Kierowcy przyzwyczajeni są, że przed skrzyżowaniami stoją znaki, określające pierwszeństwo przejazdu. Jeśli żadnego znaku nie ma, wielu z nich uznaje niestety, że skoro kontynuują jazdę prosto, to są „na drodze głównej”, więc mają pierwszeństwo.
To błędne myślenie. Brak znaków oznacza, że do określenia pierwszeństwa powinniśmy odwołać się do ogólnych przepisów ruchu drogowego. Te natomiast wskazują, że na skrzyżowaniu równorzędnym, powinniśmy ustąpić pierwszeństwa kierującemu po naszej prawej stronie. Potocznie nazywa się to zasadą prawej ręki.
O stosowaniu się do niej nie słyszał najwyraźniej kierowca Peugeota 5008, który jechał prosto, więc uznał, że ma pierwszeństwo. W przeciwieństwie do autora nagrania, który skręcał. Było oczywiście odwrotnie.
Na szczęście nagrywający wykazał się czujnością, zdążył zahamować w porę i zatrąbić na bezmyślnego kierowcę. Ten po krótkiej chwili zatrzymał się na środku drogi i wysiadł z auta. Trudno powiedzieć, czy urażony klaksonem, czy przekonany, że to on miał pierwszeństwo i to autor nagrania prawie doprowadził do groźnej kolizji.
Nagrywający opuścił szybę i od razu poruszył kwestię skrzyżowania równorzędnego. Kierowcy Peugeota chyba coś musiało kliknąć, ponieważ w odpowiedzi nie miał pretensji o wymuszenie, tylko… o prędkość. Najwyraźniej według niego pierwszeństwo ma ten, kto nie wyjeżdża nagle i niespodziewanie. To coś nowego. Kierowca Peugeota nawet nie zwrócił uwagę na pojazd, któremu powinien ustąpić pierwszeństwa, tylko przejechał przez skrzyżowanie z niezmienioną prędkością. Lecz winnym ma być nagrywający, ponieważ jechał za szybko i pojawił się znikąd. Jak można jechać za szybko hamując przed skrętem o 90 stopni? Tego nie wiemy.
Jaka jest funkcja zielonej strzałki na skrzyżowaniu?
Zadaniem zielonej strzałki jest poprawa płynności ruchu na skrzyżowaniach. Jeśli pali się czerwone światło i pierwszeństwo mają kierujący nadjeżdżający z innego kierunku, to manewr skrętu w prawo można mimo to, z zachowaniem odpowiedniej ostrożności, wykonać.
Jako ciekawostkę możemy przypomnieć, że lata temu zielona strzałka miała formę białej tabliczki z namalowaną strzałką. Później przepisy się zmieniły i została ona zastąpioną strzałką wyświetlaną. Dlaczego to takie ważne, wyjaśniamy w dalszej części tekstu.
Sygnalizator S-2 czyli zielona strzałka – przepisy
O tym jak prawidłowo korzystać z zielonej strzałki, możemy dowiedzieć się z rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
1. Nadawany przez sygnalizator S-2 sygnał czerwony wraz z sygnałem w kształcie zielonej strzałki oznacza, że dozwolone jest skręcanie w kierunku wskazanym strzałką w najbliższą jezdnię na skrzyżowaniu, z zastrzeżeniem ust. 3.
2. Sygnał w kształcie zielonej strzałki, nadawany przez sygnalizator S-2, zezwalający na skręcanie w lewo, zezwala również na zawracanie z lewego skrajnego pasa ruchu, chyba że jest to zabronione znakiem B-23.
3. Skręcanie lub zawracanie, o których mowa w ust. 1 i 2, jest dozwolone pod warunkiem, że kierujący zatrzyma się przed sygnalizatorem i nie spowoduje utrudnienia ruchu innym jego uczestnikom.
Zauważmy od razu, że przepisy dopuszczają także zieloną strzałkę, która pozwala na skręcanie w lewo. Sytuacja w której taki manewr mógłby być bezpieczny jest bardzo rzadko spotykana, więc szanse, że spotkacie taki sygnalizator na swojej drodze są znikome.
Należy przede wszystkim pamiętać, że zielona strzałka pozwala jedynie na wykonanie skrętu warunkowego. Oznacza to, że możemy zrobić taki manewr, ale przy zachowaniu odpowiedniej ostrożności i kierowaniu się ściśle określonymi zasadami. Zwykle scenariusz wygląda następująco:
dojedź do sygnalizatora i zatrzymaj się przed nim
upewnij się, że na przejście dla pieszych (lub przejazd rowerowy) nikt nie wchodzi lub na nim się nie znajduje
ostrożnie podjedź do krawędzi drogi, na którą chcesz wjechać i upewnij się, że możesz bezpiecznie wykonać manewr skrętu
Najczęściej popełniany błąd na zielonej strzałce
Czy polscy kierowcy kierują się powyższymi zaleceniami. Niemal wszyscy zupełnie się nimi nie przejmują i nie zatrzymują się przed strzałką. Tymczasem wykonanie skrętu warunkowego bezwzględnie tego wymaga. Czasem zdarzy się, że przed sygnalizatorem zatrzyma się pierwszy pojazd, ponieważ po zmianie światła na czerwone, strzałka nie pojawia się natychmiast. Kolejni natomiast już się nie zatrzymują, jeśli mogą swobodnie przejechać, a to poważny błąd.
Drugi częsty błąd to niezaczekanie na zieloną strzałkę, lub skręcanie kiedy już zgasła. W takiej sytuacji wykonujemy manewr bezprawnie i grozi nam mandat za przejazd na czerwonym świetle.
Jeśli kierujący nie zatrzyma się, przed wykonaniem manewru, na jaki pozwala zielona strzałka, grozi mu mandat na 100 zł oraz 6 punktów karnych.
Znacznie poważniej karana jest sytuacja, gdy strzałka jeszcze lub już się nie świeci. Wtedy to zwykły przejazd na czerwonym świetle, który taryfikator wycenia na 500 zł oraz 15 punktów karnych.
Dla większości osób samochód to narzędzie – wsiadają, a on ma jechać i posłusznie wykonywać każde polecenie. Aby jednak zapewnić sobie długą i bezproblemową eksploatację, trzeba przestrzegać pewnych podstawowych zasad. Takich jak ta, która mówi, że należy wkręcać silnika na wysokie obroty zaraz po uruchomieniu. Podzespoły układu napędowego muszą osiągnąć odpowiednią temperaturę roboczą, aby mogły pracować pod większym obciążeniem.
Zasada 90 sekund też dotyczy właściwego traktowania pojazdu, ale jest jeszcze mniej znana, niż przytoczona wcześniej. To przykre, ponieważ niemal wszystkie nowe samochody i bardzo duża część używanych mają turbosprężarki. Element ten wymaga zaś odpowiedniego traktowania.
Trzeba przede wszystkim pamiętać o tym, że turbo musi się odpowiednio schłodzić po długiej trasie lub ostrym traktowaniu. Podczas jazdy obraca się z prędkością nawet 250 tys. obr./min i rozgrzewa do kilkuset stopni. O odpowiednie smarowanie i chłodzenie sprężarki dba olej, więc jeśli nagle zgasimy silnik, odetniemy turbinę od chłodzenia. Powoduje to rozgrzanie się oleju i zwęglenie, co docelowo prowadzi do zatykania kanałów olejowych i zacierania łożysk.
Najbardziej korzystny scenariusz jest taki, kiedy w ogóle nie musicie stosować zasady 90 sekund. Najlepszym sposobem na schłodzenie silnika oraz turbosprężarki, jest spokojna jazda. Jeśli zjeżdżacie właśnie z autostrady lub jeździliście gdzieś szybko po zakrętach, zwolnijcie, wrzućcie wysoki bieg i delikatnie obchodźcie się z gazem.
Alternatywnym rozwiązaniem, jeśli nie macie możliwości wykonania powyższego, jest zatrzymanie się i pozostawienie silnika włączonego na 90 sekund. Praca na wolnych obrotach przez taki czas, powinna pozwolić na ochłodzenie turbiny i uniknąć drogich problemów w przyszłości.
Możemy dopuścić jeszcze jedną, prawidłową odpowiedź. „A jaki kształt ma ten znak?”.
Znak D-3 – przepisy i znaczenie
Pytanie o kształt znaku jest bardzo na miejscu, ponieważ wiele to wyjaśnia. Znak D-3 jest kwadratowy, więc należy on do znaków informacyjnych. Nie jest to jednak informacja, którą możemy zignorować.
Wspomniany znak to oczywiście „ruch jednokierunkowy”. Widząc go, możemy bez wahania wjechać w taką drogę. Jeśli droga jest wielopasmowa, możemy korzystać ze wszystkich pasów ruchu, bez obaw że coś nagle nadjedzie z naprzeciwka. Pamiętajmy przy tym o obowiązku korzystania z pasa prawego, jeśli tylko mamy taką możliwość.
Ile wynosi mandat za znak D-3?
Jeśli widzicie znak D-3, to znaczy, że jedziecie w dobrym kierunku. Mandat teoretycznie więc wam nie grozi. Ale dostać możecie kilka mandatów „powiązanych”:
200 zł za zawracanie na drodze jednokierunkowej
500 zł za jazdę pod prąd
przynajmniej 1500 zł jeśli jadąc pod prąd stworzyliśmy zagrożenie w ruchu drogowym
Znak C-5 – przepisy i znaczenie
Z kolei znak C-5 ma okrągły kształt i jest to jeden z serii znaków, które nakazują jazdę na przykład w lewo, w prawo, albo po konkretnej stronie wyspy. Z ich interpretacją nie ma problemu raczej żaden kierowca. Znak C-5 oznacza oczywiście „nakaz jazdy na wprost”.
Poruszanie się niezgodnie ze znakiem C-5 wycenione jest na 250 zł mandatu. Pamiętajmy, że takie wykroczenie, może pociągnąć za sobą kolejne, jak jazda pod prąd lub drogą wyłączoną z ruchu. To automatycznie powoduje doliczanie kolejnych mandatów do naszego konta.
Trudno o bardziej kuriozalny przyczynek do drogowego nieporozumienia. Przy lewej krawędzi ulicy parkowały trzy samochody, przez co pojazdy jadące z przeciwnych kierunków nie mogły się tu wyminąć. Autor nagrania miał pierwszeństwo, a kierująca czerwoną Toyotą zatrzymała się, aby mu go ustąpić.
Niestety zatrzymała się nie przy swojej krawędzi drogi. Początku sytuacji nie widać na nagraniu, więc trudno powiedzieć, czy kierująca Toyotą po prostu jechała środkiem i tak się zatrzymała, czy zbyt późno dostrzegła autora nagrania i zatrzymała się tuż przed tym, gdy chciała ominąć stojące pojazdy.
Szybko okazało się, że samochody nie mogą się wyminąć, bez wjeżdżania na chodnik. Nagrywający postanowił jednak być pryncypialny i stał w miejscu, odmawiając łamania przepisów. Jak sam stwierdza w opisie nagrania:
Dość częstą sytuacją jest tu wymijanie się samochodów z użyciem chodnika, gdyż jeden pas jest zablokowany przez parkujące auta. Gdy nie chciałem jeździć po chodniku, spotkało mnie to co widać na filmie.
Jazdę chodnikiem sugerował mu jednak pasażer Toyoty. Gdy nagrywający nadal odmawiał wjeżdżania na chodnik, mężczyzna wysiadł i pokierował kierującą RAV4, aby cofnęła i zrobiła miejsce autorowi filmiku. Potem stanął na ulicy, po krótkiej chwili przepuścił nagrywającego, ironicznie usłużnym gestem prezentując mu wolną drogę.
Komentujący chwalą autora wideo za nieugięte trzymanie się zasad ruchu drogowego i krytykują parę podróżującą Toyotą. My zaś chcemy zwrócić uwagę na jedną rzecz. Chodnikiem w tym miejscu jest kostka zrównana z asfaltem, ponieważ chodnik pełni tu także funkcję przejazdu dla samochodów, dojeżdżających do garaży. Nikt nie oczekiwał od nagrywającego wjeżdżania na krawężniki, niszczenia płytek chodnikowych i przeganiania pieszych. Chodziło o wjechanie na dwie sekundy na coś, co przystosowane jest właśnie do tego, żeby przejeżdżały po tym samochody. Lecz nagrywający wolał ponad minutę tak stać, blokując drogę. No ale zrobił to w imię zasad. Mamy nadzieję, że jest z siebie dumny.
Nowy rodzaj naklejki ma na celu oznaczenie pojazdów, które mogą poruczać się po Strefach Czystego Transportu. Na temat tych stref mówi się od dawna, ale czas płynie nieubłaganie i zbliżamy się do terminu ich uruchomienia. Kierowcy, którzy wjadą na teren SCT bez odpowiedniej naklejki, muszą liczyć się z mandatem.
Problem ze Strefami Czystego Transportu jest taki, że każdy samorząd może ustalić w swojej strefie własne zasady. Nie można więc stworzyć jednego wzoru naklejki, na którym będzie napisane, że dany pojazd może poruszać się po SCT.
Zamiast tego na naklejce znajdziemy numer rejestracyjny pojazdu, rok jego produkcji oraz informację na temat paliwa jakim jest napędzany. Ta ostatnia informacja oznaczana jest według klucza:
P – benzyna
D – diesel
M – mieszanka paliwo+olej
LPG – gaz propan-butan
CNG – gaz ziemny sprężony
LNG – gaz ziemny skroplony
H – wodór
EE – samochód elektryczny
BD – biodiesel
E85 – etanol
999 – inne
Jaki mandat za brak zielonej naklejki?
Zgodnie z przepisami, za brak omawianej naklejki, kierowcy grozi grzywna 500 zł. Dostawać ją można tak naprawdę codziennie, za każdym razem, gdy służby stwierdzą, że wjechaliśmy bez niej na teren strefy.
Kto nie musi mieć zielonej naklejki, żeby wjechać do SCT?
Teoretycznie z posiadania nowych naklejek zwolnione są samochody elektryczne oraz wodorowe z ogniwamy paliwowymi. Jedne i drugie są zeroemisyjne (lokalnie), więc oczywiste jest, że nie ma mowy w ich przypadku o normach emisji spalin. Świadczą o tym zielone tablice i powinny one zwalniać z posiadania naklejki. Mimo to wzór przewiduje napędy elektryczne i wodorowe, więc kwestia ta wymaga jeszcze doprecyzowania.
Naklejki mogą też być nieobowiązkowe, kiedy dana gmina zdecyduje się na system automatycznego nadzoru, który będzie sprawdzał, czy wjeżdżające na teren jej SCT pojazdy, spełniają odpowiednie normy.
Kiedy Strefy Czystego Transportu zaczynają obowiązywać?
Tworzenie SCT to wymóg zapisany w kamieniach milowych KPO i dotyczy miast liczących ponad 100 tys. mieszkańców, w których przekroczono normy tlenków azotu. Obecnie są to:
Warszawa
Kraków
Wrocław
Katowice
SCT w Warszawie zaczyna obowiązywać od 1 lipca, więc już za miesiąc. Krakowska strefa miała ruszyć w tym samym terminie, ale uchwała ją wprowadzająca została zaskarżona do sądu, zaś nowy prezydent zapowiedział przesunięcie terminu wprowadzenia SCT, żeby przygotować nową uchwałę. Wrocław chce swoją strefę uruchomić w 2025 roku, zaś Katowice nie przedstawiły jeszcze żadnych planów w tej kwestii.
Część z was pewnie pamięta czasy, kiedy bogatą wersję wyposażenia samochodu rozpoznawało się po lakierowanych lusterkach, a możliwość regulacji ich bez wystawiania ręki za okno, uznawana była za duże udogodnienie. Obecnie elektryczna regulacja lusterek to coś oczywistego, ale dodatków do nich jest znacznie więcej.
Jak włączyć ogrzewanie lusterek?
Ogrzewanie lusterek spotkać można w wielu samochodach, także tych z niższej półki. Wbrew pozorom to całkiem przydatny dodatek i to nie jedynie zimą, ale także podczas dużej wilgotności powietrza, kiedy ogrzewanie lusterek pozwala na ich odparowanie.
Opisywaną funkcję zwykle można włączyć odpowiednim przyciskiem przy przełącznikach obsługujących ich sterowanie. W niektórych autach jest to połączone z ogrzewaniem tylnej szyby.
Jak ustawić automatyczne składanie lusterek?
Elektrycznie składane lusterka nie są dziś żadnym luksusem, chociaż nadal w wielu samochodach stanowią wyposażenie opcjonalne. Przycisk do ich składania znajduje się zawsze przy pozostałych przełącznikach związanych z lusterkami.
Przejawem nieco większej nowoczesności jest automatyczne składanie lusterek po zamknięciu pojazdu. Aktywacja tej funkcji może różnić się zależnie od samochodu. W niektórych modelach działa zawsze i nie mamy na to wpływu, a w innych trzeba znaleźć odpowiednią opcję w ustawieniach pojazdu. Japońscy producenci natomiast często stosują przełącznik do składania lusterek z dodatkową pozycją „auto”, którą aktywujemy ich automatyczne składanie i rozkładanie.
Jak włączyć automatyczne obniżanie lusterek?
Parkowanie na lusterka ma wiele zalet – pozwala na przykład stanąć bardzo blisko innego pojazdu lub ściany budynku. Można tak też zaparkować tuż przy krawężniku lub linii parkingowej, ale wtedy konieczne jest zwykle obniżenie lusterka, żeby pokazywało nawierzchnię obok auta.
Niektóre modele robią to za nas – kiedy wrzucimy wsteczny prawe lusterko zmienia pozycję, aby pokazać nam odpowiedni widok. Po zakończeniu parkowania samo wróci do właściwej pozycji. Ta funkcja może działać samoczynnie, albo wymagać aktywacji w ustawieniach samochodu.
Jak włączyć automatyczne przyciemnianie lusterek?
Lusterka elektrochromatyczne są często spotykane, ale kiedy mowa o lusterkach wewnętrznych. Aktywacja tej funkcji odbywa się przyciskiem umieszczonym pośrodku lusterka.
W droższych modelach spotkać można także samościemniające się lusterka zewnętrzne. W ich przypadku zwykle nie ma możliwości włączania i wyłączania tej funkcji.
Słyszeliście prawdopodobnie o martwym polu w lusterkach? Spoglądacie w nie przed zmianą pasa ruchu, wydaje się pusto, a tym czasem tuż obok was jedzie inny pojazd. Prowadzić to może do niebezpiecznych sytuacji.
Stąd pomysł na czujnik martwego pola, który tak naprawdę działa zawsze. Jeśli jakiś pojazd zbliża się do nas na pasie obok, na lusterku lub obok niego zapali się pomarańczowa dioda. To znak, że nawet jeśli niczego nie widzimy, to coś obok nas jedzie. Jeśli mimo tego wrzucimy kierunkowskaz i zaczniemy zmieniać pas, dioda zacznie mrugać (czasami na czerwono) i odezwie się ostrzegawczy dźwięk.
Wykrywanie martwego pola domyślnie jest włączone, ale można je dowolnie aktywować i dezaktywować. W niektórych modelach da się również regulować czułość systemu, natężenie światła diody ostrzegawczej oraz obecność sygnału dźwiękowego.
O co chodzi ze sprawdzaniem kąta przez drogówkę? Policjanci nie zaczęli nagle biegać z kątomierzami i przepytywać kierowców z geometrii. Nie egzekwują też żadnego nowego prawa. Po prostu zwracają większą uwagę na jedno wykroczenie, odkąd zostało ono „wycenione” na znacznie większą sumę.
Mówimy o przejazdach kolejowych, na których umieszczone są rogatki. Każdy rozsądny i myślący kierowca wie, że nie należy wjeżdżać na przejazd, gdy ten właśnie się zamyka. Ale sprawa jest bardziej skomplikowana. Sprawdźmy co ma do powiedzenia na ten temat Kodeks drogowy. Zgodnie z art. 28, ust. 3, pkt. 1:
Kierującemu pojazdem zabrania się objeżdżania opuszczonych zapór lub półzapór oraz wjeżdżania na przejazd, jeżeli opuszczanie ich zostało rozpoczęte lub podnoszenie nie zostało zakończone.
Kluczowe są ostatnie słowa tego zapisu. Ilu kierowców czeka, gdy rogatki zaczęły się już podnosić, do ich całkowitego podniesienia? Wielu rusza, kiedy tylko zdoła pod nimi przejechać, a policja tylko na to czeka. Jeśli zapory nie ustawią się w pionie pod kątem 90 stopni, mandat mamy murowany.
Ile wynosi mandat na przejeździe kolejowym w 2024 roku?
Kierowców czeka znacznie więcej „pułapek”, niż tylko rogatki które nie podniosły się całkowicie. Przepisy zabraniają kierowcom także:
wjeżdżania za sygnalizator wyświetlający czerwone światło
wjeżdżania na przejazd, jeżeli po drugiej stronie przejazdu nie ma miejsca do kontynuowania jazdy
wyprzedzania pojazdu na przejeździe kolejowym i bezpośrednio przed nim
omijania pojazdu oczekującego na otwarcie ruchu przez przejazd, jeżeli wymagałoby to wjechania na część jezdni przeznaczoną dla przeciwnego kierunku ruchu
Łamanie takich przepisów, jak wjeżdżanie na czerwonym świetle na przejazd kolejowy lub ruszenie zanim zapory się w pełni podniosą, oznacza karę w wysokości 2000 zł oraz 15 punktów karnych. Przy pierwszym takim wykroczeniu. Jeśli popełnicie je ponownie w ciągu dwóch lat oznacza 4000 zł mandatu oraz kolejne 15 punktów karnych. Tymczasem limit punktów to jedynie 24 punkty.
Policja sprawdza przejazdy kolejowe z użyciem dronów
Otrzymanie takiej kary staje się coraz bardziej realne. Policjanci coraz częściej obserwują okolice przejazdów kolejowych, a do kontrolowania kierowców wykorzystywane są także drony.
Również PKP obejmuje coraz większą liczbę przejazdów kolejowych monitoringiem i zgłasza policji zarejestrowane wykroczenia. Nie ma się co dziwić, ponieważ nieprzestrzeganie przepisów takim miejscu, to przepis na tragedię. Co Polacy wyprawiają na przejazdach kolejowych, można zobaczyć w poniższej kompilacji nagrań z tych miejsc.
Czy rowerzysta ma pierwszeństwo na przejeździe rowerowym?
Wielu rowerzystów traktuje przejazdy rowerowe tak jak piesi przejścia. Na ich widok uważają, że mają pierwszeństwo i to kierowcy muszą na nich uważać. Tymczasem zgodnie z przepisami:
Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejazdu dla rowerzystów, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa kierującemu rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego oraz osobie poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, znajdującym się na przejeździe.
Wbrew fake newsom rozpowszechnianych jakiś czas temu w wielu mediach, rowerzyści nigdy nie mieli pierwszeństwa przed wjechaniem na przejazd rowerowy i nie zostało ono im potem odebrane. Rowerzysta nie ma więc pierwszeństwa podczas zbliżania się do przejazdu rowerowego i nie może wjeżdżać na ten przejazd w sposób zmuszający kierowców do gwałtownego hamowania.
Innymi słowy jeśli kierowca nadjedzie, a rowerzysta będzie już na przejeździe, to samochód musie się zatrzymać. Ale jeśli rowerzysta dojeżdża dopiero do przejazdu, nie może wjechać pod nadjeżdżający pojazd.
Czy rowerzysta ma pierwszeństwo przed skręcającym samochodem?
Wielu rowerzystów oraz kierowców odpowie, że rowerzysta ma pierwszeństwo, kiedy kierowca skręca. Przecież to kierujący samochodem przecina jego drogę ruchu. Ale nie jest to takie proste.
Wyobraźmy sobie, że samochód porusza się ulicą, a jego kierowca zamierza skręcić w prawo w drogę poprzeczną. Jeśli wzdłuż ulicy poprowadzona jest ścieżka rowerowa, to kierowca skręcając przecina drogę rowerzyście. Musi mu więc ustąpić.
Tak samo wygląda to, jeśli na ulicy wyznaczony jest pas dla rowerów. Tu również kierowca przecina pas ruchu rowerzysty, więc musi zwrócić na niego uwagę i w razie konieczności, ustąpić mu pierwszeństwa.
Rowerzysta nie ma za to pierwszeństwa, kiedy porusza się ulicą, razem z samochodami. Wtedy kierowca nie przecina pasa ruchu rowerzysty, ponieważ obaj poruszają się tym samym. Prawo zabrania natomiast wyprzedzania pojazdu, sygnalizującego zamiar skrętu, więc to rowerzysta musi ustąpić kierowcy i umożliwić mu skręt.
Czy kierowca musi przepuścić rowerzystę wyjeżdżając z parkingu?
Na to pytanie odpowiedź jest prosta. Kierujący wyjeżdżający z parkingu jest włączającym się do ruchu. Musi zatem ustąpić pierwszeństwa wszystkim, także rowerzystom, których tor jazdy zamierza przeciąć.
Kto ma pierwszeństwo na końcu drogi rowerowej?
Odpowiedź na to pytanie powinna być oczywista, ale niestety nie jest. Najlepszym przykładem poniższe nagranie. Rowerzyści poruszali się drogą dla rowerów, ale dojechali do jej końca. Jak należy się wtedy zachować? Według nich należy bez patrzenia wjechać pod samochód.
Najbardziej przerażające jest to, że rowerzyści wdali się w dyskusję z kierowcą, święcie przekonani, że to on ma na nich uważać. Doprawdy nie rozumiemy, co trzeba mieć w głowie, żeby jeździć po ulicy jak po własnym podwórku i mieć pretensje do innych użytkowników drogi, że mówią coś o jakichś przepisach.
Wątpliwości w takiej sytuacji być nie powinno – rowerzysta, gdy skończy się droga dla rowerów, może ją opuścić i wjechać na ulicę, ale tylko pod warunkiem upewnienia się, że może taki manewr wykonać bezpiecznie i ustępując pierwszeństwa wszystkim innym uczestnikom ruchu, którzy już poruszają się ulicą.
Rondo to po prostu skrzyżowanie o ruchu okrężnym. Poza swoim kształtem nie różni się niczym od innego rodzaju skrzyżowań. Dlatego też Prawo o ruchu drogowym w ogóle nie definiuje czym jest rondo. Po wzmiankę o nim, musimy sięgnąć do rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
Znak C-12 „ruch okrężny” oznacza, że na skrzyżowaniu ruch odbywa się dookoła wyspy lub placu w kierunku wskazanym na znaku.
Co w tym trudnego do zrozumienia? Rondo to skrzyżowanie, tyle tylko, że jeździmy po nim dookoła wyspy. Poza tym zasady są identyczne jak na każdym innym skrzyżowaniu, więc nie ma powodu powtarzania elementarnych reguł. Niestety kierowcy tego nie rozumieją i często zaczynają tworzyć własne teorie i interpretacje na temat rond. Niektórzy, niestety, mają przy tym uprawnienia instruktorskie i egzaminatorskie.
Włączanie kierunkowskazu na rondzie. Co mówią przepisy?
Skoro przepisy w ogóle nie określają specjalnych zasad dotyczących jazdy po rondzie, to nie będzie zaskoczeniem jeśli powiemy, że nie ma ani słowa w Kodeksie drogowym o tym, jak używać kierunkowskazów na rondzie. Oznacza to, że możemy najwyżej sięgnąć do przepisów ogólnych, które stwierdzają tylko że:
Kierujący pojazdem jest obowiązany zawczasu i wyraźnie sygnalizować zamiar zmiany kierunku jazdy lub pasa ruchu oraz zaprzestać sygnalizowania niezwłocznie po wykonaniu manewru.
Prosta zasada. Dla niektórych zbyt prosta, więc tworzą własne, nie mające nic wspólnego z przepisami, interpretacje.
Kiedy trzeba włączyć prawy kierunkowskaz na rondzie?
Używanie kierunkowskazu na rondzie to prosta sprawa. Rondo trzeba traktować jak normalną drogę, tylko poprowadzoną po długim łuku. Jedziemy nią i mijamy po prawej drobi boczne. Wyłącznie po prawej. Kiedy zbliżamy się do tej, którą chcemy zjechać, włączamy kierunkowskaz. Nie wcześniej, ani nie później.
To zagadnienie budzi największe emocje – kiedy włączać lewy kierunkowskaz na rondzie. Niektórzy twierdzą, że zgodnie z obowiązkiem sygnalizowania z wyprzedzeniem swoich manewrów, trzeba to zrobić gdy zamierzamy skręcić w lewo.
Wyobraźcie sobie, że wjeżdżacie na rondo i poruszacie się nim. Ile możliwości skrętu w lewo policzycie? Obawiamy się, że równe zero, ponieważ z ronda da się zjechać tylko w prawo.
Dlatego na rondzie, ani tym bardziej przed nim, nie używa się lewego kierunkowskazu. Na rondzie w ogóle nie ma pojęcia skręcania w lewo – operuje się jedynie kolejnymi numerami zjazdów. Wbrew temu, co próbują tłumaczyć kierowcy bazujący na własnych domysłach lub zasłyszanych opiniach, włączanie lewego kierunkowskazu na rondzie, aby zasygnalizować zamiar „skrętu w lewo”, nie ma żadnego sensu. Nawet jeśli inny kierowca zauważy migacz i zrozumie nasze intencje, w żaden sposób nie wpłynie to na sposób jego jazdy.
Istnieje tylko jedna sytuacja, w której można używać lewego kierunkowskazu na rondzie i jest to moment zmiany pasa ruchu. Zwykle od razu zajmujemy lewy pas, a zmieniamy pas tylko na prawy, ale prawo pozwala również zjechania z prawego na lewy i wtedy, zgodnie z przepisami ogólnymi, używamy stosownego kierunkowskazu.
Lewy kierunkowskaz na rondzie – wyroki sądów
Powyższą interpretację przepisów poparł Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach rozpatrując sprawę mężczyzny, który oblał egzamin na prawo jazdy, ponieważ nie włączył lewego kierunkowskazu przed wjechaniem na rondo. Egzaminator uważał, że jest to obowiązek każdego kierowcy. Na szczęście sąd orzekł, że wjeżdżając na rondo nie używa się żadnego kierunkowskazu, dopiero podczas zjazdu z niego. Taki sam wyrok w identycznej sprawie wydał Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie, o czym pisaliśmy jakiś czas temu.
Zepsuta lub zablokowana klapka paliwa nie jest na szczęście problemem, który zdarza się często. Jeśli jednak wystąpi, może nawet unieruchomić samochód. Wiele modeli ma klapkę paliwa odblokowywaną dźwignią lub przyciskiem, a taki mechanizm, jak każdy, może zawieść.
Na wypadek takiej ewentualności, każde auto jest jednak zabezpieczone. Wystarczy poszukać czerwonej linki, ukrytej w bagażniku po stronie wlewy paliwa. Zwykle znajduje się ona w jakimś zakamarku lub pod klapką albo zaślepką. Jeśli macie problem z jej odszukaniem, popatrzcie do instrukcji obsługi.
Co powoduje zacięcie lub uszkodzenie klapki wlewu paliwa?
Kiedyś klapki wlewu paliwa zamykane były na kluczyk, a później zamek zaczęto stosować w korkach wlewu paliwa. Same klapki nie posiadały wtedy zamknięć. Obecnie zwykle stosuje się klapki połączone z centralnym zamkiem, albo otwierane osobno, za pomocą dźwigni lub przycisku.
Nowsze rozwiązania są bardziej wygodne, ale potencjalnie awaryjne. Linka może zerwać lub naciągnąć się, elektryczny silniczek odmówić współpracy, albo ogólnie cały mechanizm poddać się ze starości i zabrudzenia.
Ile kosztuje naprawa klapki wlewu paliwa?
Koszt naprawy klapki wlewu paliwa może wyraźnie różnić się, zależnie od tego, co dokładnie się zepsuło, jaki system zastosowano w naszym samochodzie oraz co to za auto.
Doprawdy trudno nam uwierzyć, że taka historia mogła mieć miejsce, ale jest to oficjalna wersja, podawana przez policję. Otóż kierowca Fiata Punto poruszał się drogą ekspresową S7 w okolicach miejscowości Dreglin na Mazowszu. Nagle zatrzymał się na środku drogi i wtedy uderzył w niego jadący z tyłu Mercedes klasy E.
Jak do tego doszło. Dlaczego kierowca Fiata zatrzymał się, choć drogę miał pustą? Z wyjaśnień jakie przedstawił policji wynika, że najwyraźniej pomylił drogę ekspresową z parkingiem. Tłumaczył, że chciał się napić wody, a w celu otworzenia butelki, nagle zatrzymał się. Na środku drogi szybkiego ruchu.
Całkowitą bezmyślność 22-latka w pewnym sensie może tłumaczyć to, że nie posiada on prawa jazdy. Skąd mógł więc wiedzieć, że zatrzymanie się bez powodu na środku drogi ekspresowej, to śmiertelne niebezpieczeństwo. Na szczęście ani on, ani jego 69-letni pasażer, ani 30-latek z Mercedesa, nie zostali poważnie ranni.
Mimo to 22-latek tak poważnie naruszył zasady bezpieczeństwa drogowego, że stanie teraz przed sądem, który zadecyduje o wymiarze kary.
Ofiarą oszustów działających metodą „na lusterko” najłatwiej paść na drogach szybkiego ruchu. Przestępcy wybierają zwykle miejsca, gdzie ruch często jest spowolniony i czekają na swoją ofiarę. Kiedy jakiś kierowca wyprzedza ich zachowując niewielką odległość, jeden z oszustów rzuca w jego auto niewielkim kamieniem. Następnie doganiają ten pojazd i sygnalizują, że jest jakiś problem i trzeba zjechać na najbliższy parking.
Po zatrzymaniu się, jeden z przestępców dyskretnie przeciąga kredą po prawym lusterku ofiary. Następnie oszuści wyjaśniają, że niczego nieświadomy kierowca podczas wyprzedzania nie zachował odpowiedniej odległości i uszkodził lusterko w ich samochodzie. Na dowód pokazują rozbite lewe lusterko we własnym pojeździe.
Ofiara dalej nie poczuwa się do winy? Wtedy oszuści wskazują na ślady po kredzie na lusterku drugiego auta, twierdząc, że to uszkodzenie po kontakcie. Poza tym, czy kierujący nie usłyszał podczas wyprzedzania dziwnego stuknięcia? Stuknięcie wywołał co prawda kamień, ale ofierze wmawia się, że to od zderzenia się lusterek.
W tym momencie ofiara może być już naprawdę zdenerwowana i przekonana, że zawiniła. Oszuści uspokajają ją jednak, że to w sumie drobiazg, nie ma sensu wypisywać oświadczenia, ani tym bardziej wzywać policji. Wystarczą tylko pieniądze na nowe lusterko, którego cena bez problemu może sięgać 1000 zł.
Jak chronić się przed oszustwem „na lusterko”?
O nowej metodzie oszustów alarmują specjaliści z niemieckiego ADAC, którzy otrzymali sporo zgłoszeń na temat takich wyłudzeń. Zalecają przede wszystkim wzmożoną czujność, gdy ktoś będzie chciał nam wmówić, że uszkodziliśmy jego pojazd.
Aby rozbić komuś lusterko, musielibyśmy zbliżyć się do niego na centymetry, co z perspektywy kierującego wygląda jak o włos od zderzenia. Nie ma szans, żebyśmy nie zauważyliśmy, że niemal wjechaliśmy w inny pojazd. Nie spuszczajmy też z oka osób, które do nas podchodzą, aby nie mogły niczego uszkodzić w naszym pojeździe lub niczego z niego ukraść. W razie gdyby podejrzana osoba stanowczo oskarżała nas o coś, wezwijmy policję. To powinno zniechęcić oszustów.
Do tragicznego zdarzenia doszło w poniedziałek 27 maja około godziny 19. Kierowca pustej wywrotki jechał z dużą prędkością przez ulicę Bałtycką w Olsztynie, nie panując nad pojazdem. Najpierw wjechał w cztery samochody stojące na czerwonym świetle (jeden z nich został uderzony z taką siłą, że dachował), a potem uderzył w autobus miejski.
Na nagraniu ze zdarzenia widać, jak ciężarówka miota się od jednej do drugiej krawędzi drogi. Zupełnie jakby jej kierowca trzymał nogę na gazie, a w każdym razie nie hamował, i tylko odbijał kierownicą raz w lewą, raz w prawą stronę. Zatrzymał się dopiero na skarpie po wypadnięciu z drogi.
We wszystkich pojazdach, które brały udział w zdarzeniu, znajdowało się 26 osób. 12 z nich trafiło do szpitali, niektóre z nich w stanie zagrażającym życiu. Takie były początkowe doniesienia, ale dziś wiemy, że wszyscy trafili już do swoich domów. Poza jedną osobą, która pozostała na obserwacji.
Niedługo po zdarzeniu policja zatrzymała kierowcę ciężarówki. Okazało się, że to 42-letni obcokrajowiec (służby nie podają jakiej narodowości), który miał 2 promile alkoholu. Mężczyzna trafił do aresztu.
Jak podał dzisiaj rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Daniel Brodowski, jutro kierowcy zostaną postawione zarzuty sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym, za co grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności.
Każdy kierowca wie, że skrzyżowanie odwołuje wcześniejsze znaki drogowe. Jest to zasada bardzo logiczna. Wyobraźcie sobie, że poruszacie się jakąś drogą, dojeżdżacie do skrzyżowania i skręcacie na przykład w prawo, wjeżdżając na zupełnie inną drogę. Skąd macie wiedzieć, że kilometr wcześniej ustawiono na niej na przykład ograniczenie prędkości? Dlatego też za skrzyżowaniami znaki są powtarzane, aby wszyscy kierujący wiedzieli o ich obecności.https://www.motocaina.pl/artykul/kierunkowskaz-pas-kierunkowy-przepisy-mandat-474007.html
Opisywana zasada działa także w drugą stronę. Dany znak może być potrzebny tylko na danym odcinku drogi. Na przykład obniżony limit prędkości przed skrzyżowaniem w oczywisty sposób poprawia bezpieczeństwo w danym miejscu. Lecz po minięciu skrzyżowania, a więc miejsca o potencjalnie podwyższonym zagrożeniu wypadkami, możemy znów jechać szybciej. Nie trzeba do tego osobnych znaków.
Czy wszystkie skrzyżowania odwołują znaki drogowe?
Oczywiście, że tak. Każde skrzyżowanie odwołuje znaki drogowe. Podchwytliwe jest tylko to, czym jest skrzyżowanie. Zgonie z Kodeksem drogowym:
Skrzyżowanie – przecięcie się w jednym poziomie dróg mających jezdnię, ich połączenie lub rozwidlenie, łącznie z powierzchniami utworzonymi przez takie przecięcia, połączenia lub rozwidlenia; określenie to nie dotyczy przecięcia, połączenia lub rozwidlenia drogi twardej z drogą gruntową, z drogą stanowiącą dojazd do obiektu znajdującego się przy drodze lub z drogą wewnętrzną.
O tych zasadach nie wiedzą wszyscy kierowcy. Nie mamy do czynienia ze skrzyżowaniem, jeśli do drogi asfaltowej dochodzi droga gruntowa lub jest to tylko na przykład dojazd do posesji. Skrzyżowaniem nie jest także sytuacja, gdy do drogi głównej dochodzi droga wewnętrzna. Ten ostatni przypadek jest najbardziej podchwytliwy, ponieważ droga taka może wyglądać zupełnie normalnie i „pełnoprawnie”. Dopiero znak „droga wewnętrzna” rozwiewa wątpliwości, ale nie każdy na niego zwraca uwagę lub właściwie interpretuje.
Inną sytuacją, kiedy nie mamy do czynienia ze skrzyżowaniem jest taka, gdy poruszamy się drogą dwujezdniową, a więc taką, gdzie kierunki ruchu oddzielone są od siebie na przykład pasem zieleni. Jeśli do jezdni po naszej lewej dochodzi wlot drogi poprzecznej, to z naszej perspektywy nie jest to skrzyżowanie. Skoro nie ma ona połączenia z naszą jezdnią, to nie ma żadnego powodu, aby odwoływała znaki po naszej stronie.
Na koniec trzeba jeszcze wspomnieć o wyjątku, jakim jest znak B-43. Oznacza on strefę ograniczonej prędkości, a umieszczony na nim limit obowiązuje na całym obszarze, aż do odwołania, które może nastąpić tylko za pomocą znaku B-44 „koniec strefy ograniczonej prędkości”. Ten znak nie jest odwoływany przez żadne skrzyżowanie.
Druga podobna sytuacja ma miejsce, kiedy pod znakiem z nazwą miejscowości umieszczone jest ograniczenie prędkości. Oznacza to, że dany limit obowiązuje na całym jej terenie i jego skrzyżowania też nie odwołują.
Próbowaliście kiedyś wyjechać z parkingu na ruchliwą drogę? Więc wiecie, że zwykle możliwość włączenia się do ruchu zleży wyłącznie od dobrej woli innych kierujących. Zrozumiałe, że w przypadku transportu zbiorowego zrobiono wyjątek i kierowcy samochodów muszą wpuścić przed siebie kierowcę autobusu ruszającego z przystanku. Lecz przepisy to regulujące są bardziej skomplikowane, niż się wam wydaje.
Czy autobus ma pierwszeństwo ruszając z przystanku
Banalne pytanie, prawda? Prawidłowa odpowiedź, dla porządku, brzmi… nie. Nie, autobus nie ma pierwszeństwa ruszając z przystanku. Mówi o tym wprost art. 18, ust. 1 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
Kierujący pojazdem, zbliżając się do oznaczonego przystanku autobusowego (trolejbusowego) na obszarze zabudowanym, jest obowiązany zmniejszyć prędkość, a w razie potrzeby zatrzymać się, aby umożliwić kierującemu autobusem (trolejbusem) włączenie się do ruchu, jeżeli kierujący takim pojazdem sygnalizuje kierunkowskazem zamiar zmiany pasa ruchu lub wjechania z zatoki na jezdnię.
Jaki z tego wniosek? Jeśli autobus chce wyjechać z zatoki przystankowej, powinniśmy mu ten wyjazd umożliwić. Ale to nie to samo co pierwszeństwo
Czy autobus na przystanku ma pierwszeństwo?
Popatrzmy na cytowane przepisy. Wynika z nich jednoznacznie, że inni kierujący mają obowiązek ustąpienia autobusowi miejsca, co nie dotyczy terenu niezabudowanego. Zdradźmy jeszcze brzmienie ustępu drugiego z cytowanego artykułu:
Kierujący autobusem (trolejbusem), o którym mowa w ust. 1, może wjechać na sąsiedni pas ruchu lub na jezdnię dopiero po upewnieniu się, że nie spowoduje to zagrożenia bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Co to oznacza? Okazuje się, że autobus wyjeżdżający z zatoki przystankowej NIGDY nie ma pierwszeństwa. Dochodzi tu do ważnego rozróżnienia, o którym wielu kierowców nie wie lub nie rozumie. Kierujący ma obowiązek umożliwienie włączenie się do ruchu autobusowi, ale to coś innego niż pierwszeństwo. Tak jak jadąc na suwak, kierowcę z pasa zanikającego trzeba wpuścić przed siebie, ale nie ma on pierwszeństwa.
Dlaczego to rozróżnienie jest takie ważne? Decyduje o winie w razie kolizji. Jeśli macie pierwszeństwo, a ktoś tego nie respektuje, to wina po zderzeniu leży po jego stronie. W przypadku autobusu sprawy mają się inaczej. Kierowcy osobówek mają obowiązek umożliwienie mu włączenie się do ruchu, ale kierowca autobusu, w przeciwieństwie do poruszania się drogą z pierwszeństwem, nie może zakładać, że inni kierujący zatrzymają się na jego widok. Dopiero gdy to zrobią, może ruszyć.
Kiedy autobus ma pierwszeństwo przed innymi pojazdami?
Dodajmy jeszcze dla porządku, że kierowca autobusu, w przeciwieństwie do motorniczego kierującego tramwajem, nie może liczyć na żadne przywileje dotyczące pierwszeństwa przejazdu. Pojazd szynowy ma pierwszeństwo na przykład zjeżdżając z ronda, a także w sytuacjach równorzędnych (czyli kiedy ruchu nie regulują na przykład znaki drogowe). Kierowca autobusu nie ma takich przywilejów – nawet wyjeżdżając z przystanku nie ma, wbrew obiegowej opinii, pierwszeństwa.
Jak przygotowuje się tunel drogowy do betonowania?
Przygotowanie betonowej nawierzchni wymaga zastosowania specjalnej technologii i maszyn. Początkiem całego procesu jest przygotowanie mieszanki betonowej, a właściwie dwóch różnych mieszanek, przeznaczonych do górnej oraz dolnej warstwy nawierzchni, o odpowiednich właściwościach i parametrach, wytrzymałej na obciążenia i warunki klimatyczne. Kluczową rolę w tym procesie odgrywa też czas. Od wytworzenia mieszanki do jej ułożenia nie może minąć więcej niż dwie godziny.
Nawierzchnia betonowa w tunelu w Zielonkach jest układana na specjalnie przygotowanej podbudowie z kruszywa. To kluczowe zadanie wykonują specjalne maszyny, tzw. układarki. Betonowa nawierzchnia układana jest na połowie szerokości jezdni, a po tygodniu na pozostałej części. Prędkość, z jaką układają nawierzchnię, waha się od 24 do 42 metrów na godzinę. Dla porównania, rozściełacze rozkładające najbardziej rozpowszechnioną na drogach nawierzchnię asfaltową poruszają się ponad dziesięciokrotnie szybciej.
Jak wygląda betonowanie tunelu na drodze ekspresowej S52?
Beton układany jest w dwóch warstwach. Pierwsza, dolna, ma grubość 27 cm, a górna 5 cm. Warstwy układane są w niewielkim odstępie czasu jedna po drugiej, żeby mogły się ze sobą związać. Dodatkowo co 5 metrów, bezpośrednio po ułożeniu dolnej warstwy, wbudowywane są w nią podłużnie niewielkie pręty, tzw. dyble. Zapewniają one odpowiednią współpracę sąsiadujących ze sobą płyt betonowych dzięki czemu obciążenie powstające od kół pojazdów rozkłada się optymalnie między płytami.
Mieszanka służąca do ułożenia górnej warstwy nawierzchni ma w swoim składzie drobniejsze kruszywo. Zaraz po ułożeniu drugiej warstwy, nawierzchnia jest spryskiwana specjalnym preparatem opóźniającym wiązanie cementu. Powoduje to, że wierzchnia warstwa betonu wolniej tężeje i dłużej traci wilgotność. W ciągu pierwszej doby od ułożenia wjadą na nią pojazdy z obrotowymi metalowymi szczotkami zdejmując cienką warstwę betonu i odsłaniając kruszywo. Dzięki temu nawierzchnia betonowa jest szorstka, a samochody mają zapewnioną odpowiednią przyczepność i tarcie w razie hamowania.
Po odsłonięciu kruszywa nawierzchnia drogi jest ponownie spryskiwana, żeby utrzymać odpowiednie tempo tężenia betonu i nie dopuścić do jego pękania pod wpływem skurczu w czasie wiązania.
Płyty betonowe zmieniają swoją objętość pod wpływem temperatury otoczenia, dlatego też na ułożonej nawierzchni wykonuje się poprzeczne nacięcia, tzw. dylatacje skurczowe, w miejscu ułożenia dybli. Taki zabieg wymusza powstanie ewentualnych pęknięć właśnie w miejscu nacięcia, dzięki czemu konstrukcja jest trwalsza. Wykonane nacięcie jest odpowiednio uszczelnione.
Po 7 dniach od ułożenia nawierzchnia betonowa osiągnie ok. 70 proc. swojej docelowej wytrzymałości. Docelowa wytrzymałość betonu w konstrukcji nawierzchni osiągana jest zazwyczaj po 28 dniach.
Przygotowanie i układanie nawierzchni betonowej to proces trudniejszy i droższy niż układanie nawierzchni asfaltowej. Remont takiej jezdni jest też bardziej skomplikowany, wymaga bowiem m.in. skuwania, a nie frezowania, jak w przypadku nawierzchni bitumicznej. Obie nawierzchnie projektowane są na 30 lat użytkowania, przy czym dla nawierzchni betonowej nie przewiduje się remontu, a w nawierzchni asfaltowej co 10-15 lat wymienia się warstwę ścieralną. Szerzej o różnicach pomiędzy nawierzchnią betonową i asfaltową pisaliśmy tutaj.
Budowa północnej obwodnicy Krakowa
Budowana Północna Obwodnica Krakowa w ciągu drogi ekspresowej S52 będzie miała długość 12,3 km i dwie jezdnie z trzema pasami ruchu na każdej z nich. Węzły drogowe połączą ją z istniejącym układem komunikacyjnym, a 20 km dróg dojazdowych pozwoli na dogodne dojazdy z obszaru Krakowa i okolicznych miejscowości. Do węzła Modlnica dobudowane zostaną cztery łącznice. Kolejne węzły w kierunku wschodnim to Zielonki, Węgrzce, Batowice i Kraków Mistrzejowice. Ten ostatni węzeł wybudowany zostanie w ramach realizacji S7 i połączy obie drogi ekspresowe, zamykając tym samym ring wokół Krakowa. W ciągu S52 POK powstaną także dwa tunele, 27 obiektów (wiadukty, estakada) i 4 km murów oporowych.
Oba tunele mają łącznie ponad 1,1 km długości. Obiekt w Zielonkach ma 653 m, a w Dziekanowicach 496 m. Między tunelem w Dziekanowicach a węzłem Węgrzce powstaje najdłuższa na odcinku S52 estakada, mająca prawie 570 metrów długości. Biegnie ona nad ul. Krakowską w Bosutowie i potokiem Sudół Dominikański. Faktycznie ten obiekt składa się z dwóch estakad, o długości 569 m i 565 m. Długości obu konstrukcji są różne, bo są one poprowadzone w łuku. Dlatego obiekt południowy, będący „wewnętrznym” łukiem, jest o niespełna 4 metry krótszy. Jezdnia estakady będzie przebiegać w niektórych miejscach prawie 13 metrów nad poziomem terenu.
Kontraktowy termin oddania tej inwestycji do użytku to wrzesień 2024 roku. Trwają analizy dotyczące ewentualnego niewielkiego przesunięcia tego terminu ze względu na intensywne opady deszczu w ostatnich latach i większy niż pierwotnie planowano zakres prac archeologicznych. Stan zaawansowania prac w maju 2024 roku to 91 proc.
Wyjaśnijmy od razu kontekst całej sytuacji. Ulica Stefana Batorego w Warszawie, gdzie doszło do zdarzenia, ma po jednym pasie ruchu w każdą stronę. Jednak przed skrzyżowaniem z aleją Niepodległości rozdziela się na dwa, a później na trzy pasy. Prawy służy do jazdy w prawo, środkowy prosto, zaś lewy do poruszania się prosto lub skrętu w lewo. Jednak w ramach zmienionej organizacji ruchu lewy pas pojawia się znacznie później.
Kierowca Skody Fabii, będący taksówkarzem czy też inną osobą świadczącą usługi przewozu osób, postanowił pojechać po staremu. To bardzo zdenerwowało autora nagrania, który zdążył już zatrąbić na kierowcę, który lewymi kołami stał po złej stronie nowej ciągłej linii oraz na kierującego skuterem, który zupełnie niepotrzebnie poruszał się po linii, bo miał dość miejsca, aby jechać całkowicie przepisowo. Ktoś trąbiący na skuter, bo kierujący nim najechał na linię, jest zdecydowanie osobą, która lubi pouczać innych i czepiać się najdrobniejszych nieprawidłowości.
Co zrobił na widok Skody, która jechała lewymi kołami po złej stronie? Oczywiście zaczął przeraźliwie trąbić. Nie próbował jakoś ominąć nieprawidłowo jadący pojazd. Gorzej – on widząc, że kierujący Lexusem robi miejsce Skodzie, zajechał jej drogę. Samemu najeżdżając na ciągłą linię, ale pewnie uznał, że dokonuje „obywatelskiej interwencji”, więc nie musi przestrzegać prawa, którego przestrzegania tak bardzo wymaga od innych.
Co znamienne, w tym momencie odzywa się głos kobiety, z którą cały czas musiał przez telefon rozmawiać nagrywający. Pyta „Na kogo trąbisz tym razem?”, co jasno wskazuje, że autor nagrania ma upodobanie do używania klaksonu. Jak sprawę widział sam nagrywający?
Kierowca jechał pod prąd, wymuszając na mnie zjechanie na wysepkę autobusową. Nie zjechałem, zachowując się zgodnie z przepisami ruchu drogowego. Aby kierowca mnie zauważył i nie wjechał we mnie użyłem sygnału dźwiękowego (klakson).
Jasne, „zgodnie z przepisami”. Urocze jest też tłumaczenie, że trzymał przez cały czas wciśnięty klakson, żeby „kierowca go zauważył”. Bo wcale się nie zatrzymał na widok nagrywającego, który zablokował mu drogę. Ale zdaniem autora to kierowca Skody zachowywał się agresywnie, bo, jak punktuje (pisownia oryginalna):
Włączył dyskotekową muzykę na cały regulator.
Wystawił przez okno głowę i rękę z gestem „F#@k You” i wymachiwał dłonią z gestem w moim kierunku przez dłuższy czas.
Próbował na mnie najechać.
Przejeżdżając obok mnie, zatrzymał się i mówił głośno coś ze wschodnim akcentem (Ukraiński bądź Białoruski) grożąc mi rękami. Ja jedynie pokazałem na pomarańczowe znaki poziome wyznaczające w tym miejscu prawidłowe reguły ruchu drogowego i powiedziałem „Żółte linie są”. Wyraźnie widać, które znaki poziome tutaj obwiązują i większość kierowców się do nich stosuje.
Następnie kierowca uderzył mnie przez otwarte okno. Dosłownie przełożył rękę przez otwarte okna, do mojego pojazdu i uderzył mnie w ramię. Tym samym naruszył moją osobistą nietykalność.
Żeby było zabawniej, na tym mogło się nie skończyć. Chyba zdenerwowany „naruszeniem osobistej nietykalności” nagrywający, chciał ruszyć w pościg za kierowcą Skody. Niestety nie mógł „przez gęsty ruch”. Nie mógł też nagrać go telefonem, ponieważ „starał się zachowywać w sposób bezpieczny dla ruchu drogowego i być opanowanym”. Trochę szkoda, że nie dowiemy się, co zrobiłby autor nagrania, gdyby złapał kierowcę Skody. Lecz z drugiej strony dla wszystkich było lepiej, że nie urządzał sobie pościgów po drogach publicznych.
Warto zacząć od podstaw, czyli wyjaśnienia, co tak naprawdę znaczy podwójna ciągła linia. Wbrew intuicji wielu kierowców, wcale nie chodzi o zabranianie wyprzedzania:
Znak P-4 „linia podwójna ciągła” rozdziela pasy ruchu o kierunkach przeciwnych i oznacza zakaz przejeżdżania przez tę linię i najeżdżania na nią.
Czyli wyprzedzanie na ciągłej linii jest dozwolone? Tak, ale nie. To zależy.
Popatrzcie raz jeszcze na cytowany przepis. Nie ma tam ani słowa o zakazie wyprzedzania. Mowa jest tylko o zakazie przekraczania linii. Wniosek z tego płynie prosty. Jeśli uda nam się zmieścić z rowerzystą w ramach jednego pasa ruchu, to możemy go wyprzedzić.
Taki manewr może być jednak trudny do wykonania, ponieważ potrzebujemy na to odpowiednio dużo miejsca. Jak bowiem stanowi art. 24, ust. 2 Kodeksu drogowego:
Kierujący pojazdem jest obowiązany przy wyprzedzaniu zachować szczególną ostrożność, a zwłaszcza bezpieczny odstęp od wyprzedzanego pojazdu lub uczestnika ruchu. W razie wyprzedzania roweru, wózka rowerowego, motoroweru, motocykla, hulajnogi elektrycznej, urządzenia transportu osobistego, osoby poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch lub kolumny pieszych odstęp ten nie może być mniejszy niż 1 m.
Jak widzicie, przepisy jasno zabraniają wyprzedzania, między innymi rowerzystów, przejeżdżając zbyt blisko nich. Taki manewr byłby niebezpieczny – podmuch powietrza, wywołany przez nasz pojazd, może zachwiać cyklistą lub go przestraszyć. Jeśli więc decydujecie się na wyprzedzanie rowerzysty na podwójnej ciągłej linii, upewnijcie się, że możecie zrobić to bezpiecznie.
Czy dozwolone jest wyprzedzanie rowerzystów na zakazie wyprzedzania?
Skoro już rozmawiamy o wyprzedzaniu rowerzystów, to poruszmy jeszcze kwestię wykonywania tego manewru na zakazie wyprzedzania. Czy odpowiedzi na to pytanie nie jest zbyt oczywista, żeby kwestię w ogóle poruszać?
Otóż nie. Znak B-25 „zakaz wyprzedzania” odnosi się do wyprzedzania przez pojazdy silnikowe, pojazdów silnikowych wielośladowych. Tymczasem rower jest pojazdem niesilnikowym, więc wyprzedzać go w takiej sytuacji można.
Takie sytuacje są jednak bardzo rzadkie, ponieważ zwykle znak B-25 jest łączony z linią ciągłą. Lecz jeśli pas będzie dostatecznie szeroki, to możecie wyprzedzić rowerzystę pomimo linii ciągłej i pomimo zakazu wyprzedzania.
Czy na pasie do skrętu trzeba włączać kierunkowskaz?
Zdania na ten temat są podzielone. Jedni kierowcy nawet czekając minutę czy dwie na zielone światło na pasie służącym wyłącznie do skrętu, mają włączony kierunkowskaz. Sygnalizowanie manewru traktują bardzo poważnie.
Inni kierowcy wskazują wprost – skoro stoją na pasie służącym wyłącznie do skrętu na przykład w lewo, to czy trzeba jaśniejszego sygnału co do ich zamiarów? Logika podpowiada, że sprawa jest oczywista, ale to nie znaczy, że tak samo sprawę definiują przepisy.
Rozwiązywania podobnych dylematów najlepiej szukać w przepisach o ruchu drogowym, a te wskazują jednoznacznie:
Kierujący pojazdem jest obowiązany zawczasu i wyraźnie sygnalizować kierunkowskazem zamiar zmiany kierunku jazdy lub pasa ruchu oraz zaprzestać sygnalizowania niezwłocznie po wykonaniu manewru.
Nie ma tu zatem żadnego pola do rozważań czy dodatkowych interpretacji. Kierowca ma obowiązek sygnalizować zamiar wykonania manewru, a robi to za pomocą kierunkowskazu. Wyjątków nie przewidziano.
Z tego też powodu, że nie ma wyjątków, nie mamy co liczyć na pobłażliwość policjantów. Tłumaczenia w stylu „no przecież było oczywiste, gdzie będę jechał” też raczej nie pomogą.
Mandat za brak właściwego sygnalizowania manewru, to 200 zł i 2 punkty karne.
Żeby wiedzieć, jak zachowywać się przepisowo, trzeba sięgnąć do przepisów. Logiczne. Kto tak zrobi, czeka go niemałe zaskoczenie, ponieważ Prawo o ruchu drogowym nie precyzuje w ogóle tego, czym jest rondo. To dlatego, że obowiązują na nim takie same zasady, jak na każdym innym skrzyżowaniu. Wielu kierowcom trudno to jednak zrozumieć, ze względu na sam kształt ronda.
Informacje na temat tego rodzaju skrzyżowania, znajdziemy tylko w rozporządzeniu dotyczącym znaków i sygnałów drogowych. Tam możemy przeczytać w par. 36, pkt. 1:
Znak C-12 „ruch okrężny” oznacza, że na skrzyżowaniu ruch odbywa się dookoła wyspy lub placu w kierunku wskazanym na znaku.
Zasada pierwszeństwa na rondzie
Jak określić pierwszeństwo na rondzie, skoro nie ma żadnych przepisów, regulujących poruszanie się na rondzie? To proste. Brak konkretnego przepisu oznacza, że trzeba zastosować przepisy ogólne, czyli w tym przypadku takie, jakie obowiązują na wszystkich skrzyżowaniach. Oznacza to, że mamy pierwszeństwo wjeżdżając na rondo, a ci którzy się na nim znajdują, muszą nas przepuścić.
Nie, nie pomyliliśmy się. Naprawdę zasada jest taka, że to kierowca WJEŻDŻAJĄCY na rondo ma pierwszeństwo. Znak C-12 informuje jedynie o kierunku jazdy po rondzie, ale w żaden sposób nie porusza kwestii pierwszeństwa. Rondo jest więc skrzyżowaniem równorzędnym. W takich miejscach pierwszeństwo ma kierujący, którego mamy po prawej stronie, czyli w tym przypadku wjeżdżający na rondo.
Ta zasada wydaje się kierowcom zupełnie nielogiczne. Rozsądek podpowiada, że to wjeżdżający na rondo, powinien zaczekać. Dlatego też przed rondami niemal zawsze ustawiany jest znak A-7, zmieniający pierwszeństwo na takie, jakie podpowiada intuicja.
Trzeba jednak zawsze być czujnym, szczególnie w nowych dla nas miejscach. Nie ma obowiązku umieszczania znaku A-7 przed rondem i można w Polsce znaleźć takie miejsca. Konieczne jest więc uważne obserwowanie znaku.
Jeśli nie dostosujemy się do znaku A-7, a więc wymusimy pierwszeństwo na innym uczestniku ruchu, grozi nam mandat do 500 zł. To jednak wariant optymistyczny.
Pesymistyczny jest za to taki, że wymuszając pierwszeństwo, doprowadzimy do kolizji. Wtedy kwota mandatu wzrośnie do 1000 zł plus ewentualne doliczenie kary za przyczynę doprowadzenia do zdarzenia, a więc kolejne 500 zł. Do tego dochodzą jeszcze punkty karne, pożegnanie się ze zniżkami ubezpieczenia za bezszkodową jazdę oraz konieczność naprawienia własnego pojazdu.
Naprawa klimatyzacji samochodowej to rzecz, o której musimy pamiętać, bo przecież ten system jest jednym z elementów wyposażenia, które uważamy za „must have”. Bez niej trudne są podróże nie tylko latem w upalne dni, ale też zimą, gdy klimatyzacja przydaje się do wyeliminowania nadmiernej ilości wilgoci. Jak każdy element w samochodzie wymaga przeglądów i serwisu, aby służyła długo i bezawaryjnie. Ma to także przełożenie na nasze zdrowie, bo przecież to klimatyzacja odpowiada za jakość powietrza w kabinie, więc jej prawidłowe funkcjonowanie oznacza dobre powietrze, którym oddychamy w aucie.
Warto przyjrzeć się poniższym poradom i sprawdzić, na jakie awarie może być narażony układ, a także jak wygląda naprawa klimatyzacji samochodowej.
Do podstawowych elementów budowy każdego układu klimatyzacji należą:
sprężarka,
skraplacz,
parownik.
Jak wspomnieliśmy wcześniej, o każdy z tych elementów należy dbać, jeśli chcemy, aby nasz układ klimatyzacji funkcjonował bez zarzutu.
Zadaniem sprężarki klimatyzacji jest przemieszczanie czynnika chłodzącego oraz zwiększanie jego ciśnienia i temperatury. Skraplacz to wymiennik ciepła, który odprowadza ciepło z czynnika chłodniczego przejętego. Z kolei parownik natomiast odbiera ciepło z powietrza kabiny oraz osusza je.
Naprawa klimatyzacji samochodowej – jak usunąć usterki?
Do najczęstszych awarii w układzie klimatyzacji należą nieszczelność, usterka kompresora oraz uszkodzenie chłodnicy. Gdy układ jest nieszczelny może dochodzić do wycieku płynu chłodniczego oraz oleju smarującego kompresor. Brak środka smarnego oznacza zatarcie się kompresora, co prawie na pewno skończy się awarią. Wówczas konieczna będzie kosztowna regeneracja lub wymiana na nowy.
Nieszczelność klimatyzacji sprawdza się za pomocą otwarcia układu ciśnieniowego oraz jego czyszczenie. Do środka wpuszcza się barwnik UV, który w przypadku nieszczelności, widoczny jest w świetle ultrafioletowym.
Do uszkodzenia chłodnicy najczęściej dochodzi w przypadku stłuczki lub wypadku. To element, który najczęściej znajduje się z przodu auta i jest jednym z najbardziej narażonych na awarię. Chłodnica klimatyzacji lubi też rdzewieć, co oznacza wymianę elementu na nowy. Jej ceny wahają się od kilkuset złotych do nawet 2500 zł.
Serwis klimatyzacji samochodowej – jak często to robić?
Kluczem jest tutaj regularność, dlatego warto robić przegląd klimatyzacji chociaż raz w roku. Nie chodzi tylko o nabicie czynnika i ozonowanie, ale także o dokładny serwis i sprawdzenie szczelności, aby za wczasu wykryć ewentualne defekty.
Podczas każdego serwisu klimatyzacji samochodowej należy wymienić filtr kabinowy (najlepiej z wkładem węglowym), uzupełnić czynnik (ubywa go ok. 15% rocznie) oraz przeprowadzić ozonowanie, czyli dokładną dezynfekcję kabiny, a także szczelin układu klimatyzacji.
Czy warto korzystać z klimatyzacji samochodowej?
Do korzystania z klimatyzacji latem nikogo nie musimy namawiać. Przyjemnie chłodne powietrze, gdy na zewnątrz panuje upał jest nieocenione podczas krótkich podróży w mieście, czy w długich trasach.
Jednak nie każdy wie, że korzystanie z klimatyzacji jest bardzo korzystne także zimą. Znacznie osusza kabinę auta, w której zimą gromadzi się sporo wilgoci, a także wydłuża żywotność całego układu. Niekorzystanie z układu klimatyzacji w samochodzie może skończyć się jego usterką. Do najczęstszych należy korozja na elementach sprzęgła sprężarki – najważniejszego elementu całego układu. Warto pamiętać o tym, że olej w sprężarce jest rozprowadzany tylko wtedy, gdy klimatyzacja jest włączona.
Warto więc korzystać z klimatyzacji przez cały rok, nawet mimo zwiększonego spalania (od 0,3 do 1,5 l paliwa na 1 godzinę pracy klimatyzacji).
Cena naprawy jest uzależniona od środków, z jakich korzysta dany serwis, a także od miejsca lokalizacji. Serwis klimatyzacji samochodowej w dużym mieście może kosztować nawet 250-300 zł. W mniejszych miejscowościach ten wydatek może być nawet o połowę tańszy. Nie warto się sugerować tylko ceną, bo jej atrakcyjność może sugerować brak profesjonalizmu serwisu, a jednocześnie nieskuteczną naprawę. Przy wyborze serwisu klimatyzacji samochodowej warto zwrócić uwagę na ilość jego opinii.
Koszty naprawy układu klimatyzacji mogą być też uzależnione od ilości czynnika R1234yf, który trzeba uzupełnić w danym pojeździe. Standardowe auto osobowe ma zbiornik o pojemności ok. 500-600 g. Natomiast w dużych autach (np. SUVach) może być go więcej. Pierwsze 100 g R1234yf może kosztować ok. 250 zł, a następne 70-100 zł.
Transporter motocyklowy dla psa lub kota to coraz częściej wyszukiwane akcesoria motocyklowe. Jeżeli jesteśmy pasjonatami zarówno zwierząt, jak i motocykli, to często musimy wybierać, między dłuższym motocyklowym wyjazdem, a zapewnieniem opieki naszemu pupilowi. Na szczęście obie sprawy można połączyć i zabrać ze sobą zwierzę na wycieczkę lub przetransportować do innego miejsca, gdzie zwierzęta są akceptowane.
Transporter motocyklowy dla psa lub kota
Czy pies na motocyklu lub kot na motorze jest więc tylko śmiesznym obrazkiem z internetu czy realnym zjawiskiem? Postawiłyśmy sprawdzić jak przewozić psa na motorze, aby było to bezpieczne dla zwierzaka, czy istnieje cos takiego jak kufer motocyklowy dla psa i czy te same transportery możemy użyć również do przewożenia kota na jednośladzie?
Transporter tekstylny dla psa lub kota na motocykl
Kufry tekstylne dla zwierząt zwykle są usztywniane i dobrze wentylowane. Mają możliwość otwarcia otworu jedynie na głowę zwierzęcia i przypięcia go paskiem do transportera. Dla mniejszych zwierząt istnieje możliwość przewozu z przodu na baku, a większe torby montuje się w miejsce tylnego kufra lub na siedzeniu pasażera. Pies na motocyklu najlepiej poczuje się wtedy, gdy torba do przewozu psa będzie przewiewna, czyli np. tekstylna.
Transporter dla psa na motor – Bagster Puppy Tankbag
Tak może wyglądać torba dla psa na motocykl – może też służyć przewozowi kota czy w ogóle małych zwierząt.
Wymiary: 45 x 33 x 20cm
Cena: ok. 700 zł + 250 zł mocowanie na bak (Bagster Easy Trail Evo)
Kufer Kuryakyn do przewozu zwierząt
Poniżej profesjonalny kufer dla psa na motor. Producent zadbał o mnogość akcesoriów, które pomogą w możliwie najmniej stresowy i bezpieczny dla psa sposób przewieźć go na motocyklu.
Wymiary: 47 cm X 35,5 cm X 33 cm
Cena: ok. 1670 zł
Torba Deemeed Petbag
Ten transporter motocyklowy dla psa może być wyjątkowo sporych rozmiarów, nawet do rozmiaru L, ale zanim się na niego zdecydujemy warto skorzystać z rozmiarówki producenta, który wskazuje, jakich gabarytów pupila można przewieźć danym rozmiarem torby.
Wymiary: rozmiary od XS-L
Cena: 1300-1700 zł
Torba dla psa na motocykl – Nelson Rigg Route 1
Poniżej z kolei kufer dla psa na motor – pudełkowaty pakunek, do którego wejdzie niedużych rozmiarów mały ratlerek czy york. Ważne – ten model nie ma „okienka”, ale wyposażony jest w duży otwór wentylacyjny.
Torby dla psa i kota na motocykl Route 1
Wymiary: 43 x 38 x 30 cm
Cena: ok 1550 zł
Kufer dla psa na motocykl – Givi T525 z mocowaniem monolock
Ta torba nosidło dla psa jest idealnym wyborem wtedy, gdy nie tylko chcemy przewieźć psiaka lub kota na motocyklu, ale także chcemy wygodnie z takim pakunkiem chodzić. Jeśli mamy możliwość mocowania typu monoblock warto zapoznać się z ofertą znanego, włoskiego producenta toreb motocyklowych.
Wymiary: 40 x 37 x 51 cm
Cena: ok. 1000 zł
Transporter dla psa na motocykl – torba GoldFire
Taki transporter dla psa na motocykl to rozwiązanie kompletne. Ma mocowania, duży otwór wentylacyjny, a nawet osłonę przeciwdeszczową.
Torby dla psa i kota na motocykl Goldfire
Wymiary: 47x33x35 cm
Cena ok. 800 zł
Torba dla psa na motor – Kemi Moto
W poniższym wypadku producent podaje dokładne wymiary swojego wyrobu, aby móc ustalić, jakiego pupila do niego zmieścimy.
Wymiary: 44 x 38 x 31 cm
Cena: ok. 800 zł
Plecaki do przewozu psa na motocyklu
Pies na motocyklu to niecodzienny widok, ale w sytuacji stresowej z pewnością doceni bliskość swojej pani lub pana. Producenci uznali, że plecak do transportu psa lub kota będzie idealny jedynie dla małych pupili. Taki plecak dla psa na motor powinien być usztywniany, wentylowany oraz zapewniać wygodę noszenia przez dłuższy czas. Pamiętajmy, że znaczne obciążenie dla kręgosłupa i ramion motocyklisty/tki.
Plecak do transportu psa lub kota Delsey Raspail
plecak do transportu zwierząt Delsey Raspail
Wymiary: 31 cm x 43 cm x 29,5 cm
Cena: ok. 700 zł
Plecak dla psa lub kota na motocykl Kurgo G-Train K9
Oto transporter motocyklowy dla psa, który wygląda jak tradycyjny plecak, ale dzięki dużemu otworowi na jego szczycie możemy przewozić w nim psa.
Wymiary: 33 cm x 53,3 cm x 25,4 cm
Cena: ok. 500 zł
Plecak dla psa na motocykl – Trixie Timon
Poniżej kolejny plecak, który może służyć jako transporter motocyklowy dla psa lub kota. po bokach ma trzy siateczki wentylacyjne, a całość wykonana została z przewiewnej tkaniny.
Trixie Timon plecak dla zwierząt
Wymiary: 44 x 34 x 30 cm
Cena: ok. 250 zł
Nobby Pet Nomad plecak dla psa lub kota
Ten plecak wyjątkowo przypadł nam do gustu, ponieważ… nie jest czarny. Większość powyższych została wykonana z ciemnych barw, co – jak wiemy – w słońcu wróży tylko nagrzewaniem. Aby transporter motocyklowy dla psa lub kota był nie tylko przewiewny, ale i praktyczny, ten plecak wyposażono w sporą kieszeń przednią i dwa boczne uchwyty np. na zwinięte posłanie lub mały kocyk.
Wymiary: 45x26x27
Cena: ok. 500 zł
Knuffelwuff Benson plecak dla psa
Oto kolejna propozycja, która ma podobne zalety jak powyższy transporter motocyklowy dla psa lub kota. Wydaje się porządnie wykonany i lekki. Posłuży do przewożenia niedużych zwierząt.
Knuffelwuff Benson plecak dla zwierząt
Wymiary: 34 x 30 x 43 cm
Cena: ok 250 zł
Przyczepka czy kosz do przewozu psa na motocyklu?
Powyższe metody przewozu zwierzęcia na motocyklu nie sprawdzą się w przypadku dużego psa. Aby bezpiecznie przewieź dużego psa na motocyklu można udostępnić mu więcej przestrzeni w specjalnym bagażniku, wózku bocznym lub na małej przyczepce. Transporter motocyklowy dla psa dużych gabaytów właściwie nie istnieje, przynajmniej nam nie udało się znaleźć gotowych produktów w sprzedaży. Jeśli znacie takie rozwiązania chętnie poczytamy o nich w waszych komentarzach.
Jednak motocykliści potrafią sobie świetnie radzić, co widać na poniższych przykładach.
Sit Stay Ride: The Story of America’s Sidecar Dogs
Dog Saucer
Dog Saucer
Jak wozić psa na motorze? Początki bywają trudne…
Pies na motocyklu z pewnością będzie mniej zestresowany, gdy zacznimy z nim tę wspólną przygodę małymi kroczkami. Najpierw przyzwyczaimy go do odgłosu uruchamianego silnika, bo nawet taki dźwięk potrafi spłoszyć zwierzę. Następnie powinniśmy sadzać go na postoju na motocykl, wspólnie spędzać na nim czas, np. głaszcząc zwierzę – ważne, aby zawsze kojarzyło to miejsce z przyjemnością. Potem warto robić to samo, ale na uruchomionym motocyklu.
Kolejne kroki to przyzwyczajanie do transportera – smaczki z pewnością pomogą, aby w ogóle zachęcić zwierzę do wejścia do środka. Gdy lęk z małą przestrzenią minie, warto odbywać próbne, krótkie przejażdżki, dosłownie kilkuset metrowe, aby zobaczyć, jak pies reaguje na podróż motocyklem. Jeśli ten etap się uda, powoli możemy wydłużać dystanse pamiętając, że do podróży z psem na motocyklu trzeba się odpowiednio przygotować, robić częste przystanki na potrzeby fizjologiczne psa i na pewno zapewnić mu odpowiednie nawodnienie.
A co w sytuacji, gdy pupil boi się wejść do wnętrza transportera? Warto rozważyć ochronny hełm dla psa.
Kask motocyklowy dla psa
Pies na motorze w kasku? Owszem, widywałyśmy takie zdjęcia w internecie. Czy to bezpieczne? Trudno powiedzieć, ale jeśli zabezpieczymy psu głowę, wyposażymy w gogle (aby inspekty nie wpadły do oczu) i przypniemy go do siebie w sposób nieograniczający naszych ruchów, może to być scenariusz na początek pięknej, wspólnej przygody. Należy wyposażyć pupila w kask – a jest to dość trudne. tego typu akcesoria przypominają raczej zabawki niż bezpieczne hełmy ochronne. Pełno ich na Allegro czy Aliexpress. Radzimy podejść do tematu wybierając możliwie lekki kask, którego wiązanie nie będzie uwierało pupila w szyję. Jednocześnie warto, aby taki kask miał wycięcie na uszy, aby ich nie przygniatał.
Jak bezpiecznie wozić psa lub kota na motorze? Leki na stres
Czyli wiemy już, jak wozić kota na motocyklu, albo psa. Pamiętajmy jednak, że aby przetransportować zwierzę na motocyklu, konieczne jest zabezpieczenie go na czas jazdy motocyklem, np. przed ucieczką czy atakiem paniki. Tutaj oprócz profesjonalnych mocowań i zapięć transportera motocyklowego, potrzebne jest stopniowe przyzwyczajanie zwierzęcia do sytuacji jazdy motocyklem i ewentualne skorzystanie z ziołowych preparatów uspokajających. Ich wybór jest całkiem spory, ale rekomendujemy udać się w tej sprawie do lekarza weterynarii na odpowiednią konsultację. W grę wchodzą tu przecież nie tylko nerwy zwierzęcia, ale także możliwe nudności związane z potencjalną chorobą lokomocyjną.
Problem z wyprzedzaniem zaczyna się już od samej definicji tego manewru. Nie brakuje kierowców, którzy nawet tej podstawowej rzeczy nie rozumieją. Przypomnijmy więc, że zgodnie z Kodeksem drogowym, wyprzedzanie to:
Przejeżdżanie (przechodzenie) obok pojazdu lub uczestnika ruchu poruszającego się w tym samym kierunku.
Oznacza to, że nie musimy zmieniać pasa ruchu, na ten do jazdy w przeciwnym kierunku, aby „wyprzedzić”. Tak wygląda wyprzedzanie na drodze jednopasmowej, ale na drodze dwupasmowej każdy kierowca może jechać swoim pasem i ze swoją prędkością, a i tak powiemy, że jeden wyprzedził drugiego.
Prawidłowe wykonywanie manewru wyprzedzania wymaga także pamiętania o szeregu zasad i obowiązków. Poza zachowywaniem szczególnej ostrożności, kierowca ma obowiązek sprawdzenia czy:
ma odpowiednią widoczność i dostateczne miejsce do wyprzedzania bez utrudnienia komukolwiek ruchu;
kierujący, jadący za nim, nie rozpoczął wyprzedzania;
kierujący, jadący przed nim na tym samym pasie ruchu, nie zasygnalizował zamiaru wyprzedzania innego pojazdu, zmiany kierunku jazdy lub zmiany pasa ruchu
zachowuje bezpieczny odstęp od wyprzedzanego pojazdu lub uczestnika ruchu
Kiedy wyprzedzanie prawym pasem jest dozwolone w terenie zabudowanym?
Co do zasady pas prawy jest przeznaczony dla wolniej jadących pojazdów, a lewy do ich wyprzedzania. Jeśli ktoś nie trzyma się tej zasady i wlecze lewym pasem można jednak bez problemu go wyprzedzić. Zgodnie z Kodeksem drogowym:
Dopuszcza się wyprzedzanie z prawej strony na odcinku drogi z wyznaczonymi pasami ruchu, jeżeli co najmniej dwa pasy ruchu na obszarze zabudowanym przeznaczone są do jazdy w tym samym kierunku.
Nie znaczy to, że w każdej sytuacji można wyprzedzać z prawej strony w terenie zabudowanym. Są od tej reguły wyjątki.
Kiedy wyprzedzanie prawym pasem w mieście jest zakazane?
Czy dwa pasy w mieście wystarczają, żeby móc wyprzedzać inne pojazdy z prawej strony? Nie wystarczą – manewr taki jest zabroniony:
na drodze bez wyznaczonych pasów ruchu
przy dojeżdżaniu do wierzchołka wzniesienia
na zakręcie oznaczonym znakiem ostrzegawczym
na skrzyżowaniach, przejściach dla pieszych i innych miejscach, gdzie wyprzedzanie jest zabronione
Wyjaśnienia wymaga szczególnie pierwszy podpunkt. Jeśli jedziemy droga na tyle szeroką, aby zmieściły się tam obok siebie dwa pojazdy dwuśladowe, a nie ma żadnego oznakowania wyznaczającego pasy ruchu, to uznaje się że one tam są. Prawo zna takie pojęcie jak niewyznaczone pasy ruchu, ale w takim przypadku nie wolno wyprzedzać z prawej strony.
Kolejne dwa podpunkty w mieście są rzadko spotykane, zaś ostatni dotyczy sytuacji, w których w ogóle nie wolno wyprzedzać, bez względu na wybrany przez nas pas ruchu.
Znaki drogowe mogą być tradycyjne i „analogowe”, ale mogą także pojawiać się na umieszczonych nad drogami wyświetlaczach. Taki sposób prezentowania znaków drogowych nie jest niczym nowym na zachodzie, a i w Polsce coraz częściej jest spotykany. Rozwiązanie to jest o tyle dobre, że można informować kierowców lub nakładać na nich ograniczenia tylko w sytuacjach, kiedy jest to konieczne.
Jednym z takich znaków jest czerwony X, który umieszczany jest nad konkretnymi pasami ruchu. Jeśli się nad jakimś znajduje, to jest to pas wyłączony z ruchu i pod żadnym pozorem nie można z niego korzystać.
Gdzie można spotkać znak czerwonego X?
Czerwony X najczęściej spotykany jest na drogach szybkiego ruchu oraz w tunelach. Stosuje się go, kiedy dany pas musiał zostać wyłączony ze względu na przykład na pobliski wypadek lub trwające roboty drogowe.
W niektórych krajach stosuję się czerwonego X także do zmiany kierunku ruchu na drogach wielopasmowych. Dzieli się je wtedy tak, aby więcej pasów prowadziło w kierunku, w którym o danej porze ruch jest większy. Rano więc będziemy mieli więcej pasów prowadzących do miasta, a popołudniu z miasta. Pasy z których możemy korzystać w danym momencie oznaczone są zieloną strzałką.
Jaki mandat za niestosowanie się do znaku z czerwonym X?
Teoretycznie ignorowanie czerwonego X to „tylko” jazda pod prąd. Lecz jest to jazda na drodze szybkiego ruchu lub w tunelu, co sprawia, że przewina jest bardzo poważna. Dlatego zwykle jazda pasem oznaczonym czerwonym X, jest traktowana jako stwarzanie zagrożenia na drodze. Grozi za to mandat 1500-2500 zł oraz 10 punktów karnych. Ale to nie jedyne konsekwencje, jakie możemy ponieść za taki manewr.
Każda podobna sytuacja oceniana jest indywidualnie przez funkcjonariusza. Inaczej wygląda sytuacja, kiedy pojedziemy pasem oznaczonym czerwonym X i po chwili będziemy musieli go zmienić ze względu na prowadzone na nim prace. Inaczej zaś jest w sytuacji, kiedy taki manewr będzie oznaczał jazdę pod prąd, co niesie ze sobą poważne ryzyko śmiertelnego wypadku.
Jeśli policjant uzna, że ignorując czerwony X stworzyliśmy bardzo poważne zagrożenie, może zatrzymać nam prawo jazdy i skierować sprawę do sądu. Dopiero tam zostanie rozstrzygnięte, czy nasze czyny nie podważyły naszych kompetencji jako kierujących i czy uprawnienia zostaną nam zwrócone.
Przypomnijmy, że sąd może orzekać zakaz prowadzenia pojazdów, a także nałożyć na nas grzywnę do 30 tys. zł. Możliwe jest też oczywiście ograniczenie lub pozbawienie wolności, ale raczej nie w opisywanym przypadku.
Naprawdę trudno zrozumieć całe to zdarzenie, a co gorsza, nie jest to pierwszy raz kiedy zawodowi kierowcy narażają tak swoich pasażerów. Robią to celowo? Czy może naprawdę są tak skrajnie bezmyślni i nieporadni?
Tym razem chodziło o kierowcę autokaru, którym jechali uczniowie. Według relacji świadków, wjechał on na przejazd kolejowy pomimo zamykających się szlabanów. Czy nie wiedział co oznacza zamykający się szlaban na przejeździe kolejowym? Skro szlabany się zamykały, to znaczy, że już wcześniej włączyło się czerwone światło. Czy ktoś posiadający prawo jazdy może nie wiedzieć, co oznacza czerwone światło?
Kierowca tego autokaru najwyraźniej nie wiedział. Przecież gdyby wiedział, to należałoby go oskarżyć o celowe wjechanie na tory pociągowe, tuż przed nadjechaniem pociągu. Następnie zatrzymał się na nich „uwięziony” przez szlabany. Nie wiedział, że porysowany lakier i wyłamany szlaban są mniej warte od życia przewożonych dzieci? Nie mógł wiedzieć. Inaczej należałoby go oskarżyć o celowe narażanie pasażerów na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Kierowca autokaru zatrąbił, a że na miejscu był dróżnik, to podniósł szlabany. A co by było, gdyby tu dróżnika nie było? Kierujący stałby tak na torach, czekając aż pociąg zabije jego oraz przewożone dzieci?
Bezterminowe prawa jazdy w Polsce to nieistniejący przywilej
Dla starszych kierowców fakt, że prawo jazdy otrzymują dożywotnio, jest czymś oczywistym. Jeśli tylko lekarz orzecznik nie miał żadnych zastrzeżeń do ich stanu zdrowia, otrzymywali bezterminowe prawo jazdy.
Ten stan mógł się zmienić właściwie tylko w sytuacji, gdy jakiś wiekowy kierowca wzbudził zainteresowanie policji, a ta wnioskowałaby o sprawdzenie, czy dany kierujący nadal powinien prowadzić samochody. Dopiero to stanowiło podstawę do decyzji o cofnięciu uprawnień lub przyznaniu kierowcy uprawnień na określony czas.
Zmiany w tej kwestii zaszły na początku 2013 roku, kiedy przestano wydawać bezterminowe prawa jazdy. Od tego momentu osoby, wobec których nie ma żadnych zastrzeżeń jeśli chodzi o predyspozycje do kierowania pojazdami, otrzymują uprawnienia na 15 lat. Po tym czasie konieczne jest wyrobienie nowego prawa jazdy.
Kto musi wymienić prawo jazdy?
Ogólnie prawo jazdy muszą wymienić wszyscy. Chociaż prawo nie działa wstecz, nawet jeśli ktoś ma prawo jazdy bezterminowe, to musi zmienić je na terminowe. Wszystko przez ten zapis:
Osoby posiadające prawa jazdy wydane do dnia 18 stycznia 2013 r. obowiązane są dokonać ich wymiany, na prawa jazdy zgodne z nowym wzorem prawa jazdy określonym w przepisach wydanych na podstawie art. 20 rozporządzenie w sprawie dokumentów uprawniających do kierowania pojazdami ust. 1 pkt 1.
Teoretycznie nie można otrzymać innego zakresu uprawnień, niż się posiadało, ale nowy wzór prawa jazdy nie przewiduje „bezterminowości”. Musi mieć wpisaną konkretną datę, kiedy blankiet traci ważność. Dlatego każdy kierowca w Polsce otrzyma uprawnienie na najwyżej 15 lat i każdy będzie musiał wymieniać prawo jazdy.
Kiedy muszę wymienić prawo jazdy?
Termin wymiany prawa jazdy znajdziecie w rubryce 11 na swoim blankiecie. Określono tam do kiedy dany dokument jest ważny.
Jeśli nie macie wpisanej tam żadnej daty, to macie prawo jazdy bezterminowe. Wtedy obejmie was program przymusowej wymiany dokumentów, który odbędzie się w latach 2028-2033. Kalendarium wygląda następująco:
2028 rok – urodzeni w roku 1962 i wcześniej
2029 rok – urodzeni w latach 1963-1972
2030 rok – urodzeni w latach 1973-1982
2031 rok – urodzeni w latach 1983-1992
2032 rok – urodzeni w latach 1993-2002
2033 rok – urodzeni po 2002 roku
Czy trzeba robić badania lekarskie przy wymianie prawa jazdy?
To zależy. Jeśli posiadacie prawo jazdy terminowe z uwagi na przykład na wadę wzroku, to warunkiem przedłużenia uprawnień jest przejście odpowiednich badań. Jeżeli natomiast macie prawo jazdy bezterminowe, to nie będzie obowiązku stawiania się u lekarza.
Ile kosztuje wymiana prawa jazdy?
Koszt wydania nowego blankietu prawa jazdy to 100,50 zł. Jeżeli musicie zrobić badania lekarskie, to jest to wydatek dodatkowych 200 zł. Trzeba pamiętać też o obowiązku dostarczenia aktualnego zdjęcia, więc pewnie trzeba będzie jeszcze doliczyć koszt fotografa.
Potężna nawałnica i gradobicie odwiedziły Gniezno w miniony poniedziałek. Opady były na tyle intensywne, że wiele ulic znalazło się pod wodą. Grad z kolei był wyjątkowo duży i spadło go tyle, że w wielu miejscach miasto wyglądało jak po opadach śniegu.
W efekcie zostało zalanych wiele budynków w tym przedszkole, szkołę oraz szpital. Wielu mieszkańców zostało odciętych od prądu, a straty szacowane są na miliony złotych. Sporo problemów mieli też kierowcy, którzy jeździli przez ulice, na których woda sięgała kilkudziesięciu centymetrów. Tworzyły się też półmetrowe zaspy gradzin, przez które samochody nie mogły wyjechać.
Policja w Gnieźnie wzywa kierowców. Chodzi o tablice rejestracyjne
Gnieźnieńskie służby miały pełne ręce roboty, pomagając mieszkańcom w walce z żywiołem i zniszczeniami, które wywołał. Najwięcej pracy mieli oczywiście strażacy – zaangażowano aż 30 zastępów. Ale nie próżnowali także policjanci.
Jak informuje KPP Gniezno, tamtejsi policjanci zabezpieczyli sporą liczbę tablic rejestracyjnych, które zostały wyrwane ze swoich mocowań, gdy samochody pokonywały głęboką wodę. Już ponad 130 kierowców zgłosiło się po swoje tablice, ale ponad 40 „blach” nadal czeka na swoich właścicieli.
Podkreślić więc trzeba, że wyprzedzanie na przejściu dla pieszych jest zakazane nie tylko na samych pasach, ale także przed nimi. Ponadto nie wolno omijać pojazdu, który zatrzymał się przed pasami i przepuszcza pieszego.
Przepisy wydają się jasne, ale wielu kierowców ma problem z właściwą ich interpretacją. Oto dlaczego.
Co to jest manewr wyprzedzania?
Każdy kierowca wie, co to wyprzedzanie, prawda? Ktoś przed nami jedzie wolniej, więc wrzucamy kierunkowskaz, zmieniamy pas, wyjeżdżamy przed niego i zjeżdżamy na swój pas. Jeśli tak patrzycie na wyprzedzanie to… nie macie racji. Zgodnie z przepisami:
Wyprzedzanie – przejeżdżanie (przechodzenie) obok pojazdu lub uczestnika ruchu poruszającego się w tym samym kierunku.
Wyprzedzać możemy więc inny pojazd także na drodze dwupasmowej. Jeśli on jedzie jednym pasem, a my drugim i poruszamy się szybciej od niego, to przejeżdżając obok go wyprzedzamy. Tymczasem wielokrotnie dochodzi do sytuacji, w której ktoś jechał „swoim pasem i swoim tempem”, które okazało się szybsze od tempa innego kierującego, a potem nie może zrozumieć, dlaczego policjanci twierdzą, że kogoś wyprzedził.
Podobnie sprawy się mają w przypadku omijania innych uczestników ruchu. Jak czytamy w ustawie Prawo o ruchu drogowym:
Omijanie – przejeżdżanie (przechodzenie) obok nieporuszającego się pojazdu, uczestnika ruchu lub przeszkody.
Ponownie odnieśmy to do sytuacji przejścia dla pieszych i drogi dwupasmowej. Kierowca na prawym pasie zatrzymał się, a ten na lewym nie zrobił niczego. Nie zatrzymał się, ale też w żaden sposób nie manewrował. Jechał swoim pasem. Ale jeśli na sąsiednim inny pojazd już stał, to wtedy jest to omijanie.
Kiedy można wyprzedzać na przejściu dla pieszych?
Mimo tych obostrzeń, przepisy przewidują sytuacje, kiedy wyprzedzanie na przejściu dla pieszych jest dozwolone. Chodzi oczywiście o fragment „z wyjątkiem przejścia, na którym ruch jest kierowany”.
Oznacza to, że jeśli w danym miejscu znajduje się sygnalizacja świetlna, możemy bez obaw wyprzedzać inne pojazdy (w praktyce dotyczy to tylko ulic wielopasmowych, ponieważ na jednopasmowych, wyprzedzania zakazują zawsze znaki – zwykle linia ciągła). Jest to sytuacja analogiczna do wyprzedzania na skrzyżowaniach – również jest zakazane z wyjątkiem skrzyżowań, gdzie ruch jest kierowany.
Ile wynosi mandat za wyprzedzanie na przejściu dla pieszych?
Wyprzedzanie na przejściu dla pieszych zagrożone jest mandatem w wysokości 1500 zł (3000 zł w ramach recydywy) plus 15 punktów karnych. Trzeba przy tym pamiętać, że to kara za sam manewr. Jeśli w jego wyniku sprowadzimy zagrożenie na pieszych, policjant może być mniej pobłażliwy, a nawet skierować wniosek o ukaranie nas do sądu.
Co sprawia, że drogi szybkiego ruchu są tak bezpieczne? Powodów jest kilka. Przede wszystkim kierunki ruchu są od siebie oddzielone barierami, więc nawet w razie utraty panowania nad pojazdem, nikt z naprzeciwka w nas nie wjedzie. Ponadto nie ma tu żadnych skrzyżowań oraz innych miejsc, w których przed nami może pojawić się znienacka powolnie poruszający się pojazd.
Jedyne miejsca, w których można opuścić drogę szybkiego ruchu lub na nią wjechać, do odpowiednio zaprojektowane zjazdy i wjazdy z wydzielonymi pasami, gdzie kierowcy mogą bezpiecznie zmniejszyć prędkość lub odpowiednio ją zwiększyć.
Wydaje się, że nie ma tu żadnych niebezpiecznych miejsc, ale to nieprawda. Jest jedno i jest nim zjazd z drogi szybkiego ruchu. W pewnym momencie droga oraz pas zjazdowy z niej muszą zostać rozdzielone. Na takim rozwidleniu rozwidlają się też bariery energochłonne, a to tworzy śmiertelnie groźny punkt. Jeśli bariery po prostu rozwidlą się, stworzą ostrą krawędź, która wbije się w pojazd. Lecz jeśli ustawimy poprzeczną barierę, od której będą się rozchodziły osłony, utworzymy ścianę. Wjechanie w nią z prędkością typową dla dróg szybkiego ruchu również może być śmiertelnie niebezpieczne.
Dlatego stosuje się przed nimi osłony energochłonne. Zwykle składają się one z połączonych ze sobą komór, które w razie uderzenia przesuwają się po przeznaczonych do tego szynach. Przymocowane do ich boków panele przekierowują siłę uderzenia wzdłuż boków osłony.
Jak działa osłona energochłonna? Widać to na poniższym filmiku. Można stwierdzić, że urządzenie to ratuje życie👍 Bezpieczeństwo to podstawa, dlatego stosujemy różne rozwiązania, by je poprawiać. Ale pamiętajcie: zależy ono od nas samych, a nie tylko od urządzeń BRD. Szerokości! pic.twitter.com/49Qkp5LJd0
Jak to działa w praktyce? Możecie zobaczyć na poniższym nagraniu. Kierowca jadący drogą S19 w okolicach Strzeszkowic (woj. lubelskie) zjechał na pas do zjazdu z ekspresówki, prawie uderzył w barierę energochłonną, ale odbił kierownicą w ostatniej chwili. Niestety za mało i wjechał prosto w osłonę energochłonną. Zadziałała ona prawidłowo i choć auto zostało rozbite, kierowcy nic się nie stało. Jak później wyjaśnił, zasnął za kierownicą.
Zacznijmy od kwestii podstawowych, czyli wyjaśnienia, czym w ogóle jest rondo. To skrzyżowanie, na którym ruch odbywa się wokół centralnej wyspy, w kierunku przeciwnym ruchowi wskazówek zegara. Kluczowy jest jednak nie kształt skrzyżowania, ale znak C-12 „skrzyżowanie o ruchu okrężnym”.
Kluczowe w zrozumieniu zasad jazdy po rondzie jest to, że chociaż ma wyjątkowy kształt, niczym od zwykłego skrzyżowania. Dlatego na przykład w przypadku braku znaku A-7, to pojazdy wjeżdżające na rondo mają pierwszeństwo, ponieważ kierujący znajdujący się już na obwiedni, mają ich po swojej prawej stronie i obowiązuje tu zasada prawej ręki, jak na każdym skrzyżowaniu równorzędnym.
Jaki pas należy zajmować na rondzie?
Wbrew temu, co sądzą niektórzy, jeśli rondo ma kilka pasów, to właściwie możemy zająć dowolny z nich (jeśli dodatkowe znaki nie stanowią inaczej). Nic więc nie stoi na przeszkodzie, aby na przykład objechać rondo dookoła pasem prawym.
Istnieją jednak zalecenia, co do prawidłowego poruszania się po rondach. Zgodnie z nimi, powinniśmy zająć pas prawy, jeśli zamierzamy zjechać pierwszym lub drugim zjazdem, lub pas lewy, jeśli chcemy skorzystać z trzeciego lub czwartego zjazdu. W ten sposób pasy wykorzystywane są optymalnie, a ruch płynniejszy.
Czy można zjechać z ronda lewym pasem?
Skoro napisaliśmy, że można zajmować dowolny pas na rondzie, to czy także można z dowolnego z niego zjeżdżać? Na przykład czy można zjechać z ronda lewym pasem?
Wbrew temu, co sądzi wielu kierowców, jest to dozwolone. Jeśli na rondzie znajdują się dwa pasy ruchu, to każdy ze zjazdów zazwyczaj również ma dwa pasy ruchu. Dopuszczalna jest więc sytuacja, w której z ronda zjeżdżają jednocześnie dwa pojazdy. Ten na pasie zewnętrznym zajmując prawy pas, a ten z pasa wewnętrznego lewy. Z takim manewrem wiąże się jednak pułapka.
Tak jak napisaliśmy wcześniej, przepisy nie zabraniają kierującemu poruszania się dookoła obwiedni ronda prawym pasem. Na podstawie zajętego pasa możemy wnioskować, gdzie pojedzie drugi kierujący, ale to tylko nasze domysły. Jeśli więc pojazd na prawym pasie nie zjeżdża w ten sam zjazd co my, musimy ustąpić mu pierwszeństwa. Przetniemy jego pas ruchu, przepisy w takiej sytuacji zawsze nakazują ustąpienie uczestnikowi ruchu znajdującemu się na pasie, na który chcemy wjechać.
Podsumowując, dopuszczalne jest opuszczenie ronda z lewego pasa, ale bywa to ryzykowne. Musimy najpierw upewnić się, że na prawym jest pusto, a na rondzie taka obserwacja jest utrudniona.
Kary za brak abonamentu RTV sięgają milionów złotych
Według obecnych szacunków jedynie 35 proc. osób wywiązuje się z obowiązku opłacania abonamentu RTV. W świadomości większości Polaków jest to wymóg, którego nikt nie egzekwuje, więc nie ma powodu się nim przejmować. Takie podejście to poważny błąd.
Tylko w pierwszym kwartale 2024 roku wszczęto postępowania egzekucyjne wobec 5233 osób, które uchylały się od opłacania abonamentu RTV. W ten sposób udało się ściągnąć kary na niemal 6 mln zł. Kwota ogromna, więc wszystko wskazuje na to, że kontrole nie ustaną, a nawet mogą zacząć się nasilać.
Przejmować się tym powinni nie tylko posiadacze odbiorników RTV w domu, ale także osoby posiadające radio w samochodzie.
Czy trzeba płacić abonament RTV za radio w samochodzie?
Dla wielu to zaskoczenie, ale radio w samochodzie także podlega obowiązkowi opłat RTV. To czy odbiornik stoi w domu na półce, czy znajduje się w samochodzie, nie ma znaczenia.
W przypadku osób prywatnych sprawa jest o tyle łatwiejsza, ponieważ opłata zawsze jest taka sama, bez względu na liczbę posiadanych przez nas odbiorników. Jeśli więc płacimy za radio i telewizor stojące w domu, to nie musimy dodatkowo za radio w samochodzie.
Inaczej sprawy się mają w przypadku przedsiębiorców. Oni muszą zapłacić abonament RTV za radio w każdym pojeździe, wpisanym do firmowej ewidencji.
Jak odbywają się kontrole obecności radia w samochodzie?
Fakt czy posiadamy odbiornik RTV, chociaż nie płacimy abonamentu, stwierdzają kontrolerzy Poczty Polskiej. Nie mamy jednak obowiązku wpuszczać ich za próg, więc zwykle nie mają jak wykonać swojej pracy. Mogą jednak zaglądnąć przez szybę do naszego auta, by sprawdzić, czy mamy w nim radio.
Jedyne pocieszenie jest takie, że sama obecność radia w pojeździe nie wystarczy. Musi być jeszcze sprawne, a podobnie jak do domu, nie musicie wpuszczać kontrolera do samochodu. Czyli nie ma się czego obawiać? Najwyraźniej jest – przypomnijcie sobie na ile milionów w tym roku wystawiono już kary.
Abonament za radio w samochodzie – stawki w 2024 roku
Z abonamentem za radio w samochodzie jest tak samo jak z abonamentem RTV za odbiorniki posiadane w domu. Nie ma znaczenia, czy słuchacie w samochodzie radia czy może wyłącznie słuchacie płyt albo streamujecie z telefonu muzykę, audiobooki oraz podcasty. Liczy się to, że macie w samochodzie urządzenie, które może odbierać stacje radiowe, jest podłączone oraz sprawne.
Od 1 stycznia 2024 roku opłata za abonament RTV za radio w samochodzie wynosi 8,70 zł, ale jeśli zapłacicie za okres dłuższy, to cena jednostkowa będzie niższa. Stawki wynoszą:
1 miesiąc – 8,70 zł
2 miesiące – 16,90 zł
3 miesiące – 25,10 zł
6 miesięcy – 49,60 zł
12 miesięcy – 94 zł
Jaka kara za brak abonamentu RTV w 2024 roku?
Wysokość kar za brak opłaconego abonamentu RTV zależy od obowiązujących stawek. Jest to 30-krotność miesięcznego abonamentu, więc w 2024 roku kara za brak opłaty to 261 zł. Ale to nie wszystko.
Oprócz kary musimy także zapłacić wszystkie zaległe stawki za abonament RTV. Zależy to więc od tego, jak długą przerwę w opłatach urząd będzie mógł udokumentować i nam udowodnić.
Zdarzenie miało miejsce na trzypasmowej drodze krajowej 86, gdzie natężenie ruchu było całkiem spore. Już na początku nagrania widzimy ciężarówkę na lewym pasie oraz siedzącą jej na zderzaku Skodę. Kierujący ciężarówką miał do dyspozycji trzy pasy, a wybrał ten najszybszy. Dlaczego?
To typowe zachowanie na polskich drogach. Gdy pasów jest więcej, a ruch gęstszy, niejeden kierowca dostawczaka czy ciężarówki, któremu spieszy się w pracy, zajmuje pas najszybszy. Czasami coś wyprzedzi, czasami tylko poblokuje pas, ale co go to interesuje.
Takie zachowanie irytuje przy dwóch pasach, ale każdy ma prawo korzystać z lewego pasa do wyprzedzania. Kiedy jednak pasy są trzy, a kierowca pojazdu ciężarowego trzyma się lewego, trudno się dziwić irytacji kierujących osobówkami. Kierowcę Skody zirytowało to na tyle, że skłoniło do agresywnego zachowania.
Wyprzedził on ciężarówkę i prawdopodobnie (nie widać tego na nagraniu) gwałtownie zahamował przed ciężarówką. Jej kierowca zahamował awaryjnie, ale nie wziął pod uwagę stanu technicznego swojego pojazdu. Mocne wciśnięcie hamulca spowodowało zablokowanie kół i przekrzywienie się pojazdu, który uderzył w bariery ochronne.
Kierujący Skodą odjechał, zaś kierowca ciężarówki wyskoczył z szoferki i próbował ma nogach dogonić samochód, którego nie było już nawet widać. Dopiero po chwili zrozumiał, że na piechotę nie da się dogonić auta, więc wrócił i chyba nakłonił kierowcę BMW do ruszenia w pościg. Ten chyba się zgodził, co było kolejnym złym pomysłem. Na szczęście szybko przyszło opamiętanie i kierowca ciężarówki wrócił do swojego pojazdu.
Wyjaśnijmy, że w takiej sytuacji kierowca ciężarówki powinien albo zjechać na pobocze, a gdyby to było niemożliwe, powinien odpowiednio zabezpieczyć miejsce postoju ciężarówki i zawiadomić o zdarzeniu policję. Bieganie po ruchliwej trzypasmowej drodze jak po własnym podwórku w pogoni za samochodami, albo namawianie innych na branie udział w pościgach po publicznych drogach, to naprawdę złe pomysły, które mogą nas wprowadzić w jeszcze większe kłopoty.
Kradzież samochodu na głośnik to sprytny i nietypowy sposób
Jak wyobrażacie sobie złodzieja samochodów? Pewnie poza maskującym ubraniem, powinien mieć przy sobie zestaw narzędzi, pozwalający na włamanie się do pojazdu. Jeśli lepiej znacie proceder złodziei, pewnie powiecie, że mają ze sobą zapełnioną elektroniką walizkę, pozwalającą na bezproblemowe i nieinwazyjne wejście do auta.
A czy wasze podejrzenia budziłby ktoś, kto przechadza się z niewielkim głośnikiem Bluetooth w kieszeni? Raczej nie, a właśnie takie osoby odpowiedzialne były za sporo kradzieży modeli Toyoty w Wielkiej Brytanii. Proceder wykrył Ian Tabor, specjalista od cyberbezpieczeństwa, który kupił sobie Toyotę RAV4, ale została ona skradziona. Co zastanawiające że dwa dni wcześniej ktoś uszkodził zderzak w jego aucie i wyrwał reflektor. Niedługo później w identycznych okolicznościach jego sąsiad stracił Toyotę Land Cruiser. Coś było na rzeczy.
Tabor postanowił zbadać sprawę, razem ze swoim znajomym, który zajmuje się projektowaniem i programowaniem magistrali CAN w samochodach. To uniwersalne rozwiązanie pozwala na komunikowanie się ze sobą wszystkich podzespołów auta, bez konieczności osobnego łączenia każdego z każdym. Taka centralizacja upraszcza budowę całej elektroniki sterującej, ale może stanowić także ułatwienie dla osób mających nieuczciwe zamiary.
Jak działa kradzież samochodu „na głośnik”?
Długie śledztwo Tabora dało zaskakujące rezultaty. Okazało się, że jego samochód w momencie kradzieży wyrzucił serię błędów, które zapisały się w aplikacji MyToyota, z którą połączona była RAV4. Dalsze poszukiwania pozwoliły na rozwiązanie zagadki.
Na czarnym rynku można kupić za 5000 dolarów urządzenie, które korzystając z magistrali CAN, wprowadza do komputera samochodu fałszywe informacje. Jest to o tyle perfidne, że nie udaje ono oryginalnego kluczyka, tylko „oszukuje” system auta tak, żeby ten myślał, że wykrył właściwy kluczyk.
Jest to o tyle perfidne, że złodziej nie musi mieć dostępu do oryginalnego kluczyka, ponieważ nie duplikuje on lub nie wzmacnia jego sygnału, tylko wymusza na systemie odpowiednią reakcję. Najłatwiej do sieci CAN wpiąć się przez sterownik reflektora, co tłumaczy pozorny akt wandalizmu. Perfidne jest też to, że samo urządzenie jest niewielkie i mieści się w obudowie głośnika Bluetooth. Dzięki temu jest poręczne, a w przypadku wpadki, złodziej może powiedzieć z niewinną miną, że nie ma przy sobie nic podejrzanego. Tylko głośnik.
Policjanci ze Stargardu Szczecińskiego poinformowali o bardzo niebezpiecznym pościgu za kierowcą Audi, jaki rozegrał się na tamtejszych drogach. Mężczyzna chcąc uniknąć kontroli drogowej, uciekał pod prąd drogą krajową numer 10, ekspresową S10, a także ulicami Szczecina.
Jak widać na udostępnionym przez policję nagraniu, kierowca Audi pędził pod prąd lewym pasem zupełnie jakby chciał doprowadzić do czołowego zderzenia. W swojej desperackiej próbie ucieczki zmuszał w ten sposób innych kierujących do uciekania mu z drogi. Nie było to łatwe, ponieważ ruch był dość gęsty, ale jakimś cudem nie doszło do tragedii.
Kierowcą Audi okazał się 27-latek, któremu postawiono zarzuty niezatrzymania się do kontroli drogowej oraz stworzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Decyzją sądu został tymczasowo aresztowany. Grozi mu do 8 lat pozbawienia wolności.
Policja nie podała, co było powodem próby zatrzymania 27-latka do kontroli, której chciał uniknąć swoją ucieczką. Do sieci trafiło za to nagranie z wcześniejszej sytuacji, w której kierujący Audi A5, jadący DK10, nagle zjeżdża na przeciwległy pas, jakby chciał doprowadzić do celowego zderzenia czołowego z samochodem z kamerą. Według internautów jest to ta sama osoba, a zdarzenie zarejestrowano tuż przed rozpoczęciem pościgu. Możliwe więc, że mężczyzna zwrócił uwagę jakiegoś patrolu swoim niebezpiecznym zachowaniem.
Taki typ skrzyżowania kojarzy z pewnością każdy kierowca, ale nie każdy wie, że tak się ono nazywa. Jak najprościej opisać skrzyżowanie z pierwszeństwem łamanym? Zwykle skrzyżowanie wyobrażamy sobie tak, że droga z pierwszeństwem prowadzi na wprost, a z jej lewej lub prawej strony, znajdują się drogi podporządkowane. Tymczasem pierwszeństwo łamane jest wtedy, gdy droga z pierwszeństwem skręca w lewo lub w prawo, a pozostałe są podporządkowane.
Układ taki dróg nie jest trudny do zrozumienia, a dokładnych ich przebieg jest zawsze wyznaczany stosowanym znakiem T-6 (występującym w różnych wariacjach), który każdy kierowca chyba kojarzy. Ale nie każdy wie, jakie panują wtedy zasady pierwszeństwa.
Kto ma pierwszeństwo na skrzyżowaniu z łamanym pierwszeństwem?
Pierwszeństwo na takim skrzyżowaniu ma oczywiście kierowca, który podąża drogą z pierwszeństwem. Tu nic się nie zmienia. Ale co w sytuacji, gdy z niej zjeżdżamy? Spójrzmy na sytuację, wyznaczoną przez znak T-6a:
Wyobraźmy sobie pojazd jadący z dołu – będzie miał on pierwszeństwo przed wszystkimi innymi pojazdami. Dlaczego? Przed tymi z prawej i z góry dlatego, że znajdują się one na drogach podporządkowanych.
Natomiast pojazd nadjeżdżający z lewej strony, znajduje się na drodze równorzędnej, więc zastosowanie mają tu zasady ogólne, a konkretnie zasada prawej ręki. Kierujący pojazdem z lewej strony ma pojazd z dołu po swojej prawej stronie, więc musi mu ustąpić, gdyby ich drogi miały się przeciąć.
Analogicznie sytuacja wygląda w przypadku kierowców na drogach podporządkowanych. Muszą ustąpić pierwszeństwa kierującym z dołu i z lewej strony, natomiast pierwszeństwo między sobą uzgadniają zgodnie z zasadą prawej ręki.
Prawidłowe używanie kierunkowskazów na skrzyżowaniu z pierwszeństwem łamanym.
Kierowcy często uważają, że jazda po drodze z pierwszeństwem nie wymaga używania kierunkowskazów, bo wszakże nie zjeżdżają na drogę boczną, tylko jadą „główną”. Jeśli natomiast wyobrazimy sobie powyższy znak, ale bez drogi po prawej, co to często robią kierowcy? Jadąc z dołu do góry, używają prawego kierunkowskazu, aby zaznaczyć, że opuszczają drogę z pierwszeństwem. Tymczasem jest to błąd.
Bez względu na przebieg drogi z pierwszeństwem, obowiązują nas ogólne zasady sygnalizowania manewrów. A sygnalizujemy zmianę kierunku jazdy, czyli skręt w lewo lub w prawo, natomiast nie sygnalizujemy jazdy na wprost.
Leasing łączy w sobie cechy dzierżawy oraz kredytu. Umożliwia korzystanie z wybranego modelu pojazdu przez określony czas oraz na ustalonych warunkach zawartych w umowie. Jeśli zdecydujesz się na ofertę Santander Leasing, po zakończeniu trwania zobowiązania oraz uiszczeniu kwoty wykupu samochód stanie się własnością Twojej firmy. Jest to rozwiązanie, które pozwala na budowanie firmowej floty bez ponoszenia dużych jednorazowych wydatków na ten cel. Wysokość miesięcznych rat możesz dopasować do swoich możliwości finansowych.
Leasing to także minimum formalności. Jest on skierowany także do nowych firm, które działają na rynku od niedawna. Nie wymaga przedstawiania wielu dokumentów, a decyzję można otrzymać już w ciągu kilkunastu minut.
Najważniejsze zalety leasingu
Do najważniejszych zalet tej opcji finansowania trzeba zaliczyć przede wszystkim:
uproszczone procedury – w większości przypadków konieczne jest przedstawienie wyłącznie podstawowych dokumentów związanych z prowadzeniem firmy,
korzyści podatkowe – część albo całość rat leasingowych można uwzględnić w kosztach uzyskania przychodu,
brak konieczności angażowania dużych środków – jest to alternatywa dla zakupu auta za gotówkę, które wiąże się ze sporym wydatkiem, a zaoszczędzone pieniądze można przeznaczyć np. na rozwój firmy,
elastyczne warunki wykupu pojazdu – możliwość dostosowania wpłaty i wykupu auta do potrzeb klienta.
Klienci korzystający z leasingu mogą także liczyć na atrakcyjne oferty ubezpieczenia, w tym także polisy GAP i assistance.
Jak wziąć samochód w leasing?
Przede wszystkim zacznij od znalezienia zaufanej firmy oferującej leasing, takiej jak Santander Leasing. Kolejnym krokiem jest wybór modelu samochodu, który najbardziej Cię interesuje. To, na jakie auto się zdecydujesz, powinno zależeć głównie od Twoich możliwości finansowych oraz potrzeb. W ofercie znajdziesz duży wybór modeli o różnym typie nadwozia, zróżnicowanym napędzie czy osiągach. Za pomocą kalkulatora szybko i wygodnie obliczysz ratę leasingu. Jej wysokość zależy od:
okresu zobowiązania,
kwoty wykupu,
opłaty wstępnej.
Im dłuższy czas finansowania oraz wyższa opłata wstępna i kwota wykupu, tym niższa rata.
Po wyborze odpowiedniego samochodu skontaktuj się z doradcą leasingodawcy w celu ustalenia wszystkich szczegółów. Poinformuje Cię on także, jakie dokumenty musisz skompletować. Po podpisaniu umowy oraz dopełnieniu wszystkich formalności możesz odebrać swój samochód.
Jaki samochód wybrać w leasingu?
Przed tym dylematem staje wielu przedsiębiorców, którzy chcą skorzystać z leasingu, ale nie wiedzą, jaki model samochodu będzie dla nich najlepszym rozwiązaniem. Poniżej znajdziesz kilka propozycji ciekawych modeli, które mogą Cię zainteresować.
Hyundai i30
Hyundai i30 w wersji Modern z silnikiem benzynowym 1.0 T-GDI 120 KM w kombi to doskonała propozycja dla osób poszukujących pojemnego, a zarazem funkcjonalnego pojazdu. Ten samochód nie tylko znakomicie się prezentuje, ale także zapewnia komfort i bezpieczeństwo dzięki bogatemu wyposażeniu, które obejmuje m.in. asystenta unikania kolizji czołowych, system utrzymania pasa ruchu oraz tylne czujniki parkowania.
Audi A4
Audi A4 w wersji 40 TFSI Advanced z silnikiem benzynowym 2.0 TFSI 204 KM to wygodny sedan o eleganckim wyglądzie. W podstawowym wyposażeniu znajdziesz m.in. elektromechaniczne wspomaganie układu kierowniczego, system rozpoznawania znaków drogowych oraz rozszerzone funkcje systemu ochrony pieszych. W przypadku tego modelu Audi leasing jest znakomitym rozwiązaniem dla przedsiębiorców poszukujących wygodnej limuzyny o doskonałym designie.
Toyota Camry
Toyota Camry w wersji Comfort z silnikiem hybrydowym 2.5 218 KM to doskonała propozycja dla osób, które chcą jeździć ekonomicznym samochodem. Ten rodzaj napędu sprawdzi się doskonale podczas jazdy po mieście, a także w dłuższych trasach. Jest to model o bogatym wyposażeniu, na które składa się m.in. kolorowy wyświetlacz o przekątnej 7 cali na tablicy wskaźników, system wspomagający pokonywanie podjazdów oraz stabilizacji toru jazdy. Na uwagę zasługuje także elegancka linia nadwozia, która sprawia, że jest to pojazd przyciągający wzrok.
Leasing samochodu dla firm – podsumowanie
Leasing to forma finansowania skierowana do przedsiębiorców poszukujących samochodu do swojej firmowej floty, którzy nie chcą wydawać na ten cel jednorazowo dużych kwot. Umożliwia on dopasowanie comiesięcznych rat do indywidualnych preferencji. W ofercie leasingu znajdziesz wiele modeli aut, nowych i używanych, o świetnych osiągach i doskonałym wyglądzie. Wybierając tę formę finansowania, możesz także liczyć na korzyści podatkowe. Wybierz model, który najbardziej Cię interesuje i ciesz się zaletami leasingu.
Mało kto zwraca na to uwagę, ale w prawie jazdy mogą znaleźć się zakodowane, dodatkowe informacje, które policjanci chętnie sprawdzają. Znajdują się w rubryce 12., na odwrocie prawa jazdy.
Jeśli nie macie tam niczego wpisanego, to znaczy, że nie nałożono na was żadnych ograniczeń, związanych z posiadanymi uprawnieniami. Jak można dowiedzieć się z załącznika numer 1 do rozporządzenia w sprawie wzorów dokumentów stwierdzających uprawnienia do kierowania pojazdami:
W polach kolumny oznaczonej liczbą 12 umieszcza się liczbowe oznaczenia kodów i subkodów, które określają następujące ograniczenia w korzystaniu z uprawnień lub informacje dodatkowe.
Najczęściej spotykane są kody oznaczające ograniczenia związane z wadą wzroku, na przykład:
01.01 – okulary
01.02 – soczewka(i) kontaktowa(e)
01.05 – przepaska na oko
01.06 – okulary lub soczewki kontaktowe
01.07 – indywidualna korekta lub ochrona wzroku
Lista kodów jest bardzo długa i przewiduje najróżniejsze scenariusze. Kod 78, o którym wspomnieliśmy na początku, odnosi się do możliwości kierowania wyłącznie pojazdami z automatyczną skrzynią biegów.
Co daje prawo jazdy na samochody ze skrzynią automatyczną?
Posiadacz prawa jazdy bez żadnych kodów, może swobodnie prowadzić samochody, bez względu na rodzaj przekładni, jaki został w nich zastosowany. Natomiast kod 78 ogranicza nas tylko do pojazdów ze skrzynią automatyczną. Spotykało się go raczej rzadko, a z takiego prawa jazdy korzystały na przykład osoby o ograniczonej sprawności ruchowej. Jeśli problemem była tylko lewa noga, nic nie stało na przeszkodzie, by ktoś taki posiadał uprawnienia pozwalające mu na prowadzenie pojazdu bez żadnego niefabrycznego przystosowania.
Dla osób nie posiadających podobnych ograniczeń, prawo jazdy „na automat” było raczej powodem do kpin. Ktoś ma uprawnienia do prowadzenia pojazdu i posiada szereg niezbędnych do tego umiejętności… ale nie potrafi sam zmienić biegu. Skrzynia automatyczna traktowana była zwykle jako luksus i zbytek, a osoba która koniecznie musi mieć pojazd z „automatem”, uznawana była za niedzielnego kierowcę.
Czasy się jednak zmieniają, a skrzynie automatyczne nie są czymś rzadko spotykanym. Coraz więcej nowych samochodów dostępnych jest wyłącznie z automatami, a nawet wśród aut kompaktowych, jeśli kupujemy mocniejszą wersję, często nie mamy już wyboru przekładni manualnej. Pomału popularność zdobywają też pojazdy elektryczne, a one w ogóle nie mają skrzyni.
Obecnie automat nie jest więc zbytkiem i staje się zwyczajnym elementem wyposażenia nowoczesnego samochodu. Posiadanie prawa jazdy tylko na takie pojazdy, przestaje być ograniczeniem. Dla wielu osób argumentem za zdobyciem takich uprawnień, jest znacznie łatwiejszy egzamin. Kursanci często mają problemy z jednoczesnym obserwowaniem drogi i podejmowaniem decyzji oraz operowaniem sprzęgłem, gazem i skrzynią biegów. Zdając na samochodzie z „automatem”, mogą bardziej skupić się na drodze, odpada stres że auto zgaśnie oraz problemy z ruszaniem na wzniesieniu.
Jaka jest kara za jazdę ze skrzynią manualną z prawem jazdy na automaty?
Chcąc zrobić prawo jazdy kategorii B z kodem 78, musicie być w pełni świadomi ograniczenia, jakie to na was narzuca. Nigdy pod żadnym pozorem nie możecie wsiąść do pojazdu z manualną przekładnią. To że wasze prawo jazdy potwierdza waszą znajomość obsługi reszty samochodu oraz przepisów, niczego nie zmienia.
Wsiadając do samochodu z „manualem”, jeśli macie prawo jazdy tylko na „automat”, traktowane jest jako jazda bez uprawnień. Jakbyście w ogóle nie mieli prawa jazdy. W razie kontroli drogowej, otrzymacie mandat 1500 zł i zakaz dalszej jazdy. Ale to nie wszystko – zgodnie z art. 94 Kodeksu wykroczeń:
§ 1. Kto na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu prowadzi pojazd mechaniczny, nie mając do tego uprawnienia, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 1500 złotych.
§ 3. W razie popełnienia wykroczenia, o którym mowa w § 1, orzeka się zakaz prowadzenia pojazdów.
Każda taka sprawa trafia przed sąd, więc teoretycznie grzywna może wynieść nawet 30 tys. zł. Oprócz tego trzeba się liczyć z zakazem prowadzenia pojazdów na przynajmniej kilka miesięcy.
Można zrozumieć, że ktoś bardzo ostrożnie podchodzi do każdego wydatku w danym miesiącu i uzupełnia paliwo tylko w takiej ilości, jaka jest mu niezbędna. Nie można w takim podejściu popadać jednak w daleko idącą przesadę.
Taką przesadą jest tankowanie tylko za 50 zł. Taka kwota mogła co prawda zapewnić niezłą ilość paliwa, ale nie żyjemy w rzeczywistości sprzed 10, ani tym bardziej sprzed 20 lat. Przy obecnych cenach taka kwota wystarcza na zakup 7-8 l paliwa.
Taka ilość wystarczy wam może na pokonanie 100 km. Oznacza to wizyty na stacji co kilka dni, zakładając, że codziennie przejeżdżacie niewielki dystans. Czy nie szkoda czasu i ciągłego zastanawiania się, czy kolejnego dnia damy radę dojechać do pracy czy już nie? Co w sytuacji awaryjnej? Nie pojedziemy prosto do szpitala czy na SOR, bo najpierw trzeba będzie zrobić przystanek na stacji benzynowej? Jeśli tylko nie jest to kwestia „przeżycia do pierwszego”, naprawdę nie ma najmniejszego sensu tankować po kilka litrów paliwa.
Brutalna prawda jest taka, że jeżdżenie na oparach (zakładamy, że nie dolewacie na stacji paliwa za 50 zł mając pół baku) szkodzi pojazdowi. Powoduje ona dostawanie się do układu paliwowego zanieczyszczeń z dna baku. Mogą one uszkodzić pompę paliwa oraz układ wtryskowy.
Niewiele paliwa w baku sprawia, że dochodzi w nim do skraplania wody. Powoduje ona korozję baku, a także może uszkodzić układ paliwowy. Pamiętajmy, że woda nie jest naturalną domieszką paliwa, więc pracy silnika także nie służy.
Tankowanie po kilka litrów paliwa może mieć także bardziej przyziemne skutki. Niektóre samochody mogą w ogóle nie zarejestrować, że coś dolaliśmy, albo zarejestrować błędnie. Wtedy informacje na temat stanu paliwa oraz szacowanego zasięgu mogą być nieprecyzyjne i dodatkowo utrudnić nam jazdę „o kropelce”.
Jaka jest zalecana ilość paliwa podczas tankowania?
Najkorzystniej jest tankować samochód zawsze do pełna. Minimalizujemy wtedy możliwość wystąpienia wszystkich wymienionych problemów. Jeśli nie jeździcie dużo i samochód głównie stoi to tym bardziej powinniście zalać pełny bak. W przeciwnym razie stopniowe pojawianie się rdzy i zanieczyszczeń w paliwie macie jak w banku.
Jeśli z różnych powodów nie chcecie tankować do pełna, to niech będzie to chociaż pół baku. I starajcie się nie jeździć na rezerwie.
Oba odcinki będą budowane w standardzie dwóch jezdni po dwa pasy ruchu o szerokości 3,5 metra plus pas awaryjny. Nawierzchnie będą dostosowane do ruchu ciężkich pojazdów o nacisku osi 11,5 tony. Rodzaj nawierzchni – z asfaltu czy z cementu – wybiorą wykonawcy.
Budowa drogi S16 Knyszyn – Krynice
Przetarg na zaprojektowanie i budowę odcinka S16 Knyszyn – Krynice został rozstrzygnięty w styczniu bieżącego roku. Najkorzystniejsza oferta opiewała na 314,7 mln zł. Wykonawca ma zrealizować inwestycję w systemie Projektuj i buduj w okresie 39 miesięcy (z wyłączeniem okresów zimowych podczas budowy). Niedawne podpisanie umowy pozwoli, zgodnie z planem, uzyskać decyzje o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej w 2025 roku i wybudowanie tego odcinka S16 w latach 2026-2028.
S16 od Knyszyna do okolic Krynic będzie miała 8,44 km długości. Zaprojektowano 12 obiektów inżynierskich w tym cztery wiadukty, sześć przejść dla zwierząt oraz dwa przepusty o funkcji ekologicznej.
Na północy, od strony Knyszyna łączyć się będzie z obecną drogą krajową nr 65 za pomocą ronda. Z kolei na południu, w rejonie miejscowości Krynice połączy się z projektowaną drogą ekspresową S19 (planowany węzeł Dobrzyniewo). Dalej wspólnym przebiegiem S16 i S19 poprowadzona jest do węzła Białystok Zachód (d. Choroszcz), na istniejącej drodze ekspresowej S8.
Budowa drogi S19 Białystok Północ – Dobrzyniewo
Przetarg na drogę S19 Białystok Północ – Dobrzyniewo rozstrzygnięto w grudniu ubiegłego roku, wybierając ofertę za 320,8 mln zł. Budowa planowana jest na lata 2025-2028.
Odcinek S19 od istniejącego węzła Białystok Północ (dawniej Sochonie na DK8) do węzła Dobrzyniewo (z węzłem) będzie miał długość 9,47 km. Zaplanowano 18 obiektów inżynierskich, w tym 11 wiaduktów i siedem przejść dla zwierząt.
W ramach zadania wybudowany zostanie węzeł Dobrzyniewo na skrzyżowaniu S19 z S16. Umożliwi wyprowadzenie ruchu w kierunku Ełku (S16) i węzła Białystok Zachód na S8 (kierunek Warszawa – Białystok), a z niego docelowo także na kierunek Białystok – Lublin (S19).
Budowa drogi S19 wokół Białegostoku
Na północ od stolicy województwa trzy odcinki są już w realizacji w systemie Projektuj i buduj, w tym jeden jest na etapie budowy.
S19 Krynice – Dobrzyniewo – Białystok Zachód (10,2 km): umowa podpisana na kwotę 405,6 mln zł; odcinek w budowie od marca bieżącego roku
S19 Czarna Białostocka – Białystok Północ (13 km): umowa podpisana na kwotę 347,79 mln zł
S19 Białystok Północ – Dobrzyniewo (9,47 km): umowa podpisana na kwotę 320,88 mln zł
Na południe od Białegostoku sytuacja z S19 jest bardziej skomplikowana. Od nowej decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla odcinka S19 Białystok Zachód – Ploski oraz odcinka drogi krajowej nr 65 ponownie złożono odwołania i aktualnie sprawa jest procedowana przez Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Tym samym budowa drogi ekspresowej na południe od Białegostoku czeka na rozstrzygnięcie organu odwoławczego. Dopiero po jego decyzji może być podjęta realizacja drogi w podziale na odcinki:
Białystok Zachód – Białystok Księżyno, dł. ok. 16,6 km
Białystok Księżyno – Białystok Południe wraz z droga krajową nr 65, dł. S ok. 8 km oraz dł. GP ok 13,8 km
To jedna z tych sytuacji, w której łatwo wpaść w oburzenie na widok „drogowego agresora” i wyrazić współczucie pod adresem autorki nagrania. W tym tonie utrzymany jest też opis pod nagraniem:
Kierujący Hondą zaskoczony tym, że autorka nagrania zatrzymuje się przed przejściem, najpierw używa sygnału dźwiękowego w geście niezadowolenia a następnie zajeżdża drogę. Blokuje autorkę nagrania a na światłach wysiada z auta wyrazić swoje niezadowolenie z bliska…
Co wydarzyło się naprawdę? Autorka nagrania jedzie lewym pasem, chociaż na prawym raczej nikogo nie ma i porusza się raczej z większą prędkością. W końcu jest na lewym pasie. Nagle orientuje się, że zbliża się do przejścia dla pieszych, a po prawej stronie stoi przed pasami rowerzysta.
Rowerzysta nie może przejeżdżać przez przejście, a pierwszeństwo na przejeździe rowerowym ma dopiero w momencie, gdy się na nim znajdzie. Mimo tego autorka nagrania nagle mocno wciska hamulec i zatrzymuje się, choć żadne prawo tego od niej nie wymaga. Zabrania za to zatrzymywania się bez powodu oraz zatrzymywania się przed przejściami dla pieszych (z wyjątkiem sytuacji, gdy ustępujemy pierwszeństwa pieszemu).
Kierowca Hondy miał pełne prawo być zaskoczony nagłym zatrzymaniem się kierującej, co dał wyraz pojedynczym wciśnięciem klaksonu. Po ruszeniu nagrywająca mówi różne rzeczy pod adresem kierującego Hondą, ale nie wiemy, czy poparte jakimiś gestami. Niewykluczone, bo mężczyzna w Civicu niebezpiecznie się do niej zbliżył i zaczął zajeżdżać drogę. Nagrywająca reaguje wybuchem złości i ciągłym długotrwałym trąbieniem (czego oczywiście robić nie można). Potem nastąpiła chwila spokoju, aż wreszcie oboje zatrzymali się na czerwonym świetle. Kierowca Hondy wysiadł, krzyknął parę słów do autorki nagrania i odjechał.
Komentujący zwykle w kilku słowach stwierdzali, że kierujący Hondą nie powinien mieć prawa jazdy. Jednak dwóch z nich zwróciło uwagę na to, o czym pisaliśmy powyżej:
Domyślam się że babka tak naprawdę nie zna przepisów i myśli że MUSI mu ustąpić. Nawet gdyby tam był przejazd dla rowerów to i tak nie ma takiego obowiązku. Gość niezrównoważony psychicznie oczywiście, ale nie broniąc go – mnie też do nerwów doprowadza to, jak ktoś zatrzymuje się wszędzie tam gdzie nie musi.
Drugi z komentujących wypowiedział się w podobnym tonie:
widzę tutaj masę wypowiedzi o łamaniu prawa, odbieraniu prawa jazdy itp. a o tym że (powiem delikatnie) mało inteligentna pozwala na łamanie prawa przepuszczając rowerzystę który przejeżdża przez przejście dla pieszych, łamiąc tym samym przepisy to już nikt nie wspomniał, gość na pewno się o to zbulwersował, mnie też denerwują takie barany którzy postępują tak samo jak to mało inteligentna, to takim ludziom powinno być odbierane prawo jazdy, nie przeczę że kierowca hondy przesadził i to mocno, ale ciekaw jestem ilu baranów na drodze spotkał owego feralnego dnia, pamiętajcie zanim przepuścicie, jest zakaz przejeżdżania rowerem przez przejście dla pieszych koniec kropka. Jak mi nie zsiądzie z roweru to nie przepuszczam. spodziewam się teraz wiele hejtu, ale tylko od drogowych baranów
Na pytanie czym jest zatrzymanie pojazdu nie możemy odpowiadać intuicyjnie, tylko trzeba sięgnąć do ustawy Prawo o ruchu drogowym, gdzie w art. 2, ust. 29 czytamy:
Zatrzymanie pojazdu – unieruchomienie pojazdu niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego, trwające nie dłużej niż 1 minutę, oraz każde unieruchomienie pojazdu wynikające z tych warunków lub przepisów.
Jeśli więc nasze auto stoi w miejscu krócej niż minutę, to bez względu na wszystkie inne uwarunkowania, jest to zatrzymanie pojazdu.
Co za to oznacza zatrzymanie „wynikające z warunków drogowych”? Jeśli natraficie na korek, musicie zahamować do zera. Wasze auto stoi i bez względu na to czy stać będzie 2 minuty czy 2 godziny, według prawa będzie to zatrzymanie pojazdu.
Natomiast „unieruchomienie wynikające z przepisów” to na przykład stanie na czerwonym świetle. Albo stanie na drodze podporządkowanej w oczekiwaniu na możliwość wjechania na drogę z pierwszeństwem. Tu również czas nie gra roli.
Co to jest postój pojazdu?
Postój pojazdu również jest pojęciem, które definiuje Kodeks drogowy. Zgodnie z art. 2, ust. 30:
Postój pojazdu – unieruchomienie pojazdu niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego, trwające dłużej niż 1 minutę.
Tu sprawa jest prosta. Jeśli zatrzymacie się wyłącznie z własnej woli, nie zmuszeni do tego przepisami lub sytuacją na drodze, to jest to postój.
Wbrew pozorom to rozróżnienie jest bardzo ważne, ponieważ w niektórych przypadkach zatrzymanie jest zawsze dozwolone (jako coś nieuniknionego), natomiast postój jest surowo zakazany.
Znak zakazu zatrzymywania i znak zakazu postoju
Należy jeszcze wspomnieć o znakach zakazujących zatrzymania oraz postoju. Zakaz zatrzymywania się ma oznaczenie B-36 – to charakterystyczny, okrągły znak z czerwoną obwódką i czerwonymi, krzyżującymi się liniami na niebieskim tle.
Z kolei zakaz postoju (B-35), a więc dopuszczający unieruchomienie pojazdu na czas poniżej minuty, wygląda bardzo podobnie, ale ma tylko jedną czerwoną linię na niebieskim tle.
Zakaz zatrzymywania i zakaz postoju – jakie mandaty?
Mandaty za złamanie zakazu postoju oraz zatrzymania nie są wysokie, ale zależą od konkretnych okoliczności. Oto przykłady:
niestosowanie się do znaków zakazu zatrzymywania się lub postoju – 100 zł;
naruszenie warunków zatrzymania lub postoju na chodniku – 100 zł;
zatrzymanie w tunelu, na moście lub wiadukcie – 200 zł;
zatrzymanie lub postój pojazdu na autostradzie lub drodze ekspresowej w innych miejscach niż wyznaczone w tym celu – 300 zł;
zatrzymanie na przejściu dla pieszych lub przejeździe dla rowerzystów – od 100 do 300 zł;
nieużywanie wymaganego oświetlenia w czasie zatrzymania lub postoju w warunkach niedostatecznej widoczności – 150 zł;
zatrzymanie na przejeździe kolejowym, tramwajowym lub skrzyżowaniu – 300 zł.
Wyjaśnijmy przy okazji pewną nieścisłość, jaka może się tu nasuwać. Taryfikator przewiduje na przykład mandat za zatrzymanie się na autostradzie. A przecież zatrzymanie, może wynikać z warunków drogowych – na przykład z korka. Czy za stanie w korku też należy się mandat?
Oczywiście nie. Odnosi się to jednie do tej części definicji zatrzymania, która mówi o unieruchomieniu pojazdu na czas poniżej jednej minuty. Na drodze szybkiego ruchu nawet znaczne zmniejszenie prędkości może stwarzać poważne zagrożenie, a co dopiero zahamowanie do zera. To jest surowo zabronione. Jeśli jednak wynika to z warunków ruchu (korek) o żadnym mandacie nie może być mowy.
Warto wiedzieć, że numery boczne mają wszystkie pojazdy uprzywilejowane. Po co się je stosuje, skoro można każdy z nich identyfikować po numerze rejestracyjnym?
Tak zwane numery boczne, czyli indywidualny numer radiowozu znajdziemy na tylnych błotnikach oraz na klapie bagażnika. Spotyka się go także na dachu (wtedy jest o wiele większy), co jest dużym ułatwieniem, jeśli prowadzona jest jakaś akcja, koordynowana przez osobę mającą widok z lotu ptaka.
Co oznaczają numery boczne na policyjnych radiowozach?
Oznaczenia radiowozów składają się z litery lub dwóch liter, wskazujących województwo, z którego pochodzi dany pojazd. Z kolei liczby z zakresu od 001 do 999, to numery porządkowe.
Jak można wykorzystać znajomość numerów radiowozów?
Dla funkcjonariuszy numery boczne mają kluczowe znaczenie, choćby po to, żeby rozróżnić identyczne względem siebie radiowozy. Jak już wspomnieliśmy, ma to też istotne znaczenie w czasie akcji.
Z perspektywy kierowcy to zwykle ciekawostka, jeśli zauważy radiowóz, z którego numeru wynika, że przebywa w danym miejscu „gościnnie”. Bardziej pragmatyczne zastosowanie jest w sytuacji, gdy chcemy na przykład złożyć skargę lub zażalenie na funkcjonariuszy poruszających się konkretnym pojazdem.
Zdarzyć się może, że radiowóz będzie miał jeszcze dodatkowe oznaczenia. Takie jak czarny trójkąt wpisany w okrąg z pomarańczowym lub czerwonym wypełnieniem. W ten sposób oznaczane są pojazdy specjalne.
To dość szeroka kategoria, wskazująca jedynie, że pojazd ten ma przeznaczone inne zadania, niż standardowo wynikają z zadań przypisanych danej jednostce.
Z pechem nieodłącznie kojarzy się nam liczba 13, ale raczej mało kto ma problem z tym, że pojawia się ona w jego numerze rejestracyjnym. Osoby mocno interesujące się takimi sprawami, znają jeszcze inne źródło „zagrożeń”.
Według numerologów trzeba wystrzegać się także cyfry 0. Oznaczać ma ona nicość, a nicość to… nic dobrego. Trzeba się mieć na baczności.
Uważaj na czarnego kota i podeptaj prawo jazdy
O tym, że czarny kot przebiegający drogę przynosi pecha, słyszał chyba każdy. Podczas podróży autem sprawy są bardziej skomplikowane, bo trudno obrócić się dookoła i splunąć przez lewe ramię (czy jak tam odczyniało się ten urok), więc zalecaną metodą działania, jest wybranie innej drogi do celu.
Lecz nawet i to może nie zadziałać, jeśli odbierając prawo jazdy, nie podeptaliśmy go na szczęście. Chyba nie działa to w przypadku wyrabiania nowego blankietu do już posiadanych uprawnień, ale może nie zaszkodzi spróbować.
Znawcy zabobonów polecają także utrzymywanie czystości i porządku w pojeździe. Taką inicjatywę gorąco popieramy. Nie wiemy czy odkurzenie wnętrza i wyrzucenie torby po jedzeniu z fast foodu sprzed miesiąca sprawi, że nasze życie również stanie się uporządkowane, ale z pewnością autem będzie jechało się przyjemniej i nic nam się nie wtoczy niespodziewanie pod pedały.
Chcąc zapewnić sobie szczęście i pomyślność w aucie, szczególnie polecamy rozważną jazdę i przestrzeganie przepisów drogowych. To powinno uchronić nas przed „nieszczęściem” mandatów, punktów karnych oraz utratą prawa jazdy. Zwiększa to także szanse na uniknięcie kolizji oraz wypadków drogowych.
Pech może także polegać na zepsuciu się samochodu, ale na to przemożny wpływ ma nasza troska o jego dobry stan techniczny. Jak również to, czy nie kupiliśmy nieopatrznie jakiegoś szczególnie awaryjnego modelu.
Ameryka to podobno kraj wielkich możliwości i każdy tam może osiągnąć to, czego zapragnie. Coś w tym chyba faktycznie jest, bo wyobrażacie sobie inny kraj, w którym jedna osoba może wygrać w sądzie z ogromną korporacją i to w sprawie właściwie błahej?
Takie niezwykłe zwycięstwo odniosła niejaka Miriam Grigorian, która w 2018 roku otrzymała „cichą” wiadomość głosową. Jak rozumiemy, jej telefon nie zadzwonił, ale otrzymała powiadomienie, że w jej skrzynce głosowej ktoś nagrał wiadomość. Okazało się, że zadzwonił do niej Chrysler, aby przekazać niezwykle istotną wiadomość:
W imieniu marki Chrysler mamy ekscytujące wiadomości na temat nowego Chryslera Pacifica Hybrid, podczas letniej wyprzedaży. Posiadacze pojazdów napędzanych paliwami alternatywnymi mogą otrzymać dodatkowy 1000 dolarów w gotówce, ponad rabaty oferowane przez producenta oraz dilera. Wspomniany 1000 dolarów w gotówce przysługuje w przypadku leasingu lub zakupu nowego Chryslera Pacifica Hybrid. Ta dopłata jest dostępna tylko przez ograniczony czas, więc prosimy nie zwlekać. Odwiedź najbliższego dilera Chryslera i skorzystaj z dodatkowego 1000 dolarów w gotówce.
Taka niechciana wiadomość bardzo nie spodobała się studentce, która oskarżyła koncern FCA (obecnie wchodzący w skład Stellantisa) o złamanie przepisów chroniących konsumentów przed niepożądanymi telefonami.
Proces ciągnął się długo i ostatecznie firma zgodziła się wypłacić odszkodowanie, chociaż utrzymuje, że w jej zachowaniu i sposobie reklamowania specjalnej oferty, nie było nic niewłaściwego. Odszkodowanie zostało ustalone na poziomie 60 dolarów, czyli około 235 zł. Drobiazg, prawda?
Niestety dla Stellantisa, to odszkodowanie dla tylko jednej osoby, zaś opisywane wiadomości otrzymało około 89 tys. osób. Szacuje się więc, że koncern musi zapłacić 8,95 mln dolarów, czyli około 35 mln zł.
Jedną z najwyższych kar, jaką może zapłacić kierowca, jest kara za brak ubezpieczenia OC. Ta regularnie rośnie, ponieważ powiązana jest z wysokością minimalnego wynagrodzenia. Obecnie pensja minimalna wynosi 4254 zł. Kary za brak OC wyglądają następująco:
Od razu zaznaczmy też, że 1 lipca 2024 roku, wejdzie w życie kolejna podwyżka pensji minimalnej – do 4300 zł. Tym samym kary za brak OC wzrosną odpowiednio:
do 3 dni bez OC – 1720 zł
od 4 do 14 dni – 4300 zł
powyżej 14 dni – 8600 zł
Nowe kary dla kierowców od 2025 roku
Czy kary dla kierowców za brak ubezpieczenia OC wzrosną także w przyszłym roku? Wszystko wskazuje na to, że tak. Nie znamy co prawda jeszcze wysokości płacy minimalnej na 2025 rok, ale analiza tego znalazła się niedawno w Dzienniku Gazecie Prawnej. Przygotował ją główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich Łukasz Kozłowski, podstawie ostatnio opublikowanego Wieloletniego Planu Finansowego Państwa.
Oszacował on dwie możliwe stawki, zależne od poziomu inflacji oraz wysokości PKB. Wzrost płacy minimalnej może wynieść albo 210 zł brutto, albo 318 zł brutto do kwoty 4618 zł. Oznaczałoby to wzrost kar za brak OC do poziomu przynajmniej:
do 3 dni bez OC – 1800 zł
od 4 do 14 dni – 4510 zł
powyżej 14 dni – 9020 zł
Jak służby mogą sprawdzić brak ubezpieczenia OC?
Wiele osób mylnie sądzi, że brak OC może wyjść na jaw tylko w przypadku kontroli drogowej. Tymczasem nie jest to prawda. Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny przeczesuje bazy danych i wyłapuje pojazdy, którym wygasło OC, a które nie zostały wyrejestrowane.
Dlatego też zapominalscy, lub osoby które celowo nie opłaciły obowiązkowego ubezpieczenia, mogą się zdziwić, kiedy dostaną informację o nałożeniu na nie kary.
Standardową procedurą jest automatycznie przedłużanie ubezpieczenia OC. Wyjątek stanowi sytuacja, kiedy kupiliśmy używany samochód – obowiązuje na nim polisa wykupiona przez poprzedniego właściciela, ale po jej zakończeniu sami musimy zadbać o nowe ubezpieczenie.
Ubezpieczenie nie zostanie także przedłużone, kiedy zalegamy z opłatami ubezpieczycielowi.
Zaczęło się od przeprowadzonej bez powodu (czyli tak zwanej „rutynowej”) kontroli. Okazało się, że szybko znalazł się powód nie tylko do zatrzymania. Kierujący okazał policjantom z Garwolina prawo jazdy, jakiego jeszcze nie widzieli.
Funkcjonariusze szybko zwrócili uwagę na różnice w grafice na dokumencie, brak jakichkolwiek zabezpieczeń oraz znaków wodnych. Brakowało też na nim informacji o organie wydającym oraz podpisu posiadacza. Sam blankiet był do tego nierówno przycięty i zalaminowany.
Największym zaskoczeniem była jednak data urodzenia kierowcy – zgodnie z dokumentem urodził się 24 października 2059 roku. Czyli miał przyjść na świat dopiero za 35 lat! Podróżnik w czasie?
Prawdopodobnie nie, ponieważ dokument wydano 31 marca 2023 rok, a jego ważność kończyła się w marcu 2028. Wszystko wskazywało więc jednak, że 21-letni obywatel Nepalu posługiwał się fałszywym dokumentem.
Policjanci zatrzymali dokument, a prowadzony przez mężczyznę pojazd przekazali uprawnionej osobie. W sprawie 21-latka zostało wszczęte postępowanie – za posługiwanie się podrobionym dokumentem grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.
Przypomnijmy, że wprowadzenie podatku od samochodów spalinowych wydawało się nieuniknione. Jest to jeden z kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy, podpisanego w 2022 roku. Zgodnie z nimi kierowcy byliby obciążeni dodatkowymi podatkami, zależnymi od emisji dwutlenku węgla oraz tlenków azotu.
Pierwszy podatek naliczany byłby przy każdej rejestracji pojazdu, niezależenie nowego czy używanego. Miał on wejść w życie w czwartym kwartale tego roku. Drugi podatek naliczany byłby co roku za sam fakt posiadania samochodu. Jego wprowadzenie wyznaczono na drugi kwartał 2026 roku.
Nie będzie podatków od samochodów spalinowych w Polsce?
Przedstawiciele obecnego rządu informowali już wcześniej, że rozmawiają z przedstawicielami Komisji Europejskiej w sprawie odejścia od proponowanych podatków od samochodów spalinowych. Wygląda na to, że rozmowy zakończyły się pomyślnie. Jak bowiem powiedziała na antenie Radia Zet minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska:
Na ten moment jesteśmy po dobrych negocjacjach z Komisją Europejską i mamy zgodę Komisji, by nie wprowadzać podatku od aut spalinowych
Nie jest jednak tak, że nie będzie żadnych zmian w sprawie podatków od samochodów w Polsce.
Jak informowaliśmy już wcześniej, Ministerstwo Klimatu i Środowiska chce wprowadzić zmiany do podatku akcyzowego od samochodów. Obecnie jego wysokość zależy od pojemności silnika i wynosi:
3,1 proc. do pojemności 2 l
18,6 proc. powyżej 2 l pojemności
Według opracowywanego projektu, wysokość opłaty będzie zależała od emisji dwutlenku węgla oraz tlenków azotu. Można spodziewać się zatem przynajmniej kilku, jeśli nie kilkunastu, stawek. Im bardziej emitujący samochód, tym większa opłata przy jego pierwszej rejestracji.
Mówiąc wprost, nadal mowa jest o premiowaniu tego, że ktoś może pozwolić sobie na nowszy samochód i o karaniu kierowców, których stać tylko na auta starsze. Osoba którą stać na nową hybrydę z salonu może nie zapłacić nic, albo niewielki podatek. Z kolei ktoś kupujący starszy i większy samochód, ponieważ potrzebuje auta rodzinnego, a na młodszy go nie stać, może zapłacić bardzo wysoką opłatę.
Jest też pomysł, aby zadbać o to, by Polacy nie kupowali zbyt starych samochodów. Chodzi o zablokowanie możliwości importu pojazdów, które nie spełniają normy emisji spalin Euro 4. Mowa zatem o samochodach z roczników starszych niż 2006 rok.
Co jest równie szkodliwe, jak brak informacji? Ich nadmiar. Nie raz w kontekście polskich dróg mówiło się o tym, że stawia się przy nich zbyt wiele znaków. Osobom decyzyjnym chodziło zwykle w takich sytuacjach o odpowiednie doinformowanie kierowców, ale skutek zwykle jest odwrotny. Przebodźcowani kierowcy przestają zwracać uwagę na znaki, jakie mijają.
Problem jest jak najbardziej realny i zajęła się nim Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Zgodnie z przyjętym przez nią programem, do końca 2024 roku ma zostać przeprowadzony audyt oznakowania przy drogach krajowych. Po jego zakończeniu w 2025 roku rozpocznie się usuwanie niewłaściwego oznakowania.
Jakie znaki znikną z polskich dróg?
Podczas wspomnianego audytu, który przeprowadzi Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, ma nastąpić „racjonalizacja” oznakowania. Chodzi o to, aby znaki niepotrzebnie się nie powtarzały lub nie informowały o rzeczach zupełnie oczywistych, które nie wymagają regulowania ich znakami.
Wyścigówki w grze Climate E-Racers można dostosowywać za pomocą zbieranych w grze e-odpadów oraz dzięki realizowaniu specjalnych wyzwań Mistrzów Klimatu. Ale o co dokładnie chodzi?
Climate E-Racers na Roblox – na czym polega gra?
Na młodych graczy czeka szereg wyzwań i ciekawych doświadczeń – a to wszystko w trosce o klimat! W grze Climate E-Racers graczy powita Robin, znany z produkcji „Młodzi Tytani: Akcja!” – udzieli młodym kierowcom wskazówek, gdy ci będą podejmować wyzwania Mistrzów Klimatu. W trakcie wyścigów przez różne światy znane z kreskówek Cartoon Network, gracze otrzymają wsparcie także od innych lubianych postaci oraz wykorzystają specjalne power-upy, by szybciej dotrzeć do mety. Zawodnicy zostaną wyposażeni w wiele elementów niezbędnych do wygranej w wyścigu oraz będą mogli personalizować swoje wyścigówki za pomocą unikalnych akcesoriów i naklejek. Do personalizacji młodzi gracze mogą wykorzystać takżeelementy e-odpadów – dowiedzą się, jak stare urządzenia elektroniczne zyskują nowe życie dzięki recyklingowi.
Climate E-Racers
Cartoon Network Game On! – co to jest?
Cartoon Network Game On! Cartoon Network Game On!to immersyjne doświadczenie dostępne na popularnej platformie Roblox. Już wcześniej pozwalało na eksplorację światów znanych z popularnych seriali Cartoon Network, a teraz, dzięki Climate E-Racers, przez gamifikację pomoże w zwiększaniu świadomości na temat globalnego problemu elektronicznych odpadów – przede wszystkim wśród dzieci.
W ramach programu Race Against Climate Change, team Envision Racing stara się zachęcić swoich fanów do ratowania planety, a rosnący problem e-odpadów – według prognoz ekspertów roczna produkcja odpadów elektronicznych, takich jak telefony komórkowe, laptopy, odtwarzacze MP3 czy baterie, do 2030 roku osiągnie 75 mln ton – jest szczególnie ważny dla zespołu Envision. W 2023 roku team zaprezentował pierwszy na świecie samochód wyścigowy zbudowany całkowicie z e-odpadów.
Climate E-Racers – dla kogo? Wiek
Dzieci w wieku od 6 do 12 lat mogą zostać Mistrzami Klimatu, podejmując codzienne wyzwania. Współpraca z topowym zespołem wyścigowym Envision Racing jeszcze wyraźniej podkreśla wysiłki, które Cartoon Network wkłada w edukację młodych umysłów – gra Climate E-Racers uczy i zwiększa świadomość klimatyczną w sposób, który dzieci doceniają najbardziej – poprzez zabawę.
– Współpraca z Envision to istotny element naszej kampanii Mistrzowie Klimatu Cartoon Network. Docieramy tam, gdzie dzieci chcą spędzać czas. Informujemy, inspirujemy i umożliwiamy im podjęcie działań na rzecz zmian klimatycznych, integrując naukę o e-odpadach i wspierając zachowania przyjazne dla klimatu. – mówi Monika Oomen, VP Brand, Comms and Digital Content Strategy, EMEA Kids w Warner Bros. Discovery.
Sylvain Filippi, Managing Director i Chief Technology Officer w Envision Racing, dodaje:
– Ekscytuje nas połączenie światów Envision Racing i Cartoon Network w Roblox. Oprócz rywalizacji na najwyższym poziomie, Envision Racing istnieje po to, by wykorzystać siłę sportu w działaniach, które mają na celu rozwiązanie problemu zmian klimatycznych. Zależy nam na angażowaniu młodych ludzi w tworzenie zrównoważonej przyszłości. Climate E-Racers jest przykładem takiego działania – cieszymy się, mogąc zaproponować dzieciom nowe, innowacyjne doświadczenie.
Gra Climate E-Racers jest dostępna w Cartoon Network Game On! w Robloxie od 16 maja.
Przypomnijmy, że informacje o nowych tablicach rejestracyjnych po raz pierwszy pojawiły się rok temu. Ówczesny minister infrastruktury Andrzej Adamczyk powiedział na antenie Polskiego Radia o przyjętych przez poprzedni rząd przepisach, zgodnie z którymi samochody rajdowe będą mogły poruszać się między odcinkami rajdu po drogach publicznych. Będą wyposażone w specjalne tablice rejestracyjne i prowadzone przez licencjonowanego pilota.
Chociaż może się wam wydawać, że sprawa jest błaha, bo dotyczy tylko garstki osób, tak naprawdę ma spore znaczenie, ponieważ kończy z trwającą od dekad fikcją. Podczas rajdu załogi przemieszczają się między kolejnymi odcinkami specjalnymi na kołach, korzystając z otwartych dla ruchu dróg publicznych. Aby to było możliwe, muszą być zarejestrowane tak jak każdy inny pojazd, mieć wykupione ubezpieczenie oraz ważny przegląd techniczny.
Szkopuł polega na tym, że zakres modyfikacji w samochodach rajdowych sprawia, że nie spełniają one żadnych wymogów i nie mogą być dopuszczone do ruchu. Wszyscy muszą więc na to przymykać oko – od diagnostów, po drogówkę. Jednak policja może w każdej chwili i zgodnie z prawem zatrzymać załogę między OS-ami i zabronić jej dalszej jazdy. I takie przypadki też się zdarzały.
Wraz z nowymi przepisami, zakończy się trwająca dekadami prowizorka. To doskonała wiadomość, ponieważ rząd od dawna planuje już wprowadzenie nowych zasad przeprowadzania przeglądów technicznych (między innymi z wymogiem robienia zdjęć pojazdom stawiającym się na przegląd). Samochody rajdowe nie mają szans na zaliczenie podobnych przeglądów, a to postawiłoby pod znakiem zapytania sens organizowania rajdów w Polsce. Ewentualnie, jak sugerują niektórzy znawcy tematyki, wszystkie polskie załogi przeniosłyby się do Czech.
Początkowo sytuacja wyglądała jak wiele innych na polskich drogach. Autor nagrania trzyma się uporczywie lewego pasa, chociaż ma przed sobą pustą drogę. Dlaczego łamie przepisy i nie jedzie prawym pasem? Odpowiedziałby z pewnością, że to dlatego, iż chce wyprzedzić jadące z przodu Audi. Tacy kierowcy zwykle nie rozumieją różnicy między wyprzedzaniem, a mozolnym zbliżaniem się do innego uczestnika ruchu. Zwróćmy też uwagę na „ocenzurowaną” prędkość. Czyżby nagrywający miał coś do ukrycia?
Autor nagrania blokuje lewy pas przed 20 sekund, a jak długo czekał kierowca BMW, żeby nagrywający mu zjechał? Tego nie wiemy. Wreszcie kierujący BMW wyprzedził autora nagrania prawym pasem (co jest dozwolone), ale zrobił to bardzo zbliżając się do niego. Nagrywający zamrugał więc światłami długimi, ponownie łamiąc przepisy.
Co byście zrobili w takiej sytuacji? Ktoś blokuje wam drogę, łamie w ten sposób przepisy i robi to w sposób uparty. A potem świeci na was długimi światłami, najwyraźniej zaskoczony i urażony. Oczywiście należy jechać dalej i nie dawać się prowokować.
Lecz kierowcy BMW puściły nerwy i zahamował przez moment awaryjnie (migające światła stopu), co nagrywającemu nie dało do myślenia, że ma do czynienia z agresywnym kierowcą i lepiej trzymać od niego większy dystans. Utrzymał tylko taki, żeby nie wjechać w BMW. Więc przy drugim hamowaniu wjechał.
Nagranie kończy się tak, że oba pojazdy zjeżdżają (nieprawidłowo) na pas zieleni. Trudno stwierdzić, czy powstały jakiekolwiek szkody, ale kontakt był, bo wezwano na miejsce policję. Po 20 minutach oczekiwania nagrywający przyznał się, że ma w aucie kamerkę. Słysząc to kierowca BMW odjechał. Jak zakończyła się ta sprawa? Pod nagraniem czytamy, że (pisownia oryginalna):
Sąd i policja byli innego zdania jeśli chodzi o sprawcę zdarzenia, policja wystawiła wniosek o ściganie, a sąd po roku przysolił odpowiednio wysoką grzywnę. Losy regresu ubezpieczeniowego są mi nieznane, moje uszkodzenia zostały wycenione i naprawione z OC sprawcy z rachunkiem na ponad 11 tyś zł.
Nie wiemy, jakie było to „inne zdanie”, kogo policja ścigała i ile „przysolono” grzywny. Z kontekstu możemy domyślać się, że ukarano kierowcę BMW. Nagrywającemu jego nieprawidłowe zachowanie uszło najwyraźniej płazem. Nie wiemy też, jakie szkody powstały w jego aucie, że wymagały wypłacenia aż 11 „tyśięcy” złotych.
Czy można dostać mandat za niewielkie przekroczenie prędkości?
Wieli polskich kierowców żyje w przeświadczeniu, że niewielkie przekroczenia prędkości nie są karane. Zwykle mówi się o tolerancji na poziomie 10 km/h i rzeczywiście taryfikator mandatów nie przewidywał kary za tak niskie przekroczenie.
To się jednak zmieniło wraz z nowym taryfikatorem, który obowiązuje od początku 2022 roku. Teraz nawet za kilka kilometrów na godzinę można otrzymać mandat. Co prawda jest to mało prawdopodobne, abyśmy zostali zatrzymani przez policjanta w celu wręczenia nam mandatu za 50 zł, ale prawo przewiduje taką możliwość.
Jaką tolerancję przekroczenia prędkości mają polskie fotoradary?
Przyjęło się mówić, że fotoradary w Polsce są jeszcze bardziej pobłażliwe i ustawiane są tak, by reagować dopiero na przekroczenie prędkości powyżej 20 km/h, a czasami nawet i na poważniejsze przewiny. To również było prawdą, a wynikało z dużego obłożenia pracą pracowników CANARD. Każde zdjęcie musi bowiem być sprawdzone, czy pozwala na identyfikację właściciela pojazdu oraz czy daje podstawę do wystawienia mandatu.
Ustawienie tolerancji na ponad 20 km/h pozwoliło na ściganie tylko kierowców stwarzających poważniejsze zagrożenie i zmniejszenie ryzyka, że jakieś wykroczenie się przedawni, zanim będzie mogło być zweryfikowane.
Rewolucja w polskich fotoradarach. Koniec z pobłażaniem dla kierowców
Tak pobłażliwe traktowanie kierowców przekraczających prędkość właśnie dobiegło końca. Jak podaje serwis brd24.pl, po krytycznym raporcie NIK na temat fotoradarów, zdecydowano się na obniżenie progu tolerancji.
Obecnie w Polsce ma już nie być fotoradarów innych niż takie, które robią zdjęcie już po przekroczeniu prędkości o ponad 10 km/h. Tyle wynosi bowiem maksymalny dopuszczalny błąd kierujących pojazdami, określony rozporządzeniem Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 14 marca 2013 roku. Dlaczego zatem można dostać mandat za przekroczenie prędkości poniżej 10 km/h? To już pytanie nie do nas. Faktem jest natomiast, że kierowcy powinni być znacznie bardziej czujni na widok fotoradarów.
Mandaty za prędkość w 2024 roku
Przypomnijmy jak obecnie wygląda taryfikator mandatów za przekroczenie prędkości:
do 10 km/h – mandat 50 zł i 1 pkt. karny
11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt. karne
16–20 km/h – mandat 200 zł i 3 pkt. karne
21–25 km/h – mandat 300 zł i 5 pkt. karnych
26–30 km/h – mandat 400 zł i 7 pkt. karnych
31–40 km/h – mandat 800 zł (recydywa 1600 zł) i 9 pkt. karnych
41–50 km/h – mandat 1000 zł (recydywa 2000 zł) i 11 pkt. karnych
51–60 km/h – mandat 1500 zł (recydywa 3000 zł) i 13 pkt. karnych
61–70 km/h – mandat 2000 zł (recydywa 4000 zł) i 14 pkt. karnych
ponad 70 km/h – mandat 2500 zł (recydywa 5000 zł) i 15 pkt. karnych
Dla porządku przypomnijmy, że korytarzem życia zwykło się nazywać miejsce pośrodku drogi, jakie robią kierowcy samochodów stojących w korku, aby mogły z niego skorzystać służby. Co do zasady tworzy się je na drogach szybkiego ruchu, zwykle w razie wypadku. Są one niezwykle istotne, ponieważ to jedyny sposób, by pogotowie ratunkowe czy straż pożarna dostały się do potrzebujących.
Aby utworzyć korytarz życia, kierowcy na pasie lewym powinni zjechać do lewej krawędzi drogi, a ci z prawego do prawej. Staramy się zrobić jak najwięcej miejsca, ponieważ wozy strażackie potrafią być naprawdę duże, a chodzi o to, żeby służby ratunkowe miały swobodny przejazd, a nie musiały się przeciskać między pojazdami.
W przypadku dróg mających trzy lub więcej pasów w jedną stronę, kierowcy z lewego zjeżdżają do lewej krawędzi, a ci z pozostałych do prawej.
Utworzyli korytarz życia, a i tak stracili prawa jazdy
Wbrew pozorom, prawidłowe utworzenie korytarza życia może okazać się niewystarczające, ponieważ nie można przy tym zapominać o innych przepisach ruchu drogowego. Zapomnieli o nich trzej kierowcy, którzy stali w korku na niemieckiej autostradzie A5.
Co takiego zrobili? Wszyscy kierowali ciężarówkami, a mimo tego zatrzymali się na lewym pasie autostrady, chociaż niemieckie prawo zabrania im na niego wjeżdżać. W wyniki tego błędu korytarz okazał się bardzo wąski i służby miały problemy z dotarciem do osób poszkodowanych w wypadku.
Policjanci nie mieli żadnej wyrozumiałości dla nieodpowiedzialnego zachowania kierowców. Każdy z nich otrzymał mandat na 240 euro (około 1000 zł), 2 punkty karne (maksymalna liczba to 8), a także wszystkim tymczasowo zatrzymano prawo jazdy.
Całe zdarzenie miało miejsce w Niemczech, ale powinni brać z niego nauczkę także kierowcy w Polsce. U nas także ciężarówki nie mogą korzystać z lewego pasa na drogach szybkiego ruchu (chyba, że są więcej niż dwa pasy lub na prawym ktoś jedzie znacznie wolniej, niż ciężarówka).
Za złamanie zakazu grozi 1000 zł i 8 punktów karnych, a w przypadku recydywy zapłacimy 2000 zł. Trzeba też pamiętać, że jeśli zatrzymanie ciężarówki na lewym pasie utrudni przejazd służb, kary mogą być jeszcze wyższe.
Po raz kolejny policjanci postanowili skorzystać z drona, aby obserwować kierowców, bez narażenia się na to, że ktoś zauważy patrol i będzie jechał bardziej przepisowo. Podobno działania drogówki mają być przede wszystkim prewencyjne, ale w tej akcji nie chodziło o uczulenie kierowców z wyprzedzeniem na niebezpieczne zachowania.
Jak informują policjanci z bydgoskiej drogówki, akcja „bezpieczny pieszy” miała na celu „poprawę bezpieczeństwa niezmotoryzowanych uczestników ruchu drogowego”. Przykłady swoich działań, zamieścili na poniższym nagraniu, które daje sporo do myślenia.
Co widzimy na nagraniu? Jednego kierowcę, który nie zahamował, mimo że pieszy był już na przejściu oraz drugiego, który nie zatrzymał się, gdy drugi kierujący zatrzymywał się na widok rowerzysty. Wbrew przepisom, bo rowerzysta nie ma pierwszeństwa, zanim nie wjedzie na przejazd dla rowerów. Jak wyglądały pozostałe sytuacje? Dobrze, choć niecenzuralnie, podsumował to jeden z komentujących:
Na tym filmie tylko jeden przypadek był nie bezpieczny. Reszta to zwykle wyłudzanie kasy. Frajerski przepis. Wystarczy że ktoś celowo zachsmuje mocno i już jesteśmy wyorzedzajacymi. Zamiast zwracać uwagę na przejście to muszę patrzeć czy inny kierowca nie jest ch*jem.
Inny komentujący zwraca uwagę, że przepisy zabraniają zatrzymywania się w obrębie przejścia dla pieszych bez powodu, czyli wtedy, gdy nie ma obowiązku ustępowania nikomu pierwszeństwa. Z punktu widzenia policji jest to jednak „dbanie o bezpieczeństwo niechronionych uczestników ruchu”, a nie nadgorliwość i zachowywanie się w sposób, który innym kierowcom trudniej jest przewidzieć i w porę zareagować. Za co są surowo karani.
Policja informuje, że zauważyła 68 wykroczeń ze strony pieszych, ale wystawiła tylko dwa mandaty – pozostałe sytuacje skończyły się pouczeniami. Czyli jeśli pieszy łamie przepisy i nie dba o swoje bezpieczeństwo… cóż, to tylko pieszy, no dajcie spokój. Z kolei mandatami zostało ukaranych 68 kierowców, a trzech czeka rozprawa sądowa. Udzielono też 21 pouczeń.
Pojawia się w takim razie pytanie „za co te mandaty i wniosku do sądu”. Jeśli za to, co widzieliśmy na nagraniu, to działania bydgoskiej policji były jakimś żartem. Jeśli natomiast za naprawdę niebezpieczne sytuacje, które nie znalazły się na nagraniu, to czemu służy to nagranie? Ono powinno chyba piętnować najbardziej niebezpieczne sytuacje i stanowić przykład oraz przestrogę. Czyżby policjanci byli świadkami naprawdę groźnych zachowań ze strony kierowców, tylko montując filmik, przypadkowo nie zawarli tam żadnej takiej sytuacji? Jeśli tak, to żartem jest cały komunikat na temat opisywanej akcji.
Przycisk o którym mowa tak naprawdę nie nazywa się „bułka”, ale to jego najczęściej spotykane, określenie. Wzięło się ono ze skojarzenia z popularnym powiedzeniem „skoczyć do sklepu po bułki”, czyli na chwilę i po drobne zakupy.
Tak więc wciskając przycisk „bułka” otrzymujemy bilet uprawniający do krótkotrwałego, darmowego postoju. Zazwyczaj jest to 15-20 minut, czyli tyle, ile powinno nam wystarczyć na załatwienie jakichś drobnych sprawunków.
Takie rozwiązanie ma sporo sensu. Samorządy wprowadzające strefy płatnego parkowania i podnoszące w nich ceny, tłumaczą to dobrem mieszkańców. Motywacją do tego, żeby zatrzymywać się na krótko i zwiększać rotację pojazdów na parkingach. Możliwość darmowego parkowania wpisuje się w taką narrację.
Gdzie na parkometrze znajduje się przycisk „bułka”?
Przycisk „bułka” nie jest niestety częstym widokiem w Polsce. Niektóre samorządy wprowadziły go testowo, ale spotkanie takiego parkometru będzie problematyczne. Znacznie łatwiej przycisk pozwalający na darmowe parkowanie znajdziemy w Niemczech.
Czasowe darmowe parkowanie, analogiczne do przycisku „bułka”, można spotkać czasem na parkingach pod marketami. Przeznaczone są one tylko dla klientów i tylko na czas robienia zakupów. Aby to egzekwować, stosuje się opłaty za parkowanie, ale na przykład dopiero powyżej godziny postoju.
Żeby skorzystać z takiej możliwości, konieczne jest pobranie biletu z automatu, który zaświadczy, jak długo stoimy. Jeśli przekroczymy ustalony czas, będziemy musieli zapłacić za parking. Za brak biletu z kolei grożą wysokie kary.
Jakie znaczenie ma znak z białym rombem na niebieskim tle?
Z czym kojarzy się wam znak, widoczny na zdjęciu powyżej? Pewnie z niczym, ewentualnie ze znaczkiem Renault. W tej intuicji jest ziarenko prawdy, ale niewielkie. Znak z białym rombem można spotkać na francuskich drogach.
Stosuje się go nad pasami ruchu, przeznaczonymi do carpoolingu, czyli organizowania wspólnych przejazdów, zamiast podróżowania w pojedynkę. Wydzielenie pasa dla takich pojazdów ma promować ideę carpoolingu, zmniejszając liczbę samochodów na drogach i emitowanych przez nie spalin.
Wymagania jakie trzeba spełnić, żeby korzystać z osobnego pasa ruchu, nie są duże. Wystarczy, aby w danym pojeździe podróżowały przynajmniej dwie osoby. Z wydzielonych pasów korzystają także taksówki, transport publiczny i kierowcy samochodów elektrycznych i wodorowych.
Omawiany znak stosowany jest na wybranych docinkach francuskich autostrad. Obecnie jest to między innymi w pobliżu Paryża, Strasburga, Grenoble, Lyon, Nantes oraz Rennes.
Zgodnie z zapowiedziami, francuskie władze zamierzają rozszerzać stosowanie znaku z białym rombem na niebieskim tle. Docelowo będzie można go spotkać na wszystkich autostradach w kraju.
Ile wynosi mandat za ignorowanie znaku z białym rombem?
Obecnie mandat za nie stosowanie się do omawianego znaku wynosi 135 euro. Według obecnego kursu oznacza to ponad 580 zł kary.
Kierowy powinni wziąć sobie więc do serca znaczenie znaku z białym rombem. Również dlatego, że bardzo łatwo o otrzymanie wspomnianego mandatu. Wiele dróg we Francji ma monitoring i system może zarejestrować, czy kierowca porusza się sam. To więc, że w pobliżu nie ma policji, nie znaczy, że warto ryzykować korzystanie z dodatkowego pasa ruchu.
Przebieg obwodnicy mającej 2,6 km, rozpocznie się za skrzyżowaniem DK94 z DK73 w Pilźnie. W okolicy przecięcia się ul. Wiaduktowej z ul. Lwowską zaprojektowano rondo. Obwodnica będzie przebiegała nad rzeką Dulcza, a na końcowym odcinku włączy się za pomocą ronda do istniejącej DK73 w kierunku Jasła.
Inwestycja zlokalizowana jest na terenie powiatu dębickiego i przebiega przez tereny gminy miejsko-wiejskie Pilzna. Obwodnica będzie drogą klasy GP (droga główna ruchu przyspieszonego) o przekroju 1×2 czyli po jednym pasie w każdym kierunku wraz z infrastrukturą towarzyszącą (odwodnienie, oświetlenie, urządzenia ochrony środowiska, urządzenia BRD).
Ponadto wybudowane zostaną jezdnie dodatkowe (równoległe do trasy głównej), obsługujące tereny przyległe do obwodnicy, drogi dla pieszych i rowerów oraz system zarządzania ruchem. Przez rzekę Dulcza zostanie wybudowany most. Powstaną także przejścia dla zwierząt, ekrany akustyczne i przeciwolśnieniowe oraz zbiorniki retencyjne.
Obwodnica Pilzna powinna być gotowa w ciągu 35 miesięcy od podpisania umowy.
Nowe inwestycje na Podkarpaciu ułatwią dojazd do granicy
Obwodnica Pilzna to pierwsza z inwestycji, które zmienią przebieg i wygląd DK73 aż do Jasła. Kolejne to obwodnice Brzostku i Kołaczyc, a także Jasła, które wraz z przygotowywaną przebudową istniejącego odcinka DK73 pomiędzy Pilznem a Brzostkiem spowodują, że w efekcie końcowym kierowcy zyskają finalnie ok. 35 kilometrów drogi w dwóch trzecich poprowadzonej nowym śladem. Pozwoli to nie tylko wyprowadzić ruch, jaki koncentruje się w tych miastach, ale przede wszystkim poprawić przepustowość całego ciągu DK73.
Jest to istotne, gdyż droga krajowa nr 73 Wiśniówka k. Kielc – Jasło należy do podstawowego układu komunikacyjnego kraju, prowadząc ruch na kierunku północ-południe. Droga ta ma też charakter strategiczny, gdyż prowadzi do jednego z priorytetowych przejść granicznych łączących Unię Europejską z Ukrainą. Na terenie województwa podkarpackiego stanowi ważny szlak komunikacyjny od autostrady A4 poprzez Pilzno, Brzostek, Jasło i dalej poprzez DK28 Krosno, Sanok a następnie DK84 Ustrzyki Dolne aż do przejścia granicznego z Ukrainą w Krościenku lub DK19 do przejścia granicznego ze Słowacją w Barwinku.
Program Budowy 100 obwodnic w województwie podkarpackim
W województwie podkarpackim w ramach rządowego Programu budowy 100 obwodnic powstanie osiem nowych inwestycji drogowych. Oprócz kierowanego do realizacji II etapu obwodnicy Sanoka w ciągu DK28 oraz obwodnicy Pilzna będącej na etapie postępowania przetargowego, są to jeszcze:
obwodnica Nowej Dęby w ciągu DK9
obwodnica Kolbuszowej w ciągu DK9
obwodnica Miejsca Piastowego w ciągu DK28
obwodnica Przemyśla w ciągu DK28/DK77
obwodnica Jasła w ciągu DK73
obwodnica Brzostku i Kołaczyc w ciągu DK73
Wszystkie obwodnice, jakie powstaną w ramach PB100 w województwie podkarpackim, będą drogami klasy GP (główne ruchu przyspieszonego). W ramach inwestycji wybudowane zostaną skrzyżowania jednopoziomowe oraz odcinki dodatkowych jezdni zapewniających obsługę przyległych terenów. Inwestycje będą uwzględniać również m.in. budowę i przebudowę istniejących dróg w zakresie kolizji z drogami obwodowymi, budowę i przebudowę systemu odwodnienia korpusu drogowego, budowę urządzeń ochrony środowiska i ruchu drogowego oraz budowę oświetlenia drogowego.
Zgodnie ze znowelizowanymi niemal trzy lata temu przepisami, pierwszeństwo ma nie tylko pieszy znajdujący się na pasach, ale także wchodzący na nie. Co to znaczy, wbrew opiniom „obrońców pieszych”, nie wie do końca nikt. Przepisy tego nie regulują, więc pozostaje to do interpretacji.
Rozsądek podpowiada jednak, że sprawa jest prosta. Kierowca powinien wypatrywać pieszych w okolicach przejść i reagować tak, aby nie stwarzać dla nich zagrożenia. Niestety nie robi tego każdy kierowca, za to wielu pieszych utwierdziło się w przekonaniu, że mogą wchodzić na ulicę bez przejmowania się tym, co robią kierowcy.
Popatrzcie na to nagranie. Piesza idzie chodnikiem, nagle zatrzymuje się i zerka w stronę autora nagrania. Ten domyśla się, że chce on przejść przez ulicę i chociaż właśnie się rozpędzał, hamuje. Piesza wchodzi na przejście i spogląda w stronę białego Hyundaia jadącego z naprzeciwka. Widzi, że jego kierowca nie zwalnia, więc odwraca głowę i idzie dalej.
Co robił w tym czasie kierowca, że nie reagował na pieszą na pasach? Nie mamy pojęcia. Podobnie jak nie mamy pojęcia, co miała w głowie piesza. Zachowała się prawidłowo, spojrzała na zbliżający się pojazd, ale zamiast zareagować na to, że nie zwalnia, odwróciła głowę w przeciwnym kierunku. Co tam było tak interesującego, że ważniejsze było od jej zdrowia i życia? Jak można zwrócić uwagę na samochód, dopiero kiedy się w niego wejdzie?
Niemcy często są stawiane za wzór naszym drogowcom, również w kwestii ustawiania znaków. Gdy jest ich zbyt dużo, kierowcy przestają na nie zwracać uwagę, albo nie są w stanie zarejestrować znaczenie wszystkich z nich. Do zatem zaszło w centrum Frankfurtu nad Menem?
Władze miasta przewodzone przez frakcję Zielonych postanowili zmienić organizację ruchu na jednej ulic dzielnicy Westend, przekształcając ją w dużej mierze na drogę rowerową. Podobno uznali, że ulica pełniąca rolę ulicy to złe wykorzystanie dostępnej przestrzeni.
Po zmianie organizacji ruchu ustawiono znaki informujące o niej. Między innymi wskazujące, że jest to teraz ulica jednokierunkowa, choć nie dotyczy to rowerzystów. Oznaczono także gdzie można parkować, gdzie mają stawać dostawcy do okolicznych sklepów, a gdzie należy pozostawiać hulajnogi elektryczne. Całość uzupełniono także o drogowskazy, kierujące do parków czy pobliskich uczelni.
W sumie na odcinku 1100 metrów ustawiono 566 znaków. Ponieważ miasto nie miało tylu słupów (a poza tym znaki by się pewnie wzajemnie zasłaniały), na pojedynczych słupach zamontowano nawet po sześć znaków. Szczyt absurdu? Władze są podobno zadowolone z efektu i chcą przeorganizować w ten sposób kolejne 200 metrów ulicy.
Die #BILD regt sich heute über die vielen Verkehrsschilder im Grüneburgweg in #Frankfurt auf. Auf einem Foto ist auch ein Polizist zu sehen, der einem Autofahrer aus dem #Vogelsberg den richtigen Weg weist. Ja, in der Großstadt sind wir halt verwirrt.😜https://t.co/9cUIOhqJ0C
Z kolei aktywiści z niemieckiego klubu rowerowego chcą ogólnego ograniczenia ruchu samochodów w miastach. We Frankfurcie ulice, zwłaszcza te ze sklepami i restauracjami, mają być przerabiane na ciągi pieszo-rowerowe. Samochody, jeśli będą mogły tam wjechać, to tylko na chwilę.
Uważamy, że to doskonały pomysł. Jeśli ludzie nie będą mieli jak dojechać do restauracji i sklepów, z pewnością uspokoi to ruch w tych miejscach. A czy sklepy i restauracje nie zbankrutują? To drobiazg, który nie zaprząta głów aktywistów.
Für mehr Radverkehr sowie eine verbesserte Wohn- und Aufenthaltsqualität hat der Oeder Weg sukzessive ein neues Gesicht bekommen. Die @FrankfurtUAS hat den Prozess wissenschaftlich begleitet. Wurden die Ziele erreicht? Die Ergebnisse liegen jetzt vor 👇https://t.co/Ukn3T1vK6Z
Przepisy nadal tego surowo zabraniają. Będąc pod wpływem alkoholu nie można prowadzić żadnego pojazdu, nie tylko mechanicznego. Jednak jadąc pojazdem inny niż mechaniczny, grożą nam za to niższe kary.
Podobnie jak w przypadku kierującego samochodem czy motocyklem, również kierujący rowerem musi liczyć się z wysokim mandatem za taki czyn. Jego wysokość zależy od stężenia alkoholu w organizmie:
powyżej 0,2 do 0,5 promila – 1000 zł
ponad 0,5 promila – 2500 zł
Rowerzysta nie musi jednak bać się punktów karnych, ani innych kar finansowych. Nie grozi mu także inna, typowa dla kierowców samochodów kara.
Czy za jazdę na rowerze po alkoholu można stracić prawo jazdy?
Lata temu prawo nie rozróżniało, czy pijany jedzie samochodem czy rowerem – groziły za to takie same kary utraty uprawnień do kierowania. W ten sposób przejażdżka rowerem po kilku piwach mogła zakończyć się utratą prawa jazdy. Teraz takiej kary się nie stosuje, choć nadal istnieją okoliczności, w których możecie ją otrzymać.
Wszystko zależy od waszego zachowania oraz decyzji policjanta. Funkcjonariusz może uznać, że wasze zachowanie spowodowało zagrożenie w ruchu drogowym i skierować sprawę do sądu. Tam maksymalna grzywna to nawet 30 tys. zł. Sąd może też orzec wobec was zakaz prowadzenia pojazdów. Więc tak, nadal można stracić prawo jazdy za jazdę na rowerze po alkoholu.
Czy można jechać na rowerze po piwie bezalkoholowym?
Piwo bezalkoholowe oficjalnie nie jest napojem alkoholowym, więc tu nie ma przeciwskazań. Zalecamy jednak ostrożność.
Obecnie na rynku jest wiele rodzajów piwa bezalkoholowego, radlerów itd. Są także tak zwane piwa niskoalkoholowe, mające na przykład 2 proc. alkoholu. Często ten sam napój występuje w dwóch wariantach – 0,0 proc. oraz 2,0 proc. O pomyłkę nietrudno. Po jednym piwie niskoalkoholowym nie przekroczycie limitu 0,2 promila, ale zalecamy uwagę i ostrożność.
Nagrywający stoi w korku przed światłami, a z naprzeciwka jadą samochody. Nagle z parkingu po jego prawej stronie wyjeżdża Opel Astra. Kierująca nim chce skręcić w lewo, a autor nagrania uprzejmie czeka, aby jej to umożliwić.
Jak skończyła się ta sytuacja? Pewnie myślicie, że kierująca Oplem wyjechała pod koła jadących z naprzeciwka pojazdów? Nic z tego, nie była tak nierozsądna, a samochody znajdowały się w bezpiecznej odległości.
Wydawało się, że nic się tu już nie wydarzy, kiedy nagle uderzył w nią z dużą prędkością kierowca Chryslera. Na szczęście tylko na tym się skończyło, bo niewiele brakowało, a w zdarzeniu udział brałyby także auta jadące z naprzeciwka.
Jak doszło do tego zdarzenia i co robił kierowca Chryslera? To proste. Chciał on skręcić na światłach w lewo, ale zamiast czekać, aż pojawi się dodatkowy służący do tego pas, postanowił wyprzedzić stojące pojazdy na ciągłej linii i z dużą prędkością. Jemu nic się nie stało, ale kierująca Oplem musiała zostać opatrzona w karetce.
Przypomnijmy, że wszystko zaczęło się od rozmowy Andrzeja Kaczmarka, prezesa spółki Stalexport Autostrada Małopolska z serwisem wnp.pl. Powiedział on, że roczny koszt utrzymania autostrady A4 na odcinku Katowice-Kraków to około 50 mln zł rocznie. Kwota ta nie obejmuje kosztów remontów, modernizacji oraz ewentualnej rozbudowy. W ten sposób chciał zobrazować, jak dużym kosztem są dla państwa drogi szybkiego ruchu i że nie będzie możliwe pozostawienie ich bezpłatnych.
Kaczmarek zwrócił też uwagę, że w innych europejskich krajach, również tych od Polski bogatszych, państwo nie bierze na siebie całych kosztów utrzymania autostrad, więc i u nas prędzej czy później będzie to niemożliwe. Wypowiedzi te zostały odebrane jako głos eksperta, który pokazuje, że przedwyborcze obietnice PiS (który obiecał zniesienie opłat na wszystkich autostradach), są nie do zrealizowania.
Płatne autostrady w Polsce – minister odpowiada
Informacja o tym, że polskie autostrady mogą wszystkie być płatne, szybko obiegła media. Była to jednak opinia przedstawiciela jednego z koncesjonariuszy, a nie Ministerstwa Infrastruktury. Trudno więc było brać je poważnie.
O kwestię wprowadzenia opłat za autostrady w Polsce zapytała Interia podsekretarza stanu w Ministerstwie Infrastruktury, Pawła Gancarza. Okazało się, że rządzący nie mają żadnych planów wprowadzania opłat za autostrady w Polsce:
Kierowcy mogą spać spokojnie, nie będzie płatnych autostrad i dróg ekspresowych na drogach publicznych. Oczywiście, poza tymi odcinkami, którymi zarządzają koncesjonariusze i te odcinki są objęte wieloletnimi umowami.
Deklaracja jest więc jasna. Samochody osobowe i motocykle pozostaną zwolnione z opłat na autostradach w Polsce. Wyjątki to autostrada A4 Katowice-Kraków, gdzie umowa ze Stalexport wygasa dopiero w 2027 roku, oraz autostrada A2 Świecko–Nowy Tomyśl–Konin, gdzie umowa wygasa w 2037 roku.
Przekaz ze strony rządzących jest obecnie jeden. Bezpłatne autostrady w Polsce pozostaną bezpłatne, zaś gdy na płatnych docinkach wygasną umowy koncesyjne, opłaty również zostaną zniesione.
Fisker od dawna ma poważne problemy. W 2023 roku zanotowała stratę na poziomie 464 mln dolarów, a gdy w lutym zawisło nad nim widmo bankructwa, wartość akcji firmy spadła o 97 proc. Władze Fiskera chciały ratować markę i prowadziły rozmowy, najprawdopodobniej z Nissanem, aby ten wpompował setki milionów dolarów w amerykańską markę elektryków w zamian za dostęp do jej technologii.
Rozmowy zakończyły się jednak fiaskiem. W międzyczasie czasie firma Magna Steyr, która w swojej fabryce w Gazu produkowała jedyny model Fiskera – SUVa Ocean – wstrzymała jego wytwarzanie już w marcu. Przedstawiciele firmy stwierdzili też, że nie zamierzają kontynuować produkcji samochodu amerykańskiej marki.
Fisker ogłosił w swoim oświadczeniu, że wniosek o bankructwo złożył tylko jego austriacki oddział. Pozostałe gałęzie firmy mają funkcjonować jak dotychczas, płacąc pensje pracownikom i zapewniając wsparcie swoim klientom. Jeśli jednak nie znajdzie się szybko jakiś bogaty inwestor, to owo normalne funkcjonowanie nie potrwa długo. Fisker obecnie nie ma czego sprzedawać, jego akcje są bezwartościowe, a i wcześniej firma przynosiła ogromne straty.
Przypomnijmy, że marka Fisker została założona w 2005 roku przez Henrika Fiskera w Kalifornii. Firma chciała podbić rynek atrakcyjnymi, niskoemisyjnymi samochodami, a pierwszy jej model pojawił się na rynku w 2011 roku. Karma była odpowiednikiem Tesli Modelu S z tą różnicą, że choć napędzana była dwoma silnikami elektrycznymi, zamiast dużej baterii, miała na pokładzie silnik benzynowy pełniący rolę generatora prądu. To ciekawa koncepcja, którą obecnie wykorzystują inni producenci (jak Nissan czy Mitsubishi), ale wtedy zupełnie się nie przyjęła i w 2013 Fisker zbankrutował.
W 2016 roku firma została wskrzeszona i tym razem skupiła się na modelach elektrycznych. Do wspomnianego SUV-a Ocean miały dołączyć trzy inne – Pear (kompaktowy crossover), Alaska (pickup) oraz Ronin (sportowe coupe). Prototypy wszystkich z nich zostały już zaprezentowane, a na model Pear zbierano już zamówienia. Wszystko wskazuje jednak na to, że żaden z nich nie wyjedzie już na ulice.
Jak możemy dowiedzieć się z opisu pod nagraniem, trudno właściwie powiedzieć, co było przyczyną konfliktu między dwoma kierującymi. Nie wiemy, czy nie doszło do jakiegoś wcześniejszego spięcia już wcześniej, ale nic na to nie wskazuje.
Prawdopodobnie motocyklista miał pretensje, że kierowca Mazdy zbyt długo jechał lewym pasem. Pretensje nieuzasadnione, ponieważ kierujący osobówką wyprzedzał inne pojazdy, a kiedy tylko na prawym pasie zrobiło się więcej miejsca, natychmiast na niego zjechał.
Mimo tego bardzo prawidłowego zachowania, motocyklista zrównał się z Mazdą i zaczął spoglądać w stronę jej kierowcy. Trwało to dobre 10 sekund, gdy nagle kierujący osobówką zrobił ruch, jakby chciał staranować motocyklistę, a potem dodał gazu, wyprzedził go i wrócił na lewy pas. Nie wrócił jednak, by blokować motocyklistę, tylko wyprzedzić tiry, które właśnie dogonili.
Ciąg dalszy tej historii nastąpił kilka minut później. Kierowca Mazdy zdecydował się zjechać na MOP, a motocyklista ruszył za nim. Ale zamiast bezpiecznie zjechać na parking i tam wyjaśnić sobie nieporozumienie, motocyklista niemal zatrzymał się przy krawędzi lewego pasa. Niewiele brakowało, a zostałby staranowany przez nagrywającego. Może wtedy zrozumiałby, że autostrada to nie droga osiedlowa i podobne manewry są tu śmiertelnie niebezpieczne.
Są sytuacje, w których jazda prawym lub lewym pasem nie ma większego znaczenia. Głównie w miastach, gdzie ruch jest gęsty i oba pasy poruszają się podobnym tempem. Co innego w sytuacji, gdy pojazdów jest mniej i trafiają się kierowcy, którzy mimo to pozostają na lewym pasie, nie zważając na sytuację na drodze.
Tymczasem wystarczy przypomnieć art. 16 Kodeksu drogowego, gdzie w sekcji „Ruch pojazdów – zasady ogólne” (a więc te najbardziej podstawowe), czytamy:
Kierującego pojazdem obowiązuje ruch prawostronny. Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać możliwie blisko prawej krawędzi jezdni. Jeżeli pasy ruchu na jezdni są wyznaczone, nie może zajmować więcej niż jednego pasa.
Na polskich drogach nie brakuje niestety kierowców, którzy nie znają lub nie rozumieją tych przepisów. Tymczasem są one bardzo proste – poruszamy się zawsze prawym pasem, chyba że warunki drogowe (wolniej jadące pojazdy na prawym) lub nasze zamiary (takie jak zamiar skrętu w lewo), wymagają zmiany pasa.
Wielu miłośników lewego pasa jest przekonanych o swojej bezkarności, ponieważ taryfikator mandatów nie przewiduje pozycji „nieuzasadniona jazda lewym pasem”. Jest tam jednak taka pozycja jak „wystąpienie przeciw innym przepisom”, z której policjant może skorzystać, jeśli kierujący łamie prawo, ale takie konkretne wykroczenie nie jest ujęte w taryfikatorze. Ponieważ waga takich wykroczeń może być bardzo duża, duże są również widełki – od 20 do 3000 zł.
Jest jednak jeszcze jedna możliwość – jeśli nasza jazda lewym pasem, będzie utrudniać innym poruszanie się (na przykład zmuszając do wyprzedzania prawym pasem), to jest to utrudnianie ruchu. Mandat za takie przewinienie to 500 zł i 8 pkt. karnych.
Kierowcy mogą oczywiście korzystać z lewego pasa – po to przecież on jest. Nie można jednak zapominać, że służy on do konkretnych celów. Jechać lewym pasem możemy:
podczas wykonywania manewru wyprzedzania
jeśli zamierzamy skręcić lub zawrócić w najbliższym możliwym miejscu
jeśli na drodze jest korek lub bardzo gęsty ruch, a na lewym pasie pojazdów jest wyraźnie mniej
jeśli prawy pas jest zamknięty lub występują na nim inne utrudnienia
Jak informowaliśmy kilka miesięcy temu, według ekspertów z niemieckiego GDV, średnia cena napraw uszkodzonych aut elektrycznych jest o 30-35 proc. wyższa niż w przypadku samochodów spalinowych. Wynika to z obecności w nich dużych i drogich baterii, które nawet jeśli nie wymagają naprawy lub wymiany, muszą być odpowiednio diagnozowane, czy nie uległy żadnym uszkodzeniom i czy można nadal bezpiecznie z nich korzystać.
To właśnie z tego powodu właściciel Polestara 2, który po niegroźnym zderzeniu z jeleniem miał do usunięcia głównie kosmetyczne uszkodzenia, otrzymał rachunek na 86 tys. zł. Z kolei kierowca Jaguara I-Pace, który uszkodził obudowę baterii (ale nie baterię), musiał wyłożyć 150 tys. zł na jej wymianę.
Elektryczne auto na złom po ledwie widocznym uszkodzeniu drzwi
Konkurs na najbardziej absurdalny finał uszkodzenia samochodu elektrycznego, wygrywa jednak pewna Amerykanka, która kupiła Fiskera Ocean. Jej SUV miał ledwie widoczne uszkodzenie na krawędzi drzwi oraz uszkodzony zawias.
A Fisker Ocean experienced damage done to the door, and was deemed totaled due to the lack of available parts. pic.twitter.com/KB3ZE1xayt
Koszt naprawy został wyceniony na 910 dolarów (3650 zł), ale okazało się, że auta nie da się naprawić. Okazało się, że nie ma do niego części. Ostatecznie stanęło na tym, że ubezpieczyciel stwierdził szkodę całkowitą i wypłacił właścicielce 53 tys. dolarów odszkodowania (212 tys. zł), na następnie zabrał samochód.
Joy Wanner jest całą sytuacją bardzo zaskoczona i rozgoryczona. Fisker Ocean od początku sprawiał jej problemy, często wyświetlając komunikaty o błędach i bywał uciążliwy w użytkowaniu. Nie sądziła jednak, że przez drobną usterkę będzie musiała pożegnać się z autem, tracąc przy tym na nim 20 tys. dolarów (ok. 80 tys. zł), bo o tyle mniej od zapłaconej w salonie ceny, wypłacił jej ubezpieczyciel.
W tym przypadku największym problemem był nie fakt, że Ocean to elektryczne auto, ale to że Fisker ma poważne problemy i prawdopodobnie niebawem upadnie. Nie napawa to optymizmem wobec marek, które próbują zaistnieć, korzystają z okazji, że przechodzimy na nową technologię napędu.
Kierowcy poganiający innych zwykle trafiają się na drogach dwupasmowych, gdzie nie każdy rozumie, do czego służy lewy pas. Autor nagrania trafił za to na poganiacza na drodze jednopasmowej, prowadzącej przez wieś. Co miał zrobić w takiej sytuacji? Zacząć łamać ograniczenie prędkości?
Bardzo rozsądnie nagrywający nie dał się sprowokować do żadnej nierozsądnej reakcji. Ale kiedy tylko miał taką możliwość, zjechał do zatoki przystankowej, przepuszczając Volkswagena Golfa jadącego za nim. Nie zrobił tego z uprzejmości. Yanosik już wcześniej ostrzegał go, że zbliża się do miejsca, gdzie policja kontroluje prędkość.
I rzeczywiście, dosłownie kilka sekund po tym, jak poganiacz go wyprzedził, został zatrzymany przez policję. Jak sam autor nagrania przyznał, postanowił go przepuścić „skoro tak śpieszy mu się na spotkanie z mundurowymi”.
Trochę złośliwe zachowanie mimo wszystko, ale kierowca Golfa jest sam sobie winien. Zastanawia nas tylko, dlaczego siedział na zderzaku nagrywającego i poganiał go długimi światłami, skoro miał możliwość wyprzedzenia go zgodnie z przepisami? Może nie o jazdę 50 km/h w terenie zabudowanym tu chodziło?
Inspektorzy z Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym zwrócili uwagę, że fotoradar w Woli Zaradzyńskiej wielokrotnie rejestrował kierowcę Mercedesa E 63 AMG, który rażąco przekraczał prędkość. 23 kwietnia w miejscu, gdzie ograniczenie wynosi 50 km/h, jechał z prędkością 224 km/h, pięć dni wcześniej 148 km/h, potem 144 km/h, 118 km/h i 91 km/h. Pozostałe wykroczenia to przekroczenia dozwolonego limitu prędkości o ponad 20 km/h.
Mężczyzna sądził prawdopodobnie, że jest bezkarny, ponieważ jego auto ma angielskie tablice rejestracyjne. Inspektorzy postanowili tak tego nie pozostawić i skontaktowali się z Komendą Wojewódzką Policji w Łodzi z prośbą o pomoc w ustaleniu sprawcy tych wykroczeń.
Już następnego dnia patrol policji zauważył Mercedesa, na jednej ze stacji paliw w Pabianicach. Funkcjonariuszka wysiadła z radiowozu i podeszła do kierującego, aby przeprowadzić kontrolę. Gdy podeszła do pojazdu i nakazała kierowcy opuszczenie szyby, ten gwałtownie ruszył. Policjantka musiała odskoczyć do tyłu, aby uniknąć potrącenia.
Funkcjonariusze ruszyli za kierującym, który nie reagował na nadawane sygnały świetlne i dźwiękowe. Pościg chwilę trwał i zakończył się dopiero, gdy kierowca Mercedesa zderzył się z Fordem. Wtedy z klasy E wybiegły cztery osoby, ale policjanci szybko zatrzymali 22-letniego kierującego oraz pasażerów w wieku 13, 14 i 19 lat.
Teraz kierowcy Mercedesa grozi nie tylko kara za wielokrotne przekraczanie prędkości, ale także za ucieczkę przed policją. Jest to przestępstwo zagrożone karą do 5 lat pozbawienia wolności.
Ograniczenie prędkości w terenie zabudowanym do 50 km/h to standard przyjęty w Europie i jeszcze do niedawna nikt nie zgłaszał do niego zastrzeżeń. Nie w każdej sytuacji i nie na każdej ulicy jest on co prawda właściwy, lecz od tego są znaki, aby odpowiednio obniżały lub podnosiły dopuszczalny limit.
Jednak ostatnio zaczął pojawiać się trend obniżania dopuszczalnej prędkości do 30 km/h. Na taki ruch zdecydowały się już między innymi Paryż czy Bruksela, a ich śladem chciałoby iść wiele innych europejskich miast.
Na ich drodze stoi jednak prawo. Odgórny limit prędkości w terenie zabudowanym to 50 km/h i samorząd nie może nagle stwierdzić, że na jego terenie obowiązują inne przepisy. Konieczne jest uzyskanie odgórnej zgody, a to coraz mniej podoba się samorządowcom. List otwarty w tej sprawie przesłały do swoich rządów przedstawiciele poniższych miast:
Bruksela (Belgia)
Gandawa (Belgia)
Leeds (Anglia)
Helsinki (Finlandia)
Lipsk (Niemcy)
Akwizgran (Niemcy)
Bolonia (Włochy)
Florencja (Włochy)
Mediolan (Włochy)
Amsterdam (Holandia)
Rotterdam (Holandia)
Göteborg (Szwecja)
Malmö (Szwecja)
Domagają się w nim swobody w decydowaniu o odgórnych limitach prędkości oraz w stawianiu nowych fotoradarów.
Jakie korzyści daje obniżenie limitu prędkości do 30 km/h?
Zdaniem zwolenników obniżania prędkości w mieście do 30 km/h, taki ruch przynosi wiele korzyści. Przede wszystkim zwiększa szanse przeżycia pieszego lub rowerzysty z 50 do 90 proc. w przypadku potrącenia przez samochód. Wolniejsza jazda ma także obniżać emisję spalin oraz poziom hałasu.
Warto jednak zadać sobie pytanie, czy samochód męczony na drugim biegu lub dławiony na trzecim przy prędkości 28 km/h (wszak 30 km/h to limit którego nie wolno przekroczyć, więc powinniśmy się trzymać poniżej niego) rzeczywiście jest bardziej cichy i mniej spala, niż jadący 48 km/h na czwartym biegu.
Zaś co do poprawy bezpieczeństwa, to trudno dyskutować z większymi szansami na przeżycie w przypadku potrącenia przy niższej prędkości, ale równie dobrze można argumentować za jazdą 15 km/h, bo przeżywalność pieszych wyniesie wtedy niemal 100 procent. Tylko nie o to chyba chodzi w transporcie i nie po to oddziela się ruch kołowy od pieszego, żeby zakładać, że piesi mimo wszystko będą wpadali pod samochody, a kierowcy nie będą hamowali na ich widok, więc trzeba tak obniżyć prędkość, żeby nikomu w żadnej sytuacji nie stała się jakakolwiek krzywda.
Zniesienie opłat dla samochodów osobowych oraz motocykli na polskich autostradach było jedną z wyborczych obietnic PiS, którą poprzedni rząd zaczął realizować 1 lipca 2023 roku. Wtedy bezpłatne stały się dwa odcinki:
Na pozostałych odcinkach zarządzanych przez GDDKiA opłaty, wbrew wcześniejszym planom, miały być nigdy nie wprowadzone. Pozostałe płatne odcinki należą do prywatnych koncesjonariuszy, ale PiS obiecywał, że już w 2024 roku rozwiąże ten problem.
Jak wiemy Zjednoczona Prawica, pomimo uzyskania największej liczby głosów, nie była w stanie ustanowić większości w nowym sejmie. Obecna koalicja rządząca nie zamierzała spełniać obietnic poprzedników, ale wszystko wskazywało na to, że gdy wygasną umowy z koncesjonariuszami, to państwo zniesie opłaty na przejętych odcinkach.
Autostrady w Polsce znowu będą płatne?
Na temat tego, czy realne jest utrzymanie polskich autostrad bez opłat ze strony kierowców osobówek, wypowiedział się w rozmowie z sersisem wnp.pl Andrzej Kaczmarek, prezes spółki Stalexport Autostrada Małopolska. Powiedział on, że roczny koszt utrzymania autostrady A4 na odcinku Katowice-Kraków to około 50 mln zł rocznie. Kwota ta nie obejmuje kosztów remontów, modernizacji oraz ewentualnej rozbudowy.
Przypomnijmy, że odcinek autostrady A4 między Katowicami a Krakowem ma około 70 km długości (z czego 60 km płatne). Tymczasem sieć autostrad w Polce mierzy obecnie 1850 km, więc koszty ich utrzymania są ogromne. Rządzący mogą więc zostać zmuszeni realiami rynkowymi do wznowienia pobierania opłat za autostrady. Szczególnie że na taki luksus nie pozwalają sobie inne, zamożniejsze od Polski kraje.
Do przetargu na wybudowanie nowego odcinka drogi S17 stanęło 12 firm, które proponowały realizację tego zadania w cenach od 504 do 801 mln zł. Tymczasem budżet GDDKiA wynosił jedynie 421,75 mln zł. Mimo to w lutym tego roku udało się wyłonić wykonawcę inwestycji, uwzględniając cenę (waga kryterium 60 proc.) oraz kryteria poza cenowe, czyli przedłużenie okresu gwarancji jakości na obiekty mostowe (20 proc.) oraz na inne elementy m.in. ekrany akustyczne (20 proc.).
Później jednak wybór wykonawcy został unieważniony. Wpływ na to miały m.in. wyroki KIO, dotyczące prowadzonych równolegle postępowań na wyłonienie wykonawców drogi S17 na odcinkach Piaski – Łopiennik oraz Krasnystaw – Izbica. Wówczas, po odwołaniach złożonych przez wykonawców biorących udział w tych przetargach, KIO nakazała GDDKiA m.in. unieważnienie czynności wyboru najkorzystniejszych ofert oraz powtórzenie czynności ich badania i oceny.
Ostatecznie wybrano ofertę firm GAP Insaat (lider), Fabe Polska oraz SP Sine Midas Stroy, opiewającą na 504 mln zł. Jeśli żaden z pozostałych oferentów nie złoży odwołania od decyzji, będzie można podpisać kontrakt z wykonawcą.
Budowa drogi ekspresowej S17 Izbica – Zamość Sitaniec
Zadaniem wykonawcy będzie zaprojektowanie i budowa niespełna 10 km dwujezdniowej drogi ekspresowej na odcinku od Izbicy do węzła Zamość Sitaniec. Przebiegać on będzie nowym śladem, głównie wzdłuż obecnej DK17. Ominie od zachodniej strony miejscowość Podkrasne oraz Chomęciska Małe. W ramach tego zadania powstaną m.in. dwa węzły: Stary Zamość oraz Zamość Sitaniec, planowanych jest 27 obiektów inżynierskich, takich jak mosty, wiadukty oraz przejścia dla zwierząt. Powstaną także drogi do obsługi ruchu lokalnego, system odwodnienia oraz system zarządzania ruchem, przebudowane zostaną drogi poprzeczne, krzyżujące się z planowaną drogą ekspresową.
Powstaje 125 km drogi ekspresowej S17
Droga ekspresowa S17 między Piaskami a Hrebennem o długości ok. 125 km będzie realizowana w formule Projektuj i buduj. Obecnie na etapie realizacji są trzy odcinki od Zamościa w kierunku Hrebennego. Dla odcinków Zamość Wschód – Zamość Południe, Zamość Południe – Tomaszów Lubelski oraz Tomaszów Lubelski – Hrebenne (w sumie niespełna 50 km), wykonawcy złożyli w ubiegłym roku wnioski do Wojewody Lubelskiego o wydanie decyzji o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej. Procedura jest w toku. Po wydaniu decyzji będą mogły rozpocząć się prace budowlane, co planowane jest w tym roku.
W przetargu są dwa wspomniane wcześniej odcinki: Piaski – Łopiennik oraz Krasnystaw – Izbica. Obecnie trwa ponowna ocena złożonych ofert. Wybór wykonawców planujemy w wakacje.
Z kolei na etapie prac przygotowawczych są dwa odcinki: Łopiennik – Krasnystaw o długości 9 km, dla którego uzyskano już decyzję środowiskową oraz ok. 12-kilometrowy Zamość Sitaniec – Zamość Wschód, dla którego procedura ta jest w toku. Przetargi na realizację zostaną ogłoszone w przyszłym roku.
Czy istnieje skuteczne zabezpieczenie motocykla przed kradzieżą? Chyba nie warto się łudzić, że istnieją takie motocyklowe zabezpieczenia antykradzieżowe, których wprawiony złodziej nie jest w stanie pokonać. Lepiej uznać, że dobre zabezpieczenie to takie, które zniechęci złodzieja od dalszych czynności. Zamiast czekać na idealne zabezpieczenie motocykla przed kradzieżą, lepiej rozważyć użycie kilku typów zabezpieczeń na raz.
Motocykl podczas kradzieży może być odpalany, przepychany lub w całości załadowany na większy pojazd. Motocyklowe zabezpieczenia antykradzieżowe mają za zadanie zapobiegać niepowołanym manewrom z naszym motocyklem.
Motocyklowe zabezpieczenia antykradzieżowe mogą być przeszkodą dla złodzieja typowo mechaniczną, elektroniczną lub łączącą alarm z fizyczną blokadą ruchu motocykla. Zabezpieczenie antykradzieżowe motocykla warto dobrać do miejsca i sposobu jego garażowania. Szerszy wybór zabezpieczeń możemy zastosować we własnym garażu, niż na chodniku. W tym drugim przypadku motocykle są też bardziej narażone na zainteresowanie osób trzecich.
Linki i łańcuchy motocyklowe to podstawowe zabezpieczenie, nie tylko motocykla, ale i odzieży motocyklowej. Motocykliści chętnie pozostawiają kurtki i kaski przypięte do motocykla, gdy np. wybierają się na dłuższy spacer czy zwiedzanie.
motocyklowe zabezpieczenia antykradzieżowe, linki i łańcuchy
Linki i łańcuchy motocyklowe mogą zabezpieczać przed odjechaniem złodzieja motocyklem (blokując obrót koła), ale także mogą spinać motocykl z obiektem zewnętrznym: kotwą, latarnią, słupem, barierką. Ważne, aby ten element był mocny i trwale przymocowany do podłoża.
O jakości tego typu zabezpieczenia świadczą: materiał z jakiego jest wykonane zabezpieczenie i jego grubość oraz rodzaj i jakość zamka. Na rynku są także zabezpieczenia składane, które zajmują mało miejsca, a zabezpieczają w stopniu podobnym do grubych linek.
Zabezpieczenie typu U-lock do motocykla także może także zabezpieczyć przed ruszeniem lub spinać motocykl z elementem zewnętrznym. Jest nieco trudniejszy do przewożenia i montażu (od łańcucha czy linki) z powodu sztywnej konstrukcji. Ale też z tego powodu może być trudniejszy do przecięcia przez potencjalnego złodzieja. W sklepach znajdziecie też modele doposażone w alarmy.
motocyklowe zabezpieczenia antykradzieżowe U-lock
Blokada tarczy motocykla
Blokada tarczy może uniemożliwić ruszenie motocyklem, ale nie zabezpieczy przed jego załadunkiem na inny pojazd. Niektóre blokady tarczy mają dodatkowy alarm, który uruchomi się wtedy, gdy motocykl zostanie poruszony.
Przy zakładaniu tego typu zabezpieczenia warto zastosować linkę (sprężynkę) przypominającą, ponieważ historia zna takie przypadki, kiedy to sam właściciel zapomniał o zabezpieczeniu i ruszył…
Taka blokada tarczy motocyklowej z alarmem potrafi jednak skutecznie odstraszyć potencjalnego złodzieja, narobić hałasu i zwrócić uwagę przechodniów.
Dodatkowym zabezpieczeniem motocykla może być blokada do klamki hamulca, która uniemożliwia jej użycie. Można taką blokadę stosować także jako zabezpieczenie przed poruszeniem się motocykla w transporcie, czy przy parkowaniu na pochyłym terenie. Tu również istnieją modele wyposażone w czujnik ruchu z alarmem.
Alarm motocyklowy działa podobnie jak ten przeznaczony do samochodów. Składa się z głównej stacji, syreny i kilku pilotów. Powinien charakteryzować się małym poborem prądu, ponieważ czerpie go bezpośrednio z akumulatora. Istnieją też mniejsze czujniki ruchu, zasilane przez zwykłe baterie, które można włożyć pod siedzenie motocykla.
Systemy GPS Tracker pozwalają na sygnalizowanie i śledzenie ruchu motocykla. Można skorzystać z zestawów do montażu prywatnego lub wykupić abonament w firmie, która tego typem zabezpieczeniami się zajmuje. Nadajnik systemu GPS do motocykla zwykle wymaga karty SIM, a cała obsługa i ustawienia są dostępne w aplikacji na telefon.
motocyklowe zabezpieczenia antykradzieżowe, alarm do motocykla
Kamera garażowa
Gdy motocykl trzymamy z garażu to dobrym rozwiązaniem może być założenie tam kamery z czujnikami wykrywania ruchu i osób. Takie kamery potrzebują internetu, żeby powiadamiać właściciela o zdarzeniach, mogą korzystać z wi-fi lub telefonicznej karty SIM. Wiele modeli kamer posiada też syrenę alarmową, którą można aktywować.
Najdroższym rozwiązaniem jest dodatkowe ubezpieczenie autocasco, które i tak nie uchroni nas przed stratą motocykla. Pozwala jednak na uzyskanie odszkodowania po kradzieży jednośladu. Można też z niego skorzystać, gdy motocykl uległ uszkodzeniu czy zniszczeniu. Za uzyskane fundusze można kupić nową maszynę lub do niej dołożyć.
Z pewnością zawsze warto zapoznać się z materiałami, które zawierają test zabezpieczeń motocyklowych.
Opisywanie zdarzenie miało miejsce we wsi Mazurowice na drodze krajowej numer 94 w kierunku Wrocławia. Na nagraniu widzimy, że dwupasmowa droga zwęża się do jednego pasa, a z ulicy podporządkowanej wyjeżdża przed nagrywającego Opel Vectra.
Kierująca nim kobieta dojechała do miejsca, gdzie przeciwległe kierunki ruchu nie są już oddzielone pasem zieleni, tylko powierzchnią wyłączoną z ruchu, i podjęła próbę zawrócenia. Prosto pod koła jadącego lewym pasem Volkswagena.
Autor nagrania całe zdarzenie opisał następująco (pisownia oryginalna):
Kierująca samochodem osobowym marki opel nie zastosowała się do znaków poziomych i bez zachowania należytej ostrożności starała się wykonać manewr zawracania na powierzchni wyłączonej z ruchu. Kierujący volskwagenem transporterem rozpoczął manewr hamowania awaryjnego, ale nie udało mu się uniknąć kolizji.
Opis zasadniczo poprawnie opisuje zdarzenie, poza lekko kuriozalnym stwierdzeniem, że kierująca wykonała nielegalny manewr „bez zachowania należytej ostrożności”. A dlaczego to zrobiła?
Wyjeżdżając z drogi podporządkowanej mogła skręcić jedynie w prawo, a najwyraźniej zamierzała udać się w przeciwnym kierunku. Możliwe, że wielokrotnie wykonywała widoczny na nagraniu manewr zawracania przez powierzchnię wyłączoną z ruchu. Organizacja ruchu na tej drodze wydaje się niefortunna i zapewne nie ma w pobliżu miejsca, gdzie można bezpiecznie i legalnie zawrócić.
Kierująca Oplem wykazała się jednak zupełną bezmyślnością, nie tylko łamiąc przepisy, ale robiąc to w sposób beztroski, jakby była sama na drodze. Zawracała z prawego pasa i bez upewnienia się, czy nikt nie jedzie pasem lewym. Dla doświadczonego kierowcy oczywiste jest, że często tuż przed zwężeniem korzystają z niego kierujący, którzy chcą wykorzystać go w pełni i wyprzedzić inne pojazdy. Tego doświadczenia tu niestety zabrakło.
Jak podał „Puls Biznesu”, rządzący zwrócili uwagę na problem, jakim jest duży udział starych samochodów na polskich drogach. Według najnowszych danych, średni wiek aut w naszym kraju to niemal 15 lat. Do przeciętnego polskiego kierowcy nie trafia więc program dopłat do nowych aut elektrycznych, ponieważ i tak nigdy sobie nowego samochodu nie kupi.
Stąd pomysł, aby wesprzeć osoby chętne na kupno używanego auta elektrycznego. Takie rozwiązanie pochwalił w rozmowie z „Pulsem Biznesu” Aleksander Rajch, członek zarządu Polskiego Stowarzyszenia Nowej Mobilności:
Systemowe wsparcie dla tej grupy jest kluczowe, jeżeli chcemy, aby w ogóle dekarbonizacja sektora transportu doszła do skutku. Nasze stowarzyszenie od ponad dwóch lat apeluje o wdrożenie wsparcia do używanych pojazdów elektrycznych na kształt systemów istniejących w innych krajach UE. Ze wstępnych informacji wynika, że w końcu tak się stanie.
Ile wyniesie rządowa dopłata do kupna używanego auta elektrycznego?
Rządzący nie podali jeszcze szczegółów na temat tego, jakiej wysokości dofinansowanie będzie dostępne i na jakich warunkach będzie można je otrzymać. Podano jedynie jakie środki zostaną przeznaczone na program dopłat do używanych samochodów elektrycznych – będzie to 1,6 mld zł.
Tak dużych środków na wsparcie nie spodziewało się nawet PSNM, mocno lobbujące na rzecz elektryków. Jak stwierdził Aleksander Rajch:
Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni wysokością budżetu, który zdecydowanie przewyższa dotychczasowe wsparcie zakupu pojazdów elektrycznych w ramach programu „Mój elektryk”. Widząc pozytywny wpływ subsydiów na dynamikę rozwoju sektora, możemy prognozować, iż dofinansowanie używanych elektryków jeszcze bardziej przyczyni się do popularyzacji elektromobilności.
Ile wynosi dofinansowanie w programie „Mój elektryk”?
Przypomnijmy, że obecnie w Polsce dostępny jest tylko program dofinansowania do kupna nowego samochodu elektrycznego. Wysokość dopłaty w ramach „Mojego elektryka” wynosi:
18 750 zł do samochodu osobowego w cenie do 225 tys. zł
27 tys. zł do auta osobowego bez limitu ceny, przy posiadaniu karty dużej rodziny
Co oznacza znak E-17a? Przepisy i dozwolona prędkość
Znak o którym mowa, czyli E-17a, to tablica z nazwą miejscowości, do której wjeżdżamy. Jak szybko można jechać za takim znakiem? Według niejednego kierowcy jest to 50 km/h, ale to błędna odpowiedź.
Informacja, że wjechaliśmy do jakiejś miejscowości nie jest równoznaczna z tym, że jest to teren zabudowany. Znak E-17a nie ma żadnej innej roli, jak tylko informacyjna. Jechać za nim można więc z taką prędkością, jaka do tej pory obowiązywała na danym odcinku drogi.
Kiedy za znakiem E-17a obowiązuje ograniczenie prędkości?
Znak E-17a nie ma nic wspólnego z dopuszczalną na danym odcinku prędkością, ale często towarzyszą mu inne znaki, które już taki limit narzucają. Poważny błędem jest niezwracanie uwagi na takie zestawienie.
Najbardziej popularnym połączeniem, jest dodanie do omawianego znaku, tablicy D-42. To ona oznacza teren zabudowany i wymusza na kierowcy zwolnienie do 50 km/h.
Inna możliwość to umieszczenie pod znakiem E-17a znaku B-33, a więc wskazującego na ograniczenie prędkości. Takie połączenie dla nieświadomych kierowców może być pułapką. Otóż połączenie tablicy z nazwą miejscowości z ograniczeniem prędkości oznacza, że dany limit obowiązuje w całej tej miejscowości. Nie odwołuje go więc na przykład skrzyżowanie i nie musi być za nim powtarzany.
Co do zasady znak E-17a nie wiąże się z ryzykiem otrzymania mandatu, ponieważ nie wpływa on na ograniczenie prędkości czy na inne zasady. Problem jest w sytuacji, kiedy kierowca nadinterpretuje jego znaczenie.
Jeśli jakiś kierowca sądzi, że za znakiem E-17a można jechać tylko 50 km/h, teoretycznie może narazić się na mandat. Taryfikator przewiduje karę do 500 zł za jazdę w sposób utrudniającą innym ruch, a jechanie niemal o połowę wolniej, niż jest dozwolone, bez żadnego powodu, można próbować pod to podciągać.
Jeszcze gorzej jest w sytuacji, kiedy niedouczony kierowca w ostatniej chwili zobaczy znak E-17a i gwałtownie zahamuje w obawie przed mandatem za prędkość. Takie zachowanie będzie bezzasadne i w teorii można rozważać karę 1500 zł za stworzenie zagrożenia w ruchu, jeśli takie zachowanie miało potencjalnie poważne konsekwencje.
Mandat może wiązać się także z tym, że wraz ze znakiem E-17a ustawione będzie ograniczenie prędkości, a kierujący nie będzie wiedział, że obowiązuje ono w całej miejscowości. Wtedy naraża się na mandat, zgodnie z poniższym taryfikatorem:
do 10 km/h – mandat 50 zł i 1 pkt. karny
11–15 km/h – mandat 100 zł i 2 pkt. karne
16–20 km/h – mandat 200 zł i 3 pkt. karne
21–25 km/h – mandat 300 zł i 5 pkt. karnych
26–30 km/h – mandat 400 zł i 7 pkt. karnych
31–40 km/h – mandat 800 zł (recydywa 1600 zł) i 9 pkt. karnych
41–50 km/h – mandat 1000 zł (recydywa 2000 zł) i 11 pkt. karnych
51–60 km/h – mandat 1500 zł (recydywa 3000 zł) i 13 pkt. karnych
61–70 km/h – mandat 2000 zł (recydywa 4000 zł) i 14 pkt. karnych
ponad 70 km/h – mandat 2500 zł (recydywa 5000 zł) i 15 pkt. karnych
Dojeżdżacie na rowerze do przejazdu przez ulicę i widzicie, że za sekundę wjedzie na niego samochód. Co robicie? Bohater tego nagrania planował wjechać pod koła auta, ale w ostatniej sekundzie zaczął hamować. Zahamował też kierowca samochodu, dzięki czemu nie doszło do zderzenia. Co robicie dalej?
Rowerzysta z nagrania postanowił krzyczeć na kierowcę, ubliżać mu i straszyć policją. Miał też wziąć na świadka kierowcę samochodu, który jechał za nagrywającym. Straszył też autora nagrania, że jeśli odjedzie, to będzie ucieczka z miejsca zdarzenia (chociaż do kolizji nie doszło). Po pewnym czasie jednak odpuścił i sam „uciekł z miejsca zdarzenia”.
Pierwszy absurd tej sytuacji jest taki, że prawo zabrania nawet pieszym wchodzenia bezpośrednio pod nadjeżdżający pojazd, chociaż pieszy „wchodzący” ma już pierwszeństwo. Rowerzyści natomiast mają pierwszeństwo dopiero po wjechaniu na przejazd rowerowy i nie mogą bezmyślnie wjeżdżać pod samochody. Absurd polega na tym, że dorosły rowerzysta nie musi mieć żadnego dokumentu potwierdzającego, że zna i rozumie przepisy.
Drugi absurd polega na tym, że choć rowerzysta z nagrania przepisów nie zna, to gotów jest wyzwać policję i tracić swój czas w głębokim przeświadczeniu, że przepisy drogowe to to, co on sam sobie uroił. Na szczęście wzywanie policji było chyba blefem, dzięki czemu nie zmarnował czasu funkcjonariuszy. Ale może byłaby to dla niego istotna lekcja, gdyby patrol jednak przyjechał.
Jeszcze do niedawna jedyna kontrola, jakiej na drodze musieli obawiać się kierowcy, to kontrola policyjna. Obecnie nowe modele wyposażone są w szereg rozwiązań, które sprawdzają zachowanie kierujących.
Już niemal dwa lata do samochodów trafiają tak zwane czarne skrzynki, które rejestrują całą listę parametrów jazdy, ale tylko z ostatnich 5 sekund, które zapisywane są na stałe w razie wypadku, aby móc odtworzyć jego przebieg. Do aut trafił także system ostrzegający o przekroczeniu dopuszczalnej prędkości (póki co informujący o tym tylko dźwiękowo), a także monitorujący uwagę kierowcy i ostrzegającego go, jeśli zbyt długo nie patrzy na drogę. To jednak nie koniec.
Nowy system kontroli kierowców
Unijni urzędnicy planują wprowadzenie kolejnych rozwiązań, których zadaniem będzie kontrolowanie kierowców. Już od września 2021 roku trwa projekt nazwany FITDRIVE. Ma on na celu stworzenie specjalnej opaski, która będzie bardzo dokładnie oceniała stan kierowcy i określała, czy może on prowadzić.
Bransoletka taka, podobnie jak inteligentne zegarki czy opaski, ma monitorować szereg parametrów organizmu kierowcy, które potem będą analizowane przez sztuczną inteligencję. Określi ona zmęczenie fizyczne, obciążenie poznawcze oraz czas reakcji kierującego.
Kiedy zostanie wprowadzony nowy system kontroli kierowców?
Ostateczna wersja opaski oraz całego oprogramowania oceniającego stan kierowcy, mają być gotowe do lutego 2025 roku. W pierwszej kolejności mieliby z niej korzystać kierowcy zawodowi. Docelowo jednak może ona stać się obowiązkowa dla wszystkich kierujących.
Najważniejszym motorem napędowym sprzedaży samochodów elektrycznych są dopłaty do nich, czego dowodzą najlepiej spadki zainteresowania nimi, po tym jak kraje takie jak Niemcy czy Norwegia, z dopłat zrezygnowały. Popularną zachętą jest też możliwość korzystania z buspasów (a więc omijanie korków) oraz darmowe parkowanie w centrum. Z tymi przywilejami niestety też trzeba będzie się pożegnać.
Zniesienie możliwości korzystania z buspasów przez kierowców elektryków wprowadziło właśnie Oslo. Władze stolicy Norwegii stwierdziły, że przez duże zainteresowanie autami na prąd (ponieważ dzięki systemom dopłat oraz wysokim podatkom, były tańsze od pojazdów spalinowych), jest ich na drogach zbyt wiele i powodują poważne utrudnienia w kursowaniu komunikacji miejskiej.
Problemem jest także planowana od 1 lipca przebudowa tuneli Hammersborg oraz Vaterlands, która wymusza zamknięcie obwodnicy Oslo (Ring 1). To spowoduje wzmożony ruch w samym mieście, więc tym ważniejsze jest, aby komunikacja miejska mogła kursować bez opóźnień. Jak wyjaśnia Halvard Gavelstad z Norweskiego Zarządu Dróg Publicznych, cytowany przez serwis wataha.no:
Samochody elektryczne mogły poruszać się po pasach transportu publicznego. Ta zaleta została obecnie usunięta ze względu na dostępność autobusów. Odsetek samochodów elektrycznych na pasach transportu publicznego w godzinach szczytu jest obecnie tak duży, że autobusy są znacznie opóźnione.
Płynność ruchu jest także powodem zakazu korzystania z buspasów przez auta elektryczne na drogach gminnych.
Norweskie władze nie wykluczają powrotu elektryków na buspasy, kiedy już zakończą się utrudnienia związane z modernizacją obwodnicy Oslo. Trzeba jednak pamiętać, że prace potrwają trzy lata, a w tym czasie samochodów elektrycznych przybędzie na drogach.
Jak długo auta elektryczne mogą jeździć buspasami?
W Polsce mamy obecnie ponad 56 tys. samochodów elektrycznych, więc korkowanie buspasów nam nie grozi. Mimo to przywilejem omijania korków ich właściciele nie nacieszą się zbyt długo. Zgodnie z zapisami ustawy o elektromobilności, elektryki mogą korzystać z buspasów tylko do końca 2025 roku. Rządzący mogą co prawda wprowadzić nowelizację, wydłużającą obowiązywanie tego przywileju, ale obecnie nikt o tym nie wspomina.
Starsi kierowcy doskonale pamiętają czasy, kiedy klimatyzacja była w samochodzie prawdziwym luksusem. Wymyślano wtedy różne sposoby na radzenie sobie z upałem w aucie i można je swobodnie wykorzystywać także dziś.
Sposób taksówkarzy na chłodzenie auta bez klimatyzacji
Pomysł tak naprawdę stosowany jest przez wielu innych kierowców, ale to taksówkarze, z racji wykonywanego zawodu, są z nim najbardziej kojarzeni. Chodzi o jazdę z uchylonymi szybami, często w połączeniu z nawiewem powietrza z zewnątrz i temperaturą ustawioną na minimum. Bez włączonej klimatyzacji takie powietrze nie będzie zimne, ale jeśli na zewnątrz panuje na przykład 19 stopni, to jaki jest sens uruchamiania klimy nastawionej na stopni 20?
Problem z tym sposobem jest tylko taki, że schładzanie wnętrza trwa znacznie dłużej, niż przy użyciu klimatyzacji. Gdy z niej korzystacie, system najpierw wpuszcza do kabiny zimne powietrze, a dopiero potem o wybranej temperaturze. Ale i na to jest sposób.
Co zrobić, żeby auto nie nagrzało się na postoju?
Uzyskanie optymalnej temperatury we wnętrzu samochodu będzie prostsze, jeśli nie podniesie się ona bardzo podczas postoju. Dlatego warto poszukać cienia, a jeśli nie ma go w pobliżu, stanąć tyłem do słońca. Auto nagrzeje się wolniej przez tylną szybę niż przez czołową.
Warto zainwestować w przyciemniane szyby, które zmniejszają nagrzewanie się wnętrza. Przy okazji poprawiają prezencję auta oraz pozwalają ukryć na przykład plecak pozostawiony za tylnym fotelem. Pamiętajcie tylko, że nie można przyciemniać szyby czołowej oraz przednich bocznych.
Na szybę przednią podczas postoju można nałożyć za to blendę, która odbije promienie słońca i ograniczy nagrzewanie wnętrza.
Jak szybko schłodzić wnętrze bez klimatyzacji?
Aby ochłodzić wnętrze samochodu, możecie przed ruszeniem otworzyć w nim wszystkie szyby, aby uciekło z niego nagrzane powietrze. Trochę to trwa i wymaga parkowania auta w bezpiecznym miejscu, na przykład na własnym podwórku. Prościej jest otworzyć szyby i ruszyć. Pęd powietrza szybko załatwi sprawę.
Wymianę powietrza możemy wspomagać włączonym nawiewem, który dodatkowo będzie wypychał powietrze z pojazdu.
Sposoby na ochłodzenie wnętrza w aucie z klimatyzacją
Tak naprawdę możecie stosować wszystkie te sposoby, również kiedy macie klimatyzację. Szybciej osiągniecie w ten sposób optymalną temperaturę, poprawiając komfort jazdy. Po prostu po odpowiednim przewietrzeniu wnętrza, zamknijcie szyby i dopiero wtedy włączcie klimatyzację.
Część kierowców celowo nie korzysta z klimy, ponieważ zwiększa ona zużycie paliwa (zwykle od 0,5 do 1,5 l/100 km). To zrozumiałe, ale trzeba pamiętać, że otwarte szyby zwiększają opory powietrza, co też wpływa na spalanie. Przy prędkościach zamiejskich, zwykle oszczędniej jest zamknąć szyby i włączyć klimatyzację. Pamiętacie też, że aby klimatyzacja długo służyła, powinna być regularnie uruchamiana.
Nagranie zaczyna się od tego, że dwóch motocyklistów wyprzedza auto z kamerą. Drugi jedzie bardzo blisko pierwszego, ale nie wiemy, czy dlatego, że chciał zdążyć wyprzedzić osobówkę jeszcze przed przejściem, czy tylko ma taki mało bezpieczny styl jazdy. Bez względu na powód, sytuacja szybko się na nim zemściła.
Pierwszy motocyklista zauważył pieszego zbliżającego się do przejścia i zahamował. Drugi, mimo że miał trójkołowca, którego droga hamowania jest zauważalnie krótsza, nie zdążył zareagować. Doszło do zderzenia, obaj riderzy wylądowali na asfalcie, a maszyna pierwszego uderzyła jeszcze w pojazd jadący z naprzeciwka.
Nie ma wątpliwości co do tego, że całą winę za zdarzenie ponosi drugi z motocyklistów. Jechał zbyt blisko pierwszego i do zwiększenia dystansu lub zjechania do prawej krawędzi nie skłonił go fakt, że zbliżali się do przejścia, więc musi mieć dobry ogląd na sytuację oraz być gotowy na nagłe zatrzymanie.
Mimo to, popatrzmy na całe zdarzenie jeszcze dokładniej. Prawo nakazuje ustąpić pierwszeństwa pieszemu wchodzącemu na przejście. A motocyklista zaczął hamować, gdy pieszy nadal szedł chodnikiem wzdłuż drogi. Pieszy zbliżający się do przejścia to nadal nie wchodzący. Można powiedzieć, że motocyklista niepotrzebnie hamował. Może jest nadgorliwy. A może wie, że zarówno domorośli eksperci jak i (niestety) nie jeden policjant przekonywaliby go, że znajdowanie się o kilka metrów od przejścia jest równoznaczne z wchodzeniem na nie.
Naszym zdaniem zmienione przepisy o pierwszeństwie pieszych, miały przede wszystkim uczulić kierujących na obecność pieszych na drodze i zmusić ich do większej uwagi w okolicach przejść. Jak widać na załączonym obrazku efekt jest taki, że jedni zrobili się przesadnie i na wyrost ostrożni, a inni nadal nie reagują i nie przewidują sytuacji drogowej.
Zazwyczaj uniwersalną zasadą na drodze jest to, że rzeczy niezakazane, są dozwolone. Na asfalcie nie ma żadnych linii? To znaczy, że możemy wyprzedzać. Na drodze nie ma zakazu wjazdu? To znaczy, że możemy z niej korzystać. W przypadku dróg leśnych wygląda to zupełnie inaczej.
Aby poznać zasady jeżdżenia po lasach, trzeba sięgnąć do Ustawy o lasach. Tam w art. 29, ust. 1 czytamy:
Ruch pojazdem silnikowym, zaprzęgowym i motorowerem w lesie dozwolony jest jedynie drogami publicznymi, natomiast drogami leśnymi jest dozwolony tylko wtedy, gdy są one oznakowane drogowskazami dopuszczającymi ruch po tych drogach.
Mamy zatem do czynienia z odwróconą sytuacją. Brak zakazu nie jest przyzwoleniem, tylko zakazem właśnie. Przyzwolenie na korzystanie z drogi leśnej musi być dopiero wyznaczone znakiem. Może to być znak o treści „Droga udostępniona do ruchu kołowego”, często wraz z ograniczeniem prędkości, jakie na tej drodze obowiązuje.
Alternatywnie mogą być to zwykłe znaki drogowe, na przykład informujące o odległości do jakiejś miejscowości lub do pobliskiego parkingu. To jednoznaczne sygnały, że mamy do czynienia z drogą publiczną i możemy z niej skorzystać.
Najważniejsze jest, aby zapamiętać, że przed wjazdem do lasu nie musi stać znak zakazu, ani nie musi być ustawiony szlaban. Jeśli znaki nie pozwalają na wjechanie na daną drogę, to znaczy, że nie możemy z niej skorzystać.
Czy do lasu można wjeżdżać motocyklem albo quadem?
Odgórny i ogólny zakaz wjazdu do lasu obejmuje wszystkie pojazdy silnikowe, zgodnie z cytowanymi wyżej przepisami. Zakaz nie dotyczy tylko pojazdów napędzanych siłą mięśni. Szczególnie powinni wziąć sobie to do serca motocykliści i właściciele quadów, którzy lubią zapuszczać się w lasy. Nawet za spokojne poruszanie się drogą, jeśli tylko nie była odpowiednio oznakowana, mogą dostać mandat.
Zakaz wjazdu do lasu dotyczy także zaprzęgów, natomiast jazda konna jest dozwolona tylko drogami, które wyznaczył leśniczy.
Jeśli wjedziemy nielegalnie do lasu, musimy liczyć się z mandatem w wysokości od 20 do 500 zł. Może go na nas nałożyć nie tylko policjant, ale także strażnik leśny lub nawet leśniczy. Na wysokość mandatu ma między innymi wpływ to, czy swoim przejazdem nie wyrządziliśmy jakichś szkód.
W przypadku wyrządzenia znaczniejszych szkód lub dodatkowych przewin, jak na przykład próba kradzieży drewna, zamiast mandatu sprawa może zostać skierowana do sądu. A tam wymiar kary może być znacznie większy.
Zasada 5 minut wiąże się z używaniem klimatyzacji, z której obecnie będziemy korzystali coraz częściej. Aby służyła nam długo i bezproblemowo, musimy pamiętać o regularnym jej włączaniu. Nawet zimą. Wtedy funkcja chłodzenie nie jest nam potrzebna, ale nieużywana przez długi czas sprężarka klimatyzacji, znacznie szybciej odmówi nam posłuszeństwa.
O jej kondycję zadbamy także pamiętając o zasadzie 5 minut. Dla niektórych może być ona mało przyjemna, ponieważ zakłada wyłączenie klimatyzacji, na 5 minut przed dotarciem do celu. Chodzi o samą klimatyzację, a nie o nawiew, który powinien zostać uruchomiony, ale po krótkiej chwili zacznie z niego wydobywać się już ciepłe powietrze.
Taki zabieg jest jednak istotny z punktu widzenia kondycji klimatyzacji, ale także naszego zdrowia. Nie ryzykujemy wtedy szokiem termicznym, po wyjściu z chłodnego samochodu na rozgrzane powietrze.
Co więcej, jeśli wyłączymy układ na 5 minut przed dotarciem do celu, wiatrak „wydmucha” chłodne powietrze oraz parę z parownika, co z łatwością dostrzeżemy po ponownym uruchomieniu samochodu. Nie pojawi się wtedy ani nieprzyjemny zapach, ani wilgoć na szybie.
Co jest przyczyną nieprzyjemnego zapachu z klimatyzacji?
Powodem nieprzyjemnego zapachu, jaki czasem można poczuć z nawiewów klimatyzacji, jest wilgoć. Pojawia się ona w układzie w sposób naturalny i tworzy dobre warunki do rozwoju pleśni i grzybów. To one są przyczyną nieprzyjemnego zapachu.
Sam zapach to akurat mniejszy problem. Wdychając takie powietrze ryzykujemy łatwym rozwinięciem się infekcji w naszym organizmie. Wbrew pozorom bowiem, za przeziębienia podczas używania klimatyzacji, nie odpowiada wyłącznie niska temperatura.
Warto jeszcze dodać, że wspomniana wilgoć osadza się także na szybach. Na szczęście klimatyzacja osusza powietrze, więc szyby szybko odparują, ale może się zdarzyć, że przez chwilę po uruchomieniu auta, będziemy mieli utrudnioną widoczność.
Jak skutecznie schłodzić wnętrze samochodu?
Używając klimatyzacji w samochodzie warto być świadomym też tego, jak używać jej najbardziej wydajnie. Pierwsza zasada chłodnego wnętrza, to nie doprowadzić do jego zbyt dużego nagrzania. Jeśli nie ma nigdzie w pobliżu cienia, zastosujmy na przykład blendę na przednią szybę. Nie ustawiajmy także samochodu przodem do słońca, ponieważ wnętrze bardziej się nagrzeje, a fotele mogą nas parzyć.
Ruszając zacznijmy od otworzenia wszystkich szyb, żeby pęd powietrza pozwolił na pozbycie się nadmiaru gorąca z kabiny. Dopiero potem warto włączyć klimatyzację, zamknąć szyby oraz obieg. Przy zamkniętym obiegu układ klimatyzacji będzie pobierał coraz chłodniejsze powietrze ze środka, co usprawni jego wydajność i przyspieszy cały proces.
Warto przy tym zwrócić uwagę na kierunek nawiewu – najlepiej ustawić go na szybę, a w każdym razie nie bezpośrednio na nas – twarz lub klatkę piersiową. Bezpośrednie wystawienie się na mocne uderzenie zimnego powietrza, to prosta recepta na przeziębienie. Schładzać powinniśmy się stopniowo.
Inwestycja obejmuje zaprojektowanie i budowę dwujezdniowej drogi ekspresowej na terenie woj. opolskiego o długości 10,5 km, z dwoma pasami ruchu w każdym kierunku. Jej początkowy fragment będzie się łączył z drugim odcinkiem budowanej drogi S11 na wysokości Gotartowa. Ominie kolejno miejscowości Kluczbork i Ligotę Górną po stronie wschodniej oraz Bąków po stronie zachodniej. W okolicach miejscowości Kolonia Ciarka połączy się z istniejącym przebiegiem S11, stanowiącym obejście Olesna.
Nowa trasa na znacznej długości zostanie poprowadzona nowym śladem. Przewidziano na niej osiem obiektów inżynierskich, w tym przejścia dla zwierząt. W ramach inwestycji zaplanowano budowę dwóch węzłów drogowych Kluczbork Północ oraz Kluczbork Południe. Za węzłem Kluczbork Północ planowana jest lokalizacja Miejsc Obsługi Podróżnych po obu stronach drogi.
Budowa nowych odcinków drogi S11
Dwujezdniowa droga ekspresowa między końcem obwodnicy Kępna a początkiem obwodnicy Olesna została podzielona na trzy odcinki:
koniec obwodnicy Kępna – Siemianice (12,5 km)
Siemianice – Gotartów (22,7 km),
Gotartów – początek obwodnicy Olesna (10,5 km).
Zaplanowano budowę kilkudziesięciu obiektów inżynierskich, w tym przejść dla zwierząt. Na tych odcinkach powstaną też kolejne węzły drogowe: Siemianice, Byczyna, Kluczbork Północ oraz Kluczbork Południe.
Cała inwestycja przewiduje również budowę urządzeń ochrony środowiska i bezpieczeństwa ruchu drogowego, a także przebudowę infrastruktury technicznej (sieć wodociągowa i kanalizacyjna, gazowa, elektroenergetyczna, telekomunikacyjna i urządzenia melioracyjne). Ponadto w ciągu trasy głównej wybudowane zostaną dodatkowe jezdnie do obsługi przyległego terenu.
Droga ekspresowa S11 połączy cztery województwa. Które odcinki są przejezdne?
Do 2030 roku cała S11 połączy leżący na Pomorzu Środkowym Kołobrzeg przez Piłę, Poznań i Kępno z Aglomeracją Śląską. Po realizacji wszystkich odcinków trasa będzie liczyć ponad 580 km, a wraz ze wspólnym przebiegiem S6 od Kołobrzegu do Koszalina (ok. 35,5 km) blisko 620 km.
Obecnie kierowcy mają do dyspozycji ponad 150 km (wliczając wspólny przebieg S6 i S11). Dla pozostałych odcinków, w zależności od etapu, inwestycje są już realizowane bądź prowadzone są prace przygotowawcze. W nadchodzących latach pokonanie trasy z Kołobrzegu na Śląsk zajmie nieco ponad 5 godz.
Jak relacjonuje autor nagrania, chciał znaleźć miejsce parkingowe, ale nie szło mu najlepiej. Na początku wideo widzimy jak zawraca i dojeżdża do skrzyżowania, chcąc pewnie poszukać szczęścia na innej ulicy. Niestety zapomniał o przepisach ruchu drogowego.
Na skrzyżowaniu stał już Hyundai, a za nim nie było miejsca, ponieważ znajdowało się tam przejście dla pieszych oraz przejazd dla rowerów. Autor nagrania początkowo zatrzymał się prawidłowo, ale już po chwili dojechał do Hyundaia, blokując przejście dla pieszych. W tym czasie nadeszli piesi, czego nasz bohater chyba nie przewidział. Chciał cofnąć z przejścia, zupełnie ignorując to, że piesi zaczęli obchodzić jego auto właśnie z tyłu. Jak wyjaśnia nagrywający:
Potrąciłem czworo ludzi na pasach tak mocno, że „wymagali hospitalizacji”… Na nagraniu widać z jakim impetem „wjeżdżam jednej osobie na stopę, drugą uderzyłem w kolano”. Dwie starsze panie twierdzą, że ich nie uderzyłem, ale musiały odskoczyć i teraz ich kostka boli. Efekt? Po 74minutach czekania na policję starsze panie zapomniały którą boli która noga.
Nie mamy jak zweryfikować, czy rzeczywiście doszło do kontaktu, ale reakcja pieszych była bardzo agresywna. Żadna osoba nie wygląda jednak na poszkodowaną, więc jeśli rzeczywiście do czegoś doszło, to do trącenia autem. Widać zresztą, że pojazd przejechał dosłownie kilka centymetrów z minimalną prędkością. Mimo to piesi nie dali za wygraną i zaczekali na przyjazd policji, pomimo prób porozumienia podejmowanych ze strony kierowcy.
Policjanci podobno byli wyrozumiali dla kierowcy i nie kwapili się z karaniem go. Nie mieli jednak wyjścia i nagrywający otrzymał mandat na 2500 zł oraz 15 punktów karnych. Kierowca oraz osoby które upubliczniły jego nagranie zastanawiają się, czy taka kara jest adekwatna. Zwłaszcza, że kierowca miał już na koncie 10 punktów, więc po przyjęciu mandatu otrzymał wezwanie na powtórny egzamin. Jeśli go nie zda, straci prawo jazdy. Czy słusznie?
Naszym zdaniem cała sytuacja jest kuriozalna, a reakcja pieszych niepotrzebna, bardzo przesadzona i słusznie kierowca zgłosił, że piesi go zaatakowali i uszkodzili mu lusterko. Nie zmienia to faktu, że sam jest sobie winien. Twierdzi, że wjechał na pasy bo „źle ocenił sytuację”, ale tam nie było czego oceniać. Gdyby Hyundai ruszył i nagle się zatrzymał, to byłaby jakaś podstawa do twierdzenia, że wydawało się, iż nagrywający może ruszyć. Nie mógł, a mimo tego to zrobił. A później cofał na przejściu dla pieszych, zupełnie nie obserwując sytuacji wokół samochodu.
Nie zmienia to tego, jak działają przepisy. One nie rozróżniają, czy kierowca tylko dotknął pieszego, czy może wjechał w niego z impetem. Jeśli doszło do kontaktu, mówimy o potrąceniu. Podobnie jak nie trzeba nikomu zniszczyć samochodu, żeby doszło do stłuczki. Policjanci mieli zeznania czterech osób, które wcale nie musiały kłamać. Jeśli tylko kierowca dotknął którejś z nich cofając, było to potrącenie. Natomiast grozi mu utrata prawa jazdy nie dlatego, że doprowadził do tej sytuacji, ale także dlatego, że wcześniej popełnił inne wykroczenia. Tak to niestety działa.
Zacznijmy od przytoczenia zmienionych stosunkowo niedawno przepisów, które miały poprawić bezpieczeństwo na drogach i komfort pieszych, a budzą nieustanne kontrowersje. Zgodnie z art. 13 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
Pieszy znajdujący się na przejściu dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem. Pieszy wchodzący na przejście dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem, z wyłączeniem tramwaju.
„Kością niezgody” jest tu określenie „pieszy wchodzący”. Jedni mówią, że to taki, który właśnie wchodzi na przejście, ale często media oraz policja uważają, że pieszy idący w stronę przejścia też na nie „wchodzi”. Można więc powiedzieć, że przepisy są niejasne, ale zawsze interpretowane na niekorzyść kierowcy.
Kiedy rowerzysta musi ustąpić pierwszeństwa pieszemu?
Jak powinno się ten przepis stosować w przypadku rowerzystów? Rowery to również pojazdy, więc cyklista jadący ulicą, widząc pieszego wchodzącego na przejście, powinien mu ustąpić.
Co innego na drodze dla rowerów, które wyznacza się poza obrębem jezdni dla samochodów. Co prawda gdy przecinają je przejścia dla pieszych, to pojawia się na nich zebra, ale to za mało. Takie oznakowanie jest inwencją własną zarządcy drogi, ponieważ same pasy na drodze (znak P-10) to za mało. Musi być także ustawiony znak pionowy D-6. Kierujący pojazdem musi z daleka mieć jasny sygnał, że zbliża się do przejścia, a zebra wyznacza miejsce, po którym mogą chodzić piesi.
Jeśli na drodze dla rowerów jest sama zebra i nie ma wspomnianego znaku D-6, to nie jest to przejście dla pieszych. Przechodzący w tym miejscu pieszy nie nabywa żadnych praw, tylko musi ustępować pierwszeństwa rowerzystom.
Tak jak wspomnieliśmy, pieszy ma pierwszeństwo tylko na właściwie oznakowanych przejściach dla pieszych. Jeśli rowerzysta jedzie ulicą, a przez nią przebiega przejście, musi ustąpić pierwszeństwa osobom na nim przebywającym i na nie wchodzącym. Niedopuszczalna jest sytuacja, często niestety mająca miejsce, w której samochody zatrzymują się przed przejściem, a tymczasem rowerzysta wyprzedza je z prawej strony.
Analogicznie sytuacja wygląda na pasie dla rowerów. Wydzielany jest on z jezdni dla samochodów i przebiega bezpośrednio obok niej. Jeśli trafi się w takim miejscu przejście, to również nie będzie wątpliwości, że kierujący rowerem musi zachować się tak samo, jak kierujący samochodem.
Wielu „smakoszy” odpowie, że nie ma mowy – piwo bezalkoholowe to nie piwo. Jeśli tak sądzicie, to musimy was rozczarować. To czy coś jest piwem, wynika ze sposobu wytworzenia napoju, a nie tego, czy jest w nim alkohol.
Piwo bezalkoholowe produkuje się jak zwykłe piwo, wykorzystując do tego wodę, słód oraz chmiel. Dopiero później odparowuje się z niego alkohol. Poza brakiem procentów, to nadal więc jest piwo.
Skoro jest bezalkoholowe, to chyba mówi to samo za siebie? Wbrew pozorom nie. Zgodnie z prawem produkt uważa się za „bezalkoholowy”, jeśli zawartość alkoholu w nim wynosi poniżej 0,5 proc. Dlatego nie zdziwcie się, jeśli na piwie bezalkoholowym znajdziecie małym druczkiem informację, że zawiera ono 0,2 proc. alkoholu. To nie oszustwo.
Czy można prowadzić samochód po piwie bezalkoholowym?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wypicie piwa bezalkoholowego nie oznacza, że nie możecie prowadzić. Nawet jeśli procentów było tam więcej niż „0,0”, to nadal mowa o wartościach śladowych, których nie wykryje kontrola. Należy przy tym pamiętać, że wypicie większej liczby piw bezalkoholowych może w teorii poskutkować pojawieniem się jakiegoś alkoholu w wydychanym przez nas powietrzu. Jest to mało prawdopodobne i zależy także od konkretnego trunku oraz naszej tolerancji na napoje wyskokowe, ale lepiej nie ryzykować.
Podobnie jest w przypadku popularnych od lat radlerów, czyli połączenia piwa z lemoniadą. Bywają ciekawą alternatywą dla słodzonych napojów gazowanych, ale trzeba na nie uważać. Zwykle występują w dwóch wersjach – bezalkoholowej i niskoalkoholowej (mającej zwykle 2 proc.). Ta druga jest już napojem alkoholowym – nie mogą kupować jej nieletni, ani nie powinni pić kierujący. Wypicie jednej butelki, a w przypadku niektórych osób, nawet dwóch, nie powinno spowodować przekroczenia dopuszczalnego w Polsce limitu stężenia alkoholu, czyli 0,2 promila. Tak naprawdę jednak nie warto ryzykować ani jednego, ponieważ bez pomiaru profesjonalnym alkomatem, nigdy nie wiemy, jak zareagował nasz organizm.
Co grozi za jazdę pod wpływem alkoholu w 2024 roku?
Jeżeli podczas kontroli wydmuchamy między 0,2 a 0,5 promila, to mowa jest o prowadzeniu pojazdu w stanie po użyciu alkoholu. Jest to wykroczenie, za które grozi:
grzywna nie niższa niż 2500 zł (maksymalnie 30 tys. zł) lub areszt do 30 dni
Natomiast w sytuacji, kiedy alkomat pokaże wynik przekraczający 0,5 promila alkoholu w naszym organizmie, grozi nam:
grzywna, ograniczenie wolności lub kara więzienia
zakaz prowadzenia pojazdów od 1 roku do 15 lat
kara finansowa od 5000 zł do 60 000 zł (na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej)
15 punktów karnych
Ponadto mając większe stężenie alkoholu w organizmie, możemy zostać też ukarani konfiskatą pojazdu. Jeśli nie prowadzimy własnego samochodu, trzeba zapłacić równowartość auta, w którym zostaliśmy zatrzymani. Konfiskata następuje w sytuacji:
prowadził pojazd mając ponad 1,5 promila alkoholu
doprowadził do wypadku mając ponad 0,5 promila alkoholu
prowadził pojazd po alkoholu i w warunkach recydywy
Smartfon to dziś urządzenie pierwszej potrzeby, bez którego nie wyobrażamy sobie życia, ale musimy wyobrazić sobie jazdę. Zgodnie z przepisami, możemy prowadzić w czasie jazdy rozmowy telefoniczne, ale muszą one odbywać się albo z wykorzystaniem samochodowego systemu Bluetooth lub korzystając z akcesoryjnych słuchawek, tak popularnych w dawnych latach. Jazda z telefonem przy uchu jest zakazana, ale nie tylko to.
Kierującemu pojazdem zabrania się korzystania podczas jazdy z telefonu wymagającego trzymania słuchawki lub mikrofonu w ręku.
Nie możecie więc nie tylko rozmawiać z telefonem w ręce, ale w ogóle trzymać go w ręce w celu korzystania z jego funkcji. To poważnie zawęża pole możliwości, ale nie całkowicie.
Czy można korzystać z nawigacji w telefonie podczas jazdy?
Co do zasady prawo nie zabrania korzystania z nawigacji w samochodzie, bez względu na to, czy mamy do tego celu osobne urządzenie, czy korzystamy z telefonu. Urządzenie takie powinno być zamontowane w odpowiednim uchwycie, pozwalając nam na obserwację sytuacji na drodze i zerkanie na wyświetlane wskazówki. Za to mandat nie grozi.
Grozi natomiast za niewłaściwe manipulowanie w ustawieniach nawigacji. Najwygodniej jest wziąć telefon do ręki, szybko wyszukać adres i wtedy dopiero umieścić go na uchwycie. Jeśli zrobicie to podczas jazdy lub stojąc na światłach, grozi wam mandat 500 zł oraz 12 punktów karnych. Policjanta nie interesuje, co konkretnie robiliście na telefonie – jeśli trzymacie go w ręce, należy się mandat.
Dlatego cel w nawigacji najlepiej ustawić jeszcze będąc na parkingu, a więc przed włączeniem się do ruchu. Jeśli już jedziecie, musicie obsługiwać telefon pozostawiony w uchwycie. Wtedy najprościej i najbezpieczniej jest użyć wyszukiwania głosowego.
Na koniec trzeba wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy. Polskie przepisy nie zakazują umieszczania na szybie akcesoriów, takich jak uchwyt na telefon, nawigację czy kamerkę. Trzeba tylko podejść do tego rozsądnie i wybrać takie miejsce, które nie utrudni nam obserwacji drogi. Istnieje zapis mówiący o tym, że kierowca ma obowiązek zapewnić sobie odpowiednią widoczność, a za jego niedopełnienie można dostać od 20 do 3000 zł mandatu.
Jeśli planujecie podróż poza granice naszego kraju, to koniecznie sprawdźcie miejscowe przepisy. W wielu krajach istnieją obostrzenia dotyczące na przykład kamerek samochodowych, albo zakazujące umieszczania czegokolwiek na szybie.
W jakich sytuacjach policja może zatrzymać kierowcę do kontroli?
Zwykle kierujący zatrzymywani są do kontroli, ponieważ popełnili jakieś wykroczenie. Policja zwykle nie ma czasu na wyrywkowe, „rutynowe” kontrole. Lecz gdy zajdzie taka potrzeba, powodów kontroli może być sporo:
podejrzenie popełnienia przestępstwa lub wykroczenia przez kierującego pojazdem
podejrzenie, że pojazd pochodzi z przestępstwa lub w pojeździe znajdują się osoby, które popełniły przestępstwo
uzasadnione podejrzenie, że pojazd zagraża bezpieczeństwu ruchu
podejrzane zachowanie kierującego pojazdem
wykonywanie czynności służbowych na miejscu zdarzenia drogowego
reagowanie na zgłoszenie przekazane policji przez obywatela
Prawidłowo przeprowadzona kontrola drogowa zaczyna się od wydania kierującemu polecenia zatrzymania się i wskazania miejsca, gdzie ma to zrobić. Jeśli kierującego zatrzymuje patrol w radiowozie, zwykle nakazuje jechać za sobą. Kierujący po zatrzymaniu powinien:
pozostać w pojeździe
trzymać ręce na kierownicy
otworzyć okno, kiedy policjant się do nas zbliży
wyłączyć silnik i włączyć światła awaryjne na polecenie policjanta
Z kolei policjant powinien podczas kontroli:
przedstawić się (podać imię, nazwisko oraz stopień służbowy)
podać powód zatrzymania
na życzenie kierowcy wylegitymować się i podać podstawę prawną zatrzymania
Zdarza się, że funkcjonariusze nie trzymają się tej procedury i zadają pytania w stylu „czy wie pan, panie kierowco, za co pana zatrzymałem”. Odradzamy w takich przypadkach pouczania funkcjonariuszy i upominania ich. Może okazać się, że nasza przewina jest niewielka i jeśli udowodnimy policjantowi, że jesteśmy jej świadomi, znamy przepisy i był to jedynie efekt zagapienia się, który natychmiast zauważyliśmy, ale było już za późno na poprawę, to potraktuje nas łagodniej. Da niższy mandat, albo sprawdzi tylko dokumenty i zastosuje wobec nas pouczenie (pomaga przy tym zero punktów karnych na koncie).
Jeśli natomiast zaczniemy domagać się, aby funkcjonariusz trzymał się sztywno procedur, może zacząć zachowywać się jak służbista. Nie odpuścić nam najdrobniejszej przewiny, a także skorzystać z możliwości zadania jednego prostego pytania.
Jakie jest obowiązkowe wyposażenie samochodu? Policjant może o nie zapytać
W Polsce kierowcy mają obowiązek przewożenia tylko dwóch rzeczy:
gaśnicy
trójkąta ostrzegawczego
Konieczne jest nie tylko ich przewożenie, ale także wiedza, gdzie się one znajdują. Zwykle w bagażniku, ale to zależy od producenta. Niektórzy mają ciekawe pomysły na schowanie ich, aby nie przeszkadzały, ale też nie rzucały się w oczy.
Policjant natomiast ma prawo zażądać od kierowcy pokazania, gdzie znajduje się gaśnica i trójkąt. Jeśli kierowca nie wie, grozi mu mandat od 20 do 3000 zł.
Autor nagrania wysłał je do publikacji w internecie, więc musi być przekonany, że padł ofiarą bezpodstawnej agresji i chce podzielić się swoją traumą. Przy okazji rzucając kpiarskie uwagi pod adresem drugiego kierowcy.
Nie wiemy, jak wyglądała wymiana zdań między kierowcami, ale nagrywający tak relacjonuje zajście:
Co padło podczas wymiany zdań? Z mojej strony nic, ponieważ nie wdaję się w dyskusję z „takimi” agresorami na drodze, a tym bardziej gdy w samochodzie są dzieci. Kolega z amerykańskiej bryki walił pięścią w szybę kierowcy i wykrzykiwał że cwaniak jestem i czy chce się zmierzyć na solo… no i sporo wulgaryzmów popłynęło tak że dzieciaki (4 i 7 lat) się pytały o co mu chodziło. Po prostu agresja wielkiego maczo z małym rozumem na drodze…
To popatrzymy, co dokładnie się stało. Kierowca Dodge’a Chargera wyprzedza nagrywającego najpierw na ciągłej linii, potem na skrzyżowaniu, a na końcu na przejściu dla pieszych. Czy wcześniej doszło już do spięcia między kierowcami? Tego nie wiemy.
Nie można tego wykluczyć, bo kierowca Dodge’a bardzo chce wyprzedzić nagrywającego, a ten nie chce na to pozwolić, znacznie przyspieszając. A może do żadnego spięcia wcześniej nie doszło? Może nagrywający tak po prostu zawsze przyspiesza, kiedy ktoś go wyprzedza?
Bez względu na faktyczny przebieg całego zdarzenia, trudno w kulturalnych słowach nazwać kierowcę, który łamie prawo, znacznie utrudniając innemu wyprzedzanie. A później, kiedy ktoś ma do niego o to słuszne pretensje, nagle sobie przypomina, że przecież ma dzieci na pokładzie i musi je chronić przed „takimi” kierowcami. Ciekawe czy wyjaśnił im, że tamten pan wkurzył się na tatusia, bo tatuś łamie prawo i jest złośliwy wobec innych.
Samochód pozostawiony na mocnym słońcu bardzo się nagrzewa, a temperatura w jego wnętrzu bez problemu może być dwukrotnie wyższa, niż temperatura powietrza na zewnątrz. Wsiadanie do takiego auta to żadna przyjemność, a podróżowanie w takich warunkach może nawet być niebezpieczne. Kluczowe jest więc szybkie schłodzenie nagrzanego wnętrza.
Najprostszy sposób na szybkie obniżenie temperatury to opuszczenie wszystkich szyb. Można to zrobić jeszcze przed podróżą, ale lepszy efekt jest podczas jazdy, gdy następuje szybka wymiana powietrza. Uruchamianie klimatyzacji wtedy nie ma większego sensu, ponieważ i tak chłodne powietrze zaraz opuści kabinę. Jednak włączenie nawiewu może przyspieszyć przewietrzanie kabiny.
Kiedy po chwili uznamy, że najbardziej gorące powietrze opuściło już nasze auto, zamykamy szyby i uruchamiamy klimatyzację. Wiele osób ustawia strumień bezpośrednio na siebie, ale ciągły podmuch zimnego powietrza może doprowadzić do przeziębienia. Lepiej jest ustawić go na szybę i skupić się na obniżeniu temperatury całej kabiny. Pomocne w tym jest zamknięcie obiegu. Dlaczego? Auto będzie wtedy czerpało już częściowo schłodzone powietrze z wnętrza, a nie nagrzane z zewnątrz, co przyspieszy cały proces.
Prawidłowe używanie klimatyzacji manualnej w samochodzie
Klimatyzacja manualna różni się od zwykłego nawiewu jedynie przyciskiem AC, czyli uruchamiającym chłodzenie. Kierunek oraz siłę nawiewu musimy ustawiać sami, zaś temperaturę wybieramy na oko. Jeśli zamiast prostej skali cieplej/zimniej mamy wypisane konkretne temperatury, to jest to klimatyzacja półautomatyczna.
Szybkie chłodzenie wnętrza powinniśmy zacząć od przestawienia pokrętła temperatury powietrza na najzimniejsze, kierunku nawiewu na szybę, a siły dmuchawy na najwyższy bieg. Gdy już wstępnie przewietrzymy samochód i zamkniemy szyby, naciskamy przycisk AC, uruchamiając sprężarkę klimatyzacji oraz zamykamy obieg. Kiedy wnętrze zacznie się schładzać, możemy zacząć zmniejszanie siły nawiewu, a także otworzyć obieg.
Prawidłowe używanie klimatyzacji automatycznej w samochodzie
Posiadacze klimatyzacji automatycznej zwykle zdają się na wygodę jaką daje to rozwiązanie, wybierając interesującą ich temperaturę i wciskają przycisk „Auto”. Nie jest to najskuteczniejszy sposób na szybkie ochładzanie wnętrza.
W fazie wietrzenia kabiny, możemy nacisnąć przycisk oznaczony piktogramem przedniej szyby oraz napisem „MAX”. To funkcja używana zwykle do szybkiego odparowania szyb, ale sprawdzi się też podczas przewietrzania wnętrza. Kiedy zakończymy ten etap, zamykamy szyby i teoretycznie możemy wcisnąć przycisk „Auto”. Układ klimatyzacji sam będzie już regulował siłę i kierunek nawiewu oraz jego temperaturę, ale w nagrzanym aucie najprawdopodobniej skieruje powietrze na nas. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zmienić kierunek nawiewu na szybę (siła dalej będzie regulowana przez elektronikę), a także zamknąć obieg, jeśli elektronika sama nie korzysta z tego rozwiązania.
Natomiast temperaturę w klimatyzacji automatycznej ustawiamy od samego początku taką, jaką chcemy osiągnąć. Wiele osób mylnie interpretuje to ustawienie, sądząc, że jeśli wybierzemy na przykład 20 st. C, to o takiej temperaturze powietrze będzie wpadać do kabiny. Nie jest to prawda. Wybieramy interesującą nas temperaturę, zaś elektronika stara się ją możliwie szybko osiągnąć, a potem utrzymać.
Jak uniknąć przeziębienia od klimatyzacji w aucie?
Wysoka temperatura powietrza oraz niska w samochodzie, mogą wystawić nasz układ immunologiczny na próbę. Wiele osób ma podczas upałów problem z przeziębieniem, właśnie z powodu niewłaściwego korzystania z klimatyzacji.
Ustawiona temperatura nie powinna być zbyt niska, ponieważ wysiadając potem z auta doznamy małego szoku termicznego. Niektóre poradniki zalecają, aby różnica wynosiła 5-6 stopni, co jest mało realistyczne, kiedy temperatura powietrza na zewnątrz to na przykład 35 stopni Celsjusza. Za optymalne ustawienie uznaje się zakres 20-22 stopnie.
Ważne jest także stosowanie tak zwanej „zasady 5 minut”. Polega ona na wyłączeniu klimatyzacji na 5 minut przed dotarciem do celu i zgaszeniem samochodu. Wciskamy więc przycisk AC, ale pozostawiamy aktywny nawiew. W ten sposób wnętrze samochodu zacznie się stopniowo nagrzewać i wysiadając z niego, nie odczujemy dużej różnicy temperatur.
Ponadto wyłączając klimatyzację na 5 minut przed dotarciem do celu, pozwalamy parownikowi układu na osuszenie się. W przeciwnym razie wilgoć na nim zgromadzona, będzie dobrym środowiskiem dla rozwoju grzybów, które potem odpowiedzialne są za brzydki zapach z nawiewów i mogą powodować choroby.
Niedawno pisaliśmy o przepisach, które pozwolą wprowadzić zasadę, że kierowca straci prawo jazdy za przekroczenie prędkości nie o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym, ale o ponad 30 km/h. Takie wykroczenie znacznie łatwiej popełnić, więc i liczba kierowców, którzy na jakiś czas pożegnają się z prawem jazdy, bez wątpienia wzrośnie.
Jedną z przyczyn takiego wzrostu będzie również to, że nowe kary miałyby obowiązywać na terenie całej Unii Europejskiej. Jeśli kierowca, który pojedzie 81 km/h w terenie zabudowanym straci prawo jazdy w Czechach, to wiedzieć będą o tym służby w całej UE.
Wykroczenia kierowców będą jawne w całej Unii Europejskiej
Nowe przepisy dotyczące utraty praw jazdy za prędkość, to tylko część zmian, jakie przyjął Parlament Europejski. Część z nich dotyczy ogólnoeuropejskiej bazy, w której zapisywane byłyby wykroczenia popełniane przez kierowców, na terenie wszystkich krajów wspólnoty. Chodzi o to, żeby kierowcy surowo karani w jednym kraju, nie uchodzili za wzorowych obywateli w drugim, tylko dlatego, że w nim akurat nie popełnili jeszcze żadnych wykroczeń.
Policjanci będą mieli więc na przykład informacje, że kierowca w innym kraju został ukarany za zbyt szybką jazdę lub prowadzenie po alkoholu. Dowiedzą się także, czy jego prawo jazdy jest ważne, a nie na przykład czasowo zawieszone. Kraje UE mają teraz 30 miesięcy na stworzenie takiego systemu, pozwalającego na swobodną wymianę informacji.
Rewolucja w punktach karnych
Kierunkiem, w którym unijne władze chcą podążyć, jest ujednolicony system karania kierujących. Przedstawiona wcześniej wizja daje możliwość sprawdzenia, że kierowca stracił prawo jazdy za punkty karne, ale obecnie każdy kraj członkowski ma własny system i własny taryfikator.
Dlatego docelowo ma powstać jednolity system karania kierowców. Tak, żeby każdy miał jedno, ogólnoeuropejskie konto, na które trafiają punkty. Jeśli ktoś przekroczy prędkość w Polsce, a potem w Niemczech, punkty za te wykroczenia się zsumują. Jeśli następnie w Czechach przekroczy obowiązujący limit, wszystkie służby w UE będą o tym wiedziały.
Dla większości kierowców, którzy jeżdżą za granicę samochodami sporadycznie albo wcale, te zmiany mogą wydać się mało istotne, ale to błędne myślenie. Ogólnoeuropejski taryfikator punktów karnych oznacza nowe zasady naliczania oraz limity, co do których można podejrzewać, że będą bardziej surowe niż obecnie. Komisja Europejska dąży do „wizji zero”, czyli braku wypadków śmiertelnych na terenie UE, a jednym ze środków do osiągnięcia tego celu, ma być surowszy system karania kierowców.
Kierowcy mają różny stosunek do światła żółtego. U wielu wywołuje syndrom „jeszcze zdążę” i nie wciskają oni hamulca, a czasami wręcz dodają gazu. Żółte światło to dla nich sygnał „pospiesz się”.
Przepisy mówią coś zgoła innego. Zgodnie z w par. 95, ust. 1, pkt. 2 rozporządzenia Ministrów Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji w sprawie znaków i sygnałów drogowych:
Sygnały świetlne nadawane przez sygnalizator S-1 oznaczają: sygnał żółty – zakaz wjazdu za sygnalizator, chyba że w chwili zapalenia tego sygnału pojazd znajduje się tak blisko sygnalizatora, że nie może być zatrzymany przed nim bez gwałtownego hamowania; sygnał ten oznacza jednocześnie, że za chwilę zapali się sygnał czerwony.
To teraz popatrzmy na nagranie. Chociaż na sygnalizatorze zapalił się sygnał żółty, a autor nagrania był oddalony od sygnalizatora, nie hamował. Nic dziwnego, że nie zdążył zareagować, kiedy kierowca auta przed nim zahamował gwałtownie.
Kto zawinił w tej sytuacji? Można teoretycznie stwierdzić, że pierwszy kierowca hamował niepotrzebnie. Prawo zezwala mu w takiej sytuacji jechać. Nie zezwalało za to autorowi, a on mimo to chciał chyba jeszcze pokonać skrzyżowanie. Co zemściło się na nim boleśnie.
Passat zachwyca wyrazistym designem, który podkreśla jego dynamiczny charakter. Nowoczesne linie nadwozia i dopracowane detale sprawiają, że auto wyróżnia się na tle konkurencji. Smukła sylwetka i dynamiczna stylistyka podkreślają sportowy charakter auta, a jednocześnie zapewniają elegancki wygląd.
Przestronne wnętrze Passata zapewnia komfortową podróż dla pięciu osób. Ergonomiczne fotele gwarantują wygodę nawet podczas długich podróży, a bogate wyposażenie wnętrza dba o przyjemność z jazdy. Duża przestrzeń bagażowa pozwala na zabranie ze sobą wszystkiego, co niezbędne, a liczne schowki i skrytki ułatwiają organizację przestrzeni.
Silniki dostosowane do Twoich potrzeb
Passat dostępny jest z szeroką gamą silników benzynowych, diesla i hybrydowych, które zapewniają doskonałe osiągi i niskie zużycie paliwa. Wybierz silnik dopasowany do Twoich potrzeb i ciesz się przyjemnością z jazdy.
Silniki benzynowe oferują szeroki zakres mocy, od 150 do 272 KM, zapewniając dynamiczne przyspieszenie i wysoką prędkość maksymalną. Silniki diesla słyną z niskiego zużycia paliwa i dużej oszczędności. Silniki hybrydowe łączą w sobie zalety obu typów silników, oferując niską emisję spalin i niskie koszty eksploatacji.
Technologie na najwyższym poziomie
Passat wyposażony jest w najnowocześniejsze technologie, które zapewniają bezpieczeństwo i komfort jazdy. Systemy wspomagające kierowcę, takie jak asystent pasa ruchu, automatyczne hamowanie awaryjne i aktywny tempomat, dbają o Twoje bezpieczeństwo na drodze. Nowoczesny system multimedialny z ekranem dotykowym ułatwia sterowanie funkcjami auta, a system nawigacji prowadzi Cię pewnie do celu.
Passat wyposażony jest również w szereg innych technologii, które ułatwiają codzienne użytkowanie auta, takich jak system parkowania bezobsługowego, kamera 360 stopni i system nagłośnienia premium.
Salon Volkswagen Kraków – Twój partner w biznesie
Jeśli szukasz auta dla firmy, Salon Volkswagenoferuje specjalne programy finansowania i leasingu dostosowane do potrzeb firm. Skorzystaj z fachowej pomocy doradców, którzy pomogą Ci wybrać idealny samochód dla Twojej firmy.
Salon Volkswagen oferuje również szeroki zakres usług serwisowych, takich jak przeglądy okresowe, naprawy i wymiana części. Dzięki temu możesz mieć pewność, że Twoje auto jest zawsze w doskonałym stanie technicznym.
Najbardziej spektakularne rejony prac to właśnie miejsca, gdzie powstają estakady ES-22, ES-24 oraz mierząca w najwyższym miejscu 80 m wysokości, ES-26. Aktualnie wykonawca buduje drogi dojazdowe do podpór. Ze względu na ukształtowanie tereny drogi te przypominają serpentyny. Różnica poziomów tych dróg przy estakadzie ES-26 sięga 120 metrów.
Tak duże utrudnienia terenowe wymuszają na dostawcach mieszanki betonu cementowego zupełnie innej logistyki niż zazwyczaj. Spadki dróg technologicznych sięgające 15 proc powodują, że gruszki przewożące beton, nie mogą transportować pełnych ładunków. Może to być najwyżej 80 proc. ich ładowności.
Zróżnicowany teren stanowi także wyzwanie pod względem posadowienia estakad. Na tym odcinku wykonywane są pale o średnicy 1,5 m, a najdłuższe z nich osiągają niespotykaną dziś w Polsce głębokość – 42,5 metrów.
Aktualnie na budowie kontynuowane są prace związane z wykonywaniem wykopów i nasypów. Wykonywany był geomaterac na kolumnach betonowych (FDC) stanowiących wzmocnienie podłoża pod nasyp bezpośrednio za estakadą ES13, która stanowić będzie przeprawę S19 nad rzeką Wisłok oraz drogą powiatowa w miejscowości Wyżne.
Kontynuowano także zbrojenie i betonowanie fundamentów oraz podpór obiektu. Usuwane są kolizje wodociągowe i teletechniczne. Trwają prace związane ze zbrojeniem i betonowaniem fundamentów pod estakady oraz wykonywaniem pali wielkośrednicowych pod podpory.
Droga ekspresowa S19 to część szlaku Via Carpatia
Szlak Via Carpatia to kluczowy korytarz transportowy łączący Europę północną i południową. Na terenie Polski trasa będzie miała około 700 km długości. W skład szlaku drogowego Via Carpatia wchodzą odcinki dróg ekspresowych S61, S16 i S19 przebiegające przez teren pięciu województw – podlaskiego, warmińsko-mazurskiego, mazowieckiego, lubelskiego i podkarpackiego.
W województwie podkarpackim S19 będzie miała docelowo długość ok. 169 km, a tak przedstawia się stan jej realizacji:
81,8 km – oddane do ruchu (odcinki: Lasy Janowskie – Rzeszów Południe),
72,9 km – w realizacji (w budowie: Rzeszów Południe – Babica, Babica – Jawornik, Krosno – Miejsce Piastowe, Miejsce Piastowe – Dukla, dobudowa drugiej jezdni Sokołów Małopolski Płn. – Jasionka oraz na etapie uzyskiwania ZRID: Domaradz – Krosno, Dukla – Barwinek),
11,6 km – w przygotowaniu (na etapie przetargu: Jawornik – Lutcza, Lutcza – Domaradz).
Ilu kierowców w Polsce traci prawo jazdy za prędkość?
Co roku nawet 50 tys. polskich kierowców traci prawo jazdy, za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o ponad 50 km/h. Dzieje się tak pomimo tego, że przepisy takie obowiązują od lat i każdy chyba kierujący o nich słyszał. Nie da się też ukryć, że przekroczyć prędkość w mieście o ponad 50 km/h to już nie czysty przypadek i zagapienie się, tylko trzeba się o taki wynik postarać.
Bardzo możliwe, że niedługo sytuacja polskich kierowców będzie jeszcze trudniejsza, ponieważ przekroczenie prędkości, przy którym tracić się będzie uprawnienia do kierowania, ma być wyraźnie obniżony. Wszystko za sprawą decyzji Parlamentu Europejskiego.
Nowe przepisy dotyczące utraty prawa jazdy za prędkość
Przyjęta niedawno nowelizacja przepisów zakłada, że utrata prawa jazy miałaby następować już po przekroczeniu prędkości o ponad 30 km/h. To wyraźne zaostrzenie przepisów w stosunku do tego, co obecnie obowiązuje w Polsce.
Zgonie z założeniami UE, nowe przepisy miałyby obowiązywać we wszystkich krajach wspólnoty. Byłoby to połączone z ogólnoeuropejskim systemem karania kierowców. Oznacza to, że gdybyśmy stracili prawo jazdy w innym kraju należącym do UE, to polskie służby, a także służby wszystkich innych krajów, by o tym wiedziały. Ukrywanie swoich przewin i gromadzenie punktów osobno w każdym kraju, stałoby się niemożliwe.
Jak cały proces utraty prawa jazdy za granicą, miałby funkcjonować? Po ujawnieniu wykroczenia, informacja o nim w ciągu 10 dni trafiałaby do kraju, w którym kierowca zdobył prawo jazdy. Decyzja o zatrzymaniu uprawnień zapadałaby w ciągu 15 dni, a kierowca otrzymywałby o niej informację po 7 kolejnych dniach.
Nie znamy obecnie żadnych innych szczegółów. Na przykład takich, jak wyglądałaby procedura odwoławcza. Co w sytuacji, gdy kierowca nie przyjąłby mandatu. Czy musiałby stawiać się na rozprawy w zagranicznym sądzie? Czy zachowywałby prawo jazdy, do momentu rozstrzygnięcia sprawy? To tylko część z wielu wątpliwości, jakie się narzucają.
Według obecnie obowiązujących w Polsce przepisów, prawo jazdy tracimy za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o ponad 50 km/h. W terenie niezabudowanym nie ma takiej zasady. Uprawnienia zatrzymywane są na 3 miesiące, a jeśli nie zastosujemy się do tej decyzji, to stracimy prawo jazdy na 6 miesięcy. Kolejne przyłapanie na ignorowaniu zakazu oznacza utratę prawa jazdy na stałe.
Prawo jazdy tracimy zawsze, bez względu na to, czy godzimy się z decyzją policjanta i przyjmujemy mandat lub też nie. Brak możliwości obrony jest sprzeczny z prawem, co potwierdził wyrok Trybunału Konstytucyjnego, ale ani policja ani rządzący, nie zrobili nic w sprawie zmiany bezprawnych przepisów.
Wiele osób bez zastanowienia odpowie, że tak. Chodzi przecież o funkcjonariusza publicznego, wykonującego swoje obowiązki służbowe w sposób otwarty i transparentny. Jeśli tak uważacie, to… macie rację. Przynajmniej częściowo.
Dozwolone jest nagrywanie interwencji i na nagraniu może być widoczny wizerunek przeprowadzającej ją funkcjonariuszy. Robiąc to nie możemy jednak w żaden sposób utrudniać interwencji. Wciskanie się między funkcjonariuszy lub wchodzenie im pod nogi, aby nagrać lepsze ujęcie jest niedozwolone.
Jeśli podczas nagrywania utrudniamy pracę policjantom, ci bez wątpienia poproszą nas o odsunięcie się, odejście na bok, albo wyznaczą nam punkt, którego nie możemy przekraczać. Niektórzy nagrywający wykrzykują wtedy, że oni tu przeprowadzają obywatelską kontrolę, interwencję lub coś podobnego i mają prawo robić, co chcą.
To bardzo mylne spojrzenie. Przepisy jasno określają, czego robić nie możemy:
Kto umyślnie, nie stosując się do wydawanych przez funkcjonariusza Policji lub Straży Granicznej, na podstawie prawa, poleceń określonego zachowania się, uniemożliwia lub istotnie utrudnia wykonanie czynności służbowych, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
Za utrudnianie interwencji grozi od 20 do 5000 zł grzywny lub od 5 do 30 dni aresztu.
Kiedy nie można nagrywać policjanta podczas interwencji?
Wiemy już, że nagrywanie co do zasady jest dozwolone, ale trzeba trzymać się podczas tej czynności odpowiednich wytycznych. Bardzo istotne jest także to, co potem robimy z nagraniem.
Przepisy pozwalają na rejestrowanie interwencji na użytek własny, na przykład kiedy uważamy, że policjanci zachowują się niewłaściwie. Takie nagranie może potem posłużyć za dowód podczas składania na nich skargi.
Zabronione jest natomiast upublicznianie takich nagrań. Jeśli tylko daje się na nim rozpoznać funkcjonariusza (po wyglądzie lub głosie), wideo takie nie może trafić do sieci. Policjanta, nawet podczas interwencji, chroni bowiem RODO i funkcjonariusze coraz częściej występują w obronie swojego wizerunku.
Co grozi za publikowanie nagrania z kontroli policji?
Policja poinformowała o kolejnym wyroku w sprawie dotyczącej upubliczniania wizerunku interweniującego policjanta. Dopuściła się tego osoba, która podawała się za „dziennikarza społecznego”, działającego w social mediach. Czyli był to ktoś, kto założy profil „interwencyjny” i wrzucał tam filmiki ze zdarzeń, które uważał za interesujące lub istotne. Często osoby takie za istotne uważają na przykład „niewłaściwe” zachowanie policji, zwykle nie mając odpowiednich kompetencji, by móc dokonywać takiej oceny.
Domyślamy się, że nagranie wrzucone przez tą osobę postawiło interweniującego funkcjonariusza w niekorzystnym świetle, dlatego postanowił on coś z tym zrobić. Pozwał „dziennikarza społecznego”, a sąd przyznał policjantowi rację:
Sąd Okręgowy w Opolu orzekł, że mężczyzna ma przeprosić funkcjonariusza i zwrócić koszty sądowe w wysokości 2 tys. zł. Sąd uznał, że każdy co prawda może nagrać interwencję policji, ale tylko na własny użytek. Nie wolno w mediach społecznościowych w internecie udostępniać wizerunku policjantów lub innych funkcjonariuszy i urzędników, bez ich wyraźnej zgody.
Inaczej potoczyła się sprawa sprzed pół roku, gdzie kobieta nagrywała interweniującą policjantkę, pomimo jej wyraźnego sprzeciwu. Potem zamieściła nagranie w swoich mediach społecznościowych, dodając do niego obraźliwy komentarz. Sąd nakazał jej zwrot 3600 zł kosztów sądowych, zapłacenie policjantce 6000 zł oraz wypłacenie 2000 zł na rzecz policyjnego stowarzyszenia. Z nagrywaniem policjantów trzeba więc bardzo uważać.