrał się na małą wycieczkę w przeszłość i driftował po torze w Audi quattro A2. Elektryczne Audi S1 e-tron quattro Hoonitron, które Audi stworzyło tylko w jednym egzemplarzu, wyłącznie dla Kena Blocka, i dla którego inspiracją było Audi Sport quattro S1, będzie gwiazdą kręconego przez team Hoonigan filmu zatytułowanego „Electrikhana” – kolejnego, najnowszego rozdziału serii „Gymkhana”, który ukaże się w najbliższych miesiącach.
Wystawionego na sprzedaż Mercedesa 300 SL wyprodukowano w 1958 roku. Samochód był prezentem, jaki Juan Manuel Fangio otrzymał od niemieckiego producenta po przejściu na sportową emeryturę.
Pięciokrotny Mistrz Świata Formuły 1 najpierw jeździł niebieskim Mercedesem 300 SL po drogach Europy, a następnie w rodzimej Argentynie. Juan Manuel Fangio przejechał autem 72 951 kilometrów.
Po śmierci Juana Manuela Fangio w 1995 roku, samochód stał się eksponatem w muzeum poświęconym legendarnemu kierowcy. Teraz został wystawiony na sprzedaż przez dom aukcyjny RM Sotheby’s.
Mercedes 300 SL jest dokładnie w takim stanie, w jakim zostawił go Fangio - z mocno zużytym wnętrzem i nadwoziem wymagającym odświeżenia. Niestety kwota pozwalająca na zakup tego klasyka na razie pozostaje nieznana. Jakiś czas temu podobny 300 SL został sprzedany na aukcji za ponad 6 milionów dolarów. Samochód Fangio, ze względu na swojego sławnego właściciela, może być wart o wiele więcej.
Pokaż się nam ze swoją zmechanizowaną Walentynką, którą darzysz wielkim uczuciem. Zrób zdjęcie lub nagraj film ze swoim dwukołowcem / czterokołowcem (miłość nie wybiera!). Czekamy na najciekawsze lub zrobione z poczuciem humoru zdjęcia oraz filmy, które pokazują waszą “miłosną” relację. Filmik nie musi być długi, ale spektakularny i ciekawy, a może jakiś kolaż? Czekamy na waszą kreatywność i inwencję twórczą.
Walentyna uwieczniona, co dalej?
Etap 1
Prosimy o przesyłanie konkursowych zdjęć lub filmów do 13.02.2022 r. na adres e-mail redakcja@motocaina.pl W treści wiadomości należy zawrzeć:
– zdjęcie / film konkursowy (film o długości maksymalnie 1 minuty, można go wysłać WeTransferem);
– swoje imię i nazwisko;
– link do swojego profilu lub nazwę użytkownika na Facebooku oraz Instagramie.
Etap 2
Do 14.02.2022 – redakcyjne jury Motocaina.pl wybierze trzy najlepsze zdjęcia lub filmy. Wszystkie nadesłane prace zostaną pokazane w artykule konkursowym, a wybrane przez redakcję zostaną oznaczone odpowiednimi miejscami na podium. Ogłoszenie wyników pojawi się w dniu świętego Walentego.
Zestawy nagród, które uzyskają najwięcej głosów od jury redakcyjnego Motocaina.pl:
– Wideo rejestrator HD DVR, książka ”Naznaczony Niki Lauda” Maurice Hamilton, książka “Top Gear od środka” Richard Porter, film na DVD Auta 3, pendrive i gadżety motoryzacyjne,
– zegarek Bridgestone, książka”Naznaczony Niki Lauda” Maurice Hamilton, książka “Top Gear od środka” Richard Porter , film na DVD Jazda na krawędzi, pendrive i gadżety motoryzacyjne,
– książka “(Nie) Odjazdowe życie braci Collins” Rafał Collins, płyta CD “Martyna Wojciechowska w drodze” Sony Music Enterainment, gadżety motoryzacyjne.
Etap 3
Do 20 lutego czekamy na adresy od laureatów, aby móc im wysłać nagrody. Po tym terminie nagroda zostanie przyznana kolejnej osobie z listy wyróżnionych. Dane teleadresowe wraz z telefonem dla kuriera należy wysłać mailem na adres redakcja@motocaina.pl. Nagrody wyślemy najpóźniej do 25 lutego 2022 roku.
Co teraz? Trzeba popuścić wodze fantazji! Czekamy na waszą kreatywność.
Zachęcamy was także do konkursu na Instagramie. Oznacz nas w poście na Instagramie i pokaż siebie ze swoją dwukołową / czterokołową Walentynką, która jest dla ciebie najważniejsza, a może nie tylko ona? Oznacz nasz profil Instagram #motocaina. Najciekawsze posty nagrodzimy książkami filmami DVD, gadżetami motoryzacyjnymi i umieszczeniem waszych postów na profilu Motocaina na Instagramie. Warunkiem udziału w konkursie jest posiadanie zweryfikowanego konta w serwisie Instagram.
Regulamin konkursu „Ja i moja mechaniczna Walentynka”:
Dacia Duster to najchętniej kupowany SUV w Polsce. W 2021 roku SUV-a kupiło 5648 osób. To auto znane i lubiane, które właśnie świętuje jubileusz z okazji wyprodukowania dwóch milionów egzemplarzy!
Gdzie Dacia Duster sprzedaje się najlepiej? Jacy klienci wybierają go najchętniej? Co było największym wyzwaniem w procesie projektowym? Z okazji produkcyjnego jubileuszu Dacia zdradza kilka ciekawostek dotyczących popularnego SUV-a.
Pierwsza generacja Dacii Duster wyrosła z projektu o kryptonimie H79. Przed zespołem produktowym postanowiono niełatwe zadanie stworzenia samochodu, który będzie tani, prosty, wytrzymały i trafi w gusta klientów na całym świecie.
Dacia Duster stanowiła ogromne wyzwanie nie tylko dla projektantów, ale i zakładów produkcyjnych. Fabryki w rumuńskim Pitesti musiały przejść radykalną modernizację. Opłaciło się, ponieważ dziś Duster jest narodowym produktem numer 1. W swojej 12-letniej historii popularny SUV Dacii zebrał ponad 40 prestiżowych nagród.
Spośród dwóch milionów sztuk, jakie wyprodukowano dotychczas, aż 454 707 trafiło do Francji. Na drugim miejscu znalazły się Włochy, a tuż za nimi Niemcy. Zaskoczeni?
Jacy klienci wybierają Dacię Duster najchętniej?
Przyglądając się informacją na temat kupujących rumuńskiego SUV-a, można wysnuć kilka ciekawych wniosków:
Głównymi powodami, dla których ludzie kupują Dustera są cena (56%), design (20%) i przywiązanie do marki (16%)
Spośród kilkudziesięciu rynków, na których dostępny jest Duster, w Wielkiej Brytanii częściej wybierają go kobiety niż mężczyźni
Klienci z Turcji są statystycznie najmłodszą grupą wśród nabywców Dustera (średnio 42 lata)
Na rynkach, gdzie Duster cieszy się największym wzięciem, klienci deklarują przywiązanie do aktywnego trybu życia
44% klientów z pięciu głównych rynków (Francja, Włochy, Niemcy, Turcja, Hiszpania) mieszka na wsi, 30% w małych miastach, 10% w dużych miastach, a 11% na przedmieściach
Dacia Duster, fot. materiały prasowe / Dacia
Od 15 lat Dacia wyróżnia się w branży samochodowej mało konwencjonalnym podejściem, które, patrząc na polskie drogi, okazało się strzałem w dziesiątkę. W coraz bardziej złożonym świecie kieruje się w stronę szerokiej grupy klientów, którzy wybrali bardziej rozsądny model konsumpcji. Popularność Dacii Duster jest najlepszym przykładem, że strategia rumuńskiego producenta się sprawdza.
Alfa Romeo Tonale to samochód, na który wszyscy czekali od lat. Kompaktowy SUV bardzo długo nie mógł wyjść z fazy konceptu. Rok temu premiera Tonale została przesunięta, bo nowy dyrektor zarządzający Alfy Romeo, Jean-Philippe Imparato, nie był zadowolony z wyników osiąganych przez układ hybrydowy. Najwyraźniej braki udało się po prawić, bo Tonale wreszcie oficjalnie ujrzało światło dzienne.
Alfa Romeo Tonale pełnymi garściami czerpie z najważniejszych osiągnięć włoskiej marki . Wzrok przykuwają felgi wywodzące się z 33 Stradale, światła przypominające te umieszczone w SZ Zagato czy linia , która według twórców ma imitować Giulię GT. Samochód ma 4,53 m długości i 1,6 m wysokości.
We wnętrzu auta uwagę zwracają przede wszystkim ekrany mające 12,3 oraz 10,25 cala. Wyświetlacz prezentujący zegary umieszczono w charakterystycznych tubach. Z kolei saam projekt deski jest raczej klasyczny. Twórcy twierdzą, że Tonale ma trafić również do młodszych klientów, dlatego na przykład tapicerka jest wykonana z neoprenu, który zazwyczaj spotykany jest w sportowych strojach.
Alfa Romeo Tonale będzie dostępna tylko z układami hybrydowymi. Podstawowa jednostka napędowa ma pojemność 1,5 l i generuje, w zależności od wersji, 130 lub 150 KM. W gamie znajdzie się również hybryda plug-in oparta na silniku 1,3 l o mocy 275 KM.
Alfa Romeo zapewnia, że Tonale na samej energii elektrycznej przejedzie nawet 80 kilometrów po mieście i 60 kilometrów w cyklu mieszanym.
Alfa Romeo Tonale – NFT, czyli niepodrabialny paszport samochodu
Alfa Romeo zdecydowała się na wprowadzenie NFT, czyli niepodrabialnego paszportu samochodu opartego na technologii blockchain. Dzięki niemu kierowca ma możliwość zapisania historii auta (serwisów, usterek, przebiegu itp.) w niepodrabialnej bazie danych. W momencie gdy ktoś będzie chciał kupić używane Tonale, wszystkie informacje będą dostępne. To ma pomóc w utrzymaniu wysokiej wartości rezydualnej auta.
Na początku nagrania niestety niewiele widać, więc musimy uwierzyć w wersję, podawaną w napisach na ekranie. Zgodnie z nimi pewien kierowca wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle, ale został zablokowany przez przejeżdżający tramwaj.
Po zapaleniu się zielonego sygnału dla autora nagrania, ten ruszył, a z lewej strony pojawił się srebrny Scenic. To właśnie ów wspomniany wcześniej kierowca, który jednoznacznie zachowywał się, jakby nie zamierzał się zatrzymać. Autor nagrania mógł bez najmniejszego problemu uniknąć kolizji z nim. Zamiast tego słyszymy po uderzeniu tylko pełne zdziwienia „Co to było?”.
Ten piękny motocykl to prawdziwe dzieło sztuki. Waży zaledwie 136 kg, jest zasilany jednostką o pojemności 600 cm, wykonano go z najbardziej wytrzymałych i najdroższych materiałów. Jest tylko jedna zła wiadomość – powstanie tylko 46 egzemplarzy.
Firma CCM nie jest gigantem na rynku motocyklowym. Ten niewielki, brytyjski producent jednośladów powstał w 1971 roku. Założycielem marki był Alan Clews – konstruktor-wizjoner, który uwielbiał eksperymenty z jednośladami. To właśnie jego dziełem był motocykl trialowy z aluminiową ramą, sportowa maszyna z włókna węglowego, a następnie pierwsza, klejona rama motocyklowa.
Twórca zmarł 4 lata temu pozostawiając firmę w dobrej kondycji. Z okazji jubileuszu marki CCM pracowano nad motocyklem, który stanowiłby hołd dla twórcy – Alana Clewsa. Dlatego maszyna być wyjątkowa, żeby nikt nie przeszedł wokół niej obojętnie.
Prezentowany motocykl powstał na ramie wykonanej z tytanu – to nowość, ponieważ Clews nie używał wcześniej tego materiału. Nazwa modelu – CCM Heritage `71 to proste nawiązanie do roku założenia firmy. Rama składająca się ze stopu tytanu, 3 proc. aluminium i 2,5 proc. wanadu pozwoliła zmniejszyć masę motocykla o 38 procent. Z tego samego materiału wykonano wahacz, obręcze, a wiele elementów wykonano z włókna węglowego.
Dzięki wyjątkowym materiałom zmniejszono masę nieresorowaną o 12 kg, a całkowitą o 20 kg. Gotowy do jazdy motocykl z pustym zbiornikiem paliwa waży tylko 136 kg. Do napędu wykorzystano jednocylindrowy silnik o pojemności 600 cm3. Jednostka wytwarza moc 62 KM – co daje bardzo dobry stosunek mocy do masy 1:2,2. Zawieszenie przygotowała firma Ohlins, a zaciski hamulcowe Brembo. Klamki oraz końcówki kierownicy pochodzą od Rizomy. Jednak większość elementów wyposażenia tego motocykla przygotowano ręcznie.
Motocykl CCM Heritage `71 zadebiutuje podczas imprezy Carole Nash MCN już 11-13 lutego w Londynie. Potencjalni zainteresowani powinni spieszyć się ze składaniem zamówień – powstanie tylko 46 egzemplarzy tego motocykla. Każdy będzie kosztować 28 995 funtów, czyli jakieś 156 tys. zł.
Zaledwie kilka tygodni temu Kimi Raikkonen kończył swój piękny etap kariery w Formule 1 i odchodził na zasłużoną, sportową emeryturę. Nie wysiedział jednak zbyt długo w spokojnym miejscu, ponieważ właśnie podjął pracę w nowym miejscu – oczywiście związanym z motorsportem.
Kimi Raikkonen zakończył w 2021 roku swoją 20-letnią karierę w Formule 1. W ostatnim sezonie ścigał się w barwach zespołu Alfa Romeo, gdzie kierowcą testowym jest Robert Kubica. Po zakończeniu sezonu włodarze zespołu zaproponowali mu rolę doradcy, którą jednak odrzucił, tłumacząc się potrzebą spędzania wolnego czasu z rodziną i unikania długich lotów na kolejne rundy Formuły 1.
W rozmowach z mediami popularny „Iceman” podkreślał, że potrzebuje co najmniej kilku miesięcy odpoczynku zanim podejmie decyzję, co z jego dalszymi losami. Jednak nie dalej, jak kilka dni temu sportowy świat obiegła wieść, że Kimi zamienił bolid na jednoślad.
Kimi Raikkonen został szefem motocrossowego zespołu Kawasaki Team Green, który na co dzień rywalizuje w mistrzostwach świata MXGP. To żaden przypadek, ponieważ Kimi już od wielu lat podkreślał, że jest fanem motocrossu. W sieci pojawiały się zdjęcia podczas treningów z kilkuletnim synem, ale ze względu na obowiązujący kontrakt musiał unikać takich aktywności. Na sportowej emeryturze może jednak robić, na co tylko ma ochotę.
W rozmowie z mediami podkreślił, że motocross jest jedną z jego życiowych pasji, a szefowanie zespołem traktuje bardzo poważnie. Jego celem jest doprowadzenie ekipy do mistrzostwa w przyszłym sezonie. Kimi Raikkonen w duecie ze swoim przyjacielem – Antti Pyrhonenem – będzie zarządzać Kawasaki Team Green.
Kierowcami zespołu w sezonie 2022 będzie powracający po kontuzji, były mistrz świata MXGP z 2015 roku, Romain Febvre oraz Ben Watson.
Mohammed Ben Sulayem, który został wybrany nowym prezydentem FIA w grudniu 2021 roku, zastępując po 12 latach Jeana Todta, realizuje gruntowną reformę światowej federacji. Nowy prezydent FIA powołał szereg komisji, których zadaniem będzie kontrolowanie konkretnych dyscyplin i wyznaczanie im kierunków na przyszłość.
Mohammed Ben Sulayem, nowy prezydent FIA, udowodnił, że nie rzuca słów na wiatr i wywiązał się obietnicy, by światowa federacja stała się środowiskiem bardziej otwartym na wszystkie nacje i kobiety.
We are delighted to announce that Iron Dames project founder Deborah Mayer has been appointed president of the FIA’s Women in Motorsport Commission.#WomenInMotorsportpic.twitter.com/1xVdubwNmS
Nowa przewodnicząca Komisji FIA ds. Kobiet w Motosporcie, która doświadczenie na torze wyścigowym zdobywała w Ferrari Challenge, programach Ferrari XX i GT Championships, wyznała:
Jestem zaszczycona i bardzo dumna, że mogę rozpocząć nowy rozdział jako przewodnicząca Komisji FIA ds. Kobiet w Motorsporcie. Pasja do wyścigów i inspirowanie kobiet do rywalizacji w sportach motorowych to coś, co jest mi bardzo bliskie i drogie, a moje pragnienie kontynuowania wielkiego postępu, jaki dokonał się w FIA w ciągu ostatnich kilku lat, jest niezwykle duże.
Zadaniem zainicjowanej w 2009 roku Komisji FIA ds. Kobiet w Motosporcie jest stworzenie kultury, która ułatwia i docenia pełny udział kobiet we wszystkich aspektach motorsportu. W ciągu ponad 10-ciu lat swojej działalności komisja stworzyła i rozwinęła szereg programów i imprez, obejmujących projekty sportowe, promocyjne i edukacyjne na całym świecie.
W Senacie FIA zasiądą między innymi Irina Bokowa z Bułgarii, Elizabeth Perry z Luksemburga i Monica Mailander z Włoch. Z kolei Fabiana Ecclestone z Brazylii została nominowana jednym z wiceprezydentów światowej federacji (obok Abdulla Al Khalifa z Bahrajnu, Daniela Coena z Kostaryki czy Lung-Nien Lee z Singapuru).
Obecnie Mitsubishi ma w ofercie na europejski rynek tylko trzy modele – Space Star, Eclipse Cross oraz L200. To się jednak za jakiś czas zmieni. Japoński producent zapowiada, że wiosną 2023 roku na europejskie drogi wyjedzie nowa generacja ASX. To będzie zupełnie inny samochód od tego, jaki znaliśmy do tej pory.
Mitsubishi ASX wróci jako zupełnie nowy model, fot. materiały prasowe / Mitsubishi
Japoński producent zdradził, że ASX nowej generacji będzie miał „pełną gamę układów napędowych, w tym hybrydę ładowaną z zewnętrznego źródła (PHEV) i pełną hybrydę (HEV)”. Ta zapowiedź najprawdopodobniej oznacza, że kierowcy do wyboru będą mieli również klasyczną wersję hybrydową.
Wspólna strategia producentów należących do aliansu Renault-Nissan-Mitsubishi polega przede wszystkim na dążeniu do poszerzenia zakresu współdzielenia platform aż do osiągnięcia 80% korelacji w 2026 roku. Alians ma także w planach podbój europejskiego rynku samochodów elektrycznych, oferując do 2030 roku aż 35 takich modeli.
Kobiecy zespół Iron Dames tworzą między innymi takie zawodniczki, jak Manuela Gostner, Rahel Frey, Katherine Legge czy Michelle Gatting, które startują w Mistrzostwach Europy Le Mans, 24-godzinnym wyścigu Le Mans czy zawodach Ferrari Challenge. Liderką zespołu jest Deborah Mayer z doświadczeniem w Ferrari Challenge, programach Ferrari XX i GT Championships.
Zespół Iron Dames jest oficjalnie wspierany przez FIA, poprzez program „FIA Women in Motorsport”. Ich bronią jest Ferrari 488 GTE od wielokrotnie nagradzanego zespołu Kessel Racing, a kolorem rozpoznawczym – różowy.
W poprzednich sezonach Ferrari, za kierownicą którego ścigały się Iron Dames, miało czarne nadwozie z charakterystycznymi różowymi detalami. W sezonie 2022 samochód zmienia barwy i w całości będzie… różowy!
To be an Iron Dame is an attitude. ⁰We are women fueled by passion and dreams. ⁰Embracing everything that makes us unique:
Czy różowe Ferrari 488 GTE będzie niepokonane na torze? To się okaże. Nie ma jednak wątpliwości, że to auto, które zdecydowanie będzie się wyróżniać na tle konkurencji…
Portal Automotive News Europe podsumował wyniki sprzedaży nowych samochodów w Europie, skupiając się przede wszystkim na modelach, które odnotowały największe wzrosty zainteresowania klientów. W pierwszej dziesiątce znalazło się aż sześć (!) SUV-ów. Rekordzistą okazał się Hyundai Tucson, który przyciągnął do salonów o 65% więcej klientów niż w 2020 roku.
Hyundai Tucson - wzrost o 65$
Tesla Model 3 - 62%
Ford Kuga - 35%
Kia Sportage - 28%
VW Up - 27%
Peugeot 2008 - 25%
Dacia Sandero - 18%
VW T-Roc - 17%
Toyota RAV4 - 16%
Toyota Corolla Wagon - 15%
Z czego wynikają tak doskonałe wyniki sprzedażowe SUV-ów? Przede wszystkim to zasługa trwającej już od kilku lat zmiany preferencji klientów, która stale przebiera na sile, ale także efekt kryzysu półprzewodników. Producenci samochodów dysponując ograniczoną liczbą podzespołów w 2021 roku, skupiali się na sprzedawaniu najbardziej dochodowych modeli.
Największymi przegranymi rynkowych zmian i kryzysu okazali się reprezentanci klasycznych segmentów rynku. Nie ulega wątpliwości, że klasyczne hatchbacki, sedany i kombi są w odwrocie. Jeśli tak dalej pójdzie SUV-y całkowicie zdominują europejski rynek.
Pandemia, podwyżki i problemy z dostępnością mocno zamieszały rynkiem jednośladów w Polsce. Tylko w samym styczniu zarejestrowano o 70 proc. więcej motocykli i skuterów niż rok wcześniej.
Jak podaje IBRM Samar na podstawie danych z Centralnej Ewidencji pojazdów, w styczniu 2022 roku zarejestrowano w Polsce 1 211 nowych motocykli i motorowerów. Dla porównaniu – to o 70,32 procent więcej niż w styczniu 2021 roku.
Liderem na polskim rynku w rejestracji jednośladów jest Honda – 222 zarejestrowane egzemplarze i wzrost o ponad 113 procent w porównaniu z poprzednim rokiem. Na drugiej pozycji z lekkim dystansem znalazła się Yamaha, która sprzedała 115 jednośladów. W przypadku japońskiej marki jest to wzrost o przeszło 666 procent. Trzeci w zestawieniu znalazł się Junak z liczbą 98 pojazdów – o ponad 206 procent więcej niż w styczniu 2021 r.
Yamaha jest niekwestionowanym liderem dynamiki wzrostu na polskim rynku (wzrost o 666,67 proc.). Na drugim końcu zestawienia zameldowała się firma Romet Motors ze sprzedażą na poziomie 73 sztuk i spadkiem dynamiki o 23,16 procent.
Suma wszystkich zarejestrowanych motocykli w styczniu 2022 roku wyniosła 856 sztuk. To oznacza wzrost r/r aż o 108,78 procent. To bardzo dobry prognostyk, gdyż zwykle styczeń był mocno „uśpionym” miesiącem w porównaniu z poprzedzającym go styczniem. W tym roku sprzedaż na początku roku była mniejsza o 48,31 proc. w porównaniu z ostatnim miesiącem ubiegłego roku.
W przypadku sprzedaży motorowerów również możemy mówić o udanym początku roku. Na koniec stycznia zarejestrowano 355 sztuk, czyli o 17,94 proc. więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Liderem jest marka Junak z wynikiem 59 zarejestrowanych motorowerów (wzrost o 168,18 proc. r/r). Na drugim miejscu wylądował Romet Motors z liczbą 52 sztuk (spadek o 31,58 proc. r/r). Trzeci na podium znalazł się Barton (45 szt., +25 proc.). Ciekawostką jest marka Yadea, która uplasowała się na piątym miejscu i zaliczyła imponującą dynamikę (+1800 proc.) wzrostu przy 19 zarejestrowanych sztukach.
Dla kontrastu warto spojrzeć na liczbę sprowadzonych jednośladów. Tylko w styczniu sprowadzono 3 346 używanych jednośladów. Co ciekawe, to zaledwie o 3,56 procent więcej niż w roku ubiegłym.
Mansory słynie z wyjątkowo kontrowersyjnych i brzydkich projektów. Przepych, przerysowanie, przesada, kicz, tak w skrócie można by opisać większość „dzieł” niemieckiego tunera. Czasami jednak Mansory zdarzy się wypadek przy pracy. Takim wypadkiem jest zmodyfikowany Mercedes-Benz Klasy S, który wygląda… po prostu dobrze.
Mercedes-Benz Klasy S po tuningu Mansory, fot. materiały prasowe / Mansory
Najnowszy projekt niemieckiego tunera jest wyjątkowo skromny. Próżno szukać tu gigantycznych karbonowych dodatków czy rzucających się w oczy kolorów. Mercedes-Benz Klasy S po tuningu Mansory ma zmieniony zderzak, dorzucono też dokładki do progów, bonusowe LED-y do jazdy dziennej i dokładkę na przednim błotniku. Z tyłu uwagę zwraca mały karbonowy spoiler, zmieniony zderzak i karbonowy dyfuzor z dodatkowym światłem stopu.
Mansory zrezygnowało z modyfikacji silnika. Żadnego rozwiercania, żadnych większych czy lepszych turbin, żadnej zmiany oprogramowania. Najwyraźniej uznano, że silnik V8 o mocy nieco ponad 500 KM, zapewniający sprint do „setki” w 4,4 sekundy, jest wystarczający.
Mercedes-Benz Klasy S po tuningu Mansory, fot. materiały prasowe / Mansory
Czyżby Mansory uznało, że Mercedes-Benz Klasy S nowej generacji jest na tyle dobrym samochodem, że nie ma co w nim poprawiać?
Co, gdyby producenci kazali dopłacić za pomocą mikropłatności np. za możliwość zdalnego zamykania i otwierania pojazdu przez aplikację, korzystania z tempomatu lub dostępu do podgrzewanych siedzeń?
Dzisiejsze samochody są coraz mocniej sprzężone z internetem, a producenci szukają coraz więcej możliwości zarabiania już po sprzedaży samochodu. Dlatego nieuniknione, że system subskrypcyjny (znany np. z serwisów streamingowych – np. Netflix) lub mikropłatności wkroczą na dobre również do naszych samochodów.
Wszystko winna jest wszechobecna optymalizacja, a co za tym idzie coraz niższe zyski związane z projektaniem i produkcją, a także w związku ze zmieniającym się modelem sprzedaży samochodów. Koncerny zarabiają coraz mniej na samej sprzedaży pojazdu – w związku z tym szukają dodatkowych przychodów poprzez różne usługi – co pozwoli utrzymać długoterminową relację z klientem i zwiększyć jego lojalność wobec marki.
To sprawi, że już niebawem producenci będą oferować szeroką paletę wyposażenia dodatkowego lub funkcji, które będą dostępne po opłaceniu abonamentu. Będzie to możliwe dzięki usłudze bezprzewodowej aktualizacji oprogramowania – doskonale znanej ze świata komputerów i gadżetów elektronicznych, a obecnej w motoryzacji stosunkowo od niedawna za sprawą Tesli. Dzisiejsze samochody są połączone z internetem i skomputeryzowane jak nigdy wcześniej. To daje możliwości dla firm samochodowych, które mogą oferować nowe usługi i ulepszenia „na odległość”, bez konieczności wizyty w serwisie.
Niektóre marki oferują już możliwość wykupienia daotkowych funkcji, np. zdalnego zamykania lub otwierania samochodu za pomocą aplikacji. W niektórych modelach BMW za dopłatą można odblokować automatyczne światła drogowe, które przyciemniają się, gdy z przeciwka nadjeżdża pojazd. W 2020 roku marka wprowadziła możliwość aktywowania podgrzewania foteli i kierowcy za pomocą opcji „pay-as-you-go”. Koncerny Ford i General Motors oferują w ramach abonamentu technologię autonomiczną.
Dzięki temu klienci mogą wybierać dokładnie te funkcje, które potrzebują zamiast nabywać wielkie i kosztowne pakiety nieprzydatnych rozwiązań. Jednak nie zawsze takie projekty kończą się sukcesem. W 2019 roku BMW wprowadziło abonament w wysokości 80 dolarów rocznie za dostęp do Apple CarPlay, a na markę spadła lawina krytyki.
Rynek nie jest jeszcze do końca gotowy na takie rozwiązania. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez JD Power – aż 58 procent osób korzystających z dostarczanych przez producentów samochodów aplikacji na smartfony nie byłoby skłonnych za nie płacić. Producenci samochodów ryzykują też opinią, że klienci poczują jakby zapłacili dwa razy – raz za instalację funkcji w samochodzie, a drugi za aktywowanie jej.
Koncern Stellantis zakłada, że do 2030 roku będzie generować rocznie ponad 20 miliardów dolarów przychodu z tytułu usług związanych z oprogramowaniem.
Niewykluczone zatem, że za jakiś czas przyjdzie nam dopłacić dodatkowe kilkadziesiąt złotych miesięcznie za to, żeby nasz samochód był bardziej wydajny podczas jazdy na torze lub oferował większy zasięg podczas wycieczki za miasto.
Ferrari podsumowało 2021 roku i poinformowało, że w ubiegłym roku sprzedało 11 155 samochodów, poprawiając rezultat z 2020 o 22,3% i 2019 o 10,1%. To oznacza, że 2021 tok był najlepszym rokiem w historii włoskiej marki. Benedetto Vigna, dyrektor generalny marki, wyznał:
Nasze rekordowe wyniki finansowe w 2021 roku po raz kolejny pokazują siłę modelu biznesowego. Starannie zarządzaliśmy imponującą liczbą zamówień zgodnie ze strategią kontrolowanego wzrostu i zachowania ekskluzywności marki.
Najważniejszym rynkiem zbytu w 2021 roku pozostał region EMEA (Europa, Bliski Wschód i Afryka), gdzie trafiły 5492 samochody (o 14% więcej niż w 2020 roku). W Amerykach sprzedano 2831 samochodów (wzrost o 22%). Bardzo imponujące są też statystyki z Chin, Hong Kongu i Tajwanu, gdzie z wynikiem 899 sztuk zanotowano aż 97% wzrost.
Kiedyś „czujni” kierowcy rozglądali się za Oplami Vectrami C w tylnym lusterku, potem za Insigniami, a obecnie za BMW serii 3. Co bardziej uświadomieni wiedzą także o pojedynczych egzemplarzach Kii Stinger, którymi także jeździ „wideo”.
Teraz policja z Małopolski i Wielkopolski postanowiła ponownie „zaskoczyć przeciwnika”, decydując się na kilka sztuk Cupry Leona. Po jednym egzemplarzu trafi do grupy Speed w Krakowie, Nowym Sączu oraz Kępnie.
Wybór policjantów padł oczywiście na najmocniejszą odmianę, czyli wyposażoną w silnik 2.0 TSI o mocy 300 KM. Policjanci co prawda twierdzą, że auta mają 310 KM, ale jak widać na zdjęciach, zdecydowali się na hatchbacki, a dodatkowe 10 KM ma tylko wersja Sportstourer z napędem na wszystkie koła (która, tak na marginesie, byłyby lepszym wyborem).
Samochodowe selfie to trend w mediach społecznościowych od wielu lat – takie zdjęcia robią sobie wszyscy fani motoryzacji, zarówno panie, jak i panowie. Jednak to te pierwsze chcą wyglądać na nich olśniewająco! A aby tak było, musimy nadać wyrazu swoim oczom – przecież to one są zwierciadłem duszy, czyż nie?
Redakcja motocainy takie zdjęcia wykonuje dość często – nie od dziś wiadomo, że zdjęcia samego samochodu, a zdjęcie samochodu z kobietą za kierownicą przyciąga uwagę znacznie bardziej. Każdy nasz test samochodu planujemy tak, aby sesja zdjęciowa zawierała właśnie tego rodzaju zdjęcia.
Taka maskara musi dla nas spełniać kilka kryteriów – przede wszystkim musi rzęsy pogrubiać, aby były widoczne z daleka. Wolimy także używać kosmetyków wegańskich, czyli z formułami bez składników pochodzenia zwierzęcego. Trzecim kryterium jest cena – takich maskar zużywamy naprawdę sporo!
Big by Definition – maskara z Sephora Collection
Ostatnio nasz wybór padł na nowość z Sephora Collection – czyli maskarę Big by Definition. Rzęsy już po jednym pociągnięciu są wyraziste, po dwóch znacznie bardziej gęste, a po trzech wybitnie pogrubione – sprytnie zaprojektowana szczoteczka dociera do wszystkich, nawet najmniejszych rzęs. Maskara długo utrzymuje się na rzęsach, nie kruszy się nawet wtedy, gdy makijaż wykonasz rano i towarzyszy Ci przez cały dzień. Co najważniejsze, Big by Definition nie skleja rzęs – co u konkurencji jest problematyczne – a precyzyjnie je rozczesuje. Nowa maskara od Sephory świetnie wykończy i podkręci zarówno służbowy look, jak i makijaż wieczorowy.
Szczoteczka ma gęsto umocowane włoski, dlatego rozdziela rzęsy i uwidacznia je jedna po drugiej. Wegańska formuła maskary z woskami pochodzenia roślinnego, ma za zadanie wygładzać i jednocześnie odżywiać rzęsy.
Maskarę Sephora Big by Definition znajdziesz na sephora.pl oraz we wszystkich stacjonarnych perfumeriach Sephora. Cena: 62 złote.
Zdarzenie miało miejsce na ulicy Piłsudzkiego we Wrocławiu. Kierowca auta z kamerą natrafił na pieszego z walizką, który nonszalancko przechadzał się po ulicy. Ktoś może powiedzieć, że zmusił go do tego zaparkowany bus (inna sprawa, że jego kierowca nie przejął się zakazem parkowania, pasem dla rowerów oraz wąskim chodnikiem), ale dało się koło niego przejść.
Autor nagrania zatrąbił na mężczyznę, który natychmiast zareagował agresją i wyzwiskami. Kierowca powiedział tylko (choć pieszy nie mógł go usłyszeć) „kamera”. Dopiero po drugim klaksonie pieszy ustąpił mu miejsca, ale za to opluł auto.
Na naszych łamach wielokrotnie opisywaliśmy już przypadki dachowania samochodów, więc choćby śledząc nasz serwis, wiecie, że przewrócić samochód na dach nie jest, wbrew pozorom, wcale tak trudno. Ale wydachować Toyotę Suprę?
A jednak to właśnie się wydarzyło i to w miejscu nie byle jakim, po na parkingu pod salonem Ferrari w Katowicach. Moment tego zdarzenia możecie zobaczyć na (zaskakująco marnej jakości) nagraniu z monitoringu salonu. Widać na nim, jak Supra wjeżdżając na wspomniany parking, uderza lewym przednim kołem o krawężnik z taką siłą, że auto wybija się i przewraca na dach.
Policja jak to policja „bada dokładne przyczyny zdarzenia”, ale wstępnie zakłada klasyczne „niedostosowanie prędkości do warunków”. Pojawiły się jednak informacje o świadkach, według których, na asfalcie miała się znajdować plama oleju, co może sugerować, że to nie kierowca Supry „nie ogarnia sprzętu”, tylko wpadł w nieoczekiwany poślizg. Inna kwestia, że gdyby chciał skręcić na parking z prędkością 20 km/h, raczej nie wylądowałby na dachu. Na szczęście kierowcy nic poważnego się nie stało.
Nagranie z tego zdarzenia jest niestety bardzo słabej jakości. Powstało poprzez nagranie trzęsącą ręką monitora pokazującego jednocześnie widok z czterech kamer na przejeździe kolejowym w miejscowości Bąkowo (powiat świecki w kujawsko-pomorskim). Jednak większość rzeczy widać doskonale.
Widać na przykład, jak kierowca autokaru wjeżdża na przejazd pomimo opadających rogatek. Widać też, że zatrzymuje się na ten widok i przez chwilę stoi jakby zdezorientowany. Zamknięty przejazd kolejowy oznacza, że zaraz nadjedzie pociąg i go zabije – nad czym się tu zastanawiać?
Po chwili z autokaru wysiadła (jak się później można domyślić) kobieta w kamizelce odblaskowej (to rzeczywiście mogło bardzo pomóc) i podeszła do przodu autokaru. Czy próbowała podnieść lub wyłamać rogatkę? Tego nie widzimy.
Nagrywający komentują dalej sytuację słowami „ona już widziała ten pociąg, pokiwała, żeby jechał”. „Kiwanie” wreszcie zachęciło kierowcę autokaru do podjęcia próby uratowania własnego życia, a potencjalnie także pasażerów pociągu. Ruszył jednak bardzo delikatnie i ostrożnie. Nagranie kończy się w momencie, kiedy pociąg zmiata autokar z torów. Kierowca zginął.
Ponad dekadę temu mieszkańcy Rybnika przeprowadzili zrzutkę na motocykl ratunkowy. Pomimo sukcesu, motoambulans do dziś nie został włączony do systemu i służyła tylko okazyjnie podczas zabezpieczania imprez masowych.
Jak donosi Gazeta Wyborcza w Rybniku, motoambulans wyjedzie dopiero wiosną, ale nie na ulice Rybnika, tylko w Katowicach i okolicach miasta. W Rybniku będzie mógł pojawić się dopiero za dwa lata. Dlaczego tak długo? Tyle potrzeba do wprowadzenia przez Ministerstwo Zdrowia zmian w przepisach, które ułatwią wprowadzać motocykle ratunkowe do systemów.
Historia motoambulansu z Rybnika brzmi trochę absurdalnie. Podczas zbiórki zorganizowanej przez bractwo kurkowe mieszkańcy zebrali 130 tys. zł. Maszyna na początek trafiła w ręce Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku. Niestety, z powodu braku refundacji NFZ, motocykl trafił do garażu i stoi tam od kilku lat.
Motocykl był wykorzystywany przez Rybnicki Sztab Ratownictwa do zabezpieczania imprez, a później znów wrócił do garażu. Przedstawiciele szpitala twierdzą, że chcą wykorzystywać motocykl i przekazać go w ręce Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach. Bractwo kurkowe musi tylko zgodzić się na podpisanie odpowiedniego porozumienia.
Co ciekawe, w międzyczasie mieszkańcy Katowic zaproponowali zakup motoambulansu z Marszałkowskiego Budżetu Obywatelskiego. Motocykl pojawi się na ulicach Katowic już w maju. Tymczasem motocykl z Rybnika będzie nadal uziemiony w garażu i wyjedzie na ulice dopiero, gdy zostaną załatwione niezbędne formalności.
Silnik spalinowy Omega 1 to nowatorska konstrukcja opracowana przez amerykańską firmę Astron Aerospace. Ma niewielkie rozmiary, jest lekki, a do tego mocny. Na pierwszy rzut oka nie ma wad. Czy tak będzie wyglądać przyszłość motoryzacji?
W branży motoryzacyjnej trwa elektryczna rewolucja, a tymczasem amerykańska firma postawiła na konstrukcję zasilaną paliwem. Omega 1 to rewolucyjny projekt wykorzystujący koncepcję sprężania i spalania mieszanki paliwowo-powietrznej.
Z tą różnicą, że w tym silniku odbywa się to w zupełnie inny sposób. Nie ma tutaj tradycyjnych tłoków pracujących w trybie posuwisto-zwrotnym. Zamiast tego są komory i wirujące elementy, które nawiązują do konstrukcji opracowanej przez Felxa Wankla.
Projekt inżynierów Astron Aerospace miał jak dotąd tylko wirtualną premierę, ale na jednym z filmów tłumaczących zasadę działania można go nie tylko zobaczyć, ale również usłyszeć. Silnik nie brzmi jak rasowe V8 i przypomina raczej jednotłokowe silniki z początków motoryzacji.
Waży tylko 16 kg, wytwarza 160 KM mocy
Konstruktorzy podają, że silnik waży zaledwie 16 kg, a do tego wytwarza maksymalną moc 160 KM. Maksymalny moment obrotowy to 230 Nm. Jak na tak niewielką konstrukcję brzmi naprawdę dobrze. Najważniejszą przewagą silnika jest modułowość. To oznacza, że można go łączyć z kolejnymi jednostkami i w ten sposób multiplikować parametry.
Wolne obroty w przypadku silnika Omega 1 to okolice 1000 obr./min., a jego maksimum to nawet 25 000 obr./min. Producent nie podaje krzywej mocy i momentu obrotowego, ale wydaje się, że przy takiej rozpiętości będzie można zrezygnować z klasycznej skrzyni biegów lub znacznie ograniczyć liczbę przełożeń.
Kolejny plus silnika Omega 1 to możliwość zasilania różnym rodzajem paliw oraz niska emisja szkodliwych tlenków azotu. Producent nie podaje jakie paliwo pozwala na to. Być może jednostkę będzie można zasilać wodorem lub gazem ziemnym.
Omega 1 – budowa i działanie
Silnik Omega 1 składa się z trzech części. Pierwsza odpowiada za kompresję powietrza i składa się z dwóch wirujących elementów synchronizowanych przez koła zębate. Druga część to komora, w której sprężone powietrze miesza się z wtryskanym pod ciśnieniem paliwem. Trzecia część jest odbiciem lustrzanym pierwszej – zawiera dwa połączone zębatką wirniki. To właśnie tam następuje zapłon, który napędza ruch obrotowy wirników. Spaliny są wytłaczane na zewnątrz.
Jak wygląda cały proces w praktyce możecie zobaczyć na komputerowej animacji.
Już ponad miesiąc minął od momentu otwarcia najdłuższego podziemnego odcinka drogi w Polsce. Przez ten czas przez tunel przejechało ponad milion samochodów i wystawiono 8 tysięcy mandatów za przekroczenie prędkości. Co ciekawe, nie doszło tam do wypadku ani kolizji.
Tunel POW to zbawienie dla kierowców
Ursynowski odcinek Południowej Obwodnicy Autostrady znacznie ułatwił życie wielu mieszkańcom Warszawy i okolic. Codziennie korzysta z niego kilkadziesiąt tysięcy kierowców. Według statystyk prowadzonych przez GDDKiA najbardziej obleganym fragmentem jest jezdnia w kierunku Terespola – ponad 660 tys. pojazdów. W stronę Poznania przemieszcza się ponad 580 tys. pojazdów. Jak podkreślają eksperci, ruch na tym odcinku cały czas się stabilizuje, ale już niebawem będzie można wskazać bardziej miarodajne wyniki natężenia ruchu.
Przy okazji otwarcia tunelu pod Ursynowem uruchomiono na całej jego długości odcinkowy pomiar prędkości. Takie rozwiązanie miało zmobilizować kierowców do przestrzegania przepisów. Niewątpliwym plusem jest fakt, że od momentu otwarcia na całym odcinku nie odnotowano jeszcze żadnej kolizji ani wypadku.
Kierowcy spieszą się do Poznania
Jednak ponad 8 tysięcy wykroczeń związanych z przekroczeniem prędkości to całkiem spora liczba. Najbardziej spieszą się kierowcy jadący w kierunku Poznania – 5 113 wykroczeń, a sporo mniej w kierunku Terespola – 2 891 wykroczeń. Ponad 65 proc. wszystkich wykroczeń stanowią przekroczenia prędkości pomiędzy 11 a 20 km/h. Według statystyk GITD, tylko 124 kierujących przekroczyło dozwoloną prędkość o co najmniej 50 km/h niż obowiązujący limit.
Tunel należący do POW ma 2 335 metrów długości. To najdłuższy tunel w Polsce. W każdą stronę zaplanowano po trzy pasy ruchu, a każda jezdnia ma 14 metrów szerokości. Na całej długości odcinka obowiązuje ograniczenie prędkości do 80 km/h. Ciężarówki powyżej 16 ton nie mogą się poruszać od godz. 7 do 10, a następnie od godz. 16 do 20 – czyli w tzw. szczycie komunikacyjnym.
Kierowca śmieciarki zjeżdżający z przystanku, zachował się, jakby chciał wjechać prosto pod koła autora nagrania. Ten natychmiast zahamował i zatrąbił, co jest właściwą reakcją. Ale nie dla kierowcy śmieciarki.
Chyba poczuł się tym urażony, bo zaczął złośliwe hamować, a potem jechał bardzo powoli. Według autora nagrania włączył też wsteczny w pewnym momencie, co miało być dodatkowym „straszakiem”. Na szczęście nic złego się nie stało.
Warto na koniec zwrócić jeszcze uwagę, na fragment opisu autora nagrania: „przejazd przez przejście dla pieszych lub powierzchnię wyłączoną, zatrzymanie na przystanku”. Po coś chyba śmieciarka ma żółte migające sygnały. I jakoś śmieciarze muszą wykonywać swój zawód, prawda?
Zdaniem ekspertów odpowiedzialna za atak grupa cyberprzestępców ALPHV buduje model franczyzowy dla ataków z użyciem oprogramowania ransomware.
Niemiecka gazeta Handelsblatt przywołuje wewnętrzny raport dotyczący incydentu, który miał miejsce w ostatnich dniach stycznia, który stwierdza, że „systemy Oiltanking zostały naruszone przez oprogramowanie ransomware BlackCat poprzez nieznaną wcześniej lukę”.
Użyte podczas tego ataku oprogramowanie ransomware Black Cat i stojąca za nim grupa cyberprzestępcza ALPHV pozostawały nieznane do końca 2021 r.
Ekspert ESET zwraca uwagę na fakt, że oprogramowanie ransomware pozostaje jedną z najbardziej dochodowych gałęzi działalności dla organizacji cyberprzestępczych. Rosnąca liczba udanych ataków ransomware i wysokość zapłaconego okupu może w przyszłości doprowadzić do zmian na rynku ubezpieczeń przed skutkami cyberataków.
Atak cyberprzestępców na firmy paliwowe nie jest nowością. W ubiegłym roku amerykański koncern paliwowy Colonial Pipeline musiał uporać się z atakiem typu ransomware. W wyniku działań cyberprzestępców sparaliżowane zostały usługi biznesowe spółki, co doprowadziło do braku dostępu do gazu na wschodnim wybrzeżu USA przez blisko tydzień. W kontekście bieżących wydarzeń geopolitycznych i zwiększających się cen surowców, w tym ropy i gazu, eksperci spodziewają się kolejnych ataków ransomware na firmy branży surowcowej na świecie.
Po ogromnym sukcesie premierowego sezonu Extreme E organizatorzy przygotowują się do kolejnej edycji. Misją zawodów, w których kierowcy ścigają się najszybszymi na świecie samochodami elektrycznymi, jest zwrócenie uwagi opinii publicznej na zagrożenia związane ze zmianami klimatycznymi. Cupra od samego początku jest częścią Extreme E, to pierwsza marka motoryzacyjna, która ogłosiła swój udział w wyścigach, łącząc siły z ABT Sportsline.
Pierwszy sezon zespół ABT CUPRA XE zakończył piątym miejscem w klasyfikacji generalnej.Celem na ten rok jest konsekwentne wygrywanie wyścigów i zdobywanie podium podczas każdej rundy zawodów.
Partnerem Kleinschmidt na torze będzie czterokrotny zwycięzca Dakaru Nasser Al-Attiyah. Kierowca wygrał zawody w 2011, 2015, 2019 i 2022 roku. Kierowcy usiądą za kierownicą elektrycznej Cupry Tavascan XE, której projekt jest reinterpretacją modelu e-Cupra ABT XE1. Samochód jest wyposażony w akumulator o pojemności 54 kWh, umieszczony za kokpitem, dzięki czemu zapewniono optymalny rozkład masy pojazdu. Auto przyspiesza od 0 do 100 km/h w cztery sekundy.
Pierwsza runda sezonu zaplanowana jest na 19 i 20 lutego w Neom (Arabia Saudyjska).
Wyścigowy charakter można teraz odnaleźć w specjalnej edycji, dla wszystkich trzech modeli – Ghibli, Levante i Quattroporte – oferowanej w dwóch ekskluzywnych kolorach: Giallo Corse oraz Blue Vittoria.
Żółty i niebieski to kolory Modeny – miasta symbolizującego włoską dolinę motoryzacyjną (ang. motor valley), a zarazem „domu” Maserati. Giallo Corse to trójwarstwowy żółty odcień z niebieską miką, która w bardzo wyrafinowany sposób ingeruje w odbijanie światła – w imię sportowego, a jednocześnie niespotykanego wyglądu.
Z kolei matowy, trójwarstwowy niebieski lakier Blue Vittoria daje szczególnie namacalny efekt – ma niezwykłą głębię, jest wpływowy i współczesny.
Specyfikację specjalnej edycji uzupełnia elektrycznie sterowany szyberdach, nagłośnienie przestrzenne Bowers & Wilkins oraz pakiet systemów wspomagających kierowcę. Nowa seria MC Edition będzie dostępna w regionach EMEA i APAC oraz w Chinach począwszy od lutego 2022 r.
Patryk Mikiciuk z TVN Turbo bardzo często pokazuje na swoim prywatnym kanale nietuzinkowe samochody. Jednak tym razem oddał stery dwóm dziewczynkom, które przewiozły go po torze Silesia Ring w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
W jednym z ostatnich materiałów wideo na swoim kanale Patryk Mikiciuk odwiedził Tor Silesia Ring z okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tym razem nie prezentował nowych samochodów, ale pojawił się w roli pilota. Za kierownicą Mini Coopera S usiadła najpierw 10-letnia dziewczynka, a później jej 8-letnia siostra.
Dziewczynki mają całkiem spore doświadczenie w kartingu. Jeździły już w różnych zawodach, a ostatnio w Drive Cup na torze Silesia Ring wygrały swoją klasę. Mogą się pochwalić bardzo dobrymi jak na swój wiek i doświadczenie czasami na torze – na poziomie 2 minut 15 sekund. W podobnym samochodzie dorosły kierowca z doświadczeniem jest w stanie wykręcić czas na poziomie 2 minut 4 sekund.
Doświadczony dziennikarz telewizyjny zachwycał się, że dziewczyny mają lepszy tor jazdy niż wielu jego kolegów, a nawet pod kątem płynności jazdy i czucia samochodu. „Dla mnie to jedno z najdziwniejszych, najciekawszych, najbardziej fascynujących przeżyć motoryzacyjnych jakie w życiu miałem” – podsumował Patryk Mikiciuk, dziennikarz TVN Turbo.
Zobaczcie, jak dziewczyny przewiozły Patryka. Polecamy oglądać od 19 minuty filmu:
Mimo kontynuacji widocznego już od trzech lat długoterminowego trendu spadku średniej ceny OC, rok 2021 pogłębiał regionalne zróżnicowanie cen. W podziale na województwa najwyższe średnie koszty OC ponosili mieszkańcy pomorskiego (665 zł), mazowieckiego (628 zł) oraz dolnośląskiego (624 zł). Z kolei najtańszym OC mogli pochwalić się zmotoryzowani z województw: podkarpackiego (492 zł), opolskiego (509 zł) oraz świętokrzyskiego (520 zł).
Wskazując najtańsze województwo – podkarpackie – warto wspomnieć, że tamtejsi właściciele aut płacili w skali roku o 15 proc. mniej od średniej krajowej oraz aż o 29 proc. mniej od średniej ceny najdroższego województwa (pomorskiego)!
Najdroższym miastem w Polsce pod kątem składki OC niezmiennie pozostawał przez cały 2021 roku Gdańsk. Gdańszczanie płacą aż o 165 zł (+29 proc.) więcej od średniej ceny w Polsce!
Na wschodzie taniej
W dużych aglomeracjach miejskich ceny OC były w 2021 zdecydowanie wyższe niż poza nimi. W najtańszym mieście wojewódzkim – Opolu – kierowcy płacili za OC raptem tylko o 6 proc. poniżej średniej krajowej (średnia składka OC w Opolu: 545 zł). Innymi “tanimi” aglomeracjami były Rzeszów (śr. cena: 559 zł) i Białystok (śr. cena: 560 zł).
Do najdroższych miast pod kątem średniej wysokości składki OC tradycyjnie już należały Gdańsk (744 zł), Wrocław (716 zł) i Warszawa (715 zł). Warto jednak zwrócić uwagę na kilka eksperymentalnych ruchów towarzystw ubezpieczeniowych w samej końcówce roku 2021. Przykładowo: w czwartym kwartale 2021 od Warszawy droższy był Gorzów Wielkopolski! Średnie ceny OC wzrosły tam w Q4 aż o 14,5 proc. (do kwoty 666 zł).
Radykalny spadek w czwartym kwartale 2021 odczuli też kupujący w Kielcach, gdzie średnia cena spadła aż o 130 zł (kwartał do kwartału)! Mimo to, w skali całego roku Kielce były jedynym miastem wojewódzkim w Polsce, w którym średnia cena OC wzrosła (do 616 zł w skali roku).
Dochód ze sprzedaży wyjątkowego egzemplarza Bronco Pope Francis Center First Edition z 2021 roku wesprze Centrum Papieża Franciszka w walce z bezdomnością. Centrum, które od ponad trzech dekad służy najsłabszym obywatelom Detroit, zobowiązało się do wyeliminowania trwałej bezdomności w mieście do 2030 roku.
Samochód o wyjątkowej konstrukcji pomalowano klasycznym białym lakierem w odcieniu Wimbledon White, oferowanym w Bronco z 1966 roku, ale niedostępnym w dzisiejszej ofercie. Niestandardowe są również stalowe obręcze kół Detroit Steel Wheels, wykończone w kolorze Wimbledon White z czerwonym paskiem Rapid Red, które nawiązują do pasów na bokach nadwozia i na pokrywie silnika. Kultowe elementy lakierowane w kolorze srebrnym, jak jednoczęściowa osłona chłodnicy i górna część przedniego metalowego zderzaka Ford Performance, przywodzą na myśl oryginalnego Bronco z lat 60. XX wieku.
Unikalny zestaw grafik Bronco First Edition w odblaskowym kolorze Rapid Red obejmuje nazwę Pope Francis Center oraz First Edition zarówno na nadwoziu, jak i na pokrywie silnika. Wyjątkowy samochód jest wyposażony w akcesoria z linii Ford Performance Parts, w tym w listwę świetlną na dachu i światła boczne firmy Rigid, a także zdejmowane drzwi rurowe z oryginalnych akcesoriów Forda. Niestandardowe wyposażenie obejmuje również sejf, zestaw schowków MOLLE montowany do wewnętrznej części drzwi tyłu nadwozia, a także pełną osłonę pojazdu i torby do przechowywania drzwi rurowych w garażu.
Wyjątkowy egzemplarz Bronco ma deskę rozdzielczą pomalowaną w kolorze Wimbledon White oraz akcenty otworów wentylacyjnych, uchwyty i charakterystyczny napis Bronco w kolorze czerwonym. Fotele i panele drzwi unowocześniono, dodając białe akcenty, które kontrastują z tapicerką siedzeń i wykończeniem wnętrza w kolorze czarnym.
Na pierwszy rzut oka widać, że elementy w stylu karbonowym i czerwone ozdobne listwy dodadzą sportowego charakteru we wnętrzu pojazdu. Sportowo-lifestylowy wariant samochodu zadebiutował jedenaście lat temu w ramach drugiej generacji modelu Fabia.
Ramka grilla ma takie samo czarne wykończenie, jak krawędź spoilera na przednim zderzaku z dużym wlotem powietrza. Dyfuzor w sportowym tylnym zderzaku i napis na klapie bagażnika są również wykończone w tym kolorze, podobnie jak obudowy lusterek zewnętrznych, ramy okienne, listwy progowe i tylny spoiler. Na nadkolach umieszczone będzie logo MONTE CARLO.
Jak widzimy na szkicach, we wnętrzu także dominuje kolor czarny. Sportowe fotele z regulacją wysokości mają zintegrowane zagłówki, a trójramienna wielofunkcyjna kierownica jest wzbogacona o logo MONTE CARLO.
Dodatkowo skórzane elementy obręczy kierownicy oraz hamulca ręcznego i dźwigni zmiany biegów mają czarne przeszycia. Stylowe czerwone akcenty pojawiają się na pokrowcach foteli i poziomej tapicerce deski rozdzielczej, konsoli środkowej i klamkach drzwi. Podłokietniki w przednich drzwiach i dolna część deski rozdzielczej zdobią elementy w stylu karbonowym.
Prawie każdy komponent opony Green Step zawiera materiały pochodzące z recyklingu lub źródeł odnawialnych. Na przykład, sadza użyta w mieszankach gumowych pochodzi z opon wycofanych z eksploatacji. Natomiast butyl użyty w wewnętrznej powierzchni, jak również stal w stalowych pasach i drutach koralikowych w konstrukcji, pochodzą w większości z recyklingu.
Nokian Tyres Green Step to opona zimowa, którą można jeździć po śniegu i lodzie. Niektóre materiały zastosowane w tej oponie są znane z różnych poprzednich modeli opon producenta. Kauczuk naturalny jest ważnym materiałem we wszystkich oponach, ze względu na swoje korzystne właściwości.
Prowadzone są również badania nad alternatywnymi źródłami kauczuku naturalnego, takimi jak roślina guyule. W oponach Nokian Tyres powszechnie stosowane są oleje odnawialne, ponieważ firma, jako pierwszy producent opon na świecie, zaprzestała używania olejów wysokoaromatycznych w 2005 roku.
2021 rok potwierdził odbicie w branży oponiarskiej w Polsce. Sprzedaż zwiększyła się we wszystkich segmentach: opony do samochodów osobowych +27%, SUV +41%, ciężarowych +14%, dostawczych +44%, rolniczych +31%, motocyklowych +0,3%, a przemysłowych +11%. Wzrosty widać też w większości segmentów na rynkach europejskich. Udział opon premium ponownie wzrósł o +1 pp. – w klasie opon do samochodów osobowych, SUV i dostawczych, o +2 pp. w klasie opon ciężarowych. Spada natomiast udział opon budżetowych w rynku. W 2021 roku o ponad +40% rosła sprzedaż opon zimowych i całorocznych, a letnich o prawie +15%.
W czwartym kwartale 2021 roku zanotowano jeszcze większe wzrosty: w segmencie opon osobowych o +44%, SUV +37%, dostawczych +65%, ciężarowych +3%, rolniczych +1%, motocyklowych +12,4%, a przemysłowych +18%.
Rok 2021 był pozytywny i przyniósł ożywienie dla branży oponiarskiej w Europie. Tylko segment opon do samochodów osobowych odnotował spadek o -8%, głównie w związku z niedoborem chipów. Segment opon ciężarowych odnotował znaczący wzrost o +25%. Silny popyt był widoczny w segmentach opon całorocznych (+35%) i zimowych (+9%). Wzrosła też sprzedaż opon do samochodów ciężarowych i motocykli odpowiednio o +12% i +14%.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej odrzucił skargę trzech wielkich miast – Bruskeli, Madrytu i Paryża – przeciwko Komisji Europejskiej. Miasta zarzucały KE wyznaczenie zbyt wysokich limitów emisji tlenków azotu przez samochody.
Tą decyzją TSUE uchylił korzystne dla skarżących miast wcześniejsze orzeczenie Sądu Unii Europejskiej, który jest drugą, najwyższą izbą sądowniczą wspólnoty.
W rozporządzeniu 2016/646 Komisja ustaliła limity emisji tlenków azotu, których nie należy przekraczać podczas nowych badań w rzeczywistych warunkach jazdy (tzw. badanie RDE), do których przeprowadzania zobowiązano producentów samochodów osobowych i lekkich samochodów użytkowych, w szczególności w ramach operacji homologacji nowych typów pojazdów.
Badania RDE wprowadzono po tzw. aferze Dieselgate w 2015 roku. Miały być odpowiedzią na zarzut, że badania laboratoryjne nie odzwierciedlają rzeczywistego poziomu emisji zanieczyszczeń w warunkach rzeczywistej jazdy. Badanie miało tez ukrócić ewentualne stosowanie oprogramowania, które mogłoby zaniżać emisję podczas odpowiednich warunków pomiarowych.
Nowe limity ustalono na podstawie limitów określonych w normie Euro 6, stosując współczynniki korygujące, uwzględniające korektę statystyczną i techniczną.
Jednak przedstawiciele Paryża, Brukseli i Madrytu zakwestionowali limity emisji przyjęte przez Komisję i w efekcie każde z nich wniosło skargę o stwierdzenie nieważności do Sądu Unii Europejskiej.
W opinii przedstawicieli miast Komisja nie mogła przyjąć wspomnianych wartości emisji tlenków azotu, gdyż są one bardziej rygorystyczne niż limity określone w obowiązującej normie Euro 6. W związku z tym miasta argumentowały, że podważa to ich zdolność do regulowania ruchu pojazdów w celu ograniczenia i zmniejszenia zanieczyszczenia powietrza.
TSUE uznał, że dyrektywa Komisji Europejskiej odnosi się jedynie do rejestracji i sprzedaży pojazdów, nie mając wpływu na ich poruszanie się po drogach. W związku z tym przepisy nie dotyczą bezpośrednio miast. W wyższej instancji stwierdzono jednak, że miasta mogą ograniczać ruch pojazdów w celu ochrony środowiska, ale bez naruszania unijnego prawa.
Budżet na dopłaty do szybkich ładowarek wyczerpał się szybciej niż przewidywali urzędnicy. Polacy masowo ruszyli po dofinansowania i po dwóch tygodniach kasa świeci pustkami.
Tylko dwa tygodnie wystarczyły, żeby zakończył się nabór na dofinansowania do stacji ładowania o mocy co najmniej 150 kW. Taki program został uruchomiony przez NFOŚiGW w ramach programu „Wsparcie infrastruktury do ładowania pojazdów elektrycznych i infrastruktury do tankowania wodoru.
Program uruchomiono 7 stycznia 2022 r. Jego założenia przewidywały dotacje nieogólnodostępnych stacji ładowania (o mocy co najmniej 22 kW), stacji ogólnodostępnych o mocy od 50 do mniej niż 150 kW, ogólnodostępnych stacji ultraszybkich (o mocy co najmniej 150 kW) oraz stacji tankowania wodoru. NFOŚiGW przeznaczył łącznie na ten cel budżet w wysokości 870 mln zł.
Ultraszybkie ładowarki (od 150 kW) są najbardziej popularne
Już 21 stycznia 2022 r. pojawił się komunikat na stronie funduszu o wyczerpaniu budżetu do ultraszybkich stacji ładowania (o mocy co najmniej 150 kW). Do wydania na ten cel było 315 mln zł. W tym programie mogły brać udział przedsiębiorstwa, jednostki samorządu terytorialnego, spółdzielnie, wspólnoty mieszkaniowe oraz rolnicy indywidualni. Przewidziano dotacje w wysokości do 50 proc. kosztów kwalifikowanych.
Eksperci podkreślają, że taka sytuacja dowodzi, że program był bardzo wyczekiwany przez branże, a konsultacje pomogły dopracować kształt odpowiadający potrzebom rynku. W tej chwili w Polsce znajduje się zaledwie 50 stacji ładowania o mocy co najmniej 150 kW. Specjaliści z branży elektromobilności oceniają, że budowa ultraszybkich ładowarek jest kluczowa dla rozwoju rynku pojazdów elektrycznych.
Ładowarki o wysokiej mocy powinny powstawać w kluczowych lokalizacjach, w miejscach o dużym natężeniu ruchu, trasach przelotowych. Takie rozwiązania pozwalają w bardzo szybki sposób uzupełnić energię i tym samym skrócić czas podróży. Jednocześnie są to bardzo kosztowne inwestycje, dlatego programy dopłat powinny w niedługim czasie poprawić dostęp do infrastruktury.
Ile jest ładowarek dla samochodów elektrycznych w Polsce?
Według najnowszego „licznika elektromobilności” pod koniec grudnia 2021 r. w Polsce funkcjonowały 1 932 ogólnodostępne stacje ładowania pojazdów elektrycznych, dając w sumie 3 784 punkty.
Tylko 30 proc. wszystkich ładowarek w Polsce stanowiły szybkie stacje ładowania prądem stałym (DC), a 70 proc. są to wolne ładowarki prądu przemiennego (AC) o mocy mniejszej lub równej 22 kW.
W grudniu powstało 119 nowych, ogólnodostępnych stacji ładowania (240 punktów). Polskie Stowarzyszenie Paliw Altenatywnych przewiduje, że do 2025 r. w Polsce powinno funkcjonować ponad 40 tys. ogólnodostępnych ładowarek.
Kierowca Peugeota chciał wyprzedzić jadącą przed nim cysternę. Proste? No, nie do końca. Rozpoczął manewr, kiedy drugi pojazd był już na łuku drogi, a on nie miał możliwości obserwacji sytuacji przed sobą.
Mimo tego manewr kontynuował i w ten oto sposób omal nie doprowadził do czołowego zderzenia, a w konsekwencji do tragedii. Na szczęście kierowca jadący z naprzeciwka zdołał zatrzymać się w porę.
Dziś fascynujące coupé z tej serii, ze swoją kabiną wykończoną szlachetnym drewnem i skórą, „błyszczą” jako wyjątkowe gwiazdy wśród youngtimerów. Entuzjaści motoryzacji od dawna doceniają je jako stylowych świadków luksusu oraz innowacji technicznych z wczesnych lat 90.
Teraz coupé SEC z serii 140 będą mogły otrzymywać status pojazdu zabytkowego i tzw. żółte tablice (pomijając wcześniejsze przypadki, takie jak starsze przepisy, przynależność do kolekcji czy indywidualna decyzja konserwatora zabytków).
Od strony technicznej luksusowe coupé nadawały ton całej branży motoryzacyjnej – między innymi dzięki wprowadzeniu elektronicznej stabilizacji toru jazdy ESP®. Ten pionierski system wspomagający został opracowany przez Mercedes-Benz we współpracy z firmą Bosch. Debiutował w 1994 r., a do oferty trafił w 1995 r. – na początku właśnie w coupé z serii 140.
Szczególnie wariant 600 SEC, ze swoim bogatym wyposażeniem standardowym, nie pozostawiał wiele do życzenia. Tak o topowej wersji napisał branżowy magazyn „auto, motor und sport” w teście porównawczym 12-cylindrowych coupé, zamieszczonym w numerze 3/1993: „I chociaż Mercedes nie jest królem autostrad, okazuje się niekwestionowanym władcą w dziedzinie komfortu jazdy. Dźwięk, zawieszenie, fotele, klimatyzacja – wszystko jest tu optymalne i składa się na poziom komfortu znacznie przewyższający dwóch 12-cylindrowych konkurentów”.
Eleganckie dwudrzwiowe coupé miały swoją światową premierę podczas salonu samochodowego w Detroit (NAIAS) w dniach 11-19 stycznia 1992 r. Europejski debiut nastąpił niedługo później, podczas targów motoryzacyjnych w Genewie (5-15 marca 1992 r.). Początkowo oferowano dwa warianty: 500 SEC (silnik V8 o pojemności 4973 cm3 i mocy 235 kW/320 KM) oraz 600 SEC (jednostka V12 o pojemności 5987 cm3 i mocy 290 kW/394 KM).
Moce silników odpowiadały poziomi z odpowiednich odmian Klasy S Limuzyna. Od 1994 r. oferowano trzeci wariant, wyposażony w 4,2-litrowy silnik V8. W tamtym czasie luksusowe coupé nie nosiły już jednak oznaczenia SEC, ale – po wprowadzeniu nowej nomenklatury dla wszystkich serii modelowych Mercedes-Benz w czerwcu 1993 r. – były znane jako Klasa S Coupé. Z kolei od 1996 r. do zakończenia produkcji 2 lata później model występował pod nazwą „Klasa CL”.
To wyjątkowe połączenie elegancji i sportowych osiągów zachwyca dziś miłośników marki tak samo jak 30 lat temu. W sumie w ciągu 6 lat w fabryce w Sindelfingen zbudowano dokładnie 26 022 egzemplarzy coupé z serii 140. Prawie jedną trzecią z nich stanowiły flagowe odmiany V12 (8573 samochody). Ponad połowa klientów zdecydowała się na wariant z 5-litrowym silnikiem V8 (14 953 sztuki).
Zmiany nie są znaczące, ale wprawne oko fana motoryzacji je wypatrzy. Modyfikacji uległ przede wszystkim przód nadwozia – pojawił się podświetlany fragment atrapy chłodnicy, określany mianem BMW Iconic Glow, który nadaje eleganckiego akcentu autu. Przez nowe elementy, które pojawiły się w otworach wentylacyjnych atrapy, B8 zyskało lekko odświeżony wygląd.
Wewnątrz zastaniemy centralny wyświetlacz dotykowy BMW Live Cockpit ConnectedDrive, który ma teraz rozmiar 12,3″. Auto jest w standardzie bogato wyposażone, m.in. w BMW Driving Assistant Professional i asystenta parkowania, także decydując się na model BMW Alpina B8 ma się pewność, że otrzymujemy to, co obecnie w motoryzacji najlepsze.
Przy okazji tych nieznacznych zmian dodano nowe kolory nadwozia: Portimao Blue, Sanremo Green, Skyscraper Grey, Frozen Pure Grey i Frozen Tanzanit Blue. Należy pamiętać, że metaliczne barwy lakieru: Alpina Blue i Alpina Green są zarezerwowane wyłącznie dla samochodów BMW Alpina.
BMW ALPINA B8 Gran Coupéc nadal jest napędzana podwójnie doładowanym silnikiem V8 o pojemności 4,4 l, który dostarcza 621 KM i 800 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Prędkość do setki osiągana jest w 3,4 sekundy, a maksymalna prędkość samochodu to 324 km/h.
Opracowany specjalnie przez Alpinę sportowy wydech ze stali nierdzewnej jest zaprojektowany tak, by redukować ciśnienie wsteczne. Kierowca przy pomocy przełącznika trybów Comfort-Sport może wpływać na ustawienie aktywnych klapek i kontrolować dźwięk wydobywający się z końcówki wydechu.
Felgi Alpina Classic 21” zastosowane w modelu Alpina B8 to kute obręcze kół z 20 szprychami, które nadal pozostają znakiem rozpoznawczym marki.
Odświeżone BMW ALPINA B8 Gran Coupé można już zamawiać, a dostawy rozpoczynają się w maju 2022 roku. Cena w Niemczech to 162 100 euro.
Volkswagen umożliwia swoim klientom, którzy nabyli ata elektryczne marki – ID.3, ID.4 i wkrótce ID.5, stworzenie prywatnej infrastruktury ładowania. Wspólnie z firmą Avitron Polska – oficjalnym partnerem VW w zakresie instalacji ładowarek domowych ID. Charger, można zdecydować się na fachowy montaż wallboxów za 2550 złotych netto. Piszemy o tym dlatego, ponieważ wcześniej kwota instalacji wallboxa przekraczała 4 tysiące złotych, a wraz z audytem instalacji elektrycznej w domu, firma potrafiła skasować nawet 6 tysięcy złotych.
Chętni mogą wybierać spośród trzech modeli ładowarek ID. Charger – standardowej, Connect oraz Pro. Wszystkie oferują możliwość ładowania z mocą do 11 kW i są wyposażone w wyłącznik różnicowo-prądowy. W zestawie jest także przewód Type 2 o długości 4,5 lub 7,5 m.
ID. Charger Connect ma możliwość połączenia z internetem przez LAN lub WLAN, możliwość sterowania przez aplikację, a wersja Pro ma również seryjny moduł LTE i licznik energii. Wallbox ID. Charger jest w stanie naładować akumulator Volkswagena ID.3 o pojemności 58 kWh w ciągu ośmiu godzin.
Zobacz nasz test Volkswagena ID.3.
Volkswagen ID Charger – cena
Ceny ładowarek ID. Charger zaczynają się od 2099 zł za wersję podstawową, przez 2999 zł za odmianę Connect, po 4449 zł za wallbox w wersji Pro.
Do niedawna montaż ładowarek był dość kosztowny (zależnie od warunków na miejscu). Nowa oferta, przygotowana przez Volkswagena razem z firmą Avitron Polska sprawia, że instalacja jest znacznie bardziej przystępna. Dodatkowo uruchomiono specjalną infolinię dla klientów, gdzie można wyjaśnić wszystkie wątpliwości dotyczące ładowarek. Konsultanci są dostępni pod numerem 500 111 345 – mówi Dawid Kwaśniak, koordynator ds. elektromobilności marki Volkswagen.
Warto wiedzieć, że w przypadku niepoprawnej instalacji ładowarki lub błędnego zabezpieczenia, gwarancja producenta nie zostanie uznana. Avitron Polska poznaje wymagania klienta, sprawdza warunki na miejscu instalacji i konfiguruje wallbox ID. Charger – zaznacza Kamil Babiński, Prezes Zarządu Avitron Polska
Instalacja ładowarki trwa z reguły ok. 4 godzin, zależnie od zakresu prac. W niektórych przypadkach może okazać się, że konieczne jest zwiększenie mocy u dostawcy energii, co może wydłużyć cały proces.
Volkswagen zapowiedział, że chce osiągnąć neutralność pod względem Emisji CO2 maksymalnie do roku 2050, a do 2030 – 70 procent sprzedanych w Europie samochodów osobowych będzie napędzana wyłącznie silnikiem elektrycznym. To oznacza, że z fabryk Volkswagena wyjeżdżać będzie przynajmniej milion samochodów zeroemisyjnych rocznie.
Silnik Diesla jest przez wielu ceniony za mniejsze zużycie paliwa, wysoki moment obrotowy dostępny już przy 1500 obr./min oraz wytrzymałość. Pojazdy z jednostkami wysokoprężnymi mogą przebyć więcej kilometrów niż jednostki benzynowe. Jednak zawsze trzeba pamiętać, że jeśli chcemy mieć bezawaryjny samochód to trzeba o niego dbać. To samo tyczy się silnika wysokoprężnego. Jeżeli nie będziemy pamiętać o regularnym serwisowaniu to zaczną pojawiać się usterki, których często naprawa jest droga.
Układ wtryskowy w silniku wysokoprężnym – powody awarii i cena naprawy
W porównaniu z układem wtryskowym silników benzynowych, układ wtryskowy diesli jest znacznie bardziej obciążony. Dlatego wtryskiwacze muszą być wykonane z największą precyzją, aby pracowały prawidłowo, a silnik osiągał jak najlepsze parametry. Jednak wtryskiwacze nie zawsze psują się tylko ze starości, ale również my możemy przyczynić się do ich zużycia. Złej jakości paliwo, nieumiejętna regulacja w warsztacie czy chiptuning mogą powodować ich szybsze zużycie. W paliwie złej jakości mogą znajdować się drobne zanieczyszczenia, które przedostaną się przez filtr paliwa i uszkodzą wtryskiwacze. Dlatego ważna jest coroczna wymiana filtra w dieslach.
Uszkodzone wtryskiwacze objawiają się utrudnionym rozruchem silnika, wibracjami, czarnym dymem z wydechu oraz zwiększonym spalaniem. Koszt regeneracji wtryskiwaczy jest bardzo zróżnicowany ze względu na typ i producenta części. Jeżeli dostępne są zestawy naprawcze to koszt usunięcia usterki nie przekroczy 1000 złotych. Jednak, jeśli zestawy nie są dostępne to trzeba zakupić nowe wtryskiwacze, których cena za jeden wtryskiwacz nie są niższe niż 1000 złotych.
Układ wtryskowy składa się jeszcze z pompy wysokiego ciśnienia, która również narażona jest na zanieczyszczenia. W dodatku jej zużycie wiąże się z uszkadzaniem wtryskiwaczy, ponieważ podaje im drobinki startego materiału. Jej naprawa to koszt ok. 500 – 3000 złotych.
Zapchany filtr DPF – powody awarii i cena naprawy
Teoretycznie filtry DPF wytrzymują przebiegi rzędu 200-300 tys. kilometrów, ale znaczny wpływ na ich żywotność ma sposób eksploatacji. Wraz z przebytymi kilometrami filtr się zapycha i musi się oczyścić. W tym celu silnik musi osiągnąć odpowiednią temperaturę i odpowiedni poziom obrotów. Idealnym miejscem do wypalenia się sadzy są drogi ekspresowe i autostrady, dlatego osoby dużo podróżujące po tego typu drogach nie muszą się przejmować filtrem DPF.
Z kolei, jeśli przemieszczamy się głównie po mieście proces spalania może zostać przerwany. Kilkukrotne przerwanie procesu spalania może skutkować całkowitym zapchaniem, a silnik przejdzie w tryb awaryjny. Proces wypalania sadzy objawia się opóźnioną reakcją na pedał gazu, wzrostem spalania i często kłębami dymu z wydechu. Dlatego, jeśli zauważymy takie objawy lepiej nie gasić wtedy silnika oraz warto raz w tygodniu wybrać się na drogę szybkiego ruchu, aby filtr mógł się oczyścić.
Koszt nowego filtra jest uzależniony od modelu, więc za najtańszy możemy zapłacić ok. 1000 złotych, a za najdroższy nawet 15 tys. zł. Jednak istnieją również sposoby, np. chemia, która wyczyści filtr. Koszt takich preparatów zazwyczaj nie przekracza 100 złotych.
Dwumasowe koło zamachowe – powody uszkodzenia i cena naprawy
Dwumasa może wytrzymać długo, ale zła eksploatacja auta może skrócić jej żywotność. Najbardziej szkodliwa dla dwumasy jest jazda na niskich obrotach ze względu na dużą częstotliwość drgań generowanych przez silnik. Jazda powinna być płynna, a silnik powinien być trzymany na wyższych, ale nie najwyższych obrotach. W przeciwnym razie dwumasa szybciej się zużyje. Charakterystycznymi objawami awarii dwumasowego koła zamachowego są wyczuwalne wibracje i stuki.
W celu poradzenia sobie z problemem można zdecydować się na regenerację, która kosztuje od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Niestety nie zawsze można skorzystać z regeneracji, ponieważ często bardzo zużyte dwumasy już się do tego nie nadają. W takiej sytuacji będzie konieczne zakupienie nowego dwumasowego koła zamachowego, które kosztuje w granicach 1000-5000 złotych.
Klapy wirowe w Dieslu – powody awarii i cena naprawy
Klapki regulują długość układu dolotowego oraz wprowadzają w zawirowania powietrze zasysane do cylindrów. Wpływa to na uwalnianie mniejszej ilości trujących substancji podczas jazdy bez obciążenia (np. podczas jazdy z górki). Niestety z biegiem przebytych kilometrów klapki ulegają uszkodzeniu. Dzieje się to zazwyczaj po przejechaniu 200-300 tys. kilometrów. Szkodzi im w szczególności nagar gromadzący się w układzie dolotowym, przez co może je zablokować. Objawia się to spadkiem mocy lub nierówną pracą, ale czasami zdarza się, że klapka może się urwać i doprowadzić do zniszczenia silnika. Niestety wymiana klapek wiąże się z wymianą całego kolektora dolotowego, a więc będzie to koszt na poziomie 2000-4000 złotych.
Fakt, Porsche 718 Boxster jest „nieco” inny niż 911, ale wciąż bardzo mocno przemawia przez niego DNA niemieckiej marki. Spędziłam z tym autem tydzień i w tym czasie zdążyłam przekonać się, że bardzo mocno go nie doceniałam.
Model 911 (992) ma w sobie niesamowitą lekkość i precyzję prowadzenia. Zdaje się jechać jak po sznurku i można wręcz odnieść wrażenie, że to samochód stworzony, by spełniać najśmielsze instynkty kierowcy. Sądziłam, że to, nawet w gamie Porsche, wyjątek od reguły i nie mogłam bardziej się pomylić.
Fot. Kamila Nawotnik
Porsche 718 Boxster – dane techniczne
Boxster na rynku dostępny jest już od 25 lat, co z resztą upamiętnia specjalnie przygotowana edycja specjalna (ale to nie ta, którą jeździłam). Na nasz test trafił egzemplarz w niemal swoim podstawowym wydaniu, co oznacza czterocylindrowy silnik o pojemności 2 litrów, mocy 300 KM i 380 Nm momentu obrotowego, dostępnego od 2150 do 4500 obr. na minutę. Auto rozpędza się do 275 km/h, a pierwszą setkę osiąga w zaledwie 4,9 sekundy. Jeżeli natomiast wykupicie opcjonalny pakiet Sport Chrono (jak w testowanym egzemplarzu), czas ten zostanie skrócony o kolejne 0,2 sekundy.
Blok silnika i głowica wykonane zostały z aluminium. Układ z bezpośrednim wtryskiem paliwa chłodzony jest cieczą, a dodatkowo, w jak najlepszym wykorzystaniu potencjału napędu, pomagają zmienne fazy rozrządu i regulowany skok zaworów oraz zintegrowany układ smarowania. Cała moc trafia na tylne koła za pomocą fantastycznej, automatycznej skrzyni biegów PDK (wymagającej dopłaty w wysokości dokładnie 12 639 złotych). Standardowo auto wyposażone jest w 6-stopniową ręczną przekładnię.
Porsche 718 Boxster – wygląd: nie dajcie się zwieść
W poprawie właściwości aerodynamicznych pomaga tylny spojler, który kierowca na własne życzenie może podnieść za pomocą jednego przycisku, ukrytego na konsoli centralnej. Mimo że 300 KM w przypadku Porsche może nie brzmieć zbyt imponująco, to rzeczywiste doświadczenia z Boxsterem pokazują, że jest to rebeliant, który potrafi czasem być trochę brutalny, potrafi pokazać pazur i potrafi sprawić, że poziom adrenaliny we krwi się podnosi.
Fot. Kamila Nawotnik
Poza bardzo responsywnym układem kierowniczym i jedną z najlepszych automatycznych skrzyń dostępnych na rynku, kolejną rzeczą, która dba o naszą przyczepność (lub jej brak) podczas jazdy są opony i felgi. 20-calowe obręcze na niskoprofilowych oponach Pirelli P Zero pomalowane zostały w kolorze nadwozia. Standardowo natomiast 718 Boxster stoi na 18-calowych obręczach w kolorze srebrnym.
Fot. Kamila Nawotnik
Zza felg widoczne są nawiercane tarcze o średnicy 33 cm z przodu oraz 29 cm z tyłu. Dodatkowo, czterotłoczkowe zaciski hamulcowe dbają o bardzo skuteczne hamowanie. Żeby było jeszcze ciekawiej, testowany egzemplarz wyposażony został w opcjonalny system Porsche Torque Vectoring z mechaniczną blokadą tylnego dyferencjału oraz aktywne zawieszenie z prześwitem zmniejszonym o 10 mm względem standardowej wersji. Ta lista sprawia, że podczas jazdy, nie raz przez głowę przeszła mi myśl, że to jest jedno z najlepiej prowadzących się aut, z jakimi miałam do czynienia. A zaznaczam, że wciąż mówimy o nadwoziu cabrio.
Porsche 718 Boxster – bagażnik: na długi weekend
Dwa bagażniki – przedni o pojemności 150 litrów i tylny oferujący 125 litrów, pozwalają na przewiezienie minimum dwóch walizek podręcznych, co spokojnie wystarczy na krótki wypad za miasto. Oba zostały zresztą na tyle dobrze wyprofilowane, że wykorzystanie całej przestrzeni nie będzie wyzwaniem. Równie dobrze jednak możecie zostawić wszystkie rzeczy w domu i po prostu wsiąść w ten samochód i jechać przed siebie tak długo, na ile starczy wam paliwa. Gwarantuję, że będą to jedne z najlepiej wykorzystanych godzin w waszym życiu.
Fot. Kamila Nawotnik
Porsche 718 Boxster – wnętrze
Wsiadając do 718 zaskoczyło mnie trochę to, jak staromodnie wygląda deska rozdzielcza. Miałam wrażenie, jakbym jechała samochodem, który premierę miał 15 lat temu. To jednak celowy zabieg i podobne rozwiązania znajdziecie w modelu 911, choć może w nieco ograniczonym stopniu. Tutaj, w przypadku Boxstera, po prostu widać, że Porsche pamięta, skąd się wzięło, skąd pochodzi i jest ze swoich tradycji bardzo dumne. Mi to pasuje!
Jak przystało na Porsche, 718 wykonany jest z bardzo wysoką dbałością o szczegóły. Dla mnie najciekawszą kwestią było to jak zgrabnie przeplata się w tym aucie nowoczesna technologia z rozwiązaniami niemal retro. Mam tu na myśli chociażby nowoczesny system multimedialny, który obsługiwany jest m.in. przez przyciski na panelu zaprojektowanym w stylu sprzed 20 lat. Podobnie jest zresztą z uruchomieniem samochodu. Kluczyk jest dość nowoczesny, z przyciskami służącymi do sterowania drzwiami i bagażnikiem, a jednak wymaga włożenia do stacyjki i przekręcenia w celu uruchomienia zapłonu. Dodam, że dźwięk, który temu towarzyszy, za każdym razem jest bardzo obiecujący. Chyba nie zdarzyło mi się wsiąść do tego samochodu i nie dostać po uruchomieniu silnika przyjemnych dreszczy na dźwięk rozbudzającego się układu.
Porsche 718 Boxster – wyposażenie: długa lista opcji
Standardowo 718 Boxster wyposażony jest w m.in. w sportowe fotele z elektryczną regulacją oparcia i ręczną regulacją wysokości oraz przesunięcia siedziska, biksenonowe reflektory ze zintegrowanymi światłami LED do jazdy dziennej oraz m.in. radio cyfrowe z 6 głośnikami o łącznej mocy 110 watów.
Fot. Kamila Nawotnik
Dopłaty w wysokości niecałych 4 000 złotych wymagał widoczny na zdjęciach, idealnie pasujący do tego modelu, lakier Aventurine Green Metallic. W ogóle decydując się na Porsche (co nie powinno nikogo zdziwić) trzeba się liczyć z faktem, że niemal każde wyposażenie opcjonalne będzie kwestią dopłaty nie kilkuset, a kilku tysięcy złotych.
Fot. Kamila Nawotnik
Jedną z rzeczy wchodzących w skład wyposażenia opcjonalnego są automatycznie przyciemniające się lusterka wewnętrzne i boczne wraz z czujnikiem deszczu, funkcja rozpoznawania ograniczeń prędkości, asystent zmiany pasa ruchu, asystent parkowania z kamerą cofania, tempomat, wielofunkcyjna kierownica z funkcją podgrzewania, podgrzewane i wentylowane fotele z pełną regulacją elektryczną w 14 kierunkach oraz pakiet wykończenia deski rozdzielczej skórą z herbem Porsche wytłoczonym na zagłówkach. Ponad 5000 zł kosztuje z kolei nagłośnienie BOSE, a dodatkowe 11 tys. zł. nawigacja wraz z systemem Porsche Connect, obejmującym Apple Car Play i Bluetooth.
Porsche 718 Boxster – cena
Decydując się na zakup modelu 718 Boxster, do wyboru macie wiele wariantów – w tym Boxster S, generujący 350 KM (od 359 tys. zł), albo chociażby topowy 718 Boxster GTS z silnikiem 4.0 o mocy 400 KM (od 427 tys. zł). Auto, które trafiło na nasz test, w podstawowej wersji wyceniony jest na 252 000 zł. Po dokładnym skonfigurowaniu testowanego egzemplarza, cena całkowita podbija do 400 tys. złotych. To wciąż sporo taniej niż bazowe 911!
Porsche 718 Boxster – zalety
– precyzyjne, lekkie prowadzenie samochodu przy wysokich prędkościach
– brzmienie centralnie umieszczonego silnika i układu wydechowego
Mimo iż obecna aura nie rozpieszcza nas jak dotąd dużą ilością śniegu, niektórzy potrafią wykorzystać każdy dzień zimowych warunków, choć nie zawsze mądrze. Warto zadbać, aby zabawy na śniegu były nie tylko radosne i niezapomniane, ale przede wszystkim bezpieczne. A do takich z całą pewnością nie należy organizowanie kuligów polegających na tym, że samochód ciągnie sanki z dziećmi.
Przepisy ustawy Prawo o ruchu drogowym nie pozostawiają wątpliwości, że na drogach publicznych zabronione jest ciągnięcie za pojazdem m.in. osoby na sankach, nartach, rolkach czy hulajnodze. Kierowca może zostać za to ukarany mandatem i punktami karnymi, a jeśli sprawa trafi do sądu, skutki łamania prawa mogą być jeszcze poważniejsze.
Konsekwencje prawne to jedno, ale gdy podczas kuligu za samochodem dojdzie do wypadku, skutki niebezpiecznych zabaw na drodze mogą być o wiele gorsze, bo ryzykujemy zdrowiem i życiem nie tylko uczestników, ale i osób postronnych. Kuligi za samochodem są zagrożeniem również wtedy, gdy odbywają się na drogach polnych i leśnych. Wystarczy chwila nieuwagi, zbyt duża prędkość czy niewidoczne pod śniegiem nierówności i taki kulig może skończyć się tragedią – mówi Adam Bernard, dyrektor Szkoły Bezpiecznej Jazdy Renault.
Niewiele trzeba, aby ciągnięte za samochodem sanki okazały się niebezpieczną pułapką. Kierowcy trudno jest obserwować wszystko co dzieje się z uczestnikami takiego kuligu. Często prędkość, z jaką jedzie, bywa zbyt duża, co jest szczególnie groźne przy konieczności nagłego hamowania, ponieważ osoby na sankach nie mają kontroli nad swoim urządzeniem i rozpędzone wbiją się w tył auta.
Dużym zagrożeniem są również zakręty, gdy sanki mogą po prostu wypaść z drogi i uderzyć w drzewo, co nawet przy niskiej prędkości może być tragiczne w skutkach. Do niebezpiecznej sytuacji może dojść także wtedy, gdy sanki trafią na przykład na kamień, wystający konar lub dziurę. Osoby ciągnięte na sankach za samochodem narażone są też na wdychanie spalin z rury wydechowej.
Na nagraniu widzimy typową polską ulicę zimową porą. Solarka przejechała jakiś czas temu, a samochody zdążyły zrobić już szerokie koleiny w szaro-brudnej brei w jaką zamienił się śnieg. Nadal jednak było ślisko i kierowcy powinni być bardzo ostrożni.
Kierowcy zaś tacy właśnie byli. Jechali z niedużą prędkością. Z niedużą prędkością jechał także kierowca Saaba, który uderzył w bok czerwonej Mazdy. Nie dlatego, że było ślisko. Raczej dlatego, że nie rozumiał najwyraźniej co to znaczy, że jest na drodze podporządkowanej. I chyba nie patrzył przed siebie, skoro nie widział, że kierujący Mazdą nie zatrzymał się, tylko wjeżdża na skrzyżowanie.
Hipoglikemia, czyli zbyt niski poziom cukru we krwi to stan, który u kierowców z cukrzycą oraz kandydatów do zdobycia prawa jazdy, wzbudza słuszny niepokój. Niedocukrzenie w trakcie jazdy samochodem to zagrożenie dla zdrowia i życia tak kierowcy, jak i innych uczestników ruchu drogowego. Do roku 2019 zaburzenia w odczuwaniu zbyt niskiego poziomu cukru we krwi oraz częste epizody ciężkich hipoglikemii były przeciwwskazaniem bezwzględnym do posiadania prawa jazdy.
Obecnie osoby z ograniczoną świadomością niedocukrzeń mają szansę na uzyskanie uprawnień kierowcy pod warunkiem, że na stałe korzystają z ciągłego monitoringu glikemii oraz odpowiednio reagują na sygnały alarmowe systemu. Tym samym nieświadomość hipoglikemii przestała być uwarunkowaniem dyskwalifikującym w wyścigu o prawo jazdy.
Cukrzyca i CGM a prawo jazdy
System do ciągłego monitorowania glikemii alarmuje pacjenta nie tylko o zbyt niskich oraz zbyt wysokich wartościach glukozy, ale także o ryzyku pojawienia się tych nieprawidłowości. Alarmy predykcyjne z wyprzedzeniem ostrzegają pacjenta, że zbliża się niedocukrzenie lub przecukrzenie. A ten może z wyprzedzeniem zareagować, by do tego nie dopuścić.
Hipoglikemia, hiperglikemia oraz znaczne wahania glikemii podczas jazdy to sytuacje, których osoby z cukrzycą muszą unikać. Hipoglikemia może powodować osłabienie koncentracji, dezorientację w terenie, zdenerwowanie, opóźnienie reakcji, a w skrajnych przypadkach prowadzić do utraty przytomności. Hiperglikemia najczęściej powoduje senność, spowalnia reakcje, może być przyczyną zaburzeń widzenia. Z kolei duże wahania cukrów zaburzają koncentrację, powodują zmęczenie i pogorszenia samopoczucie. Systemy do ciągłego monitorowania glikemii pozwalają tych niebezpiecznych stanów uniknąć, zwiększając bezpieczeństwo na drodze nie tylko osób chorujących na cukrzycę.
W Zaleceniach klinicznych PTD rola ciągłego monitoringu glikemii podnoszona jest wielokrotnie, nie tylko w odniesieniu do kwestii prawa jazdy. Pomiary glukometrem traktowane są obecnie opcjonalnie, kiedy nie ma możliwości korzystania z CGM. Zmienia się także podejście do tematu wyrównania glikemii. Na znaczeniu traci wartość hemoglobiny glikowanej a zyskują parametry oceny zachowania się glikemii na podstawie ciągłego zapisu w CGM, takie jak czas spędzony w zakresie docelowym, powyżej i poniżej zakresu docelowego.
O tym, co bierze pod uwagę lekarz podczas konsultacji diabetologicznej do badania kierowców, o nieświadomości hipoglikemii, będącej względnym przeciwwskazaniem do kierowania pojazdami oraz o znaczeniu systemów do ciągłego monitorowania glikemii dla kierowców z cukrzycą opowiada prof. dr hab. n. med. Przemysława Jarosz-Chobot, Kierowniczka Katedry Pediatrii i Kliniki Diabetologii Dziecięcej Wydziału Lekarskiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, członek zespołu opracowującego zalecenia kliniczne PTD.
Czy zdarzają się pacjenci, którym musi Pani wydać opinię negatywną odnośnie możliwości posiadania prawa jazdy?
Takie sytuacje nie są nagminne, ale oczywiście się zdarzają. Dotyczą około 20% pacjentów, którzy zgłaszają się do mnie po opinię, która ma pomóc lekarzowi uprawnionemu do badań kierowców w podjęciu decyzji, czy w przypadku danego kandydata nie ma przeciwskazań bezwzględnych lub względnych do starania się o prawo jazdy. W tym miejscu warto podkreślić, że opinia diabetologa, czy też lekarza prowadzącego cukrzyce, bo to wcale nie musi być specjalista diabetolog (chodzi o lekarza, który dobrze zna pacjenta), jest opinią o konsekwencjach prawnych. Nie jest to jedynie „formalność”. Jeśli mam się podpisać pod dokumentem, który stwierdza, że dana osoba nie będzie stanowiła zagrożenia na drodze, tak dla siebie, jak i dla innych, to muszę być do tego przekonana.
Dlatego zdarza się, że faktycznie odmawiam wydania pozytywnej opinii pacjentowi, którego słabo znam, albo takiemu, o którym wiem, że ma duże problemy z samodyscypliną i samokontrolą. W takiej sytuacji oczywiście staram się rozmawiać, obiektywnie przedstawić swoje stanowisko oraz wskazać, co należy zrobić, aby kolejna konsultacja była pozytywna.
Osoby z cukrzycą powinny mieć takie same możliwości uzyskania prawa jazdy, jak każdy inny obywatel. Ale to musi być bezpieczne i dla nich, i dla pozostałych uczestników ruchu drogowego. O tym musimy pamiętać.
Co bierze Pani pod uwagę podczas wydawania opinii?
Celem konsultacji diabetologicznej jest w tym przypadku ocena ryzyka utraty zdrowia, a nawet życia kierowcy z cukrzycą oraz innych użytkowników ruchu drogowego. To ryzyko jest istotnie wyższe, jeśli cukrzyca nie jest prawidłowo wyrównana, pacjent nie odczuwa hipoglikemii, nie ma ogólnej świadomości, czy cukier jest niski czy wysoki, nie potrafi należycie reagować na nieprawidłowości.
Podczas konsultacji bierze się zatem pod uwagę wiedzę pacjenta, jego umiejętności w zakresie samokontroli, świadomość hipoglikemii, a jeśli jest ona ograniczona, to czy potrafi sobie z tym poradzić.
W przypadku osób stosujących ciągły monitoring glikemii, ważny jest nie sam fakt posiadania systemu, ale umiejętność korzystania z jego wskazań. To, że ktoś słyszy alarm nie oznacza jeszcze, że na niego prawidłowo reaguje.
Lekarz patrzy też na regularność wizyt u specjalisty, jeśli są one sporadyczne, może to być argument za tym, by jego decyzja była negatywna.
Chcę podkreślić, że opinia, która wydajemy i pod którą się podpisujemy, nie dotyczy wyłącznie tego, co „tu i teraz”. Obowiązkiem lekarza jest spojrzenie na kandydata w dłuższej perspektywie. Zmobilizować się na chwilę potrafi każdy. Ale to za mało. Jak mam pacjenta, który po latach niewyrównanej glikemii nagle przychodzi z książkowymi wynikami, bo zależy mu na prawie jazdy, to mam obowiązek sprawdzić, czy jego poprawa jest trwała.
Czy nieświadomość hipoglikemii jest czynnikiem, który uniemożliwia uzyskanie uprawnień kierowcy?
Zalecenia opracowane przez Polskie Towarzystwo Diabetologiczne oraz Instytut Medycyny Pracy wskazują, że „bezwzględnym przeciwwskazaniem do kierowania pojazdami jest niewystarczająca świadomość hipoglikemii, oznaczająca w porze czuwania nieodczuwanie patologicznie niskich wartości glikemii lub brak reakcji na nie, pomimo alertu przekazywanego przez urządzenie zewnętrzne do ciągłego monitorowania glikemii (CGM), co w konsekwencji może prowadzić do ciężkiej hipoglikemii i zaburzeń świadomości”.
W zapisie tym warto zwrócić uwagę na określenie „w porze czuwania”. Epizod ciężkiej hipoglikemii w nocy nie jest przy tej kwalifikacji brany pod uwagę.
Druga ważna kwestia jest taka, że nawet jeśli pacjent bardzo kiepsko odczuwa niedocukrzenia, ale stosuje ciągły monitoring glikemii i prawidłowo reaguje na jego wskazania, to nie jest wykluczony z możliwości starania się o prawo jazdy.
Jakie są przyczyny nieświadomości hipoglikemii?
Definicja nieświadomości hipoglikemii, o której mowa z Zaleceniach Klinicznych PTD, jest szeroka.
Dotyczy wielu pacjentów, np. małych dzieci, poniżej 12 roku życia, u których cukrzyca z natury jest chwiejna, a tym samym odczuwanie hipoglikemii zaburzone. Odnosi się również do młodzieży czy osób dorosłych, u których występują znaczne wahania glikemii, oraz do tych pacjentów, którzy często doświadczają hipoglikemii i długo przebywają w zakresie poniżej normy. U tych pacjentów organizm niejako „przyzwyczaja się” do niższych wartości glukozy i nie zawsze wysyła „mocne” sygnały alarmowe, kiedy cukier jest niski.
Odczuwanie spadków cukru zależy także od tempa tego spadku, a nie tylko od poziomu glukozy. Jeśli cukier obniża się powoli, to może to być praktycznie nieodczuwalne, jeśli szybko to są tego objawy nawet przy prawidłowych wartościach cukru.
Kolejną kwestią powiązaną z hipoglikemią jest pula hormonów kontrregulacyjnych – czy działają one prawidłowo. A nawet jeśli działają i wysyłają impulsy do wydzielenia zapasów glikogenu, to jest kolejne pytanie, czy w wątrobie i mięśniach te zapasy są.
Hipoglikemia, jej odczuwanie, reakcja organizmu oraz reakcja samego pacjenta to jest zagadnienie wielowymiarowe. Każda osoba z cukrzycą leczona insuliną jest narażona na hipoglikemię, a nawet mogę powiedzieć, że nie ma osoby z cukrzycą insulinozależną, która mogłaby hipoglikemii zupełnie uniknąć. Nie oznacza to jeszcze, że zamyka to przed nami szansę na chociażby posiadanie prawa jazdy. Najważniejsze w tym wszystkim to umieć sobie z hipoglikemią radzić, przede wszystkim z pomocą nowych technologii.
Kierowca z cukrzycą – znaczenie systemów monitorowania glikemii dla kierowców
Pojawianie i upowszechnienie się CGM-ów otworzyło furtkę dla posiadania prawa jazdy dla szerokiej grupy pacjentów, u których odczuwanie niedocukrzeń było niewystarczające, by bez wsparcia technologii bezpiecznie siadać za kółkiem.
Pacjenci wyposażeni w CGM mogą uzyskać opinię lekarza uprawnionego do badań kierowców wskazującą na brak przeciwwskazań do posiadania prawa jazdy. Warunkiem takiej kwalifikacji są: stałe stosowanie ciągłego monitoringu, dostateczna wiedza z zakresu samokontroli, prawidłowe reakcje na alerty urządzenia oraz regularne wizyty w poradni diabetologicznej (co najmniej 3 w roku w regularnych odstępach czasu).
CGM nie jest warunkiem koniecznym, by uzyskać zgodę na prawo jazdy. Niemniej dla kierowców, jak i dla każdej osoby z cukrzycą na pewno jest to rozwiązanie bardzo pomocne i zwiększające poczucie bezpieczeństwa.
Diabetycy zatajają niekiedy fakt chorowania na cukrzycę i omijają konieczność uzyskania opinii specjalisty. Czy to oznacza, że w łatwy sposób można „przechytrzyć” system?
Pacjenci z cukrzycą muszą zdawać sobie sprawę, że jeśli zdarzy im się wypadek drogowy w wyniku którego tafią do szpitala, to lekarz, który się będzie nimi opiekował, a także lekarz na SOR, mają obowiązek powiadomić o tym wydział komunikacji. W szczególności, jeśli wypadek powodowany był jakimiś czynnikami wynikającymi z cukrzycy, najczęściej hipoglikemią lub hiperglikemią, bo przecież przy wysokich poziomach glukozy nasze reakcje też mogą byś spóźnione i nieprawidłowe. Jesteśmy coraz bardziej zinformatyzowani i do przekazania takiego komunikatu wystarczy dosłownie jedno kliknięcie w systemie. Kierowcą z cukrzycą jesteśmy nie tylko w momencie zdobywania uprawnień, ale przede wszystkim będąc aktywnym uczestnikiem ruchu drogowego. Dlatego każdemu pacjentowi powinno zależeć, by ryzyko spowodowania przez niego nieszczęśliwego zdarzenia było praktycznie na takim samym poziomie, jak u osoby zdrowej, która na drodze zachowuje się prawidłowo.
Przyczyną tych wzrostów jest wysoka cena ropy naftowej na światowych giełdach. Ceny tego surowca sięgnęły 90 USD za baryłkę, co jest poziomem najwyższym od 8 lat. Tylko w styczniu ceny paliw gotowych na giełdach międzynarodowych wzrosły o ponad 100 USD za tonę, co powinno przełożyć się na wzrost ceny detalicznej o prawie 40 gr/l.
Wysokie ceny ropy naftowej są skutkiem niestabilności na świecie. Istnieją obawy wśród inwestorów, że podaż surowca już wkrótce będzie mocno ograniczona. Dziś baryłka ropy kosztuje już ok. 90 USD, natomiast wg analityków może niedługo przekroczyć nawet 100 USD. Drugim ważnym czynnikiem wpływającym na detaliczne ceny paliw są kursy złotego w stosunku do dolara amerykańskiego i euro. W tej chwili cena złotego jest na dość stabilnym poziomie, jednak spadki cen polskiej waluty mogą również skutkować wzrostami ostatecznych cen paliw.
26 stycznia br. prezydent złożył podpis pod ustawą będącą elementem tarczy antyinflacyjnej 2.0. Oznacza to, że 1 lutego zostanie obniżony VAT na niektóre grupy produktów, w tym na paliwa silnikowe. Stawka zostanie obniżona z 23 do 8%. Detaliczne ceny paliw na stacjach powinny zatem gwałtownie spaść do poziomu ok. 5,30 zł/l. Biorąc pod jednak uwagę nieustanne wzrosty cen ropy naftowej, efekt niższych cen może okazać się krótkotrwały.
Komentarz Zbigniewa Łapińskiego, dyrektora ds. zaopatrzenia logistyki i klientów kluczowych, członka zarządu Anwim S.A.
La Squadra nie tylko gościła Ferrari 296 GTB w Katowicach, ale również zaprezentowała samochód szerszej publiczności podczas La Squadra Spotted: Warsaw. Jest to cykl wydarzeń w plenerze o charakterze otwartym, podczas których spotykamy się z pasjonatami motoryzacji i fotografii, aby wspólnie porozmawiać na temat otaczających nas samochodów, a także wykonać im zdjęcia w przygotowanej przestrzeni. Kolejne wydarzenie z tego cyklu odbędą się już wkrótce w kolejnych polskich miastach.
Dla samochodu wybrano nazwę, która łączy jego całkowitą pojemność skokową (2992 cm3) i liczbę cylindrów, z dodatkiem akronimu GTB (Gran Turismo Berlinetta) zgodnie z tradycją Ferrari, aby podkreślić zmieniającą epokę znaczenia tego nowego silnika dla Maranello.
Podobnie jak w przypadku SF90 Stradale, dla klientów, którzy chcą maksymalnie wykorzystać ekstremalną moc i osiągi samochodu, szczególnie na torze, 296 GTB jest również dostępny z pakietem Assetto Fiorano, który obejmuje lekkie funkcje i modyfikacje aerodynamiczne. To właśnie egzemplarz z tym pakietem mogliśmy podziwiać w Katowicach. Samochód w kolorze Grigio Ferro skradł serca wszystkich osób obecnych na premierze.
Pierwszym Ferrari z silnikiem V6 montowanym z tyłu był model 246 SP w 1961 roku, który wygrał Targa Florio zarówno w tym samym roku, jak i w 1962. Również w 1961 roku Ferrari zdobyło swój pierwszy tytuł konstruktorów w Mistrzostwach Świata Formuły 1 dzięki modelowi 156 F1, napędzanej silnikiem V6 120°.
Ferrari po raz pierwszy zainstalowało turbosprężarki między rzędami cylindrów silnika w 126 CK w 1981 roku, a następnie w 126 C2 w 1982 roku, który stał się pierwszym samochodem z turbodoładowaniem, który zdobył tytuł Mistrza Świata Konstruktorów Formuły 1. Rok później ten sam tytuł zdobył model 126 C3. Wreszcie, od 2014 roku we wszystkich samochodach Formuły 1 zastosowano turbohybrydową architekturę V6.
Zdarzenie miało miejsce w Nottngham, gdzie w pobliżu jednego z marketów policjanci zatrzymali starszego mężczyznę jadącego niebieskim Mini. Policja nie podała, co było powodem zatrzymania, ale wobec dalszego rozwoju sytuacji, nie miało to większego znaczenia.
Otóż okazało się, że kierowca nie ma ani prawa jazdy ani ubezpieczenia. Co więcej, przyznał się otwarcie, że nigdy uprawnień nie posiadał. Zaś pierwszy raz za kierownicą usiadł gdy miał 12 lat, co było w roku… 1950! Mężczyzna od 72 lat jeździł samochodami i uchodziło mu to bezkarnie!
Policjanci skomentowali to mówiąc, że na szczęście przez te wszystkie lata, nie miał żadnego wypadku, ani nawet kolizji. My zaś możemy dodać, że to dość oczywiste – gdyby brał udział w jakimkolwiek zdarzeniu drogowym, choćby jako poszkodowany, na jaw wyszłoby, że nigdy nie miał prawa jazdy. Ani nigdy nie ubezpieczył żadnego swojego samochodu.
Cała sytuacja, jak większość tego typu utarczek drogowych, zaczęła się bardzo prosto. Kierowca Kii cee’d jechał zwężającym się pasem i chciał zdążyć wjechać przed autora nagrania. Zdążyłby się wcisnąć, ale chyba bał się, że będzie to ryzykowne. W ostatniej chwili musiał więc ostro zahamować i wjechać na powierzchnię wyłączoną z ruchu.
Autor nagrania wszystko doskonale widział i mógł zdobyć się na odrobinę uprzejmości, choćby zdejmując na moment nogę z gazu. Przepisy tego jednak od niego nie wymagają, a on chyba jest jednym z tych kierowców, którzy są uprzejmi tylko wtedy, kiedy muszą.
Rozzłościło to kierowcę Kii, który po chwili wyprzedził autora nagrania, zaczął mu zajeżdżać drogę, a nawet zmusił do zatrzymania. Na szczęście tylko na takich drogowych przepychankach się skończyło.
„Powołanie” samochodu do wojska – kiedy się odbywa?
Tak jak wspomnieliśmy we wstępie, armia może zarekwirować nasz pojazd w przypadku zagrożenia naszego państwa konfliktem zbrojnym. Wiele osób uznało więc, że dowódcy Wojska Polskiego, w obawie przed narastającym ryzykiem wybuchu wojny na Ukrainie, wydali rozkaz „powołania” do armii prywatnych samochodów.
Tymczasem warto wiedzieć, że takie akcje prowadzone są co roku i nie mają nic wspólnego z sytuacją geopolityczną. „Mobilizacja” ma charakter taki sam, jak ćwiczenia i manewry prowadzone przez wojsko – mają weryfikować gotowość bojową. Od pewnego czasu zgłosić się po nasze auto mogą także Wojska Obrony Terytorialnej, ale tu „nowością” jest sam fakt ich istnienia, a nie nadanie im dodatkowych kompetencji.
Rekwirowanie auta przez wojsko – podstawa prawna
Samochody są „powoływane” do armii w liczbie zgodnej z publikowanym każdego roku rozporządzeniem. Natomiast samo rekwirowanie pojazdów przez wojsko, umożliwia Kodeks postępowania administracyjnego oraz Ustawa o powszechnym obowiązku obrony RP z 1967 roku. Tam w artykule 208 czytamy:
Na urzędy i instytucje państwowe oraz przedsiębiorców i inne jednostki organizacyjne, a także osoby fizyczne może być nałożony obowiązek świadczeń rzeczowych, polegających na oddaniu do używania posiadanych nieruchomości i rzeczy ruchomych na cele przygotowania obrony państwa.
Wojsko może rekwirować nie tylko samochody
Osoby które słyszały o możliwości przejęcia prywatnych aut przez wojsko, zwykle powtarzają, że chodzi o samochody terenowe oraz SUV-y. Często pojawiają się wtedy pokpiwania po co armii rodzinny crossover, często z napędem na przednią oś. Nie zapominajmy jednak, że potrzeby wojska nie ograniczają się tylko do pojazdów sprawdzających się w terenie. Armia może upomnieć się także o:
Jeśli nasz samochód jest na liście „poborowej”, to armia może nawet trzy razy do roku domagać się od nas spełnienia obowiązku wobec ojczyzny. Czas na jaki musimy oddać nasz pojazd, zależy od prowadzonych aktualnie działań. Może to być:
sprawdzenie gotowości mobilizacyjnej Sił Zbrojnych – do 48 godzin
ćwiczenia wojskowe lub ćwiczenia w jednostkach przewidzianych do militaryzacji – do 7 dni
ćwiczenia w obronie cywilnej lub ćwiczenia praktyczne w zakresie powszechnej samoobrony – do 24 godzin
Jak armia rekompensuje zarekwirowanie samochodu?
Pewnym pocieszeniem dla wszystkich dotkniętych „poborem” pojazdów, jest fakt, że armia rekompensuje to w pewnym stopniu właścicielowi. W przypadku auta osobowego otrzymamy 156 zł i 80 gr za każdą dobę oraz 52 grosze za każdy przejechany kilometr.
Samochód który wszyscy doskonale znamy jako Łada Niva, jest produkowany nieprzerwanie od 1977 roku. Przez wiele lat oferowany był jako Łada 4×4, ponieważ nazwa Niva stała się własnością Chevroleta. Dlatego też od 2003 roku można było niewielkiego SUV-a, znanego jako Chevrolet Niva.
Ostatnio zaczęło się to jednak zmieniać. Łada przejęła produkcję od amerykańskiej firmy i zaczęła robić porządki. Niva ponownie oznacza postradziecką, kanciastą terenówkę, za to jej kuzynka została podana modernizacji i nazywa się Niva Travel.
Ostatnio hitem Internetu stało się nagranie, na którym znana rosyjska influencerka Nastya Tuman naprawia fabryczną usterkę we wlewie paliwa w Ładzie Niva. Dziewczyna była zmuszona naprawić, ją sama bo producent ani serwis nie umieli jej znaleźć!
Influencerka kupiła Ładę Niva jako prezent dla swojego taty, ale gdy pojechała zatankować auto na stację paliw, okazało się, że podczas tankowania benzyna wylewa się z baku. Producent ani serwis nie widzieli w tym żadnego problemu. Nastya Tuman była więc zmuszona wziąć sprawy w swoje ręce. Zobaczcie, jak jej poszło!
W maju 2021 roku Stephan Winkelmann, CEO Automobili Lamborghini, przedstawił nową strategię rozwoju marki – Direzione Cor Tauri. Ambitny plan zakłada między innymi pełną elektryfikację gamy modelowej Lamborghini do 2024 roku. Lamborghini jeszcze przed 2030 rokiem chce zaprezentować pierwszy, w pełni elektryczny model.
Stephan Winkelmann, w wywiadzie dla magazynu „Autocar” zdradził na temat modelu na prąd więcej szczegółów. Zgodnie z zapowiedzią szefa, elektryk Lamborghini będzie modelem 2+2 lub czteromiejscowym crossoverem ze zwiększonym prześwitem.
Jeśli chodzi o pierwszy w pełni elektryczny samochód, jasne jest, że nasze podejście jest jasne i ostrożne. Jasne, ponieważ mówimy: Tak, elektryfikacja jest częścią naszej przyszłości. I ostrożne, bo mówimy: To zupełnie nowy samochód – czwarty model. To segment, w którym nie byliśmy od dziesięcioleci - samochody 2+2 lub czteromiejscowe.
Stephan Winkelmann wyznał, że nowa propozycja może być jeszcze bardziej uniwersalna niż Urus. Przyznał przy tym, że wciąż jednak jest zbyt wcześnie, by mówić o szczegółach, a sam projekt wystartuje oficjalnie w późniejszym okresie 2022 roku.
Otóż na przykład z drogi podporządkowanej może wyjechać ci bezmyślny kierowca, kierując się prosto na ciebie. Taką właśnie przygodę miał kierowca Audi na poniższym nagraniu. Na swoje szczęście błyskawicznie zareagował – zahamował, a następnie zjechał na pobocze i zdołał potem zatrzymać auto na asfalcie. A nie na przykład w rowie.
Jak doszło do tej sytuacji? To proste. Kierowca niebieskiego Volkswagena odczekał tylko aż przejadą pojazdy na lewym pasie. Zaś tir z naczepą zasłonił mu zbliżające się Audi. Brak pewności czy drugim pasem nic nie jedzie, nie przeszkodził mu w ruszeniu, jakby droga była pusta.
Co sprawiło, że motocykle zaczęły Cię interesować?
Jak byłam dzieckiem, to chętnie chodziłam z tatą na żużel. W późniejszym wieku, zawsze z ogromnym zaciekawieniem, obserwowałam tajemniczych motocyklistów w czarnych kombinezonach z zakrytymi twarzami i wsłuchiwałam się w dźwięk maszyn – w sumie to chętnie robię to do tej pory (śmiech). Budziło to we mnie pewnego rodzaju fascynację. Jednak nie znałam nikogo, z bliskiego mi otoczenia, kto jeździłby na motocyklu, więc była to dla mnie pewnego rodzaju rzecz tajemnicza i nieosiągalna. Być może dlatego też tak intrygująca.
Chyba jednak nie tak nieosiągalna, skoro dołączyłaś do tego grona?
Zostanie motocyklistką to była totalnie spontaniczna decyzja. Znalazłam się w takim momencie życia, że bardzo potrzebowałam coś zmienić, zrobić tak coś, tylko dla siebie. Padło na motocykle (śmiech). Postanowiłam, że zanim zapiszę się na prawo jazdy kategorii A, to sprawdzę, czy to w ogóle dla mnie. Dlatego swoją przygodę rozpoczęłam od zakupu motocykla o pojemności 125 ccm – był to Junak 127, który kosztował tyle samo, co dobry kurs na prawo jazdy. Kupiłam też używaną kurtkę, rękawiczki i kask LS2 za jakieś 200 zł. I się zaczęło…
Tak kompletnie sama uczyłaś się jazdy?
Tak i z perspektywy czasu uważam, że nie była to dobra decyzja, ponieważ jeżdżąc całkowicie sama i bez jakichkolwiek podstaw – nabrałam wiele złych nawyków, które towarzyszą mi do dziś. Nie wspominając o masie niebezpiecznych sytuacji na drodze, kiedy nie do końca umiałam płynnie ruszać, zmieniać biegi. Guzik do włączenia kierunkowskazu się gdzieś oczywiście „ukrył”, akurat na dużym rondzie w centrum miasta i jeszcze do tego trzeba przecież skręcać, co też nie jest łatwe… To była walka o przetrwanie! (śmiech)
Co się zmieniło w Twoim życiu, gdy zostałaś motocyklistką?
Wbrew pozorom, zmieniło się bardzo wiele. Poznałam sporo nowych ludzi, którzy są obecnie bliską częścią mojego życia. Zaczęłam zupełnie inaczej spędzać wolny czas. Stałam się bardziej pewna siebie i odkryłam tak naprawdę, poniekąd brakujący element mojego dotychczasowego życia.
Jakimi motocyklami miałaś okazję jeździć i za co je lubisz?
Jak wspomniałam, pierwszy był Junak 127. Motocykl wielkości roweru, choć wtedy był dla mnie „wielkim potworem” (teraz porównałabym go bardziej do skutera niż motocykla). Fajna zabawka, żeby pojeździć tydzień, nauczyć się totalnych podstaw, typu zmienia biegów, ruszanie. Nic więcej…
Po uzyskaniu uprawnień kupiłam mój pierwszy, duży motocykl – był to Suzuki Gladius 650. Ależ byłam z siebie dumna! Jeździło mi się na nim bardzo dobrze. Model ten wykorzystywany był kiedyś (może nadal) w szkołach nauki jazdy. Dwucylindrowa V-ka całkiem przyjemnie wkręcała się na obroty, dając przy tym masę radości i dość interesujące wrażenia akustyczne. Motocykl był prosty w prowadzeniu i przyjazny. Niestety dość szybko mi się znudził. Przeszkadzał mi też brak jakiejkolwiek szybki z przodu.
Następny był Kawasaki ER6f, którym jeżdżę do dziś. Spełnia on przede wszystkim moje preferencje wizualne – bardzo podoba mi się jego wygląd i ten lekko sportowy charakter. Jest wygodny na dłuższe trasy, dzięki wysokiej szybie i dość wyprostowanej pozycji jazdy, nienarowisty i przyjemny. Wada to waga, bo zatankowany waży 213 kg, więc sama nie jestem go w stanie podnieść.
Motocykle lubię za to, że potrafią być tak piękne, też za ich dźwięk, ale przede wszystkim za uczucie wolności, którego potrafią dostarczyć. Miałam okazję jeździć na Suzuki GSX- R 600, Yamahą MT-09 i Yamahą R3. Niestety mam dość ograniczone możliwości wyboru motocykla, ze względu na moje 160 cm wzrostu. Zwyczajnie nie dosięgam do podłoża przy wielu modelach, które mi się podobają.
Trenujesz też na pitbike? Co Ci to daje?
Mój PitBike MRF 140 okazał się fajną alternatywą, ponieważ mogę nim jeździć po hali gokartowej w sezonie zimowym. Tam też miałam swój pierwszy raz, na tego typu maszynie. Bardzo szybko okazało się, że jest to dla mnie świetna forma zabawy i nauki. Dzięki temu, że PitBike jest mały i lekki, to można pozwolić sobie na więcej. Strach przed upadkiem jest zupełnie inny niż na zwykłym motocyklu, a i ewentualne szkody, zarówno dla motocykla, jak i jeźdźca – są nieporównywalnie mniejsze. Także można szaleć do woli, ćwiczyć, pokonywać swoje lęki i nabywać nowych umiejętności.
Gratuluję wyjścia za mąż! Wiele par motocyklowych pragnie w tym wyjątkowym dniu mieć jakiś wątek motocyklowy – u Was też tak było?
Dziękuję bardzo. Nasz ślub odbył się w zimowej, świątecznej scenerii, dlatego poza topperem na tort, nie było na nim innych motocyklowych akcentów, obstawy itp.. Czułam się trochę poszkodowana, ponieważ topper miał być z motocyklistą i motocyklistką na oddzielnych motocyklach, ale niestety nie dotarł do nas na czas, więc musiałam pozostać pod postacią księżniczki (śmiech). Ale na osłodę – wiosną planujemy ślubną sesję zdjęciową, razem z naszymi motocyklami.
Pasja motocyklowa jest ważna także dla Twojego związku? Na zdjęciach widziałam bliźniacze motocykle?
Nie, nie mamy bliźniaczych motocykli (śmiech). Mój mąż ma dwa motocykle, ale zupełnie inne od mojego. Ten bliźniaczy motocykl ma natomiast moja dobra znajoma.
Współdzielenie motocyklowej pasji jest dla mnie bardzo ważne. Sądzę, że to poniekąd próżne, ale tak bardzo lubię motocykle i wszystko co się z nimi łączy, że nie wyobrażam sobie, żeby osoba, z którą dzielę życie, nie wspiera mnie w tej pasji. To świetna alternatywa na wspólne spędzanie czasu.
To jak lubisz najbardziej spędzasz czas na motocyklu?
Bardzo lubię weekendowe wycieczki motocyklowe, a najbardziej, gdy jest słonecznie i ciepło. Przez drogi pełne lasów i ładnych widoków. To moja ulubiona forma ciekawego spędzenia czasu, szansa na poznanie nowych miejsc, ludzi, oderwania myśli od codziennych spraw i kłopotów. Uwielbiam też wypady na tor lub plac do ćwiczeń, żeby podszkolić swoje umiejętności pokonywania zakrętów, spotkać się z ludźmi, obejrzeć maszyny, poobserwować jazdy innych.
A nie ciągnie Cię gdzieś dalej? Na dwóch kołach w świat?
Latem zeszłego roku planowaliśmy zwiedzić Andaluzję na dwóch kołach, jednak po omówieniu naszych potrzeb i miejsc, które chcemy zwiedzić – szybko się okazało, że to nie do końca dobry pomysł (oboje jeździmy w skórzanych kombinezonach, nie mamy motocykli z kuframi itd.). A do tego wszystkiego dowiedzieliśmy się, że spełniło się nasze marzenie i zostaniemy rodzicami. Stąd też wygoda i komfort podróżowania musiały wziąć górę.
Kilka lat temu udało mi się odbyć ponad tygodniową wycieczkę motocyklową po Mazurach. Bardzo miło ją wspominam, aczkolwiek czasem bywało niewygodnie, no i oczywiście nie mogłam zabrać ze sobą nawet połowy tego, co chciałam (śmiech).
Póki co, pozostaniemy przy jednodniowych wypadach gdzieś bliżej, bez bagaży. Ale kto wie… może za parę lat zmienimy zdanie. Zamienimy kombinezony na tekstylne, motocykle na typowo turystyczne i będziemy zwiedzać na dwóch kołach świat.
Czym BMW X2 GoldPlay Edition różni się od standardowej wersji X2?
Samochód wyjeżdża z fabryki z zawieszeniem obniżonym o 10 mm i wyposażony w pakiety M i Shadowline. Pakiet Shadowline w wersji Edition GoldPlay obejmuje obramowania szyb i listew szybowych, maskownic na słupkach B i C oraz końcówki rur wydechowych i pierścień plakietki BMW na tylnej klapie. Wszystkie te elementy wykończone są w błyszczącym czarnym kolorze.
Złote jest obramowanie atrapy chłodnicy (co w połączeniu z czarnym kolorem grilla wygląda bardzo dobrze). Złote są również lusterka i akcenty na felgach. Nowością w BMW X2 jest lakier San Remo, który można połączyć ze złotą folią na bokach samochodu.
BMW X2 GoldPlay Edition, fot. materiały prasowe / BMW
We wnętrzu samochodu również znajdziemy złote akcenty. Należą do nich nowe matowe listwy progowe opatrzone złotym napisem „Edition”. Matowe są również listwy dekoracyjne, które przy miejscu dla pasażera mają wzór odpowiadający wzorowi znajdującemu się na boku auta.
BMW X2 GoldPlay Edition, fot. materaiły prasowe / BMW
Edycja GoldPlay dostępna jest dla każdej wersji silnikowej.
Dla Owsiaka Ford Sierra Kombi jest autem wyjątkowym. To właśnie pieniądze ze sprzedaży auta pomogły w rozwoju WOŚP i sprowadzeniu Przystanku Woodstock do Polski.
Opłaciłem bilety samolotowe do Stanów dla siebie i całej ekipy. Relacjonowaliśmy festiwal w 1994 roku, a gdy wróciliśmy do Polski, zorganizowaliśmy nasz Przystanek Woodstock. Niechcący zrobiliśmy jeden z najgłośniejszych festiwali na świecie. I to właśnie za pieniądze, które dostałem za Sierrę – wspomina Owsiak.
Ford Sierra Kombi to auto, które od początku robiło na Owsiaku ogromne wrażenie, choć – nie ukrywa – sprawiało problemy.
Już podczas pierwszej wizyty w warsztacie (samochód znosiło na lewą stronę) dowiedział się, że – mimo że miała dopiero rok – Sierra ma za sobą poważną kolizję. Po naprawie auto służyło Owsiakowi 3 lata. W końcu przyszedł moment, w którym musiał je sprzedać.
Żal mi było się z nim rozstawać, bo fantastycznie się nim jeździło i był prawie jak nowy – wspomina Owsiak.
Cel: znajdź i kup teraz
Pomysł, by wesprzeć 30. finał WOŚP w nietypowy i oryginalny sposób zrodził się w głowach prezesów Poleasingowe.pl – Artura Kopani i Przemysława Wałasza. Szefowie firmy spod Wrocławia, która na co dzień zajmuje się organizowaniem internetowych aukcji samochodów poleasingowych i poflotowych, podjęli się niemożliwego: odnaleźć samochód, którym Jerzy Owsiak jeździł 30 lat temu podczas pierwszego finału.
Skontaktowali się z Jurkiem – wiedzieli więc, że muszą odszukać białego Forda Sierrę Kombi z 1991 roku. Jednak bez numeru VIN (Jurek go nie znał), ten konkretny egzemplarz był nie do znalezienia.
Ekipa Poleasingowe.pl nie zniechęciła się. Po trzech miesiącach poszukiwań, pod Myszkowem na Śląsku odnalazła taki sam model i rocznik. Auto jeździło, ale było w kiepskim stanie.
Poprzednia właścicielka Sierry woziła nią kwiaty z Holandii. Od razu wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwa renowacja – opowiada Artur Kopania.
Renowacja przez 9 miesięcy
Nad Sierrą pracował cały skład Poleasingowe Team: mechanicy, blacharze, lakiernicy.
To było wyzwanie! Razem z chłopakami spędziliśmy przy niej setki godzin, ale widząc efekt: było warto – podkreśla Maciej Warkocz, kierownik warsztatu.
Praca była bardzo trudna, bo wiele części i elementów było niedostępnych. Żeby wiernie odtworzyć model, trzeba było kupić dwie Sierry, a niektóre elementy konstrukcyjne profilować z blachy.
Z jedną nie dalibyśmy rady. Naszą Sierrę zżerała rdza, była w opłakanym stanie. Praktycznie każdą część zdemontowaliśmy, żeby naprawić lub wymienić i zamontować z powrotem – opowiada Warkocz.
Odrestaurowana #SiemaSierra odmalowana jest na biało, jak oryginalna. Karoserię zdobią emblematy festiwalu Pol’and’Rock Festival i Orkiestry, według projektu sztabu głównego WOŚP.
Auto ma zamontowane też nowe felgi pochodzące z najmocniejszej wersji Forda Sierra – Cosworth. Wnętrze zdobią welurowe dywaniki, z haftami z motywem WOŚP.
Adam Klimek daje rok gwarancji
Projektem #SiemaSierra zainteresował się Adam Klimek, znany z programów telewizyjnych „Samochód marzeń – kup i zrób” czy „Klimek kontra Duda”. Najpopularniejszy mechanik w Polsce widział Sierrę już w początkowej fazie prac.
Byłem u chłopaków w warsztacie pod Wrocławiem kilka miesięcy temu i widziałem ten samochód w stanie rozkładu. Było co robić! – mówi Klimek.
Jednak, gdy tylko usłyszał o tym, co załoga Poleasingowe.pl szykuje na 30. Finał WOŚP, dołączył do inicjatywy. Zrobił odbiór techniczny Sierry, co potwierdza wystawiony przez niego certyfikat. Dodatkowo dał roczną gwarancję dla osoby, która wygra licytację #SiemaSierra. Co to oznacza?
Ten samochód ma cieszyć. Chcemy, by nowy nabywca nie martwił się, że nie może skompletować części. Dajemy na auto 12 miesięcy gwarancji door-to-door. Jeśli coś się stanie, właściciel do nas dzwoni, a my wysyłamy lawetę, zabieramy auto i po naprawie odstawiamy sprawną Sierrę – komentuje Klimek.
Jaka będzie cena na aukcji?
Aukcja ruszyła w czwartek przed południem. W ciągu 3 godzin osiągnęła kwotę 15 tys. zł. Podobnego zdania jest Adam Klimek, który swoim fachowym okiem ocenił odrestaurowaną już Sierrę.
Jurek Owsiak dodaje, że Ford Sierra przynosił mu radość przez kilka lat i mam z nim wiele dobrych wspomnień.
Ten odnowiony wóz jest przepiękny. Ktoś, kto go wylicytuje na 30. finale WOŚP, na pewno będzie miał wspaniałe wspomnienia – cieszy się Jerzy Owsiak.
Gdzie można obejrzeć #SiemaSierra
Czwartkowa premiera dla mediów w siedzibie Poleasingowe.pl była pierwszą odsłoną akcji #SIemaSierra. Od piątku do niedzieli (14-16 stycznia) legendarnego Forda Sierrę można oglądać w centrum handlowym Magnolia Park we Wrocławiu.
Następna okazja zobaczenia tego wyjątkowego samochodu będzie 30 stycznia na antenie TVN, podczas 30. Finału WOŚP. Dwa dni wcześniej (28.01) będzie prezentowana na konferencji prasowej sztabu głównego WOŚP.
Los Angeles Memorial Coliseum to wielofunkcyjny obiekt sportowy znajdujący się w samym sercu “Miasta Aniołów”. Otwarto go w 1923 roku i to właśnie w tym miejscu odbywały się Igrzyska Olimpijskie w 1934 i 1984 roku oraz odbędą się w 2028. Na LA Coliseum dwukrotnie rozgrywano także Super Bowl, czyli finałowy mecz o mistrzostwo ligi NFL. W przeszłości na stadionie odbywały się również koncerty największych gwiazd muzyki, włączając w to Bruce’a Springsteena, The Rolling Stones, Elvisa Presleya czy Grateful Dead. Teraz zagoszczą tam wyścigi NASCAR.
Od początku roku na LA Coliseum trwały wytężone prace, mające na celu przeobrażenie stadionu w pełnoprawny tor wyścigowy. Wokół boiska futbolowego powstał asfaltowy short track o długości ¼ mili, na którym już 6 lutego będą ścigali się najlepsi kierowcy NASCAR Cup Series. W poprzednich latach wyścig Busch Light Clash odbywał się na torze Daytona International Speedway i był częścią corocznych Speedweeks. Przeniesienie go na zupełnie nowy grunt ma pomóc organizacji NASCAR w dotarciu do nowych odbiorców i uatrakcyjnić debiut samochodów nowej generacji.
Organizacja wyścigu na stadionie futbolowym jest także ukłonem w stronę short-trackowej przeszłości NASCAR Cup Series. Przed wieloma laty wyścigi serii pucharowej odbywały się bowiem na stadionach takich jak Soldier Field w Chicago czy Bowman-Gray Stadium w Winston-Salem. Na tym ostatnim pod koniec ubiegłego roku władze NASCAR przeprowadziły nawet testy samochodów nowej generacji, mające pomóc w przygotowaniu wyścigu na Los Angeles Memorial Coliseum.
W wyścigu Busch Light Clash weźmie udział 36 zespołów, posiadających chartery i cztery zespoły dodatkowe. W wyścigu głównym będzie mogło wziąć udział 23 kierowców, dlatego zostanie on poprzedzony kilkoma wyścigami kwalifikacyjnymi. Jedynym kierowcą, który może być pewny udziału w wyścigu głównym, jest ubiegłoroczny mistrz NASCAR Cup Series – Kyle Larson.
Wyścig Busch Light Clash na żywo na antenie Motowizji punktualnie o północy, w nocy z 6 na 7 lutego. Zawody jak zawsze będą komentować Michał Budziak i Szymon Tworz
W kolejnych tygodniach kierowcy NASCAR Cup Series udadzą się z powrotem na wschodnie wybrzeże, gdzie już 20 lutego odbędzie się pierwszy punktowany wyścig sezonu 2022 – Daytona 500. Transmisja Daytony 500 na żywo na antenie Motowizji, w niedzielę 20 lutego od godziny 20:00.
Nowelizacja ustawy o transporcie drogowym i czasie pracy kierowców oraz niektórych innych ustaw, została podpisana przez Prezydenta Andrzeja Dudę, 27 stycznia. Teraz, pozostaje czekać na oficjalną publikację dokumentu w Dzienniku Ustaw, która musi się odbyć przed 2 lutego, ponieważ to właśnie wtedy zaczynają obowiązywać pierwsze zmiany dotyczące wynagrodzeń kierowców (braku delegacji dla kierowców międzynarodowych).
Data 2 lutego nie jest przypadkowa, ponieważ w tym terminie wchodzą również przepisy europejskie pakietu mobilności, które określają konieczność zgłaszania kierowców w innych krajach i zmieniają zasady naliczania wyrównania do zagranicznych płac.
Przede wszystkim kwestie możliwości skorzystania z niższych podstaw oskładkowania i opodatkowania dla kierowców międzynarodowych, nazywanych ulgami. W raz z podpisaną ustawą konieczne staje się tworzenie szczegółowej ewidencji czasu pracy dla kierowców, z wyszczególnionymi składnikami na podstawie danych z karty kierowców i tachografów. Ewidencja czasu pracy obejmuje wedle ustawy: liczbę przepracowanych godzin oraz godzinę rozpoczęcia i zakończenia pracy, liczbę godzin przepracowanych w porze nocnej, liczbę godzin nadliczbowych, dni wolne od pracy z oznaczeniem tytułu ich udzielenia, liczbę godzin dyżuru oraz godzinę rozpoczęcia i zakończenia dyżuru, ze wskazaniem, czy jest to dyżur pełniony w domu, rodzaj i wymiar zwolnień od pracy, rodzaj i wymiar innych usprawiedliwionych nieobecności w pracy.
Ostateczna wersja Ustawy nie wpływa na możliwość zaliczenia wynagrodzenia za dyżur do płacy minimalnej. Pozostawia także wyjątek zwalniający z obowiązku prowadzenia ewidencji czasu pracy dla kierowców, którzy otrzymują ryczałt za nadgodziny i godziny nocne lub tych, pracujących w systemie zadaniowym.
Ponadto w taryfikatorze dodano kary za naruszenia związane z pakietem mobilności. Odpoczynek powyżej 45 godzin odebrany w kabinie pojazdu będzie kosztował kierowcę, firmę i zarządzającego transportem po 50 zł. Brak dokumentacji dotyczącej organizacji powrotu kierowcy maksymalnie co 4 tygodnie wiąże się z karą w wysokości 150 zł dla przewoźnika i 50 zł dla zarządzającego transportem. Z kolei brak wpisu kraju przekroczeni granicy po 2 lutego skutkuje otrzymaniem 100 zł mandatu dla kierowcy. Inne kary dotyczą naruszeń w obszarze powrotów pojazdów co maksymalnie 8 tygodni. Po 21 lutego firma transportowa może zapłacić nawet 2000 zł za nieprzestrzeganie tego przepisu. Z kolei brak dokumentacji wymaganej przez ITD, jak listy przewozowe czy dokumentacje dotyczące delegowania skutkują karą dla firmy w wysokości nawet 3000 zł.
To duży impuls dla samej brytyjskiej gospodarki, ale także poważny krok marki w kierunku całkowitej elektryfikacji. Produkcja ruszy w zakładzie, gdzie zatrudnionych jest 4000 pracowników, powstają tam też wszystkie modele.
Pierwszy pojazd BEV ma zjechać z linii produkcyjnej w 2025 roku i będzie stanowił o otwarciu nowego rozdziału w długiej historii firmy Bentley. Jest to także ważny krok w realizacji strategii Beyond100 – planu rozpoczętego w 2020 roku, który ma zapewnić do 2030 roku produkcję aut wyłącznie z napędem elektrycznym oraz całkowitą neutralność pod względem emisji dwutlenku węgla.
Dzięki naszej nowej koncepcji „Bentley Dream Factory” zbliżamy się do realizacji „go to zero” nie tylko w kontekście emisji dwutlenku węgla, ale również w kwestii odpadów, zużycia wody i innych czynników wpływających na środowisko. Przekształcimy to, co najlepsze w Crewe, w przyszły wzorzec produkcji samochodów luksusowych – mówi Peter Bosch, członek zarządu ds. produkcji w Bentley Motors.
Elektryczny następca Nissana Micra został zapowiedziany jako część nowego planu działań „Alians 2030”, został zaprojektowany przez Nissana, a prace konstruktorskie z wykorzystaniem nowej platformy Aliansu CMF B-EV oraz produkcja zostały powierzone Renault. Platforma pozwoli zachować odrębną stylistykę modeli różnych marek, co widać po wstępnej prezentacji designu nowego samochodu.
Nowy bezemisyjny pojazd będzie kolejnym modelem Nissana produkowanym przez Renault we Francji, obok Nissana Townstar – lekkiego samochodu dostawczego, który w odmianie elektrycznej będzie następcą modelu e-NV200.
Więcej szczegółów oraz dane techniczne pozostają na razie tajemnicą.
Region europejski odgrywa kluczową rolę w planie elektryfikacji, zgodnie z założeniami wizji Nissana – Ambition 2030. W związku z tym, w krótce pojawią się nowe samochody i rozwiązania, w tym elektryczny crossover Ariya oraz technologia e‑POWER, która zadebiutuje w Europie w modelach Qashqai i X-Trail.
Kompaktowe kombi i kompaktowy minivan ustępują miejsca samochodowi, który jest praktyczny, wszechstronny, całkiem miły dla oka i przyjazny cenowo. Jednak pewnie jesteście ciekawi, jak się prowadzi? O tym za chwilę, a na dobry początek kilka słów wprowadzenia.
Dacia Jogger to nowy rodzinny samochód rumuńskiej marki. Na pokładzie zmieści pięć lub siedem osób albo bardzo dużo bagażu i będzie dostępny w dwóch wersjach silnikowych (w przyszłości pojawi się także hybryda).
Jak sprawdza się w drodze? Czy połączenie praktycznego kombi z modnym SUV-em spodoba się kierowcom? Sprawdziłyśmy!
Dacia Jogger, fot. Karolina Chojnacka
Dacia Jogger – wygląd
Na pierwszy rzut oka Dacia Jogger wygląda jak samochód z kryzysem tożsamości. Producent twierdzi, że nowy Jogger łączy w sobie najlepsze cechy wielu segmentów. Jest tu przestrzeń i funkcjonalność kombi, pojemność minivana, jak również sprawność w terenie godna SUV-a (co jest jednak lekką przesadą, bo samochód nie ma napędu na cztery koła).
Duże koła o średnicy 660 mm, osłony nadkoli oraz odpowiednio ukształtowany przód nadwozia podkreślają off-roadowy charakter Joggera. Wygląd osłony chłodnicy odzwierciedla także wzornictwo znane z innych samochodów Dacii.
Zarówno światła do jazdy dziennej jak i światła mijania korzystają z technologii ECO-LED. Auto jest dobrze przeszklone – szyby drzwi tylnych są o 40 mm wyższe niż szyby przednich, co eksponuje dostępną wewnątrz przestrzeń.
Dacia Jogger, fot. Karolina Chojnacka
Dacia Jogger bazuje na płycie podłogowej aktualnego Logana i Sandero, stanowiąc po prostu wydłużoną odmianę tych pojazdów, mogącą pochwalić się trzema rzędami foteli. Jogger zapożycza większość rozwiązań technicznych i wizualnych właśnie z Sandero i Logana. Widać to na pierwszy rzut oka. Przednia część nadwozia oraz wnętrze niewiele różnią się od Sandero Stepway. To, co odróżnia ten model, to wyżej poprowadzona linia dachu i kanciasty tył skrywający trzeci rząd siedzeń lub całkiem sporą przestrzeń bagażową.
Dacia Jogger – wymiary
Jogger jest najdłuższym modelem Dacii ma 4,55 metra długości, a ponadto 1,78 metra szerokości i 1,63 metra wysokości. Warto zauważyć, że długość samochodu jest mniejsza, niż w przypadku większości kompaktowych kombi, ale idealnie wpisuje się w segment C. Prześwit to 20 centymetrów. Rozstaw osi wynosi 2,9 m. Koła znajdujące się blisko narożników nadwozia sprawiają, że wygląd Joggera jest dość atletyczny.
Dacia Jogger, fot. Karolina Chojnacka
Dacia Jogger – elementy wyposażenia seryjnego
W wyposażeniu standardowym Joggera znajdziemy: elektryczne szyby, centralny zamek, relingi dachowe oraz systemy bezpieczeństwa (AEBS) i 6 poduszek powietrznych.
Wewnątrz zastaniemy prosty system Media Control, który współpracuje z aplikacją Dacia Control Media. Składa się na niego radioodbiornik DAB z 2 głośnikami i możliwością podłączenia urządzeń zewnętrznych przez Bluetooth. System wyświetla informacje na 3,5-calowym panelu TFT, który znajduje się bezpośrednio za kierownicą.
Wyposażenie w zakresie bezpieczeństwa pasywnego to standardowo 6 poduszek powietrznych: 2 przednie, 2 boczne i 2 kurtyny powietrzne. Dodatkowo otrzymujemy rozwiązania ADAS: aktywny system wspomagania nagłego hamowania – AEBS Interurban (ochrona przed kolizją z innym pojazdem), system wspomagania ruszania pod górę, system kontroli martwego pola, automatycznie sterowane oświetlenie, elektryczny hamulec postojowy, dostęp bezkluczykowy, przednie i tylne czujniki parkowania, kamerę tylną, automatycznie uruchamiane wycieraczki. Także całkiem sporo.
Dacia Jogger, fot. Karolina Chojnacka
Dacia Jogger – multimedia
Systemem audio można sterować przełącznikami na kierownicy, pilotem znajdującym się za kierownicą, albo bezpośrednio za pomocą sparowanego telefonu, umieszczonego bezpiecznie w uchwycie ze znajdującym się w pobliżu wysoko położonym portem USB. Ekran główny Joggera można spersonalizować, dodając widgety np. Waze, i korzystać w ten sposób między innymi z systemu nawigacji.
Ci, którzy zechcą wyjść poza wersję standard? Otrzymają system Media Display, wyposażony w 8-calowy ekran dotykowy w desce rozdzielczej i zwrócony nieznacznie w stronę kierowcy i 4 głośniki. System da już możliwość replikacji ekranu smartfona poprzez Apple CarPlay lub Android Auto.
Trzecia opcja systemu multimedialnego to Media Nav z bezprzewodową replikacją ekranu smartfona i wbudowaną nawigacją, Audio ma w tej wersji 6 głośników (w tym 2 wysokotonowe) oraz 2 porty USB.
Większość z powyższych rozwiązań jest już stosowana w nowym Dusterze i nowym Sandero.
Dacia Jogger – wnętrze
Wnętrze Dacii Jogger jest identyczne jak w modelach Sandero i Sandero Stepway. Przyciski na konsoli centralnej są ergonomicznie usytuowane, czytelne i łatwo się je obsługuje. Znajdziemy tu również ekran do multimediów, który długo reaguje na dotyk, ale jest bardzo intuicyjny. Po jego lewej stronie znajduje się wejście USB (jedno z dwóch, drugie znajdziemy przy półce obok drążka do zmiany biegów) oraz, w wyższych wersjach wyposażenia, uchwyt na telefon.
Schowki w kabinie mają łącznie ponad 23 litry pojemności, a dodatkowo wewnątrz pojazdu rozmieszczono 3 gniazda 12V.
Dacia Jogger, fot. Karolina Chojnacka
Wysokość siedzenia jest regulowana, tak samo jak kierownicy, która regulowana jest na wysokość oraz horyzontalnie. Siedzenia są wygodne i całkiem dobrze wyprofilowane, podczas kilku godzin jazd nie było czuć zmęczenia. Jogger ma aż 60 kombinacji ustawienia siedzeń. Te z 3 rzędu można z łatwością zdemontować, jeśli nie są używane. Ich waga nie jest duża.
Między siedzeniem kierowcy a pasażera znajduje się podłokietnik, pod którym znajduje się miejsce na napoje. Dosyć niefortunne umiejscowienie, bo podczas jazdy trudno sięgnąć po butelkę z piciem.
Twarde plastiki? Owszem, są praktycznie wszędzie, ale dla kogoś, kto często będzie przewoził dzieci, czy bagaże, raczej nie będzie to problem. Wręcz przeciwnie, być może będzie to nawet zaleta, bowiem zadrapania będą mniej bolały.
Dacia Jogger, fot. Karolina Chojnacka
Kierowcy będą mieli do wyboru dwie konfiguracje Dacii Jogger: pięcio- i siedmioosobową. Można całkiem sprawnie i szybko ustawić trzymiejscową kanapę, składaną w układzie 1/3-2/3, w drugim rzędzie siedzeń i dwa indywidualnie składane i wyjmowane fotele w trzecim rzędzie. W trzecim rzędzie w miarę komfortowo zmieszczą się osoby mierzące nawet 1,70 m wzrostu. To w pełnym tego słowa znaczeniu modularne, przemyślane wnętrze.
Dacia Jogger – bagażnik
W pięcioosobowym wariancie bagażnik pomieści aż 708 litrów – to ogromna przestrzeń, a po złożeniu foteli wzrośnie do 1819 litrów. Czteroosobowa rodzina spakuje się do tego samochodu bez najmniejszego problemu, biorąc dosłownie wszystkie ulubione gadżety – także te, związane z maluchami (gondole, spacerówki itp.).
W wersji siedmioosobowej pojemność bagażnika to jedynie 160 litrów – coś za coś. W tej sytuacji, jeśli oprócz pasażerów będziemy chcieli przewieźć też bagaże, konieczny będzie zakup bagażnika dachowego. Na dachu przewidziano mnóstwo przestrzeni do zagospodarowania oraz relingi dachowe, które współgrają z outdoorowym designem. Możliwe jest zastosowanie rozwiązania modułowego: wystarczy odkręcić kilka śrub i relingi zmieniają się w poprzeczki o nośności do 80 kg. To rozwiązanie opatentowane przez Dacię.
Dacia Jogger, fot. Karolina Chojnacka
Dacia Jogger – silniki
Dacia Jogger będzie dostępna w dwóch wersjach silnikowych z 6-biegową skrzynią manualną: z silnikiem benzynowym TCe 110 oraz z silnikiem TCe 100 z fabryczną instalacją LPG (w tą jednostą podobno jest możliwe osiągnięcia nawet 1000 km zasięgu). Silnik TCe to nowość w gamie Dacii.
Producent zapowiada, że w 2023 roku oferta zespołów napędowych zostanie uzupełniona o wersję hybrydową. Wówczas Dacia Jogger będzie najtańszym na rynku 7-osobowym samochodem hybrydowym. Wtedy też w ofercie pojawi się automatyczna skrzynia biegów.
Na krętych drogach Lazurowego Wybrzeża miałyśmy okazję przetestować siedmioosobową wersję Dacii Jogger z silnikiem TCe 110, który ma maksymalny moment obrotowy wynoszący 200 Nm, a 90% tej wartości jest dostępne już od 1750 obr./min. Jednostka jest skonfigurowana z 6-biegową manualną skrzynią biegów. Auto otrzymałyśmy w najwyższej wersji wyposażenia SL Extreme.
Dacia Jogger w wersji SL Extreme
3 cylindry, litr pojemności, bezpośredni wtrysk, 110 KM mocy i 200 Nm momentu obrotowego w siedmioosobowym samochodzie nie brzmią zbyt obiecująco. O dziwo, pusty Jogger jest zaskakująco sprawny i zrywny, oczywiście jak na ten segment auta. Z pewnością wiele w tym zasługi masy własnej, która wynosi jedynie 1261 kilogramów (to o 200-300 kg mniej niż u konkurencji, mniej więcej tyle ważą cztery dorosłe osoby…). Od 0 do 100 km/h rozpędza się w 11,2 sekundy, a jego prędkość maksymalna to 183 km/h. Trochę szkoda, że nie było możliwości sprawdzić jak Jogger porusza się z obciążeniem, ale nadrobimy to, gdy samochód pojawi się w Polsce.
Na prostej Dacia Jogger nie miała najmniejszych problemów z wyprzedzaniem maruderów. W zakrętach auto zachowywało się stabilnie. Na plus oceniam precyzyjnie działającą skrzynię biegów, którą wrzucało się biegi znacznie sprawniej niż na przykład w Sandero. Zużycie paliwa również jest rozsądne. W trasie, przy prędkości 100-110 km/h udało się osiągnąć wynik około 6,5 l/100km, na drogach podmiejskich można bez problemu zejść poniżej 6 l/100km. Tylko przy większych prędkościach (powyżej 120 km/h) w kabinie szumi.
Dacia Jogger, fot. Karolina Chojnacka
Polskich kierowców z pewnością zainteresuje Jogger z silnikiem TCe z fabryczną instalacją LPG o mocy nominalnej 100 KM i momencie obrotowym 170 Nm. Ta wersja jest tańsza i mniej dynamiczna – od 0 do 100 km/h auto rozpędza się w 12,3 sekundy, a prędkość maksymalna to 175 km/h.
Dacia Jogger, fot. Karolina Chojnacka
Dacia Jogger – cena
Ceny 5-miejscowej Dacii Jogger zaczynają się już od 63 400 złotych, a wariantu 7-miejscowego – od 66 400 złotych (wersja Essential z silnikiem TCe 100 LPG). Testowany przez nas egzemplarz to wydatek około 80 400 złotych.
Nowy, rodzinny samochód rumuńskiej marki, Dacia Jogger, pojawi się w polskich salonach na przełomie marca i kwietnia 2022 roku. Od początku sprzedaży w Polsce, czyli od 1 grudnia 2021 roku, na nową Dacię Jogger złożono już kilkaset zamówień.
Dacia to to marka samochodów dla tych, którzy potrafią kalkulować i nie lubią marnować pieniędzy. Dacia Jogger jest samochodem, który ma na pokładzie to, co istotne dla rozsądnego kierowcy. Nie ma przesadnych luksusów, ale dziś ludzie rzadko chcą przepłacać za elementy, których zwyczajnie nie potrzebują. Tutaj liczy się przede wszystkim funkcjonalność i prostota. Jeśli ktoś szuka siedmioosobowego auta z oszczędnym napędem w rozsądnej cenie, raczej nie znajdzie nic lepszego.
W oczy rzucają się nowe, ostro wystylizowane zderzaki, zmieniona atrapa chłodnicy i 22-calowe felgi o wzorze zarezerwowanym dla tego wariantu. Wzorze, którego jestem absolutną fanką. Jednak, gdy tylko otworzymy drzwi wszystkie te detale stają się nie istotne.
Na mnie największe wrażenie zrobiła kabina Mercedesa-AMG EQS, a w szczególności olbrzymi panel ekranów – Hyperscreen. Gigantyczny panel wyświetlaczy ma 1,41 metra! Na żywo robi naprawdę ogromne wrażenie, wydaje się, że zdjęcia nie oddają w pełni jego wielkości.
Hyperscreen wykorzystuje najnowszą wersję systemu informacyjno-rozrywkowego MBUX, który jest obsługiwany przez 8 procesorów korzystających z 24 GB pamięci RAM i wyświetlających obraz na trzech osobnych ekranach, które łączy wspomniany panel o szerokości 1,41 metra. Ekran kierowcy i pasażera mają po 12,3 cala średnicy, a środkowy ekran systemu multimedialnego – 12,8 cala.
Jak już odkleimy wzrok od ekranów, to warto zwrócić uwagę na 12 haptycznych paneli pod ekranami, które, jak zapewnia Mercedes, wibrują w miejscu dotknięcia, sprawiając wrażenie uginania się pod palcem. Szczerze? Żadnego wibrowania, ani uginania nie czułam.
Mercedes-AMG EQS 53 4MATIC+ w wersji podstawowej ma 658 KM i 950 Nm. Dzięki opcjonalnemu pakietowi AMG Dynamic Plus w trybie Race Start z funkcją boost maksymalna moc wzrasta do 761 KM. Maksymalny moment obrotowy wynosi wtedy do 1020 Nm, a elektryk przyspiesza od 0 do 100 km/h w 3,4 sekundy ( ale tylko przy naładowaniu akumulatora do poziomu powyżej 80%). W wersji podstawowej AMG EQS rozpędza się od 0 do 100 km/h w 3,8 sekundy, a jego prędkość maksymalną ograniczono do 220 km/h. Z opcjonalnym pakietem prędkość maksymalna samochodu jest ograniczona do 250 km/h.
Na jednym ładowaniu Mercedes-AMG EQS 53 4MATIC+ ma przejechać od 526 do 580 kilometrów, czyli zdecydowanie mniej niż jego „cywilna wersja”, która może pochwalić się 700-kilometrowym zasięgiem. Zasięg to zasługa akumulatora o pojemności 107,8 kWh. Niestety spore ogniwo musi swoje ważyć, co przekłada się aż na 2655 kilogramów masy własnej.
EQS został wyposażony w 400-woltowy akumulator. Na stacjach szybkiego ładowania prądem stałym (DC) baterię EQS-a można ładować z mocą do 200 kW. W takim przypadku do naładowania energii potrzebnej na pokonanie kolejnych 300 kilometrów (według WLTP) ma wystarczyć 19 minut. Mercedes EQS ma zapewnić zasięg 526-580 km na jednym ładowaniu.
W odróżnieniu od „zwykłego” EQS’a wersja AMG może pochwalić się możliwością wyboru dźwięku silnika, zależnego od trybu jazdy. W trakcie prezentacji samochód nie został jednak uruchomiony, musimy więc poczekać na jazdy testowe, by przekonać się, jak brzmi Mercedes-AMG EQS 53 4MATIC+. Sądząc jednak po pierwszych wrażeniach – będzie warto.
Ceny Mercedesa-AMG EQS 53 4MATIC+ zaczynają się od 728 600 złotych, co czyni ten model najdroższym elektrycznym samochodem niemieckiego producenta. Kwota ta może być jednak znacznie wyższa.
Wilgoć, sól czy ukryte pod śniegiem krawężniki to jedne z wielu przyczyn pozimowych usterek. Podczas zimy cierpią niemal wszystkie elementy pojazdu. Problem nie dotyczy tylko elementów zewnętrznych, ale również tych, które znajdują się pod maską.
1. Zniszczone felgi – oznaki. Co robić?
Felgi niszczą się w szczególności podczas jazdy po dziurach lub poprzez uderzenie w krawężnik. Zazwyczaj dochodzi do wygięcia felg, ale również może dojść do rozregulowania geometrii pojazdu. Usterkę najczęściej wyczujemy poprzez ściąganie naszego pojazdu na którąś ze stron. Po takich oznakach należy udać się do specjalisty, który sprawdzi geometrię i skoryguje ewentualne błędy. Natomiast oznaką wygiętej felgi może być drganie na kierownicy. Tak uszkodzoną felgę będziemy mogli wyprostować, a w najgorszym przypadku będzie trzeba przeprowadzić renowację lub nabyć nową felgę. Uszkodzeniu może ulec również opona, na której może powstać wybrzuszenie lub może dojść do pęknięcia.
2. Uszkodzone zawieszenie
Zimą stan dróg stanowczo się pogarsza. Jednak zanim jeszcze śnieg się roztopi niebezpieczne dla naszego zawieszenia są ukryte pod nim nierówności, krawężniki, na które możemy najechać. W przypadku wjechania na krawężnik następuje to zazwyczaj podczas parkowania, a prędkość wtedy nie jest aż tak wysoka – uszkadzamy wówczas najczęściej obręcz, która jest obtarta lub wgięta. Natomiast po roztopieniu się śniegu na drodze pojawiają się dziury, które mogą być jeszcze bardziej szkodliwe niż ukryty krawężnik – przecież na drodze poruszamy się z większą prędkością i wówczas wpadnięcie w głęboką dziurę może poskutkować nawet uszkodzeniem elementów zawieszenia – może dojść również do przebicia opony.
Korozja najczęściej występuje z wiekiem auta, jednak sól używana zimą do odladzania dróg sprzyja rozwojowi rdzy na karoserii, lub pogłębia zmiany, które do tej pory były niewielkie. Posypanie ulic solą i piaskiem zwiększa bezpieczeństwo na drodze, ale sól zmieszana z wodą powoduje powstawanie ognisk korozji na naszym samochodzie. Aby tego uniknąć, przed okresem zimowym należy odpowiednio zabezpieczyć samochód przed powstawaniem rdzy. Po zakończeniu zimy powinniśmy udać się na myjnię – najlepiej ciśnieniową – aby wymyć samochód z soli, która się na nim znajduje i wtedy obejrzeć pojazd, czy nie pojawiają się jakieś ogniska. Jeżeli zauważymy ogniska rdzy na karoserii, to najlepiej udać się jak najszybciej do specjalisty, który ją usunie i zabezpieczy, aby rdza się nie rozprzestrzeniała.
Silne mrozy i wilgoć szkodzą naszemu akumulatorowi. W tym okresie zazwyczaj właściciele aut ze starszymi akumulatorami mają problem z uruchomieniem auta, ale zdarza się, że nowe akumulatory również nie wytrzymują srogich mrozów. Dzieje się tak dlatego, bo wraz ze spadkiem temperatury obniża się pojemność elektryczna, przez co akumulator ma mniejszą zdolność rozruchową. Zazwyczaj wystarczy podładować akumulator lub „pożyczyć prąd” ze sprawnej baterii za pomocą kabli rozruchowych. Jeżeli jednak akumulator rozładowuje się bardzo często należy rozważyć zakup nowego.
5. Problem z rozrusznikiem
Rozrusznik jest powiązany z akumulatorem i to on podczas uruchamiania silnika pobiera najwięcej prądu. Jeśli podczas odpalania pojazdu usłyszymy zgrzyty, to może oznaczać, że coś jest nie tak i powinniśmy udać się do specjalisty.
Pierwszym i najważniejszym elementem jest sprawdzenie płynów eksploatacyjnych. Sprawdzenie poziomu oleju silnikowego jest proste, ale sytuacja komplikuje się z płynem chłodzącym. W jego przypadku należy sprawdzić nie tylko poziom, ale również gęstość. Tak samo należy postąpić z płynem hamulcowym.
Kolejnym elementem jest sprawdzenie klimatyzacji, z której zazwyczaj zimą nie korzystamy. W jej przypadku należy sprawdzić poziom czynnika chłodzącego oraz przeprowadzić dezynfekcję jej układu.
Warto sprawdzić również stan wycieraczek, które w okresie jesienno-zimowym są najczęściej używane. Sprawdzając stan wycieraczek, sprawdźmy od razu poziom płynu do spryskiwaczy i uzupełnijmy ewentulane braki.
Ostatnim elementem jest skontrolowanie oświetlenia pojazdu. Możliwe, że jakaś żarówka się przepaliła lub jest bliska zakończeniu żywota.
Aktualne, czwarte wcielenie Seata Leona ujrzało światło dzienne pod koniec stycznia ubiegłego roku. Nowy Leon zyskał więcej nowoczesnego charakteru dzięki zmianie designu, oświetlenia wnętrza i systemowi multimedialnemu. Samochód z Hiszpanii bazuje na modułowej platformie MQB Evo, z której korzystają także między innymi Volkswagen Golf VIII, Skoda Octavia IV i nowe Audi A3. Jak sprawuje się na drodze?
Seat Leon Sportstourer FR – design
Nowoczesne, dynamiczne nadwozie przyciąga wzrok, a wyraziste i dość ostre kształty powodują, że podchodzi się do tego samochodu z dużym uśmiechem na twarzy. Ten uśmiech pojawia się nawet w pochmurne, deszczowe dni, bo gdy tylko odblokujesz centralny zamek, z lampki umieszczonej w lusterkach bocznych wyświetli się na ziemi napis „Hola”. Hiszpańskie „cześć” rzucone przez samochód, którym zaraz będzie się podróżować, jest zdecydowanie przyjemniejsze i bardziej radosne niż zwykłe logo wyświetlane na ziemi.
Seat Leon Sportstourer, fot. Beata Chojnacka
Z tyłu wyróżnia się tylna listwa świetlna i łączące się z nią kierunkowskazy. Jej poprowadzenie przez całą szerokość tylnej klapy ma też zastosowanie praktyczne – nawet w warunkach jesiennych, na nieoświetlonych drogach, samochód jest widoczny już z daleka. Aby podkreślić, że najnowsza generacja zrywa z dotychczasowymi kształtami Leona znanymi z wcześniejszych odsłon, zmieniła się również czcionka z nazwą modelu, teraz przypominająca odręczne pismo.
Seat Leon Sportstourer ma 464,2 cm długości, 199,1 cm szerokości i 144,8 cm wysokości. Jego rozstaw osi to 268,6 cm. Bazowa pojemność bagażnika wynosi 620 litrów, a maksymalnie można ją powiększyć do 1600 litrów.
Seat Leon Sportstourer, fot. Beata Chojnacka
Seat Leon Sportstourer FR – wnętrze
Znaczna część materiałów użytych do budowy konsoli środkowej i kokpitu to twarde tworzywa sztuczne. Przez całą szerokość deski rozdzielczej poprowadzono aluminiową listwę, która wraz z obramowaniem nawiewów i listwami umieszczonymi w boczkach drzwi, wizualnie ożywia wnętrze. Listwa oświetlenia ambientowego rozpoczyna się u skraju jednych drzwi i kończy u skraju drzwi przeciwnych. Można dowolnie dobierać kolory oświetlenia.
Seat Leon Sportstourer, fot. Beata Chojnacka
Całkiem ciekawym rozwiązaniem jest sygnalizowanie za pomocą fragmentu tej listwy, umieszczonego na wysokości lusterek bocznych, że na bocznym pasie znajduje się samochód, który jest w strefie naszego martwego pola. Jest to zabieg oryginalny i zwracający uwagę kierowcy, ale wymagający pewnego przyczajenia. Na lusterkach, gdzie zazwyczaj w innych autach wyświetla się informacja, o aucie znajdującym się w strefie martwego pola, w Seacie mruga światełko kierunkowskazu. Dopóki kierowca się do tego nie przyzwyczai, przez chwilę wacha się, czy droga jest faktycznie wolna.
Seat w najnowszym modelu Leona postawił na funkcje minimalistyczne i dotykowe. Nawet listwa pod 10-calowym ekranem multimedialnym, umieszczonym w centralnym punkcie deski rozdzielczej, nie jest zwykłą listwą ozdobną pokolorowaną na czerwono i niebiesko, tylko są to dotykowe przyciski służące do regulacji temperatury nawiewu. I jest to spory minus…
Obsługa większości funkcji z poziomu ekranu systemu multimedialnego jest niezwykle irtytująca. Powszechna ekranoza i brak tradycyjnych przycisków to coś, do czego trzeba się przyzwyczaić w większości nowych aut. Zazwyczaj adaptacja przebiega szybko, ponieważ większość systemów jest bardzo intuicyjna i szybko reaguje na dotknięcie ekranu… ale nie w przypadku Seata. System działa ospale, a w gąszczu ikonek naprawdę można się zgubić. Wyłączenie układu start/stop czy zmiana trybu jazdy to niekończące przeklikiwanie się przez menu i podmenu. Zdarza się też, że naciśniecie nadgarstkiem ekran i zwiększycie głośność, wyłącznie grzebiąc w ustawieniach, bo w podstawie wyświetlacza jest dotykowy panel. Wielokrotne klikanie w ekran, nie zawsze reagujący na dotyk, by ustawić odpowiednią dla siebie temperaturę klimatyzacji, może doprowadzić do frustracji. Oraz tęsknoty za tradycyjnymi przyciskami i pokrętłami. Najlepiej ustawić wszystko raz a porządnie i zapomnieć, że jakiekolwiek inne ustawienia istnieją.
Seat Leon Sportstourer, fot. Beata Chojnacka
Seat Leon Sportstourer FR – wrażenia z jazdy
Testowany przeze mnie Seat Leon miał pod maską silnik 2.0 TSI o mocy 190 KM. Maksymalny moment obrotowy to 320 Nm przy 1500 obr/min. Jednostka jest zespolona z siedmiostopniową, automatyczną skrzynią biegów DSG, w której biegi zmieniamy za pomocą małego joysticka. Trudno to bowiem nazwać drążkiem skrzyni biegów, dźwignią, czy nawet lewarkiem.
Seat Leon Sportstourer to samochód przewidywalny, precyzyjnie pokonujący wszelkie zakręty i dający niemałą radość z prowadzenia. Auto jest bardzo dynamiczne i zwinne. Ponad 4,6-metrowe auto jest zwrotne, na miejskich parkingach możemy się wspomagać nie tylko czujnikami parkowania, lecz także kamerą cofania.
Seat Leon Sportstourer, fot. Beata Chojnacka
Co istotne, kabina jest bardzo dobrze wyciszona i jadąc z prędkością autostradową nie trzeba podnosić głosu, by porozmawiać z pasażerem obok.
Podczas tygodniowego testu zużycie paliwa wyniosło 6,9 l/100 km. Między trybami jazdy Eco, Normal czy Comfort nie ma zbyt dużych różnic w spalaniu. W trybie Sport i przy dość dynamicznej jeździe wyniki spalania pójdą w górę, ale nadal nie ma tragedii.
Seat Leon Sportstourer, fot. Beata Chojnacka
Seat Leon Sportstourer FR – cena
Ceny Seata Leona ST w testowanej przeze mnie wersji FR zaczynają się od 120 100 złotych. Jeśli macie mniejsze wymagania, to możecie zacząć myśleć o najnowszej generacji Leona z silnikiem 1.0 TSI o mocy 110 KM, dostępnym już od 82 900 złotych.
Seat Leon Sportstourer, fot. Beata Chojnacka
Seat Leon Sportstourer, spełni oczekiwania rodziny, ale nie spodziewajcie się w nim gorącego, hiszpańskiego temperamentu. Samochód z dużą ilością miejsca, niezłym prowadzeniem i przyjemnym dla oka designem świetnie sprawdza się w codziennym użytkowaniu. Leon Sportstourer to udane kombi pod względem nie tylko stylistycznym, lecz przede wszystkim funkcjonalnym.
Jako pierwsi o zatrzymaniu Froga poinformowali dziennikarze RMF FM. Został on ujęty w Londynie w środę o godzinie 6:30. Jak poinformował rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Ciarka, miejsce pobytu poszukiwanego ustalili polscy policjanci, a następnie zwrócili się z prośbą o zatrzymanie go przez brytyjskie służby.
Przypomnijmy, że chociaż Frog został ostatnio uniewinniony przez sąd, za swoje wybryki za kierownicą jeszcze w 2014 roku, to nie został on zupełnie bezkarny. Już lata temu nałożony został na niego sądowy zakaz prowadzenia pojazdów, który Frog złamał. Został za to skazany na 1,5 roku więzienia.
Karę miał zacząć odbywać w styczniu 2021 roku, ale nie stawił się do zakładu karnego. Co w żaden sposób nie zainteresowało służb! Dopiero we wrześniu Polsat News ujawnił, że Frog nic nie robi sobie z wymiaru sprawiedliwości. W efekcie nagłośnienia sprawy, w październiku został wydany za nim list gończy. Teraz wreszcie, po roku, udało się ustalić miejsce jego pobytu i trafi on do więzienia.
Volvo Cars już od dłuższego czasu współpracuje z Google. Stąd już niedługo wszystkie modele Volvo z wbudowanymi usługami Google zyskają dostęp do serwisu YouTube. Będzie to pierwsza platforma wideo do pobrania w Google Play dla samochodów Volvo. Tym samym możliwy będzie streaming filmów na pokładzie naszych aut.
Współpraca między Volvo i Google zaczęła się od zapowiedzi, że systemy infotainment oparte o oprogramowanie Android zostaną w autach Volvo zintegrowane z aplikacjami i usługami Google. Tymczasem odtwarzanie wideo to nie wszystko – właściciele samochodów będą wkrótce mogli korzystać z aplikacji nawigacyjnych typu Sygic i Flitsmeister, aplikacji służących do ładowania (Chargepoint i Plugshare) oraz aplikacji parkingowych w rodzaju SpotHero i ParkWhiz.
Oczywiście Volvo ani na chwilkę nie zapomina o bezpieczeństwie – filmy można będzie oglądać tylko w stojącym samochodzie. Najlepiej na parkingu. Cieszycie się?
Przestrzeganie przez firmy prowadzące prace na drogach standardów zabezpieczenia takich miejsc to jedno, a powszechność przekraczania dopuszczalnych prędkości wśród polskich kierowców to drugie. Ryzyko związane z prowadzeniem robót drogowych jest większe zwłaszcza na trasach szybkiego ruchu, gdzie dozwolone prędkości są wyższe. Na co zwrócić szczególną uwagę za kierownicą, aby nie stanowić zagrożenia dla pracowników drogowych?
Prace drogowe odbywają się często przy trwającym ruchu ulicznym. Dlatego tak ważne jest prawidłowe oznakowanie wszelkich robót drogowych – budowlanych, remontowych czy malowania pasów. Kierowcy powinni zostać uprzedzeni o prowadzeniu takich prac, gdy znajdują się jeszcze w odpowiedniej odległości od tego miejsca. Dzięki temu mogą odpowiednio wcześniej dostosować jazdę do warunków na oznaczonym odcinku drogi.
Jednak w sytuacji, gdy uwaga kierowcy jest rozproszona czynnościami niezwiązanymi z jazdą, a on sam nie zwraca uwagi ani na znaki drogowe, ani na zmianę organizacji ruchu czy stanu nawierzchni, zabezpieczenia niewiele pomogą. Może wtedy dojść do wypadku, nierzadko z udziałem pracownika robót drogowych.
Na drodze zawsze powinniśmy zachowywać pełną koncentrację. Szczególnie zgubna jest „jazda na pamięć”, zwłaszcza że zdarza się, że prace drogowe prowadzone są przez krótki czas, np. kilka godzin czy dni. Nieuwaga może sprawić, że przeoczymy odpowiedni znak drogowy i np. wjedziemy na pas ruchu w przeciwnym kierunku lub w ulicę objętą zakazem wjazdu – mówi Adam Bernard, dyrektor Szkoły Bezpiecznej Jazdy Renault.
Prace przy budowie czy wszelkich remontach dróg należą do trudnych także ze względu na to, że często prowadzone są w uciążliwych warunkach atmosferycznych, podczas opadów, gęstej mgły czy nawet nocą. W takich okolicznościach, gdy widoczność może być mocno osłabiona, a nawierzchnia śliska, priorytetem dla kierowcy powinno być dostosowanie stylu jazdy do panujących warunków. Tym bardziej należy być wyczulonym na wszelkie oznakowanie czy zabezpieczenia miejsc, gdzie mogą odbywać się roboty drogowe.
Do tego celu służą znaki i urządzenia, takie jak: zapory drogowe stosowane do wygradzania miejsc robót, tablice kierujące do oznaczania między innymi krawędzi zawężonego pasa ruchu, separatory ruchu przeznaczone do rozdzielania pasów ruchu, wyznaczania toru jazdy czy krawędzi jezdni, wszelkiego rodzaju taśmy ostrzegawcze, pachołki drogowe stosowane na przykład do wyznaczania skosów, toru jazdy oraz doraźnego oznakowania miejsc niebezpiecznych, a także kładki dla pieszych na przejściach nad wykopami.
W opcji LODGE tradycyjne pokrycia foteli zastąpiono przy tym tapicerką wykonaną z tkaniny łączącej wełnę z przetworzonym poliestrem z jednorazowych butelek PET. We współpracy z dostawcami i środowiskiem naukowym marka pracuje już nad kolejnymi produkowanymi w sposób zrównoważony, nadającymi się do recyklingu i trwałymi materiałami do zastosowania w produkcji seryjnej.
Czeski producent priorytetowo traktuje zrównoważony rozwój w ramach zakupu materiałów i komponentów i angażuje do tego swoich partnerów w ramach całego łańcucha dostaw. Współpracuje z czeskim dostawcą Sage Automotive Interior, który opracowuje materiały wdrażane następnie do produkcji. Należą do nich tkaniny wykonane z przetworzonych plastikowych butelek w ramach wnętrza Design Selection.
Butelki są kruszone, topione i przetwarzane na granulat, który służy do wytwarzania trwałej przędzy. Na krośnie, z 6000 takich nici, powstaje wytrzymała tkanina zgodna ze specyfikacjami projektantów wnętrz. Materiał jest następnie prany i suszony, co nadaje mu wymaganą trwałość.
Najwięcej, bo aż 214 to autobusy miejskie, 2 zostały zakupione do przewozów szkolnych, natomiast 3 to minibusy. Liderem wśród miast jest w dalszym ciągu Warszawa, gdzie na drogach można spotkać już łącznie 162 elektrobusy. Kolejne miasta to Kraków (78 szt.) i Jaworzno (44 szt.).
Wszystko wskazuje, że 2022 rok będzie kolejnym, w którym liczb autobusów elektrycznych będzie się zwiększać. Warto zaznaczyć, że już teraz podpisane jest ponad 170 umów na kolejne dostawy, prawie 80 znajduje się w procedurze przetargowej, na kolejne 108 otrzymało dofinansowanie, chociażby z I edycji Programu NFOŚiGW Zielony Transport Publiczny, ale nie została jeszcze rozpoczęta procedura przetargowa. Kolejne wnioski z II edycji Programu NFOŚiGW zostały już zgłoszone i czekają na decyzję o dofinansowaniu.
To już kolejny rok, który pokazuje nam, jak dobrze na rynku elektromobilności radzi sobie transport publiczny. Tym bardziej cieszy fakt, że zdecydowana większość autobusów elektrycznych produkowana jest w Polsce. Kolejna kwestia to programy wsparcia rozwoju elektromobilności, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej przeznacza coraz większe środki właśnie na dofinansowanie zeroemisyjnych autobusów, jak i infrastruktury do ich ładowania. Oczywiście cieszy fakt, że samorządy chcą i chętnie korzystają z tego typu programów – komentuje te wyniki Krzysztof Burda, prezes Polskiej Izby Rozwoju Elektromobilności.
Źródło: Polska Izba Rozwoju Elektromobilności (PIRE) | Transinfo
NT1100 został wyposażony w sprawdzone rozwiązania z modelu Africa Twin, w tym 8-zaworowy, rzędowy dwucylindrowy silnik SOHC o pojemności 1084 cm3, który poddano modyfikacjom, przede wszystkim pod kątem lepszych przyspieszeń w niskim i średnim zakresie obrotów.
Dzięki korzystnej kombinacji maksymalnej mocy 102 KM, osiąganej przy 7250 obr/min i maksymalnego momentu obrotowego 104 Nm, dostępnego przy 6250 obr/min, maszyna płynnie przyspiesza do dozwolonych prędkości autostradowych i cały czas dysponuje zapasem mocy. Dobre osiągi nie zostały jednak okupione wysokim zużyciem paliwa, gdyż na jednym baku o pojemności 20,4 l można pokonać dystans 400 km.
NT1100 oferuje użytkownikowi aż 5 trybów jazdy, a to za sprawą współpracy trzech systemów – elektronicznie sterowanej przepustnicy TBW, kontroli momentu obrotowego (HSTC) oraz kontroli unoszenia przedniego koła (Wheelie Control). Tryby – Urban (standardowy), Rain (zapewniający lepsze panowanie nad pojazdem na mokrych lub śliskich nawierzchniach) oraz Tour (do mocnych przyspieszeń podczas jazdy z pasażerem i bagażem) są już zaprogramowane, a o ustawieniu parametrów dwóch kolejnych decyduje użytkownik.
Dostępny jest w opcji z dwusprzęgłową przekładnią DCT, która umożliwia zmianę przełożeń bez angażowania kierowcy w ten proces. Jedno ze sprzęgieł wykorzystywane jest podczas ruszania oraz do załączania biegów 1, 3 i 5, drugie – do załączania biegów 2, 4 i 6.
Pick-up trucks need to be practical, reliable and capable workhorses. We’ve put together a list of the best pick-ups currently on sale in the UK…
Source: Best pick-up trucks 2022
Podstawową rolą tłumika jest minimalizowanie drażniących dźwięków, jakie wydobywają się z pojazdu podczas pracy układu wydechowego oraz silnika. W zależności od modelu tłumika, dźwięki tłumione są na różne sposoby, a niektóre konstrukcje łączą sprawdzone pomysły, aby zmaksymalizować końcowy efekt.
Wiąże się to z pewnymi ustępstwami ze strony kierowców. Przykładowo, tłumik końcowy to dla wielu osób kluczowy element samochodu, pełniący także funkcję estetyczną. W rezultacie, właściciele niektórych aut decydują się na zainstalowanie dłuższych i szerszych wydechów. W konsekwencji, muszą się oni liczyć ze znacznie większym hałasem.
W przypadku tłumika końcowego warto zrobić porządny research, aby wykalibrować kompromis pomiędzy dźwiękiem a estetyką. Wszelkie informacje na ten temat znajdziecie na stronie: https://adamot.pl/wydech-uklady-wydechowe-tlumik-110000-110000. Sam tłumik to jednak zaledwie wierzchołek góry lodowej całej konstrukcji układu wydechowego.
Kolektor wydechowy, katalizator i rura wydechowa
Ta konstrukcja pełni funkcję przekaźnika. Kieruje ona gazy w odpowiednie rury, które z kolei prowadzą do tzw. katalizatora. To tam toksyczne gazy ulegają filtracji, aby usunąć z nich jak najwięcej toksycznych cząsteczek. Katalizatory wyposaża się często w technologię redukcji fal dźwiękowych, przez co cały układ wydechowy pracuje znacznie ciszej.
Przefiltrowane spaliny kierowane są do tłumików przednich lub środkowych. Ścianki tłumików wypełnia się włóknem bazaltowym, aby zapewnić izolację wszelkich toksyn. Efekt jest podwójnie pozytywny, bo dodatkowo niweluje się w ten sposób powstające wibracje. Na samym końcu spaliny wędrują do tłumika tylnego, a stamtąd wydostają się na zewnątrz. To właśnie ten ostatni element układu wydechowego w największym stopniu odpowiada za redukcję hałasu, dlatego też powinien cechować się wysoką jakością.
Układ wydechowy prawdę ci powie
Układ wydechowy to płuca naszego pojazdu, o które należy stale dbać i monitorować ich stan. Tłumiki bardzo szybko i często ulegają zepsuciu (gromadzone pod ciśnieniem toksyczne związki powodują m.in. korozję). Wszelkie wymiany poszczególnych części powinny być skonsultowane z mechanikiem samochodowym.
Warto też pamiętać, aby nie inwestować w używane konstrukcje, bo w przypadku układu wydechowego jest to niezgodne z prawem, a poza tym naraża nas na dodatkowe koszta w niedalekiej przyszłości (taki sprzęt szybciej się po prostu zepsuje).
Piękne kształty, rasowy dźwięk silnika i łatwość prowadzenia skupiają uwagę każdego, kto mija Remastered na ulicy. Pierwszy egzemplarz tego wyjątkowego samochodu można już spotkać na polskich drogach, a kolejne rodzą się do życia w firmowym warsztacie 911Garage. W fazie testów i dostosowywania każdego elementu do regularnej jazdy jasnoniebieski egzemplarz oznaczony numerem jeden przejechał tysiące kilometrów.
Prawdziwą próbą generalna był udział w Porsche Paradę w 2020 roku, w której trakcie Remastered pokonało wymagającą trasę z Warszawy przez Ziemię Łódzką, województwo kujawsko-pomorskie, aż do położonego nad morzem Sopotu i z powrotem do siedziby firmy w Łomiankach. Czy to w trakcie tego wakacyjnego wyjazdu, czy też krótkich przejazdów po rozgrzanych słońcem ulicach miast, Remastered na każdym kilometrze ujawnia swoją niesamowitą naturę, która kusi do jazdy, pozwala poczuć wolność i niejako dopasowuje się do aktualnego nastroju kierowcy.
Remastered No. 1 powstało na bazie samochodu z nadwoziem targa, czyli dzięki kilku prostym ruchom pozwala podróżować nim bez dachu nad głową. Jednak od silnych podmuchów wiatru pasażerów chronią oczywiście przednia oraz tylna szklana szyba przymocowana do aluminiowego pałąka zapewniającego dodatkowe bezpieczeństwo i nadającego autu wyjątkowego stylu. Wygodne elektrycznie sterowane fotele obszyto nową skórą Nappa oraz materiałem w charakterystyczną kratkę, którymi pokryto także boczki drzwi czy też deskę rozdzielczą. Do wykończenia niektórych elementów użyto również materiału Alcantara®.
Tworzy to niepowtarzalny klasyczny klimat, pachnąc przy tym świeżością nowego samochodu klasy Premium. Dzięki szerokim możliwościom, wykończenie każdego kolejnego egzemplarza będzie dziełem wyobraźni właściciela i wysokiego kunsztu pracy osób tworzących samochody ze stajni Remastered. Kompletne wnętrze to zbiór dziesiątek elementów opracowanych i wykonanych zupełnie od podstaw, które zwiększają możliwość indywidualizacji oraz podkreślają rodowód samochodu.
Podłoga kabiny pasażerskiej oparta jest na lekkiej kompozytowej konstrukcji, w którą wkomponowano miejsca na fotele i tylne siedziska, a także dodatkowo przemodelowany tunel centralny. Daje to możliwość lakierowania nietapicerowanych elementów wnętrza w dowolnym kolorze, dopasowanym np. do barwy karoserii. Wyjątkowego charakteru przestrzeni na nogi nadają aluminiowe podstopnice z gęsto nawierconymi otworami, wykonane na zamówienie ze stopów aluminium.
Oferta Remastered będzie również obejmowała możliwość kastomizacji deski rozdzielczej, a już teraz klienci mogą dobierać takie elementy jak np. kolor obwódek zegarów czy przycisku sygnału dźwiękowego na kierownicy. Znakiem rozpoznawczym Remastered są także boczki drzwi, na których znalazły się lakierowane podłokietniki w kształcie nadwozia samochodu, eleganckie skórzane paski służące do otwierania drzwi. Są one inspirowane wyścigowymi autami oraz dodatkowo posiadają wytłoczone logo firmy 911Garage. Od podstaw stworzono także dźwignie oraz gałkę zmiany biegów, której kształt nawiązuje do użytego korka wlewu paliwa.
Wisienką na torcie jest kierownica MOMO Prototipo wykończona skórą Nappa i szwem w kolorach tapicerki. System audio oparto za to na radioodtwarzaczu z oferty klasycznych akcesoriów producenta aut z Zuffenhausen, który dzięki klasycznemu wyglądowi pasuje do wnętrza, ale zapewnia możliwość korzystania z tak potrzebnych w dzisiejszych czasach funkcji, jak nawigacja satelitarna czy sparowanie telefonu komórkowego z zestawem głośnomówiącym i wyświetlaczem. W ten sposób Remastered łączy oryginalny styl i dzisiejsze potrzeby kierowców.
Remastered bazuje na nadwoziu generacji 964 produkowanej w latach 1989 – 1993. Dzięki temu linia auta nawiązuje do ikonicznego kształtu, który dzięki kilku przemyślanym zabiegom nabiera jeszcze bardziej rasowego wyglądu. Modyfikacje obejmują zastosowanie elementów poszycia nadwozia i detali nawiązujących do pierwowzoru kultowego modelu z lat 60. To ten zabieg przenosi wygląd Remastered o kilka epok wstecz, tworząc efekt nazywany w świecie motoryzacji „backdate”, czyli cofnięciem wyglądu auta w czasie. Aby otrzymać finalny efekt, w nadwoziu Remastered przeprowadzono wiele zmian, które były opracowywane latami. Nadkola zostały poszerzone o 30 mm z przodu jak i z tyłu, dzięki czemu są w stanie pomieścić szersze 17-calowe felgi z oponami w rozmiarze 225/45/R17 na przedniej i 255/40/R17 na tylnej osi.
Poszerzenia zostały wykonane z tego samego rodzaju stali, z którego powstały inne elementy poszycia nadwozia i połączone idealnie z całą konstrukcją. Podobnie stało się z progami skrywającymi przewody olejowe i układ klimatyzacji. Wszystko to spowodowało, że sylwetka Remastered zyskała na atrakcyjności, ale też dała podstawę do poprawy właściwości trakcyjnych oraz użytkowych auta.
Remastered pełne jest także innych ręcznie wykonanych elementów. Należy do nich m.in. atrapa znajdującego się na tylnej klapie spoilera, który otwiera się i zamyka przy wybranych prędkościach. To detale tworzą kompletne piękno samochodu, dlatego metalowe elementy nadwozia pokryto kolorem satynowanego aluminium poprzez nałożenie warstwy specjalną metodą napylenia proszkowego. Dzięki temu klamki, ramki przednich lamp czy wycieraczki, poza swoją podstawową funkcją stały się biżuteryjnymi dodatkami. Zastosowanie soczewkowych reflektorów ze światłami LED do jazdy dziennej, zaprojektowanymi przez renomowanego amerykańskiego producenta poprawiły funkcjonalność i bezpieczeństwo, jednocześnie odróżniając Remastered na tle klasycznych egzemplarzy.
Ideą Remastered jest przeniesienie klasycznego auta do teraźniejszości. Właśnie dlatego proces zmian z zakresu mechaniki i układu jezdnego to niepowtarzalna kombinacja renowacji i udoskonalenia pierwotnego projektu. Jednostka napędowa bazująca na chłodzonym powietrzem, sześciocylindrowym silniku w układzie przeciwsobnym poddana została kompletnej rewizji i wymianie wszystkich niezbędnych do jej prawidłowego funkcjonowania elementów.
Mimo że sam silnik nie jest modyfikowany, to po odbudowie i zastosowaniu nowego układu wydechowego uzyskuje pełną moc 250 KM i 310 Nm momentu obrotowego. Zaprojektowany od podstaw tłumik z kolektorami wydechowymi poprawia także przebieg krzywej momentu obrotowego w górnym zakresie obrotów, co znacząco wpływa na dynamikę. Kolektory wydechowe zaprojektowano metodą równoodległościową, co oznacza, że droga, którą pokonują spaliny, jest od każdego cylindra takiej samej długości.
O ekologię, ale także brak ograniczeń w osiągach dbają dwa sportowe katalizatory, co sprawia, że Remastered jest w pełni zgodne z przepisami norm emisji spalin. Precyzja wykonania całego elementu zakończonego podwójnymi i centralnymi końcówkami z wysokiej jakościami spawami tworzy z niego małe dzieło inżynierskiej sztuki. Dzięki kompleksowemu podejściu silnik Remastered zawsze gotowy jest do pracy na najwyższych obrotach i daje gwarancje niezawodności w każdych warunkach, nadal oddając ducha minionych epok.
Nie każdy wie, że istnieje taka organizacja jak EV Klub Polska. To największy w Polsce klub użytkowników samochodów elektrycznych. Jeśli jeszcze nie jesteś jego członkiem, a w Twoim garażu stoi świeżutki elektryk, to przeczytaj koniecznie ten artykuł, ponieważ możesz realnie zaoszczędzić trochę pieniędzy.
Klub właśnie wprowadza zniżki we współpracy z kolejnym operatorem stacji ładowania. Po sieci GreenWay Polska, w ramach której klubowicze zrealizowali ze zniżką ponad 13,7 tys. sesji ładowania i pokonali ponad 1,5 mln km, członkowie EV Klub Polska mogą teraz taniej ładować swoje auta korzystając z ładowarek sieci GO+EAuto. W sumie klubowicze mają do dyspozycji niemal pół tysiąca stacji ze zniżką w całej Polsce.
GO+EAuto w swojej sieci posiada 44 stacje, ze znaczną przewagą stacji typu DC. Są one głównie zlokalizowane na południu Polski, jednakże docelowo na koniec 2023 roku mają pojawić się na terenie każdego województwa. W kolejnych latach sieć ma rozszerzać się cyklicznie, zarówno w roku 2022, jak i 2023 w tempie 20 stacji rocznie. W głównej mierze będą to szybkie stacje ładowania o mocach 150 kW i więcej. Firma GO+EAuto, w ramach portfolio, oferuje ponadto także stacje ładowania, wśród których są m.in. warianty naścienne AC, wolno stojące punkty AC lub DC oraz warianty ultraszybkie DC.
Aby tankować taniej, warto wiedzieć, że za sam fakt rejestracji w Klubie przyznana zostanie bonifikata w postaci 5%-owego kodu rabatowego. Po wypełnieniu 3 ankiet w panelu badawczym EV Klub Polska, bonus zwiększy się do 7%, a po wypełnieniu 6 ankiet do 10%. Wypełnienie ankiety zajmuje dosłownie kilka minut, a na podstawie ich wyników tworzona jest baza preferencji obecnych i przyszłych kierowców e-pojazdów, dzięki której Klub będzie mógł jeszcze aktywniej zabiegać o interesy społeczności użytkowników EV w Polsce.
Tyle wystarczy, by obniżyć koszty ładowania – z 1,60 zł/kWh (DC do 40 kW) do 1,52 zł/kWh przy 5%-owej bonifikacie, do 1,49 zł/kWh przy 7%-owej i do 1,44 zł/kWh przy 10%-owej uldze. Jeżeli natomiast użytkownik korzysta ze złącza Typ 2 (AC do 22 kW), to koszty zmniejszają się odpowiednio z 1,15 zł/kWh do 1,09 zł/kWh, 1,07 zł/kWh i 1,04 zł/kWh. Uruchomienie ładowania może odbywać się na dwa sposoby – z poziomu aplikacji lub przy wykorzystaniu karty RFID, które można odebrać w biurze EV Klub Polska lub podczas comiesięcznego spotkania #MonthlyMeetUp, organizowanego przez Klub.
Volvo uważa, że Active Grip Control to technologia, która znacząco poprawia stabilność, przyspieszanie i hamowanie na śliskiej nawierzchni. Możemy się o tym przekonać na poniższym filmiku:
Dzięki szybkiej reakcji silników elektrycznych można błyskawicznie kontrolować siłę generowaną między kołami a drogą, aby aktywnie zapobiegać tzw. „buksowaniu” kół.
Funkcja ta wyraźnie poprawia przyspieszanie na śliskiej nawierzchni. Testy przeprowadzone z Volvo FH Electric na nawierzchni o niskim współczynniku tarcia z załadowaną naczepą wykazały 45% poprawę przy pełnym przyspieszeniu.
Jeśli pojazd zacznie wpadać w poślizg, odpowiednie czujniki pozwalają systemowi sterowania pojazdu reagować na warunki nawierzchni i wykorzystywać silniki elektryczne pojazdu wraz z innymi siłownikami w inteligentny sposób, aby pomóc kierowcy utrzymać się na drodze.
Nowa funkcja ma również na celu zmniejszenie ryzyka zakleszczenia się i nadsterowności podczas jazdy bez ładunku. Funkcja Active Grip Control będzie dostępna w ciężkich samochodach ciężarowych Volvo FH, Volvo FM i Volvo FMX Electric, które są wykorzystywane do przewozów regionalnych i prac budowlanych. Wersja tej funkcji będzie również dostępna w samochodach ciężarowych z napędem na olej napędowy lub LNG.
Jego premiera jest jedną z najbardziej wyczekiwanych w 2022 r, a zaplanowano ją w Polsce na 4 marca. W filmie pojawią się oczywiście Bruce Wayne oraz Batman, a także uwielbiana przez fanów Selina Kyle, znana jako Kobieta-Kot. Produkcja przedstawia losy superbohatera na drodze od zemsty do nadziei.
Po japońsku słowo „kiiro” oznacza „żółty” – to właśnie ten kolor towarzyszy nowemu szaremu lakierowi Ceramic na nadwoziu Nissana. Wzrok przyciąga aluminiowe wykończenie dolnej krawędzi przedniego zderzaka.Wzór 19‑calowych obręczy kół Nissana Kiiro zapożyczono z najbogatszej wersji Tekna. Specjalny wzór na obudowach lusterek i krawędziach dachu sprawia wrażenie spływającego w kierunku tyłu samochodu pod wpływem wiatru lub pędu powietrza.
Tapicerka foteli została wykonana z połączenia czarnej i metalicznie szarej syntetycznej skóry. Oprócz nowego materiału przednie i tylne siedzenia otrzymały żółte przeszycia. Takie same akcenty znalazły się na centralnym podłokietniku, konsoli środkowej, panelach przednich drzwi oraz na miękkim obiciu deski rozdzielczej.
Kiiro powstanie jedynie w liczbie 5 000 egzemplarzy dla całego regionu. Wcześniej Nissan oferował już specjalne wersje modelu pierwszej generacji – Kuro (czarną) i Shiro (białą).
Pod maską jest litrowa jednostka z turbodoładowaniem, która generuje 114 KM mocy i 200 Nm momentu obrotowego. Standardowo samochód wyposażony jest w sześciobiegową, manualną skrzynię biegów, ale dostępna jest również dwusprzęgłowa przekładnia automatyczna z manetkami przy kierownicy.
Przeguby możemy podzielić na zewnętrzne i wewnętrzne. Są one elementem konstrukcyjnym półosi napędowej. Do ich awarii dochodzi podczas gwałtownego przenoszenia obciążeń wywołanych dodaniem gazu przy jednoczesnym skręceniu kół. Popularnym powodem usterki przegubu jest również uszkodzenie gumowejosłony, potocznie nazywanej manszetą. Wtedy do całego mechanizmu dostają się różne zanieczyszczenia pogłębiające uszkodzenia mechaniczne.
Stukot przy skręconych kołach? Zwróć uwagę na przegub zewnętrzny
Objawem zużycia przegubów mogą być charakterystyczne dźwięki. Zewnętrzny przegub, który znajduje się bliżej koła, daje o sobie znać metalicznym stukotem. Pojawia się on przede wszystkim podczas maksymalnego skrętu kół w jedną ze stron. Wraz z postępującym zużyciem wspomniane objawy narastają i przechodzą w ciągłe grzechotanie podczas jazdy.
Przegub wewnętrzny powoduje silne drgania
Oczywiście przy podziale przegubów na zewnętrzne i wewnętrzne również te znajdujące się bliżej układu napędowego mogą się zużyć. Kierowca z pewnością odczuje i usłyszy, że coś z jego samochodem jest nie tak, ponieważ uszkodzony przegub wewnętrzny potrafi wprowadzić auto w silne drgania i stuki, które pojawiają się przy przyspieszaniu. Ustępują one, gdy pojazd zaczyna się swobodnie toczyć.
Wizyta u mechanika to bardzo dobra decyzja
Na koniec można postawić pytanie, czy wymianę uszkodzonego przegubu uda się przeprowadzić samodzielnie? Tak, jest to możliwe, jednak wymaga to miejsca do pracy i kilku narzędzi. Z pewnością bardzo trudno będzie to zrobić na parkingu. Dlatego roztropnym posunięciem jest wizyta u mechanika.
Aston Martin DBX doczeka się wkrótce ostrzejszej, mocniejszej wersji. Brytyjski producent opublikował w mediach społecznościowych zdjęcie samochodu z profilu i krótki film, prezentujący kilka detali. Na pierwszy rzut oka można dostrzec, że samochód ma pokaźniejszy dyfuzor i inny, ostrzej zarysowany przedni zderzak.
Aston Martin zapowiada nowego DBX-a jako „najmocniejszego, luksusowego SUV-a”. Czy to oznacza, że samochód pobije Porsche Cayenne Turbo S E-Hybrid o mocy 680 KM? „Zwykły” DBX dysponuje 4-litrowym, podwójnie doładowanym silnikiem V8 o mocy 550 KM. Przygazówka, którą można usłyszeć w tle filmu, wskazuje na pozostanie przy silniku V8.
Trwający sezon narciarski to dobry czas, aby po tygodniach przebywania w pracy, wymagającej nierzadko siedzenia przed ekranem wiele godzin dziennie, zażyć ruchu na świeżym powietrzu i uprawiać sporty zimowe. Podpowiadamy, o czym powinni pamiętać wszyscy miłośnicy tej formy spędzania wolnego czasu, którzy wybierają się w góry autem.
Pamiętajmy, żeby przed wyruszeniem w drogę spakować nie tylko sprzęt narciarski czy snowboard, lecz także wyposażenie, które może nam się przydać podczas jazdy samochodem w górach. Warto dowiedzieć się, jakie warunki panują w miejscu, które zamierzamy odwiedzić, aby zabrać ze sobą na przykład łańcuchy śniegowe, saperkę czy żwirek do podsypania pod koła, gdy utkniemy w śniegu.
Montowanie łańcuchów śniegowych można przećwiczyć wcześniej na płaskiej powierzchni, aby w razie potrzeby umieć je założyć, kiedy będziemy poruszać się po oblodzonych i zaśnieżonych górskich drogach. Łańcuchy antypoślizgowe pomagają bezpiecznie przejechać przez te odcinki, na których nie radzą sobie nawet opony zimowe, jednak gdy tylko ponownie znajdziemy się na odkrytym asfalcie, należy zdjąć łańcuchy z kół, aby nie spowodować uszkodzeń opon lub nawierzchni drogi – mówi Adam Bernard, dyrektor Szkoły Bezpiecznej Jazdy Renault.
Nie należy transportować niezabezpieczonego, luźno przemieszczającego się sprzętu sportowego w kabinie auta, gdyż może to stanowić zagrożenie zarówno dla kierowcy, pasażerów, jak i innych uczestników ruchu. Najbardziej komfortowe jest podróżowanie z nartami czy deską umieszczonymi na zewnątrz auta. Mamy tu do dyspozycji bagażniki dachowe, wśród których należy wybrać box dopasowany do rozmiarów i liczby przewożonych kompletów nart czy desek snowboardowych. Zwróćmy przy tym uwagę na dopuszczalne obciążenie dachu zgodnie z zaleceniami producenta samochodu.
Przemieszczając się z załadowanym bagażnikiem dachowym, miejmy na uwadze, że nie pozostaje on bez wpływu na aerodynamikę naszego auta. Pamiętajmy o tym zwłaszcza przy wykonywaniu manewrów, między innymi takich jak wyprzedzanie czy wymijanie, które o tej porze roku i tak mogą być utrudnione na przykład przy niekorzystnej pogodzie, podczas opadów, ograniczonej widoczności czy na śliskiej nawierzchni.
Zimą na górskich trasach szczególne znaczenie ma zachowanie bezpiecznej prędkości i dostosowanie stylu jazdy do panujących warunków. Ostrożna, rozważna jazda i myślenie za kierownicą na pewno zaprocentują choćby przy pokonywaniu zakrętów czy jeździe pod górkę na oblodzonej trasie.